8098
Szczegóły |
Tytuł |
8098 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8098 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8098 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8098 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J.G. Ballard
Ostatnia Pla�a
W nocy, le��c na pod�odze zrujnowanego bunkra, Traven s�ysza� fale rozbijaj�ce
si� o brzeg laguny, jak szum
olbrzymich samolot�w rozgrzewaj�cych si�
na ko�cach pas�w startowych. To wspomnienie wielkich nocnych nalot�w na Japoni�
wype�nia�o jego pierwsze
miesi�ce na wyspie obrazami p�on�cych bombowc�w
spadaj�cych w powietrzu obok niego. P�niej, po atakach beri-beri, zmory min�y
i fale zacz�y mu
przypomina� atlantycki przyb�j na pla�y w bakarze, gdzie
si� urodzi�, i wieczory, kiedy wygl�da� przez okno oczekuj�c rodzic�w
wracaj�cych do domu z lotniska.
Przyt�oczony tym dawno zapomnianym wspomnieniem,
obudzi� si� p�przytomny na pos�aniu ze starych czasopism i poszed� na wydmy
otaczaj�ce lagun�.
W ch�odnym nocnym powietrzu widzia� opuszczon� superfortec� le��c� w�r�d palm o
trzysta jard�w od
granicy awaryjnego lotniska. Szed� po ciemnym piasku
nie pami�taj�c ju�, w kt�rej stronie jest brzeg, mimo �e atol mia� niewiele
ponad p� mili �rednicy. Ponad nim,
wzd�u� grzbiet�w wydm, wysokie palmy pochyla�y
si� w mroku, jak znaki tajnego alfabetu. Ca�y krajobraz wyspy pokrywa�y dziwne
symbole.
Zrezygnowawszy z pr�by znalezienia pla�y, Traven natkn�� si� na koleiny
wy��obione przed laty przez ci�ki
pojazd g�sienicowy. �ar wytworzony podczas
pr�bnych wybuch�w stopi� piasek i podw�jna linia skamienia�ych �lad�w,
ods�oni�tych przez wieczorny
powiew, wi�a si� w�owo mi�dzy w�do�ami, jak odciski
�ap pradawnego jaszczura.
Zbyt s�aby, �eby i�� dalej, Traven usiad� mi�dzy koleinami. W nadziei, �e mog�
zaprowadzi� go na pla��,
zacz�� odkopywa� klinokszta�tne rowki po g�sienicach
spod piasku, pod kt�rym w pewnym miejscu znik�y. Wr�ci� do swojego bunkra tu�
przed �witem i spa� w
upalnej ciszy do po�udnia.
Bloki.
Jak zwykle w te denerwuj�ce popo�udnia, kiedy nawet najl�ejszy powiew morskiej
bryzy nie wzbija� py�u,
Traven siedzia� w cieniu jednego z blok�w, zagubiony
gdzie� w �rodku labiryntu. Oparty plecami o szorstk� betonow� �cian�, wpatrywa�
si� apatycznie w s�siednie
alejki i rz�d drzwi naprzeciwko. Ka�dego popo�udnia
wychodzi� ze swojej celi w opuszczonym bunkrze obserwacyjnym na wydmach i szed�
mi�dzy bloki. Przez
pierwsze p� godziny ogranicza� si� do alejki obwodowej,
od czasu do czasu pr�buj�c otworzy� kt�re� drzwi zardzewia�ym kluczem
znalezionym w�r�d pot�uczonych
butelek i blaszanych puszek na przesmyku piasku oddzielaj�cym
poligon od lotniska, a potem w spos�b nieunikniony niepewnym krokiem zmierza� do
centrum blok�w,
wbiegaj�c i wybiegaj�c z korytarzy, jakby chcia� wyp�oszy�
z kryj�wki jakiego� niewidzialnego wroga. Wkr�tce zgubi� si� zupe�nie. Wszelkie
pr�by powrotu na alejk�
obwodow� ko�czy�y si� nieuchronnie powrotem do
centrum.
W ko�cu rezygnowa� i siada� w pyle, przygl�daj�c si� cieniom wype�zaj�cym ze
szczelin u podstawy blok�w.
Nie wiadomo dlaczego zawsze robi� tak, �eby
wpa�� w pu�apk�, kiedy s�o�ce stoi w zenicie: termonuklearne po�udnie na
Eniwetok.
Intrygowa�o go zw�aszcza jedno pytanie: "Jaki rodzaj ludzi zamieszka w tym
minimalnym betonowym
mie�cie?"
Syntetyczny krajobraz.
"Ta wyspa to stan umys�u" mia� p�niej powiedzie� do Travena Osborne jeden z
uczonych pracuj�cych w
dawnych przystaniach dla �odzi podwodnych. Prawdziwo��
tego stwierdzenia sta�a si� dla Travena oczywista po dw�ch czy trzech tygodniach
od jego przyjazdu. Poza
piaskiem i kilkoma anemicznymi palmami ca�y krajobraz
wyspy by� syntetyczny: dzie�o cz�owieka nasuwaj�ce skojarzenia z rozleg�ym
systemem zrujnowanych
betonowych autostrad. Od czasu moratorium na pr�by z broni�
j�drow� wyspa zosta�a zrujnowana przez Komisj� Energii Atomowej, ale d�ungla
bunkr�w, row�w, wie� i
schron�w wyklucza�a jej powr�t do stanu naturalnego
(Traven przyznawa� te� istnienie silniejszych motyw�w pod�wiadomych: je�eli
cz�owiek prymitywny czu�
potrzeb� asymilacji zjawisk �wiata zewn�trznego do
swojej psychiki, to cz�owiek dwudziestego wieku odwr�ci� ten proces; zgodnie z
kartezja�sk� miark� wyspa
istnia�a jak rzadko kt�re inne miejsce).
Jednak poza kilkoma pracownikami naukowymi nikt nie mia� ochoty odwiedza�
dawnego poligonu i okr�t
patrolowy marynarki wojennej stoj�cy na kotwicy w
lagunie zosta� wycofany na trzy lata przed przybyciem Travena. Obraz ruiny, jaki
przedstawia�a wyspa, i
skojarzenia z okresem zimnej wojny (to co Traven
ochrzci� "przed trzeci�") dzia�a�y przygn�biaj�co: Auschwitz duszy, kt�rego
mauzolea zawiera�y masowe groby
jeszcze nie zamordowanych. Po rosyjsko-ameryka�skim
odpr�eniu ten upiorny rozdzia� historii zosta� skwapliwie zapomniany.
Przed trzeci�.
Faktyczna i potencjalna si�a destrukcyjna bomb atomowych to woda na m�yn
pod�wiadomo�ci. Najbardziej
nawet pobie�ne badanie marze� sennych i fantazji
psychopat�w wykazuje, �e pomys�y zniszczenia �wiata drzemi� w ludzkiej
pod�wiadomo�ci... Nagasaki
zniszczone za pomoc� magii nauki to jak dotychczas najpe�niejsza
realizacja marze�, kt�re nawet w bezpiecznej sferze snu przybieraj� zwykle formy
budz�cych groz� zm�r.
Glover: Wojna, sadyzm, pacyfizm.
