9839

Szczegóły
Tytuł 9839
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9839 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9839 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9839 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KATHY PAGE Historia mojej twarzy Tytu� orygina�u The Story of My Face Copyright Kathy Page 2002 (t�um Ewa El�bieta Nowakowska) 2003 Nie b�dziesz czyni� �adnej rze�by ani �adnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemi�! (Ksi�ga Wyj�cia 20, 4) 1 Unosz� wzrok znad mapy i widz� kobiet� w watowanym p�aszczu, kt�ra stoi jakie� dwa metry od mojego samochodu i gapi si� na mnie. Siatki z zakupami postawi�a na ziemi, ale ramiona nadal opadaj� wzd�u� cia�a, jakby d�wiga�a co� ci�kiego. Gapi si� wci��. Nie lubi� tego, lecz nie da si� ukry�, �e jestem tu ca�kiem obca, w tej miejscowo�ci o nazwie nie do wym�wienia, Elojoki, gdzie diabe� m�wi dobranoc, mniej wi�cej dwie�cie kilometr�w na po�udnie od ko�a polarnego, przypominaj�cej plamk� rzucon� na �rodek p�askiego lodowatego pustkowia. Cztery sklepy, jedna droga, skupisko niewysokich domk�w, wichry, l�d i ci�gn�ce si� kilometrami lasy iglaste. By�oby dziwne, gdyby na mnie nie patrzono. Poza tym przez ostatnie dwadzie�cia pi�� lat nauczy�am si�, jak sobie radzi� z natarczywymi spojrzeniami. Umiem bez trudu uchwyci� czyj� nieust�pliwy wzrok i obr�ci� go w u�miech lub pocz�tek rozmowy. Potrafi� r�wnie� tak popatrze�, �e mo�e zabole�. Ale ta kobieta gapi si� bez przerwy, nawet kiedy zobaczy�a, �e patrz� wprost na ni� - i wtedy staje si� jasne, �e nie jest to zwyczajne wlepianie oczu z ciekawo�ci. Wydaje si�, �e pr�buje mi co� zrobi�, spowodowa� co� samym tylko spojrzeniem. Mog�abym po prostu pojecha� dalej, lecz co� mi m�wi, �eby sko�czy� z tym jej gapieniem si�, zanim odjad�. Opuszczam wi�c szyb�, u�miecham si�, wskazuj�c przed siebie, i pytam, cho� i tak ju� wiem: - Czy do ko�cio�a to t�dy? M�j glos brzmi rze�ko i zwyczajnie, m�wi� powoli, lecz prawid�owo wypowiadam obce dla mnie g�oski; oddech wzbiera fal� i opada w powietrzu, kt�re nas dzieli. Kobieta ani nie odpowiada, ani si� nie porusza. Daj� sobie spok�j z fi�skim, pr�buj� zagadn�� j� po szwedzku. W ko�cu wzruszam ramionami, rozk�adam r�ce, po czym ruszam w ostatni kilkusetmetrowy etap mej podr�y. Kobieta - widz� w lusterku - obraca si� i nadal mnie obserwuje. W Elojoki wydarzy�a si� pewna historia. Jestem tu z tego powodu, wi�c b�d� musia�a wzi�� to pod uwag�. Teraz jednak czuj� si� zbyt zm�czona, by si� nad tym zastanawia�. Op�niony lot, jazda samochodem - ostatnia godzina okaza�a si� najgorsza: kilometr za kilometrem po w�skiej, oblodzonej drodze, ci�gn�cej si� dok�adnie wzd�u� zamarzni�tej rzeki - po obu stronach rosn� drzewa o tak ciemnym odcieniu zieleni, �e r�wnie dobrze mo�na by je uzna� za czarne. A teraz ta gapi�ca si� kobieta. W�a�nie w tej chwili ca�a moja wyprawa, do kt�rej zmierza�am przez d�ugie lata �ycia, wydaje si� �mieszna - czterdziestoczteroletnia kobieta, niezam�na, nawet nie pozostaj�ca w �adnym zwi�zku, poszukuje jakiego� od dawna nie�yj�cego m�czyzny. W Elojoki. Ale ju� tu jestem. Tu� po drugiej stronie mostu znajduje si� ko�ci�, kt�ry postawiono na pokrytym otoczakami, wznosz�cym si� o par� st�p wy�ej miejscu. Ma przysadzist� sylwet�; zbudowano go z drewna, a �ciany oszalowane �ci�le zachodz�cymi na siebie deszczu�kami pomalowano na szaroniebieskawy kolor. Dach pokrywa gont, wida� te� niewysok� wie�yczk�. Widok ko�cio�a - jego obcy cudzoziemski styl, sam fakt, �e w og�le przetrwa! do dzi� - poprawia mi nieco nastr�j. Za nim stoi dzwonnica i rozci�ga si� cmentarz. Po prawej stronie, w g�szczu bezlistnych brz�z kryje si� pappila, d�ugi dom z poddaszem - miejsce pracy pastora. Obecnie jest pusty. Gdzie� dalej, jak s�dz�, musi sta� mniejszy dom dla go�ci, w kt�rym Tuomas Envall mieszka� zaraz po przybyciu tutaj, i gdzie dzi�ki czystemu przypadkowi r�wnie� i ja si� zatrzymam, gdy� zadecydowa� o tym termin mojego podania. Wszystko, czego w zamian oczekuje si� ode mnie, sprowadza si� do publicznego wyg�oszenia wyk�adu na temat moich odkry�; mam to uczyni� przed wyjazdem. Heikki Seppa, wysoki, lekko przygarbiony m�czyzna, wy�ania si� z wn�trza zaparkowanego przed pappila jeepa. Stanowisko, kt�re piastuje, nosi oficjalnie nazw� Inspektora Okr�gowego przy Departamencie Ochrony Zabytk�w i Dziedzictwa Narodowego, lecz poniewa� poznali�my si� ju� w tamtym roku, kiedy dopiero ustalano m�j przyjazd, nie ma, na szcz�cie, potrzeby wzajemnego przedstawiania si�. Pr�dki u�cisk d�oni, po czym Heikki zabiera od razu plecak i pud�o z ksi��kami i idzie przodem, ostrzegaj�c mnie przed �liskimi fragmentami �cie�ki. Domek sk�ada si� z zaledwie jednego pomieszczenia o wy�o�onych drewnem �cianach, drewniana jest te� pod�oga. Znajduje si� tu staro�wiecki piec, opalany drewnem. Potr�jnie szklone okna wychodz� na trzy strony �wiata. Po�rodku ustawiono du�y st�. Poza tym zauwa�am przykr�tkie na pierwszy rzut oka drewniane ��ko, dywanik, szafki i kredens, wszystko zabytkowe. Cz�� kuchenna i zlew s� pod wschodnim oknem; wniesiono tu lod�wk�, kt�rej g�rnej cz�ci mo�na u�ywa� jako blatu, kuchenk� mikrofalow� i pojemny ekspres do kawy z bia�ego plastiku i szk�a. Instalacje: wodno-kanalizacyjn�, elektryczn�, nowe okna i ogrzewanie, a tak�e dobud�wk� z ty�u, s�u��c� jako �azienka, wyja�nia Heikki, dodano ca�kiem niedawno. Przepa�� dziel�ca enwallist�w i oficjalny Ko�ci� pog��bi�a si�, przez co nie nap�ywa�y nowe fundusze na unowocze�nienie pappili, wi�c pastor wprowadzi� si� tu na kr�tko przed sw� ostateczn� wyprowadzk�. Za rok, kiedy rozpoczn� si� prace renowacyjne, usunie si� wszelkie �lady modernizacji, a dach z falistej blachy zostanie zast�piony autentycznym gontem. - Jest wi�c pani na czas! - stwierdza. Bardzo wa�ne jest, �ebym nie pr�bowa�a u�ywa� pieca i nie pali�a w domu ani te� nie pozwala�a na to innym - m�wi po angielsku, powoli, niemal bezb��dnie, formu�uj�c zdania najpierw w my�lach. Kiedy m�wi, otwiera i zamyka drzwiczki szafek, lod�wki, kuchenki mikrofalowej, zerkaj�c do ich �rodka, znowu