9877

Szczegóły
Tytuł 9877
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9877 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9877 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9877 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Richard Condon Honor Prizzich Prze�o�y� Tomasz Mirkowicz Data wydania oryginalnego: 1982 Data wydania polskiego: 1988 pami�ci Benna Reyesa �Lecz straszna przeznacze� jest pot�ga, Ni z�oto, ni wojna przed ni� chroni: Na wie�y warownej nas dosi�ga I wody pruj�c� ��d� dogoni.� Ch�r. Antygona (prze�o�y� Mieczys�aw Bro�ek) Rozdzia� 1 Wnuczka Corrada Prizziego bra�a �lub przed barokowym o�tarzem ko�cio�a Santa Grazia di Traghetto, ko�cio�a przynosz�cego szcz�cie rodzinie Prizzich. Wygl�da�a prze�licznie, ws�uchana w �piewny g�os biskupa i podnios�e tony odpowiadaj�cego mu ch�ru. Panem m�odym by� jej kuzyn, Patsy Garrpne, cz�onek �cis�ego kr�gu rodziny Prizzich, nieco ni�szy, lecz za to bardziej energiczny od swojej przysz�ej �ony. Poci�te zmys�owymi promieniami �wiat�a wn�trze �wi�tyni wype�nia�y mi�kkie, puszyste d�wi�ki ko�cielnej muzyki. Osiemdziesi�cioczteroletni Don Corrado Prizzi siedzia� w pierwszej �awce na prawo od nawy. Drzema�, lecz nawet w spoczynku jego twarz mia�a w sobie ch��d i drapie�no�� potwornej korony z cierni, ogromnej rozgwiazdy asterias acanthalis. Co pewien czas jego ma�e oczka, weso�e jak kostki lodu, otwiera�y si�, przebiega�y kilka wers�w w ksi��eczce do nabo�e�stwa i zamyka�y si� zn�w. Obok Don Corrada siedzia� jego najstarszy syn. Vincent, ojciec panny m�odej, t�gi, brylasty m�czyzna, dla kt�rego liczy�y si� wy��cznie pozory. Siedzia� z d�o�mi zaci�ni�tymi na kolanach i marszcz�c brwi, nuci� pod nosem wojskowego marsza. Kolejne miejsca zajmowali brat Vincenta, Eduardo oraz jego trzecia nie�lubna �ona. Dziecina. Eduardo zwraca� si� tak do wszystkich swoich nie�lubnych �on nie po to, �eby pokaza�, jak bardzo jest nowoczesny, lecz - jak to kiedy� wyja�ni� matce - poniewa� Cristoforo Colombo, wyruszaj�c na swoj� pierwsz� wypraw�, ochrzci� jedn� z trzech karawel �Ni?a�, czyli w�a�nie �dziecina� po hiszpa�sku. �Wszystkie s� bardzo drobne. Dlaczego wi�c nie m�wisz im Pinta?� - spyta�a matka. W rodzinie wiedziano natomiast dobrze, �e �adna z nich nie zas�uguje na to, by j� nazwa� na cze�� flagowego okr�tu wielkiego odkrywcy - �Santa Maria�. Eduardo by� jedynym elegantem w rodzinie: srebrzyste, faluj�ce, tapirowane w�osy, garnitury od Cifonellego (Roma), buty i portfel firmy Gucci. Bezpo�rednio za Don Corradem siedzia� Angelo Partanna, jego najstarszy przyjaciel i doradca rodziny. By� to wysoki, �ylasty, �ysy jak kolano i wiecznie tryskaj�cy energi� m�czyzna nieco po siedemdziesi�tce. Dalsze �awki po prawej stronie ko�cio�a zajmowali - mieszaj�c wo� swojego potu z g�stniej�cym zapachem setek p�on�cych �wiec - rozsadzeni wed�ug starsze�stwa pomniejsi Prizzi, jeszcze jeden Partanna, oraz ca�e zast�py Sester�w i Garronych, grubo okraszone krewnymi z wi�kszo�ci g��wnych rodzin fratellanza w Stanach Zjednoczonych. Sal Prizzi o�eni� si� z Virgie Licamarito, siostr� Augiego Licamarita zwanego Kantem, g�ow� rodziny z Detroit. Dwie c�rki Garronego wysz�y za syn�w Gennara Fustina, g�owy rodziny z Nowego Orleanu, kt�ra kontrolowa�a ca�e po�udniowe wybrze�e Stan�w Zjednoczonych. Siostrzenica Don Corrada, Cateria, po�lubi�a syna Religia Caramazzy, g�owy rodziny z Chicago, a sam Don Corrado spokrewniony by� z Samem Beneficem, g�ow� rodziny z Nowej Anglii, oraz Carlem Viggonem zwanym Kanistrem, szefem grupy z Cleveland. Wszystkie przedsi�biorstwa kierowane przez fratellanza tworzy�y razem lu�ny konglomerat, kt�ry sprawnie funkcjonowa� tylko dzi�ki temu, �e potrafiono neutralizowa� si�y policji oraz utrzymywa� niezmiennie przyjazne stosunki z klientami-ofiarami. Interesy rodziny Prizzich w stu procentach zale�a�y od dobrych kontakt�w z niekryminalnym od�amem spo�ecze�stwa, o jakie nie musi si� troszczy� �adna normalna firma. Kontakty te obu stronom przynosi�y zyski. B��dem by�oby s�dzi�, i� cz�onkowie rodziny Prizzich r�ni� si� zdecydowanie od ludzi zarabiaj�cych na �ycie w spos�b legalny, z kt�rymi ��cz� ich interesy obop�lne korzy�ci i wysokie dochody sprawiaj�, �e i jednym i drugim w r�wnym stopniu zale�a�o i zale�y na wsp�pracy. Nie mo�na uwa�a� Prizzich za czarne charaktery, a ich legalnie dzia�aj�cych wsp�lnik�w za kryszta�owe postacie. Jedni i drudzy wykluli si� w ci�gu tej samej d�ugiej nocy z kultury oszala�ej na punkcie pieni�dza; pomagaj�c sobie, wsp�lnie ro�li w si��, a� stali si� wiod�c� si�� polityczn� i ekonomiczn� w �yciu spo�ecze�stwa. Dalsze rz�dy na lewo od nawy zajmowali siedz�cy z kamiennymi minami pro�ci gangsterzy podlegli Prizzim wraz ze swoimi capiregime - gwardia honorowa z�o�ona z oko�o siedmiuset ludzi, jedna trzecia wszystkich soldati. Bli�sze �awki przeznaczone by�y dla ��cznik�w rodziny: policjant�w z brygady naczelnego inspektora, z komendy miejskiej i ze wszystkich komisariat�w dzielnicowych; przybyli ubrani po cywilnemu. W�r�d nich siedzia� tak�e dyrektor jednej z najwi�kszych mi�dzynarodowych sp�ek, nuncjusz papieski, przyw�dcy zwi�zk�w zawodowych oraz gwiazdy filmu, opery, teatru, telewizji i sportu. Dru�b� pana m�odego by� aktualny mistrz �wiata wagi p�ci�kiej w boksie. Druhn� panny m�odej by�a Miss America, poznana przez ni� z tej okazji dzi� rano. W pierwszych trzech �awkach senatorzy i kongresmani siedzieli rami� w rami� z wysokimi urz�dnikami policji i znakomito�ciami telewizyjnymi, obok nich za� najb�yskotliwsze i najt�sze umys�y z prokuratury okr�gowej i generalnej, a tak�e spo�r�d dziennikarzy i pracownik�w Bia�ego Domu. Na galeriach przeznaczonych dla ch�ru zainstalowali si� kamerzy�ci sieci telewizyjnych oraz kamerzy�ci filmuj�cy �lub na ta�mach wideo dla rodziny Prizzich. Szum g�os�w st�oczonych tam reporter�w radiowych zlewa� si� z podnios�ym �piewem cz�onk�w ch�ru, zawodzeniem biskupa, odpowiedziami