7947
Szczegóły |
Tytuł |
7947 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7947 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7947 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7947 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Karol Dobryniewski �� � � Nowe Personelo
� �Problemy, problemy - Nienawidz� tego s�owa, poniewa� ono zawsze jest przyczyna wszystkich nieporozumie�. M�j problem polega� na tym i� nie mia�em Boga. By�em dzieckiem chaosu. Powsta�em przez przypadek jako produkt uboczny zmieszania si� dw�ch faz. Czarnej pozbawionej energii, jednak przepe�nionej z�em i nienawi�ci�, i bia�� t�tni�c� �yw� energi� i dobrem wynikaj�cym z nieu�wiadomienia, naiwno�ci i g�upoty. Nie by�o nikogo do kogo m�g�bym si� zwr�ci�, wi�c uczyni�em znak w�a r�k� w powietrzu i wypowiedzia�em bezg�o�nie jedno s�owo b�d�ce pocz�tkiem nowego bytu ?Personelo? W ten oto spos�b stworzy�em swojego Boga, powiernika moich my�li pragnie�, zachcianek. W ten oto spos�b trafi�em jedn� nog� w najgorsze miejsce na �wicie, czyli w miejsce gdzie nie ma fantazji ani rzeczywisto�ci. Jest tylko to co pozostaje gdy wyeliminuje si� powy�sze dwa sk�adniki.
� � To by� okropny dzie�. Zacz�� si� o sz�stej rano, kiedy to musia�em wsta� z ��ka. Spojrza�em przez okno i moim oczom ukaza�o si� zachmurzone niebo. Nag�e dreszcze przesz�y moje trzewia, pozostawiaj�c po sobie g�si� sk�rk�. Westchn��em g�o�no - Ten dzie� okrutny b�dzie. Szoruj�c go�ymi stopami po zimnej terakocie dotar�em do kuchni. Na stole przy �cianie sta� w��czony telewizor. Musia�em go nie wy��czy� wczoraj, kiedy ogl�da�em nocy film. Wy��czy�em telewizor i ... Sta�o si�. Objawi� si� PERSONELO. Jasny grom rozci�� zastyg�� atmosfer� zimnego poranka. W powietrzu czu� by�o ozon. Spod sufitu sfrun�� anio�, trzymaj�c w z�bach g�sie pi�ro. Zbli�y� si� do mnie na wyci�gni�cie r�ki. Zamkn��em oczy bo zdawa�o mi si� �e �ni�, jednak racja nie by�a po mojej stronie. Anio� wyj�� pi�ro z z�b�w i wyry� nim w moim m�zgu numer telefonu sk�adaj�cy si� z czterdziestu pi�ciu liczb 10.................23.
� � Ockn��em si� wczesnym porankiem nast�pnego dnia na pod�odze w kuchni. Zastanawiaj�ce jest to i� nikt z pozosta�ych domownik�w nie zauwa�y� mojej niedyspozycji. Nic albo nikt . Te s�owa przysz�y i odesz�y, a ja jak patrzy�em ospa�ymi oczyma na sufit, tak nie mog�em zrozumie�, mojego objawienia. Podnios�em si� z zimnej pod�ogi. Ci�ko by� to obowi�zek, kt�ry z czasem staje si� rutyn�, znienawidzon� przez samych u�ytkownik�w danej procedury. Rutyna zabija, rutyn� nu�y i ogranicza, wi�c d��� do zmiany tak, aby rzeczy wykonywane nazbyt cz�sto, przesta�y by� czynnikiem dra�ni�cym . Wsta�em przeci�gaj�c si� . Ubra�em si�, a p�niej tak szczerze nie pami�tam co. Jak m�wi�em rutyna zabija, wi�c d��� do likwidacji sytuacji powtarzaj�cych si� nagminnie. Do rutyny nale�a�o chodzenie do szko�y. Tego dnia przesta�em �y� rutyn�. Nie poszed�em do szko�y, nie zjad�em �niadania, nie wsta�em z ��ka, cho� wydawa�o mi si�, �e t� rzecz wykona�em. No prosz� jak m�zg cz�owieka mo�e p�ata� figle. A wi�c co wtedy zrobi�em. Chyba tylko to �e my�la�em, a czas p�yn�� tak jak zazwyczaj, czyli normalnie. I wtedy sta�o si� - objawienie drugie. Nadesz�o z nik�d stopniowo wkraczaj�c w moj� rzeczywisto��, tak aby jej nadej�cie nie by�o szokiem dla mnie. Na pocz�tku us�ysza�em d�wi�k, kt�ry wydobywa� si� z radia, jednak po chwili trwaj�cej nie mniej ni� kilka sekund stwierdzi�em, �e �adne znajduj�cych si� w moim pokoju urz�dzenie nie indukuje tego specyficznego d�wi�ku . Czym d�u�ej trapi� mnie ten problem, tym coraz wyra�niej dochodzi� do moich uszu szum. Nie by� to d�wi�k og�uszaj�cy, lub przeszkadzaj�cy w docieraniu innych d�wi�k�w do mnie lecz by� to szum, kt�ry nazwa� mo�na PERSONELO. Min�o sporo czasu od tamtego zaj�cia i nadal d�wi�k ten prze�laduje mnie. Szepcze nieustannie, nadaj�c bieg wydarze� , z kt�rymi jestem nieod��cznie powi�zany. Dyktuje i narzuca spos�b mojego rozumowania , nadaje rytm , za kt�rym musze nad��y�. Pierwsz� nauk�, kt�r� wyszepta� mi tajemniczy d�wi�k by�a poni�sza notka, kt�ra wywar�a du�y wp�yw na moim dalszym �yciu.
� � Mro��cy dreszcz przeszy� cia�o wodnistym strumieniem strach i presji, kt�ry zmusza do nielogicznych cho� bliskich prawdzie posuni��, kt�rych rozwi�zanie nie jest b��dne tylko omylne . Tych , kt�rych znam potrafi� przedstawi� dwa okre�lenia dobro i z�o lub 0,1. Dla nich nie ma niczego pomi�dzy tymi podmiotami. Ograniczaj� si� do oceny pobie�nej, nie wnikaj�c w problem, kt�ry schodzi im, gdzie� w nieznany kres ludzkiej wyobra�ni. Nie pr�buj� zrozumie� sytuacje, kt�ra ich spotyka. Tylko okre�laj� j� jak z�� lub dobra. Jak maszyny stempluj� �ycia ludzki nadaj�c im etykietki zdatny, niezdatny. Dziel� spo�ecze�stwo na 0 i 1. Zero to my, a jedynki to oni. Nie ma w tym zachowaniu nic ludzkiego, wi�c sk�d bierze si� to u cz�owieka. Mo�e ju� nie jeste�my ludzkimi, lecz inn� grup� wy�ej ustawion� w ewolucji ni� cz�owiek.
� � Trzydzie�ci lat p�niej.
� � Zadzwoni� telefon. Zerwa�em si� z pos�ania. W g�owie mi szumia�o, a krew pulsowa�a gwa�townie w �y�ach. Przecieraj�c r�koma oczy, przedziera�em si� przez zagracone mieszkanie, w poszukiwaniu telefonu. Wbieg�em do ogrodu. �wie�e powietrze uderzy�o w nozdrza. Nagle pociemnia�o mi w oczach. Poczu�em jak osuwam si� na traw�. D�wi�ki nabra�y innego brzmienia, a to co widzia�em nie mog�em okre�li� jako zwyk�y obraz lecz nazwa� mog� to jako PERSONELO.
� � Trzecie objawienie.
� � Wiosna 2956 rok. Rz�sisty deszcz pada� od rana, wi�c ziemia przesi�kni�ta by�a wod�, tworz�c grz�sist� mas�. Krople deszczu sp�ywa�y powoli po trawie, tworz�c nowy �wiat, kt�ry w promieniach s�o�ca kurczy� si� i znika� , b�d�c zag�ad� dla rozpocz�tego w nim �ycia. Miliony miliard�w w ten spos�b ginie. Tak to by�a wiosna 2956 roku.