je zamyka, wyra�nie zadowolony, �e s� puste. Ch�onie mnie, rzucaj�c ukradkowe spojrzenia, kt�re z �atwo�ci� wytrzymuj�. M�wi�, �e nie pal� i z pewno�ci� nikomu na to nie pozwol�. On wyra�a nadziej�, �e b�dzie mi wystarczaj�co ciep�o i nie b�dzie mi doskwiera� zbytnio samotno�� w tym cichym, odludnym miejscu. - Domek jest �wietny - rzucam. - Jestem taka wdzi�czna, �e mog� tu przebywa�, czyta� kroniki i �r�d�a, rozmawia� z lud�mi ze wsi o historii, wys�uchiwa� wspomnie�, kt�re przekaza�y im poprzednie pokolenia i bada� ich wierzenia, a nawet je�li wi��e si� z tym odrobina nie wygody, wcale mi to nie przeszkadza. W obecnym stanie rzeczy nie �mia�abym nawet prosi� o nic wi�cej... - To dobrze - m�wi, przeci�gaj�c d�oni� po siwiej�cych jasnych w�osach, kr�tko ostrzy�onych i przerzedzonych. - zostawiam tu pani� ze wszystkim - i kieruje si� do drzwi, przypominaj�c sobie w ostatniej chwili, �e trzeba da� mi klucz. Kiedy znowu podajemy sobie d�onie - tym razem bez r�kawiczek - dostrzegam, �e jego s� ogromne, lewej za� brakuje ma�ego palca, czego wcze�niej nie widzia�am. Male�ki szczeg�, kt�ry nas ��czy, fizyczne podobie�stwo. Mo�e to dobry znak. Du�o p�niej, kiedy ju� wzi�am prysznic, parz� kaw�, przebrana w szlafrok i domowe pantofle, siedz� przy �wierkowym stole (z czas�w Tuomasa Envalla, cho� zdaniem Heikkiego Seppy, nie jest to orygina�) i gapi� si� przez wychodz�ce na p�noc okno. Wiecz�r wydaje si� jakby b��kitniejszy ni� w domu. Snuj� leniwe i chaotyczne rozwa�ania o latach pracy, kt�re poprzedzi�y m�j przyjazd tutaj. Najpierw nauka j�zyk�w, pobierana co wiecz�r w laboratorium j�zykowym, gdy moje post�py przypomina�y wysi�ki kogo�, kto wspina si� po nagiej skale, posuwaj�c si� centymetr po centymetrze dzi�ki rakom i linom. Potem badania, kontakty, podania o przyznanie mi grantu, roczny urlop, laptop, mapy. Mam przed oczami skr�towy, wyra�ny obraz mojego gabinetu na uczelni, tak jak wygl�da� przed moim spakowaniem si� - ksi��ki na p�kach, kasztanowe krzes�a z piank� wy�a��c� ze szw�w tapicerki, s�o�ce wpadaj�ce do wn�trza przez uszkodzone �aluzje - a potem my�l� o moich studentach, tych najbardziej i najmniej lubianych. W ko�cu min�y zaledwie trzy dni, odk�d uprz�tn�am swoje papiery i ksi��ki. W tamto popo�udnie urz�dzi�am po�egnaln� imprez� dla kole�anek i koleg�w wraz z osobami towarzysz�cymi, w czasie kt�rej dziekan wyg�osi� przem�wienie pe�ne przesadnych pochlebstw. Rozkwita�y �onkile, trawa przybra�a odcie� soczystej zieleni. Teraz jestem w zupe�nie innym miejscu i wcale nie t�skni� za uk�adaniem we w�a�ciwej kolejno�ci slajd�w ani za nudnym rozwodzeniem si� nad �Religi� a Spo�ecze�stwem�, �Poj�ciem Boga�, �Paradoksami Wiary�, i tak dalej. Wy��czam lampk� przy biurku, zapalam inn� przy ��ku i zasuwam trzy pary zas�on z grubego materia�u na pledy. ��ko pasuje, w sam raz na m�j wzrost i jest przyjemnie mi�kkie. Na pocz�tek wyci�gam si� na nim, u�wiadamiaj�c sobie, �e obieca�am zadzwoni� do matki, i �e powinnam wyszczotkowa� z�by przed za�ni�ciem. Szafir mi�dzy drzewami przechodzi w czer� i wok� mnie �piewnie d�wi�czy cisza. Jakie� p� godziny p�niej tkwi� w tej samej pozycji, wpatruj�c si� w sufit i trwaj�c w b�ogostanie chwilowego bezruchu, kiedy dobiega mnie pukanie do drzwi - zrazu niepewne, ale wystarczaj�co g�o�ne, bym niemal wyskoczy�a ze sk�ry. Chwil� potem robi si� g�o�niejsze i natarczywsze. Uzmys�awiam sobie raptem, �e oto stoj� ju� przy drzwiach (nie maj� �a�cucha), a serce mi �omocze, kiedy obserwuj� drgaj�ce framugi. Jestem sparali�owana, kompletnie nie potrafi� znale�� odpowiednich s��w w �adnym j�zyku. - Kto tam? - jako� si� w ko�cu odzywam po angielsku. - Wpu�� mnie - odpowiada kto� stoj�cy na zewn�trz, te� po angielsku. To kobieta. Musi to by� jej j�zyk ojczysty albo tak dobrze nim w�ada. Pukanie ustaje, jakby wiedzia�a, �e jej us�ucham. Chocia� jest bardzo ciemno, widz�, �e to ta sama kobieta, kt�ra si� tak na mnie gapi�a we wsi; teraz ma na sobie kurtk� narciarsk� i czapk� uszank�. Bia�y kleks twarzy, niem�odej, bez makija�u. Ci�ko oddycha. Albo jest w tarapatach, albo... to ona sprowadza tarapaty... W torebce, le��cej na stole za mn�, jest moja kom�rka. Nie wiedzia�abym jednak, do kogo zadzwoni�. - Przepraszam, kim pani jest? - pytam znowu, a lodowaty powiew wdziera si� mi�dzy moj� sk�r� a szlafrok, po czym wpada do ciep�ego pomieszczenia. - Czy co� si� sta�o? - Wpu�� mnie - odpowiada niskim matowym g�osem, kt�ry zdaje si� prawie znajomy. C� wi�c pozostaje mi zrobi�? No i wchodzi razem ze mn� do �rodka, wysoka, dobrze zbudowana kobieta, o lekko kwaskowym zapachu. Zdejmuje czapk� i ha�a�liwie zabiera si� do rozpinania zapi�� przy kurtce - nieprzemakalnym cude�ku z �oddychaj�cego� materia�u - i rzuca j� za siebie na jedno z dw�ch krzese�. Ma na sobie ciemnofioletowy sweter, przyciasne d�insy i ozdobione futrem botki. Siada, k�adzie d�onie na pot�nych kolanach, po czym podnosi na mnie wzrok. Jej ciemnobr�zowe oczy p�on� pod g�stymi brwiami. A� nagle, mimo trzydziestu lat, kt�re min�y od tego wszystkiego, co si� wydarzy�o, wiem, kim jest. - Christina! - przez kr�tk� chwil� ogarnia mnie czysta przyjemno��, p�yn�ca z rozpoznania jej. Jasne! Wystarczy tylko popatrzy� - nawet przedzia�ek czesze tak samo, dok�adnie po�rodku g�owy, cho� teraz �ci�a w�osy na pazia i si�gaj� �uchwy, dawniej za� wi�za�a je do ty�u w kucyk. - Dlaczego tu przyjecha�a�? - pyta, kiedy te� siadam. - Przyjecha�am, �eby prowadzi� badania nad biografi� Tuomasa Envalla - m�wi�. - Nie do�� ci by�o tego, co nam zrobi�a� ostatnim razem? - jej g�os za�amuje si�, gdy wypowiada to zda nie, po czym szlocha, nie spuszczaj�c ze mnie wzroku; jej twarz pokrywaj� plamy, czerwone i wilgotne, d�onie zaci �ni�te w pi�ci spoczywaj� na kolanach. - Przyjecha�a�, �eby nas zniszczy� - stwierdza. Nie mog� uwierzy� w to, co si� dzieje. Po prostu nie mog� uwierzy� w to, co m�wi, ani w to, �e m�wi to do mnie. Nie potrafi� nawet si� zastanowi�, co jej odpowiedzie�, ani te� co ewentualnie mog�abym przez to osi�gn��. Gdybym chcia�a j� przekona�, musia�abym zacz�� od pocz�tku i wyja�ni� wszystko, od