15834

Szczegóły
Tytuł 15834
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15834 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15834 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15834 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

(to stopą swą hoć raz otknie połoniny, en nigdy nie zechce zgarniać świata ani mieć go dla siebie. Stanisław Vincenz LIBRA2005 uo Opracowanie graficzne: Krzysztof Motyka Opracowanie redakcyjne i korekta: Bogdan Strycharz Redaktor prowadzący: Dagmara Hrabal Autorzy fotografii: Waldemar Sosnowski (W.S.) Waldemar Bała (W.B.) Dagmara Hrabal (D.H.) Podpisy do zdjęć: Dagmara Hrabal Pocztówki pochodzą ze zbiorów Borysa Łapiszczaka (zb. B.Ł) i ze zbiorów Libry Mapy i plany wykonano na podstawie Pamiętnika PTT, t. III, Kraków 1994 Mapy ze stron 11,81 i 102 powstały na podstawie mapy Karpaty Ukraińskie 1:250 000 (oprać. M. Szymczak) ExpressMap Polska Sp. z .o.o. www.e-map.pl Wykonanie map i planów: Krzysztof Motyka Skład i przygotowanie do druku: CELL kreacja i poligrafia Druk i oprawa: Grafmar ©Jarosław Gawlik-tekst © Libra Sp. z o.o. ISBN 83-89183-11-0 Wydawca: Libra Sp. z o.o. ul. Unii Lubelskiej 6A tel/fax(017)8621316 e-mail: [email protected] www.libra.pl spis Wstęp Dlaczego Huculszczyzna 9 10 Kultura i obyczaje Cerkwiew huculska 18 Chram 20 Czerwony pas 21 Dziadowe Święto 22 Garncarstwo 23 Grażda 23 25 Jordan 29 Kalendarz huculski 30 Kolęda 31 Koń huculski 32 Noc Kupały 34 Ołeksa Dobosz 35 Opryszki 36 Pasterstwo 38 Pisanki 41 Płaj 42 Posiżina 43 Pożywienie 44 Rachmańskyj Wełykdeń 45 Rewasz 46 Rodzima wiara 47 Strój huculski 48 Sztuka huculska 50 Taniec huculski 52 Telefon huculski 53 Trembita 54 Watra 55 5 і а З З £> £! ..- м- м- м J я ff"-Łl II і a Ł ^ ІИ1 1/1 і/о о N1 м 3" Tf -іс S- О а CD а сі з. ж- •а' « 3 CD Leg І MOUOj Pożyże НІГ II 5 І S' то Й « € £ s І ały огупі igili ZS3{ ielk esel сг (/■> а CZU а CD 5 з- CD noc 3- 3 3- 3 c —• ГЧ а uiskie 00 -4 <-Л —■ l/l ЯЗ 70 та motr N CD CD CD ca a- 57 5- | CD rt £ SP O a. oło! i- 3 ° _P 9-° ° ія P_ P т; ^ i i i O o ipadia Eudoki ip Iwan iłonina Pożyż ikucie ihane Misce sany Kamień lenica rpaty Wschód ,tłv rpackie jezioi mień Dobosz iculszczyzna Ш o c o c м COCOCOGOGOGObOrOrOrOrOrOrOKJIsa socNin.£bOo —■o^ooo«in^c«K> —■ M » N -• O Książka jest kolejną pozycją z cyklu Osobliwości. Wcześniejsze pokazywały najciekawsze miejsca regionu podkarpackiego, ta wprowadza w fascynujący świat Huculszczyzny - krainy, która rozciąga się na Ukrainie pomiędzy dwoma pasmami gór: Gorganami i Czarnohorą. Gorgany i Czarnohora to dwa kulminacyjne pasma Karpat Wschodnich. Gorgany to góry surowe, najeżone skałami, podczas gdy główny grzbiet Czarnohory stanowi dziesięć szczytów, poprzedzielanych jedynie niewielkimi siodłami. Żaden z nich nie schodzi poniżej 1750 m n.p.m. i tylko tu, w Czarnohorze, na wysokości 2000 m n.p.m. po pasmach roślinności typowo alpejskiej nagle pojawiają się połoniny, oszałamiająco piękne, wzbudzające jednocześnie zachwyt i nostalgię... Oddajemy do Państwa dyspozycji książkę, która pokazuje, jak atrakcyjna pod względem turystycznym jest Huculszczyzna, kraina wciąż jeszcze niezbadana. Odnajdziemy tam ślady świetności dawnej Rzeczypospolitej, ale także wiele bolesnych pamiątek z okresu I wojny światowej, gdy walczyły tu Legiony Polskie. Tu również rodziła się polska turystyka, tu w 1877 roku wybudowano pierwsze w Karpatach schronisko. Huculskie wsie i miastecka obfitują we wspaniałe zabytki architektury sakralnej, a na miłośników pieszych wędrówek czekają wciąż tajemnicze Gorgany i Czarnohora... Góry te nie byłyby tak osobliwe, gdyby nie ich mieszkańcy. Huculi to ludzie niezwykle serdeczni i gościnni. Mamy nadzieję, że niniejsza publikacja zachęci Państwa do wypraw w głąb Czarnohory i Gorganów, a zamieszczone w niej informacje ułatwią podróżowanie i wybór tras turystycznych po Huculszczyźnie. Wraz z Osobliwościami Huculszczyzny ukazały się Osobliwości Bieszczadów Wschodnich, niebawem w serii wydawniczej dostępne będą Osobliwości Lwowa. Wydawca t s Dziewicze lasy, urwiste i ogromne skaty, z których w wielu miejscach spadają wodospady, kręte rzeki, rzucające się z bystrością w nizinę, а osobliwe zielone taki, tworzące bogate pastwiska na wszystkich prawie wierzchołkach, wśród których tylko jedna Czarnohora podnosi na kilka tysięcy stóp ciemne i mroczne czoto swoje - wszystko to zachwyca rozmaitością, czaruje świeżością i uderza ogromem... Józef Korzeniowski Najbardziej badaj oryginalny powód wycieczki na Huculszczyznę podał Jarosław Iwaszkiewicz, który skrył się przed światem w ostępach Czarnohory po... zerwaniu zaręczyn w 1922 r. Zadurzyć się w tej baśniowej krainie można też z pewnością po lekturze książek Stanisława Vincenza z cyklu Na wysokiej potoninie i podążyć ścieżkami, które tak pięknie opisał, żeby poczuć siłę tamtejszych czarów i odbyć sentymentalną podróż w głąb urokliwych ustroni. Na pewno jednak trzeba tu przyjechać, żeby poznać fenomen otwartej, bezkresnej przestrzeni oraz bogactwo duszy wolnego i dumnego człowieka, który żyje z nią w romantycznej harmonii. Nie ma bowiem na świecie drugiego takiego miejsca, gdzie nikt nie przywiązuje wagi do granic własnej wioski, gdzie ludzie specjalnie budują domy jak najdalej od innych zagród, żeby móc cieszyć się bezkresem gór; gdzie potrzeba i umiłowanie wewnętrznej wolności są droższe ponad wszystko. Nie ma też drugiej takiej krainy, gdzie spotkamy się z tak wielką gościnnością, a filozofia życia codziennego zamyka się w prostej zasadzie: „Jesteśmy tylko gośćmi na tym świecie, dlatego powinniśmy jeść, pić i bawić się jak najczęściej". Z tego powodu nazwano kiedyś Huculszczyznę „krainą uprzejmości", a literatura dwudziestolecia międzywojennego pełna jest tekstów o osobliwym „duchowym klimacie" tego regionu. Dlatego też Henryk Gąsiorowski pisał o Hucułach jako „najciekawszym zabytku etnograficznym nie tylko