4258
Szczegóły |
Tytuł |
4258 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4258 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4258 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4258 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ZBIGNIEW NIENACKI
PIERWSZA PRZYGODA PANA SAMOCHODZIKA
OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA
ROZDZIA� PIERWSZY
TAJEMNICZA KARTKA � ZAGADKOWY A�BAZIN � ROZPOCZYNAM POSZUKIWANIA � OG�OSZENIE � PIECZ�� WAROWNI SYBERYJSKIEJ � DZIWNY LE�NIK � SKARB KORSARZA KIDDA � Z�OTO A�BAZINA � AMUR � POZWOLENIE NA PRZYW�Z LWA
Przyczyn� wszystkiego sta�a si� ma�a, zadrukowana kartka, kt�r� w kwietniu 1960 roku znalaz�em na pod�odze w swoim pokoju.
Rano sprz�taczka ze sp�dzielni �Czysto�� umy�a mi pod�og� i za��da�a gazet do roz�cielenia ich na wyszorowanym parkiecie. Gazet w domu nie mia�em. Uda�em si� wi�c do punktu skupu makulatury i kupi�em paczk� starych gazet, kt�re roz�o�y�em na pod�odze. Wieczorem, gdy zasiad�em przy biurku do pracy, pod�oga wygl�da�a jak nowoczesna malarska kompozycja z bia�ych figur geometrycznych. Przewa�a�y wielkie prostok�ty Times�w i Izwiestii, ale nie brak�o tak�e niewielkich p�acht gazet prowincjonalnych, tu i �wdzie zaznaczaj�cych si� smug� czerwonego tytu�u.
Rzuci� mi si� w oczy malutki prostok�cik - kartka wyrwana z ksi��ki. Le�a�a tu� obok biurka i ci�gle mia�em j� przed oczami. Razi�a mnie jej obecno��, od dziecka bowiem wpajano we mnie szacunek dla ksi��ki. Coraz trudniej by�o mi pracowa�. Pisa�em w�a�nie artyku� o mi�o�ci do ksi��ek i ta samotna, zdeptana kartka wydawa�a mi si� jakby �ywym tworem, zadaj�cym k�am moim s�owom. Dlatego wreszcie pochyli�em si�, podnios�em j� z pod�ogi, zdmuchn��em z niej kurz.
Zauwa�y�em, �e wyrwano j� z rosyjskiej ksi��ki. Przeczyta�em pierwsze zdanie:
24 marta 1684 goda w A�bazinie by�a po�uczena gramota ot kitajskogo impieratora z pried�o�enijem o sdacze, napisana na mand�urskom, mongolskom i polskom jazykach.
W t�umaczeniu brzmia�o to nast�puj�co:
24 marca 1684 roku w A�bazinie otrzymano list od chi�skiego cesarza z ��daniem poddania si�, napisany w j�zykach: mand�urskim, mongolskim i polskim.
Po polsku?
Po�piesznie czyta�em dalej. Ale nast�pne zdania nie przynosi�y wyja�nienia. Zawiera�y tylko skromn� wiadomo��, �e mieszka�cy A�bazina pocz�li si� gotowa� do obrony. 4 czerwca 1685 roku nadci�gn�y pod A�bazin pierwsze oddzia�y wojsk chi�skich. Potem l�dem nadesz�a ogromna armia: 10 000 konnych wojownik�w, 100 dzia� lekkich i dzia� ci�kich. Rzek� przyp�yn�o 100 wielkich �odzi, a na ka�dej z nich znajdowa�o si� 50 �o�nierzy.
11 czerwca 1685 roku komendant wojsk chi�skich jeszcze raz zaproponowa� obro�com A�bazina poddanie warowni
I tu ko�czy�a si� stronica. A cho� po wielekro� obraca�em kartk� w r�ku i czyta�em od nowa - nie dowiedzia�em si� jednak nic wi�cej nad to, co zosta�o na niej wydrukowane.
Jakie by�y dalsze losy obro�c�w A�bazina? Gdzie by� �w A�bazin i dlaczego w�adze chi�skie pisa�y po polsku do jego obro�c�w? Malutka kartka nosz�ca porz�dkowe liczby �41� i �42� - milcza�a.
Nazajutrz znowu poszed�em do tego samego punktu skupu makulatury i prawie p� dnia sp�dzi�em na przetrz�saniu zebranych tam papierzysk, starych gazet i nikomu ju� niepotrzebnych ksi��ek, aby odnale�� t�, z kt�rej pochodzi�a wyrwana kartka. By�a to zreszt� tylko pr�na mitr�ga. Nie znalaz�em ani jednej. I do dzi�, cho� od tamtej chwili min�o wiele czasu - odby�em ogromn� podr� i zazna�em dziesi�tk�w przyg�d - do dzi� nie wiem, z jakiej ksi��ki pochodzi�a malutka karteczka podniesiona z pod�ogi w moim pokoju.
Ale nie jest chyba najwa�niejsze, jakiego kszta�tu i koloru by� kamyk, kt�ry spowodowa� lawin�.
Wysila�em pami��, pr�bowa�em zagl�da� do powa�nych dzie� historycznych. Nigdzie jednak nie natrafi�em na wiadomo��, �e w drugiej po�owie XVII wieku Polska uczestniczy�a w walce z Chinami, lub �e w wojnie z Chi�czykami brali udzia� Polacy. �adna ze znanych mi ksi��ek nie wymienia�a tak�e nazwy �A�bazin�.
A przecie� by�o napisane wyra�nie: �24 marca 1684 roku w A�bazinie otrzymano list od chi�skiego cesarza z ��daniem poddania si�, napisany w j�zykach: mand�urskim, mongolskim i polskim�.
�A mo�e ten wyraz - polskim - powsta� z drukarskiego b��du?� - Zastanawia�em si�, nie potrafi�c wyja�ni� zagadki.
Gdyby chocia� wiadomo by�o, gdzie le�y �w A�bazin! Ale i w tym wzgl�dzie kartka nie dawa�a najdrobniejszej wskaz�wki. Pod A�bazina przyby�o l�dem 10 000 wojownik�w, rzek� za� przyp�yn�o 100 wielkich �odzi. A�bazin le�a� wi�c nad jak�� rzek�. Niestety, nazwa rzeki pozosta�a dla mnie nieznana.
Chiny, Mand�uria, Mongolia - s�siaduj�ce ze sob� kraje. Dziwnie i obco brzmi s�owo �A�bazin�. Czy nie znaczy to, �e A�bazina nale�y szuka� a� gdzie�, hen, na Dalekim Wschodzie? Dlaczego jednak do a�bazi�skiej warowni Chi�czycy pisali nie tylko po mongolsku i mand�ursku, lecz tak�e po polsku?
