7913
Szczegóły |
Tytuł |
7913 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7913 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7913 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7913 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stefan �eromski
MI�DZYMORZE
...grzmi�cymi piersiami bia�e roztr�ca si� morze.
I z pienistej gardzieli piasku strumienie wylewa...
Adam Mickiewicz
Zachwyci�a si� fio�kowa chmurka pi�kno�ci� rogatego ksi�yca na godzin� przed wschodem. Rozpostar�a si�, ni to uwielbienie bezsilne
przed srebrnym majestatem, w dole jego po�yskliwej bry�y.
Nie mo�e odp�yn�� na wsch�d, nie mo�e si� na zach�d odczo�ga�.
Dalekie niebo przybra�o kolor pomara�czy dojrzewaj�cej w ogrodach Wschodu. Jak owoc dojrzewaj�cy, nasyca si� blaskiem s�o�ca,
kt�re zmierza w te strony. W g��binie jasnej nocy spoczywa w blasku miesi�cznym nieruchomy b�r sosnowy. A b�r utkany jest z koron
tak bujnych, jakby �ywi�ce go pnie nie z bezdennych wyrasta�y piask�w, lecz z t�ustego i�u Na��czowa.
Ani jedna ga��zka, ani jedna witka, ani jedna ig�a nie porusza si�, nie wzdryga, nie powiewa.
Zamilk� teraz czujny kogut, tak t�skni�cy za s�o�cem w�r�d ptasiego rodu jak s�onecznik i heliotrop w�r�d ro�lin.
Go��b nakry� ��t� �renic� b�on� powieki i przytuli� �niade �ono do �ona go��bicy.
�agodnie i niepostrze�enie wygina si� po�udniowy brzeg p�wyspu, przybieraj�c w oddali kszta�t g�owy i dziobu go��bia.
Od tego dzioba ziemi biegnie w b�awe morze szlak ledwie dostrzegalny dla oka. Tam w dali widnokr�g zag��bia si� we mg�� fio�kow�, a
linia granatowa zaznacza, i� to morze bierze rozbrat z firmamentem i wydziela si� w mocarstwo swoje od powietrza bez granic.
Jasny pas piasku, pe�en blado��tych odcieni, jak wgi�ta p�aza miecza wielkiego �ciele si� na dalekiej przestrzeni.
Na tym otwartym nadmorzu zabiegliwa fala z cicha tej nocy pracowa�a. Przynosi�a niestrudzenie i raz ko�o razu p�kolistymi nar�czami
k�ad�c w przeguby i wi�zania, w�r�d rytm�w niezmiennych, miota�a web�o, czyli kidzen�, czyli morsk� traw�, kt�r� z g��bokich
zatarg�w, z mulistych g��bin wynios�a i na ten str�d wydzieli�a.
Wielobarwna trawa nikle widnieje na bladym pobrze�u, jakoby szlak kolorowy na delikatnym cia�eczku morskiej che�bi, czyli barwistej
meduzy.
Wznios�o si� s�o�ce z topielisk, ponad wszelkie s�owo pi�kniejsze, rzucaj�c rado�� �ywota w l�dy i w morza.
Poczu�y nie znan� nam rozkosz r�e w ogrodzie i wyda�y w spazmach rozkwitu pachn�ce westchnienie.
Rozrywa si� lepka cie�nia ich p�atk�w, gdy po d�ugich deszczach spad�a na nie w ten czerwcowy poranek p�omienna sfera upa�u.
Niewidzialny kos, pustelnik, ukryty w zielonych ga��ziach sosny pochy�ej od wiatr�w zachodu, kt�ra dla� puszcz� jest macierzyst� i
ojczyzn�, wita s�o�ce uwielbiaj�cym po�wistem.
Karmazynowy kwiat begonii d�wiga kielich sw�j spod piasku, kt�rym go ch�oszcz�ce wiatry i nawalne deszcze przybi�y.
Wysuwa si� zza cienia sosny, istny �ebrak z mrocznej kruchty ko�cio�a stukaj�cy swymi kulami w po�piechu na �eb na szyj�, �eby
zobaczy� l�ni�ce ko�a karety, w kt�rej cesarz Indii w majestacie swym szybko przeje�d�a.
Wznio�lejszy jest ponad wszelkie s�owo uwielbienia ten powr�t s�o�ca. Wieczny jest i niezmienny, zawsze ten sam, a nigdy ani o jedne
jot�, ani o jedne kresk� nie mniej ol�niewaj�cy i budz�cy zdumienie ni� przed niesko�czonym czasu oceanem.
Sieje oto ob�oki py�u i zap�adnia dziewicze s�upki �yta na urodzajnej k�pie Oksywia.
Pogania �awice wiosenne �ledzi ku wodom na po�y s�odkim, zasilanym przez Wis��. Wyciska lepkie soki z szyszek m�odocianych sosny.
Otwiera wysmuk�e p�ki nadmorskich go�dzik�w i wydostaje z nich strz�piaste p�ateczki, najdelikatniejszymi kreskami r�u nikle
zabarwione.
Zbudzi� ze snu ��tego motyla i kaza� mu w ob��dzie szcz�liwym polata� nad szafirowymi falami morskich przestwor�w.
Gruba chmura, kt�ra ca�unem ogarn�a moj� dusz� i ca�unem zas�oni�a moje oczy, odwin�a si� tego rana.
D�wign��em g�ow� spod ca�unu i podnios�em oczy na t� stron� ubog�.
U�miechn�y si� do mnie w�asnym u�miechem mej duszy wy�yny, bia�e zaspy piaszczyste, blad� poro�ni�te wydmuszyc�.
Roze�miej� si� jeszcze ze szcz�cia mej m�odo�ci, od nadmiaru si�y oczu, z przepychu w�adzy mojej, kt�ra niegdy� rado�niejsza bywa�a
od promieni s�onecznych.
Wyszed�em ze zgnilizny i spo�r�d lataj�cych b�ot miasta, gdzie mi� �ycie trzyma - spomi�dzy kana��w i kawa��w, oszustw, dowcip�w,
bieg�w do mety dla pochwycenia pieni�dzy, w�adzy i s�awy.
Widz� nareszcie cia�a ludzkie, z kt�rych opad�y stroje, szaty, szmaty i ga�gany.
Widz� nareszcie cia�a ludzkie w najpi�kniejszym ich stroju, w spaleni�nie, szacie pe�nej powabu.
Zgorza�e od s�onecznego po�aru, przejrzane przez s�o�ce na wylot, zabarwi�y si� na rdzawo, na rudo, na p�owo.
Bia�e, wymok�o cia�o miejskie jest tu obmierz�e dla oczu, budz�ce wstr�t jako �lina.
P�uca tu oddychaj� powietrzem, do kt�rego nie dosi�ga brud, kurz, py� i lataj�ca w nich zaraza.
Klatki piersiowe m�czyzn, ich karki, �ebra, uda, l�d�wie, r�ce i nogi pali niestrzymane s�o�ce jakoby tysi�c tysi�cy lamp kwarcowych.
Kobiety maj� tu nie tylko sad�o pokryte bia�� sk�r� i bezw�adne kszta�ty godne po�cieli i rozkoszy, lecz silne �ci�gna, mi�nie spr�yste i
ko�ci pe�ne mocy. Nawet obmierzli, u�omni i szpetni nabieraj� tu wdzi�ku i kszta�tu.
Starzec siedemdziesi�cioletni wyszed�szy z b��kitnej k�pieli �wiczy gimnastycznie swe cia�o, wyrzuca to r�ce, to nogi, zgina wiekowy
kr�gos�up, czaszk� spalon� na czarno po�yskuje woko�o zwyci�aj�c niezwalczon� siwizn�. Dzieci, ciemne lub rude od s�o�ca i wiatru z
po�udnia, jak anio�y igraj� w blasku odtr�conym przez falist� powierzchni�.
W bryzgach piany biegaj�c bez przerwy, nosz� istn� aureol� �wietlist� dooko�a spr�ystych swych cia�ek.
Morze wiekui�cie ruchliwe podnieca energi� ich skok�w, prze�cig�w, porusze� i ta�c�w - wiatr wschodni pop�dza je z miejsca na
miejsce - a �wiat�o migaj�ce na falach - �miech niesko�czonej rado�ci w nich budzi.
Bawi� si� z olbrzymim potworem, kt�ry szpik ich ko�ci moc� �ycia nasyca, a ze krwi nasiona zarazy, ziarna �mierci wyp�dza.
Chwytaj� go za gardziel drobnymi r�czkami, a krople z�ota i srebra sypi� si� na wsze strony z ich male�kich paluszk�w.
Daleko, daleko w morze a� ku �awicom podwodnym, na kt�rych zach�ysta si� fala, p�ywaczka wysun�a si� m�oda. Prawe i lewe jej
rami� na przemiany �wietlist� wod� roztr�ca, a g�owa o urodzie wspania�ej raz wraz melodyjnie, to w t�, to w t� stron�, jak w ta�cu si�
chyli.
