8098

Szczegóły
Tytuł 8098
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8098 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8098 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8098 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J.G. Ballard Ostatnia Pla�a W nocy, le��c na pod�odze zrujnowanego bunkra, Traven s�ysza� fale rozbijaj�ce si� o brzeg laguny, jak szum olbrzymich samolot�w rozgrzewaj�cych si� na ko�cach pas�w startowych. To wspomnienie wielkich nocnych nalot�w na Japoni� wype�nia�o jego pierwsze miesi�ce na wyspie obrazami p�on�cych bombowc�w spadaj�cych w powietrzu obok niego. P�niej, po atakach beri-beri, zmory min�y i fale zacz�y mu przypomina� atlantycki przyb�j na pla�y w bakarze, gdzie si� urodzi�, i wieczory, kiedy wygl�da� przez okno oczekuj�c rodzic�w wracaj�cych do domu z lotniska. Przyt�oczony tym dawno zapomnianym wspomnieniem, obudzi� si� p�przytomny na pos�aniu ze starych czasopism i poszed� na wydmy otaczaj�ce lagun�. W ch�odnym nocnym powietrzu widzia� opuszczon� superfortec� le��c� w�r�d palm o trzysta jard�w od granicy awaryjnego lotniska. Szed� po ciemnym piasku nie pami�taj�c ju�, w kt�rej stronie jest brzeg, mimo �e atol mia� niewiele ponad p� mili �rednicy. Ponad nim, wzd�u� grzbiet�w wydm, wysokie palmy pochyla�y si� w mroku, jak znaki tajnego alfabetu. Ca�y krajobraz wyspy pokrywa�y dziwne symbole. Zrezygnowawszy z pr�by znalezienia pla�y, Traven natkn�� si� na koleiny wy��obione przed laty przez ci�ki pojazd g�sienicowy. �ar wytworzony podczas pr�bnych wybuch�w stopi� piasek i podw�jna linia skamienia�ych �lad�w, ods�oni�tych przez wieczorny powiew, wi�a si� w�owo mi�dzy w�do�ami, jak odciski �ap pradawnego jaszczura. Zbyt s�aby, �eby i�� dalej, Traven usiad� mi�dzy koleinami. W nadziei, �e mog� zaprowadzi� go na pla��, zacz�� odkopywa� klinokszta�tne rowki po g�sienicach spod piasku, pod kt�rym w pewnym miejscu znik�y. Wr�ci� do swojego bunkra tu� przed �witem i spa� w upalnej ciszy do po�udnia. Bloki. Jak zwykle w te denerwuj�ce popo�udnia, kiedy nawet najl�ejszy powiew morskiej bryzy nie wzbija� py�u, Traven siedzia� w cieniu jednego z blok�w, zagubiony gdzie� w �rodku labiryntu. Oparty plecami o szorstk� betonow� �cian�, wpatrywa� si� apatycznie w s�siednie alejki i rz�d drzwi naprzeciwko. Ka�dego popo�udnia wychodzi� ze swojej celi w opuszczonym bunkrze obserwacyjnym na wydmach i szed� mi�dzy bloki. Przez pierwsze p� godziny ogranicza� si� do alejki obwodowej, od czasu do czasu pr�buj�c otworzy� kt�re� drzwi zardzewia�ym kluczem znalezionym w�r�d pot�uczonych butelek i blaszanych puszek na przesmyku piasku oddzielaj�cym poligon od lotniska, a potem w spos�b nieunikniony niepewnym krokiem zmierza� do centrum blok�w, wbiegaj�c i wybiegaj�c z korytarzy, jakby chcia� wyp�oszy� z kryj�wki jakiego� niewidzialnego wroga. Wkr�tce zgubi� si� zupe�nie. Wszelkie pr�by powrotu na alejk� obwodow� ko�czy�y si� nieuchronnie powrotem do centrum. W ko�cu rezygnowa� i siada� w pyle, przygl�daj�c si� cieniom wype�zaj�cym ze szczelin u podstawy blok�w. Nie wiadomo dlaczego zawsze robi� tak, �eby wpa�� w pu�apk�, kiedy s�o�ce stoi w zenicie: termonuklearne po�udnie na Eniwetok. Intrygowa�o go zw�aszcza jedno pytanie: "Jaki rodzaj ludzi zamieszka w tym minimalnym betonowym mie�cie?" Syntetyczny krajobraz. "Ta wyspa to stan umys�u" mia� p�niej powiedzie� do Travena Osborne jeden z uczonych pracuj�cych w dawnych przystaniach dla �odzi podwodnych. Prawdziwo�� tego stwierdzenia sta�a si� dla Travena oczywista po dw�ch czy trzech tygodniach od jego przyjazdu. Poza piaskiem i kilkoma anemicznymi palmami ca�y krajobraz wyspy by� syntetyczny: dzie�o cz�owieka nasuwaj�ce skojarzenia z rozleg�ym systemem zrujnowanych betonowych autostrad. Od czasu moratorium na pr�by z broni� j�drow� wyspa zosta�a zrujnowana przez Komisj� Energii Atomowej, ale d�ungla bunkr�w, row�w, wie� i schron�w wyklucza�a jej powr�t do stanu naturalnego (Traven przyznawa� te� istnienie silniejszych motyw�w pod�wiadomych: je�eli cz�owiek prymitywny czu� potrzeb� asymilacji zjawisk �wiata zewn�trznego do swojej psychiki, to cz�owiek dwudziestego wieku odwr�ci� ten proces; zgodnie z kartezja�sk� miark� wyspa istnia�a jak rzadko kt�re inne miejsce). Jednak poza kilkoma pracownikami naukowymi nikt nie mia� ochoty odwiedza� dawnego poligonu i okr�t patrolowy marynarki wojennej stoj�cy na kotwicy w lagunie zosta� wycofany na trzy lata przed przybyciem Travena. Obraz ruiny, jaki przedstawia�a wyspa, i skojarzenia z okresem zimnej wojny (to co Traven ochrzci� "przed trzeci�") dzia�a�y przygn�biaj�co: Auschwitz duszy, kt�rego mauzolea zawiera�y masowe groby jeszcze nie zamordowanych. Po rosyjsko-ameryka�skim odpr�eniu ten upiorny rozdzia� historii zosta� skwapliwie zapomniany. Przed trzeci�. Faktyczna i potencjalna si�a destrukcyjna bomb atomowych to woda na m�yn pod�wiadomo�ci. Najbardziej nawet pobie�ne badanie marze� sennych i fantazji psychopat�w wykazuje, �e pomys�y zniszczenia �wiata drzemi� w ludzkiej pod�wiadomo�ci... Nagasaki zniszczone za pomoc� magii nauki to jak dotychczas najpe�niejsza realizacja marze�, kt�re nawet w bezpiecznej sferze snu