By� to problem dla powa�nego naukowca, a nie studenta historii sztuki, kt�ry dorabia� do swego stypendium prac� na p� etatu w redakcji czasopisma, zajmuj�c si� informowaniem o zabytkowych obrazach w starych ko�cio�ach lub o odkryciach dokonywanych przez historyk�w sztuki i archeolog�w. Dotychczas zawsze wsp�pracowa�em ze specjalistami. Teraz - wobec dziwnej sprawy A�bazina - pozostawa�em samotny. Historycy, do kt�rych zwraca�em si� o pomoc, wzruszali ramionami lub proponowali mi zaj�cie si� problemami, jakie ich samych frapowa�y. Lecz mnie trapi�a zagadka A�bazina, cho� - poczyna�em pojmowa� - chyba przerasta�a ona moje mo�liwo�ci. Zrezygnowa�em z niej, stara�em si� o niej nie my�le�. Ale ilekro� po pracy w redakcji wraca�em do domu i stawa�em w progu swego pokoju - natychmiast przypomina�em sobie chwil�, gdy podnios�em z pod�ogi ma�� zadrukowan� kartk�. I cho� nie jestem cz�owiekiem przes�dnym, to przecie� nie potrafi�em wyzwoli� si� od my�li: a mo�e to Los podrzuci� mi t� spraw�, abym si� ni� zaj��? A mo�e to jest w�a�nie ta jedna jedyna w �yciu �wielka szansa�, obok kt�rej nie wolno przej�� oboj�tnie? Da�em do gazety og�oszenie:
Poszukuje si� wiadomo�ci, wskaz�wek i ksi��ek zwi�zanych z histori� istniej�cej w drugiej po�owie XVII wieku warowni A�bazin.
Zg�oszenia prosimy kierowa� do dzia�u reporta�u naszej gazety.
Min�� jeden, drugi, trzeci dzie�. Przeszed� tydzie�. Nikt si� nie zg�osi�. Ponowi�em og�oszenie. I znowu bezskutecznie. Koledzy pocz�li sobie ze mnie podrwiwa�. Na tablicy komunikat�w, wisz�cej na korytarzu redakcji, przeczyta�em wiadomo��:
Rozs�dek pilnie poszukiwany. Zg�oszenia prosimy kierowa� do dzia�u reporta�u, do redaktora A�bazin.
Uzna�em, �e nadesz�a najwy�sza pora, abym przesta� zaprz�ta� sobie g�ow� zagadk� A�bazina. Lecz w�a�nie w�wczas listonosz dor�czy� mi du�� szar� kopert� nadan� w Krakowie. Zawiera�a fotokopie jakby jakiego� medalu z malutkim uszkiem i kr�tki list od znanego polskiego numizmatyka:
Szanowny Panie Redaktorze!
Nie znam historii warowni A�bazin. Jestem natomiast w posiadaniu do�� rzadkiej chyba ksi��eczki: �Zapiski Priamurskogo Otdie�a Obszczestwa Wostokowiedienija�, wydanej w B�agowieszcze�sku w 1915 roku. W ksi��eczce tej widnieje odbitka piecz�ci warowni A�bazin i bardzo kr�tka wzmianka, �e orygina� piecz�ci znajduje si� w muzeum Ermita�. �W Piotrogrodzie na dorocznym zebraniu cz�onk�w Rosyjskiego Towarzystwa Genealogicznego - wspomina si� w �Zapiskach� - S. P. Trojnicki wyg�osi� referat: �Piecz�� warowni a�bazi�skiej�. Piecz�� ta jest rzadkim i ciekawym zabytkiem heraldycznym, poniewa� podwa�a ona rozpowszechnion� opini�, jakoby znaki heraldyczne nie by�y znane w XVII stuleciu. Ulubionymi znakami heraldycznymi na piecz�ciach osiedli syberyjskich - a do takich nale�y r�wnie� znajduj�ca si� w Ermita�u piecz�� warowni a�bazi�skiej - by�y figury zwierz�t i ptak�w, zamieszkuj�cych olbrzymie le�ne po�acie Syberii�.
Dalej nast�puje dok�adny opis piecz�ci. Przesy�am Panu fotokopie interesuj�cego Pana fragmentu tekstu, a tak�e fotografi� odbitki piecz�ci. By� mo�e oka�� si� one pomocne dla poznania historii warowni A�bazin.
Z powa�aniem
dr K. W.
D�ugo wpatrywa�em si� w fotografi� piecz�ci. A wi�c A�bazin jest jednak czym� realnie istniej�cym, a nie tworem mej wyobra�ni - jak poczyna�em mniema�.
Wiem ju�, gdzie le�y tajemniczy A�bazin. Na Syberii.
W kilkana�cie dni p�niej odwiedzi� mnie w redakcji m�ody, trzydziestoletni m�czyzna w mundurze le�nika.
- Ja w sprawie og�oszenia - powiedzia�. A poniewa� nie bardzo mog�em poj��, o jakie og�oszenie mu chodzi, nie kojarzy�em bowiem osoby m�odego le�nika z histori� siedemnastowiecznego A�bazina, le�nik zapyta�:
- To pan og�osi�, �e szuka si� wskaz�wek o A�bazinie?
- Tak, ja
Usiad� na krze�le przed moim biurkiem. Wyj�� z kieszeni blaszane pude�ko z pi�knym bosmanem na wieczku. U�ama� po��wk� papierosa i osadzi� j� w prostej wi�niowej cygarniczce. Jak zahipnotyzowany wiod�em wzrokiem za ka�dym ruchem jego d�oni.
- Nazywam si� Antoni Szulc. Pracuj� we wsi Kamionki.
- Taaak
- Czy mog� liczy� na pa�sk� dyskrecj�? - zapyta� nieoczekiwanie.
Wzruszy�em ramionami.
- Nie rozumiem
- Pragn� panu powiedzie� w zaufaniu o powa�nej sprawie. My�l�, �e dojdziemy do porozumienia. Je�li jednak stanie si� inaczej, czy mog� liczy�, �e to, co panu powiem, nie zostanie nikomu ujawnione?
Zbli�y� do mnie twarz. M�wi� p�g�osem. Papieros, kt�ry po�o�y� na popielniczce, dymi� okropnie. Dym uchodzi� w g�r� cienkim s�upkiem i na wysoko�ci g�owy mojego rozm�wcy wirowa� tajemniczo.
Skin��em g�ow�:
- Mo�e pan liczy� na moj� dyskrecj�.
Rozsiad� si� wygodniej, za�o�y� nog� na nog�, zaci�gn�� si� papierosem.
- Mam dwa stare plany. Jeden to plan warowni A�bazin, jej umocnie� i fortyfikacji, drugi plan, prosz� pana, przedstawia miejsce, gdzie zosta� zakopany skarb. Z�oto.
- Oczywi�cie interesuje mnie wy��cznie ten pierwszy plan - rzek�em po�piesznie.