Na podsypiskach tam, gdzie s�o�ce najognistszym przypieka po�arem, le�� twarz� do blasku ostrego nieruchome kad�uby nasycaj�cych
si� �wiat�em.
Tam, gdzie ju� ludzi nie ma, �a�cuch zachyle�, bugaj�w i ostoi wgryza si� w podsypiska, a szczodra, od piany czubata fala wodna
niesko�czenie w skok si� narzuca.
Palce n�g nie wg��biaj� si� i nie mog� odcisn�� na tym ciemnym boisku, a pi�ta nie wi�zgnie w wych�ostanej i stwardnia�ej p�askoci.
Na nieskalanym, przymorskim chodniku pisz� wci�� fale smugi dymne i sade. Po milionkro� muskaj� i g�adz� a dopasowuj� w form�
doskona�ej p�aszczyzny piasek, ju� dawno-dawno zmielony na m�k�.
Nad g��bi� strony, czyli nad t� smug� przybrze�n�, sk�d podplusk na str�d wbiega, ciemna l�ni barwa.
Za ni� ci�gn� si� ziele�ce, smugi p�ycizn, pod kt�rymi tkwi rewa i zalegaj� piaski zdradne.
Tam, z wielkich id�c oddale�, z ciemnych bezko�c�w, wa�y morza spotykaj� przeszkod�, wr� tedy, z�oszcz� si�, pieni�.
Gdzieniegdzie na mojej drodze wi�zka rudego web�a uderza w spojrzenie, kud�ata, �liska, o�liniona i osypana b�blami.
Wydar�o j� bujne morze moc� swoj� i w�adz�, ostoj� i przytu�ek igraj�cych dorsz�w i storni, czy wydar�a przemoc� denna matnia
kr�cichy, rybackiego niewodu. Ani jeden kamyczek nie wynosi si� z toni. Gdzieniegdzie u�amek sczernia�ego drzewa, korek lub
szcz�tek w�gla z cz�owieczego k�dy� ogniska czerni si� z dala w blasku pobrze�a jak resztka wstr�tnego brudu.
Morze otrz�sem wewn�trznej odrazy i womitem zewn�trznym wyrzuci�o go z siebie. Ostra we�na nieustannym zakosem podbija stare
piaszczyste pok�ady, podrzyna niematerialnym swym cyrklem wypuk�e p�wyspy i wkl�s�e zatoki. Tu i tam ods�ania barwne ostrze,
nik�ymi zdobione kolory, ubite dawno, uklepane warstwice.
Niestrudzony, jednostajny poszum morski przes�cza si� w poprzek ciszy. Lecz oto zniweczy� go i roztr�ci� szelest pluszcz�cy i
�wiszcz�cy.
Wysmuk�y, nagi m�odzieniec, o budowie efeba, wszystek br�zowy, z twarz�, w kt�rej tylko bia�ka oczu b�yskaj�, jednostajnymi skokami
pla�� mija. Kark jego jest prosty, �opatki w ty� podane, k�dzierzawa g�owa zadarta, r�ce pod pachami z�o�one i zaci�ni�te d�onie.
Pierzchliwie pryska spod jego bystrych a rozros�ych st�p morskie rozpostarcie na str�dach.
Zda si�, i� pierzaste skrzyd�a migaj� z prawej i z lewej strony u ka�dej jego stopy miedzianej.
Zda si�, i� to skrzyd�opi�ty Hermes z Olimpii ockn�� si� i przebiega wybrze�em morza p�nocy.
Ciemna posta� w oczach oddala si�, m�tnieje, mg�� si� zaw�ci�ga. Daleko w b��kicie znika.
Na przymorskim chodniku, kt�ry stanowi wschodnie brzu�ce przyrost�w p�wyspu, wci�� linia z�otofalista wynika i przygasa.
Nie ma tam ju� ludzi.
Nareszcie - nie ma nikogo.
Bieli si� tylko w dalekim b��kicie stado mew wiecuj�cych. Z�o�one s� ich p�owe, smu�k� bia�� o�nie�one skrzyd�a i bia�e g�owy
widniej� z dala na fali.
Z siod�atej barwy zwierzchniego p�aszcza swych pi�r podobne do morza w czas burzliwy - barw� g�owy i sp�dnic na�laduj� piany
p�dz�ce na czubach ba�wan�w. Sp�oszone widokiem przychodnia, pierzchaj�, wnet jednak zlatuj� bia�ymi piersiami we wzd�te podrzuty
�ywio�u i jak �odzie cz�owiecze ponosi� si� ka��. Jedna tylko, odbita od stada, wci�� kr��y.
W moj� stron� nawraca.
Unosi si� wy�ej i ni�ej, jak jastrz�b ko�uje, leci w prawo i w lewo. Jak strza�a wprost na mnie przypada z wyra�nym zamiarem napa�ci.
Widz� tu� nad sw� g�ow� rozpostarte jej skrzyd�a, dzi�b rozwarty, s�ysz� krzyk chrapliwy i dziki.
Gdybym kij sw�j pod�wign��, znalaz� kamie�, uderzy� z ca�ej mocy ramienia, zabi�bym napastnic�.
Dostrzeg�a czy przeczu�a niewiadom� mi w�adz� ten zas�b mej pot�gi, ten impuls mojej woli, bo krzyk jej sta� si� ostry, z�owrogi, zaiste
wojenny. Nie inaczej - wyzwa�a mi� do boju!
- Czeg� ode mnie chcesz, skrzydlata? Com ci krzyw, �nie�nopi�ra? Czy i ty w tej samotni, na granicy w�d i piask�w, tylko prawa
wojny za prawa uznajesz?
Krzyk rybitwy nie usta�, nie zni�y� si�, nie nacich�, lecz si� wzni�s� i dosi�gn�� granicy obrzydliwej rozpaczy. Zrozumia�em tre�� tych
ptasich okrzyk�w.
Zrozumia�em dok�adnie.
Poczytuje mi�, wida�, za kszta�t �mierci dwunogiej, kt�ra zmierza w kierunku jej gniazda. Krok m�j poczytuje za krok �mierci, kt�ry
lada chwila zniweczy gniazdo, ukryte k�dy� w zagaj ach charszcz�w i badyl�w tej strony, ukr�cone z kolczastych w��kien miko�ajka.
Wiem, dobrze wiem, co jest w krwiono�nym sercu, gdy dwunoga �mier� zbli�a si� do gniazda przytulonego do ziemi.
Wiem, dobrze wiem, co jest w rozwartych oczach, gdy spokojna, oboj�tna, radosna przechadza si� w pobli�u, na �cie�ce prowadz�cej do
progu.
Mam w gardzieli ten sam krzyk, kt�ry si� spod twego serca wydziera, ptaku popielaty.
Ka�dy odcie� chrapliwy pami�tam na widok przybli�ania si� i na widok oddalenia. Znam tak�e odcie� tego krzyku, gdy nie omija
schronienia i, wpo�r�d tysi�ca innych, do mojego jedynie wybiera si� w odwiedziny, gdy - po tysi�ckro� przekl�ta! - na moim
nieszcz�snym sercu wszechmocy swojej pr�buje.
- Ucisz si�, matko!
Nie ja to jestem kszta�tem �mierci twojej lub czyjejkolwiek, kogo a� do �mierci mi�ujesz.
Ja jestem jako i ty, jedynie ptak polotny, kt�rego skrzyd�a burza z prawa i z lewa podbija.
Przez twoj� �wi�t� trwog�, przez tw�j krzyk �a�osnej mi�o�ci niechaj bezpieczne b�dzie twe gniazdo ma�e!
Wyprowad� cichcem a nieobaczkiem przed zb�jcami dzieci�tka swoje mi�dzy dwie b��kitne otch�anie, wy�sz� i ni�sz�, mi�dzy niebo i
morze.
Niechaj szcz�liwie, wed�ug swojej natury, w rozkoszy bytowania wygn� sustawy i pi�ra swych skrzyde�.
Niech najpot�niejszemu wichrowi sprzeciw postawi� i jako �agle zagrodz� drog�, �eby dzi�ki lekkiej przeponie ich kostek, �ci�gien i
pi�r sam musia� je nasza� a� pod lec�ce ob�oki, wywy�sza�, podnosi� wzg�r�, w promieniach s�o�ca wiecznego.
Tw�rca dnia, wiekuisty i nigdy nie gasn�cy ogie� niebieski, doskona�y kr�g �ywota, �wiat�w i byt�w, z�ote s�o�ce, stacza si� oto z
niebosk�onu.