w Polsce, ale i w Europie". Ich świat po dziś dzień pełen jest magii, guseł i pogańskich zabobonów, bo Huculi jak żaden inny lud z pieczołowitością pielęgnują dawne tradycje i obrzędy. Na Huculszczyźnie odnajdziemy zarówno ślady świetności dawnej Rzeczypospo- OSODIIWOSCI litej, jak też wiele bolesnych pamiątek, szczególnie z czasów I wojny światowej, gdy walczyły tu Legiony Polskie. Na tej roztaczającej nieodparty urok ziemi rodziła się także polska turystyka (pierwsze schronisko w Karpatach Wschodnich wybudowano w 1877 r. na Połoninie Gadżynie) i powstał pierwszy polski kurort w XVII wieku, gdy odkryto źródła wody mineralnej w Burkucie. Tutaj wreszcie wabi dzikim pięknem Czarnohora, kulminacyjne pasmo Karpat Wschodnich. Rozciąga się ono na odcinku zaledwie 40 km, a jego główny grzbiet to 10 szczytów przedzielonych płytkimi siodłami, z których żadne nie schodzi poniżej 1750 m n.p.m., a na wysokości 2000 m n.p.m. po pasmach roślinności typowo alpejskiej Znamienną cechą Czarnohory jest nietypowe ukształtowanie jej południowych i północnych stoków. 0 ile te pierwsze wszędzie opadają jednakowo stromo, północne naszpikowane są różnymi uskokami i gwałtownymi spadkami nawet do 100 metrów w dół. Są to tzw. plecy, którym niemal wszystkie czarnohorskie szczyty zawdzięczają swój niepowtarzalny wygląd. Nigdzie też lodowiec nie odcisnął takiego piętna jak właśnie tutaj, rzeźbiąc w skałach tzw. kotły, poprzecinane nitkami strumieni, które gdzieniegdzie tworzą na wysokości 1700 m n.p.m. nagle pojawiają się połoniny. изииитші prześliczne oczka wodne. To właśnie spod szczytów Czarnohory wypływa 10 czar-nohorskich potoków, m.in. Prutczyk Zaroślacki i Koźmieski, Prutec Pożyżewski, Breskulec, z których później zrodzi się wielki Prut. Tutaj też tryskają niedaleko Palenicy źródła Czarnego i Białego Czeremoszu. Niestety, II wojna światowa praktycznie zlikwidowała ruch turystyczny na Hu-culszczyźnie. W ruinę popadła cała infrastruktura, a górskie wędrówki nie byty mile widziane przez radziecką władzę. Dlatego nie znajdziemy tam oznakowanych szlaków^ w góry lepiej nie wyruszać bez zakupionego w Polsce przewodnika. Stopniowy powrót polskich turystów w Czarnohorę rozpoczęli w 1980 r. członkowie Studenckiego Klubu Przewodników Beskidzkich, przechodząc tzw. Łuk Karpat. Jednak tak naprawdę na Huculszczyznę można swobodnie jeździć dopiero od momentu odzyskania niepodległości przez Ukrainę. Dzisiaj nic już nie stoi na przeszkodzie w swobodnym poruszaniu się po Czarnohorze czy Gorganach. Zniknęły bariery polityczne i prawne, zdecydowanie poprawiła się baza noclegowa, należy też wspomnieć o dużej życzliwości miejscowej ludności wobec Polaków. Dlatego nie pozostaje nic innego, jak wyruszyć w kierunku tej baśniowej krainy, gdzie na szczycie Howerli wzdychał kiedyś z zachwytem Michał Wierzbowski: „Jak daleko okiem sięgnąć, wszędzie góry, morze gór!". Podział geograficzny, charakterystyka terenu i informacje praktyczne Na terenie Ukrainy Zachodniej Karpaty Wschodnie tworzą ciąg pasm górskich o długości ponad 240 km. Od północnej strony na obszarze historycznej Rusi Czerwonej, między wodami Dniestru i Czeremoszu, leży Pokucie - kraina Hucułów i Czarnohory. To najprostsza z klasyfikacji geograficznych, bowiem w sprawie podziału poszczególnych górskich grup Karpat naukowcy nie są już tak zgodni. Dlatego niejednokrotnie, zwłaszcza w ukraińskich i rosyjskich publikacjach, spotkamy się z nieco inną typologią i nazewnictwem. Prawie wszystkie pasma Karpat zbudowane są z tzw. fliszu karpackiego, z wyjątkiem pasma Makowicy i Bużory oraz Karpat Marmaroskich, gdzie przeważają skały pochodzenia wulkanicznego i krystalicznego. To właśnie flisz, na który składają się pofałdowane warstwy piaskowca, margli, zlepieńców i łupków, ukształtował krajobraz tych gór, zwieńczonych charakterystycznymi łąkami górskimi - połoninami. Mimo to w Czarnohorze i Gorganach mamy do czynienia z piętrowym, a więc typowo alpejskim układem roślin, wśród których odnajdzie- UiUUIIWUSU my gotunki charakterystyczne dla terenów wysokogórskich, takie jak różanecznik i zołotyj koreń (czyli różeniec górski), który oprócz Czarnohory występuje jedynie na Zabajkalu i w górach Ałtaju. Karpaty znajdują się na obszarze zlewiska Morza Czarnego, z wyjątkiem polskiego Sanu w Bieszcadach Wschodnich, który należy do zlewiska Bałtyku. To stąd wypływa kilka wielkich rzek: Dniestr, Cisa i Prut, a także dopływ Dunaju - Seret, którego źródła znajdują się bardziej na wschód, na terenie Bukowiny. Karpackie rzeki charakteryzują duże sezonowe wezbrania, najpierw wczesną wiosną, o później w lipcu, podczas gwałtownych letnich opadów. Budowa geologiczna terenu sprawiła, że znajdziemy tutaj sporo przełomów, progów skalnych i wodospadów, spośród których najsłynniejsze to Buchtowiec i Wodospad Moniawski, mające po 16 m wysokości. Niepowtarzalnym elementem krajobrazu Czarnohory i Gorganów są również górskie stawy i jeziorka, z którymi często związane są barwne miejscowe legendy. Wszystkie miejsca przedstawione w niniejszej książce leżą na terenie Ukrainy, większość w rejonach (powiatach) werchowyńskim i nadwórniańskim w obwodzie (województwie) iwanofronkowskim. Pozostałe administracyjnie przypisane są do rejonu rachowskiego w obwodzie zakarpackim. Dojazd Na Huculszczyznę dojedziemy z Polski trasami drogowymi: - przez przejście graniczne w Korczowej do Starego Sambora, przez Drohobycz i Stryj do Iwano-Frankowska, a stamtąd przez Nadwirną, Dolinę, Jaremcze do Worochty i dalej; - przez przejście graniczne w Medyce (dalej jak wyżej), można też pojechać trasą na Lwów, a stamtąd na Iwano-Frankowsk; - przez Słowację, z przejścia w Barwinku na Humenne i Sninę do granicy z Ukrainą na przejściu Ubla - Małyj Bereznyj, stamtąd na Mukaczewo i Przełęcz Tatarską w kierunku na Worochtę. Wybierając się własnym samochodem, należy pamiętać, że niektóre z ukraińskich dróg odbiegają