ministrant�w oraz trzaskami migawek aparat�w fotograficznych. Wnuczka Corrada Prizziego wychodzi�a za m��. Charley Partanna siedzia� w jedenastym rz�dzie po prawej stronie ko�cio�a obok swojego kuzyna Pauliego Sestera, kierownika wytw�rni filmowej. By� du�ym, zwinnym, czterdziestodwuletnim m�czyzn� przypominaj�cym najbardziej Phara �apa, jednego z najlepszych koni wy�cigowych wszechczas�w - du�e, wyra�ne rysy, wydatna szcz�ka, czo�o jak od�am skalny, oczy barwy chromu. Podobnie jak jego ojciec, w wieku lat siedemnastu sta� si� �uznanym m�czyzn��, cz�onkiem szacownego stowarzyszenia. Charley by� synem Angela, sottocapo Vincenta i wykonawc� Prizzich. Pierwsz� robot� wykona� kiedy mia� trzyna�cie lat, na Gun Hill Road w Bronksie, gdzie tego dnia by� po raz pierwszy w �yciu. Jego ojciec nie widzia� innego sposobu, �eby sprz�tn�� Ma�ego Phila Terrone, najwi�kszego handlarza proszku i trawy w p�nocnej cz�ci dzielnicy, kt�rego zawsze otacza� t�um ludzi. Charley by� w�wczas ch�opaczkiem w kr�tkich spodenkach. Mn�stwo innych dzieciak�w, chyba ze trzydzie�cioro, k��bi�o si� wok� Terronego, walcz�c o rzucane im przez niego drobne, gdy Charley wyszed� zza samochodu �jednym strza�em rozwali� mu g�ow�. Nast�pnie cisn�� bro� na ziemi� i wmiesza� si� w t�um. Charley by� jak taran. Nic nie mog�o go zawr�ci� z raz obranej drogi. Uk�ada� sobie plan, po czym wype�nia� go dok�adnie, nie zapominaj�c o niczym. Kiedy� policja otoczy�a pewne mieszkanie. Reflektory, megafony, snajperzy na dachach i w oknach, zupe�nie jak na filmie; wszystko po to, �eby nie wymkn�� im si� Tancredi zwany Do�eczki, gangster w s�u�bie Prizzich, kt�ry rozwali� dw�ch gliniarzy. Tancredi zdo�a� powiadomi� Prizzich, �e bardzo mu przykro, ale musi si� jako� dogada� z glinami, �eby zyska� na czasie i nie da� si� im ukatrupi�, wi�c zamierza wyjawi� co wie o udziale Prizzich w handlu heroin�. Potrzebuje czasu, �eby jego prawnik m�g� dogada� warunki, na jakich si� podda, a pa�aj�ce ch�ci� zemsty gliny nieco och�on�y. Don Corrado nie wierzy� w�asnym uszom. Ale kiedy poinformowa� o wszystkim Angela Partann�, ten b�yskawicznie podj�� decyzj�. - Nie ma sprawy! Po�l� Charleya, podziurawi tego chuja na sito. Charley mia� dwadzie�cia lat. By�a to jego czwarta rozwa�ka. Eduardo Prizzi um�wi� ich na spotkanie z szar�� policji brookly�skiej i po wzajemnych zapewnieniach ustalono, �e wszystkim chodzi wy��cznie o jedno: aby ten skurwiel, kt�ry zabi� dw�ch posterunkowych nakry� si� nogami, i to najlepiej bez zb�dnego nara�ania �ycia innych funkcjonariuszy, oraz �eby telewizja i prasa przypisa�y ca�� zas�ug� policji. Charley tymczasowo otrzyma� od policji now� to�samo��. Nazajutrz w gazetach figurowa� (bez zdj��) jako George Fearson, detektyw pierwszej klasy uzbrojony w policyjny sztucer. Wjecha� na g�r� s�u�bow� wind�, podszed� do kuchennych drzwi mieszkania, w kt�rym zabarykadowa� si� Tancredi, i krzykn�� do niego, �e chce mu powiedzie�, co Prizzi mog� zdzia�a� w jego sprawie. Tancredi nie otworzy� drzwi, ale si� do nich zbli�y�, �eby wys�ucha� Charleya, a wtedy ten kropn�� go przez drzwi. Potem zjecha� s�u�bow� wind� na d�, odda� bro� glinom i wyja�ni� im, jak si� sprawy maj�. Czterech pojecha�o wi�c na g�r�, wkopali drzwi frontowe i kuchenne, po czym w�adowali jedena�cie ku� w umieraj�cego gangstera. - Charley, s� tu nawet ludzie z Agrigento! - szepn�� Paulie. Kiedy sta�, by� bardzo niskim m�czyzn�, ale siedz�c sprawia� wra�enie olbrzyma. - Widzisz tego go�cia z g�b� jak �eb ��wia? Cztery rz�dy przed nami? To Pi�tro Spina. Takiej uroczysto�ci nie by�o jak �wiat �wiatem! - Mniejsza o niego. Powiedz mi lepiej, kim jest ta sza�owa babka po drugiej stronie nawy, dwa rz�dy przed nami? Spojrzeli na ni� obaj. - Sza�owa? - zdziwi� si� Paulie. Nie by�a z�a, ale g�ra si�demka. - Jezu, Paulie, jest wspania�a! Charlie nie m�g� oderwa� od niej wzroku. Paulie mo�e i przyzna�by mu racj�, �e babka, co� w sobie ma, ale dla Charleya jej uroda by�a czym� tak niezaprzeczalnym jak zwyci�stwo Trumana nad Deweyem. Jego wybranka w�osy mia�a ciemne i siedzia�a majestatycznie jak �ab�dzica. - Nie wiem, co to za jedna, ale skoro j� zaproszono, albo nale�y do bliskich przyjaci� rodziny, albo jest wa�n� figur� w prasie lub telewizji - powiedzia� Pauli. - Je�li nale�y do przyjaci�, siedzi po z�ej stronie. �piew ch�ru opad� o kilka ton�w i Charleya dolecia� miarowy szum pracuj�cych kamer. A� cztery! - pomy�la� z podziwem. Paulie wyja�ni� mu, �e ze �lubu zostanie przygotowany godzinny film z muzyk�, czo��wk�, efektami specjalnymi, i z Toni Muto, kt�rej trzy p�yty znalaz�y si� w pierwszej pi��dziesi�tce, �piewaj�c� �To musia�a� by� ty� w wybranym sycylijskim dialekcie. Film b�dzie nagrany na wideokasety, kt�re wy�le si� go�ciom, aby w przysz�o�ci zn�w mogli prze�ywa� te radosne chwile. - S�uchaj, Paulie, mo�esz co� mi za�atwi�? - Co? - Jak tylko sko�czy si� msza, powiedz go�ciowi od kamer �eby sfilmowa� mi t� babk�, dobra? - Nie ma sprawy. - Paulie wyj�� z bocznej kieszeni wizyt�wk� i co� na niej skrobn��. - Trzymaj. Jak mu to dasz, zrobi co tylko zechcesz. Amalia Sestero, siedz�ca w rz�dzie przed nimi, obejrza�a si� i u�miechn�a s�odko. - Hej, Paulie! - sykn�a. - Tak? - Zamknij mord� i ogl�daj �lub. Kiedy t�um zacz�� si� wolno wysypywa� z ko�cio�a, Charley ruszy� szybko do przodu i z�apa� za �okie� g��wnego kamerzyst�. Pewien, �e podzia�a to lepiej ni� wizyt�wka Pauliego, wsun�� mu w d�o� studolarowy banknot. - Zale�y mi na tym, �eby film dobrze wypad� - oznajmi�. - Widzi pan tamt� babk�? T� pi�kno�� w zielono-��tej sukni? Kamerzysta spojrza� we wskazanym kierunku. - Pi�kno��? - T� w kr�tkich bia�ych r�kawiczkach, co w�a�nie wychodzi z �awki! - A, t�. Widz�. - Kiedy przyjedziemy do hotelu, filmujcie j� ile si� da, dobra? Wszystko co nakr�cicie, dacie mnie, jasne? Charley mia� szorstki, metaliczny g�os przypominaj�cy chrobot tryb�w w skrzyni bieg�w, do kt�rej kto� sypn�� piasku. Brzmia� gro�nie