6367
Szczegóły |
Tytuł |
6367 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6367 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6367 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6367 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TOMASZ OLSZAKOWSKI
PAN SAMOCHODZIK I CZARNY KSI���
WST�P
Polska, ok. 3600 roku p.n.e.
Ksi�yc w pe�ni wzeszed� nad lasem. Stary w�dz wyszed� z namiotu. Na twarzy mia� mask� wykonan� z mi�kkiej, dobrze przylegaj�cej jeleniej sk�ry. Jego poddani padli na twarz i oddali mu pok�on. Bali si� go. A jednak czu� si� niepewnie. Jego brat zosta� kilka lat wcze�niej zamordowany przez podleg�ych mu ludzi. Przez sze��set lat, od chwili kolonizacji tych ziem, kilka razy zdarza�y si� pr�by buntu...
W�adca poprawi� sk�rzany pas. Wspar� si� na s�katym konarze. Nogi nie chcia�y go ju� s�ucha�... Pewnie niebawem spocznie w kurhanie obok swego ojca i dziada. Idzie jesie�, zim� sp�dz� w starej osadzie na p�nocy. Ale najpierw musi dope�ni� obrz�du... Noc by�a ch�odna, ale poci� si� obficie, czuj�c l�k, jak zawsze przed rozmow� z bogami. Szaman poda� mu miseczk� z wywarem. Dotkn�� wisz�cego na szyi miedzianego amuletu. Podw�jny top�r; od co najmniej trzech tysi�cy lat ludzie nosz�cy ten znak czcili Wielk� Matk� i oddawali cze�� Ksi�ycowi. On te� si� ba�... Nie lubi� spotyka� obcych bog�w.
- Ju� czas - powiedzia�.
Razem ruszyli s�abo widoczn� �cie�k� prowadz�c� przez rozleg�� polan�. Za dnia to miejsce t�tni�o �yciem. W dziesi�tkach szyb�w uwijali si� ludzie. Z wapiennej ska�y wyrywali ci�kie bu�y pasiastego krzemienia. We wiosce, je�li mo�na tak nazwa� skupisko sza�as�w, obrabiano je nast�pnie, tworz�c groty w��czni, no�e, kamienne siekiery. Pracownie obr�bki by�y otoczone przez ha�dy odpad�w, ostrych od�amk�w nieprzydatnych do niczego. Nieco na uboczu pola g�rniczego zia�y czelu�cie kilku nieu�ywanych ju� szyb�w. Do nich w�a�nie skierowa�a si� milcz�ca para.
Jeden z m�czyzn poda� im p�on�ce �uczywo. Drewniana belka z naci�ciami pos�u�y�a jako drabina. Szyb by� naprawd� g��boki. Mia� co najmniej dziesi�� metr�w od kraw�dzi do dna. Zeszli ostro�nie. Szaman, o po�ow� m�odszy od wodza, ubezpiecza�. Tu nie by�o ju� wida� blasku ksi�yca. Smolna szczapka p�on�ca w d�oni dawa�a niewiele �wiat�a. Zag��bili si� w niski chodnik. Najpierw musieli si� schyli�, po chwili opa�� na czworaka. Poruszanie si� by�o bardzo uci��liwe. Wreszcie dotarli do celu. Niewielka salka mia�a mo�e sto osiemdziesi�t centymetr�w wysoko�ci i oko�o p�tora metra �rednicy. Jej �ciany starannie wyg�adzono. Na wyst�pie sta� pos��ek b�stwa wykuty z niedu�ej bry�y malachitu. Roz�o�yli dwie maty plecione z trzciny. Ska�a by�a lekko wilgotna.
W�dz przytkn�� naczy�ko do ust. Wywar z truj�cych grzyb�w by� bardzo gorzki, ale tylko on m�g� zapewni� wielogodzinny trans, bezpo�rednie spotkanie z przodkami, duchami i b�stwami. Niekiedy sprowadza� te� ob��d, a nawet �mier� w m�czarniach. Reszt� napoju wypi� jego towarzysz. Po�o�y� na kolanach p�aski b�benek z ko�l�cej sk�ry naci�gni�tej na drewnian� obr�cz. Magiczne symbole, wymalowane czerwonym sokiem z prze�utej kory olchowej, w s�abym �wietle wydawa�y si� zupe�nie czarne. To by�a miejscowa magia. Symbole nawi�zywa�y do tych dawnych, malowanych ochr� na �cianach jaski� Altamiry i Lascaux. Ostatnie wspomnienie dawnego �wiata �owc�w jeleni. Amulet wodza zapowiada� nowe czasy. �wit epoki metali.
Kamienna figurka siedz�ca na p�ce patrzy�a na nich oboj�tnie. Mija�o sze��set lat od chwili, gdy przywieziono j� z po�udnia. Zaznaczone rysikiem oczy pos��ka widzia�y w tym czasie wiele wydarze� i niejedno jeszcze mia�y zobaczy�. W�dz patrzy� na rze�b� z rozrzewnieniem. Wspomina� swoj� m�odo��, wykute w podziemiach �wi�tynie, nauki starego mistrza, pierwsze udane operacje chirurgiczne... Zapali� bry�k� zi� zmieszanych z �ywic�. Powietrze wype�ni� silny dusz�cy dym. W zamkni�tej przestrzeni jego wo� by�a szczeg�lnie mocna.
Szaman bi� w b�ben lekkimi, szybkimi ruchami d�oni. D�wi�ki wibrowa�y w ciemno�ci. Obaj m�czy�ni zacz�li zapada� w trans. Tu i �wdzie pojawi�y si� w powietrzu fosforyzuj�ce smugi - pierwsze wizje... Dopalaj�ce si� �uczywo i �arz�ce si� kadzid�o rzuca�y krwawy poblask na czarn� sk�r� starego wodza.
ROZDZIA� PIERWSZY
NOWA PRZYGODA � BADAM MAP� � STUDENCI ARCHEOLOGII � OBOZOWISKO � DOKTOR HRECZKOWSKI � LE�NE WYKOPALISKA
Brz�czyk interkomu oderwa� mnie od pracy. W��czy�em mikrofon.
-Zamelduj si� u mnie - us�ysza�em g�os Pana Samochodzika.
Dwadzie�cia sekund p�niej wchodzi�em do jego gabinetu. U�miechn�� si� na m�j widok. Poczu�em lekkie uk�ucie w do�ku. Znalem ten u�miech. Co� si� szykowa�o. Czy�by nowa wspania�a przygoda?
- Jestem do dyspozycji - wypr�y�em si� z u�miechem.
- Spocznijcie, Daniec - za�artowa� szef. Opad�em na krzes�o.
- Co wiesz na temat archeologii? - zapyta� �widruj�c mnie wzrokiem.
- Archeolodzy to tacy, kt�rzy grzebi� w ziemi - powiedzia�em - i znajduj� tam r�no�ci... Czasem pot�uczone garnki, czasem z�ote skarby...
- Raczej to pierwsze - sprowadzi� mnie na ziemi�.
-Skorupy te� maj� swoj� warto�� - zauwa�y�em. - Dla nauki przypalony gar mo�e by� bezcenny.
- Znakomicie. Co powiesz na to, �eby si� do nich na miesi�c przy��czy�? Poganiasz sobie z �opat� po lesie, dotlenisz si�. Odzyskasz kondycj� po zimowym bezruchu.
- Zima i wiosna by�y pracowite - przypomnia�em.
- Fakt - nie zamierza� si� k��ci� - ale le�ne powietrze lepsze ni� warszawskie.
Popatrzy�em na niego uwa�nie. Sili� si� na beztrosk�, ale co� go gryz�o.
- Co� si� sta�o? - zgad�em.
- Tak - spowa�nia�. - Jeden z moich przyjaci� prowadzi badania w lesie ko�o Ozorkowa. Badania s� absolutnie prze�omowe dla naszej nauki - tak przynajmniej twierdzi. I niestety, wszystko wskazuje na to, �e komu� bardzo zale�y, �eby nie by�y prowadzone. Do tej pory nieznani sprawcy zdemolowali mu samoch�d zaparkowany opodal miejsca wykopalisk. Wcze�niej, jeszcze zim�, kto� napisa� kilka paszkwili do generalnego konserwatora zabytk�w... Podrzucono mu te� kilka z�otych rzymskich monet do biurka w instytucie, a potem napisano donos...
- Fiu! - gwizdn��em przez z�by.