Przed trzeci�: okres ten charakteryzowa� si� w my�lach Travena przede wszystkim
swoj� moraln� i
psychologiczn� przewrotno�ci�, poczuciem historii, a
zw�aszcza najbli�szej przysz�o�ci; dwa dziesi�ciolecia 1945-1965, zawieszone na
dr��cym skraju wulkanu
trzeciej wojny �wiatowej. Nawet �mier� jego �ony
i sze�cioletniego syna w wypadku samochodowym sta�a si� dla niego tylko cz�ci�
tej olbrzymiej syntezy
historycznej i psychologicznej pustyni - gor�czkowe
autostrady, na kt�rych ka�dego ranka gin�li ludzie, drogi dojazdowe do
og�lno�wiatowej zag�ady.
Trzecia pla�a.
Wyszed� na brzeg o p�nocy, po ryzykownych poszukiwaniach przej�cia w rafach.
Ma�a motor�wka, wynaj�ta
od australijskiego po�awiacza pere� na Wyspie
Charlotty, utkn�a na mieli�nie z dnem rozprutym ostrymi koralami Wyczerpany,
Traven poszed� w
ciemno�ciach przez wydmy w stron�, gdzie za palmami majaczy�y
niejasne zarysy bunkr�w i betonowych wie�.
Ockn�� si� nast�pnego ranka w pe�nym s�o�cu, le��c na pochy�o�ci szerokiego
betonowego obrze�a pustego
basenu o �rednicy oko�o dwustu st�p, kt�ry stanowi�
cz�� systemu sztucznych staw�w zbudowanych po�rodku atolu. Kratki odp�ywowe
zatka�y si� li��mi i piaskiem
i mia� przed sob� sadzawk� ciep�ej wody o g��boko�ci
dw�ch st�p, odbijaj�c� odleg�� lini� palm.
Traven usiad� i oceni� sytuacj�. Ten kr�tki remanent, kt�ry po prostu
potwierdzi� jego to�samo��, ograniczy�
si� g��wnie do jego wychudzonego cia�a
i postrz�pionego bawe�nianego ubrania. Jednak na tle otoczenia nawet ten zbi�r
�achman�w zdawa� si�
promieniowa� niezwyk�� witalno�ci�. Pustk� i beznadziejno��
oraz brak jakiejkolwiek miejscowej fauny podkre�la�y jeszcze olbrzymie
rze�biarskie formy betonowych
basen�w. Oddzielone od siebie w�skimi przesmykami
stawy ci�gn�y si� daleko wzd�u� krzywizny atolu. Po obu ich stronach, czasami
ocienione kilkoma palmami,
kt�re znalaz�y niepewne zaczepienie w p�kni�tym
betonie, ci�gn�y si� drogi, sta�y wie�e dla kamer filmowych i pojedyncze bunkry
tworz�c razem nieprzerwan�
betonow� pokryw� wyspy, funkcjonaln�, megalityczn�
architektur�, r�wnie szar�, z�owrog� i na poz�r r�wnie star� (bo jakby
przeniesion� w przysz�o�� i z powrotem)
jak asyryjska czy babilo�ska.
Serie pr�bnych wybuch�w stopi�y piasek w pseudogeologiczne warstwy, kr�tkie,
mierzone mikrosekundami
epoki termonuklearnego czasu. Ta wyspa odwr�ci�a
geologiczn� maksym� m�wi�c�, �e "klucz do przesz�o�ci znajduje si� w
tera�niejszo�ci". Tutaj klucz do
tera�niejszo�ci le�a� w przysz�o�ci. Ta wyspa by�a
skamienia�o�ci� czasu przysz�ego, a jej bunkry i wie�e potwierdza�y zasad�, �e
skamienia�y zapis �ycia sk�ada
si� z pancerzy i szkielet�w zewn�trznych.
Traven ukl�k� w ciep�ej sadzawce, spryska� koszul� i spodnie. Woda odbija�a
rozmazany obraz jego chudych
ramion i zaro�ni�tej twarzy. Przyby� na wysp�
bez zapas�w opr�cz ma�ej tabliczki czekolady, za�o�ywszy, �e wyspa w jaki�
spos�b zapewni mu �rodki do
�ycia. Mo�liwe r�wnie�, �e uto�samia� potrzeb� jedzenia
z post�powym ruchem czasu i s�dzi�, �e wraz z powrotem w przesz�o��, lub w
ka�dym razie do strefy
zatrzymanego czasu, ta potrzeba zostanie wyeliminowana.
Trudy sze�ciomiesi�cznej podr�y przez Pacyfik upodobni�y i tak chudego Travena
do istnego g�odomora,
kt�rego utrzymywa�o na nogach chyba tylko zdeterminowane
spojrzenie. Jednak to wychudzenie, pozbawiaj�c go zb�dnego cia�a, ujawni�o
skryt� �ylasto�� oraz ekonomi� i
zdecydowanie ruch�w.
Przez kilka godzin Traven w�drowa� od bunkra do bunkra szukaj�c miejsca do
spania. Przeszed� przez
pozosta�o�ci ma�ego lotniska, przylegaj�cego do zwa�ki,
gdzie z tuzin bombowc�w B-29 le�a�o na stopie, jak zdech�e pterodaktyle.
Cia�a.
Trafi� na ma�� uliczk� metalowych barak�w mieszcz�cych sto��wk�, �wietlic� i
natryski. Z piasku za sto��wk�
stercza�a popsuta szafa graj�ca z pe�nym
wyborem p�yt.
O jakie� pi��dziesi�t jard�w dalej w betonowym basenie za barakami le�a�y cia�a,
jak pocz�tkowo pomy�la�,
dawnych mieszka�c�w tego wymar�ego miasteczka:
kilkana�cie plastykowych manekin�w naturalnej wielko�ci. Z k��bowiska r�k, n�g i
tors�w spogl�da�y na niego
ich nadtopione twarze zastyg�e w niejasne grymasy.
Z obu stron dobiega�y go st�umione przez wydmy odg�osy przyboju, d�ugich fal
rozbijaj�cych si� na rafach od
strony oceanu i na pla�ach w lagunie. On
jednak unika� morza, cofaj�c si� przed wej�ciem na pag�rek lub wydm�, kt�re
mog�y otworzy� na nie widok. Co
krok wie�e obserwacyjne oferowa�y mu dogodne
spojrzenie z g�ry na pokr�tn� topografi� wyspy, ale on unika� rdzewiej�cych
drabin.
Traven wkr�tce odkry�, �e mimo pozornego bez�adu rozmieszczenia wie� i bunkr�w
ich wsp�lne ognisko
dominowa�o nad krajobrazem, nadaj�c mu szczeg�ln�
perspektyw�. Kiedy przysiad�, �eby odpocz�� przy otworze jednego z bunkr�w,
zauwa�y�, �e wszystkie
stanowiska obserwacyjne by�y usytuowane w koncentrycznych
kr�gach zacie�niaj�cych �uki wok� wewn�trznego sanktuarium. Ten ostatni kr�g,
schodz�cy poni�ej poziomu
gruntu, pozostawa� ukryty za lini� wydm o �wier�
mili dalej na zach�d.
Ostatni bunkier.
