5319

Szczegóły
Tytuł 5319
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5319 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5319 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5319 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Rafa� or�owski Konektyka Dot�d r�nie nazywano ludzkie cia�o Niekt�rzy s�dz� , i� jest to tylko sk�ra i ko�ci, Inni uwa�aj� , i� jest to �wi�tynia ich duszy, S� te� tacy , kt�rzy my�l� , i� jest to skafander, Kt�ry im podarowano na okres �ycia na ziemi. Jakby nie by�o, cia�o mo�e mie� wy��cznie jednego w�a�ciciela. Kto wie , mo�e znajdzie si� kiedy� kto� , kto b�dzie s�dzi� inaczej. Mo�e wtedy zauwa�ymy co� , czego do tej pory nie mogli�my dostrzec. Dw�ch m�czyzn w bia�ych kitlach wesz�o do szpitalnej izolatki. Byli sami , jeden z nich zamkn�� za sob� drzwi i spojrza� na drugiego. Kt�rego mam wzi��? � wskaza� r�k� na czarne metalowe pojemniki wygl�dem przypominaj�ce ma�e , b�yszcz�ce trumny. Drugi podszed� do pierwszego z pi�ciu pojemnik�w i wcisn�� ma�y , czerwony klawisz , kt�ry znajdowa� si� w g�rnej cz�ci czarnego blaszaka. Oboje us�yszeli delikatny zgrzyt mechanizmu i wieko powoli si� uchyli�o odkrywaj�c sw� tajemnicz� zawarto��. Ca�a pi�tka jest identyczna. Bierz pierwszego z brzegu � odpowiedzia�. M�czyzna , kt�ry w�a�nie podszed� do b�yszcz�cej trumienki zajrza� powoli do �rodka. Le�a� w niej ma�y , kilkumiesi�czny ch�opczyk. Na twarzy mia� za�o�on� dziwn� , szklan� mask� , kt�rej rurka znika�a w ciemno�ciach jego gard�a. Nie b�j si� , przecie� ci� nie ugryzie � roze�mia� si� jego towarzysz. Czasami nie wierz� , �e to robimy � m�czyzna wci�� patrzy� na dziecko. Taka praca � wzi�� g��bszy oddech i si�gn�� do kieszeni , w kt�rej trzyma� papierosy. Wyci�gn�� jednego i podpalaj�c go g��boko si� sztachn��. Bia�y dym przeszed� przez cich� izolatk�. � Nie my�l o tym , bo si� zadr�czysz � doda� i gwa�townie si� obr�ci� podchodz�c do stolika stoj�cego przy �cianie. Po chwili podszed� do pojemnika i nachyli� si� nad malcem. Wci�� �ciska� papierosa w ustach. Chwyci� za szklan� mask� i delikatnie j� usun�� z ust dziecka. Unosi� j� w g�r� w oczekiwaniu na koniec cienkiej rurki , kt�r� w�a�nie wyci�ga� z gard�a nieprzytomnego ch�opczyka. Wreszcie ujrza� koniec i powieki dziecka gwa�townie si� unios�y ukazuj�c oczy z przera�eniem patrz�ce na bia�ych intruz�w. M�czyzna rzuci� mask� o kafelkow� pod�og� i z�apa� ch�opca za rami� zanurzaj�c w nim ig�� strzykawki , kt�r� �ciska� w d�oni. Powieki ch�opca gwa�townie opad�y i sta� si� ca�kiem bezw�adny. No na co czekasz do cholery � wci�� �ciskaj�c papierosa w ustach patrzy� na swego partnera � bierz go , czasu to nie masz zbyt wiele. Drugi m�czyzna znieruchomia� przez chwil� , po czym dosz�o do niego to co w�a�nie us�ysza�. Natychmiast chwyci� dziecko i wyszed� znikaj�c za drzwiami izolatki. Ten, kt�ry zosta� sam , chwyci� papierosa w palce i opu�ci� go na b�yszcz�c� pod�og� przydeptuj�c czarnym butem. Nie czu� si� zbyt dobrze. Powoli otworzy� drzwi i opu�ci� izolatk�. Szed� d�ugim korytarzem nie zastanawiaj�c si� nad tym dok�d idzie , a� w ko�cu szerokie szklane drzwi rozsun�y si� przed nim i znalaz� si� w poczekalni. Kilku oczekuj�cych spojrza�o na niego poczym zn�w zwr�cili sw�j wzrok w kierunku odbiornika telewizyjnego. Widzieli w nim znajom� twarz , to on ich tu przywi�d� , to on m�g� im ofiarowa� to czego �aden inny cz�owiek nigdy im nie proponowa�. Szpakowaty m�czyzna z lekk� siw� br�dk� u�miecha� si� szeroko m�wi�c � Straci�e� nog� , r�k� , serce ci nawala czy nerka nie domaga? Wiesz przecie� gdzie przyj��. Jak zawsze m�wi�em , KONEKTYKA to klinika kt�ra dzi� ci ofiaruje wszystko.� ROZDZIA� 1 POKRYTY BLIZNAMI To by� �adny dzie�. Niebo by�o czyste , a s�o�ce rado�nie o�wietla�o ma�� uliczk� , po kt�rej chodniku st�pa� m�ody m�czyzna. By� dobrze zbudowanym cz�owiekiem �redniego wzrostu. Niekt�rzy mogliby nawet powiedzie� , �e jest niski , to zawsze go dra�ni�o. Jego kr�tkie , ciemne w�osy nie reagowa�y na lekko powiewaj�cy tego dnia wiatr. Oczy zas�ania�y czarne okulary s�oneczne , kt�re pasowa�y do czarnej , sk�rzanej marynarki narzuconej na bia�� , czyst� koszulk�. Powoli id�c chodnikiem rozgl�da� si� na boki. Zna� t� okolic� miasta , tutaj sp�dzi� wi�kszo�� swego �ycia. Ogl�da� budynki , kt�re wci�� wygl�da�y tak samo jak tego dnia gdy opu�ci� dom. Swiat si� ci�gle zmienia� , ale na tej ulicy czas zatrzyma� si� kilka lat wcze�niej i nic nie wskazywa�o na to , �e przemija� jak wiatr jesienny , cho� by�o tak doprawdy. W pewnym momencie m�czyzna si� zatrzyma� i spojrza� na dobrze mu znany budynek. By� to dwupi�trowy dom dla du�ej rodziny , ale ludzie, kt�rzy w nim mieszkali mieli dwoje dzieci. Swego czasu planowali rozmno�y� potomstwo , lecz na tym si� sko�czy�o. M�czyzna zdj�� ciemne okulary odkrywaj�c swe ciemnobr�zowe oczy i w�o�y� je do kieszeni marynarki. Patrzy� na zielone �ciany obszernego domu. Pami�ta� dzie� kiedy pokrywa� je farb� wraz z ojcem. Szkoda , �e dzi� nie b�dzie m�g� z nim porozmawia�. Szkoda , �e zn�w nie b�d� mogli si� posprzecza�. Zszed� z chodnika i wszed� na w�sk� �cie�k� wiod�c� do domu. Szerokie schody zaprowadzi�y go przed drzwi frontowe. Zawacha� si� przez chwil� nim wyci�gn�� r�k� i przycisn�� dzwonek , kt�ry wyda� z siebie tak �a�osny d�wi�k jak tego dnia kiedy Anna przysz�a go po�egna�. Us�ysza� kroki i po kr�tkiej chwili drzwi zielonego domu uchyli�y si� i stan�a w nich niska , starsza kobieta o kr�tkich , blond w�osach. Ujrza�a twarz m�czyzny i �zy rado�ci pokry�y jej niebieskie oczy. Synku � westchn�a rzucaj�c si� w jego ramiona. Przytuli� j� w milczeniu. Nie wiedzia� co czu�. Wymaza� uczucia , kt�re by�y tak silne przed laty. Pokry�y je blizny lat ostatnich. Pokry�y je czasy , o kt�rych teraz chcia� zapomnie�. * Siedzia� przy kuchennym stole , patrzy� na matk� , kt�ra wci�� przygotowywa�a posi�ek dla niego. Tak samo jak kilka lat wcze�niej krz�ta�a si� po kuchni , co chwil� mieszaj�c w garnku z wci�� jeszcze tajemnicz� zawarto�ci�. By�a tak samo �ywa jak tego dnia , kiedy powiedziano jej o chorobie serca , zaraz po tym co� zrozumia�a , pewnie nigdy nie powinna i przesta�a krz�ta� si� po kuchni. Mo�e wreszcie usi�dziesz mamo? Nie mog� m�j drogi Francisco , bo mi si� przypali. Syn wsta� i zbli�y� si� do matki , kt�ra �ciskaj�c drewnian� �y�k� w d�oni sta�a przed kuchenk� elektryczn�. Chwyci� za plastikow� r�czk� , du�ego blaszanego garnka i delikatnie od�o�y� go na drewnian� desk� le��c� na blacie kuchennym. Matka patrzy�a ze zdumieniem jak wy��cza kuchenk�. Przecie� m�wi�em ci , �e nie jestem g�odny � powoli si� do niej obr�ci�. No tak , ale przecie�... Mamo � chwyci� j� delikatnie za ramiona � wszystko czego chc� to porozmawia� z tob�. Kobieta wzi�a g��bszy oddech i powoli zaj�a miejsce przy drewnianym stole. Francisco poszed� za jej przyk�adem. Oboje milczeli , co kilka sekund zerkali na swoje ponure twarze , jakby bali si� tego co chcieliby powiedzie�. Widujesz si� czasami z Ann�? � zapyta� p�g�osem. Nie. Podobno bogato wysz�a za m��.