- W donosie insynuowano, �e ukrad� je podczas wykopalisk. Zebra�a si� nawet komisja dyscyplinarna, ale na szcz�cie ekspertyza wykaza�a, �e monety zosta�y podrobione. Prowokacja szyta grubymi ni�mi, gdyby je faktycznie ukrad�, nie trzyma�by ich przecie� w pracy...
- Ma jakich� wrog�w?
-Twierdzi, �e nie. Obawia si� jednak sabota�u na wykopaliskach... Dlatego prosi� nas o pomoc. Pojedziesz tam oficjalnie jako archeolog. Pokopiesz miesi�c w ziemi, popatrzysz uczestnikom na r�ce. Postarasz si� rozwik�a� zagadk�. Zreszt�, co to za zagadka, jeden student pewnie zosta� przez kogo� przekupiony i rozrabia. Zapewnisz bezpiecze�stwo kierownikowi... W lesie podobno jest ca�a masa grzyb�w - kusi�. - Podjesz sobie, ususzysz na zim�, a mo�e i dla mnie z p� kilograma przywieziesz, a ja si� jako� odwdzi�cz�.
- Z przyjemno�ci�. Ale potrzebuj� jeszcze kilku danych. Co to za wykopaliska? Dlaczego komu� mog�oby zale�e� na ich sabotowaniu? Przecie� w polskich lasach nie odkrywa si� Atlantydy...
- Z tego co powiedzia�, bada stanowisko kultury puchar�w lejkowatych. W lesie jest kilka kurhan�w, a opodal nich uda�o mu si� trafi� na osad� tego ludu. Pono� to bardzo ciekawe, bo niecz�sto si� trafia i cmentarzysko, i pradziejowa wioska. W zesz�ym roku robi� sonda�, w tym postanowi� i�� na ca�o��. Chce zbada� co najmniej jeden kurhan i po�ow� terenu, na kt�rym sta�y domostwa.
- Brzmi ambitnie - pokr�ci�em g�ow�. - Kiedy mia�bym wyrusza�?
- Za cztery dni. Jeszcze jedno - wyj�� z szuflady szar� kopert�, a z niej map� sztab�wk�. - Obejrzyj sobie okolic�. Miejsce obozowiska jest zaznaczone czerwonym k�kiem.
Podzi�kowa�em i poszed�em do siebie. Roz�o�y�em sztab�wk�, prawie ca�a powierzchnia by�a intensywnie zielona. Mieszany las, okolica lekko pag�rkowata. W lewym dolnym rogu, czyli na po�udniowy wsch�d od obozowiska, by�o wida� troch� p�l i kilka dom�w. Wioska Ozorkowo. Szosa, ko�ci�, przystanek PKS-u, poczta...
Do obozowiska wiod�a droga gruntowa. Las przecina�a rzeczka. W jej zakolu narysowano czerwone k�ko, a sto metr�w dalej dwa czerwone tr�jk�ciki i nieregularn� plam�. Na drodze, w miejscu, gdzie przecina�a rzek�, zaznaczono k�adk�. �adnych rewelacji. Na p�noc od tr�jk�cik�w by�o bagienko, las przecina�a droga �u�l�wka biegn�ca niemal dok�adnie ze wschodu na zach�d. Dalej znowu by�y lasy.
Zamy�li�em si� patrz�c na papier. Tajemniczy wr�g, je�li zechce, mo�e podkra�� si� do obozowiska lub na teren wykopalisk dos�ownie z ka�dej strony... Ogl�da�em map� z coraz wi�kszym frasunkiem. Potem na kartce sporz�dzi�em spis niezb�dnego wyposa�enia. Na zako�czenie wywo�a�em katalog ministerialnej biblioteki i z�o�y�em zam�wienie na kilka ksi��ek. Skoro mia�em udawa� archeologa, trzeba by�o troch� doczyta� na temat kultury, kt�rej stanowisko mia�em pomaga� bada�...
***
Wysiad�em z poci�gu na dworcu we W�oc�awku. Solidny plecak ci��y� przyjemnie. W my�l instrukcji szefa powinienem znale�� dworzec PKS-u, a na samym dworcu rozejrze� si� za innymi uczestnikami bada�. Autobus do Ozorkowa odchodzi� za godzin�... Odszuka�em przystanek, kupi�em bilet. Stan��em ko�o kasy i zacz��em z uwag� przygl�da� si� ludziom. Jak rozpozna� studenta pierwszego roku archeologii? Nie jest to szczeg�lnie trudne. Ci najm�odsi adepci trudnej sztuki grzebania w ziemi wychowali si� na specyficznym gatunku film�w, kt�re kr�cili ludzie nie maj�cy o archeologii zielonego poj�cia.
Skutkiem tego ka�dy niemal student pierwszego roku nosi sk�rzan� torb� przerzucon� przez rami�, bawe�nian� lub p��cienn� koszul� z zawini�tymi r�kawami i kowbojski kapelusz. Dopiero po pierwszym sezonie prac wykopaliskowych studenci przekonuj� si�, �e str�j Harry�ego �Indiany" Jonesa nie bardzo pasuje do naszego klimatu i rodzaju prowadzonych bada�...
Na dworcu autobusowym siedzia�o czterech m�odzie�c�w. Wszyscy byli ubrani dok�adnie jednakowo, tyko nieco r�ni�y ich nakrycia g�owy. Jeden mia� sk�rzany kowbojski kapelusz. Sp�ywa�y mu spod niego stru�ki potu, nic dziwnego, lipcowe s�oneczko przygrzewa�o ostro... Obok niego siedzia� drugi typek, wygl�da� niemal identycznie, cho� kapelusz mia� filcowy; trzeci nosi� dumnie korkowy kask, kupiony chyba w sklepie ze sprz�tem z demobilu. Czwarty ubra� si� najsensowniej. Jego g�ow� zdobi� kapelusz uszyty z grubego p��tna. Ale to w�a�nie ten ostatni zaopatrzy� si� w torb� niemal identyczn� jak te z filmu. Tylko gruby r�aniec na szyi nie pasowa� do reszty stroju. Ponadto ka�dy z nich posiada� wypchany plecak stoj�cy ko�o �awki. �aden natomiast nie mia� przy pasie zwini�tego bata... Mo�e nie uda�o im si� kupi� odpowiedniego?
U�miechn��em si� i ruszy�em im na spotkanie.
- Magister Pawe� Daniec - przedstawi�em si�. Nawet nie musia�em k�ama�, faktycznie by�em magistrem, tyle tylko, �e innej nieco nauki... - Panowie na wykopaliska do Ozorkowa?
Wymienili zdziwione spojrzenia. - A sk�d pan wie? - zdumia� si� jeden.
U�miechn��em si� tylko w odpowiedzi. Przedstawili si�. Piotrek, Artur, Sebastian i Marek... Przesun�li si� robi�c mi miejsce na �awce.
- By� pan ju� w Ozorkowie? - zapyta� Sebastian, wachluj�c si� sk�rzanym kapeluszem.
-Nie - pokr�ci�em g�ow� - ale z tego co wiem, mamy tam przekopa� kawa� lasu...
- To jak trafimy? To pono� sze�� kilometr�w od wsi - zafrasowa� si� Marek.
Nie przyzna�em si�, �e widzia�em map�. Czy kt�ry� z nich m�g� by� nas�anym sabota�yst�? Chyba nie. Dopiero tam jechali, a samoch�d zniszczono kilka dni temu. Wola�em jednak nie odkrywa� swoich atut�w.
- Jako� trafimy - uspokoi�em go. - We wsi zapytamy. Zreszt� do Ozorkowa dociera tylko jeden pekaes dziennie. Niewykluczone, �e kto� wyjdzie nam naprzeciw.
Kiwn�li g�owami.
- Pierwszy raz na wykopaliskach? - podtrzymywa�em rozmow�.
- Pierwszy - odpar� Piotrek w imieniu ich wszystkich. - W instytucie powiedzieli mam, �e mamy okazj� zakosztowa� dziewi�tnastowiecznych prac wykopaliskowych. Teraz si� ju� tak prawie nie kopie...
- Czy�by nasz kierownik stosowa� dziewi�tnastowieczne metody badawcze? - zdziwi�em si�. - S�ysza�em, �e to jeden z lepszych fachowc�w. Prace naukowe pisa� o mikroszlifach ceramiki...