nawet kiedy Charley �piewa� kol�dy. Jego g�os, wzrost i blask oczu podobnych do kulek w �o�ysku sprawi�y, �e kamerzysta prawie got�w by� go us�ucha�, zawaha� si� jednak, nie wiedz�c, z kim ma do czynienia. - S�uchaj, przyjacielu, ch�tnie wy�wiadczy�bym ci t� przys�ug�, ale... - Chcesz zje�� ten �wistek? Charlie wetkn�� mu do r�ki wizyt�wk� Pauliego. Kamerzysta szybko skin�� g�ow�. - Dopilnuj� wszystkiego. Ca�a przyjemno�� po mojej stronie. Taka urodziwa kobieta, film tylko na tym zyska! - Mowa! - zgodzi� si� z przekonaniem Charley. Dekoratorzy urz�dzili sal� balow� hotelu na wz�r starego Palermo Gardens. Ka�dy z dawnego s�siedztwa, kto wchodzi� na sal�, czu� si� jakby dosta� obuchem w g�ow�, bo widzia� przed sob� w�asn� m�odo��. Efekt by� tak niesamowity, �e trzy staruszki �mia�y si� i p�aka�y r�wnocze�nie. - Na mi�o�� bosk�, patrzcie, co oni tu zrobili! - krzycza� szef rodziny Bocca. - Ale numer! Nad g�owami go�ci ci�gn�y si� wst�gi marszczonej bibu�y: czerwone, bia�e i granatowe si�ga�y od jednego ko�ca sali do wisz�cego po�rodku sufitu �yrandola, a od niego do przeciwleg�ej �ciany odchodzi�y czerwone, bia�e i zielone. Nad nimi uderza�y o siebie balony, wprawione w ruch przez unosz�ce si� do g�ry ciep�e powietrze. Wszyscy bawili si� �wietnie. Powa�na uroczysto�� za�lubin przemieni�a si� w radosny bankiet weselny. Ludzie nagle poczuli do siebie sympati�. Niekt�rzy �ciskali si�. W sali by�o tyle mi�o�ci, �e serce Charleya nape�ni�o si� jej pian�, niczym kufel, do kt�rego zbyt szybko nalano piwa. Po obu stronach pomieszczenia ci�gn�y si� d�ugie sto�y zastawione g�rami kanapek. �ydowscy kelnerzy z sieci garma�erii nale��cej do Prizzich rozlewali piwo do dziesi�tk�w kufli. Ed Prizzi zapocz�tkowa� sie�, poniewa� nigdzie nie m�g� dosta� dobrej peklowanej wo�owiny; wkr�tce dosz�y do tego piekarnie, najpierw w samym Nowym Jorku, a potem w ca�ych Stanach, gdy� na �ytni chleb z chrupi�c� sk�rk� wsz�dzie byli amatorzy, i nim kto si� obejrza�, sklepy i zak�ady gastronomiczne Palermo Maven - z �ydowsk� obs�ug� - powyrasta�y w ca�ym kraju jak grzyby po deszczu. R�wnocze�nie kelnerzy m�wi�cy po sycylijsku nalewali ze sporej beczki do dzban�w wino z czarnego bzu. Na sto�ach sta�o dziesi�� rodzaj�w sa�atek, g�ry farfalline, stosy w�dlin, sterty salsiccia, obok za� pi�trzy�y si� najwymy�lniejsze ciasta otoczone przez czterna�cie gatunk�w s�odyczy i lod�w. Jezu, zdziwi� si� Charley, nawet orkiestra jest jak nale�y! Fortepian, akordeon, klarnet i wiolonczela gra�y �Giovanezz� w rockowej aran�acji. Za podium z orkiestr� wisia�y na �cianie oprawne w ci�kie z�ocone ramy sepiowe fotografie Artura Toscaniniego, papie�a Piusa XII, Enrica Carusa i Richarda Nixona o rozmiarach dwa i p� na trzy metry. Wielu starszych m�czyzn by�o ubranych odpowiednio, we fraki; wszystkie starsze kobiety te� mia�y suknie we w�a�ciwym kolorze na wesele, czarne; natomiast m�odzi i cywile przyszli wystrojeni jak ziticones. Charley mia� na sobie frak. By�o lato, trzecia po po�udniu, ale na weselu Prizzich nale�a�o okaza� szacunek. Jeszcze jedno odby�o si� zgodnie z obyczajem: osiemdziesi�ciotrzyletnia siostra Don Corrada, odziana w czer�, siedzia�a przy drzwiach i p�aka�a z rado�ci, a wchodz�cy na sal� go�cie wrzucali zaklejone koperty lub zwini�te banknoty dla panny m�odej do czarnej, zaci�ganej torby, kt�r� staruszka trzyma�a mi�dzy kolanami. Wygl�da�o na to, �e w torbie jest ju� co najmniej sze��dziesi�t dolar�w. Ludzie ze �rodowiska pocz�tkowo nazywali tysi�c dolar�w dolarem, �eby zmyli� turyst�w w Vegas, ale potem zwyczaj ten bardzo si� rozpowszechni�, poniewa� wsz�dzie le�a�y dos�ownie stosy got�wki i tylko czeka�y, �eby kto� po nie wyci�gn�� d�o�., Sze��dziesi�t dolar�w oznacza�o sze��dziesi�t tysi�cy dolar�w. Charley przyjecha� z ko�cio�a do hotelu wozem policyjnym na sygnale, bo chcia� by� na miejscu przed dziewczyn�, kt�ra wpad�a mu w oko. Da� sier�antowi, kt�ry za�atwi� mu jazd�, kupon na sze�� mro�onych stek�w z masarni Prizzich. Po wej�ciu na sal� stan�� w pobli�u drzwi i czeka�. Dziewczyna zjawi�a si� dopiero po dwudziestu minutach - pewnie najpierw posz�a do toalety. Patrzy� jak wrzuca kopert� i zobaczy�, �e towarzyszy jej Maerose Prizzi, siostra panny m�odej. Szybko wyprzedzi� je w t�umie i tak si� ustawi�, �eby musia�y przej�� obok niego. Co za twarz! Dziewczyna nie mia�a typowej w�oskiej urody, ale by�a pi�kna jak obrazek. Usta niby bukiet mak�w, sk�ra jakiej dot�d nie widzia�... Uda�, �e to t�um popycha go w ich stron�. Maerose by�a r�wn� babk�: szkoda, �e tak sobie zmarnowa�a �ycie. W dodatku prawdziwa w�oska pi�kno��: ogromne oczy, wspania�a figura, kr�g�o�ci i zapad�o�ci do kt�rych r�ka rwie si� sama. Niemal dor�wnywa�a Charleyowi wzrostem. Mia�a smutne oczy i d�ugie palce. I zawsze umia�a si� zachowa� - z wyj�tkiem tego jednego razu przed laty. - Hej, Charley! - zawo�a�a, gdy go dostrzeg�a. - Ale tu wspaniale! Poznaj moj� przyjaci�k�, Irene Walker. Irene, to Charley Partanna. Irene nic nie powiedzia�a. Czeka, �ebym ja odezwa� si� najpierw, m�drze post�puje - pomy�la�. Jak to mo�liwe, �eby kobieta mia�a tak� twarz, takie cudowne (niew�tpliwie) cia�o, i w dodatku by�a m�dra? Odni�s� wra�enie, �e jej oczy zmieniaj� wyraz, kiedy na niego patrzy. Wyda�o mu si�, �e Irene ma tak� min�, jak� pewnie mia� Pizarro, gdy po raz pierwszy ujrza� peruwia�skie z�oto. Jakby dokonywa�a historycznego odkrycia. Jezu, jeszcze nigdy nie spotka�em takiej kobiety! - przemkn�o mu przez my�l. Maerose znik�a gdzie� w t�umie. - Napije si� pani? - spyta� Charley. - Mo�e kieliszek wina, �eby wypi� zdrowie m�odej pary - odpowiedzia�a. Jej g�os przypomina� g�sty dym! Gdy wyp�ywa� z jej ust, dla Charleya by� zupe�nie widoczny: z�ocisty, z lekkim odcieniem r�u, niczym dym z petardy wystrzelonej czwartego lipca. Zauroczy�y go jej oczy. Mia�a zdrowe oczy. Ocienia�y je rz�sy podobne do fr�dzli na aba�urach, kt�re robi�a jego matka, kiedy by� ma�y. Na tle bia�ek