9747

Szczegóły
Tytuł 9747
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9747 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9747 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9747 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

AGATHA CHRISTIE TAJEMNICA SIEDMIU ZEGAR�W T�UMACZYLI LESZEK �LIWA I ANNA PE�ECH TYTU� ORYGINA�U: THE SEVEN DIALS MYSTERY ROZDZIA� PIERWSZY O WCZESNYM WSTAWANIU Jimmy Thesiger, przemi�y m�odzieniec, zbiega� po szerokich schodach wiekowej rezydencji �Chimneys�. Pokonywa� po dwa stopnie naraz z takim po�piechem, �e u st�p schod�w omal nie zderzy� si� z Tredwellem, statecznym kamerdynerem, kt�ry przemierza� hall nios�c dzbanek gor�cej kawy. Podziwu godny spok�j i niezwyk�a zr�czno�� Tredwella zdo�a�y szcz�liwie zapobiec katastrofie. ��Przepraszam � rzuci� Jimmy beztrosko. � Czy ju� wszyscy zeszli? ��Nie, prosz� pana. Nie ma jeszcze pana Wade�a. ��No tak � rzek� Jimmy i pod��y� do jadalni. Pok�j by� pusty, je�eli nie liczy� obecno�ci pani domu, kt�ra obdarzy�a m�odzie�ca spojrzeniem pe�nym wyrzutu. Jimmy poczu� si� nieswojo. Podobnego wra�enia do�wiadcza�, ilekro� napotka� wzrok martwego dorsza na wystawie w sklepie rybnym. Do diab�a, czemu ta kobieta tak na niego patrzy? W ko�cu kto to s�ysza�, �eby podawa� �niadanie punktualnie o dziewi�tej trzydzie�ci? I to maj� by� mi�e wywczasy w uroczej wiejskiej rezydencji? Wprawdzie jest kwadrans po jedenastej, ale i tak� ��Obawiam si�, �e nieco zaspa�em, lady Coote � usprawiedliwi� si�. ��Och, nic nie szkodzi � westchn�a lady Coote z nutk� melancholii w g�osie. Przyzna� nale�y, �e nic nie wytr�ca�o jej z r�wnowagi bardziej ni� ludzie, kt�rzy sp�niaj� si� na �niadanie. Przez pierwsze dziesi�� lat ma��e�stwa sir Oswald Coote (wtedy jeszcze zwyczajny pan Coote) czyni� jej wyrzuty, ilekro� ranny posi�ek podano cho� p� minuty p�niej ni� o �smej. Lady Coote przez te wszystkie lata przyzwyczai�a si� traktowa� niepunktualno�� jak �miertelny grzech. A powszechnie wiadomo, �e przyzwyczajenie bywa drug� natur� cz�owieka. Ponadto, b�d�c kobiet� nad wyraz dobroduszn�, cz�sto zadawa�a sobie pytanie, jak ci m�odzi ludzie b�d� kiedykolwiek w stanie doj�� do czego�, skoro nie potrafi� zmusi� si� do wczesnego wstawania. Sir Oswald cz�sto podkre�la� w swych wypowiedziach dla prasy, a nawet w rozmowach w gronie znajomych, �e swoje osi�gni�cia zawdzi�cza tylko i wy��cznie skromnemu �yciu i dobroczynnym skutkom wczesnego wstawania. Lady Coote by�a kobiet� o obfitych kszta�tach i o twarzy, na kt�rej malowa� si� b�l istnienia. Mia�a wielkie, smutne oczy i dojmuj�co g��boki, niski g�os. Artysta szukaj�cy modelki do Racheli op�akuj�cej swe dzieci na jej widok niew�tpliwie zapia�by z zachwytu, za� re�yser melodramatu z rado�ci� przyj��by j� do roli skrzywdzonej �ony brn�cej przez g��bokie �niegi w ucieczce przed m�em �ajdakiem. Postronny obserwator patrz�c na lady Coote wysnu�by przypuszczenie, i� na dnie swej duszy kryje ona jaki� przera�liwie smutny sekret. Prawd� powiedziawszy, jedynym problemem, kt�ry trapi� t� poczciw� niewiast�, by� sir Oswald, kt�ry niczym gwiazda rozb�ysn�� w sferach finansjery. W m�odo�ci by�a przemi�ym, tryskaj�cym optymizmem stworzeniem zakochanym po uszy w Oswaldzie Coote�ie. Ten m�ody, pe�en aspiracji ch�opiec pracowa� w sklepie z rowerami znajduj�cym si� tu� obok magazynu jej ojca. Po �lubie Coote�owie p�dzili weso�y �ywot w skromnym, wynaj�tym mieszkanku. Wkr�tce przenie�li si� do niewielkiego domku, potem wi�kszego domu, potem za� zamieszkiwali niezliczone domostwa, kamienice i tym podobne, zawsze jednak w pobli�u huty. Teraz jednak, kiedy osi�gn�� tak poka�ny stan konta, �e m�g� si� wreszcie jako tako uniezale�ni� od huty, sir Oswald czerpa� przyjemno�� z wynajmowania najwi�kszych i najwspanialszych posiad�o�ci w Anglii. �Chimneys� by�o miejscem, gdzie o histori� mo�na si� by�o potkn�� na ka�dym kroku, wi�c si�� rzeczy sir Oswald nie potrafi� oprze� si� pokusie i odnaj�� rezydencj� na dwa lata od markiza Caterham. Jego ambicje p�ki co by�y zaspokojone. Lady Coote, przyznajmy to otwarcie, nie podziela�a ambicji m�a. Czu�a si� samotna. Od niepami�tnych czas�w jedyn� rado�ci� roz�wietlaj�c� jej szar� egzystencj� u boku m�a by�y rozmowy ze s�u�b�. Nawet teraz, po latach, kiedy liczba us�uguj�cych jej os�b ros�a w zastraszaj�cym tempie, lady Coote z nami�tno�ci� oddawa�a si� temu zaj�ciu, mimo �e tak naprawd�, po�r�d tej rzeszy roztrzepanych pokoj�wek, czu�a si� niczym rozbitek na bezludnej wyspie. Przera�a� j� kamerdyner o manierach arcybiskupa, kucharz z obcym akcentem, pot�na gospodyni, pod kt�rej stopami deski pod�ogi trzeszcza�y przera�liwie� Westchn�a ci�ko i odp�yn�a niczym zjawa przez otwarte drzwi tarasu ku niepomiernej uldze Jimmy�ego Thesigera, kt�ry skwapliwie skorzysta� z okazji i si�gn�� po nast�pn� porcj� wy�mienitych nereczek. Lady Coote sta�a przez chwil� na tarasie przybrawszy poz� tragiczn�, po czym zebra�a si� na odwag�, by zamieni� par� s��w z MacDonaldem, g��wnym ogrodnikiem, kt�ry z min� udzielnego w�adcy lustrowa� w�a�nie swe w�o�ci. MacDonald by� zaiste ksi�ciem po�r�d ogrodnik�w. Jego obowi�zkiem by�o rz�dzi� i nale�y przyzna�, �e czyni� sw� powinno�� skutecznie, jak przysta�o na despot�. Lady Coote nie�mia�o da�a zna� o swej obecno�ci. ��Dzie� dobry, MacDonald. ��Dzie� dobry, ja�nie pani. M�wi� z powag� i dostoje�stwem, jak cesarz na pogrzebie. ��Zastanawiam si�, czy nie mo�na by zerwa� troch� winogron na dzisiejszy podwieczorek? ��Musz� jeszcze troch� dojrze� � odpar� MacDonald grzecznie, lecz z naciskiem. ��Ach, tak � rzek�a lady Coote, po czym niepewnym g�osem dorzuci�a: � Wczoraj zajrza�am do szk�arni. Spr�bowa�am troch� i wydawa�y si� w sam raz. MacDonald spojrza� na ni� tak, �e a� poczerwienia�a ze wstydu. Mia�a wra�enie, �e pope�ni�a niewybaczalny grzech. Najwyra�niej nieboszczce markizie Caterham przez my�l by nie przesz�o dopu�ci� si� podobnej niestosowno�ci. ��Gdyby ja�nie pani rzek�a s��wko, kaza�bym �ci�� ki�� i dostarczy� ja�nie pani przez Tredwella � rzuci� MacDonald z wyrzutem. ��Och, dzi�kuj� � powiedzia�a lady Coote. � Nast�pnym razem tak w�a�nie zrobi�. ��Ale i tak musz� jeszcze troch� dojrze�. ��No c� � wymamrota�a lady Coote � w takim razie ob�dziemy si� bez winogron. MacDonald milcza� taktownie. Lady Coote postanowi�a raz jeszcze zebra� si� na odwag�. ��Zamierza�am porozmawia� z wami na temat trawnika na ty�ach ogrodu r�anego. Zastanawiam si�, czy nie mo�na by go u�y� do gry w kr�gle. Sir Oswald bardzo lubi gra� w kr�gle. �W ko�cu c� w tym z�ego?