Po kilku nocach sp�dzonych pod go�ym niebem Traven wr�ci� na betonow� pla��, na
kt�rej ockn�� si�
pierwszego ranka i urz�dzi� sobie dom, je�eli mo�na
tym s�owem okre�li� wilgotn�, zrujnowan� nor� w bunkrze obserwacyjnym odleg�ym o
pi��dziesi�t jard�w od
staw�w s�u��cych za cel. To mroczne pomieszczenie
mi�dzy grubymi pochy�ymi �cianami, cho� mog�o przypomina� grobowiec, dawa�o mu
jednak poczucie
fizycznego bezpiecze�stwa. Na zewn�trz piasek gromadzi�
si� pod �cianami, na wp� zasypuj�c w�skie drzwi, jakby krystalizuj�c bezmiar
czasu, kt�ry up�yn�� od chwili
zbudowania bunkra. W�skie prostok�ty pi�ciu
otwor�w dla kamer, o kszta�tach i miejscach wyznaczonych przez instrumenty,
zdobi�y zachodni� �cian� jak
znaki runiczne. Warianty tych samych znak�w zdobi�y
�ciany innych bunkr�w, stanowi�c szczeg�lny symbol wyspy. Ka�dego ranka, kiedy
Traven nie spa�, widzia�
s�o�ce podzielone na pi�� �wietlnych emblemat�w.
Przez wi�kszo�� dnia izb� wype�nia� jedynie wilgotny, ponury p�mrok. W wie�y
kontrolnej na lotnisku
Traven znalaz� kolekcj� starych czasopism i zrobi�
sobie z nich legowisko. Pewnego dnia, le��c w bunkrze po pierwszym ataku beri-
beri, wyci�gn�� ugniataj�ce go
czasopismo i znalaz� w nim ca�ostronicowe
zdj�cie sze�cioletniej dziewczynki. Widok jasnow�osego dziecka ze skupionym
wyrazem twarzy i zamy�lonymi
oczami przepe�ni� go tysi�cem bolesnych wspomnie�
o synku. Przypi�� zdj�cie do �ciany i wpatrywa� si� w nie marz�c i majacz�c.
Przez kilka pierwszych tygodni prawie nie opuszcza� bunkra rezygnuj�c z dalszego
zwiedzania wyspy.
Symboliczna podr� po jej wewn�trznych kr�gach ustali�a
swoje w�asne czasy przyjazd�w i odjazd�w. Nie wypracowa� sobie �adnego rozk�adu
zaj��. Wkr�tce zanik�o
wszelkie poczucie czasu i jego �ycie zosta�o sprowadzone
do czystej egzystencji, poszczeg�lne momenty oddziela�y od siebie absolutne
przerwy, jak przy zjawiskach
kwantowych. Zbyt s�aby, �eby robi� dalsze wyprawy
po. �ywno��, korzysta� ze starych racji znalezionych w rozbitych superfortecach.
Nie mia� �adnych przybor�w i
samo otwieranie konserw zajmowa�o mu ca�y
dzie�. Jego stan fizyczny pogarsza� si�, ale on z oboj�tno�ci� obserwowa� swoje
coraz cie�sze r�ce i nogi.
Zd��y� ju� zapomnie� o istnieniu morza i niejasno wyobra�a� sobie, �e atol jest
cz�ci� kontynentu. O sto
jard�w na p�noc i na po�udnie od bunkra linia
wydm zwie�czonych enigmatycznymi palmami zas�ania�a lagun� i ocean, a st�umiony
�oskot fal w nocy zlewa�
si� z jego wspomnieniami dzieci�stwa i wojny.
Od wschodu mia� zapasowe lotnisko i opuszczony samolot. Ich przesuwaj�ce si� w
popo�udniowym �wietle
prostok�tne cienie nadawa�y im pozory ruchu. Na wprost
wej�cia do bunkra, gdzie przesiadywa�, mia� system s�u��cych za cel p�ytkich
basen�w ci�gn�cych si� wzd�u�
atolu.
Nad jego g�ow� pi�� otwor�w dominowa�o nad t� scen�, jak opieku�cze symbole z
przysz�o�ciowego mitu.
Jeziora i upiory.
Jeziora zbudowano, �eby bada� zmiany radiologiczne u wybranych gatunk�w fauny,
lecz okazy dawno ju�
przekszta�ci�y si� w groteskowe parodie samych siebie
i zosta�y zniszczone.
Czasem, kiedy wiecz�r rzuca� grobowe �wiat�o na betonowe bunkry i groble, a
baseny wygl�da�y jak ozdobne
sadzawki, w mie�cie mauzole�w opuszczonych
nawet przez zmar�ych widywa� na przeciwleg�ym brzegu zjawy swojej �ony i synka.
Ich samotne postacie
zdawa�y si� obserwowa� go ca�ymi godzinami i chocia�
si� nie porusza�y, Traven by� pewien, �e go wzywaj�. Wyrwany w ten spos�b ze
swoich majacze� szed�
zataczaj�c si� przez ciemny piasek do skraju jeziorka,
a potem przez wod�, wo�aj�c bezg�o�nie do dw�ch widm, kt�re trzymaj�c si� za
r�ce oddala�y si� w�r�d jeziorek
i znika�y za groblami.
Dr��c z zimna wraca� do bunkra i opada� na pos�anie ze starych czasopism, �eby
czeka� na ich powr�t.
Obrazy ich twarzy z blad� latarni� policzk�w �ony
p�yn�y po rzece jego wspomnie�.
Bloki (2).
Od chwili kiedy Traven odkry� bloki, u�wiadomi� sobie, �e nigdy ju� nie opu�ci
wyspy.
W tym czasie, w jakie� dwa miesi�ce od przyjazdu, wyczerpa� mu si� niewielki
zapas �ywno�ci i nasili�y si�
objawy beri-beri: dr�twota d�oni i st�p oraz
stopniowa utrata si�. Jedynie �wiadomo��, �e wewn�trzne sanktuarium wyspy
pozostaje wci�� nie zbadane,
zmusi�a go, �eby z najwi�kszym wysi�kiem zwl�k�
si� ze swojego pos�ania z gazet i wyszed� z bunkra.
Kiedy tego wieczoru siedzia� na pag�rku z piasku nawianego przy wej�ciu,
zauwa�y� �wiat�o b�yskaj�ce
daleko za palmami po drugiej stronie atolu. Skojarzywszy
je z obrazem �ony i synka, wyobrazi� sobie, �e czekaj� tam na niego przy jakim�
ciep�ym ognisku mi�dzy
wydmami, i poszed� w tamt� stron�. Po nieca�ych
stu jardach straci� poczucie kierunku i przez kilka godzin b��ka� si� po
obrze�ach pasa startowego, z tym tylko
skutkiem, �e skaleczy� sobie nog� o st�uczon�
butelk� po coca-coli.
Zrezygnowawszy z dalszych poszukiwa� w nocy, wyruszy� ponownie rano. Szed� w�r�d
wie� i bunkr�w, a
upa� przykrywa� wysp� jak szczelna kapa. Wszed� w
stref� pozbawion� czasu. Jedynie coraz cia�niejsze kr�gi by�y ostrze�eniem, �e
zbli�a si� do epicentrum
wybuch�w.
Wdrapa� si� na wzniesienie znacz�ce najdalszy punkt w jego dotychczasowych
wyprawach po wyspie. Na
le��cej poni�ej r�wninie wie�e obserwacyjne wznosi�y
si� jak obeliski. Traven poszed� w ich stron�. Na szarych �cianach widnia�y
s�abe zarysy postaci ludzkich w
stylizowanych pozach: cienie mieszka�c�w wypalone
w betonie. Tu i �wdzie betonowy fartuch pop�ka� i w nieruchomym powietrzu
wisia�a grupa palm. Baseny by�y
tu mniejsze, wype�nione porozbijanymi cia�ami
plastykowych manekin�w. Wi�kszo�� z nich le�a�a w skromnych codziennych pozach,
w jakich je u�o�ono
przed 'pr�bami.