standardem od polskich, a te prowadzące do górskich wiosek Czarnohory są po prostu fatalne. Można też udać się koleją z Przemyśla do Lwowa i Iwano-Frankowska, a stamtąd do Jaremcza i Worochty (pociąg kursuje pięć razy dziennie). UJUUII 1TUJU Formalności wizowo-paszportowe W związku z przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej od 1 października 2003 r. obowiązują nieco inne zasady w ruchu granicznym z Ukrainą. Polacy mogą przekraczać granicę i wjeżdżać na teren Ukrainy bez wiz i przebywać tam do 90 dni w ciągu kolejnych sześciu miesięcy. Zgodnie z rozporządzeniem Gabinetu Ministrów z 21 czerwca 2001 r. zniesiono obowiązkowe ubezpieczenia medyczne dla cudzoziemców, a przepisy wyraźnie mówią, że straż granicna nie ma prawa kontrolować, a tym bardziej dystrybuować polis, z czym można się spotkać zwłaszcza na przejściach w Korczowej i Medyce. Kierowcy samochodów prywatnych mogą jednak zostać poproszeni o wypełnienie deklaracji, że nie zamierzają sprzedać pojazdu na terenie Ukrainy, a sporadycnie o wypełnienie deklaracji celnej. Znacznie bardziej skomplikowana procedura obowiązuje wycieczki zbiorowe - kierowca autokaru musi na granicy uiścić podatek za kilometry przejechane na terenie Ukrainy. Nowością jest karta migracyjna, którą wypełniamy w dwóch egzemplarzach - jeden zabierają nam na granicy, drugi musimy oddać pogranicznikowi, wracając do Polski. Żeby uniknąć zbędnych niespodzianek, przed wyjazdem warto zajrzeć na stronę internetową www.rada.kiev.ua, gdzie można zapoznać się szczegółowo z ukraińskimi przepisami. Ubezpieczenie medyczne Przed wyjazdem na Ukrainę warto zadbać o pokrycie ewentualnych kosztów leczenia czy hospitalizacji. Polska nie podpisała, jak większość krajów europejskich, umowy z oficjalnym ubezpieczycielem ukraińskim, firmą DASK „Ukrain-MedStrach", można jednak to uczynić indywidualnie we Lwowie lub w Kijowie. Certyfikat gwarantuje udzielenie niezbędnej pomocy medycznej na Ukrainie, nie zapewnia jednak pokrycia kosztów związanych z transportem. Przykładowe stawki ubezpieczenia: 1 —5 dni (12 hrywien — ok. 3 USD) 7 dni (16 hrywien — 4 USD) 14 dni (30 hrywien-6 USD) 21 dni (44 hrywien-9 USD) Na granicy można skorzystać z ofert różnych prywatnych firm i klinik, najlepiej jednak wyposażyć się w polisę któregoś z polskich ubezpieczycieli. UMiuiiwimi Kiedy jechać 0 ile do Lwowa można wybrać się zawsze i bez względu na porę roku, przed wyjazdem na Huculszczyznę warto zastanowić się nad czasem podróży. Trzeba pamiętać, że czerwiec i lipiec to miesiące, w których odnotowuje się największe opady (powyżej 180 mm). Niewiele lepiej jest w sierpniu (150 mm), dlatego najkorzystniej chyba zarezerwować sobie czas na wędrówkę w kwietniu, maju lub we wrześniu i październiku. Co ciekawe, klimat Czarnohory jest znacznie cieplejszy niż mogłoby się wydawać. Niewątpliwie wynika to z położenia tego pasma, które leży znacznie bardziej na południe niż góry w Polsce. Od maja do listopada temperatura w górach waha się od 8 do 13 stopni Celsjusza, a w miesiącach zimowych od -5 do -7 stopni. Należy jednak pamiętać, że na terenach tych często występują gwałtowne burze deszcowe i zamiecie śnieżne, nawet w miesiącach letnich! Interesującym i niewątpliwie pięknym zjawiskiem są słynne morza mgieł, pojawiające się głównie w nocy, a wywołane przez inwersję temperatury. Noclegi i wyżywienie Zaplecze hotelowe nie prezentuje się na Ukrainie najlepiej. 0 ile w większych miastach przyzwoity hotel można jeszcze znaleźć, na prowincji należy głównie szukać kwater prywatnych. Warte polecenia, bo sprawdzone noclegi podajemy przy opisie poszczególnych miejscowości. Można także pytać o wolne miejsca w sanatoriach i bazach sportowych, jednak w sezonie letnim raczej jesteśmy skazani na niepowodzenie. Należy raczej unikać dużych restauracji, gdzie ceny są zwykle wysokie i nieproporcjonalne do tego, co pojawi się na stole. Czasami warto więc poszukać jakiegoś niewielkiego i pozornie obskurnego lokalu, gdzie natrafimy na naprawdę wyśmienite dania za nieduże pieniądze. Szczególnie godne polecenia są tzw. koliby, na które zaczniemy natrafiać już w okolicy Nadwirnej (Nadwornej), serwujące wyśmienite szaszłyki, których skład możemy sobie dobrać samodzielnie. Znajdziemy tam również wiele regionalnych potraw, które choć zwykle są bardzo tłuste, smakują wyśmienicie. Na Ukrainie Zachodniej oprócz Lwowa nie znajdziemy hipermarketów, a kartami można płacie tylko w dużych hotelach i nielicznych sklepach. Bankomaty również znajdziemy tylko w dużych miastach. Choć obowiązującą walutą jest hrywna, najlepiej wyposażyć się w amerykańskie dolary, które bez problemu wymienimy na miejscu w licznych kantorach (1 USD to około 5,2-5,4 hrywny). Na Huculszczyźnie najbardziej godne polecenia są regionalne pamiątki i wyroby miejscowego rękodzielnictwa, które znajdziemy na stałych bazarach w Jaremczu czy na Przełęczy Tatarskiej. Najlepiej jednak wybrać się na sobotni jarmark, zwłaszcza w Kosowie lub Kołomyi, gdzie można natrafić na prawdziwe perełki sztuki ludowej. Przy ewentualnych zakupach warto, a nawet należy się targować. CERKIEW HUCULSKA Najcenniejszym osiągnięciem kultury materialnej mieszkańców Karpat Wschodnich jest bez wątpienia drewniane budownictwo sakralne. W architekturze karpackich świątyń można wyróżnić wiele odmian stylistycznych preferowanych przez poszczególne grupy etniczne, różniących się rozwiązaniami konstrukcyjnymi, a także ukształtowaniem przestrzennym. Cerkwie bojkowskie np. są najczęściej budowlami trójdzielnymi, z wkomponowaną w budynek wieżą-dzwonnicą, a ich zwieńczenia stanowią nieduże baniaste kopuły. Najpiękniejsza tego typu świątynia na Ukrainie znajduje się aktualnie w skansenie w Użhorodzie. Jest to tzw. cerkiew Szelestowska z 1777 r., przeniesiona w 1927 r. z Szelestowa do Mukaczewa, a następnie (w 1974 r.) do użho-rodzkiego skifnsenu. Jeszcze inny typ architektury