W szkar�at nabrzmia�ej kuli, niestrzymany dla oka, przemienia z�oto swojego kr�gu, rozci�ga kul� w kszta�t wyd�u�onego elipsoidu - i w
wodach puckich, k�dy� na prost kr�lewskiego Rzucewa, tonie w rozp�omienionym Ma�ego Morza obszarze. Gdy na wybrze�u, w
gwarnym Sopocie, w pi�knym Or�owie, w Gdyni, rozg�o�nej od �oskotu pracy, rozci�ga si� ju� przedzmrok b��kitu, gdy� s�o�ce zasz�o
tam ju� za lasy uroczego wzg�rz �a�cucha - na podsypiskach i dunach Helu wci�� jeszcze trwa �wietlisty dzie�, a� do ostatniej chwili
pogr��enia si� w falach g�rnego kra�ca p�omiennej s�o�ca korony.
Do tej ostatniej chwili w jego promieniach dzieci radosne skacz� na bia�ych pochylniach i w pianach t�go wygrzanych.
Oczy wszystkich �miertelnych z po�egnalnym westchnieniem i z wewn�trznym szeptem uwielbienia zwracaj� si� w tej chwili ku
odchodz�cemu rozdawcy �ywota. W ka�dym oku objawia si� tr�jk�t pi�kno�ci, wiecznie istniej�cy i zaw�dy ruchomy, przeno�ny z
miejsca na miejsce, stworzony przez linie niesko�czenie d�ugie mi�dzy �renic�, mi�dzy s�o�cem ubywaj�cym i lini� jego odbicia w
morza drgaj�cej powierzchni.
Na drgaj�cej morza powierzchni wynika kresa ruchoma, kt�rej widok zale�ny jest od ka�dego kroku cz�owieka w prawo lub w lewo,
istniej�ca rzekomo na rozleg�ych wodach, a nie istniej�ca po prawdzie.
Dok�dkolwiek p�jdzie i sk�dkolwiek spojrzy - gdyby nawet obszed� Wielkie i Ma�e Morze woko�o, �ciele si� przed nim o zachodniej
godzinie na wsze strony, a�eby mu pokaza� najpi�kniejszy widok na ziemi: �lad s�o�ca odchodz�cego, kt�ry na morzu przygasa.
Jak�e wieloraka, jak nie na�ladowana dla �adnej ze sztuk i dla �adnego z usi�owa� cz�owieka jest z�otolita i srebrnolita, rubinowa i
diamentowa wst�ga na morzu!
Dla ka�dego oka jest w�asna, dla ka�dego oka gdzie indziej, jest wsz�dzie, w istocie nigdzie jej nie ma.
Igraj�ce ryby skacz� w niej zataczaj�c doko�a siebie kr�gi i sypi�c iskry z�ote, s� to bowiem w tej chwili ryby z�ote, kt�rych nigdy nie
by�o i nigdzie nie ma okrom wielkiego mocarstwa cudownych ba�ni piastunek i okrom nieobesz�ego mocarstwa poezji.
Tr�jk�tne skrzyd�a p��ciennych �agl�w - klin na przedzie, wielki grot w �rodku, top�agiel w g�rze - przesuwaj� si� poprzez pr�g�
z�otolit� nabieraj�c z�ota, srebra i drogich blask�w w bryty swoje i w za�wiat czarodziejski, do mocarstwa ba�ni dzieci�stwa, do stolicy
Cudogrodu z tych w�d odp�ywaj�.
Gardzina m�ody, bohater nieul�k�y ze �wietlistym oszczepem w d�oni, stoi przy drzewie masztu i �le oczom starym z daleka patrz�cym
po�egnania na zawsze, na zawsze - nie-poj�ty znak dobranocny.
Zagas�o s�o�ce w w�d topieli.
Noc nadci�ga.
Przepych szkar�atnej, cienkiej paw�oki �ci�ga ze siebie l�ni�ce morze. Zagasa szkar�at, szafran, kolor nasturcji, ziele�, b��kit, niebiesko��
i fiolet. Zdmuchni�ty zosta� i zagaszony z�oty szlak drogi s�onecznej.
Smutek i przestrach, nie daj�cy si� uj�� w wyra�ne s�owa ani nazwa� po imieniu, przejmuje tajemnym sposobem ko�ci i uciska serce
cz�owieka. Niepok�j potr�ca nerwy, gdy zagas�a z�ota �wiat�o�� s�oneczna, a tr�jk�t niewiadomy, samo�wiec�cy, wyj�ty jest ze �renicy.
To noc, siedlisko rozkoszy snu i okr�g straszliwy bezsenno�ci - gdzie ani robak nie umiera, ani ogie� nie ga�nie - daje znak o swym
panowaniu.
Noc - dziedzina rozpasania si� cia�a i rozp�tania si� m�k duszy, umocowanej i skr�powanej za dnia przez pami��, kt�r� s�o�ce �ywi i
hoduje.
Noc - otch�a� samopoduszcze� si� rozpusty i jaskinia bez�adnych marze� o wyj�ciu poza obr�by rozumu, o wy�amaniu zagr�d
otaczaj�cych natur� ludzk�, o pot�dze w�adzy przewy�szaj�cej moc bog�w.
Noc nastaje na ziemi, gdzie panowa� jasny syn s�o�ca, zdrowy bo�yc wcielony w ducha ludzkiego, wszystkowidz�cy i wszechw�adn�cy
rozum.
Nad borem znieruchomia�ym i w g��bokim pogr��onym milczeniu, nad �agodnym zachyleniem si� drzew, kt�re tworzy ostatnie
zako�czenie p�wyspu - zakr�t ukojenia - l�ni pe�nia ksi�ycowa.
Za tym p�kolem uciszenia �agodne morze w blasku miesi�cznym igra srebrnym falowaniem.
Sen g��boki zst�pi� na ziemi� i na morzu panuje.
Zacich�y ptaki w boru, mocno trzymaj�c si� swych �o�ysk snu zakrzywionymi szponami.
Zapewni� �pi� nawet ryby, ocieraj�ce si� wielobarwnymi �uskami i naje�onymi skrzelami o bujne, dziwaczne i fantastyczne krzewy
wodorost�w.
Nawet igranie morza z blaskiem ksi�yca nierzeczywiste jest i uroku pe�ne jak sen.
O �nie!
O niepoj�ta si�o odradzania nas do �ycia rzeczywistego i przeistaczania w inn� natur�!
Nasycasz cia�o nowymi si�ami, a w tym samym czasie nosisz nas o setki i tysi�ce mil od miejsc, gdzie pow�oka nasza spoczywa.
Nosisz nas po przestworach i g��biach, czyni�c z nas istoty inne, ni� jeste�my na ziemi - lekkie, zwinne i lotne.
O �nie, tajemnicza pot�go!
Z �ebraka i bezdomnego w��cz�gi, za�ywaj�cego twardego wywczasu w przydro�nym rowie, czynisz kr�la o sercu radosnym, o my�li
wspania�ej, o oku szcz�liwym na widok wiecznie nowego ogr�jca rado�ci, gdy s�o�ce powstaje.
Z kr�la pa�stw, monarchij, ksi�stw, ziem i przestwor�w, gdzie s�o�ce nigdy nie zachodzi, czynisz n�dzarza najostatniejszego mi�dzy
lud�mi, z kt�rego oczu potoki �ez nadaremnie p�yn�, skoro zasn�� nie m�g� w ci�gu nocy niesko�czonej.
O �nie!
O �wiecie radosnych krain i przyg�d nie do wiary!
Wracamy oto znowu z wypraw, z przechadzek, gdzie�my widzieli doliny szcz�cia cichego, anielskie oblicza i boskie wejrzenia - albo
straszliwe piekie� urwiska. Wracamy na miejsce swoje w rz�dzie dwunog�w i czworonog�w, w oborze �ar�oczno�ci i trawienia, na met�
walki o jad�o, legowisko i rozkosz mi�osn�.
A byli�my przed chwil� podobni wiatrom i blaskom, podobni bogom i bogobojni, dalecy od siebie samych - albo byli�my straszliwsi i
obmierzlejsi dla siebie samych, ohydniejsi i bardziej przekl�ci od szatan�w.
Podobnie jak w morzu wzdyma si� wodny garb, podobnie jak wyci�ga si� z oceanu ku ksi�ycowi dzi�b chciwy, a�eby si� do niego
zbli�y� - tak samo z istoty cz�owieka wiecznie ku ksi�ycowi po nocy co�ci wznosi si� i wyrywa.
Istniej� w nas tajemne i niepoj�te si�y snu zarazem i czuwania, somnambuliczne stany pokonywania w blasku miesi�cznym przeszk�d
nie do pokonania na poz�r dla przyrody cz�owieczej, b��dzenia po szczytach spadzisto�ci, po gzemsach budowli i wst�powania z
�atwo�ci� po pionowo�ci �cian.
Istnieje w nas si�a marze�, na skutek blasku ksi�yca wyrywaj�ca si� z naszej zdrowej natury, pragnienie dotarcia do innej strony,
zatajonej i niewiadomej, skrytej w nas, czaj�cej si� poza mi�so�ernym i trawo�ernym bytem, poza chuciami m�ob�jcy, zdrajcy i
szpiega.