- A skarb? Z�oto? - zawo�a�. I a� zerwa� si� z krzes�a. Nachyli� si� ku mnie i m�wi� gor�czkowo: - Ja wiem, �e A�bazin znajduje si� bardzo daleko st�d. Za granic�. Ale pan jest nie tylko studentem, ale i dziennikarzem. Znajdzie pan jaki� pow�d, �eby pojecha� w tamte odleg�e strony, trafi� do A�bazina i odnale�� z�oto. Skarbem z A�bazina podzielimy si�. Zawrzemy umow� na pi�mie. Pan otrzyma ode mnie plany, odnajdzie skarb i we�mie sobie po�ow�. A ja dostan� drug� po�ow�. Nie mog� panu da� tylko jednego planu, bo mo�e obydwa s� od siebie w jaki� spos�b uzale�nione.
Po�o�y�em mu r�ce na ramionach i posadzi�em na krze�le.
- Czy wie pan, gdzie le�y A�bazin? - zapyta�em uprzejmie.
- Niezbyt dok�adnie. To gdzie� bardzo daleko. Nad Amurem, prosz� pana.
- Bagatelka!
- Pan jest dziennikarzem. Mo�e pan wystara� si� o pozwolenie na tak� dalek� podr�.
�al mi by�o tego cz�owieka. Wygl�da� na maniaka Maniak w mundurze le�nika!
- B�d� musia� pana rozczarowa� - rzek�em. - A�bazinem interesuj� si� wy��cznie dlatego, �e chc� wiedzie�, dlaczego w drugiej po�owie XVII wieku Chi�czycy po polsku pisali list do obro�c�w a�bazi�skiej warowni. Z�oto A�bazina zupe�nie mnie nic poci�ga. W najbli�szej przysz�o�ci nie zamierzam tak�e bra� udzia�u w jakichkolwiek poszukiwaniach ukrytych skarb�w.
- Ale tam jest z�oto. Czy pan rozumie? Z�oto - wo�a�.
Westchn��em ci�ko.
- Prosz� pana, istnieje Mi�dzynarodowy Klub Poszukiwaczy Skarb�w, kt�ry ma sw� siedzib� w Pary�u. Co pewien czas specjalny biuletyn wydawany przez Klub przynosi wprost rewelacyjne informacje i wskaz�wki o skarbach rozsianych po ca�ej kuli ziemskiej. Informacje te nie s� zmy�lone, lecz oparte o materia�y historyczne, ba, nawet o dok�adne plany, kt�re w�a�ciwie odczytane pozwol� uzyska� milionowe fortuny. Czy du�o jest z�ota w A�bazinie?
- Worek. Pe�en worek.
- Tylko tyle? Ja wiem przynajmniej o czterdziestu skarbach, kt�rych warto�� jest tak wielka, �e po prostu nie spos�b jej okre�li�. Znam miejsca, gdzie le�y nie jeden worek, ale ca�e tony z�ota i klejnot�w. A jednak jak pan sam widzi, nie nale�� do milioner�w.
Le�nik milcza�, a ja wyszed�em zza biurka i przechadzaj�c si� po swym pokoju opowiada�em ironicznie:
- Czy pan wie, �e w g��bi zatoki Matanzas na Kubie spoczywa jedena�cie galeon�w admira�a Rodryga Fartana? Zaton�y one wraz z ogromnym �adunkiem z�ota. Czy pan s�ysza�, �e dwadzie�cia pi�� galeon�w gubernatora Bobadilla rozbi�o si� w 1502 roku o ska�y przyl�dka Engano ko�o San Domingo? Razem z galeonami zaton�� �adunek sk�adaj�cy si� z bezcennych kruszc�w, klejnot�w oraz szczerego z�ota wagi trzy i p� tysi�ca funt�w! Na wyspie Aruba w Wenezueli, w podziemnej grocie Gerrita Colorado suspendowany* [Suspendowany (z �ac.) - zawieszony w czynno�ciach.] ksi�dz Domingo Mungoz i jego przyjaci�ka Wanda ukryli kosztowno�ci pochodz�ce z korsarstwa. Czy s�ysza� pan o wspania�ym skarbie zakonu jezuit�w ukrytym w Boliwii w XVIII wieku? W 1903 roku Anglik Prodgers znalaz� dokument sporz�dzony przez jezuit�w, wskazuj�cy drog� do skarbca. Niestety, skarbca jeszcze nie odnaleziono Wiem o wyspie w archipelagu Galapagos, na kt�rej korsarz francuski Dasamret z Dieppe zakopa� w 1673 roku sw�j ogromny �up. Znane s� miejsca ukrycia bogactw zrabowanych przez takich korsarzy, jak: Kidd, Wafer, Davies, Dampier, nie jeste�my jednak w stanie trafi� do kryj�wek pe�nych z�ota. W grocie g�ry Ora, w dorzeczu rzeki Adygi we W�oszech, oddzia� hitlerowskich �o�nierzy schowa� w 1945 roku manierki wype�nione z�otem. Z�ota tego jest tam oko�o pi�ciuset kilogram�w, wszyscy �o�nierze tego oddzia�u zgin�li i dot�d nie ujawniono schowka ze skarbem W 1938 roku w okolicy Saint Moritz w Szwajcarii rozbi� si� niemiecki Junkers-81 wioz�cy �adunek z�ota o�miomiliardowej warto�ci. Nie odnaleziono ani �adunku, ani szcz�tk�w samolotu. W zatoce jednej z wysp Markiz�w ukryty jest �up wojenny hitlerowskiego kapitana �odzi podwodnej U-435, Helmuta. Skarb ten sk�ada si� z du�ej ilo�ci klejnot�w, z�ota oraz trzech obraz�w p�dzla van Dycka. Na wyspie Grigan w archipelagu Marian�w angielski korsarz Robertson ukry� w 1872 roku dwa miliony z�otych piastr�w, zrabowanych z dwumasztowca �Perivian� stoj�cego na redzie portuCallac.Robertson, uj�ty przez kapitana Pacheco, pope�ni� samob�jstwo. Skarbu, jak dot�d, nie odkryto... Z�ota waza z o�mioma szmaragdami, dwa kilogramy platyny, pi��dziesi�t tysi�cy funt�w szterling�w i dwa miliony funt�w tureckich zakopa� w 1917 roku w Armenii, niedaleko granicy perskiej, dow�dca bia�ych kozak�w, Czerniawski... Czy mam dalej wylicza�?
M�ody le�nik u�miechn�� si� smutnie. Postanowi�em go ostatecznie pogn�bi�.