przybieraj� zwykle formy budz�cych groz� zm�r. Glover: Wojna, sadyzm, pacyfizm. Przed trzeci�: okres ten charakteryzowa� si� w my�lach Travena przede wszystkim swoj� moraln� i psychologiczn� przewrotno�ci�, poczuciem historii, a zw�aszcza najbli�szej przysz�o�ci; dwa dziesi�ciolecia 1945-1965, zawieszone na dr��cym skraju wulkanu trzeciej wojny �wiatowej. Nawet �mier� jego �ony i sze�cioletniego syna w wypadku samochodowym sta�a si� dla niego tylko cz�ci� tej olbrzymiej syntezy historycznej i psychologicznej pustyni - gor�czkowe autostrady, na kt�rych ka�dego ranka gin�li ludzie, drogi dojazdowe do og�lno�wiatowej zag�ady. Trzecia pla�a. Wyszed� na brzeg o p�nocy, po ryzykownych poszukiwaniach przej�cia w rafach. Ma�a motor�wka, wynaj�ta od australijskiego po�awiacza pere� na Wyspie Charlotty, utkn�a na mieli�nie z dnem rozprutym ostrymi koralami Wyczerpany, Traven poszed� w ciemno�ciach przez wydmy w stron�, gdzie za palmami majaczy�y niejasne zarysy bunkr�w i betonowych wie�. Ockn�� si� nast�pnego ranka w pe�nym s�o�cu, le��c na pochy�o�ci szerokiego betonowego obrze�a pustego basenu o �rednicy oko�o dwustu st�p, kt�ry stanowi� cz�� systemu sztucznych staw�w zbudowanych po�rodku atolu. Kratki odp�ywowe zatka�y si� li��mi i piaskiem i mia� przed sob� sadzawk� ciep�ej wody o g��boko�ci dw�ch st�p, odbijaj�c� odleg�� lini� palm. Traven usiad� i oceni� sytuacj�. Ten kr�tki remanent, kt�ry po prostu potwierdzi� jego to�samo��, ograniczy� si� g��wnie do jego wychudzonego cia�a i postrz�pionego bawe�nianego ubrania. Jednak na tle otoczenia nawet ten zbi�r �achman�w zdawa� si� promieniowa� niezwyk�� witalno�ci�. Pustk� i beznadziejno�� oraz brak jakiejkolwiek miejscowej fauny podkre�la�y jeszcze olbrzymie rze�biarskie formy betonowych basen�w. Oddzielone od siebie w�skimi przesmykami stawy ci�gn�y si� daleko wzd�u� krzywizny atolu. Po obu ich stronach, czasami ocienione kilkoma palmami, kt�re znalaz�y niepewne zaczepienie w p�kni�tym betonie, ci�gn�y si� drogi, sta�y wie�e dla kamer filmowych i pojedyncze bunkry tworz�c razem nieprzerwan� betonow� pokryw� wyspy, funkcjonaln�, megalityczn� architektur�, r�wnie szar�, z�owrog� i na poz�r r�wnie star� (bo jakby przeniesion� w przysz�o�� i z powrotem) jak asyryjska czy babilo�ska. Serie pr�bnych wybuch�w stopi�y piasek w pseudogeologiczne warstwy, kr�tkie, mierzone mikrosekundami epoki termonuklearnego czasu. Ta wyspa odwr�ci�a geologiczn� maksym� m�wi�c�, �e "klucz do przesz�o�ci znajduje si� w tera�niejszo�ci". Tutaj klucz do tera�niejszo�ci le�a� w przysz�o�ci. Ta wyspa by�a skamienia�o�ci� czasu przysz�ego, a jej bunkry i wie�e potwierdza�y zasad�, �e skamienia�y zapis �ycia sk�ada si� z pancerzy i szkielet�w zewn�trznych. Traven ukl�k� w ciep�ej sadzawce, spryska� koszul� i spodnie. Woda odbija�a rozmazany obraz jego chudych ramion i zaro�ni�tej twarzy. Przyby� na wysp� bez zapas�w opr�cz ma�ej tabliczki czekolady, za�o�ywszy, �e wyspa w jaki� spos�b zapewni mu �rodki do �ycia. Mo�liwe r�wnie�, �e uto�samia� potrzeb� jedzenia z post�powym ruchem czasu i s�dzi�, �e wraz z powrotem w przesz�o��, lub w ka�dym razie do strefy zatrzymanego czasu, ta potrzeba zostanie wyeliminowana. Trudy sze�ciomiesi�cznej podr�y przez Pacyfik upodobni�y i tak chudego Travena do istnego g�odomora, kt�rego utrzymywa�o na nogach chyba tylko zdeterminowane spojrzenie. Jednak to wychudzenie, pozbawiaj�c go zb�dnego cia�a, ujawni�o skryt� �ylasto�� oraz ekonomi� i zdecydowanie ruch�w. Przez kilka godzin Traven w�drowa� od bunkra do bunkra szukaj�c miejsca do spania. Przeszed� przez pozosta�o�ci ma�ego lotniska, przylegaj�cego do zwa�ki, gdzie z tuzin bombowc�w B-29 le�a�o na stopie, jak zdech�e pterodaktyle. Cia�a. Trafi� na ma�� uliczk� metalowych barak�w mieszcz�cych sto��wk�, �wietlic� i natryski. Z piasku za sto��wk� stercza�a popsuta szafa graj�ca z pe�nym wyborem p�yt. O jakie� pi��dziesi�t jard�w dalej w betonowym basenie za barakami le�a�y cia�a, jak pocz�tkowo pomy�la�, dawnych mieszka�c�w tego wymar�ego miasteczka: kilkana�cie plastykowych manekin�w naturalnej wielko�ci. Z k��bowiska r�k, n�g i tors�w spogl�da�y na niego ich nadtopione twarze zastyg�e w niejasne grymasy. Z obu stron dobiega�y go st�umione przez wydmy odg�osy przyboju, d�ugich fal rozbijaj�cych si� na rafach od strony oceanu i na pla�ach w lagunie. On jednak unika� morza, cofaj�c si� przed wej�ciem na pag�rek lub wydm�, kt�re mog�y otworzy� na nie widok. Co krok wie�e obserwacyjne oferowa�y mu dogodne spojrzenie z g�ry na pokr�tn� topografi� wyspy, ale on unika� rdzewiej�cych drabin. Traven wkr�tce odkry�, �e mimo pozornego bez�adu rozmieszczenia wie� i bunkr�w ich wsp�lne ognisko dominowa�o nad krajobrazem, nadaj�c mu szczeg�ln� perspektyw�. Kiedy przysiad�, �eby odpocz�� przy otworze jednego z bunkr�w, zauwa�y�, �e wszystkie stanowiska obserwacyjne by�y usytuowane w koncentrycznych kr�gach zacie�niaj�cych �uki wok� wewn�trznego sanktuarium. Ten ostatni kr�g, schodz�cy poni�ej poziomu gruntu, pozostawa� ukryty za lini� wydm o �wier� mili dalej na zach�d. Ostatni bunkier. Po kilku nocach sp�dzonych pod go�ym niebem Traven wr�ci� na betonow� pla��, na kt�rej ockn�� si� pierwszego