Porwani przez si�� marze� obcujemy ze �wi�tym Franciszkiem, ze �wi�tym Aleksym i ze �wi�tym Wojciechem.
Istnieje w nas si�a zachwytu, kt�ry ksi�yc �wiec�cy nieci, ci�gnie z nico�ci na zewn�trz, podnosi i wydobywa.
Dzi�ki temu zachwytowi wzdychamy i p�aczemy za �wi�tym naszym dzieci�stwem, odczuwaj�c niepoj�t� za czym� �a�ob�.
Dzi�ki temu zachwytowi odczuwamy niepomiern�, bez powodu rado��, i� nie jeste�my zwierz�tami i ro�linami, lecz �e duch w nas
wolny przebywa, duch anio�a wtr�conego do cielesnego wi�zienia.
Czarna kula, wywieszona w skwarny dzie� letni na poprzecznicy masztu semaforu obok morskiej latarni, postrach budzi na morzu.
Jaskrawa, czerwona latarnia, umieszczona w tej�e kuli, gdy ciemna noc zapadnie nad l�dami �pi�cymi, podwaja i potraja groz� ciszy.
Czujna latarnia zdaje si� o�wietla� po nocy czyhaj�ce, zdyszane, zdradzieckie burzy oblicze.
O pewnej godzinie nocy daje si� s�ysze� huk daleki.
�wiszcz�ce wiatry dopadaj� p�wyspu i ze wszech stron obskakuj� w�g�y dom�w. W�r�d sp�oszonego szumu ga��zi nisko zginaj�
szorstkie czuby krzywych sosen. Czarny las szarpie si� w mroku.
Deszcz ch�oszcze star� karpi�wk� dach�w zzielenia�ych.
Podmuchy zbiegano w bezko�cach morza, napotkawszy okienka domostw przyczepionych do piasku, nagle w nie t�uk� i bij� we drzwi
na g�ucho zatarasowane. Ciemna jutrznia ods�ania morze w pianach, skacz�ce w furii na duny od d�d�u szare.
Daleki, zbrudzony horyzont zas�any jest jak gdyby wzburzon� kurniaw� �niegu.
Dzikie ba�wany nie tylko si� rozbijaj�, lecz zaprawd� roztrzaskuj� o brzegi. Zielone ich zawoje zwisaj� nad p�cylindrycznymi
wn�trzami, przez nag�y ruch polerowanymi jak stal a migotliwymi jak ogie�.
Wiatr zdziera z nich pian� strzelist� i miota j� na brzegi dalekie lub na morze szalone.
T�ocz� si� jedne na drugie plan istne zaspy, miazga wzburzona i szumi�ca po p�kni�tych denegach.
D�ugie drogi wlok�cej si� �liny od grzbietu do grzbietu wodnego znacz� podst�pne i ob��dne szlaki i �cie�ki �eglarza.
Z dala p�dz� niby wzg�rza ruchome - �cig�e zaspy ku l�dom,
Na mieliznach podbrze�nych w p� si� �ami�, przep�kaj� w swej mocy i niwecz� w swej sile.
W �miechu pienistym wzgardliwego �ywio�u hu�taj� si� belki ciosane, tramy, ostro ko�czone paliszcza, pniak�w korzenistych kad�uby,
ga��zie z kory obdarte, wyrwane sk�d� deski i rozszarpane gdzie� szcz�tki cz�owieczego klecenia.
�wiszcz�cy wiatr �miga stronami i smaga wysoczyzny p�wyspu.
Mi�dzy Rozewiem a Sambi� zalega ten l�d dziwny, mierzeja ponad stumetrowymi g��biami.
Sk�d�e si� tu wzi�� w czystych toniach, jak tu powsta� - ni to przyl�dek, ni wyspa, po milionkro� przez w�ciek�y �ywio� zdobywany i po
stokro� szarpany na sztuki?
Tam, gdzie dzi� cichy sosnowy b�r szumi, istnia� pono - jak g�osz� klechdy uczonych - jakowy� l�d, w jakowym� morzu pradawnym.
Studnia w tym miejscu, sto z g�r� metr�w w g��boko�� ziemi id�ca, przecina piasku tylko dwa metry, dalej do dziewi��dziesi�ciu o�miu
metr�w przewierca formacje dyluwium, a do stu sze�ciu metr�w formacje kredowe.
Woda bij�ca z wywierconego otworu - strzela w g�r� na dwa metry ponad poziomy powierzchni.
K�dy� tedy na l�dzie dalekim, w jakim� wy�ynnym jeziorze ta woda ma �r�d�o si�y swego wytrysku.
M�wi� klechdy uczonych, i� �w osuch pierwotny pocz�� w czasie narasta� i grubie�, zanim grobla p�nocna pocz�a si� jako rewa
podwodna.
Grobla p�nocna - dzisiejsze, piaski i niziny Wielkiej Wsi i Ku�nicy i obok nich kotlinowe g��bie podmorskie - by�y uj�ciem
przedwiecznej rzeki-olbrzyma. Szerok� paszcz� swoj� czy szeregiem strumieni w piaskach rytym - Wis�a tutaj uchodzi�a do morza.
W prawieku, gdy lodowiec wspiera� si� o po�udniowe Ba�tyku wybrze�a, Wis�a p�yn�a na zach�d szlakami Noteci, a�eby w jedne rzek�
splata� si� z �ab�. W dzisiejszej jej delcie pod Gda�skiem sta�y jakowe� wody zakis�e, olbrzymie zasi�kla, jeziora i b�ota, z kt�rych
wody uchodzi�y na zach�d, poza k�p� Oksywia, torfowiskiem Gdyni i Redy.
Gdy za� lodowiec zupe�nie a� do Skandynawii ust�pi�, Wis�a przebi�a si� ku p�nocy.
Wci�gn�wszy w siebie i zagarn�wszy ze sob� zasoby olbrzymiego gda�skiego rozdo�u, z jezior, z b�ot, ze strumieni ciekn�cych, od
strony Laskowic, od Prabut�w, od Dzierzgoni, sp�yn�a ku p�nocy.
Szerok� drog� swoj� pogarn�a si� ku dawnemu rozdo�owi mi�dzy dunami i k�pami, gdzie dzi� rozpostarte le�� torfowiska Chylonii,
Cisowa i Rumii.
Poprzez tera�niejsze Bruckie �u�awy, mi�dzy Os�aninem i Rew� wlewa�a si� w �o�ysko le��ce dzi� na dnie morza, gdzie torfy
przysypane piachami spoczywaj� w g��binie trzydziestometrowej.
K�dy� mi�dzy Wielk� Wsi� i Ku�nic� sz�a mi�dzy szory g��bokie, s�owi�skie. Niezliczone jej potoki, ��obi�ce drogi swoje skro� g�r i
roz�og�w olbrzymiego kraiszcza, wynosi�y w ci�gu d�ugich stuleci, podczas pe�nowodnych wylew�w i czasu wiosennych roztop�w
mu�y i piaski, kamienie przymarzni�te do p�yn�cej kry lod�w, olbrzymie pnie drzewne o trzymetrowej �rednicy, kt�re do dzi� dnia le��
w piaskach mi�dzymorza, nie na jego ubogiej wychowane glebie, lecz przyniesione z bezbrze�nej polskiej dziedziny.
Dwa wielkie skrzyd�a tego przedwiecznego Wis�y �o�yska nieznane s�, albowiem w morzu na zawsze zgin�y.
Jedno od Gda�ska do Gdyni, drugie od Rewy do Wielkiej Wsi i Ku�nicy.
Obadwa poch�on�o morze, kt�re wiekui�cie wynios�e k�py ujada, a przyleg�e do nich niskie l�dy na dno swoje potr�ca.
Widnieje tylko szlak ziemski mi�dzy Gdyni� i Rew�.
I dzi� jeszcze Wielkie Morze czatuje, a�eby si� wedrze� na b�ota karwi�skie, torfy ich piaskami zasypa�, a z wy�yny Rozewia uczyni�
mi�dzymorze, kt�re by kszta�tem swoim g�ow� bawo�u tworzy�o, z dwoma - helskim i karwi�skim - rogami. Z pracy Wis�y
przedwiecznej, kt�rej d�ugo�ci i wielko�ci nie podobna ogarn�� my�lami, powsta�y olbrzymie z�ogi mu��w, piask�w i kamieni, kt�re
morze zwyci�skie wdar�szy si� w te obszary me��o i wyrzuca�o za siebie.
Przez wieki tworzy�o wa� - zrazu podwodzia - p�ytk� rew�, szereg mielizn i hak�w - potem grobl� nadwodn�, sta�� cienk� mierzej�,
nieraz rozszarpan� w stu miejscach, kt�ra k�p� dawn� Helu z k�p� Swarzewa z��czy�a.