- W domu szuflady mojego biurka pe�ne s� fotokopii plan�w prowadz�cych do miliardowych fortun. Niestety, plany te zrobione by�y na chybcika i niedok�adnie. W tym le�y zasadnicza trudno��. Ja wiem o skarbach miliardowych, a pan proponuje mi A�bazin i woreczek ze z�otem. A poza tym zapomnia� pan o jednym. A�bazin znajduje si� na Syberii, albo, jak pan m�wi, na Dalekim Wschodzie. To ziemie nale��ce do Rosji. Istnieje prawo, kt�re g�osi, �e skarb znaleziony na jakim� terenie jest w�asno�ci� pa�stwa, kt�re w�ada tym terytorium. Za� szmugiel z�ota przez granic� to ju� nie moja specjalno��...
Szulc milcza�. Ja r�wnie�. Wypalili�my po papierosie.
Potem on wsta� i po�egna� si� ze mn�.
- Przepraszam, �e okaza�em si� cz�owiekiem pozbawionym fantazji i niesk�onnym do przyg�d - powiedzia�em
- A mo�e jednak pan si� zastanowi? - nie traci� nadziei.
- Mo�e
- Niech pan na wszelki wypadek zapisze sobie m�j adres: Antoni Szulc, wie� Kamionki.
Zapisa�em w notesie adres le�nika. Uczyni�em to przez uprzejmo��. Nie zamierza�em bowiem poszukiwa� skarb�w A�bazina. Zale�a�o mi jedynie na planie starych fortyfikacji warowni. Ale nie widzia�em sposobu, w jaki m�g�bym je od le�nika wydosta�, skoro w gr� wchodzi�o z�oto.
Po powrocie do domu roz�o�y�em na stole atlas geograficzny. Du�a okr�g�a lupa pocz�a sun�� po mapie, wydobywaj�c niebieskie �y�ki rzek, czerwone nitki kolei i dr�g, ��te p�askowy�e, buraczkowe �a�cuchy g�r.
Amur - graniczna rzeka mi�dzy Mand�uri�, nale��c� do Chin, i Rosj�. Wyp�ywaj�cy z Mongolii Argu� ��czy si� z Szy�k� i jako Czarna Rzeka - Amur - p�ynie do Morza Ochockiego, mijaj�c B�agowieszcze�sk, Chabarowsk, Komsomolsk, Niko�ajewsk.
...Po mand�ursku, mongolsku i po polsku pisa�y w�adze chi�skie do obro�c�w warowni a�bazi�skiej.
Sun��em lup� wzd�u� grubej nitki Amuru. Odczytywa�em nazwy nielicznych miast i osad. Niekt�re z nich brzmia�y bardzo d�wi�cznie, lecz nie znalaz�em A�bazina.
A mo�e A�bazin jednak nie znajduje si� nad Amurem? W takim razie czemu a�bazi�ska piecz�� widnieje w Zapiskach Priamurskogo Otdiela Obszczestwa Wostokowiedienija?
Kto wie, jaki by� los warowni? Mo�e na skutek walk zosta�a ona na zawsze zmieciona z powierzchni ziemi i nazwa jej nie figuruje na wsp�czesnych mapach? A mo�e jest teraz tylko male�k� wiosk� zapomnian� przez kartograf�w?
Przypisy na ko�cu atlasu lakonicznie informowa�y, �e Amur liczy sobie 4354 kilometry. Jest d�u�szy od Leny, Obu, Jeniseju, Wo�gi i Irtyszu. Prosz� bardzo, szukajcie na przestrzeni czterech tysi�cy kilometr�w miejscowo�ci o nazwie A�bazin!
W Klubie Dziennikarzy sprzedawano wino o pi�knej nazwie Samos. Pili�my je z moim przyjacielem, poet� Robertem. Przyjaciel by� gruby, jowialny i przypomina� raczej poczciwego sklepikarza.
Robert pr�bowa� mnie pociesza�:
- Wszystko to, co piszesz i co zazwyczaj prze�ywasz, podobne jest, nie obra� si�, do tekturowej gry, kt�r� posiada�em w dzieci�stwie. Gra ta nazywa�a si�: Pozwolenie na przyw�z lwa. Uczestnicy gry postanawiali sprowadzi� lwa. �ywego, prawdziwego lwa. Ale przyw�z lwa nie by� �atwy. ��dano specjalnych kwit�w, za�wiadcze�, op�at. Pi�trzy�y si� coraz to nowe przeszkody i trudno�ci. Je�li rzuci�o si� kostk� szcz�liwie, pionek - czyli graj�cy - wchodzi� do gabinetu wysoko postawionych os�b i uzyskiwa� potrzebne zezwolenie. Je�li za� rzuci�o si� kostk� nieszcz�liwie, okazywa�o si�, �e zn�w brakuje jakich� papierk�w, albo �e na morzu rozszala�a si� burza i statek ze lwem o ma�o nie zaton��. Istnia� w tej grze niebezpieczny punkt: gdy pionek na� trafi�, lew umiera� na zara�liw� chorob� i wszystko nale�a�o zaczyna� od pocz�tku. Ale istnia�o tak�e i inne miejsce. Graj�cy ��czy� si� telefonicznie z samym premierem, a ten wspania�omy�lnie zezwala� na przyw�z lwa. I odt�d nie by�o �adnych przeszk�d. Gra ko�czy�a si� zwyci�sko.
- Chcesz powiedzie�, �e i w sprawie A�bazina jest jedno takie szcz�liwe miejsce? Wystarczy jeden telefon i b�d� wszystko wiedzia�, a mo�e nawet odwiedz� tajemniczy A�bazin?
Robert skin�� g�ow�.
- Uwa�am, �e musisz wytrwale rzuca� kostk� i nie martwi� si�. Z pewno�ci� trafisz na szcz�liw� chwil�. A wtedy sprowadzisz sobie pi�knego, �ywego lwa.
ROZDZIA� DRUGI
MISTRZ KLASY MI�DZYNARODOWEJ � KAMILA CHCE DO A�BAZINA � J�ZEF I PUTYFAROWA � PANIENKA Z BIBLIOTEKI � A�BAZIN, URSUS I EGZOTYCZNA KOBIETA � DU�CZYK ANONIM, PU�KOWNIK-POLAK I OKRUTNY WOJEWODA � LIST Z KAMIONEK � JAD� PO �YWEGO LWA
Zajmowali�my w tr�jk� wygodne, trzypokojowe mieszkanie z hallem, kuchni� i �azienk�. Jeden pok�j nale�a� do mnie, drugi - do szachowego mistrza klasy mi�dzynarodowej, pana Ludwika P., trzeci za� zajmowa�a panna Kamila, �piewaczka z operetki. Mistrz szachowy mia� ju� sze��dziesi�t lat; w dzie� spa�, a w nocy grywa� ze sob� w szachy, sam z sob� dyskutowa� i pi� wino. Kamila by�a m�od�, dwudziestodwuletni� dziewczyn�, do�� �adn� i bardzo zgrabn�. Nie zna�em si� na �piewie i trudno mi by�o ustali� skal� jej talentu.