Za najdalszym �a�cuchem wydm, gdzie wie�e obserwacyjne zaczyna�y si� odwraca� w
jego stron�, sta�o co�,
co wygl�da�o jak stado s�oni o kwadratowych
grzbietach. By�y ustawione r�wnymi szeregami w zag��bieniu tworz�cym p�ytk�
zagrod� i s�o�ce odbija�o si� od
ich zad�w.
Traven zbli�y� si� do nich utykaj�c na skaleczon� nog�. Z obu jego stron
osypuj�cy si� piasek podci�� wydmy
i kilka bunkr�w przechyli�o si� na bok.
Ta r�wnina bunkr�w ci�gn�a si� przez jakie� �wier� mili, na wp� zasypane
cielska ods�oni�te wstrz�sem
jakiej� wcze�niejszej pr�by by�y jak opustosza�e
�ona, kt�re wyda�y na �wiat to stado megalit�w.
Bloki (3).
Aby cho� w cz�ci zda� sobie spraw� z ogromnej ilo�ci i przyt�aczaj�cych
rozmiar�w blok�w oraz ich
oddzia�ywania na Travena, nale�a�oby wyobrazi� sobie,
�e siedzi si� w cieniu jednego z tych betonowych potwor�w albo spaceruje
wewn�trz tego olbrzymiego
labiryntu, zajmuj�cego centraln� cz�� wyspy. By�o ich
dwa tysi�ce, idealne sze�ciany o wysoko�ci pi�tnastu st�p ustawione w
dziesi�ciojardowych odst�pach. Bloki
by�y rozmieszczone w seriach rz�d�w po dwie�cie,
pochylonych wzgl�dem siebie i kierunku wybuchu. Niewiele si� zestarza�y, od
czasu kiedy je zbudowano, a ich
ostre profile wygl�da�y jak kraw�dzie tn�ce
gigantycznej matrycy do wycinania w powietrzu prostok�tnych form wielko�ci domu.
Trzy boki mia�y g�adkie,
ale w czwartym, odwr�conym od wybuchu, mie�ci�y
si� w�skie drzwi.
Ta cecha blok�w szczeg�lnie niepokoi�a Travena. Mimo znacznej ilo�ci drzwi przez
jak�� sztuczk�
perspektywy z ka�dego punktu w labiryncie widzia�o si�
tylko drzwi w jednym rz�dzie blok�w. Kiedy Traven szed� od obwodu do centrum
kompleksu, kolejne szeregi
ma�ych metalowych drzwi pojawia�y si� i znika�y.
Oko�o dwudziestu blok�w, tych najbli�szych punktu zerowego, by�o pe�nych,
pozosta�e mia�y �ciany r�nej
grubo�ci. Z zewn�trz wszystkie wygl�da�y jednakowo
masywnie.
Wkraczaj�c w pierwsz� z d�ugich alejek Traven poczu�, �e uczucie wyczerpania
dr�cz�ce go od tylu miesi�cy
zaczyna ust�powa�. Dzi�ki geometrycznej prawid�owo�ci
bloki zdawa�y si� zajmowa� wi�ksz� przestrze�, ni� zajmowa�y rzeczywi�cie,
przekazuj�c mu nastr�j
absolutnego spokoju i porz�dku. Traven szed� przed siebie
do �rodka labiryntu, chc�c jak najszybciej wykluczy� ze �wiadomo�ci reszt�
wyspy. Skr�ciwszy kilkakrotnie na
chybi� trafi�, znalaz� si� w izolacji, obrazy
laguny i wyspy zanik�y.
Usiad� opieraj�c si� o jeden z blok�w i wkr�tce zapomnia� o poszukiwaniu �ony i
synka. Po raz pierwszy od
chwili przybycia na wysp� uczucie rozkojarzenia
wywo�ane zrujnowanym krajobrazem zacz�o s�abn��.
Jednego nie przewidzia�. Kiedy z nadej�ciem zmierzchu trzeba by�o opu�ci� bloki
i poszuka� po�ywienia,
stwierdzi�, �e zab��dzi�. Jednak odnajduj�c w�asne
�lady, skr�caj�c raz w lewo, raz w prawo na zawi�ej trasie i~ orientuj�c si�
wed�ug s�o�ca, doszed� do miejsca, z
kt�rego wyruszy�. By�o ju� ciemno, kiedy
uda�o mu si� wyrwa� z labiryntu.
Porzuciwszy dotychczasowe schronienie ko�o zwa�owiska samolot�w, Traven zebra�
wszystkie konserwy,
jakie zdo�a� znale�� w wie�yczce i kabinie superfortecy,
i przeci�gn�� je na drug� stron� atolu na improwizowanych saniach. O
pi��dziesi�t jard�w od zewn�trznej linii
blok�w wybra� pochylony bunkier i przypi��
do �ciany obok drzwi sp�owia�e zdj�cie jasnow�osego dziecka. Podarta stronica
czasopisma by�a jak jego w�asne
odbicie w potrzaskanym lustrze. Od czasu
odkrycia blok�w zacz�� si� kierowa� odruchami bior�cymi sw�j pocz�tek na
poziomach powy�ej jego systemu
nerwowego. Traven wyczuwa�, �e o ile uk�ad autonomiczny
jest zdominowany przez przesz�o��, to m�zgowo-rdzeniowy wybiega w przysz�o��. Co
wiecz�r po przebudzeniu
po�ywia� si� bez apetytu, a potem snu� si� w�r�d
blok�w. Czasem bra� ze sob� manierk� wody i pozostawa� tam przez dwa lub trzy
dni.
Przysta� �odzi podwodnych.
Ten prowizoryczny tryb �ycia Traven kontynuowa� przez nast�pne tygodnie.
Wychodz�c pewnego wieczoru
do blok�w, zn�w ujrza� �on� i syna, kt�rzy stali
na wydmach pod pojedyncz� wie�� obserwacyjn� i patrzyli na niego z oboj�tnym
wyrazem twarzy. Zrozumia�,
�e przyszli za nim przez ca�� wysp� ze swego dawnego
miejsca w�r�d wysch�ych jeziorek. W tym samym czasie dostrzeg� ponownie dalekie,
wzywaj�ce go �wiat�o i
postanowi� kontynuowa� zwiedzanie wyspy.
O p� mili dalej na obwodzie atolu znalaz� zesp� czterech przystani dla �odzi
podwodnych, zbudowanych nad
wyschni�t� obecnie odnog� morza wciskaj�c�
si� mi�dzy wydmy. W basenach by�o jeszcze po par� st�p wody, pe�nej dziwnych
�wiec�cych ryb i ro�lin.
Ostrzegawcze �wiat�o mruga�o w regularnych odst�pach
ze szczytu metalowego rusztowania. Opodal na pomo�cie znajdowa�y si�
pozosta�o�ci sporego obozu, widocznie
niedawno opuszczonego. Traven zach�annie za�adowa�
swoje sanki produktami znalezionymi w jednym z metalowych barak�w.
