4414
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 4414 |
Rozszerzenie: |
4414 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 4414 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 4414 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
4414 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Werner Carl Heisenberg
Fizyka a filozofia
OD REDAKCJI
Polski przek�ad ksi��ki W. Heisenberga, kt�ry oddajemy w r�ce czytelnik�w,
zosta� dokonany na podstawie oryginalnego tekstu angielskiego. Uwzgl�dnione w
nim
zosta�y merytoryczne zmiany i uzupe�nienia wprowadzone przez autora do wydania
niemieckiego (Physik und Philosophie, S. Hirzel Verlag, Stuttgart 1959).
I. STARE I NOWE TRADYCJE
Gdy m�wi si� dzi� o fizyce wsp�czesnej, na my�l przychodzi przede wszystkim
bro�
atomowa. Wszyscy zdaj� sobie spraw� z tego, jak ogromny wp�yw ma istnienie tej
broni na
stosunki polityczne w �wiecie wsp�czesnym, wszyscy zgodnie przyznaj�, �e nigdy
jeszcze
wp�yw fizyki na og�ln� sytuacj� nie by� tak wielki, jak obecnie. Czy jednak
polityczny aspekt
fizyki wsp�czesnej rzeczywi�cie jest najbardziej donios�y? W jakiej mierze i na
co fizyka
mia�aby wp�yw, gdyby struktura polityczna �wiata zosta�a przystosowana do nowych
mo-
�liwo�ci technicznych?
Aby odpowiedzie� na te pytania, nale�y przypomnie�, �e wraz z produkcj� nowych
narz�dzi zawsze rozpowszechniaj� si� idee, dzi�ki kt�rym zosta�y one stworzone.
Poniewa�
ka�dy nar�d i ka�de ugrupowanie polityczne niezale�nie od po�o�enia
geograficznego i
tradycji kulturowych danego kraju musi w tej lub innej mierze interesowa� si�
now� broni�,
przeto idee fizyki wsp�czesnej przenika� b�d� do �wiadomo�ci wielu narod�w i
zespala� si�
w rozmaity spos�b ze starymi, tradycyjnymi pogl�dami. Jaki b�dzie wynik
oddzia�ywania
pogl�d�w z tej dziedziny nauki wsp�czesnej na g��boko zakorzenione stare
tradycje? W tych
krajach, w kt�rych powsta�a nauka wsp�czesna, ju� od dawna niezmiernie �ywo
interesowano si� praktycznymi zagadnieniami produkcji i technologii oraz �ci�le
z nimi
zwi�zan� racjonaln� analiz� wewn�trznych i zewn�trznych warunk�w zastosowania
odkry�
naukowych w przemy�le. Narodom tych kraj�w do�� �atwo b�dzie zrozumie� nowe
koncepcje; mia�y czas na to, by powoli, stopniowo przyswaja� sobie metody
nowoczesnego
my�lenia naukowego. W innych krajach nast�pi starcie nowych idei z religijnymi i
filozoficznymi pogl�dami stanowi�cymi podstaw� rodzimej kultury. Skoro prawd�
jest, �e
teorie fizyki wsp�czesnej nadaj� nowy sens tak podstawowym poj�ciom, jak
rzeczywisto��,
przestrze� i czas, to w wyniku konfrontacji starych i nowych pogl�d�w mog�
zrodzi� si�
zupe�nie nowe kierunki rozwoju my�li, kt�rych dzi� nie spos�b jeszcze
przewidzie�. Jedn� z
istotnych cech tej konfrontacji wsp�czesnej nauki z dawnymi metodami my�lenia
b�dzie to,
�e nauce w�a�ciwy b�dzie ca�kowity internacjonalizm. W tej wymianie my�li jeden
z
partner�w - stare tradycje - b�dzie mia� r�ne oblicze na rozmaitych
kontynentach, drugi za�,
nauka - wsz�dzie b�dzie taka sama. Tote� wyniki owej wymiany idei b�d� dociera�y
tam
wsz�dzie, gdzie b�d� si� toczy�y dyskusje.
Z wymienionych wy�ej wzgl�d�w mo�e okaza� si� po�yteczna pr�ba wy�o�enia - w
spos�b mo�liwie przyst�pny - koncepcji fizyki wsp�czesnej, rozpatrzenia
wniosk�w
filozoficznych, kt�re z nich wynikaj�, i por�wnania ich z pewnymi starymi,
tradycyjnymi
pogl�dami.
Najlepszym zapewne wprowadzeniem w problemy fizyki wsp�czesnej jest
om�wienie historycznego rozwoju teorii kwant�w. Oczywi�cie, teoria kwant�w to
jedynie
ma�y wycinek fizyki atomowej, kt�ra z kolei jest niewielkim tylko fragmentem
nauki
wsp�czesnej. Ale najbardziej zasadnicze zmiany sensu poj�cia rzeczywisto�ci
spowodowa�o
w�a�nie powstanie teorii kwant�w, w kt�rej wykrystalizowa�y si� ostatecznie i
skupi�y nowe
idee fizyki atomowej. Innym jeszcze aspektem tej dziedziny nauki wsp�czesnej,
odgrywaj�cym nader istotn� rol�, jest pos�ugiwanie si� niezwykle skomplikowanym
wyposa�eniem technicznym niezb�dnym do prowadzenia fizycznych bada� nad
zjawiskami
mikro-�wiata. Jednak�e, je�li chodzi o technik� do�wiadczaln� fizyki j�drowej,
to polega ona
na stosowaniu niezwykle udoskonalonej, lecz tej samej metody bada�, kt�ra
warunkowa�a
rozw�j nauki nowo�ytnej od czas�w Huyghensa, Volty czy te� Faradaya. Zupe�nie
podobnie,
onie�mielaj�co trudny aparat matematyczny niekt�rych dzia��w teorii kwant�w
mo�na
traktowa� jako ostateczny wynik rozwoju metod, kt�rymi pos�ugiwali si� Newton,
Gauss i
Maxwell. Natomiast zmiana sensu poj�cia rzeczywisto�ci spowodowana przez
mechanik�
kwantow� nie jest skutkiem kontynuacji dawnych idei; wydaje si�, �e jest ona
zmian�
prze�omow�, kt�ra naruszy�a dotychczasow� struktur� nauki.
Z tego wzgl�du pierwszy rozdzia� ksi��ki po�wi�cony zosta� analizie
historycznego
rozwoju teorii kwant�w.
II. HISTORIA TEORII KWANT�W
Powstanie teorii kwant�w jest zwi�zane z badaniami nad dobrze znanym zjawiskiem,
kt�rym nie zajmuje si� �aden z centralnych dzia��w fizyki atomowej. Ka�da pr�bka
materii,
gdy jest ogrzewana, roz�arza si�, najpierw do czerwono�ci, p�niej za�, w
wy�szej tempera-
turze, do bia�o�ci. Barwa silnie ogrzanego cia�a w nieznacznej tylko mierze
zale�y od
rodzaju substancji, a w przypadku cia�a czarnego zale�y wy��cznie od
temperatury. Tote�
promieniowanie cia�a czarnego w wysokiej temperaturze stanowi obiecuj�cy obiekt
bada�
fizycznych. Jest to nieskomplikowane zjawisko, kt�re powinno by� �atwo
wyt�umaczone na
podstawie znanych praw promieniowania i praw zjawisk cieplnych. W ko�cu
dziewi�tnastego
stulecia lord Rayleigh i Jeans pr�bowali je wyt�umaczy� w taki w�a�nie spos�b;
pr�ba
jednak�e nie powiod�a si�, przy czym ujawni�y si� trudno�ci natury zasadniczej.
Nie jest
rzecz� mo�liw� przedstawi� je tutaj w spos�b przyst�pny. Dlatego te� zadowoli�
si� musimy
stwierdzeniem, �e stosowanie praw fizycznych znanych w owym czasie nie
doprowadzi�o do
zadowalaj�cych wynik�w. Kiedy w 1895 roku Pianek zaj�� si� tym zagadnieniem,
spr�bowa�
je potraktowa� raczej jako problem promieniuj�cego atomu ni� problem
promieniowania.
Takie uj�cie nie usun�o �adnych trudno�ci, upro�ci�o jednak interpretacj�
fakt�w do�wiad-
czalnych. W tym w�a�nie okresie, latem 1900 roku, Kurlbaum i Rubens
przeprowadzili w
Berlinie bardzo dok�adne pomiary widma promieniowania cieplnego. Kiedy Pianek
dowiedzia� si� o wynikach tych pomiar�w, spr�bowa� je wyrazi� za pomoc� prostych
wzor�w
matematycznych, kt�re wydawa�y si� zgodne z wynikiem jego w�asnych bada�
dotycz�cych
zale�no�ci mi�dzy ciep�em i promieniowaniem. Pewnego dnia, goszcz�c u Plancka,
Rubens
por�wnywa� wsp�lnie z nim wyniki ostatnich swych pomiar�w z wzorem proponowanym
przez Plancka. Okaza�o si�, �e wz�r jest ca�kowicie zgodny z danymi do�wiadcze�.