- Nie, chodzi�o o to, �e mamy mieszka� w lesie w namiotach - wyja�ni� milcz�cy dot�d Artur. - �e si� tak wyra��, na �onie natury. Nawet nie w barakowozach.
- Jak w pionierskich latach... - doda� Marek.
Kiwn��em g�ow�. Skoro mia�em udawa� archeologa, nie mog�em si� zdradza� ze swoj� niewiedz�. Zanotowa�em w pami�ci, �e archeolodzy na wykopaliskach �yj� w barakach. Kto by pomy�la�.
- Zobaczymy, co ciekawego uda nam si� znale�� - zmieni�em temat.
- Ciekawe - przyzna� Piotrek. - Pono� jest tam do przekopania osada... B�dzie masa skorupek, narz�dzia, jamy zasobowe...
Uczone rozwa�ania przerwa� nam przyjazd autobusu. Wt�oczyli�my si� do �rodka. Pojazd zarz�zi� konaj�cym silnikiem i ruszy� po wyboistej drodze. Usadowi�em si� wygodnie i uda�em, �e przysypiam. Uwa�nie jednak lustrowa�em wzrokiem wn�trze autobusu. Czy kto� z podr�nych m�g� jecha� tam gdzie my? Nikt nie wygl�da� podejrzanie. Jakie� babiny wracaj�ce z bazaru w mie�cie, stary ch�opina drzemi�cy z niezapalonym papierosem w z�bach, parka w dresach zatopiona w mi�osnym u�cisku... Nikogo podejrzanego.
Godzin� p�niej byli�my na miejscu. Wysiedli�my na piaszczyste pobocze. Wioska by�a niewielka, liczy�a mo�e pi�tna�cie dom�w. Sklep - baraczek zbudowany z dykty, p�yt gipsowo-kartonowych i eternitu - przechyli� si� mocno na jedn� stron�. Jedynym solidnym elementem by�y kraty w oknach. Poprzekrzywiane p�oty, kundle drzemi�ce w upale przy budach. Pola, kilka drzewek owocowych... Po szosie biega�y kury. Pekaes sapn�� i odjecha� w tumanach kurzu i spalin. Piotrek zakaszla�. Zostali�my sami.
Do lasu prowadzi�a tylko jedna dr�ka, zaczynaj�ca si� ko�o przystanku. Piaszczysta, niegdy� posypana �u�lem, poznaczona koleinami. Zwyk�a wiejska droga, mo�e tylko nieco bardziej zaro�ni�ta traw�... Chyba niecz�sto jej u�ywano.
- S�dz�, �e t�dy - wskaza�em j� d�oni�.
Przypatrzyli si� jej z pow�tpiewaniem, ale wreszcie zgodzili si� ze mn�. Ruszyli�my przez pola. W zbo�u ros�a masa chwast�w, trudno by�o oceni�, czy to jeszcze uprawa, czy te� pszenica odrasta z samosiejek. Spod naszych n�g wyrwa� zaj�c. Wyj��em z kieszeni telefon kom�rkowy. By�em na granicy zasi�gu. Nim doszli�my do lasu, ju� nie by�o pola.
- No, to jeste�my odci�ci od cywilizacji - oznajmi�em wy��czaj�c telefon.
Studenci popatrzyli na swoje telefony. Wy��czali je jeden po drugim...
-Tak oto cofamy si� w czasie do �redniowiecza - powiedzia� w zadumie Marek. - Wkraczamy do lasu, w g�szcz, gdzie nie spos�b dojecha� samochodem... Gdzie nie dzia�aj� telefony, gdzie nie ma dr�g, pr�du ani ciep�ej wody...
- B�dziemy myli si� w zimnej - uspokoi�em go. - A co do telefon�w, gdyby by�o trzeba zadzwoni�, wystarczy cofn�� si� tutaj... Zreszt� na miejscu mo�e b�dzie zasi�g, je�li stacja przeka�nikowa jest od drugiej strony lasu.
Droga sko�czy�a si� na kraw�dzi puszczy. Pierwotnie, s�dz�c po resztkach �u�la, bieg�a dalej, ale obecnie zaros�a traw�. Pozosta�a tylko �cie�ka. Na jednym z drzew kto� zawiesi) na sznurku tabliczk� z dykty, ze strza�k� i napisem: �Do obozu archeologicznego".
- Jak widzicie, jeste�my na dobrym tropie - u�miechn��em si�. - Naprz�d. Mamy do przej�cia trzy kilometry... Za p� godziny b�dziemy na miejscu.
Doci�gn�li�my paski plecak�w i ruszyli�my, stopniowo przyspieszaj�c marsz. �cie�ka wi�a si�, chwilami gin�a w trawie, ale dawna droga bieg�a przecink�, nie grozi�o nam wi�c, �e zboczymy ze szlaku. Niebawem dalsz� drog� przegrodzi� nam strumie�. Ciek wodny zar�s� trzcin�, nad jego korytem by� przerzucony mostek zbity byle jak z okr�glak�w. Drewno dawno spr�chnia�o, wida� od lat nie u�ywano go ani nie remontowano. Nie pami�ta�em tej przeszkody z mapy - widocznie nie zaznaczono jej...
Przeszli�my pojedynczo po trz�s�cej si� konstrukcji.
-Ob�z archeologiczny le�y nad rzek� - powiedzia�em. - To mo�e by� jakie� starorzecze, kt�re z czasem ca�kiem zaros�o. Chyba jeste�my ju� niedaleko...
Kiwn�li g�owami, ale byli chyba zbyt znu�eni marszem, aby odpowiedzie�. Ruszyli�my naprz�d. Teren nieznacznie wznosi� si�, nieoczekiwanie drzewa li�ciaste zosta�y z ty�u, a my znale�li�my si� w�r�d sosen. W upale puszcza�y olejki eteryczne, w powietrzu unosi�a si� intensywna wo� �ywicy i terpentyny.
Poszycie prawie znikn�o, tylko gdzieniegdzie w�r�d drzew ros�y krzaki. Maszerowali�my coraz wolniej. Wreszcie zarz�dzi�em dziesi�ciominutowy post�j. Powietrze drga�o od upa�u. Ocierali�my pot z cz�. �Archeologiczne" kapelusze dawno ju� zosta�y przytroczone do plecak�w. Wypili�my po kilka �yk�w wody mineralnej i powlekli�my si� naprz�d. Nieoczekiwanie daleko przed nami pojawi� si� poruszaj�cy si� punkt. Zbli�a� si� szybko. Cz�owiek na rowerze. A jednak kierownik wys�a� nam kogo� naprzeciw. Po chwili przed nami zatrzyma�a si� dziewczyna. By�a wysoka, raczej szczup�a, w�osy spi�a z ty�u w niewielki kucyk. Na nosie mia�a okulary w cienkiej oprawie. Na oko s�dz�c, te� by�a jeszcze studentk�, ale chyba o dwa, trzy lata starsz� ni� moi towarzysze.
- Magda Sk�rzewska - przedstawi�a si�. - Jestem zast�pc� doktora Hreczkowskiego. Jeste�cie nareszcie...
Wymienili�my nasze imiona.
- Obozowisko jest ju� niedaleko - wyja�ni�a. - Jaki� kilometr st�d.
Wszyscy wydali zgodny j�k.
- No, co wy? - popatrzy�a z nagan�. - Je�li do tego stopnia brakuje wam kondycji, to jak zniesiecie machanie �opatami po osiem godzin dziennie?
W odpowiedzi wydali kolejny j�k.
- Poczekam na was na miejscu - powiedzia�a z dezaprobat� w glosie i odjecha�a.
- Osiem godzin z �opat� w gar�ci - mrukn�� Artur. - A mo�e uciekniemy?
- E, mo�e �artowa�a - pocieszy� go Piotrek.
-Nie, pozna�em po jej oczach - desperowa�. - Wyko�cz� nas w tym lesie - biadoli� z udawan� rozpacz�. - A na koniec zakopi� w kurhanie dla przysz�ych archeolog�w...
- Po pierwsze, o tej porze nie ma ju� autobusu, a po drugie, obawiam si�, �e do szosy jest dalej ni� do obozowiska - zgasi�em go. - Zreszt�, jako pomocnik kierownika, chyba mam was pilnowa�, �eby�cie nie zwiali...