ranka i urz�dzi� sobie dom, je�eli mo�na tym s�owem okre�li� wilgotn�, zrujnowan� nor� w bunkrze obserwacyjnym odleg�ym o pi��dziesi�t jard�w od staw�w s�u��cych za cel. To mroczne pomieszczenie mi�dzy grubymi pochy�ymi �cianami, cho� mog�o przypomina� grobowiec, dawa�o mu jednak poczucie fizycznego bezpiecze�stwa. Na zewn�trz piasek gromadzi� si� pod �cianami, na wp� zasypuj�c w�skie drzwi, jakby krystalizuj�c bezmiar czasu, kt�ry up�yn�� od chwili zbudowania bunkra. W�skie prostok�ty pi�ciu otwor�w dla kamer, o kszta�tach i miejscach wyznaczonych przez instrumenty, zdobi�y zachodni� �cian� jak znaki runiczne. Warianty tych samych znak�w zdobi�y �ciany innych bunkr�w, stanowi�c szczeg�lny symbol wyspy. Ka�dego ranka, kiedy Traven nie spa�, widzia� s�o�ce podzielone na pi�� �wietlnych emblemat�w. Przez wi�kszo�� dnia izb� wype�nia� jedynie wilgotny, ponury p�mrok. W wie�y kontrolnej na lotnisku Traven znalaz� kolekcj� starych czasopism i zrobi� sobie z nich legowisko. Pewnego dnia, le��c w bunkrze po pierwszym ataku beri- beri, wyci�gn�� ugniataj�ce go czasopismo i znalaz� w nim ca�ostronicowe zdj�cie sze�cioletniej dziewczynki. Widok jasnow�osego dziecka ze skupionym wyrazem twarzy i zamy�lonymi oczami przepe�ni� go tysi�cem bolesnych wspomnie� o synku. Przypi�� zdj�cie do �ciany i wpatrywa� si� w nie marz�c i majacz�c. Przez kilka pierwszych tygodni prawie nie opuszcza� bunkra rezygnuj�c z dalszego zwiedzania wyspy. Symboliczna podr� po jej wewn�trznych kr�gach ustali�a swoje w�asne czasy przyjazd�w i odjazd�w. Nie wypracowa� sobie �adnego rozk�adu zaj��. Wkr�tce zanik�o wszelkie poczucie czasu i jego �ycie zosta�o sprowadzone do czystej egzystencji, poszczeg�lne momenty oddziela�y od siebie absolutne przerwy, jak przy zjawiskach kwantowych. Zbyt s�aby, �eby robi� dalsze wyprawy po. �ywno��, korzysta� ze starych racji znalezionych w rozbitych superfortecach. Nie mia� �adnych przybor�w i samo otwieranie konserw zajmowa�o mu ca�y dzie�. Jego stan fizyczny pogarsza� si�, ale on z oboj�tno�ci� obserwowa� swoje coraz cie�sze r�ce i nogi. Zd��y� ju� zapomnie� o istnieniu morza i niejasno wyobra�a� sobie, �e atol jest cz�ci� kontynentu. O sto jard�w na p�noc i na po�udnie od bunkra linia wydm zwie�czonych enigmatycznymi palmami zas�ania�a lagun� i ocean, a st�umiony �oskot fal w nocy zlewa� si� z jego wspomnieniami dzieci�stwa i wojny. Od wschodu mia� zapasowe lotnisko i opuszczony samolot. Ich przesuwaj�ce si� w popo�udniowym �wietle prostok�tne cienie nadawa�y im pozory ruchu. Na wprost wej�cia do bunkra, gdzie przesiadywa�, mia� system s�u��cych za cel p�ytkich basen�w ci�gn�cych si� wzd�u� atolu. Nad jego g�ow� pi�� otwor�w dominowa�o nad t� scen�, jak opieku�cze symbole z przysz�o�ciowego mitu. Jeziora i upiory. Jeziora zbudowano, �eby bada� zmiany radiologiczne u wybranych gatunk�w fauny, lecz okazy dawno ju� przekszta�ci�y si� w groteskowe parodie samych siebie i zosta�y zniszczone. Czasem, kiedy wiecz�r rzuca� grobowe �wiat�o na betonowe bunkry i groble, a baseny wygl�da�y jak ozdobne sadzawki, w mie�cie mauzole�w opuszczonych nawet przez zmar�ych widywa� na przeciwleg�ym brzegu zjawy swojej �ony i synka. Ich samotne postacie zdawa�y si� obserwowa� go ca�ymi godzinami i chocia� si� nie porusza�y, Traven by� pewien, �e go wzywaj�. Wyrwany w ten spos�b ze swoich majacze� szed� zataczaj�c si� przez ciemny piasek do skraju jeziorka, a potem przez wod�, wo�aj�c bezg�o�nie do dw�ch widm, kt�re trzymaj�c si� za r�ce oddala�y si� w�r�d jeziorek i znika�y za groblami. Dr��c z zimna wraca� do bunkra i opada� na pos�anie ze starych czasopism, �eby czeka� na ich powr�t. Obrazy ich twarzy z blad� latarni� policzk�w �ony p�yn�y po rzece jego wspomnie�. Bloki (2). Od chwili kiedy Traven odkry� bloki, u�wiadomi� sobie, �e nigdy ju� nie opu�ci wyspy. W tym czasie, w jakie� dwa miesi�ce od przyjazdu, wyczerpa� mu si� niewielki zapas �ywno�ci i nasili�y si� objawy beri-beri: dr�twota d�oni i st�p oraz stopniowa utrata si�. Jedynie �wiadomo��, �e wewn�trzne sanktuarium wyspy pozostaje wci�� nie zbadane, zmusi�a go, �eby z najwi�kszym wysi�kiem zwl�k� si� ze swojego pos�ania z gazet i wyszed� z bunkra. Kiedy tego wieczoru siedzia� na pag�rku z piasku nawianego przy wej�ciu, zauwa�y� �wiat�o b�yskaj�ce daleko za palmami po drugiej stronie atolu. Skojarzywszy je z obrazem �ony i synka, wyobrazi� sobie, �e czekaj� tam na niego przy jakim� ciep�ym ognisku mi�dzy wydmami, i poszed� w tamt� stron�. Po nieca�ych stu jardach straci� poczucie kierunku i przez kilka godzin b��ka� si� po obrze�ach pasa startowego, z tym tylko skutkiem, �e skaleczy� sobie nog� o st�uczon� butelk� po coca-coli. Zrezygnowawszy z dalszych poszukiwa� w nocy, wyruszy� ponownie rano. Szed� w�r�d wie� i bunkr�w, a upa� przykrywa� wysp� jak szczelna kapa. Wszed� w stref� pozbawion� czasu. Jedynie coraz cia�niejsze kr�gi by�y ostrze�eniem, �e zbli�a si� do epicentrum wybuch�w. Wdrapa� si� na wzniesienie znacz�ce najdalszy punkt w jego dotychczasowych wyprawach po wyspie. Na le��cej poni�ej r�wninie wie�e obserwacyjne wznosi�y si� jak obeliski. Traven poszed� w ich stron�. Na szarych �cianach widnia�y s�abe