Tych dwoje ludzi zna�o wiele moich tajemnic. Wobec nich z�ama�em przyrzeczenie o dyskrecji i podczas kolacji, w kuchni, opowiedzia�em o odwiedzinach le�nika i o z�ocie ukrytym w A�bazinie.
Nazajutrz wczesnym wieczorem Kamila zaczepi�a mnie w hallu.
- Chcia�abym, �eby mnie pan zabra� ze sob�. Na dworze taka pi�kna wiosna, w mie�cie dym i kurz. Mam cer� blad� jak obrany kartofel.
- Dok�d pani� zabra�? Do A�bazina?
- O, nie. O tym nawet nie �miem my�le�. Do tego le�nika
- Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek m�wi� o wyje�dzie do le�nika.
- Przecie� on posiada plany ukrytego skarbu! Nie chce pan zosta� bogatym?
- Czy pani m�wi to serio?
- Oczywi�cie. Przyjemnie wyobrazi� sobie, �e m�g�by pan wr�ci� z workiem z�ota. Mo�e w�wczas po�yczy�by mi pan du�o pieni�dzy
- I co?
- Nic. W teatrze, �eby co� znaczy�, trzeba udawa�, �e si� ma du�o pieni�dzy, �e si� jest rozrywanym, �e si� ci�gle nie ma czasu. Wtedy sami przychodz� i proponuj�, �eby wzi�� udzia� w jakim� przedstawieniu czy koncercie. Im cz�ciej si� odmawia, t�umacz�c si� brakiem czasu, tym cz�ciej przychodz� i prosz�. A ja... widzi pan. Ja mam ci�gle du�o czasu.
- I dlatego my�li pani o A�bazinie?
- O, nie tylko ja. Mistrz te� my�li. Wczoraj zwierzy� mi si�. �Zobaczy pani, �e gdy Tomasz odnajdzie sw�j A�bazin, to i w moim �yciu wszystko si� odmieni na lepsze, zaczn� wygrywa�.
Potem uda�a si� do kuchni, �eby przyrz�dzi� wieczorny posi�ek, a w dziesi�� minut p�niej do drzwi naszego mieszkania zadzwoni� poeta Robert.
Przyszed� jak zwykle - zadyszany, zziajany. Jak zwykle powiedzia� cicho, poufnie:
- Gonili mnie. Ca�y Zwi�zek Litera��w Polskich i pracownicy redakcji. �cigali mnie, chcieli mi wydrze� moje wiersze. Ale ja kluczy�em ulicami, zmienia�em taks�wki, znika�em w przechodnich bramach. Wo�ali za mn�: �Robercie, oddaj sw�j wiersz, b�dziemy go natychmiast drukowa�. Ja jednak tutaj przybieg�em. Uratowany...
Tak lubi� �artowa� poeta Robert. Albowiem bardzo rzadko proponowano mu druk jego wierszy.
Zapyta�em, czy chcia�by zje�� ze mn� kolacje. Kiwn�� g�ow�, zaprowadzi�em go wi�c do kuchni, gdzie Kamila, przybrana w malutki, bia�y fartuszek, krz�ta�a si� przy piecu gazowym i sma�y�a sznycle ciel�ce.
Robert a� sapn�� ze strachu. Mrucz�c jak rozgniewany nied�wied� niech�tnie usadowi� si� na wysokim krzese�ku. By� to bowiem do�� dziwny poeta: nie lubi� kobiet. Odstrasza�a go od nich wrodzona, wprost chorobliwa nie�mia�o��. Wystarczy�a jedna moja �artobliwa uwaga, �e tworzyliby razem bardzo �adn� par�, aby Robert zacz�� mnie odwiedza� tylko wtedy, gdy okna w pokoju Kamili czernia�y mrokiem. S�dz�, �e i teraz zmyli� go brak �wiat�a w jej pokoju. Po�pieszy� wi�c do mnie z wizyt� i spotka� Kamil� w kuchni
Irytowa�a mnie nie�mia�o�� Roberta. Przypuszcza�em, �e po prostu boi si� Kamili. Niekiedy bywa�em z�o�liwy i robi�em wszystko, �eby pozostawi� ich sam na sam. Opowiada�a mi potem Kamila, �e w�wczas Robert milcza� ponuro i a� poci� si� biedak, nie wiedz�c co z sob� pocz��. Teraz tak�e dojrza�em strach w jego oczach. Powiedzia�em ironicznie:
- Putyfarowo, przyszed� tw�j nie�mia�y J�zef.
Kamila zarumieni�a si�.
- Nie jestem Putyfarow�.
- Nieee? - uda�em zdziwienie.
Robert kilkakrotnie chrz�kn�� nerwowo. Jakby chc�c mnie przeb�aga�, obwie�ci� g�o�no:
- Tajemniczy jest A�bazin.
- A�bazin, A�bazin, A�bazin - gniewnie przedrze�nia�a go Kamila. - Nie macie �adnych zmartwie� i k�opot�w, wi�c je sobie wymy�lacie. Niech mi pan powie prawd� - zwr�ci�a si� do mnie.
- Jak�?
- Dlaczego interesuje pana jaki� tam A�bazin?
Wzruszy�em ramionami.
- Ba, �ebym to ja sam wiedzia�
- Nie wie pan?
- Nie wiem. I na tym polega chyba urok tej sprawy. Robert pragn��by, �eby wszyscy wydawcy na �wiecie drukowali jego wiersze, �eby zamiast grubych powie�ci pisano ma�e miniatury proz�, w kt�rych by�aby mowa o dziwnych ludziach i jeszcze dziwniejszych historyjkach. Pan Ludwik pragn��by ci�gle zwyci�a� w grze w szachy. Ja chcia�bym dowiedzie� si�, dlaczego w XVII wieku Chi�czycy pisali po polsku do mieszka�c�w A�bazina.
- Ka�dy ma taki A�bazin, na jaki sobie zas�u�y� - doda� Robert.
Mistrz szachowy pan Ludwik P. przegrywa� parti� za parti�, o czym codziennie informowa�y gazety. Kamila mia�a wci�� du�o wolnego czasu i przesiadywa�a w domu, nie odwiedza� mnie wi�c poeta Robert. Niekiedy widywa�em go w Klubie Dziennikarzy, przysiada� si� do mojego stolika, w milczeniu wypija� fili�ank� czarnej kawy lub szklaneczk� soku pomara�czowego - i odchodzi�. By�em pewien, �e ma do mnie �al, poniewa� Kamil� nazwa�em Putyfarow�, a jego J�zefem.