Jak teraz przed zdumionymi oczyma w�drowca odkrywaj� si� tajemnicze doliny, rozdo�y w lasach pochowane, biegn�ce ku zakis�emu i
w pos�pn� wilgo� otulonemu �o�ysku, urocze samotnie Starego Kacka, Witomina, Chwarzna, Chylo�skich Pustek i ��yc - prawdziwie
z tatrza�skich regli tutaj przyniesione i w nadmorskim osadzone nadbrze�u przez bo�yszcze z�udzenia - tak samo wielk� rzek�
przesz�o�ci wyra�nie ukazuje nam w tych miejscach pami�� wyobra�ni.
Ukazuje nam j� zachwyt nasz - Prawis�� - lechickiej ziemi pracownic� olbrzymi�. Puszcze niezbrodzone, pierwobory dla siebie samych
rosn�ce nad jej brzegami b��kitniej� w oddali, zieleniej� w pobli�u. �ni� nad jej urwiskami samotne �wi�te d�by i samotne �wi�te lipy,
wszczepione olbrzymimi korzeniami w �wiry i gliny, przez tajemnicze si�y lodowc�w uzgarniane, w szczyty i zbocza g�r Radiowa,
Oksywia, Bia�orzeki i D�bog�rza.
Jak za dni naszych mewy bia�oczelne nad jej szerokim wodnym przestworem rytmem rwanym, w spos�b niewys�owienie uroczy,
miotaj� skrzyd�a d�ugie i wydaj� krzyk sw�j bojowy - ongi tak samo.
Jak za dni naszych, tak samo drzewiej i zaw�dy zagony �ososi id� w przedwio�nia zgodnymi i wiecznie nowymi pochody w g�r� jej
pop�aw�w, z morza szumnego a� do podn�a g�r tarza�skich, sk�d jej zimne, przeczyste �r�d�a bij�.
Jak za dni naszych, skoro na Ma�ym Morzu i przy brzegach wysokich lody stopniej�, a po�udniowy wiatr gor�cym tchem powieje, tak
samo ongi hufce �ososi ci�gn�y z lodowato zimnych okr�g�w polarnego oceanu ku s�odkowodym b�awej zatoki toniom.
Jak za dni naszych, tak samo wtedy p�dzi�a je w g�r� tajna pot�ga mi�osnej rozkoszy z modrych m�rz w blade Wis�y rozlewisko.
Jak za dni naszych, tak samo drzewiej i zaw�dy zast�py ich sz�y uszykowane wed�ug odwiecznego porz�dku,
Ci�gn�a i ci�gnie zawsze na przedzie najwi�ksza srebrno�uska i bezplamista samica o wielkich uz�bionych szcz�kach i ko�ciach
paszczy naje�onych ostrymi kielcami.
Za przodownic� p�yn�y i p�yn� jedna za drug� w odst�pach jak gdyby na cztery stopy cz�owiecze wymierzonych samice mniejszego
wymiaru i m�odsze.
Za samicami p�yn�y i p�yn� samce w odst�pach jakby na cztery stopy cz�owiecze odmierzonych.
Za samcami p�yn�y i p�yn� m�ode w szyku porz�dnym, przypominaj�cym co do kszta�tu klucz dzikich g�si, gdy lec� z p�nocy w
po�udnie.
Skoro pi�kna panowa�a pogoda, p�yn�y wierzchem wi�lanego wartu z szumem, kt�ry �udzi ucho, jak gdyby nadej�cia burzy.
Skoro nad krajem przelatywa�y wichry, poch�d grona �ososi zapada� na dno i w ciemnicy wodnej ci�gn�� w g�r� po trzy mile na
godzin�.
W�wczas w �o�ysku starej Wis�y nie przera�a� ich tak jeszcze wysmuk�y napastnik i zdrajca.
Z czasem nauczy�y si� czujno�ci, boja�ni i l�ku wobec jego z�owieszczej postaci - wszystkich kszta�t�w i kolor�w, kt�re z nim s�
z��czone - barw bia�ych, czerwonych, jaskrawych - oraz ostro�no�ci wobec wszelkich nieznanych ha�as�w i d�wi�k�w.
Skoro przebieg�y napastnik pocz�� stawia� jazy u brzeg�w, a w warcie rzeki drygawice, w kt�rych niejeden r�d w�drowny wygin��,
przodownica nauczy�a si� poznawa� wrogie sid�a i z�owieszcze zasadzki.
Napotkawszy je w swojej drodze, rzuca�a si� w skok, niemal w lot, i mkn�a jak b�yskawica.
Za ni� tym�e szlakiem niewidnym, niemal lotem, szy� wszystek szyk szybuj�cy nad przeszkod�.
Je�eli za� zasadzka nie by�a do przebycia lub przerwania, przodownica w k��b zwija�a swe cia�o i przeskakiwa�a pu�apki. Zgina�a si� jak
spr�yna przybli�aj�c wid�owat� p�etw� ogona a� do wystaj�cej szcz�ki swej paszczy, nagle rozpr�a�a zwini�te ko�o swego d�ugiego
kad�uba, z ca�� pot�g� uderza�a bokiem o wod� i odbiwszy si� od jej powierzchni na pi�� i sze�� st�p w g�r�, przeskakiwa�a zapor�.
Za jej rozkazuj�cym przyk�adem czyni�y to samo wszystkie osobniki zagonu, aby za chwil� ustawi� si� znowu w dawny agmen i z
ogniem nies�abn�cym gna� w swoj� stron�.
Skoro zasie dosi�g�y w�d bystrych, zimnych a nieskalanych, przelewaj�cych si� ponad dnem �wirowatym Bia�ego i Czarnego Dunajca,
przodownica w towarzystwie kilku samc�w obiera�a miejsce na tar�o.
Zwr�ciwszy si� g�ow� w stron� polotu w�d bystrych, tar�a si� brzuchem o chropawe dno rzeki, a�eby ze siebie ikr� wycisn��, kt�ra si�
w ma�ym zag��bieniu dennym gromadzi.
O to miejsce, o prawo i mo�no�� polania ikry swym mleczem, samce wiod� mi�dzy sob� bitwy zawzi�te.
M�ode �ososie sk�adaj� wcze�niej sw� ikr�, tote� wcze�niej wyhodowuje si� ich brzuchate potomstwo.
Wcze�niej wykarmiaj� si� m�ode rody, w�asnym ��tkiem pas�c i kszta�tuj�c organy, serce i nerwy.
M�ode, wysmuk�e �ososie, z g�ow� spiczast� i grzbietem pr�gowanym brunatno, w listopadzie wracaj� do morza.
Stare tr� si� znacznie p�niej i do morza wracaj� a� w grudniu.
B�d�c ze swojej natury istotami s�odkowodnymi, ci wieczni wi�lni oryle, zap�dzeni na s�ony ocean, po kt�rym g�ry lodowe �egluj� a
niezmierzony wieloryb gejzery ze siebie wyrzuca - wracaj� niezmiennie do dawnej ojczyzny ich rodu. A w drodze swej ku wy�ynom
skalistym nie po�ywiaj� si� niczym, lecz �akn�, schn� i niszczej�.
Staj� si� jako strza�y, kt�re w upodobaniu niepoj�tym lec� do miejsca zarania swojego gatunku.
Znana im jest jaka� posta� furii mi�osnej, sza�u z t�sknoty do �wi�tego �r�d�a, kt�re wypiastowa�o ich rodzaj w swej przezroczystej
g��binie.
W g�odzie i szale�stwie poprzez wieki zamierzch�e i czasy id�ce drgaj� w Wi�le rzece te �ywotw�rcze struny.
Po tych zboczach, pag�rkach, polanach i piaskach, przyniesionych przez wody p�yn�ce, przebiega�a szybka stopa cz�owieka, od
znu�enia bezsilna.
Mogi�a jego tu i tam le�y na wzg�rzu.
Rozlega� si� nad szerok� wod� p�yn�c� i budzi� �oskot echa w puszczy nad morzem jego krzyk wydany w po�cigu i w g�odzie.
�uk nagi�ty jego d�oni� bolesn� miota� upierzone strza�y w pi�kne bia�e piersi morskiej mewy.
Zabija� czajki, rybitwy, nury, burzyki, kormorany, kuligi i perkozy - str�ca� z niebios dzikie g�si, kaczki i pi�kne kie�pie, wolne �ab�dzie,
gdy w po�udniowe krainy z krain p�nocy lecia�y.
Kamienny m�ot cz�owieka uderza� w furii we w�ochat� pier� zwierz�c�.
Jak�e brzmia�o imi� mi�osne, kt�rym przyzywa� z oddali towarzyszk�?.
Jak brzmia�o s�owo pieszczoty, wycmokane w stron� kolebki z wikliny?
