4281

Szczegóły
Tytuł 4281
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4281 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4281 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4281 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JERRY AHERN KRUCJATA 17: PR�BA SI� Prze�o�y�: Robert Chrzanowski Tytu� orygina�u: The Survivalist. The Arsenal. Data wydania orygina�u: 1988 Data wydania polskiego: 1992 Dla moich dobrych przyjaci�, Tima i Patii Gottleber�w, oraz ich syna �Ma�ego Richarda�. Rozdzia� I Eskadra sowieckich helikopter�w szturmowych wygl�da�a z daleka jak wielki r�j owad�w. Sarah pomy�la�a, �e konw�j niemieckich ci�ar�wek mo�e mie� za chwil� du�e k�opoty. Siedzia�a w kabinie jednej z nich, tu� obok m�odego kierowcy. Sowieckie maszyny, doskonale ju� widoczne przez przedni� szyb� pojazdu, ci�gle si� zbli�a�y. Kierowca mrukn�� co� o Bogu w niebie. W tej samej chwili helikoptery otworzy�y ogie� z dzia�ek pok�adowych. Pociski rozbija�y nawierzchni� drogi. Sarah krzykn�a ze strachu. Zacz�a si� gor�czkowo rozgl�da�. Chi�ska t�umaczka, siedz�ca na platformie ci�ar�wki, musia�a by� chrze�cijank�, bo wzywa�a Jezusa. Siedz�cy obok niej chi�ski urz�dnik prze�egna� si�. Ci�ar�wka gwa�townie skr�ci�a. Sarah odruchowo os�oni�a r�kami brzuch. Od czterech miesi�cy nosi�a w sobie nowe �ycie. Strzelanina i odg�osy przelatuj�cych helikopter�w przywo�ywa�y wspomnienia z dzieci�stwa. Gdy by�a ma�� dziewczynk�, dziadek cz�sto opowiada� jej irlandzkie ba�nie ludowe. Pami�ta�a opowie�ci o banshees - strasznych zjawach wyciem zwiastuj�cych �mier�. To przez te opowie�ci przykrywa�a ko�dr� g�ow�, ba�a si� wsta� w nocy i p�j�� sama do �azienki. Wyros�a z tamtego strachu, ale wiedzia�a, �e nigdy nie przezwyci�y tego, kt�rego teraz do�wiadcza�a. - Niech si� pani trzyma, pani Rourke! Rzuci�o j� na boczne drzwi. Zd��y�a jednak z�apa� za jaki� uchwyt. Popatrzy�a na blad� twarz m�odego Niemca. By� przera�ony. Nagle przed nimi wyr�s� s�up ognia. Pierwsza ci�ar�wka trafiona sowieckim pociskiem le�a�a teraz na boku. Sarah pomy�la�a, �e zbiornik syntetycznego paliwa musia� eksplodowa�. Jej uwag� przyku�a posta�, miotaj�ca si� w�r�d p�omieni. Zrobi�o si� jej niedobrze. Wiedzia�a, �e ten cz�owiek umiera w strasznych m�czarniach. Jeszcze jedna eksplozja i w niebo buchn�y k��by g�stego czarnego dymu. Pomimo klimatyzacji do kabiny wdar� si� mdl�cy zapach palonego cia�a. Omin�li p�on�c� ci�ar�wk�. Kierowca prowadzi� tak ostro, �e Sarah raz po raz wpada�a na niego. Nie mia�a si�y trzyma� si� uchwyt�w. Przednia szyba by�a ca�a osmalona, ale nie ogranicza�o to widoczno�ci. Do Sarah dotar�o nagle, �e nie s�ycha� ju� helikopter�w i �e znowu �wieci s�o�ce. Zostali zaatakowani przez czysty przypadek. Celem Rosjan by�o Pierwsze Miasto, z kt�rego ten konw�j ucieka�. - Musz� zatrzyma� samoch�d, pani Rourke! Inni... - Tak! Oczywi�cie! Ci�ar�wka stan�a. - Prosz�, niech pani nie wychodzi. - Ale�, niech pan nie b�dzie �mieszny! Kierowca si�gn�� po ga�nic� i wyskoczy� z kabiny. Sarah otworzy�a drzwi po swojej stronie i znalaz�a si� na ziemi, z trudem �api�c r�wnowag�. Szal zsun�� si� jej z ramion. Si�gn�a do sakwy, kt�r� sama zrobi�a, po pistolet. Ju� od tygodni nie nosi�a d�ins�w, nie mia�a wi�c pasa z kabur�. W�r�d Islandczyk�w, z kt�rymi ostatnio przebywa�a, nie znano spodni dla kobiet. Spodnie, noszone przez niekt�re Chinki, za bardzo uwydatnia�y jej ci���. Nosi�a teraz sp�dnic� d�ug� do kostek i islandzk� plisowan� bluzk�. Zakasa�a sp�dnic� tak, by nie przeszkadza�a jej w biegu. W prawej r�ce trzyma�a odbezpieczony pistolet. Wiedzia�a jednak, �e gdyby helikoptery zawr�ci�y, czterdziestka pi�tka by�aby bezu�yteczna. Kierowca pr�bowa� ugasi� ogie� w kabinie przewr�conej ci�ar�wki, lecz p�omienie nie da�y si� opanowa�. T�umaczka oraz urz�dnik stali obok Sarah. Trzecia ci�ar�wka zatrzyma�a si� na poboczu. Wyskakiwali z niej chi�scy �o�nierze. Jeden z nich trzyma� ga�nic�, reszta rozwija�a koce do gaszenia. Towarzyszy� im przyw�dca Pierwszego Miasta. Sarah zamy�li�a si�. �Oby tylko pu�kownik Mann ze swoj� eskadr� zd��y� na czas...� Bjorn Rolvaag otworzy� oczy, gdy us�ysza� pierwsze przyt�umione d�wi�ki, w kt�rych rozpozna� strza�y z broni maszynowej. Nie spos�b zapomnie� odg�os�w nieustannie s�yszanych od urodzenia. Odk�d wojna dotar�a do wyspy Lydveldid, wszystkie dzieci bezb��dnie je rozpoznawa�y. Bola�a go g�owa. By� ranny. Dosta� postrza� w g�ow�. Pami�ta� g�os Rourke�a, ojca Annie. Pomimo b�lu u�miechn�� si� na jej wspomnienie. Czy pr�bowa�a z nim rozmawia�, gdy by� nieprzytomny? W jaki� spos�b wiedzia�, �e c�rka Johna my�la�a o nim i �e Hrothgar jest pod dobr� opiek�. Ale dlaczego strzelano w tym spokojnym chi�skim mie�cie? Podni�s� nieznacznie g�ow� i popatrzy� na swoje cia�o. Do lewego ramienia prowadzi�a przezroczysta rurka. Kropl�wka. Odszuka� wzrokiem butelk�, w kt�rej znajdowa� si� jaki� p�yn. Mo�e glukoza? Zanim wybra� samotne �ycie policjanta, d�ugo uczy� si� w dobrych szko�ach swej ojczyzny. Prawe rami� Islandczyka by�o sztywne, ale wydawa�o si� ca�e i zdrowe. M�g� tak�e porusza� opuchni�tymi palcami. Bjorn wyrwa� kropl�wk� z �y�y. Porazi� go chwilowy b�l. Spr�bowa� poruszy� r�k�. Ostro�nie dotkn�� twarzy. Broda by�a na miejscu, ale od czo�a w g�r� wyczu� banda�e. Czy zgolili mu w�osy, �eby przeprowadzi� operacj�? Wzdrygn�� si�. Na pewno odrosn�. Rozejrza� si� woko�o. W k�cie pokoju sta�o co� w rodzaju szafki. Pewnie tam s� jego rzeczy. Strzelanina nasili�a si�. W chwili, gdy Bjorn pr�bowa� si� podnie��, pod�oga zadr�a�a i upad� na plecy. Po pierwszej eksplozji nast�pi�o jeszcze kilka, jedna po drugiej. Pomy�la�, �e to nie czas, by m�czyzna wylegiwa� si� w ��ku jak chore dziecko. Zdo�a� usi��� na ��ku, ale b�l okaza� si� trudny do zniesienia. Islandczyk zacisn�� pi�ci. Pr�bowa� r�wnomiernie oddycha�. B�l powoli ust�powa� W ko�cu m�g� otworzy� oczy. Musia� zamruga� kilkana�cie razy, by odzyska� ostro�� widzenia. Wyci�gn�� nogi