Po zmianie diety beri-beri cofn�o si�, i w ci�gu nast�pnych dni cz�sto wraca�
do obozu, kt�ry wygl�da� na
miejsce postoju wyprawy biolog�w. W jednym
z barak�w trafi� na seri� wielkich wykres�w zmutowanych chromosom�w. Zwin�� je i
zabra� do swojego
bunkra. Abstrakcyjne rysunki nic dla niego nie znaczy�y,
ale w okresie rekonwalescencji zabawia� si� wynajdywaniem dla nich odpowiednich
tytu��w. (P�niej,
przechodz�c podczas jednej z wypraw przez zwa�owisko
samolot�w, znalaz� na wp� zasypan� szaf� graj�c� i zerwa� z niej list� p�yt,
u�wiadomiwszy sobie, �e to b�d�
najodpowiedniejsze podpisy. Tak ozdobione
wykresy nabiera�y wielopi�trowych skojarze�).
Traven: w nawiasie
Elementy kwantowego �wiata:
Ostatnia pla�a.
Ostatni bunkier.
Bloki.
Krajobraz jest zaszyfrowany.
Punkty kontaktu z przysz�o�cj� = Poziomy w krajobrazie kr�gos�upa = strefy
znacz�cego czasu.
5 sierpnia. Znalaz�em cz�owieka nazwiskiem Traven. Dziwna wyn�dznia�a posta�,
ukrywaj�ca si� w bunkrze
w g��bi bezludnej wyspy. Wykazuje oznaki chronicznego
niedo�ywienia, ale nie zdaje sobie z tego sprawy, podobnie zreszt� jak z tego,
co si� wok� niego dzieje...
Twierdzi, �e przyby� na wysp� w celu przeprowadzenia jakich� bli�ej nie
sprecyzowanych bada� naukowych,
ale podejrzewam, �e on rozumie swoje prawdziwe
motywy i szczeg�lny charakter tego miejsca... Tutejszy krajobraz wydaje si� w
jaki� spos�b wi�za� z
pod�wiadomym odczuciem czasu, a w szczeg�lno�ci z tym,
co jest ukrytym przeczuciem �mierci. Si�a przyci�gaj�ca i niebezpiecze�stwa
podobnej architektury, jak
wykaza�a przesz�o��, nie wymagaj� podkre�lania...
6 sierpnia. Ma wzrok op�tanego. Przypuszczam, �e nie jest ani pierwszym, ani
ostatnim, kt�ry przybywa na t�
wysp�.
Dr C. Osborne. Dziennik Eniwetok
Traven zagubiony w�r�d blok�w
W miar� wyczerpywania si� zapas�w Traven sp�dza� coraz wi�cej czasu w obr�bie
blok�w, oszcz�dzaj�c
resztk� si� na powolne b��dzenie ich pustymi alejkami.
Infekcja prawej stopy utrudnia�a mu uzupe�nienie zapas�w w obozie biolog�w i
b�d�c coraz s�abszy, znajdowa�
coraz mniej woli, �eby oddala� si� od blok�w.
Ten zbi�r megalit�w ca�kowicie zast�pi� teraz te funkcje jego umys�u, kt�re
zapewnia�y mu poczucie trwa�ego,
racjonalnego uporz�dkowania czasu i przestrzeni.
Bez nich jego �wiadomo�� rzeczywisto�ci ogranicza�a si� prawie wy��cznie do
kilku cali kwadratowych piasku
pod stopami.
Podczas jednej z ostatnich wypraw do labiryntu Traven sp�dzi� ca�� noc i
wi�kszo�� nast�pnego ranka na
daremnych pr�bach znalezienia wyj�cia. Wlok�c
si� od jednego prostok�ta cienia do nast�pnego, z nog� ci�k� jak kloc i
wyra�nie spuchni�t� do kolana,
zrozumia�, �e musi czym pr�dzej znale�� co�, co
mu zast�pi bloki, bo w przeciwnym razie zako�czy w�r�d nich �ycie, uwi�ziony w
tym wybranym przez siebie
mauzoleum niczym �wita faraona.
Siedzia� bezradnie gdzie� w centrum budowli w�r�d oddalaj�cych si� linii �lepych
grobowc�w, kiedy niebo
powoli przeci�� warkot lekkiego samolotu. Samolot
przelecia� i po pi�ciu minutach wr�ci�. Korzystaj�c z okazji Traven podni�s� si�
z trudem i wyszed� spomi�dzy
blok�w z uniesion� g�ow�, �ledz�c s�abo po�yskuj�c�
strza�� smugi spalin.
Le��c ju� w bunkrze s�ysza� st�umiony odg�os powracaj�cego samolotu, kt�ry
dokonywa� inspekcji wyspy.
Sp�niony ratunek
- Kim pan jest? Czy pan wie, �e jest na ostatnich nogach?
- Traven... Mia�em jaki� wypadek. Ciesz� si�, �e pan przylecia�.
- No my�l�. Ale dlaczego nie skorzysta� pan z naszego radiotelefonu? Zreszt�
zawiadomi� marynark� i
zabior� pana.
- Nie... - Traven podni�s� si� na �okciu i si�gn�� niepewnie do tylnej kieszeni
spodni. - Gdzie� mam
pozwolenie. Prowadz� badania.
- Czego? - Pytanie zak�ada�o pe�ne zrozumienie motyw�w Travena. On sam le�a� w
cieniu pod �cian� bunkra i
z trudem pi� z manierki, podczas gdy doktor
Osborne banda�owa� mu stop�. - Podkrada� pan te� nasze zapasy.
Traven potrz�sn�� g�ow�. O pi��dziesi�t jard�w dalej pomalowana w b��kitne pasy
Cessna przysiad�a na
betonowym pasie jak l�ni�ca wa�ka.
- My�la�em, �e ju� nie wr�cicie.
- Pan chyba musia� by� w transie.
M�oda kobieta siedz�ca za sterami samolotu wysz�a z kabiny i zbli�y�a si� do
nich. Obrzuci�a spojrzeniem
szare bunkry i wie�e, nie zdradzaj�c zainteresowania
�a�osn� postaci� Travena. Osborne co� jej powiedzia� i spojrzawszy raz z g�ry na
Travena wr�ci�a do samolotu.
Kiedy si� odwraca�a, Traven mimo woli wsta�,
rozpoznaj�c w niej dziecko z fotografii, kt�r� przypi�� sobie na �cianie bunkra.
Po chwili u�wiadomi� sobie, �e
czasopismo nie mog�o mie� wi�cej ni� cztery
do pi�ciu lat.
Silnik samolotu zawarcza�. Traven patrzy�, jak maszyna wje�d�a na jeden z
betonowych pas�w i startuje pod
wiatr.
P�niej tego samego popo�udnia kobieta podjecha�a do blok�w jeepem, z kt�rego
wy�adowa�a ��ko polowe i
brezentowy daszek. Nast�pne godziny Traven przespa�.
Obudzi� si� silniejszy, kiedy Osborne wr�ci� po inspekcji okolicznych wydm.
- Co pan tu robi? - spyta�a m�oda kobieta mocuj�c linki daszka do bunkra.
Traven obserwowa� jej krz�tanin�.
- Poszukuj�... �ony i syna.
- Oni s� tu, na wyspie? - By�a zdziwiona, ale potraktowa�a odpowied� powa�nie i
rozejrza�a si� doko�a. -
Tutaj?
- W pewnym sensie.
Obejrzawszy bunkier do��czy� do nich Osborne.
- Czy to dziecko na fotografii to pa�ska c�rka?
Traven zawaha� si�.
- Nie. Ona mnie adoptowa�a.