zarysy postaci ludzkich w stylizowanych pozach: cienie mieszka�c�w wypalone w betonie. Tu i �wdzie betonowy fartuch pop�ka� i w nieruchomym powietrzu wisia�a grupa palm. Baseny by�y tu mniejsze, wype�nione porozbijanymi cia�ami plastykowych manekin�w. Wi�kszo�� z nich le�a�a w skromnych codziennych pozach, w jakich je u�o�ono przed 'pr�bami. Za najdalszym �a�cuchem wydm, gdzie wie�e obserwacyjne zaczyna�y si� odwraca� w jego stron�, sta�o co�, co wygl�da�o jak stado s�oni o kwadratowych grzbietach. By�y ustawione r�wnymi szeregami w zag��bieniu tworz�cym p�ytk� zagrod� i s�o�ce odbija�o si� od ich zad�w. Traven zbli�y� si� do nich utykaj�c na skaleczon� nog�. Z obu jego stron osypuj�cy si� piasek podci�� wydmy i kilka bunkr�w przechyli�o si� na bok. Ta r�wnina bunkr�w ci�gn�a si� przez jakie� �wier� mili, na wp� zasypane cielska ods�oni�te wstrz�sem jakiej� wcze�niejszej pr�by by�y jak opustosza�e �ona, kt�re wyda�y na �wiat to stado megalit�w. Bloki (3). Aby cho� w cz�ci zda� sobie spraw� z ogromnej ilo�ci i przyt�aczaj�cych rozmiar�w blok�w oraz ich oddzia�ywania na Travena, nale�a�oby wyobrazi� sobie, �e siedzi si� w cieniu jednego z tych betonowych potwor�w albo spaceruje wewn�trz tego olbrzymiego labiryntu, zajmuj�cego centraln� cz�� wyspy. By�o ich dwa tysi�ce, idealne sze�ciany o wysoko�ci pi�tnastu st�p ustawione w dziesi�ciojardowych odst�pach. Bloki by�y rozmieszczone w seriach rz�d�w po dwie�cie, pochylonych wzgl�dem siebie i kierunku wybuchu. Niewiele si� zestarza�y, od czasu kiedy je zbudowano, a ich ostre profile wygl�da�y jak kraw�dzie tn�ce gigantycznej matrycy do wycinania w powietrzu prostok�tnych form wielko�ci domu. Trzy boki mia�y g�adkie, ale w czwartym, odwr�conym od wybuchu, mie�ci�y si� w�skie drzwi. Ta cecha blok�w szczeg�lnie niepokoi�a Travena. Mimo znacznej ilo�ci drzwi przez jak�� sztuczk� perspektywy z ka�dego punktu w labiryncie widzia�o si� tylko drzwi w jednym rz�dzie blok�w. Kiedy Traven szed� od obwodu do centrum kompleksu, kolejne szeregi ma�ych metalowych drzwi pojawia�y si� i znika�y. Oko�o dwudziestu blok�w, tych najbli�szych punktu zerowego, by�o pe�nych, pozosta�e mia�y �ciany r�nej grubo�ci. Z zewn�trz wszystkie wygl�da�y jednakowo masywnie. Wkraczaj�c w pierwsz� z d�ugich alejek Traven poczu�, �e uczucie wyczerpania dr�cz�ce go od tylu miesi�cy zaczyna ust�powa�. Dzi�ki geometrycznej prawid�owo�ci bloki zdawa�y si� zajmowa� wi�ksz� przestrze�, ni� zajmowa�y rzeczywi�cie, przekazuj�c mu nastr�j absolutnego spokoju i porz�dku. Traven szed� przed siebie do �rodka labiryntu, chc�c jak najszybciej wykluczy� ze �wiadomo�ci reszt� wyspy. Skr�ciwszy kilkakrotnie na chybi� trafi�, znalaz� si� w izolacji, obrazy laguny i wyspy zanik�y. Usiad� opieraj�c si� o jeden z blok�w i wkr�tce zapomnia� o poszukiwaniu �ony i synka. Po raz pierwszy od chwili przybycia na wysp� uczucie rozkojarzenia wywo�ane zrujnowanym krajobrazem zacz�o s�abn��. Jednego nie przewidzia�. Kiedy z nadej�ciem zmierzchu trzeba by�o opu�ci� bloki i poszuka� po�ywienia, stwierdzi�, �e zab��dzi�. Jednak odnajduj�c w�asne �lady, skr�caj�c raz w lewo, raz w prawo na zawi�ej trasie i~ orientuj�c si� wed�ug s�o�ca, doszed� do miejsca, z kt�rego wyruszy�. By�o ju� ciemno, kiedy uda�o mu si� wyrwa� z labiryntu. Porzuciwszy dotychczasowe schronienie ko�o zwa�owiska samolot�w, Traven zebra� wszystkie konserwy, jakie zdo�a� znale�� w wie�yczce i kabinie superfortecy, i przeci�gn�� je na drug� stron� atolu na improwizowanych saniach. O pi��dziesi�t jard�w od zewn�trznej linii blok�w wybra� pochylony bunkier i przypi�� do �ciany obok drzwi sp�owia�e zdj�cie jasnow�osego dziecka. Podarta stronica czasopisma by�a jak jego w�asne odbicie w potrzaskanym lustrze. Od czasu odkrycia blok�w zacz�� si� kierowa� odruchami bior�cymi sw�j pocz�tek na poziomach powy�ej jego systemu nerwowego. Traven wyczuwa�, �e o ile uk�ad autonomiczny jest zdominowany przez przesz�o��, to m�zgowo-rdzeniowy wybiega w przysz�o��. Co wiecz�r po przebudzeniu po�ywia� si� bez apetytu, a potem snu� si� w�r�d blok�w. Czasem bra� ze sob� manierk� wody i pozostawa� tam przez dwa lub trzy dni. Przysta� �odzi podwodnych. Ten prowizoryczny tryb �ycia Traven kontynuowa� przez nast�pne tygodnie. Wychodz�c pewnego wieczoru do blok�w, zn�w ujrza� �on� i syna, kt�rzy stali na wydmach pod pojedyncz� wie�� obserwacyjn� i patrzyli na niego z oboj�tnym wyrazem twarzy. Zrozumia�, �e przyszli za nim przez ca�� wysp� ze swego dawnego miejsca w�r�d wysch�ych jeziorek. W tym samym czasie dostrzeg� ponownie dalekie, wzywaj�ce go �wiat�o i postanowi� kontynuowa� zwiedzanie wyspy. O p� mili dalej na obwodzie atolu znalaz� zesp� czterech przystani dla �odzi podwodnych, zbudowanych nad wyschni�t� obecnie odnog� morza wciskaj�c� si� mi�dzy wydmy. W basenach by�o jeszcze po par� st�p wody, pe�nej dziwnych �wiec�cych ryb i ro�lin. Ostrzegawcze �wiat�o mruga�o w regularnych odst�pach ze szczytu metalowego rusztowania. Opodal na pomo�cie znajdowa�y si� pozosta�o�ci sporego obozu, widocznie niedawno opuszczonego. Traven zach�annie za�adowa� swoje sanki produktami znalezionymi w jednym z metalowych barak�w. Po zmianie diety beri-beri