spod prze�cierad�a i przerzuci� je na kraw�d� ��ka. W oczach znowu mu pociemnia�o, a zawroty g�owy powr�ci�y. Strzelanina by�a coraz g�o�niejsza. Nast�pi�a kolejna eksplozja, jednak s�absza ni� ta pierwsza. Popatrzy� jeszcze raz na szafk�. Je�li s� tam jego rzeczy, to na pewno jest te� pa�ka... Karabin maszynowy rozbryzgiwa� �nieg po jego obu stronach. Musia� jednak biec dalej, a� do stanowiska swej maszyny. Akiro Kurinami nie pami�ta�, kiedy bieg� tak po raz ostatni. Co jaki� czas zapada� si� w �nie�ne zaspy. Przypomnia� sobie wizyt� u krewnych w Sapporo. Wtedy te� by�a taka zadymka. Rozejrza� si� doko�a. Mimo �e rosyjskie maszyny prowadzi�y ci�g�e bombardowanie, niemieckie helikoptery startowa�y. Mniej wi�cej czterdzie�ci metr�w na lewo eksplodowa�a jedna z niemieckich maszyn. �Dzia�ka albo rakiety powietrze-ziemia� - pomy�la� Kurinami. Ziemia zatrz�s�a si� i porucznik run�� twarz� w du�� zasp�. Wygramoli� si� z niej na kolanach. Spojrza� w niebo. Olbrzymia kula dymu i pomara�czowych p�omieni, dooko�a kt�rej wirowa�y p�atki �niegu, przedstawia�y widok jak z fantastycznego snu. Niemieccy piloci atakowali Rosjan, zanim ich maszyny osi�ga�y bezpieczny pu�ap. Nie by�o czasu do stracenia i dlatego Niemcy ryzykowali str�ceniem. Kurinami znowu ruszy� biegiem. Ju� widzia� swoj� maszyn�. Na wszelki wypadek mechanicy rozgrzewali silniki. W�a�nie dlatego piloci mogli natychmiast startowa�. Kurinami wpad� do �rodka przez otwarte boczne drzwi. - Jestem porucznik Kurinami! Gdzie strzelec pok�adowy? - Nie wiem, panie poruczniku! - W takim razie wy jeste�cie moim strzelcem! Zapnijcie pasy! Zaj�� stanowisko pilota. Wszystkie systemy by�y w��czone. - Drzwi maj� by� otwarte przez ca�y czas! - rzuci�, zak�adaj�c he�mofon. Po chwili w s�uchawkach us�ysza� g�os strzelca. - Panie poruczniku! - O co chodzi, kapralu? - Strzela�em z tej broni tylko raz i tylko dla jej sprawdzenia, panie poruczniku. - W takim razie b�dziecie mieli okazj� postrzela� sobie wi�cej. Co� jeszcze? �o�nierz milcza� i Kurinami si�gn�� do kontrolek g��wnego wirnika. Pomy�la� o Elaine. U�miechn�� si� na jej wspomnienie. - Startujemy! - powiedzia� do mikrofonu. Startuj�cy helikopter przechyli� si� nieznacznie na lew� stron�. Wykona� zwrot o trzysta sze��dziesi�t stopni i ruszy� ostro w g�r�. Nagle Kurinami us�ysza� b�bnienie kul po kad�ubie. Zwi�kszy� pr�dko��. - Nie czekajcie na komend�! Strzelajcie, gdy tylko dojrzysz jaki� cel. - Tak jest, panie poruczniku! - Wi�c do dzie�a! Strzelec otworzy� ogie� z karabinu maszynowego zainstalowanego przy drzwiach. �B�dzie mu ci�ko trafi� - pomy�la� Akiro, robi�c uniki przy wznoszeniu. Wprowadza� maszyn� na pu�ap bojowy, z kt�rego m�g�by skutecznie zaatakowa�. Ze wszystkich stron otacza�y ich wrogie helikoptery. Na linii horyzontu pojawi�y si� kule ognia, widoczne przez padaj�cy �nieg. Baza �Eden� te� zosta�a zaatakowana. Kurinami obni�y� pu�ap, skr�caj�c jednocze�nie o sto osiemdziesi�t stopni. Znalaz� si� pod trzema maszynami wroga. Uruchomi� burtowe wyrzutnie rakiet i odpali� kilka z nich. Przy�pieszy�. Dwa helikoptery eksplodowa�y. Gdy Japo�czyk obejrza� si� za siebie, trzecia maszyna spada�a na ziemi�, wlok�c za sob� warkocz czarnego dymu. Zbli�ali si� do bazy �Eden�, nad kt�r� zamkn�� si� pier�cie� �mierci. Przez oszklon� kabin� widzia� niemieckie helikoptery. Wi�kszo�� z nich nie osi�gn�a wysoko�ci, na kt�rej mog�aby podj�� walk�. Niebo znaczy�y smugi rosyjskich rakiet. Kurinami zwi�kszy� pr�dko��. Ponownie us�ysza� �omot karabinu pok�adowego. Uruchomi� wyrzutni� dziobow� i prze��czy� j� na r�czne naprowadzanie. Bardzo to lubi�. Zielony zarys sylwetki nieprzyjacielskiego helikoptera powoli wchodzi� w �rodek elektronicznego celownika. Japo�czyk nacisn�� czerwony guzik. - Mamy go, panie poruczniku! - Nie przerywajcie ognia! Byli ju� nad baz�, w samym centrum tocz�cej si� walki. Bjorn nie znalaz� ubrania i mia� teraz na sobie bia�y szpitalny fartuch. Na szcz�cie pozostawiono mu pa�k�, kt�r� zrobi� dla niego stary Jon, kowal z Hekli. Otworzy� drzwi pomieszczenia, w kt�rym le�a�, i wyszed� na korytarz. Zobaczy� chi�skie piel�gniarki, wyprowadzaj�ce pacjent�w z sal. Ze strony, z kt�rej nadci�gali ludzie, snu� si� dym. Rolvaag zacisn�� r�ce na lasce. Jedna z si�str podbieg�a do niego, m�wi�c szybko co�, czego w og�le nie rozumia�. Gdy rozleg�a si� kolejna eksplozja, zacz�a krzycze�. Pr�bowa�a zawr�ci� Islandczyka, chwytaj�c go za rami�. Rolvaag u�miechn�� si� do piel�gniarki. Chinka uciek�a przestraszona. Rozejrza� si� po korytarzu. Nie by�o potrzeby i�� dalej. Wr�g, kimkolwiek by�, zbli�a� si� szybko. Rolvaag opar� si� ci�ko o �cian� korytarza. Czy to Rosjanie? Tak, na pewno... Czy Hrothgar jest bezpieczny?... Cieszy� si�, �e Annie Rourke wysz�a za Paula Rubensteina. Wygl�dali na ludzi, kt�rzy darz� siebie wielk� i prawdziw� mi�o�ci�... Zauwa�y� w dymie jakie� niewyra�ne sylwetki. M�czy�ni w czerni. Nie byli Chi�czykami. Biegli korytarzem. Odepchn�� si� od �ciany i stan�� w lekkim rozkroku gotowy do walki. W ojczystym j�zyku, jedynym jaki zna�, krzykn��: - Sta�! Nie rusza� si�! To miejsce jest dla chorych ludzi, a nie dla takich jak wy! J�zyk islandzki by� pi�kny w swym brzmieniu. Przybycie rodziny Johna Rourke�a, Niemc�w, wojna z Rosjanami, hospitalizacja w Pierwszym Mie�cie - nic nie zmusi�o Bjorna do nauki obcych j�zyk�w. Rosjanka, major Tiemierowna, bardzo pi�kna kobieta, pr�bowa�a rozmawia� z Rolvaagiem po islandzku. By�o to troch� k�opotliwe, ale w ko�cu potrafili si� porozumie�. Annie Rourke-Rubenstein nie musia�a u�ywa� j�zyka, by rozmawia� z lud�mi. Islandczyk pr�bowa� skoncentrowa� si� na otaczaj�cej rzeczywisto�ci. Ubrani na czarno ludzie, rozpozna� ju� ich mundury - komandosi z gwardii KGB, zbli�ali si� ostro�nie. Bro� mieli gotow� do strza�u. Na ich twarzach malowa�o si� wyra�ne zmieszanie. Pewnie zastanawiaj� si�, czy zabi� tego cz�owieka, kt�ry samotnie stan�� im na drodze. Z