- stanowczo odpowiedzia�a matka jak gdyby nie by�a zbyt zadowolona z podj�tego tematu. Francisco spu�ci� g�ow� i znowu zapad�a chwilowa cisza. My�lisz , �e b�d� m�g� wr�ci� do pracy? � zapyta� po chwili. Wci�� jeszcze chcesz by� fryzjerem? � profesja syna zawsze cieszy�a Mari� Kethel. Najbardziej cieszy�o j� to , �e by� najlepszy w tym co robi�. Chyba dasz mi prac�? Och � gwa�townie spowa�nia�a � zapomnia�am ci powiedzie�. Co si� sta�o mamo? Wiesz , �al by�o mi si� rozsta� z tymi starymi fotelami fryzjerskimi � spojrza�a mu g��boko w oczy � ale po tym jak zabrali ciebie do wojska , zrobi�o si� ze mn� jeszcze gorzej. Nie by�am ju� w stanie sama zrobi� zakup�w do domu... � popatrzy�a na ma�y ekran odbiornika telewizyjnego , kt�ry sta� na szerokim parapecie okna. Szpakowaty m�czyzna z lekk� siw� br�dk� u�miecha� si� szeroko ruszaj�c ustami , ale wiciszona fonia nie pozwala�a ods�ucha� tajemnicy jego s��w� ...i wtedy zobaczy�am t� reklam� � wskaza�a na telewizor � KONEKTYKA mnie uratowa�a , ale mieli swoj� cen�. Musia�am sprzeda� zak�ad fryzjerski �eby pokry� koszty mojego leczenia. Dali mi nowe serce i od razu poczu�am si� o dwadzie�cia lat m�odziej � na koniec zn�w si� u�miechn�a. Konektyka? � Francis zmarszczy� brwi � nie by�o tu takich jak st�d wyje�d�a�em. Dopiero si� budowali , ale ju� wtedy ko�czyli , w ka�dym b�d� razie d�ugo im to nie zaj�o. S� teraz tam gdzie stary stadion. To znaczy �e ju� nie mamy stadionu? Oczywi�cie , �e mamy , ale zosta� przeniesiony. Sam zreszt� zobaczysz , wszystko si� zmieni�o. To z czego wy teraz �yjecie � zapyta� z zak�opotaniem. Gdyby nie emerytura , jak� zostawili mi po twoim ojcu , to pewnie by�my z g�odu padli , ale wiesz jaki by� Eryk. Dopi�� wszystko na ostatni guzik zanim nas opu�ci� i nie jest wcale tak najgorzej , ale za�o�� si� , �e mog�oby by� lepiej. Drzwi frontowe trzas�y z ogromnym hukiem i do pokoju wbieg� trzynastoletni ch�opiec o ciemnobr�zowych w�osach. Zobaczy� powa�nego m�czyzn� , kt�ry wci�� siedzia� przy drewnianym stole kuchni i stan�� w miejscu jakby zamrozi� go ten widok. Zmru�y� oczy , przyjrza� si� dok�adniej i bez dalszego zastanowienia rzuci� si� na szyj� go�cia , kt�ry z ogromnym wisi�kiem stara� si� go utrzyma�. Widz� , �e Simon si� cieszy z twojego powrotu � oznajmi�a matka chocia� wiedzia�a , �e w tych ciep�ych u�ciskach jej starszy syn nie b�dzie m�g� jej us�ysze�. * Stary Remik Kowalski sta� za fotelem fryzjerskim , w d�oniach �ciska� grzebie� i no�yczki. Patrzy� w swe tak powa�ne odbicie i my�la� nie zwa�aj�c na klienta czekaj�cego na fotelu przed nim. No co pan panie Kowalski? � oburzy� si� w ko�cu blondyn w �rednim wieku , kt�ry czeka� na fryzjera ju� o wiele za d�ugo. Kowalski jakby nagle si� obudzi�. Wzruszy� ramionami i spojrza� na jasn� g�ow� pucowatego m�czyzny. Dzie� dobry panie Kowalski � znajomy g�os zwr�ci� uwag� m�czyzn. Spojrzeli na drzwi wej�ciowe zak�adu. Francisco Kethel? � staruszek nie m�g� uwierzy�. Na mi�o�� bosk� Francis � wtr�ci� si� blondyn � skoro ju� wr�ci�e� to mo�e ty mnie obetniesz. M�ody m�czyzna ubrany w sk�rzan� marynark� popatrzy� na nich dziwnym spojrzeniem. W�a�nie chcia�em zapyta� o prac� � oznajmi�. Obetniesz pana Krauze i... i jest twoja � Kowalski z ulg� odda� no�yczki przybyszowi. Ten natychmiast zdj�� czarn� marynark� i powiesi� j� na wieszaku �ciennym z kt�rego zdj�� bia�y , d�ugi fartuch. Po�piesznie wrzuci� go na siebie , zaszed� klienta od ty�u i bez wachania wzi�� si� do roboty. Staruszek stan�� w drzwiach zak�adu i si�gn�� do kieszeni swojej br�zowej koszuli. Po chwili wyci�gn�� z niej ��t� paczk� pe�n� ��tych , okr�g�ych granulek. Ostro�nie wydoby� z niej jedn� i wetkn�� j� do lewej dziurki swojego zadartego nosa. Kiedy� to pana zabije � spokojnie oznajmi� Francisco. A tam gadanie � Kowalski machn�� r�k� � przynajmniej jest ta�sze od papieros�w , a efekt � u�miechn�� si� � nawet lepszy. No i nikogo nie zatruwam � spojrza� na w�a�nie strzy�onego blondyna. I co pan tak na mnie patrzysz � zbulwersowa� si� blondyn. Ty ju� dobrze wiesz czemu. Powiesz co� tylko o zdrowiu od razu wini lekarzy. Moja �ona umar�a w szpitalu i najstarszy syn te� umar� w szpitalu. W dzisiejszych czasach jak ju� kto� idzie do szpitala to z niego nie wychodzi. To co ty teraz robisz Vini? � spokojnie zapyta� Francis. Sko�czy�em studia i jestem lekarzem w Konektyce. Ju� drugi raz dzisiaj s�ysz� o tym miejscu , co tam w og�le robicie , ale tak dok�adniej je�li mo�esz. Nie straci�e� r�ki � patrzy� w lustro podziwiaj�c prac� mistrza � Aha , no r�ne rzeczy. G��wnie produkujemy narz�dy zewn�trzne i wewn�trzne. Jak to produkujecie? � zaciekawi� si� Frank Kethel. No klonujemy dobra , ale spokojnie nie oburzaj si� zanim nie sko�cz�. Klonujemy tylko te narz�dy , kt�re s� nam potrzebne jest to totalnie humanitarne stary , mo�esz mi uwierzy�. Ci�gle musz� walczy� z jakimi� g�wniarzami , kt�rzy mi m�wi� jakie to jest nie w porz�dku , ale nikt ze starszych os�b jako� nie ma do mnie pretensji. Ostatnio umie�cili�my og�oszenie w gazecie , tylko zawiadomienie , �e poszukujemy nowych okaz�w do sklonowania, to my�la�em , �e si� pozabijaj� przy wej�ciu , ale dzisiaj wszyscy bior�. Co bior� ? Albo to ��te g�wno � wskaza� na zbulwersowanego staruszka � albo co� jeszcze