cofn�o si�, i w ci�gu nast�pnych dni cz�sto wraca� do obozu, kt�ry wygl�da� na miejsce postoju wyprawy biolog�w. W jednym z barak�w trafi� na seri� wielkich wykres�w zmutowanych chromosom�w. Zwin�� je i zabra� do swojego bunkra. Abstrakcyjne rysunki nic dla niego nie znaczy�y, ale w okresie rekonwalescencji zabawia� si� wynajdywaniem dla nich odpowiednich tytu��w. (P�niej, przechodz�c podczas jednej z wypraw przez zwa�owisko samolot�w, znalaz� na wp� zasypan� szaf� graj�c� i zerwa� z niej list� p�yt, u�wiadomiwszy sobie, �e to b�d� najodpowiedniejsze podpisy. Tak ozdobione wykresy nabiera�y wielopi�trowych skojarze�). Traven: w nawiasie Elementy kwantowego �wiata: Ostatnia pla�a. Ostatni bunkier. Bloki. Krajobraz jest zaszyfrowany. Punkty kontaktu z przysz�o�cj� = Poziomy w krajobrazie kr�gos�upa = strefy znacz�cego czasu. 5 sierpnia. Znalaz�em cz�owieka nazwiskiem Traven. Dziwna wyn�dznia�a posta�, ukrywaj�ca si� w bunkrze w g��bi bezludnej wyspy. Wykazuje oznaki chronicznego niedo�ywienia, ale nie zdaje sobie z tego sprawy, podobnie zreszt� jak z tego, co si� wok� niego dzieje... Twierdzi, �e przyby� na wysp� w celu przeprowadzenia jakich� bli�ej nie sprecyzowanych bada� naukowych, ale podejrzewam, �e on rozumie swoje prawdziwe motywy i szczeg�lny charakter tego miejsca... Tutejszy krajobraz wydaje si� w jaki� spos�b wi�za� z pod�wiadomym odczuciem czasu, a w szczeg�lno�ci z tym, co jest ukrytym przeczuciem �mierci. Si�a przyci�gaj�ca i niebezpiecze�stwa podobnej architektury, jak wykaza�a przesz�o��, nie wymagaj� podkre�lania... 6 sierpnia. Ma wzrok op�tanego. Przypuszczam, �e nie jest ani pierwszym, ani ostatnim, kt�ry przybywa na t� wysp�. Dr C. Osborne. Dziennik Eniwetok Traven zagubiony w�r�d blok�w W miar� wyczerpywania si� zapas�w Traven sp�dza� coraz wi�cej czasu w obr�bie blok�w, oszcz�dzaj�c resztk� si� na powolne b��dzenie ich pustymi alejkami. Infekcja prawej stopy utrudnia�a mu uzupe�nienie zapas�w w obozie biolog�w i b�d�c coraz s�abszy, znajdowa� coraz mniej woli, �eby oddala� si� od blok�w. Ten zbi�r megalit�w ca�kowicie zast�pi� teraz te funkcje jego umys�u, kt�re zapewnia�y mu poczucie trwa�ego, racjonalnego uporz�dkowania czasu i przestrzeni. Bez nich jego �wiadomo�� rzeczywisto�ci ogranicza�a si� prawie wy��cznie do kilku cali kwadratowych piasku pod stopami. Podczas jednej z ostatnich wypraw do labiryntu Traven sp�dzi� ca�� noc i wi�kszo�� nast�pnego ranka na daremnych pr�bach znalezienia wyj�cia. Wlok�c si� od jednego prostok�ta cienia do nast�pnego, z nog� ci�k� jak kloc i wyra�nie spuchni�t� do kolana, zrozumia�, �e musi czym pr�dzej znale�� co�, co mu zast�pi bloki, bo w przeciwnym razie zako�czy w�r�d nich �ycie, uwi�ziony w tym wybranym przez siebie mauzoleum niczym �wita faraona. Siedzia� bezradnie gdzie� w centrum budowli w�r�d oddalaj�cych si� linii �lepych grobowc�w, kiedy niebo powoli przeci�� warkot lekkiego samolotu. Samolot przelecia� i po pi�ciu minutach wr�ci�. Korzystaj�c z okazji Traven podni�s� si� z trudem i wyszed� spomi�dzy blok�w z uniesion� g�ow�, �ledz�c s�abo po�yskuj�c� strza�� smugi spalin. Le��c ju� w bunkrze s�ysza� st�umiony odg�os powracaj�cego samolotu, kt�ry dokonywa� inspekcji wyspy. Sp�niony ratunek - Kim pan jest? Czy pan wie, �e jest na ostatnich nogach? - Traven... Mia�em jaki� wypadek. Ciesz� si�, �e pan przylecia�. - No my�l�. Ale dlaczego nie skorzysta� pan z naszego radiotelefonu? Zreszt� zawiadomi� marynark� i zabior� pana. - Nie... - Traven podni�s� si� na �okciu i si�gn�� niepewnie do tylnej kieszeni spodni. - Gdzie� mam pozwolenie. Prowadz� badania. - Czego? - Pytanie zak�ada�o pe�ne zrozumienie motyw�w Travena. On sam le�a� w cieniu pod �cian� bunkra i z trudem pi� z manierki, podczas gdy doktor Osborne banda�owa� mu stop�. - Podkrada� pan te� nasze zapasy. Traven potrz�sn�� g�ow�. O pi��dziesi�t jard�w dalej pomalowana w b��kitne pasy Cessna przysiad�a na betonowym pasie jak l�ni�ca wa�ka. - My�la�em, �e ju� nie wr�cicie. - Pan chyba musia� by� w transie. M�oda kobieta siedz�ca za sterami samolotu wysz�a z kabiny i zbli�y�a si� do nich. Obrzuci�a spojrzeniem szare bunkry i wie�e, nie zdradzaj�c zainteresowania �a�osn� postaci� Travena. Osborne co� jej powiedzia� i spojrzawszy raz z g�ry na Travena wr�ci�a do samolotu. Kiedy si� odwraca�a, Traven mimo woli wsta�, rozpoznaj�c w niej dziecko z fotografii, kt�r� przypi�� sobie na �cianie bunkra. Po chwili u�wiadomi� sobie, �e czasopismo nie mog�o mie� wi�cej ni� cztery do pi�ciu lat. Silnik samolotu zawarcza�. Traven patrzy�, jak maszyna wje�d�a na jeden z betonowych pas�w i startuje pod wiatr. P�niej tego samego popo�udnia kobieta podjecha�a do blok�w jeepem, z kt�rego wy�adowa�a ��ko polowe i brezentowy daszek. Nast�pne godziny Traven przespa�. Obudzi� si� silniejszy, kiedy Osborne wr�ci� po inspekcji okolicznych wydm. - Co pan tu robi? - spyta�a m�oda kobieta mocuj�c linki daszka do bunkra. Traven obserwowa� jej krz�tanin�. - Poszukuj�... �ony i syna. - Oni s� tu, na wyspie? - By�a zdziwiona, ale potraktowa�a odpowied� powa�nie i rozejrza�a si� doko�a. - Tutaj? - W pewnym sensie. Obejrzawszy bunkier do��czy� do nich Osborne. - Czy to