7999
Szczegóły |
Tytuł |
7999 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7999 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7999 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7999 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Taras Procha�ko
Inne dni Anny
Prze�o�y�y
Renata Rusnak i Lidia Stefanowska
wydawnictwo Czarne Wo�owiec 2001
Tytu� orygina�u ukrai�skiego Inszi dni Anny
Projekt ok�adki i stron tytu�owych KAMIL TARGOSZ
Na ok�adce wykorzystano obraz KAMILA TARGOSZA
Zdj�cie na IV stronie ok�adki � by LIDIA STEFANOWSKA
Ksi��ka ukaza�a si� dzi�ki pomocy finansowej OSI-Zug Foundation,
OSI Center for Publishing Development i Fundacji im. Stefana Batorego,
w ramach �Central European University East Translates East Project�
;CEU
Copyright � by TARAS PROCHA�KO, 2001
Copyright � for the Polish edition by WYDAWNICTWO CZARNE, 2001 Copyright � for the Polish translation by RENATA RUSNAK
& LIDIA STEFANOWSKA, 2001 Copyright � for ...Pro... za... o... by JURKO IZDRYK, 2001
Redakcja i korekta MARIA DREWNIAK, FILIP MODRZEJEWSKI Projekt typograficzny i sk�ad komputerowy LIWIA DRUBKOWSKA
Jurko Izdryk
.PRO... ZA... O...
ISBN 83-87391-48-4
0 prozie Procha�ki trudno m�wi� cho�by dlatego, �e od samego pocz�tku trzeba przedziera� si� przez d�wi�czne prefiksy, kt�re niew�tpliwie zawieraj� jak�� tre�� ezoteryczn� - przynajmniej po �acinie pro- znaczy �dla". Nale�a�oby wi�c zacz�� od elementarza, od nauki czytania, od tworzenia s��w dotycz�cych sensu: bez-sens, pra-sens, non-sens, bo tylko w taki spos�b mo�na powiedzie� prawd�. Niestety, taka procedura szybko zniech�ci�aby, b�d�c niedorzecznym w danym wypadku (i bodaj w og�le niedorzecznym) szalbierstwem.
A propos prawdy: proza Procha�ki prawd� ukrywa i czyni to w spos�b nad podziw przedmiotowy, a przynajmniej skuteczny. Proza Procha�ki prawd� precyzyjnie imituje. Zreszt�, sama jest prawd�, je�li tylko mieliby�my si�� odczuwa� istnienie w taki spos�b, w jaki odczuwa je Procha�ko. A jest to odczuwanie nadzwyczaj bolesne: przyzwyczajenie do niezno�no�ci rzeczy w takim stopniu, �e rodzi ono lekko�� przed�miertnej wizji. Mamy tu do czynienia z koncentracj� na najsubtelniejszych zmianach (rozszerzaniu) otaczaj�cej nas rzeczywisto�ci, z takim wyostrzeniem postrzegania, kt�re jest mo�liwe chyba tylko dla �wiadomo�ci w stanie halucynacji - z przenikni�ciem w ukryt� natur� rzeczy. St�d bierze si� paradoksalne po��czenie absolutnej wolno�ci i nieprze-zwyci�alnej nieuchronno�ci, prostoty i z�o�ono�ci, przyjemno�ci
1 odrazy.
O nieuchronno�ci:
bohaterowie Procha�ki (�bohaterowie" jest s�owem, kt�re w tym kontek�cie brzmi zupe�nie niedorzecznie, ale �osoby" to r�wnie� niezbyt fortunne okre�lenie dla fantasmagorycznych postaci b��kaj�cych si� po tych tekstach) zawsze trafiaj� w sytuacje okrutnej nieuchronno�ci, cho� ow� nieuchronno�� wyznaczaj� rzeczy na pierwszy rzut oka zupe�nie nieistotne: zapachy traw, szelest starych fotografii, zmiana o�wietlenia, zarys jakiego� p�kni�cia, rytm zapalania i ga�ni�cia papierosa, smak wody albo kr�j czcionki og�oszenia w gazecie. Niemniej owe nieznaczne, b�ahe w zwyczajnym wymiarze rzeczy w �wiadomo�ci cz�owieka nadwra�liwego przemieniaj� si� w znaki, wskaz�wki, �cie�ki i przeszkody, labirynty i mapy transgresji, i ostatecznie ustalaj� jedyny mo�liwy rozw�j wydarze�. Rzeczy s� jednocze�nie i motywem dzia�ania, i jego efektem, kt�ry wyznacza nast�pn� faz� akcji, i tak bez ko�ca. Czasami odnosimy wra�enie, �e bohatera w og�le tu nie ma, �e jako osoba jest potrzebny jedynie po to, by utrwali� stan otaczaj�cych go rzeczy, by utrwali� stan rzeczy jako taki i umo�liwi� autorowi wejrzenie do wn�trza w�asnego tekstu. Jest to wi�c kategoria optyczna.
Dlatego proza Procha�ki jest niemoralna. Paramoralna. Poza-moralna. Jego bohaterowie nie znaj� etyki. S� wrzuceni w �wiat, w kt�rym bezmiar mo�liwo�ci w gruncie rzeczy wskazuje na brak wariant�w, w kt�rym konieczno�� staje si� podstawow� zasad� struktury �wiata, w kt�rym wola jest bezsilna i w�a�ciwie nie istnieje. Dlatego jego bohaterowie nigdy nie staj� w obliczu wyboru. Nie wiedz�, czym jest dobro i z�o. Jedyne, na co ich sta� w trakcie dzia�ania, to pewien urojony kodeks honorowy, kt�ry opiera si� raczej na zasadzie korzy�ci estetycznej ni� na ruinach imperatywu moralnego. Ich �wiat - to �wiat ostatni.
A jednak jest to �wiat bezgranicznie pi�kny. Jego pi�kno jedno-i/i-�nie przyci�ga i odpycha. Zmusza, by�my przypomnieli sobie stinfo Andruchowycza: �Wch�aniam to gnicie, t� rozkosz, praobraz i.i|ii...". To estetyka przemijania, estetyka rozk�adu, kt�rej jednym / 111 iwiib�w jest to, co nieuniknione. Wszystko jest tu sp�owia�e, wyli.t�um-, mroczne, dotkni�te ple�ni�, z�arte przez korniki, spr�ch-niiili-. zardzewia�e, na wp� zniszczone, niepewne, nietrwa�e. Ch��d �witem to podstawowa aura. Podstawowa pora roku - ostat-
nie sto minut przed odej�ciem duch�w. �A opr�cz tego, jeszcze kilka dni".
Procha�ko z do�wiadczenia jest my�liwym. Jest kolekcjonerem do�wiadcze�. Klasyfikatorem do�wiadcze�. Twierdzi, �e �niemo�liwe, by mog�o by� za du�o do�wiadczenia, zb�dnego do�wiadczenia, b��dnego do�wiadczenia". Jest to punkt widzenia cz�owieka znajduj�cego si� po drugiej stronie granicy; jego do�wiadczenie nie mo�e ju� ani powi�ksza� b�lu, ani pustoszy�, ani czegokolwiek odebra� -mo�e by� jedynie obiektem klasyfikacji. Z do�wiadcze� uk�adane s� herbaria, tablice por�wnawcze, antologie, wypisy, dane statystyczne, s�owniki. Do�wiadczenia poddaje si� eksperymentom, preparacji, bada si� ich mutacje, dokonuje si� ich selekcji i wiwisekcji.
Jest to �wiat ostatni. Procha�ko wie o tym �wiecie Wszystko. Dlatego m�wi�c j�zykiem Jeszkilewa, jego proza charakteryzuje si� wysokim stopniem demiurgii.* Dlatego autor nie musi nam Wszystkiego opisywa�. Wystarczy fragment, niewart nawet zapisu, aby mo�na by�o odczu� oddychanie przestrzeni, kt�ra si� za nim otwiera. Niemniej kolejno�� wybranych fragment�w, jak i sam wyb�r s� nieprzypadkowe i wskazuj� na niezwyk�e mistrzostwo, poczucie miary i delikatno�ci.