Artur popatrzy� na mnie z udawan� nienawi�ci�. Wszyscy roze�mieli�my si�. Powlekli�my si� dalej. Niebawem znowu weszli�my w las mieszany. Teren opad�. Tu by�o ch�odniej, a drzewa rzuca�y przyjemny cie�. Powia� wiatr. Robi�o si� troch� przyjemniej
- Pracowa� pan ju� u tego Hreczkowskiego? - zapyta� Marek.
- Niestety, nigdy go nie spotka�em.
- Podobno to straszliwy sadysta - odezwa� si� Piotrek. - Tak o nim w ka�dym razie gadaj�...
- Nie ma sensu uprzedza� si� od razu - mrukn��em. - Jak dotrzemy na miejsce, to si� przekonamy. Mo�e nie jest taki z�y... Czasem cz�owieka obgadaj�, a potem si� z�a opinia ci�gnie za nim jak smr�d przypalonej gumy.
Jako� nie chcia�o mi si� wierzy�, �e pan Tomasz m�g�by przyja�ni� si� z takim cz�owiekiem. Szef starannie dobiera� sobie znajomych...
Wreszcie wyszli�my na brzeg rzeki. Mia�a mo�e dwa metry szeroko�ci, brzegi by�y poro�ni�te trzcin�. Po drugiej stronie by�o wida� �adn�, piaszczyst� �ach�, otoczon� kilkunastoma d�bami rosn�cymi w p�okr�gu. Za nimi znowu ci�gn�� si� sosnowy las. Drzewa rzuca�y cie�. Kto� zbi� z brzozowych belek pomost, kt�ry nad trzcinowiskiem prowadzi� do wody. Na skraju obozu sta�a b��kitna budka - przeno�na latryna. W cieniu pomi�dzy drzewami sta�y trzy du�e wojskowe namioty z grubego brezentu. Woko�o kilkana�cie mniejszych - turystycznych. Spojrza�em na zegarek. By�a pi�tnasta, widocznie wi�kszo�� uczestnik�w znajdowa�a si� jeszcze na terenie wykopalisk...
- Drut�w kolczastych jako� nie wida� - za�artowa�em.
Most przerzucony przez rzeczk� by� w�a�ciwie tylko k�adk�. Od biedy mo�na by�o przejecha� po nim na rowerze. Na jego drugim ko�cu do drewnianego s�upka przybita by�a tabliczka: �Teren bada� archeologicznych. Niezatrudnionym wst�p surowo wzbroniony. Zostali�cie ostrze�eni".
Zignorowali�my j�. Przecie� przyjechali�my tu do pracy...
***
Magda ju� na nas czeka�a.
- Dobra, znajd�cie sobie miejsce na namioty - zadysponowa�a. - Szef b�dzie za dwadzie�cia minut. My� si� mo�na w rzece, ubikacja jest tam - wskaza�a budk�. - �mieci wrzuca� do �mietnika - klepn�a d�oni� plastykowy kontener. - Praca od �smej rano do szesnastej, z p�godzinn� przerw�... Reszt� wyja�ni kierownik.
Trzeba przyzna�, �e umia�a narzuci� pos�uch. Rozstawi�em sw�j namiot niedaleko drzewa. W cieniu by�o przyjemnie ch�odno. Wbi�em �ledzie g��boko w piasek. Nad rzek� le�a�o kilka kamieni, przyd�wiga�em osiem i przygniot�em nimi ko�c�wki linek. Pod�o�e nie by�o zbyt spoiste. Spryska�em wej�cie aerozolem, �eby mi do �rodka nie w�azi�y robaczki. Nadmucha�em sobie materac, zas�a�em go kocem i rzuci�em na to �piw�r. Zadomowi�em si�. Plecak po�o�y�em obok. Upa� powoli zel�a�. Wype�z�em z namiotu, zrobi�em kilka pompek. Rozleniwienie upa�em powoli przechodzi�o. Poszed�em na pomost i ochlapa�em si� wod�.
Powoli wracali studenci, kt�rzy dot�d siedzieli w lesie. Sk�adali szpadle, �opaty i inny sprz�t do jednego z namiot�w, zapewne b�d�cego magazynem. Przygl�da�em si� im. Wszyscy zm�czeni, zakurzeni, w ci�kich butach... Kilku znowu mia�o kowbojskie kapelusze. U�miechn��em si� w duchu. Jeszcze par� dni takiej roboty i filmowe stereotypy wywietrzej� im z g��w. Obserwowa�em ich, �aden nie wygl�da� podejrzanie...
Wreszcie z lasu wyszed� nasz kierownik.
- O rany, co za cudak - mrukn��em sam do siebie.
Doktor Hreczkowski by� raczej niewysoki. Nosi� brod� i w�sy, przyci�te tak, �e nadawa�y jego twarzy nieco kozacki wygl�d. Na g�owie mia� kr�tko przystrzy�one w�osy nieokre�lonej barwy starej s�omianej strzechy. Na spoconym nosie siedzia�y okulary. Przyciemniane szk�a by�y osadzone w cienkiej, odrapanej, metalowej oprawce. Zlustrowa� obozowisko. Przybycie uzupe�nie� nie usz�o jego uwagi. Natychmiast te� wy�owi� wzrokiem mnie. Ruszy� w moj� stron�.
- Tomasz Hreczkowski - u�cisn�� mi d�o�.
- Pawe� Daniec - potwierdzi�em jego domys�y.
- �wietnie - mrukn��. - Zjemy obiad i zapraszam na ma�y obch�d terenu.
Kiwn��em g�ow� na znak zgody. Jak si� okaza�o, za jednym z namiot�w urz�dzono kuchni� polow�. W wielkim kotle ustawionym na maszynce gazowej gotowa�a si� chi�ska zupa z kawa�kami kie�basy.
- Wegetarianizm jest religi�, podobnie jak marksizm - powiedzia� Hreczkowski b��dnie interpretuj�c moje zaskoczenie.
-Nie jestem wegetarianinem - u�miechn��em si�. - I s�usznie.
�adna brunetka dy�uruj�ca przy kotle nala�a nam po misce zupy. Przeszli�my do jednego z du�ych namiot�w.
- Tu mam pracowni� i podr�czny magazyn znalezisk - wyja�ni�. - Na razie niewiele tego, ale licz�, �e niebawem b�dzie du�o wi�cej. To bardzo bogate stanowisko. Nape�nimy wszystkie pud�a...
Usiedli�my przy stole. Jedz�c rozgl�da�em si� woko�o. Stosy pustych kartonowych pude�ek, st� kre�larski, drugi st�, na kt�rym sta�o kilka skrzynek z piaskiem.
- Czy Pan Samochodzik wspomina�, po co jest mi pan tu potrzebny? - zapyta� kierownik.
-Tak. Pono� kto� chce utrudni� prace...
- Tego w�a�nie si� obawiam... - mrukn��. - S�dz� te�, �e kt�ry� ze student�w mo�e by� w to zamieszany. Samoch�d mi rozwalili w drobny mak...
- Czy pa�skie podejrzenia opieraj� si� na jakich� faktach, czy to tylko przeczucie? - indagowa�em.
Przez chwil� jad� w milczeniu.
- To tylko poszlaki - odpar� wreszcie. - Kto� zniszczy� samoch�d. C�, to jest popegeerowska wie�, to m�g� by� przypadek. Ale z drugiej strony... Wzi��em z magazynu w instytucie niwelator, sprawdzi�em jak dzia�a, wszystko by�o w porz�dku. Przywioz�em go tutaj i daje b��d pomiaru rz�du dwudziestu centymetr�w. To te� mo�e by� przypadek, mog�em tego nie zauwa�y� w Warszawie, ale co� mi m�wi...
- Dlaczego kto� mia�by sabotowa� te badania? - zaatakowa�em wprost.
- Mam pewn� koncepcj�. Licz� na to, �e te wykopaliska j� potwierdz�. Na sesji archeologicznej w Wyknie jesieni� zesz�ego roku wyg�osi�em wst�pny referat... Przyj�to go ze skrajnym niedowierzaniem, ale s�dz�, �e co najmniej kilku cz�onk�w naszego �rodowiska gotowych jest zrobi� wszystko, byle nie potwierdzi�a si� moja teoria.
-A konkretnie? - zapyta�em.
Uciek� spojrzeniem w bok i d�ugo milcza�.