tamtego czasu a� do dzi�, a nawet wtedy... W ko�cu z pomoc� przychodzi mi gest. Wskazuj�, u�ywaj�c kalekiej r�ki, sw� asymetryczn� po�atan� twarz, plamist� parodi� jakiejkolwiek innej twarzy, cho� i tak wtedy nie da�o si� z ni� zrobi� nic lepszego. Pytam: - Czy to ci nie wystarczy? Potem szarpi� klapy szlafroka, rozchylaj�c je szeroko, tak by widzia�a ca�� reszt�. - Christina, sp�jrz - m�wi� - to ja zosta�am zniszczona. I ona patrzy. Widz�, jak lekko poruszaj� si� jej oczy, gdy stara si� ogarn�� to, co widzi. Lecz chyba jednak w jaki� spos�b udaje si� jej nie widzie�, bo kiedy kieruje z powrotem wzrok na moj� twarz, nadal potrafi wytrzyma� moje spojrzenie i powiedzie�: - Zas�u�y�a� na wszystko, co ci� spotka�o. Tylko sam B�g wie, dlaczego ulitowa� si� nad tob�. - To stwierdzenie, tak niezwyk�e, tak kompletnie, szale�czo nies�uszne, sprawia, �e prawie chce mi si� �mia�. Jednocze�nie gwa�townie wali mi serce, wysychaj� wargi, jestem przera�ona - to odczucie podobne do tego, jakiego si� doznaje, kiedy si� na moment zamknie oczy, a po otwarciu ich jest si� na zupe�nie innej planecie. - Ty nas rozdzieli�a� - odzywa si� - rozproszy�a�. Ca�e rodziny si� rozpada�y. A teraz tu przyje�d�asz, by odebra� nam r�wnie� nasz� przesz�o��. Dlaczego? Dlaczego nie zostawisz nas w spokoju? Moje ostatnie wspomnienie o Christinie pochodzi z czasu, gdy by�y�my trzynastolatkami. Jej matka by�a po jej stronie, a Barbara po mojej. Teraz, oczywi�cie, jeste�my same. Owijam si� szlafrokiem. �adna z nas nie odzywa si� przed d�u�sz� chwil�. Christina ma nabieg�e krwi� oczy i woskow� cer�. Wcale nie wygl�da dobrze. Niewykluczone, �e te� wspomina. Na g�rnej cz�ci kt�rego� jej ramienia - my�l�, �e prawego - ci�gle mo�e widnieje niewielkie okr�g�e znami�, �lad po moim uk�szeniu. Pami�tam, �e wgryz�am si� w jej cia�o z ca�ych si�, pami�tam jej wrzask, s�ony smak, pami�tam, jak p�niej sta�am na polu, wzburzona ca�� t� sytuacj�, nie zgadzaj�c si�, �eby j� przeprosi�. Ale to by�o niczym w por�wnaniu z pozosta�ym biegiem wydarze�. I zdarzy�o si� to kawa� czasu temu, dawno, przed tym. By� mo�e - z pewno�ci� - wcale nie mia�a na my�li tego, co w�a�nie powiedzia�a. Czy mog�o by� tak, �e powt�rzy�a co�, co us�ysza�a od kogo� lata temu, i tak w niej utkwi�o, �e dopiero teraz wyrzuci�a to z siebie? Mam zaproponowa� jej drinka? Nie robi� tego. - Christino - zaczynam w ko�cu, a m�j g�os, o dziwo, nie rwie si�, cho� jednocze�nie s�abnie - nie narusz� tego, w co wierzysz, nawet gdybym chcia�a. Ale na pewno wolno mi nad tym rozmy�la�, wyja�nia� to sobie, a tak�e o tym pisa� - a wtedy wzbiera we mnie w�ciek�o��, tak wi�c ko�cz� sw�j apel do rozumu sformu�owaniem - tak jak mi si� tylko, kurwa, spodoba! - i wal� d�oni� w st� z tak� si��, �e wszystko w szufladzie podskakuje. Christina te�. No tak, teraz patrzy. Teraz widzi. K�adzie �okcie na stole, skrywa czo�o w d�oniach, czepia si� palcami swych prostych br�zowych w�os�w, rwie je na g�owie, wydaje dziwaczne gard�owe odg�osy. Trwa to do�� d�ugo. Siedz� i obserwuj� j�. Niby jak to si� dzieje, �e tak g�upio zaczynam jej wsp�czu�? Tak bardzo, �e a� m�wi�: - Nie martw si�, naprawd�. To by�o dawno temu. Czy mam do kogo� zadzwoni�? Potrz�sa przecz�co g�ow�, nie podnosz�c wzroku. Hm, lito�� swoj� drog�, ale widz�, �e nadesz�a moja chwila i musz� j� jak najlepiej wykorzysta�: w�a�nie teraz mog� si� jej jako� pozby�, inaczej b�dzie tu siedzie� ca�� noc. - W takim razie ci� odwioz� - m�wi�, zrzucaj�c szlafrok i naci�gaj�c sweter, potem spodnie, botki, p�aszcz, czapk�, r�kawiczki, wszystko co trzeba. Pomagam si� jej ubra�. Zrobi�a si� nieporadna i spokojna. Obejmuj� j� ramieniem i prowadz� do samochodu, jakbym mia�a do czynienia z kim� niepe�nosprawnym. Prowadz� z nad miern� ostro�no�ci�, g�adko, w ciszy, po to, by wszystko zosta�o tak, jak w tej chwili. Mijamy centrum wsi i jedziemy jeszcze par� kilometr�w dalej - gospodarstwa s� od siebie coraz bardziej oddalone i ogarnia mnie niepok�j, gdy w ko�cu ka�e mi si� zatrzyma�. Jest tu brama, podw�rze, kilka budynk�w, w jednym wci�� si� pali �wiat�o. Przechylam si� przez ni�, by otworzy� jej drzwi, ale ona nie wysiada. - Przyjecha�am tu ponad dwadzie�cia lat temu - odzywa si�, teraz ju� ca�kiem spokojnie - wcze�nie wysz�am za m��. Przypuszczam, �e chcia�am zacz�� wszystko od nowa. Wtedy umar� Jukka. C�, mam oczywi�cie po�ow� rodziny na wyspie, reszta rozpierzch�a si� na wszystkie strony - nawet nie wiem, gdzie mieszka dw�ch moich braci, w ka�dym razie nie mog� pozbawia� ch�opc�w ich korzeni... No to wiesz, gdzie mnie znale�� - ko�czy. I nareszcie gramoli si� i pcha drzwiczki samochodu, ale nie zamyka ich jak nale�y. R�ce mi dr��, kiedy sprawdzam zamki przy drzwiach i zasuwy w oknach mojego domku. To wariatka, wmawiam sobie, ale to nic nie daje. Dalej nie mog� uwierzy� w to, co od niej us�ysza�am, nie mog� te� uwierzy� w to, co zrobi�am. - Na pewno zas�u�y�a� na to - m�wi� do siebie, wyjmuj�c z lod�wki butelk� Finlandii i nalewaj�c dobre p� szklanki bardzo mocnego p�ynu: o wiele za du�o, ni� zdo�a przyswoi� m�j �o��dek, lecz zarazem za ma�o, �ebym mog�a oderwa� my�li od tego, co si� w�a�nie wydarzy�o. Mog�am - powinnam by�a - przypuszcza�, �e kto� z tamtych czas�w i miejsc przebywa tu tak�e obecnie. Po prostu nie pomy�la�am. A najdziwniejsze prze�ycie polega na dowiadywaniu si�, jak jedna z tych os�b odbiera�a mnie w owym czasie: jak Christina ocenia�a moje post�powanie, inaczej, ni� sama pami�tam. My�l, �e kto�, kto, jak s�dzi�am, sta� raczej na uboczu �wczesnych wydarze�, czuje si� tak bardzo przez nie odmieniony, przeze mnie r�wnie� - jak mam to rozumie�? Nie tego si� spodziewa�am. Ale wszystko jedno, odby�am dalek� podr� i ju� nie mog� zawr�ci�. Nie mam wyboru, tylko tu zosta�, w�a�nie tu, w tym samym pokoju, w kt�rym zapewne Tuomas Envall rozpakowywa� swe kufry i paczuszki owini�te w sk�r� foki: niemal go widz�, jak pr�buje rozpali� w piecu, rozcieraj�c d�onie jedn� o drug�, cichutko co� �piewaj�c pod nosem. No tak, Christina te� usiad�a przy tamtym stole. Na pod�odze le�� jeszcze �lady �wiru opad�e z jej