6489
Szczegóły |
Tytuł |
6489 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6489 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6489 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6489 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andrzej Piskulak
Na nieludzkiej ziemi
Od autora:
Ksi��eczka ta, to zbi�r wspomnie� ludzi, kt�rzy zostali zes�ani przez rz�d
sowiecki na Sybir lub na dzikie tereny ZSRR podczas II Wojny �wiatowej. Ludzie
ci - w�wczas kilkuletnie dzieci - w 1997 r. za po�rednictwem oddzia�u
kieleckiego Zwi�zku Sybirak�w podzielili si� ze mn� swoim �yciem i niewys�owion�
krzywd�. Ich wspomnienia publikowa�em w kieleckim "Kalejdoskopie Tygodnia" w
cyklu pt. "Wie�ci z kres�w". Urzek�o mnie w tych wspomnieniach, �e mimo
niezwykle kator�niczych warunk�w �ycia ( a tak�e w Polsce Ludowej nie mieli
�atwo) zachowali swoje cz�owiecze�stwo. Ba! W wi�kszo�ci moi bohaterowie
przebaczyli nawet krzywdy swoim oprawcom. Pozostan� w moim przekonaniu tymi,
kt�rych cierpienie uszlachetni�o a nie zdegradowa�o moralnie i psychicznie. I
jeszcze jedno. Wszystkich bez wyj�tku cechuje niezwyk�y patriotyzm w stosunku do
kraju, w kt�rym po powrocie "z nieludzkiej ziemi" tak�e nie mieli �atwo. Dlatego
te� w chwili, gdy w�a�nie patriotyzm dewaluuje si� dzi�ki politykom na naszych
oczach, postanowi�em dokona� wyboru najbardziej charakterystycznych prze�y�
wspania�ych ludzi. �ycz� dobrej lektury.
Wst�p.
Sybiracy to ludzie, kt�rych przymusowo wywieziono w g��b ZSRR. Byli to
deportowani, aresztowani i osadzeni w wi�zieniach i �agrach je�cy wojenni,
�o�nierze AK i polscy patrioci. Zwi�zek Sybirak�w zosta� zarejestrowany w 1988
r. i jest on reaktywowanym Zwi�zkiem Sybirak�w, kt�ry powsta� w 1928 r. i
nawi�zywa� do zsy�ek po powstaniu styczniowym i listopadowym, jak r�wnie�
zes�a�c�w polskiej inteligencji. W 1939 r. po kl�sce wrze�niowej Zwi�zek
zawiesi� swoj� dzia�alno��. Dla Polak�w zamieszka�ych w�wczas na kresach
wschodnich II RP zacz�y si� kolejne "Sybiry". Szczeg�lnie od 10. lutego 1940
roku rozpocz�a si� masowa wyw�zka Polak�w. Daty, kt�re wpisa�y si� w pami��
to: 13. 04. 1940, 20. 06. 1940 i (dzie� przed wybuchem wojny sowiecko -
niemieckiej ) 21. 06. 1941. Deportowano w�wczas g��wnie osadnik�w - by�ych
legionist�w, pracownik�w s�u�b pa�stwowych, le�nych, urz�dnik�w, rodziny
aresztowanych uprzednio m�czyzn. W sumie wywieziono oko�o 2 mln Polak�w. Masowe
wyw�zki mia�y miejsce r�wnie� w 1945 r. i trwa�y do 1956 r.
Okrutne prze�ycia po��czy�y tych ludzi w jedn� wielk� rodzin�. Ka�dy z nich
d�wiga baga� wielkiej gehenny zadanej narodowi polskiemu przez re�im
stalinowski. Odczuli go tak�e po powrocie do kraju po latach upodlonej
poniewierki i to tu w ojczy�nie, za kt�r� tak t�sknili. Musieli milcze� w obawie
przed kolejnymi represjami. Chc� jednak m�wi� pe�nym g�osem o sobie i o tych,
kt�rzy na zawsze pozostali na tamtej nieludzkiej ziemi.
Spis tre�ci
Trzy krzy�e
Ucieczka przed Sybirem
Na uzbeckiej ziemi
Matka pozosta�a na nieludzkiej ziemi
Czarny chleb od ojca na czarn� godzin�
O ty, jak oduczy�am si� �mia�
O tym, jak dni walki ze �mierci� nasta�y
O tym, jak dwa razy do �agru wywieziono...
Za to, �e�my prawi przed Bogiem...
TRZY KRZY�E
( Wspomnienia J�zefa Dzikowskiego)
- Od 10. 02. 1940 r. rozpocz�a si� masowa wyw�zka Polak�w w g��b Zwi�zku
Radzieckiego. G��boko w nasz� pami�� wry�y si� trzy najwi�ksze deportacje: 13.
04. 1940, 20. 06. 1940 i 20. 06. 1941 r. W sumie oko�o 2 mln Polak�w wywieziono
do Kazachstanu "na dalek� P�noc", za Ural i innych azjatyckich republik.
By�em w�wczas dzieckiem. A oto moje wspomnienia z sze�cioletniej poniewierki i z
nieludzkiej ziemi - wsi �obarowo na Syberii. Wczesnym rankiem 13 kwietnia 1940
roku z matk� i rodze�stwem znalaz�em si� w wagonie towarowym, transportu drugiej
masowej deportacji Polak�w z kres�w wschodnich II Rzeczpospolitej na Syberi�.
Transport sta� na bocznym torze w pobli�u dworca kolejowego w Pi�sku. Ca�y ranek
�o�nierze NKWD zwozili do wagon�w kobiety, dzieci, starc�w z miasta i pobliskich
miejscowo�ci. Przez okratowane okienko wagonu widzia�em jak przywieziono
furmank� moj� nauczycielk� ze Szko�y Podstawowej nr 1, pani� Mari� Maliszewsk�.
Widzia�em kole�anki i koleg�w szkolnych. �adowano ich, podobnie jak nas, do
wagon�w. W naszym wagonie, na kt�rym napisany by� kred� numer 36, znalaz�o si�
oko�o 40 os�b - g��wnie kobiety i dzieci. By�y tam m.in. panie: Tylkowska z
dwiema c�rkami - �ona pracownika poczty z Pi�ska, �le�ewska z synem W�adkiem z
Dawigr�dka - �ona oficera policji, Sierkuczewska - �ona kapitana Floty Pi�skiej,
rodzina Sacharewicz�w z dziadkiem i pani Krynicka z c�rk� Basi� i synkiem
Wojtkiem. Im to w�a�nie to kr�tkie, wyj�tkowo smutne wspomnienie po�wi�cam.
Nast�pnego dnia, oko�o godz. 13, transport nasz ruszy� z Pi�ska w nie znane nam
strony na Wsch�d. Sznur ok. 80 wagon�w szarpn�y dwie lokomotywy. Z zamkni�tych
wagon�w podni�s� si� krzyk i p�acz rozpaczy. Przyt�umi� je t�py �oskot
szarpi�cych wagon�w i gwizd lokomotyw. W krzyku miesza�y si� s�owa hymnu
"Jeszcze Polska..." I modlitwy "Pod Twoj� Obron�..." W wagonach matki p�acz�c
tuli�y swe dzieci, kt�re szlochaj�c powtarza�y s�owa modlitwy. Pi�sk pozostawa�
za nami, a s�owa pie�ni religijnych i modlitw unosi�y si� z wagon�w dop�ki
starcza�o si�. Rano w Baranowiczach prze�adowano nas do podobnych wagon�w na
szerokim torze.
Po jednej i drugiej stronie �mierdz�cego �ajnem bydl�cym wagonu by�y dwie
drewniane prycze jedna nad drug�. Na pod�odze roz�o�yli�my tobo�ki, kosze,
kuferki i walizki, w kt�rych znajdowa�y si� rzeczy, jakie NKWD �askawie
pozwoli�o nam zabra� ze sob� z dom�w. Na pryczach roz�o�yli�my legowiska. Jedyny
�wiat, jaki ogl�dali�my, to tylko ma�y skrawek nieba przez okratowane okienko. Z
jednej strony tu� przy drzwiach wyci�ty by� ma�y kwadratowy otw�r, a w nim
wmontowana z dw�ch desek rynienka, Pe�ni�a ona rol� toalety. Osob� korzystaj�c�
z tego przybytku os�aniano jedynie kocem lub prze�cierad�em. Podawano nam po
par� bochenk�w chleba na wagon, a podczas d�u�szych postoj�w przegotowan� wod�
tzw. "kapitok". Po dw�ch tygodniach dojechali�my do Kokczewa w Kazachstanie.