- Na razie wola�bym o tym nie m�wi� - powiedzia� wreszcie. - Wydawa�oby si�, �e nie ma to wi�kszego znaczenia, ale s� pewne niepopularne teorie. Na przyk�ad m�wi si� o tym, �e mieszka�cy Biskupina byli Pras�owianami i biada temu, kto b�dzie twierdzi�, �e od nich pochodz� ludy germa�skie. Moja koncepcja jest w sumie odrobin� podobna. Mo�e zdrowo namiesza�... Je�li si� potwierdzi.
- Czyli z grubsza chodzi o pochodzenie mieszka�c�w tej ziemi? - W pewnym sensie - znowu uchyli� si� od odpowiedzi. - Niby min�o pi�� tysi�cy lat, ale...
Stropi� si�.
- Widzi pan - powiedzia� wreszcie - w nauce jest niestety tak, �e liczy si�, kto pierwszy co� odkryje i opublikuje. Je�li dajmy na to kilka zespo��w bada jakie� zagadnienie, ten, kt�ry pierwszy przedstawi wyniki �wiatu zgarnia ca�� �mietan�, jak si� m�wi�o u mnie na wsi...
- Tak jak odkrywcy radia Popow i Marconi... -domy�li�em si�.
- W�a�nie. W tym wypadku jest podobnie.
-Ale przecie� tylko pan kopie w Ozorkowie? - nie bardzo go rozumia�em. - Wi�c jak kto� m�g�by pierwszy udowodni� pa�sk� teori�? - Jej potwierdzenia mo�na szuka� co najmniej w kilku miejscach... Nie doko�czy�.
- Na czym mo�e polega� ewentualny sabota�? - zapyta�em.
Zastanawia� si� d�u�sz� chwil�.
- Nie uda�o im si� zablokowa� moich bada�. Nie odwa�yli si� zaatakowa� wprost, wi�c mog� si� tylko domy�la�, kim s�. Skoro przyjecha�em tu i kopi�, ryzyko wi��e si� ze zniszczeniem stanowiska lub pozyskanych zabytk�w. Przepraszam, �e nie m�wi� wszystkiego.
-Nie rozumiem, ale postaram si� pom�c - westchn��em. - Ile os�b wie o tych badaniach?
- Du�o - odpar� - Rekrutacj� student�w musia�em prowadzi� zupe�nie jawnie. Jednak dopiero na tydzie� przed wyjazdem ujawni�em miejsce, w kt�rym b�d� kopa�. To pozwoli�o mi unikn�� zniszczenia stanowiska wiosn�... Wiem, to wszystko brzmi jak brednie szale�ca.
- Sk�d przypuszczenie, �e kto� z zatrudnionych student�w m�g�by...
- Dobra, powiem tak. W kurhanach spodziewam si� trafi� na komory grobowe. Kurhany s� bardzo du�e, przeciwnik poczeka zapewne, a� przebadamy wi�ksz� cz��. W chwili gdy zaczniemy eksplorowa� groby, mo�e doj�� do pr�by zniszczenia pozyskanych zabytk�w.
- Czyli obecnie ryzyko nie jest specjalnie du�e?
-Nie jestem pewien. Ci, kt�rzy s� przeciw nam, to za�lepieni fanatycy. Mog� by� gotowi na wszystko... Albo zwolennicy mojej teorii, kt�rzy chc� dla odmiany potwierdzi� j� i ukra�� ca�� s�aw�...
- To chyba nie tak �atwo...
- Widzi pan, co mi z tego, �e b�d� wspominany jako pomys�odawca, je�li zapisz� jako odkrywc� kogo� innego? Dajmy na to, �e kto� b�dzie twierdzi�, �e Bursztynowa Komnata spoczywa w jakim� miejscu. A Pan Samochodzik j� w tym miejscu wykopie... O kim b�dzie si� m�wi�o?
- Rozumiem.
- Nawet je�li pan Tomasz powiedzia�by wyra�nie, kto naprowadzi� go na trop, to i tak ludzie b�d� pami�tali tylko, kto odkry�, kto potwierdzi�, kto zbada�, kto znalaz�...
Postanowi�em nie naciska� dalej. Gdy dojdzie do wniosku, �e mo�e mi zaufa�, sam wszystko powie...
Sko�czyli�my je�� i odnie�li�my miski do kuchni. Dwie studentki, kt�re widocznie mia�y dy�ur, zabra�y je do mycia.
- No, to do lasu - zaprosi� mnie.
Poszli�my �cie�k� przez sosnowy zagajnik. Po przebyciu mo�e pi��dziesi�ciu metr�w wyszli�my na rozleg�� polan�. Archeolodzy musieli tu buszowa� ju� jaki� czas. Na powierzchni pi�ciu ar�w zdarli dar� i wykarczowali krzaki. Obszar badawczy by� podzielony na dzia�ki o wymiarach pi�� na pi�� metr�w. Pomi�dzy nimi zostawiono p�metrowe �cie�ki. Wsz�dzie czerwienia�y wbite w ziemi� drewniane s�upki, naci�gni�te sznurki wyznacza�y granice przysz�ych wykop�w. Obok, na du�ej plastykowej p�achcie, le�a�a ha�da ziemi.
- Tak to wygl�da - rozejrza� si� z dum�. - Prosz� zobaczy� tutaj.
Podszed�em bli�ej. Pod zerwan� traw� ��ci� si� polodowcowy piasek. Tu i �wdzie znaczy�y go rozleg�e ciemne plamy. Wi�ksze i mniejsze uk�ada�y si� w skomplikowan� mozaik�.
- Te ma�e to zasypane jamy - wyja�ni�. - Cze�� mog�a by� zasobowa, inne �mietniskowe... Dowiemy si�, jak przekopiemy je do calca...
- Czyli warstwy nienaruszonej dzia�alno�ci� cz�owieka pochwali�em si� wiedz� nabyt� z ksi��ek.
- W�a�nie - u�miechn�� si�. - Te du�e to resztki ziemianek lub p�ziemianek. Spora osada, co najmniej kilkadziesi�t rodzin.
Pokiwa�em w zadumie g�ow�...
- W tym roku chc� zbada� jedn� czwart� powierzchni - wyja�ni�. - O ile oczywi�cie starczy czasu. Wa�niejsze s� kurhany...
Ruszyli�my s�abo widoczn� �cie�k� g��biej w las.
- Oto i one - wskaza� d�oni�.
Stali�my przed dziwnym pag�rkiem. Wynurza� si� z le�nego poszycia na mniej wi�cej trzy metry. Wspi�li�my si� na jego szczyt. Tu tak�e powbijano paliki, ale prace jeszcze si� nie zacz�y. Z g�ry nieco lepiej mo�na by�o ogarn�� go wzrokiem. Wprawdzie i na nim wyros�o kilka drzew, ale z grubsza by�o wida� kszta�t. Pag�rek usypano na planie bardzo wyd�u�onego tr�jk�ta. Jego kr�tszy bok mia� oko�o siedmiu metr�w d�ugo�ci. D�u�sze bieg�y w las...
- Przesz�o czterdzie�ci metr�w d�ugo�ci - odezwa� si� Hreczkowski - to jeszcze nie s� te najwi�ksze, najd�u�sze mia�y oko�o stu trzydziestu metr�w...
- Czyli kubatura ka�dego...
-Nawet par� tysi�cy ton ziemi - powiedzia� powa�nie. - Przynoszonej w wiklinowych koszach... Robota dla ca�ej ludno�ci osady na wiele miesi�cy... Tam jest drugi - wskaza� gestem kolejny nasyp majacz�cy w odleg�o�ci kilkunastu metr�w. Je�li czasu starczy, dobierzemy si� i do niego...
- Je�li po up�ywie pi�ciu tysi�cy lat w naszym klimacie nadal tak wyra�nie je wida�, to kiedy�...
- Oczywi�cie - zrozumia� natychmiast moj� my�l. - Pierwotnie by�y jeszcze wy�sze i mia�y bardziej strome �ciany.
Obszed�em drugi kurhan woko�o.
- Je�li kto� zechce si� do niego dobra� kt�rej� nocy, mamy ma�e szanse - mrukn��em - mo�na podej�� z ka�dej strony... Czy w lesie s� jakie� drogi, kt�rymi mo�na by podjecha�?
- Najbli�sza przecinka kilometr st�d - wskaza� r�k� na p�noc. - Ale na piechot� bez problemu...
Zastanawia�em si� intensywnie.
- W kt�rym miejscu powinna by� komora grobowa?
- Najcz�ciej lokowano je nie dalej ni� dwadzie�cia metr�w od czo�a nasypu - odpar�.
