434
Szczegóły |
Tytuł |
434 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
434 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 434 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
434 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
PIERWSZA
P�niej cz�sto nazywali�my j� KLEJNOTEM. Tak jawi�a nam si� cudowna i �wietlista
w swych ciep�ych, blado - b��kitnych, skrz�cych barwach. Wynurzy�a si� przed
nami niczym per�a z czarnej muszli kosmosu. I cho� od jakiego� czasu
wiedzieli�my czego mo�na si� spodziewa�, to jednak pierwszy widok wcisn�� nam w
gard�a dusz�ce milczenie i pop�yn�y �zy.
Tak, jak per�y, kt�re wy�uskane z ma��a za ka�dym razem ol�niewaj� poszukiwacza,
cho�by wcze�niej wy�owi� ich tysi�c, tak i nasz klejnot zachwyci� nas -
przygotowanych, a przecie� zaskoczonych.
Z g��bi wydoby�o nas dw�ch Melchizedek�w, kiedy miesi�c temu nasze �aglowce
zacz�y zbli�a� si� do celu. Potrzeba oko�o osiemdziesi�ciu godzin by te
olbrzymie niczym kontynenty powierzchnie z�o�y�, a cz�ciowo zniszczy�.
Wcze�niej popychani �wiat�em S�o�ca, a potem innych gwiazd nabrali�my olbrzymiej
pr�dko�ci bliskiej tej z jak� przemierza ten wszech�wiat �wiat�o. Samo
przyspieszanie trwa�o lata, kt�re nam i tak mija�y inaczej ni� braciom na Ziemi
- w�wczas mogli�my jeszcze porozumiewa� si� wykorzystuj�c fale
elektromagnetyczne, znosz�c wyd�u�aj�ce si� op�nienia. D�ugo nas b�ogos�awili.
Sta�e przyspieszenie i szybko wzrastaj�ca odleg�o�� coraz bardziej utrudnia�y
kontakt, by w ko�cu uczyni� go prawie niemo�liwym. Nie chcieli�my wtedy jeszcze
korzysta� z kana��w, kt�re nam udost�pniono.
Maksymaln� pr�dko�� jak� mo�na by�o uzyska� osi�gn�li�my zbli�aj�c si� do granic
galaktyki, co nie trwa�o a� tak d�ugo zwa�ywszy, �e nasz Uk�ad znajduje si� na
jej peryferiach. Dopiero teraz, a zarazem kt�ry to raz z kolei, docenili�my
wszechm�dro�� Stw�rcy. Tysi�c lat tworzenia nowego systemu, nowego
spo�ecze�stwa, naprawd� Nowej Ziemi po Har-Megiddo da�o nam doskona�o�� i pe�ne
poznanie w warunkach, kt�re najlepiej sprzyja�y rozwojowi. Potem nadszed� DZIE�
P�ACZU, AGONIA SMOKA. K�amca-Przeciwnik, ten kt�rego zwano kiedy� Jutrzenk�
zosta� unicestwiony. A liczba tych, kt�rych wzi�� ze sob� by�a jak piasek
morza...
W�r�d nas s� tacy, kt�rzy pami�taj� jeszcze Stare Niebiosa i Star� Ziemi� - ja
te�. W�a�nie dlatego mo�emy m�wi� teraz o wszechm�dro�ci Tego, kt�ry o nas
zadba�. Mijaj�ce stulecia po PR�BIE OSTATECZNEJ nie tylko rozwin�y nas duchowo,
ale i dzie�o r�k ludzkich - nasze technologie - stawa�y na kolejnych,
niewy�nionych nawet poziomach. Nie obawiaj�c si� jakiegokolwiek czasu podr�y,
nie martwi�c si�, �e st�oczeni na niewielkiej powierzchni stracimy samych siebie
(filia - nasza mi�o�� mia�a nam pom�c zachowa� pok�j i cz�owiecze�stwo), mog�c
zbudowa�, w nawi�zaniu do staro�ytnych rozwi�za�, statki nios�ce nas w
przestrze� - zwr�cili�my oczy ku g�rze pytaj�c czy mo�na to uczyni� bez gniewu
Najwy�szego? Trudno opisa� rado�� jaka zago�ci�a w naszych sercach gdy objawiono
nam WOL� i dowiedzieli�my si� o HAIN.
Oto pierwsza wyprawa do gwiazd - gwiazd od razu bardzo odleg�ych. Pierwsza
podr� kosmiczna w nowej erze, kilkana�cie stuleci po ostatnich lotach w
przestrzeni.
Zostawiaj�c Drog� Mleczn�, a zanurzaj�c si� w pustk�, tak ciemn� i samotn�, �e
zagubiona kropla �elaza l�ni�a w niej na wiele parsek�w, rozpoczynali�my co� co
by�o nie tylko podr�, ale i pocz�tkiem nowego rozdzia�u dziej�w.
Rozwa�aj�c czas podr�y zastanawiali�my si� nad sposobem jej przebycia.
Hibernacja nie by�a tym najlepszym rozwi�zaniem ze wzgl�du na w�tpliwo�ci
etyczne (zbyt przypomina�o to sam� �mier�, kt�ra, cho� miniona, nadal k�ad�a si�
zimnym cieniem na nasze pami�ci), a tak�e trudno�ci techniczne.
Skoro nie istnia�y Moce, kt�re mog�y zaw�adn�� naszymi umys�ami by je zniewoli�
w chwili oczyszczenia, w momencie nirwany, oderwania od materii - mogli�my
wypracowa� techniki pozwalaj�ce utrzyma� taki stan prawie wiecznie. Nietrudno
w�wczas zaspokoi� minimalne potrzeby fizjologiczne. I cho� na Ziemi by�oby to
bezcelowe - nauczyli�my si� skupia� na fundamentalnej istocie wszechrzeczy i
zanurza� w niebyt. To w�a�nie z takiej g��bi wydobyli nas Melchizedecy, gdy� po
tak d�ugim czasie oderwania tylko inne �ywe istoty o mocy duchowej mog�y nas
przywr�ci� �wiatu materialnemu, a nam odda� �wiadomo��.
Hamowanie, cho� poch�on�o nasze zasoby energetyczne, przebieg�o planowo i oto
dotarli�my do PLANETY MATKI. Spieszno nam by�o pozna� j� przez dotyk naszych
st�p i r�k, ale przyjemno�� ogl�dania jej, zawieszonej w czerni, opalizuj�cej
per�y z dwoma niewielkimi ksi�ycami pomaga�a nam zachowa� cierpliwo��. To by�
zaszczyt m�c opowiada� o jej pi�knie wszystkim pozosta�ym na rodzimej planecie
W tej chwili utrzymywali�my w�a�ciwie sta�y kontakt.
Wiadomo, �e nie jest mo�liwe wys�anie sygna�u, kt�ry m�g�by by� odebrany
natychmiast w innym miejscu wszech�wiata wykorzystuj�c jedynie prawa fizyki.