By�o p�ne popo�udnie, przed transportem sta�y rz�dy furmanek i samochody ZIS 5
i GAZ A-A. Sprawnie i w po�piechu prze�adowano ludzi i rozwo�ono w odleg�e od
stacji, rozrzucone w stepach i lasach ko�chozy, sowchozy i posio�ki. Nieliczne
tylko rodziny z naszego wagonu trafi�y do wsi �obanowo w rejonie Aryk - Ba�k,
oddalony od Kokoczetawu ok. 70 km na po�udniowy zach�d. Gdy nas tam dowieziono,
byli�my brudni, skostniali i g�odni. Przez kilka dni przetrzymywano nas w
drewnianym domku szko�y. Portem rozlokowano w chatach mieszka�c�w �obanowa.
Rozpocz�� si� najtrudniejszy w naszej niedoli okres zbiorowej psychicznej
depresji biednych matek. Nie wiedzia�y, czy ktokolwiek upomni si� o nas -
dzieci.
Po upalnym lecie i kr�tkiej jesieni nast�pi�a okrutna zima syberyjska. Silne
mrozy, zamiecie �nie�ne, brak �ywno�ci i odpowiedniej odzie�y, kontrolowany
zakaz opuszczania miejsca zes�ania, brak jakiejkolwiek wiadomo�ci o m�ach i
ojcach - wszystko to pog��bia�o za�amanie psychiczne. We wsi by�y tylko dwa
sklepy, cz�sto puste. Od czasu do czasu jedynie przywo�ono troch� cukru w
bry�ach, s�l kopalnian�, landrynki, w�dk� w beczkach i zapa�ki luzem na wag�, do
kt�rych dodawano deseczki na drask�.
Pani Maria Krynicka by�a inteligentn�, wysok� brunetk�. Wtedy, kiedy nasze matki
pociesza�y si�, zwyk�a m�wi�: "Nadzieja jest matk� g�upich" C�rka jej, Basia
mia�a 9 lat, Wojtek - 7. Spotka�em go kt�rego� dnia bawi�cego si� na rumowisku
po starej chacie. W r�ku trzyma� patyk. Podszed� do mnie i powiedzia�: "Bawi�
si� w polskiego �o�nierza". Widzia�em go wtedy po raz ostatni. Gdy chwyci�y
pierwsze mrozy Wojtek zachorowa� i wkr�tce zmar�. Pochowali�my go na miejscowym
cmentarzu, w trumnie zbitej z ciosanych desek. By� on jedn� z pierwszych ofiar
naszego zes�ania. Jego matka mieszka�a w ma�ej izdebce wsp�lnie z samotn� Mari�
Noiszewsk�. W ko�cu tej okrutnej zimy, p�nym wieczorem powr�ci�a do domu ca�a
zbroczona krwi�. Pokaleczone mia�a d�onie...
Przera�onej tym upiornym widokiem wsp�lokatorce powiedzia� od progu: "Basi�
zostawi�am u Gutkowskich, chcia�am pope�ni� samob�jstwo, opatrz mi d�onie. Basi�
przyprowadz� jutro..." U obydw�ch r�k podci�te mia�a �y�y. Tylko silny mr�z
przyczyni� si� do tego, �e nie nast�pi� up�yw krwi. Po za�o�eniu opatrunk�w
pani Noiszewska czuwa�a przy tl�cym si� kaganku nad nieszcz�liw� Mari�. P�n�
noc� zdrzemn�a si�. Kiedy si� ockn�a Marii ju� nie by�o w izbie. W jej
przedsionku w pozycji kl�cz�cej powiesi�a si� na pasku podwieszonym do haka
stercz�cego w �cianie. Rano okaza�o si�, �e Basi nie by�o u Gutkowskich. Nie
by�o jej tak�e w innych rodzinach. Zawrza�o we wsi. Rozpocz�to poszukiwania
dziecka. Kto� z miejscowych widzia� jak Maria wioz�a c�reczk� na saneczkach
przez zamarzni�te jezioro. Po jego przeciwnej stronie by�o pasmo skalistych g�r.
Wzd�u� brzegu ros�y krzaki i szuwary. Tam znaleziono saneczki, a troch� dalej
olbrzymi� plam� krwi przebijaj�c� si� spod cienkiej warstwy �niegu �wie�ego.
Basia by�a w nim zakopana. Wydobyto j�. By�a skurczona. Na czole mia�a du��
plam� sin�. Na piersi rozerwany p�aszczyk. W okolicy serca olbrzymi� ran� zadan�
no�em. Znaleziono przy niej n�. Matk� i c�reczk� pochowano w mogile, w kt�rej
spoczywa� Wojtek.
Tragedia ta nie tylko wstrz�sn�a nami Polakami, ale i Rosjanami. Wie�� o niej
rozg�aszana by�a z ust do ust tak�e w innych wioskach tego rejonu. Maria by�a
�on� oficera Wojska Polskiego, kt�ry prawdopodobnie by� zabity ju� we wrze�niu,
kiedy wojska sowieckie zajmowa�y Pi�sk. Nie wytrzyma�a okrucie�stw, jakie
zgotowa� jej los. Zdarzenie mia�o miejsce na p� roku przed wybuchem wojny
niemiecko - sowieckiej. Zmieni�y si� te� po jej wybuchu nastroje w�r�d nas.
Maria tego ju� nie doczeka�a.
Po sze�ciu latach, w ko�cu marca 1946 r. opuszczali�my wie� �obanowo. Wracali�my
do Ojczyzny. By� mro�ny, pochmurny dzie�. Kilka sa� zaprz�gni�tych w konie
ci�gn�o nas na zborny punkt Polak�w... We wsi pozosta�a mogi�a nie tylko Marii,
Basi i Wojtka, ale wielu innych, kt�rzy zmarli z powodu chor�b i wycie�czenia.
W 1989 r. w "Kobiecie i �yciu" ukaza� si� artyku� mojej siostry, Wandy
Dzikowskiej, w kt�rym by�o tak�e o tragedii Marii. Do redakcji przysz�o kilka
list�w. W jednym z nich Pani Barbara Andrzejewska napisa�a m.in.: "Czytaj�c
czwarty odcinek pani wspomnie� dozna�am wstrz�su, bowiem wie�� o tragedii Pani
Krynickiej dotar�a tak�e do naszej wioski. Po tej wie�ci zacz�am si� ba� swojej
mamy. Kiedy wychodzi�y�my na spacery w wolnych chwilach, aby pomodli� si� i
porozmawia� w spokoju ja ba�a si� i�� blisko mamy. Domy�li�a si� tego, co si�
dzieje ze mn�. Przytuli�a mnie czule i powiedzia�a: "Dziecko drogie, nie b�j
si�, ja tego nigdy nie zrobi�. Tamta mama musia�a by� bardzo za�amana i
nieszcz�liwa."
S�dz�, �e Pani Maria Krynicka mia�a w kraju rodzin� lub rodze�stwo. By� mo�e to
kr�tkie, tragiczne i smutne wspomnienie kiedy� dotrze do r�k zainteresowanej
rodziny.
UCIECZKA PRZED SYBIREM
(Wspomnienia Ireny Telickiej)
- 17 wrze�nia 1939 r. - dzie� grozy, kiedy to sowieckie samoloty przelatywa�y ze
wschodu na zach�d. Obserwowali�my to, stoj�c na podw�rku. Obok naszego domu
przebiega� trakt, kt�rym nast�pnego ranka maszerowa�y kompanie sowieckich
�o�nierzy. Ca�� rodzin� ogarn�� l�k i ogromny niepok�j. By� on uzasadniony, bo w
nocy obudzi� nas brz�k wybijanych szyb w kru�ganku obok drzwi wej�ciowych do
naszego domu i gromki okrzyk �o�nierzy. - Adkroj!
�o�nierze zachowywali si� agresywnie. Ojciec doskonale zna� j�zyk rosyjski, wi�c
w stosunku do nas nie zachowywali si� gro�nie. Ale zdarzy�o si�, �e jeden z nich
uderzy� go kolba w twarz wrzeszcz�c: "Ty ku�ak adoj auruzje! Ja z mam� w takiej
sytuacji odsun�y�my si� w k�t kuchni. Czeka�y�my w wielkim przera�eniu, �e
zaraz nas wszystkich zaczn� maltretowa�, albo wystrzelaj�.
Ojciec mia� dwie dubelt�wki. Jedn� jednak odda� jeszcze przed wkroczeniem wojsk
radzieckich i uzyska� za�wiadczenie, �e jej nie ma. Okazywa� si� nim przed
okupantem, �e nie posiada ju� �adnej broni. Sowieccy �o�dacy zaraz zabrali nam
konie, �winie, rower i ojcu zegarek. Przera�eni ich zachowaniem nie nocowali�my
w domu. Obawiali�my si� pogr�ek kierowanych pod adresem ojca, �e jest ku�akiem.
Jesie� by�a d�uga i ciep�a, tak, �e do listopada nocowali�my w ziemniakach lub w
kukurydzy. Ca�y listopad sp�dzili�my w ziemiance. Budowali�my ja kilka nocy.