� � Kto� uderzy� mnie mocno. Poczu�em czyj�� r�k� na barku i us�ysza�em znajomy g�os.
� � - Wstawaj ju� czas - zabrzmia� kobiecy g�os, kt�ry niechybnie nale�a� do mojej �ony.
� � Dopiero teraz u�wiadomi�em sobie, co si� sta�o. Zgorzknia�a i niechciana rzeczywisto�� przypomnia�a o sobie. Nienawidz� tego. Wsta�em z trawnika, otrzepuj�c si� z suchych �d�be� trawy. Jedyn� rzecz� na jak� mia�em ochot� to, usi��� wygodnie w fotelu i patrze� przez reszt� dania w sufit. I tak te� zrobi�em. Wzi��em do r�ki porann� gazet� i bez wi�kszego zainteresowania, przegl�da�em wyrywkowo wybrane strony. Trafi�em na rubryk� reklamow�. Nigdy tego nie czyta�em, ale stwierdzi�em, �e najwidoczniej czas zmieni� upodobania. Wybra�em kr�tkie og�oszenie znajduj�ce si� w samym �rodku strony. Wielkimi literami napisany zosta� nag��wek .
� � PERSONELO
� � Kiedy cz�owiek �ni o szcz�ciu, wszyscy ciesz� si�. Ca�y �wiat jest rad, �e zosta� ojcem szcz�cia. Poza ca�� wyobra�ni� tylko dziecko u�atwi� ci �ycie, a pies w tym mo�e ci pom�c. Czasem k�opoty przychodz� same nie proszone . To nie jest najwa�niejsze w �wiecie. Kiedy golisz si� maszynk� firmy Personelo czujesz, �e wreszcie kto� pomy�la� o tobie. Pami�tasz, jak golenie sprawia�o ci tyle b�lu Z niech�ci� bra�e� do r�ki brzytw� i zaczyna�e� codzienny rytua�. Teraz jest to przesz�o�ci�. Dzi�ki nam przesz�o�� sta�� si� naprawd� przesz�o�ci�. Wszystko to z minimaln� cen�. Zadzwo� do nas. Naj�atwiej si� z nami skontaktowa� telefonicznie wybieraj�c 45 cyfrowy numer - po��czenie specjalne tylko dla wtajemniczonych.
� � Nic mnie tak nie rozbawi�o tego dnia, jak to og�oszenie. Nawet mia�em ochot� wykr�ci� te 45 dowolnych cyfr z mojego aparatu, jednak szybko opami�ta�em si� i porzuci�em nierozs�dnie pomys�y. (Oczywi�cie wtedy jeszcze nie skojarzy�em tej reklamy z pierwszym moim objawieniem). Us�ysza�em g�os swojej �ony. Jedyny d�wi�k, kt�rego nigdy w �yciu wi�cej nie chcia�bym s�ysze�. Od razu przypomnia� o sobie b�l g�owie i dziwne nieprzyjemne odczucie, �e w ka�dej chwili mog� zwymiotowa�. J�zyk by� spuchni�ty jak balon, a w ustach mia�em niesmak Poszed�em do kuchni, staraj�c si� unikn�� swojej �ony, jednak ten wyczyn nie uda� mi si�.
� � - By� do ciebie telefon - odezwa�a si� pierwsza.
� � - Tak, no i co z tego ? - odpowiedzia�em r�wnie sucho jak ona.
� � - To by� Pirxs. Powiedzia�, �e pierwsza ekipa nie mo�e lecie�, a je�eli oni nie lec� to oznacza, �e teraz na ciebie spada obowi�zek pierwszego pilota - obr�ci�a si� na pi�cie i wysz�a z kuchni.
� � Tak, to jest to, czego potrzebowa�em. Wiedzia�em, �e spe�ni� si� kiedy� moje marzenia. Wiedzia�em . Lec� tam, tak jest lec�.
� � Maja 1999 odby� si� start. Stanowi�em jedno osobow� za�og� w sk�ad, kt�rej wchodzi� dodatkowo pok�adowy komputer. Lot ten by� nazywany ekspedycj� �mierci, gdy� w oficjalnych planach podanych prasie widnia�a tylko data startu pojazdu, natomiast l�dowanie w og�le nie przewidywano. Statek przystosowany by� tylko do startu i d�ugotrwa�ej podr�y. Pi�� lat przed wybudowaniem statku, rozpocz�to szukanie pilot�w do wyprawy bez powrotu. Podano do wiadomo�ci publicznej, �e wyprawa ta nie przewiduje w �adnym wypadku, l�dowania na Ziemi. Pomimo to, wielu narwa�c�w zg�osi�o si�o si�. W ostateczno�ci wybrano 100 kandydat�w, kt�rzy w kolejno�ci mieli prawo lotu. Ja by�em ostatni na li�ci. W ci�gu pi�ciu lat wi�kszo�� z kandydat�w zrezygnowa�a, gin�c w samob�jczych wypadkach lub dostrzegaj�c warto�� swojego �ycia. I oto w ten spos�b znalaz�em 50000 km od Ziemi.
� � - Tu Unit, zg�aszam gotowo�� do manewru - powiedzia�em do mikrofonu.
� � - Tu Ziemia, przyj�li�my sygna�. Nie ma �adnych przeciwwskaza�, aby przyj�� do procedury alfa.
� � Po�o�y�em r�k� na d�wigni. Po przesuni�ci jej poczu�em mrowienie na karku. Nast�pnie praw� r�k� obj��em drug� d�wigni�. Zamkn��em oczy . Odczu�em pustk�. Nie przejmowa�em si� tym, co zaraz stanie si�. Przesun� na pi�� - powiedzia�em do siebie. G�o�no zacz��em liczy�: Jeden, dwa, trzy - w gardle zasch�o mi. Chcia�em powiedzie� cztery, jednak te s�owo nie wydosta�o si� z mojej krtani. Gwa�townie przesun��em d�wigni�. G�ow� wcisn�o mi w oparcie, a ca�e cia�o sp�aszczy�o si� na fotelu. Zamkn��em oczy i w tym momencie zn�w obraz zmieni� swoje oblicze na PERSONELO.
� � Czwarte objawienie.
� � Tak to by�a wiosna 2956 roku, kt�rej w �aden spos�b nie mog�em sobie przypomnie�. Id�c lasem napotka�em zwierze, kt�re umkn�o mojej uwadze, b�d� przez to tylko zwid� autora, a mo�e w zupe�no�ci innym tworem, nie z tego opowiadania. Na skraju prze��czy zobaczy�em dom. Szybkim chodem uda�em si� w tamtym kierunku. Zapuka�em do drzwi. Tylko dzi�cio� odpowiedzia� mi r�wnie� g�o�no stukaniem w konar drzewa. Ponowi�em, uderzaj�c stokrotnie mocniej. Tym razem ryk rozz�oszczonego nied�wiedzia w zagajniku, odwzajemni� moje niezadowoleni. Brak jakiejkolwiek reakcji od strony gospodarza domu, nie zniech�ci� mnie, wprost przeciwnie wzm�g� we mnie ch�� zaspokojenia ciekawo�ci. Odsun��em si� od progu i zamachn��em si� nog�, chc�c wywa�y� drzwi. W tym samym momencie drzwi uchyli�y si� i w wej�ciu ukaza� si� zapewne gospodarz. Tak to by� gospodarz folwarku, kt�ry nadawa� rytm �ycia wszystkim zwierz�ciom b�d�cym pod jego jurysdykcj�. Cios wymierzony nog� nie trafi� w drzwi, lecz ugodzi� nieznajomego.