silniejszego , a my potrzebujemy totalnie zdrowych osobnik�w , nieuzale�nionych. I gdzie jest ta humanitarno�� kiedy jej potrzeba , wszyscy si� sami pozabijaj� jak tak dalej p�jdzie. Uspok�j si� ja tylko zapyta�em. Przepraszam stary mia�em ci�ki ranek , a jak tam twoja mamusia? Dobrze , dziekuj� , �e pytasz. Ja te� doradza�em jej Konektyk�. Nie ma co patrze� co b�d� gada� inni , ka�dy chce przecie� �y� , prawda? Francisco milcza�. Patrzy� na odbicie Viniego Krauze i bada� swym wzrokiem jego pulchn� twarz. To wszystko brzmia�o jako� niew�a�ciwie. - Sko�czone � oznajmi� po chwili. To co panie Kowalski zatrudnia pan Franka? � blondyn ogl�da� si� w lustrze. S�owo si� rzek�o , a ja swego s�owa nie z�ami�. Dziekuj� panie Kowalski � Kethel u�cisn�� mu d�o� z u�miechem. Przecie� wiem , �e nie po�a�uj�. Blondyn wsta� , przeczesa� w�osy i wr�czy� banknot Kowalskiemu. Reszty nie trzeba � oznajmi� przy wyj�ciu. Staruszek zamkn�� drzwi zak�adu i zawiesi� na klamk� tabliczk� z napisem �zamkni�te�. Po czym zbli�y� si� do toaletki i otworzy� jedn� z wielu jej szuflad. Na jej blat postawi� butelk� whisky i dwie grube szklanki. Chyba nie jeste� z�y na mnie � oznajmi� wype�niaj�c szklanki br�zowym napojem � Wiedzia�e� , �e zawsze chcia�em odkupi� t� bud�. Wiem , �a�owa� pan , �e j� sprzeda� ju� par� miesi�cy po fakcie � Frank lekko si� u�miechn�� i chwyci� za jedn� ze szklanek. Widzisz , tak to ju� jest. Czasami przestajesz �ciska� i puszczasz co� czego wci�� si� powiniene� trzyma�. Tylko prawdziwi szcz�ciarze mog� mie� drug� szans� posiadania. Prawdziwi szcz�ciarze synu. Simon ucieszy� si� na tw�j widok? Ucieszy� si�. Nawet nie wiesz jak ten ch�opiec jest w ciebie wpatrzony. Francisco to Francisco tamto. Zupe�nie przypomina mi mojego syna Davida jak by� w jego wieku. Zadnych wiadomo�ci? � m�ody Kethel spowa�nia�. Damian , m�j starszy syn , zosta� ranny i umar� w szpitalu sze�� miesi�cy temu. David zagin�� w akcji i tylko diabe� wie czy kiedykolwiek si� odnajdzie � przechyli� mocniej szklank�. Przykro mi panie Kowalski. Daj spok�j , takie ju� �ycie. Skoro ty wr�ci�e� , to mo�e i jemu si� uda. A gdzie ty tak dok�adniej walczy�e� Frank? Zacz��em od piechoty , a p�niej utworzyli tak� specjaln� sekcj� i mnie do niej przenie�li. Wozili nas po ca�ej Europie i zajmowali�my si� tymi mniejszymi zadaniami. Ale za�o�� si� , �e nie mniej wa�niejszymi - staruszek ponownie si�gn�� po ��t� paczk� wype�nion� granulkami - Z prawdziw� whisky to ma dopiero kopa � szeroko si� u�miechn��. * Kowalski sta� w drzwiach swojego ma�ego salonu fryzjerskiego , s�o�ce �wieci�o w jego pomarszczon� twarz. Obr�ci� si� za siebie i spojrza� na Franka , kt�ry by� jak �y�a z�ota w interesie chciwego staruszka. Ludzie od samego rana pytali o m�odego Kethla , s�yszeli , �e znowu jest w mie�cie. Przed kilkoma minutami wr�ci� z kr�tkiej przerwy i ju� czeka� na niego nowy klient , kt�remu w�a�nie teraz b�yskawicznie tworzy� zupe�nie now� fryzur� na jego b�yszcz�cej g�owie. Zadzwoni� telefon i Frank widzia� z jak� ogromn� niecheci� Kowalski si� zbli�a� �eby go odebra�. Halo � burkn�� leniwie po tym jak podni�s� s�uchawk� � No nie wiem panie Lazarus... tak... tak , my�l� , �e da si� to zrobi�. S�u�� uprzejmie � od�o�y� s�uchawk� i spojrza� na m�odzie�ca , kt�ry domy�la� si� co zaraz us�yszy. Nikodem Lazarus by� ekscentrycznym miliarderem i bardzo ceni� sobie dobrego fryzjera. Tak si� akurat sk�ada�o , �e w swoim tak bogatym �yciu trafi� na tylko jednego i w�a�nie us�ysza� , i� ten znowu jest w mie�cie. Lazarus chce �eby� znowu go strzyg� � u�miecha� si� Kowalski nie zwracaj�c uwagi na klienta , kt�ry wci�� by� sprawnie strzy�ony. Niech wi�c przyjdzie do zak�adu � Frank odpowiedzia� u�miechem. Taki bogacz � spowa�nia� staruszek � oszala�e�? Przecie� kiedy� do niego je�dzi�e�. Ale teraz nie mam samochodu. Dziekuj� bardzo � podzi�kowa� klientowi i obr�ci� si� zdejmuj�c z siebie bia�y fartuch. Kowalski by� tak zamy�lony , �e ledwo zwr�ci� uwag� na pieni�dze , za wykonan� us�ug� , kt�re zosta�y mu omal wci�ni�t�. W ko�cu podszed� do toaletki , otworzy� szuflad� i obracaj�c si� do swego pracownika wyrzuci� co� z r�ki tak by Frank m�g� to w por� dostrzec. Kethel chwyci� ma�y , b�yszcz�cy obiekt i otworzy� d�o� starannie sprawdzaj�c jej zawarto��. By�y to klucze od jedynego , tak uwielbianego , klasycznego automobilu Kowalskiego , kt�ry by� pewnie starszy od jego samego. Po po�owie ch�opcze � szef twardo obja�ni� zasady. Ja b�d� strzyg� , bior� siedemdziesi�t procent. Kowalski si� skrzywi�. B�dziesz bra� sze��dziesi�t to te� dobrze po�yjesz. Zgoda � Francisco si� u�miechn�� i wyci�gn�� d�o� , kt�r� staruszek u�cisn�� na znak zawartej umowy. To kiedy mam go zobaczy�? Wiem , �e nie d�ugo si� �ciemni , ale sam go znasz , on chce jeszcze dzisiaj � szef wzruszy� ramionami. W takim uk�adzie nie warto mu chyba odmawia� � powoli wk�ada� czarn� marynark� � Ten sam adres co kiedy�? O nieee. Widzisz , teraz wszystko si� zmieni�o. On mieszka na najwy�szym pi�trze KONEKTYKI... No tak � przerwa� Kethel � mog�em si� domy�li�. To zupe�nie do niego pasuje. Zawsze si� chcia�em ciebie zapyta�. Jak wy si� w og�le poznali�cie? � zapyta� staruszek. A to ju� na zawsze pozostanie tajemnic� � Francisco Kethel zamkn�� drzwi za sob� i zostawi� swojego szefa zupe�nie samego , naprawd� robi�o si� ciemniej , ale do ko�ca tego dnia by�o jeszcze zupe�nie daleko. * Winda dojecha�a do ostatniego pi�tra budynku Konektyki. Jej drzwi si� rozsun�y i Francisco stan�� w dobrze o�wietlonym korytarzu kt�rego �ciany by�y pokryte czerwon� ceg��. Rozejrza� si� dooko�a. Szuka� kolejnych drzwi , ale ku jego zaskoczeniu nie widzia� �adnego wyj�cia z tego dziwnego pomieszczenia , pr�cz windy , kt�r� tu w�a�nie wjecha�. Dziwny , mechaniczny zgrzyt zwr�ci� jego uwag� i zobaczy� jak cz�� jednej ze �cian otwiera si� przed nim tworz�c wej�cie do �wiata ekscentrycznego Nikodema Lazarusa , kt�ry w kr�tkim czasie stan�� przed swym go�ciem. Francisco � u�miecha� si� wysoki m�czyzna po czterdziestce. Mia� niebieskie jak atrament w�osy , a jego oczy zas�ania�y przyciemniane gogle narciarskie. Swietnie pasowa�y do skafandru