Procha�ko, podobnie jak jego nieistniej�cy bohaterowie, jest nadzwyczaj wra�liwy na brzmienie s��w, dlatego jego j�zyk jest p�ynny, organiczny, �ywy; nie znajdziemy tu �adnego dysonansu -ani w imionach, ani w toponimii (je�li w og�le wyst�puje tam jaka� toponimia), ani w osobliwej leksyce. Fraza tej prozy jest niezwyk�e impresjonistyczna. Czasami wydaje si�, �e owo doskona�e wyczucie fonetyczno-rytmiczne (i r�wnie� semantyczne) nieub�aganie wp�ywa na przebieg wydarze�, wyznacza konkretne sytuacje: z tych w�a�nie przyczyn w opowiadaniu Nekropol pojawia si� niespodziewany znak-obraz sterowca (ukr. dyry�abel), a w Essai... - cytadela. To w�a�nie poczucie miary (�odczuwanie obecno�ci", chcia�oby si� powiedzie�) sprawia, �e w trakcie czytania wci�� napotykamy niespo-
* Twierdzenie, �e wsp�czesna literatura ukrai�ska powraca do praktyk demiurgicznych, wprowadzi� Wo�odymyr Jeszkilew we wst�pie do Ma�ej encyklopedii ukrai�skiej literatury wsp�czesnej. Projekt: Powr�t demiurg�w, wydanej w Stanislawowie w 1998 r., kt�rej by� wsp�redaktorem.
dzianki. Mimo swej pozornej powolno�ci proza ta nigdy nie wywo�uje znudzenia czy zm�czenia, co wi�cej - nawet na chwil� nie pozwala os�abi� uwagi, poniewa� autor (kt�ry niby sam czyta sw�j utw�r na g�os) precyzyjnie wyczuwa zmiany napi�cia i proponuje coraz bardziej niespodziewane metamorfozy, wpuszcza do w�asnego tekstu cudaczne wirusy, a w ko�cu pozostawia go samemu sobie, i od tej chwili tekst usamodzielnia si�, prowadz�c za sob� zar�wno autora, jak i czytelnika. Jest to kolejny dow�d mistrzostwa Procha�-ki. Lecz najwi�ksz� zagadk� jego prozy jest mistycyzm. �w szczeg�lny rodzaj mistycyzmu, nad kt�rym zapewne ca�kowicie zapanowa� Rilke i do kt�rego w ukrai�skiej literaturze zbli�y� si� bodaj tylko O�eh �yszeha. Proza ta wyrywa z czasoprzestrzeni. Jest metafizyczna. Metamistyczna. Albowiem nies�ychane trudno�ci sprawia komentowanie czegokolwiek. Mo�na to jedynie odczuwa� i:
ba� si�, kocha�, ucieka�, ba� si� kocha�, kocha� ucieka�, umiera� ka�dego dnia i w ka�dej chwili, trwa�, by� i nie by� jednocze�nie.
I na sam koniec o kluczu do prozy Procha�ki:
jest ca�kowicie hermetyczna, skoncentrowana, nasycona, jak ekstrakt. Dlatego podczas czytania najwa�niejsze jest tempo. Czyta� warto powoli, jak najwolniej, najlepiej w takim tempie i rytmie, w jakim proza ta zosta�a napisana. Wydaje si�, �e nale�y czyta� j� w taki spos�b, w jaki czytaj� bohaterowie Procha�ki - by� mo�e to jedyna rzecz, kt�ra jeszcze ��czy ich z �yciem: czytaj�.
ESSAI DE DECONSTRUCTION
(pr�ba dekonstrukcji)
(prze�. Lidia Stefanowska)
Analiza �wiadomo�ci czasu od dawna by�a prawdziwym krzy�em psychologii opisowej i teorii poznania. Tym, kt�ry pierwszy g��boko odczu� tkwi�ce tu ogromne trudno�ci i zmaga� si� z nimi a� do kresu si�, by� Augustyn. Rozdzia�y 14-28 XI Ksi�gi Wyzna� i dzisiaj jeszcze musi gruntownie przestudiowa� ka�dy, kto zajmuje si� problemem czasu.*
Jesie� to sublimacja poj��. W pa�dzierniku mog� ju� sensowniej my�le� o czasie, o Augustynie, o lecie. Fakt, �e ju� na wiosn� przesta�em publikowa� artyku�y, wyst�powa� z referatami, �e zarzuci�em prac� nad doktoratem i zerwa�em ��czno�� z europejskimi naukowcami, nie by� spowodowany �adnymi prze�ladowaniami czy zakazami ze strony re�imu (wprost przeciwnie, re�im mia� interes w mojej produktywno�ci - by�em jedyn� osob�, kt�ra mog�a prowadzi� badania nad flor� w tej cz�ci g�r, zamkni�tej dla ca�ego �wiata, moim herba-rium musia�y zadawala� si� wszystkie europejskie towarzystwa botaniczne, moje milczenie za� doprowadzi�o do nieporozumie�, hamuj�c realizacj� kilku mi�dzynarodowych projekt�w), ani jak�� form� buntu czy braku pokory, absolutnie nie straci�em zainteresowania ani botanik� (w�a�nie wtedy zacz��em uk�ada� nowy zupe�nie klucz, oparty na logice niebinarnej), ani
* Zdania otwieraj�ce Wyk�ady z fenomenologii wewn�trznej �wiadomo�ci czasu Edmunda Husserla (w przek�adzie Janusza Sidorka).
13
�yciem. Nie mog�em sobie po prostu poradzi� z tymi wszystkimi najdrobniejszymi podpunktami ustanowionych przez re�im wymog�w co do formy, katalogowania i publikacji tekst�w. Gubi�em si�. Ca�kiem si� zagubi�em. Wola�em nie pisa�. Nie dotyczy�o to jednak letniego dziennika. Wszystko, co normalnie prze�ywa si� w ci�gu roku, ja prze�ywam w ci�gu lata. Po letnich wydarzeniach rozpoznaj� kolejne lata. Ka�dego lata robi� jakie� notatki, cz�sto w przedziwnych formach. Mo�e jest to w jaki� spos�b zwi�zane z herbarium - latem �yj� ro�liny, zbierane s� herbaria, kt�re przele�� ca�� jesie� i odczytane zostan� w ci�gu zimy. Herbarium - to ju� postletnia opowie��. Zebrane ro�liny wplecione s� w przygody, ludzi, miejsca, rozmowy, nastroje. Dzienniki z lata to inna kultura: w�dr�wki, ekspedycje, plenery, wyprawy, nowe miejsca i sposoby na �ycie, fotografowanie, rzeki i wahanie estetyki �ycia, a dalej - wakacje, rewakacje, ch�opi�ce m�stwo, wojny wyobra�ni, soki, p�ody i mira�e. I lato jest prawd�, bo jest jaw�. A jesie� to sublimacja poj��. Przez ca�e lato czyta�em wy��cznie �w. Augustyna. Czyta�em po kawa�eczku, za to ka�dego ranka. Kiedy by�a Anna, czyta�em na g�os. Jeszcze wieczorem stawiali�my okr�cony drutem trzycz�ciowy wiede�ski ekspres do kawy na nier�wnym krze�le obok ��ka, przedtem mielili�my kaw� w m�ynku z p�kni�tym dnem szufladki, wymiatali�my ka�d� drobink�, bo tego lata wsz�dzie brakowa�o kawy, i pani Vickie da�a po tyle samo ziaren ka�demu mieszka�cowi pensjonatu, od razu na trzy miesi�ce. Ziarna popakowane by�y w blaszane puszki r�nej wielko�ci z r�nymi obrazkami czy napisami (jednocze�nie z r�nymi poprzednimi zapachami). Ani jedna z puszek nie by�a po kawie, ja dosta�em p�askie pude�ko po cygaretkach Grand Cafe z Holandii (z jakiego� powodu przedmioty najsilniej zapadaj� w pami��). Ka�dy parzy� sobie kaw� sam, wiedz�c, �e jego puszka nie nape�ni si� po raz drugi. Anna przychodzi�a z cytadeli; nie mieszka�a w pensjonacie i mojej kawy starcza�o tylko na rano. Wstawa�em pierwszy, nalewa�em przegotowan� wod� do naszykowanego ekspresu.