Jedynie dziedzina duchowa - ten inny wymiar - umo�liwia tym, kt�rzy z niej
korzystaj� pojawienie si� w dowolnym punkcie naszej rzeczywisto�ci. Niestety
tamta sfera nie ma nic wsp�lnego ze �wiatem materialnym i nie da si� jej
wykorzysta� jako kana�u skracaj�cego drog� (co de facto jest mo�liwe ale sam
Stw�rca musia�by tak� sposobno�� udost�pni�). Chyba, �e po�lemy my�l. TEN, KT�RY
WYS�UCHUJE s�yszy je natychmiast kiedy je do Niego skierujemy, r�wnie szybko
mo�e nam odpowiedzie�. Olbrzymim przywilejem by�o otrzymanie daru w postaci
ofiarowania jednemu z Melchizedek�w opiekuj�cych si� wypraw� mo�liwo�ci pos�ania
naszych my�li do domu. Cho� nawet on nie by� w stanie ich odczyta� je�li go o to
nie poprosili�my. Zaszczyt prywatno�ci - wspania�y prezent od Boga. �wiadomo��
tego pozwala�a kiedy� przetrwa� mroczne czasy.
Ci, kt�rzy my�leli o nas na Ziemi, po stuleciach ciszy wreszcie mogli nas
us�ysze�, chocia� nie uchem, i zobaczy�, cho� nie okiem, a przede wszystkim
zrozumie� i pozna� cud na jaki teraz spogl�dali�my przez wszystkie mo�liwe
ekrany. HAIN...
Melchizedecy, kt�rzy b�d�c kiedy� lud�mi zaznali uczu� bliskich cielesnym tak�e
podzielali nasz� rado��. B�d�c nie�miertelnymi, a pami�taj�c �mier�, znajduj�c
si� na wy�szym poziomie ni� cz�owiek, ale wiedz�c co to b�l i zm�czenie -
patrzyli na wszystko z innej perspektywy ni� ktokolwiek. Bardzo wiele im
zawdzi�czamy. Nale�y wam si� nasza wdzi�czno��, PRZEWODNICY.
Niesamowita mleczno-b��kitna barwa planety przypominaj�ca nieco Neptuna i troch�
Wenus z Uk�adu S�onecznego, cho� z widocznymi kontynentami i oceanami, bra�a si�
z tego, �e promienie gwiazdy, wok� kt�rej kr��y�a cudownie si� rozbiega�y na
otaczaj�cym j� wodnym welonie. Ta sfera wilgoci tworzy�a izolacj�, kt�ra
rozpraszaj�c �wiat�o pozwala�a by wraz z ciep�em r�wnomiernie dociera�o ono do
powierzchni. To dzi�ki niej nie by�o pusty� w strefie podzwrotnikowej, czap
polarnych na biegunach, ani trudnej do wytrzymania wilgoci w okolicach r�wnika.
Wsz�dzie by�o ciep�o, wyst�powa�y niewielkie dobowe i sezonowe wahania
temperatury, panowa� klimat umiarkowany. Idealne warunki do �ycia.
B�d�c niewiele mniejsz� od Ziemi r�wnie� kr��y�a po orbicie elipsoidalnej i jej
o� tak�e by�a nachylona pod niewielkim k�tem do p�aszczyzny ekliptyki
zapewniaj�c pory roku, cho� nie tak zr�nicowane jak u nas.
Gwiazd� tego uk�adu sk�adaj�cego si� jeszcze z trzech planet nazwali�my ju� w
domu Mal*pas'ar i nie wyr�nia�a si� ona niczym specjalnym, b�d�c jedynie troch�
starsz� od S�o�ca.
Po trzydziestu o�miu dniach obserwacji zdecydowali�my si� l�dowa�. Sze��
l�downik�w, po dwa z �aglowca powioz�o 124 osoby w d�. Nikt nie chcia� zosta� -
nikt te� nie musia�. Trzy jednostki nazwane prosto pierwszymi literami: `Alef,
Bet i Gimel swobodnie mog�y pozosta� puste na orbicie geostacjonarnej. L�downiki
w zasadzie same znajd� do nich drog� powrotn�.
Dwa du�e kontynenty niemal stykaj�ce si� p�wyspami w okolicach bieguna
(zupe�nie jak Kamczatka z Alask�) oblewane by�y przez p�ytkie oceany zajmuj�ce
60% powierzchni. Zdecydowali�my si� rozbi� na cztery grupy i zbada� p�nocne
wybrze�e mniejszego z kontynent�w.
Wodowanie - cho� nie nale�a�o do najmilszych prze�y� przebieg�o bez zak��ce�, a
nieliczne usterki da�o si� szybko usun��. Po dotarciu do brzegu rozbili�my ob�z
kilka kilometr�w w g��bi l�du. Pozosta�e grupy tak�e si� zadomowi�y.
Utrzymywali�my kontakt radiowy.
- Jak si� dzisiaj czujesz? - spyta�a Josab wychodz�c z kontenera mieszkalnego.
- Ca�kiem dobrze, patrz� jak wstaje Mal*pas'ar i rozmy�lam.
- Bardzo mi si� podoba to falowanie �wiat�a na wodnym pier�cieniu, ale �mieszy
mnie ci�gle brak wyra�nego cienia. - odpar�a k�ad�c r�k� na mym ramieniu.
Patrzyli�my przez chwil� w milczeniu na bladofioletowe, rozmyte �wiat�o
wynurzaj�ce si� z wody - taki tutejszy wsch�d s�o�ca. Jele� wyszed� z zaro�li i
z udawan� oboj�tno�ci� skuba� traw� w pobli�u transportowca.
- W Isz'sza - 4 zauwa�yli �lady du�ych zwierz�t - najprawdopodobniej gad�w. To
ciekawe, �e tutaj s� pozostawione, a na Ziemi znikn�y.
- Spe�ni�y swoj� rol� w oczyszczaniu atmosfery i redukcji niekt�rych ro�lin wi�c
mog�y zosta� usuni�te. Poza tym ich wielko�� by�a niebezpieczna dla innych
zwierz�t, a przede wszystkim dla nas.
- Czy wiemy dok�adnie jak to by�o?
- Wystarczaj�co dok�adnie. Paprociowce i skrzypowate mia�y za zadanie ustali�
sk�ad atmosfery i odpowiednio zaerowa� gleb� - by�o to mo�liwe dzi�ki nieco
odmiennej fotosyntezie i mo�liwo�ci bardzo szybkiego wzrostu i rozwoju. To
dzi�ki �wczesnym warunkom biochemicznym rodz�cej si� planety mog�y urasta� do
tak du�ych rozmiar�w. Jednak, �eby da� szans� rozwoju innym ro�linom i spowolni�
zainicjowane procesy trzeba by�o zwierz�t, kt�re �ywi�c si� takimi ro�linami
ustabilizowa�yby wszystko. Aby przebieg�o to szybko pojawi�o si� wiele gatunk�w
prostszych w budowie gad�w o du�ych gabarytach. Musia�y du�o je�� i w kr�tkim
czasie upora�y si� z nadmiarem tamtych ro�lin. Potem ich liczebno�� na pewno
spad�a i w ko�cu zosta�y usuni�te. Tutaj te� na pewno nie ma ich wiele.