Zima by�a mro�na i ci�ka do prze�ycia. W obawie przed wywiezieniem czy
aresztowaniem ojciec za�atwi� mieszkanie na noclegi dla ca�ej rodziny u
znajomego Ukrai�ca - Ko�onika...
By�a to kom�rka dobudowana do stodo�y. Ca�y czas musieli�my by� czujni. Tata
natychmiast wszed� w kontakt z zaprzyja�nionym enakwidzist�. Za to, �e mia�
powiedzie� o tym, czy b�dziemy aresztowani i wywiezieni na Sybir otrzyma�
wszystkie ruble, kt�re by�y utargowane za pi�kna holenderskiej rasy krow�.
Pewnej szata�sko mro�nej nocy us�yszeli�my warkot samochodu, kt�ry podjecha� pod
nasz dom...
Na szcz�cie nas tam nie by�o. Cho� nas nie zabrano, to i tak byli�my skazani na
poniewierk� i prze�ladowania. Znajomy enkawudzista powiedzia� ojcu kr�tko: - Ty
odsiuda udiraj!. Wyprzedali�my wszystko, co mieli�my. Za�atwione by�o to w�r�d
znajomych ojca w nocy lub wcze�nie rano. Jedli�my jedynie dwa razy dziennie. I
tylko jedynie chleb i mleko. Za dnia nie wychodzili�my z szopy. Klepisko za
stodo�� by�o jedynym naszym wybiegiem. Mogli�my si� na nim troch� rozgrza�.
Niska temperatura bardzo nam dokucza�a. Ukrainiec zabrania� nam wychodzi� na
podw�rko. W ci�g�ym strachu i zimnie doczekali�my w ko�cu wiosny...
Pewnego dnia ojciec dowiedzia� si�, �e we W�odzimierzu jest komisja niemiecko -
sowiecka i Niemcy przyjmuj� polskich uciekinier�w. I tak pewnego wieczoru
zabrali�my walizki i wynaj�tym samochodem pod os�on� nocy tam pojechali�my.
Szcz�liwie wysiedli�my przed ko�cio�em parafialnym. Posiedzieli�my pod murem
do rana. Polak�w - uciekinier�w by�o bardzo du�o. Czekali�my. Spali�my gdzie
popad�o.
Ojciec niezw�ocznie zg�osi� si� do wspomnianej komisji, kt�ra mia�a zdecydowa� o
legalnym przekroczeniu granicy na Bugu. Ka�demu zg�aszaj�cemu si� sowieci
zabierali wszelkie dokumenty. Czekaj�cych nas by�o ponad 7 tysi�cy. W lipcu
sko�czy�o si� nasze oczekiwanie, gdy� z powodu nieporozumie� z okupantami
komisja zosta�a rozwi�zana. Po tym wydarzeniu zaraz nast�pnego dnia na bocznym
torze stacji zosta� podstawiony du�y sk�ad wagon�w...
Ja siostr� Leokadi� posz�y�my tam sprawdzi� czy rzeczywi�cie jest prawd� to, co
o tym poci�gu opowiada� nam ojciec. Spotyka�y�my go jak namawia� znajomych do
szybkiego wyjazdu z W�odzimierza. Nikt nie chcia� uwierzy�, �e wielkie
niebezpiecze�stwo wisi na w�osku. Nie spodziewali�my si�, �e ju� w najbli�sz�
noc sowieci otocz� miasto. Ojciec nie czekaj�c na to wynaj�� kierowc�, kt�ry
samochodem ci�arowym przewi�z� nas bez jakichkolwiek dokument�w do �ucka. Gdy
tylko tam dojechali�my, ojciec wynaj�� w�z konny i wo�nic�, kt�ry przewi�z� na
do Dubna. Tam dobry przyjaciel Czech przechowa� nas dwa dni. Po przekupieniu
enkawudzisty ojciec us�ysza� od niego: - Udiraj skoro! Kto niebut tiebia srazu
rozponajet wsiech arestujut!
Nie zastanawiaj�c si� wyjechali�my, wystraszeni, wozem konnym do Krzemie�ca.
St�d pod os�on� nocy, bior�c ca�y baga� na plecy i buty w r�ce, �eby si� nie
rozlecia�y, poszli�my prosto na wsch�d do Koteburga. Szli�my tak 20 km.
Doszli�my w ko�cu do wsi Pinki, w kt�rej przed wojn� ojciec by� w�a�cicielem 50
- hektarowego gospodarstwa rolnego. Na miejscu okaza�o si�, �e wszyscy Polacy,
opr�cz stryja, zostali wywiezieni na Sybir. Ta wiadomo�� bardzo nas
zaniepokoi�a. Tym bardziej, �e w pobliskiej wiosce urz�dowali �o�nierze.
S�siedzi stryja okazywali nam jawn� wrogo��.
Te nie sprzyjaj�ce warunki zdopingowa�y nas do zrobienia lepianki. Wchodzili�my
do niej zawsze na noc. Do ko�ca lata i nawet jesieni� �ywili�my si� jedynie
owocami le�nymi i grzybami, kt�re zbierali�my rankiem w pobliskim lesie. Przed
g�odem w zimie uratowa� nas ogromny urodzaj na nie. Jednakowo� jedli�my tylko
dwa razy dziennie. Musieli�my tak�e liczy� jednie na siebie, bo rodzina stryja
by�a do�� liczna...
W ci�g�ym strachu i l�ku, w ch�odzie i niedostatku doczekali�my w ko�cu wiosny.
Kiedy staja�y �niegi i s�o�ce zacz�o przygrzewa�, ojciec pojecha� do Dubna,
a�eby wybada� sytuacj� i przeprowadzi� wywiad z odpowiednimi osobami. Po kilku
dniach wr�ci� oznajmiaj�c, �e ju� w nied�ugim czasie wr�cimy na swoje i sko�czy
si� nasza poniewierka. Wr�cili�my do Dubna 21 czerwca 1941 r. Zamieszkali�my w
wynaj�tym domu. Cho� nie by�o w nim okien i pieca, to cieszyli�my si�, �e ju�
jeste�my wolni od strachu...
NA UZBECKIEJ ZIEMI
(Wspomnienia z deportacji Miros�awa Nabia�ka ze Skar�yska - Kamiennej)
- By� czerwiec 1941 r. �on� i c�reczk� oraz mnie ojciec zostawi� w maj�tku. Sam,
bowiem musia� ucieka� od bolszewik�w s�usznie obawiaj�c si� ich zemsty za rok
1920, kiedy to bra� czynny udzia� w ich pogromie pod Warszaw�. My�la�, �e nam
m�odym nic nie grozi. Maj�tek ojca sk�adaj�cy si� z 20 ha ziemi ornej, ��k i
las�w mie�ci� si� w Bry�owie (granica i powiat Kobry�, wojew�dztwo poleskie).
Jako kierowca samochodowy przymusowo by�em zatrudniony w bazie traktorowej
Androwo. Doje�d�a�em rowerem do pracy 8 km. 19 czerwca 1941 r. spa�em w
ko�chozie. Wczesnym rankiem nast�pnego dnia do kwatery wpad�o kilku
enkawudzist�w i odebrali mi dokumenty. R�ce skuli do ty�u i samochodem
przewie�li mnie wraz z kilkoma lud�mi na stacj� do Kobrynia, gdzie sta� poci�g
towarowy cz�ciowo ju� za�adowany lud�mi. Rozkuli mnie i wepchn�li do wagonu.
By�a tam ju� moja �ona z c�reczk�...
By� tak�e pan Bia�awski z �on� i dwiema c�rkami, dw�ch braci Gli�skich (starszy
z �on� i dzieckiem), kawaler Ostromecki, pani Grochatowa - �ona oficera, adwokat
Konopacki i wiele innych jeszcze os�b, kt�rych nazwisk nie pami�tam. W sumie
by�o nas 22 osoby w wagonie przeznaczonym do przewozu byd�a. W rogu wagonu
powiesili�my koc i postawili�my wiadro. By�a to ubikacja, z kt�rej korzystali
wszyscy. Wagon by� zamkni�ty. Smr�d i zaduch niesamowity. Stali�my do wieczora
bez wody i jedzenia. Przed wieczorem s�siedzi i krewni uzyskali zgod� od NKWD i
podawali nam paczki z �ywno�ci�, po�ciel i ubrania. Wyj�tkowo pozwolono da�
�onie po�ciel, poniewa� by�a w ci��y...
Ca�y dzie� zwo�ono ludzi. Selekcj� przeprowadzono w wagonach. Wielu m�odych
m�czyzn wys�ano w innym kierunku. Wieczorem poci�g ruszy�. Na drugi dzie� ko�o
Smole�ska bombardowa�y nas niemieckie samoloty. W dwie godziny po tym podjecha�y
dwa wozy wojskowe i zacz�li nam wydawa� chleb i suszon� ryb�. W nocy podstawiono
lokomotyw� i znowu jechali�my kilka dni. Jednak poci�g d�u�ej sta� ni� jecha�.
