3952

Szczegóły
Tytuł 3952
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3952 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3952 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3952 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Helena Zawistowska O zaginionych �eglarzach i lataj�cej szafie Ilustrowa�a Justyna P�o�ska-Stopikowska 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 Rozdzia� pierwszy TAJEMNICZA SPRAWA Ta przedziwna historia, kt�ra wydarzy�a si� dawno, dawno temu, mia�a sw�j pocz�tek w pewnym mie�cie po�o�onym nad brzegiem morza. Miasto, ludne i gwarne, s�yn�o ze swej wspania�ej floty, najwi�kszej w tej cz�ci �wiata i z najwi�kszej, najpi�kniejszej na tym wybrze�u latarni morskiej. Mieszka�cy byli bardzo dumni i z okr�t�w o pysznych �aglach, i z latarni morskiej, a byliby jeszcze bardziej dumni, gdyby wiedzieli, �e w mie�cie jest lataj�ca szafa. Ale na razie nikt nie wiedzia�, �e jest ona lataj�ca, bo jej wygl�d i zachowanie by�y zupe�nie normalne. Wi�kszo�� m�czyzn w tym mie�cie � to �eglarze. Jedni, jako rybacy wyp�ywali codziennie na swych �odziach na po�owy, inni jako marynarze �eglowali na okr�tach po dalekich morzach i oceanach. I wszyscy byli zadowoleni i szcz�liwi. A� zacz�y si� dzia� dziwne i straszne rzeczy. Oto jednego dnia, nie wiadomo dlaczego, nie wr�cili do portu rybacy. Nie by�o burzy, kt�ra zatopi�aby �odzie, nie by�o te� pirat�w. Tak przynajmniej twierdzili marynarze z okr�t�w, kt�re dniem i noc� strzeg�y wybrze�y. Od tego dnia znika� codziennie jaki� okr�t, a z nim ca�a za�oga. Coraz wi�cej rodzin op�akiwa�o swoich m�czyzn, kt�rzy przepadli gdzie� w nieznanych stronach �wiata. A� przyszed� dzie�, �e nie by�o ju� w porcie ani jednego okr�tu, ani jednego kutra, ani jednej �odzi i ani jednego �eglarza w ca�ym mie�cie. Nawet okr�ty wojenne wys�ane na poszukiwania zagin�y bez wie�ci. W mie�cie zapanowa�a �a�oba i w ka�dym domu p�akano, ale nic nie mo�na by�o poradzi�. M�wiono, �e trzeba na co� czeka�, ale nikt nie wiedzia� na co. Jednak ta nadzieja zawarta w czekaniu zagrzewa�a serca ludzkie i �atwiej by�o �y�. Wi�c d�ugo i cierpliwie czekano. A tymczasem lataj�ca szafa sta�a sobie w kacie pewnego mieszkania, pe�na ubra� i starza�a si�. Wreszcie tak si� zestarza�a i zniszczy�a, �e sta�a si� brzydka i bezu�yteczna, bo zacz�a si� po prostu rozpada�. W�a�cicielka szafy chcia�a j� wyrzuci� lub odda� komu�. Dowiedzia� si� o tym pewien stary stolarz i poprosi�, aby odda�a jemu, bo potrafi sam j� naprawi� i s�dzi�, �e b�dzie mie� z niej jaki� po�ytek. Stolarz mieszka� niegdy� z c�rk�, jej m�em i wnuczkiem. Ale c�rka umar�a, za� jej m��, dzielny �eglarz, zagin�� dawno na morzu, tak jak wszyscy marynarze z miasta. I zosta� mu tylko wnuczek, ma�y Danek. Pocz�tkowo � tak jak wszyscy � p�akali, a teraz tak jak inni � czekaj�. Danek ma ju� 10 lat, ale gdy by� malutki, m�wi� do swego dziadka Wiktora: �Dziadku Wiku�, a potem �Dziadku Wilku�, bo �Wik� nic nie znaczy�o, a �Wilk� to przecie� by� wilk. I tak to przylgn�o do starego cz�owieka, �e wszyscy w mie�cie te� nazywali go dziadkiem Wilkiem, mimo �e by� to cz�owiek �agodny, dobry i rozumny. Dziadek i Danek maj�c tylko siebie, kochali si� bardzo. Dziadek uczy� ch�opca r�nych m�drych rzeczy, a Danek chodzi� do szko�y i pomaga� dziadkowi w jego ci�kiej pracy. A� kt�rego� dnia pojawi�a si� w mie�cie staruszka-�ebraczka. Nikt by jej oczywi�cie nie zauwa�y�, bo miasto by�o ludne, ale staruszka zachodzi�a codziennie do wielu dom�w prosz�c o ja�mu�n�, a� odwiedzi�a 5 wszystkich mieszka�c�w. Cho� bardzo nie�mia�a, zaczyna�a w ka�dym domu rozmow� o tej okropnej sprawie � o zagini�ciu okr�t�w i �eglarzy. W�a�ciwie m�wi�a ma�o, ale potrafi�a nak�oni� ludzi do opowiada�. Zadawa�a r�ne pytania, a ludzie nie wiedz�c kiedy, odpowiadali, dziwi�c si� potem swojej rozmowno�ci. Staruszka zasz�a te� do dziadka Wilka. Danek na wspomnienie tatusia rozp�aka� si�, a potem powiedzia�, �e przysi�g�, i� go kiedy� odnajdzie � tylko nie wie jeszcze jak. Dziadek za to mia� w planie wybudowanie okr�tu i wyp�yni�cie nim na poszukiwania, gdy tylko wnuczek b�dzie wi�kszy i silniejszy. Kt�rego� dnia staruszka tak jak pojawi�a si� � nagle znik�a. Przez jaki� czas ludzie o niej m�wili, potem zapomnieli. Wkr�tce potem dziadek Wilk przypomnia� sobie o obiecanej szafie i przywi�z� j� do swego domku, a �e by�o ciep�o i s�onecznie, zacz�� napraw� na podw�rku pod wielk� lip�. Danek kr�ci� si� obok i pomaga� jak umia�. Wreszcie szafa wygl�da�a zupe�nie przyzwoicie. Stolarz wszed� do �rodka, by przybi� ostatni� desk� i wtedy... sta�o si� co� nadzwyczajnego, cos niesamowitego: szafa drgn�a, poruszy�a si� i zacz�a wolno, majestatycznie wznosi� si� do g�ry. Danek okropnie przerazi� si� i zrozpaczony krzykn��: � Dziadku Wilku, nie zostawiaj mnie, zatrzymaj si�! B�yskawicznie wdrapa� si� na lip� i, aby zatrzyma� szaf�, uczepi� si� dolnej szuflady. Ale szafa, kt�r� chwilowo zatrzyma�y ga��zie unosi�a si� coraz wy�ej i wy�ej. Dziadek Wilk, oszo�omiony, przestraszy� si� jeszcze bardziej, gdy ujrza� Danka uczepionego w�t�ymi r�czkami szuflady. Z niema�ym trudem wci�gn�� go do �rodka. Danek pad� w obj�cia staruszka i na dobre rozp�aka� si�. � Dziadku Wilku, co z nami teraz b�dzie? Kiedy wr�cimy do domu? C� ta szafa sobie my�li, och, ja si� tak boj�! � Spokojnie dziecko, trzeba opanowa� si� i zastanowi�. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e jest to jaka� zaczarowana szafa. Zwyk�a szafa przecie� nie lata. Musz� najpierw zbada�, co jest za t� desk�, kt�rej dotkn��em na ko�cu. Odchyli� j� i zdumia� si�: zamiast jakich� nadzwyczajnych urz�dze� ujrza� zwyk�y zw�j bia�ego papieru starannie przewi�zany wst��eczk�. � Danku! � zawo�a�. � zobacz co znalaz�em. Tu jest chyba wyja�nienie tej dziwnej sprawy. Czytaj, ja nie mam ze sob� okular�w. Sk�d mog�em wiedzie�, �e udamy si� w podr�. Danek rozwin�� rulon. I rzeczywi�cie, u g�ry widnia�o s�owo Dokument, a poni�ej by�o napisane: Gdy znajdziesz ten dokument, b�dziesz daleko i wysoko.Je�li wykonasz wszystko, co nakazano, uratujesz si� sam i uwolnisz wszystkich �eglarzy z tego miasta, kt�rzy zagin�li, a tak�e zwr�cone zostan� ich okr�ty i �odzie. Je�li za� nie wykonasz polece�, wszystko przepadnie. Podr� b�dzie trwa�a sze�� dni. Si�dmego dnia przylecisz do celu. Wraz z zachodem s�o�ca szafa b�dzie l�dowa�a. Wtedy musisz z niej wyj�� i noc sp�dzi� z dala od niej. Cokolwiek si� wydarzy w nocy, o wschodzie s�o�ca musisz by� z powrotem. Wtedy szafa odleci. Je�li nie zd��ysz, zostaniesz w tym miejscu lub w tych warunkach na zawsze. Musisz te� dopilnowa�, aby nikt obcy nie wszed� do szafy. Twoja g�owa w tym aby� sprosta� tym zadaniom. � Ach, dziadku Wilku! � zawo�a� Danek. � Przecie� tam jest na pewno i m�j tatu�! Uwolnimy ich, c� to trudnego lecie� sze�� dni w szafie! � Mylisz si�, kochaneczku. My�l�, �e b�d� jakie� k�opoty i zasadzki. Ale nareszcie kto�, cho� nie wiadomo kto, zaj�� si� nasz� spraw� i mo�emy dzia�a�. Danku, czy jeste� odwa�ny? � Jestem odwa�ny, dziadku. Koledzy m�wi�, �e ja jeden z ca�ej klasy nie boj� si� pana od matematyki. 6 Dziadek u�miechn�� si�. � Czy jeste� dzielny? � Podobno bardzo dzielnie kopi� pi�k�. � Czy jeste� rozumny? � Chyba nie. � To nic, w tej sprawie b�dziesz musia� nabra� rozumu. A teraz trzeba zobaczy�, co jest pod nami. Staruszek uchyli� drzwi szafy i zaraz si� cofn��. � Lecimy nad morzem � powiedzia�. � S�o�ce jest bardzo nisko, musimy by� przygotowani do l�dowania, ale nie wida� tu nigdzie l�du. � Dziadku Wilku, co z nami b�dzie, przecie� utoniemy � j�kn�� Danek. � Mia�e� by� dzielny. Nie rozklejaj si� z byle powodu! Uczuli, �e szafa obni�a si� i w momencie, gdy s�o�ce kry�o si� za horyzontem, osiad�a na ziemi. 7 Rozdzia� drugi NA WYSPIE Otworzyli drzwi i wyszli. Szafa tkwi�a w�r�d wysokich drzew i g�stych zaro�li. � Musimy si� oddali� � szepn�� dziadek � tak jak nam nakazano. Wydaje mi si�, �e jeste�my na wyspie. Istotnie, w dali widnia�o morze. Skierowali si� w g��b tego l�du. Wkr�tce us�yszeli daleki gwar g�os�w, krzyki i tubalny �miech, wi�c przystan�li nas�uchuj�c. Nagle, ku przera�eniu Danka, z krzak�w wyskoczyli dwaj straszni m�czy�ni. Zanim nasi w�drowcy opami�tali si�, m�czy�ni pochwycili ich. Co prawda, bronili si� dzielnie. Danek nawet ugryz� jednego z nich w r�k�, za co dosta� szturcha�ca, lecz po chwili zostali zwi�zani. M�czy�ni byli ogromni i nad podziw silni. Ka�dy zarzuci� sobie wi�nia na rami� i pow�drowali przedzieraj�c si� przez zaro�la na brzeg wyspy. Tam p�on�o du�e ognisko, przy kt�rym siedzia�o czterech m�czyzn. �Kapitanie � wrzasn�� ten, kt�ry ni�s� dziadka � wed�ug rozkazu � mamy je�c�w. I m�czy�ni zrzucili sw�j ci�ar na ziemi�. Dziadek zd��y� zauwa�y�, �e z dala na wodzie ko�ysze si� okr�t z czarn� flag� pirack� i napisem: ALBATROS. � To piraci � szepn�� Dankowi na ucho. Piraci wygl�dali przedziwnie: Ubrani byle jak, brodaci, jeden kulawy, drugi zezowaty, a jeszcze inny � �ysy jak kolano. Chc�c ukry� t� �ysin�, z kt�rej si� wszyscy �mieli, zawi�zywa� ci�gle na g�owie brudn�, czerwon� chustk�, kt�ra zaraz si� ze�lizgiwa�a. To by�o nawet �mieszne. Ha�asowali okropnie: krzyczeli, k��cili si� wymachuj�c no�ami, to zn�w �mieli si�, a ich �miech brzmia� jak r�enie koni. Jedynie kapitan wygl�da� godniej: mia� nawet marynarsk� czapk� i granatow� bluz�, na kt�rej wyszyty by�, nie wiadomo dlaczego, ogromny zielony krokodyl. Mia� te� czarny, l�ni�cy but � jeden, bo druga noga by�a drewniana. Za pasem tkwi� d�ugi sztylet. � Ha, przyszli�cie nas szpiegowa�! � rykn�� grubym g�osem. � Teraz was nie wypu�cimy, b�dziecie nam s�u�y�. Poznacie kim jest kapitan pirat�w i jego pi�ciu dzielnych marynarzy. Bo ja jestem WIELKI PIRAT, s�awny kapitan D�b. Na wszystkich morzach znaj� to straszne imi�. Podobnie nazwa�am moich pirat�w: to jest Klon, ten � Grab, tamten � �wierk, Buk, a ten tam, co czy�ci bro�, ten �ysy � to Gruszka. Cha, cha, cha, nie znam wi�cej drzew, ale przecie� gruszka te� ro�nie na drzewie. � Tak, i dlatego zawsze musz� czy�ci� bro� � zaj�cza� Gruszka. � To znajd� sobie drzewo, a jak nie potrafisz, musisz popracowa�! � zawo�ali inni piraci. � W jaki spos�b dostali�cie si� tutaj? � zarycza� znowu kapitan. Danek trz�s� si� ze strachu jak li��, ale hamowa� �zy, bo obieca� by� dzielnym, lecz nie mia� odwagi odezwa� si� s�owem. Natomiast dziadek by� ju� spokojny. � Ach � rzek� � czy to nie wszystko jedno? Jeste�my i ju�. 8 Przecie� nie wolno mu by�o zdradzi� tajemnicy szafy. � Dobrze, ju� dobrze, przydacie si� nam. Starego przydziel� do armaty. B�dzie z niej strzela� w razie bitwy. A ten szczeniak b�dzie my� pok�ad i czy�ci� bro�. Widzisz, Gruszka, my�l� i o tobie. Je�li mi si� spodoba, pozwol� mu rzuca� granatami na wrogi okr�t. No, a teraz b�dziemy je��. Mo�ecie co� tam da� i tym w��cz�gom. Piraci rzucili si� do ogromnej misy, kt�r� zdj�to z ognia i w mig po�arli ca�ego cielaka; wi�niom rzucili tylko par� upieczonych ziemniak�w. Dziadek schowa� je do kieszeni, bo w tej chwili nie mogli nic prze�kn��. Po tej uczcie czterech pirat�w zacz�o gromko �piewa�, a dw�ch w takt piosenki ta�czy� dooko�a ogniska z no�ami w z�bach. Wygl�dali dziko i strasznie. My piraci, marynarze, Ka�dy z nas to wielki chwat. A niech to kat, a niech to kat. Gdy kapitan nam rozka�e, Zdob�dziemy ca�y �wiat. A niech to kat, a niech to kat. My piraci, marynarze, Ka�dy z nas drugiemu brat. A niech to kat, a niech to kat. Niech si� strzeg� nas �eglarze, Gdy ruszymy jutro w �wiat. A niech to kat, a niech to kat. �piewaliby mo�e d�u�ej, ale nagle lun�� rz�sisty deszcz, ognisko zgas�o, nasta�a zupe�na ciemno��. � Teraz id�cie spa� � rozkaza� kapitan. � Jutro o �wicie odp�ywamy. A Gruszka b�dzie pilnowa� wi�ni�w. � Zawsze ja � j�kn�� pirat. � Bo� Gruszka. I �ysy � rzuci� kapitan i siad� z innymi do szalupy, by uda� si� na okr�t. � Dziadku Wilku, co teraz b�dzie � �ka� Danek. � Wszystko przepad�o, zostaniemy na zawsze z tymi zb�jami. � Cicho, ale pop�acz sobie, kochaneczku. Jeste� zbyt zal�kniony. Dzi� ja pomy�l� o ratunku, ale pami�taj, �e w przysz�o�ci mo�e w�a�nie ty b�dziesz musia� znale�� spos�b ucieczki. � Dziadku, a mo�e to ci piraci porwali nasze okr�ty i wszystkich �eglarzy? � A gdzie tam, tych sze�ciu �apserdak�w? To zwyk�e w��czykije morskie. Mog� obrabowa� ten czy inny okr�t, mog� nas wi�zi�, ale nie potrafiliby zniszczy� ca�ej floty. To jaka� pot�na si�a tego dokona�a. Deszcz szybko usta�, pojawi�y si� gwiazdy, zrobi�o si� �wie�o i ciep�o po deszczu. Ale po�o�enie naszych podr�nych by�o straszne. Stary cz�owiek nie spa�. By�o ju� dobrze po p�nocy, gdy zawo�a� cicho: � S�awny, dzielny piracie Gruszko! � Czemu tak m�wisz do mnie? � zapyta� Gruszka. � Czy wida�, �e jestem dzielny i s�awny? � Tak, wida�. I powiem ci, �e to �mieszne imi� nie pasuje do ciebie. 