wodnego , kt�ry mia� na sobie i czerwonych trampek podkre�laj�cych jego du�e stopy. Dziwacznie podbieg� do m�odszego o dziesi�� lat Kethla i obj�� go jak swego m�odszego brata , kt�rego kiedy� tak bardzo chcia� mie�. Chod� szybko do �rodka � zaprosi� ze �zami rado�ci w oczach. Weszli do pomieszczenia , kt�re zdziwi�o Francisco swoj� normalno�ci�. Spodziewa� si� czego� naprawd� ekscentrycznego , a tymczasem mieszkanie Lazarusa ca�kiem si� zmieni�o , wygl�da�o zwyczajnie. Gospodarz podszed� do baru i zrobi� go�ciowi drinka. Whisky na kamieniach , takiego jak lubi�. To co , tak jak kiedy�? � wci�� cieszy� si� wr�czaj�c Kethlowi grub� szklank�. Ty p�acisz. Oczywi�cie � zdj�� gogle i ods�oni� swe jasnoniebieskie oczy. Po czym usiad� na przygotowanym krze�le tu� przy samym barze jego g��wnego pokoju � Masz woln� r�k� � kiwn�� i czeka� z niecierpliwo�ci� , a� Francis otworzy walizk� , w kt�rej trzyma swe narz�dzia pracy. Ju� po chwili us�ysza� d�wi�k ostrych no�yczek i zacz�� si� odpr�a� , my�l�c przy tym o czym tu pogada�. Jak nigdy nie musia� d�ugo czeka� , tym razem to Kethel mia� rozpocz�� konwersacj�. To sk�d si� wzi�a Konektyka? � zapyta�. Troch� dziwne pytanie. Dziwne? Tak � odpowiedzia� Lazarus � pomy�l tylko o mo�liwo�ciach a odpowied� sama nasuwa si� na j�zyk. Ludzie zawsze mieli moralne problemy je�eli chodzi�o o kwesti� klonowania , ale dzisiaj nawet mora�y s� wystawiane na sprzeda�. To znaczy , �e kupi�e� sobie zmian� prawa? Tak , a my�la�e� , �e mo�na inaczej? Mog� do tego doda� drogi przyjacielu , �e bardzo si� op�aca�o. Trudno uwierzy� , �e kto� taki jak ty handluje ludzkimi cz�ciami. Jest milion sposob�w sprzeda�y. Teraz mam zamiar otworzy� najnowsz� us�ug�. Chc� podpisa� kontrakty z gwiazdami filmu , muzyki , no wiesz z r�nymi s�awami i chc� sprzedawa� cz�ci ich cia�a na operacje plastyczne. Wyobra�asz to sobie � roze�mia� si� gwa�townie. I my�lisz , �e kto� to kupi. Jestem wi�cej ni� pewien. Ludzie potrzebuj� by� lubiani , my�l� , �e jak b�d� wygl�dali jak s�awy to b�d� lubiani. Potrzeba to wa�na rzecz , twoja mama te� czego� potrzebowa�a? Francisco gwa�townie spowa�nia�. Zapomnia�e� o naszej umowie? Tak , tak. Bardzo ci� przepraszam. Nie rozmawiamy na temat rodziny i zawsze p�acimy pieni�dzmi za nasze przys�ugi. Zapad�a chwilowa cisza. - Przykro mi drogi przyjacielu � przem�wi� Nikodem � ale je�eli Ann� zaliczasz do swojej rodziny , to b�d� musia� zerwa� t� nasz� umow�. Nie wiem jak ci to powiedzie� , ale... S�ysza�em , �e wysz�a za m��. Tak i w�a�nie... Za ciebie � ponownie mu przerwa�. S�ysza�e� , �e za mnie? Nie , s�ysza�em , �e dosy� bogato , ale kiedy zobaczy�em wn�trze twojego nowego mieszkania , wiedzia�em , �e to ona je umeblowa�a. Nigdy nie mia�a wyobra�ni. Lazarus milcza�. Zobaczy� jak Francisko pakuje sw� ma�� walizk� i wsta�. Poczekaj wypisz� ci czek � krzycza� nie maj�c �wiadomo�ci , i� chce p�aci� za zielony pi�ropusz przecinaj�cy jego g�ow� po przek�tnej. Dzi�ki , ale to b�dzie moja ostatnia przys�uga i przez to darmowa. Podszed� do bia�ych drzwi i nacisn�� klamk�. Us�ysza� znajomy ju� d�wi�k mechanizmu i opu�ci� �wiat cz�owieka , kt�ry kiedy� m�g� by� jego przyjacielem. Zdenerwowany ca�� sytuacj� nie patrzy� dok�d pod��a , tylko szed� przed siebie. Wyszed� przez g��wne , szklane drzwi budynku i stan�� na obfitym deszczu , kt�ry nawiedzi� miasto tego� w�a�nie wieczoru. Wtedy to us�ysza� krzyk , kt�ry by� tak przera�liwy , �e sam zrobi�by wszystko , by tylko go przerwa�. Obr�ci� si� za siebie i ujrza� m�czyzn� w szarej , kracianej koszuli , bieg� w kierunku wyj�cia. By� tak szybki i� zdo�a� ubiec automat je otweraj�cy i przelecia� przez grub� szyb� , kt�ra rozsypa�a si� na milion drobniutkich kawa�k�w. L�duj�c mocno uderzy� o betonow� posadzk� , lecz to go nie powstrzymywa�o. Wsta� i wci�� krzycz�c z�apa� si� za g�ow�. Francisco chwyci� m�czyzn� za r�k� i przewracaj�c uderzy� go gwa�townie w praw� stron� szyi odcinaj�c tym samym chwilowy dop�yw tlenu do m�zgu szale�ca. Mia�o to przerwa� b�l , tak t�umaczono w armii , ale bez wi�kszych wiadomo�ci na temat nieznajomego nikt nie wiedzia�by co mo�na stosowa�. Obr�ci� si� w stron� zniszczonego wej�cia i ujrza� nab�j , kt�ry lecia� wprost na niego. Chwila pytania i d�wi�k , jakby kto� dopiero wy��czy� telewizor. Ciemno��. ROZDZIA� 2 FA�SZYWA NAGRODA Viktor Mateyew sta� przed wej�ciem budynku Konektyki. Wacha� si� , ale w ko�cu si� prze�ama� i przekroczy� pr�g , szklanych rozsuwanych automatycznie drzwi. Zatrzyma� si� w obszernym holu i rozejrza� si� dooko�a , poczym podszed� do bia�ej d�ugiej lady i spojrza� na recepcjonistk�. - Tak ? S�ucham? � sztucznie , u�miechn�a si� do niego. Ja w sprawie og�oszenia. Og�oszenia? � zdziwi�a si�. Podobno szukacie os�b , kt�re zgodz� si� na sprzeda� DNA. Szukali�my , ale pob�r sko�czy� si� w zesz�ym tygodniu � t�umaczy�a. Viktor nie wiedzia� co powiedzie� , wstydzi� si�. Og�oszenie to znalaz� w lokalnej gazecie , kt�r� przedwczoraj znalaz� na ulicy. Nic si� nie sko�czy�o � rozmy�lania Viktora przerwa� m�czyzna w bia�ym kitlu , kt�ry w�a�nie podszed� do lady recepcji � Alan Parkins � przedstawiaj�c si� z u�miechem na twarzy u�cisn�� d�o� Mateyewa. Viktor. Viktor Mateyew. No wi�c chcesz sprzeda� DNA? � zapyta�. Tak � kr�tko odpowiedzia�. Za ile? M�czyzna , kt�ry poczu� si� jak najmniejszy cz�owiek �wiata otworzy� szeroko oczy na znak zaskoczenia. Tylko �artuj� � oznajmi� Alan Parkins � Musisz si� troch� wyluzowa�. Cho� ze mn� � doda� i klepn�� go lekko w plecy jakby znali si� od dziecka. Wyprowadzi� go�cia z holu i weszli na d�ugi korytarz. Musisz przej�� kilka ma�ych test�w , jak pewnie s�ysza�e� nie wszyscy si� do tego nadaj� � t�umaczy� Viktorowi. Nagle gwa�townie skr�ci� i chwyci� za klamk� jednych ze drzwi umieszczonych w �cianie korytarza. Weszli do jasnego pomieszczenia. Siadaj i podci�gnij r�kaw � oznajmi� szykuj�c strzykawk�. Przecie� jeszcze mi nikt nie zap�aci� � Mateyew skrzywi� si� podejrzliwie. M�czyzna w kitlu westchn�� i usiad� ko�o przysz�ego dawcy. Patrzy� na jego brudne niebieskie spodnie i koszul� , kt�ra ju� dawno powinna trafi� do kosza z brudnym praniem. Pos�uchaj