Jakie nazwy nosi�y przedmioty i suma ich, widok tej ziemi - prawa i z�udy, kt�rych istnienia nauczy�o go uczucie g�odu i uczucie
honoru?
Si�a jego i zast�puj�ce si�� oszustwo przewali�o si� poprzez si�� nied�wiedzia i tura, wilka i �osia.
O potomne mewy, o bezpami�tne ptaki, kt�re z wy�yny swojej tyle widzicie!
Czy, takie same jak my �ywi�c uczucie bolesnej a niewytrzebionej mi�o�ci swego potomstwa i gatunku, macie i inne nasze uczucia,
przes�dy i przywary?
Pami�tacie ka�da z osobna jako r�d, jako zbiorowisko, a� do najdrobniejszego szczeg�u, a� do najl�ejszego porozumienia, co czyni�
praojciec i pramatka przed niezliczonymi wiekami.
Macie jakowe� niez�omne prawa rz�dz�ce pa�stwem skrzydlatym.
Lecz czy macie jakiekolwiek wspomnienia? Tyle widzia�y�cie siedz�c na swym dziedzictwie przez wieki, na rewie mi�dzy Ku�nic� i
Rew�, odk�d si� z w�d wychyn�a! Mo�e podajecie w swej mowie, w swym zbiorowym rozgwarze, w zgie�kliwym swym obmowisku,
w wynurzeniach krzykliwych i nachalnych jakowe� swoje klechdy i dzieje.
Mo�e porozumiewacie si� swoim sposobem, tak jak ludzie swoim, o chytrych sposobach szubrawstwa, o sztukach czyhaj�cych
morderc�w, o nienasyconym �aknieniu i nienasyconym pragnieniu w�r�d wiekui�cie tych samych odg�os�w morza �lisko i chrapliwie
bij�cego o nagie te brzegi. Mo�e wydajecie jedynie g�osy bezmy�lne jak drwal rozszczepiaj�cy zrosty pniaka, kt�re si� nie poddaj�
roz��czeniu, jak rataj m��c�cy grub� �ci�k� snop�w na klepisku, kt�ra z k�os�w nie chce ziarna wydawa�.
A mo�e widzicie co� wi�cej ni� my, ludzie. Mo�e widzicie nie tylko piaski wybrze�a i morze ochryple na piaskach szumi�ce, zatoki i
przyl�dki barwiste, podobne z oddali do g��w go��bich i do cia� meduz barwi�cie kraszonych?
Mo�e wiecie co� niewiadomego nikomu o cieniach, kt�re czas po�ar� i wch�on��, a przesz�o�� zagrzeba�a w sobie?
Mo�e widzicie jeszcze cia�a, kt�re tu przechodzi�y wydaj�c krzyk walki i pracy, mo�e pami�tacie ziemianki, osiedla, cha�upy z chrustu i
miasta, miasta tak zatopione, i� ich nie wida� poprzez najczystsz� wod�, i tak zagrzebane, i� z nich zosta� nad w�do�ami gruzu tylko
badyl wysmuk�ego ostu o kwiecie blador�owym, r�a dzika i k�pa szarej mietlicy, kt�ra si� za wiatrem pochyla? Nie odpowiecie nam
nigdy, gdy� niezrozumia�a jest wasza mowa, spiskuj�ca wieczy�cie przeciwko podst�powi zab�jc�w.
Mowa wasza skazana jest przede wszystkim na wyra�anie spraw g�odu, mi�o�ci, ucieczki i napa�ci.
To my, w�drowcy ziemi, kt�rzy ju� nie zabijamy, kt�rzy pot�piamy �mier� wszelk�, kt�rzy uwielbiamy wieczne �ycie w jego prawdzie i
w jego z�udzie, skazani jeste�my za wszystkie twory ziemi na pami�tanie o wszystkim.
Lecz ptaki niebios i ziemi bardziej, g��biej, szczerzej i pi�kniej od nas uwielbiaj� pi�kno�� i wolno�� istnienia.
Wznie�my si� z naszych podziemnych nor, z kana��w, jam, piwnic, z zat�ch�ych dom�w i sta�my si� w uwielbieniu wolno�ci i pi�kno�ci
istnienia do wolnych i pi�knych ptak�w podobni!
Uwielbiajmy po spo�u z nimi pi�kno�� wiekuist�, minion� i dzisiaj �yw�.
Uwielbiajmy pochody s�o�ca nad l�dami, kt�re s�, i nad rzekami, kt�rych ju� nie ma - wschody i zachody, wznio�lejsze w swym
czarodziejstwie ponad �piew ptasi i ponad s�owo cz�owieka - nawroty wieczne a nigdy nie ulegaj�ce odmianie.
Uwielbiajmy zawsze na nowo niespodziewane a wieczy�cie nawracaj�ce si� o swej godzinie w�dr�wki ksi�yca w nocnych niebiosach
wed�ug odwiecznych, niez�omnych, �wi�tych zakon�w, w�r�d ol�nionych przeze� ob�ok�w, kt�rych po�yski i cie� zachwycaj� po
wszystkie czasy dusz� cz�owieka.
Wznie�my si� w rado�ci naszej ponad utwierdzenie, w przestw�r element�w i nad niezmierzone bezgranicza morza.
Mierzeja prastarej Wis�y, a p�niej, gdy morze uj�cie jej zatopi�o i w sobie poch�on�o - mi�dzymorze - w�ska grobla mi�dzy wysp�
Helu i k�p� Swarzewa, przybra�a w ci�gu czas�w kszta�t miecza o pot�nej r�koje�ci, strzelistej, w�skiej i niezmiernie d�ugiej klingi
nasadzie, kt�ra ku swemu ko�cowi rozszerza si� i rozrasta na podobie�stwo "ma�odobrego" miecza katowskiego.
To podobie�stwo zwi�ksza jeszcze wyci�cie po�udniowe zatoki mi�dzy przyl�dkiem Starego Helu i ostatecznym cyplem p�wyspu.
Brzu�ce miecza zwr�cone jest w pe�ne morze. Brzu�ce to, kt�re mo�na nazwa� ostrzem, gdy� narastaj�c bez przerwy, wci�� si� niejako
naostrz� snadziznami na po�y widocznymi, szeregiem niskich p�ycizn, nad kt�rymi zielenice szumi�.
Brzu�ce to jest go�e, nagie, �nie�nie bia�e od piask�w najsubtelniejszych, stalowoniebieskawe od fali wiecznie �ywej, na p�ask po tym
ostrzu chodz�cej, stalowozielonkawe od �an�w wydmuszycy, jasnozielone od porost�w sosnowych, od kar�owatej puszczy zarastaj�cej
zaspy-doliny.
Trzy r�wnoleg�e rewy zalegaj� wzd�u� ostrza od strony Morza S�owi�c�w.
Pierwsza - osuch - na czterdzie�ci krok�w od brzegu a na dwie stopy pod wod� - druga na sto pi��dziesi�t krok�w od brzegu w
g��boko�ci siedmiu st�p pod powierzchni� - trzecia o sto pi��dziesi�t krok�w dalej za tamt�, w g��boko�ci dwudziestu st�p pod wod�.
Zachodnia i po�udniowa po�a� l�du, ziemia stara - insula Helae - ma kolor g��bokiej, zielono�ci, gdy� j� od niepami�tnych lat porasta b�r
na wielkiej przestrzeni, wyd�u�aj�cy si� na kilkadziesi�t kilometr�w.
�rodek, p�nocne i wschodnie po�acie zadrzewione s� m�od� so�nin�, sadzon� dawniej w kwadratach os�ony. W m�odym swoim wieku i
rozro�cie ten przysz�y las przypomina do z�udzenia tatrza�sk� kosodrzewin�.
Kos�wka Helu, tam i sam w pie� ju� przechodz�c, przybiera kszta�t przedziwnie wykr�tny, fantastyczny, pochy�y, rozwidlony.
Na piasku, przysypanym warstw� igie�, kt�re wiatr po �liskich i okr�g�ych powierzchniach rozmiata, pokazuje si� pierwszy porost, futro
mchu szedziwego. Rozsiad�e zwartymi k�pami te istne liszaje ziemi przybieraj� barw� piasku zmoczonego od deszczu.
Ta odzie� ziemi bezp�odnej, niemal pozbawiona korzeni, oddziela si� ode� bez trudu, odpada za najl�ejszym potr�ceniem.
Sosenki plenne, kt�rych krzywe, boczne ga��zie usch�y ju� i odpad�y, obwieszone s� r�wnie� mchami suchymi, mn�stwem zeschni�tych
chrapeci�w i nie str�conych jeszcze igie�.
Wszystek ten zas�b wyschni�ty wichry wnet zedr� i po ko�uchu mch�w poroznosz�, a�eby z czasem utworzy� now� pr�chniej�c�
warstwic�.
Zatrzyma si� w niej kropla wilgoci i wystrzeli trawka najpierwsza.