9 � Wiem o tym, ale co mam zrobi�? � Jest na to rada. Rozwi�� nas, a powiem ci. � Jeste� staruszku chyba szalony, nigdy tego nie zrobi�! � S�uchaj, mam dla ciebie pi�kn� nazw�, pi�knego drzewa. � Co? Mia�by� dla mnie drzewo? � A mam, ale powiem ci dopiero, kiedy nas rozwi��esz. � Nie wierz� ci. Kapitan powiedzia�, �e ju� nie ma dla mnie drzewa, to znaczy, �e nie ma. Zabije mnie, je�li uciekniecie. � Dobrze, gdy ci si� nie spodoba, zwi��esz mnie znowu. Nasta�a cisza. Pokusa by�a nad wyraz silna. Gruszka medytowa�, a �e my�lenie bardzo trudno mu przychodzi�o, trwa�o to d�ugo. Wreszcie, gdy ju� �wita�o, nagle si� zdecydowa�. Podskoczy� do dziadka i przeci�� sznury. � A teraz m�w! � wrzasn��. � Jawor � rzek� spokojnie staruszek i podni�s� si�. � Powiesz kapitanowi, �e to bardzo pi�kne, silne drzewo i �e ono nas uwolni�o, nic ci nie zrobi. Gruszka, a w�a�ciwie ju� Jawor, sta� os�upia�y z zachwytu, a dziadek chwyci� zwi�zanego Danka i poci�gn�� go czym pr�dzej w las. Bo czy� mo�na tak zupe�nie wierzy� piratowi? Tam rozwi�za� sznury i razem pobiegli dalej. Wilk dobrze zapami�ta� drog�, jak� przybyli do obozu pirat�w, tote� trafi� teraz bez trudu. Wskoczyli do szafy, gdy s�o�ce ukaza�o si� nad horyzontem. Poszybowali wnet nad wysp� i widzieli z g�ry, jak piraci skacz� i wrzeszcz� na widok lataj�cej szafy, a w�r�d nich sta� spokojnie i dumnie Jawor. � Dziadku, jeste� najm�drzejszy z ludzi! � zakrzykn�� Danek. � Jestem taki szcz�liwy, �e mam ciebie. � Ucz si�, kochaneczku, jak trzeba dawa� sobie rad�. Przyjdzie kolej i na ciebie. � Tak, dziadku. Posilili si� pirackimi ziemniakami i zm�czeni g��boko usn�li przytuleni do siebie. 10 Rozdzia� trzeci W G�RACH Obudzi� ich wstrz�s i zgrzyt. To szafa osiad�a na kamieniach. Wychylili si� i c� ujrzeli? Oto znajdowali si� na skraju rozleg�ej doliny, a dooko�a pi�trzy�y si� ogromne g�ry, skaliste turnie i niebotyczne szczyty z o�nie�onymi wierzcho�kami. Zbocza g�r by�y poro�ni�te g�stym lasem, a jeszcze ni�ej i w pobli�u miejsca ich l�dowania ros�y krzewy kwitn�cego g�ogu, ostrokrzewu i wiele innych. Za� daleko, daleko, w prze�wicie mi�dzy g�rami widnia�a spokojna tafla morza, r�owego od zachodz�cego s�o�ca. Tak pi�knego widoku dziadek Wilk i Danek nie widzieli. Ale co ich tutaj czeka? Naraz Danek zauwa�y� co� dziwnego. Oto na wszystkich wi�kszych g�azach i wyst�pach skalnych dooko�a doliny sta�y nieruchomo, jakby na czatach, kozice g�rskie. By�o ich du�o, �adna ani drgn�a, a g�owy ich ozdobione wspania�ymi rogami by�y skierowane w stron� g�r. � Czy one s� w og�le �ywe? � zastanawia� si� Danek. Ale nie by�o czasu na rozmy�lania. Szafa tkwi�a pomi�dzy ska�ami, w�r�d krzew�w tak, jakby naumy�lnie si� tam ukry�a. Poni�ej tych ska� zauwa�yli �cie�k�. Musieli zej�� ni�, gdy� nie by�o innej drogi. Ledwo zrobili kilka krok�w na dr�ce, gdy zza ska�y wychyli�y si� jakie� niesamowite postacie. Ludzie � nie ludzie. Niby ludzie, ale twarze mieli obro�ni�te, br�zowe, w�osy d�ugie, zmierzwione, okryci sk�rami zwierz�cymi, bosi. W r�kach trzymali maczugi i kije. By�o ich czterech. Ujrzawszy przybysz�w znieruchomieli, potem zacz�li krzycze� i wymachiwa� maczugami, a� niespodziewanie jeden z nich pad� na kolana, a za nim pozostali. Danek by� oszo�omiony, a dziadek Wilk spyta� sil�c si� na spok�j: � Kim jeste�cie i czy znacie ludzk� mow�? � Aa-ha � odezwa� si� jeden z nich. � Mo�emy m�wi�, ale inni nie bardzo. My jaskiniowcy. A czy wy ludzie? � Tak � odpowiedzia� dziadek. � Jeste�my lud�mi. � Aa-ha � zakrzykn�� znowu tamten. � To dobrze. Nasz kr�l ucieszy si�, m�wi�, �e d�ugo czeka na ludzi. Nasz kr�l to Wielki Jaskiniowiec Machabura. Umie m�wi� i opowiada�, ale nie wszystko rozumiemy z tego, co on m�wi. Czy to prawda, �e mieszkacie w domach, czy jak to si� nazywa? � To prawda, mieszkamy w domach, a wy? � My w jaskiniach. To bardzo dobre mieszkanie. � Jak si� nazywacie? � spyta� dziadek. � Ja, panie, Szarakura, on Grzybojad, ten du�y to Wilcza�apa, a ten ma�y � Kaczyogon. Kr�l m�wi, �e my � to jego gwardia, ale co to jest, nie wiemy. P�jdziemy do kr�la. 11 Ruszyli wszyscy razem dr�k� wij�c� si� w�r�d ska� i krzew�w. Wkr�tce wyszli na polan� u podn�a g�ry, w kt�rej widnia�y ciemne otwory � wej�cia do jaski�. Po�rodku pali�o si� wielkie ognisko, a dooko�a kr�ci�o si� wiele strasznych, kud�atych postaci podobnych do tamtych czterech. Chodzili i biegali na lekko ugi�tych nogach, co wygl�da�o niezwykle. Zobaczywszy dziadka i Danka zacz�li z pocz�tku ucieka�, potem wielu z nich chwyci�o kije, maczugi i co kto mia�. Nie wiadomo, czy chcieli broni� si�, czy atakowa�. Ale Szarakura uspokoi� ich, cho� z wielkim trudem. � To ludzie! � krzycza�. � Idziemy do kr�la! Ale jaskiniowcy te� wrzeszczeli i be�kotali co�, z czego mo�na by�o tylko zrozumie�, �e nie chc� tu ludzi, a ich dzikie, z�owrogie twarze nape�nia�y przera�eniem nie tylko Danka, ale i dziadka Wilka. Wreszcie dotarli do jaskini kr�la. Szarakura upad� na twarz i zakrzykn��: � Aa-ha, wielki kr�lu, przyszli ludzie. Na stosie wilczych sk�r siedzia� ogromny, bardzo, bardzo stary kr�l. Mia� tak samo sko�tunione w�osy i brod�, ale zupe�nie bia�e. � Nareszcie � zachrypia�. By� tak stary, �e z trudem m�wi�, s�abo widzia� i s�ysza�. � Czeka�em na to sto dwadzie�cia lat. Ach, jak si� ciesz�. Kt�r�dy tu przybyli�cie, przecie� wsz�dzie s� g�ry? Dziadek chcia� co� odpowiedzie�, ale kr�l mu przerwa�: � To niewa�ne, skoro przyszli�cie to znaczy, �e jest przej�cie. Tym przej�ciem wyprowadzicie nas st�d. B�dziecie u nas, p�ki nie przygotujemy si� do drogi. Wilcza�apo, pilnuj, �eby te dzikusy nie zrobi�y nic z�ego ludziom. Zawsze na noc b�dziesz dobrze zamyka� jaskini� g�azem. I zapal pochodnie. � Nie mo�emy... � zacz�� dziadek, ale kr�l go nie s�ucha�. � Wiesz, cz�owieku, ta zgraja jest zupe�nie zdzicza�a, tu si� urodzili i my�l�, �e nic innego nie ma na �wiecie. Ale ja