Viktor � t�umaczy� � nikt ci� nie oszuka. Mog� z ciebie spu�ci� nawet dziesi�� litr�w krwi , ale �ebym m�g� jej u�y� potrzebuj� twojego podpisu i nagranie zgody s�ownej. Potrzebuj� twojej krwi , �eby si� dowiedzie� z kim mam teraz do czynienia , przecie� ci ju� m�wi�em , �e nie wszyscy nadaj� si� do tego. Mog� ci przyrzec , �e je�li , si� nadasz zarobisz tyle ile ja przez rok i to tylko za te kilka kropel krwi. I napewno nie zostan� oszukany? A co nie zorientujesz si� jak kt�rego� dnia zobaczysz siebie na ulicy � roze�mia� si� Parkins. Viktor wzi�� g��boki oddech i podwin�� r�kaw. Lekarz zanurzy� ig�� strzykawki w �yle swojego pacjenta i pobra� to czego potrzebowa� , by powi�kszy� sw� miesi�czn� premi�. Teraz id� do domu Viktor i nic si� nie martw , ja zrobi� analiz� krwi i jak tylko czego� si� dowiem od razu si� z tob� skontaktuj�. Dobrze? Dobrze � niepewnie przytakn��. Zostaw numer w recepcji. Nie mam telefonu. No to zostaw adres , wy�lemy ci list. Musz� lecie� Viktor , pacjent na mnie czeka. My�l� , �e sam trafisz do wyj�cia. Cze�� � machn�� r�k� na po�egnanie i b�yskawicznie znikn�� za drzwiami jasnego pokoju. Mateyew spu�ci� powoli r�kaw i pod��y� do g��wnego wyj�cia. Czu� si� oszukany , �a�owa� , �e tu dzisiaj przyszed�. Nie patrz�c przed siebie przeszed� przez niski pr�g szklanych drzwi i znikn�� w ciemno�ciach , kt�re zd��y�y zako�czy� ten dzie� dla niego. * Vini Krauze pracowa� na nocnej zmianie w laboratorium Konektyki. Sprawdza� krew przysz�ych dawc�w. Wiedzia� , �e wi�kszo�� z nich do niczego si� nie nada. Potrzebowa� czystych osobnik�w , a dzisiaj wszyscy nadu�ywali czego� w jaki� spos�b. Czasami napotyka� na �lad cz�owieka lekko uzale�nionego , ale ci nawet nie potrafili przetrwa� siedemdziesi�cio-dwu godzinnej przerwy przed pobraniem krwi na nowo , musieli wci�� bra�. Swiat zosta� zasypany pigu�kami , p�ynami a nawet gazami uzale�niaj�cymi , ci�ko by�o znale�� co� o co warto by�o by walczy�. To cud , �e ludzie przeszli przez trzeci� wojn� �wiatow� i do reszty si� nie pozabijali. Spojrza� na ekran komputera i zobaczy� wynik testu krwi Viktora Mateyewa. M�czyzna , lat trzydzie�ci trzy i tylko jedno uzale�nienie � szepta� � b�dzie ci�ko. Erfree. Wiedzia� co to znaczy. Erfree to rodzaj tanich pigu�ek odu�aj�cych , silnie uzale�niaj�cych. Ma�o kto przechodzi przez odwyk domowy , a nikt nigdy nie chce przychodzi� do Konektyki , by przej�� przez siedemdziesi�cio-dwu godzinn� przerw� , cho� jest i taka mo�liwo��. W sytuacjach takich jak ta jest jednak jaka� nadzieja. Procedura przewiduje powiadomienie przysz�ego dawcy i oczekiwanie , lecz rzadko przychodz�. Vini przycisn�� kilka klawiszy klawiatury i drukarka zacz�a sw� prac� nad listem informuj�cym , kt�ry ju� wkr�tce mia� otrzyma� Viktor. * M�czyzna ubrany w brudn� koszul� flanelow� sta� pod drzwiami mieszkania , kt�re tymczasowo okupowa� , patrzy� na kopert� le��c� na pod�odze. Nachyli� si� i podni�s� j� , natychmiast rozpozna� znaczek instytucji, od kt�rej nie oczekiwa� �adnej korespondencji. Nie wiedzia� jednak czy powinien by� mile zaskoczony. Otworzy� drzwi i wszed� do opustosza�ego , zakurzonego pomieszczenia. Usiad� na starym tapczanie stoj�cym w rogu pokoju. Otworzy� kopert� i wyj�� z niej kartk� powiadamiaj�c� o nowych warunkach kwalifikacji na dawc� DNA , kt�rym wci�� chcia� zosta�. Budynek , w kt�rym mieszka� ju� dawno zosta� przeznaczony do rozbi�rki i mo�e dzi�ki temu wci�� jeszcze mia� dach nad g�ow�. Wed�ug nowego prawa w�a�ciciele tych w�a�nie budynk�w nie mogli pobiera� czynszu od ich mieszka�c�w , a Viktorowi od d�u�szego ju� czasu z ogromnym trudem udawa�o si� zwi�za� koniec z ko�cem. Nie mia� on �adnych sta�ych dochod�w. Czasami znalaz�a si� gdzie� jaka� praca dorywcza , ale trudno tu m�wi� o wi�kszych pieni�dzach. Ludzie tacy jak Viktor zawsze pracowali za drobne. Teraz �ciska� w r�ku szans� na wyra�n� zmian�. Za pieni�dze jakie by otrzyma� od Konektyki , m�g�by otworzy� jaki� sklep , albo ma�y zak�ad , ju� co� by wymy�li�. Poraz pierwszy w �yciu ten ma�y cz�owiek mia�by jaki� wyb�r. Si�gn�� do kieszeni swojej starej koszuli i wyci�gn�� z niej ��te pude�ko, przyjrza� mu si�. Czarny napis Erfree przecina� ��t� ra��c� nalepk�. Prze�kn�� �lin� i spojrza� na drzwi prowadz�ce na korytarz. S�ysza� nier�wne st�panie , by�y to kroki kaleki z naprzeciwka. Wsta� , podszed� do drzwi i wychyli� si� na korytarz. Widzia� sylwetk� , chorego cz�owieka ubranego w ciemne szmaty. Szed� przed siebie ze spuszczon� g�ow� , kt�r� okrywa� brudny kaptur. Cze�� Jimi � Viktor przywita� go jakby nigdy nic. Cz�owiek ubrany w szmaty podni�s� g�ow� i Mateyew jeszcze raz przyjrza� si� jego zdeformowanej twarzy. Wszyscy wiedzieli kim by�. Nazywano ich szczurolud�mi , bo w�a�nie szczury by�y stworzeniami najbardziej do nich podobnymi i ka�dego dnia ich przybywa�o. Nikt nie wie kto to wszystko zacz�� , ale Jimi by� tylko jednym z wielu przynale��cych do �wiatowej organizacji rzebrak�w , kt�ra stawa�a si� coraz pot�niejsza. Ju� od dziecka wkr�cano mu �ruby w g�ow� , by odpowiednio zdeformowa� czaszk� i przyzwyczajano do �elaznej diety. Blizn na jego ciele nikt ju� nie m�g� zliczy�. By� my�liwym , przebranym za ofiar�. Wi�kszo�� ludzi zna�a ju� ca�y ten proces , lecz wci�� wspiera�a biednych jak tylko mog�a najlepiej. Tam gdzie bieda i biedniejszy si� wzbogaci i tak te� by�o doprawdy. Wejd� do �rodka prosz� � powa�nie poprosi� Viktor , wci�� �ciska� ��te pude�ko w swej d�oni. Jimi powoli przeszed� przez pr�g s�siada , kt�ry zamkn�� za nim odrapane drzwi. Chc� ci� poprosi� o przys�ug�. Za ile? � u�miechn�� si� rzebrak. Najpierw mnie wys�uchaj p�niej powiesz mi za ile. Go�� kiwn�� przytakuj�co g�ow�. Przez siedemdziesi�t-dwie godziny mam by� zupe�nie czysty � pokaza� mu ��te pude�ko. Ja nie jestem konsultantem odwykowym. Wiem , poczekaj � gwa�townie si� odwr�ci� i wyszed� do pomieszczenia obok. Po kr�tkim czasie wr�ci� wlocz�c za sob� d�ugi , gruby �a�cuch , na jego ko�cach wisia�y szerokie kajdany. Sk�d to masz? � u�miechn�� si� cz�owiek w kapturze. To nie jest istotne � Mateyew lekko si� zak�opota� i spojrza� rzebrakowi w oczy � Chc� by� przypi�� mnie