W ten
spos�b zosta�o odkryte prawo Plancka, prawo promieniowania cieplnego .
By� to jednak dopiero pocz�tek intensywnych bada� teoretycznych, kt�re podj��
Pianek. Nale�a�o poda� w�a�ciw� interpretacj� fizyczn� nowego wzoru. Wobec tego,
�e na
podstawie swych wcze�niejszych prac Pianek �atwo m�g� prze�o�y� sw�j wz�r na
twierdzenie
o promieniuj�cym atomie (o tak zwanym oscylatorze), to wkr�tce ju� musia�
zauwa�y�, �e z
wzoru tego wynika, i� oscylator mo�e emitowa� energi� jedynie kwantami, a wi�c w
spos�b
nieci�g�y. Wniosek ten by� tak zaskakuj�cy i tak r�ni� si� od wszystkiego, co
wiedziano
dotychczas z fizyki klasycznej, �e Pianek z pewno�ci� nie m�g� natychmiast uzna�
go za
s�uszny. Jednak�e w ci�gu lata 1900 roku, lata, podczas kt�rego pracowa�
niezwykle in-
tensywnie, przekona� si� on ostatecznie, �e wniosek ten narzuca si�
nieuchronnie. Syn
Plancka opowiada�, �e pewnego dnia podczas d�ugiego spaceru w Grunewald - lesie
na
przedmie�ciu Berlina - ojciec m�wi� mu o swych nowych koncepcjach. Podczas tego
spaceru
Pianek zwierzy� si�, i� czuje, �e dokona� odkrycia pierwszorz�dnej wagi, kt�re,
by� mo�e, da
si� por�wna� jedynie z odkryciami Newtona. Tak wi�c musia� on ju� w�wczas zdawa�
sobie
spraw�, �e jego wz�r dotyczy podstaw naszego sposobu opisywania przyrody i �e
pewnego
dnia podstawy te ulegn� modyfikacji i przybior� now�, dotychczas nie znan�
posta�. Pianek -
uczony o konserwatywnych pogl�dach - bynajmniej nie by� zadowolony z takich
konsekwencji swego odkrycia; niemniej w grudniu 1900 roku opublikowa� sw�
hipotez�
kwantow�.
Pogl�d, kt�ry g�osi�, �e energia mo�e by� poch�aniana i emitowana jedynie
kwantami,
w spos�b nieci�g�y, by� ca�kowicie nowy i zupe�nie si� nie mie�ci� w ramach
tradycyjnych
koncepcji fizycznych. Podj�ta przez Plancka pr�ba pogodzenia nowej hipotezy z
poprzednio
odkrytymi prawami promieniowania spe�z�a na niczym, nie uda�o mu si� bowiem
usun��
pewnych sprzeczno�ci o zasadniczym charakterze. Min�� jednak�e musia�o a� pi��
lat, zanim
zdo�ano uczyni� nast�pny krok w nowym kierunku.
W�wczas w�a�nie m�ody Albert Einstein, rewolucyjny geniusz w�r�d fizyk�w,
odwa�y� si� odej�� jeszcze dalej od starych teorii. Istnia�y dwa zagadnienia, do
kt�rych
rozwi�zania m�g� on zastosowa� nowe idee. Jednym z nich by�o zagadnienie tak
zwanego
zjawiska fotoelektrycznego - emisji elektron�w z metali pod wp�ywem
promieniowania
�wietlnego. Do�wiadczenia, w szczeg�lno�ci do�wiadczenia Lenarda, wykaza�y, �e
energia
emitowanego elektronu nie zale�y od nat�enia promieniowania �wietlnego, lecz
wy��cznie
od jego barwy, m�wi�c za� �ci�lej - od jego cz�stotliwo�ci. Dotychczasowa teoria
promieniowania nie mog�a wyja�ni� tego faktu. Einstein zdo�a� wyt�umaczy�
zaobserwowane
zjawiska, interpretuj�c w odpowiedni spos�b hipotez� Plancka. Interpretacja ta
g�osi�a, �e
�wiat�o sk�ada si� z kwant�w energii poruszaj�cych si� w przestrzeni. Zgodnie z
za�o�eniami
hipotezy kwant�w energia kwantu �wietlnego powinna by� r�wna iloczynowi
cz�stotliwo�ci
�wiat�a i sta�ej Plancka.
Drugim zagadnieniem by� problem ciep�a w�a�ciwego cia� sta�ych.. Warto�ci ciep�a
w�a�ciwego obliczone na podstawie dotychczasowej teorii by�y zgodne z danymi
do�wiadcze� tylko w zakresie wysokich temperatur; w zakresie niskich temperatur
teoria by�a
sprzeczna z danymi empirii. R�wnie� i w tym przypadku Einstein zdo�a� wykaza�,
�e fakty te
staj� si� zrozumia�e, je�li spr�yste drgania atom�w w cia�ach sta�ych
zinterpretuje si� na
podstawie hipotezy kwant�w. Wyniki obu tych prac Einsteina by�y wielkim krokiem
naprz�d,
dowodzi�y bowiem, �e kwant dzia�ania - jak nazywaj� fizycy sta�� Plancka -
wyst�puje w
r�nych zjawiskach, r�wnie� i takich, kt�re bezpo�rednio nie maj� nic wsp�lnego
z
promieniowaniem cieplnym. �wiadczy�y one jednocze�nie o tym, �e nowa hipoteza ma
charakter g��boko rewolucyjny: pierwszy z nich prowadzi� do opisu zjawisk
�wietlnych w
spos�b ca�kowicie odmienny od tradycyjnego opisu opartego na teorii falowej.
�wiat�o mo�na
by�o obecnie traktowa� b�d� jako fale elektromagnetyczne - zgodnie z teori�
Maxwella - b�d�
jako szybko poruszaj�ce si� w przestrzeni kwanty �wietlne, czyli porcje energii.
Ale czy
obydwa te opisy mog� by� jednocze�nie s�uszne? Einstein wiedzia� oczywi�cie, �e
dobrze
znane zjawiska dyfrakcji i interferencji wyja�ni� mo�na jedynie na podstawie
teorii falowej;
nie m�g� te� kwestionowa� istnienia absolutnej sprzeczno�ci mi�dzy hipotez�
kwant�w
�wietlnych a teori� falow�. Nie podj�� on pr�by usuni�cia sprzeczno�ci mi�dzy
interpretacj�
falow� i interpretacj� opart� na hipotezie kwant�w. Sprzeczno�� t� traktowa� po
prostu jako
co�, co prawdopodobnie zostanie wyt�umaczone dopiero znacznie p�niej.
Tymczasem do�wiadczenia Becquerela, Curie i Rutherforda w pewnym stopniu
wyja�ni�y problem budowy atomu. W roku l911 na podstawie swych bada� nad
przenikaniem
cz�stek ? [alfa] przez materi� Rutherford opracowa� s�ynny model atomu. Atom
przedstawiony zosta� jako uk�ad sk�adaj�cy si� z dodatnio na�adowanego j�dra, w
kt�rym
skupiona jest niemal ca�a masa atomu, i z elektron�w, kr���cych wok� niego jak
planety wo-
k� S�o�ca. Powstawanie wi�za� chemicznych miedzy atomami r�nych pierwiastk�w
potraktowano jako wynik wzajemnego oddzia�ywania zewn�trznych elektron�w tych
atom�w. J�dro nie ma bezpo�redniego wp�ywu na wi�zania chemiczne. Chemiczne
w�asno�ci
atom�w zale�� od j�dra w spos�b po�redni, wskutek tego, �e jego �adunek decyduje
o ilo�ci
elektron�w w nie zjonizowanym atomie. Model ten pocz�tkowo nie wyja�nia� jednej
z
najbardziej charakterystycznych w�asno�ci atomu, a mianowicie jego niezmiernej
trwa�o�ci.
�aden uk�ad planetarny, kt�ry porusza si� zgodnie z prawami Newtona, nie mo�e
powr�ci�
do stanu wyj�ciowego po zderzeniu z innym tego rodzaju uk�adem. Natomiast atom,
np.
w�gla, pozostaje atomem w�gla, niezale�nie od zderze� i oddzia�ywa�, kt�rym
ulega podczas
reakcji chemicznej.