pami�tam i chc� wr�ci� do miasta. S�uchajcie � m�wi� dalej z trudem. � Sto dwadzie�cia lat temu zab��dzili�my z grup� podr�nik�w w g�rach i trafili�my do tej doliny, a jedyne przej�cie zasypa�a za nami lawina. Z drugiej strony jest przepa��, z trzeciej las pe�en jadowitych w�y, a z czwartej morze. A w morzu by� podwodny wulkan, kt�ry szala� jak w�ciek�y wieloryb. Musieli�my wi�c tu zosta�. Od czasu do czasu wulkan wybucha�, zia� ogniem i wod�, wyrzuca� z morza na ziemi� stada rekin�w. Rozpruwali�my im brzuchy i wyjmowali�my smakowite ryby, chi, chi � za�mia� si�. � Raz wyskoczy� na brzeg nawet wielki wieloryb. To� to by�a wtedy uczta nad ucztami. Te rzeczy pami�tam, potem ju� niewiele. Wiem, �e ci�gle czeka�em na ludzi. Moi towarzysze dawno pomarli, a ci jaskiniowcy to s� ich wnuki, prawnuki, czy ja wiem, ju� ich nie rozr�niam. Znam tylko tych czterech, moj� gwardi� (cho� nie rozumiej�, co to znaczy, mniejsza z tym). Zapomnia�em nawet, jakie jest moje prawdziwe imi�. � Tu dostojny kr�l Muchabura zap�aka�. Gdy si� uspokoi�, zapyta�: � Czy kozice g�rskie co� upolowa�y? � Tak jest, kr�lu � zawo�a� Grzybojad. � Dwana�cie wilk�w, a ka�dy z nich mia� w paszczy zaj�ca. � Dobrze � ucieszy� si� kr�l. � Rozdzieli�. � Widzia�em kozice stoj�ce na ska�ach � wyrwa� si� Danek � ale przecie� to wilki poluj� na kozice. � Ech � odpowiedzia� Kaczyogon � one s� m�dre. Czatuj� na wilki, tych jest pe�no w g�rach. Gdy kt�ry podejdzie, kozica bierze go na rogi i przynosi do nas. � A co tak g�o�no chrobocze i chrz�ci? � spyta� dziadek nas�uchuj�c. 12 Rzeczywi�cie, by�o s�ycha� gdzie� w pobli�u jakie� szuranie, chrobotanie i inne dziwne odg�osy. � Co ten cz�owiek m�wi? � spyta� Wilcza�apa. � Nie rozumiem. � Widzicie � rzek� kr�l � ju� zapominaj� ludzk� mow�. To krety ryj� w ziemi. � Tak g�o�no? � Ach, jest ich chyba dziesi�� tysi�cy. � Co?! � One wykopuj� dla nas nowe jaskinie i korytarze. Jest coraz wi�cej jaskiniowc�w, nie chc�, �eby by�o im ciasno, wi�c zaprz�g�em do rycia jaski� krety, bo my nie mamy �opat. � I one s�uchaj�? � Jak widzicie. Mia�em na to swoje sposoby. Ech, kiedy� wszyscy mnie s�uchali, a teraz ju� jestem stary, och jaki stary... � Dziwy, dziwy � szepta� Danek. � Kr�lu � rzek� nagle dziadek Wilk, kt�ry zdecydowa�, �e najwy�szy czas ods�oni� troch� prawdy. � Mam my�l, jak mo�ecie wydosta� si� st�d... � O-oczwi�cie � kiwn�� g�ow� kr�l i natychmiast zasn��. By� bardzo strudzony. Od lat tak du�o nie powiedzia� na raz. Zreszt� by�a ju� noc. Tymczasem u wej�cia zebra� si� t�um jaskiniowc�w ciekawych, co si� tu dzieje. Gdy Szarakura oznajmi� im, �e wyjd� z g�r, znowu podnios�y si� z�owrogie g�osy poparte wymachiwaniem maczugami. � Nie, nie! � wrzeszczeli. Ledwo czterej gwardzi�ci zdo�ali ich usun��. Dziadek z Dankiem chcieli si� w tym zamieszaniu wydosta� z jaskini niepostrze�enie i skry� si� gdzie� w ciemno�ciach, ale nie uda�o si�. Dziadek jeszcze raz pr�bowa� co� powiedzie�, ale nikt go nie s�ucha�. Wilcza�apa popchn�� ich w k�t na roz�o�one wilcze sk�ry, rzuci� im kilka pieczonych ziemniak�w, potem wszyscy czterej przywalili wej�cie ogromnym g�azem, zgasili pochodnie i od razu zasn�li, ka�dy na swoim legowisku. Nasta�a zupe�na ciemno��. W ciszy nocnej rozlega�o si� g�o�ne chrapanie jaskiniowc�w i szuranie tysi�cy �apek krecich. � Danku, bierz si� do roboty, obud� kt�rego�, pogadamy. Danek zacz�� szarpa� wszystkich po kolei za w�osy, uszy i nosy. Wreszcie kt�ry� zacharcza� przez sen: � Aa-ha, czego tam? Danek pozna� po g�osie Kaczyogona i zawo�a�: � Kaczyogonku, Kaczyogonku, obud� si�, musimy ci co� powiedzie�. Jaskiniowiec wygramoli� si� ze swego k�ta. Dziadek od razu zacz�� t�umaczy�, �e nie znaj� przej�cia przez g�ry, bo przylecieli z ptakami i musz� o �wicie odlecie�, ale �e oni mog� opu�ci� kotlin� morzem, �odziami. � Co to s� �odzie? � spyta� Kaczyogon sennym g�osem. � Kr�l wam wyt�umaczy. Powiedz mu, �e morze jest spokojne, ju� nie ma wulkanu. Wypu�� nas Kaczyogonku, my si� wam i tak na nic nie przydamy. � Jak �miesz? Kr�l kaza�, to koniec. Nie wypuszcz� � to rzek�szy natychmiast zasn��. � Danku, spr�buj obudzi� kr�la, on zrozumie, ale nie da� mi doj�� do s�owa przez ca�y wiecz�r. Danek ruszy� do pos�ania kr�la, ale w �aden spos�b nie m�g� go obudzi�. Wtem, gdy dotkn�� jego twarzy, zrozumia�, �e sta�a si� rzecz straszna: Kr�l umar�. By� zimny i zdr�twia�y. � Dziadku Wilku � wyszepta� ze zgroz� � chod� tu. Gdy i dziadek przekona� si� o �mierci kr�la, rzek�: 13 � Teraz sytuacja jest naprawd� powa�na. Ci tutaj nie mog� si� dowiedzie�, co si� sta�o. Oskar�yliby nas o zabicie kr�la. Spr�bujmy sami odsun�� g�az. Ale okaza�o si� to zupe�nie niemo�liwe. Wtedy dziadek usiad� i zacz�� my�le�, a Danek p�aka�. Nagle dziadek wsta� i powiedzia� zdecydowanie: � Bierz maczug�! � Sam namaca� drug�. � Teraz walmy w �cian�. Danek poderwa� si� z zapa�em, zapominaj�c o �zach. � Rozumiem dziadku, tam ryj� krety, �ciana mo�e by� cienka. � A w�a�nie. My�l�, �e jaskiniowcy tak szybko si� nie obudz�, boby �le z nami by�o. Pracowali dobr� godzin�. Uderzenia maczug nie robi�y wiele ha�asu, bo jaskinia wydr��ona by�a w ziemi. Byli ju� bardzo zm�czeni, gdy nareszcie ziemia pocz�a si� osuwa� i ukaza� si� otw�r ja�niej�cy w szarym �wicie nowego dnia. Ale w tej chwili wy�om w �cianie wype�ni� si� czarn� mas� tysi�cy kret�w. Z najwi�kszym trudem dziadek i Danek przedarli si� na zewn�trz. � Pr�dzej, pr�dzej � wo�a� dziadek. � Krety obudz� �pi�cych jaskiniowc�w. Ledwo wybiegli na polan�, a ju� gwardzi�ci wypadli z jaskini wrzeszcz�c wniebog�osy: � �apa� ich, �apa�! Zabili kr�la, wypu�cili krety! Ze wszystkich grot zacz�li wyskakiwa� na wp� nadzy jaskiniowcy okropnie krzycz�c � g��wnie ze strachu, bo nie wiedzieli, o co chodzi. W dodatku padali potykaj�c si� o krety, kt�re rozesz�y si� na wszystkie strony. Po�r�d tego tumultu, zamieszania i ha�asu tylko kozice g�rskie sta�y dalej spokojnie w porannej mgle, nie dbaj�c o nic na �wiecie poza swymi wilkami. Wreszcie wszyscy rzucili si� w pogo� za dziadkiem i Dankiem, ale uciekinierzy byli ju� na �cie�ce, kt�r� tu przybyli poprzedniego dnia. By�a to �cie�ka zbawcza, bo bardzo w�ska, a jaskiniowcy biegli ca�� gromad� � ka�dy z nich chcia� by� tym, kt�ry z�apie