- Chcia�abym je zobaczy�.
- Ca�kiem mo�liwe, �e w tej okolicy te� s�, ale je�li chcesz mog� ci� pos�a� do
Isz'sza-4. Ezekiel ucieszy si� gdy ci� zobaczy.
- Zostan� tutaj. Ksi��� Jonasz ma tu przyby� z Isz'sza-1. Zobaczymy co si�
wydarzy do jego przyjazdu. B�d� w jadalni. - powiedzia�a odwracaj�c si� w stron�
obozu i ruszaj�c na �niadanie.
Kolorowe ptaszki wylecia�y spo�r�d drzew i zacz�y ugania� si� wok� mnie. W
poprzek zabudowa� przemaszerowa� mr�wkojad wioz�c na grzbiecie swoje ma�e.
Zwierz�ta, podobnie jak na Ziemi, nie ba�y si� cz�owieka i ch�tnie pozwala�y si�
obserwowa�. By�o to wa�ne dla naszej pracy, kt�ra posuwa�a si� szybko i
sprawnie.
Idealny ekosystem zapewnia� optymalne warunki do rozwoju wszystkim ro�linom i
zwierz�tom. Tysi�ce lat samotnego, niekierowanego rozwoju spowodowa�o, �e ca�a
planeta wydawa�a si� by� pokryta lasem i mniejszymi zaro�lami. Wszystko to pe�ne
by�o �ycia, jakie znali�my z domu. Z tego co ju� skatalogowali�my przewa�aj�ca
wi�kszo�� gatunk�w wyst�powa�a tak�e u nas.
Po wsp�lnym �niadaniu podszed� do mnie Korib - cz�owiek od ��czno�ci.
- Zejka nadawa� wczoraj wieczorem i prosi� �eby� dzisiaj si� z nim skontaktowa�.
- Dzi�kuj� Korib. Po��czysz mnie?
Z kontenera gdzie by�o radio wychodzi� wysoki maszt si�gaj�c ponad korony drzew.
Poniewa� byli�my rozbici na wzg�rzu, nie by�o problem�w z ��czno�ci� na kr�tki
dystans. Z dalszymi obozami kontaktowali�my si� poprzez sygna� satelitarny
przekazywany przez �aglowce.
- Isz'sza-3 wzywa Jezioro...Isz'sza-3 wzywa Jezioro...
- Tu Jezioro, s�ysz� ci� dobrze Isz'sza-3.
Przej��em mikrofon.
- Chwa�a Najwy�szemu, Zejka.
- Chwa�a Najwy�szemu, Goran.
- Ciesz� si�, �e ci� s�ysz� - nie brakuje wam niczego?
- Nie, w porz�dku. Diet� uzupe�niamy owocami. Chcia�em ci powiedzie�, �e
ko�czymy robi� zapasy. Woda tutaj jest bardzo czysta wi�c reakcja przebiega�a
sprawnie i szybko. Zbiorniki s� pe�ne, dzisiaj na�adujemy rezerwy i generator
b�dzie wolny.
- Nie�le, czy tlenu starczy na uzupe�nienie kolektor�w na statkach?
- Je�li w obozie pierwszym spisali si� r�wnie dobrze jak my to i tlenu i wodoru
b�dzie wi�cej ni� nam potrzeba. Zadecydowa�e� ju� jak to przetransportujemy?
- W "czwartym" zauwa�ono �lady dinozaur�w - nie chcia�bym straszy� zwierz�t, a
szczeg�lnie du�ych, �eby nie wpad�y w panik�. Mog�yby komu� zrobi� krzywd�.
Najlepiej chyba b�dzie jak za�adujecie to do transportowca i dostarczycie na
wybrze�e rzek�. Sprawdza�e� warunki?
- St�d do morza rzeka jest do�� szeroka i nie ma katarakt wi�c wszystko gra.
Wobec tego mo�emy by� na miejscu za trzy dni. Co potem?
- Zabezpieczcie wszystko i le�cie do nas.
- Dobra. Do zobaczenia, Goran.
- Czekamy na was. Niech Stw�rca was chroni.
Byli�my zatem przygotowani do powrotu na orbit�. Wod�r i tlen uzyskiwane przez
analiz� wody dawa�y prosty i skuteczny nap�d odrzutowy wystarczaj�cy do
oderwania si� od planety. Wi�kszo�� naszych pojazd�w wykorzystywa�a silniki
odrzutowe, dlatego te� najlepiej by�o porusza� si� po wodzie.
Najwi�kszy generator by� u nas, bo l�dowali�my w miejscu gdzie niedaleko morza
by�o bardzo du�e jezioro, a reakcja przebiega sprawniej gdy si� bierze wod�
s�odk�. Tak czy inaczej mieli�my zabezpieczony powr�t.
Nast�pne kilka dni przebieg�o nam pod znakiem przygotowa� wyprawy w g��b l�du.
Na wschodzie by�y g�ry, kt�re chcieli�my obejrze�. Ze zdj�� satelitarnych
wynika�o, �e mog� mie� oko�o 2600 metr�w n.p.m. i s� najwy�szym �a�cuchem na
planecie. Chcieli�my sprawdzi� jak ro�liny poradzi�y sobie z zaj�ciem takich
teren�w. A ponadto cz�� grupy �le znosi�a odmienne warunki. Brak wyra�nego
widoku s�o�ca, brak cienia, deszczu (wszystko tu nawadnia�a rosa obficie
pojawiaj�ca si� co rano) i sta�a, �rednio wysoka wilgotno�� powodowa�a, �e
ludzie byli podenerwowani i rzadziej si� u�miechali. Czas by� najwy�szy na jak��
odmian�.
Odlecieli trzema transportowcami wzd�u� rzeki bior�cej pocz�tek w tamtych
g�rach. Ja zosta�em z kilkoma osobami czekaj�c na Jonasza.
Lubi�em go. Nie by� Patriarch�, ale zosta� wskrzeszony nied�ugo po tych
najwa�niejszych i otrzyma� obowi�zki ksi���ce. Jednak nie zmieni�o mu to
charakteru. Nadal silnie gra�y w nim emocje, lubia� dzia�a� szybko, czasami nie
zastanawiaj�c si� g��biej. Ch�tnie wzi�� udzia� w naszej wyprawie, a my byli�my
zaszczyceni, �e leci z nami kto� o du�ym autorytecie.
Pocz�tkowo zdecydowa� si� na ob�z Isz'sza-1 bo zajmowali si� badaniami morza, a
Jonasz ci�gle szuka pewnego szczeg�lnego gatunku ryby lub ssaka morskiego,
kt�rego nie by�o ju� niestety w wodach Ziemi.
Teraz mia� przyby� do nas. Spodziewali�my si� go dzisiaj.
Kiedy dotarli, Meriba pilotuj�cy pojazd poszed� odpocz��, a ja wzi��em Jonasza
do laboratorium i biblioteki �eby zobaczy� post�py prac. By� oficjalnym nadzorc�
tego przedsi�wzi�cia i szczerze si� przyk�ada�, by odpowiednio spe�nia� swoje
zadanie. Du�o pyta�, nie szcz�dzi� pochwa� i dok�adnie wszystko ogl�da�, tak
zainteresowany innymi jak wszyscy Ksi���ta. To w�a�nie nasze "ska�y chroni�ce
przed spiekot� i ulew�" - nie trudno by�o okazywa� im szacunek.