Nie rozumiej�c nic z jego odpowiedzi, ale akceptuj�c jego zapewnienia, �e opu�ci
wysp�, Osborne i m�oda
kobieta odjechali do swego obozu. Osborne wraca�
codziennie, �eby zmienia� opatrunek przywo�ony przez m�od� kobiet�, kt�ra
zaczyna�a jakby wchodzi� w rol�
wyznaczon� jej przez Travena. Osborne, kiedy
dowiedzia� si�, �e Traven by� pilotem wojskowym, zacz�� w nim podejrzewa�
wsp�czesnego m�czennika,
ofiar� moratorium na pr�by termonuklearne.
- Kompleks winy nie jest nieograniczonym �r�d�em sankcji moralnych. My�l�, �e
pan przesadzi�. - Kiedy
wspomnia� nazwisko Eatherly'ego, Traven potrz�sn��
g�ow�.
Nie zbity z tropu Osborne m�wi� dalej:
- Czy pan przypadkiem nie robi podobnego u�ytku z obrazu Eniwetok, czekaj�c na
sw�j znak z nieba?
- Mo�e mi pan wierzy�, �e nie - odpar� Traven zdecydowanie. - Dla mnie bomba
wodorowa by�a symbolem
absolutnej wolno�ci. Uwa�a�em, �e da�a mi prawo,
a nawet obowi�zek robienia wszystkiego, co zechc�.
- Do�� dziwna logika - zauwa�y� Osborne. - Czy� nie odpowiadamy przynajmniej za
swoj� pow�ok� fizyczn�?
- My�l�, �e teraz ju� nie - odpowiedzia� Traven. - Ostatecznie jeste�my w
gruncie rzeczy lud�mi
wskrzeszonymi z martwych.
Jednak cz�sto rozmy�la� o Eatherlym, prototypie cz�owieka sprzed trzeciej wojny
(datuj�c ten okres od 6
sierpnia 1945 roku) d�wigaj�cego pe�ne brzemi�
kosmicznej winy.
Skoro tylko Traven wzmocni� si� i zacz�� chodzi�, trzeba go by�o po raz drugi
ratowa� z labiryntu. Osborne
zdradza� oznaki zniecierpliwienia.
- Nasze prace tutaj dobiegaj� ko�ca - powiedzia� ostrzegawczo. Pan tu zginie,
Traven. Czego pan w�a�ciwie
szuka w�r�d tych blok�w?
- Grobu nieznanego cywila, homo hydrogenesis, cz�owieka z Eniwetok - mrukn��
Traven do siebie. -
Doktorze - powiedzia� na g�os - pa�skie laboratorium
jest na niew�a�ciwym ko�cu wyspy.
- Zdaj� sobie z tego spraw� - odpar� Osborne cierpko. - W pa�skiej g�owie
p�ywaj� dziwniejsze ryby ni� w
przystaniach �odzi podwodnych.
Na dzie� przez odlotem m�oda kobieta zawioz�a Travena do staw�w, tam gdzie
wyl�dowa� pierwszego dnia.
Jako prezent po�egnalny, b�d�cy ironicznym gestem,
nieoczekiwanym u starego biologa, przywioz�a od Osborne'a w�a�ciw� list�
podpis�w do wykres�w
chromosom�w. Zatrzymali si� przy popsutej szafie graj�cej
i przyklei�a je na spisie p�yt.
W�drowali w�r�d wrak�w superfortec i Traven straci� j� z oczu. Przez nast�pne
dziesi�� minut przeszukiwa�
wydmy. Znalaz� j� w ma�ym amfiteatrze utworzonym
przez pochy�� �cian� luster baterii s�onecznych, dzie�o jednej z ekspedycji
naukowych. U�miechn�a si� do
Travena, kiedy przeszed� przez rusztowanie. Pot�uczone
lustra odbija�y j� w kilkunastu rozszczepionych obrazach: w jednym by�a
pozbawiona g�owy, w innych otacza�o
j� mn�stwo r�k, jak w�owe cz�onki hinduskiej
bogini. Zbity z tropu Traven zawr�ci� i poszed� do samochodu.
W drodze powrotnej odzyska� spok�j. Opisa� widzenia �ony i syna.
- Twarze maj� zawsze spokojne - powiedzia�. - Zw�aszcza m�j syn, chocia�
naprawd� zawsze si� �mia�.
Powa�n� twarz mia� tylko raz: kiedy si� rodzi�.
Wygl�da� wtedy, jakby mia� milion lat.
M�oda kobieta kiwn�a g�ow�.
- Mam nadziej�, �e ich pan odnajdzie. - I po namy�le doda�a: - Doktor Osborne
chce zawiadomi� marynark�,
�e pan tu jest. Niech si� pan gdzie� schowa.
- Traven podzi�kowa�.
Pomacha� jej ze �rodka labiryntu, kiedy nast�pnego dnia odlatywa�a po raz
ostatni.
Wyprawa ratunkowa
Kiedy przyby�a grupa poszukiwawcza, Traven ukry� si� w jedynym logicznym
miejscu. Na szcz�cie
poszukiwania by�y pobie�ne i zosta�y odwo�ane po kilku
godzinach. Marynarze przywie�li ze sob� zapas piwa i poszukiwanie wkr�tce
zmieni�o si� w pijatyk�.
Traven znalaz� p�niej na �cianach wie� obserwacyjnych dymki z nieprzyzwoitymi
dialogami dorysowane do
ust postaci-cieni, co nadawa�o ich pozycjom priapiczn�
rado�� tancerzy z naskalnych malowide�.
Ukoronowaniem pikniku by�o podpalenie podziemnego zbiornika z benzyn� w pobli�u
pasa startowego.
S�uchaj�c najpierw megafon�w wykrzykuj�cych jego nazwisko,
z echem oddalaj�cym si� w�r�d wydm, jak �a�osne g�osy umieraj�cych ptak�w, a
potem huku wybuchu i
�miech�w, kiedy motor�wka odbija�a, Traven mia� przeczucie,
�e s� to ostatnie d�wi�ki, jakie s�yszy w �yciu.
Ukry� si� w jednym z basen�w, gdzie po�o�y� si� mi�dzy po�amanymi cia�ami
plastykowych manekin�w. W
upalnym s�o�cu ich zniekszta�cone twarze wpatrywa�y
si� w niego �lepo z pl�taniny cia�, a ich rozmazane u�miechy przypomina�y
bezg�o�ny �miech umar�ych.
Te twarze przepe�nia�y jego umys�, kiedy wspi�wszy si� po ich cia�ach wraca� do
swojego bunkra. Zbli�aj�c
si� do blok�w ujrza� na swojej drodze postacie
�ony i syna. Stali o nieca�e dziesi�� jard�w od niego, ich blade twarze patrzy�y
na niego z wyrazem dojmuj�cej
t�sknoty. Nigdy jeszcze Traven nie widzia�
ich tak blisko labiryntu. Blade oblicze jego �ony wydawa�o si� roz�wietlone od
wewn�trz, wargi mia�a
rozchylone jak do powitania, jedn� r�k� wyci�ga�a,
jakby chcia�a dotkn�� jego d�oni. Dziwnie nieruchoma twarz syna wpatrywa�a si� w
niego z zagadkowym
u�miechem dziecka z fotografii.
- Judith! David! - Traven zaskoczony pobieg� w ich stron�. Wtedy w nag�ym ruchu
�wiat�a ich ubrania
zmieni�y si� w ca�uny i ujrza� rany zniekszta�caj�ce
ich szyje i piersi. Krzykn�� przera�ony. Kiedy znikli, pobieg� schroni� si� w
bezpiecze�stwie labiryntu.