� � Odzyska�em przytomno��. Pierwszym d�wi�kiem, jaki us�ysza�em by�o trzeszczenie g�o�nika w he�mie mojego kombinezonu. Wy��czy�em go. Nasta�a cisza. Znalaz�em si� nie wiem gdzie nie wiem jak daleko od domu. W�a�nie na tym polega� ca�y eksperyment. Wszystko zacz�o si� od grupki naukowc�w, kt�rzy wynale�li nowy spos�b przemieszczanie si� w przestrzeni. Dok�adnie nie wiem ,jak to dzia�a, ale kto by si� tym interesowa�. Najwa�niejsze w tym wszystkim by�o to, �e ten wynalazek mia� zrewolucjonizowa� podr�e kosmiczne. To w�a�nie ja wykona�em przed chwil�, pierwszy lot t� technik�. W za�o�eniu ca�ej ekipy konstruktor�w by�o przeniesienie mojego pojazdu ze mn� w ci�gu dziesi�ciu minut o jaki� 100000000 km od Ziemi, jednak w rzeczywisto�ci nie wiem gdzie si� znalaz�em. Wska�nik na tablicy rozdzielczej wskazywa�y pomiar zerowy , tak jak by�yby od��czone od zasilania, jednak ta mo�liwo�� zosta�a wykluczona, gdy� sprawdzi�em po stokro� wszystkie uk�ady. Komputer pok�adowy milcza�. Na ekranie ukazywa�a si� rytmicznie ta sama informacja. Brak danych!!!. Brak danych!!!. Unios�em g�ow� do g�ry napinaj�c mi�nie szyi. W ten spos�b relaksowa�em si�. Brak grawitacji odczuwa�em na w�asnej sk�rze. Nie cierpi� tego. Senno�� ogarn�a mnie. Spojrza�em na zegar. Wskazywa� 23.00. Wsta�em z fotela i lekko odepchn��em si� od niego. Poszybowa�em w kierunku korytarza. �wiat�o zapala�o si� przede mn� i gas�o za mn�. Korytarz prowadzi� do sypialni. Po�o�y�em si� na ��ku i przypi��em si� do� pasem bezpiecze�stwa. G�ow� wygodnie u�o�y�em na poduszce. �wiat�o zgas�o, a wraz z nim nieod��czne d�wi�k, towarzysz�cy mu. Nasta�a cisza . Spojrza�em przed siebie, jednak nic nie zobaczy�em. Wsz�dzie ciemno��, nic poza tym. Nagle co� dotar�o do moich uszu, dziwny d�wi�k. To by� szum. Ostatnio s�ysza�em go 12 lat temu. Zn�w si� odezwa�.
� � Wszyscy to tch�rze pozbawieni odwagi. To miliony twarz patrz�cy na twoje nogi. To oceany oczu w, kt�rych toniesz. Brak ci tchu. Nie mo�esz normalnie oddycha�, bo to oni zabieraj� ci powietrze i boj� si� spojrze� ci w oczy. A oni p�acz�, p�acz� bo widz� u�miech na twojej twarzy. Czy wiesz kim oni s�. Czym chc� zosta� ? Pe�no ich by�o na Ziemi. Durnych zarozumia�ych ludzi pragn�cych w�adzy nad tob�. Pami�tasz co ci zrobili. Przypomn� ci - Nawarzyli w garncach z�otych fa�szywe kodeksy zachowa�, idei, religie a potem wlali zwarto�� do mojej g�owy. A AAA j�cza�e�, krzycz�c na ca�y g�os, jednak nikt nie chcia� ci pom�c, dlatego uciek�e� od nich bior�c udzia� w szale�czej misji bez powrotu.
� � Kwiaty wi�dn� b�l kiedy� mija. Teraz jeste� wolny, nikt nie pragnie twojego nieszcz�cia. Odp�ywasz w ciemno��. P�acz� twoje oczy ze szcz�cia, a dusza �mieje si� z ko�ca ziemskiej udr�ki. Jednak przed tob� pojawia si� nowy problem. Nie widzisz celu dalszej podr�y, a powrotu ju� nie ma. Sam tego chcia�em, prze�y� samego siebie, oferuj�c w zamian swoj� woln� wole. Zn�w wydaje ci si�, �e krwawisz przez tych bydlak�w, kt�rzy bij� was, bo ich matki zadawa�y taki sam b�l co teraz oni wam. Dlaczego to robi� ? Poniewa� tworz� z waszych rozum�w miazg�, kt�r� mieszaj� w z�otych garnc�w, tworz�c w ten spos�b system. Czy warto tam powraca� do ziemskiego piek�a?. A mo�e d��y� do dalej do ko�ca, cho� wiadomo, �e nigdy tam nie dotrzesz. Decyzja nale�y do ciebie.
� � Wszyscy patrz� teraz na ciebie z planety Ziemia oczekuj�c od ciebie sygna�u �wiadcz�cego o powodzeniu misji, kt�ra ma zapewni� ludzko�� nowe szcz�cie. - Nikt nie zna� ci� przedtem, teraz wszyscy wiedz� kto ty jestem. - Jednak twoja misja polega zupe�nie na czym� innym. Ty - bezimienny, kt�rego imienia nikt nie zna, zosta�e� wybrany przez w�asnego Boga na kap�ana �mierci.
� � Brz�czenie budzika obudzi�o mnie. - Coraz gorsze sny mam - zirytowany wsta�em.
� � Zapali�o si� �wiat�o. Jeszcze przez pewien czas mru�y�em oczy, za nim m�j wzrok przyzwyczai� si� do �wiat�a. Podnios�em si� z pos�ania. Tym razem czu�em si� wypocz�ty i zrelaksowany. Uda�em si� do kabiny pilota. Nic tam nie ul�g�o zmianie. Na monitorze komputera ukazywa� si� ta sama informacja. Wszelkie wska�niki znajduj�ce si� na pulpicie nic nie wykazywa�y. Zaj��em swoje stanowisko i spojrza�em na ekran wy�wietlaj�cy podgl�d z kamery umieszczonej na zewn�trz pojazdu. Nic tam nie by�o. Ani jednego zakichanego punku �wietlnego, �wiadcz�cego, �e gdzie� tam w kosmosie co� istnieje
� � Na moim statku, chyba mog� go ju� tak nazywa� MOJ STATEK. Zosta� zamontowany specjalny system audiowizualny, czy jak to si� tam nazywa. O 13 zamierzam dokona� ponownego skoku w przestrzeni. Teraz jest 9 . Czas wolny sp�dz� nad zrelaksowaniem si� i wzmocnieniem mi�ni. W�a�nie na relaks i trening k�adli du�y nacisk specjali�ci od lot�w d�ugo terminowych. Powtarzali za ka�dym razem, �ebym si� nie przem�cza� i du�o czasu sp�dza� w pomieszczeniu VIZA. Wsta�em z fotela i poszybowa�em korytarzem. Wszed�em do pomieszczenia i ustawi�em pierwszy lepszy akt przyrody. Nawet nie spojrza�em co to by�o. W jednej chwili wszystko uleg�o zmianie. Zn�w jestem na ziemi, w pi�knym ogrodzie pe�nym owocowych drzew. Zn�w czuje mi�e uczucie przyci�gania ziemskiego. Podchodz� do drewnianej �awy. Sprawdzam czy jest stabilna i czy na pewno si� nie przewr�ci, je�li na ni� usi�d�. Jest w porz�dku. Bior� okulary s�oneczne, kt�re le�� obok i nak�adam je na nos. K�ad� si� wygodnie na �awie. S�o�ce jest w zenicie. Wiatr z zachodu lekko nadaje ruch ca�ej toni ro�lin. Spok�j i jeszcze raz spok�j po trzykro�. Promienie s�oneczne delikatnie padaj� na moj� twarz, tak �e nie ra�� oczu. Czuje ciep�o na sk�rze. Jest naprawd� doskonale. S�ysz� �piew ptak�w. Patrz� jak fruwaj� - wznosz� si� wysoko trzepocz�c sporadyczne skrzyd�ami, aby p�niej podda� si� ruchom powietrza i szybowa� ku ziemi. Wydaje mi si�, �e jest jeszcze bardziej wspaniale ni� na Ziemi. Jest jak w raju. Zamykam powieki i na przek�r wszystkiemu nadal widz� ten sam krajobraz i to o wiele lepszy. Tym razem to ja mog� si� unie�� do g�ry pod chmury, spojrze� w d� i szybowa� bez celu... .