reprezentują łemkowskie cerkwie na Zakarpaciu, z których najbardziej typowe są te z doliny rzeki Uż. Mogą być trójdzielne -z dzwonnicą lub dwudzielne - z wydzielonym wewnątrz babińcem, a ich zwieńczenie jest w kształcie namiotu lub kopuły. Na cerkwie tego typu można również trafić w okolicach Kołomyi, a także w Drohobyczu (cerkiew św. Jura oraz cerkiew Czestneho Kresta). Paradoksem jest, że prawie w ogóle nie zachowały się klasyczne świątynie huculskie - ocalało ich zaledwie kilka. Do najpiękniejszych, niezeszpeconych przeróbkami, należą cerkwie: Strukowska (na skraju Jasini), w Tatarowie (pw. św. Dymitra - XIX w.), w Worochcie (pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny - XVIII w.) i w Krzyworówni. Huculski styl zachowała również cerkiew w licach pw. Świętej Trójcy (z 1881 r.), obecnie prawosławna, choć do jej bogato zdobionego wnętrza nie przystaje neonowy napis „Chrystus jest wśród nas", a teren przed wejściem zdecydowanie szpeci usypany w 1990 r. kopiec ozdobiony krzyżem i tryzubem. Co odróżnia cerkwie huculskie od innych? Przede wszystkim to, że są mniejsze i mają zdecydowanie bardziej wyrównane proporcje. Stawiano je na fundamen- Przekrój perspektywiczny cerkwi huculskie! fach w kształcie greckiego krzyża równoramiennego, z reguły mają też tylko jedną kopułę zakończoną stożkowym szczytem zamiast cebulastej bani. Poza tym - i to chyba najbardziej charakterystyczna cecha - dzwonnice huculskich cerkwi zawsze budowano oddzielnie. Na szcególną uwagę zasługuje XVI 11-wieczna cerkiew pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Worochcie, która reprezentuje tzw. styl północny, spotykany tylko w dolinie Prutu. Zbudowana na planie krzyża greckiego, z jedną ośmioboczną kopułą, cała pokryta jest gontem. Jej ściany wykonane są z brusów, czyli obrobionych bali, z których zwykle budowano przycerkiewne dzwonnice. Wewnątrz znajdziemy trzy ołtarze. Na szcególną uwagę zasługuje ikonostas z podobiznami ośmiu, a nie jak zwykle dwunastu apostołów. Niestety, dzisiaj wiele spośród karpackich cerkwi na Ukrainie mocno zeszpecono. Po 1990 r. zostały „poprawione" i „upiększone", zwykle bez udziału konserwatorów. Dachy, a niekiedy nawet całe elewacje pokryto blachą (cerkiew pw. św. Dymitra w Tatarowie) ozdobioną w najprzeróżniejsze wzorki. Na szcęście pozostały jeszae świątynie, w których zachowały się oryginalne wnętrza, a zwłaszca piękne i dostojne ikonostasy. ч VII lUIIII Chram to po prostu odpust, czasami mylony z jarmarkiem, może dlatego, że zwykle sobie towarzyszyły. „W owe czasy nie żałowano sobie chramów ani zabaw, jak teraz, co to wszędzie tylko po jednym biednym chramie się obchodzi. A wonczas w Żabiem były dwa chramy wielkie (na Boże Tiło i na letnią Boho-rodycę) i w Krzyworówni także dwa (na Czesną Ryzę i na Bohodorycę jesienną), i w Jasieniowie po dwa. Wielu zaś ludzi chodziło na Iwana Kupała przez Czarnohorę na chram do Jasienia węgierskiego, o czym dziś już prawie zapomniano" - czytamy w Prawdzie starowieku Vincenza. Tradycja odpustów mocno podupadła na Huculszczyźnie. W czasach sowieckich odbywał się właściwie tylko jeden - w bystreckiej cerkwi pw. Zaśnięcia św. Anny w każdą drugą niedzielę sierpnia. W ostatnich latach podjęto próbę reaktywowania najbardziej znanego przedwojennego chramu w Żabiem (Wierchowynie), który corocnie 28 sierpnia ściągał tłumy z okolicznych wiosek. Żabie było bowiem największą gminą II Rzeczypospolitej, nawet po odłączeniu Dzembroni w 1928 r. W Żabiem i Jaworowie odbywały się także słynne czerwcowe chramy na drugi dzień Zielonych Świąt. Na Piotra i Pawła tłumy Hucułów ciągnęły zaś na odpust w Krzyworówni i Riczce. Wypas bydła, tzw. Druha Bohorodycę (patrz: Pasterstwo) kończyły chramy w Worochcie i Krzyworówni. Ważny był również wrześniowy chram w Jasieniowe z okazji Wozdwyżenija Czesnoho Chresta, czyli Podwyższenia Świętego Krzyża. Dzisiaj, gdy chramy są już tylko wspomnieniem, Hucułów do gromadnych peregrynacji skłonić potrafią jeszcze jarmarki. Większość z nich przetrwała w niemal niezmienionej formie, jak choćby jarmark w Kołomyi, nieprzerwanie kontynuowany od 1395 r., kiedy to król Władysław Jagiełło nadał miastu przywilej cotygodniowych sobotnich jarmarków. Sobota stała się zresztą ulubionym dniem handlowym Hucułów - wtedy można wybrać się na bazary w Kosowie i Kufach, które dostosowały się do pozostałych i przesunęły słynny piątkowy jarmark (zachowując środowy) właśnie na sobotę. Oprócz przedmiotów codziennego użytku, płodów rolnych i warzyw można na nich natrafić na prawdziwe cacuszka huculskiego rękodzielnictwa, zarówno te zupełnie stare, jak i produkowane obecnie. Już chyba tylko tutaj można odnaleźć w stercie szpargałów drewniane siodła, tzw. tarnice, czy pojedynce egzemplarze ozdobnych kafli z początku XX wieku. Na pewno na kosowskim bazarze napotkamy słynne diabły Piotra Danczuka, ale z wyrobami ostatniego ze Szkryblaków - Mykoły (patrz: Sztuka huculska) mogą być już problemy. Jeżeli natomiast komuś targowy rozgardiasz wydaje się sprzeczny z kontemplacyjnym charakterem OSUUIIWUM.I sztuki, może udać się bezpośrednio do pracowni któregokolwiek z artystów, chociaż wtedy musi liczyć się z tym, że bez konfrontacji z konkurencją twórca może zażądać za swe dzieło wyższej ceny. Któż nie zna słów słynnej pieśni Czerwony pas, a zwłaszcza jej refrenu: „Dla Hucuła nie ma życia, jak na połoninie, gdy go losy w doły rzucą, wnet z tęsknoty zginie". Nucąc ją przy huculskiej watrze, warto pamiętać, że jej pierwotny tytuł to Czerwony płaszcz, a pieśń ta była zaledwie niewielkim fragmentem dramatu Karpaccy górale autorstwa Józefa Korzeniowskiego. Jego prapremiera odbyta się w 1844 r. we Lwowie. Co ciekawe, najpierw powstała rosyjska wersja spektaklu, poprzedzona szkicem O Hucułach, a polski przekład pojawił się dopiero w 1899 r. Dramat przez wiele lat był w żelaznym repertuarze wielu polskich scen, a w huculskie role