� � doda�a w duchu. Z lekcji historii pami�ta�a, �e sir Francis Drake r�wnie� grywa� w kr�gle ze swymi znamienitymi przyjaci�mi. Wszak wiadomo�� o Armadzie dotar�a do niego, w�a�nie kiedy oddawa� si� tej szlachetnej grze. Niew�tpliwie by�o to wi�c zaj�cie godne gentlemana i nawet MacDonald nie b�dzie mia� nic przeciwko temu. Nie wzi�a jednak pod uwag� dominuj�cej u ka�dego dobrego ogrodnika cechy, jak� jest odrzucanie wszelkich czynionych mu sugestii. ��Raczej si� do tego nie nadaje � odpar� MacDonald niezobowi�zuj�co. Lady Coote nie zdawa�a sobie sprawy, �e brnie w zastawion� podst�pnie pu�apk�. ��A gdyby go tak nieco przystrzyc i� no� uprz�tn��? � ci�gn�a z nadziej�. ��Niby tak � cedzi� MacDonald. � To by si� da�o zrobi�. Ale wtedy musia�bym �ci�gn�� Williama z dolnego skraju. ��Ach, tak � odpar�a skonfundowana lady Coote. Wprawdzie termin �dolny skraj� nic jej nie m�wi�, ale dla MacDonalda najwyra�niej wi�za� si� on z przeszkod� nie do pokonania. ��A to by by�o przecie� nierozs�dne� � dorzuci� ogrodnik. ��No tak, rzeczywi�cie nierozs�dne � przytakn�a skwapliwie, sama nie wiedz�c, czemu tak �atwo si� zgodzi�a. MacDonald zmierzy� j� wzrokiem. ��Naturalnie � ci�gn�� � je�eli takie jest ja�nie pani �yczenie� Tu urwa�, ale lady Coote przestraszona gro�nym tonem jego g�osu natychmiast skapitulowa�a. ��Och, nie � rzek�a. � Doskonale rozumiem. Niech William pozostanie przy dolnym skraju. ���wi�te s�owa, ja�nie pani. ��No tak � b�kn�a lady Coote. ��Wiedzia�em, �e ja�nie pani si� zgodzi. ��No tak � powt�rzy�a lady Coote. MacDonald uchyli� kapelusza i odszed�. Lady Coote ci�ko westchn�a spogl�daj�c za odchodz�cym ogrodnikiem. Jimmy Thesiger, z �o��dkiem pe�nym bekonu i nereczek, stan�� obok niej na tarasie i r�wnie� westchn��, ch�d, dodajmy, z innych zgo�a pobudek. ��Klawa pogoda � zagadn��. ��S�ucham? � lady Coote spojrza�a na niego nieobecnym wzrokiem. � Och, tak, rzeczywi�cie. Nie zwr�ci�am uwagi. ��A gdzie reszta towarzystwa? Zbijaj� b�ki nad jeziorem? ��Tak przypuszczam. Wcale by mnie to nie zdziwi�o. Lady Coote odwr�ci�a si� na pi�cie i wr�ci�a do jadalni. Tredwell sta� przy stole zaj�ty studiowaniem czajniczka do kawy. ��M�j Bo�e! Czy pan� jak mu tam, pan� ��Wade, milady? ��Wade, no w�a�nie. Jeszcze go nie ma? ��Nie, milady. ��Ju� p�no. ��Tak, milady. ��M�j Bo�e! Mam nadziej�, Tredwell, �e w ko�cu zaszczyci nas sw� obecno�ci�. ��Niew�tpliwie, milady. Wczoraj pan Wade wsta� o jedenastej trzydzie�ci. Lady Coote zerkn�a na zegar �cienny. Pokazywa� za dwadzie�cia dwunast�. Ogarni�ta nag�ym wsp�czuciem rzek�a: ��To musi by� strasznie k�opotliwe, prawda? Sprz�tn�� to wszystko i zd��y� na pierwsz� z lunchem. ��Przywyk�em ju� do manier dzisiejszej m�odzie�y, milady. W tym dystyngowanym stwierdzeniu kry�a si� nagana. W podobny spos�b zapewne biskup wyrzuca�by barbarzy�cy nieumy�lne blu�nierstwo. Twarz lady Coote po raz drugi tego poranka pokry�a si� rumie�cem. Szcz�liwie w tym�e momencie otwar�y si� drzwi i do jadami wszed� powa�ny m�odzieniec w okularach. ��Aaa, tu pani jest, lady Coote. Sir Oswald pyta o pani�. ��Ju� id�, panie Bateman. I po�pieszy�a w stron� hallu. Rupert Bateman, osobisty sekretarz sir Oswalda, ruszy� w stron� otwartych drzwi tarasu i pogr��onego w b�ogim nier�bstwie Jimmy�ego Thesigera. ��Witaj, Pongo � rzuci� Jimmy. � Zdaje mi si�, �e wypada�oby poszuka� tych przekl�tych dziewczyn i spe�ni� towarzyski obowi�zek. Idziesz ze mn�? Bateman zaprzeczy� ruchem g�owy i pod��y� tarasem do biblioteki. Jimmy pos�a� w �lad za nim pob�a�liwy u�mieszek. Obaj m�odzie�cy ucz�szczali niegdy� do tej samej szko�y i z tych czas�w pochodzi�o owo przezwisko, kt�rym kto� obdarzy� Batemana z bli�ej nie wyja�nionych powod�w. Pongo, zdaniem Jimmy�ego, nie zmieni� si� wiele od szkolnych czas�w i pozosta� takim samym os�em, jakim by� pod�wczas. Wszystkie slogany w rodzaju �bez pracy nie ma ko�aczy� by�y, jak si� zdaje, wymy�lone specjalnie z my�l� o nim. Jimmy ziewn�� i ruszy� niespiesznie w stron� jeziora. Dziewcz�ta rzeczywi�cie ju� tam by�y, ca�a tr�jka, nic nadzwyczajnego. Dwie mia�y czarne w�osy przyci�te na pazia, trzecia, r�wnie� kr�tko obci�ta, w odr�nieniu od kole�anek by�a blondynk�. Ta,� kt�ra najcz�ciej i najg�o�niej chichota�a, zwa�a si� (je�li dobrze pami�ta�) Helen, druga � Nancy, na trzeci� za� wo�ano, nie wiedzie� czemu, Socks. Obok stali dwaj koledzy Jimmy�ego, Bill Eversleigh i Ronny Devereux, obaj zatrudnieni w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, cho�, zdaniem Jimmy�ego, by�o z nich tam mniej po�ytku ni� z obraz�w na �cianie gabinetu. ��Jimmy! Dzie� dobry � powiedzia�a Nancy (a mo�e Helen?). � A gdzie� jest ten� jak mu tam? ��Tylko mi nie m�w � doda� Bill Eversleigh � �e Gerry Wade jeszcze nie wsta�. Na mi�o�� bosk�, trzeba co� zrobi� z tym ch�opakiem. ��Jak tak dalej p�jdzie � zauwa�y� Ronny Devereux � to biedny Gerry prze�pi nie tylko �niadanie, ale i lunch. Jak ju� zdo�a zwlec si� z ��ka, b�dzie musia� zadowoli� si� herbat�. ��Taki wstyd! � rzuci�a Socks. � Lady Coote tak si� niepokoi. Sprawia wra�enie kwoki, kt�ra chcia�aby znie�� jajko, a nie mo�e! ��Chod�cie, ch�opaki � podsun�� Bill � �ci�gniemy go z ��ka! Idziesz, Jimmy? ��Och, tak nie mo�na. Trzeba bardziej subtelnie � zaprotestowa�a dziewczyna zwana Socks. Najwyra�niej kocha�a si� w s�owie �subtelnie�, bo u�ywa�a go przy lada okazji. ��Daleko mi do subtelno�ci � rzek� Jimmy. � Nie potrafi� by� subtelny. ��S�uchajcie, obmy�lmy jaki� dowcip, co? � podrzuci� Ronny. � Obudzimy go o si�dmej. Pomy�lcie tylko! Gerry schodzi na d� o si�dmej rano! S�u�ba otwiera g�by z wra�enia. Tredwell gubi swoje fa�szywe bokobrody i upuszcza dzbanek z kaw�. Lady Coote dostaje histerii i mdleje prosto w ramiona Billa. Sir Oswald wykrzykuje �Ha!