do kaloryfera � wskaza� grube grzejniki �eliwne pod oknem � wszystko co masz robi� to co kilka godzin przynie�� mi co� do jedzenia i troch� wody pitnej. Czy ja wygl�dam na kuchark�? � roze�mia� si� Jimi. Je�eli przejd� przez ten odwyk to za t� przys�ug� dostaniesz tyle pieni�dzy ile w miesi�c nie zarobisz. Ty nie masz zielonego poj�cia ile ja mog� zarobi� w miesi�c , ale lubi� ci� i mo�e kiedy� w ko�cu powinienem komu� pom�c. Zreszt� nie prosisz o wiele. Dzi�kuj� � u�miechn�� si� Viktor. A s�uchaj , nie lepiej by�oby p�j�� do jakiej� wi�kszej instytucji , �eby ci co� z tym zrobili � wzrokiem wskaza� pude�ko Erfree. Ludzie m�wi� , �e nie wszyscy stamt�d wracaj� normalni , a ja nikomu nie ufam. Zapad�a chwilowa cisza. No to k�ad� si� � oznajmi� Jimi � Jak m�wi� , czas to pieni�dz. Mateyew odda� ��te pude�ko rzebrakowi i dobrowolnie usiad� przy kaloryferze. Patrzy� jak jego kaleki s�siad z wysi�kiem opl�tuje grzejniki grubym , ci�kim , stalowym �a�cuchem. R�czki � powiedzia� gdy w ko�cu si� z nim upora�. Viktor wystawi� d�onie , kt�re zosta�y uwi�zione w szerokich kajdanach zamykanych na d�ugi , w�ski klucz , kt�ry po zamkni�ciu wyl�dowa� w kieszeni podartego p�aszcza s�siada. To do zobaczenia. B�d� m�g� na ciebie liczy�? � upewnia� si� wi�zie�. Nie b�j si� , wr�c� � odpar� zimnym g�osem Jimi i wyszed� z mieszkania Mateyewa. Viktor zosta� sam , tylko on i cztery �ciany. Nie wiedzia� jak przetrzyma kolejne trzy dni , po tym co s�ysza� od tych , kt�rzy tego pr�bowali zaczyna� si� ba�. Nie by� pewien czy to co robi jest s�uszn� decyzj�. * Mija�y godziny , kt�re by�y tak d�ugie jak nic z czym dot�d spotka� si� Mateyew. By� s�aby i spragniony. �a�cuchy , kt�re go kr�powa�y nie by�y wystarczaj�co d�ugie by m�g� si� wygodnie u�o�y� na pod�odze pokoju swojego mieszkania. By� zm�czony , ju� teraz mocno �a�owa� podj�tej decyzji , ale nie m�g� nic zrobi�. M�g� tylko czeka� na Jima , ale ten do tej pory jeszcze si� nie pokaza�. Chcia�o mu si� pi� i by�o mu zimno. Le�a� w ch�odzie i ciemno�ci czekaj�c na rzebraka , kt�ry by� jedyn� szans� na zwr�cenie mu jego wolno�ci. Znudzony oczekiwaniem na pomoc opu�ci� powieki i zasn��. Szed� przez ciemny tunel , z jego pordzewia�ych �cian co jaki� czas wydobywa�y si� p�omienie ognia , przed kt�rymi chowa� si� przestraszony cz�owiek. Jego go�e stopy st�pa�y po brudnej wodzie przep�ywaj�cej przez ten tajemniczy tunel. Spojrza� przed siebie i zauwa�y� �wiat�o zach�caj�ce go do dalszej w�dr�wki. Przeszed� kilka krok�w , gdy nagle �ciany zacz�y p�ka� i tunel z�ama� si� na p� posy�aj�c m�czyzn� w przepa�� otch�ani nico�ci. Spadaj�c krzycza� , lecz trwa�o to tak d�ugo , i� zabrak�o mu tchu by kontynuowa�. Ogl�da� ciemno�� coraz bardziej zastanawiaj�c si� gdzie tak naprawd� si� znalaz�, kiedy zobaczy� swoj� twarz przed sob�. Twarz wy�miewa�a si� szyderczo z niego , przera�a�a go. Zas�oni� oczy i wtedy poczu� b�l upadku. Dotyka�y go dziesi�tki zniekszta�conych r�k i widzia� zepsute twarze ludzi , kt�rzy atakowali go tak jakby chcieli po�re� go �ywcem. Broni� si� jak tylko m�g� najmocniej. Odpycha� ich , kopa� , a� wreszcie wpad� w furi� i �api�c ich za g�owy �ciska� tak mocno , i� p�ka�y one jak suche mak�wki. Z ich wn�trza wydobywa�a si� ��ta ma� pomieszana z krwi� , ale to ju� go nie przera�a�o. Walczy� nie patrz�c na nic , a zniekszta�ceni ju� nie atakowali. Stali w miejscu czekaj�c na koniec , kt�ry im przynosi�. W�ciek�y m�czyzna bi� ich tak by zabi� , a� wreszcie wszyscy znikn�li. Zosta� sam. Pochlapany krwi� i ��t� mazi� sta� w ciemno�ci dopiero teraz u�wiadamiaj�c sobie , i� jest to tylko iluzja. Wtedy kogo� zobaczy�. M�czyzna ubrany w tak� sam� koszul� jak� Viktor mia� na sobie tak�e sta� samotnie w ciemno�ci , by� obr�cony ty�em. Viktor podszed� do niego ostro�nie i delikatnie po�o�y� sw� d�o� na jego ramieniu. Tajemniczy m�czyzna powoli si� obr�ci� i Viktor zobaczy� siebie. To jego sobowt�r patrzy� prosto w jego jasne oczy. Min�y trzy dni Viktor � oznajmi� i krew chlusn�a z jego ust pokrywaj�c twarz Mateyewa. Viktor otworzy� oczy i spojrza� na praw� d�o� , kt�ra wci�� by�a uwi�ziona szerokimi kajdanami. Teraz wiedzia� , �e by� to tylko koszmar, lecz by� tak realny jak �aden z tych jakie miewa� wcze�niej. U�miechn�� si� z ulg� i spojrza� na lew� d�o� , lecz nie ujrza� jej w miejscu , w kt�rym by� powinna. Obawiaj�c si� tego co zobaczy powoli skierowa� wzrok ku pod�odze i gwa�townie odwr�ci� g�ow� z obrzydzeniem , to co zobaczy� teraz jeszcze bardziej jego przerazi�o. Ogniwo grubego �a�cucha ��cz�cego go z kajdanami lewej r�ki zosta�o z�amane. Lewa r�ka Viktora wci�� tkwi�a w czaszce rzebraka Jima le��cego na pod�odze zaraz obok starego kaloryfera. Z pewno�ci� ju� nie �y�. Palce d�oni zosta�y wbite w jego oczy , s�aba czaszka p�k�a pod wp�ywem uderzenia i d�o� Viktora wpad�a do jej wn�trza. By� to obrzydliwy widok. Zwracaj�c ��tymi p�ynami Viktor patrzy� jak mieszaj� si� one z krwi� w taki sam spos�b jak dzia�o si� to w jego �nie i d�ugo zaj�o zanim zdo�a� wreszcie si� powstrzyma�. W ko�cu uwolni� swoj� lew� d�o� i z obrzydzeniem si�gn�� do kieszeni podartego p�aszcza trupa. Rozpi�� kajdany i wsta�. Obejrza� siebie dok�adnie. By� mocno pochlapany krwi�. Wszed� do �azienki , kt�rej �ciany by�y mocno poobijane. Spojrza� w lustro i zacz�� zmywa� z siebie krew. Wreszcie rozebra� si� i wszed� pod zimny prysznic , z kt�rego pociek�a brudna , ��ta woda. By�o to lepsze od krwi i wymiocin , kt�re mia� na sobie. Po�piesznie si� wymy� i ca�kiem nagi wbieg� do s�siaduj�cego z �azienk� , ma�ego pokoju. Otworzy� szaf� �cienn� i spojrza� na stert� ubra� tworz�cych g�r� pogniecionych szmat. Chwyci� szar� , kracian� koszul� le��c� na samym czubku sterty i po�piesznie przewracaj�c rzeczy pocz�� szuka� spodni. Ju� po chwili wk�ada� na siebie brudne , szare d�insy i czarne sk�rzane buty. Gotowy wszed� do pokoju jadalnego i po raz ostatni spojrza� na rzebraka Jima. By�o mu przykro , ale teraz nie m�g� ju� nic zrobi�. Za�owa� swojej decyzji i cho� tak bardzo pragn�� Erfreemu w tej chwili nie mia� zamiaru go za�y�. Nie chcia� by cz�owiek le��cy na brudnej pod�odze umar� na darmo. Po za tym teraz