najczystszej bieli, br�zowe t�cz�wki wygl�da�y jak kwiaty unosz�ce si� na sadzawce. Ale ich br�z, br�z syropu klonowego, nie by� jednolity: w�r�d ja�niejszych punkcik�w barwy sk�rki mandarynek p�ywa�y z�ote rybki... Czu�, �e dzieje si� z nim co� niezwyk�ego. Co b�dzie, je�li oderwie wzrok od jej oczu i ogarnie spojrzeniem ca�� jej posta�? By� zakochany. - Czy mog� zawie�� pani� do domu? To znaczy... kiedy b�dzie pani gotowa do wyj�cia. Zatrzyma�a kelnera nios�cego tac� zastawion� kieliszkami z szampanem. Charley zdj�� z tacy dwa kieliszki. - Mieszkam w Los Angeles - odpar�a. - Mia�em na my�li w�asny dom - wyja�ni�. Vincent Prizzi zacz�� przemawia� do mikrofonu umieszczonego na podium. W�osy mia� kr�cone, szpakowate, twarz jak odlan� z betonu: m�wi� z lekkim sycylijskim akcentem. By� tak ci�kiej budowy, �e wygl�da� na morganatycznego m�a Matki Ziemi, patrona kamieni, telewizji i upuszczonych tort�w. Zapowiedzia� Don Corrada Prizziego. Charley wypr�y� si�. Od dw�ch lat nie widzia� Don Corrada. W�r�d przej�tych go�ci zapad�a cisza: nawet �ydowscy kelnerzy przestali roznosi� trunki, gdy w stron� mikrofonu drepta� wolno przez podium s�abowity starzec, tak okrutne uciele�nienie gwa�townej �mierci i korupcji, i� zebrani odetchn�li z ulg� widz�c, �e wielki zbrodniarz jest wi�niem tak kruchego cia�a. Ze wszystkich przyw�dc�w fratellanza tylko Corrado Prizzi nieustannie r�s� w si�� i znaczenie, poniewa� tylko on nigdy nie sprzeniewierzy� si� zasadom omerta. One z kolei chroni�y go i wzmacnia�y jego w�adz�. On jeden spo�r�d obecnych uczestniczy� zar�wno w spotkaniu w Cleveland w 1928 roku, jak i w spotkaniu w Apalachin ponad �wier� wieku p�niej, w 1957 roku. Ze wszystkich aresztowanych podczas spotkania w Cleveland by� jedynym, kt�rego zdj�cie nie figurowa�o ju� w kartotece policji. Przez ponad sze��dziesi�t lat s�awa i pot�ga we fratellanza ros�y sukcesywnie, a r�wnocze�nie w post�pie geometrycznym wzrasta�y jego wp�ywy w rz�dzie Stan�w Zjednoczonych. By� jedynym ameryka�skim �przyjacielem�, kt�rego rzeczywi�cie ��czy�y za�y�e stosunki ze �wi�tej pami�ci Don Calem Vizzinim, cz�owiekiem blisko spokrewnionym z obecnym Capo di tutti Capi Sycylii, Don Pi�trem Spina: syn Don Pietra nawet specjalnie przylecia� na �lub. Don Corrado dotkn�� ramienia Vincenta i da� mu znak, �eby si� nachyli�. Vincent, kiwaj�c g�ow�, wys�ucha� ojca, po czym przem�wi� do mikrofonu, t�umacz�c s�owa starca. - Ojciec wita was wszystkich na tej rodzinnej uroczysto�ci. M�wi, �e pragnie, aby�cie si� dobrze bawili. Wznosi toast za mi�o�� i szcz�cie m�odej pary i �yczy im licznego potomstwa. Vincent uni�s� kieliszek. O�miuset go�ci uczyni�o to samo. Wszyscy wypili toast. Staruszek, pow��cz�c nogami, przeszed� przez podium, min�� fortepian, i znikn�� za kotar�, kt�r� odchyli� jeden z dw�ch czekaj�cych za ni� na niego goryli. Zn�w rozleg�a si� muzyka. Orkiestra gra�a �Szalej� za tob��, stary szlagier, do kt�rego Charley nauczy� si� krok�w w czasach, gdy jeszcze zdarza�o mu si� ta�czy�. - Czy mog� pani� prosi�? spyta�. Ale akurat kiedy prowadzi� Irene na parkiet, Maerose z�apa�a j� za �okie�. - Telefon powiedzia�a. - Telefon? - powt�rzy� zaskoczony, lecz Irene ju� odchodzi�a z Maerose i chwil� p�niej obie znik�y w t�umie. Pozosta� w tym samym miejscu, zastanawiaj�c si�, czy Irene wr�ci do niego, i denerwuj�c si�, co b�dzie, je�li nie wr�ci. �eby zaj�� czymkolwiek my�li, zacz�� robi� plany na reszt� wieczoru. Gdy tylko m�oda para odjedzie, zabierze Irene do parku po drugiej stronie ulicy. Usi�d� na �awce, a kiedy znudzi im si� siedzenie, przejd� si� dooko�a parku, potem zn�w usi�d� i wsp�lnie zdecyduj�, dok�d p�j�� na kolacj�. Po dwudziestu minutach zacz�� jej szuka�. Nigdzie jej nie by�o. Dostrzeg� Maerose ta�cz�c� z Alem Melvinim, wi�c obszed� parkiet, �eby zaczeka� blisko nich a� ustanie muzyka. Nie chcia� odbija� Alowi partnerki, bo ba� si�, �e Irene zjawi si� i pomy�li, �e interesuje si� inn� kobiet�. Zaczepi� Maerose, kiedy schodzi�a z, parkietu. - Gdzie jest Irene? - spyta�. - Irene? - Zabra�a� j� do telefonu. - Kochany, sk�d mam wiedzie�, gdzie si� podzia�a? Opuszcza� hotel jako ostatni go��. Wcze�niej ustawi� si� przy drzwiach i przygl�da� si� wychodz�cym, nie maj�c poj�cia co powie, je�li ujrzy Irene w towarzystwie jakiego� faceta. No, jednak z ni� porozmawia. Wolno mu si� przecie� do niej odezwa�, a je�li ten facet b�dzie mia� co� przeciwko temu, z�amie mu r�k�. Ale co je�li ona nie b�dzie chcia�a z nim m�wi�? Co je�li tylko skinie do niego i p�jdzie dalej, a je�li b�dzie chcia� j� zatrzyma� spojrzy na niego tak, �e odechce mu si� �y�? Kiedy inni go�cie ju� wyszli, da� pi�� dolar�w sprz�taczce, �eby sprawdzi�a, czy Irene przypadkiem nie zas�ab�a w �e�skiej toalecie. Nie. Nast�pnie odszuka� g��wnego kamerzyst�. Sfilmowali�cie j�? - Kogo? Charley chwyci� kamerzyst� za koszul� i szarpn�� do g�ry, a� m�czyzna uni�s� si� na palce. - Chcesz wyl�dowa� na �mietniku? - zapyta� z nadziej� w g�osie. - Tak, tak, ju� pami�tam! Skr�cili�my z ni� wiele metr�w ta�my, na pewno �wietnie wysz�a, na pewno si� panu spodoba! - Poka�! - poleci� Charley, puszczaj�c kamerzyst�. - Ale� my tylko kr�cimy! Ta�ma musi wr�ci� do wytw�rni, �eby�my mogli zmontowa� film. Niech pan zg�osi si� do wytw�rni! - W porz�dku. Tak zrobi�. Wci�� we fraku, ruszy� na piechot� pod ko�ci�, gdzie zostawi� swoj� poobijan� czarn� furgonetk� marki Chevrolet. Wsiad� do wozu i pojecha� w kierunku pla�y, rozmy�laj�c po drodze, �e mo�e dobrze si� sta�o, �e Irene nagle mu znik�a, bo inaczej musia�by j� wie�� tym gruchotem. G�wno by musia�! Przecie� m�g� powiedzie� w recepcji, �eby mu sprowadzono limuzyn�. Chevroleta zostawi�by pod ko�cio�em i przys�a� kogo� po niego jutro rano. Kiedy wr�ci� do swojego czteropokojowego mieszkania w budynku na pla�y urz�dzonego przez Maerose w wystroju wn�trza pomin�a ca�kowicie ksi��ki: nie by�o ani jednej, lecz Charley dot�d tego nie zauwa�y�, cho� mieszka� tu