zbieg�w. Tote� popychali si� nawzajem, padali na ziemi�, a o nich potykali si� biegn�cy z ty�u, co znacznie op�nia�o po�cig. Tymczasem dziadek i Danek dobiegli do szafy ostatkiem si� i w ostatnim momencie, bowiem s�o�ce ju� wschodzi�o. Z najwi�kszym trudem przedarli si� przez g�ste krzaki, w kt�rych sta�a szafa, wpadli do niej i w tym momencie szafa unios�a si�, zostawiaj�c biegn�cych jaskiniowc�w w wielkim zdumieniu. � Dzielnie si� spisa�e�, kochaneczku � powiedzia� dziadek, gdy troch� odsapn��. � Wprawdzie jeszcze pop�akujesz, no ale jeste� ma�ym ch�opcem. Danek by� uszcz�liwiony z pochwa�y, a gdy och�on�� z prze�ytych wra�e�, spyta�: � Dziadku Wilku, dlaczego ich kr�l umar�, chyba nie przez nas? � Och, on przecie� mia� ponad sto dwadzie�cia lat, a tu tyle wra�e� jednego dnia, no i jak na takiego starca � tyle wysi�ku. Nie, nie czuj� si� winny jego �mierci. On przez ca�e d�ugie �ycie marzy� o przyj�ciu ludzi. Doczeka� si� ich nareszcie i z wra�enia umar�. 14 Rozdzia� czwarty NA PUSTYNI R�wno z zachodem s�o�ca szafa wyl�dowa�a na pustyni. Jak okiem si�gn�� ci�gn�y si� bezkresne piaski, wsz�dzie piaski i wydmy piaszczyste. W�r�d nich gdzieniegdzie stercza�y go�e, szare ska�y. Dziadek z Dankiem szli przez to pustkowie, aby zgodnie z rozkazem oddali� si� od szafy. Robi�o si� coraz mroczniej, ale noc by�a nad wyraz jasna; piaski l�ni�y w blasku gwiazd i ksi�yca. By�o cicho i pusto. � Ju� dostatecznie oddalili�my si� � powiedzia� dziadek. � Mo�emy tu sobie usi���! A mo�e uda si� nam t� noc sp�dzi� spokojnie? C� za nierozs�dna nadzieja! Oto w tej samej chwili pojawi�a si� w dali jakby ciemna chmura, kt�ra szybko si� zbli�a�a. Wkr�tce da� si� s�ysze� t�tent kopyt. Dziadek i Danek z niepokojem oczekiwali przybysz�w. Nie by�o dok�d ucieka�, nie by�o gdzie si� schroni�. Min�o jeszcze kilka minut i mo�na ju� by�o pozna�, �e p�dzi chmara je�d�c�w, kt�rzy wygl�dali jak zjawy w tym pustkowiu. W jednej chwili je�d�cy otoczyli naszych w�drowc�w. � Kim jeste�cie? � spyta� gro�nie ten, kt�ry jecha� na przedzie. � W�drowcami � odrzek� dziadek. � A wy? � A my � rozb�jnikami. Jeste�my Zb�jami o Strasznych Twarzach i dlatego wszyscy si� nas boj�. Ja � Wielki W�dz Aramad i stu innych. Rzeczywi�cie, ich ciemne twarze by�y przera�aj�ce: czarne oczy l�ni�ce z�owrogo, usta wykrzywione. Wielu mia�o na twarzach zniekszta�caj�ce blizny lub ropiej�ce rany � �lady po stoczonych b�jkach. � Aramadzie � rzek� spokojnie dziadek � nie czy� nam krzywdy, jeste�my spokojnymi lud�mi. � Nie uczynimy wam krzywdy � orzek� r�wnie spokojnie, prawie �agodnie Wielki Zb�j � tylko sprzedamy was na targu. Potrzebujemy pieni�dzy. A mo�e macie pieni�dze? � Nie. � A wi�c jeste�cie n�dzarzami, sam widzisz, �e musz� was sprzeda�. � Nie jeste�my nic warci � pr�bowa� broni� si� dziadek. � Ja stary, on ma�y, kto nas kupi? � Za du�o gadasz, stary, do�� tego. Bra� ich! Wnet rozb�jnicy posadzili ich na konie i wszyscy pomkn�li w noc i pustk�. I zn�w zamar�o serce w Danku: � Och, teraz trudno nam b�dzie, trudno. Dziadek zawsze ka�e spokojnie si� zastanowi�. Musz� zacz�� my�le�. Ale nic mu nie przychodzi�o do g�owy. O p�nocy Wielki Zb�j zarz�dzi� popas. Wszyscy zsiedli z koni i wyj�wszy z sakwy suchy naw�z ko�ski oraz troch� szczap drewna rozpalili ogie�. Wi�ni�w rozdzielono. Danka przywi�zano postronkiem do nogi konia i tylko z daleka widzia� swojego dziadka Wilka. Rozb�jnicy piekli na ogniu mi�so i placki i opowiadali sobie r�ne historie ze swego zb�jeckiego �ycia. Danek wszystko s�ysza� i by� coraz bardziej przygn�biony. Us�ysza�, �e 15 �adna karawana nie mog�a si� przed tymi rozb�jnikami obroni�, cho�by by�a uzbrojona, �e byli oni bardzo bogaci, bo wszyscy si� ich bali i wystarczy�o, �e gdzie� si� pokazali, w jakiej� oazie czy miasteczku, wszyscy uciekali zostawiaj�c im ca�y dobytek. � To dlatego � powiedzia� jeden z nich � �e mamy straszne twarze. Drugi rozb�jnik, czarny jak noc, zacz�� opowiada�: � Kiedy� przybyli�my do pewnej wsi i za��dali�my ziarna. Ich w�dz chcia� nas oszuka�, ale naszego wodza nie potrafi okpi� nikt na �wiecie. Ci wie�niacy wsypali do work�w piasek, a tylko na wierzchu by�o troch� ziarna. Nasz w�dz rozwi�za� worki, zobaczy�, �e jest zborze i udawa� zadowolonego. My�la�em, �e wszystko jest jak trzeba, ale nasz w�dz nie da� si� zwie��. Aramad kaza� przygotowa� wieczerz� i da� du�o dobrego wina. Potem sam porozwi�zywa� worki i wysypa� ca�� ich zawarto�� na jedn� wielk� kup�. � A teraz � powiedzia� �zajmijcie si� dobrzy ludzie oddzieleniem piasku od tego ziarna, a my przez ten czas sobie po�pimy. Cha, cha, cha, cha! Ca�y tydzie� przebierali ziarno i karmili nas. Zjedli�my i wypili�my wszystko, co by�o w tej wiosce. Gdy odje�d�ali�my z ziarnem, nasz Wielki W�dz powiedzia�: � Wodzu, wszyscy twoi ludzie nie pozwol� ci nigdy wi�cej oszuka� Armada, ani �adnego Zb�ja o Strasznej Twarzy (tu przesadzi�, bo mnie by oszukali, jestem za g�upi), ale je�li mimo woli tego ludu spr�bujesz jeszcze kiedy� takiej sztuczki, utopimy ci� w twojej w�asnej studni jako zdrajc�. � Dobrze mu powiedzia�, co? Ten to ma �eb, ten nasz w�dz. Wszyscy si� �mieli zachwyceni. Ale Danek by� zupe�nie zdruzgotany. � Tacy silni i tacy przebiegli � my�la�. Ale trzeba mimo wszystko walczy� do ko�ca � powiedzia� sobie z desperacj�. Widzia� z daleka jak dziadek siedzi g��boko zamy�lony i obserwuje rozb�jnik�w. Widzia� te� jak podszed� do Aramada i rozmawia z nim. Otucha wst�pi�a w serce ch�opca, pomy�la�: � M�j dziadunio jest taki m�dry. Chyba ju� co� wymy�li�. Ci�gle rozmawiaj�, mo�e co� z tego b�dzie? Nagle krzykn�� z przera�enia. Wielki W�dz zamachn�� si�, i uderzy� z ca�ej si�y dziadka w twarz i powali� go na ziemi�. Danek szarpn�� si� na postronku, ale przecie� nie by� tak silny, aby ruszy� z miejsca konia. Ju� si� nawet nie wstydzi� swych �ez. Szlocha� jak b�br, bo zdawa�o mu si�, �e dziadek ju� nie �yje. By�o mu wszystko jedno. W zapami�taniu krzykn�� ile mia� si�: � Zabi�e�! Jeste� morderc�! Ja ci poka��! Na to stu m�czyzn rykn�o �miechem, a� zadr�a�y okoliczne ska�y i zataczali si� z weso�o�ci, a �miech spot�gowany echem hucza� w pustyni jak grzmot. Mia�o to t� dobr� stron�, �e pod wp�ywem ha�asu dziadek si� ockn��, bo nie umar�, lecz