W roku 1913 Bohr, opieraj�c si� na hipotezie kwant�w, sformu�owanej przez
Plancka,
wyt�umaczy� t� niezwyk�� trwa�o�� atomu. Je�li energia atomu mo�e si� zmienia�
jedynie w
spos�b nieci�g�y - to wynika st�d nieuchronnie, �e atom mo�e znajdowa� si�
jedynie w dy-
skretnych stanach stacjonarnych, z kt�rych stan odpowiadaj�cy najmniejszej
energii jest jego
stanem normalnym. Dlatego atom poddany jakiemukolwiek oddzia�ywaniu powr�ci
ostatecznie do swego normalnego stanu.
Dzi�ki zastosowaniu teorii kwant�w do konstruowania modelu atomu Bohr zdo�a� nie
tylko wyja�ni� fakt trwa�o�ci atom�w, lecz r�wnie� poda� dla niekt�rych
prostszych
przypadk�w teoretyczne wyt�umaczenie charakteru liniowego widma promieniowania
emitowanego przez atomy wzbudzone wskutek dzia�ania ciep�a lub wy�adowa�
elektrycznych. Jego teoria by�a oparta na prawach mechaniki klasycznej - zgodnie
z kt�rymi
mia�y si� porusza� elektrony po orbicie - oraz na pewnych warunkach kwantowych,
nak�adaj�cych ograniczenia na ruch elektron�w i wyznaczaj�cych stacjonarne stany
uk�adu.
�cis�e matematyczne sformu�owanie tych warunk�w poda� p�niej Sommerfeld. Bohr
�wiet-
nie zdawa� sobie spraw� z tego, �e owe warunki naruszaj� w pewnym stopniu
wewn�trzn�
zwarto�� mechaniki newtonowskiej. Na podstawie teorii Bohra mo�na obliczy�
cz�stotliwo��
promieniowania emitowanego przez najprostszy atom - atom wodoru, przy czym wynik
okazuje si� ca�kowicie zgodny z do�wiadczeniem. Uzyskane warto�ci r�ni� si�
jednak od
cz�sto�ci orbitalnych oraz ich harmonicznych dla elektron�w obracaj�cych si�
wok� j�dra i
fakt ten by� dodatkowym �wiadectwem tego, �e teoria zawiera�a ca�y szereg
sprzeczno�ci.
Zawiera�a ona jednak r�wnie� istotn� cz�� prawdy. Podawa�a jako�ciowe
wyt�umaczenie
chemicznych w�asno�ci atom�w oraz w�asno�ci widm liniowych. Do�wiadczenia
Francka i
Hertza oraz Sterna i Gerlacha potwierdzi�y istnienie dyskretnych stan�w
stacjonarnych.
Teoria Bohra da�a pocz�tek nowemu kierunkowi bada�. Wielk� ilo�� empirycznych
danych z dziedziny spektroskopii, nagromadzonych w ci�gu ubieg�ych
dziesi�cioleci, mo�na
by�o obecnie wyzyska� do badania dziwnych praw kwantowych, kt�rym podlegaj�
ruchy
elektron�w w atomie. Do tego samego celu mo�na by�o wyzyska� r�wnie� dane
rozmaitych
do�wiadcze� chemicznych. Maj�c do czynienia z tego rodzaju problemami, fizycy
nauczyli
si� prawid�owo formu�owa� swe problemy; w�a�ciwe za� postawienie zagadnienia
cz�sto
oznacza przebycie wi�kszej cz�ci drogi, kt�ra nas dzieli od jego rozwi�zania.
Jakie� to by�y problemy? W gruncie rzeczy wszystkie one by�y zwi�zane z
zaskakuj�cymi sprzeczno�ciami mi�dzy wynikami r�nych do�wiadcze�. Jak�e to jest
mo�liwe, by to samo promieniowanie, kt�re ma charakter falowy, o czym niezbicie
�wiadcz�
zjawiska interferencji, wywo�ywa�o r�wnie� zjawisko fotoelektryczne, a wi�c
sk�ada�o si� z
cz�stek? Jak�e to jest mo�liwe, by cz�sto�� obrot�w elektron�w wok� j�dra nie
zgadza�a si�
z cz�stotliwo�ci� emitowanego promieniowania? Czy �wiadczy to o tym, �e
elektrony nie
kr��� po orbitach? Je�eli za� koncepcja orbit elektronowych jest nies�uszna, to
co si� dzieje z
elektronem wewn�trz atomu? Ruch elektron�w mo�na obserwowa� w komorze Wilsona:
cza-
sami elektrony ulegaj� wybiciu z atom�w. Dlaczego wi�c nie mia�yby one porusza�
si�
r�wnie� wewn�trz atom�w? Co prawda, mo�na sobie wyobrazi�, �e gdy atom znajduje
si� w
stanie normalnym, czyli w stanie, kt�remu odpowiada najni�sza energia, to
elektrony mog�
pozostawa� w stanie spoczynku. Istniej� jednak�e inne stany energetyczne atom�w,
w
kt�rych pow�oki elektronowe maj� momenty p�du. W przypadku tego rodzaju stan�w
elektrony na pewno nie mog� pozostawa� w spoczynku. Podobne przyk�ady mo�na
mno�y�.
Przekonywano si� ustawicznie, �e pr�by opisania zjawisk mikro�wiata w terminach
fizyki
klasycznej prowadz� do sprzeczno�ci.
W pierwszej po�owie lat dwudziestych fizycy stopniowo przyzwyczaili si� do tych
sprzeczno�ci. Zorientowali si� ju� z grubsza, gdzie i kiedy nale�y si� ich
spodziewa�, i
nauczyli si� przezwyci�a� trudno�ci z nimi zwi�zane. Wiedzieli ju�, jak nale�y
prawid�owo
opisywa� zjawiska atomowe, z kt�rymi mieli do czynienia w poszczeg�lnych
eksperymentach. Nie wystarcza�o to wprawdzie do stworzenia sp�jnego, og�lnego
opisu
przebiegu proces�w kwantowych, niemniej jednak wp�ywa�o na zmian� sposobu
my�lenia
fizyk�w; stopniowo wnikali oni w ducha nowej teorii. Tote� ju� przed uzyskaniem
sp�jnego
sformu�owania teorii kwant�w umiano mniej lub bardziej dok�adnie przewidywa�
wyniki
poszczeg�lnych do�wiadcze�.
Cz�sto dyskutowano nad tak zwanymi eksperymentami my�lowymi. Ich celem jest
udzielanie odpowiedzi na pewne nader istotne pytania - niezale�nie od tego, czy
aktualnie
potrafi si� przeprowadzi� rzeczywiste do�wiadczenia odpowiadaj�ce tym
eksperymentom
my�lowym. Jest bez w�tpienia rzecz� wa�n�, by do�wiadczenia te zasadniczo mo�na
by�o
zrealizowa�; ich technika mo�e by� jednak wielce skomplikowana. Eksperymenty
my�lowe
okaza�y si� niezwykle pomocne w wyja�nieniu niekt�rych zagadnie�. W przypadkach,
gdy
fizycy nie byli zgodni co do wynik�w tych lub innych eksperyment�w tego rodzaju,
cz�sto
udawa�o si� obmy�le� inne, podobne, lecz prostsze, kt�re faktycznie mo�na by�o
prze-
prowadzi� i kt�re w istotny spos�b przyczynia�y si� do wyja�nienia szeregu
problem�w
zwi�zanych z teori� kwant�w.
Najdziwniejszym zjawiskiem by�o to, �e �w proces wyja�niania nie usuwa�
paradoks�w teorii kwant�w. Wr�cz przeciwnie, stawa�y si� one coraz wyra�niejsze
i coraz
bardziej zdumiewaj�ce. Znane jest na przyk�ad do�wiadczenie Comptona, polegaj�ce
na
rozpraszaniu promieni Roentgena. Z wcze�niejszych do�wiadcze� nad interferencj�
�wiat�a
rozproszonego jasno wynika�o, �e mechanizm tego zjawiska jest nast�puj�cy:
padaj�ce fale
elektromagnetyczne powoduj� drgania elektronu, kt�rych cz�stotliwo�� jest r�wna
cz�stotliwo�ci padaj�cego promieniowania; drgaj�cy elektron emituje fal� kulist�
o tej samej
cz�stotliwo�ci i w ten spos�b powstaje �wiat�o rozproszone. Jednak�e w roku 1923
Compton
stwierdzi�, �e cz�stotliwo�� rozproszonych promieni rentgenowskich r�ni si� od
cz�stotliwo�ci promieni padaj�cych. Mo�na to wyt�umaczy� zak�adaj�c, �e
rozproszenie
zachodzi wskutek zderzenia kwantu �wietlnego z elektronem. W wyniku zderzenia
zmienia
si� energia kwantu �wietlnego, skoro za� energia ta jest r�wna iloczynowi
cz�stotliwo�ci i
sta�ej Plancka, to musi ulec zmianie r�wnie� cz�stotliwo��. Ale gdzie� si�
podzia�a w tej in-
terpretacji fala �wiat�a? Dwa do�wiadczenia - to do�wiadczenie, podczas kt�rego
zachodzi
interferencja, oraz to, w kt�rym ma si� do czynienia z rozproszeniem i zmian�
cz�stotliwo�ci
�wiat�a - wymaga�y tak r�nych, tak sprzecznych interpretacji, �e stworzenie
jakiejkolwiek
interpretacji kompromisowej wydawa�o si� rzecz� niemo�liw�.