pa�k� przeciwko ludziom uzbrojonym w karabiny? Na my�l o tym Rolvaag u�miechn�� si�. �Oczywi�cie, �e powinni�cie mnie zabi� - prowadzi� z nimi milcz�c� rozmow�. - Je�li podejdziecie bli�ej, znajdziecie si� w zasi�gu mojej pa�ki i us�yszycie trzaski p�kaj�cych czaszek�. Kt�ry� z Rosjan zacz�� co� krzycze�. Rolvaag zrozumia� go wystarczaj�co, chocia� nie brzmia�o to tak mi�kko, jak m�wi�a major Tiemierowna. Grozili mu �mierci�. Rolvaag przesun�� si� na �rodek korytarza. Mierzy� do niego m�ody �o�nierz. Policjant zrobi� unik. Nag�y ruch spowodowa� ostry b�l w g�owie i Bjorn pomy�la�, �e je�li zemdleje, wszystko p�jdzie na marne. Jednak nic takiego si� nie sta�o i zdo�a� uderzy� m�odzika w krocze. Drugi cios pa�k� w szcz�k� pos�a� komandosa na pod�og� korytarza. Inny �o�nierz podnosi� karabin do strza�u. Rolvaag ruszy� prosto na niego. Za plecami us�ysza� niemo�liwe do zrozumienia chi�skie s�owa. Pomy�la�, �e najwy�szy czas co� zrobi� i rzuci� si� na Rosjanina. Pa�k� strzaska� mu kolana. Rosjanin wypu�ci� karabin. Rolvaag przewr�ci� przeciwnika i zacz�� go dusi�. Nad nimi rozp�ta�a si� strzelanina. Popatrzy� na twarz �o�nierza. By�a ju� wystarczaj�co purpurowa, by zwolni� uchwyt. Nagle zobaczy� nad sob� poplamione krwi� bia�e spodnie. Popatrzy� w g�r�. Pochyla�a si� nad nim chi�ska piel�gniarka, naj�adniejsza z tych, kt�re tutaj widzia�. Ukl�k�a obok i z u�miechem powiedzia�a mu kilka �agodnie brzmi�cych s��w. W odpowiedzi szepn�� jej, �e jest bardzo �adna. Oczywi�cie, nie zrozumia�a jego j�zyka, tak jak i on jej. Pomog�a mu wsta�. Poczu� tak silny b�l, �e musia� oprze� si� na ramieniu dziewczyny. Ruszyli powoli w stron� sali. Dla bezpiecze�stwa wszyscy przenie�li si� do jednej ci�ar�wki. Teraz stanowili mniejszy cel, zmala�o prawdopodobie�stwo, �e zostan� powt�rnie zaatakowani. Sarah w�tpi�a w to, �e rosyjskie helikoptery powr�c�, by si� nimi zaj��. Celem sowieckiego nalotu by�o zniszczenie obrony Pierwszego Miasta. Zbli�ali si� do p�askowy�u, na kt�rym znajdowa�a si� jedna z ma�ych niemieckich baz wypadowych. Sarah zna�a ten teren jak w�asn� kiesze�. Na pro�b� pu�kownika Manna pomaga�a jego oficerom sztabowym w opracowywaniu r�nych map. Przypomnia�a sobie, �e to John nam�wi� Manna do tego, a zrobi� to, by j� czym� zaj��. Chcia�, aby by�a daleko od dzia�a� wojennych. Kt� wpad�by na pomys� wykorzystania talentu ilustratorki ksi��ek dla dzieci do rysowania map wojskowych? Praca by�a do�� ci�ka i czu�a si� przy niej tak samo jak wtedy, gdy dosta�a pierwsze zam�wienie na ilustracje. Niemieckie hermetyczne namioty i stanowiska karabin�w maszynowych by�y ju� dobrze widoczne, ale tylko z ziemi. Ca�� baz� okala�o ogrodzenie pod napi�ciem. Podjechali do bramy, przy kt�rej sta�o kilku �o�nierzy w pe�nym rynsztunku bojowym. - Mam nadziej�, pani Rourke, �e jest jeszcze szansa powstrzymania ataku z powietrza na moje miasto. Jesczcze kilka nalot�w i zostan� z niego tylko ruiny - odezwa� si� przewodnicz�cy Pierwszego Miasta. Stra�nicy sprawdzili dokumenty i pozwolili im wyjecha� do �rodka. Samoch�d stan�� przed namiotem sztabu. Sarah zastanawia�a si�, czy jest jeszcze jaki� sens, �eby wraca� do Pierwszego Miasta. Chi�czycy mieli, co prawda, du�� i dobrze uzbrojon� armi�, ale brakowa�o im sprz�tu do zwalczania si� powietrznych. Nieugi�ta wola walki i odwaga - to zdecydowanie za ma�o przeciwko helikopterom. Przewodnicz�cy pom�g� Sarah wysi��� z ci�ar�wki. M�ody niemiecki oficer wypr�y� si� przed nimi na baczno�� i zasalutowa�. Wyci�gn�� r�k� do przewodnicz�cego, a nast�pnie do Sarah. Trzyma� jej d�o� przez chwil� tak, jakby by�o to co� niewyobra�alnie kruchego. Rozbawi�o j� to. Pewnie oficer nie wyobra�a� sobie, �e ta drobna kobieca d�o� potrafi zadawa� �miertelne ciosy. Na p�askowy�u szala� mocny zimny wiatr. Dwa helikoptery, b�d�ce na wyposa�eniu bazy, nieustannie dr�a�y, mimo �e by�y dobrze przymocowane do pod�o�a. Sarah poprawi�a owini�ty doko�a szyi d�ugi islandzki szal. - Panie przewodnicz�cy i pani Rourke, kontaktowa�em si� ju� z pu�kownikiem... - I...? - wymkn�o si� Sarah. Porucznik, przystojny blondyn o niebieskich oczach, teatralnym gestem przesun�� mankiet munduru i popatrzy� na zegarek. - Za pi�� minut i czterdzie�ci trzy sekundy wyl�duje tutaj pu�kownik Mann. Pu�kownik prosi pani� Rourke, aby wesz�a na pok�ad J7V. Pani zna doskonale sytuacj� i pomog�aby nam, wskazuj�c najpowa�niejsze dla jego eskadry cele. - Ale� oczywi�cie, polec�! - Propozycja Manna bardzo j� ucieszy�a. Nagle pomy�la�a o dziecku, kt�re w sobie nosi�a. Wiedzia�a, �e b�dzie ono Rourke�em, tak samo jak Michael i Annie. - Panie poruczniku, czy jest tu jakie� miejsce, gdzie mog�abym si� wyk�pa� przed przybyciem pu�kownika? Pan rozumie, jestem w ci��y i... Widz�c, �e m�ody oficer spuszcza oczy, Sarah u�miechn�a si� i wzruszy�a ramionami. Rozdzia� II - Kochanie, po�amiesz mi wszystkie ko�ci - szepn�a �agodnie Annie. Paul powr�ci� my�lami do rzeczywisto�ci, zwolni� u�cisk, ale dalej tuli� �on�. Przed chwil� dziewczyna sko�czy�a opatrywanie rannego w g�ow� Michaela. Gwa�towny wiatr rozwiewa� jej d�ugie w�osy. Do ich kryj�wki pod skalnym nawisem dociera�y ci�gle odg�osy bitwy. Obok Michaela le�a� rosyjski oficer. - Dlaczego on chcia� mnie uratowa�? - zapyta� Paula Rosjanin, zanim zapad� w g��boki sen. Paul nie zna� odpowiedzi. Patrzy� na czarny dym wype�niaj�cy niebo na p�nocy i zachodzie. Wszystko to przypomina�o biblijny Armageddon. Na samym dole jamy pod nawisem skalnym ukryli niemieckie motocykle, kt�re przewy�sza�y pod ka�dym wzgl�dem ich odpowiedniki sprzed pi�ciu wiek�w. By�y wyposa�one nawet w bro� pok�adow�, kt�ra bardzo im pomog�a w rajdzie przeciwko si�om Drugiego Miasta. Uda�o im si� odbi� Michaela i uratowali rannego Rosjanina. Mieli jeszcze zapasy syntetycznego paliwa, ale nie by�o dok�d ucieka�. Wydawa�o si�, �e si�y wroga, a w�a�ciwie wrog�w, zupe�nie ich otoczy�y. Han Lu Czen i Otto Hammerschmidt czuwali, ukryci w�r�d ska�. Paul