� i stal na gie�dzie podskakuje o pi�� procent. Co wy na to? ��Nie znasz Gerry�ego � odpar� Jimmy. � Przyznaj�, �e zimna woda mog�aby go ewentualnie obudzi�, oczywi�cie umiej�tnie zaaplikowana. Ale on obr�ci�by si� tylko na drugi bok i znowu zasn��. ��Mo�e znajdziemy jaki� inny spos�b, co� bardziej subtelnego ni� zimna woda? � rzek�a Socks. ��Ba, ale jaki? � spyta� Ronny. Nikt jako� nie pospieszy� z propozycj�. ��Co� trzeba wymy�li� � rzek� Bill. � Kto tu ma najwi�cej pomy�lunku? ��Pongo � odpar� Jimmy. � W�a�nie nadchodzi, jak zwykle w po�piechu. Pongo zawsze mia� �eb. To jego przekle�stwo, z kt�rym boryka si� biedak od wczesnego dzieci�stwa. To jak, wci�gamy go do spisku? Bateman wys�ucha� cierpliwie ca�ej tej niesk�adnej paplaniny, cho� przez ca�y czas sprawia� wra�enie cz�owieka, kt�ry ma wa�niejsze sprawy na g�owie. Gdy wreszcie dopu�cili go do g�osu, bez chwili zastanowienia podrzuci� im rozwi�zanie. ��Proponowa�bym budzik � zaopiniowa�. � Sam go u�ywam, by nie zaspa�. Wprawdzie s�u��cy przychodzi rano z herbat�, ale robi to tak cicho, �e wol� dla pewno�ci zaufa� wypr�bowanym metodom. I pospieszy� do swoich obowi�zk�w. ��Budzik, te� co� � Ronny pokr�ci� g�ow�. � Na Gerry�ego potrzeba co najmniej tuzin budzik�w. ��A niby czemu nie? � podchwyci� Bill skwapliwie. � S�dz�, �e trzeba skoczy� do miasteczka i niech ka�de z nas zakupi po budziku. Rozbawione towarzystwo z ochot� przysta�o na t� propozycj�. Bill i Ronny poszli wyprowadzi� samochody z gara�u, a Jimmy zosta� wys�any do jadalni na przeszpiegi. Po chwili wr�ci�. ��Siedzi tam i nadrabia stracony czas po�eraj�c grzank� z marmolad�. Trzeba odwr�ci� jego uwag�, bo inaczej zechce jecha� razem z nami. Zdecydowano, �e najlepiej b�dzie wci�gn�� w spisek lady Coote. Jimmy, Helen i Nancy odci�gn�li j� na bok i wtajemniczyli w szczeg�y. Lady Coote by�a nieufna. ��Figiel? No dobrze, moi drodzy, postaram si� go tutaj zatrzyma�, ale, na mi�o�� bosk�, b�d�cie ostro�ni. Nie polewajcie go zbyt obficie, �eby nie uszkodzi� politury. Wiecie, �e w przysz�ym tygodniu musimy odda� ten dom w nienaruszonym stanie. Nie chcia�abym, �eby lord Caterham pomy�la�� Bill, kt�ry w�a�nie wr�ci� z gara�u, przerwa� jej w p� zdania. ��Prosz� si� nie obawia�, lady Coote. Bundle Brent, c�rka lorda Caterhama, jest moj� dobr� znajom�. To bardzo mi�a i wyrozumia�a os�bka. Poza tym za�atwimy to bez .uciekania si� do drastycznych �rodk�w. To b�dzie czysta robota. ��Subtelna � dorzuci�a dziewczyna zwana Socks. Lady Coote odesz�a wolnym krokiem. Z jadalni wy�oni� si� Gerald Wade. Je�li Jimmy Thesiger by� ch�opcem �licznym niczym cherubin, o Geraldzie mo�na by jedynie powiedzie�, i� by�, o ile to mo�liwe, jeszcze bardziej cherubinowaty. Jego twarz by�a tak pusta i pozbawiona wyrazu, �e w por�wnaniu z ni� nawet Jimmy zdawa� si� cz�owiekiem wielkiego rozs�dku i wnikliwo�ci. ��Dzie� dobry, lady Coote � rzek� Gerald. � Gdzie s� wszyscy? ��Pojechali do miasteczka. ��Po co? ��Planuj� chyba jaki� figiel � oznajmi�a milady melancholijnie. ��Figiel? Tak wcze�nie rano? ��Wcale nie jest tak wcze�nie rano � zauwa�y�a lady Coote z naciskiem. ��Zdaje si�, �e sp�ni�em si� troch� na �niadanie � wyzna� Gerald Wade z rozbrajaj�c� szczero�ci�. � To dziwne, ale ilekro� gdzie� nocuj�, zawsze schodz� rano ostami. ��Bardzo dziwne � zgodzi�a si� lady Coote. ��Nie wiem, dlaczego tak si� dzieje � zastanawia� si� Gerald. � Nie mam poj�cia, naprawd�. ��Dlaczego po prostu nie wstanie pan rano? � zasugerowa�a lady Coote. ��Och! � zawo�a� Gerald. Prostota tego rozwi�zania zbi�a go troch� z tropu. Lady Coote ku�a �elazo p�ki gor�ce. ��Sir Oswald zawsze powtarza, �e nie ma nic lepszego dla m�odego gentlemana ni� punktualno��. ��Zgadzam si� w zupe�no�ci � odpar� Wade. � I musz� pani powiedzie�, �e w domu staram si� wstawa� wcze�nie. Prawd� m�wi�c nie mam innego wyj�cia. W starym, poczciwym ministerstwie chc�, bym przychodzi� o jedenastej. Prosz� nie my�le�, lady Coote, �e ze mnie zawsze taki leniuch. Ale, je�li mo�na zmieni� temat, trzeba przyzna�, �e tam w dolnym skraju ma pani prze�liczne kwiaty. Nigdy nie wiem, jak si� nazywaj�, te fio�kowe jak im tam. U nas w domu mamy takie same, moja siostra jest wielk� znawczyni�. Wprost uwielbia sw�j ogr�dek. Na .wspomnienie o ogrodzie lady Coote przypomnia�a sobie o urazie. ��Trzymacie ogrodnik�w? ��Tylko jednego. To stary dziwak. Troch� przyg�upi, ale robi, co ka��. A w ko�cu o to chodzi, prawda? Lady Coote przytakn�a z uczuciem, niczym pierwszej wody artystka dramatyczna. Rozmowa zesz�a na temat cech idealnego ogrodnika. Tymczasem nasza ekspedycja dotar�a do miasteczka i ruszy�a do szturmu na jedyny w okolicy sklepik. Nag�y i nieoczekiwany popyt na budziki wprawi� w�a�ciciela przybytku w niepomierne zdumienie. ��Szkoda, �e nie ma tu z nami Bundle � perorowa� Bill. � Znasz j�, Jimmy? M�wi� ci, z miejsca by� j� polubi�. Wspania�a dziewczyna i w dodatku rozs�dna. Ronny, znasz Bundle Brent? Ronny zaprzeczy� ruchem g�owy. ��Niemo�liwe! Nie znasz Bundle? Gdzie� ty si� bracie do tej pory uchowa�? M�wi� ci, ch�opie, pierwszorz�dna babka. ��Co za brak subtelno�ci � wtr�ci�a Socks. � Bill, przesta� wreszcie rozprawia� o swoich przyjaci�kach. Nie po to tu przyszli�my. Pan Murgatroyd, w�a�ciciel Sk�adu Murgatroyda, okaza� si� nad wyraz elokwentny. ��Je�li panienka pozwoli, odradza�bym raczej ten ta�szy. To dobry zegareczek, nie powiem, ale sam wybra�bym ten za dziesi��. Niewiele dro�szy, ale za to absolutnie niezawodny. Markowy, panienka rozumie� Po chwili sta�o si� oczywiste, �e pana Murgatroyda nale�y po prostu wy��czy� jak trzeszcz�ce radio. ��Nie chcemy niezawodnego zegarka � rzek�a Nancy. ��Wystarczy, jak wytrzyma do jutra rano � popar�a j� Helen. ���adnych subtelno�ci � doda�a Socks. � Byleby tylko g�o�no dzwoni�. ��I �eby� � zacz�� Bill, ale nie dane mu by�o sko�czy�, bo Jimmy zdo�a� wreszcie rozwik�a� skomplikowany mechanizm. Przez nast�pne pi�� minut ma�y sklepik trz�s� si� w posadach od przera�liwego d�wi�ku