W tym okresie wielu fizyk�w by�o ju� przekonanych, �e te oczywiste sprzeczno�ci
s�
zwi�zane z wewn�trzn� natur� fizyki atomowej. Z tego w�a�nie wzgl�du, w roku
1924 we
Francji, de Broglie podj�� pr�b� rozszerzenia koncepcji dualizmu falowo-
korpuskularnego -
obj�cia ni� r�wnie� elementarnych cz�stek materii, przede wszystkim elektron�w.
Wykaza�
on, �e poruszaj�cemu si� elektronowi powinna odpowiada� pewnego rodzaju fala
materii,
zupe�nie tak samo jak poruszaj�cemu si� kwantowi �wietlnemu odpowiada fala
�wietlna. W
tym czasie nie by�o jeszcze jasne, jaki sens w tym przypadku ma termin
�odpowiada�". De
Broglie zaproponowa�, aby warunki kwantowe wyst�puj�ce w teorii Bohra
wyt�umaczy� za
pomoc� koncepcji fal materii. Fala poruszaj�ca si� wok� j�dra mo�e by� ze-
wzgl�d�w
geometrycznych jedynie fal� stacjonarn�, d�ugo�� za� orbity musi by� ca�kowit�
wielokrotno�ci� d�ugo�ci fali. W ten spos�b de Broglie powi�za� warunki
kwantowe, kt�re w
mechanice elektronu by�y obcym elementem - z dualizmem falowo-korpuskularnym.
Trzeba
by�o uzna�, �e wyst�puj�ca w teorii Bohra niezgodno�� mi�dzy obliczon�
cz�stotliwo�ci�
obiegu elektron�w a cz�stotliwo�ci� emitowanego promieniowania �wiadczy o
ograniczeniu
stosowalno�ci poj�cia orbity elektronowej. Poj�cie to od samego pocz�tku budzi�o
pewne
w�tpliwo�ci. Niemniej jednak na wy�szych orbitach, a wi�c w du�ych odleg�o�ciach
od j�dra,
elektrony powinny si� porusza� w taki sam spos�b, jak w komorze Wilsona. W tym
przypadku mo�na wi�c m�wi� o orbitach elektronowych. Wielce pomy�lna
okoliczno�ci� by�
tu fakt, �e dla wy�szych orbit cz�stotliwo�ci emitowanego promieniowania maj�
warto�ci
zbli�one do cz�sto�ci orbitalnej i jej wy�szych harmonicznych. Ju� w swych
pierwszych
publikacjach Bohr wskazywa� na to, �e nat�enia linii widma zbli�aj� si� do
nat�e� pro-
mieniowania odpowiadaj�cych poszczeg�lnym harmonicznym. Ta zasada korespondencji
okaza�a si� wielce u�yteczna przy przybli�onym obliczaniu nat�e� linii widma.
Zdawa�o to
si� �wiadczy� o tym, �e teoria Bohra daje jako�ciowy, nie za� ilo�ciowy opis
tego, co si� dzie-
je wewn�trz atomu, i �e warunki kwantowe wyra�aj� w spos�b jako�ciowy pewne nowe
cechy zachowania si� materii i zwi�zane s� z dualizmem falowo-korpuskularnym.
�cis�e, matematyczne sformu�owanie teorii kwant�w powsta�o w wyniku rozwoju
dw�ch r�nych kierunk�w bada�. Punktem wyj�cia pierwszego kierunku by�a zasada
korespondencji Bohra. Tutaj nale�a�o w zasadzie zrezygnowa� z poj�cia orbity
elektronowej i
stosowa� je co najwy�ej w granicznych przypadkach wielkich liczb kwantowych,
czyli -
innymi s�owy - wielkich orbit. W tych bowiem przypadkach cz�stotliwo�� i
nat�enie
emitowanego promieniowania pozwalaj� stworzy� obraz orbity elektronowej;
reprezentuje j�
to, co matematycy nazywaj� rozwini�ciem Fouriera. Wynika�o st�d, �e prawa
mechaniczne
nale�y zapisywa� w postaci r�wna�, kt�rych zmiennymi nie s� po�o�enia i
pr�dko�ci
elektron�w, lecz cz�stotliwo�ci i amplitudy sk�adowych harmonicznych ich
rozwini�cia
fourierowskiego. Mo�na by�o mie� nadzieje, �e bior�c takie r�wnania za punkt
wyj�cia i
zmieniaj�c je tylko nieznacznie, uzyska si� stosunki tych wielko�ci, kt�re
odpowiadaj�
cz�stotliwo�ci i nat�eniu emitowanego promieniowania, nawet w przypadku ma�ych
orbit i
podstawowych stan�w atom�w. Obecnie plan ten m�g� ju� by� zrealizowany. Latem
1925
roku powsta� aparat matematyczny tak zwanej mechaniki macierzowej albo -
bardziej og�lnie
- mechaniki kwantowej. R�wnania ruchu mechaniki Newtona zast�piono podobnymi
r�wnaniami rachunku macierzy. Zaskakuj�ce by�o to, �e wiele wniosk�w wysnutych z
mechaniki newtonowskiej, takich na przyk�ad, jak prawo zachowania energii itd.,
mo�na by�o
wyprowadzi� r�wnie� z nowego schematu. P�niejsze badania Borna, Jordana i
Diraca
wykaza�y, �e macierze przedstawiaj�ce po�o�enia i p�dy elektron�w s� nie
przemienne. Ten
ostatni fakt dobitnie �wiadczy� o istnieniu zasadniczej r�nicy mi�dzy mechanik�
klasyczn� i
kwantow�.
Drugi kierunek bada� by� zwi�zany z koncepcj� fali materii sformu�owan� przez de
Broglie'a. Schrodinger usi�owa� znale�� r�wnanie falowe dla fal de Broglie'a
otaczaj�cych
j�dro. Na pocz�tku 1926 roku uda�o mu si� wyprowadzi� warto�ci energii dla
stacjonarnych
stan�w atomu wodoru jako �warto�ci w�asne" r�wnania falowego oraz poda� og�lne
zasady
przekszta�cania danego uk�adu klasycznych r�wna� ruchu w odpowiednie r�wnanie
falowe
zwi�zane z poj�ciem przestrzeni wielowymiarowej. P�niej zdo�a� on wykaza�, �e
aparat for-
malny mechaniki falowej jest matematycznie r�wnowa�ny opracowanemu wcze�niej
aparatowi mechaniki kwantowej.
W ten spos�b uzyskano wreszcie sp�jny aparat matematyczny. Mo�na by�o do niego
doj�� w dwojaki spos�b: b�d� wychodz�c z relacji mi�dzy macierzami, b�d� te� z
r�wnania
falowego. Za jego pomoc� mo�na by�o matematycznie wyprowadzi� poprawne warto�ci
energii atomu wodoru; po niespe�na roku okaza�o si�, �e to samo mo�na zrobi� w
przypadku
atomu helu oraz - co by�o bardziej skomplikowane - atom�w ci�szych. Ale w jakim
sensie
nowy formalizm matematyczny opisywa� atom? Paradoksy dualizmu falowo-
korpuskularnego
nie zosta�y rozwi�zane; by�y one gdzie� ukryte w schemacie matematycznym.