popatrzy� na Mari� Leuden. Sta�a nad Michaelem i kurczowo zaciska�a d�onie. Na jej twarzy malowa�a si� ca�kowita bezradno��. Pomy�la�, �e Maria wola�aby mie� w tej chwili doktorat z medycyny, a nie z archeologii. - Wygl�da to na powierzchowne krwawienie. Chyba rana nie jest g��boka... Nie mo�emy tego sprawdzi�. Szkoda, �e go tu nie ma - szepn�a Annie. Paul nie przyj�� jej s��w jako krytyki. Bardzo go martwi� brak Johna. Podczas akcji odbijania Michaela co� dziwnego sta�o si� z Natali�. John wzi�� j� na sw�j motocykl, a jej maszyn� odda� Hanowi. P�niej, podczas ucieczki, zostali rozdzieleni. Nie widzieli ich ani nie nawi�zali z nimi kontaktu radiowego. To w�a�nie dziwi�o Paula, bo jego radio, zainstalowane w he�mie, dzia�a�o bez zarzutu. Pozostali tak�e nie mieli zastrze�e� do swoich radiostacji. Tak�e nadajnik Johna powinien dzia�a�, chyba �e sta�o si� co� z�ego i znale�li si� poza jego zasi�giem. Paul kurczowo trzyma� si� drugiej mo�liwo�ci i bardziej go to niepokoi�o ni� ich obecne po�o�enie. Znajdowali si� przecie� w samym �rodku dzia�a� rosyjskiej Kawalerii Powietrznej przeciwko si�om zbrojnym Drugiego Miasta. Ale to nie by�o takie wa�ne. Ci�gle s�ysza� uwagi Hana co do stanu Natalii. Absolutnie nie by�a �wiadoma tego, co si� dzieje, i mamrota�a bez przerwy imi� Johna, a to nie wr�y�o nic dobrego. Gdy schronili si� w g�rach, Annie powiedzia�a mu przez radio: - Czuj� co�... Paul, to Natalia! Przypomniawszy sobie jej s�owa, Paul kl�kn�� obok niej i zapyta�: - Annie, wspomina�a� wcze�niej co� o Natalii... - Tak... Teraz te� co� czuj�... Ona jest bardzo chora. Jej my�li to... chaos. Ale wyczuwam co� jeszcze... To smutek, rozpacz... To tak, jakby by�a na dnie g��bokiego do�u i nie mog�a si� stamt�d wydosta�. Ona si� boi. Paul popatrzy� �onie w oczy. Wiedzia�, �e go w tej chwili nie widzi, �e patrzy �przez� niego. Do�wiadcza�a teraz jakiej� wizji. Nikt nie wiedzia�, od kiedy dziewczyna posiada ten dar. Paul my�la� o tym czasem jak o przekle�stwie i wtedy ogarnia�o go przera�enie. - Gdzie ona jest, Annie? - Zimno. Bardzo zimno. Czuj� my�li taty obok niej, ale to jest tak jak s�aba... z�a transmisja radiowa. Potrafi� tylko powiedzie�, �e na pewno jest z ni�. To, co jest w niej... Annie pochyli�a g�ow� do przodu i zacz�a p�aka�. Nagle rozleg� si� g�os, kt�ry przestraszy� Paula. B�yskawicznie si�gn�� pod kurtk�. Odnalaz� wys�u�onego Browninga w sk�rzanej kaburze i zacisn�� r�k� na kolbie. - Ta kobieta, twoja �ona, czyta w my�lach... Paul przytuli� Annie i popatrzy� na rosyjskiego oficera, kt�ry siedzia� i obejmowa� d�o�mi g�ow�. Jego twarz by�a blada jak p��tno. - Tak - powiedzia� Paul. - Czy ona widzi przysz�o��? - My�l�, �e nie. - Ja nie mam takich zdolno�ci... Ale nie trzeba ich mie�, �eby wiedzie�, �e wszyscy jeste�my ju� martwi. Nie mamy �adnych szans. Oficer m�wi� po angielsku ca�kiem poprawnie, ale z rosyjskim akcentem. Paul nie odpowiedzia�, tylko przytuli� mocniej Annie. Wola� nie my�le� o tym, czy Rosjanin ma racj�. Rozdzia� III Oczy Natalii by�y puste. John tuli� do siebie prawie nagie cia�o dziewczyny. Czu� jego dr�enie i by� pewien, �e to nie z powodu szoku ani zimna. Chocia� te dwa powody wydawa�y si� najbardziej prawdopodobne. Rozbili si� na kraw�dzi przepa�ci i wpadli do p�yn�cej jej dnem rzeki. Woda by�a przejmuj�co zimna, a pr�d tak silny i gwa�towny, �e Rourke ledwo zdo�a� przyci�gn�� nieprzytomn� dziewczyn� do brzegu. �r�d�em jej dr�enia by�o co� znacznie gorszego i cho� John nie by� psychiatr�, m�g� pokusi� si� o wystawienie diagnozy. Analizowa� zachowanie Natalii w ci�gu kilku ostatnich tygodni i wszystko sta�o si� zupe�nie jasne. Jakkolwiek Johnowi brakowa�o odpowiedniego do�wiadczenia, to przypuszczenie, �e Natalia jest chora psychicznie, nie by�o pozbawione podstaw. Ca�kowicie straci�a kontakt z otoczeniem. By�a w g��bokiej depresji i cho� Rourke broni� si� przed zakwalifikowaniem tego stanu jako klasycznej psychozy maniakalno-depresyjnej, wiedzia�, �e to jest dok�adnie to. John przypomnia� sobie, �e ju� o wiele wcze�niej by�a bliska takiego stanu. W podwodnym rosyjskim mie�cie stan�a twarz� w twarz ze �mierci� z r�k m�a-psychopaty. Naszpikowana narkotykami, przes�uchiwana d�ugie godziny, torturowana... Ile� wysi�ku musia�a w�o�y� w to, aby nie da� si� z�ama�! P�niej on sam nauczy� j� technik przetrwania i odt�d ci�gle nara�a�a swoje �ycie dla ratowania innych. Gdy walczy� z jej m�em, W�adymirem Karamazowem, i obaj byli na kraw�dzi �mierci, ona zabi�a no�em cz�owieka, kt�ry oszuka� jej mi�o��. Rourke pami�ta� wyraz jej twarzy, gdy to robi�a. Podczas zamachu w Pierwszym Mie�cie znowu otar�a si� o �mier�. Musia�a ca�y czas walczy� z sob�, nigdy nie okazywa� s�abo�ci. Wzi�a udzia� w misji uwalniania Michaela i przez ca�y czas zbli�a�a si� do punktu krytycznego. Nagle John uzmys�owi� sobie co� jeszcze. Ona nikogo nie mia�a, �adnych bliskich, i to by�a jego wina. Przecie� kochali si�... Ale on jeszcze kocha� Sarah, kt�ra nosi�a w sobie jego dziecko. Co z jego honorem? By�o coraz zimniej. Obj�� Natali�, powtarzaj�c� jego imi� i rozp�aka� si�. Rozdzia� IV R�ce pu�kownika Manna, spoczywaj�ce na sterach J7V, przypomina�y Sarah d�onie czu�ego kochanka. Siedzia�a obok niego w kabinie helikoptera na miejscu drugiego pilota. W s�uchawkach s�ysza�a jego g�os: - Tu dow�dca �elaznego Krzy�a. Czerwony Klucz, zg�o� si�, odbi�r. G�os dow�dcy prawego skrzyd�a dochodzi� z nadzwyczajn� wyrazisto�ci�. Sarah nagle zda�a sobie spraw� z tego, �e jej wiedza na temat ��czno�ci jest op�niona o pi�� wiek�w. - Tu dow�dca Czerwonego Klucza, odbi�r. - Tu dow�dca �elaznego Krzy�a. Czerwony Klucz, wykona� zadanie. Powtarzam - wykona�! Odbi�r. - Tu dow�dca Czerwonego Klucza. Rozkaz! Bez odbioru. W chwil� p�niej prawe skrzyd�o wy�ama�o si� z szyku, kieruj�c si� ku p�nocy. - Tu dow�dca �elaznego Krzy�a. Czarny Klucz, wykona�. Odbi�r. - Tu dow�dca Czarnego Klucza. Rozkaz! Bez odbioru. Lewe skrzyd�o skr�ci�o w prawo, zesz�o