kilkunastu budzik�w. Po kr�tkiej debacie wybrano sze�� najg�o�niejszych. ��Wezm� jeszcze jeden dla Pongo � rzek�. Ronny szarmancko. � W ko�cu to jego pomys� i nie�adnie by by�o wyklucza� go z zabawy. Jego osoba b�dzie godnie reprezentowana. ��Racja � powiedzia� Bill. � Ja te� kupi� jeden dla lady Coote. Im wi�cej, tym weselej. Bez niej nie posz�oby tak �atwo. Biedny Gerry pewnie ma ju� po uszy jej gadania. W rzeczy samej lady Coote w owej chwili z entuzjazmem dzieli�a si� z Gerrym informacjami o MacDonaldzie i o brzoskwini, kt�ra dosta�a z�oty medal na konkursie. Budziki zosta�y zapakowane, op�ata uiszczona. Pan Murgatroyd obserwowa� odje�d�aj�ce samochody nie rozumiej�c ni krztyny z tego, co przed chwil� mia�o miejsce w jego sklepie. Ech, ta m�odzie�, ta m�odzie�. Pe�ni werwy, owszem, cho� ci�ko ich zrozumie�. Sklepikarz z ulg� powita� �on� pastora, kt�ra przysz�a w poszukiwaniu niekapi�cego imbryczka. ROZDZIA� DRUGI W SPRAWIE BUDZIK�W ��Pytanie tylko, gdzie je ustawi�? Po kolacji gromadka konspirator�w jeszcze raz by�a zmuszona poprosi� lady Coote o wsp�udzia� w spisku. Niespodzianie z pomoc� przyszed� sir Oswald proponuj�c partyjk� bryd�a, ch�d mo�e �propozycja� nie by�aby tu w�a�ciwym s�owem. Szacowny magnat przemys�u ci�kiego po prostu raczy� wyrazi� sw� intencj�, kt�ra przez zebranych wok� przyj�ta zosta�a z entuzjazmem. Sir Oswald gra� w parze z Rupertem Batemanem przeciwko lady Coote i Geraldowi. Udzia� tego ostatniego w. .wieczornej rozgrywce niepomiernie ucieszy� naszych spiskowc�w. Jak we wszystkim co robi�, r�wnie� w bryd�u sir Oswald by� perfekcjonist� k�ad�cym szczeg�lny nacisk na kooperacj�, za� Bateman podchodzi� do gry dok�adnie tak, jak do ca�ej reszty swych obowi�zk�w: sprawnie i kompetentnie. Obaj partnerzy stanowili zgrany zesp� i podczas rozgrywki ograniczali si� jedynie do niezb�dnych uwag w rodzaju: �dwa bez atu�, �kontra�, lub te� �trzy piki�. Lady Coote i Gerald Wade byli dla odmiany bardzo rozmowni i przez ca�y czas wymieniali liczne grzeczno�ci. M�ody cz�owiek, jak przysta�o na gentlemana, po ka�dej zwyci�skiej lewie obsypywa� sw� partnerk� wyrazami podziwu dla jej wspania�ej gry. Lady Coote przyjmowa�a owe komplementy z lekkim zak�opotaniem, ale wyra�nie schlebia�y jej maniery Geralda. Dodajmy jedynie, i� mieli wiele szcz�cia w kolejnych rozdaniach. Reszta towarzystwa o�wiadczy�a, �e zamierzaj� uda� si� do, sali balowej i sp�dzi� wiecz�r na ta�cach przy radiu. Naturalnie by�a to jedynie wym�wka. Tak naprawd� stali st�oczeni na pi�trze pod drzwiami sypialni Geralda. W mrocznym korytarzu rozlega�y si� przyt�umione chichoty i g�o�ne tykanie zegark�w. ��W rz�dzie pod ��kiem � zaproponowa� Jimmy w odpowiedzi na pytanie Billa. ��A na kt�r� godzin�? To znaczy tak, �eby zadzwoni�y wszystkie naraz, czy jeden po drugim? Przez chwil� trwa�a za�arta dyskusja. Jedni argumentowali, �e na takiego �piocha trzeba po��czonych si� o�miu budzik�w. Inni optowali za ci�g�ym i d�ugotrwa�ym bod�cem. W ko�cu zwyci�y�a druga propozycja. Budziki zosta�y nastawione tak, by dzwoni�y jeden po drugim, pocz�wszy od sz�stej trzydzie�ci. ��Mam nadziej� � rzek� Bill � �e to go nauczy rozumu. W�a�nie mieli zabra� si� za ustawianie budzik�w pod ��kiem, gdy stoj�cy na czatach Jimmy podni�s� alarm. ��Pst, kto� tu idzie! Wybuch�a panika. ��W porz�dku � rzek� Jimmy po chwili. � To tylko Pongo. Korzystaj�c z tego, �e by� �dziadkiem�, Bateman wybra� si� do swojego pokoju po chusteczk�. Zatrzyma� si� w korytarzu, obj�� spojrzeniem ca�� scen�, po czym wyda� kr�tk�, acz rzeczow� opini�. ��Us�yszy jak cykaj�, kiedy p�jdzie spa�. Konspiratorzy spojrzeli po sobie stropieni. ��A nie m�wi�em? � rzuci� Jimmy nabo�nie i z podziwem. � Pongo ma �eb! W�a�ciciel �ba znikn�� w swej sypialni. ��Faktem jest � przyzna� Ronny Devereux marszcz�c brwi � �e te budziki ha�asuj� jak diabli. Poczciwy Gerry jest mato�em, ale nie a� takim, �eby ich nie us�ysze�. Wszystko na nic. ��Nie wydaje mi si�, �eby naprawd� by� � rzek� Jimmy. ���eby co by�? ���eby by� takim mato�em, za jakiego go uwa�amy. Ronny spojrza� na niego z politowaniem. ��Nie przesadzaj. Wszyscy znamy Gerry�ego. ��Czy�by? � zapyta� Jimmy. � Czasem sobie my�l�, czy to mo�liwe, �eby Gerry by� a� takim mato�em, jakiego udaje. Wszyscy spojrzeli na Jimmy�ego. Ronnie przybra� powa�n� min�. ��Jimmy � powiedzia�. � Ty to masz �eb! ��Drugi Pongo � doda� Bill z uznaniem. ��Nic takiego. Po prostu si� zastanawia�em i tyle � broni� si� Jimmy. ��Zostawmy te subtelno�ci! � rzuci�a Socks. � Co zrobimy z tymi budzikami? ��Pongo wraca � szepn�� Jimmy. � Spytajmy, co o tym s�dzi. Pongo uleg� naleganiom i ponownie u�y� swego s�awnego �ba. ��Poczeka�, a� za�nie. Wtedy po cichu wej�� do pokoju i ustawi� budziki pod ��kiem. ��Pongo jak zwykle ma racj� � rzek� Jimmy. ��Dobrze, kochani, a teraz ka�dy idzie schowa� sw�j budzik. Za minut� wszyscy spotykamy si� tutaj i idziemy na d� rozwia� ewentualne podejrzenia. W salonie bryd� szed� pe�n� par�. Troch� wcze�niej nast�pi�a zmiana partner�w. Sir Oswald gra� ze swoj� �on� i bezustannie wytyka� jej b��dy w zagrywkach. Lady Coote przyjmowa�a wyrzuty m�a ze stoickim spokojem i wyra�nie traci�a zainteresowanie tym, co dzia�o si� na stoliku. Co rusz powtarza�a: ��Tak, kochanie. Masz zupe�n� racj�. I co rusz pope�nia�a te same b��dy. Gerald Wade z kolei co chwila rzuca� weso�o do partnera uwagi w stylu: � Doskona�y wist, przyjacielu. Bill Eversleigh czyni� na boku obliczenia, kt�rymi dzieli� si� z Ronnym Devereux. ��Powiedzmy, �e p�jdzie spa� o dwunastej. Damy mu z godzin�, co? Jak s�dzisz? Po czym ziewn��. ��Ciekawa rzecz � ci�gn��. � Normalnie nie k�ad� si� spa� przed trzeci� rano, a dzisiaj, pewnie dlatego, �e musz� czeka�, a� Gerry p�jdzie lulu, najch�tniej ju� teraz bym si� po�o�y�. Wszyscy pokiwali g�owami na znak, �e czuj� dok�adnie to samo. ��Mario, moja droga � g�os sir Oswalda kry� nutk� zirytowania. � Tyle razy ci powtarza�em, �eby� nie zastanawia�a si� tak d�ugo, jak zamierzasz impasowa�. W ten spos�b zdradzasz wszystkim, co masz na r�ku. Lady Coote mia�a w zanadrzu doskona�� ripost�. Wszak