Wtedy wci�� jeszcze le�eli�my razem - zanim zaparzy si� kawa i zbierze w najwy�szej cz�ci ekspresu. Pili�my kaw� przy
14
stole przysuni�tym do ogromnego parapetu, na parapecie zawsze le�a�y papierosy i tom Augustyna. Kawa wystarcza�a na cztery male�kie fili�anki, cztery (po dwa) papierosy i p�torej strony confessiones (teraz ka�dy fragment Augustyna wi��e mi si� z bardzo szczeg�ow� topografi� porank�w, z flanelow� koszul� Anny, ze wszystkimi mikroruchami Anny, przechodz�cymi w nieko�cz�c� si� topologi� jej plastyki, �atwiej jest mi wytrzyma� t�sknot� - pami�taj�c o tym wszystkim, nigdy nie zapomn�, o czym m�wili�my, pami�tam d�wi�ki - wszystko to, s�owo w s�owo, mo�na wyczyta� u �w. Augustyna). Od ekspresu dot�d nie mog� odwykn��. Ju� wtedy, kiedy dosta�em si� do Pragi, na placu ko�o starego ratusza za ka�dym razem zamawia�em pe�ny ekspres (tak samo kilka lat temu, kiedy si� rozstali�my, zamawia�em niepotrzebn� ju� drug� kaw�, zawsze bez cukru, najpierw nie�wiadomie, a potem - w nadziei na to, �e mo�e gdzie� tu si� zatrzyma, trudno przecie� tak nagle zmieni� swoje �cie�ki). Kiedy tamto lato si� sko�czy�o, �zaj��em si� problemem czasu"; wiem, �e przesz�o�� trwa w formie nawyk�w, dlatego dzi� te� b�dzie godzina lata, dop�ki nie opr�ni si� ekspres (je�li zapal� tego samego co u pani Vickie papierosa). Pod wiecz�r id� do winiarni na Wodiczkowej, w ci�gu kilku godzin wypijam dzban m�odego wina. W piwnicy jest ciemno, tylko w k�cie na pod�odze �wieci lampka z podniesionym kloszem. Czytam sw�j letni dziennik. Rozumiem, �e bez wzgl�du na zwarto�� i wszechobecno�� lata w pensjonacie by� to jednak czas Jifiego; w dzienniku znajduj� wy��cznie zapisy rozm�w z Jifim. O�wietlenie jest takie samo, czytaj�c, powtarzam s�owa w my�lach, a wino jeszcze bardziej rozpuszcza zag�szczone na papierze intonacje, ta chwila niemal pokrywa si� z tamtym latem. Zawsze mam w kieszeni przynajmniej jeden rysunek Jifiego i ten fragment maszynopisu: �Edmund Husserl. Wyk�ady z fenomenologii wewn�trznej �wiadomo�ci czasu. Wprowadzenie. Analiza �wiadomo�ci czasu od dawna by�a prawdziwym krzy�em psychologii opisowej i teorii poznania. Tym, kt�ry pierwszy g��boko odczu� tkwi�ce tu ogromne trudno�ci i zmaga� si� z nimi a� do kresu si�, by� Augustyn. Rozdzia�y 14-28 XI Ksi�gi Wyzna� i dzisiaj jeszcze
15
musi gruntownie przestudiowa� ka�dy, kto zajmuje si� problemem czasu". Jifi zd��y� prze�o�y� tylko pierwsze trzy zdania. Dzi�ki temu, �e nie mia�em Husserla, pozna�em Augustyna. Teraz nie b�d� ju� pisa� niczego, dop�ki nie napisz� ksi��ki o Jifim. I ten dziennik podyktowany przez Jifiego wreszcie b�dzie ostatni. Klucza te� nie u�o��, bo ju� nie znajd� takiego ilustratora, jak Anna, �ona mojej Anny. Po tym jak Anna pokaza�a mi szkice rysunk�w botanicznych, nie zgadzam si� na �adne inne. Niech lepiej klucza nie b�dzie. B�dzie za to Jifi, b�dzie wi�cej ni� bohaterem, b�dzie metod� dyskursu, b�dzie stylem, pismem. Jifi jako dykcja. Nie doczeka�em si� Husserla, ale razem z Jifim stworzyli�my swoj� fenomenologi�, zawr�cili�my swoj� ontologi� od bytu do �ycia, a ponad wszystko postawili�my proz�, obok zamys�u Bo�ego.
Jifi �y� prozaicznie. Prozaiczno�� by�a jego istot�, a proz� uznawa� za cech� �ycia. �e by�a to jego proza, zrozumia�em zaraz na pocz�tku lata, kiedy pojechali�my na jedn� noc do miasta. Przechodzili�my przez podw�rza, mijali�my gara�e, drzewa, drabinki, �mietniki; zmieszany z piaskiem puch topoli, kt�ry le�a� ju� tylko wok� wystaj�cych korzeni najwi�kszych drzew. Wszystko to, powiedzia�, te podw�rza, gara�e, drzewa, drabinki, �mietniki, topolowy puch na korzeniach najwi�kszych drzew, o�wietlenie, pogoda, temperatura, nawet szeroko�� geograficzna - wszystko to proza Handkego. Pomy�la�em, �e naprawd� �yjemy w czyjej� prozie, czyj�� proz�, dla czyjej� i wed�ug czyjej� prozy. Ale tylko dop�ty, dop�ki nie wymy�limy w�asnej prozy (uwolnimy wszechmoc, nazwiemy to, co nie nazwane, wybierzemy to, co nie wybrane, umo�liwimy to, co niemo�liwe). Uczy� si� ca�e �ycie, nie wyci�gaj�c �adnych wniosk�w. Bardzo podoba�a mu si� Anna. Nie �a�owa� dla niej nawet tego, co by�o dla niego najwa�niejsze. Jifi, jego pok�j - wszystko, co mie�ci si� w obiektywie, bardzo przypomina�o zdj�cia reklamowe cameli. Uczy� si� cale �ycie, nie wyci�gaj�c wniosk�w - to powiedzia� Annie, kiedy siedzieli�my w za du�ej restauracji nad jeziorem, palili�my camele i m�wili�my o ich reklamie, o estetyce �ycia, wymy�lali�my do tej serii zdj�� jakie� uog�lniaj�ce has�o. Znal Ann� lepiej ni� ja,
16
m�wi� mi, czego nauczy�em si� od niej, cho� pozna�em ich ze sob� dopiero w po�owie lata.
Za ka�dym razem, kiedy re�im og�asza� stan wyj�tkowy, by�em zatrzymywany, osadzano mnie w areszcie i wysy�ano do specjalnego obozu za miastem. Nie skazywa� mnie �aden s�d, nie zapada� �aden wyrok. W obozie nie�le nas karmili, by�o jezioro i biblioteka, przywozili piwo. Tylko opuszczanie go by�o niemo�liwe. Internowali tu ludzi nie tyle niebezpiecznych, ile nielubianych przez re�im. M�j dziadek by� oficerem w armii, kt�ra istnia�a przed obecnym re�imem, a ja sam bra�em udzia� w performance'ach nielegalnej organizacji ekologicznej. Oto pow�d.
Tego roku lato by�o nadzwyczaj upalne, ciep�e dni ci�gn�y si� zreszt� a� do ko�ca pa�dziernika. Woda w rzekach nie och�adza�a si� nawet nocami, powietrze w mie�cie ka�dej nocy dodatkowo nagrzewa�y mury, �wiat stawa� si� zielonkawo--��ty od intensywno�ci promieniowania, a niemal wszystkie owady wyda�y po kilka dodatkowych pokole�, kt�re wsp�istnia�y. Szerzy�a si� alergia na prawdziwe chmury oszala�ych py�k�w, bo ro�linom brakowa�o nawet minimum wilgoci, �eby si� zapyli�, i niezrealizowane py�kowe ziarna koczowa�y i obumiera�y ca�ymi gar�ciami. Bardzo nie chcia�o mi si� i�� do obozu. Uratowa�o mnie to, �e nie przychodzi�em do katedry, przesta�o mnie to interesowa�. Dlatego nie znale�li mnie pierwszego dnia stanu wyj�tkowego. Og�osili go rano, a po po�udniu poci�giem odjecha�em wystarczaj�co daleko w stron� g�r. Poci�g by� zdumiewaj�co pusty, jecha�o tylko kilku sadownik�w, kt�rzy po�piesznie wracali z owocami za prze��cz, bo wszystkie targowiska by�y pozamykane. Bardzo tanio kupi�em od nich ca�y plecak moreli. W poci�gu by�o bardzo gor�co. Ca�y dzie� i ca�� noc przesiedzia�em w przej�ciu mi�dzy wagonami przy otwartych drzwiach. Rozmy�laj�c, widzia�em ci�gle przelatuj�ce krajobrazy, przedmioty, budynki, a wtedy patrz�c nieprzerwanie na ruch wszystkiego, co poza poci�giem, chyba zag��bi�em si� w medytacji. Nawet nie pali�em. Potem z kt�rego� wagonu przyszed� m�j przyjaciel entomolog. Poznali�my si� wtedy, gdy sp�dzili�my noc z dw�ch stron tej samej ska�y,
2. Inne dni Anny
17
kilka metr�w jeden od drugiego, nie wiedz�c o tym. Rano zobaczyli�my si� i okaza�o si�, �e mamy taki sam spos�b na depresj� - bez �adnych przygotowa�, zostawiaj�c wszystko nie doko�czone, nic ze sob� nie bior�c, ruszamy na t� ska��, wdrapujemy si� na g�r� i tam, niezale�nie od pory roku, nocujemy - siedz�c, stoj�c, czasem le��c, zawsze jednak, nawet podczas snu, trzymaj�c si� ska�y. P�niej udost�pni�em mu swoje laboratorium, �eby m�g� przeczeka� jak�� mobilizacj�.