ni�ej i przelecia�o pod ich helikopterem, te� kieruj�c si� ku p�nocy. Byli ju� blisko Pierwszego Miasta, kt�re z g�ry swym kszta�tem przypomina�o kwiat o szerokich p�atkach. Nad miastem, jak r�j k��liwych os, kr��y�y sowieckie helikoptery. - Prosz� si� nie obawia�, pani Rourke. Ta maszyna jest bardzo zwrotna i szybsza od sowieckich. Dzi�ki ostatnim udoskonaleniom praktycznie jest te� nie do zestrzelenia przez ich bro� pok�adow�. Prosz� mnie alarmowa�, je�li nasz ogie� m�g�by uszkodzi� jakie� wa�ne obiekty miasta. - Tak, oczywi�cie, pu�kowniku. - Dzi�kuj�, pani Rourke. Jaka� zab��kana rakieta przelecia�a blisko prawej burty. Kobieta odruchowo skuli�a si� w fotelu. - Tu dow�dca �elaznego Krzy�a. Ramiona �elaznego Krzy�a, atakujemy. Powtarzam, do ataku! Trzyma� si� blisko mnie. Wchodzimy! Pu�kownik popatrzy� na lewo i rzek� surowo: - Hoffsteder! Bli�ej mnie! - Tak jest, panie pu�kowniku! - Remenschneider, we�cie te dwa podobne do wie� obiekty na wodzie. Sarah poczu�a, jak �o��dek podje�d�a jej powoli do gard�a. - Pu�kowniku, ten lej z lewej strony to g��wne wej�cie do miasta. Gdyby Rosjanie je zdobyli, mogliby wykorzysta� wewn�trzny system kolejki do przemieszczenia si� po ca�ym mie�cie. - Rozumiem, pani Rourke. Dzi�kuj�. Helikopter wchodzi� w lot nurkowy. Sahar kurczowo wpi�a palce w por�cze fotela. - Tu dow�dca �elaznego Krzy�a. Jahns, uwa�ajcie na m�j ogon. Odbi�r. - Tu �elazny Krzy� Trzy. Przyj��em. Bez odbioru. Siedem sowieckich helikopter�w sformowa�o �uk kilkaset metr�w przed pozycjami Chi�czyk�w, broni�cych dost�pu do g��wnego wej�cia. W pozycje Chi�czyk�w Sowieci wstrzeliwali si� jak na �wiczeniach. Odpalali rakiety, kt�re smugami znaczy�y niebo i prowadzili ogie� z dzia�ek pok�adowych. Sarah zastanawia�a si�, jak d�ugo sowiecka armada mo�e tak strzela�. Przecie� Rosjanie musz� kiedy� uzupe�ni� amunicj�. J7V zrobi� nagle beczk�. Sarah straci�a na chwil� oddech. - Prosz� mi wybaczy�, pani Rourke. Maszyna wroga. Powinienem bardziej uwa�a�, przepraszam - us�ysza�a g�os Manna. Patrzy�a na jego szybko poruszaj�ce si� palce. Tr�ci� kciukiem ma�� czerwon� pokrywk� i nacisn�� guzik. Przez kad�ub przesz�o wyczuwalne dr�enie. Mann wystrzeli� rakiet�. Sarah wpatrywa�a si� jak zahipnotyzowana w jej smug�, prowadz�c� w stron� sowieckich helikopter�w. Jedna z maszyn eksplodowa�a. Mann ostro pochyli� maszyn� na lew� burt�. Kula ognia zgin�a z ich pola widzenia. R�ce pu�kownika poruszy�y si� znowu. Dwa helikoptery obr�ci�y si� o sto osiemdziesi�t stopni i otworzy�y ogie� z dzia�ek pok�adowych. Oczy Sarah pod��y�y �ladem pocisk�w smugowych, wystrzeliwanych z dzia�ek J7V. Kolejny helikopter stan�� w ogniu. Znowu ostry zakr�t i przepraszaj�cy g�os Manna: - Prosz� mi wybaczy�, ale... - Wszystko w porz�dku, pu�kowniku - przerwa�a mu. - Jest pani bardzo wyrozumia�a. Nast�pne pociski roztrzaska�y wirnik na ognie drugiego helikoptera. Pilot musia� straci� kontrol� nad sterami i maszyna spada�a na ziemi�, ci�gn�c za sob� warkocz dymu. J7V zacz�� gwa�townie si� wznosi� i Sarah wci�ni�ta w fotel przypomnia�a sobie pewne zdarzenie. Ot� kiedy� wraz z Johnem wzi�li dzieci na przeja�d�k� ma�ym statkiem, przeznaczonym do przybrze�nych rejs�w. Sarah rozchorowa�a si� wtedy, a odczuwane teraz nudno�ci by�y bardzo podobne do tamtych. - Pu�kowniku! - Znowu przepraszam, ale naprawd� nie mo�na by�o tego unikn��. - Uwaga! - krzykn�a, wskazuj�c na helikopter. - Nie ma o co si� martwi�, pani Rourke. Zaraz si� nim zajm�. Dzia�ka zacz�y strzela�. Rosyjska maszyna eksplodowa�a w odleg�o�ci mniejszej ni� sto metr�w od nich. Po ostrym manewrze Mann ponownie przeprosi� i powiedzia�: - Ju� prawie z tego wyszli�my. Chyba nie by�a to zupe�na prawda, bo nim sko�czy� m�wi�, robili ju� beczk�. Sarah my�la�a, �e tym razem zwymiotuje. Maszyna zadr�a�a. Rakiety z wyrzutni na burtach zosta�y wystrzelone. Prawie jednocze�nie dwa helikoptery przeciwnika eksplodowa�y. Mann poderwa� maszyn� ostro do g�ry. Sarah patrzy�a, jak w ich stron� nadlatywa�o kilkana�cie nieprzyjacielskich maszyn. - Pu�kowniku! - Widz� ich, pani Rourke. Zaraz przeprowadzimy selekcj�. Nale�� si� pani gratulacje. Przy skr�cie w prawo po�o�y� maszyn� na burt�. Nagle za chmur wy�oni�y si� dwa sowieckie helikoptery. - Jahns! Os�aniaj mnie! - Tak jest, panie pu�kowniku! Mann znowu poderwa� maszyn� ostro w g�r� i nagle wykona� gwa�towny zwrot. Przeci��enia by�y okropne. - Pu�kowniku! Nie chc�... - Tak, rozumiem... - Odpali� rakiet�. - Prosz� si� dobrze trzyma�! Zrobi� jeszcze jeden zwrot, a potem zanurkowa�. Eksplozja nast�pi�a tu� przy lewej burcie. Sarah widzia�a, jak rosyjski helikopter dosta� rakiet� prosto w kabin�, a g��wny wirnik oderwa� si� od kad�uba. Po chwili straci�a go z oczu. - Jeszcze troch� musi pani wytrzyma�! Zrobi� unik i odpali� rakiety. Helikopter wroga, widoczny po lewej, zamieni� si� w kul� ognia. J7V wyr�wna� lot. - Jans! Zbierz wszystkie za�ogi �elaznego Krzy�a i oczy��cie niebo. Bez odbioru. Zacz�li wchodzi� na wysoki pu�ap. - Jeszcze raz pani� przepraszam, pani Rourke. Nie powinienem sobie pob�a�a�. Teraz wy��czamy si� z walki i b�dziemy tylko obserwowa� naszych pilot�w. - Dzi�kuj�, pu�kowniku - powiedzia�a i popatrzy�a na swoje d�onie kurczowo zaci�ni�te na por�czach fotela. Rozdzia� V Kurinami wysiad� z helikoptera. �nieg powoli sypa� na obracaj�cy si� g��wny wirnik. Akiro wytar� d�onie o lotniczy kombinezon. By�y spocone i szybko zmarz�y. Stan�� obok strzelca pok�adowego. - Byli�cie dobrzy. Mo�ecie zawsze ze mn� lata�. - Dzi�kuj�, panie poruczniku. U�cisn�li sobie d�onie. Japo�czyk rozejrza� si� po p�ycie lotniska. By�a ca�kowicie zryta przez pociski. Wsz�dzie widnia�y do�ki wielko�ci pi�ci, a nawet leje g��bokie na dwa metry. S�ysza� kiedy� opowie�ci o pierwszej wojnie �wiatowej, podczas kt�rej �o�nierze cz�sto ton�li w lejach wype�nionych wod�. Sze�� helikopter�w nie zd��y�o wzbi� si� w powietrze. Zosta�y zniszczone na ziemi. Ich powyginane szcz�tki