sir Oswald b�d�c �dziadkiem� nie mia� prawa komentowa� rozgrywki. Miast si� jednak odezwa�, u�miechn�a si� rozbrajaj�co i pochyli�a swe obfite kszta�ty nad stolikiem. Bezceremonialnie rzuci�a okiem w karty Geralda, kt�ry siedzia� po jej prawej stronie. Odetchn�a z ulg�, dostrzegaj�c w jego r�ku dam�. Dorzuci�a waleta i po wygranej lewie wy�o�y�a reszt� kart na st�. ��Cztery jest cztery � oznajmi�a rado�nie. � Partia i rober. Nie s�dzi�am, �e uda si� wzi�� t� czwart�, ale wygl�da na to, �e mam dzisiaj szcz�cie. Gerald Wade odsun�� krzes�o, podzi�kowa� za gr� i do��czy� do m�odzie�y, kt�ra grza�a si� przy kominku. ��Ona to nazywa szcz�ciem! � mrukn��. � M�wi� wam, t� bab� trzeba przywi�zywa� do oparcia! Lady Coote zgarn�a ze sto�u kupk� bilonu. ��Wiem, �e nie jestem dobrym graczem � rzek�a z udanym smutkiem, cho� wida� by�o, i� jest niezwykle dumna z siebie. � Ale wygl�da na to, �e mam szcz�cie w kartach. ��Uwa�am, Mario, �e z ciebie nigdy nie b�dzie bryd�ystka � rzuci� sir Oswald z przek�sem. ��Masz racj�, m�j drogi � odpar�a lady Coote. � Wiem, �e nie b�d�, zawsze mi to m�wisz. Ale przynajmniej si� staram. ��Pewnie, �e si� stara � skomentowa� Gerald Wade sotto voce. � Ma�o sobie karku nie wykr�ci. ��C� z tego, moja droga, �e si� starasz. Do bryd�a trzeba mie� wyczucie. ��Wiem, wiem. Ci�gle to powtarzasz. Ale, ale, Oswaldzie. Jeste� mi winien jeszcze dziesi�� szyling�w. ��Tak? � sir Oswald wygl�da� na zaskoczonego. ��Siedemna�cie punkt�w, prawda? To daje osiem funt�w i dziesi�� szyling�w, je�li si� nie myl�. ��Przepraszam. M�j b��d. Lady Coote z u�miechem zainkasowa�a brakuj�c� kwot�. Kocha�a m�a, ale za nic nie da�aby si� oszuka� na dziesi�� szyling�w. Sir Oswald podszed� do barku i zaproponowa� go�ciom po szklaneczce whisky z wod� sodow�. Zanim wreszcie towarzystwo rozesz�o si� na spoczynek, dochodzi�o wp� do pierwszej. Ronny Devereux, kt�ry zajmowa� pok�j obok sypialni Geralda, zosta� oddelegowany do �ledzenia rozwoju sytuacji. Za pi�tna�cie druga uzna�, �e ju� pora, i obszed� korytarz pukaj�c cicho do drzwi konspirator�w. Grupka spiskowc�w zebra�a si� po chwili odziana w pi�amy i szlafroki, w�r�d szept�w i chichot�w. ���wiat�o w pokoju zgas�o dwadzie�cia minut temu � wyszepta� Ronny chrapliwie. � Ju� zaczyna�em my�le�, �e nigdy nie p�jdzie spa�. Przed chwil� zajrza�em tam i s�dz�, �e �pi jak zabity. Co robimy? Sprawdzono, czy wszystkie budziki zosta�y nale�ycie nakr�cone. W trakcie tej czynno�ci wynik�a kolejna trudno��. ��Nie mo�emy tam wszyscy wej��. Za du�o ha�asu. Trzeba wys�a� jedn� osob�, a zegarki b�dziemy podawa� od drzwi, po jednym. Powsta�a dyskusj�, kto ma by� tym wybranym. Dziewcz�ta odrzucono z miejsca, gdy� istnia�a obawa, i� mog�yby parskn�� �miechem w krytycznym momencie. Bill Eversleigh uznany zosta� za zbyt ci�kiego i niezdarnego, co z kolei spotka�o si� z protestami ze strony zainteresowanego. Rozwa�ano kandydatury Jimmy�ego i Ronny�ego, w ko�cu jednak znakomit� wi�kszo�ci� g�os�w wyznaczono Ruperta Batemana. ��Pongo si� nadaje � zgodzi� si� Jimmy. � Chodzi jak kot. I w przypadku, gdyby Gerry si� obudzi�, Pongo na pewno zdo�a wymy�li� jak�� przekonuj�c� historyjk�. Co�, co u�pi jego podejrzenia. ��Co� subtelnego � podsun�a Socks po namy�le. ��Dok�adnie � rzuci� Jimmy. Pongo zrobi� swoje jak nale�y, sprawnie i dok�adnie. Otworzy� cicho drzwi sypialni Wade�a i znikn�� w mroku dzier��c dwa budziki. Po chwili wr�ci� i wyci�gn�� r�ce po dwa nast�pne. Obr�ci� jeszcze dwa razy, po czym wyszed�. Zanim zamkni�to drzwi, nasi spiskowcy stali wstrzymuj�c oddechy i nas�uchuj�c. Rytmiczny oddech Geralda Wade�a uton�� zag�uszony triumfalnym i bezdusznym tykaniem o�miu budzik�w pana Murgatroyda. ROZDZIA� TRZECI NIEUDANY FIGIEL ��Ju� dwunasta � oznajmi�a Socks z rozpacz� w g�osie. �art raczej si� nie uda�. Budziki natomiast wype�ni�y swoje zadanie doskonale. Rozdzwoni�y si� z tak� moc� i wigorem, �e Ronny Devereux wyskoczy� z po�cieli w przekonaniu, �e nadszed� oto Dzie� S�du. Je�eli wywo�a�y taki efekt w sypialni obok, to co dzia�o si� w pokoju ofiary? Ronny wybieg� na korytarz i przy�o�y� ucho do szczeliny w drzwiach. Spodziewa� si� potoku przekle�stw, tymczasem nie us�ysza� nic. To znaczy �adnej z rzeczy, kt�rych oczekiwa�. Budziki cyka�y jak nale�y, g�o�no, dra�ni�co. Nagle rozdzwoni� si� nast�pny, d�wi�cz�c tak przera�liwe, �e nawet g�uchy by si� obudzi�. Nie by�o �adnych w�tpliwo�ci, budziki wykona�y swoj� robot� bez zarzutu. Najwyra�niej jednak nikt, ��cznie z panem Murgatroydem, nie doceni� klasy Geralda Wade�a, kt�ry pozosta� niewzruszony na szczytowe dokonania zegarmistrzowskiego fachu. Spiskowcy byli przybici niepowodzeniem akcji. ��On chyba nie jest cz�owiekiem � j�kn�� Jimmy Thesiger. ��Pewnie wydawa�o mu si�, �e to telefon, wi�c przewr�ci� si� na drugi bok i zasn�� na nowo? � podsun�a Helen (a mo�e Nancy?). ��Osobliwy przypadek � zauwa�y� Rupert Bateman. � S�dz�, �e ch�opakowi przyda�aby si� wizyta u specjalisty. ��K�opoty ze s�uchem? � sugerowa� Bill. ��Moim zdaniem � powiedzia�a Socks � on nas nabiera. Niemo�liwe, �eby ich nie us�ysza�. Po prostu siedzi tam i �mieje si� w ku�ak. Wszyscy spojrzeli na ni� z respektem i podziwem. ��Ca�kiem mo�liwe � przyzna� Bill. ��Subtelny, ot co � ci�gn�a Socks. � Zobaczycie, �e zejdzie na �niadanie jeszcze p�niej ni� zwykle, �eby tylko pokaza� nam sw� wy�szo��. A poniewa� by�o ju� par� minut po dwunastej, opinia og�u przychyli�a si� do zdania Socks. Jedynie Ronny Devereux mia� pewne w�tpliwo�ci. ��Nie zapominajcie, �e nasze pokoje dzieli tylko �ciana. Niezale�nie od tego, co Gerry wymy�li� potem, na pewno musia� si� przestraszy�, ale pierwszy budzik zacz�� dzwoni�. Co� bym przecie� us�ysza�, nie? Pongo, gdzie postawi�e� te budziki? ��Na szafce nocnej, tu� ko�o jego ucha � odpar� Bateman. ��Zmy�lnie. Sam powiedz � Ronny zwr�ci� si� do Billa � co by� powiedzia�, gdyby o sz�stej trzydzie�ci rano, tu� obok twojego ucha zacz�� dzwoni� jaki� cholerny budzik nie wiadomo sk�d? ��O rany � Bill nie kry� zdegustowania na sam� my�l o tym. � Powiedzia�bym� � przerwa� taktownie. ��No