ju� od dziewi�ciu lat - zdj�� muszk�, usiad� na tarasie z widokiem na zatok� i jeszcze raz przemy�la� sobie wszystko od pocz�tku. Nie ma dw�ch zda�, musi odnale�� Irene i koniec. Nie mo�e przecie� usi��� z za�o�onymi r�kami, a potem przez reszt� �ycia czyni� sobie wym�wki i zastanawia� si�, jak wygl�da�oby jego �ycie, gdyby j� jednak odnalaz�. Chocia� niezbyt mu si� podoba� ten pomys�, postanowi� zadzwoni� do Maerose i spyta� j� o numer jej znajomej. Wiedzia�, �e mog� z tego wynikn�� nieprzyjemno�ci, ale by� to jego jedyny namiar na Irene. Wzi�� telefon na kolana i wykr�ci� numer Maerose. - Mae? - Pani nie ma w domu. Czy mam jej co� przekaza�? - A kto m�wi? - S�u��ca. - Ma pani o��wek? - Chwileczk�, zaraz znajd�. - Od�o�y�a na moment s�uchawk�. - Ju� mam. - Prosz� powt�rzy� Mae, �e dzwoni� Charley Partanna. Przeliterowa� nazwisko? - Nie, nie trzeba. Ju� zapisa�am. - To prosz� powiedzie� jak. Przeliterowa�a �Partanna�. - W porz�dku. Niech mi pani teraz poda swoje imi� i nazwisko, to wy�l� pani dziesi�� dolar�w na adres Mae. - Dziesi�� dolar�w? - Tak jest. Jak si� pani nazywa? - Peaches Altamont. - �wietnie, Peaches. Prosz� powt�rzy� pannie Prizzi, �eby zadzwoni�a do mnie bez wzgl�du na por�. Zna m�j numer. - Dobrze, prosz� pana. Roz��czy� si� i zadzwoni� do Pauliego do hotelu. Nikt nie odebra�. Wr�ci� wi�c do pokoju, wyj�� z szuflady kopert�, w�o�y� do niej dziesi�ciodolarowy banknot, zaklei� j� i zaadresowa�. Wyszed� z mieszkania na korytarz, gdzie na wprost windy znajdowa� si� zsyp na listy. Znalaz� w portfelu znaczek, naklei� na kopert� i wrzuci� j� do zsypu. Drzwi windy otworzy�y si� i wysiad�o z niej dw�ch m�czyzn. - Hej. Partanna! - zawo�a� wi�kszy. Charleya, zdj�� gwa�towny strach - bez spluwy, w pustym hallu, by� zupe�nie bezbronny. M�czyzna b�ysn�� znaczkiem. - Gallagher, sekcja zab�jstw. Charley odetchn�� z ulg�. - O co chodzi? - Nie ma co rozmawia� na korytarzu. - S�usznie. Wchod�cie do �rodka. Weszli do mieszkania. - A wi�c? - spyta� Charley. - Dzi� po po�udniu kto� sprz�tn�� Sala Netturbina. - Naprawd�? - Tak. U niego w hotelu. - Kto? - Gdzie by�e� mi�dzy drug� a pi�t�? - Na �lubie. Na �lubie wnuczki Corrada Prizziego. - Nie m�wi�em ci? - mrukn�� Gallagher do drugiego gliny. - Oka�e si�, �e oni wszyscy byli na tym �lubie. Rozdzia� 2 Jeden z prawnik�w Eda Prizziego wyci�gn�� Charleya z komisariatu o dziesi�tej wieczorem. Przes�uchiwano go ponad trzy godziny, ale nie mia� glinom nic do powiedzenia, a zreszt� ca�y czas my�la� tylko o tym, jak odszuka� Irene. Ona i Maerose sprawia�y wra�enie, �e znaj� si� od dawna, ale co je�li tak nie jest? Je�li Maerose nic o niej nie wie, przypomni sobie, kto jej przedstawi� Irene, i bez wzgl�du na to, ile os�b przyjdzie mu wypyta�, wreszcie j� odnajdzie. Po opuszczeniu komisariatu wszed� do najbli�szej budki telefonicznej i zadzwoni� do Pauliego do hotelu. - Zerkn��em na telefon i w tej samej sekundzie zadzwoni�! Dziwna rzecz! - zdumia� si� Paulie. - W�a�nie ruszam na lotnisko. Paulie lubi� histeryzowa� i dlatego trafi� do bran�y filmowej. O ka�dym wydarzeniu m�wi� tak, jakby to B�g osobi�cie sprawi�, �e mu si� przytrafi�o. - S�uchaj, Paulie, pami�tasz, jak zale�a�o mi, �eby kamerzy�ci sfilmowali mi jedn� babk� i ty da�e� mi wizyt�wk�, m�wi�c, �ebym j� wr�czy� tamtemu go�ciowi?- Charley brzmia� przez telefon jak gadaj�cy ko�, w dodatku pijany. - No i co? - spyta� Paulie. - Chcia�bym mie� jej uj�cia na kasecie. Co mam zrobi�? - Nic trudnego zostaw to nam. - �wietnie. Dzi�kuj�, Paulie. - Czy to jaka� aktorka? Mo�e warto, �ebym j� zobaczy�? - Ju� j� widzia�e�. Chodzi mi o t� babk� z ko�cio�a, t� w zielono-��tej sukience. - Aha. No to nic. Ale najlepiej by�oby, gdyby� sam obejrza� ca�y nakr�cony materia� i pokaza�, co mamy ci przegra�. - Kiedy mog� obejrze�? - Pojutrze. Ale u nas w wytw�rni. To jedyna mo�liwo��. - Dobra. Przylec� pojutrze. I powiem ci jedno, Paulie; doprawdy ciesz� si�, �e mam inny gust od ciebie, bo twoje dupy nigdy mi si� nie podoba�y! - Charley! Co ja takiego powiedzia�em? Przecie� nie chcia�em ci� urazi�! Ale Charley ju� odwiesi� s�uchawk�. Kiedy wr�ci� do siebie na pla��, dochodzi�a p�noc. Na sekretarce automatycznej czeka�a wiadomo��, �e telefonowa�a Maerose. Zadzwoni� do niej natychmiast. Brzmia�a tak, jakby by�a oszo�omiona proszkami nasennymi, wi�c pewnie ju� spa�a. - Charley, co ci� nasz�o? - spyta�a znu�onym g�osem. - Wiesz, kt�ra godzina? Jestem zupe�nie wypompowana! - S�uchaj, Mae, to cholernie wa�na sprawa, inaczej nie zawraca�bym ci g�owy. Musz� wiedzie�, jak skontaktowa� si� z t� dziewczyn�, wiesz, z Irene Walker. - Charley, pozna�am j� zaledwie godzin� przed tob�. - Kto ci j� przedstawi�? - Znajomi. - Fajnie. Zadzwo� do nich i dowiedz si�, gdzie mieszka, dobrze? - Nie wiem, Charley. - Co znaczy nie wiesz? Westchn�a. - To tak, jakbym sama podrzyna�a sobie gard�o. Odpycha�a ci� dalej od siebie. - Kto kogo odepchn��? Ja ciebie? Nie, ty mnie. Ale nie mamy do czego wraca�. To by�o prawie dziesi�� lat temu. - Dobra, dobra. Niech to cholera! Mia�am szans�, ale kto� podbi� mi rami�, kiedy sk�ada�am si� do strza�u. - B�d� ci bardzo wdzi�czny. - Zgoda. Ale dzi� w nocy ju� nie dam rady. - Dobrze, jutro. - Spr�buj�. - Mog� zadzwoni� do ciebie w po�udnie? - Sama zadzwoni�. Nie wiem czy mi si� uda. Kiedy si� roz��czyli, opad�a z powrotem na ��ko, po czym przekr�ci�a si� na bok i wbi�a wzrok w �cian�. Kiedy� ca�e jej �ycie zapowiada�o si� r�owo, mia�a je sp�dzi� z Charleyem, ale potem pok��cili si�, a w�a�ciwie to ona zrobi�a mu awantur�, piekieln� awantur�, po czym wysz�a z knajpy z innym facetem i wyl�dowa�a z nim w Mexico City, oboje pijani jak �winie. Nie wiedzia�a co pocz��, wi�c zosta�a z tym facetem i chlali bez przerwy. Wreszcie pewnego ranka w drzwiach stan�o dw�ch ludzi jej ojca. Sprawili facetowi tak straszliwy �omot, �e nie wyobra�a�a sobie nawet, �e co� takiego jest mo�liwe, podczas gdy zast�pca dyrektora hotelu, chuj