� � Wtem kto� krzykn��. Spojrza�em w tamtym kierunku. Przy �awce w cieniu modrzewia sta� jaki� m�czyzna. Zaskoczy� mnie ten widok, nie widzia�em �e system VIVY potrafi takie rzeczy. Przybli�y�em si� do stoj�cej postaci i usiad�em ponownie na tej samej �awie, tym razem w cieniu konar�w drzew.
� � - Witam pana - odezwa�em si� pierwszy.
� � - Nazywaj� mnie Salomon . - przerwa� gwa�townie wypowiedz m�czyzna - Zapewne ciekawi ci� kim jestem. Wyzwolicielem wszystkich ofiar nieszcz�cia. - Podszed� do mnie �miej�c si� g�o�no. - Brzmi to bardzo komicznie, nieprawda�
� � - Nie rozumiem pana. O co tu chodzi. - wsta�em z �awki.
� � - Zaraz ukarz� ci moj� prawdziw� posta� - szybko wysun�� r�k�, przyciskaj�c otwart� d�oni� do mojego czo�a. - Czy czujesz twarde uderzenie, gdzie� w nieokre�lonym miejscu twego cia�a. Widzisz ciemno��, kt�ra w jednej chwili ogarn�a ci�, a w drugiej przesta�a istnie� na rzecz czerwonej cieczy, z kt�rej wynurza si� w w�asnej osobie Personelo. Stw�r nie do okre�lenia, imaginacja, kt�ra przera�a najsubtelniejsze doznania, zast�puj�c je pustk� nie do wype�nienia. Pozostawia blizn�, kt�ra �wiadczy� b�dzie o twoich s�abo�ciach. Tworzy jedynie wyimaginowane przekle�stwo w�asnej osoby oraz brak jakichkolwiek wspomnie� daj�cych rado�� �ycia. Widzisz ogromn� paszcz� po�eraj�c� twoje cia�o, a gdzie� w oddali twojego boga, �miej�cego si� z twojej drobnej postawy cz�owieka rozumnego. Zastanawiasz si� pewnie po co ci to pokazuje. Poniewa� jestem pos�a�cem i takie mam zadanie. Przynosz� ci nowin�. Stary B�g umar�, a miejsce jego zajmie Personelo. Ty, kt�ry zosta�e� wybrany na kap�anem �mierci zagrasz kluczow� rol� w boskiej rozgrywce. Jednak teraz na to za wcze�nie. Nie jeste� przygotowany na t� chwil�, wi�c rozlu�nij si� i sp�jrz na dalszy ci�g widzenia. Teraz nag�y wstrz�s, barwy zlewaj� si� tworz�c nowe cudo. To pi�kny kwiat, wyrastaj�cy z twojego cia�a. W li�ciach tego kwiatu p�ynie twoja krew. Nagle kwiat zmienia swoj� konstrukcj�. Przekszta�ca si� w drut naszpikowany ostrymi kolcami, odgradzaj�cy ciebie od wszystkiego. To znaczy, nic opr�cz ciebie nie b�dzie w tej przestrzeni. Nie �le to wyrazi�em , nie w przestrzeni lecz w pustce. Pozostaniesz tam zamkni�ty na pewien okres czasu.
� � Barwy zn�w zlewaj� si� w jedn� ca�o��. Nieznajomy odj�� r�k� od mojego czo�a.
� � - No i jak . wiesz chyba ju� o mnie wszystko.
� � - Tak - odpowiedzia�em nic nie m�wi�c.
� � Nasta�a cisza nie wiem jak d�uga.
� � On odezwa� si� pierwszy:
� � - Na dzi� wystarczy. Teraz ju� p�jd� - Odwr�ci� si� i powoli oddali� si� od miejsca, w kt�rym pr�bowa�em wyja�ni� ka�de jego s�owo. Ot�pia�ym wzrokiem wpatrywa�em si� w znikaj�c� posta� na horyzoncie. Poczu�em smak krwi w ustach. Wytar�em r�kawem nos. Na materiale pozosta� plama krwi. Drug� r�ka dotkn��em wargi, poczu�em ciecz. Krew kapa�a mi z nosa, jak woda sp�ywa�a po brodzie kapi�c na skafander. Dopiero teraz zobaczy�em , �e przednia cze�� kombinezonu przesi�kni�ta jest ca�kowicie krwi�. Zakl��em w my�lach i pr�bowa�em si� podnie��. Zdo�a�em wsta� na kolana, dalej ju� nie mog�em , nie mia�em si�. Czu�em jak krew odp�ywa mi z g�owy, a z ka�d� sekund� ciemno�� nasuwa�o si� na mnie. Nie panowa�em nad sob�, zn�w s�ysza�em szum w uszach. Szepta� nieprzerwanie , dra�ni�c s�uch.
� � Tym razem czas si� podda�. Nie ma sensu wali� g�ow� w m�r i tak nikt ci� st�d nie wypu�ci. Sta�e� si� ofiar� i na to nie mo�na nic poradzi�. Czekaj wytrwale, a mo�e co� kapnie ci ze sto�u panie�skiego. Tak jak to w �yciu bywa, ka�dy musi dorosn��, dojrze� do wiedzy, kt�ra kryje w sobie tajemnic�. Czasami przemiana taka jest wymuszona na danej osobie i staje si� ona wtedy ofiar�. Musisz przem�c w sobie wszystkie s�abo�ci, spojrze� na to z dystansu i nie dostrzega� b�ahych zwi�zanych z tera�niejszo�ci�, nic nie znacz�cych problem�w. Musisz sta� si� g�uchy i �lepy na �wiat�o dnia codziennego. Znienawidzi� wszystkich, a kocha� tylko swojego Boga. Je�li post�pisz w ten spos�b, nic nie stoi na drodze, aby� zosta� uwolniony ze strefy Personelo
� � Nasta�a cisza, ani jednego d�wi�ku, nawet nie s�ysz� w�asnych my�li. Pr�buj� dociec przyczyny tak drastycznej i w �aden spos�b nie wyja�nianej sytuacji, jednak nic rozs�dnego nie potrafi� wymy�li�. Wsz�dzie ciemno. Zawieszony jestem w pustce. Mog� si� obr�ci�, wykona� dowoln� czynno�� , jednak nic nie czuje. Ka�dy m�j ruch r�k� trafia w pustk�, a na dodatek ta przekl�ta ciemno�� uniemo�liwia mi skoordynowanie ruch�w. Zadaje sobie pytanie gdzie jestem i w jednej chwili znam odpowiedz. - To sprawka Salomona, on zamkn�� mnie w pustce, w strefie Personelo. - Przypomnia�em sobie zdania wypowiedziane przez niego. - Jak mog�em zignorowa� jego wypowiedz, Wystarczy�o z nim porozmawia�, mo�e by co� z tego wynik�o. - Przecie�, to tylko by� z�y sen, wyimaginowana posta�. On naprawd� istnie� nie mo�e, ale je�li Salomon to tylko z�y sen to oznacza, �e nadal �ni�. To co odczuwam nie mo�e by� snem , przecie� potrafi� odr�ni� fikcj� od rzeczywisto��. Powracam my�lami do dot�d nie poruszanego tematu. - Teraz ju� zrozumia�em. Oni wszyscy chc� mnie przetworzy�.