w�a�nie! � rzek� Ronny z triumfem. � Ja te� bym tak powiedzia�. Ka�dy normalny cz�owiek by tak zareagowa�. Jak to m�wi�, w takiej chwili w cz�owieku budzi si� prawdziwa natura. A tu tymczasem nic. Wi�c moim zdaniem Pongo ma racj�, jak zwykle zreszt�. Gerry ma jak�� tajemnicz� wad� s�uchu. ��Pi�tna�cie po dwunastej � rzek�a jedna z dziewcz�t ze smutkiem. ��A ja my�l� � zacz�� Jimmy przeci�gle � �e co� tu nie gra. Rozumiem, �art �artem, ale to ju� chyba lekka przesada. Nie wierz�, �eby Gerry robi� wszystkim na z�o��. Bill zmierzy� go wzrokiem. ��Co masz na my�li? ��Sam nie wiem � odpar� Jimmy. � Co� mi tu nie pasuje. To nie w jego stylu. Nie potrafi� ubra� swych podejrze� w s�owa. Ba� si� powiedzie� .co� nieprzemy�lanego, z drugiej za� strony� Poczu� na sobie pe�en niepokoju wzrok Ronny�ego. I w�a�nie w tej chwili do salonu wszed� Tredwell. Rozejrza� si� wok� niepewnie. ��My�la�em, �e znajd� tu pana Batemana� � rzek� przepraszaj�co. ��W�a�nie przed chwil� wyszed� na taras � odpar� Ronny. � Co� si� sta�o? Tredwell spojrza� na niego powa�nie, po czym przeni�s� wzrok na Jimmy�ego Thesigera. Tkni�ci przeczuciem, obaj m�odzie�cy pospieszyli za nim. Tredwell dok�adnie zamkn�� drzwi od jadalni. ��M�w�e cz�owieku! � nalega� Ronny. � Co jest grane? ��Pan Wade nie zszed� na �niadanie, pozwoli�em wi�c sobie pos�a� Williamsa do jego sypialni. ��No i? ��Williams w�a�nie przybieg� z powrotem bardzo poruszony, prosz� pana � Tredwell przerwa� na chwil�, zbieraj�c odwag�. � Obawiam si�, panowie, �e pan Wade nie �yje. Jimmy i Ronny znieruchomieli. ��To jaka� bzdura! � wykrzykn�� w ko�cu Ronny. � To� to niemo�liwe! � Jego twarz wykrzywi� nag�y skurcz. � Pobiegn� na g�r� i sprawdz�. Ten idiota Williams musia� si� pomyli�. Tredwell powstrzyma� go ruchem r�ki. Jimmy dozna� dziwnego uczucia, �e stary kamerdyner doskonale panuje nad sytuacj�. ��Nie, prosz� pana. Williams nie pomyli� si�. Pos�a�em ju� po doktora Cartwrighta i zamkn��em drzwi na klucz, aby m�c p�j�� i poinformowa� sir Oswalda o tym, co zasz�o. A teraz szukam pana Batemana. Tredwell oddali� si� szybkim krokiem. Ronny by� wstrz��ni�ty. ��Gerry � wyszepta� cicho. Jimmy wzi�� przyjaciela pod r�k� i poprowadzi� przez boczne drzwi ku ustronnej cz�ci tarasu. Tam posadzi� go na �awce. ��Nie przejmuj si� tak, stary � rzek� ciep�o. � Za chwil� zrobi ci si� lepiej. Ale przez ca�y czas bacznie go obserwowa�. Nie mia� poj�cia, �e Ronny i Gerry byli takimi przyjaci�mi. ��Biedny Gerry � rzek� w zamy�leniu. �Wygl�da� tak kwitn�co. Ronny skin�� g�ow�. ��Ten kawa� z budzikami wydaje si� teraz taki idiotyczny � ci�gn�� Jimmy. � Dziwne, jak cz�sto farsa miesza si� z tragedi�. M�wi� byle co, �eby da� Ronny�emu czas na doj�cie do siebie. Ronny tymczasem kr�ci� si� niespokojnie. ��Chcia�bym, �eby ten lekarz ju� tu by�. Chc� wiedzie� ��Wiedzie� co? ��Dlaczego on� umar�. Jimmy zacisn�� usta. ��Serce? � wysun�� przypuszczenie. Ronny parskn�� kr�tkim, pogardliwym �miechem. ��Wiesz co, Ronny� � zacz�� Jimmy. ��No? Jimmy nie bardzo wiedzia�, jak ma zacz��. ��Nie wydaje ci si� to znaczy, czy nie odnios�e� wra�enia, �e� troch� to by�o wszystko dziwne. To, �e Tredwell zamkn�� te drzwi na klucz i w og�le. Jimmy�emu wydawa�o si�, �e jego s�owa zas�uguj� na jaki� odzew, ale Ronny dalej siedzia� nieruchomo wpatruj�c si� w jeden punkt. Jimmy potrz�sn�� g�ow� i zamilkn��. Nie widzia� innego wyj�cia z sytuacji, jak czeka�. Czeka� wi�c. W ko�cu pojawi� si� Tredwell. ��Pan doktor chcia�by si� z panami zobaczy� w bibliotece, je�eli panowie pozwol�. Ronny zerwa� si� natychmiast. Jimmy po�pieszy� za nim. Doktor Cartwright by� szczup�ym, energicznym m�czyzn� o inteligentnej twarzy. Przywita� ich skini�ciem g�owy. Pongo, jeszcze bardziej powa�ny i rzeczowy ni� zwykle, przedstawi� ich sobie. ��Pan, jak s�ysza�em, by� przyjacielem pana Wade�a � zwr�ci� si� lekarz do Ronny�ego. ��Najlepszym przyjacielem. ��Hm. Sprawa wydaje si� zupe�nie jasna. Aczkolwiek smutna. Wygl�da� na zdrowego m�odzie�ca. Czy pan Wade mia� w zwyczaju bra� �rodki na sen? ��Na sen? � Ronny zdumia� si�. � Przecie� on spa� jak k�oda. ��Nigdy nie uskar�a� si� na bezsenno��? ��Nigdy. ��Fakty m�wi� za siebie. Obawiam si� jednak, �e trzeba b�dzie przeprowadzi� obdukcj�. ��Jak umar�? ��Nie mam powod�w w�tpi�, �e przyczyn� �mierci by�o przedawkowanie chloralu. Buteleczka tego �rodka stoi na szafce przy ��ku. Znalaz�em r�wnie� karafk� z wod� i szklank�. Bardzo smutna sprawa. Jimmy wyr�czy� przyjaciela zadaj�c pytanie, kt�rego Ronny najwyra�niej nie m�g� wyartyku�owa�. ��Czy wyklucza pan� zab�jstwo? Doktor spojrza� na niego uwa�nie. ��Czemu pan pyta? Czy ma pan podstawy, by wysuwa� podobne wnioski? Jimmy spojrza� na Ronny�ego. Je�eli przyjaciel mia� jakie� podejrzenia, teraz w�a�nie nadszed� czas, by je wyjawi�. Ku jego zdumieniu Ronny potrz�sn�� g�ow�. ���adnych podstaw � rzek� dobitnie. ��A samob�jstwo? ��Z ca�� pewno�ci� nie wchodzi w gr�. Ronny stanowczo odrzuca� t� ewentualno��, doktor jednak nie wydawa� si� usatysfakcjonowany. ��Nie mia� �adnych k�opot�w? Problemy finansowe? Mo�e kobieta? Ronny ponownie pokr�ci� g�ow�. ��C� Pozosta�a jeszcze sprawa krewnych. Trzeba ich powiadomi�. ��Z tego, co wiem, mia� siostr�, przybran�, jak mi si� zdaje. Mieszka w Deane Priory, jakie� dwadzie�cia mil st�d. Gerry cz�sto j� odwiedza�. ��Hm � mrukn�� doktor. � Nale�a�oby j� poinformowa�. ��Ja to zrobi� � rzek� Ronny. � Parszywy obowi�zek, ale kto� to musi przecie� zrobi�. � Spojrza� na Jimmy�ego. � Znasz j�, nie? ��S�abo. Ta�czy�em z ni� mo�e ze dwa razy. ��Wi�c we�miemy tw�j samoch�d. Podskoczysz ze mn�, co? Sam sobie nie poradz�. ��Jasne � zapewni� Jimmy. � Nawet chcia�em to zaproponowa�. P�jd� zobaczy�, czy ten stary gruchot zechce zapali�. Ucieszy� si�, �e co� mo�e zrobi�. Zastanawia�o go dziwne zachowanie Ronny�ego. Co� wiedzia� lub co� przypuszcza�. Ale dlaczego nie chcia� podzieli� si� swymi podejrzeniami? Wkr�tce obaj m�odzie�cy mkn�li szos� wykazuj�c kompletny brak respektu dla ogranicze� pr�dko�ci. ��Jimmy � wydusi� Ronny po d�u�szym milczeniu. � Chyba mog� ci� uwa�a� za przyjaciela? ��Pewnie � odpar� Jimmy. ��Musz� ci co� wyzna�. My�l�, �e powiniene� to wiedzie�. ��Chodzi o Geralda? ��Tak. Jimmy czeka� cierpliwie. ��Wi�c? � nie wytrzyma�. ��Nie wiem, czy powinienem� ��Czemu? ��Przyrzek�em zachowa� to dla siebie. ��W takim razie nie m�w. Zapad�a niezr�czna cisza. ��Ale z drugiej strony� Widzisz, Jimmy, wydaje mi si�, �e mo�e ty co� z tego pojmiesz. ��Zdecyduj si�, ch�opie � Jimmy powoli traci� cierpliwo��. ��Nie, stary. Nie mog�. ��Jak wolisz. Po d�u�szym milczeniu Ronny spyta�. ��Jaka ona jest? ��Kto? ��Ta dziewczyna. Siostra Gerry�ego. Jimmy zastanawia� si� przez chwil�. ��W porz�dku. Ca�kiem niez�a babka. ��Gerry bardzo j� kocha�. Ci�gle o niej m�wi�. ��My�l�, �e wzajemnie. Nie. wydaje mi si�, �eby to �atwo przyj�a. ��Parszywa sprawa. Milczeli do ko�ca podr�y. S�u��ca poinformowa�a ich, �e panna Loraine jest w ogrodzie. Chyba, �e chc� si� widzie� z pani� Coker. Jimmy zapewni�, �e nie chc� si� widzie� z pani� Coker. ��Co to za jedna, ta Coker? � spyta� Ronny, kiedy obchodzili dom wok�. ��Stara fl�dra, kt�ra mieszka z Loraine. �rodkiem nieco zaniedbanego ogrodu wiod�a �cie�ka. Na jej ko�cu dostrzegli dziewczyn� w towarzystwie dw�ch czarnych spanieli. Dziewczyna by�a niewysoka, o jasnych w�osach, odziana w podniszczone sztruksy. Ronny nie tak j� sobie wyobra�a�. Nie by�a w typie Jimmy�ego. Loraine wysz�a im naprzeciw, przytrzymuj�c jednego z ps�w za obro��. ��Dzie� dobry � rzek�a. � Nie zwracajcie, panowie, uwagi na Elizabeth. Niedawno si� oszczeni�a i jest troch� nerwowa. Dziewczyna spogl�da�a na nich z rozbrajaj�c� szczero�ci�. Kiedy si� u�miechn�a, na jej policzki wyp�yn�� delikatny rumieniec. Jej oczy by�y ciemnoniebieskie niczym chabry. Kiedy zauwa�y�a ich powa�ne miny, oczy jej rozszerzy�y si� nagle. Czy�by ju� zgad�a? Jimmy pospieszy� z prezentacj�. ��Panno Wade, to jest Ronny Devereux. Gerry z pewno�ci� wspomina� o nim. ��Tak, s�ysza�am o panu wiele dobrego. Bardzo mi mi�o. � Lorraine obdarzy�a Ronny�ego ciep�ym u�miechem. � Przyje�d�acie z �Chimneys�, nieprawda�? Czemu nie przywie�li�cie ze sob� Gerry�ego? ��Hm, tego� Nie mogli�my� � Ronny urwa�. Ponownie Jimmy dostrzeg� cie� niepokoju w jej oczach. ��Panno Wade � zacz�� � obawiam si�, �e mamy dla pani przykre wie�ci. Niepok�j przerodzi� si� w strach. ��Gerry? ��Tak. On� � zawaha� si�. Tupn�a nog� w nag�ej z�o�ci. ��Przesta�cie mnie dr�czy�! � odwr�ci�a si� w stron� Ronny�ego. � Mo�e od pana si� dowiem. Jimmy poczu� nag�e uk�ucie zazdro�ci. W tym momencie nagle zda� sobie spraw� z tego, do czego ba� si� przed sob� przyzna�. Wiedzia� ju�, czemu i Helen, i Nancy, i Socks by�y dla niego tylko kole�ankami, niczym ponadto. Prawie nie s�ysza� odpowiedzi Ronny�ego. ��Panno Wade � rzek� Ronny odwa�nie � Gerry nie �yje. Przyj�a to naprawd� dzielnie. Kiedy oswoi�a si� ju� z tragiczn� wiadomo�ci�, zacz�a zadawa� pytania g�osem spokojnym. Jak? Kiedy? Ronny odpowiada� tak delikatnie, jak tylko potrafi�. ���rodki nasenne? Gerry? W jej g�osie brzmia�o autentyczne zdziwienie. Jimmy rzuci� jej ostrzegawcze spojrzenie. Obawia� si�, �e Lorraine w swojej naiwno�ci mo�e powiedzie� zbyt wiele. Zabra� g�os i delikatnie powiadomi� j� o konieczno�ci przeprowadzenia sekcji zw�ok, co dziewczyna przyj�a wzruszeniem ramion. Odm�wi�a jechania wraz z nimi do �Chimneys� dodaj�c, �e by� mo�e przyjedzie p�niej w�asnym samochodem. ��Potrzebuj� troch� czasu w samotno�ci � powiedzia�a z b�lem. ��Rozumiemy to � rzek� Ronny. Spogl�dali na ni� bezradnie, czuj�c si� wprost okropnie. ��Dzi�kuj� wam, panowie, �e zechcieli�cie si� fatygowa� � rzek�a Loraine. W drodze powrotnej niewiele si� odzywali. Obaj czuli mi�dzy sob� jak�� niewidzialn� barier�. ��M�j Bo�e � Ronny pr�bowa� nawi�za� kontakt. ��Ta dziewczyna naprawd� jest dzielna! Jimmy kiwn�� g�ow�. ��Gerry by� moim przyjacielem � ci�gn�� Ronny. ��Czuj� si� w pewnym sensie odpowiedzialny za Loraine. ��Pewnie, pewnie � mrukn�� Jimmy. Po powrocie do �Chimneys� Jimmy natkn�� si� na zap�akan� lady Coote. ��Biedny ch�opiec � powtarza�a. � Biedny ch�opiec. Jimmy rzuci� par� uwag, kt�re uzna� za stosowne w zaistnia�ych okoliczno�ciach. Lady Coote uraczy�a go w zamian szeregiem opowie�ci o nieszcz�liwych wypadkach, kt�re spotka�y jej krewnych i znajomych. Jimmy s�ucha� cierpliwie. W ko�cu zdo�a� uwolni� si� od towarzystwa lady Coote. Szcz�liwie nie musia� ucieka� si� do niegrzeczno�ci. Wbieg� po schodach na g�r�. Ronny w�a�nie wychodzi� z sypialni Geralda. ��Zajrza�em, by rzuci� okiem na biedaka. Idziesz tam? ��Nie, dzi�kuj� � odpar� Jimmy. Jako m�ody i zdrowy cz�owiek nie przepada� za nieboszczykami. ��S�dz�, �e powiniene�. ��Tak? � Jimmy nie po raz pierwszy tego dnia zauwa�y�, �e Ronny Devereux chyba za bardzo bierze to sobie do serca. ��Tak. Chyba nale�y mu si� cho� troch� szacunku. Jimmy podda� si� presji z westchnieniem. ��Skoro tak uwa�asz� � westchn�� i wszed� do sypialni zaciskaj�c z�by. Na po�cieli le�a�a wi�zanka bia�ych kwiat�w, pok�j by� posprz�tany i l�ni� czysto�ci�. Jimmy rzuci� okiem na blad�, woskow� twarz zmar�ego. Nie chcia�o si� wprost wierzy�, �e ten sztywny, nieruchomy kszta�t na ��ku to naprawd� jest r�owiutki, przystojny Gerald Wade. Jimmy Thesiger zadr�a� i spu�ci� wzrok. Kiedy odwraca� si� do wyj�cia, jego spojrzenie pad�o na p�k� nad kominkiem. Ze zdumieniem stwierdzi�, �e kto� ustawi� na niej budziki w r�wnym rz�dku. Opu�ci� pok�j czym pr�dzej. Na zewn�trz czeka� Ronny. ��Wygl�da tak spokojnie � wymamrota� Jimmy z obowi�zku. � Cholera, szkoda cz�owieka. � Po chwili doda�: � S�uchaj, Ronny. Nie wiesz czasem, kto ustawi� te budziki nad kominkiem? ��Niby sk�d? Pewnie kto� ze s�u�by. ��Dziwna sprawa � ci�gn�� Jimmy. � Jest ich tylko siedem, a powinno by� osiem. Jednego brakuje. Zauwa�y�e�? Ronny�ego zatka�o. ��Siedem zamiast o�miu � Jimmy zmarszczy� brwi. � Ciekawe dlaczego? ROZDZIA� CZWARTY LIST ��Ja to nazywam brakiem rozwagi � rzek� lord Caterham. M�wi� g�osem delikatnym, niemal �a�osnym. By� wyra�nie dumny, �e znalaz� w�a�ciwe okre�lenie. ��Brak rozwagi, ot co. Ci wszyscy nuworysze s� w rzeczy samej nierozwa�ni. I tylko dzi�ki temu udaje im