Brakowa�o nam jedzenia. Gdy stan�� na jakiej� stacyjce w pustym polu zrozpaczeni
ruszyli�my z �on� i dzieckiem do widocznego o par� kilometr�w ko�chozu. Za
kalesony dosta�em troch� lepioszek i sera...
W ko�cu dotarli�my do Taszkientu. Tam rozkazali nam i�� do kasy biletowej
przed�u�y� wa�no�� biletu. Stali�my w kolejce kilka godzin. Ko�o dworca by� park
gdzie na �awkach pozajmowali�my miejsca. Wraz z kilkoma m�czyznami ruszyli�my
zdoby� co� do jedzenia. Trafili�my na dobrze zaopatrzone sklepy w chleb i
konserwy mi�sne. Dowiedzieli�my si� p�niej, �e takie zaopatrzenie by�o,
dlatego, gdy� ca�y rz�d by� ewakuowany z Moskwy do Taszkientu. Kupowali�my w ten
spos�b, �e jeden bra� towar i podawa� do ty�u drugiemu, kt�ry z kolei ucieka�,
bo nie mieli�my, czym p�aci�. Otoczyli nas policjanci i wylegitymowali. Po
jakich� dw�ch godzinach przyprowadzono dw�ch kasjer�w, kt�rzy wyp�acili nam po
400 rubli. Za pobrany prowiant kazano nam zap�aci�. Doprowadzili nas do rodzin i
kazali wsi��� do poci�gu, kt�ry sta� na bocznicy...
Wieczorem odjechali�my. Oko�o po�udnia wysadzono wszystkich naszych na stacji w
rejonie Kokanda. By�o to ma�e uzbeckie miasteczko. Tam rozes�ano nas po
ko�chozach. Moj� rodzin� skierowano do ko�chozu A�ty - Aryk. Przydzielono nam
kibitk�, czyli domek ogrodzony kamiennym murem. Przez podw�rko przep�ywa� Aryk -
strumyczek, kt�ry zast�powa� nam studni� i wann�. Mnie skierowano do pracy w
MTS, jako traktorzyst�. �ona trafi�a do zbierania bawe�ny na polach ko�chozu.
Jednocze�nie nia�czy�a dziecko. Tutejsze kobiety zas�ania�y twarze, tote� Uzbecy
na widok naszych kobiet wpadali w os�upienie i po�erali je wzrokiem...
Zachorowa�em na malari� i nie mog�em i�� do pracy. Na drugi dzie� enkawudzi�ci
wpadli we trzech do naszej kibitki z samego rana. Zobaczyli mnie w gor�czce i
mojej �onie kazali zosta� przy mnie, a przewodnicz�cemu ko�chozu kazali
zaopatrzy� nas w �ywno��. W kilka dni potem zmar�a nasza c�reczka. Rozchorowa�a
si� jeszcze gorzej. Sami musieli�my pochowa� nasze dziecko na uzbeckim
cmentarzu. Postawili�my krzy� i zawiesili�my na nim obrazek Matki Bo�ej w
szklanej oprawie. Otrzyma�a go Jadzia od chrzestnej. Na drugi dzie� zastali�my
rozbity obrazek, wyrwany i po�amany krzy�. Nieszcz�cia chodz� parami. Trudno
opisa� nasz� rozpacz po utracie dziecka i profanacji jej mogi�y...
Z powodu tych prze�y� nast�pi� przedwczesny por�d. �ona w gor�czce, ja r�wnie�
nieprzytomny. Do porodu nie by�o, kogo zawo�a�. Odbiera�em, wi�c ja. Dziecko
zmar�o tu� po porodzie. �ona ci�ko zachorowa�a. Ca�� noc siedzia�em pod murem
szpitala dr��c o jej �ycie. O swojej chorobie nawet nie my�la�em. Rano naczelnik
kaza� mi i�� na stacj�. Byli tam wszyscy Polacy...
Wr�ci�em do �ony z t� wiadomo�ci�. Z p�aczem prosi�a, aby jej nie zostawia�.
Wypisali j� na moj� odpowiedzialno��. Zawioz�em ja do przystanku kolejowego. By�
jeden budynek bez pod�ogi. Przy �cianach ustawione by�y nawy, na ziemi b�oto.
Nawy pozajmowali polscy �ydzi. Polacy byli w b�ocie.
(...) Polacy zrobili honorowe miejsce dla mojej �ony. W poci�gu kazali nam
zajmowa� miejsca. Wieziono nam nas dwa tygodnie do A�ma - Aty w Kazachstanie i
do Osz w Uzbekistanie.
Jednego dnia poci�g sta� na jakiej� stacyjce. Wezwa�em lekarza, kt�ry obs�ugiwa�
nasz transport. �ona mia�a opuchlizn� r�ki, co� w rodzaju wrzodu. Lekarz
obejrza� r�k� i brudnymi no�yczkami zacz�� przebija� ran�. J�kn�a rozpaczliwie.
Sta�em obok i widzia�em ca�� t� operacj�. Z ca�ej si�y uderzy�em go w twarz, po
czym pad� lewym policzkiem na rozpalona blach� piecyka. Enkawudzista wybieg� z
wagonu krzycz�c. Piel�gniarki widzia�y to wszystko. Natychmiast wsadzi�y mi pod
pach� termometr. P�niej wyt�umaczy�y lejtnantowi, �e straci�em g�ow� w
gor�czce. Lejtnant delikatnie zapyta� mnie, dlaczego uderzy�em lekarza.
Odpowiedzia�em po polsku, �e lekarz no�yczkami nak�uwa� ran�. Wtedy tak�e i on
uderzy� lekarza w twarz wyzywaj�c go przy tym siarczy�cie...
MATKA POZOSTA�A NA NIELUDZKIEJ ZIEMI...
( Wspomnienia z deportacji na Syberi� Czes�awa Cymermana z Ostrowca
�wi�tokrzyskiego)
(...) Ojciec po przemy�leniu sprzeda� gospodarstwo w Ostarawach Tuszowskich,
troch� dopo�yczy� i w 1937r. przenie�li�my si� w okolice Zaleszczyk do wsi
�mig�owo. W�wczas stan�li�my na nogach. Ale niestety, tej rado�ci by�o zaledwie
3 lata. W ko�cu grudnia 1939r. zostali�my otoczeni przez wojsko rosyjskie. Pod
ka�dy budynek podjecha�a furmanka. Kazano opu�ci� gospodarstwo. Za�adowano nas
do rosyjskich wagon�w o zabitych oknach. Przy zamkni�tych drzwiach byli
wartownicy. Na �rodku wagonu �elazny piecyk. By�o 6 pryczy. Jedna przypada�a na
ca�� rodzin�. Transport by� bardzo d�ugi...
Przez ca�� podr� wie�li nas jak byd�o czy �winie. Trwa�a ona miesi�c.
Dotarli�my w ko�cu na Syberi�. Tu ko�czy�y si� szyny. Wywie�li, wi�c nas
furmankami i samochodami (w bardzo mro�n� zim�) w ogromn� tajg�, w lasy i bagna.
Sta�y tu d�ugie baraki, w kt�rych przygotowano dla nas prycze. Wszystkich
doros�ych i dorastaj�ce dzieci pod stra�� goniono do roboty przy wyr�bie lasu i
korowaniu drewna. Kiedy nadesz�a wiosna zacz�li�my chorowa� na tyfus. W ca�ym
baraku s�ycha� by�o tylko j�ki majacz�cych w gor�czce umieraj�cych ludzi. Nie
by�o jakiejkolwiek pomocy lekarskiej. Kto przezwyci�y� tyfus, natychmiast
zacz�� my�le� jak dalej przetrwa�?..
Ludzie wykonywali beczki z kory brzozowej i w nich robili zapasy z jag�d i
grzyb�w. Na przyw�z chleba czekali�my czasami nawet do dw�ch tygodni. Po
dwuletniej m�czarni w tajgach, kto przetrwa�, to m�g� si� wydosta�
stamt�d w bardziej cywilizowane okolice Syberii na w�asny koszt... P�yn�li�my z
pr�dem Jeniseju wielk� �odzi�, kt�r� ci�gn�a motor�wka. A w niej by�o nas
kilkana�cie rodzin. Po up�ywie tygodnia dop�yn�li�my do miejscowo�ci..., w
kt�rej znajdowa�a si� stacja kolejowa. St�d pojechali�my poci�giem do wioski
Ka�sk...