Pierwszy krok w kierunku rzeczywistego zrozumienia teorii kwant�w uczynili Bohr,
Kramers i Slater w roku 1924. Uczeni ci podj�li niezwykle interesuj�c� pr�b�,
usi�owali
mianowicie rozwi�za� sprzeczno�� mi�dzy koncepcj� korpuskularn� i falow� za
pomoc�
poj�cia fali prawdopodobie�stwa. Fale elektromagnetyczne potraktowali nie jako
fale
�rzeczywiste", lecz jako fale prawdopodobie�stwa; nat�enie takiej fali w ka�dym
punkcie
mia�o okre�la� prawdopodobie�stwo poch�oni�cia lub emisji kwantu �wietlnego
przez atom w
tym w�a�nie punkcie. Z koncepcji tej wynika�o, �e prawa zachowania energii i
p�du nie
musz� si� spe�nia� w ka�dym �zdarzeniu, �e s� to jedynie prawa statystyczne,
kt�re pozostaj�
w mocy tylko jako pewne ,,�rednie statystyczne". Wniosek ten by� jednak�e
nies�uszny, a
zwi�zki mi�dzy falowym i korpuskularnym aspektem promieniowania okaza�y si�
p�niej
jeszcze bardziej skomplikowane.
Mimo to w publikacji Bohra, Kramersa i Slatera ujawni� si� pewien istotny rys
w�a�ciwej interpretacji teorii kwant�w. Poj�cie fali prawdopodobie�stwa by�o
czym� zgo�a
nowym w fizyce teoretycznej. Prawdopodobie�stwo w matematyce albo w mechanice
statystycznej wyra�a stopie� zaawansowania naszej wiedzy o rzeczywistej
sytuacji. Nie
znamy dostatecznie dok�adnie ruchu r�ki rzucaj�cej kostk�, ruchu, od kt�rego
zale�y wynik
rzutu, i dlatego m�wimy, �e prawdopodobie�stwo jakiego� okre�lonego wyniku jest
r�wne
jednej sz�stej. Natomiast poj�cie fali prawdopodobie�stwa Bohra, Kramersa i
Slatera
wyra�a�o co� wi�cej - wyra�a�o tendencj� do czego�. By�a to ilo�ciowa wersja
starego
arystotelesowskiego poj�cia �potencji". Wprowadzenie poj�cia fali
prawdopodobie�stwa
oznacza�o uznanie istnienia czego� po�redniego mi�dzy ide� zdarzenia a
rzeczywistym
zdarzeniem - pewnej osobliwej realno�ci fizycznej, zawartej mi�dzy mo�liwo�ci� a
rzeczy-
wisto�ci�.
P�niej, kiedy aparat matematyczny teorii kwant�w zosta� ju� stworzony, Born
powr�ci� do koncepcji fal prawdopodobie�stwa. Poda� on w�wczas �cis�� definicj�
pewnej
wielko�ci, kt�ra wyst�puje w aparacie matematycznym tej teorii i mo�e by�
zinterpretowana
jako fala prawdopodobie�stwa. Nie jest to jednak fala tr�jwymiarowa, jak np. w
o�rodku
spr�ystym lub fala radiowa, lecz fala w wielowymiarowej przestrzeni kon-
figuracyjnej, a
wi�c abstrakcyjna wielko�� matematyczna.
Ale nawet jeszcze wtedy, latem 1926 roku, bynajmniej nie zawsze by�o rzecz�
jasn�,
jak nale�y si� pos�ugiwa� aparatem matematycznym, aby opisa� dan� sytuacj�
do�wiadczaln�. Wprawdzie umiano ju� opisywa� stany stacjonarne atom�w, ale nie
wiedziano, w jaki spos�b uj�� matematycznie o wiele prostsze zjawiska, takie na
przyk�ad,
jak ruch elektronu w komorze Wilsona.
Latem tego roku Schrodinger wykaza�, �e formalizm mechaniki kwantowej jest
matematycznie r�wnowa�ny formalizmowi mechaniki falowej, po czym przez pewien
czas
pr�bowa� zrezygnowa� z koncepcji kwant�w i �przeskok�w kwantowych" oraz zast�pi�
elektrony w atomie tr�jwymiarowymi falami materii. Sk�ania� go do tego
poprzednio
uzyskany przez niego wynik, kt�ry zdawa� si� wskazywa�, i� zamiast m�wi� o
poziomach
energetycznych atomu wodoru nale�y m�wi� po prostu o cz�stotliwo�ciach w�asnych
stacjonarnych fal materii. W zwi�zku z tym Schrodinger s�dzi�, �e b��dem jest
uwa�a�, �e to,
co nazywano poziomami energetycznymi atomu wodoru, dotyczy energii. Jednak�e w
trakcie
dyskusji, kt�re toczy�y si� jesieni� 1926 roku w Kopenhadze mi�dzy Bohrem,
Schrodingerem
i kopenhask� grup� fizyk�w, rych�o si� okaza�o, �e taka interpretacja nie
wystarcza nawet do
wyja�nienia wzoru Plancka na promieniowanie cieplne.
Po zako�czeniu tych dyskusji przez kilka miesi�cy intensywnie badano w
Kopenhadze
wszystkie problemy zwi�zane z interpretacj� mechaniki kwantowej; badania te
doprowadzi�y
do ca�kowitego i - jak wielu fizyk�w s�dzi - zadowalaj�cego wyja�nienia
sytuacji. Nie by�o to
jednak rozwi�zanie, kt�re by�o �atwo przyj��. Przypominam sobie wielogodzinne,
przeci�gaj�ce si� do p�nej nocy dyskusje z Bohrem, kt�re doprowadza�y nas
niemal do
rozpaczy. Ilekro� po zako�czonej dyskusji samotnie spacerowa�em w pobliskim
parku, nie-
zmiennie zadawa�em sobie pytanie: czy przyroda mo�e by� rzeczywi�cie a� tak
absurdalna,
jak si� to nam wydaje, gdy rozwa�amy wyniki do�wiadczalnych bada� zjawisk
atomowych?
Ostateczne rozwi�zanie uzyskano w dwojaki spos�b. Jeden z nich polega� na
odwr�ceniu zagadnienia. Zamiast pyta�: Jak opisa� dan� sytuacj� do�wiadczaln�,
pos�uguj�c
si� znanym schematem matematycznym? - postawiono pytanie: �Czy prawd� jest, �e w
przyrodzie mog� si� zdarza� tylko takie sytuacje do�wiadczalne, kt�re mo�na
opisa�
matematycznie?" Za�o�enie, �e tak jest rzeczywi�cie, prowadzi do tezy o
ograniczonej sto-
sowalno�ci pewnych poj��, kt�re od czas�w Newtona by�y podstaw� fizyki
klasycznej.
Mo�na m�wi� o po�o�eniu i o pr�dko�ci elektronu oraz - tak jak w mechanice
klasycznej -
obserwowa� je i mierzy�. Ale jednoczesne, dowolnie dok�adne okre�lenie obydwu
jest nie-
mo�liwe. Iloczyn niedok�adno�ci tych dw�ch pomiar�w okazuje si� nie mniejszy ni�
sta�a
Plancka podzielona przez mas� cz�stki. Podobne zale�no�ci mo�na wyprowadzi�
r�wnie� dla
innych sytuacji do�wiadczalnych. Nazywa si� je zazwyczaj relacjami
nieoznaczono�ci b�d�
stosuje si� termin ,,zasada nieokre�lono�ci". Przekonano si�, �e stare poj�cia
,,pasuj�" do
przyrody jedynie w przybli�eniu.
Drugi spos�b doj�cia do rozwi�zania by� zwi�zany z koncepcj� komplementarno�ci
wysuni�ta przez Bchra. Schrodinger przedstawi� atom jako uk�ad sk�adaj�cy si�
nie z j�dra i z
elektron�w, lecz z j�dra i z fal materii. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e idea fal
materii r�wnie�
zawiera ziarno prawdy. Bohr traktowa� dwa opisy - falowy i korpuskularny - jako
komplementarne, uzupe�niaj�ce si� opisy tej samej rzeczywisto�ci; uzna� on. �e
ka�dy z nich
mo�e by� tylko cz�ciowo prawdziwy. Trzeba przyj��, �e istniej� granice
stosowalno�ci
zar�wno poj�cia fali, jak i poj�cia cz�stki, w przeciwnym bowiem przypadku nie
mo�na
unikn�� sprzeczno�ci. Je�li si� uwzgl�dni te ograniczenia, kt�re wynikaj� z
relacji
nieoznaczono�ci - sprzeczno�ci znikn�.
W ten spos�b wiosn� 1927 roku uzyskano sp�jn� interpretacj� teorii kwant�w;
nazywa si� j� cz�sto interpretacj� kopenhask�. Zosta�a ona poddana ogniowej
pr�bie na
kongresie Solvayowskim, kt�ry odby� si� w Brukseli jesieni� 1927 roku.
Do�wiadczenia,
kt�re prowadzi�y do najbardziej k�opotliwych paradoks�w, raz jeszcze
wszechstronnie
rozpatrzono, nie pomijaj�c �adnych szczeg��w; w dyskusji szczeg�lnie wielk�
rol� odegra�
Einstein. Wynajdywano nowe eksperymenty my�lowe, aby wykry� w tej koncepcji
jak��
wewn�trzn� sprzeczno��. Okaza�a si� ona jednak sp�jna i wszystko przemawia�o za
tym, �e
jest r�wnie� zgodna z do�wiadczeniem.