zasrany, tylko si� przygl�da�. Potem kazali si� jej ubra� i wi�cej nie odezwali si� do niej s�owem przez ca�� drog� powrotn�. Wyprowadzili j� z hotelu niczym dwaj policjanci, wsadzili do samolotu i zawie�li do Nowego Jorku. Potem siedzia�a w gabinecie ojca i ojciec patrzy� na ni� i patrzy�, a� mia�a ochot� krzycze�. Patrzy� tak, jakby by�a �mieciem. - Okry�a� wstydem nasz� rodzin� - warkn�� w ko�cu. - Pokaza�a� co dla ciebie znaczy honor Prizzich. Mia�a� wyj�� za syna najstarszego przyjaciela dziadka, ale zamiast tego wola�a� zosta� passeggiatrice. Dzi�kuj Bogu, �e twoja matka nie dowie si� o tym. Jest w�r�d anio��w,1am jej nie dosi�gniesz. S�uchaj, co m�wi�! Wi�cej si� do ciebie nie odezw�. Angelo Partanna o�wiadczy�, �e ci wybacza, ale Charley nie mo�e ci wybaczy�, zrani�a� jego m�sko��. Mo�esz udawa�, �e nale�ysz do naszej rodziny i jeste� moj� c�rk�, bo tego �yczy sobie dziadek, ale wiedz, �e dla mnie przesta�a� by� c�rk� i dopilnuj�, �eby� na zawsze pozosta�a star� pann�. Przez pi�� miesi�cy nie widzia�a Charleya. Kiedy spotkali si� przypadkiem, powiedzia� jej cze�� i spyta� co s�ycha�, zupe�nie jakby nigdy nic ich nie ��czy�o. Nawet nie traktowa� jej ch�odno. Straci�a go. Kocha�a go, ale straci�a, i nigdy ju� nie pr�bowa� si� do niej zbli�y�. Rozdzia� 3 Nazajutrz Charley i jego ojciec prawie ca�y dzie� sp�dzili z chemikiem, badaj�c pr�bki z transportu cinnari, kt�ry w�a�nie dotar� z Azji przez Kolumbi�. By�a to heroina klasy A, grupa 4. Potem chemik dzieli� towar na mniejsze porcje dla hurtownik�w i jeszcze mniejsze dla handlarzy ulicznych. Kiedy wieczorem wracali razem przez Long Island City, Charley przypomnia� sobie, �e by� zatrzymany w zwi�zku z zab�jstwem Netturbina, i powiedzia� o tym ojcu. - Wiem, Ed wspomnia� mi o tym - rzek� Angelo. - Ale mia�e� murowane alibi, prawda? - Papo, czyja to robota? - Nasza. - Nasza? Jak to nasza? Dlaczego nic o tym nie wiedzia�em? - Tak by�o lepiej, nie uwa�asz? - Kto go kropn��? - Specjalnie sprowadzili�my kogo� spoza miasta. To by�a wyj�tkowa sprawa. - Dlaczego? - Vincent chcia�, �ebym tak to za�atwi�, by na nas nie pad� nawet cie� podejrzenia. Komisja b�dzie burcze�, ale my nie mieli�my z tym nic wsp�lnego. Wszyscy byli�my na weselu, nawet nas tam sfilmowano. Nie gniewaj si�, ale w ten spos�b by�o najrozs�dniej. - Tak, znakomicie to wymy�li�e�! - przyzna� Charley. Wr�ci� do siebie dziesi�� po dziewi�tej, usiad� na tarasie i zadzwoni� do Maerose. Pogoda by�a paskudna. Deszcz ostro zacina�, wi�c �eby nie zmokn��, wcisn�� si� w sam r�g tarasu, ale do �rodka nie wszed�, bo uwa�a�, �e je�li ma si� taras z tak wspania�ym widokiem, to albo nale�y z niego korzysta�, albo wynosi� z powrotem do zachodniego Brooklynu i starej czynsz�wki. Maerose mia�a numer Irene. - Wierz mi, Charley, nie by�o to �atwe - o�wiadczy�a. Ju� pr�dzej zdoby�abym numer budki telefonicznej na szczycie Mount Everestu. - Mae, przy�l� ci za to co� naprawd� �adnego. Powiedz, co by� chcia�a. Za�mia�a si� smutno. - Odrobin� serca. Tego mi brakuje. By�a dziewi�ta dwadzie�cia pi��. A wi�c sz�sta dwadzie�cia pi�� w Kalifornii, znakomita pora. Irene podnios�a s�uchawk� po trzecim dzwonku. - M�wi Charley Partanna - powiedzia� Charley i wstrzyma� oddech. - Charley Partanna? - W�a�nie. - To wspaniale! Sk�d masz m�j numer? - Kto� mi znalaz�. Nie gniewasz si�? - Sk�d�e! Jestem uradowana. Gdzie jeste�? - W Brooklynie. - Aha. - Ale jutro mam co� za�atwi� w Los Angeles. Nie zajmie mi to d�ugo, wi�c my�la�em... mo�e zjedliby�my razem kolacj�? Waha�a si� przez kilka sekund. - Dobrze. Zrobi� sobie wolne. - Cudownie! Fajnie. Wpadn� po ciebie. Kt�ra ci odpowiada? - Si�dma? - Znakomicie. - Ale nie przyje�d�aj po mnie. Spotkamy si�... w hallu hotelu Beverly Wilshire, dobrze? - Oczywi�cie. Okropnie si� ciesz�. Mi�ych sn�w! Nacisn�� wide�ki i roz��czy� si�, po czym przez d�u�szy czas siedzia� wpatrzony w telefon. Przez ca�e �ycie uwa�a� telefon za co� najzwyklejszego na �wiecie, zupe�nie jakby to by� mebel, na mi�o�� bosk�! A jak bez telefonu wezwa� lekarza lub adwokata? Kurcze blade, cho�by nawet teraz, jak strasznie mu si� przys�u�y�, okaza� si� r�wnie niezawodny, jak gdy dzwoni si� do zegarynki lub sprawdza horoskop. Zwyk�y aparat telefoniczny, a zmieni� ca�e jego �ycie. Da� mu Irene. Je�li tylko us�yszy, �e jacy� chuligani powyrywali druty w okolicznych budkach telefonicznych, jak to si� czasem zdarza, ju� on si� na nich zaczai i sprawi im manto. Siedz�c sobie w hallu hotelowym w po�yskuj�cym zielonym s�omkowym kapeluszu - kt�ry sam jeden by�by w stanie przywr�ci� sztuk� modniarsk� do dawnej �wietno�ci Irene zwolni�a ruch w okolicy recepcji do i�cie ��wiego tempa, jak stwierdzi� Charley, gdy tylko wszed� do �rodka. Obserwowa� bacznie wszystkich, kt�rzy na ni� patrzyli, i a� �al mu si� robi�o tego g�upka Pauliego, kiedy widzia� (lub wydawa�o mu si�, �e widzi) jak oczy staruszk�w zachodz� �zami na jej widok, boye i inni faceci ledwo kryj� erekcje, a kobiety krzywi� si� niech�tnie, �wiadome, �e tej nocy nie zmru�� z zawi�ci oka. Wystarczy�o, �e tak siedzia�a, by pod nim samym nogi ugi�y si� jak z waty. Musia� si� a� przytrzyma� oparcia krzes�a. Wtem podnios�a wzrok, dostrzeg�a go i pomacha�a mu dwoma palcami. Przeszed� szybko przez hall, stan�� nad ni� i rzek�: - Ba�em si�, �e ci� ju� nigdy nie zobacz�. - Dzwoni�am do ciebie - powiedzia�a. Maerose da�a mi tw�j numer. Ale ci� nie zasta�am. Chcia�am zn�w zadzwoni� w niedziel� rano. - K�ama�a, ale by�o to mi�e k�amstwo. - Powa�nie? Jej s�owa ucieszy�y Charleya, bo oznacza�y, �e nie b�dzie to jednostronne uczucie, a tego l�ka� si� najbardziej. - Chod�my gdzie� zaproponowa�. Wsta�a. By�a idealnego wzrostu, o g�ow� ni�sza od niego, cho� zapami�ta� j� jako jeszcze ni�sz�. - Masz wy�sze obcasy? - spyta�. - Wy�sze od czego? - Wy�sze ni� na weselu. - A tak. Rzeczywi�cie wy�sze. - Wytw�rnia da�a mi limuzyn� z kierowc�. Czeka za hotelem. - We�my m�j w�z. Mo�esz prowadzi�. Nigdy