wcielali się tak znani aktorzy, jak: Helena Modrzejewska, Wanda Siemaszkowa czy Józef Węgrzyn. Skąd zaczerpnął Korzeniowski pomysł na dramat - nie wiadomo, na Huculszczyźnie bywał bowiem niezmiernie rzadko. Na pewno odwiedził te tereny w 1830 r. i dziesięć lat później. Celem jego wypraw był głównie Burkut i jego wody mineralne. Dlatego wydaje się wielce prawdopodobne, że autor Karpackich górali swoją wiedzę o Hucułach czerpał po prostu z lektur! Mało wiarygodnie brzmią więc jego zapewnienia ze szkicu O Hucułach-. „Rzeczywisty wypadek, opiewany w pieśni góralskiej i będący treścią mojego dramatu, zdarzył się kilka lat przed moją bytnością w tych miejscach. W roku 1840, gdy byłem w Karpatach, żyta jeszcze we wsi Żabiu wdowa po strzelcu, którego zabił młody góral, okrutnie skrzywdzony jego nieludzkim i bezprawnym postępkiem. Po dwóch latach zbiegł on z pułku, aby się zemścić za swoją krzywdę. Jego historię opowie wam z dumą każdy góral, dodając-. Szczęśliwy on, jego powiesili, jakby jakiego pana..." Zdaniem badaczy literatury i etnografów taka historia w ogóle się nie zdarzyła, a cała fabuła jest po prostu wytworem fantazji Korzeniowskiego. Nie zmienia to jednak faktu, że stworzył on niepowtarzalny, romantyczny dramat huculski, a pieśń Czerwony płaszcz publicznie wykonana przed karczmą w Żabiem w obecności okolicznych Hucułów stała się - jakbyśmy dziś powiedzieli - prawdziwym hitem. „Czerwony płaszcz, za pasem broń I topór, co błyska z dala. Wesoła myśl, swobodna dłoń WJUUIIIIUJU - To strój, to życie górala". Dopiero wiele lat później, gdy pieśń zaczęła żyć niezależnie od dramatu, zmieniono jej tytuł i dodano słynne słowa refrenu: „Dla Hucuła nie ma życia jak na połoninie..." - znane i śpiewane do dzisiaj. Tę unikalną huculską tradycję, która przetrwała do dzisiaj w niektórych górskich wioskach, można porównać jedynie do katolickiego dnia Wszystkich Świętych. Dziadowe Święto (nazywane też Dziadowa Sobotą) obchodzone jest trzy razy w roku, zawsze w sobotę - w Wielką Sobotę oraz przed tzw. letnią i jesienną Bogurodzicą, czyli świętem Matki Boskiej Zielnej (Persza Bohorodycia), oznaczającym koniec wypasu bydła, i świętem Matki Boskiej Siewnej (Druha Bohorodycia), kończącym wypas owiec. Wtedy to Huculi idą po mszy na cmentarz, gdzie spotykają się w gronie rodziny i znajomych, by wspominać swoich zmarłych. Co ciekawe, podczas cmentarnego czuwania jedzą przyniesione z domu wiktuały, popijając je czerwonym winem, a nawet wódką. Stanisław Vincenz tak wspominał ten rytuał: „Święta Niedziela, to święto zieloności, a także święto rojenia się, największego ruchu ludzi losowych, święto zbierania i ściągania hufców junackich [...]. Przed świętą niedzielą stroją ludzie chaty, a także grządki i worinie, w świeże listeczki lubystku, jarzębiny, w liście jaworowe i bukowe. I przed niedzielą świętą obchodzą ludzie górscy sobotę dido-wą, czyli dziadową. Didowa sobota to wiosenne święto wspominania umarłych, święto ofiarowania darów Bożych za ich dusze, święto ugaszcżania się wzajemnego na cześć i pamięć umarłych [...]. Siadają i ludzie w sobotę didową naokoło grobów, na podwórcu cerkiewnym, kładą na grobach kołacze poświęcone, mio-downiki z gorejącymi świeczkami woskowymi i dzbany z mlekiem. I zapraszają gości, częstują. Proszą Boga, aby ich chęć dobrą położył przed dusze zmarłych. Spożywając razem z gośćmi, wciąż wspominają zmarłych, cieszą się pogodą wiosenną, cieszą się słonkiem". Gdzieniegdzie można również spotkać tradycję Izw. Środy Dziadowej, mającą w sobie więcej z zabawy niż święta. Obchodzona jest ona tylko raz w roku podczas Wielkiego Tygodnia, kiedy dzieci wędrują od chaty do chaty, wykrzykując przed każdymi drzwiami: „Grzejcie Dziada, grzejcie Dziada! Myśmy tu przyszli na tę rokowiznę! Grzejcie Dziada, chleba dajcie!" Młodzi heroldzi nie odejdą dopóki nie dostaną małego bochenka chleba, tzw. kukuca. Wie o lym każda gospodyni i oczywiście jest na tę okoliczność odpowiednio przygotowana. Ш osobliwości GARNCARSTWO Jeszcze do niedawna garncarstwo było jednym z najpopularniejszych rzemiosł na Huculszczyźnie, a w dwudziestoleciu międzywojennym wyroby miejscowych twórców trafiały do kolekcji sztuki ludowej w całej Rzeczypospolitej. Tutaj powstawały ręcznie malowane kafle nieprzeciętnej urody, z których bogatsi gospodarze stawiali słynne piece, tzw. hruby. Każdy z tych kafli był niepowtarzalny, choć często zdobiły je podobne wzory - postacie konkretnych osób, sceny z polowań, portrety świętych czy motywy zwierzęce i roślinne. Do rozwoju garncarstwa na Huculszczyźnie przyczyniło się dwóch rzemieślników z Kosowa - Michał Baranowski i jego uczeń Aleksander Bachmiński, żyjący w latach 1820-1882, który zastosował na szeroką skalę technikę majolikową, tworząc ceramiczne ikony przedstawiające Matkę Boską i Św. Mikołaja. Bachmiński zyskał popularność nie tylko na Huculszczyźnie. Odznaczono go złotym medalem na wystawie lwowskiej, a cesarz Franciszek Józef przyznał mu nagrodę pieniężną. Miarą powodzenia tego artysty może być to, że kafle z jego pracowni ozdobiły piec w pałacu cesarskim w Wiedniu, zaś wykonane przez niego świeczniki trafiły na habsburski dwór arcyksiążęcy. Inni znani garncarze zamieszkali na tych terenach to Piotr i Petronela Nappowie z Kut, rodzina Kaszaków z Pistynia, Stefan i Wojciech Sławiccy z Kołomyi, gdzie działała Krajowa Szkoła Garncarstwa i nieźle prosperująca fabryka dachówek. W dzisiejszym Kosowie tradycje dawnych mistrzów próbują kontynuować jedynie Petro Fokaszczuk i Piotr Danczuk, który specjalizuje się w wyrobie kafli w kształcie... diabła. W Kutach i Pistyniu garncarzy nie znajdziemy, choć na jarmarkach nie brakuje wyrobów z innych okolic. GRAŻDA „Grażda była gniazdem rodu. Była także gniazdem szeptów i tak ją zwano. Wiadomo, że są dwa rodzaje szeptów. Takie, co trzymają się miejsca, budzą się czasem i szastają się jak domowe węże. I inne, co wędrują skądś z daleka w sieć jak zwierzyna. Czasem szept taki rozgwarzy się długo, że trudno za nim nadążyć, a czasami tylko uroni po słowie: „po co tak?" „zostaw to", „śmiało". 