- Dobrze, zawiesz� na drzewie czujnik na podczerwie� - zadecydowa�em - sprz�ony z nadajnikiem. Je�li kto� zechce wej�� w szkod�, alarm nas o tym powiadomi.
- Sprytne - mrukn��. - Jak to dzia�a?
-Na akumulator. Na kt�rym� drzewie zawiesz� panel baterii s�onecznych. Z do�u nie b�dzie go wida�. W dzie� b�dzie �adowa� czujnik, pr�du wystarczy na ca�onocn� prac�...
-Ale rano, jak przyjdziemy kopa�, zawyje - zafrasowa� si�.
- Nie, ustawi� zegar tak, �eby pracowa� od dwudziestej do sz�stej rano. Je�li sobie pan �yczy, mog� to zrobi� jeszcze dzisiaj.
- To bardzo dobry pomys� - pochwali�. - Tak, lepiej jeszcze dzisiaj, przynajmniej b�d� m�g� spa� spokojnie...
Zawr�cili�my do obozowiska. Studenci odpoczywali po ca�ym dniu pracy. Cz�� siedzia�a na pomo�cie, kilku czyta�o co� w cieniu. Cztery dziewczyny rozci�gn�y mi�dzy drzewami kawa�ek sznurka i gra�y w co� w rodzaju siatk�wki... Sielanka. Zlustrowa�em ich uwa�nym spojrzeniem. Nikt nie wygl�da� na fanatyka dewastuj�cego komory grobowe. Mo�e jednak kierownik si� myli�? Je�li mnie nawet nie powiedzia�, na czym polega sensacyjno�� jego prac, to kt� z nich m�g� o tym wiedzie�?
Z drugiej strony wyg�osi� referat na sesji naukowej. Nie mo�na by�o wykluczy�, �e kto� zazdroszcz�cy s�awy odes�a� na te wykopaliska jakiego� zaufanego studenta z tajn� misj�... Teorie rodz�ce si� w mojej g�owie by�y nieco idiotyczne... Ale czy mog�em je wykluczy�?
Z plecaka wyci�gn��em sprz�t i znowu podrepta�em do lasu. Na drzewie rosn�cym tu� obok kurhanu nale�a�o zawiesi� czujnik. Za�o�y�em na buty specjalne zaczepy, jakich kiedy� u�ywali elektromonterzy do wspinania si� na drewniane s�upy wysokiego napi�cia. Z pewnym trudem wlaz�em na wysoko�� jakich� pi�tnastu metr�w. P�askie pude�ko przymocowa�em plastrem do ga��zi. Zaczepi�em kabelek. Motek drutu mia� czterdzie�ci metr�w. Zlaz�em na d� i odszed�em w stron� g�stwiny sosen. Kolejna wspinaczka, tym razem z kruch� tafl� baterii s�onecznych na plecach. Wlaz�em wysoko, na sam� koron� sosny.
Panel mia� specjalne zaczepy. Nachyli�em go lekko ku zachodowi, �eby jak najd�u�ej o�wietla�o go s�o�ce. Przykr�ci�em solidnie do ga��zi, by�a to do�� droga zabawka - wola�em unikn�� koszt�w, w razie gdyby spad� na ziemi� str�cony mocnym podmuchem... Zaczepi�em kabel do bieguna. Zlaz�em ostro�nie na ziemi� i poparzy�em do g�ry. Cienki drucik by� zupe�nie niewidoczny. Czujnik w br�zowej obudowie zlewa� si� z barw� kory, aby go wypatrzy�, trzeba by�o wiedzie�, gdzie jest. Panel by� ca�kowicie niewidoczny - zas�ania�y go naje�one ig�ami ga��zie.
U�miechn��em si� pod nosem. Pozostawa� test sprawno�ci urz�dzenia. W��czy�em odbiornik i podszed�em do kurhanu. Urz�dzenie zapika�o mi w kieszeni. Wszed�em po nasypie, zszed�em z drugiej strony. W odleg�o�ci oko�o pi�ciu metr�w pikanie ucich�o... A zatem ca�y obszar mog�cy budzi� zainteresowanie tajemniczego dywersanta by� dobrze zabezpieczony. Zadowolony wr�ci�em do obozu.
- I jak? - zagadn�� mnie kierownik.
- Nawet mysz si� nie prze�lizgnie.
- To niedobrze - powiedzia�. - Bo myszy tu pod dostatkiem. B�dzie wy�o co chwila.
- To tylko przeno�nia - uspokoi�em go. - Czujnik reaguje na obiekty o masie oko�o dwudziestu pi�ciu kilogram�w... I wi�ksze.
ROZDZIA� DRUGI
KOSZMARNE SKLEPIKI � Z�OTOZ�BY � WIECZORNE OGNISKO � DRASTYCZNA ANEGDOTKA � POCZ�TEK PRAC PRZY KURHANIE
Zatrzyma�em rower przed niewielkim wiejskim sklepikiem. Przypi��em starannie ram� do latarni - jedynej w wiosce. Sklep zosta� wzniesiony wed�ug technologii, kt�ra �wi�ci�a triumfy przed dwudziestu laty. Metalowy szkielet obity warstw� p�yty pil�niowej pomalowanej farb� olejn�. Nieotwierane okna - stalowe obramowanie wype�nione szybami z kiepskiego szk�a - cz�ciowo zamalowane... Pod�oga - betonowa wylewka pokryta pocz�tkowo p�ytkami PCV, teraz straszy�a go�ym cementem.
Poczu�em, jakbym si� cofn�� w czasie. Nieliczne towary, przewa�nie w szarych opakowaniach, kilkana�cie butelek taniego wina, jakie� lizaki, ocet. Lada zbita byle jak z dech i zwalista, rozczochrana kobieta za kontuarem, kt�ra rozwi�zywa�a krzy��wk�, to znaczy kre�li�a jakie� skomplikowane linie na stronie z krzy��wk� kolorowego tygodnika.
- Czego? - warkn�a.
- Chcia�em kupi� chleb - wyja�ni�em.
- Nie ma.
Spojrza�em nieco zaskoczony na kilkana�cie bochenk�w zdobi�cych rega� za ni�.
- A tamten?
-Na zapisy - odburkn�a. - Niesprzedany, do zwrotu.
Poskroba�em si� po g�owie.
- Znaczy kto� zam�wi�, ale nie kupi�? - upewni�em si�.
- Przecie� m�wi�! - teraz by�a ju� naprawd� zdenerwowana.
Spojrza�em na zegarek. Je�li wywieszka na drzwiach g�osi�a prawd�, to za dziesi�� minut sklep mia� by� zamkni�ty.
- Jak oni nie kupili, to mo�e ja kupi�? - przeszed�em do ataku.
- To� m�wi�, �e nie ma! - rykn�a.
Zamy�li�em si� g��boko. Trudno, zjem mielonk� z sucharkami.
- A mo�na si� zapisa� na jutro? - zapyta�em.
- Gdzie tam - machn�a r�k�.
- Dlaczego nie? - zdumia�em si�.
-Za du�o roboty jeden dodatkowy zamawia� - powiedzia�a. - Zreszt� i tak si� nie sprzedaje tyle, ile zam�wi�am. Tylko wy inteligenci to si� na handlu nie znacie... Ten od dinozaur�w te� by� taki niekumaty jak ty. Wy to pewnie z jednych wykopalisk? - spojrza�a na mnie z wy�szo�ci�. - Jak si� szuka w ziemi g�upot, to nic dziwnego, �e si� potem �ycia zwyk�ych ludzi nie rozumie - popatrzy�a na budzik stoj�cy na ladzie. - Poszed� mi st�d! - warkn�a. - Zamyka� trza!
Wyszed�em ze sklepu kompletnie sko�owany. Dwaj pijaczkowie siedz�cy na schodkach zarechotali. Odpinaj�c rower us�ysza�em ich dialog.
- Ty, popatrz na tego archeologa. Do sklepu wszed� i nic nie kupi�...
- Bo wie pan, panie Zenku, takim to od naszego winka g�by wykr�ca. Obaj rykn�li gromkim, serdecznym �miechem. Gdzie ja si� znalaz�em?!
Kiedy� takie kobiety spotyka�o si� w ka�dym sklepie. Potem zacz�y na szcz�cie znika�, a� wygin�y prawie bez �ladu. A tu jedna si� uchowa�a...