Kiedy popo�udniu siedzieli�my popijaj�c lekko sfermentowany nap�j z ananas�w (w
laboratorium wyselekcjonowali pewien rodzaj beztlenowych bakterii, kt�re szybko
czyni�y sok lekko alkoholizowanym napojem musuj�cym) - rozmowa kr�ci�a si� po
lekkich tematach. Gdy zostali�my sami Jonasz rzek�:
- Goran, przyjecha�em tutaj nie tylko ze wzgl�d�w oficjalnych. Chcia�em si� z
tob� spotka� bo jeste� mi bliski i to ty jeste� motorem tego przedsi�wzi�cia.
Musimy si� powa�nie zastanowi� co dalej.
- Chodzi ci o powr�t? Te� ju� o tym my�la�em.
- Tak, tak, ale jest co� jeszcze. Chyba wiesz, �e oddzia�ywanie ducha jest
niesamowicie silne i zostawia w cz�owieku �lad. Ka�dy kto by� natchniony staje
si� w jaki� spos�b inny. Bardziej wyczulony, poszerzaj� si� jego zdolno�ci
percepcyjne. To dodatkowe ��obienie na rze�bie osobowo�ci, najg��bsza ze
zmarszczek na twarzy postrzegania.
- Po co mi to m�wisz?
- Ja przez jaki� czas by�em pod wp�ywem tej Si�y. Mia�em wizje, nawet
rozmawia�em - chodzi mi o to co mia�o miejsce wtedy przy Niniwie. W�wczas omal
nie oszala�em, tak by�o to dla mnie niesamowite, wr�cz obce. Ale tak, jak
m�wi�em, rysa pozosta�a - g��boko odci�ni�ta w m�zgu. Dzi�ki temu jestem w
stanie tak�e lepiej poj�� ca�e Zamierzenie, takim jak ja �atwiej dostosowa� si�
do niego, zrozumie� Cel i Intencje. W zwi�zku z tym mamy te� szcz�tkowy dar
proroczy, przeczucia, intuicj�, kt�ra podpowiada nam, �e dzieje si� co�
zwi�zanego w�a�nie z Zamierzeniem.
- Chcesz powiedzie�, �e to ma zwi�zek z wypraw�? Czemu to nas dotyczy?
- Ot� jestem pewien, �e co� si� nied�ugo wydarzy. Od jakiego� czasu zacz��em
mie� takie chwilowe ol�nienia, z kt�rych niestety nic nie wynika�o. I ca�y czas
towarzyszy mi to przekonanie, �e co� si� dokonuje, �e zapada jaka� decyzja.
- Przecie� wszystko by�o i jest w porz�dku. Realizujemy cele i program
opracowany jeszcze na Ziemi. Chyba nie dzieje si� nic z�ego?
- Goran, podobnie jak tobie, zale�y mi na powodzeniu misji. Moje zadanie polega
na tym, �eby wszystko by�o tak jak nale�y, ale Zamys�y Boga s� niezbadane. Kto
domy�la� si� istnienia Hain? Kto domy�la si� dlaczego mogli�my tu przylecie�? A
dodatkowo - czy mo�esz zar�czy�, �e ta ziemia nie wp�yn�a na kogo� z naszej
grupy w niepokoj�cy spos�b? Nie wiem czy wydarzy si� co� z�ego, czy wr�cz
przeciwnie, ale chc� by� by� przygotowany na jakie� zmiany. Nawet je�li moje
przeczucia s� myl�ce to nic nie stracimy b�d�c gotowi na szybkie ruchy. Dlatego
te� ciesz� si�, �e nic nie stoi na przeszkodzie by wr�ci� na orbit� i do domu.
- Da�e� mi do my�lenia Jonaszu. Jutro sprawdz� co si� dzieje w poszczeg�lnych
obozach. Szczeg�lnie martwi� si� o Ezekiela - jest bardzo poch�oni�ty pracami,
nie wiem czy nie za bardzo.
Kiedy nast�pnego dnia Isz'sza-4 nie odpowiada� na wezwania postanowi�em lecie�
tam, a Jonasz wraz z Merib� chcieli mi towarzyszy�. Zapakowali�my kilka
niezb�dnych sprz�t�w, zapasowe radio z naszego obozu i ruszyli�my w kierunku
morza by �lizgaj�c si� po jego powierzchni jak najszybciej dotrze� na miejsce.
Mieli�my do pokonania 50 kilometr�w l�dem i oko�o 2000 po wodzie. Co najmniej
dwa dni drogi.
Kiedy dotarli�my do obozu nad morzem gdzie ch�opcy zostawili zbiorniki,
obejrzeli�my tylko zabezpieczenia. Na szcz�cie ani wiatr, ani zwierz�ta nie
zniszczy�y os�ony wi�c wystartowali�my w kierunku horyzontu.
- Czy co� si� zmieni�o w twoich przeczuciach od ostatniego czasu?
- Raczej nie. My�l�, �e nie musisz si� zamartwia�. Z tego co ci powiedzia�em nie
wynika nic pewnego, a Ezekiel jest rozs�dny.
- Chodzi o to, �e twoje odczucia zbieg�y si� w czasie z milczeniem ich obozu -
st�d moje obawy.
- Nigdy nie wiemy co mo�e si� sta� i z tego wynika nasz pesymizm. Wolimy
spodziewa� si� z�ego. Ale mo�na z tym walczy�...
Mkn�li�my na po�udnie, a w przezroczystej cz�ci pod�ogi wida� by�o umykaj�c�
to�, na miejscu kt�rej natychmiast pojawia�a si� nowa g��bina. Pe�ne �ycia
p�ytkie oceany - tak wygl�da�y morza Ziemi przed tysi�cami lat, tak mog�y,
powinny!, wygl�da� do dzisiaj. To tutaj, na Hain zosta�y najpierw wypr�bowane
wszystkie rozwi�zania geologiczne, chemiczne i biologiczne. St�pa�em po
prototypie ca�ej planety, po tym pierwszym z �ywych �wiat�w. Ta planeta to matka
naszej Ziemi. Najwa�niejsze to nie pope�ni� b��du, jaki zmieni�by Hain tak jak
jej c�rk�.
- Goranie?
- Tak, Meriba.
- Jeden z silnik�w nie dzia�a poprawnie. B�dziemy musieli to obejrze� na l�dzie.
Powiedz Jonaszowi.
- Spieszy nam si�. Mo�e da si� to zbagatelizowa�?
- Zbyt du�e ryzyko.
- Gdzie jeste�my?
- Na wysoko�ci du�ego p�wyspu, wi�c szybko dop�yniemy do brzegu. Niestety linia
brzegowa b�dzie chyba nieciekawa.
- No trudno, poszukam Jonasza.