� � P�niej
� � Wi�cej takich tortur nie wytrzymam. Potrzebuj� odrobiny �wiat�a, cho� ma�y przeb�ysk, strumie� wi�zki �wietlnej, tak cienkiej jak struna harfy, kt�rej d�wi�k rozszed�by si� echem w mojej g�owie. Samotno�� przera�a mnie. Jestem tutaj, bo mia�em do�� wsp�ycia z lud�mi. Tam na ziemi wszyscy si� na mnie patrzyli, nie mia�em w�asnej prywatno�ci, wi�c uciek�em od nich. Uciek�em tak daleko, �e sam zgubi�em si� w swoich rozwa�aniach. Nie potrafi� odnale�� w�asnej drogi, dokona� w�a�ciwego wyboru. Obracam si� w wok� w�asnej osi. Nie jestem pewien tego, ale przynajmniej to sobie wyobra�am. Gdziekolwiek spojrz� ciemno��. Nie mog� zobaczy� nawet czubka w�asnego palca, kt�ry przyk�adam do oka, prawie dotykaj�c nim �renicy. Oni to naprawd� zrobili, zamkn�li w pustce, kt�rej jestem jedynym sk�adnikiem. Brak tu wszystkiego, czyli nie ma tu nic. Czuje w sobie narastaj�c� z�o��. Sza� , kt�ry ogarnia zwierz� w zamkni�tym pomieszczeniu wype�nionym po brzegi wrz�c� wod�. Pr�buje krzycze�, jednak nie s�ysz� swojego g�osu. W jednej chwili z�o�� przechodzi w paniczny strach, obezw�adniaj�cy nie tylko cia�o, ale tak�e umys�. Wszystkie mi�nie dr��. Zamykam oczy, nie chc� d�u�ej tak cierpie�. Nie mo�e to przecie� trwa� wieczno��, kiedy� si� to sko�czy i wszystko wr�ci do normy.
� � - Zasypiam w mroku , potem budz� si� i trudno mi okre�li�, czy to odbywa si� naprawd�. Mam przeczucie i chyba to jest prawda, �e zawsze zasypiam, ale nigdy si� nie budzi. To znaczy ze przechodz� z jednego snu do drugiego. Czy jest to prawda ? Nie mog� odpowiedzie� na to jednoznaczne, jednak przeczucie podpowiada mi, �e dzieje si� cos z�ego ze mn�. Nie wiem ju� sam, co chc�. Czy �y� tak dalej, cho� trudno to przyr�wna� do tego czasownika, czy tez spr�bowa� powr�ci� do przesz�o�ci. W�tpi�, aby by�o to mo�liwe, ale spr�bowa� zawsze warto.
� � P�niej
� � Najgorsze ju� za mn�. Nie wiem jak du�o czasu min�o od mojego przybycia tutaj, ale wystarczaj�co du�o abym zmieni� si�. Cos w �rodku mnie ul�g�o zmianie. B�l, kt�ry sprawia� mi na pocz�tku wielu cierpienia, przesta� by� dotkliwa udr�k�. Pogodzi�em si� z tym i nauczy�em si� go tolerowa�. Ten �wiat nie jest przystosowany dla �ycia i wszystko, co tu si� znajduje jest martwe. Jestem wyj�tkiem w tej regule i najwidoczniej sta�em si� ofiara nie tylko Salomona, ale tak�e ofiara eksperymentu. W wyniku takich a nie innych subtelnych r�nic, jakie wyst�puj� pomi�dzy �yciem na ziemi a tutaj, musia�em si� przystosowa�. Ja to rozumia�em jako, przystosowanie si� do nowych warunk�w za� Salomon jako przemian�. Z tego wszystkiego obaj mieli�my racje, ja i on. On doprowadzi� do tego co chcia�, a ja przesta�em cierpie�. Przeobra�enie to polega�o na ca�kowitej oboj�tno�ci na to, co si� dzieje do oko�o mnie. Przesta�em si� interesowa� czymkolwiek, nie zadawa�em pyta�, nie stara�em si� dociec przyczyn zaj�� tylu nie zrozumia�ych zdarze�. Odci��em si� od wszystkiego. Oboj�tnie przyjmowa�em nawet najdrastyczniejsze zmiany jaki zachodzi�y wok� mnie. Wtedy to nast�pi�o, nagle i szybko. Nawet nie wiedzia�em, kiedy to si� sta�o. Skoczy�em w gore, skoczy�em tam gdzie ptaki szybuj�, gdzie jastrz�bie poluj�, a go��bie gin�. Czas akcji nie okre�lony. Miejsce - pomieszczenie trzy metry na trzy. U sufitu umieszczona by�a lampa neonowa. Le�a�em na pod�odze i wpatrywa�em si� w jedn� z pod�u�nych szklanych �wietl�wek, kt�ra migota�a, wydaj�c d�wi�k o wysokiej cz�stotliwo�ci. Monotonny, regularny - b�yski i ponowny os�abienie �wiat�a, zn�w b�ysk. W�a�nie u�wiadomi�em sobie na jednej �ar�wce ca�y ten przekl�ty �wiat. W tym �wiecie nie ma w og�le regularno�ci, wszystko opiera si� wy��cznie na chaosie. Nie istnieje tutaj zjawisko, kt�re powtarza�o by si� zawsze w tym samym czasie i miejscu. Nic w tym nie by�oby dziwnego - przecie� tam gdzie �y�em poprzednio te� wszystko opiera�o si� wy��cznie na tym samym, jednak chaos rz�dzi� si� pewnymi strukturalnymi i stereotypowymi zjawiskami. Wszystko odbywa�o si� chaotycznie, jednak wynikiem takich dzia�ania nie by� obraz przypadkowy tylko w pewnym stopniu przewidywalny. Natomiast tutaj, tutaj nic nie mo�na przewidzie�. Nie mo�na wysun�� odpowiednich wniosk�w z danego do�wiadczenia, gdy� nie jeste�my pewni czy gdy powt�rzymy to samo rozwi�zanie, wynik b�dzie identyczne. Zawsze je�eli ju� cos wyst�puje to, w stanie zr�wnowa�onym tylko z jednej strony, a to twierdzenie nie jest zrozumiale dla mnie. W�tpi�, aby by�o zrozumiane przez kogokolwiek.
� � Unios�em r�k� do g�ry i przygl�da�em si� jej uwa�nie przez d�u�szy okres czasu. Usiad�em na pod�odze i od razu moj� uwag� przyci�gn�a ma�a paczka, le��ca w jednym z czterech k�t�w pomieszczenia. Szybko przysun��em si� do niej. Odwi�za�em sznurek i zerwa�em papier do kt�rego przymocowana by�a ma�a kartka. Wzi��em j� i przeczyta�em. - Wszystkiego najlepszego od PERSONELO
� � Otworzy�em paczk�. Na dnie le�a� zw�j kabli, misternie ze sob� po��czonych ze staro�wieckim budzikiem. Wskazywa�, za piec minut trzynasta. Na dnie paczki znajdowa�a si� druga kartka :
� � Budzenie na trzynasta. Mi�ego snu.
� � Dopiero teraz zauwa�y�em trzy szare, pod�u�ne w kszta�cie pr�t�w, nie za grubych i nie za d�ugich takich w sam raz, otoczonych szara tektura, lasek dynamitu. W pierwszej chwieli nie wywo�a�o to na mnie �adnego wra�enia. - Po co komu dynamit i zegarek?
� � Wsta�em z pod�ogi i jeszcze raz spojrza�em z g�ry po raz ostatni na zawarto�� paczki. Z tej perspektywy zupe�nie inny mia�em widok. - Bomba, kurwa bomba - wrzasn��em.