Przeprowadzi�em dla swojej gazety d�ugi wywiad z dyrektorem Biblioteki Publicznej. Napisa�em ojej nowych nabytkach oraz o jej skarbach - bia�ych krukach. W zamian za to dyrektor - cz�owiek przemi�y i m�dry - pozwoli� mi do woli i poza godzinami na ten cel przeznaczonymi grzeba� we wszystkich katalogach, a tak�e wyznaczy� mi do pomocy panienk�, kt�ra niedawno uko�czy�a szko�� bibliotekarsk�.
M�oda panienka mia�a bardzo �adn� buzi� i �liczne czarne w�osy, lecz szpeci� j� spos�b uk�adania warkoczy w du��, �mieszn� koron� - zwyczaj moich starych ciotek. Dziewczyna liczy�a sobie najwy�ej dwadzie�cia lat, a jednak ju� teraz zalatywa�o od niej staropanie�skim zaniedbaniem. Nosi�a brzydk�, szar� sukienk�, podobn� do zakonnego habitu, a pod szyj�, jak pensjonarka klasztornej szk�ki, uczepi�a sobie bia�y, koronkowy ko�nierzyk. By�a nieciekawa i szara jak kartki katalogu.
Wydawa�o mi si�, �e panienka odznacza�a si� bujn� wyobra�ni�, kt�ra pozwala�a jej uciec od w�asnej szaro�ci i monotonii p�ek z rz�dami sztywno stoj�cych tom�w. Zauwa�y�em, �e niekiedy z rozmarzeniem patrzy w okna, w oczach ma jakby delikatn� mgie�k� i zupe�nie machinalnie przebiera palcami karteczki katalogu. By� mo�e w�a�nie wtedy przedstawia�a sobie m�j A�bazin jako wielkiego ros�ego m�czyzn�, atlet� z w�z�ami musku��w, kt�ry porywa j� i unosi jak Ursus pi�kn� Ligi�. Zapewne niekiedy A�bazin uto�samia� si� w jej wyobra�eniu z pi�kn� egzotyczn� kobiet� - w�wczas kartki katalogu przegl�da�a szybko, rzucaj�c mi niech�tne, z�o�liwe spojrzenie. Uzna�em za stosowne jeszcze raz wyja�ni� jej dok�adnie:
- Jest to stara warownia, istniej�ca w drugiej po�owie siedemnastego wieku.
Kiwn�a g�ow�. Odczu�em jednak, �e nie uwierzy�a mym s�owom.
- Czy dla starej warowni traci�by pan a� tyle czasu? - odpowiedzia�a podejrzliwie.
Pewnego razu, us�yszawszy tak� odpowied�, przysun��em swoje krzes�o do krzes�a panienki. Usiad�em obok niej, chwyci�em gwa�townie jej r�k�.
- Ha, ha - zawo�a�em tragicznie. - Pani mnie zdemaskowa�a! Taaak, A�bazin nie jest star� warowni�. Kt� by traci� czas na szukanie warowni?
Odsun��em krzes�o, przesiad�em si� na dawne miejsce i znowu pocz��em przegl�da� katalog.
Panienka siedzia�a nieruchomo. Wydawa�a mi si� przera�ona, a ju� co najmniej bardzo wstrz��ni�ta. Min�o kilka minut, zanim zabra�a si� do pracy. Ale od tamtej chwili nareszcie wykonywa�a swe zaj�cie bez wyobra�e�, uwa�nie i bardzo pilnie.
Interesowa�y mnie tylko ksi��ki dotycz�ce Syberii i Dalekiego Wschodu. Szuka�em dzie� starych, szacownych - do nowszych autor�w nie mia�em jako� zaufania. Nie wskaza�y mi przecie� A�bazina wsp�czesne atlasy, nie by�o o nim nawet wzmianki w encyklopediach, s�ownikach geograficznych, wsp�cze�nie opracowanych historiach.
- Sibirskij Wiestnik, czy to pana ciekawi? - zapyta�a mnie nagle panienka, wyci�gaj�c z katalogu jedn� z kartek.
- Kt�ry rok wydania?
- Tysi�c osiemset dwudziesty drugi.
Poprosi�em, �eby wypisa�a numer ksi��ki i postara�a si� przynie�� j� z ksi�gozbioru.
Przynios�a. Dwa niedu�e tomy, w kt�rych by�o osiemna�cie cz�ci.
Otworzy�em ksi��k� niedbale, na pierwszej lepszej stronicy. Przypadek, �e w�a�nie na tej, a nie innej? Tak. Ale o takim przypadku opowie wam ka�dy oficer �ledczy tropi�cy �lad przest�pcy. Opowie wam archeolog, kt�ry, jakby intuicj� wiedziony, zatrzyma� si� przypadkiem obok wykopu pod fundamenty nowej fabryki i odkry� stare zapomniane cmentarzysko. O takim przypadku opowie tak�e historyk, kt�ry ze stosu starych dokument�w wy�owi od razu ten jeden, ten najciekawszy.
Zapewne pr�dzej lub p�niej i tak odnalaz�bym ow� wa�n� stronic�, zamierza�em bowiem Sibirskij Wiestnik wypo�yczy� do domu. Ale faktem jest, �e ledwie ksi��k� dotkn��em, skierowa�em wzrok na to jedyne, najw�a�ciwsze miejsce. Na stron� 87.
...w gorodie Jenisiejskie by� odin po�kownik polak.
I natychmiast oczy moje wychwyci�y w szarym, monotonnie zadrukowanym tek�cie s�owo, kt�re zdawa�o si� a� krzycze�: A�bazin!
...postroili A�bazinskuju krepost'.
Pu�kownik-Polak? Zbudowali a�bazi�sk� twierdz�?
U�cisn��em panienk�, poca�owa�em j�. Po�piesznie wypisa�em rewers na wypo�yczenie Sybirskiego Wiestnika.
- Ach, prosz� pani! Nareszcie b�d� wszystko wiedzia�! - wo�a�em.
I na odchodnym obwie�ci�em panience:
- Nareszcie sprowadz� sobie lwa.
Z Sybirskiego Wiestnika dowiedzia�em si� �e, w Petersburgu, w Bibliotece Publicznej, znajdowa�y si� - a by� mo�e znajduj� si� tam jeszcze - dwa bardzo stare rekopisy dotycz�ce Syberii, napisane w j�zyku �aci�skim.
Wydawca Sybirskiego Wiestnika nazwiskiem Spaski odnalaz� r�kopisy, przet�umaczy� je na rosyjski i w 1822 roku opublikowa� w swoim periodyku po�wi�conym Syberii.
Pierwszy z r�kopis�w (opracowany prawdopodobnie oko�o 1684 roku) pochodzi ze zbior�w Za�uskiego i nosi� bardzo d�ugi tytu�, kt�ry prze�o�ony na j�zyk polski brzmi:
Opowie�� o Syberii zawieraj�ca wiadomo�� o tym kraju i brzegach Lodowatego i Wschodniego Oceanu od archangielskiego portu do Chin, czyli Kitaja
Drugi za� r�kopis (opracowany prawdopodobnie oko�o 1680 roku) pochodzi ze zbior�w D�browskiego.