tli�y si� jeszcze. Rosjanie zdo�ali zestrzeli� pi�� maszyn. Gdyby pu�kownik Wolfgang Mann nie podwoi� tutaj si�, zwyci�stwo Sowiet�w by�oby pewne. Wi�kszo�� nowych konstrukcji w bazie �Edenu� le�a�o w gruzach. Jeden z wahad�owc�w by� prawie zniszczony, inny mia� lekkie uszkodzenia. Porucznik wola� nie wiedzie�, jakie s� straty w ludziach. Jakkolwiek istnia�y pewne r�nice pogl�d�w pomi�dzy nim, a komandorem Doddem, dow�dc� �Edenu�, to wa�niejsze by�o pi�ciowiekowe �pokrewie�stwo�. Byli przecie� jedn� astronautyczn� rodzin�. Strata jednego wsp�towarzysza bola�a tak jak strata kogo� bliskiego, siostry czy brata. �ona Kurinamiego i jego rodzina zgin�li w czasie Wielkiej Po�ogi, gdy atmosfera uleg�a jonizacji i ca�e niebo stan�o w p�omieniach. Tak przynajmniej my�la�. Mogli przecie� zgin�� w Noc Wojny. Tak bardzo pragn��, by sko�czy�o si� to wieczne zabijanie. Atak wroga zosta� odparty, ale obro�cy miasta i bazy ju� mieli informacje o ma�ych grupach komandos�w wysadzanych przez helikoptery. Nawet obecno�� bardzo nielicznych sowieckich si� l�dowych mog�a zwiastowa� przygotowanie do ofensywy. Kurinami zamy�li� si�: �Ciekawe, na jak d�ugo zapasy amunicji i syntetycznego paliwa wystarczy�yby w czasie d�ugotrwa�ej obrony? Omijaj�c leje, szed� w kierunku centrum dowodzenia. Wydawa�o si� nienaruszone. Sta� przed nim nowy niemiecki dow�dca, kapitan Horst Bremen. Mia� rozpi�ty mundur, a w prawej r�ce trzyma� karabin. - Kurinami, tutaj! Japo�czyk przy�pieszy� kroku, widz�c, �e tamten ruszy� energicznym krokiem w jego stron�. Spotkali si� obok szcz�tk�w jednego z helikopter�w, kt�ry ci�gle dymi�. To dopala�y si� resztki syntetycznego paliwa. - My�lisz, �e mog� powr�ci�? - Tak, kapitanie. Zdaje si�, �e nic nas przed tym nie uchroni. - Katastrofa jest nieunikniona, ale my j� musimy uprzedzi�. Mam informacje z kwatery g��wnej Nowych Niemiec, �e dostaniemy posi�ki za trzydzie�ci sze�� godzin. W tym czasie na pewno si� pojawi�. Kwatera g��wna jest bardzo zaniepokojona rozwojem sytuacji. Ot� Sowieci zaatakowali Nowe Niemcy, ale zostali odparci. To nie koniec ich akcji. Zaatakowali tak�e nasz� baz� obok Gminy Hekla na wyspie Lydveldid. Ci�kimi nalotami n�kaj� Pierwsze Miasto. Musimy u�y� wszelkich mo�liwych �rodk�w, by utrzyma� baz� �Edenu�. Mo�e zdo�amy odeprze� drugi atak, ale trzeci b�dzie ostatnim. Potrzebuj� ci� na ochotnika. - Na ochotnika? - powt�rzy� Kurinami. Nie by� pewny, czy dobrze zrozumia� kapitana. - Ma�y atak dywersyjny na sowieck� baz� helikopter�w m�g�by nam da� to, czego najbardziej potrzebujemy - czas. Nie spodziewaj� si� kontrataku. Je�li si� nie zgodzisz, nie wyci�gn� z tego �adnych konsekwencji. Jeste� jednak najlepszym pilotem i masz du�e do�wiadczenie bojowe. To mo�e by� akcja, z kt�rej nie wr�cisz. - A czy kiedykolwiek by�o inaczej? - szepn�� Kurinami. - W takim razie zgadzasz si�? - Czy b�d� mia� czas... - zacz�� Japo�czyk. - Twoja pani doktor pomaga rannym, poruczniku. Maszyny b�d� gotowe za pi�tna�cie minut. - �o�nierz, kt�ry podczas mojego ostatniego lotu obs�ugiwa� karabin jest mechanikiem, ale chcia�bym, aby znowu ze mn� polecia�. Jest dobry. - Za�atwi� to, jakkolwiek formalnie konieczna jest jego zgoda. Wszyscy ludzie, kt�rych poprowadzisz, to ochotnicy. - Rozumiem. - Kurinami skin�� g�ow�. - Nie mog� tego poj�� - powiedzia�a Murzynka ze �zami w oczach. Kurinami przytuli� Elaine. Stara� si� nie s�ysze� j�k�w rannych, dochodz�cych zza szarego przepierzenia, oddzielaj�cego w�sk� alkow� od reszty hangaru, po�piesznie przerobionego na polowy szpital. - Dlaczego ty? Nie rozumiem tego! - A dlaczego ty jeste� tutaj, zajmujesz si� rannymi? Dlaczego nie robisz czego� innego? - Bo ja... Niech diabli porw� twoj� cholern� logik�! Po�o�y�a g�ow� na jego piersi. - Prosz�, uwa�aj na siebie. Chcia� jej wszystko obieca�, �e nie umrze, �e wr�ci ca�y i zdrowy, ale zamiast tego przytuli� j� mocniej i poca�owa�. Rozdzia� VI Rubenstein zatrzyma� motocykl. Po chwili do��czy� do niego Otto Hammerschmidt. Paul przem�wi� do mikrofonu: - John? Czy mnie s�yszysz? Tu Paul. Odezwij si�, John. Odbi�r. Otto podni�s� szybk� kasku i Paul ujrza� wyra�nie jego zatroskan� twarz. Kilkakrotnie ponawiane pr�by nawi�zania ��czno�ci z Johnem nie da�y �adnego efektu. Zostawili pozosta�ych w jamie pod nawisem i we dw�ch ruszyli na poszukiwanie. Przejechali oko�o dwudziestu pi�ciu kilometr�w w stron� Drugiego Miasta, niebezpiecznie zbli�aj�c si� do linii frontu. Paul mia� nadziej�, �e John i Natalia ukryli si� gdzie� w granicach zasi�gu radia. Zimny wiatr przynosi� ci�ki zapach p�on�cego syntetycznego paliwa, kt�rego Rosjanie u�ywali zamiast napalmu. - A je�li oni nie �yj�? Paul zdj�� kask. - Oni �yj�! - Czy odrzucasz my�l o tym, �e mogli zgin��? - Nie! Pojedziemy dalej na p�noc. Mo�e zauwa�ymy jakie� znaki albo w ko�cu znajdziemy si� w zasi�gu ich radia. - Paul, zastan�w si�. Tam roi si� od sowieckich helikopter�w. Co z twoj� �on�? Co z Michaelem? Pozw�l, pojad� sam. Na mnie nikt nie czeka. My�l�, �e dla �o�nierza tak jest najlepiej. - Mo�e tak, mo�e nie. Nawet nie my�l o tym, �e pojedziesz sam. Poza tym bardzo mi przyjemnie podr�owa� w twoim towarzystwie - zako�czy� Rubenstein z u�miechem. - My, m�czy�ni, jeste�my dziwnymi stworzeniami. Wiem, Paul. Nie zrezygnujesz z poszukiwania swego najlepszego przyjaciela. Gdy by�em ch�opcem, mia�em bliskiego przyjaciela. Nazywa� si� Fritz. Uwielbiali�my wspina� si� po g�rach, chocia� mia�em l�k wysoko�ci. Oczywi�cie stara�em si� nigdy tego nie okazywa�. Pewnego razu lina zahaczy�a si� o co� i gdy pr�bowa�em j� uwolni� - p�k�a. Straci�em Fritza z oczu. Pr�bowa�em si� do niego opu�ci�, ale lina by�a za kr�tka. Wo�a�em go i gdy nie odpowiada�, rozp�aka�em si�. Pobieg�em po pomoc. Przypadkowo trafi�em na patrol stra�y granicznej. Kiedy �o�nierze go wyci�gali, by� nieprzytomny. Na szcz�cie Fritz nie odni�s� ci�kich obra�e� i szybko doszed� do siebie. Pami�tam, jak pierwszy raz odwiedzi�em go w