nie s�ysza� takiego g�osu. Przed powrotem do domu ka�e Pauliemu pu�ci� mu filmy z Gret� Garbo, bo Greta Garbo na pewno mia�a w�a�nie taki g�os jak Irene. Czyta� kiedy�, �e jaki� facet zap�aci� p�tora tysi�ca dolar�w za suszon� r��, kt�r� Garbo poca�owa�a przed dwudziestu laty, i my�la� wtedy, �e facet jest scimunito. Ale teraz go rozumia�. Sam ch�tnie wybuli�by p�tora kafla za r��, kt�ra znajdowa�a si� w jednym pomieszczeniu z Irene. Najwa�niejsze, �e jej si� podoba�! Mo�e - wkr�tce go poca�uje, a po latach wystawi� go na licytacj� i B�g wie, ile b�dzie kosztowa�! Min�li wolno windy, gabloty wystawowe, restauracje, i wyszli na szeroki, kryty podjazd. Irene powiedzia�a co� do boya, i po chwili podjecha� do nich zagraniczny w�z - ametystowy, dwuosobowy kabriolet ze z�o�onym dachem. Charley pom�g� Irene wsi���, da� napiwek boyowi i poleci� mu odes�a� czekaj�c� limuzyn�, po czym obszed� kabriolet i usiad� za kierownic�.� - Co to za w�z? - spyta�. - Gozzy. - Gozzy? - Kopia mercedesa z dwudziestego dziewi�tego roku. Japo�czycy produkuj� je w Anglii dla arabskich szejk�w. To idealny w�z na Kaliforni�. - Idealny na gdziekolwiek! - zawo�a� Charley, ruszaj�c spod hotelu. - Musia� kosztowa� maj�tek! - Tak, nie dosta�am go darmo, ale pomy�l tylko, ile b�dzie kosztowa� za dwa lata. Co lubisz je��? - Je��? - Tak. Do jakiej restauracji pojedziemy? - Mo�e do jakiej� na wolnym powietrzu? To dla mnie nowo��. - �wietnie! Znam doskona��! Dojechali do oceanu i ruszyli na p�noc nadbrze�n� autostrad� - Charley czu� si� wy�szy, lepszy, milszy i m�drzejszy ni� kiedykolwiek przedtem. By�o mu tak lekko na duszy, �e opowiedzia� Irene o swoim pobycie w Lansing w stanie Michigan, jedyne jego wspomnienie przed jej poznaniem, na my�l o kt�rym robi�o mu si� przyjemnie. - By�em tam w interesach, gdy nagle rozszala�a si� zamie�. Spad�o tyle �niegu, �e nikt z personelu motelu nie m�g� dojecha� do pracy. By� tylko zast�pca kierownika i ksi�gowy, kt�ry w nocy sprawdza� rachunki, to wszystko. Go�cie musieli sami s�a� ��ka, gotowa�, sprz�ta�, wi�c niekt�rzy narzekali jak diabli. Sytuacja rzeczywi�cie by�a trudna, a ja lubi� prowadzi� dom, lubi� gotowa�. Mieszkam sam i wiem, �e nie mo�na �y� jak w chlewie, wi�c zg�osi�em si� do zast�pcy kierownika i zaoferowa�em swoj� pomoc. U�miechn�� si� tak promiennie, �e do dzi� pami�tam jego wyraz twarzy. Gotowa�em, obs�ugiwa�em central� telefoniczn�, barek - s�owem, robi�em wszystko, co by�o potrzebne. Wi�kszo�� go�ci zachowa�a si� sympatycznie, po�yczali sobie gazety i w og�le, ale niekt�rzy tylko siedzieli w hallu, gapili si� na rosn�ce zwa�y �niegu i bezustannie narzekali. Wreszcie trzeciego dnia zjawi� si� facet na p�ugu i o�wiadczy�, �e za czterysta dolar�w oczy�ci parking i dojazd do szosy. Zast�pca kierownika powiedzia�, �e nie jest upowa�niony do takiego wydatku, tym bardziej �e motel ma zawart� sta�� umow� na od�nie�anie z kim innym. Ludzie siedz�cy w hallu zacz�li si� z nim awanturowa�. Dw�ch go�ci chcia�o si� nawet bra� do r�koczyn�w, wi�c musia�em odci�gn�� ich na bok i zdzieli� raz czy drugi. Pozostali uspokoili si� natychmiast, ale zacz�li si� d�sa�; ich nastr�j udzieli� si� nawet tym sympatycznym, zupe�nie odechcia�o im si� pracowa�, te� rozsiedli si� w hallu i tylko narzekali. Sam pos�a�em wszystkie ��ka. Potem stan��em za lad� w bufecie i wyda�em wszystkim posi�ek. O czwartej, kiedy ju� si� �ciemnia�o, zjawi� si� w�a�ciwy facet z p�ugiem, ten z kt�rym motel mia� sta�� umow�, i powiedzia�, �e oczy�ci� ju� dojazd do szosy. Nie min�o dziesi�� minut, a w motelu nie by�o nikogo, i tylko trzech z tych za przeproszeniem skurwysyn�w, zaoferowa�o si� zap�aci� za pobyt. Ale zast�pca kierownika o�wiadczy�, �e nic nie s� winni, a gdy si� ju� wszyscy wynie�li, zwr�ci� si� do mnie i wyg�osi� ca�e przem�wienie, dzi�kuj�c mi, �e tak si� znalaz�em. Sam wiedzia�em, �e post�puj� s�usznie, ale mimo to jego s�owa sprawi�y mi rado��. Nazywa si� Francis M. Winikus, co roku dzwoni� do niego na Bo�e Narodzenie. Od razu robi mi si� przyjemnie. - Charley, jestem z ciebie dumna! wykrzykn�a Irene. - Nic dziwnego, �e robi ci si� przyjemnie! Czu� si� w si�dmym niebie. Zaiste, warto spe�nia� dobre uczynki; kto by si� spodziewa�, �e po tylu latach i tyle kilometr�w od Lansing spotka go tak wspania�a nagroda! - No, w miar� si� trzeba pomaga� innym - o�wiadczy�. Skr�cili w kierunku wzg�rz i wkr�tce zobaczyli zajazd. Charley uzna�, �e musi wry� sobie w pami�� ten obraz, bo nigdy go ju� pewnie nie ujrzy: nie dlatego, i� zajazd rozmyje si� w powietrzu niczym ba�niowy pa�ac, lecz poniewa� ca�e �ycie nabra�o nagle takiego rozp�du, �e nigdy nie b�dzie mia� czasu, by wraca� dok�dkolwiek. To portoryka�ska knajpa, pomy�la�, bo i kelner by� raczej �niady, i Irene zaszwargota�a do niego jakby po portoryka�sku. - Co zam�wi�a�? - Charley, �a�uj, �e nie widzisz swojej miny! Wygl�dasz tak, jakby� by� pewien, �e kelner zamierza ci� otru�. - Naprawd�? Powiedz, co zam�wi�a�? Zmieni� wyraz twarzy, �eby go nie mia�a za strachliwego zrz�d�. - Sok ananasowy z rumem. - Powt�rz jeszcze raz nazw�. - Jugo de pina con Bacardi. - To portoryka�ski nap�j? - Mo�liwe. Po raz pierwszy pi�am go na Kubie. - M�wi�a� do kelnera po kuba�sku? My�la�em, �e to by� portoryka�ski! Wypili po dwie szklanki. Wspania�e pomy�la� Charley, a w dodatku jaki ma zdrowy smak! Potem Irene nam�wi�a go na co�, co nazywa�o si� combo nachos, i by�o rzeczywi�cie przepyszne. Oboje �miali si� niemal bez przerwy i Charley czu� si� cudownie, bo dot�d nikt nie uwa�a�, �e umie by� zabawny. Wr�cz przeciwnie. Po pewnym czasie przeszed� do spraw istotniejszych. - Masz m�a? - spyta�. - Prawdziwego to nie mam. - Nieprawdziwy te� mnie interesuje. - Wysz�am za m�� - wzruszy�a ramionami. - Mniej wi�cej cztery lata temu. Ale potem m�� mnie porzuci�, nie wiem gdzie teraz jest i nie chc� wiedzie�. - Porzuci� tak� kobiet�?! - Wariat prawda? Mia� koncentracj� dziecka. - To znaczy? - Szybko mu