Entomolog powiedzia� mi o pensjonacie pani Vickie. Dobrze zna�em t� stacj� jeszcze z czas�w, kiedy bada�em flor� tor�w kolejowych, wszystkie odmiany przyniesienia, zaniesienia, przeniesienia, kiedy je�dzi�em od stacji do stacji na drabinkach wagon�w towarowych. Tam, na g�rze, by�a cytadela. Prawdziwe cudo fortyfikacyjne z pocz�tku stulecia. By�a nawet uzbrojona w dzia�a, a na g�r� wje�d�a�a ze stacji kolejka. Cytadela nie przyda�a si� ani razu, wszystkie linie front�w omija�y j�, w ko�cu garnizon zosta� przeniesiony, a w kilku basztach urz�dzono luksusowy hotel. Bardzo mi si� tam spodoba�o, wynajmowa�em pok�j mieszcz�cy si� w dawnym stanowisku karabinu maszynowego, za cytadel�, jakby w oddzielnym budynku. Kiedy� Anna czeka�a w nim na mnie kilka dni, gdy ruszy�em na piechot� dalej w g�ry, w przeciwn� stron� ni� kolej, w �lad za jak�� ekspansywn� populacj�, zostawiaj�c Ann�, kt�ra przyjecha�a ze mn� na ca�y sezon. Innym razem pojechali�my tam zim�, zaraz po Bo�ym Narodzeniu. By�y straszliwe mrozy, je�dzili�my na sankach, sanki nocowa�y w pokoju, �ciany d�ugo rozmarza�y, Anna jad�a �nieg, opalali�my si� na g�rze, przed ubraniem si� grzali�my rzeczy przy piecu, wszyscy m�wili tylko o mrozie, Anna nie pozwala�a sobie na palenie, lustro wisia�o jako� za wysoko i przygotowuj�c seri� akt�w do nowego albumu fotograficznego, musia�a stawa� na krze�le, i patrzy�em na jej dziwaczne pozy, na gruba�ne huculskie skarpety na nogach, rozpala�em piec do czerwono�ci suchym bukiem, mieli�my ze sob� mn�stwo grejpfrut�w, robili�my w ��ku popielniczki z wydr��onych sk�rek, mieli�my sp�kane wargi, przemro�one r�ce, szklanki ze spirytusem trzeba by�o przechyla�, nie dotykaj�c ust, bo piek�y, a w r�ce
Anny wciera�em krem, i cho� musieli�my robi� na ��ku namiot z ko�dry, �eby cho� troch� nagrza� sob� powietrze, zapach kremu zawsze miesza� si� z zapachami moim i Anny. Kiedy� kupili�my troch� zamro�onych �liwek. Mro�one maj� prawie taki sam smak, jak �wie�e. Ale kiedy rozmarza�y, stawa�y si� ca�kiem inne. My�leli�my, �e my te� przeobra�amy si� za ka�dym razem, kiedy rozgrzali�my si� po przejmuj�cym zimnie, kt�re ka�d� �ciank� ka�dej kom�rki cia�a czyni�o bole�nie odczuwaln�. Z przeciwleg�ego do stacji zbocza g�ry droga, obsadzona bardzo czarnymi, powykrzywianymi na tle
; �niegu �liwami, wiod�a z cytadeli do ciasnego na pierwszy rzut oka zak�tka, podobnego do pokoju, bo ze wszystkich stron otoczonego ska�ami. Mie�ci�o si� w nim dosy� du�e jezioro.
1 Na brzegu sta�o kilka bardzo malowniczych chatek, w jednej by� szynk, naprzeciw ka�dej sta� d�ugi drewniany pomost
, z przycumowanymi ��dkami. Troch� dalej wzd�u� brzegu, daleko jedna od drugiej, z g�rskiego g�szczu sosen wyziera�y jednopi�trowe wille - resztki przedwojennego sanatorium. Okaza�o si�, �e pensjonat pani Vickie by� ostatnim czynnym.
Nie wiedzia�em jeszcze, gdzie si� zatrzymam, a entomolog powiedzia�, �e w pensjonacie pani Vickie wszyscy s� takimi samy-
: mi uciekinierami, jak ja, i �e poleca w�a�nie to miejsce. Nazwisko mojego dziadka jest dosy� znane i g�o�ne. Pani Vickie przyj�a mnie u siebie, nie zwa�aj�c na przepe�niony pensjonat. Dosta�em pok�j na poddaszu, gdzie przewa�nie suszy�y si� r�ne zio�a. Tego samego dnia znalaz�em obok swojego kubka we wsp�lnej jadalni puszk� po Grand Cafe. Kubk�w, opr�cz mojego, by�o jeszcze pi��. Sama pani Vickie zawsze jada�a oddzielnie.
Z jedzeniem by�o do�� marnie. Pani Vickie wymy�la�a dla nas r�ne potrawy z tego, co udawa�o si� zdoby�. Na �niadanie robi�a po wielkim kubku kakao (dziwne, ale niekt�re luksusowe produkty dostarczano do wiejskich sklep�w w ogromnych ilo�ciach). Do tego robi�a du�o doskona�ych grzanek. Na obiad gotowa�a tylko zupy. Cywilizacja zupy, tajemnica zupy, bardzo skomplikowane zupy. Po kilku godzinach z�azili�my si� na zio�owe herbatki z plackiem, upieczonym wed�ug kryzysowej recepty - w�a�ciwie z niczego. Za to do�� p�na kolacja
18
19
sk�ada�a si� z niezliczonych potraw warzywnych - fasoli, kabaczk�w, cebuli, pomidor�w, bobu, kartofli, grochu, kapusty oraz z grzyb�w - gotowanych, duszonych, faszerowanych, sma�onych, przysma�anych, odsma�anych, pieczonych. Do tego by�y sosy i ogromny talerz ry�u. Kolacja ko�czy�a si� prawdziw� herbat� i degustacj� �wie�ych konfitur. Ponadto codziennie rano dostawali�my po �y�ce miodu na czczo. Mi�d by� przedmiotem kultu pani Vickie. Porzeczki, agrest, jab�ka i czere�nie mo�na by�o samemu zrywa� w ogrodzie.
W jadalni by� jeden wielki okr�g�y st� i kredens z secesyjnym serwisem. Dobrze, �e poza wszystkim innym na stole sta�y popielniczki: tak�e z secesyjnej porcelany. Przy herbacie mo�na by�o pali�. W jadalni zbiega�y si� schody z r�nych pi�ter i zak�tk�w, w kt�rych by�y okr�g�e pokoje. Ca�a topografia willi przypomina�a wygl�dem praski Hrad od strony Smichova - najr�niejsze fragmenty z�o�one w ca�o��. Willa przybra�a jak�� niew�a�ciw� form� za spraw� podolepianych przybud�wek i odga��zie�. Ze wszystkich stron ko�czy�a si� werandami, galeriami, gankami, balkonami albo schodami. Do niekt�rych pokoi schody prowadzi�y wprost przez okna. Ca�y budynek strasznie obr�s� winoro�l�, mchem, bluszczem i nieznanymi mi lianami uprawianymi przez gospodyni�. Dlatego czasem wydawa� si� wi�kszy, a czasem mniejszy, ni� by� naprawd�.
10. 06. Jifi. Jest dla mnie najwa�niejszy w ca�ym pensjonacie. Wszystko przejawia si� paralelnie - przez jego s�dy, wyra�enia. T�umacz, kt�ry ukrywa si� przed mobilizacj�. Przek�ady z Rotha, Heideggera, Rilkego, Trakla. Niemal nie wychodzi z pokoju. Chodzili�my wok� jeziora. Estetyka bytu. Herme-neutyka codzienno�ci.
14. 06. Jifi o pani Vickie. Jej ogr�d my�li, mo�e ruszy� z miejsca. Alpejskie pag�rki imituj� Himalaje. Poziomki a� do
20
�niegu, ale po kilka jag�d dziennie. Stare, przewietrzone p�aszcze obszyte futrem mog� s�u�y� za meble. Z kredensu wylatuj� mole, bo mieszka tam Heidegger.