botk�w. W�dka zdaje si� teraz s�absza i pij� j� du�ymi haustami, czuj�c, jak gdzie� odp�ywam. Wdrapuj� si� na ��ko, nastawiam budzik i gasz� �wiat�o. raz mog� si� jej jako� pozby�, inaczej b�dzie tu siedzie� ca�� noc. 2 Nast�pnego dnia, jeszcze przed dziesi�t� rano, mam ju� za sob� trzygodzinn� jazd� samochodem na po�udnie, w czasie kt�rej przedziera�am si� w p�mroku najpierw przez mg��, a potem padaj�cy �nieg; id� teraz za kustoszem miejscowego Muzeum Regionalnego, Ils� Numminem, mijaj�c ogromne okno si�gaj�ce od pod�ogi do sufitu (wida� przez nie coraz wi�cej nawianego �niegu krzepn�cego w grudy, a dalej zamarzni�te morze w odcieniu cyny i bieli), po licznych kamiennych schodach. lisa jest smuk�� kobiet� przed trzydziestk�: nieskazitelna blada cera, g�ste jasne w�osy, ostrzy�one na kr�tko, wielkie i, co zaskakuje, br�zowe oczy. Ma zrobiony manikiur i polakierowane paznokcie, na �rodkowym palcu lewej d�oni nosi cieniutki z�oty pier�cionek z niewielkim brylantem. No tak, robi wszystko, byle nasze spojrzenia si� nie skrzy�owa�y. Nie mog� jej wini�. Zazwyczaj, kiedy poznaj� kogo� nowego, u�atwiam rozmow�, otwarcie poruszaj�c dra�liwy temat na samym pocz�tku. Brzmi to na przyk�ad tak: �Pewnie si� pani zastanawia, co sta�o si� z moj� twarz�? To by� wypadek�. Teraz nie mia�am po temu okazji, bo dyrektor d�ugo mnie przedstawia�, obszernie omawiaj�c m�j projekt badawczy. Nie bez wp�ywu jest te� spotkanie z Christin�. W sumie nie sta� mnie na taki wysi�ek i zostawiam Ils� z t� spraw�, niech sama dojdzie z ni� do �adu. Zatrzymuje si� u do�u schod�w, �eby wyja�ni�, �e to w g��wnym budynku - wzniesionym z kamienia i zwr�conym frontem do portu - dorasta� Tuomas Envall pod opiek� swego wuja Runara i ciotki Eavy. Drzwi na prawo prowadz� do archiw�w regionu, w kt�rych przechowuje si� kilka dokument�w zwi�zanych z interesami Runara, prowadzeniem gospodarstwa przez jego �on�, i tak dalej; mog� si� p�niej z nimi dok�adnie zapozna�. A teraz, je�li jestem gotowa, obejrzymy zbiory muzeum. Jej wysoki ze zdenerwowania g�os odbija si� echem po klatce schodowej nad naszymi g�owami. We �rody muzeum jest zamkni�te dla zwiedzaj�cych a� do popo�udnia. Wyfroterowane klepki skrzypi� i przesuwaj� si� tajemniczo, kiedy idziemy przez puste mroczne sale, mijaj�c kolekcj� opatrzonych napisami eksponat�w i dokument�w: butelek dla niemowl�t, z rogu i sk�ry, malowanych krzese� i szaf; znajduje si� tu r�wnie� naturalnej wielko�ci d� ze smo��, motki farbowanej wywarem z jag�d we�ny, bale materia�u na pledy, male�kie ubranka, haczyki do �owienia ryb. Jest te� sala wype�niona kilkoma setkami jaskrawo malowanych krzese�, inna mie�ci mn�stwo zegar�w, a tak�e ca�� ��d� z naturalnej wielko�ci postaciami my�liwych poluj�cych na foki. lisa staje przy szklanej gablocie, pokazuj�c fotografi�: o�mioro dzieci, ustawionych wed�ug wzrostu i ubranych na czarno. Nie jest to specjalnie ciekawe, ale fascynuje mnie niezwyk�a ilo�� malutkich bia�ych guzik�w przy czarnych strojach. �adnego z nich nie brakowa�o i ka�dy by� zapi�ty. - Tak si� sk�ada - m�wi lisa - �e nie jestem pewna, w co oni tak dok�adnie wierzyli, ale z ca�� pewno�ci� musia�o to by� jakie� surowe wyznanie. W owym czasie istnia�o wiele sekt, d���cych do odnowy religijnej. By�, rzecz jasna, Lars Laestadius, by� te� Paavo Rvotsalainen i Przebudzenia. Ludzie mieli widzenia, przemawiali dziwnymi j�zykami, rozpaczliwie szukali zbawienia. Jej zdaniem te skrajne zjawiska wynika�y z poczucia niestabilno�ci spo�ecznej, zwi�zanej z walkami nacjonalist�w, upadkiem przemys�u stoczniowego i tak dalej. Ona osobi�cie jest przeciwna wszelkim regu�om i przepisom, je�li nie ura�� mnie jej s�owa. - Absolutnie nie - t�umacz� jej - prosz� nie zak�ada� - dodaj�, czuj�c, �e w tym nie moim j�zyku wyra�am si� bardziej oficjalnie ni� zwykle - �e kto�, kto bada takie sprawy, czy nawet si� nimi fascynuje, od razu w nie wierzy. Z pewno�ci� nie dotyczy to mnie. Nasze spojrzenia spotykaj� si� na kr�tko, ona si� lekko rumieni, po czym pokazuje, �e powinny�my zwiedza� dalej; idziemy wi�c obok tokarki do drewna, odtworzonej jednoizbowej chaty (bez komina, z otworem w dachu) i poka�nej kolekcji matowoczarnej ceramiki. �Wszystko - my�l� - upchni�te tutaj. Gdyby przechodzi�o si� lub przeje�d�a�o ko�o muzeum, nikt by nie domy�li� si�, co si� kryje w �rodku; to zimno, jak s�dz�, wp�dza ca�� przesz�o�� do kryj�wek w zamkni�tych pomieszczeniach�. Na pi�trze czeka nas co� zupe�nie odmiennego: bogate pokoje mieszcza�skie, przepe�nione porcelan�, z�oceniami i obiciami. W du�ej sali nazwanej �Dziewi�tnasty wiek� lisa podnosi jedn� z �aluzji i wskazuje na portret wisz�cy po drugiej stronie pomieszczenia. - Oto Tuomas. - Nie mia�am poj�cia, �e co� takiego w og�le istnia�o! Ch�opiec na obrazie ma chyba ze czterna�cie czy pi�tna�cie lat, namalowano go w pozycji stoj�cej, przed ciotk� i wujem, kt�rzy siedz�. Jego opiekunowie s� krzepcy i za�ywni. Runar, rumiany i z bokobrodami, wylewa si� prawie ze swej ciasno pozapinanej na guziki kamizelki, za to twarz Tuomasa obleka blado��, dor�wnuj�ca niemal jego koszuli; ma skryte i nieobecne spojrzenie. Nikt by si� nie domy�li�, jak dalej potocz� si� jego losy, ile zrodzi cierpienia, zar�wno fizycznego, jak i duchowego. �W m�odo�ci - odnotowa� Tuomas w swych opublikowanych po�miertnie Zapiskach (niepe�nej relacji opisuj�cej odkrycie i rozw�j jego wiary, kt�r� to ksi��k�, jak zreszt� wszystko, co wysz�o spod jego pi�ra, przeczyta�am i przywioz�am tu ze sob�) - n�ka�y mnie porywy entuzjazmu dla r�nych dziedzin i wszelkiego rodzaju fanaberie. M�j Wuj zastanawia� si�, rozwa�aj�c wszelkie mo�liwo�ci, co te� mo�na ze mn� uczyni�. Cz�stokro� wzywa� mnie do swego gabinetu, by om�wi� te sprawy�. - A w�a�nie, co z gabinetem Runara Envalla? - pytam. - Czy wie pani, gdzie si� znajdowa�? - Ale� tak - m�wi lisa - jej usta nieco si� rozlu�niaj�, jest przynajmniej szansa, �e si� kiedy� u�miechnie - gabinet si� zachowa� i stanowi cz�� ekspozycji. Opuszcza swoje stanowisko przy oknie i kiwa na mnie, �ebym przesz�a z ni� do wy�o�onej boazeri� sali; jej trzy okna wychodz� na zamarzni�ty port, a ciemne okiennice s� starannie z�o�one. Przy �cianie, daleko ode mnie, stoi masywne biurko, a za nim obrotowe krzes�o biurowe w kszta�cie balii. Na �cianach obrazy olejne ze scenami marynistycznymi, popiersie Napoleona z szarego marmuru na postumencie. Ten pok�j te� czym� pachnie... - Past�? - podsuwa lisa. �Dziegciem - my�l� - zmieszanym z wod� kolo�sk��. Stoj� bez ruchu, wdychaj�c t� wo�. �A wi�c - zastanawiam si� - Tuomas, jeszcze m�ody cz�owiek, w przybli�eniu wygl�daj�cy jak na tym portrecie, wszed� tymi drzwiami i pewnie stan�� dok�adnie w tym miejscu, zawahawszy si�, zanim wzi�� jedno z mniejszych drewnianych krzese�...