szpitalu. U�cisn�li�my sobie mocno d�onie i opowiedzia�em mu jaki� �wi�ski kawa� o �ydach... - Otto przerwa� zmieszany. - Przepraszam, ale nauczono nas wtedy my�le� w ten spos�b. Nigdy nie powiedzia�em Fritzowi, jak bardzo by�em przestraszony, �e on umar� i ju� nigdy nie b�dziemy si� razem wspina�. Nawet ojcu nie przyzna�em si� do p�aczu. Nic dziwnego, �e kobiety uwa�aj� nas za postrzelonych. Za�o�yli kaski i Paul ponowi� wezwanie: - John? Czy mnie s�yszysz? Tu Paul. Odbi�r. Nic. Tylko cisza. Rourke otuli� Natali� we wszystko, co ciep�ego mia� pod r�k�. Siedzia� teraz w kucki obok ma�ego ogniska, kt�rego rozpalenie zaryzykowa�. Mia� na sobie ci�gle wilgotny bawe�niany podkoszulek i kalesony. D�insy i skarpety wraz z bielizn� Rosjanki suszy�y si� przy ogniu. Teraz nie opuszcza�a Johna troska o schronienie i po�ywienie. Radio mog�oby rozwi�za� te problemy. Niestety, he�my zamok�y i kontakt m�g� zosta� przerwany. Nie by� tego pewien. Mo�e to by�a tylko kwestia zasi�gu. A mo�e Rosjanie zag�uszaj�? Rourke rozejrza� si� doko�a, szukaj�c wzrokiem jakiego� schronienia. Musia� si� �pieszy�, bo noc w g�rach zapada szybko i towarzyszy temu gwa�towny spadek temperatury. Wsz�dzie widzia� tylko ska�y, ja�owe pustkowie bez �adnych zag��bie�, nadaj�cych si� na kryj�wk�. By�o jasne, �e musi si� st�d ruszy� i poszuka� odpowiedniego miejsca. - Niech to cholera! - mrukn��. Postanowi� tymczasem oczy�ci� bro�. Z bli�niaczymi Detonikami sprawa by�a do�� prosta. Dawa�y si� �atwo rozk�ada� i nie zaj�o mu to du�o czasu. Zupe�nie inaczej mia�a si� sprawa z rewolwerem Smith & Wesson. Przy pomocy wyj�tego z chlebaka �rubokr�tu roz�o�y� go do najmniejszej cz�ci. Skrupulatnie usun�� wilgo�, kt�ra znalaz�a si� nawet pod ok�adkami r�koje�ci. Naoliwi� wszystkie cz�ci broni. Oceni�, �e Natalia by�aby w stanie przej�� najwy�ej trzy - cztery mile. Wtedy osi�gn�liby lini� drzew i by� pewien, �e znalaz�by tam dobre schronienie. Mo�e amunicja w �adownicach: dwunastogramowa do czterdziestek pi�tek i jedenastogramowa do magnum by�a produkowana przez Niemc�w na podstawie dokumentacji dostarczonej przez Rourke�a. Je�li tak, doktor m�g� si� nie obawia�, �e naboje zamok�y. Wr�ci� nad rzek�, by umy� r�ce brudne od smaru. Wyszorowa� je piaskiem i wyp�uka� w lodowatej wodzie. Pomy�la�, �e gdzie� po drugiej stronie rzeki jego dzieci znalaz�y kryj�wk�. Nie zdo�a�by przetransportowa� Natalii na drugi brzeg. Mo�e w dole rzeki by� jaki� most. Nie, to bez sensu. Przechodz�c po nim, znale�liby si� bli�ej Sowiet�w i Chi�czyk�w. Przypomnia� sobie opowie�ci Hana o wilkach, wypuszczonych z Drugiego Miasta. S�dzi� jednak, �e to dzikie psy. �Mo�e Chi�czycy wypu�cili te� inne zwierz�ta, kt�rymi te niby-wilki mog�yby si� �ywi�? Tak, na pewno jakie� kr�liki, a mo�e nawet jak�� wi�ksz� zwierzyn� �own�. Trzeba poszuka� trop�w! Wr�ci� do ogniska i usiad� po turecku. Przykry� Natali� arktyczn� kurtk� z futrzanym kapturem. Si�gn�� po skarpety. By�y sztywne, ale ciep�e i suche. Za�o�y� je po rozmasowaniu zmarzni�tych st�p. D�insy by�y wilgotne tylko na szwach, wi�c nie by�o ju� co zwleka� z ich za�o�eniem. Zasznurowa� buty i od razu poczu� si� lepiej. Za�o�y� na pas �adownice, pochw� no�a Crain LS-X i kabur� rewolweru. Zapi�� solidn� mosi�n� sprz�czk�. Do kabury wsun�� rewolwer Smith & Wesson. Nie by� tak dobry jak Python, kt�ry zosta� uszkodzony na ska�ach niedaleko schronienia. Za�o�y� na siebie kabur� Alessi, utrzymuj�c� pod pachami dwa bli�niacze Detoniki. Podni�s� kurtk� i pochyli� si� nad dziewczyn�. - Natalia, obud� si�! Prosz�! W jej nagle otwartych oczach wida� by�o taki strach, �e Rosjanka przez chwil� przypomina�a sp�oszone zwierz�. - Musisz si� ubra�. Przejdziemy si� troch� i p�niej znowu odpoczniesz. Twoje rzeczy s� ju� suche. Po�o�y� obok niej bielizn�, ale nie zrobi�a najmniejszego ruchu, by j� w�o�y�. - Natalia, prosz�! W og�le nie reagowa�a i patrzy�a tak, jakby Johna wcale tu nie by�o. - Musisz si� ubra�. Zostawi�em ci m�j we�niany sweter. Pami�tasz, zawsze m�wi�a�, �e musi by� bardzo ciep�y. Prosz�, jest tw�j. B�dzie ci w nim ciep�o. Odkry� j�. Nie stawia�a �adnego oporu. Widzia� ju� jej nagie cia�o kilkana�cie razy. Nie zrobi�a nic, by zas�oni� piersi czy �ono. - Natalia! Prosz�. Jego r�ce wydawa�y mu si� za wielkie, gdy niezr�cznie ubiera� j� w delikatn� koronkow� bielizn�. Michael otworzy� oczy i natychmiast je zmru�y� z powodu b�lu w g�owie. Powt�rnie ostro�nie rozchyli� powieki i zobaczy� nad sob� twarz, kt�ra spogl�da�a na niego z mi�o�ci�. By�a okolona kasztanowymi w�osami i mia�a zielonoszare oczy za szk�ami okular�w w drucianych oprawkach. - Michael? - Cze��. - Michael! - Nie krzycz. Boli mnie g�owa. Poca�uj mnie. Gdy tuli� j� do siebie, poczu�, �e dziewczyna p�acze. Rozdzia� VII Przebudzi�a si� w �rodku nocy. Jej nocna koszula by�a wilgotna. Przy �wietle �wiecy zobaczy�a krew. Wiedzia�a, co to oznacza. Nie mog�a p�niej zasn��. Jedno �ycie si� sko�czy�o. Rankiem zwierzy�a si� matce ze swego sekretu. Od tej pory matka nieustannie p�aka�a. Ojcu i bratu kazano opu�ci� dom. Pierwszy cykl menstruacyjny oznacza� pocz�tek nowego �ycia. Przeznaczenie dope�ni�o si�. W dniu urodzin ofiarowano j� na s�u�b� b�stwu. Mia�a by� jedn� z Dziewic S�o�ca. Nigdy wi�cej nie ujrza�a rodziny. Zast�pi�y j� siostry z najwi�ksz� po�r�d nich kap�ank� - Najdoskonalsz�, jako matk�. Teraz b�g by� jej ojcem i dawc� �ycia. Musia�a si� nauczy� pos�usze�stwa i pokory wobec boga i innych si�str. Robi�a wszystko, co jej kazano. Wykonywa�a najbardziej upokarzaj�ce prace. Kszta�towa�o to jej charakter. Ka�dego ranka i wieczorem porzuca�a szar� robocz� sukni�. Przywdziewa�a wtedy �nie�nobia�e szaty Dziewic, by s�u�y� bogu. M�czy�ni nie mogli si� do nich zbli�a�, bo by�y po�lubione bogu. D�ugo czeka�a na objawienie jego tajemniczej si�y i pot�gi b�stwa. Jednak nigdy to si� nie sta�o. Za to objawi� si� jej Mao, kt�remu oddawa�a cze�� wcze�niej ni� bogu. Mao nie musia� udowadnia� swego