15. 06. U Jifiego. Przyszli do niego Rasta i Str�cicka ze swoich pokoj�w. Rasta - guru rastafarianizmu, znowu grozi mu areszt. Hoduje marihuan� w cieplarni pani Vickie. Znakomita marihuana przypadkiem trafi�a do pani Vickie przez korespondencyjn� wymian� nasion - na pewno od kogo� z Holandii. Palili�my z Rast� i Str�cicka. Rastaman vibration. A Jifi po prostu odlecia�. Str�cicka - eseistka z Wiednia (mog�aby by� szpiegiem pracuj�cym dla domu Habsburg�w - tak m�wi Jifi). Straszliwie du�o pali. I tylko drum, cho� nie starcza jej jedna bibu�ka i od razu skleja po dwie, po trzy. Str�cicka cierpi na chorob� Reynauda. Przysz�a ze swoim pledem, wszystkie pledy z ca�ego domu s� teraz u niej, bo ci�gle marzn� jej r�ce i nogi. Interesowa�a si� mn� jako znanym botanikiem, jako by�ym przyjacielem znanej w ca�ym �wiecie modelki Anny. Zrobi�a ze mn� wywiad do swojej audycji radiowej. Nie zawaha�em si� powiedzie� jej o wszystkim, co widzia�em w �onie. Prowadzi prowokacyjne audycje, cz�sto co� si� zdarza ju� po tym, jak Str�cicka o tym opowie. Odm�wi�em opowiadania o Annie. Boi si� ciem. Zaproszenie na konferencj� opozycyjnych dziennikarzy z naszego kraju, konferencj� organizuje Str�cicka. Odb�dzie si� w pensjonacie, w kt�rym mieszkamy.
16. 06. Pojechali�my z Rast� jeszcze dalej w g�ry - naj�li�my si� na kilka dni do zbierania jab�ek. Dyskusje o narkotycznych i innych drogach do o�wiecenia. Pr�by przeanalizowania i usystematyzowania wizualnych zasad (wysokiej optyki) iluminacji. Rasta - by�y champion Europy w reframingu cana-biensis - dwaj pretendenci razem ruszaj� dok�dkolwiek, ci�gle pal� marihuan�, wywo�uj� w sobie l�ki, fobie, prowokuj� natr�tne idee, manie, fa�szywe motywacje, nieuzasadnione wnioski. Wygrywa ten, kt�ry wywinduje przeciwnika na taki poziom, z kt�rego tamten ju� nigdy nie powr�ci.
20. 06. Mieszkamy w pensjonacie, jak w XIX wieku - mam takie wra�enie. Tryb �ycia ze wsp�lnymi �niadaniami, kolacjami, herbatami, kultura konfitur, stare obrazy, rozmowy wszystkich
21
r
ze wszystkimi i ka�dego z ka�dym. Przyjazdy go�ci na dzie�--dwa. Brak jakiejkolwiek fabu�y - zdarzenia nie zachodz�. Wszystko jest tak rozci�gni�te w czasie, �e przestaje by� zdarzeniem wi�kszym ni� picie herbaty czy nadmiar ciem. Deter-minizm nie dzia�a, a jedyn� mo�liw� logik� jest logika rejestru, opisu, wyliczenia cech. Z Jifim - czytanie Antonycza: codziennie wiersz datowany na dany dzie�.
22. 06. Pojechali�my z Jifim nocnym poci�giem do miasta. Chcia�o nam si� spa�, palili�my w przej�ciach mi�dzy wagonami. W takich poci�gach zrodzi� si� pomys� na �Byt i czas". Musieli�my broni� si� przed patrolem kos�, ranili�my ich, wyskoczyli�my z poci�gu, �eby natychmiast przesi��� si� do innego, jad�cego w stron� g�r.
25. 06. Z Jifim. Wzi�li�my od pani Str�cickiej kaset� - nagrania rozm�w z ka�dym, kto mieszka u pani Vickie. W dyktafonie mamy bardzo podobne g�osy. S�uchamy rozm�w z pani� Gib� (to dla niej Str�cicka przyjecha�a do pensjonatu na ca�e lato): re�yser i dyrektor teatru sytuacji - modelowanie scenariuszy, wywo�ywanie zdarze� bezpo�rednio w czyim� �yciu, czasem odwracalnych, a czasem nie, czasem na zam�wienie, czasem niespodziewanych, udzia� pani Giby w niesko�czonej ilo�ci cudzych �yciorys�w, tak �e w ko�cu nie ma w�asnego; jest bardzo niebezpieczna dla re�imu. Doskona�y psycholog. Jifi: ona si� nudzi bez wielkiej gry w pensjonacie, je�dzi na rowerze do cytadeli gra� w bryd�a z biskupami, szuka mi�dzy nami fabu�y, kt�r� mo�na by sprowokowa�, doko�czy� i rozwi�za� performance'em.
27. 06. Niezmienno�� fenologii. Zastyg�e dni. Jak lato 92, 94. Nocny wypad z Jifim na je�yny. Kilka r�nych zapalniczek w kieszeniach. Moja filozofia ro�liny - zaprzeczenie samo-wyra�enia, tropizm, przygl�danie si�. Przetrwa�, przetrzyma�, nie zostawia� �lad�w. Wsp�istnienie, sta�a �wiadomo�� istnienia, nieretoryka, naderotyka, nieosi�galno�� zamys�u i wiele innych rzeczy.
30. 06. Z Jifim do cytadeli. Tam jest Anna. Jednocze�nie weso�a i smutna. Ja nie wybra�em. Ona nie wytrzyma�a. Anna mieszka z inn� Ann�, grafikiem i fotografem. A Anna jest jej
modelk� i kochank�. Lekcja Jifiego nad jeziorem: wnioski p�yn�ce z harmonii ze �wiatem, hermeneutyka dziur, nisz, w�dr�wki po niszach i estetykach, swobodne przep�ywanie z bytu w byt, komplikacje jako gwarancja unikni�cia przeznaczenia, wolno�� jako co� zb�dnego, wolno�� swobodnego wyzwalania si�.
1. 07. Anna w pensjonacie. �atwo i nostalgicznie znowu stajemy si� kochankami, u�wiadamiaj�c sobie, �e nasze cia�a s� pokrewne. Odcienie r�nego, niewsp�lnego do�wiadczenia. Anna proponuje, by�my po�wiczyli cia�a przed wsp�lnym pozowaniem innej Annie. Wymy�lanie kompozycji. W nocy pijemy u Jifiego wod� mineraln�.
2. 07. Pijemy w szynku z Ann� i pu�kownikiem. Zachwyci� si� Ann� i dopiero teraz mnie doceni�. W pokoju pu�kownika. Mapy geograficzne, wydane przez re�im; pu�kownik nanosi na nie poprawki. Jest geografem, by�ym ministrem grunt�w zdymisjonowanym przez re�im, zajmowa� si� nielegalnymi przerzutami przez granic�. Fotografia z moim dziadkiem, kt�rego wyni�s� kiedy� spod ostrza�u. Po rumie wisi na palcach na kraw�dzi balkonu. Nieadekwatne wspomnienia o pierwszej �wiatowej: podczas wojny bra� udzia� w znaczeniu g�rskich szlak�w, rozszyfrowywaniu nieprzyjacielskich oznacze� i dodatkowym fa�szywym znaczeniu (wychodzi sze�� system�w kodowania).
3. 07. Podarowany przez Rast� krzaczek marihuany w bia�ej porcelanowej doniczce.
7. 07. K�piemy si� z Ann� w jeziorze rano, w po�udnie, wieczorem i w nocy. P�ywamy ��dk� i p�ynie cytadela nad jeziorem, p�ywamy za ��dk�. �wiczymy mi�nie brzucha, plecy -mokre najd�u�sze mi�nie plec�w. Potem myj� jej g�ow� i ledwie utrzymuj� w r�kach wszystkie jej w�osy. Wypalamy po skr�cie od Rasty i eksperymentujemy, tym razem erotycznie. Kilka razy zasypiali�my w niespodziewanych miejscach.
9. 07. Nocujemy u Jifiego. Pod�oga zas�ana ko�drami, �ycie na pod�odze, gorzka japo�ska herbata. Palimy skorupy orzech�w, zebrane w tym celu zaraz po zimie. Jifi: im wi�cej ludzi szczerze kochasz, tym mo�esz by� szcz�liwszy.