Pojecha�em przez wie�, usi�uj�c odtworzy� jej obraz widziany wczoraj podczas jazdy autobusem. Przecie� by� tu jeszcze murowany sklepik. Za zakr�tem? Tak... Zatrzyma�em si� przed kolejn� �wi�tyni� handlu. Sklep spo�ywczo-przemys�owy mie�ci� si� w ma�ym baraczku. Elewacja z bloczk�w gazobetonowych by�a brudna, szyby tak�e pokrywa�y rozbryzgi b�ota. Z szyldu ob�azi�a farba... Ale najbardziej zafascynowa�a mnie wywieszka na drzwiach. Namalowano j� zu�ytym, czarnym markerem na kartce w kratk� i przyklejono do szyby. G�osi�a: �Psom i archeologom wst�p wzbroniony".
Odruchowo przetar�em oczy. Wra�y napis nie znika�. Widzia�em w �yciu wiele dziwnych rzeczy. Wykute w ska�ach etiopskie klasztory, india�sk� bimbrowni� w Brazylii, stosy hitlerowskich sztab z�ota w poci�gu pod g�r� Sobiesz, ba, widzia�em nawet prawie prawdziw� Ark� Noego... Ale nic nie zdumia�o mnie tak, jak ta kartka papieru.
Zdecydowanym krokiem wszed�em do sklepu. Za lad� siedzia� zwalisty m�czyzna w dresie. Na sto�ku po drugiej stronie przysiad� typek w sk�rzanej kurtce. Najwyra�niej ubijali jaki� interes. Na m�j widok przerwali rozmow�.
- A ty co, kartki nie czyta�? - warkn�� ten w dresie. W p�mroku jego z�ote z�by zal�ni�y zniewalaj�co.
- Nie jestem archeologiem, tylko historykiem sztuki - wyja�ni�em z godno�ci�.
Typek w sk�rzanej kurtce zarechota� ubawiony moj� wypowiedzi�. W�a�ciciel wskaza� gestem kolejn� kartk� przyszpilon� do rega�u. Ta z kolei obwieszcza�a: �Klientela ograniczona. Sprzedawca mo�e odm�wi� obs�u�enia".
- Poszed� mi st�d!!! - rykn��.
Nawet trzonowe z�by mia� odlane w z�ocie. D�o� ozdobiona masywn�, z�ot� bransolet� wskaza�a mi drzwi. Wyszed�em nieco zdenerwowany. Zaskoczony wywieszk� na szybie zapomnia�em przypi�� rower, na szcz�cie jeszcze sta�...
Wyj��em sztab�wk� okolicy i popatrzy�em. Jakie� trzy kilometry dalej by�a kolejna wioska, M�tna Woda. Mo�e tam znajd� wreszcie prawdziwy sklep? Ruszy�em w�sk�, dziuraw� szos�. Miasteczko sprawia�o sympatyczniejsze wra�enie. Domy by�y jakby bardziej zadbane. Znalaz�em te� sklepik. Niedu�y, pami�taj�cy jeszcze poprzedni ustr�j, ale dzi�ki wyko�czeniu �ciany frontowej sidingiem sprawia� nieco lepsze wra�enie. Na drzwiach mia� nalepki informuj�ce, �e w �rodku mo�na zap�aci� kartami kredytowymi. Przypi��em rower i wszed�em do �rodka.
Kobieta za lad� wygl�da�a jak klon tej pierwszej ze sklepu w Ozorkowie. Spojrza�a na mnie jakby mniej wrogo. Kupi�em bochenek chleba, dwie puszki mielonki, p�to kie�basy, o kt�re prosi� doktor. Kobieta wybi�a nale�no�� na archaicznej kasie, pami�taj�cej chyba czasy przedwojenne. Dwadzie�cia siedem z�otych. Wyj��em z kieszeni portfel i wy�uska�em stuz�otowy banknot.
Kobieta spojrza�a na niego z frasunkiem.
- Nie b�d� mia�a wyda� - sykn�a ze z�o�ci�. - Wy, archeologi, to sobie my�licie, �e w Warszawie jeste�cie? Co i raz kt�ry� tu wpada z grub� got�wk�... A sk�d ja mam bra�, �eby wydawa�?
- W takim razie zap�ac� kart� - powiedzia�em pojednawczo wyci�gaj�c z portfela prostok�cik...
- O, jeszcze jeden nienormalny - zwr�ci�a si� do jakiej� s�siadki, kt�ra w�a�nie wesz�a do sklepu. - Znowu tym dra�stwem do telefonu chc� p�aci�...
-Nie honorujecie kart Visa? - zdumia�em si�.
- Tu nie Warszawa - warkn�a.
- Ale przecie� na drzwiach ma pani nalepki z rysunkami kart - wyja�ni�em cierpliwie. -A to znaczy, �e mo�na tu nimi p�aci�...
- H� h� h� - za�mia�a si� ta, kt�ra wesz�a. Brakowa�o jej z przodu trzech z�b�w.
- Inteligent za dych� - parskn�a sprzedawczyni. - Cz�owiek z siebie �y�y wypruwa, �eby sklep �adnie wygl�da� i ludziom przyjemnie by�o kupowa�, cz�owiek dba o wystr�j, ozdobniki na drzwiach klei, a potem przylezie taki jeden z drugim i godno�� poni�a... Da ten banknot - wyj�a mi setk� z d�oni i obejrza�a pod �wiat�o.
Wysun�a szuflad� i d�ugo grzeba�a wyci�gaj�c pojedyncze banknoty.
- Uch, ca�e drobne mi zabra� - rzuci�a z nienawi�ci�.
Druga kobieta znowu wybuch�a koszmarnym rechotem. W tej okolicy ludzie mieli nieco spaczone poczucie humoru...
Zabra�em zakupy i zmy�em si� pospiesznie. Pop�dzi�em w stron� Ozorkowa jakby mnie diabli gonili.
- Co to za miejsce? - mrucza�em sam do siebie. - Dlaczego w Etiopii, na ko�cu �wiata, mo�na by�o smacznie zje�� i zap�aci� dowoln� walut�, a we w�asnym kraju...
Zwolni�em nieco. Szos� sun�o co� dziwnego. Po chwili zorientowa�em si�, �e to karoseria �ady samary oparta na starym wozie. Do wozu nie zaprz�ono konia, zamiast tego pcha�o go trzech m�czyzn. W jednym rozpozna�em Sk�rzastego ze sklepu. Przyspieszy�em, aby ich wymin��.
- Te, archeolog, we� si� do uczciwej pracy - rzuci� za mn�.
I wszyscy trzej zarechotali weso�o. Zakr�ci�em na drog� do lasu, niebawem znalaz�em si� po�r�d drzew. Powoli uspokaja�em si�. Zanim dojecha�em do obozu, by�em ju� w stanie spojrze� na swoje przygody z pewnym rozbawieniem...
***
Siedzia�em w namiocie studiuj�c dwie opas�e ksi�gi na temat kultur pradziejowych. Nie wszystko zd��y�em przeczyta� w ministerstwie. Ba�em si� dekonspiracji. Ogl�da�em kolejne ilustracje usi�uj�c wbi� sobie do g�owy podstawowe wiadomo�ci o najwa�niejszych zabytkach prze�omu neolitu i epoki br�zu. Dot�d nie mia�em z tym do czynienia, na historii sztuki archeologi� wyk�adano po �ebkach... Teraz ze zdumieniem ogl�da�em dziesi�tki glinianych garnk�w r�nych kszta�t�w... Jak to wszystko zapami�ta�?
Zupe�n� zagadk� by�y dla mnie krzemienne narz�dzia. Autor zilustrowa� dzie�o setkami rysunk�w. Przypisa� je do kilku r�nych kultur pradziejowych, potem wyr�ni� jeszcze grupy i podgrupy - wida� r�ne plemiona tego samego ludu obrabia�y te kamulce w r�ny spos�b. Musia�em uwierzy� mu na s�owo. Ja nie dostrzega�em �adnych r�nic.
Kto� zastuka� w p��tno namiotu. Pospiesznie wepchn��em ksi��k� pod plecak.
- Tak? - zagadn��em.
- Panie Daniec, zapraszamy na ognisko - powiedzia�a Magda.