Historia Syberii, czyli wiadomo�ci o carstwie syberyjskim i brzegach Lodowatego i Wschodniego Oceanu
Obydwa te r�kopisy pod wzgl�dem zawartych w nich tre�ci nie r�ni� si� od siebie. Opracowane jednak zosta�y przez r�nych ludzi - pierwszy z r�kopis�w napisany jest pi�knym charakterem pisma, drugi za� bardzo brzydkim.
Kim byli ich autorzy?
Nie wiadomo. S�dz�c po dedykacji na pierwszej stronie r�kopisu, skierowanej do kr�la du�skiego, autorem tych pierwszych wiadomo�ci o Syberii by� jaki� pose� du�ski przy dworze cara moskiewskiego. Nazwisko jego nie jest nam jednak znane, s� to relacje anonimowe.
Pierwsze wiadomo�ci o Polsce pozostawi� nie znany z imienia Galijczyk, kt�remu naukowcy nadali imi� �Gall Anonim�, i kt�ry pod tym imieniem figuruje dzi� na kartkach powa�ny rozpraw historyk�w.
Anonimowego autora pierwszych relacji o Syberii nazwijmy wi�c �Du�czyk Anonim�. Jest to imi� tak dobre, jak ka�de inne.
Du�czyk Anonim opisa� ogromn� ziemi� le��c� a� hen, za Uralem - g�ry wysokie, niezbrodzone rzeki, puszcze pe�ne dzikiego zwierza - i plemiona zamieszkuj�ce ten rozleg�y kraj od Oceanu Lodowatego a� po Czarn� Rzek�, Amur. Opowiedzia� o nielicznych grodach zbudowanych przez przybysz�w z Europy, o ich odwa�nych wyprawach w celu zbadania Dalekiego Wschodu i P�nocy. Przytacza� relacje o ciekawych wypadkach, kt�re zdarza�y si� w tamtych stronach:
W grodzie Jenisejsk �y� pu�kownik-Polak. Kiedy pewien wojewoda zniewoli� jego siostr�-dziewic�, powodowany oburzeniem za ten pod�y post�pek nak�oni� swych towarzyszy do spisku. A potem, po zab�jstwie wojewody i rozgrabieniu kupieckich stragan�w, opu�cili oni gr�d i skierowali si� na wsch�d. Przew�drowawszy wiele dni rzek�, zbudowali a�bazi�sk� warowni�.
I gdy w ci�gu 10 lat umocnili tam sw�j byt, pos�awszy do Moskwy podarunki prosili Cesarsk� Wysoko��, �eby wybaczy� im dokonane przest�pstwo i obiecali corocznie zbiera� od tubylc�w danin� i do Cesarza j� posy�a�.
I tak car, wybaczywszy im, wy�ej wymienionego pu�kownika zaszczyci� tytu�em wojewody i rozkaza� jenisejskiemu wojewodzie zaopatrywa� go we wszystko potrzebne, czego b�d� brak odczuwa�...
Du�czyk Anonim nie podawa� dok�adnej daty owego wydarzenia. Opowiada� jednak najprawdopodobniej o sprawach sobie wsp�czesnych lub o wypadkach, kt�re zdarzy�y si� bardzo niedawno i kt�re zna� �z pierwszych ust�. Mo�e b�d�c na dworze cara moskiewskiego by� �wiadkiem u�askawienia pu�kownika-Polaka i jego towarzyszy?
Du�czyk Anonim pisa� w latach 1680-1684.
W 1684 roku cesarz chi�ski zwr�ci� si� po polsku do mieszka�c�w a�bazi�skiej warowni... Po polsku, bo przecie� budowniczym a�bazi�skiej warowni by� Polak.
Te dwa zdarzenia przylega�y do siebie jak dwa tryby w dobrze dopasowanej maszynie.
Nie wiedzia�em jeszcze dok�adnie, gdzie le�y A�bazin, nie zna�em nazwiska pu�kownika-Polaka, ale oto powoli wyja�nia�a si� tajemnica chi�skiego listu, pisanego w j�zyku polskim.
Po g�owie snu�a mi si� historia, jakby wyj�ta ze starego romansu.
Nad ogromn�, dzik� rzek� Jenisej na Syberii �yje pu�kownik-Polak i jego siostra przecudnej urody. Dziewczyna kocha pi�knego m�odzie�ca, ale oto zwr�ci� na ni� uwag� okrutny i brzydki wojewoda. Zaloty wojewody budz� w dziewczynie tylko obrzydzenie i wstr�t, wojewoda nie widzi wi�c innej rady, jak si�� zmusi� dziewczyn� do mi�o�ci. Porywa j� i zabija m�odzie�ca, kt�ry stan�� w obronie ukochanej dziewczyny. W�wczas brat jej, pu�kownik, sta� si� m�cicielem. Zabi� wojewod�, lecz l�kaj�c si� zemsty w�adz, zebra� grup� towarzyszy i umkn�� z nimi na wsch�d, w niezbadane i nieogarni�te ost�py tajgi syberyjskiej. Zbudowa� twierdz� A�bazin i odt�d wraz z grup� swych towarzyszy pocz�� prowadzi� �ycie wolne i sprawiedliwe. Wkr�tce zwr�ci� si� do cara z pro�b� o �ask�, a car, pomny zas�ug pu�kownika, kt�ry podbi� dla niego nowe terytoria i poszerzy� granic� moskiewskiego pa�stwa, w niepami�� pu�ci� zab�jstwo okrutnego wojewody, obdarzy� pu�kownika-Polaka tytu�em wojewody i na zdobytych przez niego ziemiach pozwoli� sprawowa� rz�dy.
Pi�kna, romantyczna historia. Jak z bajki.
- Tylko - u licha! - sk�d si� w Jenisejsku znalaz� polski pu�kownik wraz ze sw� pi�kn� siostr�?
- Jestem pewna, �e �aden z was nie okaza�by si� tak rycerski, jak ten pu�kownik - powiedzia�a Kamila, gdy kt�rego� wieczoru znowu spotkali�my si� w kuchni.
- Teraz nie ma wojewod�w ch�tnych do porywania m�odych kobiet - stwierdzi�em.
A Robert doda�:
- My�l�, �e dzisiejsze dziewcz�ta pragn�yby, �eby je porywano. Szczeg�lnie gdyby porywaczem by� kto� wp�ywowy. Ot, na przyk�ad wojewoda.
- Albo re�yser teatralny lub filmowy - dorzuci�em.
Kamila zaczerwieni�a si�. Lecz ca�� swoj� z�o�� wywar�a na Robercie.