***
"Oficjalne sprawozdanie dla Ksi���t Ziemi. Ja, Ezekiel - najstarszy przywilejem
na �aglowcach Wyprawy do Hain informuj� za po�rednictwem czcigodnego
Melchizedeka, �e zosta�a ona przerwana, wracamy do domu. Stan za�ogi - 122
cz�onk�w. Dwie osoby zaginione to bliscy naszemu sercu ksi��� Jonasz i Goran -
brakuje nam jego przewodnictwa. Renowacja �agli przebieg�a pomy�lnie i stale
nabieramy pr�dko�ci. Udoskonalony przez mechanik�w nap�d pozwoli nam nabra�
maksymalnej pr�dko�ci ju� za trzyna�cie dni, w�wczas pogr��ymy si� w zamy�leniu.
Misj� zako�czono po siedemdziesi�ciu czterech dniach. Wieziemy mn�stwo
materia��w informacyjnych, niestety wi�kszo�� pr�bek i eksponat�w zosta�a na
Hain. Nie spakowane i nie posegregowane musieli�my pozostawi� gdy� nie by�o
czasu na nic opr�cz zebrania ludzi i start. Wszyscy �a�ujemy pozostawionych
rzeczy. Wielce martwi nas los Gorana i Jonasza. Nie mamy odpowiedzi co si� z
nimi sta�o. Nalegam by�cie pytali Najwy�szego - my mo�emy jeszcze zawr�ci�.
Naprawd� nie wiem dlaczego nie mogli�my ich poszuka�.
To co wiemy przeka�e wam Meriba."
***
"Jestem Meriba. By�em pilotem transportowca, kt�rym lecieli�my wraz z ksi�ciem
Jonaszem i Goranem do Isz'sza-4 - obozu Ezekiela, gdzie wysiad�o radio - co
okaza�o si� dopiero p�niej. Pod koniec pierwszego dnia drogi zacz�� szwankowa�
silnik i nale�a�o go obejrze� na l�dzie. Spieszy�o nam si�, ale awaria mog�a by�
powa�na i uniemo�liwi� nam dalsz� podr� - nie chcia�em tak ryzykowa� dlatego
postanowili�my wyl�dowa�.
Trafili�my na nieprzyjazny brzeg, kt�ry ci�gn�� si� d�ug� lini� wok�
najwi�kszego p�wyspu na kontynencie. G�ry o stromych zboczach schodzi�y w
podmok�e doliny, a wybrze�e by�o poszarpane jak nigdzie indziej. Wlecieli�my z
trudem na niewielki p�askowy� i zabrali si� do przegl�du. Kiedy w trakcie prac
Jonasz zacz�� rutynow� inwentaryzacj� terenu musia� zauwa�y� co� specjalnego bo
zaraz obaj z Goranem zacz�li szczeg�owo lustrowa� okolic� wizorami. Nie wiem o
co im chodzi�o, bo poch�on�a mnie usterka, ale m�wili mi o dziwnej zale�no�ci
geometrycznej g�r i ich niecodziennych formach. W godzin� byli spakowani i
wzi�wszy kr�tkofal�wki wyruszyli na wsch�d. Ja mia�em na nich czeka�. Noc min�a
spokojnie - oni rozbili si� u podn�a tego p�askowy�u gdzie wyl�dowali�my.
Nast�pnego dnia kontaktowali�my si� dwa razy - szybko posuwali si� naprz�d gdy�
po rozlewiskach dobrze im by�o p�yn�� pontonem, kt�ry mieli ze sob�. Musieli by�
ju� oko�o stu kilometr�w ode mnie s�dz�c po s�abym sygnale ich nadajnik�w.
P�nym wieczorem znowu odezwa�o si� radio, to by� ob�z Ezekiela. Usun�li awari�
i zn�w mogli nadawa�. Skontaktowali si� z Isz'sza-3 gdzie im powiedzieli, �e do
nich lecimy, wi�c chcieli nas uspokoi�. Wyja�ni�em gdzie nasi nadzorcy, ale
jeszcze nic nie mog�em im powiedzie� dok�adnie. P�niej pr�bowa�em skontaktowa�
si� z Jonaszem, ale nie reagowali - pewnie byli ju� za daleko by mi
odpowiedzie�, cho� ci�gle mogli mnie s�ysze� - teoretycznie. Nikt z nas ju� tego
nie wie gdy� nast�pnego dnia musia�em wr�ci� do obozu. Nad ranem obudzi� mnie
Zejka z Isz'sza-3 z informacj�, �e natychmiast mamy wraca�. T�umaczy�em, �e
jestem sam, a tamci nie wiadomo gdzie, ale powiedzia�, �e to wola przekazana
przez Melchizedek�w. Nie mia�em wyboru, wi�c wys�a�em w eter informacj�, �e
odlatuj� (licz�c, i� dotrze ona do Jonasza i Gorana) i �eby czekali na mnie w
tym miejscu, gdzie si� zatrzymali�my.
Do obozu dotar�em wczesnym popo�udniem bo lecia�em jak najszybciej. Tu
natychmiast przy��czyli mnie do innych szykuj�cych l�downiki. Ca�y ob�z
Isz'sza-4 przylecia� wieczorem. Rozmawia�em z Ezekielem, ale zalecenia by�y
konkretne. P�n� noc� dotar�a do nas prowadzona przez anio�a(!) grupa, kt�ra
polecia�a wcze�niej w g�ry i natychmiast startowali�my. �witu na Hain ju� nie
zobaczy�em, a nawet ksi�yce si� w tedy schowa�y. Smutny to by� lot. Pi�� godzin
po nas do �aglowc�w dotar�y l�downiki oboz�w 1 i 2."
***
"Przygotowanie �aglowc�w trwa�o siedemna�cie dni. Technicy z 'Alefa wprowadzili
dodatkowy obw�d w obiegu silnikowym, �eby�my mogli wykorzysta� nadwy�ki paliwa.
�agle odrestaurowane w 98 procentach. Dzi�ki temu b�dziemy mogli szybko osi�gn��
pr�dko�� �wiat�a, gdy� do sprawnego dzia�ania naszych maszyn dojdzie silne
promieniowanie pobliskiej gwiazdy neutronowej. Dodatkowo chcemy wykorzysta� jego
cz�� do obr�bki w pryzmatach, kt�re nie by�y do tej pory u�ywane. Powstanie
efekt sprz�enia zwrotnego gdy obrobiony promie� skierujemy z powrotem na
�agiel. Powinno si� to uda�, wi�c b�dziemy w domu o wiele szybciej ni�
planowali�my. Chwa�a Najwy�szemu."
***
Obudzi�em Jonasza przed �witem. Opuchlizna na jego z�amanej nodze prawie znik�a,
a poniewa� ko�czy� si� prowiant musieli�my co� wymy�li�. �wiadomo��, �e na ca�ej
planecie jest tylko dw�ch Ziemian nie by�a zachwycaj�ca. Fakt, �e znale�li�my te
groby dodatkowo miesza� nam w g�owach.
- Przesta�o bole�, ale wola�bym jeszcze pole�e� ten dzie�. Nasze ko�ci zrastaj�
si� szybko wi�c mo�e jutro m�g�bym si� ju� ruszy�.