by� og�uszony. Wsta� chwiej�c si� na nogach. Aramad podszed� do niego i rzek�: � Ten tw�j smarkacz powiedzia�, �e mi poka�e, to jest tak �mieszne, �e chyba i ty si� u�miejesz. Przyprowadzi� mi tu tego mazgaja. Jak wyp�aczesz oczy, nie dadz� mi za ciebie ani talara. Masz tu swego dziada i b�d� cicho a w�a�ciwie sk�d wzi�li�cie si� na pustyni? � spyta� nagle. Danek zaniepokoi� si� tym pytaniem, ale dziadek odpowiedzia� bez namys�u: � Przylecieli�my na skrzyd�ach � ��esz, psie! � rykn�� Wielki Zb�j. Danek zn�w nie wytrzyma�, poderwa� si� i krzykn��: � M�j dziadek nie jest psem, jest Wilkiem! Armad chwyci� Danka za w�osy, zbli�y� sw� straszn� twarz do jego twarzy i powiedzia� cichym, lecz przera�liwym g�osem: � Co� ty powiedzia�, szczeniaku? Powt�rz! � M�j dziadek jest Wilkiem! � wrzasn�� Danek jak m�g� najg�o�niej. 16 Wtedy sta�a si� rzecz przedziwna, nies�ychana, wprost zdumiewaj�ca: Wielki Zb�j Armad pu�ci� Danka, zacz�� powoli cofa� si�, potem b�yskawicznie wskoczy� na siod�o i zawo�a�: � Na konie!!! Zb�je o Strasznych Twarzach w jednej chwili spe�nili rozkaz swego wodza i pomkn�li za nim jak duchy pustynne, znikaj�c w ciemnej dali. Zdumienie naszych w�drowc�w nie mia�o granic. Dopiero potem przysz�a rado��. � A jednak mu pokaza�e�! � dziadek u�ciska� Danka. � Domy�lam si� dlaczego uciekli, ale powiem ci po drodze. Teraz wracamy, musimy si� bardzo spieszy�. Przezornie zabra� z popio�u ogniska resztki upieczonych plack�w i schowa� je do kieszeni. �lady kopyt na piasku by�y tak dobrze widoczne, �e nie mieli trudno�ci z odnalezieniem drogi powrotnej, natomiast zrobi�o si� ju� bardzo p�no. Przecie� w te stron� przyjechali na koniach, a trzeba wraca� pieszo. Obliczyli, �e gdyby ci�gle biegli i tak ju� nie zd���. Ale co by�o robi�? Szli jak mogli najpr�dzej, a dziadek zacz�� sw� opowie��: � Kiedy�, dawno temu opowiada� mi jeden �eglarz, �e ludzie pustyni maj� pewn� legend�, chyba to bajka, ale oni �wi�cie wierz�, �e raz na sto lat pojawia si� na pustyni cz�owiek, kt�ry jest w istocie skrzydlatym wilkiem. Cz�owiek ten mo�e w ka�dej chwili przekszta�ci� si� w takiego wilka, a wtedy ten, kt�ry go zobaczy zmieni si� w piasek pustyni. Armad zaniepokoi� si� ju�, gdy powiedzia�em, �e przylecieli�my na skrzyd�ach, ale wtedy jeszcze nie wiedzia�em dlaczego. � Ach dziadku, dlatego oni tak zwiewali, bali si�, �e zaraz zamienisz si� w wilka, a oni w piasek, cha, cha, cha! � Widzisz kochaneczku, uratowa�e� nas. � Ach, tak wysz�o, to by�o nie�wiadome. � Ale wynik�o z tego, �e mnie broni�e�. Moje pomys�y sko�czy�y si� tylko tym, �e mnie pobi�. Tymczasem ju� niebo poja�nia�o na wschodzie. � Poznajesz te ska�y, Danku? Jeste�my gdzie� w po�owie drogi. Nagle us�yszeli za sob� jakie� odg�osy. Odwr�cili si� � co� si� w ciemno�ci rusza�o, ale trudno jeszcze by�o rozr�ni� kszta�ty. Przystan�li. Wreszcie da�o si� s�ysze� cz�apanie i sapanie i z mroku wychyli� si� wielb��d. Ni�s� na grzbiecie Araba. � Panie! � zawo�a� dziadek, a Arab zatrzyma� wielb��da. � Czy chcesz zrobi� dobry uczynek? Jeste�my biednymi lud�mi, a �li zb�je nas wzi�li, za� o wschodzie s�o�ca musimy by� daleko st�d. Podwie� nas, prosimy ci�! � A nie jeste� przypadkiem skrzydlatym wilkiem? Spotka�em Zb�j�w o Strasznych Twarzach. Tak uciekali, �e nawet nie napadli na mnie. To przecie� zupe�nie do nich nie podobne. Podchwyci�em s�owo �wilk�, gdy mnie mijali. A dziadek na to: � Pomy�l tylko chwil�, a zrozumiesz, �e gdybym by� tym, kt�rego si� boicie, to przecie� zaraz gdy uwi�zili nas zb�je, zamieni�bym ich w piasek; a przecie� widzia�e� ich, nie s� wi�c piaskiem lecz zb�jami, a my zwyk�ymi lud�mi, tyle tylko �e m�j wnuczek nazywa mnie Wilkiem. � Twoja mowa jest rozumna. Siadajcie. Arab pop�dzi� wielb��da i jechali szybko. Robi�o si� coraz ja�niej. � To ju� tutaj � powiedzia� nagle dziadek, kt�ry pilnie przygl�da� si� okolicy. � Dzi�ki ci sk�adamy, dobry cz�owieku. � Przecie� tu nic nie ma � zdziwi� si� Arab. � Ani oazy, ani sza�asu... � To nic, ale tu musimy si� zatrzyma�. � Ej, co� kr�cisz, stary cz�owieku. Po co tu wysiadasz? � Nie wypytuj mnie, bo nie mog� ci powiedzie�. Zatrzymaj wielb��da. 17 � Dobrze, wy zsi�dziecie, a ja p�jd� za wami. Domy�lam si�, �e ukry�e� gdzie� tu skarb. Jestem bardzo ciekawy. � Przysi�gam ci, �e nie ma �adnego skarbu. � Przysi�gi giaura s� nic nie warte. Jad�. C� by�o robi�. Dziadek i Danek pobiegli w kierunku stoj�cej za ska�� szafy maj�c nadziej�, �e Arab si� zniech�ci. Ale niestety, nie tylko nie zniech�ci� si�, ale pop�dzi� wielb��da i, o zgrozo! Zobaczy� szaf�. � O, wy niewierni! Chcieli�cie mnie oszuka�. Na Allacha! Skrzynia na piasku pe�na skarb�w! I Arab pojecha� k�usem wyprzedzaj�c znacznie dziadka i Danka. Danek biegn�c zamkn�� oczy. Nie zni�s�by widoku unosz�cej si� szafy z Arabem w �rodku. Dziadek szepn�� do ucha Dankowi: On got�w wepchn�� si� do �rodka razem z wielb��dem, to by by� koniec. Rzeczywi�cie, Arab pierwszy dopad� celu, zeskoczy� z wielb��da, otworzy� drzwi szafy i nagle rozleg� si� straszny krzyk. To Arab wrzeszcza� i ucieka� tak szybko, a� pogubi� sanda�y. Wskoczy� na wielb��da, pop�dzi� go i znikn�� w chmurze py�u. A z szafy wype�zn�� spokojnie olbrzymi grzechotnik, kt�ry jak wiadomo jest bardzo jadowitym w�em. Nawet pi�knie wygl�da� pe�zaj�c po r�owym od zorzy porannej piasku. Nie czyni�c nikomu nic z�ego pow�drowa� swoj� drog�, a nasi uszcz�liwieni podr�nicy zaj�li jego miejsce w szafie. Dziadek os�dzi�, �e grzechotnik po prostu szuka� w szafie ciep�ego schronienia, gdy� noce na pustyni s� ch�odne. Potem, lec�c nad pustyni� zobaczyli Araba. Ten, gdy ich dojrza�, zeskoczy� na ziemi� i bi� pok�ony w wielkim przera�eniu. A oni posiliwszy si� zb�jeckimi plackami, zasn�li bardzo zm�czeni. Jeszcze przez sen Danek pokrzykiwa�: � Zb�je, Arab leci, nie mog� patrze�. Wielb��d wypad� i spada � tak silnie prze�y� przygod� na pustyni. 