W zag��bieniach i do�kach wychynie rdzawa mietliczka, wybij� si� z�ote g��wki ostromlecza, skabioza polna o kolorze morza w dzie�
wietrzny.
Na grubych pok�adach igie� zapachnie wonny miodownik i dziewica rzadko spotykana, pani tych stron - koniczyna.
W mokrych jamach, w g��biach zakis�ych, gdzie woda d�ugo si� trzyma, wystrzela szorstkie sitowie.
Posta� zasp piasku, kt�re ten ca�y kraj utworzy�y, odzwierciadla w sobie niesta�o��, zmienno�� i dowolno�� morskiej fali, kt�ra je ze
siebie wyrzuci�a.
Jedne z tych wy�yn ci�gn� si� nad brzegami wschodnimi, tworz�c �a�cuch niesta�y fal piasku tak du�ych jak Bocianiec albo Szwedzkie
G�ry - inne tworz� dowolne kwadraty i tr�jk�ty rozdo��w otoczonych nieregularnymi kopcami.
Strome duny piaszczyste wyskakuj� znienacka w �rodku najszerszego roz�ogu, gdzie ju� sosny olbrzymie stoj� u ich podn�a.
Te wzg�rza zbyt wysmuk�e, o zboczach zbyt stromych, do kt�rych ro�linno�� przyczepi� si� nie mo�e, skoro mchy pierwotne osun�� si�
musz�, a suche ig�y zmiecione zosta�y - zsypuj� si� i spychaj� w s�siednie rozdo�y, i p�yn� przed siebie such� rzek� piaszczyst�.
Cz�sto w�druj�ca rzeka piasku zasypuje wielkie drzewo sosnowe na wysoko�� dwu i trzech metr�w od podstawy.
Sosna zasypana nie umiera, lecz szuka korzeniami nowej warstwy �ywotnej, kt�ra si� na nowej powierzchni wytwarza.
Zapuszcza w now� dun� swe wzniesione korzenie.
Lecz nowa nadchodzi �awica i znowu przywala suchym piaskiem jej �ywe, zielone ga��zie.
Skoro pozostawiony dla st�p ludzkich szlak w lesie ig�y smolne przysypi�, wnet staje si� on pos�usznie twardym i r�wnym chodnikiem.
Z prawej i lewej strony przybiegaj� do tego wolnego przesmyka wrzosy tak g�ste i rozros�e, i� stanowi� niezbrodzone zagaja.
Nigdy pilny ogrodnik nie zdo�a tak wycyrklowa� swej �cie�ki w kwietniku, jak to czyni� nadobne wrzosy na Helu oraz pokrewne im
wrzosowiec, rodz�ce tylko tutaj swoje czarne jagody.
�cie�ka otulona k�pami k��bi�cymi si� nad ni�, r�wna wsz�dy i wsz�dy jednaka, biegnie w dal, w coraz inne, coraz odmienne
pustkowie. Przemierza kilkadziesi�t kilometr�w b�ogos�awionej samotni kt�r� tylko czasami z�otolita sarna zak��ci, a sikorka sosn�wka
nie�mia�ym �wistem przeszyje.
Dok�dkolwiek ponios� mi� nogi od nadbrze�nych zasp piasku, wsz�dzie zast�puj� mi drog� kopulaste wydmy szare. Przewiduj�cy
umys� niemiecki i pracowite r�ce niemieckie zalesi�y je sadz�c ma�e drzewka sosnowe. A�eby wiatr nie zdmuchn�� bezsilnych sadzonek
po spo�u z lotn� i sypk� samej wydmy powierzchni�, przewiduj�ce r�ce ogrodzi�y ka�de p�lko kwadratem ko�k�w g�sto bitych.
Tam i sam wida� jeszcze pr�chno kwadrat�w ogrodzenia.
Gdzie indziej samo pr�chno wiatr po okolicy rozrzuci�.
Na miejscu ma�ych sadzonek las si� pu�ci� wspania�y.
Wilgo� podspodnia, kt�r� piaski przechowuj� w sobie i trzymaj� d�ugo niczym g�bka, �ywi ziele� igie� i szyszek, hoduje olchy i brzozy,
karmi buki i lipy. Ogromne pnie i strzeliste konary starych sosen, pochy�e w stron� wschodu, koloru miedzi czy z�ota starego, koloru cia�
ludzkich spalonych nad morzem od wichru i s�o�ca, przerzynaj� olbrzymie rozlewisko zieleni.
Tu i tam z morza jednolitej zieleni wydzielaj� si� kud�ate i rozwiane brz�z czuby.
Stary, nienapatrzony helski lesie!
W letni, cichy poranek i w pogodne letnie odwieczerze jak�e jeste� przychylny dla znu�onego w�drowca!
Zapach �ywiczny wylewa si� z twojej g��bi, a niezliczone twe korony chroni� wn�trze od wichru.
Najsro�szy orkan - ost czy west, Siewierz czy zyda - bij�cy w wybrze�a i roznosz�cy huk morski po ca�ym tym kraju, do twojej g��bi nie
dotrze.
Zaro�ni�te traw� i zasypane ig�ami drogi twoje prowadz� w ostoje coraz bardziej zaciszne, w spokojno�� zupe�n� i w samo sedno
pustkowia.
Wci�� nowa rozsuwa si� przed oczyma ziemia morska, garbata od dun i kopc�w piaszczystych, przestrze� za�wiatowa, melancholii
pe�ne siedlisko milczenia.
Z pot�nego pnia sosny, skoro tylko wydosta� si� z zaspy piaszczystej na zachodnim przyl�dku, wyrastaj� tu� przyziemne konary.
Wystrzelaj� r�wnolegle do ziemi albo z g�ry w pa��k wygi�te kieruj� si� ku niej. �ciel� si� grubymi ramiony o kolorze miodu ��tego po
miale zszarza�ym i do zimnej powierzchni si� tul�.
Odbieg�szy za� kilka krok�w od �niata, wszczepiaj� si� w zwiewn� g�r�, nakrywaj� omszonymi piaskami, znikaj�c w nich do znaku.
Dopiero dalej z nag�a wystrzelaj� spod ziemi koron� niezliczonych, bujnie zielonych ga��zi.
Z tych podziemnych konar�w wyrasta pl�tanina krzywych gnat�w, istnych postronk�w, ��tych lin i ko�lawych zawitek.
Zachodz�c pod si� i opasuj�c jedna drug�, przeplataj�c si� w ukos skutecznymi podchwyty, zadzierzgaj�c nierozerwalne p�tlice i
sup�aj�c grube w�z�y, planowy �w zesp� ga��zi opiera si� zachodniemu wichrowi.
Srogi i nigdy nie wyczerpany w swojej sile wiatr zachodni zdziera mchy szare i zielone, odmiata z�ogi igie�, odgarnia i przep�dza
warstwy piasku i obna�a niezmiernie daleko rozpostarte czarne w�owisko pot�nych korzeni.
Korzenie ocapiaj� kopiec wydmy w poszukiwaniu wci�� nowej, wilgotnej warstwicy.
Srogi i nigdy nie wyczerpany w swojej sile wiatr zachodni pochyla na wsch�d pnie wszystkie i w tamte stron� ka�e si� zgina� ga��ziom.
W tamte stron� zwracaj� si� zielone korony, osypane szyszek m�odocianych niezliczon� ilo�ci�.
Za wa�em piaszczystym, kt�ry morze wygarn�o ze siebie i usypa�o na brzegu w niezbadanych swych zamys�ach, czaj� si� pnie ko�lawe,
garbate, skr�cone. Przysiad�szy, niczym ludzie strudzeni, ubodzy, �cigam przez prawo okrutne, straszliwe i wieczne, za �cian�
przychyln� �yj� cichcem, ukradkiem, pokornie. Rosn� wszerz i na poprzek, gn� si� w g��b, le�� w piasku, unikaj�c wychylenia si� koron
ponad grzebie� zas�ony.
Rozpo�cieraj� si� po ziemi w pa��k skulone i sun� w dal po kryjomu.
Wypuszczaj� d�ugie liny ga��zi, niepomiernie rozleg�e �ciel� wici obwieszone zieleni� przyziemn� i czubatymi szyszkami.
Zielone k�py igie� szarpane od wiatru rozmiataj� pod sob� piasek duny i ��obi� wyg�adzone �o�ysko.
W miar� igie� rozrostu i w miar� przybywania ci�aru same zapadaj� w �w do�ek, wygrzebany samochc�c.
Zanurzaj� si� w grobie-ko�ysce, kt�r� same pod przymusem ��obi�y.
Wicher pomaga w tym dziele. Zsypuje do tego schroniska stare ig�y uschni�te, po�ywne, gdzie indziej zdarte z wierzcho�k�w, tu�aj�ce
si� po g�adkich pochylniach szyszki suche, wa�eczki ga��zi spr�chnia�ych, mchy w�drowne, wi�rki kory.