� - Mog�? - pytam lisy, kt�ra jak zwykle robi nie znaczny ruch g�ow�, przytakuj�c. Krzes�o bezszelestnie przyjmuje moje cia�o. W�skie oparcia na �okcie maj� tak� wysoko��, jak potrzeba. Wuj Runar, wyobra�am sobie, siadywa� za biurkiem, by prowadzi� rozmowy, a z pewno�ci� przemawia� ze swad�; by� w stanie zrobi� kr�tk� pauz� mi�dzy zdaniami, lub nawet w ich �rodku, kt�ra mog�a mu s�u�y� do wykonania jakiej� drobnej, zb�dnej czynno�ci, na kt�r� akurat nasz�a go ochota - u�o�enia rz�dkiem piecz�tek albo przyci�cia cygara... - Interesujesz si� tylko tym, co w �yciu bezu�yteczne i przysparza k�opot�w - rzek� do Tuomasa - zajmujesz si� kwestiami, kt�rymi wi�kszo�� z nas nie zaprz�ta sobie g�owy, chyba �e jeste�my absolutnie zmuszeni, by je roztrz�sa�. Nie masz poj�cia o rachunkach; brak ci hartu, by sta� si� marynarzem. Co prawda, nie odznaczasz si� dyscyplin� umys�ow�, niezb�dn� w tej profesji... I w tym momencie wyobra�am sobie, jak Runar odchyla si� na swym krze�le, zak�ada d�onie na brzuchu opi�tym kamizelk� skrojon� wedle najnowszej mody, opuszcza brod� a� do piersi i spogl�da spode �ba. Nie tak ca�kiem nieprzyja�nie, ale trzeba sporo odwagi, by znie�� to spojrzenie. - Nie ma zatem wi�kszego sensu analizowa�, jak dosz�o do takiego stanu rzeczy. Co powinno si� z tob� uczyni�? Tuomas pisze dalej: �Do rozpocz�cia mych studi�w nie przywiod�o mnie jakie� przemo�ne powo�anie, lecz raczej poczucie, �e jest to jedyne dla mnie wyj�cie. Zgodnie uznali�my wraz z Wujem, �e ze wszystkich moich przelotnych fascynacji, zainteresowanie sprawami duchowymi mog�o zapewni� mi godziwy byt. Zosta�bym duchownym. Lata studi�w, sze��, mo�e siedem, w Turku, op�aci�by Runar...� Wyobra�am ich sobie: krzepki m�czyzna i w�t�y, nieudolny syn, jaki mu zosta� po bracie, stoj�cy ko�o okna w gabinecie Runara przy zasuni�tych od s�o�ca �aluzjach. Tych dw�ch podaje sobie r�ce, by uczci� podj�cie decyzji. T�g� twarz Runara na chwil� o�ywia u�miech. Potem odwraca si� bokiem, zapala cygaro, a jego wzrok w�druje po kraw�dziach �aluzji. Czeka na ostatni w tym roku statek, kt�ry ma zawin�� do portu. Francuskie towary. Porcelana, meble, mo�e nawet garderoba dla pa�. I znikaj�, a ja zostaj�, siedz� w maakuntamuseo. - Mo�e pani zrobi� zdj�cie, je�li pani sobie �yczy - proponuje lisa, cho� wie, �e umiem przeczyta� znaki z zakazem fotografowania, po czym nie�mia�o si� u�miecha. Po zwiedzaniu pijemy razem mocn� czarn� kaw� w opustosza�ej kawiarence muzealnej, w kt�rej na ustawionych rz�dami sto�ach stoj� w wazonikach ga��zki ja�owca; tu jeszcze wi�cej ogromnych okien wychodzi na zamarzni�te morze. lisa opowiada mi o miasteczku, w kt�rym si� wychowa�a, gdzie podobno za czas�w m�odo�ci jej matki mo�na by�o si� �lizga� po lodzie na morzu i widziano przez l�d i potwornie zimn� wod� dno portu, na kt�rym to dnie spoczywa�y wraki statk�w kupieckich zatopionych podczas wojny krymskiej. P�niej je wydobyto, wi�c ona nigdy nie mog�a czego� takiego prze�y�. Ta w�a�nie historia, jak s�dzi, obudzi�a w niej zainteresowanie przesz�o�ci�. To za trudne - i zbyt zawi�e - by opowiedzie� jej, co z kolei obudzi�o moje zainteresowanie przesz�o�ci�, wi�c po prostu dzi�kuj� i podaj� r�k�, gdy �egnamy si� u szczytu kamiennych schod�w. Volvo ju� pokrywa par� centymetr�w �niegu. Wycieram szyby i przekr�cam klucz w stacyjce, czekaj�c, a� si� silnik zagrzeje. Po dwudziestu minutach wyje�d�am z miasteczka. M�j samoch�d to jeden z nielicznych pojazd�w na pustej, dobrej jako�ci drodze, kt�ra wiedzie mnie z powrotem do Elojoki: najpierw prosto, potem w prawo... Wciskam na nos kupione na lotnisku okulary s�oneczne, by uchroni� si� od o�lepiaj�cego blasku, wygodnie odchylam si� na siedzeniu. Wybieram si� do Elojoki, nagle uderza mnie to po raz pierwszy, prawie dok�adnie o tej samej porze roku, co niegdy� Tuomas. Uko�czy� studia w pa�dzierniku 1861 roku i wyruszy� do swego pierwszego miejsca pracy w charakterze pomocnika pastora dwudziestego marca nast�pnego roku. Cho�, oczywi�cie, najpierw uda� si� z Turku do Pori, do Narpes, Vaasy, i tak dalej - my�l�, �e zabra�o mu to ponad tydzie�, nawet zaprz�onymi w dwa konie sa�mi. Wyobra�am sobie, �e w m�odo�ci nie by� drobny, lecz silny i �ylasty, mia� jasnobr�zowe w�osy, zielone oczy i wychud��, czujn�, g�adko ogolon� twarz. Pod p�aszczem podbitym futrem nosi� by� mo�e nowe czarne szaty duchownego i kr�tk� podw�jn� krawatk�, oznak� swej godno�ci. Zapewne doda�by do sa� wysokie boki i usiad�by starannie wyprostowany na samej g�rze stosu u�o�onego ze skrzy� z ksi��kami, dzier��c lejce w odzianych w r�kawice d�oniach, kt�re trzyma� na po-do�ku. Jeden ko�uch podes�a� sobie pod plecy, drugi po�o�y� na kolana i opatuli� nim �ydki i stopy. Rozpo�ciera�a si� przed nim droga, znaczona gdzieniegdzie s�upkami, kt�r� ledwo da�o si� odr�ni� od p�l - zdawa�a si� bowiem g�adszym i bardziej oblodzonym bia�ym obszarem. Oczywi�cie, marzec nie jest najlepsz� por� na podr�e, ale i nie najgorsz�. Dni staj� si� coraz d�u�sze. Tego roku wiosna jest najwyra�niej wyj�tkowo op�niona, w czasach podr�y Tuomasa by�a mniej wi�cej taka jak zwykle: s�o�ce �wieci�o w miar� cz�sto i rozpocz�a si� odwil�. Zwisaj�ce z okap�w sople rozp�ywa�y si� bez �ladu. W ci�gu dnia na lodzie tworzy�y si� tafle wody, nad kt�rymi o zmierzchu snu�y si� nisko mg�y. Musia�o min�� oko�o sze�ciu tygodni, zanim �nieg si� zupe�nie roztopi�, a spod spodu zacz�a si� s�czy� zamarzni�ta dot�d