Katechizm po�egnania
Tym razem okaza�o si�, �e zgodnie z przepowiedni� Osborne'a nie mo�e wydosta�
si� z g�szczu blok�w.
Gdzie� w centrum usiad� oparty o betonow� �cian�, kieruj�c wzrok ku s�o�cu.
Kontury otaczaj�cych go
sze�cian�w tworzy�y horyzont jego �wiata. Chwilami
zdawa�o si�, �e post�puj� w jego stron�, nawisaj�c nad nim jak ska�y, w�r�d
kt�rych bieg�y labirynty korytarzy
zw�aj�cych si� na d�ugo�� ramienia. Potem
bloki cofa�y si� oddalaj�c od siebie, jak punkty rozszerzaj�cego si�
wszech�wiata, a� najbli�szy szereg tworzy�
przerywan� palisad� wzd�u� horyzontu.
Czas nabra� charakteru kwantowego. Ca�ymi godzinami by�o po�udnie, cienie nie
wychodzi�y spod blok�w,
upa� odbija� si� od betonowego pod�o�a. Nagle
Traven stwierdza�, �e jest wczesne po�udnie albo wiecz�r i wsz�dzie wida� cienie
niby wskazuj�ce palce.
- �egnaj, Eniwetok - szepn��.
Gdzie� rozb�ys�o �wiat�o, jakby jeden z blok�w zosta� wyrwany niczym koralik z
liczyde�.
�egnaj, Los Alamos. Zn�w, zdawa�o si�, jeden blok znik�. Alejki wok� niego
pozosta�y nietkni�te, ale gdzie�
w jego umy�le pojawi�o si� ma�e pole wolnej
przestrzeni.
�egnaj, Hiroszimo.
�egnaj, Alamagordo.
�egnaj, Moskwo, Londynie, Pary�u, Nowy Yorku...
Cz�enka b�yska�y.
B�ysk przeka�nik�w, szum wy��czonych element�w. Przerwa� u�wiadomiwszy sobie
daremno�� tego
po�egnalnego maratonu. Taka inwentaryzacja wymaga�aby z�o�enia
podpisu na ka�dej z cz�steczek wszech�wiata.
Totalne po�udnie: Eniwetok
Bloki by�y teraz umieszczone na obracaj�cym si� bez ko�ca diabelskim m�ynie.
Wynosi�y go w g�r�, pod
niebo, sk�d widzia� ca�� wysp� i morze, a potem
w d�, przez p�przezroczysty kr�g betonowej pod�ogi. Stamt�d widzia� w g�rze
spod betonowego pokrycia
odwr�cony krajobraz prostok�tnych wg��bie�, kopulastych
wybrzusze� systemu basen�w i tysi�cy pustych sze�ciennych do��w-blok�w.
�egnaj, Traven
Pod koniec stwierdzi� ku swemu rozczarowaniu, �e to najwy�sze wyrzeczenie nic mu
nie da�o.
W chwili przytomno�ci spojrza� na swoje wychud�e r�ce i nogi ozdobione koronk�
wrzod�w. Z prawej strony
mia� ci�g �lad�w na piasku, krzyw� lini� niepewnych
krok�w.
Z lewej mia� d�ug� alejk� mi�dzy blokami zako�czon� o sto jard�w dalej uko�n�
�cian� blok�w. W przerwach
mi�dzy nimi wida� by�o cie� w kszta�cie p�ksi�yca
z rogami skierowanymi w g�r�.
Przez ostatnie p� godziny cie� w�drowa� powoli wraz ze s�o�cem, wykre�laj�c
profil wydmy.
Szczelina
Chwyciwszy si� tego znaku, kt�ry wisia� przed nim jak herb na tarczy, Traven
poruszy� si� w piasku. Wsta�
chwiejnie na nogi i os�oni� oczy, �eby nie
widzie� blok�w. Zacz�� si� posuwa� robi�c po kilka krok�w naraz.
Po dziesi�ciu minutach wyszed� poza zachodni� granic� blok�w, jak zataczaj�cy
si� �ebrak, kt�ry opuszcza
wymar�e pustynne miasto. O pi��dziesi�t jard�w
przed sob� mia� wydm�. Za ni�, jak ekran, na kt�rym igra�y cienie, ci�gn�o si�
pasmo wapiennych wzg�rz
nikn�ce w�r�d pag�rk�w �mietnika, gdzie wynurza�y
si� z piasku szcz�tki starego buldo�era, k��by drutu kolczastego i blaszane
beczki. Traven zbli�y� si� do wydmy,
przyci�gany do tego anonimowego stosu
piasku. Pow��cz�c nogami obszed� go doko�a i usiad� w uj�ciu p�ytkiego w�wozu
poni�ej szczytu.
Otrzepawszy ubranie wpatrywa� si� cierpliwie w wielki kr�g blok�w. Po chwili
zauwa�y�, �e kto� mu si�
przygl�da.
Wyrzucony na brzeg Japo�czyk
Trup, kt�ry przygl�da� si� Travenowi, le�a� na dnie w�wozu z lewej strony. By�
to silnie zbudowany
m�czyzna w �rednim wieku, spoczywaj�cy na plecach,
z g�ow� na kamiennej poduszce, z r�kami wyci�gni�tymi wzd�u� bok�w, jakby
studiowa� okno nieba. Materia�
jego ubrania przegni�, zmieniaj�c si� w wyp�owia��
szar� koszul�, ale dzi�ki nieobecno�ci na wyspie drobnych mi�so�erc�w sk�ra i
mi�nie trupa zachowa�y si�. Tu
i �wdzie, w zgi�ciu kolana albo przegubu,
przez pow�ok� sk�ry prze�wieca�a ko��, ale twarz pozosta�a nie naruszona,
zdradzaj�c Japo�czyka i inteligenta.
Patrz�c na mocny nos, wysokie czo�o i szerokie
usta Traven pomy�la�, �e Japo�czyk by� lekarzem lub prawnikiem.
Zastanawiaj�c si�, sk�d nieboszczyk wzi�� si� w tym miejscu, Traven ze�lizgn��
si� nieco ni�ej po zboczu. Na
sk�rze nie by�o �lad�w poparze� promieniotw�rczych,
co wskazywa�o, �e Japo�czyk przebywa� tutaj nie d�u�ej ni� pi�� lat. Nie
wygl�da�o te� na to, by mia� na sobie
mundur wojskowy, nie by� wi�c pechowym cz�onkiem
ekspedycji wojskowej ani naukowej.
Z lewej strony cia�a, w zasi�gu jego lewej r�ki, le�a�a postrz�piona sk�rzana
torba, resztki mapnika. Z prawej
strony le�a� szkielet chlebaka, ujawniaj�cy
manierk� na wod� i ma�y pojemnik na �ywno��.
Traven zsun�� si� ni�ej, a� jego stopy dotkn�y pop�kanych but�w nieboszczyka, a
odruch g�odu chwilowo
odwr�ci� jego uwag� od faktu, �e Japo�czyk �wiadomie
postanowi� umrze� w w�wozie. Wyci�gn�� r�k� i z�apa� manierk�. Resztka st�ch�ej
wody zawirowa�a na
rdzewiej�cym dnie. Traven jednym �ykiem wypi� wod�,
rozpuszczone sole metali pokry�y jego wargi i j�zyk gorzkim osadem. Blaszane
pude�ko by�o puste, oblepione
tylko zaschni�t� s�odycz�. Traven zdrapa� j�
pokrywk� i wsypa� do ust kleiste wi�ry, kt�re rozpuszcza�y si� w ustach z jak��
a� osza�amiaj�c� s�odycz�. Po
chwili poczu� zawr�t g�owy i usiad� obok
trupa, kt�rego niewidz�ce oczy spogl�da�y na niego z nieruchomym wsp�czucie.