Wygrzeba�em si� ze swojej kryj�wki. Studenci faktycznie przygotowali �adne palenisko na brzegu rzeki. Ob�o�yli je kamieniami, ogie� zaplanowali niewielki, ostatecznie las by� blisko, a po ca�odziennym upale �ci�ka mog�a by� bardzo wysuszona. Obok, na wszelki wypadek, naszykowali dwa wiadra wody. Woko�o ognia, na kilkunastu pie�kach, oparto deski maj�ce s�u�y� jako �awki. Dla kierownictwa, to znaczy dla mnie i Hreczkowskiego, przewidziano �awk� z szersz� desk�. Rozsiedli�my si� wygodnie. Powoli schodzili si� studenci. Udawa�em zamy�lenie, ale obserwowa�em ich spod p�przymkni�tych powiek. Cztery dziewczyny, nie - pi��, jeszcze Magda. Kilkunastu ch�opa... Czterech ju� zna�em. Teraz obserwowa�em pozosta�ych. Jeden wyr�nia� si� wyra�nie. Mia� silnie zarysowane wa�y nadoczodo�owe i jakby cofni�t� brod�. Szeroki w barach, ale niewysoki, pot�na szcz�ka.
Odtworzy�em w pami�ci obrazek z przeczytanej ksi��ki. Kole� wygl�da� wypisz wymaluj jak neandertalczyk. Tylko okulary na jego nosie psu�y efekt. Obok, po przeciwnej stronie leniwie pe�gaj�cego ognia, siedzia� jeszcze jeden dziwny student. Mia� lekko wystaj�ce ko�ci policzkowe, do�� �niad� cer� i ciemne w�osy. Jego oczy by�y bardzo ciemne i lekko sko�ne. Indianin? Nie, przecie� widywa�em Indian, zar�wno w Polsce, jak i podczas pobytu w USA. On by� nieco inny. Nie umia�em powiedzie�, na czym to polega�o...
Reszta nie wyr�nia�a si� niczym szczeg�lnym. Skoncentrowa�em si� na dziewczynach. Dwie brunetki i dwie ciemne blondynki. Sprawia�y do�� sympatyczne wra�enie... Kierownik pojawi� si� jako ostatni. Przekroczy� desk� i usiad� obok mnie.
- Pan Samochodzik wspomina�, �e nie pijesz alkoholu? - zagadn��.
- W ka�dym razie bardzo niewiele.
-No to mam co� dla ciebie - u�miechn�� si� wyci�gaj�c z torby plastykow� butelk�.
- Kwas chlebowy? - mile si� zdziwi�em.
- Wspania�y nap�j. Alkoholu nie zawiera, ale jak si� za du�o wypije, to rano ma si� kaca...
Odchrz�kn��. Wszyscy umilkli. Powsta�.
- Dzisiejsze ognisko ma charakter po cz�ci integracyjny - powiedzia� powa�nie. - Mi�o nam powita� w�r�d nas magistra Paw�a Da�ca - wsta�em i uk�oni�em si�. - B�dzie prowadzi� wykop na kurhanach. Macie go s�ucha� tak jakby�cie s�uchali mnie, za najmniejsz� niesubordynacj� ma prawo wywali� was z praktyk bez zaliczenia... Nowo przyby�ych informuj�, �e zostaj� chwilowo przydzieleni do pana Da�ca, w razie gdyby sobie nie dawali rady, przerzucimy ich na �atwiejszy front rob�t, do prac nie wymagaj�cych pomy�lunku, to znaczy b�d� wywozili ziemi� taczkami. Kierowniczk� drugiego wykopu jest Magda... - dziewczyna wsta�a, �eby si� pokaza�. - Magda jest na pi�tym roku i ma du�e do�wiadczenie w pracach terenowych. Gdyby�cie zapomnieli na przyk�ad, co to jest szpachelka, mo�ecie j� zapyta�... Dobra, tyle tytu�em wst�pu, pointegrujcie si� teraz troch� - usiad� wygodnie.
Z torby wyci�gn�� butelk� piwa i odkapslowa� j� zr�cznie o kant �awki. Studenci te� wyci�gali butelki. Magda przynios�a nar�cze patyk�w do pieczenia kie�basek. Zaraz te� znalaz�y si� kie�baski i chleb. Zmrok zapada� powoli. T�uszcz skwiercza� nad ogniem. Studenci gadali mi�dzy sob�...
- Tak wi�c, panie kolego - zagadn�� Hreczkowski - jutro zabieramy si� do roboty...
- Poczyta�em troch�, powinienem da� sobie rad� - odpar�em p�g�osem.
Kiwn�� w zadumie g�ow�. On te� obserwowa� student�w.
- �rodek lasu - westchn�� - wszystko trzeba by�o przynie�� na w�asnych plecach, bo nie ma czym dojecha�... Chyba �e motocyklem lub rowerem... Ka�dy gram baga�u niesie si� spod wsi sze�� kilometr�w, ale o alkoholu nie zapomnieli...
- Mo�e sko�cz� na jednym piwie - zauwa�y�em.
-Mo�e. Ci z Warszawy maj� fataln� opini�, je�li chodzi o picie... Tak czy inaczej, je�eli kt�ry� rano nie b�dzie trze�wy, wywalamy z praktyk.
Kiwn��em g�ow� na znak aprobaty.
- Jeszcze jedno. �adnego palenia papieros�w na wykopie. Musisz tego pilnowa�. Odrobina popio�u wystarczy, �eby zanieczy�ci� pr�bki, a b�dziemy brali w�gle drzewne do test�w na C14.
- Datowanie metod� radiow�glow� - domy�li�em si�.
- Dok�adnie tak. Nie jest ona najlepsza, ale lepsza kiepska ni� �adna...
- Czy jest jeszcze co�, o czym powinienem wiedzie�? Milcza� przez d�u�sz� chwil�.
-Chyba nie... Aha, jeszcze jedno, w zasadzie wszyscy studenci s� po pierwszym roku. To ich pierwsze wykopaliska w �yciu. Chodzi�o mi g��wnie o to, �eby nie mieli nieformalnych kontakt�w z ewentualnym przeciwnikiem...
-Nie rozumiem?
-To proste. O sabotowanie tych bada� podejrzewam trzech pracownik�w naukowych naszego instytutu... Studenci wy�szych lat ucz�szczaj�cy do nich na seminaria magisterskie... - zamilk� na chwil�.
Ja te� milcza�em obserwuj�c kr�g uczestnik�w wykopalisk.
- Co do Magdy, jest po pi�tym roku i specjalizuje si� w antropologii - powiedzia� cicho - ale jej mo�emy zaufa�. Jest z Akademii Teologii Katolickiej czy te� z Uniwersytetu Stefana Wyszy�skiego, bo tak si� teraz ta uczelnia nazywa...
- O, to tam maj� wydzia� archeologii?
-No c�, nigdy nie narzeka�em na student�w, kt�rych mi podsy�ali... Wprawdzie trzeba im by�o sporo t�umaczy�, ale byli do�� poj�tni i zdyscyplinowani...
Po drugiej stronie wynik�a jaka� dyskusja, wreszcie z �awki podni�s� si� ten neandertalczykowaty. Podszed� do nas.
- Panie doktorze - zwr�ci� si� do Hreczkowskiego - mamy tak� kolektywn� pro�b�...
- Tak? - brwi kierownika unios�y si� nieco do g�ry. - Chcieliby�my, aby opowiedzia� pan jak�� anegdotk�... Z pewno�ci� bywa� pan wiele razy na wykopaliskach, pewnie zdarza�y si� w ich trakcie jakie� zabawne...
Hreczkowski u�miechn�� si� pod w�sem.
- Wasza pro�ba zostanie spe�niona - powiedzia�.
W jego g�osie us�ysza�em rozbawienie. Powsta�. Wszyscy umilkli.
- Opowiem wam historyjk� z wykopalisk w Egipcie. Jest odrobin� drastyczna; kobiety, dzieci i osoby wra�liwe nie powinny jej s�ucha�.
Pomruk aplauzu da� mu do zrozumienia, �e wszyscy ch�tnie pos�uchaj� drastycznej opowie�ci.
- Tylko prosz� nie wymiotowa� do ogniska i jak si� komu� w nocy przy�ni, to niech nie ma pretensji - doda�.
Wszyscy usiedli wygodnie.
- Zapewne tego nie wiecie, ale Niemcy s� narodem, kt�ry bardzo ch�tnie je mi�d. Nawiasem m�wi�c, spora cz�� naszego miodu idzie na eksport w�a�nie do tego kra