� � Nast�pi� wybuch. Silne �wiat�o o�lepi�o m�j wzrok. Chcia�em zas�oni� twarz r�kami ukry� si�. Gwa�townie obr�ci�em si� i nagle niespodziewanie spad�em na ziemi�, poro�ni�ta g�sta mieszanina ro�nych traw. Unios�em g�ow�. Przede mn� rozpo�ciera� si� sielankowy widok na sad.
� � Przekl�ty sen. To ju� nie sen lecz koszmar - powiedzia�em do siebie.
� � Wsta�em i strzepa�em z ubrania kilka �d�be� trawy. S�o�ce zachodzi�o z horyzontem. Wyszed�em z sali wizualnej VIZA i uda�em si� do kabiny pilota.
� � Wszystko b�dzie dobrze - powtarza�em te s�owa nie b�d�c �wiadomy, �e je wypowiadam.
� � Spojrza�em na zegar, komputera. - wskazywa� piec minut po trzynastej. Zapi��em pasy przy fotelu i przygotowa�em si� do nast�pnego skoku w przestrzeni. Jednak wynikn�y nowe problem, kt�re jednak szybko naprawi�em. Komputer nie posiada� aktualnych danych po�o�enia statku, gdy� nie wyznaczenie ich by�o nie mo�liwe, a to z tego powodu, ze wszystkie pomiary wynosi�y zero. Wprowadzi�em do komputera domy�lne dane, jednak on domaga� si� jednoznacznych dok�adnie okre�laj�cych po�o�enie statku jednostek. Nie zastanawiaj�c si� d�u�ej, wpisa�em z klawiatury na poz�r dowolne 45 cyfr, to wystarczy�o aby komputer dokona� dalszych oblicze�. Punktem docelowy oznaczy�em uk�ad s�oneczny. P�godziny p�niej komputer oznajmi� o gotowo�ci do przyst�pienia skoku w przestrzeni. Uruchomi�em cala procedur�. P�niej nie wiem co si� sta�o. Ju� nigdy wi�cej nie zobaczy�em mojego statu, nigdy nie usiad�em w fotelu pilota. Naprawd� nie wiem co si� sta�o.
� � Objawienie czwarte, kt�re przesz�o w stan ci�g�y
� � Cios trafi� gospodarza. Szybko podszed�em do niego i pomog�em mu wsta�.
� � - Nic panu si� nie sta�o - cofn��em si� o krok do tylu. Pozna�em tego cz�owieka. Ju� go przedtem widzia�em. To by� Salomon.
� � - Co ty tu robisz? - ze zdziwieniem zada�em pytanie. Przecie�... wtedy... tam w pokoju VIZA ... . To by� tylko sen. - wyj�ka�em z trudem przek�adaj�c na j�zyk mowy kot�uj�cy si� w mojej g�owie my�li.
� � - Widz�, �e pozna�e� mnie od razu - Salomon wszed� w g��b korytarzy - Nic nie m�w. Cho� za mn� co ci poka�e - odwr�ci� si� do min� plecami i powolnym krokiem ruszy� naprz�d.
� � Poszed�em za nim. Korytarz nie by� d�ugi. Kilka razy skr�ca� w prawo. Weszli�my do wielkiego pomieszczenia. Styl w jakim by� wykonany nie przypomina� mi nic, co pami�ta�em z przesz�o��. Klimat pomieszczenia by�o przyjemny, naturalny, nie wywo�ywa� �adnych wspomnie�. Salomon podszed� do ma�ego pojemnika stoj�cego na uboczu pod �cian�. By�o to niewielki naczynie wykonane z wypalonej gliny. Podni�s� pojemnik na wysoko�� g�owy i trzymaj�c go w ten spos�b podszed� do mnie. - Kap�anie �mierci - zacz�� m�wi� do mnie - oto jest twoje dziecko. Stworzy�e� je z powietrza, czyni�c r�k� znak w�a. Nada�e� mu imi� Personelo. Oto ono we w�asnej boskiej osobie stoi przed tob� - M�wi�c uk�oni� si� w panie i postawi� naczynie na pod�odze przed moimi stopami.
� � - Co to ma znaczy� - zada�em pytanie Salomonowi.
� � On kiwn�� g�ow� i u�miechn�� si� ukazuj�c bia�e z�by. Przykl�ka�em nad misk�. Szturchn��em j� palcem, tak jak zgni�y owoc, brzydz�c si� pobrudzi� czyste r�ce. Jednak nic nadzwyczajnego si� nie sta�o. Podnios�em ci�k� pokrywk� wpuszczaj�c do �rodka promienie �wiat�a. Moim oczom ukaza�a si� ciemna masa wiruj�ca wok� niewidocznych osi, kszta�tuj�ca si� w rozmaite twarze. Zobaczy�em du�e wy�upiaste oczy, oraz z�by wystaj�ce z dzi�se�. Nagle s�up ciemnej masy wystrzeli� z naczynia w kierunku mojej twarzy otaczaj�c j� szczeln� mack� cuchn�cej mazi. Poczu�em w ustach jej obrzydliwy smak. W nosie wirowa� okrutny od�r. W oczy wciska�a si� ciemna masa przechodz�c do krwiobiegu, a z tamt� do m�zgu. Dozna�em cielesnego kontaktu z bytem boskim Personelo. Us�ysza�em obce my�li w g�owie. - Nada�e� mi sens istnienia. Stworzy�e� mnie w swoje wyobra�ni, za co jestem ci wdzi�czny. Pragn�, aby� przy��czy� si� do mnie i pom�g� mi zdoby� w�adze, bo tylko w�adza urealni mnie w �wiadomo�ciach tysi�ca, a mo�e nawet milion�w ludzi. Stary B�g umar� w sercach ludzkich, a miejsce jego zajmie Personelo.
� � Ciemna masa cofn�a si�. Uwolni�em twarz i upad�em do ty�u przygnieciony w�asnym ci�arem. - Co to by�o - z trudem oddycha�em.
� � - To by�o w�a�nie twoja i moja przysz�o��. Teraz wszystko zale�y od ciebie kap�anie �mierci. Przyby�e� tu aby dope�ni� ostateczn� odnow� �wiata.
� � - Co - krzykn��em - Nie To jest ob��d. Jeste� szale�cem. Jeste� wariatem. Nigdzie si� nie przy��czam. Zostaw mnie w spokoju, chc� zosta� sam. Chc� wr�ci� na m�j statek.
� � - Ty nic nadal nie rozumiesz. Nie ma ju� �adnego statku, nie ma ju� ciebie. Tw�j �wiat nie istnieje. Jest tylko tera�niejszo��, czyli ta chwila, ten moment, w kt�rym rozmawiamy. Jeste� trupem - przerwa� na chwil�, �miej�c si� drwi�co. - By�e� ju� martwy kiedy wsiada�e� do promu kosmicznego. Tylko martwy cz�owiek mo�e zdecydowa� si� na taka podr�. By�e� martwy we wewn�trz, ale cia�o twoje jeszcze �y�o. To by�a kwestia czasu za nim tw�j statek eksploduje.
� � - Chcesz mi powiedzie�, �e m�j statek eksplodowa�.
� � Salomon w milczeniu pokiwa� aprobuj�co g�ow�.
� � - To jest absurd. Nie - kr�ci�em przecz�co g�ow�. - To jest nie mo�liwe, ale wiem co jest bardziej prawdopodobnie. To �e jeste�cie szale�cami - zamilk�am.
� � - Oskar�asz mnie o szale�stwo. Mo�e masz racje, mo�e w twoich s�owach jest gdzie� namiastka prawdy, ale to nic nie zmienia. My tutaj jeste�my g�r� - odpowiedzia� na moje zarzuty.- Jednak - ci�gn�� dalej - Jakim prawem szaleniec mo�e oskar�y� o szale�stwo innego cz�owieka je�eli sam jest jednostk� nie zr�wnowa�on� - prze�kn�� �lin�. - Zaraz ci co� poka��.- Wyj�� z kieszeni wygnieciony arkusz papieru. - Poznajesz co to jest.