Interpretacj� kopenhask� szczeg�owo om�wimy w rozdziale nast�pnym. Nale�y
podkre�li�, �e od chwili, gdy po raz pierwszy sformu�owano hipotez� o istnieniu
kwant�w
energii, up�yn�o ponad �wier� stulecia, zanim rzeczywi�cie zrozumiano prawa
teorii
kwant�w. �wiadczy�o to o tym, �e podstawowe poj�cia dotycz�ce rzeczywisto�ci
musia�y
ulec wielkim zmianom, aby zdo�ano zrozumie� nowa sytuacj�.
III. KOPENHASKA INTERPRETACJA TEORII KWANT�W
Punktem wyj�cia interpretacji kopenhaskiej jest paradoks. Ka�de do�wiadczenie
fizyczne, niezale�nie od tego, czy dotyczy zjawisk �ycia codziennego, czy te�
mikro�wiata,
mo�e by� opisane wy��cznie w terminach fizyki klasycznej. J�zyk poj��
klasycznych jest
j�zykiem, kt�rym pos�ugujemy si�, gdy opisujemy do�wiadczenia oraz ich wyniki.
Poj�� tych
nie umiemy i nie mo�emy zast�pi� innymi. Jednocze�nie jednak relacje
nieoznaczono�ci
ograniczaj� zakres stosowalno�ci tych poj��. O ograniczeniu stosowalno�ci poj��
klasycznych
musimy pami�ta�, gdy si� nimi pos�ugujemy; nie potrafimy jednak udoskonali� tych
poj��.
Lepiej zrozumie� ten paradoks mo�na dzi�ki por�wnaniu dw�ch rodzaj�w
interpretacji do�wiadcze�: interpretacji opartej na mechanice klasycznej oraz
interpretacji
opartej na mechanice kwantowej. W mechanice newtonowskiej punktem wyj�cia mog�
by�
na przyk�ad pomiary po�o�enia i p�du planet, kt�rych ruch zamierzamy zbada�.
Wyniki
obserwacji przek�ada si� na j�zyk matematyki, podaj�c liczbowe warto�ci
wsp�rz�dnych i
p�du planet. R�wnania ruchu umo�liwiaj� obliczenie na podstawie warto�ci
wsp�rz�dnych i
p�d�w dla danej chwili - ich warto�ci oraz warto�ci innych wielko�ci
charakteryzuj�cych
uk�ad w chwili p�niejszej. W ten w�a�nie spos�b astronom przewiduje przysz�y
stan uk�adu;
mo�e on na przyk�ad poda� dok�adny czas przysz�ego za�mienia Ksi�yca.
W mechanice kwantowej post�puje si� nieco inaczej. Przypu��my, �e interesuje nas
ruch elektronu w komorze Wilsona. Na podstawie pewnych obserwacji mo�emy
okre�li�
po�o�enie i pr�dko�� elektronu dla danej chwili. Okre�lenie to jednak nie b�dzie
dok�adne.
Zawiera� musi przynajmniej tak� niedok�adno��, jaka wynika z relacji
nieoznaczono�ci;
przypuszczalnie okre�lenie to b�dzie obarczone dodatkowymi b��dami zwi�zanymi ze
skomplikowanym charakterem do�wiadczenia. Pierwsza z tych niedok�adno�ci pozwala
prze�o�y� wyniki obserwacji na matematyczny j�zyk teorii kwant�w. Podaje si�
pewn�
funkcj� prawdopodobie�stwa, kt�ra opisuje sytuacj� do�wiadczaln� w chwili
pomiaru i
uwzgl�dnia r�wnie� jego mo�liwe b��dy.
Ta funkcja prawdopodobie�stwa stanowi jak gdyby po��czenie dw�ch element�w,
opisuje bowiem pewien fakt, a zarazem wyra�a stan naszej wiedzy o tym fakcie.
Opisuje ona
pewien fakt, albowiem przypisuje prawdopodobie�stwo r�wne jedno�ci (co oznacza
absolutn� pewno��) sytuacji w chwili pocz�tkowej; sytuacja ta polega na tym, �e
elektron
porusza si� z �zaobserwowan�" pr�dko�ci� w �zaobserwowanym" miejscu. S�owo �za-
obserwowany" znaczy tu tyle, co �zaobserwowany z dok�adno�ci� rz�du b��du
do�wiadczenia". Funkcja ta wyra�a te� stan naszej wiedzy, jako �e inny
obserwator m�g�by
ewentualnie dok�adniej pozna� po�o�enie elektronu. B��d do�wiadczenia -
przynajmniej w
pewnym zakresie - nie wynika z w�asno�ci samego elektronu, lecz z
niedok�adno�ci, z
nie�cis�o�ci naszej wiedzy o nim; t� niedok�adno�� wyra�a funkcja
prawdopodobie�stwa.
W fizyce klasycznej r�wnie� uwzgl�dnia si� b��dy do�wiadczalne, ilekro� prowadzi
si� dok�adne badania. Uzyskuje si� w�wczas rozk�ad statystyczny pocz�tkowych
warto�ci
wsp�rz�dnych i pr�dko�ci, a wi�c co� bardzo podobnego do funkcji
prawdopodobie�stwa,
kt�ra wyst�puje w teorii kwant�w. Nie mamy tu jednak do czynienia z t�
nieuchronn�
niedok�adno�ci�, kt�r� wskazuje relacja nieoznaczono�ci.
Kiedy na podstawie obserwacji ustalimy ju� warto�ci funkcji prawdopodobie�stwa
dla
chwili pocz�tkowej, w�wczas, korzystaj�c ze znajomo�ci praw teorii kwant�w,
mo�emy
obliczy� jej warto�ci dla dowolnej p�niejszej chwili. Dzi�ki temu mo�na
okre�li� prawdopo-
dobie�stwo tego, �e w wyniku pomiaru uzyskamy okre�lon� warto�� mierzonej
wielko�ci
fizycznej. Mo�emy na przyk�ad obliczy� prawdopodobie�stwo tego, �e elektron w
pewnej
chwili znajdzie si� w pewnym okre�lonym miejscu komory Wilsona. Nale�y jednak�e
podkre�li�, �e funkcja prawdopodobie�stwa nie opisuje przebiegu zdarze� w
czasie.
Charakteryzuje ona tendencj� do realizacji zdarze� i nasz� wiedz� o zdarzeniach.
Funkcj�
prawdopodobie�stwa mo�na powi�za� z rzeczywisto�ci� jedynie w�wczas, gdy
zostanie
spe�niony pewien istotny warunek, a mianowicie, gdy b�dzie przeprowadzony nowy
pomiar
okre�lonej wielko�ci charakteryzuj�cej uk�ad. Tylko w�wczas funkcja
prawdopodobie�stwa
umo�liwi obliczenie prawdopodobnego wyniku nowego pomiaru. Wynik pomiaru zawsze
jest
wyra�ony w j�zyku fizyki klasycznej.
Tote� istniej� trzy etapy teoretycznej interpretacji do�wiadczenia: 1) opisanie
sytuacji
pocz�tkowej za pomoc� funkcji prawdopodobie�stwa; 2) obliczenie zmian tej
funkcji w
czasie; 3) dokonanie nowego pomiaru, kt�rego wynik mo�e by� obliczony na
podstawie
funkcji prawdopodobie�stwa. Na pierwszym etapie koniecznym warunkiem jest
spe�nianie si�
relacji nieoznaczono�ci.
Drugiego etapu nie mo�na opisa� za pomoc� poj�� klasycznych; w zwi�zku z tym nie
mo�na powiedzie�, co si� dzieje z uk�adem mi�dzy pierwsz� obserwacj� a
p�niejszym
pomiarem. Dopiero na trzecim etapie powracamy od �tego, co mo�liwe", do �tego,
co rzeczy-
wiste".
Rozpatrzmy obecnie dok�adniej te trzy etapy, odwo�uj�c si� do prostego
eksperymentu
my�lowego. Powiedzieli�my, �e atom sk�ada si� z j�dra oraz z obracaj�cych si�
wok� niego
elektron�w i �e poj�cie orbity elektronowej budzi w�tpliwo�ci. M�g�by kto�
powiedzie�, �e
przynajmniej w zasadzie powinno by� mo�liwe obserwowanie elektronu poruszaj�cego
si� po
orbicie. Gdyby�my po prostu obserwowali atom w mikroskopie o bardzo wielkiej
zdolno�ci
rozdzielczej, to ujrzeliby�my w�wczas elektron kr���cy po swej orbicie. Takiej
zdolno�ci
rozdzielczej na pewno nie mo�e posiada� zwyk�y mikroskop, poniewa� niedok�adno��
pomiaru po�o�enia nigdy nie mo�e by� mniejsza od d�ugo�ci fali �wietlnej. Tak�
zdolno��
rozdzielcz� m�g�by jednak posiada� mikroskop, w kt�rym wyzyskano by promienie ?