10. 07. Z Jifim. Moja miniona historia z Ann�. Bardzo trwa�e zbli�enie, bardzo tw�rcze, bardzo pe�ne. Stali�my si�
prawdziwymi kochankami dopiero wtedy, gdy dalsze rozprzestrzenianie si� by�o ju� niemo�liwe. Subtelno�� to �wi�to��. Ona by�a moj� egzystencj�, moim jedynym motywem najryzy-kowniejszego, najodwa�niejszego, najjawniejszego, najszczerszego i najwdzi�czniejszego post�powania. Taniec wyobra�ni. Stanie na kraw�dzi i przekraczanie zakaz�w. Wyostrzona egzystencja to technika filozoficzna. Cz�owiek, kt�ry w tym czasie nie powiedzia� nic pustego czy niepotrzebnego; stopniowo powiedzia�em wszystko, co chcia�em. Rozmowa mog�aby zosta� zapisana jako jednorodny tekst - bez podzia�u na osoby. Dzie� mo�na przetrzyma� jedynie nie przerywaj�c go noc�. Cyklameny. Rum, kaki, przestronne cafe. D�ugo strach, by dotkn�� i nie przyzwyczai� si�. Bardzo chuda r�ka z nastroszonymi z zimna w�osami. Zima przechodzi w wiosn�, s�o�ce akwariu-mizuje pomieszczenie, mokry �nieg w sadzie, wiecz�r roz�wietla si� niezimowo dodatkowym �wiat�em. Cho� raz co� si� musi zepsu�. Raz wr�ci�em z ekspedycji i od razu przyszed�em do studia. Obj�a mnie, a fotograf zrobi� zdj�cie. Byli�my zbyt kontrastowi, za to nadzwyczaj komplementarni. Zdj�cie pojawi�o si� na kilku ok�adkach, Anna ju� wtedy by�a bardzo popularna. Kilka rzeczy jest dla mnie wa�nych - osi�gali�my to, co niemo�liwe, bardzo du�o nauczyli�my si� jedno od drugiego, wywo�ywali�my u wszystkich nienormaln� rado��. I teraz znowu jeste�my, cho�by tylko w ci�gu jednego lata.
13. 07. Na kilka dni z inn� Ann� w g�ry. Obserwujemy ro�liny. Pokazuj� jej subteln� estetyk� botaniki. Wymy�lamy na tej podstawie seri� design�w. Fotografuje mnie. Szkice do mojego klucza. Grafika coraz wi�cej i wi�cej stworze� wypuszcza z innych form realno�ci - tutaj. Niespodzianie szybkie pojawienie si� wsp�lnej przesz�o�ci. Destrukcja jako prawdziwy stan �wiata, jako w�a�ciwo�� �ycia. Fenomenologia obros�ego kilkoma warstwami porost�w kamienia - fenomenologia porost�w, a nie kamienia. Fenomeny - k�pki porost�w. Fenomenologia powierzchni, p�aszczyzny, topologii, korzenia przybyszowego.
18. 07. U Jifiego - przegl�danie fotografii, kt�re zrobi�a Anna, kt�re z Ann� zainscenizowali�my i do kt�rych pozowali�my. Kolor umbry. Asymetria i symetria. Twarze �rednio-
. 24
wiecznych mnich�w. Wok� jeziora. �ycie na jednym kamieniu. Niebo wzd�u� r�ki. Drzewa, w r�ny spos�b zaatakowane przez jemio��, istnienie po�r�d jemio�y. Nieproszone sylwetki na zaproszonych powierzchniach. Jif i - wymy�lacie fotografie, wychodz�c z tego, jak �yli�cie. Ale fotografie staj� si� w ko�cu ca�kiem inne. A wy dalej pos�ugujecie si� swoimi fotografiami jak scenariuszem. To jest szukanie swojej prozy, uwolnienie si� od cytowania.
20. 07. Boj� si�, by Anna nie zasz�a w ci��� z inn� Ann�, kiedy ta wraca ode mnie. Anna moja kochanka i Anna - kochanka Anny. W ten spos�b niebezpiecznie zbli�am si� do Anny. Pie�cimy si� wzajemnie poprzez Ann�. Rysunki naszych dotyk�w pokrywaj� si�. Anna cieszy si�, pod�miewa z Anny, ze mnie.
22. 07. Z Jifim. Wymy�lanie opowiadania. Pr�by destrukcji i rekonstrukcji. Derrida. Nie mo�na ocenia� opowiada�, nie zamieszkuj�c w nich. Pr�by dekonstrukcji. Jifi - mo�e by tak napisa� opowiadanie o naszym lecie w pensjonacie? Ja - pozwoli� sobie sporo zmy�li�. Rozkosz wymy�lania �wiata. Nie zna�bym �adnych motyw�w, nie zna�bym �adnych przyczyn, nie wiedzia�bym dlaczego. Widzia�bym tylko to, co jest. Widzia�bym to, co widoczne. Nie by�oby ewolucji, tylko nagromadzenie fenomen�w, w�a�ciwo�ci, zjawisk, fakt�w. Niekonsekwentna logika. M�g�bym nawet wi�cej wymy�li� ni� wiedzie�. Nie chcia�bym niczego osi�gn�� - tylko przypomnie� sobie to, co mo�e by� mo�liwe. Jifi - spos�b pisania kamieni rzuconych do wody, od ka�dego rozchodz� si� ko�a o r�nej intensywno�ci, zachodz� jedno na drugie. Nie ba� si� tego, �e opowiadanie mia�oby niewiele wsp�lnego z w�asnym do�wiadczeniem, nie stara� si� przeci�gn�� go do opowiadania. Ja - proza na poziomie zwi�zk�w mi�dzywyrazowych. Jifi � z�o�ona struktura, opowiadanie - jakby pierwszy rozdzia� du�ej postletniej powie�ci z intryg�, debiut wyko�czony i sam w sobie warto�ciowy, w kt�rym istnieje tylko i wy��cznie pierwszy rozdzia�. Ja - to wszystko nie powinno czyni� opowiadania ci�kim. Napisa� lekko, z zadowoleniem, �eby czyta�o si� z takim samym zadowoleniem.
25. 07. Zupe�nie inny �wiat. Na kilka dni zostajemy z Ann� zamiast ��czno�ciowca w opancerzonym skocie, kt�ry mia� pil-
25
nowa� cytadeli podczas stanu wyj�tkowego. �ycie w zamkni�tej przestrzeni, �ycie w �elazie, �ycie przy nadajniku. Us�yszeli�my, �e i do tej g�rskiej miejscowo�ci przyjdzie wojsko i wprowadz� swoj� administracj�. Wszystkim grozi wi�zienie.
28. 07. Pani Vickie zaplanowa�a na pierwszy dzie� sierpnia �wi�to dla nas wszystkich. Zaprosi�em Ann� i Ann�. Z Jifim. Zobaczymy, co b�dzie w �rodku opowiadania. Czym si� sko�czy. Czy co� si� stanie w noc zabawy. Anna spodziewa si� orgii, kt�ra pozwoli jej zwraca� uwag� nie tylko na mnie. Pu�kownik marzy, �eby si� upi� i ta�czy� z Ann�. Nawet nie wiadomo, czy b�dzie m�g� przeprowadzi� nas przez granic�, je�li wejdzie wojsko i odwa�ymy si� zaj�� tego skota spod cytadeli, �eby uciec. Pani Giba z pewno�ci� ju� wie, jak� sytuacj� nareszcie b�dzie mog�a zainscenizowa� i kto jej pomo�e. Wszystko wskazuje na to, �e obiektem gry mo�emy sta� si� ja i Anna. Rasta b�dzie wypr�bowywa� tegoroczn� marihuan�, postara si� upali� jak najwi�cej os�b. Na palenie mo�e si� zgodzi� pani Str�cicka, Anna, Jifi, ja i Anna. Nie wiadomo, jakie zahamowania mo�e w Annie odblokowa� trawa. Rasta b�dzie �wiczy� si� r�wnie� w zbiorowym reframingu. W dodatku w�a�nie wtedy zaczn� si� zje�d�a� nocnymi poci�gami uczestnicy tajnej konferencji pani Str�cickiej. I mog� przyj�� wojskowi.
29. 07. Okaza�o si�, �e Jifi jest kandydatem do tegorocznego pa�dziernikowego fina�u mistrzostw Europy w reframingu. I Rasta go trenuje. Jifi nie jest prawdziwym rastamanem -m�wi Rasta - ale moc Jifiego nie da si� por�wna� z niczym, co dzia�o si� w ci�gu ca�ej historii mistrzostw. Jifi reframingo-wa� �my. Tego lata by�o ich nadzwyczaj du�o. Lecia�y przez okno do lampy, a� w ko�cu trudno by�o przej�� przez pok�j, by nie dotkn�� cho� kilku. Siada�y nawet na r�kach. W �wietle lampki nocnej ich oczy by�y jaskrawe i przejrzysto-czerwone. Jifi podnosi� r�k� z �m� na wysoko�� wzroku i patrzy� jej w oczy. Oczy, jak si� okaza�o, by�y wielkie i mia�y z�o�on� budow�, �my nie mog�y wytrzyma� spojrzenia Jifiego. - Jeszcze taka uwaga odno�nie do pisania: spojrzenie nigdy nie bywa w�sze ni� peryferyjne pole widzenia (a tego literatura zupe�nie nie bierze pod uwag�).