18 Rozdzia� pi�ty NA MORZU Tym razem obudzi� ich plusk i ko�ysanie. � Dziadku Wilku! � krzykn�� Danek, kt�ry pierwszy wyjrza�. � P�yniemy. Szafa wyl�dowa�a wprost na morzu. � Czyli wodowa�a � poprawi� dziadek obeznany ze sprawami morza. � No, przynajmniej b�dzie mo�na zmy� kurz i piasek pustyni. Ch�opiec poczu� ulg�, ju� nie po raz pierwszy, gdy widzia�, �e dziadek przyjmuje jak��, zdawa�oby si� straszn� rzecz, ze spokojem. C� by�o robi�? Wysiedli i pop�yn�li wp�aw po bezkresnym oceanie. Wkr�tce natkn�li si� na ma�y atol otoczony rafami koralowymi. Wyszli wi�c z wody. Wysepka by�a male�ka. Po�rodku ros�a tylko jedna, jedyna palma. �adnej innej ro�linno�ci, a na ziemi i na w�skiej pla�y tylko kamienie, muszle, zesch�e �odygi ro�lin morskich, �limaki i zesch�e ryby wyrzucone przez fale. By�o cicho i pusto na bezkresnym oceanie pod r�wnie pust� kopu�� ciemniej�cego nieba. Danek obj�� swego dziadka za szyj� i tak siedzieli na skrawku ziemi. Nasta�a noc do�� ciemna, bo ksi�yc przes�oni�y bia�e chmurki, ale wystarcza�o �wiat�a, aby zobaczy�, �e gdzieniegdzie pod wod� co� zawirowa�o, co� plusn�o. Po jakim� czasie coraz wi�cej ryb (jak s�dzi� dziadek) pluska�o si� i k��bi�o. A potem woda zacz�a wprost bulgota�, k��bi� si�, a ca�y ten tumult przybli�a� si� do wysepki. Wkr�tce dooko�a wytworzy� si� prawdziwy kocio� wodny, a z fal i z piany wynurzy�y si� potworne �by setek rekin�w. Otwiera�y i zamyka�y paszcze zgrzytaj�c straszliwie z�bami. A o z�bach rekin�w Danek s�ysza� jeszcze od swego tatusia, �eglarza, �e s� ostre jak brzytwy i �e ca�a paszcza potwora jest nimi wype�niona. Mimo �e ju� troch� nauczy� si� w tej podr�y dzielno�ci i odwagi, zadr�a� i wykrztusi�: � Dziadku, to ju� koniec. Przecie� nie dop�yniemy z powrotem do szafy. Po pewnym czasie rekiny uspokoi�y si�, ale tkwi�y dooko�a lub powoli op�ywa�y atol. Robi�o to nieodparte wra�enie, �e te morskie potwory czyhaj� na ludzi, jakby wiedzia�y, �e pr�dzej czy p�niej musz� oni opu�ci� l�d. Dziadek siedzia� zamy�lony. Wreszcie, ju� po p�nocy rzek�: � Nie ma rady. Trzeba spr�bowa� je odci�gn��. Ty b�dziesz rzuca� wszystko, co tu znajdziesz, do wody: �limaki, skorupiaki, te zdech�e ryby, a ja z drugiej strony spr�buj� zej�� do morza. Gdybym dosta� si� do szafy, to maj�c t� oto ga��� przepchn��bym j� do wyspy, a ty wskoczysz. Plan by� dobry i m�g� si� powie��, ale si� nie powi�d�. Rekiny wprawdzie po�era�y to, co im ch�opiec rzuca�, nawet skupia�y si� w tym miejscu. Wreszcie dziadek zdecydowa� si� na pr�b�. My�la� te�, �e mo�e je przestraszy sam� sw� osob�. Wszed� do wody i nawet zacz�� p�yn��, gdy jeden rekin gwa�townie zawr�ci�, a� woda zabulgota�a. Dziadek czym pr�dzej skierowa� si� do brzegu, ale rekin zd��y� schwyci� go za nog�. Trzeba wiedzie�, �e dziadek 19 nosi� grube sk�rzane buty. I to go ocali�o. But zosta� w paszczy rekina, a dziadek szcz�liwie wygramoli� si� na brzeg. Rekin przez chwil� �u� but, potem skrzywi� si� okropnie i wyplu� go z niesmakiem. Cho� sytuacja by�a bardzo z�a, dziadek za�mia� si� z rekina, kt�ry nie lubi but�w. Wtedy w�a�nie zacz�o si� dzia� co� dziwnego. Zrobi�o si� ciemno, ciemno tak, �e nie wida� by�o nieba, wody, rekin�w. Za to da� si� s�ysze� szum, kt�ry jakby zbli�a� si� i narasta�. Jednocze�nie powia� wiatr, kt�ry w jednej chwili przeszed� w huragan. Danek omal nie zosta� zmieciony do wody, chwyta� si� kamieni i ziemi. Nawo�ywali si� z dziadkiem, ale wycie wichru i huk fal ca�kowicie zag�usza�y ich g�osy. Wreszcie odnale�li si� i podpe�zli do jedynego drzewa na wysepce. Tam dziadek zdj�� pasek i przywi�za� nim siebie i wnuczka do palmy, wiatr zdmuchn��by ich jak pi�rko do morza. To by� prawdziwy orkan. Ogromne pi�trz�ce si� fale zalewa�y atol, a rozbijaj�c si� o raf� koralow� bulgota�y, rycza�y i szala�y. Palma pod naporem wiatru pochyli�a si� prawie do ziemi, zacz�a trzeszcze�, a przewalaj�ca si� woda coraz bardziej podmywa�a jej korzenie. Wreszcie burza zacz�a powoli cichn��, ale podmuchy wiatru by�y jeszcze ostre. � Danku, trzymaj si� mocno, odczepiam pasek � krzykn�� dziadek. � Pe�znij po pniu do korony drzewa. � Dlaczego? � R�b, co ka��! Trzymaj�c si� kurczowo pnia, przepe�zli obaj i jako tako uczepili si� wierzcho�ka drzewa. Wtedy w�a�nie podmuch wiatru wyrwa� je z korzeniami i rzuci� w morze. Rozko�ysane fale unios�y je szybko. W bladym �wicie chmurnego dnia zobaczyli nie opodal druga wysepk�, a przy niej zakotwiczon� ich w�asn� szaf�. Lecz fale unosi�y drzewo w przeciwnym kierunku, i oto zn�w pojawi�y si� rekiny atakuj�ce bezczelnie ich w�t�e schronienie. Ob�amywali li�cie palmy wal�c nimi po �bach potwor�w, ciskali je kamieniami, jakie znalaz�y si� w kieszeniach ch�opca, lecz nadaremnie. A� w pewnej chwili ogromny �ar�acz-ludojad, przewodnik stada, gdy znalaz� si� na szczycie fali, rzuci� si� w ich kierunku. Wtedy Danek nie maj�c ju� kamieni wychwyci� z wody, spomi�dzy li�ci palmy, kawa�ek drewna i cisn�� go wprost w otwart� paszcz� potwora. I c� si� sta�o?! Oto rekin zakr�ci� si� w k�ko, a po chwili podni�s� �eb i zacz�� powoli unosi� si� do g�ry! Jeszcze ogonem zam�ci� wod�, a potem pomkn�� jak strza�a w szare niebo. Wida� by� bardzo przestraszony, bo kr�ci� si� w powietrzu i zwija�, ale nic mu to nie pomog�o. Jakby jaka� tajemna si�a ci�gn�a go coraz wy�ej i wy�ej. Wreszcie zawisn�� nieruchomo gdzie� pod chmurami i po chwili run�� jak kamie� do morza. Natychmiast umkn�� w g��bin� poci�gaj�c za sob� ca�e stado zdumionych i wystraszonych rekin�w. Nie mniej zdumiony by� Danek. Patrzy� na to zjawisko z otwartymi oczyma i ustami, a� us�ysza� g�os dziadka: � Droga wolna i bezpieczna, zeskakuj z naszej tratwy. � Ale co to by�o, dziadku? � Nie wiesz? Pocz�stowa�e� tego potwora nog� od naszej szafy. Wida� troch� si� poturbowa�a w czasie burzy i straci�a nog� na rafie koralowej. To noga nas uratowa�a, bo jako cz�� szafy zachowa�a troch� jej czarodziejskiej mocy latania i unios�a rekina a� pod chmury. To by�o dla tych ryb niezwyk�e i przera�aj�ce, bo przecie� nigdy dot�d nie lata�y. Ale spieszmy si�! P�yniemy! Dotarli szcz�liwie do wysepki i wprost do zanurzonej w wodzie szafy. A ta, r�wno ze wschodem s�o�ca, d�wign�a si� jakby z trudem z rafy (by�a przecie� nasi�kni�ta wod�) i ruszy�a oci�ale do g�ry. Otworzyli drzwi, by w ci�gu dnia wysuszy� si� na s�o�cu. A pami�tk� po przygodzie na oceanie by� brak buta dziadka. Lecz on nie przejmowa� si� tym wcale � zdj�� i drugi zostawiaj�c go w k�cie szafy. 