[gamma], bowiem d�ugo�� ich fal jest mniejsza od �rednicy atom�w. Mikroskopu
takiego
wprawdzie nie skonstruowano, nie przeszkadza to nam jednak rozwa�y� pewien
eksperyment
my�lowy.
Czy mo�na - po pierwsze - przedstawi� wyniki obserwacji za pomoc� funkcji
prawdopodobie�stwa? Powiedzieli�my poprzednio, �e jest to mo�liwe tylko pod
warunkiem,
�e spe�niona b�dzie relacja nieoznaczono�ci. Po�o�enie elektronu mo�na okre�li�
z
dok�adno�ci� rz�du d�ugo�ci fal promieni ? [gamma]. Za��my, �e przed obserwacj�
elektron
m�g� nawet znajdowa� si� w spoczynku. W trakcie pomiaru przynajmniej jeden kwant
promieni ? [gamma] musia�by zderzy� si� z elektronem, zmieni� kierunek ruchu i
przej��
przez mikroskop. Tote� elektron musia�by zosta� uderzony przez kwant, co
spowodowa�oby
zmian� jego p�du i pr�dko�ci. Mo�na wykaza�, �e nieoznaczono�� tej zmiany jest
taka, jakiej
wymaga relacja nieoznaczono�ci. A wi�c na pierwszym etapie nie napotkaliby�my
�adnych
trudno�ci.
Jednocze�nie mo�na �atwo dowie��, �e obserwacja orbity elektronu jest
niemo�liwa.
Na drugim etapie przekonujemy si�, �e paczka fal nie porusza si� wok� j�dra,
lecz oddala si�
od atomu, poniewa� ju� pierwszy kwant powoduje wybicie elektronu z atomu. Je�li
d�ugo��
fal promieni ? [gamma] jest znacznie mniejsza od rozmiar�w atomu, to p�d kwantu
�wietlnego jest bez por�wnania wi�kszy od pocz�tkowego p�du elektronu. Tote�
energia
pierwszego kwantu �wietlnego by�aby ca�kowicie wystarczaj�ca do wybicia
elektronu, z
atomu. Z tego wynika, �e obserwowa� mo�na wy��cznie jeden punkt jego toru.
Dlatego
w�a�nie m�wimy, �e orbita w zwyk�ym sensie tego s�owa - nie istnieje. W trzecim
stadium
kolejna obserwacja wyka�e, �e elektron po wybiciu z atomu oddala si� od niego.
M�wi�c
og�lnie: nie jeste�my w stanie opisa� tego, co si� dzieje mi�dzy dwiema
nast�puj�cymi po
sobie obserwacjami. Mamy oczywi�cie ochot� powiedzie�, �e w interwale czasowym.
mi�dzy dwiema obserwacjami elektron musia� si� jednak gdzie� znajdowa� i �e
musia� zatem
opisa� jak�� trajektori� lub orbit�, nawet je�li nie mo�na ustali�, jaka to by�a
trajektoria. Taki
argument mia�by sens w fizyce klasycznej. Natomiast w teorii kwant�w by�by on -
jak
przekonamy si� p�niej - niczym nie usprawiedliwionym nadu�yciem j�zyka. Obecnie
nie
rozstrzygamy kwestii, czy mamy tu do czynienia z zagadnieniem gnozeologicznym,
czy te�
ontologicznym, to znaczy z twierdzeniem o sposobie, w jaki mo�na m�wi� o
mikrozjawiskach, czy te� z twierdzeniem o nich samych. W ka�dym razie musimy
zachowa�
daleko id�c� ostro�no��, gdy formu�ujemy twierdzenia dotycz�ce zachowania si�
cz�stek
elementarnych.
W gruncie rzeczy w og�le nie musimy m�wi� o cz�stkach. Gdy opisujemy
do�wiadczenia, cz�sto o wiele wygodniej jest m�wi� o falach materii - na
przyk�ad o
stacjonarnych falach materii wok� j�dra atomu. Je�li nie we�miemy pod uwag�
ogranicze�
wynikaj�cych z relacji nieoznaczono�ci, to taki opis b�dzie jawnie sprzeczny z
innym opisem;
dzi�ki owym ograniczeniom unikamy sprzeczno�ci. Stosowanie poj�cia �fala
materii" jest
dogodne np. w�wczas, gdy rozpatruje si� emisj� promieniowania z atomu. Nat�enie
i
cz�stotliwo�� tego promieniowania informuj� nas o rozk�adzie oscyluj�cego
�adunku w
atomie; w tym przypadku obraz falowy jest bli�szy prawdy ni� korpuskularny. Z
tego w�a�nie
powodu Bohr radzi� stosowa� obydwa sposoby opisu, kt�re nazwa� komplementarnymi,
uzupe�niaj�cymi si� wzajemnie. Opisy te oczywi�cie wykluczaj� si� nawzajem,
albowiem ta
sama rzecz nie mo�e by� jednocze�nie korpusku�� (czyli substancj� skupion� w
bardzo
ma�ym obszarze przestrzeni) i fal� (innymi s�owy - polem szeroko
rozpo�cieraj�cym si� w
przestrzeni). R�wnocze�nie jednak opisy te uzupe�niaj� si� wzajemnie.
Korzystaj�c z obu
opis�w, przechodz�c od jednego do drugiego i vice versa, uzyskujemy wreszcie
w�a�ciwe
wyobra�enie o dziwnego rodzaju rzeczywisto�ci, z kt�r� mamy do czynienia w
do�wiadczalnym badaniu zjawisk mikro�wiata. Interpretuj�c teori� kwant�w, Bohr
wie-
lokrotnie stosuje termin �komplementarno��". Wiedza o po�o�eniu cz�stki jest
komplementarna w stosunku do wiedzy o jej pr�dko�ci (lub p�dzie). Im wi�ksza
jest do-
k�adno�� pomiaru jednej z tych wielko�ci, tym mniej dok�adnie znamy drug�.
Musimy jednak
zna� obie, je�li mamy okre�li� zachowanie si� uk�adu. Czaso-przestrzenny opis
zdarze�
zachodz�cych w �wiecie atomu jest komplementarny w stosunku do opisu determini-
stycznego. Funkcja prawdopodobie�stwa zmienia si� zgodnie z r�wnaniem ruchu, tak
jak
wsp�rz�dne w mechanice Newtona. Zmienno�� tej funkcji w czasie jest ca�kowicie
okre�lona
przez r�wnanie mechaniki kwantowej; funkcja ta nie umo�liwia jednak podania
czaso-
przestrzennego opisu uk�adu. Z drugiej strony - akt obserwacji wymaga opisu
czaso-
przestrzennego, a jednocze�nie narusza ci�g�o�� funkcji prawdopodobie�stwa,
poniewa�
zmienia nasz� wiedz� o uk�adzie. Og�lnie rzecz bior�c, dualizm polegaj�cy na
istnieniu dwu
r�nych opis�w tej samej rzeczywisto�ci nie przeszkadza nam, poniewa� analizuj�c
matematyczny aparat teorii przekonali�my si�, �e nie zawiera ona sprzeczno�ci.
Dobitnym
wyrazem tego dualizmu jest gi�tko�� aparatu matematycznego. Wzory matematyczne
zapisuje si� zazwyczaj w ten spos�b, �e przypominaj� one mechanik� newtonowsk� z
jej
r�wnaniami ruchu, w kt�rych wyst�puj� wsp�rz�dne i p�dy. Proste przekszta�cenie
wzor�w
umo�liwia uzyskanie r�wnania falowego opisuj�cego tr�jwymiarowe fale materii.
Tak wi�c
mo�liwo�� pos�ugiwania si� r�nymi komplementarnymi opisami znajduje sw�j
odpowiednik
w mo�liwo�ci dokonywania rozmaitych przekszta�ce� aparatu matematycznego.
Operowanie
komplementarnymi opisami nie stwarza �adnych trudno�ci w pos�ugiwaniu si�
kopenhask�
interpretacj� mechaniki kwantowej.