dziecko na fotografii to pa�ska c�rka? Traven zawaha� si�. - Nie. Ona mnie adoptowa�a. Nie rozumiej�c nic z jego odpowiedzi, ale akceptuj�c jego zapewnienia, �e opu�ci wysp�, Osborne i m�oda kobieta odjechali do swego obozu. Osborne wraca� codziennie, �eby zmienia� opatrunek przywo�ony przez m�od� kobiet�, kt�ra zaczyna�a jakby wchodzi� w rol� wyznaczon� jej przez Travena. Osborne, kiedy dowiedzia� si�, �e Traven by� pilotem wojskowym, zacz�� w nim podejrzewa� wsp�czesnego m�czennika, ofiar� moratorium na pr�by termonuklearne. - Kompleks winy nie jest nieograniczonym �r�d�em sankcji moralnych. My�l�, �e pan przesadzi�. - Kiedy wspomnia� nazwisko Eatherly'ego, Traven potrz�sn�� g�ow�. Nie zbity z tropu Osborne m�wi� dalej: - Czy pan przypadkiem nie robi podobnego u�ytku z obrazu Eniwetok, czekaj�c na sw�j znak z nieba? - Mo�e mi pan wierzy�, �e nie - odpar� Traven zdecydowanie. - Dla mnie bomba wodorowa by�a symbolem absolutnej wolno�ci. Uwa�a�em, �e da�a mi prawo, a nawet obowi�zek robienia wszystkiego, co zechc�. - Do�� dziwna logika - zauwa�y� Osborne. - Czy� nie odpowiadamy przynajmniej za swoj� pow�ok� fizyczn�? - My�l�, �e teraz ju� nie - odpowiedzia� Traven. - Ostatecznie jeste�my w gruncie rzeczy lud�mi wskrzeszonymi z martwych. Jednak cz�sto rozmy�la� o Eatherlym, prototypie cz�owieka sprzed trzeciej wojny (datuj�c ten okres od 6 sierpnia 1945 roku) d�wigaj�cego pe�ne brzemi� kosmicznej winy. Skoro tylko Traven wzmocni� si� i zacz�� chodzi�, trzeba go by�o po raz drugi ratowa� z labiryntu. Osborne zdradza� oznaki zniecierpliwienia. - Nasze prace tutaj dobiegaj� ko�ca - powiedzia� ostrzegawczo. Pan tu zginie, Traven. Czego pan w�a�ciwie szuka w�r�d tych blok�w? - Grobu nieznanego cywila, homo hydrogenesis, cz�owieka z Eniwetok - mrukn�� Traven do siebie. - Doktorze - powiedzia� na g�os - pa�skie laboratorium jest na niew�a�ciwym ko�cu wyspy. - Zdaj� sobie z tego spraw� - odpar� Osborne cierpko. - W pa�skiej g�owie p�ywaj� dziwniejsze ryby ni� w przystaniach �odzi podwodnych. Na dzie� przez odlotem m�oda kobieta zawioz�a Travena do staw�w, tam gdzie wyl�dowa� pierwszego dnia. Jako prezent po�egnalny, b�d�cy ironicznym gestem, nieoczekiwanym u starego biologa, przywioz�a od Osborne'a w�a�ciw� list� podpis�w do wykres�w chromosom�w. Zatrzymali si� przy popsutej szafie graj�cej i przyklei�a je na spisie p�yt. W�drowali w�r�d wrak�w superfortec i Traven straci� j� z oczu. Przez nast�pne dziesi�� minut przeszukiwa� wydmy. Znalaz� j� w ma�ym amfiteatrze utworzonym przez pochy�� �cian� luster baterii s�onecznych, dzie�o jednej z ekspedycji naukowych. U�miechn�a si� do Travena, kiedy przeszed� przez rusztowanie. Pot�uczone lustra odbija�y j� w kilkunastu rozszczepionych obrazach: w jednym by�a pozbawiona g�owy, w innych otacza�o j� mn�stwo r�k, jak w�owe cz�onki hinduskiej bogini. Zbity z tropu Traven zawr�ci� i poszed� do samochodu. W drodze powrotnej odzyska� spok�j. Opisa� widzenia �ony i syna. - Twarze maj� zawsze spokojne - powiedzia�. - Zw�aszcza m�j syn, chocia� naprawd� zawsze si� �mia�. Powa�n� twarz mia� tylko raz: kiedy si� rodzi�. Wygl�da� wtedy, jakby mia� milion lat. M�oda kobieta kiwn�a g�ow�. - Mam nadziej�, �e ich pan odnajdzie. - I po namy�le doda�a: - Doktor Osborne chce zawiadomi� marynark�, �e pan tu jest. Niech si� pan gdzie� schowa. - Traven podzi�kowa�. Pomacha� jej ze �rodka labiryntu, kiedy nast�pnego dnia odlatywa�a po raz ostatni. Wyprawa ratunkowa Kiedy przyby�a grupa poszukiwawcza, Traven ukry� si� w jedynym logicznym miejscu. Na szcz�cie poszukiwania by�y pobie�ne i zosta�y odwo�ane po kilku godzinach. Marynarze przywie�li ze sob� zapas piwa i poszukiwanie wkr�tce zmieni�o si� w pijatyk�. Traven znalaz� p�niej na �cianach wie� obserwacyjnych dymki z nieprzyzwoitymi dialogami dorysowane do ust postaci-cieni, co nadawa�o ich pozycjom priapiczn� rado�� tancerzy z naskalnych malowide�. Ukoronowaniem pikniku by�o podpalenie podziemnego zbiornika z benzyn� w pobli�u pasa startowego. S�uchaj�c najpierw megafon�w wykrzykuj�cych jego nazwisko, z echem oddalaj�cym si� w�r�d wydm, jak �a�osne g�osy umieraj�cych ptak�w, a potem huku wybuchu i �miech�w, kiedy motor�wka odbija�a, Traven mia� przeczucie, �e s� to ostatnie d�wi�ki, jakie s�yszy w �yciu. Ukry� si� w jednym z basen�w, gdzie po�o�y� si� mi�dzy po�amanymi cia�ami plastykowych manekin�w. W upalnym s�o�cu ich zniekszta�cone twarze wpatrywa�y si� w niego �lepo z pl�taniny cia�, a ich rozmazane u�miechy przypomina�y bezg�o�ny �miech umar�ych. Te twarze przepe�nia�y jego umys�, kiedy wspi�wszy si� po ich cia�ach wraca� do swojego bunkra. Zbli�aj�c si� do blok�w ujrza� na swojej drodze postacie �ony i syna. Stali o nieca�e dziesi�� jard�w od niego, ich blade twarze patrzy�y na niego z wyrazem dojmuj�cej t�sknoty. Nigdy jeszcze Traven nie widzia� ich tak blisko labiryntu. Blade oblicze jego �ony wydawa�o si� roz�wietlone od wewn�trz, wargi mia�a rozchylone jak do powitania, jedn� r�k� wyci�ga�a, jakby chcia�a dotkn�� jego d�oni. Dziwnie nieruchoma twarz syna wpatrywa�a si� w niego z zagadkowym u�miechem dziecka z fotografii. - Judith! David! - Traven zaskoczony pobieg� w ich stron�. Wtedy w