si� znudzi�am. - Niemo�liwe! - rykn�� Charley tak g�o�no, �e taras niemal zatrz�s� si� w posadach. Inni go�cie przerwali jedzenie i zacz�li si� ogl�da�. Irene zachichota�a, po czym po�o�y�a r�k� na d�oni Charleya i spojrza�a mu g��boko w oczy. - Ciesz� si�, �e tak si� sko�czy�o. - M�g�bym go odnale��. - Nie warto. - A je�li b�dziesz chcia�a wyj�� za kogo� innego? - To wtedy zaczn� si� martwi�. - Ma��e�stwo powinno by� najwi�kszym szcz�ciem - rzek� Charley. - Wiem, �e bardzo cz�sto nie jest, ale to �le. Moja matka i ojciec byli wzorow� par�, a� do �mierci matki. Sprawia�o mi to wielk� rado��. Z�o�ci mnie, kiedy s�ysz�, �e ma��e�stwo si� komu� nie uk�ada, a kiedy rozpada si� jak twoje, to dos�ownie trafia mnie szlag. Nienawidz� tego faceta, kt�ry ci� porzuci�, cho� r�wnocze�nie ciesz� si�, �e tak si� sta�o. - Mamy podobne pogl�dy na te sprawy. Ma��e�stwo moich rodzic�w by�o piek�em, ale ju� w�wczas rozumia�am, �e prawdziwe ma��e�stwo powinno wygl�da� zupe�nie inaczej. Ale �eby zmieni� temat, bardzo podoba mi si� twoja marynarka, Charley. - Naprawd�? Uszy� mi j� krawiec Pauliego, mojego kuzyna. Paulie pracuje w bran�y filmowej, wi�c pomy�la�em, �e pewnie ma dobrego krawca. Ale nie nosz� jej cz�sto. Nowy Jork... W Nowym Jorku ludzie ubieraj� si� inaczej. Taka marynarka za bardzo rzuca�aby si� w oczy, jest zbyt krzykliwa na Nowy Jork. Kiedy by�em ma�y, ojciec wci�� mi powtarza�, �e prawdziwy m�czyzna unika rzeczy krzykliwych. Chodzi�o mu nie tylko o stroje, ale o to, �e nale�y zwraca� na siebie uwag� tym, jakim si� jest, przez swoje czyny, a nie za pomoc� stroj�w, samochod�w, sygnet�w z brylantami. Dotyczy to, oczywi�cie, wy��cznie m�czyzn - doda� szybko. - Mia� racj� Charley. - Jak to si� sta�o, �e zaproszono ci� na �lub Teresy Prizzi, cho� nie jeste� W�oszk�? - Biskup, kt�ry udziela� �lubu, te� nie by� W�ochem. - Nie? Fakt! To Polak. - Wi�c mo�e dlatego nie jestem W�oszk�, �e m�j ojciec by� Polakiem? - U�miechn�a si� szeroko. - Walker to polskie nazwisko? - spyta� zdziwiony. - Oryginalnie brzmia�o Walcewicz. Skr�ci�am je troch�. - My�la�em, �e mo�e znasz Maerose ze studi�w. - Prawie. D�ugo b�dziesz w Los Angeles? - Mo�e do wtorku. - Musisz wraca� tak szybko? - Niestety. Interesy. Handluj� oliw� i serami. - Wyda�o mu si�, �e dostrzega w jej oczach b�ysk rozbawienia. Czy mo�liwe, �eby wiedzia�a o rodzinie? - A ty w czym robisz, �e sta� ci� na taki luksusowy w�zek? - W podatkach. - W podatkach? - No, wiesz, kto� umiera, a jego spadkobiercy musz� p�aci� podatki, wi�c zwracaj� si� do mnie. Jestem konsultantem podatkowym. - Na czym polegaj� te konsultacje? Mia�a dla laik�w wielokrotnie sprawdzon� odpowied�: - Wczoraj zjawi� si� u mnie klient, kt�ry ma udzia� w banku i konto zagraniczne, wi�c mu powiedzia�am, �e musi wype�ni� formularz skarbowy numer dziewi��dziesi�t, dwie�cie dwadzie�cia jeden. - Naprawd�? - Oszcz�dzam klientom pieni�dze. Je�li na przyk�ad koncern wyp�aca kidnaperom okup za porwanego pracownika, mo�e to odliczy� z podatk�w, zupe�nie tak samo, jakby t� sum� po prostu ukradziono. Moja praca polega na udzieleniu w�a�nie takich porad. - Irene, to po prostu wspania�e! Nie �artuj�! Przez oba nast�pne dni, niedziel� i poniedzia�ek, umawiali si� na obiad i kolacj�. Charley po raz pierwszy poca�owa� Irene W niedziel� wiecz�r. Mam czterdzie�ci dwa lata, pomy�la�, ona z trzydzie�ci pi��, a jeden jej poca�unek sprawia, �e czuj� si� jak pijany. Przy poniedzia�kowym obiedzie powiedzia� jej, �e j� kocha. - Musz� ci to wreszcie wyzna�, Irene. Nie mog� spa�, nie - mog� je��. Kocham ci�. Jestem doros�ym m�czyzn�. Moja Polisa ubezpieczeniowa potwierdzi, �e nie jestem ju� m�odzieniaszkiem, ale do nikogo jeszcze nie czu�em tego, co do ciebie. Kocham ci�. Tylko tyle. A� tyle. Kocham ci�. Musn�a jego usta koniuszkami palc�w, po czym przycisn�a je do swoich warg. - Ja te� zakocha�am si� w tobie - szepn�a. - Zakocha�am?! - zawo�a� prawie gniewnie. - Zakochanie to stan kr�tkotrwa�y, zaraz si� mo�na odkocha� i zakocha� w kim� nast�pnym. Ludzie robi� to ci�gle. Wiem o tym dobrze, bo wiele czyta�em na ten temat w pismach. Zakochanie to wy��cznie sprawa egzohormon�w, czyli - ju� ci m�wi� - hormonalnych wydzielin zapachowych, kt�re oddzia�ywuj� na zmys� w�chu drugiego osobnika, wywo�uj�c okre�lony skutek. Zapisa�em sobie t� definicj� i powtarza�em, a� wku�em j� na blach�. A wed�ug innego artyku�u, zakochanie to... s�uchasz?... wzajemne sprz�enie zwrotne, innymi s�owy reakcja jednego osobnika na zachowanie drugiego. Tylko na tym polega! C� warte jest takie uczucie?! - Wi�c... kocham ci�. Tak, chyba naprawd� ci� kocham! - �wietnie! Po prostu fantastycznie! - Zabrzmia�o, jakbym si� oci�ga�a, ale to dlatego, �e nie mam wprawy, jeszcze nikomu tego nie m�wi�am. - Nigdy? - Nigdy. Nikogo jeszcze nie kocha�am. Zawsze musia�am sama troszczy� si� o siebie, a tego nie mo�na pogodzi� z mi�o�ci�. Kocham ci� Charley. - Jak ja pragn��em to od ciebie us�ysze�! Marzy�em o tym w dzie� i w nocy. Teraz kiedy wiem, �e ty r�wnie� mnie kochasz, chc� by� wiedzia�a, i� od tej chwili zmieni si� wszystko w twoim �yciu. Nie b�dziesz ju� nigdy musia�a troszczy� si� o siebie. Ja si� tob� zaopiekuj�. - A ja tob�! - Mo�esz opu�ci� Los Angeles? - Na to potrzebuj� troch� czasu. Mam tu dom, biuro, sporo spraw, kt�re musz� polikwidowa�. - Wi�c b�d� do ciebie przyje�d�a�, dop�ki wszystkiego nie za�atwisz. Przez kilka dni popracuj� w Nowym Jorku, potem hop w wieczorny samolot, a w poniedzia�ek o �wicie powr�t. - Cudownie! - Ale b�dziesz mog�a czasem wyrwa� si� do Nowego Jorku? - Czasem na pewno. - S�uchaj, Irene, czy gdyby nic nie sta�o na przeszkodzie, wysz�aby� za mnie? - Gdyby nic nie sta�o na przeszkodzie? Ale stoi. - Ale gdyby... - Tak, Charley, wysz�abym za ciebie. W poniedzia�ek po po�udniu kochali si� na jego hotelowym ��ku. Nikomu nie by�o tak wspaniale. Nigdy. Jak �wiat �wiatem. Tego Charley by� pewien. W wytw�rni Paulie pu�ci� Charleyowi ta�m� z Ir