W zakamarku gromadzi si� po�ywienie, omasta i wilgo�, z kt�rych wystrzela pierwsza k�pka trawki kostropatej o kolorze zdziebe�ek,
podobnym do piasku i o kolorze wiechy, podobnym do morza siwizny.
Nowy przybysz do nadmorskiej krainy ko�ysze si� i pochyla ku wschodowi, jakby by� wizerunkiem i wska�nikiem drogi wichru
dm�cego z zachodu.
Za piaszczystymi wydmami, gnane przez wicher zachodni, wre, w prysk si� samorzuca i huczy Ma�ego Morza bujowisko.
Od brzeg�w na po�y widnych przybiegaj�c, kt�re w dalekich pianach si� kurz�, a gin� k�dy� w stalowej zarazem i rudej ruchawie, gnaj�
w kierunku helskiego utwierdzenia ciemnozielone przewa�y, bia�ymi g�siami piany g�sto nasadzone. Trafiaj�c na mielizny podwodzia i
na spychy suche zwara ba�wan�w wzmaga si� w swej sile, ro�nie w bry�y strzeliste i zwija si� w k��by podsi�wodne.
Z hukiem p�kaj� rolingi, uderzaj�c o wzniesienia wiszar�w.
Strz�piate ich piany zlatuj� z grzbiet�w kipieli na wy�lizgane �awic obna�enia. Sycz�cym rozsnuwaniem �liskich zalot�w i
postrz�pionych wybieg�w nasycaj� podsypiska.
Piaski wybrze�a, przepojone ju� pian�, przyjmuj� fal� za fal� i niesko�czenie ka�d� odtr�caj�.
Najdrobniejszy piasku kamyczek, najmniej widoczne ziarenko, najmniej dostrzegalny py�ek znajduje swoje �o�ysko, uk�ada si� w jamce
swojej i na wieki w niej pozostaje.
Grzmi�ce upadki zielonego podplusku raz wraz ubijaj� powierzchni�, a� si� stanie nieskaziteln� pochylni�, zaokr�glon� u g�ry, tward�
w sobie i bez ochyby wyg�adzon�.
Z �ona w�d wydana zosta�a ta w�ska i strzelista ziemia.
Morze rzuci�o j� nag�, bia�� od rozleg�ych wzg�rz i niw piasku, nie odzian� ani jednym li�ciem, nie os�onion� ani jednym cieniem, na
hodowanie s�o�cu, wiatrom i deszczom.
Lecz morze pami�ta�o i pami�ta o podrzutku, wci�� go tajemnie podsyca i wspiera niczym dziecko rosn�ce.
�ywio�em swym przejrzystym a niezmiennie wzburzonym okrywa�o niegdy� najwy�sze jego wzniesienia.
W jego nieustaj�cym pracowisku ot�uczone zosta�y, og�adzone w kszta�t kulisty i pod�ugowaty, wy�lizgane w tysi�cznych podrzutach
g�azy opok, przyniesione z okolic dalekich.
W ci�gu niezmiernej d�ugo�ci dni i nocy z�omy granit�w tatrza�skich, kwarc�w, piaskowc�w i zlepie�c�w me��y si� po�r�d bieg�w i
nawrot�w nawa�nicy na okruchy, na �wir i na piasek.
Od pogranicza do pogranicza epok trwaj� prace rozszarpuj�ce obszary Rozewia, Swarzewa, Oksywia, Kamie�ca, Radiowa, Or�owa.
Niszczej� g�ry-doliny, kt�rych ju� �ladu nie ma, przycz�ki wynios�e, spi�trzone ponad, czterdziestometrowymi Ba�tyku g��biami.
Gdzie wystaj� z�omy wielkie z rad�owskiej mielizny, gdzie we�ny si� pieni� nad oksywskim zburzyszczem i gdzie si� ci�gnie ma�a
g��bia karwi�ska, usiana pot�nymi g�azami, ongi �mia�y si� w s�o�cu wynios�e czo�a ziemi, z kt�rych jeno zosta�y nazwy g�uche, z
normandzkiego napastnika mowy wyj�te, by o formie ich �wiadczy�.
Morze z nich inne utworzy�o postaci - p�askie, rozci�gni�te u podn�a wydmuch�w, �nie�y�cie bia�e, nasycone s�o�cem i sol� - mielizny
na ostrzu p�nocnym i wschodnim a spychy na po�udniowej i zachodniej p�azie miecza helskiego.
Dla pe�nienia tej pracy morze przeznaczy�o dwie si�y wy��czne, dwa morskie pr�dy, dwie rzeki w morzu pracuj�ce dla Helu.
Jeden z tych go�c�w, zd��aj�cy z zachodu ku wschodowi, wprawiany jest do biegu przez wiatry z zachodu, kt�re niemal po�ow� dni
roku wype�niaj� swym czynem. Od przyl�dka Rozewia p�dzi w odleg�o�ci jednego kilometra wzd�u� helskiego wybrze�a, ��obi�c
g��bokie w dnie �o�ysko, kt�re si� za zielenicami przybrze�nymi nag�ym uskokiem dna podwodnego i czarn� barw� powierzchni
zaznacza.
Przy ostatnim przyl�dku po�udniowym ca�o�ci mi�dzymorza, przy dziobie go��bia, szor zachodni znika w zatoce.
Przebiwszy si� przez ni�, przemkn�wszy wskro� jej g��bin, zjawia si� przy wi�lanej mierzei.
Wzd�u� tej mierzei posuwa si� a� do Sambii i tam si� na wsch�d wykr�ca.
Pr�d zachodni przynosi na p�nocne i wschodnie mielizny p�wyspu piaski doskonale zmielone, g�adko otoczone �wiry i okruchy
�ywota morskiego. W g��bi swojej niesie s�l do l�du helskiego.
Przy wietrze z p�nocno-zachodu wnosi do Gda�skiej Zatoki szybkie swoje wody pr�d inny, pr�d wschodni.
Od l�d�w sambijskich zd��a on wzd�u� mierzei wi�lanej i ��czy si� z postrachem ryb s�onomorskich, z bia�� wod� wi�lan�, wypadaj�c� z
paszczy Leniwki. Pr�d ten przemierza obszary Sopotu, Radiowa, Gdyni, Oksywia, wykr�ca si� przed Puck� Zatok� i mknie wzd�u�
Czajczej Rewy, kt�ra mi�dzy Ku�nic� i Rew� Ma�e Morze przecina.
Pr�d wschodni, przynosz�cy do Gda�skiej Zatoki olbrzymie masy namu��w i piask�w, tnie w wysokie brzegi mi�dzy Sopotem i
Oksywiem, a pod tym samym k�tem odbity, sk�ada przewa�n� cz�� swych dar�w powy�ej Ku�nicy, na wysokim helskim wybrze�u.
Potem mknie wzd�u� mi�dzymorza, zostawiaj�c na jego po�udniowych wybrze�ach grube z�o�a na po�y zmielonych kamieni, mu�y
znacznie od zachodnich t�u�ciejsze, piaski nie tak sypkie i wi�ksz� ni� z pe�nego morza wodorost�w obfito��.
Ta masa wodna, nieraz podnosz�ca poziom Wiku o jeden metr ponad r�wni� Puckiej Zatoki, spotyka si� przy dziobie go��bia z silnym
pr�dem zachodnim.
Obadwa mocuj� si� tutaj na si�� i z dwu stron wyrzucaj� swe �wiry i piaski. Powstaje w miejscu ich spotkania nik�y, najostatniejszy
podwodny przyl�dek, �awica ruchoma, kt�ra si� to w t�, to w t� stron� zawija niczym czapki frygijskiej g�rne zako�czenie.
Wewn�trz tej to zawitki tworzy si� male�ka zatoka, w kt�rej wir nieustanny �widruje g��bin�.
Tu� za zmienn� i kapry�n� czapki frygijskiej zawitk� czatuje czarna, na pi��dziesi�t metr�w uskokiem spadaj�ca g��bina.
Obiedwie morskie rzeki, zachodnia i wschodnia, p�dz�ce w nieustannym po�cigu wzd�u� obudwu brzeg�w Helu, usi�uj� powi�kszy�
niezmiernie jego rozmiar i sze��dziesi�ciometrow� g��bin� gda�skiego jeziora do szcz�tu zasypa�.
Przed wiekami �eglarz na morzu zb��kany, spogl�daj�cy wci�� w niebo, a�eby szuka� wskaz�wek zwiastuj�cych koniec burzy,
nadej�cie pogody i znaki kierunku tej strony, w kt�r� mu d��y� wypad�o, spostrzega�, i� istnieje wsp�zale�no�� przyp�ywu i odp�ywu
oceanu od ruch�w wielkich �wiate� niebieskich - od ksi�yca i s�o�ca.
Rybak trudz�cy si� w swej �odzi