si� gromadzi� takie fortuny. Powi�d� ponurym wzrokiem po swych posiad�o�ciach, do kt�rych w�a�nie dzisiaj wr�ci� po d�u�szej nieobecno�ci. Jego c�rka, lady Eileen Brent, w�r�d przyjaci� znana jako Bundle, wybuchn�a �miechem. ��Ty z pewno�ci� nigdy nie zdo�asz Zebra� fortuny � zauwa�y�a � cho� trzeba przyzna�, �e nie�le oskuba�e� starego Coote�a za wynajem �Chimneys�. Powiedz no, jaki on jest? Przystojny? ��Jeden z tych wielkolud�w � lord Caterham wzruszy� ramionami. � Z czerwon� twarz� i siwizn� na czubku g�owy. Silny cz�owiek. O takich m�wi�: w�adcza osobowo��. Moim zdaniem wygl�da jak walec drogowy, kt�ry dobra wr�ka zamieni�a w cz�owieka. ��M�cz�cy? � podsun�a Bundle ze wsp�czuciem. ��Okropnie! Pe�en tych wszystkich obrzydliwych cech typu trze�wo��, punktualno�� i tak dalej. Sam nie wiem co gorsze: w�adcza osobowo�� czy szczery polityk. Ja osobi�cie preferuj� weso�ych obibok�w. ��Weso�y obibok nigdy nie zdo�a�by zap�aci� sumy, kt�r� za��da�e� za to mauzoleum � przypomnia�a Bundle. Lord Caterham skrzywi� si� z niesmakiem. ��Wola�bym, �eby� odnosi�a si� do �Chimneys� z wi�kszym szacunkiem, moja droga. My�la�em, �e nie b�dziemy ju� wraca� do tej kwestii. ��Nie wiem, sk�d u ciebie tyle wra�liwo�ci na tym punkcie � rzek�a Bundle. � W ko�cu ludzie musz� gdzie� umiera�. ��Ale dlaczego akurat w moim domu? ��A czemu niby nie? Przecie� to nie pierwszy wypadek. Ca�a rzesza naszych wielkich przodk�w wyjecha�a st�d nogami do przodu. ��Wi�cej szacunku, Bundle. Zreszt� to ca�kiem inna sprawa. Naturalnie Brentowie maj� prawo tu umiera�, ale stanowczo sprzeciwiam si� nieboszczykom spoza rodziny. A jeszcze bardziej stanowczo sprzeciwiam si� �ledztwom. To ju� drugi raz! Pami�tasz to ca�e zamieszanie cztery lata temu? Wszystkiemu winien by� George Lomax. ��A teraz wszystkiemu jest winien ten walec drogowy Coote? Jestem pewna, �e on sam by� ca�� t� spraw� r�wnie wstrz��ni�ty jak ty. ��Brak rozwagi, powiadani ci � lord Caterham upiera� si� przy swoim. � Nie powinien by� go zaprasza�. M�w co chcesz, Bundle, ale powtarzani ci: nigdy nie lubi�em �ledztw. Nigdy nie lubi�em, nie lubi� i nie b�d� lubi�. Ot co! ��Ale tym razem wykluczono morderstwo. ��Ja bym nie by� taki pewny. Ten inspektor to kawa� durnia. Jeszcze nie wydobrza� po tym, co tu si� sta�o cztery lata temu. My�li, �e ka�da �mier�, kt�ra ma miejsce w tym domu, musi by� od razu podejrzana. Nie wyobra�asz sobie, Bundle, jakiego narobi� zamieszania. Tredwell wszystko mi opowiedzia� ze szczeg�ami. Przewr�cili ca�y pok�j w poszukiwaniu odcisk�w palc�w. I oczywi�cie nic nie znale�li, z wyj�tkiem odcisk�w tego biedaka. Sprawa jasna jak s�o�ce. Ale czy to by� wypadek, czy samob�jstwo, to ju� zupe�nie inna para kaloszy. ��Spotka�am go raz na jakim� przyj�ciu, tego Geralda Wade�a. Bill przedstawi� mi go jako swego znajomego. Na pewno by� go polubi�. Nigdy nie spotka�am weselszego obiboka ni� on. ��Nie lubi� ludzi, kt�rzy przychodz� do mojego domu i ni z tego, ni z owego umieraj� � rzek� lord Caterham z uporem. ��Poj�cia nie mam � ci�gn�a Bundle niewzruszona ��dlaczego kto� mia�by go mordowa�. To absurd. ��Pewnie, �e absurd. Wszyscy to przyznaj�, tylko nie ten osio�, inspektor Raglan. ��Oj, tato, nie rozumiesz. Chcia� udowodni�, jaki jest wa�ny. Tak czy inaczej, podci�gn�li to pod �nieszcz�liwy wypadek�, prawda? ��Zapewne nie chcieli rani� uczu� jego siostry. ��Siostry? � zainteresowa�a si� Bundle. � Nie wiedzia�am, �e mia� siostr�. ��Owszem, przybran�. O wiele m�odsz�. Owoc jednej z przyg�d starego Wade�a. Powiadam ci, Bundle, ten stary pryk nie obejrza� si� na ulicy za kobiet�, je�li nie mia�a obr�czki na palcu. ��Cieszy mnie, �e jest przynajmniej jedna wada, kt�rej nie oddajesz si� z lubo�ci�, drogi ojczulku. ��Zawsze prowadzi�em �ycie pe�ne szacunku dla boskich przykaza� � o�wiadczy� lord Caterham. ��Dlatego dziwi� si�, �e ludzie nie daj� mi spokoju, mimo �e nie robi� nikomu krzywdy. Gdybym tylko� Przerwa�, poniewa� Bundle energicznym krokiem wysz�a nagle na taras. ��MacDonald! � zawo�a�a stanowczym tonem. Ksi��� ogrodnik�w wy�oni� si� z zaro�li. Co�, co nieco przypomina�o powitalny u�miech, ukaza�o si� na jego obliczu, ale szybko zosta�o zast�pione s�u�bowo ponur� min�. ��Do us�ug ja�nie panienki � rzek� MacDonald. ��Jak si� miewasz? ��Nie bardzom zdr�w. ��Chcia�am z tob� pom�wi� o trawniku pod kr�gle. Strasznie zar�s�. B�d� �askaw pos�a� tam kogo�. MacDonald pokr�ci� g�ow�. ��Musia�bym �ci�gn�� Williama z dolnego skraju, prosz� panienki. ��Do diab�a z dolnym skrajem � odpar�a Bundle. � Ka� mu zacz�� od zaraz. Aha, i jeszcze jedno� ��S�ucham ja�nie panienki? ��Zetnij par� ki�ci winogron. I nie m�w mi, �e jeszcze za wcze�nie, dobrze? Chc� je widzie� na dzisiejszym podwieczorku, rozumiemy si�? Bundle odwr�ci�a si� na pi�cie i znikn�a na powr�t w bibliotece. ��Przepraszam, tatku � powiedzia�a. � Musia�am zamieni� s��wko z MacDonaldem. Co� m�wi�e�� ��W rzeczy samej � odpar� lord Caterham � ale ju� zapomnia�em, o czym. Co za spraw� mia�a� do MacDonalda? ��Wydaje mu si�, �e jest Bogiem Wszechmog�cym. By�am zmuszona pokaza� mu, gdzie jego miejsce. Coote�owie rozpu�cili go jak dziadowski bicz. Ciekawam, jaka jest ta lady Coote? Lord Caterham rozwa�a� pytanie. ��Kojarzy mi si� z kiepsk� artystk� z amatorskiej trupy � rzek� po chwili. � Na m�j gust zbyt melodramatyczna. Ca�a ta sprawa z zegarami musia�a j� nie�le wytr�ci� z r�wnowagi. ��Z zegarami? O czym m�wisz? ��S�ysza�em o tym od Tredwella. Przyjaciele chcieli si� zabawi� kosztem tego nieszcz�snego Wade�a. Nakupili ca�e mn�stwo budzik�w i porozstawiali po k�tach w jego pokoju. Rano okaza�o si�, �e biedak nie �yje. Do�� makabryczny dowcip. Bundle pokiwa�a g�ow�. ��Tredwell m�wi�� jeszcze co� � ci�gn�� lord Caterham zadowolony, �e kto� chce go s�ucha�. � Po ca�ej sprawie kto� pozbiera� te wszystkie zegarki i ustawi� rz�dkiem nad kominkiem. ��No i co? ��No i nic � odpar�. � Problem w tym, �e nikt nie chcia� si� do tego przyzna�. Przes�uchano ca�� s�u�b� i wszyscy zaklinali si�, �e nie dotykali tych przekl�tych budzik�w. Ot i zagadka. Zreszt� ten osio� komisarz zadawa