� � Zaprzeczaj�co pokiwa�em g�ow�.
� � - Tw�j list w�asnor�cznie napisany krwi�. Czy to twoje, nie pr�buj zaprzecza� napisa�a� go w czasie wojny, przypominasz sobie. Nie czekaj�c na moj� odpowiedz roz�o�y� lis i g�o�no zacz�� czyta�:
� � - Cze�� kochanie. To ja z drugiej strony. Poznajesz mnie, to ja tw�j przyjaciel. W�asn� krwi� pisze ten list, aby wyrazi� bardziej to, co czuje. Zawiod�em si� bardzo. Id�c do armii marzy�em zosta� �o�nierzem, z zamiast tego sta�em si� �mieciarzem. Id�c na polu walki strzelam na o�lep. Strzelam, bo taki by� rozkaz, nie wiem czy trafi� kogo�, czy nie. To i tak nie ma znaczenia. Taki by� rozkaz. Podw�adni wmawiaj� nam, �e wr�g jest piekielnym stworem bez �ony ani dzieci i jak takiego zabije si� to tak jak by sprz�tanie w�asnego podw�rza. Wi�c robi� to, co mi karz�.
� � Pewien doktor, przyjaciel od g�owy, powiedzia�, �e �le ze mn�. Chce mnie na urlop wys�a� p�atny lecz ja si� nie zgodz�. T�umacze mu, �e to chwilowe, �e wsadzi�em rozum do torebki i przez przypadek wyrzuci�em gdzie� w nieznane, ale ja go znajd�, znajd� ju� nied�ugo i zn�w b�dzie ze mn� w porz�dku. W tym wszystkim nie jestem jeden, jest nas tysi�ce. Ka�dy ma jaki� problem i nikt nie przejmuje si� nami, czasem tylko kto� powie kilka ciep�ych s��w na pocieszenie, aby mie� czyste sumienie przed upad�ym anio�em.
� � Pewnego dnia obudzi�em si� o �witaniu, wcze�niej ni� zazwyczaj. Wsz�dzie gdzie nie spojrz� wilgo� i czu� smr�d zgnilizny. W�o�y�em wilgotne buty na go�e stop. Dzie� jak jeden z wielu. Zbi�rka a p�niej praca. Przez ca�� dzie� kopali�my okopy. Jedna z gorszych rzecz jaki mog� si� przydarzy� �o�nierzowi. Jak to bywa po dniu nastaje noc. Wr�g zaatakowa� o 2200. Niebo roz�wietla�y wybuchy pocisk�w. To by�o pi�kne.
� � Po�o�y�em si� na ziemi mocno przyciskaj�c g�ow� do trawy jak� poro�ni�ta by�a ca�a r�wnina. Nabra�em powietrza do p�uc i nagle poczu�em go. Cholerny �mie� przechodzi� t�dy. Wyra�nie czu�em jego smr�d. Przesun��em si� o p� metra do przodu, sk�d dochodzi� zapach. W blasku wybuch�w zobaczy�em go le��cego w b�ocie. Dosta� szrapnelem w nog�. Le�a�em spokojnie, nie wydaj�c z siebie �adnych d�wi�k�w, tylko spogl�da� szklistym wzrokiem na gwia�dziste niebo. �y� jeszcze. S�ysza�em jego bicie serca i czu�em jego zapach. Martwy �mie� nie �mierdzi. Wyj��em n� i d�gn��em go w brzuch. To by� diabelny �mie�, nadal �y�. Ale si� wkurzy�em. Przy�o�y�em luf� karabinu do jego piersi i nacisn��em spust. Kr�tka seria pad�a, a �mie� nadal dysza�. Prze��czy�em na ci�g�y ogie� i wpakowa�em w niego trzy magazynki, a ten cholerny skurwiel oplu� mnie krwi�. D�gn��em go no�em , p�niej jeszcze raz i jeszcze mo�e z tysi�c razy, a� do rana, kiedy to nasi ch�opcy odnale�li nas i si�� odci�gn�li mnie od �miecia kt�ry jeszcze �y�. Skurwiel przez ca�y czas pierdoli� jak nakr�cona katarynka. Z powodu tego incydentu zamkn�li mnie w szpitalu.
� � Salomon przesta� czyta�. Wpatrywa� si� jeszcze przez chwil� w kartk�. W ko�cu podni�s� wzrok na mnie i zapyta� si� - Mam czyta� dalej.
� � Nic nie odpowiedzia�em. Tak szczerze nic nie mia�em do powiedzenia. Wiecie czemu, bo to wszystko przerasta�o mnie. Teoretycznie rozwa�aj�c. Co zrobi cz�owiek je�eli pod wp�ywem nowego eksperymentu znajdzie si� w innym �wiecie, w kt�rym ma styczno�� ze swoimi fantazjami. Spotyka Boga, kt�rego stworzy� czyni�c znak w�a r�k� w powietrzu i nazwa� go Personelo. Spotyka Salomona, kt�ry ju� nie by� jego tworem fantazji tylko produktem powsta�ym z Personelo. Rozwa�am to tylko teoretycznie i pagn� uzyskanie odpowiedzi r�wnie teoretycznej.
� � Salomon przerwa� moje rozwa�ania. - Teraz zostawi� ci� w spokoju. Odejd�, ale b�d� w pobli�u. Czas naszej roz��ki zale�y tylko od ciebie, ale b�d� pewien, �e spotkamy si� jeszcze. Za nim jednak odejdziemy wyt�umacz� ci pewne sprawy - przerwa� wypowiedz. Posiadamy w�adz� nieograniczon�, ale czy w rzeczywisto�ci istnieje co� takiego. Posiadanie w�adzy nieograniczonej lub wolno�� jest tylko pozornym okre�leniem. Zawsze co� lub kto� g�ruje nad nami i wp�ywa na nas samych, czy to zbieg okoliczno�ci lub jaka� si�a nadprzyrodzona. W naszym przypadku tak�e wyst�puje pewna si�a, kt�ra kontroluje nas. Nikt nie wie co to jest. Czy jest pot�ny, czy te� w�t�y, mo�e ma d�ug� brod� si�gaj�c� do ziemi i kiedy chodzi czasami, nast�pi na ni�, i kln�c przewraca si� do przodu. Niekiedy pojawia si� nam tylko na chwile tak kr�tko, �e trudno przyjrze� si� mu dok�adniej, pod postaci� strasznego potwora ni to podobnego do siwego starca ani w�t�ego m�odzie�ca. Tobie dana by�a okazja zobaczenia go, kiedy szed�e� przez g�sty las w kierunku naszego domu.. Dlatego ty jeste� potrzebny nam aby dokona� ostatecznej transformacji Personelo we w�adc�. Stary B�g umar�, a miejsce jego ma zaj�� Personelo. Tak ma by�, nie inaczej. Nie ma innej alternatywy. Jeste� ostatnim elementem potrzebnym do u�o�enia kompletnej wizji nowego systemu �wiata PERSONELO . Posiadasz co� czego my nie mamy. Chodzi tu o ludzk� cech�, kt�rej nikt z nas nie posiada� i w�a�nie to nie pozwala nam zrealizowa� naszych marze�. Przyst�p do nas. Zosta� z nami a �wiat spojrzy z zachwytem na to co stworzymy. B�dziemy stanowi� system niezawodny i niezniszczalny. Odkryjemy najwi�ksz� tajemnice tego posranego �wiata. - Zapad�a d�uga cisza.