potrzebowa� pieni�dzy bardziej ni� kiedykolwiek. Na pewno b�d� go szuka� kiedy znajd� cia�o , musia� jak najszybciej znikn�� z tego miasta. Odwr�ci� si� , otworzy� drzwi i wyszed� na korytarz , z kt�rego znikn�� jak tylko m�g� najszybciej. * Powoli zbli�a� si� wiecz�r. Viktor szed� chodnikiem w stron� miasta , chcia� znikn�� na jaki� czas , ale jeszcze dok�adnie nie wiedzia� jak to zrobi. Przechodz�c obok budki z gazetami spojrza� na �Dziennik� i zatrzyma� si�. Patrzy� na dat� wydania umieszczon� w lewym rogu gazety. Zdumiony swoim spostrze�eniem wzi�� gazet� do r�ki. Naprawd� min�y trzy dni � wyszepta�. Wszystko co pami�ta� to pierwszy dzie� i odrobin� nocy. A gdzie reszta? Czy�by spa� tak d�ugo? Patrz�c wci�� na dat� umieszczon� na gazecie powoli oddala� si� od budki. EEE!!! � krzykn�� grubawy sprzedawca � A kto zap�aci? Viktor si� ockn�� i wr�ci� po�piesznie do budki. Przepraszam � powiedzia� oddaj�c gazet� obu�onemu m�czy�nie � Wi�c dzi� mamy pi�tek? � zapyta�. Od samego rana � niech�tnie odpowiedzia� gazeciarz. Mateyew si� odwr�ci� i przy�pieszy� kroku. Ju� wiedzia� dok�d p�j��. Wiedzia� gdzie si� schowa�. Jedyne o co musia� si� martwi� to co zrobi z pieni�dzmi za krew , kt�re ju� wkr�tce zainkasuje. * Rozczochrany szatyn o niebieskich oczach , ubrany w szar� kraciast� koszul� pewnie wszed� do holu Konektyki. Podszed� do lady recepcji. Nazywam si� Viktor Mateyew otrzyma�em list od was i w�a�nie przyszed�em by sprzeda� swoje DNA � oznajmi� patrz�c na recepcjonistk� o d�ugich , blond w�osach. Czy ma pan ten list przy sobie? � zapyta�a. Nie , niestety nie � Viktor spu�ci� g�ow�. To nic nie szkodzi , niech pan si� nie martwi � pocieszy�a go � Ju� sprawdzam w komputerze czy mamy pana na li�cie. Spojrza�a na monitor i przycisn�a kilka klawiszy komputera. O rzeczywi�cie � powiedzia�a po kr�tkiej chwili � jest pan przez nas oczekiwany. Czy jest pan po siedemdziesi�cio-dwugodzinnym odwyku? � zapyta�a na koniec. Mateyew stanowczo kiwn�� g�ow� przytakuj�c. Recepcjonistka u�miechn�a si� i podnios�a s�uchawk� telefonu. Wcisn�a klawisz jedynki umieszczony w g�rnej cz�ci aparatu i popatrzy�a na pacjenta wci�� si� u�miechaj�c. Mamy tu pana Viktora Mateyewa � oznajmi�a �ciskaj�c s�uchawk� w d�oni � tak , dobrze � spojrza�a na go�cia � prosz� przej�� przez te drzwi � wskaza�a kolejne szklane drzwi � i wej�� do pokoju numer jeden panie Mateyew. Viktor kiwn�� g�ow� i ruszy� w kierunku drzwi. Po przej�ciu ich niskiego progu skr�ci� i gwa�townie chwyci� za klamk� drzwi pokoju numer jeden. Dzie� dobry panie Viktorze � u�miechn�� si� pucowaty Vini , kt�ry ju� go oczekiwa� � prosz� usi��� � wskaza� szeroki sk�rzany fotel. Pacjent natychmiast wykona� polecenie. A teraz prosz� podwin�� r�kaw � instruowa� blondyn w kitlu � b�dziemy musieli wzi�� kolejn� pr�bk� , aby by� pewnym , �e napewno przetrzyma� pan trzydniow� przerw� � t�umaczy�. To znaczy , �e nie dostan� tych pieni�dzy dzisiaj? � wyra�nie zmartwi� si� Viktor. Od razu sprawdzimy pr�bk� i je�eli wszystko jest w porz�dku jeszcze dzisiaj pobierzemy krew i od razu otrzyma pan czek z kt�rym jutro z samego rana b�dzie pan m�g� p�j�� do banku. To dobrze. Przez moment ju� mnie pan zmartwi� � z ulg� odetchn�� dawca. Vini odwr�ci� si� i si�gn�� po strzykawk� , kt�r� wcze�niej przygotowa�. Mateyew podwin�� r�kaw prawej r�ki i lekarz zanurzy� ig�� w �yle pobieraj�c odrobin� krwi. Po wszystkim poda� pacjentowi kawa�ek sterylnej gazy. Niech pan jeszcze nie spuszcza r�kawa za momencik wr�c� i mo�e pobierzemy odrobin� wi�cej � u�miechn�� si� Vini i wyszed� do pokoju obok. Viktor siedzia� w wygodnym fotelu pos�usznie oczekuj�c werdyktu jaki za moment mia� us�ysze�. Nie trwa�o to d�ugo. Po kr�tkiej chwili lekarz wr�ci� do pokoju z szerokim u�miechem na twarzy. Widz� , �e naprawd� si� panu uda�o � oznajmi� � takie co� jest dzisiaj rzadko�ci�. Lekarz ponownie wbi� ig�� strzykawki w �y�� Mateyewa i po jej wype�nieniu delikatnie j� usun��. Si�gn�� po jedn� z trzech zamykanych pr�b�wek stoj�cych na stoliku obok i wype�ni� j� krwi� , kt�r� w�a�nie pobra�. Po czym ostro�nie zamkn�� pr�b�wk�. Za momencik wr�c� � oznajmi� i ponownie wyszed�. Viktor znowu zosta� sam , coraz bardziej si� nie cierpliwi�. Ju� po kr�tkiej chwili Vini ponownie wr�ci� do pokoju. Usiad� tu� obok pacjenta i otworzy� teczk� , kt�r� �ciska� w r�ku. Wi�c tutaj jest pa�ski czek � poda� ��ty �wistek Viktorowi Mateyewowi � teraz prosz� podpisa� tutaj � wskaza� ostatni� stron� dosy� grubej dokumentacji , ale Viktora to nie przerazi�o. Chwyci� za d�ugopis , kt�ry zosta� mu podany i bez wachania podpisa� dokument. Teraz prosz� popatrze� na ma�� kamer� umieszczon� w rogu pokoju � Vini wskaza� mu j� palcem � I prosz� przeczyta� t� oto deklaracj� , je�eli si� pan z ni� zgadza oczywi�cie � wr�czy� dawcy kartk� wype�nion� grubym drukiem. Mateyew popatrzy� w k�t bia�ego pokoju i zacz�� czyta� patrz�c na kamer�. Ja ... Tu pa�skie imi� i nazwisko � wtr�ci� Vini. Viktor Mateyew � kontynuowa� � nie b�d� ro�ci� �adnych praw do mych sklonowanych organ�w. Wyrzekam si� w�asno�ci organicznych , kt�re zosta�y mi ofiarowane poprzez m�j gatunek. Jedyne cia�o , kt�re b�d� m�g� zatrzyma� jest tym jakie moja dusza ma w tej chwili na sobie. Nigdy nie b�d� mia� prawa wini� czy ubli�a� Konektyce je�eli b�dzie to mia�o cokolwiek wsp�lnego z klonowaniem mojej w�asno�ci organicznej. To wszystko � obr�ci� si� w stron� lekarza. Tak to wszystko m�j drogi przyjacielu. Teraz id� do domu i my�l jak zainwestowa� pieni�dze , kt�re w�a�nie zarobi�e�. Viktor si� u�miechn�� i dumnie wsta� jeszcze raz dzi�kuj�c �yczliwemu lekarzowi. W ko�cu przyszed� czas wy��cznie dla niego. Przyszed� czas sukces�w , przyszed� czas rado�ci. Opuszcza� Konektyk� z ogromn� nadziej� na przysz�o��. ROZDZIA� 3 PRZEKLENSTWO Viktor Mateyew szed� w�sk� , ciemn� uliczk�. By� zadowolony. Dzi� zrobi� interes swego �ycia i nikt nie by� w stanie odebra� mu jego satysfakcji. W dali zauwa�y� posta� rzebraka siedz�cego na betonowym chodniku. Zbli�y� si� do niego. Jego zdeformowana twarz przypomina�a mu twarz Jima. Poczu� wyrzuty sumienia. T�umaczy� sobie i� nie by� winien temu co si� sta�o , nie chcia� przecie� skrzywdzi� swojego s�siada. Rzebrak siedz�cy na chodniku spojrza� mu g��boko w oczy. Pom� mi dobry cz�owieku � wyci�gn�� r�k� do Viktora. Mateyew pom�g� mu wsta� po czym poczu� jak tajemniczy rzebrak przyci�ga go bli�ej do siebie. P�niej mi powiesz czy si� op�aca�o � wyszepta� zbli�aj�c si� do niego. Wtedy kto� trzeci wynurzy� si� z ciemno�ci zaraz za Viktorem i uderzy� go czym� ci�kim w g�ow� obezw�adniaj�c go tym samym. Oszpeceni rzebracy ubrani w ciemne szmaty zacz�li wy�ania� si� z ciemnych zak�tk�w uliczki. Zbli�ali si� do swej ofiary , kt�ra bezbronnie le�a�a na betonowym chodniku. * Viktor otworzy� oczy. Widzia� �wiat�o , kt�re przebija�o si� mi�dzy szparami okna ju� dawno zabitego starymi deskami. By�o mu zimno. Le�a� na brudnej pod�odze jakiego� opuszczonego mieszkania. By� zupe�nie nagi. Spojrza� na swoje cia�o i zobaczy� i� jego klatka piersiowa jest pokryta krwi� , ale to nie on krwawi�. Wsta� i spostrzeg� swoje ubranie , le�a�o na pod�odze obok martwego koguta , kt�remu kto� odci�� g�ow�. Po�piesznie si� ubra� i rozejrza� dooko�a , nie wiedzia� gdzie jest. Dopiero po chwili spostrzeg� posta� starego zdeformowanego rzebraka siedz�cego w k�cie. Rzebrak u�miecha� si� do niego. Pami�taj cz�owieku o duszy w kawa�kach � z u�miechem przem�wi� kaleka � p�niej mi powiesz czy si� op�aca�o. Viktor si� skrzywi� jakby nie bardzo rozumia� o co mo�e chodzi� dziwnemu starcowi. Po chwili gwa�townie wsadzi� r�k� do kieszeni i wyci�gn�� czek , kt�rego otrzyma� wczoraj od lekarza. Odetchn�� z ulg�. Jeszcze raz popatrzy� na staruszka i podszed� do jedynych drzwi jakie znajdowa�y si� w tym pomieszczeniu. Otworzy� je , spojrza� na d� i gwa�townie z�apa� si� futryny. Pok�j , w kt�rym si� obudzi� znajdowa� si� na drugim pi�trze , lecz nie by�o tam ani korytarza , ani chocia�by schod�w prowadz�cych na d�. Drzwi prowadzi�y na zewn�trz , ale jedyny spos�b w jaki mo�na by�oby si� dosta� na d� by�o zej�cie po pionowej �cianie , gdy� schody , kt�re pewnie kiedy� si� tam znajdowa�y zosta�y kompletnie usuni�te. Viktor obr�ci� si� za siebie i jeszcze raz popatrzy� na dziwnego starca. Jak ja si� tutaj znalaz�em? � zapyta� , ale jedyn� odpowiedzi� jak� uzyska� by� �miech tak dono�ny i� pewnie s�yszano go kilka ulic dalej. Jeszcze raz wyjrza� za drzwi i popatrzy� w d�. Przygl�da� si� ostro�nie �cianie , badaj�c swym wzrokiem szczeliny i wystaj�ce kawa�ki gruzu , kt�re z pewno�ci� pomog�yby mu w zej�ciu na d�. Po kr�tkiej chwili zdecydowa� si� i spu�ci� swoje cia�o po zniszczonej �cianie szukaj�c stopami miejsca gdzie m�g�by si� na chwil� oprze�. R�kami mocno trzyma� si� progu starych drzwi. Opieraj�c sw� stop� o wystaj�cy kawa� ceg�y odetchn�� z ulg� i z�o�liwie u�miechn�� si� do starca , kt�ry wci�� go obserwowa� �miej�c si� z jego rozpaczliwych stara�. Nagle us�ysza� zgrzyt p�kaj�cego gruzu i i puszczaj�c si� drewnianego progu zawis� na moment w powietrzu , po czym grawitacja przyci�gn�a go jak tylko mog�a najmocniej. T�py b�l przeszy� jego cia�o, kiedy uderzy� o betonow� posadzk� pe�n� drobnych kamieni i ��tego piasku. Le�a� , by� przytomny. Wiedzia� , �e nie�le si� poobija� , ale wci�� mia� nadziej� , �e nic nie zosta�o z�amane podczas uderzenia. Wtedy poczu� zimno i lekki dreszcz przebieg� mu po plecach. Jaka� tajemnicza si�a rozci�ga�a go na wszystkie strony. Zamkn�� oczy i zobaczy� ciemno��. Zapach surowego mi�sa go otoczy� i zobaczy� krew. Si�a narodzenia uderzy�a go tak pot�nie , i� b�l jaki odczu� by� nie do zniesienia. Chcia� uciec od niego , ale nie m�g� si� uwolni�. Zacz�� krzycze�. Serce bi�o w coraz szybszym tempie , �y�y puch�y mocno naci�gaj�c sk�r� , oczy zostawa�y zgniatane przez czaszk� , kt�ra wed�ug odczucia Viktora kszta�towa�a si� od nowa w b�yskawicznym tempie. Podni�s� d�o� i zobaczy� jak mi�so powoli okrywa jej ko�ci i czu� b�l jaki to z sob� przynosi�o. Chcia� popatrze� w niebo , lecz nie widzial nic pr�cz krwi i �y� wpompowuj�cych j� w tworz�ce si� cia�o. Obrazy kszta�tuj�cych si� w nim wn�trzno�ci dotyka�y go coraz szybciej i szybciej. Krzycza� coraz g�o�niej , a� w ko�cu straci� przytomno�� z wyci��czenia i nasta�a cisza. * Powoli zbli�a� si� wiecz�r. M�czyzna otworzy� oczy i zobaczy� niebo. Pami�ta� o b�lu , kt�ry znikn�� tak samo gwa�townie jak przyszed�. Z trudem podni�s� swe posiniaczone cia�o i wsta� na r�wne nogi zwracaj�c sw�j wzrok na drzwi , kt�re wci�� by�y otwarte. Cho� nie wiedzia� dlaczego by� �wiadomy tego co prze�y� nim straci� przytomno��. Wiedzia� do kogo si� musi z tym zwr�ci�. Wiedzia� kto mo�e to naprawi�. Obra� kierunek i ku�tykaj�c wyszed� z ulicy opuszczonych mieszka�. Doszed� do chodnika o�wietlonego neonami reklam. Samochody wprowadza�y �ycie do czarnej , szerokiej ulicy na kt�r� patrzy� Viktor pr�buj�c wyja�ni� sobie to co prze�y�. Z daleka widzia� neon Konektyki , kt�ry w�a�nie teraz zap�on��. Kulej�c na jedn� nog� zacz�� i�� w jego kierunku. Szed� , przecinaj�c jezdni� pe�n� hamuj�cych samochod�w. Zacz�� pada� deszcz. * Mateyew wszed� do holu konektyki i spojrza� na twarz znanej mu recepcjonistki. By� zdeterminowany. Gwa�townie skr�ci� i pod��y� w kierunku pokoju numer jeden , gdzie wcze�niej pobierano jego krew. Prosz� pana dok�d pan idzie?! � wo�a�a recepcjonistka � Prosz� pana , niech pan zaczeka! Obr�ci�a si� w kierunku komputera i wcisn�a czerwony przycisk wmontowany do biurka recepcji. Viktor bez wachania nacisn�� na klamk� drzwi pokoju numer jeden i zdecydowanie wszed� do �rodka. Vini , kt�rego pozna� dzie� wcze�niej , siedzia� w wygodnym , sk�rzanym fotelu patrz�c na go�cia z zaskoczeniem. W r�ku trzyma� kartotek� innego dawcy , kt�r� w�a�nie mia� przegl�da�. Musz� z panem porozmawia� , doktorze � o�wiadczy� zmoczony Mateyew. * W jednym z podziemnych pokoi Konektyki dw�ch lekarzy w�a�nie rozpoczyna�o prac� nad klonem Viktora Mateyewa. Cia�o nieprzytomnego klona le�a�o na bia�ym stole operacyjnym. Jeden z ludzi w bia�ym kitlu ko�czy� nacinanie g�rnej cz�ci czaszki swojego pacjenta. Drugi ostro�nie asystowa� swojemu koledze. Po otwarciu czaszki lekarze rozpocz�li usuni�cie m�zgu. Jeden z nich chwyci� za g�ow� nieprzytomnego cz�owie