nag�ym ruchu �wiat�a ich ubrania zmieni�y si� w ca�uny i ujrza� rany zniekszta�caj�ce ich szyje i piersi. Krzykn�� przera�ony. Kiedy znikli, pobieg� schroni� si� w bezpiecze�stwie labiryntu. Katechizm po�egnania Tym razem okaza�o si�, �e zgodnie z przepowiedni� Osborne'a nie mo�e wydosta� si� z g�szczu blok�w. Gdzie� w centrum usiad� oparty o betonow� �cian�, kieruj�c wzrok ku s�o�cu. Kontury otaczaj�cych go sze�cian�w tworzy�y horyzont jego �wiata. Chwilami zdawa�o si�, �e post�puj� w jego stron�, nawisaj�c nad nim jak ska�y, w�r�d kt�rych bieg�y labirynty korytarzy zw�aj�cych si� na d�ugo�� ramienia. Potem bloki cofa�y si� oddalaj�c od siebie, jak punkty rozszerzaj�cego si� wszech�wiata, a� najbli�szy szereg tworzy� przerywan� palisad� wzd�u� horyzontu. Czas nabra� charakteru kwantowego. Ca�ymi godzinami by�o po�udnie, cienie nie wychodzi�y spod blok�w, upa� odbija� si� od betonowego pod�o�a. Nagle Traven stwierdza�, �e jest wczesne po�udnie albo wiecz�r i wsz�dzie wida� cienie niby wskazuj�ce palce. - �egnaj, Eniwetok - szepn��. Gdzie� rozb�ys�o �wiat�o, jakby jeden z blok�w zosta� wyrwany niczym koralik z liczyde�. �egnaj, Los Alamos. Zn�w, zdawa�o si�, jeden blok znik�. Alejki wok� niego pozosta�y nietkni�te, ale gdzie� w jego umy�le pojawi�o si� ma�e pole wolnej przestrzeni. �egnaj, Hiroszimo. �egnaj, Alamagordo. �egnaj, Moskwo, Londynie, Pary�u, Nowy Yorku... Cz�enka b�yska�y. B�ysk przeka�nik�w, szum wy��czonych element�w. Przerwa� u�wiadomiwszy sobie daremno�� tego po�egnalnego maratonu. Taka inwentaryzacja wymaga�aby z�o�enia podpisu na ka�dej z cz�steczek wszech�wiata. Totalne po�udnie: Eniwetok Bloki by�y teraz umieszczone na obracaj�cym si� bez ko�ca diabelskim m�ynie. Wynosi�y go w g�r�, pod niebo, sk�d widzia� ca�� wysp� i morze, a potem w d�, przez p�przezroczysty kr�g betonowej pod�ogi. Stamt�d widzia� w g�rze spod betonowego pokrycia odwr�cony krajobraz prostok�tnych wg��bie�, kopulastych wybrzusze� systemu basen�w i tysi�cy pustych sze�ciennych do��w-blok�w. �egnaj, Traven Pod koniec stwierdzi� ku swemu rozczarowaniu, �e to najwy�sze wyrzeczenie nic mu nie da�o. W chwili przytomno�ci spojrza� na swoje wychud�e r�ce i nogi ozdobione koronk� wrzod�w. Z prawej strony mia� ci�g �lad�w na piasku, krzyw� lini� niepewnych krok�w. Z lewej mia� d�ug� alejk� mi�dzy blokami zako�czon� o sto jard�w dalej uko�n� �cian� blok�w. W przerwach mi�dzy nimi wida� by�o cie� w kszta�cie p�ksi�yca z rogami skierowanymi w g�r�. Przez ostatnie p� godziny cie� w�drowa� powoli wraz ze s�o�cem, wykre�laj�c profil wydmy. Szczelina Chwyciwszy si� tego znaku, kt�ry wisia� przed nim jak herb na tarczy, Traven poruszy� si� w piasku. Wsta� chwiejnie na nogi i os�oni� oczy, �eby nie widzie� blok�w. Zacz�� si� posuwa� robi�c po kilka krok�w naraz. Po dziesi�ciu minutach wyszed� poza zachodni� granic� blok�w, jak zataczaj�cy si� �ebrak, kt�ry opuszcza wymar�e pustynne miasto. O pi��dziesi�t jard�w przed sob� mia� wydm�. Za ni�, jak ekran, na kt�rym igra�y cienie, ci�gn�o si� pasmo wapiennych wzg�rz nikn�ce w�r�d pag�rk�w �mietnika, gdzie wynurza�y si� z piasku szcz�tki starego buldo�era, k��by drutu kolczastego i blaszane beczki. Traven zbli�y� si� do wydmy, przyci�gany do tego anonimowego stosu piasku. Pow��cz�c nogami obszed� go doko�a i usiad� w uj�ciu p�ytkiego w�wozu poni�ej szczytu. Otrzepawszy ubranie wpatrywa� si� cierpliwie w wielki kr�g blok�w. Po chwili zauwa�y�, �e kto� mu si� przygl�da. Wyrzucony na brzeg Japo�czyk Trup, kt�ry przygl�da� si� Travenowi, le�a� na dnie w�wozu z lewej strony. By� to silnie zbudowany m�czyzna w �rednim wieku, spoczywaj�cy na plecach, z g�ow� na kamiennej poduszce, z r�kami wyci�gni�tymi wzd�u� bok�w, jakby studiowa� okno nieba. Materia� jego ubrania przegni�, zmieniaj�c si� w wyp�owia�� szar� koszul�, ale dzi�ki nieobecno�ci na wyspie drobnych mi�so�erc�w sk�ra i mi�nie trupa zachowa�y si�. Tu i �wdzie, w zgi�ciu kolana albo przegubu, przez pow�ok� sk�ry prze�wieca�a ko��, ale twarz pozosta�a nie naruszona, zdradzaj�c Japo�czyka i inteligenta. Patrz�c na mocny nos, wysokie czo�o i szerokie usta Traven pomy�la�, �e Japo�czyk by� lekarzem lub prawnikiem. Zastanawiaj�c si�, sk�d nieboszczyk wzi�� si� w tym miejscu, Traven ze�lizgn�� si� nieco ni�ej po zboczu. Na sk�rze nie by�o �lad�w poparze� promieniotw�rczych, co wskazywa�o, �e Japo�czyk przebywa� tutaj nie d�u�ej ni� pi�� lat. Nie wygl�da�o te� na to, by mia� na sobie mundur wojskowy, nie by� wi�c pechowym cz�onkiem ekspedycji wojskowej ani naukowej. Z lewej strony cia�a, w zasi�gu jego lewej r�ki, le�a�a postrz�piona sk�rzana torba, resztki mapnika. Z prawej strony le�a� szkielet chlebaka, ujawniaj�cy manierk� na wod� i ma�y pojemnik na �ywno��. Traven zsun�� si� ni�ej, a� jego stopy dotkn�y pop�kanych but�w nieboszczyka, a odruch g�odu chwilowo odwr�ci� jego uwag� od faktu, �e Japo�czyk �wiadomie postanowi� umrze� w w�wozie. Wyci�gn�� r�k� i z�apa� manierk�. Resztka st�ch�ej wody zawirowa�a na rdzewiej�cym dnie. Traven jednym �ykiem wypi� wod�, rozpuszczone sole metali pokry�y jego wargi i j�zyk gorzkim osadem. Blaszane pude�ko by�o puste, oblepione tylko zaschni�t� s�odycz�. Traven