Tu przebywali�my przez d�u�szy czas. Mama bardzo ci�ko pracowa�a przy r�ni�ciu
drewna w piekarni. Tatu� r�n�� drewno w tartaku. Zim� za� pracowa� przy
wykuwaniu w lodzie przer�bli do pobierania wody. P�niej mam� wyrzucono z pracy,
za to, �e wzi�a kawa�ek chleba dla dzieci. Wiosn� dali ojcu stado kr�w do
pasienia. Takie stado trzeba by�o wygania� poza zabudowania. Pewnego dnia
pognali krowy - mama, tata, starsza siostra i brat. Troje nas zosta�o w domu.
W�wczas spad� bardzo du�y �nieg. Nie mieli�my ani dobrego obuwia, ani te�
ubrania. Mama w wyniku tego zapad�a na reumatyzm. Porobi�y jej si� dziury w
nogach powy�ej kolan, a lekarzy nie by�o...
- W 1943r. wszystkich m�czyzn zabrali do tworz�cej si� Armii Polskiej im.
T. Ko�ciuszki w Siedlcach. Zostali�my sami z bardzo chor� mam�. Starsza siostra
i brat chodzili do pracy. Nas troje siedzia�o w domu. Kiedy mama by�a ju�
umieraj�ca nas troje zabrano do rosyjskiego domu dziecka. Po trzech tygodniach
przysz�a do nas siostra i oznajmi�a, �e mama zmar�a. Nie dali jej nawet ubra� i
pochowa�. Do tej pory nie wiemy gdzie le�y...
- Po trzech miesi�cach pobytu w tym okropnym domu przewieziono nas z
Ka�ska do domu dziecka za�o�onego przez Czerwony Krzy� w miejscowo�ci Balszaja
Jerba (ko�o Krasnojarska). Siostra i brat nie wiedzieli, gdzie my si�
znajdujemy. I nawet nie chciano im tego powiedzie�. Po paru miesi�cach znale�li
nas. Dzieci w tym domu by�y podzielone na grupy. Nie g�odzono nas. Pracy r�wnie�
nie brakowa�o. Goniono nas do korowania drzew w lesie, do sianokos�w, �niw,
kopania ziemniak�w w ko�chozach. Po pewnym czasie dostali�my wiadomo��, �e
zgin�� nasz ojciec...
- Zostali�my ca�kowitym sierotami. I tak przetrwali�my do 1946r. W marcu tego�
roku otrzymali�my wiadomo��, �e wracamy do kraju. Wyjecha�y wszystkie dzieci
polskie. Niemieckie i rosyjskie musia�y zosta�. Jechali�my ca�y miesi�c. Mijaj�c
nasze miasta �piewali�my pobo�ne pie�ni, dzi�kuj�c Bogu za przetrwanie i powr�t
do Polski z sze�cioletniej poniewierki. Zatrzymali�my si� w miejscowo�ci
Gostynin. Tu przebyli�my trzymiesi�czn� kwarantann�...
Ja by�em uznany za chorego, wi�c odwieziono mnie do lecznicy w Witkowicach k.
Krakowa. Tu przebywa�em dwa lata. Natomiast ca�y Dom Dziecka zosta� przeniesiony
do Szklarskiej Por�by G�rnej i nadano mu imi� Marii Konopnickiej. Ja przebywa�em
w nim do 1952r., do uko�czenia szko�y zawodowej. P�niej pracowa�em jako
elektromonter - hydraulik w Zespole Pa�stwowych Gospodarstw Rolnych w O�awie. W
listopadzie 1954r. wcielono mnie do wojska. Po zako�czeniu s�u�by przenios�em
si� do Ostrowca �wi�tokrzyskiego...Pracuj� jako �lusarz do dzi�...
CZARNY CHLEB OD OJCA NA CZARN� GODZIN�...
( Wspomnienia Agaty Osajdy z Kielc z zes�ania na Syberi�)
- Urodzi�am si� i mieszka�am w Dubiczach (woj. nowogrodzkie). We wrze�niu 1939r.
m�a zabrano na front. Nast�pnie po udanej ucieczce z transportu jad�cego do
Katynia m�� powr�ci� do domu. Po miesi�cznym ukrywaniu si� po cudzych strychach
poszli�my do le�nicz�wki i tej�e samej nocy zabrali nas. Zostali�my wywiezieni
10.12.1940r. na Syberi� do tajgi. Mia�am wtedy 19 lat. Nic nie pozwolili zabra�
ze sob�. Jedynie troch� �ywno�ci i ubrania. Ca�y nasz dorobek zrabowali
Rosjanie...
Zostali�my zabrani przez wojsko rosyjskie i do��czeni do znajduj�cych si� w
Raduniu os�b, przeznaczonych do drugiego transportu. Z Radunia do Lidy wie�li
nas furmankami. A pami�tam, �e by� mr�z wielki - 36 stopni C. W Lidzie oczekiwa�
na nas poci�g towarowy, tak d�ugi, �e stoj�c po�rodku nie by�o wida� ani
pocz�tku, ani ko�ca. Wagony by�y bydl�ce, napakowane "bitkami", �e ci�ko by�o
oddycha�. Co sze�� dni wagony otwierano po to, by usun�� nieboszczyk�w. Na nasze
pytanie, gdzie maj� by� pogrzebani, odpowiadano: "Dwa cze�owieka za wadoj, dwa
za uhlami, dwa za kopiatkom, dwa za chlebom..." Powracali z towarem pod
karabinami. Nast�pnie zamykano wagony na nast�pnych 6 dni. Tak trwa�a podr� do
stacji docelowej Asina...
Tam nas rozdzielono i saniami powieziono 160 km w g��b tajgi. Zastali�my trzy
baraki, do kt�rych rozdzielono po 28 rodzin. Dano nam trzy dni do rozlokowania
si�. By�o bardzo ciasno. Opr�cz barak�w by�y tam: sto��wka, �a�nia, piekarnia
oraz magazynek na �ywno��. Jedli�my "ba�and�" z buraczanych i kapu�cianych
li�ci. Jedzenie w magazynie sple�nia�o. Baraki i wszystkie inne obiekty by�y
zbudowane z drewna. Po �rodku baraku sta� �elazny piecyk, a po prawej i lewej
stronie prycze. Dano nam kartki �ywno�ciowe na: 30 dag chleba dla pracuj�cego i
15 dag dla osoby niepracuj�cej. W sto��wce otrzymywali�my po p� litra "ba�andy"
dziennie. I to by�o nasze ca�odzienne wy�ywienie. Wod� pozyskiwali�my z
topionego w kot�ach lodu...
Mrozy dochodzi�y do -65 stopni. Nasze ubrania, jakie otrzymali�my to watowane
fufajki i woj�oki, w kt�rych ludzie zamarzali na ko��, odmra�ali sobie r�ce,
nogi i policzki. Ale nikt nad nami si� nie litowa�. Gdy kto� umar� to m�wiono: -
"Padoch - szud z nim...", czyli: - "Zdech� - czort z nim - mniej o jedn� polsk�
mord�..."
Dop�ki uzupe�niali�my nasze wy�ywienie zapasami zabranymi z domu, to jako�
�yli�my. Ale po ich wyczerpaniu nast�pi� g��d i ludzie umierali po 12 os�b z
ka�dego baraku. Ja te� kilkakrotnie puch�am z g�odu. Za pierwszym razem, gdy�
by� bardzo silny mr�z i nie dowieziono nam po�ywienia. Mieli�my jedynie s�l i
wod�. Tak by�am g�odna, �e musia�am je�� gar�ciami s�l i pi� wod�. Mia�am
nadziej�, �e w ten spos�b przetrwam. Odnios�o to odwrotny skutek. Strasznie
spuch�am. Na oczy prawie nie widzia�am. Trwa�o to trzy doby. Na pryczy le�a�am
wraz z m�em, a pomi�dzy nami dwoje dzieci. W ten spos�b czekali�my na �mier�
g�odow�. Dzieci wo�a�y: "Mamusiu kochana! Daj cho� sk�reczk� chleba, b�dziemy j�
ssa�, �eby nam tak si� papu nie chcia�o"... Taka by�a ich m�ka. Wo�a�y ca�y
czas, i we dnie, i w nocy. Prosz� sobie wyobrazi� b�l serca matki, kt�ra s�yszy
p�acz dziecka, a nie mo�e mu nic da� do jedzenia...
Po trzech dobach przyszed� listonosz i spyta� o nasze nazwisko. Okaza�o si�, �e
otrzymali�my 8 kg suchar�w z czarnego chleba. (Innego nie mo�na by�o wysy�a�)
Wys�a� je m�j ojciec. Mieszka�cy w baraku, kt�rzy mogli si� jeszcze porusza�
natychmiast zagotowali wod�. Moczyli�my te suchary i dawali�my je dzieciom.