Zrozumienie tej interpretacji staje si� jednak rzecz� trudn�, gdy zadaje si�
s�ynne
pytanie: �Jak <<naprawd�>> przebiega mikroproces?" By�a ju� mowa o tym, �e
pomiar i
wyniki obserwacji mo�na opisa� tylko za pomoc� termin�w fizyki klasycznej. Na
podstawie
obserwacji uzyskuje si� funkcj� prawdopodobie�stwa. W j�zyku matematyki wyra�a
ona to,
�e wypowiedzi o mo�liwo�ciach czy te� tendencjach wi��� si� jak naj�ci�lej z
wypowiedziami o naszej wiedzy o faktach. Dlatego te� wyniku obserwacji nie
mo�emy uzna�
za ca�kowicie obiektywny i nie mo�emy opisa� tego, co zachodzi pomi�dzy jednym
pomiarem a drugim. Zdaje si� to �wiadczy� o tym, �e wprowadzili�my do teorii
element
subiektywizmu i �e trzeba powiedzie�: to, co zachodzi, zale�y od naszego sposobu
obserwacji
albo nawet od samego faktu obserwacji. Zanim jednak przejdziemy do rozpatrzenia
zagadnienia subiektywizmu, trzeba dok�adnie wyt�umaczy�, dlaczego napotykamy
nieprzezwyci�one trudno�ci, gdy usi�ujemy opisa� to, co zachodzi mi�dzy dwiema
kolejnymi obserwacjami.
Rozpatrzmy w tym celu nast�puj�cy eksperyment my�lowy: Za��my, �e �wiat�o
monochromatyczne pada na czarny ekran, w kt�rym s� dwa ma�e otwory. �rednica
otwor�w
jest niewiele wi�ksza od d�ugo�ci fal �wietlnych, natomiast znacznie wi�ksza od
niej jest od-
leg�o�� mi�dzy otworami. Klisza fotograficzna umieszczona w pewnej odleg�o�ci za
ekranem
rejestruje �wiat�o, kt�re przenikn�o przez otwory. Je�eli opisuj�c powy�sze
do�wiadczenie
pos�ugujemy si� teori� falow�, to m�wimy, �e przez oba otwory przechodz� fale
�wietlne
padaj�ce na ekran; odbywa si� to w ten spos�b, �e z otwor�w rozchodz� si�
wt�rne,
interferuj�ce ze sob� fale kuliste; wskutek interferencji pojawi� si� na
wywo�anej kliszy
charakterystyczne jasne i ciemne pr��ki.
Poczernienie kliszy fotograficznej jest wynikiem procesu kwantowego, reakcji
chemicznej, kt�r� wywo�uj� pojedyncze kwanty �wietlne. Dlatego powinna r�wnie�
istnie�
mo�liwo�� opisania tego do�wiadczenia w terminach teorii kwant�w �wietlnych.
Gdyby
mo�na by�o m�wi� o tym, co si� dzieje z pojedynczym kwantem �wietlnym od chwili
wypromieniowania go ze �r�d�a do chwili poch�oni�cia go na kliszy, to nale�a�oby
rozumowa� w spos�b nast�puj�cy: Pojedynczy kwant �wietlny mo�e przej�� tylko
przez
jeden z dwu otwor�w w ekranie. Je�li przechodzi przez pierwszy otw�r, to
prawdopodobie�stwo poch�oni�cia tego kwantu w okre�lonym punkcie kliszy
fotograficznej
nie mo�e zale�e� od tego, czy drugi otw�r jest zamkni�ty, czy otwarty. Rozk�ad
prawdopodobie�stw powinien by� taki sam jak w przypadku, gdy otwarty jest tylko
pierwszy
otw�r. Je�li do�wiadczenie powt�rzymy wielokrotnie i rozpatrzymy oddzielnie
przypadki, w
kt�rych kwanty �wietlne przesz�y przez pierwszy otw�r, to oka�e si�, �e
poczernienie kliszy
fotograficznej powinno odpowiada� temu rozk�adowi prawdopodobie�stw. Je�li
rozpatrzymy
nast�pnie te przypadki, w kt�rych kwanty �wietlne przesz�y przez drugi otw�r, to
dojdziemy do wniosku, �e poczernienie kliszy wywo�ane przez te kwanty powinno
odpowiada� rozk�adowi prawdopodobie�stw uzyskanemu na podstawie za�o�enia, �e
otwarty
by� tylko drugi otw�r. Tote� poczernienie kliszy, b�d�ce ��cznym wynikiem
wszystkich tych
do�wiadcze�, powinno by� sum� zaciemnie� uzyskanych w obu typach przypadk�w;
innymi
s�owy - na kliszy nie powinno by� pr��k�w interferencyjnych. Wiemy jednak�e, �e
tak nie
jest i �e w wyniku do�wiadczenia ukazuj� si� na niej pr��ki. Dlatego
twierdzenie, �e ka�dy
kwant �wietlny musia� przej�� b�d� przez pierwszy, b�d� przez drugi otw�r,
prowadzi do
sprzeczno�ci i jest rzecz� w�tpliw�, czy jest ono s�uszne. Przyk�ad ten �wiadczy
o tym, �e
funkcja prawdopodobie�stwa nie pozwala opisa� tego, co zachodzi mi�dzy dwiema
obserwacjami. Ka�da pr�ba podania takiego opisu b�dzie prowadzi� do
sprzeczno�ci; to za�
oznacza, �e termin �zachodzi" ma sens jedynie wtedy, gdy jest zwi�zany z opisem
obserwacji.
Jest to bardzo dziwny wniosek; zdaje si� z niego wynika�, �e obserwacja odgrywa
decyduj�c� rol� w zdarzeniu i �e rzeczywisto�� zmienia si� w zale�no�ci od tego,
czy
obserwujemy j�, czy nie. Aby wyja�ni� t� spraw�, musimy dok�adniej zbada�, na
czym polega
proces obserwacji.
Przyst�puj�c do rozpatrzenia procesu obserwacji, nale�y pami�ta�, �e w naukach
przyrodniczych przedmiotem bada� nie jest ca�y wszech�wiat, kt�rego cz��
stanowimy my
sami. Przyrodnik bada tylko pewne fragmenty wszech�wiata. W fizyce atomowej
fragment
ten jest zazwyczaj obiektem znikomo ma�ym; jest to cz�stka elementarna b�d�
grupa takich
cz�stek, a niekiedy obiekt wi�kszy - co zreszt� nie jest wa�ne w tej chwili.
Wa�ne na razie dla
nas jest to, �e ogromna cz�� wszech�wiata, obejmuj�ca nas samych, nie jest tu
przedmiotem
bada�.
Teoretyczna interpretacja do�wiadczenia ma dwa stadia pocz�tkowe, kt�re ju�
om�wili�my. W pierwszym stadium zadanie polega na opisaniu sytuacji
do�wiadczalnej,
ewentualnie ��cznie z pierwszym pomiarem, i prze�o�eniu tego opisu - dokonanego
za
pomoc� termin�w fizyki klasycznej - na j�zyk funkcji prawdopodobie�stwa. Funkcja
podlega
prawom teorii kwant�w; na podstawie znajomo�ci warunk�w pocz�tkowych mo�na
obliczy�
jej zmiany w czasie, kt�re maj� charakter ci�g�y. Jest to stadium drugie. W
funkcji
prawdopodobie�stwa elementy subiektywne ��cz� si� z obiektywnymi. Zawiera ona
implicite
pewne twierdzenia o mo�liwo�ciach, czy te� - powiedzmy raczej - o tendencjach
(�potencjach" - wed�ug terminologii arystotelesowskiej). Twierdzenia te maj�
charakter
ca�kowicie obiektywny, ich tre�� nie zale�y od �adnego obserwatora. Opr�cz tego
w funkcji
tej zawarte s� r�wnie� pewne twierdzenia dotycz�ce naszej wiedzy o uk�adzie,
kt�re s�
oczywi�cie subiektywne, jako �e r�ni obserwatorzy mog� mie� r�n� wiedz�. W
przypadkach idealnych element subiektywny funkcji prawdopodobie�stwa jest
znikomy w
por�wnaniu ze sk�adnikiem obiektywnym, tak �e w praktyce mo�na go pomin��; fizyk
m�wi
w�wczas o �przypadku czystym".
Przechodzimy teraz do nast�pnej obserwacji, kt�rej wynik powinien by�
przewidziany
teoretycznie. Musimy obecnie zda� sobie spraw� z tego, �e badany obiekt przed
obserwacj�, a
przynajmniej w czasie obserwacji, b�dzie si� styka� z pozosta�� cz�ci� �wiata,
a mianowicie
z aparatur� do�wiadczaln�, z przyrz�dem pomiarowym itp. To za� znaczy, �e
r�wnanie ruchu
dla funkcji pra