wilgo� ziemi, niszcz�c jednolit� powierzchni� dr�g i zalewaj�c je b�otem; podobnie b�yszcz�cy l�d po lewej stronie sa� Tuomasa nap�cznia� powietrzem, kt�re uczyni�o z niego rozmi�k�y i zdradliwy plaster miodu, po kt�rym trudno by�o w og�le si� porusza�, a czasem graniczy�o to z niemo�liwo�ci�. Po dw�ch miesi�cach, lub d�u�szym czasie, puszcza�y lody na morzu. Mimo wszystko by� to ju� pocz�tek wiosny. L�d na morzu mieni� si� jak mleczny opal pod niezmierzonym bezchmurnym niebem. Czerwieni�y si� ga��zki brz�z, a na niekt�rych pojawi�y si� kotki i male�kie pachn�ce p�czki. W ci�gu kolejnych tygodni robi�y si� coraz czerwie�sze, a� nagle pokrywa�a je ziele�. Do tego czasu odzywa� si� skowronek. Gdy mijam gospodarstwo Christiny, staram si� nie patrze� w tym kierunku, ale nie ca�kiem mi si� to udaje. Dom nale�y do najstarszych w okolicy, przez co zas�uguje na odrobin� uwagi. Zaparkowano przed nim ci�ar�wk�. Dw�ch m�odych m�czyzn, pewnie jej syn�w, rozmawia z kierowc�. W supermarkecie schludnie u�o�ono przy wej�ciu niewielkie ilo�ci importowanych warzyw i owoc�w, kt�re wygl�daj� jako� obco - i chyba zbyt jaskrawo; wszystko, z wyj�tkiem jogurtu, jest bardzo drogie. Mimo to �aduj� m�j koszyk do pe�na, �a�uj�c, �e nie mam w�zka na zakupy. - Pani naukowiec - m�wi pulchna kobieta po trzydziestce siedz�ca przy kasie. Jej poci�gni�te �yw� czerwieni� szminki usta u�miechaj� si� szeroko. - Z Anglii. Troch� tu zimno, co? Ale przynajmniej nie umrze pani z g�odu! - Do spodni ogrodniczek ma przypi�t� plakietk� �Katrin�. - Natalie - przedstawiam si�. Potakuje g�ow�, u�miech nie znika z jej twarzy, gdy pakuje mi do torby zakupy. Co jeszcze o mnie wie? Znowu zdarza si� co�, czego nie wzi�am pod uwag�. Ale zachowuje si� �yczliwie, wi�c pytam, czy by mi poradzi�a, z kim mog�abym porozmawia� o dawnych czasach. Katrin zastanawia si� przez chwil�, po czym wypisuje par� nazwisk. - Pom�wi� z nimi. No i szko�a - odzywa si� - powinna pani j� odwiedzi�. Zamykaj� j�, chwa�a Bogu, i w ko�cu b�dziemy mie� normaln�. Wo�� moj� dw�jk� dzieci dwa razy w tygodniu a� czterdzie�ci kilometr�w, odk�d si� tu wprowadzili�my. Ledwo wchodz�, a ju� w cisz� domku Tuomasa wwierca si� przenikliwy dzwonek mojej kom�rki, nieco boja�liwie, ale gniewnie; to, rzecz jasna, moja matka. - Ale� si� zamartwiam - informuje mnie. - Przepraszam. U mnie wszystko w porz�dku. Muzeum jest wspania�e - m�wi�. Opisuj� jej �nieg, l�d na morzu, szczeg�lny odcie�, jaki przybiera niebo. Matka niewiele podr�uje. Nawet w m�odo�ci niezbyt j� to poci�ga�o. Prowadzi�a szalony tryb �ycia, ale wszelkie przygody przytrafia�y si� jej na miejscu, a potem, gdy wszystko uleg�o zmianie po wypadku, mia�a znakomity pretekst, by osi��� na dobre... Szkoda: naprawd� chcia�abym, by mog�a zobaczy� ten przedziwny, odleg�y zak�tek, cho�by oczyma wyobra�ni. Ale z jej strony nie wyczuwam specjalnego zainteresowania: - Czy wiesz, jak d�ugo to potrwa? - przerywa mi. - Nie potrafi� jeszcze oceni�. Kiedy si� zrobi cieplej - m�wi� - mog�aby� tu przyjecha� i mnie odwiedzi�. Na przyk�ad statkiem. By�oby cudownie. - Ale nie chc� - o�wiadcza. - Jakby kto� zapyta� mnie o zdanie, to oni wszyscy si� zapl�tali w straszne problemy. Chcia�abym tylko, �eby ci si� wiod�o i �eby� �y�a swoim �yciem. Matka zawsze sprzeciwia�a si� tej wyprawie, a w mniejszym stopniu by�a przeciwna tak�e wielu decyzjom, kt�re j� poprzedza�y - przede wszystkim mojemu nag�emu, nawet nieco perwersyjnemu pragnieniu zdobycia dalszego wykszta�cenia, cho� w ko�cu przyzna�a, �e jednak mia�am racj�; potem zagmatwany temat mojej obrony i jeszcze bardziej niejasna praca dyplomowa. Zupe�nie, jakby przewidzia�a, na d�ugo przede mn�, gdzie przywiod� mnie te wszystkie sprawy: tutaj, do Elojoki. Wiem o tym, ale nie warto si� w to zag��bia�. Oczywi�cie, nie zdradzam jej, �e wpad�a do mnie Christina: pewnie od razu by tu przyjecha�a i zaci�gn�a mnie do domu. - �yj� swoim �yciem - oznajmiam jej. - Obiecuj�, �e b�d� je mie�. S� przecie� r�ne drogi - przypominam. - Czasem my�l�, �e robisz to po to, �eby mnie ukara� - m�wi, zanosz�c si� kaszlem, kt�rego nawet nie usi�uje st�umi�, jakby chcia�a da� do zrozumienia, �e znowu pali przez stresy, w kt�re j� wp�dzam. Ale ja si� nie dam szanta�owa�. - To nie tak - odpowiadam. - Masz wszystko, co potrzebne? - pyta, chrypn�c jeszcze bardziej - wzi�a� dosy� swej ma�ci? - Ale� oczywi�cie - m�wi� - nie martw si�. A ty? A mieszkanie? - W porz�dku - g�o�no wyciera nos. - Uwa�aj na siebie - m�wi�. - Ty te� - i dodaje, znienacka ca�kiem czystym g�osem, kt�ry zdradza dezorientacj�: - Natty, co ty sobie my�lisz, �e niby co ty tam robisz? - i odk�ada s�uchawk�, zanim zd��� jej co� wyja�ni�. 3 Ten przyjazd nie nale�a� do naj�atwiejszych, lecz by� mo�e odby�o si� to jak nale�y, bo i Tuomas nie mia� �atwo. �Zapuka�em do drzwi i odprawiono mnie - wspomina w swych Zapiskach. - Ale zosta�em. Parafia odwr�ci�a si� ode mnie, ale ja zosta�em. Mia�em tu Dzie�o do wykonania, chocia� w�wczas nie posiada�em wiedzy o tym, na czym to Dzie�o polega�. Dom pastora to du�y parterowy budynek, cho� dostrzegam te� rz�d okienek na poddaszu, ka�de z nich wybite powy�ej wi�kszego okna. Po�rodku d�u�szego boku domu znajduje si� spory drewniany ganek, do kt�rego prowadz� stopnie; ganek ma podw�jne drzwi i widne okna po obu stronach. Ta cz�� domu stanowi jakby przed�u�enie g��wnego korytarza - nie by�am tam jeszcze - cho� wida� wn�trze: pod ka�dym oknem stoi sekretarzyk, rozmieszczono symetrycznie lampy, troje drzwi wiedzie w trzy r�ne strony, pod�og� przykrywa pasiasty dywanik. W tym korytarzu musia� sta� Tuomas razem ze starsz� pokoj�wk� Ull�. Poinformowa�a go, �e pastora nie ma i zabra�a do salonu, gdzie czeka� tak d�ugo, a� zmorzy� go sen. Kiedy si� przebudzi�, odkry�, �e stoi nad nim ros�y m�czyzna w imponuj�cych rozmiarem czarnych szatach, bodaj�e najstarszy cz�owiek, jakiego w �yciu widzia�, bia�ow�osy, o bia�ych brwiach, brodaty - pastor. Jego d�onie wykrzywia� artretyzm, a oczy, otoczone nieregularnymi asymetrycznymi fa�dami sk�ry jak u s�onia, sprawia�y wra�enie, jakby jednocze�nie rozlewa�y si� i