- Zastanawiam si�, czy nie rozbi� tu bardziej solidnego obozu, do chwili kiedy
zupe�nie wyzdrowiejesz. W mi�dzyczasie mogliby�my zrobi� co� z pontonem, �eby
da�o si� nim dop�yn�� do wybrze�a.
- Chcesz wchodzi� na ten p�askowy�, gdzie l�dowali�my z Merib�?
- Chyba nie. Skoro polecieli tak szybko, to musieli wiele rzeczy zostawi� - daje
nam to pewn� szans�. Na razie trzeba zadba� o co� do jedzenia. Wezm� analizator
i p�jd� czego� poszuka�. Na tych bagnach to mo�e by� trudne wi�c nie wiem ile
mnie nie b�dzie.
- Goran?
- ...
- To przygn�biaj�ce, �e odlecieli bez nas. Ju� raz by�em zupe�nie sam - to nie
s� mi�e wspomnienia.
- Wr�c� jak najszybciej.
Trzy dni, kt�re dawno temu sp�dzi� we wn�trzno�ciach jakiego� morskiego
zwierz�cia odcisn�y na nim pi�tno. Zdaje si�, �e mia� potem klaustrofobi�.
Teraz znowu jest sam i cho� nie jest ciemno to pami�� o tamtych wydarzeniach na
pewno go przygn�bia. Ja te� prze�y�em szok gdy zobaczy�em �wietlisty szlak pary
pozostawiony przez startuj�ce l�downiki. Teraz musieli by� na orbicie, a skoro
nikt nie reagowa� na nasze sygna�y radiowe, to znaczy, �e nas nie szukali,
czyli, �e nikogo ju� tu nie by�o. Mo�e tylko na troch� polecieli do �aglowc�w?
Mo�e wr�c� po nas za kilka dni? Sam w to nie wierz�. Tym bardziej, �e chyba
wiemy dlaczego zostali�my zostawieni.
Podr� po zej�ciu z p�askowy�u, na kt�rym zosta� Meriba przebiega�a sprawnie i
szybko nam si� p�yn�o po tych rozlewiskach. Nasze radio szybko straci�o zasi�g
nadawania, ale s�u�y�o nam jako odbiornik. Kiedy dotarli�my do miejsca
obserwowanego wcze�niej okaza�o si�, �e faktycznie mamy tu co� ciekawego. G�ra
jaka wy�ania�a si� przed nami do z�udzenia przypomina�a Synaj na Ziemi - tam,
gdzie Moj�esz rozmawia� z Bogiem. R�nica by�a w wielko�ci i otoczeniu, tam -
pustynia, tu - bagna. Wchodz�c coraz wy�ej min�li�my granic� zaro�li, w ko�cu w
og�le sko�czy�a si� ro�linno��.
Wybieranie drogi bez �cie�ki by�o trudne wi�c nie wyszli�my na szczyt.
Czerwono-bure ska�y zwietrza�e i poszarpane kruszy�y si� usypuj�c kopce �wiru we
wszelkich zag��bieniach. By�o to interesuj�ce zjawisko gdy� na planecie nie
wyst�puj� silne wiatry i taka erozja wydawa�a si� nie mie� uzasadnienia.
Niemniej na pewno czyni�a to miejsce podobnym do tego na Ziemi.
Trawersuj�c zbocze w kierunku prze��czy pomi�dzy dwoma grzbietami osuwali�my si�
w tych drobnych kamykach. Po po�udniu dotarli�my do du�ej p�ki skalnej gdzie
chcieli�my przenocowa�. Widoki, jakie si� st�d roztacza�y, dawa�y niezapomniane
wra�enia. R�wna p�aszczyzna bagnistego lasu, z kt�rej tu i �wdzie wy�ania�y si�
kolumny skalistych wynios�o�ci o pionowych �cianach. Na zachodzie majaczy�
p�askowy�, z kt�rego wyruszyli�my - w otoczeniu wy�szych i g�ciej rozsianych
g�r na wybrze�u ciemnia� swoj� �cian�. Pomi�dzy tymi szczytami blad�a zachodz�ca
Mal*pas'ar, a nik�e b�yski odbija�y si� na falach odleg�ego morza.
Wieczorem odebrali�my komunikat o naprawieniu radiostacji u Ezekiela. Jeden
problem by� rozwi�zany, wi�c mo�na by�o zaj�� si� tym co nas tu sprowadzi�o. Z
tamtego miejsca gdzie naprawiali�my transportowiec by�o wida�, �e wszystkie
kolejne g�ry w otoczeniu tej maj� jednakow� wysoko�� i s� symetryczne
rozstawione, a po�r�d nich by�a ta, na kt�r� si� teraz wspinali�my -
wyr�niaj�ca si� kszta�tem i rozmiarami.
W czasie, gdy szukaj�c bardziej zacisznego miejsca na nocleg penetrowali�my
okolic�, znale�li�my wlot do jaskini. Pocz�tkowo tylko go zauwa�yli�my, gdy�
znajdowa� si� znacznie wy�ej od miejsca, gdzie si� zatrzymali�my, ale doj�cie
tam nie by�o trudne wi�c wr�cili�my po baga�e i w zapadaj�cej ciemno�ci
wspi�li�my si� na g�r�.
Otw�r okaza� si� o wiele wi�kszy ni� s�dzili�my. Czterometrowa dziura o do��
regularnych, okr�g�ych kszta�tach prowadzi�a w g��b groty o prostym, suchym dnie
i lekko wznosz�cym si� sklepieniu. Na twarzach czuli�my ci�g powietrza, kt�re
musia�o p�yn�� gdzie� z wysoka, bo by�o nad wyraz suche.
Pozostawiwszy rzeczy przy wej�ciu poszli�my g��biej. Trzeba by�o uwa�a� na
nietoperze, kt�re w�a�nie zacz�y wylatywa� na zewn�trz. Piszcz�ce, kosmate
cia�ka, �migaj�ce we wszystkich kierunkach. Przeszli�my jakie� sto metr�w, gdy
korytarz przekszta�ci� si� w wi�ksz� grot�. Mia�a wysypane mia�kim piaskiem dno
i kuliste sklepienie ze szczelinami, kt�rymi p�yn�y ciep�e podmuchy. Wszystko
to zauwa�yli�my jedynie k�tem oka, bo wzrok przykuwa�y dwa kamienne katafalki
stoj�ce obok siebie na �rodku pieczary. Na du�ych blokach kamienia le�a�y
szcz�tki dw�ch ludzi. Rozsypuj�ce si� ko�ci musia�y tu le�e� bardzo d�ugo
obr�ciwszy si� ju� w proch.
Tak dawno nie widzieli�my nic zwi�zanego ze �mierci�, �e te jej symbole g��boko
nami wstrz�sn�y. Stali�my tam patrz�c jak grobowiec matowo b�yszczy z�ym
wspomnieniem, w �wietle naszych latarek i wyobra�ni. Jak �atwo si� przyzwyczai�
do tego co jest nam mi�e, dobre. Tak szybko zapominamy o przykro�ciach,
zacieramy z�e wspomnienia. Dlatego gdy si� nam w jaki� spos�b ponownie
objawiaj�, staj� si� szokiem. Tym wi�kszym, �e nie tyle niespodziewanym co
uznanym za niemo�liwy, a przede wszystkim niechciany.