istnienia. Jego te� bardziej wielbi�a. Wiele godzin sp�dzi�a na kolanach przed o�tarzem S�o�ca tak jak i inne Dziewice. Ile� razy le�a�a krzy�em i ca�owa�a zimne kamienie pod�ogi? A� wreszcie Najdoskonalsza wezwa�a j�, by udowodni�a swoj� doskona�o�� w pos�udze przy o�tarzu. I sta�a si� najwa�niejsz� po�r�d si�str - Najdoskonalsz�. Wyg�osi�a wtedy sakraln� formu��: - Ten, kt�remu oddajemy cze��, jest naszym jedynym bogiem. Pod jego wieczn� opiek� oddajemy nasze �wi�te miasto. Ci, kt�rzy zw�tpi�, i ci, kt�rzy podnios� r�k� na �wi�te miasto, zgin� w ogniu jego gniewu. S�u�y�a bogu d�u�ej ni� dziesi�� lat, zanim zda�a sobie spraw� z natury �wi�to�ci b�stwa. Jako Najdoskonalsza mia�a dost�p do zakazanych ksi�g. B�g by� w istocie S�o�cem, w ca�ym p�omiennym majestacie. Teraz trzydziestoletnia Najdoskonalsza sta�a przed o�tarzem. Za ni� �ukiem le�a�y na kamiennej posadzce dziewice, recytuj�ce mantr� z tak� �arliwo�ci�, do jakiej sama si� nigdy nie zmusi�a. Zacz�a wymawia� �wi�te imiona i dotyka� �wi�tych symboli. Na ekranie pojawi�y si� zawi�e wzory i wtedy b�g przem�wi�. Jego s�owa tchn�y moc� i majestatem. - Termonuklearne g�owice bojowe, system czterna�cie, typ trzy. Bateria dwadzie�cia dziewi�� uzbrojona. Zaczyna si� odliczanie. Wkr�tce wszystkie dost�pi� �aski zjednoczenia z b�stwem. Rozdzia� VIII Michael us�ysza� g�os przyjaciela Han Lu Czena i otworzy� oczy. Na moment powr�ci� b�l g�owy. Wystarczy�o jednak na chwil� zacisn�� powieki, by ust�pi�. Zobaczy� stoj�c� nad nim Annie i u�miechn�� si�. By�o to bardzo zabawne widzie� t� zacietrzewion� feministk� w spodniach. - Bitwa toczy si� coraz bli�ej nas. Nie wygl�da to najlepiej - powiedzia�a Annie. Po chwili Michael us�ysza� inny g�os, g�os Prokopiewa - majora KGB i nowego dow�dcy gwardii KGB. - S�dz�, �e najrozs�dniej by�oby, gdyby�cie dobrowolnie si� poddali. Mog� zagwarantowa� wam bezpiecze�stwo w podzi�ce za troskliw� opiek� i ryzykowanie w�asnym �yciem dla uratowania mnie, ale, niestety, by�oby to chwilowe wyrwanie si� z opresji. Ca�a rodzina Johna Rourke�a jest zaocznie skazana na kar� �mierci. Na to nie mam �adnego wp�ywu, chocia� prywatnie bardzo chcia�bym wam pom�c. - Wierz�, majorze - odpowiedzia�a Annie. - Kiedy ruszymy, mo�emy wskaza� panu w�a�ciw� drog�. - To nie b�dzie m�dre. Przecie� jestem drogocennym zak�adnikiem. No c�, jak si� okazuje, to wszystko, co wam mog� ofiarowa�. Je�li trafimy na Chi�czyk�w z Drugiego Miasta, b�d� walczy� po waszej stronie. Michael z trudem podni�s� g�ow� i powiedzia�: - Jeste� uczciwym cz�owiekiem, Wasyl. - Michael! - Annie rzuci�a si� na kolana obok brata. - Czuj� si� dobrze. Przynajmniej tak mi si� zdaje. Ale, na Boga, ten b�l rozsadza mi czaszk�. Maria ukl�k�a obok m�a. Pochyli�a si� nad nim i poca�owa�a go w czo�o. - Och, Michael... - Szybko doszed�e� do siebie, Michaelu Rourke. - Rosjanin u�miechn�� si�. - Wiesz, to cz�� bycia Rourke�em - odpowiedzia� z u�miechem i zapyta�: - Co si� sta�o? - Witaj w�r�d �ywych. Wracam na sw�j posterunek - rzuci� Han, znikaj�c z oczu Michaelowi. - Gdzie jest... - Paul i Otto. - A ty dosta�e� mieczem w g�ow�. Michael dotkn�� banda�y na g�owie i szepn��: - Cudownie. Czy moja bro�... - Han ma tw�j sprz�t. Pami�tasz, jak mia� by� twoim katem? Michae� kiwn�� g�ow� i nagle zda� sobie spraw� z pope�nionego b��du. Ten okropny b�l w czaszce... - Ju� dobrze. Ojciec i Natalia... Ach! Co... - Znowu skrzywi� si� z b�lu. - Doktor Rourke i major Tiemierowna... - zacz�� Prokopiew - oddzielili si� od nas w trakcie ucieczki. Od tego czasu nie mamy od nich wiadomo�ci. - Paul i Otto szukaj� ich. Mog� si� z nimi skontaktowa� przez radio - zaproponowa�a Annie. Michael pr�bowa� usi��� i nagle zrobi�o mu si� tak s�abo, �e o ma�o zn�w nie straci� przytomno�ci. Natalia ledwo pow��czy�a nogami. Sz�a tak, jakby absolutnie nie mia�a �wiadomo�ci tego, co robi. John musia� ca�y czas j� przytrzymywa�. Kosztowa�o go to wiele wysi�ku, bo ka�dy nieostro�ny krok na �liskich ska�ach m�g� by� fatalny w skutkach. Natalia co jaki� czas powtarza�a jego imi� jak jakie� tajemne zakl�cie. Na jej twarzy pojawia� si� wtedy u�miech i wygl�da�o to tak, jakby co� w tej chwili �ni�a. Johnowi zacz�o doskwiera� prawe rami�, w kt�re dosta� lekki postrza�. Odczuwa� ju� ci�ar broni. Poniewa� nie ufa� Natalii, odebra� jej pistolety. Ni�s� teraz bli�niacze Detoniki, dwa Scoremastery, a tak�e jej Smith & Wessona 357 i Walthera z t�umikiem. Do tego kilka no�y oraz dwa he�my, kt�rych nie m�g� porzuci� ze wzgl�du na wewn�trzne systemy radiowe. Chcia� je jeszcze raz gruntownie sprawdzi�. - John... John... John... - Jestem tutaj. Jak�e m�g�bym ci� opu�ci�! - John... John... - Natalia, prosz�, nic nie m�w. Po prostu idziemy na spacer. Nie puszczaj mojej d�oni. Jestem przy tobie. Rozdzia� IX - Raport z Hekli, towarzyszu pu�kowniku. - Przeczytajcie, kapralu. - Tak jest, towarzyszu pu�kowniku. �Kwatera g��wna dowodzenia. Kod pomara�czowy. Operacja BURZA. Sektor sigma. Post�py przeciwko sto�kowi Hekli. Ci�kie walki w bazie wroga na zewn�trz sto�ka. Straty w ludziach i sprz�cie oko�o trzyna�cie procent powy�ej przewidywanych. Idziemy do przodu. Potrzebny powietrzny parasol�. - Wszystko w porz�dku. Spr�buj za�atwi� mu wsparcie z powietrza - westchn�� Antonowicz i ruszy� szybkim krokiem przez centrum koordynacji do wyj�cia. Chcia� wyj��, nim nadejd� kolejne raporty. Wszystko sz�o tak, jak przewidywa�. Co prawda straty by�y nieco wy�sze od zak�adanych, ale nie by�y zbyt dotkliwe. Wyszed� na �wie�e mro�ne powietrze. Ci�gle nie by�o wiadomo�ci od Aczy�skiego. Gdyby mu si� uda�o, zwyci�stwo by�oby pewne. Us�ysza� za sob� kroki. Odwr�ci� si� gwa�townie i zobaczy� adiutanta. - Towarzyszu pu�kowniku, Aczy�ski melduje, �e linie obrony wroga prze�amane i kontynuuje atak na Drugie Miasto. - Czy wspomina� co� o rakietach? - Nie, �adnej wzmianki. Mog� si� z nim zaraz skontaktowa� towarzyszu pu�kowniku. - Nie, nie teraz. Pozw�lmy mu dzia�a�. Anton