Mucha
(Ma�a mucha, kt�ra, jak Traven przypuszcza, przylecia�a za nim do w�wozu,
brz�czy teraz ko�o twarzy trupa.
Poczuwaj�c si� do winy, Traven pochyla si�,
�eby j� zabi�, potem zastanawia si�, �e mo�e ta miniaturowa stra�niczka jest od
dawna wiern� towarzyszk�
nieboszczyka, karmi�c� si� w nagrod� po�ywnymi
trunkami i destylatami jego por�w. Ostro�nie, tak �eby nie zrobi� musze krzywdy,
zach�ca j� do przeniesienia
si� na jego przegub.)
Doktor Yasuda:
Dzi�kuj�, Traven. W mojej sytuacji, sam pan rozumie...
Traven:
Oczywi�cie, doktorze. Przykro mi, �e chcia�em j� zabi�, stare nawyki, wie pan,
trudno si� z nich otrz�sn��.
Dzieci pa�skiej siostry w Osace w 1944,
konieczno�ci wojenne, na kt�re powo�uj� si� z najwy�sz� niech�ci�. Przewa�nie
motywy post�powania s� tak
pod�e. Szuka si� nieznanego, w nadziei, �e...
Yasuda:
Niepotrzebnie si� pan t�umaczy, Traven. Mucha ma szcz�cie, �e uda�o jej si�
zachowa� osobowo�� tak d�ugo.
Syn, kt�rego pan op�akuje, nie m�wi�c o moich
dw�ch siostrzenicach i siostrze�cu, czy� oni nie umierali codziennie? Wszyscy
rodzice �wiata op�akuj� syn�w i
c�rki z okresu wcze�niejszego dzieci�stwa.
Traven:
Jest pan bardzo tolerancyjny, doktorze. Nie o�mieli�bym si�...
Yasuda:
Nie ma o czym m�wi�. Nie szukam wcale dla pana usprawiedliwie�. Ka�dy z nas jest
tylko cienkim osadem
ogromu nie zrealizowanych mo�liwo�ci swojego �ycia.
Ale pa�ski syn i m�j siostrzeniec trwaj� w naszych umys�ach nie zmienieni i
pewni jak gwiazdy.
Traven:
(Niezupe�nie przekonany) Mo�e i tak, doktorze, ale w przypadku tej wyspy
prowadzi to do niebezpiecznego
wniosku. Na przyk�ad bloki...
Yasuda:
To jest w�a�nie to, o co mi chodzi. Tutaj, w�r�d blok�w, znajduje pan
przynajmniej obraz samego siebie
uwolniony od pu�apek czasu i przestrzeni. Ta
wyspa jest ontologicznym Rajskim Ogrodem, po co ubiega� si� o wygnanie do �wiata
kwantowych przeskok�w?
Traven:
Przepraszam (Mucha wr�ci�a na twarz trupa i siedzi na jednej z wyschni�tych
ga�ek ocznych, przydaj�c
spojrzeniu dobrego doktora groteskowy wyraz. Si�gn�wszy,
Traven przyn�ca j� na swoj� d�o� i ogl�da j� uwa�nie): No c�, te bunkry mog�
by� przedmiotami
ontologicznymi, ale w�tpliwe, czy ta mucha jest ontologiczna.
Co prawda, jest na tej wyspie jedyn� much�, a to prawie na jedno wychodzi...
Yasuda:
Nie potrafi pan przyj�� pluralizmu wszech�wiata, niech pan spyta samego siebie
dlaczego. Czemu� mia�oby to
pana dr�czy�? Mam wra�enie, �e pan goni za
bia�ym lewiatanem, kt�ry r�wna si� zeru. Pla�a jest stref� niebezpiecze�stwa.
Niech jej pan unika. Niech pan si�
uzbroi w nale�yt� pokor�, uprawia filozofi�
akceptacji.
Traven:
Czy mog� zatem spyta�, po co pan tu przyby�, doktorze?
Yasuda:
�eby karmi� t� much�. "Wi�kszej nad t� mi�o�� �aden nie ma...
Traven:
(Nadal z niedowierzaniem) To wci�� nie rozwi�zuje mojego problemu. Widzi pan, te
bloki...
Yasuda:
Dobrze, skoro si� pan upiera...
Traven:
Ale, doktorze...
Yasuda:
(Bezapelacyjnie) Zabij t� much�!
Traven:
To nie jest ani koniec, ani pocz�tek. (Zdesperowany zabija much� i wyczerpany
zasypia obok trupa. )
Ostatnia pla�a
Szukaj�c jakiej� linki na �mietnisku za wydmami Traven znalaz� zw�j
zardzewia�ego drutu. Rozpl�tawszy go
zrobi� p�tl� wok� piersi trupa i wyci�gn��
go z w�wozu. Wieko drewnianej skrzynki zast�pi�o sanie. Traven przywi�za� na nim
cia�o w pozycji siedz�cej i
wyruszy� w drog� po obwodzie labiryntu. Wyspa
trwa�a w milczeniu. Linie palm zastyg�y w blasku s�o�ca i tylko jego w�asny ruch
zmienia� hieroglify ich
krzy�uj�cych si� pni. Kwadratowe baszty wie� obserwacyjnych
wznosi�y si� mi�dzy wydmami jak zapomniane obeliski.
Po godzinie, kiedy Traven dotar� do daszku przed swoim bunkrem, uwolni� si� od
drutu, kt�rym by�
obwi�zany w pasie. Wzi�� krzes�o pozostawione mu przez
doktora Osborne'a i zani�s� je na po�ow� drogi mi�dzy bunkrem a blokami. Potem
przywi�za� do krzes�a cia�o
Japo�czyka w taki spos�b, �e r�ce spoczywa�y
na drewnianych por�czach nadaj�c jego trupiej postaci pozory spokojnego
wypoczynku.
Osi�gn�wszy zamierzony efekt Traven wr�ci� do bunkra i usiad� pod daszkiem.
Podczas gdy nast�pne dnie zmienia�y si� w tygodnie, pe�na godno�ci posta�
Japo�czyka siedzia�a na krze�le o
pi��dziesi�t jard�w przed nim, strzeg�c
Travena od strony blok�w. Mia� teraz do�� si�y, �eby co jaki� czas wstawa� i
wyprawia� si� po �ywno��. W
upalnym s�o�cu sk�ra Japo�czyka stawa�a si� coraz
bardziej pergaminowa i Traven budz�c si� w nocy stwierdzi�, �e grobowa posta� z
r�kami po bokach wci�� tam
siedzi, na pokre�lonym cieniami betonie. W takich
chwilach cz�sto widywa� �on� i syna przygl�daj�cych mu si� z wydm. W miar�
up�ywu czasu podchodzili coraz
bli�ej i czasem byli ju� tylko o kilka jard�w
za jego plecami.
Traven cierpliwie czeka�, a� si� do niego odezw�, i rozmy�la� o wielkich
blokach, do kt�rych wst�pu strzeg�a
siedz�ca posta� martwego archanio�a, podczas
gdy fale uderza�y o daleki brzeg, a w jego snach spada�y p�on�ce bombowce.
Prze�o�y� Lech J�czmyk