� � Czu�em �e musze to zrobi�, wszyscy tego chcieli nawet ci, kt�rych jeszcze nie by�o, bo przecie� kt� nie chcia�by pozna� najwi�ksz� tajemnice �wiata. W�a�nie w tym momencie Salomon znikn��. Rozmy� si� w powietrzu. By�em zn�w nikim bo w�a�nie tak czu�em si� w tym �wiecie b�d�c samotnym. Nie wiem sk�d takie uczucie, mo�e dlatego �e w cz�owieka naturze zakodowane jest �ycie grupowe, a ja zachowa�em si� najwidoczniej nie po ludzku opuszczaj�c m�j �wiat, dom, �on� i dzieci. Zastanawiaj�ce jest to czy w og�le jestem jeszcze cz�owiekiem. Tam na ziemi patrzyli na mnie dziwacznie, jak na brzydkie kacz�tko i m�wili mi �e dzieje si� co� z�ego ze mn�. Teraz po wys�uchaniu mojego listu zastanawiam si� czy nie jestem zwierz�ciem, bo tylko tak mo�na wyt�umaczy� moje zachowanie.
� � - Uspok�j si�. - To by� szelest. G�os przeznaczony tylko dla mnie. Zn�w zacz�� cicho m�wi�
� � Brak ci s��w aby okre�li� to co czujesz, gdy� my�li twoje wybiegaj� hen daleko i z nim dojdziesz do nich cz�sto zapomnisz o tym co naprawd� chcia�e� powiedzie�. Przypominasz sobie jak poraz pierwszy zapali�e� papierosa. Mia�e� wtedy 16 lat. Kupi�e� ca�� paczk� papieros�w z pieni�dze przeznaczone na chleb i mleko. Biegiem skierowa�e� si� do najbli�szego kiosku i kupi�e� papieros. Jeszcze szybciej wr�ci�e�� do domu ma�o co nie zaliczaj�c samochodu. Po�o�y�e� si� na kanapie i pu�ci�e� jaki� film. Zapali�e� pierwszego p�niej drugiego i tak czas ci min��. Film si� sko�czy� a ty nadal le�a�e� powoli zaci�gaj�c si� dymem papierosa. Le�a�e� i patrzy�e� si� na przeciwleg�� ciasne wpatruj�c si� w obraz. Pami�tasz jak ci dobrze by�o. By�e� wtedy najszcz�liwszym cz�owiekiem na �wiecie, jak anio� unosi�e� si� w chmurach dym�w oddaj�c si� boskim sprawom czyli rozwa�aniom. Wtedy dla ciebie wszystkie troski straci�y swoj� warto�ci. Poczu�e� ze �ycie nie polega tylko na czytaniu ksi��ek i uczeniu si� na pami�ci regu�ek. Stwierdzi�e� �e nale�y cieszy� si� tym co si� ma i nie narzeka� na nic. By� swobodnym, zachowywa� si� normalnie, ale w granicach rozs�dku tak aby nie zniech�ci� innych ludzi do siebie. Potrafi� ws�ucha� si� w szum wiatru z oknem podczas burzy i odpowiedzie� mu na wszelkie pytanie. Wyobrazi� sobie pi�kne drzewo, wysokie na 100 metr�w i wspi�� si� na nie uwa�aj�c aby nie str�ci� �adnego gniazda ptasiego staranie wymoszczonego przez ma�e stworzenia. A gdy b�dziesz ju� na samym szczycie skieruj twarz na niebo i krzyknij na ca�y g�os co my�lisz o �wiecie, w kt�rym �yjesz. M�wi� ci o tym bo najwidoczniej zapomnia�e� dlaczego �y�e�. Teraz jeste� martwy i straconego czasu ju� nie nadrobisz. Jeste� wrakiem, kt�ry zmarnowa� swoj� szans�. Mog�e� by� kim�, z zosta�e� nikim.
� � - Nie - krzykn��em - Zamknij si�, ty kurewnie pompatyczny dupku. Kim jeste�? Prze�ladujesz mnie, n�kasz, nie dajesz mi odetchn�� nawet na chwile. Kto ci� stworzy�, �e masz czelno�� wytyka� mi moje wady. Nie masz prawa tak m�wi� nawet gdy jest to prawd�. O takich rzeczach nie m�wi si� na g�os.
� � Nie odpowiedzia� na moje zarzuty i ju� nigdy nie zabra� g�osu. Chyba obrazi� si� na mnie bo powiedzia�em mu prawd�, kt�rej najwidoczniej najbardziej si� obawia�.
� � Smutno mi i nie wiem co jeszcze. Trudno wymy�li� co� na poczekaniu. Czuje co�. Trudno to okre�li�, a nie nale�y to do b�lu. To jest smutek. Nie chce tego nie chce niczego. Nic mi si� tutaj nie podoba. Nie jestem cz�owiekiem. Inaczej my�l� i inaczej m�wi�, �mieje si� wtedy gdy wszyscy p�acz�. To chyba o czym� �wiadczy. �wiadczy �e jestem inny, a to co jest inne odbiega od normalno�ci czyli jest nienormalne w stosunku do normalno�ci. �le jest to wiem, ze mn� i z ca�ym �wiatem. Nie chce zna� ludzi.
� � Wtedy sta�o si� co� dziwnego. Z nik�d pojawi� si� cz�owiek bez nogi i r�ki. Usiad� ko�o mnie. Plun�� przed siebie i zacz�� m�wi� - O kurwa ale pogoda. Ju� tak od soboty pada i pada. S�o�ca nie widzia�em ca�e wieki. Nic si� cz�owiekowi nie chce si�. Jak do �ony p�jd� to on albo zm�czona, albo okres ma, a jak ju� ch�tna b�dzie to wtedy ja nie mam ochoty. Picie mi nie idzie w tak� pogod� wi�c na trze�wo ca�e dnie haruj�. O �eby tak kurwa, gdyby ca�y dzie� nie pada�o to bym na ryby pojecha� w weekend na okonia lub leszcza albo p�o�. �eby� wiedzia� jakie chodz� p�ocie na p� r�ki, a po p� litra to nawet jeszcze wi�ksze. Co ja bym kurwa da�, �eby s�onko do mnie si� u�miechn�o. Na ryby bym wyjecha� napi�bym si� no i z �on� pofiglowa� z rana w wyrku, a tak wszystko szlak trafi�. Jestem jak flak, spuszczony i skurczony. �yj� na granicy bezsensu i nudy. No to cze��, odchodz�.
� � Znowu zostaje sam i zn�w co� mi si� pierdol w g�owie. Bardzo dziwne rzeczy przychodz� mi do g�owy, dziwne. To co powiedzia� szum nie jest prawd�. Zawsze mo�na nadrobi� stracony czas. Ja uwierzy�em we w�asne s�owa i chcia�em odnale�� sens mojego straconego �ycia. Zdecydowa�em si� i przyst�pi�em do spisku. Zawar�em pakt z nimi, przeciw wszystkim i ca�emu wszech�wiatu. Co� si� wtedy sta�o. To by�o nag�e i spontaniczne. Wiedzia�em ju�, �e jestem z Personelo. W jednej chwili poczu�em ca�e historie jego bytu. Wiem o jak� cech� mojego charakteru chodzi jemu. T� kt�ra nakaza�a mi rzuci� si� w przepa�� czarnego wszech�wiata, pozostawiaj� na ziemi moje �ycie w pami�ciach najbli�szych mi os�b. Zapewne ka�dy b�dzie zna� imi� i nazwisko cz�owieka, kt�ry wykona� jako pierwszy skok w przestrzeni. Niestety z ironi� nale�ny stwierdzi� �e przenios�em si� do nik�d, bo w�a�nie tak nazwa�em ten �wiat.
� � I oto jest koniec, koniec przewrotnego �wiata. Stary B�g umar�, a miejsce jego zaj�� Personelo. Podsumowuj�c, nic si� specjalnego nie sta�o, poniewa� B�g nigdy nie istnia�, a Personelo nie by� prawdziwym bogiem tylko k�amc�.
� � A co ze mn� si� sta�o ? - Tego tak naprawd� nikt nie wie.
� �
� �
��� powr�t