26
Gwarancj� wszelkiego do�wiadczenia jest obumieranie. I niemo�liwe, by mog�o by� za du�o do�wiadczenia, zb�dnego do�wiadczenia, b��dnego do�wiadczenia. I niemo�liwy jest inny kierunek ni� do�wiadczenie, ni� obumieranie. Maksimum pokrywa si� ze �mierci�. Maksymalne do�wiadczenie potrzebne jest do tego, by umrze� po swojemu. I by swoj� �mierci� sta� si� dla kogo� ca�ym obumar�ym lasem, ca�� pustk� dodatkowego do�wiadczenia. Wkr�tce tekst stanie si� �yciem, kt�re po pojawieniu si� mo�e zacz�� jedynie obumiera� - wyparte przez do�wiadczenie.
I nigdy nie wiesz - w kt�rym, w czyim czasie �yjesz, na kt�re pole wychodzisz. Stanie si� to zrozumia�e dopiero wtedy, gdy ten okres si� zako�czy, kiedy uderzenie nast�pnej �mierci dopu�ci do nowych terytori�w do�wiadczenia-obumierania.
(prze�. Renata Rusnak)
WOKӣ JEZIORA
Podobnie jak w wypadku wi�kszo�ci ro�lin, budynek ten potrzebowa� pewnej struktury jedynie po to, �eby mog�y by� zachowane w�a�ciwo�ci, kt�re znacznie przewy�szaj� mo�liwo�ci samej struktury. W�a�ciwo�ci budynku mia�y swoje w�a�ciwo�ci. Najwa�niejsz� by�a ta, �e rzeczywi�cie nale�a�o je zachowa�. W�a�ciwo�ci te zsycha�y si�, gas�y, chowa�y i czai�y na wszystkich pi�trach, strychach, w piwnicach, na schodach, parapetach, balkonach, dachach i poddaszach. Wzd�u� rynien i klepek parkietu. O�ywienie tej lub tamtej, zachowanie w g�owie ich topografii, okresowo�ci oraz cykliczno�ci wymaga�o wiele wysi�ku.
Pokoje narzuca�y okre�lony spos�b zachowania. Wok� domu r�s� pio�un, ociera� si� o �ciany, �ciera� je, naciera� si� nimi. Winoro�l zmniejsza�a balkony, grona mia�d�y�y si�, padaj�c z wysoka na kamienie u�o�one wzd�u� domu posadzk� i barwi�y je na fioletowo.
R�wnomierny rytm wewn�trznych okien tworzy� z budynku jednolit� bry��; podczas sprzyjaj�cego wschodu lub zachodu s�o�ca oraz dzi�ki przemy�lanemu rozmieszczeniu luster mo�na by�o przejrze� przez ni� na wskro�, jak przez bursztyn. A za budynkiem zaczyna�y si� pag�rki. �cie�ka wiod�ca obok prowadzi�a do winnic zaro�ni�tych je�ynami. Za nimi rozpoczyna�y si� g�ry. Lecz nie wida� ich ani z okien, ani z mostu. W�a�nie stamt�d wia� zawsze wiatr. Mi�dzy szybami musia�y le�e� koce, a pod drzwiami na balkon - stare p�aszcze. Przez noc w ich
31
kieszeniach, fa�dach, za ko�nierzem zebra�o si� sporo drobniutkiego �niegu, z kt�rego w�a�ciwie sk�ada si� wiatr i kt�ry wbija si� nawet w p�kni�cia w szybach. Aby nie dopu�ci� do ostatecznego wych�odzenia budynku, jeszcze po ciemku trzeba napali� w piecach, zaczynaj�c od najzimniejszych pustych pokoi.
Na most wychodzi�o si� po schodach, kt�re zaczyna�y si� niedaleko drzwi i wiod�y w stron� wzg�rz. Nast�pnie nale�a�o przej�� przez most, wr�ci� do budynku, omin�� go na poziomie okien pierwszego pi�tra i i�� dalej. Budynek by� odci�ty od ko�ca miasta przez w�w�z, na kt�rego dnie znajdowa�y si� tory kolejowe, a most ��czy� przedmie�cie z budynkiem, wzg�rzami, winnicami oraz kr�tsz� drog� w g�ry. Kolej prowadzi�a do kamienio�omu. Dawniej mo�na by�o si� przecisn�� mi�dzy pr�tami metalowej konstrukcji i kiedy nadje�d�a� poci�g - zeskoczy� z mostu prosto na piaszczysty peron; poci�gi przybywa�y na stacj� szybciej ni� tramwaje jad�ce przez ca�e miasto. Teraz zaprzestano wydobywania piasku; teraz by�o tam jezioro i od lata nie korzystano z kolei. Niemniej ka�dego wieczora wzd�u� tor�w zapala�y si� rozmaite lampy kolejowe, przewa�nie niebieskie, na niskich wspornikach. W smug� ich �wiat�a trafia�y rozko�ysane przeci�giem badyle - rosn�ce na nasypie resztki ostatniego pokolenia nietutejszych ro�lin rozsianych przez poci�gi, przypadkowe efemerydy jednego sezonu, pozbawione mo�liwo�ci rozmno�enia si�; nasyp sta� si� ich grobem. Ich powi�kszone cienie porusza�y si� na stokach w�wozu i zdawa�o si�, �e w�a�nie te �d�b�a i puste owoce-pude-�eczka zatrzyma�y poci�gi.
Droga do budynku dziwnym trafem pokrywa�a si� z kolejno�ci� umownych znak�w na legendzie topograficznej mapy miasta: ...jednopi�trowe budynki z sadami, tory kolejowe, w�wozy, odosobnione budowle, winnice, pojedyncze drzewa... Takim pojedynczym drzewem by�a araukaria. Ju� kilkadziesi�t lat ros�a w koszyku po�rodku pokoju Seweryna w budynku na pag�rkach (wolno stoj�ce budynki, winnice), ale jako� �aden topograf nie uwzgl�dnia� jej w swoim rejestrze.
Pada� �nieg, ale utrzymywa� si� jedynie w ch�odniejszych miejscach: na zgi�ciach drzew, na mo�cie, na mak�wkach.
32
Pokryty �niegiem teren sta� si� podobny do pokoju. W takim �niegu r�ka nie od razu odczuwa zimno. �lady na mo�cie ci�gn�y si� a� do mokrych desek, popio�u nie by�o, gdy� nie m�g� si� utrzyma� na nier�wnej powierzchni �niegu; wilgo� nadmiernie przesycaj�ca �nieg przenika�a w struktur� popio�u, rozmazywa�a go i wsysa�a w pory �niegu, uk�adaj�c w szare pasma. �nieg sprawia, �e zima staje si� nieodczuwalna, przemija, nie nadaj�c si� do zapami�tania, przypominania, odtwarzania w wyobra�ni. To znak p�r roku. Dlatego nie s� nudne. A do�wiadczenie poprzednich zim jedynie przypomina o tym, o czym po raz kolejny trzeba si� samemu przekona�.
We wn�trzu grubego p�aszcza Markusa utrzymywa�o si� jeszcze powietrze wch�oni�te w mieszkaniu Seweryna; p�aszcz przenosi� powietrze z miejsca na miejsce, Krystian poczu� jego zapach, kiedy Markus odpi�� g�rne guziki, wyci�gaj�c z kieszeni dwa papierosy. Wracaj�c od Seweryna, bracia M�ynarscy zawsze przystawali na mo�cie i wypalali po papierosie. Krystian poczu� w ustach smak gauloise'a. Drog� w kierunku g�r przejecha� ci�gnik, o�wietlaj�c Markusa na ��to - gdyby Seweryn sta� za zaspami �niegu, m�g�by na nich zobaczy� jego cie�; wiatr wydmuchuj�cy porcje dymu z ust rozrywa� krwio-bieg; �wiat�o u Seweryna zgas�o akurat wtedy, kiedy ci�gnik znikn�� za pag�rkiem -jakby jego okno by�o jednym z reflektor�w, zrobi�o si� ciemno, araukaria stoj�ca przy oknie straci�a kolor i wida� by�o tylko bardzo dok�adnie zarysowane czarne ga��zie, co �wiadczy�o o tym, �e w pokoju jest ja�niej ni� tutaj, a mo�e to ksi�yc �wieci� nad wzg�rzami.