0 tych pierwszych domowych szeptach mówi się, że umierają, bo trzymają się rodu. Kto wie dlaczego? Bezpiecznie nic nie twierdzić na pewno, lepiej zaczekać. Któż nie rozumie tęsknienia?" - czy można wyobrazić sobie piękniejszy opis rodzinnego domu? Czy ktoś mógł to zrobić lepiej od Stanisława Vincenza? Bo grażda uiuuiiwmu Przekrój perspektywiczny grażdy to nie tylko dom, zabudowania... To również wszystko to, co towarzyszy najsilniejszemu, bo nierozerwalnemu przymierzu, jakie zawiera każdy człowiek w chwili narodzin - rodzinie. Grażdy to obok woryni najbardziej typowy huculski element budownictwa, tylko tu spotykany. Huculscy gazdowie budowali je z najgrubszych kłód, tzw. przecio-sów, jakie znajdowały się okolicy. Łatwo sobie wyobrazić, jak potężnych drzew używano jako budulca, skoro ściany innych budynków składały się z dziesięciu belek, a na ścianę grażdy wystarczyły zaledwie cztery! Grażda była centralnym elementem huculskiej zagrody. Obok niej były chlew, stajnia, drewutnia i komory. Zabudowania stawiano wokół podwórza, a poszczególne budynki łączył parkan, Obejście huculskie. Lata trzydzieste XX w. UMJUIIWUM.I tworząc coś na kształt małej warowni wpisanej w czworobok. Od strony wejścia, na długości całej grażdy, ciągnął się zadaszony ganek, tzw. pidganie. Grażda składała się zwykle z dwóch izb przedzielonych sienią. Jednej używano stosunkowo rzadko - czasem służyła dla gości, a na co dzień jako domowy magazyn. Zycie rodziny koncentrowało się w największej izbie, której dużą cześć zajmował ogromny piec (hruba) z tzw. zapieckiem, na którym mogło przespać się nawet kilka osób. Wzdłuż ścian stały drewniane ławy, Izw. bambetle, służące również do spania. W izbie zawsze było też drewniane łóżko i oczywiście ikony naprzeciwko drzwi. Dlatego drzwi prowadzące do izby były niewysokie - w naturalny w sposób wymuszały skłon i pochylenie głowy przez wizerunkami świętych. „Okna byty malutkie, poukrywane zapobiegliwie, jakby budujący miał chęć wyraźną ukrycia ich tak, aby móc widzieć, nie będąc widzianym" - pisał Stanisław Vincenz. Co ciekawe, grażdy stawiano bez użycia jednego chociażby gwoździa! Tę rzadką umiejętność na huculskich cieślach wymusiło życie - gwoździe były stosunkowo drogie, a i kupić ich nie było gdzie. Dzisiaj, choć na Huculszczyźnie nie brakuje starych domów, klasyczne grażdy możemy spotkać w niewielu miejscach - w Wo-rochcie, w okolicach Bystreca i w Dzembroni. HUCULI Puszczając wodze fantazji, Ferdynand Antoni Ossendowski doszukiwał się praprzodków Hucułów w Egipcie bądź na Wyżynie Irańskiej, skąd miał przywędrować lud Kimmerów, a także wśród Gotów, których wódz, zwany Decebalem, miał toczyć walki ze starożytnym Rzymem, dając początek Huculszczyźnie, nazywanej ponoć przez historyków rzymskich Dacją. Zdecydowanie bardziej powściągliwy i bliższy prawdy historycznej był Henryk Gąsiorowski, który pisał w : „Huculi, to najciekawszy zabytek etnograficzny nie tylko na ziemiach polskich, lec i w Europie [...]. Pod względem antropologicznym Huculi, mimo swej odrębności, nie stanowią zabytku etnicznego w rodzaju np. Retów, którzy, ukryci w niedostępnych zakątkach Alp, uniknęli zupełnie skutków krzyżowania się ze szczepami zmieniającymi w ich sąsiedztwie swe siedziby, lecz przeciwnie, ulegli bardzo silnie pokrzyżowaniu się z innymi szczepami. Stało się to wskutek ruchów ludności, głównie wołoskiej i ruskiej, jak też wskutek zetknięcia się na terenie ich siedzib granic 4 narodowości: polskiej, ruskiej, wołoskiej i węgierskiej". Co ciekawe, również dzisiaj naukowcy nie są w stanie udzielić jednoznacznej ■ Hucułka z Żabiego. Lata trzydzieste XX w. Fot. Douda odpowiedzi na pytanie o proweniencję Hucułów, koncentrując się jedynie na zasięgu1 etnograficznym poszczególnych grup górali - których jest tu ponad 30 - zamieszkujących Karpaty Wschodnie. Na pewno jednak na terenach uznawanych za Huculszczyznę (patrz: Huculszczyzna) zdecydowanie wyróżniają się trzy spośród nich: Huculi, Bojkowie i Łemkowie (zgodnie z najnowszym podziałem karpackich górali na podstawie badań S. Hrabca, 1.1. Lukinova i J. Gudowskiego) i taką klasyfikację należy przyjąć za obowiązującą. Można zatem założyć, że Huculi to lud zamieszkujący tereny wyznaczone od zachodu przez Bystrzycę Sototwińską; od północy przez linię przebiegającą przez Pasieczną, Delatyn i Kuty; od południa przez Cisę, a od wschodu zamknięte Bukowiną lub - za Leszkiem Rymarowiczem i Markiem Olszańskim - powiedzieć, OSODIIWOSCI Stara Hucułka. Lata trzydzieste XX w. Fot. M. Seńkowski że: „Mianem Hucułów określa się ludność tubylczą Czarnohory i Beskidu Huculskiego. Ich siedziby rozciągają się w górnej części doliny Prutu wraz z dopływami i nad obu Czeremoszami, sięgając nieraz wysokości 1400 m n.p.m. Zamieszkując okolice izolowane i trudno dostępne, zachowali Huculi cały szereg odrębności kulturowych, wyrażających się w obyczajach, obrzędach, legendach, wierzeniach, przesądach i wróżbach, nieraz sięgających jeszcze czasów pogańskich. Kulturze tej ciekawej grupy karpackich górali poświęcono wiele publikacji". No właśnie, również i ta książka w całości poświęcona jest Huculszczyźnie, a więc krainie, gdzie nikt specjalnie nie interesuje się nazwą i granicami własnej wsi, bo bliższe są mu określenia szczytów, połonin i potoków; gdzie nikogo nie zdziwi widok kobiety z fajką w ustach, pykającą ją na równi z mężczyznami; odpowiedzi na pytanie o proweniencję Hucułów, koncentrując się jedynie na zasięgu" etnograficznym poszczególnych grup górali - których jest tu ponad 30 - zamieszkujących Karpaty Wschodnie. Na pewno jednak na terenach uznawanych za Huculszczyznę (patrz: Huculszczyzna) zdecydowanie wyróżniają się trzy spośród nich: Huculi, Bojkowie i Łemkowie (zgodnie z najnowszym podziałem karpackich górali na podstawie badań S. Hrabca, 1.1. Lukinova i J. Gudowskiego) i taką klasyfikację należy przyjąć za obowiązującą. Można zatem założyć, że Huculi to lud zamieszkujący tereny wyznaczone od zachodu przez Bystrzycę Sototwińską; od północy przez linię przebiegającą przez Pasieczną, Delatyn i Kuty; od południa przez Cisę, a od wschodu zamknięte Bukowiną lub - za Leszkiem Rymarowiczem i Markiem Olszańskim - powiedzieć, OSODIIWOSCI Stara Hucułka. Lała trzydzieste XX w. Fot. M. Seńkowski że: „Mianem Hucułów określa się ludność tubylczą Czarnohory i Beskidu Huculskiego. Ich siedziby rozciągają się w górnej części doliny Prutu wraz z dopływami i nad obu Czeremoszami, sięgając nieraz wysokości 1400 m n.p.m. Zamieszkując okolice izolowane i trudno dostępne, zachowali Huculi cały szereg odrębności kulturowych, wyrażających się w obyczajach, obrzędach, legendach, wierzeniach, przesądach i wróżbach, nieraz sięgających jeszcze czasów pogańskich. Kulturze tej ciekawej grupy karpackich górali poświęcono wiele publikacji". No właśnie, również i ta książka w całości poświęcona jest Huculszczyźnie, a więc krainie, gdzie nikt specjalnie nie interesuje się nazwą i granicami własnej wsi, bo bliższe są mu określenia szczytów, połonin i potoków; gdzie nikogo nie zdziwi widok kobiety z fajką w ustach, pykającą ją na równi z mężczyznami; gdzie wiara w istnienie i moc pogańskich czartów bywa mocniejsza od obowiązu- * jącej religii. To wreszcie książka o Hucułach - góralskiej społeczności, kierującej się własnym kodeksem i życiową filozofią zawartą w jednym zdaniu: „Jesteśmy tylko gośćmi na tym świecie, dlatego powinniśmy jeść, pić i kochać się jak najczęściej". Tylko Hucuł może też powiedzieć: „Nigdy nie buduj domu i nie dawaj niczego synowi, bo on uzna, że mu się to należało. Wszystko oddaj wnukowi - on ci podziękuje". Najpiękniej jednak i najgłębiej prawdę o Hucułach oddał Wołodymyr Szuchie-wicz: „Jedna ze znamiennych cech huculskiej duszy to tęsknota; ona też odbija się w ich życiu, zwyczajach i poezji. Hucuł kocha bardzo swoje góry, toteż mimo ЖЯжїзга OSODIIWOSCI swej ruchliwości niechętnie opuszcza je, a gdy zostanie do tego zniewolony, tęskni za górami..." Jordan to jedno z dwunastu najważniejszych świąt w Kościele wschodnim i bez wątpienia święto najbardziej barwne. Na Huculszczyźnie obchodzi się je 6 lub 19 stycznia (w zależności od tego, czy wierni są grekokatolikami czy prawosławnymi). Jego oficjalna nazwa brzmi Swiatoje Bohojawlenie. Przed lały Jordan nazywano również Chrztem Pańskim lub Epifanią, która była pierwszym historycznym obrządkiem związanym z tajemnicą Wcielenia (Św. Augustyn nazywał je bliźniaczą uroczystością Narodzenia Pańskiego). Pochodzenie Epifanii większość z badaczy wywodzi z greckiego pojęcia epifaneia, oznaczającego objawienie się bóstwa. Najstarsza wzmianka na temat obchodzonego 6 stycznia święta Epifanii pochodzi z 212 roku. „Na zamarzniętej tafli jeziora czy stawu rąbano szeroką przerębel. Wydobyte bryły lodu służyły do budowy ołtarza, migocącego w słońcu, jakby był z kryształu, przystrojonego zielenią świerczyny. Z cerkwi wychodziła procesja tłumna, chorą-gwiana, barwna. Pop brodaty, w złotolitej kapie, diak z głębokim basem, białe kożuchy przepasane krasnymi pasami, czerwone i żółte buty, jaskrawe chusteczki, złociste ikony, iskrzący śnieg, trzaskający mróz, kolumny pary wznoszące się z ust ku blademu błękitowi nieba. Kiedy święcenie wody zbliża się do końca, baby poczynają chichotać, dziewcęta, niby to zawstydzone, zasłaniają twarze, lec spod zapasek ciekawie zerkają. Bo gdy pop uczyni ostatni znak krzyża nad wodą, jeden parobek, drugi, trzeci, szósty, dziesiąty zrzucają odzienie, wyskakują z butów i - buch! do przerębli [...]. Teraz starsi gospodarze, zachęceni przykładem młodych, skaczą również w przerębel, rozumiejąc, że tą kąpielą osiągną cel podwójny: uczczenie Chrystusa Pana i zapewnienie sobie na rok zdrowia" - pisała barwnie o obrzędach tego święta Zofia Kossak. Dzisiaj Jordan poprzedza wigilia, podczas której wierni przestrzegają ścisłego postu, a w cerkwiach odprawia się tzw. królewskie godziny. Następnego dnia sprawowana jest Wieczernia, po której wierni ruszają z procesją nad brzeg najbliższej rzeki symbolizującej Jordan, gdzie poprzez trzykrotne zanurzenie krzyża w wodzie dokonuje się Wielikaja Agiasma - Wielkie Poświęcenie Wody. Jeśli woda jest zamarznięta, w lodzie wyrąbuje się przerębel w kształcie krzyża. Zaczerpniętą z rzeki wodą należy obmyć ręce i obowiązkowo zabrać w butelce do domu - ma bowiem uzdrawiającą moc. OMJUIIWUM.I Dzisiejsza Ukraina to kraj świętowania. Celebruje się tam nadal każdą z rocznic państwowych, także tych sowieckich, a od momentu odzyskania niepodległości, z którą nastąpiło odrodzenie religijności, do kalendarza dni wolnych od pracy dołączono także wszystkie święta kościelne. Zdecydowanie inaczej sprawa wygląda na Huculszczyźnie, zwłaszcza w jej górskich wioskach, które oparły się socjalistycznej indoktrynacji i zachowały większość rodzimych tradycji. Tam kalendarz od wieków wyznaczała przyroda, dyktująca rytm życia i determinująca wszystkie poczynania mieszkańców Czarnohory. Dlatego jednym z najważniejszych momentów w roku był dzień św. Jura (w kalendarzu gregoriańskim 6 maja) - symboliczny początek sezonu pasterskiego, po którym następował połonynskij chid. Równie istotne było zakończenie wypasu, przypadające w dzień Matki Boskiej Zielnej (patrz: Pasterstwo). Z kolei w dniu Przemienienia Pańskiego (święto Spasa, 19 sierpnia w kalendarzu gregoriańskim) święcono owoce z sadów i dopiero potem wolno było je jeść. Dla każdego Hucuła jednym z najważniejszych dni w roku jest także kwietniowe Błahowiszczenie, czyli Zwiastowanie Matki Boskiej (7 kwietnia w kalendarzu gregoriańskim), związane z licznymi gusłami i przepowiedniami dotyczącymi niemal każdej dziedziny