zdrapa� j� pokrywk� i wsypa� do ust kleiste wi�ry, kt�re rozpuszcza�y si� w ustach z jak�� a� osza�amiaj�c� s�odycz�. Po chwili poczu� zawr�t g�owy i usiad� obok trupa, kt�rego niewidz�ce oczy spogl�da�y na niego z nieruchomym wsp�czucie. Mucha (Ma�a mucha, kt�ra, jak Traven przypuszcza, przylecia�a za nim do w�wozu, brz�czy teraz ko�o twarzy trupa. Poczuwaj�c si� do winy, Traven pochyla si�, �eby j� zabi�, potem zastanawia si�, �e mo�e ta miniaturowa stra�niczka jest od dawna wiern� towarzyszk� nieboszczyka, karmi�c� si� w nagrod� po�ywnymi trunkami i destylatami jego por�w. Ostro�nie, tak �eby nie zrobi� musze krzywdy, zach�ca j� do przeniesienia si� na jego przegub.) Doktor Yasuda: Dzi�kuj�, Traven. W mojej sytuacji, sam pan rozumie... Traven: Oczywi�cie, doktorze. Przykro mi, �e chcia�em j� zabi�, stare nawyki, wie pan, trudno si� z nich otrz�sn��. Dzieci pa�skiej siostry w Osace w 1944, konieczno�ci wojenne, na kt�re powo�uj� si� z najwy�sz� niech�ci�. Przewa�nie motywy post�powania s� tak pod�e. Szuka si� nieznanego, w nadziei, �e... Yasuda: Niepotrzebnie si� pan t�umaczy, Traven. Mucha ma szcz�cie, �e uda�o jej si� zachowa� osobowo�� tak d�ugo. Syn, kt�rego pan op�akuje, nie m�wi�c o moich dw�ch siostrzenicach i siostrze�cu, czy� oni nie umierali codziennie? Wszyscy rodzice �wiata op�akuj� syn�w i c�rki z okresu wcze�niejszego dzieci�stwa. Traven: Jest pan bardzo tolerancyjny, doktorze. Nie o�mieli�bym si�... Yasuda: Nie ma o czym m�wi�. Nie szukam wcale dla pana usprawiedliwie�. Ka�dy z nas jest tylko cienkim osadem ogromu nie zrealizowanych mo�liwo�ci swojego �ycia. Ale pa�ski syn i m�j siostrzeniec trwaj� w naszych umys�ach nie zmienieni i pewni jak gwiazdy. Traven: (Niezupe�nie przekonany) Mo�e i tak, doktorze, ale w przypadku tej wyspy prowadzi to do niebezpiecznego wniosku. Na przyk�ad bloki... Yasuda: To jest w�a�nie to, o co mi chodzi. Tutaj, w�r�d blok�w, znajduje pan przynajmniej obraz samego siebie uwolniony od pu�apek czasu i przestrzeni. Ta wyspa jest ontologicznym Rajskim Ogrodem, po co ubiega� si� o wygnanie do �wiata kwantowych przeskok�w? Traven: Przepraszam (Mucha wr�ci�a na twarz trupa i siedzi na jednej z wyschni�tych ga�ek ocznych, przydaj�c spojrzeniu dobrego doktora groteskowy wyraz. Si�gn�wszy, Traven przyn�ca j� na swoj� d�o� i ogl�da j� uwa�nie): No c�, te bunkry mog� by� przedmiotami ontologicznymi, ale w�tpliwe, czy ta mucha jest ontologiczna. Co prawda, jest na tej wyspie jedyn� much�, a to prawie na jedno wychodzi... Yasuda: Nie potrafi pan przyj�� pluralizmu wszech�wiata, niech pan spyta samego siebie dlaczego. Czemu� mia�oby to pana dr�czy�? Mam wra�enie, �e pan goni za bia�ym lewiatanem, kt�ry r�wna si� zeru. Pla�a jest stref� niebezpiecze�stwa. Niech jej pan unika. Niech pan si� uzbroi w nale�yt� pokor�, uprawia filozofi� akceptacji. Traven: Czy mog� zatem spyta�, po co pan tu przyby�, doktorze? Yasuda: �eby karmi� t� much�. "Wi�kszej nad t� mi�o�� �aden nie ma... Traven: (Nadal z niedowierzaniem) To wci�� nie rozwi�zuje mojego problemu. Widzi pan, te bloki... Yasuda: Dobrze, skoro si� pan upiera... Traven: Ale, doktorze... Yasuda: (Bezapelacyjnie) Zabij t� much�! Traven: To nie jest ani koniec, ani pocz�tek. (Zdesperowany zabija much� i wyczerpany zasypia obok trupa. ) Ostatnia pla�a Szukaj�c jakiej� linki na �mietnisku za wydmami Traven znalaz� zw�j zardzewia�ego drutu. Rozpl�tawszy go zrobi� p�tl� wok� piersi trupa i wyci�gn�� go z w�wozu. Wieko drewnianej skrzynki zast�pi�o sanie. Traven przywi�za� na nim cia�o w pozycji siedz�cej i wyruszy� w drog� po obwodzie labiryntu. Wyspa trwa�a w milczeniu. Linie palm zastyg�y w blasku s�o�ca i tylko jego w�asny ruch zmienia� hieroglify ich krzy�uj�cych si� pni. Kwadratowe baszty wie� obserwacyjnych wznosi�y si� mi�dzy wydmami jak zapomniane obeliski. Po godzinie, kiedy Traven dotar� do daszku przed swoim bunkrem, uwolni� si� od drutu, kt�rym by� obwi�zany w pasie. Wzi�� krzes�o pozostawione mu przez doktora Osborne'a i zani�s� je na po�ow� drogi mi�dzy bunkrem a blokami. Potem przywi�za� do krzes�a cia�o Japo�czyka w taki spos�b, �e r�ce spoczywa�y na drewnianych por�czach nadaj�c jego trupiej postaci pozory spokojnego wypoczynku. Osi�gn�wszy zamierzony efekt Traven wr�ci� do bunkra i usiad� pod daszkiem. Podczas gdy nast�pne dnie zmienia�y si� w tygodnie, pe�na godno�ci posta� Japo�czyka siedzia�a na krze�le o pi��dziesi�t jard�w przed nim, strzeg�c Travena od strony blok�w. Mia� teraz do�� si�y, �eby co jaki� czas wstawa� i wyprawia� si� po �ywno��. W upalnym s�o�cu sk�ra Japo�czyka stawa�a si� coraz bardziej pergaminowa i Traven budz�c si� w nocy stwierdzi�, �e grobowa posta� z r�kami po bokach wci�� tam siedzi, na pokre�lonym cieniami betonie. W takich chwilach cz�sto widywa� �on� i syna przygl�daj�cych mu si� z wydm. W miar� up�ywu czasu podchodzili coraz bli�ej i czasem byli ju� tylko o kilka jard�w za jego plecami. Traven cierpliwie czeka�, a� si� do niego odezw�, i rozmy�la� o wielkich blokach, do kt�rych wst�pu strzeg�a siedz�ca posta� martwego archanio�a, podczas gdy fale uderza�y o daleki brzeg, a w jego snach spada�y p�on�ce bombowce. Prze�o�y� Lech J�czmyk