20 Rozdzia� sz�sty W PA�ACU Wraz z zachodem s�o�ca szafa spokojnie stan�a w zagajniku drzew akacjowych, w pobli�u jakiego� pa�acu. Otacza� go mur, w kt�rym by�a szeroko otwarta brama, a nad bram� widnia� ogromny napis: TU MIESZKA WIELKI SZACHISTA OSKAR. Ka�dy kto umie gra� w szachy jest zaproszony i b�dzie mile widziany. � Danku, umiesz gra� w szachy? Bo ja nie. � Troch� umiem, grywa�em z kolegami. � Wi�c wejd�my, nie mamy wyboru. Zaraz za bram� zobaczyli pi�kny taras obros�y pn�cymi r�ami. Po schodkach zszed� starszy pan, przyjemnie i szlachetnie wygl�daj�cy. � Witajcie w mych progach! � wykrzykn�� rozk�adaj�c r�ce i k�aniaj�c si�. � Pogramy sobie troszeczk�. Jeste�cie strudzeni? Danek chcia� powiedzie�, �e nie, bo spali w szafie, ale w por� ugryz� si� w j�zyk. � Chod�cie, ugoszcz� was. � Zaczyna si� dobrze � pomy�la� dziadek. Weszli do przestronnej sali. Po�rodku sta� stolik, a na nim rozstawione na szachownicy figury. � Kt�ry z was gra? � zapyta� szachista. � Ja � rzek� onie�mielony Danek. W tym momencie zjawi�y si� trzy ogromne psy. � To s� moi przyjaciele � Szachista wskaza� na nie. � Ten najwi�kszy nazywa si� Duk, a tamte Muk i Puk, musz� s�ucha� Duka, kt�ry jest najm�drzejszym psem na �wiecie. Psy zawarcza�y i pokaza�y k�y, ale spokojnie usiad�y obok go�ci. � Duk! � zawo�a� Oskar. � Przyprowad� Tygrysa. � Oj � j�kn�� w duchu Danek. Za chwil� Duk przyci�gn�� za r�kaw ma�ego cz�owieczka. � Ach � ucieszy� si� Danek. To by� dziwny cz�owieczek; mia� du�� g�ow�, kr�tkie n�ki i d�ugie, silne r�ce, prawdziwy gnom. � To m�j kucharz � obja�ni� Szachista. � Tygrysie, podaj jedzenie. Co tam masz dla go�ci? Niespodziewanie gnom zacz�� recytowa� grubym g�osem: 21 Na zak�sk� Chcieliby�cie chyba g�sk�; Ale b�d� tylko �limaki I w �upinach ziemniaki Nie ma zupy, bo niestety Zabrak�o dzisiaj kalarepy. Potem jeszcze �aby w sosie I tuczone prosi�. A na deser w cukrze �o��dzie. To ju� chyba wszystko b�dzie. Szachista �mia� si� i klaska� w d�onie. � Prawda jak on umie �licznie rymowa�? Dlatego go trzymam. No, podawaj! Dziadek Wilk by� stolarzem i nie zna� si� na poezji, ale wierszyk wyda� mu si� okropny, a gnom wr�cz wstr�tny. Atmosfera stawa�a si� troch� niesamowita, a potem coraz bardziej gro�na, bo gdy podano jedzenie psy nie dopu�ci�y dziadka i Danka do sto�u. Oskar �mia� si�, g�aska� psy i razem z nimi zjad� wieczerz�, rzuciwszy go�ciom par� ziemniak�w i ko�ci. Potem Szachista wsta� od sto�u. Nie wygl�da� ju� przyjemnie, nawet nie sili� si� na uprzejmo��. Krzykn��: � Duk, do roboty! Psy ulokowa�y si� w drzwiach wej�ciowych szczekaj�c i warcz�c. Odwr�t by� odci�ty. � Ty, szczeniaku � m�wi� dalej � b�dziesz gra� ze mn� w szachy. Oczywi�cie b�dziesz przegrywa�, bo ja gram najlepiej na �wiecie. B�dziemy gra� tydzie�, miesi�c czy rok, wreszcie si� poduczysz. W tym czasie stary b�dzie nosi� wod� z kana�u do studni. O to zadba Tygrys. Kiedy si� nauczysz gra� i wreszcie wygrasz jak�� parti� � utn� ci g�ow�, bo nie lubi� przegrywa�, b�dziesz mi ju� niepotrzebny. A starego wtedy wypuszcz�, nic mi po nim. Danek struchla�, chcia� protestowa�, ale oto Tygrys zarzuci� ju� arkan na dziadka i wyci�gn�� go z sali. Biedny Danek! Zdr�twia� ze zgrozy, a Oskar ju� siedzia� przy stoliku szachowym i kaza� gra�. Danek sta� nieporuszony. � Je�eli zaraz nie si�dziesz, Duk si� do ciebie dobierze � wrzasn�� Szachista. Danek zacz�� gra�. Rzeczywi�cie przegrywa�, nie tylko dlatego, �e nie umia� gra�, ale przede wszystkim my�la� o ratunku. Zrozumia�, �e teraz przysz�a kolej na niego, �e to on musi tej nocy my�le� i dzia�a�, tak jak uczy� go dziadek. Ale co tu mo�na wymy�li�, co? szachista okaza� si� potworem, a psy za ka�dym gwa�towniejszym ruchem, rzuca�y si� na Danka i szarpa�y mu ubranie. � Je�li nie ma ratunku � my�la� Danek � musz� wygra�, trudno, niech mnie zabije. Przynajmniej m�j najdro�szy Wilk b�dzie wolny. Lecz mimo wielkiego wysi�ku nie m�g� wygra�. Po paru godzinach by� zupe�nie rozbity i ot�pia�y. Pomy�la�, �e musi odpocz�� i zastanowi� si� w spokoju. � Panie � rzek� � widz�, �e niepr�dko wygram. Jest noc, jestem �pi�cy, jutro b�d� gra� lepiej. � Patrzcie! � wykrzykn�� Szachista. � Ten smarkacz ma racj�. Ja tez chc� spa�. Duk! Pilnujcie mi tego ch�opaka, bo wam �by porozbijam. I zgasiwszy lamp� wyszed�. Danek po�o�y� si� na dywanie i mimo �e by� ju� do�� dzielny, gorzko zap�aka�. � Ach, m�j tatusiu, m�j wspania�y �eglarzu, tw�j syn nie potrafi ci� uwolni�. Co robi�? Co robi�? 22 Gdyby� tu by� jego ma�y piesek Azorek, mo�e by on ug�aska� te brytany. A tymczasem ich oczy �wieci�y z�owrogo w mroku, pazury drapa�y dywany; psy sapa�y obchodz�c ch�opca dooko�a. � Ach, Duku! � zawo�a� w skrajnej rozpaczy i wyci�gn�� do niego nie�mia�o r�k�. Kochany, m�dry, dobry Duku, pozw�l mi odej��, nie mo�esz chyba by� zupe�nie z�y, widzisz jakie nieszcz�cie mnie spotka�o. Wszystko zale�y od ciebie. I jeszcze d�u�ej szepta� i zaklina� go, nie bardzo wierz�c w powodzenie, ale pr�bowa� tej drogi, bo innego wyj�cia nie mia�. I wtedy sta�a si� rzecz zupe�nie niezwyk�a, nieoczekiwana, wprost niewiarygodna: oto Danek poczu� ciep�y, wilgotny j�zyk na swych mokrych od �ez policzkach i us�ysza� ciche psie skomlenie. Oszo�omiony podni�s� g�ow� � to Duk �asi� si� do niego, a za nim, cho� z oci�ganiem, pozosta�e psy. Danek, jeszcze nie wierz�c swemu szcz�ciu, obj�� ostro�nie psa za szyj� i przytuli� si� do w�ochatego cielska. � Duku � szepta� � chcia�by� by� moim przyjacielem? � i odwa�y� si� poca�owa� go w �eb. Duk znowu go poliza� i pomacha� wolno, jakby si� wstydz�c, ogonem. Uszcz�liwiony ch�opiec powiedzia�: � Chod�cie, m�j dziadek bardzo cierpi i my�li, �e przepadli�my. Ca�a czw�rka pobieg�a na ogromny podw�rzec pa�acowy. Na �rodku by�a studnia, a kana� daleko na polu. Biedny Wilk d�wiga� w�a�nie pe�ne wiadra wody i wylewa� j� do studni. Wszystko po to, aby Tygrys nie musia� chodzi� daleko po wod�. Dziadek mia� uwi�zany do nogi powr�z, kt�rego drugi koniec trzyma� w �ylastych �apach gnom. Ju� �wita�o. Danek pomy�la�, �e gdy Tygrys ich zobaczy, narobi ha�asu, a to sprowadzi�oby Szachist�, wi�c skradaj�c si� w p�mroku zachodzi� go cicho od ty�u. Za nim r�wnie cicho posuwa�y si� psy. � Nie mam no�a, �eby przeci�� sznur � pomy�la� Danek. Przykucn��, pog�aska� Duka po g�owie i szepn�� mu do ucha pokazuj�c sznur: � Piesku, m�j przyjacielu, czy m�g�b