p�on�y. Pastor si� w og�le nie odezwa�, tylko si�gn�� po list polecaj�cy Tuomasa, kt�ry napisa� biskup, zani�s� go do swego gabinetu i zamkn�� drzwi. Nareszcie wr�ci�a starsza kobieta. - Tuomasie Envallu, pastor Elojoki poprosi�, bym panu przekaza�a - z ca�ym szacunkiem, gdy� pastor jest pewien, �e zasz�a pomy�ka nie z pa�skiej winy - i� nie potrzebuje on �adnego pomocnika. Przedstawi spraw� jasno biskupowi. Tymczasem mo�e si� pan zatrzyma� w domku w ogrodzie. Rozpalono w piecu. Tam b�dziemy nosi� panu posi�ki. Najpierw wytyczy� i uprz�tn�� �cie�k� biegn�c� przez �nieg i l�d ogrodu pastora, i codziennie, po odm�wieniu swych prywatnych modlitw i medytacji w domku, udawa� si� wzd�u� niej do g��wnego budynku na pierwszy posi�ek dnia, podczas kt�rego dopytywa� si� o jakie� wie�ci od biskupa i kolejny raz zapewnia�, �e jest ch�tny do wszelkiej pomocy, nawet skromnej pos�ugi. Dzie� po dniu Esko Lehtinen, kt�ry wyra�nie mia� problemy z gard�em (mimo to da�o si� go zrozumie� w ko�ciele, gdy przemawia� na wp� szepcz�c, na wp� krzycz�c), omiata� go niewidz�cym spojrzeniem i nie odzywa� si�. Podobnie ca�a s�u�ba, ludzie pracuj�cy w ko�ciele, dzier�awi�cy ziemi� rolnicy, ci cz�onkowie zboru, z kt�rymi Tuomas mia� okazj� si� zetkn�� - wszyscy odmawiali jakiejkolwiek rozmowy poza wymian� zwyczajowych grzeczno�ci... Informacje dotycz�ce jego osoby, kt�re usi�owa� im przekaza�, wpada�y w jak�� wielk� otch�a�, ka�de pytanie, kt�re zadawa�, powraca�o do niego niczym zab��kana ��d�, kt�ra przypadkowo uderzy�a w brzeg rzeki i odbija�a si� od niego z dok�adnie tak� sam� si��. Tak wi�c Tuomas zbi� sobie kilka nie heblowanych p�ek, zamocowa� por�cz do wieszania ubra�, rozpakowa� sw�j dobytek z pude� i toreb, starannie rozplanowuj�c, gdzie umie�ci� ka�dy przedmiot. Mia� �wietne materia�y pi�miennicze, a w�r�d jego ksi��ek znalaz�y si� nie tylko teksty teologiczne, ale i rozprawy naukowe, poezja, historia - por�wnuj�c jednak�e reszt� jego rzeczy osobistych z tym, co posiada�by dzisiejszy pastor, okazuje si�, �e mia� ich ma�o: dwa staro�wieckie flety, srebrny zegarek, ubrania, kt�re nosi� przed wy�wi�ceniem, dobrze uszyte z porz�dnych tkanin. Ma�a, nigdy nie noszona czapka we�niana w kremowo-czerwony wz�r, zrobiona na drutach przez, jak twierdzi�a ciotka Eava, jego prawdziw� matk�, zanim si� narodzi�. Zawiesi� j� na jednym z czterech ko�k�w przy drzwiach, gdzie teraz przechowuj� kilka p�aszczy przeciwdeszczowych. Rozpadaj�ca si� torba sk�rzana, kt�r� rozpakowa� na samym ko�cu, ukaza�a zawarto�� dolnej szuflady komody z jego domu: nie wykorzystan� papeteri�, stare notatniki i drewniane pude�eczko - drobiazg z lat ch�opi�cych, w kt�rym mie�ci�o si� sze�� sp�kanych zbiorniczk�w z akwarelami, z nich b��kit, czer� i ziele� by�y najbardziej zu�yte. P�niej wspomina� w Zapiskach to pude�ko, jakby by�o puszk� Pandory: �Mia�o ono odwie�� mnie od Boga tak daleko, jak nigdy dot�d. By�o mym Jab�kiem, kt�re zacz��em po�era� zaraz, jak tylko wpad�o mi w r�ce; przebywa�em na pustyni nie wi�cej ni� czterna�cie dni, a ju� si� podda�em...� S�dz� jednak, �e nied�ugo po przyje�dzie Tuomasa otwarciu tego pude�ka towarzyszy�o subtelne uczucie przyjemno�ci, na po�y zaskoczenia, na po�y deja vu; a� si�gn�� z powrotem do torby sk�rzanej i znalaz� jeszcze p�dzelek z sobolego w�osia, kt�ry idealnie pasowa� do rowka mi�dzy dwoma rz�dkami farbek. Moim zdaniem, je�li Tuomas mia�by prawdziw� matk� lub ojca - czy te� jedno z rodzic�w, albo nawet tylko siostr� czy brata - w�wczas, kiedy uzmys�owi� sobie, �e pastor Elojoki go nie chce, przenocowa�by w miasteczku i od razu wyjecha� nazajutrz rano. Ale by�o inaczej, i to, w jaki spos�b Elojoki go odrzuci�o, oraz to, jak on to prze�y�, odmieni�o Tuomasa ca�kowicie. By� mo�e w�a�nie tego pragn�� i po to tu przyjecha�, cho� kompletnie nie zdawa� sobie z tego sprawy. Je�li chodzi o moj� osob�, to zgodnie z oficjalnie przedstawionym projektem mam napisa� biografi� za�o�yciela jednej z najmniej znanych, lecz najbardziej frapuj�cych sekt postlutera�skich fi�skich protestant�w, rodzaj ksi��ki, kt�r� przeczyta pewnie dziesi�ciu innych naukowc�w, a kt�ra umo�liwi mi par� wyjazd�w za granic� i niewykluczone, �e pewnego dnia pomo�e w zdobyciu odrobin� lepszej posady. Mo�e jednak tak naprawd� zajmuj� si� ci�gle, od momentu wypadku a� do teraz, opowiadaniem historii mojej twarzy, w kt�rej pewn� rol� odgrywa Tuomas Envall. Od tamtej pory nieprzerwanie sk�adam elementy tej historii, po czym znowu j� rozk�adam, na przemian nadaj� jej kszta�t, a nast�pnie przerabiam od nowa w spos�b, kt�ry, je�li si� nad tym zastanowi�, zdaje si� wyj�tkowo trafnie dobrany do jej tematu. Wydobywam z pami�ci drobne detale i znajduj� inne, z nimi powi�zane. Stara�am si� wyobrazi� sobie to, czego nie wiem, czyta�am o tym, rewidowa�am swoje wyobra�enia, my�la�am o tamtych wydarzeniach, patrz�c na nie z perspektywy innych ludzi (cho�, rzecz jasna, zapomnia�am o punkcie widzenia Christiny!). A historia mojej twarzy wi��e si�, oczywi�cie, z pozosta�ymi historiami: histori� ma��e�stwa, matki i jej syna; narodzin marzenia; archeologi� pewnego wypadku. Jest to tak�e swego rodzaju historia mi�osna. Musz� j� opowiedzie�, a na razie nie wiem, gdzie si� ko�czy. Wiem za to, �e zacz�am bra� udzia� w tej historii w pewne wiosenne popo�udnie ponad trzydzie�ci lat temu, kiedy rudow�osa dziewczynka o chyba ju� wtedy niezwyczajnej twarzy (chocia� jednak wyr�niaj�cej si� w do�� zwyczajny spos�b), czyli ja, po raz pierwszy ujrza�a Barbar� Hern. 4 Mam trzyna�cie lat. Nosz� mundurek szkolny i zielon� torb� uszyt� jak worek marynarski, kt�r� przewieszam z pocz�tku jak nale�y, na ukos przez piersi, potem trzymam w r�ce, a� ociera si� o traw�, w ko�cu dzier�� j� kurczowo w obu d�oniach, przyciskaj�c do przepony. Jest wiosenne popo�udnie i id� przez aleje, gdzie jaskrawozielone wst�gi trawy oddzielaj� chodniki od ulic. Spaceruj� i dostrzegam r�ne rzeczy - przyk�adowo, czy ka�dy dom ma gara�, czy nie, a je�li drzwi s� otwarte, to jaki pojazd stoi w �rodku, z kt�rego roku i jakiej marki. Gdyby kto� mnie zapyta�, jak mi na imi�, sk�ama�abym, �e �Mary�, �Elisabeth�, �Jane�. A gdyby zagadn��: �Co tu robisz, czemu si� tak w��czysz?