M�ynarscy odwiedzili Seweryna przed operacj�. Zostawili mu tomogram m�zgu, na kt�rym bez �adnych w�tpliwo�ci mo�na by�o stwierdzi� obecno�� guza. Tomogram przypomina� Sewerynowi map� popl�tanych linii reliefu, a guz wygl�da� na nimjak tafla jeziora. Zamiast mapy r�wnie dobrze mog�oby to by� zdj�cie wykonane z samolotu: z wysoka wida�, �e jezioro napiera na l�d - do�� szeroka smuga przy brzegu by�a ca�kiem p�ytka, ledwie zatopiona, natomiast ta, kt�ra znajdowa�a si� najbli�ej jeziora, ju� zupe�nie osun�a si� do wody. Krystian precyzyjnie zademonstrowa�, w jaki spos�b dostanie
3. Inne dni Anny
33
si� do guza, w kt�rym miejscu zrobi ci�cia, a Markus mia� ostatecznie przekona� Seweryna, �e jutrzejsza operacja jest konieczna, cho� sam nie zgodzi�by si� pozby� dost�pu do dodatkowego �wiata, kt�ry Sewerynowi umo�liwia�a choroba. Od czasu do czasu nowotw�r uciska� nerw wzrokowy, dlatego oko nie mog�o wykonywa� tych nieprzerwanych minimalnych ruch�w-przej��, ruch�w-dotkni�� do wszystkich punkt�w przedmiotu postrzeganego w danym momencie (a w�a�nie te ruchy umo�liwiaj� widzie� widziane), oko zamiera�o nieruchomo na d�u�sz� chwil�, zatrzymuj�c si� na elementarnej mikrostrukturze obrazu, i wszystko opr�cz niej stawa�o si� rozmyt� plam�, potem oko przepe�za�o na inn� mikrostruktur�; z tego powodu Seweryn ca�ymi godzinami czy dniami - tak d�ugo, jak trwa�y ataki - nie widzia� niczego opr�cz tych najmniejszych sk�adnik�w, faktycznie nie wi�kszych od pojedynczych punkcik�w obrazu; przypomina�o to korzystanie z mikroskopu podczas ogl�dania budowy kwiatu czy pojedynczych przekroj�w odkrywaj�cych morfologi� ro�lin - wtedy mikrostruktury nie tyle powi�kszaj� si�, ile staj� si� warto�ci� sam� w sobie, zaczynaj� si� wyodr�bnia� z otaczaj�cej ich jednolitej tkanki i ka�d� mo�na rozpozna� jako rzecz odr�bn�, poniewa� zajmuje ca�e pole widzenia. Do tego wszystkiego dochodzi� jeszcze efekt rozerwanej genezy, bowiem wi�kszo�� kolejnych kadr�w zosta�a pomini�ta.
�Ptak" - powiedzia� Krystian w momencie, kiedy cie� araukarii na firance uzyska� czerwonawe t�o, potem przesun�� si� troch� w bok, nast�pnie zatrzyma� i wr�ci� na miejsce, nie przestaj�c wibrowa� ja�niejszym i ciemniejszym, teraz ju� niewyra�nym ��tawym �wiat�em w g��bi pokoju; Markus pomy�la�, jak dobrze dzieli� tak wiele wsp�lnych do�wiadcze�, by nie potrzebowa� innej retoryki. To Ptak wesz�a do pokoju Seweryna, podpali�a zapa�k� jaki� stary list, by rozpali� w piecu. Teraz dziwacznie poskr�cana przytuli si� do pieca. Dop�ki piec wych�odzony wiatrem z g�r wystarczaj�co si� nie na-grzeje, nie b�dzie zwa�a�a na to, �e na pocz�tku jest zbyt zimny, a pod koniec zbyt gor�cy, by go dotkn��. W �rodku nocy Ptak rozpali w piecu jeszcze raz; kiedy nie �pi, jak ro�lina
34
potrafi nie rusza� si� i nie nudzi�, by� na tyle, na ile trzeba, mo�e potrzebuje po prostu wch�on�� pewn� ilo�� ciep�a, by potem mog�a przetrwa� jaki� czas. Ptak jest jeszcze m�oda i bardzo �adna, podobna do piaszczystego brzegu jeziora w sosnowym lesie. Ale jest zupe�nie g�ucha, dlatego nie mog�a nauczy� si� tutejszego j�zyka. Osiedli�a si� na poddaszu budynku, w kt�rym mieszka� Seweryn, przez ca�e lato i jesie� zbiera�a r�ne jagody i wypowiada�a s�owa w j�zyku z wieloma samog�oskami. Seweryn nazwa� j� Ptakiem. Na pocz�tku Ptak przychodzi�a do Seweryna, by zabiera� resztki ro�lin nie nadaj�cych si� do zasuszenia, a kiedy zachorowa� i coraz cz�ciej traci� orientacj� - albo wpada� w inn� przestrze� i czasem stawa� si� bezradny - Ptak zaopiekowa�a si� nim. Kiedy czu� si� dobrze, pilnowa�a tylko pieca, a latem dba�a o winoro�l na balkonie.
Czasem Ptak wypowiada�a jakie� d�u�sze zdanie. Wtedy Seweryn zapami�tywa� je i przekazywa� Markusowi - okazuje si�, �e Ptak m�wi po esto�sku i nie wiadomo jak znalaz�a si� a� tutaj w g�rach, a Markus, pos�uguj�c si� antykwarycznym s�ownikiem esto�sko-niemieckim, m�g� prze�o�y� kilka fraz, t�umacz�c z niemieckiego. To w�a�nie ona powiedzia�a, �e to, co przemija, nie jest przesz�o�ci�, dop�ki pami�� sk�ry i zgi�� odczuwa miniony dotyk; i jeszcze to, �e �ycie nigdy nie bywa zbyt kr�tkie, i niezale�nie od tego, jak d�ugo trwa, zawsze jest pe�ni�, czasu nie wystarcza tylko na to, by cz�owiek zd��y� nauczy� si� w�a�nie takiego odczuwania (dok�adniej nie potrafili prze�o�y�).
Krystian wyrzuci� niedopalonego papierosa; ten zaczepi� o jaki� element konstrukcji mostu, �ar rozsypa� si� na wiele iskier, kt�re przypr�szone p�atkami �niegu, gas�y jeszcze szybciej ni� zwykle. Krystian M�ynarski nie m�g� dopu�ci�, �eby przemarz�y mu r�ce, przed operacj� musia� te� si� wyspa�.
Seweryn nie spa�. Siedzia� na pod�odze, gdzie� mi�dzy araukari� i piecem. Odblaski p�omienia porusza�y si� na przymkni�tych powiekach. Ptak zapragn�a by� obok niego. Wiedzia�a, �e tym mu pomo�e, a sama stanie si� jeszcze wra�liwsza, wiedzia�a, �e �wiadome i kontrolowane my�lenie o Sewerynie zniszczy jego niespodziewane wizje, kt�re niepodobna uj��
35
I
jako do�wiadczenie, oraz jej w�asne prze�ycia, kt�rych dozna�a pod wp�ywem jego do�wiadczenia. Wewn�trzny �wiat cz�owieka jest tym, co teraz znajduje si� po wewn�trznej stronie powieki. W�a�nie to najbardziej upodabnia cz�owieka do ro�lin. Albowiem najwa�niejsze jest nat�enie oraz sk�ad �wiat�a, kt�re trafia na jej stron� zewn�trzn�. Samo�wiadomo�� zale�y od o�wietlenia. Dlatego Ptak usiad�a w taki spos�b, by otrzyma� takie samo �wiat�o jak Seweryn.
��te plamy o wygi�tych obrze�ach rozchodzi�y si� od �rodka pod naciskiem gi�tkich fioletowych szparek, kt�re rozrasta�y si�, rozp�ywa�y i zmienia�y kierunek nurtu, czasem potok fioletu blad� i wida� by�o, �e p�ynie korytem utworzonym przez bardzo ostre i kruche, zbudowane z warstw kamienie, pouk�adane w jaki� nieregularny i powyginany geometryczny ornament;
zacz�� si� wiatr, ��te plamy pop�yn�y do �rodka, wiatr wia� z czterech stron z jednakow� si��, plamy traci�y kolor, szarza�y, by�y poprzecinane ruchliwymi bia�ymi dziurkami, cia�o zacz�o mie� trudno�ci z utrzymaniem horyzontalnego po�o�enia, g�owa ca�y czas si� przechyla�a, kolejne partie p�ynu napiera�y na �y�y z tak� si��, �e �cianki naczy� krwiono�nych bola�y od nadmiernego rozci�gni�cia, Seweryn przewr�ci� si� na plecy i znalaz� si� pod plamami, wiatrem, osuwaj�c si� w d� a� do dna;
w rzeczywisto�ci ziemia jest tym, co mo�esz ogarn�� cia�em, wszystkie powierzchnie obok mog� si� wygina�, chwia�, przechyla�, nawet tw�j kawa�ek ziemi, zaczepiwszy si� o rozhu�tane p�aszczyzny, b�dzie opada�, skr�ca� i kr��y� - mimo to nie utracisz go, nie zrzuci ci�, lecz pochwyci i wciska� si� b�dzie w mat