Potem sami je jedli�my. M��, ja i starszy syn przetrwali�my, ale c�reczka
dosta�a krwawej dysynetrii i po 8 tygodniach m�ki i cierpie� umar�a. Gdy j�
grzebali�my, by� z niej tylko szkielecik...
Innym razem dwa dni nic w ustach nie mieli�my. R�wnie� by�a bardzo mro�na zima.
Byli�my tak os�abieni, �e nie mogli�my rusza� ani r�kami, ani nogami. W�wczas
wydawa�o nam si�, �e ju� nie mamy szans na przetrwanie, gdy� du�o umiera�o
ludzi. Opr�cz g�odu panowa� r�wnie� tyfus plamisty. Czekali�my na swoj� kolej,
kiedy nas wynios�, rzuc� do wsp�lnego do�u (bez trumien i ubra�) i zasypi�
bry�ami zlodowacia�ej syberyjskiej ziemi. Ale i tym razem B�g by� �askawy.
Bardzo gor�co modli�am si� do Matki Boskiej Nieustaj�cej Pomocy o przetrwanie...
Matka Boska moje pro�by wys�ucha�a. Po dw�ch dniach dostali�my kilka kilogram�w
suchar�w od ksi�dza Micewicza z Dubicza. Jeszcze nie zd��yli�my zje�� zawarto�ci
z tej paczki, gdy przyjecha�a komisja z Moskwy (3 Rosjan i Polak). Zobaczyli to,
co si� dzieje w naszym posio�ku. Ludzie strasznie skar�yli si� na g��d. Jeden
Rosjanin zosta�. By� bardzo niskiego wzrostu. Nazywa� si� Iwan Iwanowicz. Zacz��
pe�ni� obowi�zki komendanta. A oto, co nam powiedzia�: "Nie patrzcie, �e ja
malutki, ale m�j czyn jest wysoki. Ja postaram si� wam krzywdy nie robi�, bo we
mnie p�ynie cz�� polskiej krwi. M�j ojciec by� Rosjaninem, a matka Polk�. Ja
was nie skrzywdz�...."
Tak te� by�o. Magazyn, kt�ry wcze�niej by� zamkni�ty, zosta� w�wczas otwarty.
Niewiele �ywno�ci nadawa�o si� jeszcze do spo�ycia, gdy� jej du�a cz��
sple�nia�a. Jednak dostali�my troch� suchego prowiantu, a reszt� gotowano nam w
kuchni (p�atki owsiane i j�czmienne). Zacz�li�my otrzymywa� po p� kg chleba na
pracuj�cego i 30 dag dla niepracuj�cego. Poniewa� zosta�o ma�o ludzi, to w
barakach by�o wi�cej miejsca. A opr�cz tego Iwan Iwanowicz poleci� zbudowa�
drewniane �cianki dzia�owe. W jednym pomieszczeniu mog�y si� znajdowa� dwie
rodziny...
Z powodu g�odu i brudu zmar�a moja druga c�rka Stefania, gdy ledwo uko�czy�a 16
dni. Pluskwy tak nas z�era�y, �e nie mogli�my sobie z nimi poradzi�. Ci�gle
byli�my d�u�nikami. Nie dostawali�my �adnych pieni�dzy, gdy� odliczano nam je
za sto��wk�, chleb, �a�ni�, baraki, podr�, ubranie i obuwie, kt�re nam wydano
jeszcze na stacji Asin. Wci�� nam powtarzano: "Wy takie tam syny, zdechniecie i
nie wyp�acicie si� z tego, co kosztujecie Sowiety..."
Nasz posio�ek nazywa� si� Naliwoj. Oko�o 5 km od niego by� drugi, a 15 km dalej
trzeci. Gdy przyjechali enkawudzi�ci na t�ustych koniach, to kobiety podesz�y i
zapyta�y:, " Po co wy nas tu przywie�li?" A oni na to: " My was po to tu
przywie�li, sztoby wy skorej padochli"... Byli�my tam 3 lata. Zosta� po nas
ogromny cmentarz z mogi�ami wieloosobowymi. Ludzie tak umierali, �e nie zd��ono
ich grzeba� w trumnach. Cz�owiek ci�gle nie by� pewny jutra, bo opr�cz tego, �e
wyniszcza�y nas choroby, g��d, mr�z, robactwo, to jeszcze nas rozstrzeliwano...
Ja sama trzy razy by�am stawiana przed plutonem egzekucyjnym i tylko cudem
unikn�am �mierci. Pierwszy raz za r�aniec, gdy� nie pozwolono nam si� modli�.
Gdy si� modlili�my, weszli enkawudzi�ci i spytali: "Czyje te Bogi"?
Odpowiedzia�am: "To moje..." Kaza� mi rzuci� r�aniec i go podepta�. Za�o�y�am
go na szyj� i nie zrobi�am tego. Powiedzia� do mnie: Stanawi� pad �cienku,
roztrelaju kak sabaku!" Stan�am. W tym momencie podszed� do mnie m�j synek i
spyta�: "Mamusiu, za co ci� chc� rozstrzela�?" - "Syneczku, za Bozi�" -
odpowiedzia�am. A on wtedy zawo�a�: "Mamo! Niech mnie strelaj�! Za�� t� Bozi�
na mnie! Ciebie niech zostawi�!" Wzi�am dziecko na r�k� i powiedzia�am: "Synku!
Ty nie mo�esz �y� beze mnie i ja bez ciebie, niech nas rozstrzelaj� obydwoje!"
Krzycza�am: "Ty kacapie! Strelaj! Strelaj!. Pierwsz� kul� w dziecko, drug� we
mnie!" Enkawudzista popatrzy� raz na mnie, raz na dziecko. Potem splun�� i
powiedzia�: "Przekl�ta Polka!"...
Innym razem stawiana by�am na rozstrza� za wymian� swojego ubrania na �ywno��
(litr mleka i wiadro zmro�onych ziemniak�w) z Rosjanami. Wszelkie kontakty z
miejscow� ludno�ci� by�y zabronione. Niestety, w drodze powrotnej z�apali nas
enkawudzi�ci. Los jednak okaza� si� �askawy. Podobnie i za trzecim razem...
Mimo okrutnego g�odu odm�wiono nam dawania chleba dzieciom. Przez pierwsze dni
oddawa�am dziecku sw�j przydzia�, jednocze�nie bardzo ci�ko pracuj�c. Os�ab�am
do tego stopnia, �e dosta�am kurzej �lepoty i nie mog�am i�� do pracy. By�am
zmuszona b�aga� o chleb dla dziecka. Otrzyma�am odpowied�: "Kak padochniet,
Sybir na zawalitsa bez twajewo rebionka!" Ja jednak p�aka�am i �ebra�am, lecz
oni byli bez lito�ci. - "Stanawi� pad scienu, sztoby nam nie brecha�a!" (Sta�
pod �cian� i nie szczekaj!). Stan�am i powiedzia�am: "Dobrze! Ty mnie
zastrzelisz niewinnie, a ciebie Stalin zastrzeli!" W ten spos�b dobi�am targu o
�ycie. Dosta�am nawet kartk� na chleb dla dziecka...
M�� bardzo ci�ko pracowa� w "lesozagatowce" i ja te�. By�am w ci��y, wi�c
przenie�li mnie do pracy w �a�ni. Podobna mia�a by� l�ejsza. Jak si� okaza�o,
by�a o wiele ci�sza. Codziennie musia�am wytaska� z rzeki (pod g�r�) 180
wiader wody. Do moich obowi�zk�w nale�a�o te� napalenie i nagrzanie w "czanie",
nanoszenie drewna z lasu, wymycie wszystkich drewnianych naczy� po pracownikach,
zebranie i ich podliczenie. Wychodzi�am z baraku o 5 rano, wraca�am o 1 w nocy.
Mia�am w�wczas dwoje ma�ych dzieci...
Tak wygl�da� pobyt w tajdze. Gdy Stalin zawar� umow� z Polsk�, to przywie�li nas
do sowchozu Czesnakowa nr 2. Prze�yli�my tam 3 lata i 4 miesi�ce. Warunki by�y
tutaj lepsze. Mieszkali�my po 3 rodziny w jednym pomieszczeniu. W sowchozie
p�acili za prac�, ale tak ma�o, �e tylko starcza�o na skromne �ycie. Dawali po
p� kilo chleba dla robotnika na dzie�, p� kilo cukru na miesi�c oraz zup�. Kto
mia� dzieci, to dostawa� mleko, ale tylko p� litra na jedno dziecko. Dla
doros�ych mleka i cukru nie dawali...
Tak wygl�da�o nasze �ycie w sowchozie a� do wyjazdu do Polski. M�a jednak
zabrali do tworz�cej si� dywizji im. Tadeusza Ko�ciuszki. Zosta�am z dzieckiem i
to w dodatku w ci��y. C�reczka, kt�ra si� w�wczas urodzi�a, �y�a tylko 16 dni.