Do tego zaskoczenia do�o�y�a jeszcze swoje �wiadomo��, �e przecie� na tej
planecie nie by�o ludzi - nie mog�o by� - tak nam przecie� powiedziano. Nasza
wiara nie d�ugo by�a wystawiana na pr�b�. Kiedy podeszli�my bli�ej okaza�o si�,
�e nad g�owami zmar�ych wypisano w kamieniu ich imiona. Napisy by�y w j�zyku
starohebrajskim.
Jedno brzmia�o: MOJ�ESZ, drugie: HENOCH.
W tej chwili Jonaszowi nagle co� si� sta�o. Trzymaj�c si� za g�ow� kl�kn��.
Pr�bowa�em mu pom�c, ale nie m�g� nic powiedzie�. �ka� g�o�no, a spod
przyci�ni�tych do twarzy d�oni p�yn�y �zy. Ca�y by� roztrz�siony. Nie mog�em go
uspokoi�, wi�c podnios�em i p�-nios�c, p�-wlok�c wyprowadzi�em stamt�d.
Rzuci�em latark� tak, �eby �wieci�a w korytarzu, kt�ry b�d�c prosty by� chocia�
przez troch� o�wietlony. Kiedy zbli�ali�my si� do wylotu Jonasz nagle si�
uspokoi�, �eby po chwili wyrwa� mi si� i pobiec naprz�d. Goni�c go potkn��em si�
w tych ciemno�ciach i bole�nie pot�uk�em. Nadal mnie boli. Kiedy dotar�em na
powierzchni� jego nie by�o ani s�ycha�, ani tym bardziej wida�. �eby szuka�
potrzebowa�em �wiat�a wi�c musia�em wr�ci� do grobowca po latarki. Obola�y i po
ciemku d�ugo znowu szed�em w kierunku tej tajemnicy. Wzi�wszy latarki nie
zatrzymywa�em si� tylko ruszy�em z powrotem.
�wiat�o latarek, cho� mocne nie u�atwia�o szukania k�ad�c ostre cienie, kt�re
wszystkie sprawdza�em. Po godzinie szukania by�em ju� tak zm�czony, �e z trudem
sta�em na nogach wi�c wr�ci�em do jaskini.
Obudzi�em si� p�nym rankiem. Szybko co� zjad�em, opatrzy�em st�uczenia i
wzi�wszy apteczk� ruszy�em na poszukiwania. Schodz�c ni�ej zagl�da�em do
wszystkich rozpadlin. po ciemku �atwo by�o zsun�� si� po �wirze gdzie� do
jakiej� dziury. Znalaz�em go kilkadziesi�t metr�w poni�ej p�ki. Le�a� dziwnie
skr�cony u st�p ma�ego �lebu. Nieprzytomnego wytaszczy�em na r�wniejsze miejsce
i zacz��em cuci�. Mia� z�aman� nog� i ca�y by� posiniaczony. Z wielu zadrapa�
s�czy�a si� krew. Doszed� do siebie, ale s�aby nie m�g� si� nawet ruszy�.
Poda�em mu siln� dawk� lek�w przeciwb�lowych i nastawi�em z�amanie, p�niej
odkazi�em rany. Trzeba by�o si� gdzie� przenie��. Nie chcia�em wraca� z Jonaszem
do jaskini, wi�c postanowi�em zej�� troch� w d�, do najbli�szych zaro�li.
Wr�ci�em po najpotrzebniejsze rzeczy, rzuci�em okiem w czarny otw�r naszej
niespodzianki i znios�em je na d�.
Gorzej by�o z transportem jego samego. Z dw�ch d�ugich �erdzi wykona�em co� na
wz�r noszy, kt�rych jedne ko�ce ci�g�y si� po ziemi, a drugie, zwi�zane opar�em
sobie na ramionach. Po po�udniu byli�my ju� w�r�d krzew�w, gdzie zostawi�em
Jonasza z zaaplikowan�, kolejn� dawk� lek�w, a sam postanowi�em wr�ci� jeszcze
raz na g�r�.
Moj�esz i Henoch. Zna�em ich obu, cho� niezbyt dobrze. Mieszkali na Ziemi,
piastowali odpowiedzialne funkcje i cieszyli si� powszechnym szacunkiem. Zostali
przywr�ceni do �ycia w pierwszej turze. To, �e tutaj znajduj� si� szcz�tki z ich
imionami mog�o oznacza� tylko jedno - ich pierwsze cia�a, kt�re w tajemniczy
spos�b znik�y po �mierci - zosta�y w cudowny spos�b przeniesione na Hain (to
potwierdza�oby moj� teori�, �e jednak da si� skr�ci� podr� przez przestrze�
korzystaj�c z duchowej nadprzestrzeni). Symboliczny kszta�t g�ry, gdzie je
umieszczono te� dobrze pasuje - przecie� na Synaju B�g rozmawia� z Moj�eszem i
da� mu Prawo. Ten zacny cz�owiek zmar� samotnie, na innej g�rze i nigdy nie
znaleziono jego cia�a, na Ziemi nie mia� grobowca. Podobnie Henoch, by� prawym
cz�owiekiem u zarania dziej�w ludzko�ci - wyr�nia� si� z po�r�d wsp�czesnych i
zosta� nagrodzony wizj�. Po jego szcz�tkach nie by�o �ladu, przepad�y.
Cia�o jeszcze jednego cz�owieka zosta�o tak nadprzyrodzenie usuni�te, ale nie
�miem spekulowa�, czy JEGO prochy te� znajduj� si� na tej g�rze.
Dopiero kiedy znios�em na d� reszt� rzeczy zacz��em sprawdza� radio. To dziwne,
�e Meriba si� nie odzywa�. Odbiornik wskazywa� wys�anie jednej wiadomo�ci z
godziny trzeciej pi��dziesi�t siedem. Jej tre�� wstrz�sn�a mn� - Meriba
odlecia�. Bez jego pomocy nie poradzimy sobie, Jonasza trzeba szybko zbada�.
P�ki co trzeba odpocz�� i czeka�, a� zaczn� nas szuka�.
Wieczorem Jonasz troch� oprzytomnia�, ale nie rozmawiali�my o ostatnich
wydarzeniach. W nocy obudzi� nas daleki, ale bardzo znajomy huk. Z niemym
pytaniem na twarzach, z przera�eniem w oczach patrzyli�my na ognisty punkt
wznosz�cych si� w g�r� l�downik�w. Zupe�nie nie rozumia�em co si� dzieje.
Dlaczego wystartowali? Czemu Meriba po nas nie przylecia�? Co si� tutaj dzieje?