życia. Takich świąt, ważnych i pomniejszych, jest w kalendarzu huculskim mnóstwo (patrz: Rachmańskyj Wełykdeń, Jordan) i generalnie odpowiadają one kalendarzowi kościelnemu - greckokatolickiemu i prawosławnemu. Jeszcze przed II wojną światową - jak zauważył Henryk Gąsiorowski - wyróżniało Hucułów to, że mieli oni zupełnie inne pojęcie roku, gdyż dzielili go na... dziesięć miesięcy! „Stary" rok i kalendarz huculski dzielił się tak oto: 1. Prosynec - przypadał na koniec naszego grudnia i początek stycznia; 2. Siczeń - obejmował drugą połowę stycznia i część lutego; 3. Marot - to druga połowa lutego i cały marzec, okres najbardziej nielubiany przez Hucułów; 4. Berczeń - przypadał na kwiecień i początek maja (tj. czas „pękania" i kwitnięcia brzozy); 5. Traweń - obejmował drugą połowę maja i czerwiec (czas zieloności traw); 6. Biłeń - to cały lipiec, kiedy „bieli się płótno"; 7. Kopeń - sierpień i połowa września, czyli czas sianokosów i układania siana w kopki; 8. Zowteń - to okres żółknięcia liści, od połowy września aż po drugą połowę października; 9. Padołyst- był kolejnym mało lubianym przedziałem roku od połowy paździer- osobliwości nika do połowy listopada; 10. Hrudeń - czas od połowy listopada do połowy grudnia, aż do świąt. Oczywiście dzisiaj pamiętają o tym podziale roku już tylko najstarsi mieszkańcy Czarnohory, którzy i tak, ze względów praktycznych, posługują się współczesnym kalendarzem. Kolęda huculska znacznie różni się od tej, do której przywykliśmy na polskiej wsi. Przede wszystkim nie każdy może zostać kolędnikiem, czyli członkiem tzw. zakonu, do którego zaprasza się jedynie wybranych. Chętnych jest bardzo wielu i z góry wiadomo, że niektórzy nigdy nie dostąpią tego wyróżnienia. Również samo kolędowanie wygląda inaczej. Przede wszystkim nie może trwać dłużej niż osiem dni, tyle czasu mieli bowiem kiedyś kolędnicy, żeby obejść kilka gmin, często bardzo od siebie odległych. Dlatego kolędowanie odbywa się u wybranego wcześniej gospodarza, w którego chacie schodzi się cała wieś no całonocną zabawę. To prawdziwy zaszczyt dla każdego Hucuła zostać wybranym przez szefa kolędników do zorganizowania takiego spotkania. Gdy już wszyscy zbiorą się w chacie, rozpoczyna się uczta, którą nagle, ni stąd, ni zowąd, przerywają... wystrzały i dźwięki tzw. kolędy podokiennej. Oznacza to, że domostwo otoczyli kolędnicy. Potem na sygnał dany dzwonkiem przez dowódcę grupy następuje „atak", po którym kolędnicy „zdobywają" chatę i zasiadają za stołem. No a później płyną słowa kolędy, na które zebrani po każdej zwrotce odpowiadają chórem: „Raduj się ziemio, Syn się narodził, raduj się!" Do rana kolędnicy odśpiewują kolejne teksty dobrane dla każdego z obecnych - inne dla gazdów i chłopców, inne dla kobiet i dziewcząt, jeszcze inne dla zmarłych. W chwilach odpoczynku wzmacniają się specjalnie dla nich przygotowanym jedzeniem i trunkami, bo „na Święty Wieczór gościnność tak się rozlewa jak rzeka górska, co rozbija zapory i porywa wszystko, co po drodze. Zaledwie pasterz skończy ugaszczać chudobę, otwiera na oścież wrota, a także drzwi swojej chaty, choćby nie wiadomo jaki mróz trzaskał. Wzywa i zaprasza takich gości, których przez cały rok nikt nie widuje, a jeśli nawet widuje, na pewno nikt ich nie zaprasza" - pisał Stanisław Vincenz. Prawdziwym zaszczytem jest wypicie toastu z szefem grupy z jego dzwonka, co jednak zdarza się niezmiernie rzadko. Zwykle takie wyróżnienie spotyka najstarszych z obecnych, gospodarza domu i wybranych gości. Oczywiście, jak to u Hucułów, nie może obejść się bez tańców (patrz: Taniec huculski), z których najzabawniejszy jest tzw. pląs. W samym tańcu nie byłoby OSODIIWOSCI może nic szcególnego, gdyby nie pewien obyczaj, o którym możemy przeczytać u Vincenza w jego Prawdzie starowieb. „I wówczas naprzód starcy, co pamiętali dawny obyczaj, brali się za ręce po dwóch, to w skokach naprzód, to w nagłych zwrotach wstecz, to w przysiadach. Atakowali jednego po drugim obecnych, wzywając pieśnią, aby dał za pląs pieniądze na cerkiew. Lecz wkrótce młodzi pląsarze zmieniali starszych. Bo każdy z obecnych wiedział, nawet dziecko każde wiedziało, że ma to być próba wytrzymałości pląsarzy, czy długo i wytrwale potrafią tak skakać, przysiadać, pląsać i śpiewać równocześnie, na to aby wydusić pieniądze. I każdy, choć trzymał pieniądze przygotowane w garści, starał się wytrzymać pląsarzy jak najdłużej". Kolędę taką odprawia się na Huculszczyźnie - na przykład w licach - także i teraz. Trzeba jednak mieć kogoś wprowadzającego spośród miejscowych, żeby móc wziąć w niej udział. Goście zresztą są mile widziani, bo zwykle to właśnie oni najhojniej obdarowują pląsarzy. Według słownikowej definicji koniki huculskie to prymitywna rasa górskich koni użytkowych pochodząca od tarpana. Ich charakterystyczne cechy to: krępa budowa ciała, długa głowa, krótki kark, bardzo silna szyja, mocny grzbiet, szerokie lędźwie, silne krótkie kończyny o małych mocnych kopytach. Konie te są odporne na choroby, długowieczne, przystosowane do trudnych warunków bytowania, dobrze wykorzystują paszę. Chody mają energiczne, obfite owłosienie ogona i grzywy. Cenione są za zdrowie, żywotność, łagodny charakter i dzielność w pracy. Na połoninach żyły półdziko. Na Huculszczyźnie panuje przekonanie, powielane przed wojną przez Henryka Gąsiorowskiego, że ten niewielki koń wywodzi się od ras tureckich, które przywędrowały na Bukowinę podczas tureckiej okupacji. Koniki te użytkowane były od dawna przez Hucułów, ruskich górali zamieszkujących wschodnią część łuku Karpat, którzy żyli z hodowli, pasterstwa i prac leśnych. Oo dzisiaj: „Gdzie Hucuł, tam i koń, nie byłoby człowieka w górach, w czarnych puszczach i złotych czapach poronińskich, gdyby nie koń. Przebywanie wielkich odległości, przynoszenie ciężarów do rozrzuconych i wysoko obok pastwisk górskich położonych chat huculskich nie byłoby m