M�� przeszed� ca�y front od Lenino do Berlina. Gdy sko�czy�a si� wojna przys�a�
mi list i dokument, w kt�rym by�o napisane: "Wywalczy�em ojczyzn�. Pragn�
mieszka� z �on� i synem we w�asnej ojczy�nie". Pisa� r�wnie� abym pojecha�a do
Wojenkomatu, sk�d by� zabrany. Pisa�, �e je�li poka�� ten list i dokument, to mi
pozwol� jecha� do Polski. Tak te� zrobi�am. By�o tam du�o Polak�w. Trzeba by�o
czeka� 3 dni dla uzyskania dokumentu zezwalaj�cego na wyjazd. Mam go do dzi�...
Otrzyma�am go 4 marca, a 10 marca odjecha� nasz transport z A�tajska wieczorem
bydl�cymi wagonami. Ale to ju� by�a rado��, gdy� jechali�my do domu. W Kielcach
by�am ju� 7 maja. Jednak�e pami�� tych prze�y�, cierpie� i b�lu pozosta�a na
zawsze, nawet w psychice dziecka. Ale w Polsce nas i naszych problem�w nie
zauwa�ano. Dla w�adz polskich liczy�y si� tylko hitlerowskie obozy. Za� o
sowieckich nawet nie wolno by�o g�o�no wspomina�. Kiedy ju� nas niewielu
zosta�o, to sobie o nas przypomniano. Nieraz by�o przykro. Nie by�o si�, do kogo
poskar�y�. Cz�owiek si� ba�, �e znowu tam trafi. Niestety, taka jest prawda o
Sybirakach. Cierpia�e�, ale sied� cicho i buzi nie otwieraj. Jak otworzysz, to
znajdziesz si� tam, gdzie nigdy ludzkich cierpie� nie brakuje. W kraju �zami,
cierpieniami i trupami polskich matek, ojc�w i dzieci zalanym...
O TYM, JAK OD�UCZY�A SI� �MIA�...
(Wspomnienia z deportacji na "sybir" do Kazachstanu Leokadii Syzd� ze
Skar�yska Kamiennej )
- Po aresztowaniu m�a w 1939 r. wczesnym porankiem przysz�o do mojego
mieszkania trzech "stre�k�w". O�wiadczyli, �e mnie i dzieci zabieraj� do
Olechnowicza na stacj� kolejow�. By�o to na pocz�tku kwietnia 1940r. Najpierw
zrobiono rewizj�. W mi�dzyczasie wesz�a do pokoju moja gospodyni - Bia�orusinka
i zabra�a ko�uch m�a, w kt�ry chcia�am ubra� na drog� jedno z dzieci. Poniewa�
szukaj�c ko�ucha p�aka�am, c�reczka powiedzia�a, �e to babunia zabra�a, bo tak
dzieci nazywa�y gospodyni�. W�wczas jeden z nich podszed� do niej i przyni�s� �w
ko�uszek. Drugi jednak bagnetem wyk�u� oczy Matce Boskiej Niepokalanej na
obrazie, kt�ry wisia� w sypialni. Pozostali blu�nili i cieszyli si� z tego...
- W przeddzie� rewizji do szafy w sieni schowa�am s�onin� z po�owy wieprza, za
kt�r� jeszcze nie zap�aci�am. Zabra�am j� ze sob� w pokrowcu na ko�dry. Ca�y
czas s�ysza�am tylko "bystriej, bystriej...". Ale nie tak szybko mo�na by�o si�
wybra� w nieznane z dwojgiem ma�ych dzieci. Przy wychodzeniu zabra�am ze sob�
klucz od swego mieszkania, jakbym do niego mia�am jeszcze powr�ci�...
- Wieziono nas jak prawdziwych przest�pc�w. C�rka mia�a wtedy 4 lata, a syn 2.
Jeden z �o�dak�w prowadzi� mnie, a dw�ch pozosta�ych sz�o po obu stronach sa� z
bagnetami skierowanymi w nasz� stron�. Na miejscu kazano mi wej�� do wagonu, w
kt�rym przewo�ono wcze�niej byd�o. Na odjazd czekali�my 3 dni...
- Jechali�my ponad 4 tygodnie na Syberi�. W ko�cu dotarli�my do Kowal�wki w
Paw�odarskiej "ob�osci". Zamieszka�o tam nas 8 rodzin. Ka�dy musia� si� najpierw
zg�osi� do "Sielsowietu", a nast�pnie wyszuka� sobie kwater�. Ja z dzie�mi i
samotn� nauczycielk� pani� Konorowicz zamieszka�y�my u gospodarzy. Tam te�
z�o�y�am w ich piwnicy s�onin�, kt�r� po dw�ch dniach skradziono mi. Po pewnym
czasie przenie�li�my si� do staruszk�w. Byli�my u nich kilka dni, bo gdy
przyjecha� ich syn komsomolec, to kaza� nam si� wynosi�. A przecie� nie
mieszka�y�my w domu, tylko w jakim� chlewisku bez dachu. Straw� gotowa�am na
podw�rku na cegie�kach...
- By� ju� wiecz�r, gdy jedno dziecko wzi�am na r�k�, drugie za r�k� i
poszli�my do przewodnicz�cego ko�chozu, �eby ten wskaza� nam jakie� mieszkanie.
On powiedzia�, �e nigdzie nie p�jdziemy, ale zatrzymamy si� u niego. Byli�my tam
kilka dni. O ile on by� jeszcze cz�owiekiem, o tyle jego �ona by�a prawdziw�
"heter�". Kiedy odchodzi�am od niego, c�rka zapyta�a mnie, dok�d idziemy i gdzie
jest nasze mieszkanie? Pe�na �ez odpowiedzia�am - tam w niebie...
- Przenie�li�my si� do kobiety, kt�ra by�a dojark� w ko�chozie, a jej
siostra chorowa�a na gru�lic�. W tym czasie nigdzie nie pracowa�am, gdy� nam nie
pozwolono. A wi�c szy�am. Nigdy w �yciu nie zajmowa�am si� krawiectwem. Ale
poniewa� mieszkanki nie by�y kapry�ne, wi�c szy�am i to r�cznie. Jak do tego
dosz�o? Zdj�am swoj� bluzk�, rozpru�am j�, wyg�adzi�am szwy i w zale�no�ci od
tego, czy to mia�a by� bluzka, czy sukienka, dodawa�am fa�d� czy falbank�
zgodnie z w�asn� inwencj�. Szy�am ca�ymi dniami a pod wiecz�r zanosi�am do domu
i za t� prac� otrzymywa�am dzbanek mleka. Moja kariera krawiecka zako�czy�a si�
niepowodzeniem, kiedy przyniesiono mi do uszycia m�ski garnitur. Zepsu�am go...
- Wreszcie przyj�to mnie do ko�chozu. Najbardziej zabola� mnie fakt, gdy
na pocz�tku tej pracy musia�am zbiera� r�cznie krowie �ajno, ��czy� je z drobn�
s�om� i wygniata�, gdy� mia�o to s�u�y� w zimie jako opa�. Ca�e r�ce mia�am
zielone od tej pracy. My�la�am, �e tylko Polakom dano tak� prac�. Okaza�o si�,
�e wszyscy to robili...
- Ostatnie trzy lata pracowa�am w szkole jako nauczycielka. Raz wpad�a mi
w r�ce gazeta "Wolno��" pisana po polsku. Dowiedzia�am si� z niej, �e Wanda
Wasilewska jest w Moskwie. Wzi�am jej adres i napisa�am serdeczny list.
Przedstawi�am jej, kim jestem i gdzie przebywam. Poprosi�am j� o pomoc w
nauczaniu szkolnym. Nied�ugo czeka�am, bo dos�ownie po dw�ch tygodniach dosta�am
wezwanie do inspektoratu odleg�ym o 49 km, �eby zg�osi� si� po odbi�r
podr�cznik�w. Nie umia�am przecie� j�zyka rosyjskiego na tyle, �eby pos�ugiwa�
si� nim w szkole...
- Szko�a w Kowal�wce by�a niepe�n� szko�� �redni�. Liczy�a 8 klas.
Dosta�am r�ne przedmioty: geografi� Rosji, chemi�, fizyk�, a nawet stalinowsk�
konstytucj�. Poniewa� nie umia�am j�zyka rosyjskiego, uczy�am si� go sama na
pami��, dopiero p�niej przekazywa�am wiedz� uczniom. Aby mie� �wiat�o w
mieszkaniu, od traktorzysty dosta�am troch� ropy. Wla�am j� w ma�� buteleczk�, a
knot zrobi�am z we�nianej chustki. Pomieszczenie by�o ca�e zakopcone, a ja z
blondynki zrobi�am si� szatynk�. Jednak nikt z uczni�w nie �mia� si� ze mnie i
nie dokucza�. Najgorzej by�o z chemi�. Wypisywa�am na tablicy r�ne wzory
reakcji chemicznych, ale nic nich nie rozumia�am...