�, powiedzia�abym: �Posz�am na skr�ty i zgubi�am si�, albo: �Niechc�cy wrzuci�am klucz do studzienki �ciekowej i teraz czekam, a� mama wr�ci z pracy�. W zale�no�ci od tego, jak oceni�abym osob� zadaj�c� mi pytania, mog�abym powiedzie� po prostu: �Tylko si� rozgl�dam� i to by�oby najbli�sze prawdy. Ale czynno�� �rozgl�dania si� to zbyt powa�na sprawa, �eby j� zby� s��wkiem �tylko�, w ka�dym razie chodzi nie tyle o rozgl�danie si�, czy nawet wygl�danie czego�, lecz o czekanie. Czekam od d�u�szego czasu, cho� zapomnia�am, �e to robi�. Kiedy� o tym wiedzia�am jedynie przez kr�tki, p�omienny moment. Czekam na w�a�ciw� osob� i w�a�ciwe miejsce. Kiedy si� po��cz�, pasuj�c do siebie jak klucz do zamka, ta druga osoba te� b�dzie o tym_ wiedzie�. Mijam schludnie utrzymane ogr�dki, b�yszcz�ce �wie�o�ci� trawniki, kwiaty ci�kie od deszczu, kt�ry spad� w zesz�ym miesi�cu. Jednorodzinne lub dwurodzinne wille stoj� w sporym oddaleniu od ulicy. Trudno cokolwiek wypatrzy�. Tu i �wdzie dostrzegam ciemne zarysy mebli, obraz odcinaj�cy si� od t�a, gdy� pada na niego plama �wiat�a, wazon z kwiatami, jak�� posta� mkn�c� w po�piechu z pokoju do pokoju. Wszelkie luki wype�niam wyobra�ni� i wspomnieniami. Sporz�dzam w my�lach - wtedy jeszcze bez emocji - list� szczeg��w, kt�rymi to pierwszorz�dnie zadbane miejsce r�ni si� od mojego domu. Sandra, moja matka, nie jest kim� stworzonym do domowej �mudnej krz�taniny, wystarcza jej czysto�� ubra�, po�cieli i umywalki w �azience. S�ysz� jakie� g�osy i id� w ich stron�, przechodz� przez ulic� do naro�nej willi. Drzwi wej�ciowe s� uchylone. Drzwi od gara�u te� s� otwarte, tak samo drzwi od przyczepy kempingowej zaparkowanej na podje�dzie ko�o Hillman Minx, ca�kiem nowej, ciemnozielonej, l�ni�cej chromem. Obok pojazd�w kuca kobieta w okularach, pr�buj�c podnie�� co� le��cego na wysypanym �wirem podje�dzie; d�ugie br�zowe w�osy zwi�za�a w gruby ko�ski ogon. Kiedy wstaje, okazuje si� niespodziewanie, �e jest bardzo wysoka. Ma na sobie, co nie by�o cz�ste w owym czasie, m�skie niebieskie ogrodniczki za�o�one na jasn� bluzk� z kr�tkimi r�kawami, ale nawet ten str�j nie ukrywa mi�kkich linii jej cia�a, kt�re przebijaj� przez materia�. W pobli�u stoi niski brodaty m�czyzna i tnie drewno na kawa�ki. - Witam - wo�a do mnie kobieta. Jej g�os jest zdyszany, niemal przesadnie serdeczny, figlarny, a zarazem powa�ny. Nie spuszcza ze mnie wzroku i podchodzi do bramy przy podje�dzie, wykonanej z kutego �elaza polakierowanego na bladoniebieski kolor, kt�ry pasuje do drzwi gara�u i ganku. Gdy si� zbli��, zauwa�am, �e nie ma makija�u; nieco przesuszon� cer� pokrywaj� drobne zmarszczki. Jest starsza, ni� my�la�am, i cho� jej pe�ne wdzi�ku brwi wznosz� si� strzelistym �ukiem nad grubym szk�ami okular�w, to oczy, ka�de inaczej powi�kszone, nieprzyjemnie rozje�d�aj� si� i faluj�. Jej szerokie usta zdaj� si� upodabnia� do oczu, bo r�wnie� zmieniaj� si� z sekundy na sekund� dzi�ki mimice, kt�ra wyra�a ocen� sytuacji i emocje. Nie jest pi�kna, jak Sandra, ale znowu nie ma tak pospolitej i nijakiej urody jak ciotka Sue. Jest gdzie� pomi�dzy, a mo�e jeszcze inna ni� one. - Popatrz - m�wi kobieta, wyci�gaj�c w moim kierunku rami�. Po bladej stromi�nie sk�ry wspina si� z mozo�em biedronka. Kiedy dociera do �okcia, nieznajoma przenosi j� na palec u drugiej r�ki. - To pierwsza w tym roku - oznajmia - lubisz je? Nigdy si� nie zastanawia�am nad tym, czy lubi� biedronki, czy nie. Znowu zagarnia biedronk� palcem i k�adzie j� tym razem na moim ramieniu. Z pocz�tku to nic, ale kiedy owad dochodzi do po�owy drogi, jestem pewna, �e czuj�, jak po mnie �azi, ka�d� n�k� z osobna. - Co pani z ni� zrobi? - mam �ci�ni�te gard�o. Ko�cz� pytanie nienaturalnie wysokim g�osem; biedronka podrywa si� do lotu, ci�ko trzepocz�c skrzyde�kami. - D�ugo tu stoisz? - pyta z kolei ona. - Jak masz na imi�? - Jej g�adki g�os wlewa si� w s�uchacza jak mleko. - Natalie - m�wi� prawd�. Demonstruj� to s�owo jak pust� fili�ank�. - Ale� wejd� i zobacz. Zanim wejd� do ogrodu, szybko zerkam w bok na m�czyzn�, kt�ry przerwa� prac� przy drewnie i teraz patrzy prosto na mnie, potem przenosz� wzrok na dom. Tu� pod dachem jest okr�g�e okienko. Rz�dki dach�wek ponad nim uk�adaj� si� w rodzaj powieki nad okiem, wiem, kto� jest na g�rze i obserwuje nas. - John, to Natalie. Brodaty m�czyzna wk�ada kawa�ek drewna do kieszeni i podaje mi praw� r�k�. - Ile masz lat, Natalie? - zwraca si� do mnie nie zr�cznym, nazbyt dostojnym tonem, najwyra�niej prze znaczonym dla obcych. - Trzyna�cie - informuj�. Nasza tr�jka stoi przez par� sekund, mierz�c si� wzrokiem. - Co pan z tego robi? - wskazuj� na kawa�ek drewna. Prawie wszystko, co m�wi� w tym wieku, ma form� pytania. Kiedy uzyskam odpowied�, przechodz� do nast�pnego. - Jad� wi�c pa�stwo na wakacje? Co jest w przyczepie? A gdzie pa�stwo si� wybieraj�? Daleko? Jak� pr�dko�� rozwija ten samoch�d? Co pa�stwo robi� na tych wakacjach? - P�jd� po Marka - odzywa si� kobieta, kiedy w ko�cu udaje si� jej przerwa� m�j potok wymowy. - A kto to jest? - pytam, znowu spogl�daj�c w okienko na poddaszu. 5 Wci�� si� waha, piorunuj�c mnie wzrokiem; pot�ny, wysoki ch�opak o nieco pulchnej twarzy, br�zowych kr�conych w�osach i uniesionych w wiecznym zdziwieniu brwiach, kt�re nie ca�kiem do niego pasuj�. Nosi szare spodnie, bia�� koszul� i rozlu�niony niebiesko-��ty krawat: oznaka szko�y �wi�tego J�zefa. Dostrzegam, jak po�era wzrokiem moj� sukienk� w zielono-bia�e paski, z kt�rej ju� wyros�am, zdarte buty, workowat� torb�. Widz�, jak rozpo�ciera si� przed nim �ycie, szarozielony bezmiar spokojnych w�d pod b��kitnym niebem (to, co si� w�a�nie rozpoczyna, zmieni jego �ycie, chocia� nie tak bardzo jak moje). - Gdzie twe maniery, Mark? - upomina go Barbara. Wtedy ch�opak wyci�ga do mnie r�k�, a kiedy nie mog� si� po�apa�, o co chodzi, chowa j� z powrotem do kieszeni. - Odrabiam zadanie - m�wi do niej, nie do mnie. - Kiedy wesz�am, to nie odrabia�e� - odpowiada matka. - Mo�esz mi pom�c wynie