Nast�pnego dnia, kiedy radio milcza�o, wsp�lnie doszli�my do przyt�aczaj�cego
wniosku, �e odlecieli bo im nakazano, a nas zostawili, gdy� nie mieli innego
wyj�cia. To by�a nasza kara za przedwczesne odnalezienie tego miejsca. St�d te�
dziwna reakcja Jonasza. Jego wyczulone postrzeganie tym razem przyczyni�o si�,
�e tak silnie odczu� GNIEW. Szkoda, �e wcze�niej nie zrozumia�, �e ostrzega go
przed samym sob�.
Za�o�yli�my najlepszy z mo�liwych oboz�w i czekali�my na jaki� cud. Nie zdarzy�
si�. Po kilku dniach zacz�y ko�czy� si� zapasy �ywno�ci, dlatego teraz
postanowi�em i�� poszuka� jakich� owoc�w, czy innych jadalnych rzeczy. Problem
by� taki, �e nasz ponton by� niesprawny - dwie komory by�y nieszczelne. Zatem
podr�owanie po tych mokrad�ach by�o nie�atwym zadaniem.
Wr�ci�em wieczorem z �ywno�ci�, a nast�pnego dnia uda�o nam si� zalepi� jedn� z
dziur. Zanurzeni troch� g��biej ni� granica bezpiecze�stwa wyruszyli�my w drog�
powrotn� - do morza. Musieli�my zrezygnowa� z cz�ci baga�u - na szcz�cie nie
okaza� si� potrzebny. Trzy dni p�niej wyp�yn�li�my z pr�dem rzeki na otwarte
morze. Do tej pory Jonasz na tyle si� wzmocni�, �e m�g� ju� sta�, ale oczywi�cie
nie mo�na by�o zbytnio obci��a� chorej nogi.
Po uzupe�nieniu zapas�w s�odkiej wody pop�yn�li�my wzd�u� brzegu w kierunku
Isz'sza-3. Podr� takim ma�ym stateczkiem nie nale�a�a do najprzyjemniejszych,
ale i nie trwa�a d�ugo. Do�� szybko wyczerpa�y si� baterie zasilaj�ce nasz nap�d
- i tak poci�g�y d�u�ej ni� si� spodziewali�my.
Nast�pne tygodnie min�y na �apaniu zwierz�t, kt�re mog�yby pos�u�y� za juczne
czy nawet wierzchowe, p�niej oswajanie ich, co nie by�o a� tak trudne, bo w
ko�cu ca�a fauna by�a przyja�nie do nas nastawiona, i w ko�cu podr� do obozu.
Dotarli�my tam szcz�liwie i zostali w�a�cicielami wielkiej kolekcji okaz�w,
eksponat�w i pr�bek pozostawionych przez nasz� ekip�.
***
Trzysta lat p�niej.
W miejscu gdzie kiedy� za�o�ony by� ob�z pierwszej wyprawy na Hain sta�a teraz
du�a farma. Na okolicznych poletkach ros�y typowe ro�liny rolnicze. Niewielkie
p�achetki ziemi zajmowa�y jarzyny, obok kt�rych ros�y ziemniaki, pszenica, soja
i inne tym podobne. Po pobliskim pastwisku biega�y pi�kne konie. Niekt�re klacze
b�d� si� nied�ugo �rebi�. Obok pas�y si� rdzawo br�zowe krowy wolno prze�uwaj�ce
soczy�cie zielon� traw�.
Na dachu najwi�kszego z budynk�w, kt�re wszystkie wykonane by�y z drewna,
zainstalowano uk�ad baterii s�onecznych. Wysoki wiatrak pompowa� wod� do
wielkiej kadzi ustawionej obok zabudowa�. Kilkana�cie prymitywnych, r�wnie�
drewnianych wiatrak�w generuj�cych energi� elektryczn� sta�o na zboczu
pobliskiego wzg�rza. Wygl�da�o na to, �e kto� pr�bowa� metod� organizatorsk�
zabezpieczy� sobie dop�yw energii, nie maj�c jednak dostatecznych �rodk�w. St�d
zapewne r�ne �r�d�a.
Od strony morza dolecia� szum silnika wodorowego. Na drodze dojazdowej pojawi�
si� dziwny pojazd. Prymitywna konstrukcja, w du�ej cz�ci drewniana, poruszana
by�a nowoczesnym uk�adem nap�dowym. Dwaj ogorzali m�czy�ni w lekkich tunikach
jechali w kierunku dom�w rozmawiaj�c ze sob�. Na platformie za plecami mieli
paczki i l�ni�ce skrzynki z emblematami pierwszej wyprawy do gwiazd. Wehiku�
ca�y trzeszcza� i trz�s� si� na wybojach nier�wnej drogi.
Jonasz z brod� i w s�omkowym kapeluszu (troch� tylko krzywym) kierowa� pojazdem.
Obok niego siedzia� Goran - �niady i g�adko ogolony. Rozmawiaj�c zbli�ali si� do
swego kr�lestwa. Dwuosobowa populacja planety Hain w uk�adzie Mal*pas'ar.
Czy ich wieczne �ycie nie jest zbyt wielk� kar� samotno�ci na pi�knej, lecz
pustej planecie?
***
Siedemdziesi�t trzy lata p�niej.
I wzi�� Pan B�g DNA cz�owieka. I utworzy� z pierwiastk�w ziemi kobiet�. I
przyprowadzi� j� do m�czyzn, do miejsca gdzie mieszkali i gdzie uprawiali rol�,
i da� j� starszemu z nich, po czym rzek�:
"OTO DAJ� WAM TEN �WIAT. OPIEKUJCIE SI� NIM, STRZE�CIE I CZY�CIE SOBIE PODDANYM.
ROZRADZAJCIE SI� I ROZMNA�AJCIE I NAPE�NIJCIE T� ZIEMI�. TYLKO G�RY, O KT�REJ
WIECIE, �E JEST MOJ� SZCZEG�LN� W�ASNO�CI�, TEJ NIE DOTYKAJCIE, ANI SI� DO NIEJ
NIE ZBLI�AJCIE, ALBOWIEM TO MIEJSCE �WI�TE, ONO NALE�Y DO MNIE, I ABY�CIE NIE
POMARLI, NIE �CI�GN�LI NA SIEBIE GNIEWU MOJEGO".
Potem nazwa� Jonasz kobiet� imieniem Alfa i sta�a si� jego ma��onk�. Zbli�y� si�
do niej i ona pocz�a i urodzi�a mu c�rk�, kt�rej nadano imi� Rekia, co znaczy
"dobry dar dla mojego przyjaciela".
Wzi�� sobie Goran Reki� za �on� i wsp�y� z ni� i urodzi�a mu syn�w i c�rki...
***
Po�r�d bagien sta�a g�ra inna ni� wszystkie dooko�a. By�a symbolem wydarze� z
czas�w i miejsc tak odleg�ych, �e prawie zapomnianych. W du�ej jaskini suche
powietrze op�ywa�o prochy dw�ch m��w.
Wysoko nad nimi, w innej jaskini le�a�y na marmurowym stole szcz�tki innego
cz�owieka, kt�rego cia�o, jak okup, wykupi�o kiedy� wszystkich ludzi. Z�otem
l�ni�ce litery wie�ci�y: JESZUA - M�J SYN.
Katowice 22.VII.1999
Viktor Gimel