- Kt�rego� dnia na wizytacj� przyjecha�a pani inspektor, gdy prowadzi�am
lekcj� geografii Rosji. Powiedzia�a wtedy, �eby mo�na by�o uczy� geografii, to
trzeba kocha� swoj� ojczyzn�, wtedy materia� b�dzie dobrze przyswojony. Mia�a
racj�... Za t� prace dosta�am 600 rubli i wiadro prosa. Z tym, �e pud
ziemniak�w kosztowa� 800 rubli...
- Poniewa� to nie wystarcza�o na wy�ywienie musia�y pomaga� mi dzieci.
Wczesn� wiosn� chodzi�y ze mn� na zbieranie k�os�w, z czego po�ow� nale�a�o
oddawa� ko�chozowi. Poniewa� musia�am opuszcza� dzieci nie raz na kilka dni,
musia�am im zabezpieczy� jakie� wy�ywienie. Z prosa piek�am placuszki wielko�ci
kotlet�w. Bywa�o, �e g�odne dzieci zjada�y wszystkie nie zostawiaj�c dla mnie.
Dostawa�y za to lanie. Dosz�am do takiego stanu psychicznego, �e pewnego dnia
pr�bowa�am odebra� sobie �ycie. Dzieci zauwa�y�y to i z p�aczem krzycza�y:
"mamo, my ju� nie jeste�my g�odne..." Wiele by�o takich scen, o kt�rych nie b�d�
m�wi�...
Wreszcie dostali�my zawiadomienie o wyje�dzie do kraju. Ta sama pani
inspektor, kt�ra da�a mi prac� nalega�a abym pozosta�a w Kazachstanie. M�wi�a,
�e Polska jest teraz biedna, a ja jestem ju� znan� i cenion� nauczycielk�. Ale
jej mowa by�a na pr�no... Do kraju jechali�my 6 tygodni. Na drog� dostali�my
chleb i troch� �ledzi. B�d�c w Rosji na Syberii napisa�am list do prokuratora z
zapytaniem,, gdzie jest m�j m�� i co si� z nim dzieje? Odpisa� mi, �e
aresztowany 20.12.1939r. zosta� skazany na 8 lat ci�kiej pracy i wywieziony
zosta� a� pod ko�o polarne. Wpad�am w�wczas w histeryczny �miech. I od tej pory
nie umiem si� ju� �mia� i cieszy�...
O TYM, JAK DNI WALKI ZE �MIERCI� NASTA�Y...
(Wspomina Helena Bandura z Kielc)
Ojca NKWD aresztowa�o 18 grudnia 1939 r. Wywieziono go w g��b ZSRR, ale gdzie,
to tego nikt nie potrafi� nam powiedzie�. W po�owie kwietnia 1940 r. obudzi� nas
�omot do drzwi. Po �mierci matki mieszkali�my u matki naszej macochy we wsi
�asica, powiat Postawy. Wojsko sowieckie otoczy�o ca�y dom. �o�nierzy by�o
bardzo du�o. Karabiny mieli przygotowane do strza�u. Kazano nam szybko ubiera�
si� i zabra� jedynie niezb�dne rzeczy. Powsta�o wielkie zamieszanie i p�acz,
gdy� by�o nas siedmioro dzieci i dwie kobiety, kt�re nie wiedzia�y w panice, co
maj� ze sob� zabra� na drog�.
O �wicie za�adowano nas na sanie i pod eskort� zawieziono do wsi Koz�owszczyzna.
Nast�pnie g�odnych, gdy� nikt nic nie jad�, odtransportowano do stacji
Woropajewo i za�adowano do wagon�w. By�y w nich prycze po obu stronach �cian.
By�o bardzo ciasno. Na wi�kszych stacjach otwierano je i wo�ano: Dwa wiadra,
odin cze�owiek! Te s�owa najbardziej zapami�ta�am, gdy� oznacza�y, �e dostaniemy
"Kipiatok" - gor�c� wod�. Dawali te� czasami zup� i po kromce chleba. Poci�giem
jechali�my prawie miesi�c. Potem przez 3 doby p�yn�li�my przez rzek� Irtysz
barkami. By�y one bardzo brudne i �mierdzia�y solonymi rybami. By�o na nich
cia�niej ni� w wagonach. Spali�my na stoj�co i na siedz�co. Dusili�my si� z
powodu braku powietrza. W Podedworze wyrzucono nas na brzeg. Tu zes�a�cy
koczowali na dworze. Z dobytkiem oczekiwali na dalszy transport. A noce by�y
bardzo zimne. Jedynie dzieciom i starcom pozwolono nocowa� w budynku szkolnym. W
ko�cu zwieziono nas do kazachskiego au�u Izwioska...
By�a to wie� zamieszkana wy��cznie przez Kazach�w. Tylko jedna rodzina by�a
rosyjska. Ludzie mieszkali w lepiankach z jednym pomieszczeniem. Zajmowali si�
hodowl� byd�a i wypalaniem wapna. Do takich klitek wpakowano po dwie rodziny.
Spali�my na pod�odze, wszy oblaz�y nas straszliwie. Gdy si� ociepli�o, nasi
m�czy�ni wybudowali barak z bali, bez pod�ogi i dachu. Szpary oblepiono glin�.
Podczas deszczu la�o si� na nas strugami. Posi�ki przyrz�dzali�my na dworze. Za
opa� s�u�y�y "kiziaki" - suche �ajno, kt�re zbierali�my w stepie. Gorzej by�o
podczas burzy piaskowej. Wszystko, co zrobili�my zasypywa� piach...
Lato min�o szybko. W tym baraku nie mo�na by�o ju� zimowa�, wi�c musieli�my
znowu wr�ci� do lepianek, Zacz�� panowa� straszny g��d. W naszym ko�chozie nie
by�o �adnej pracy. Z pocz�tku macocha wraz z siostr� wymienia�y wszystko, co si�
da�o, na �ywno��. Ale i tego by�o tak�e ma�o. Pierwszej zimy z n�dzy i g�odu
zmar�a 10 - letnia c�rka ciotki Zajkowskiej. Z bratem Walerianem poszli�my do
ko�chozu Ramadam szuka� chleba. Chodzili�my od domu do mu i �ebrali�my o to,
�eby nam dano, chocia� kawa�eczek. Spali�my tam gdzie nam �askawie pozwolono.
Niekt�rzy nawet litowali si� nad nami, ale w wi�kszo�ci przeganiali nas i
szczuli psami. W ko�cu zlitowano si� i pozwolono nam nia�czy� dzieci. Brat
opiekowa� si� dwoma ch�opcami, a ja siedmiorgiem. Tu bardzo szybko zapomnia�am
m�wi� po polsku....
Jesieni� 1941 r. brat dowiedziawszy si�, �e w Semipa�aty�sku jest polski
sierociniec, pojecha�am. Ja dopiero wiosn� nast�pnego roku uda�am si� tam z 11-
letnim Zbyszkiem na piechot�. Szli�my a� 90 km przez stepy. Tylko sporadycznie
napotykali�my niewielkie zabudowania. W ko�cu dobrn�li�my na miejsce. W Polskim
Komitecie powiedziano nam, �e nie mo�na nas przyj��, gdy� dzieci z tego
sieroci�ca wyje�d�aj� na po�udnie. Dano nam kartki na chleb i zup�. Ale jakie
tam by�y zupy - z lebiod� i kilkoma krupkami kaszy jaglanej w misce. Na noclegi
skierowano nas do baraku, w kt�rym mieszkali Polacy. Cho�, pokryty by� dachem,
to nie by�o w nim sufitu. W ka�dym pomieszczeniu spa�o po kilka rodzin na
drewnianych pryczach, albo na pod�odze. Dla nas nawet nie by�o wolnego k�ta. Nie
mieli�my te� po�cieli. Ca�y nasz maj�tek stanowi�y podarte �achmany na
grzbiecie.. Spali�my skuleni pod prycz� na pod�odze... Brata ju� nie
spotka�am...
W po�owie lata zorganizowano nast�pny sierociniec. Spali�my po dwoje na jednym
��ku. Kierowniczk� zosta�a Irena Bajkowska (obecnie t�umaczka literatury
rosyjskiej w Warszawie). W nied�ugim czasie przyby�a tu tak�e moja siostra
Janina. Tu by�o nam dobrze. Jesieni� rozpocz�y�my nawet nauk�. Ale wszystko
trwa�o kr�tko. Przygotowywano nas do wyjazdu za poprzednim sieroci�cem. Z chwil�
opuszczenia przez ZSRR przez wojska genera�a Andersa rozpocz