- Co pan ma w tej sprawie do powiedzenia? Co pan wie o m�odych dziewcz�tach? Boi si� ich pan jak ognia.
Robert skurczy� si� na krzese�ku, kt�re a� zatrzeszcza�o pod jego ci�arem. By�o to zreszt� tandetne kuchenne krzes�o, a Robert odznacza� si� poka�n� tusz�.
Skrzypn�y drzwi w g��bi mieszkania. To mistrz szachowy, pan Ludwik P., zbudzi� si� ze swej poobiedniej drzemki. Cz�api�c nocnymi pantoflami, zjawi� si� w kuchni. Mia� wielk�, �ys� g�ow�, kt�ra prze�licznie po�yskiwa�a w �wietle �ar�wki p�on�cej u sufitu.
Mistrz poda� mi list polecony i wyja�ni� zachrypni�tym, zaspanym g�osem:
- List przyszed� podczas pa�skiej nieobecno�ci. Przynie�li go z redakcji, bo podobno ca�y dzie� sp�dzi� pan w bibliotece. Odebra�em go, ale potem zasn��em. Dlatego dopiero teraz go panu dor�czam.
Rozerwa�em kopert�.
Szanowny Panie Redaktorze!
D�ugo my�la�em o tym, co mi Pan powiedzia�, gdy rozmawiali�my w redakcji. I doszed�em do wniosku, �e nie warto zaprz�ta� sobie g�owy z�otem, kt�re pozosta�o w A�bazinie. Zreszt� na tym z�ocie jest ju� wiele krwi ludzkiej. Nie chc� bogactwa okupionego krzywd�, �zami i krwi�. Poniewa� jednak Pan interesuje si� A�bazinem i mog� si� Panu przyda� plany A�bazina, kt�re s� w moim posiadaniu - prosz� do mnie przyjecha� i zabra� je sobie. Opowiem Panu w�wczas histori� albazi�skiego skarbu. Mo�e i ta historia na co� si� Panu przyda?
Czekam Pa�skiego przyjazdu i pozdrawiam Pana.
Antoni Szulc
Wie� Kamionki
- No, teraz pan tam na pewno pojedzie - klasn�a w d�onie Kamila.
- Pojedzie pan do A�bazina? - ucieszy� si� mistrz szachowy. - O, teraz b�d� z pewno�ci� wygrywa�.
- Wrrr, wrrrr - zacz�� warcze� Robert, a potem zawy� strasznym g�osem.
- Jezus Maria, co si� panu sta�o? - przestraszy� si� mistrz szachowy.
- Zobaczycie, �e on przywiezie �ywego lwa - rzek� Robert, wskazuj�c na mnie palcem.
ROZDZIA� TRZECI
ZAGADKOWE BOGACTWO PANA BE�ZAKA � �KAROL, KT�RY ZMARTWYCHWSTA�� � PONURA OPOWIE�� W��CZ�GI � ROZKAZ ZAB�JSTWA � NIEOCZEKIWANA ZBRODNIA � NOC NA MIEJSCU MORDERSTWA � FOTOGRAFIA M�ODEGO DUDY � GR�B BE�ZAKA � OTRZYMUJ� PLANY A�BAZINA � KIM JEST LE�NIK
- Jak to si� sta�o, �e znalaz� si� pan w posiadaniu plan�w A�bazina? - zapyta�em Szulca.
- Bardzo zwyk�a historia. Mam je od Dudy, po kt�rym odziedziczy�em to gospodarstwo. Duda nie �yje od pi�ciu lat.
- A on sk�d je wzi��?
- O, to bardzo ciekawa sprawa. Opowiedzia� mi wszystko z najdrobniejszymi szczeg�ami. Interesuje to pana?
- Naturalnie.
Stali�my na wysokiej drewnianej werandzie le�nicz�wki: Szulc, ja i Kamila, kt�r� przywioz�em tutaj na swym skuterze. Otacza� dom niewielki ogr�d okolony wysokim p�otem, tu� za nim sta� las pe�en wysokich, ciemnych �wierk�w. Wiecz�r by� ch�odny, cho� mieli�my ju� pocz�tek maja. Rozmawiaj�c na werandzie widzieli�my, jak w zachodz�cym s�o�cu szczyty �wierk�w najpierw z��k�y, potem sta�y si� z�ociste, a wreszcie srebrne i granatowe.
W ogrodzie biega�y dwa wielkie psy Szulca, owczarki alzackie. Psy porusza�y si� prawie bezszelestnie - dwa pod�u�ne cienie pl�cz�ce si� z sob�, migaj�ce w oczach jak pod�ugowate stwory w brudnej kropli wody ogl�danej pod mikroskopem.
Szulc gwizdn�� na psy, a gdy podbieg�y, pog�aska� je po �bach. P�niej zamkn�� drewniane okiennice le�nicz�wki i zaprosi� nas do wn�trza go�cinnej izby. By�o tu ch�odno, ale w ogrzanej kuchni �ona Szulca w�a�nie k�pa�a dziecko. Szulc zapali� naftow� lamp� i postawi� j� na stole pokrytym pluszow� serwet�, podobn� do kapy na ��ko. W izbie znajdowa� si� staro�wiecki szezlong w stylu empire i wielka kanapa, drewniana eta�erka, wiklinowy fotel-bujak i kilka niewygodnych krzese�. Na �cianach wykpionych brzydk�, ciemn� tapet� wisia�y trzy du�e fotografie w z�otych ramach i zjedzona przez mole g�owa nied�wiedzia - bia�e, jakby na co dzie� szorowane szczoteczk� do z�b�w.
- �ona umyje dzieciaka, po�o�y spa� i wtedy przygotuje dla nas kolacj�. A tymczasem opowiem o starym Dudzie i panu Be�zaku. Czy pan wie, kto to by� Be�zak?
Przecz�co pokr�ci�em g�ow�. Kamila u�o�y�a si� wygodnie na szezlongu; zmarz�a podczas podr�y do le�nicz�wki i teraz skora by�a do drzemki. Szulc przyni�s� w�ochaty koc, Kamila wtuli�a si� w niego i natychmiast zasn�a. A mo�e tylko udawa�a, �e �pi?
Czeka�o mnie wys�uchanie zapewne bardzo d�ugiej i nieciekawej historii. Interesowa�y mnie wy��cznie plany A�bazina, a przede wszystkim plan warowni a�bazi�skiej. Ale Szulc jakby zapomnia� o tym, co w li�cie napisa�. Wydawa�o mi si� nietaktem zaraz po przyje�dzie dopomina� si� o plany. Niech�e si� wi�c wygada
Przyni�s� karafk� z mi�tow� w�dk�. Wypili�my po kieliszku.
- Stanis�aw Be�zak przyby� w tutejsze okolice podobno w 1890 roku. M�wi� �podobno�, bo ca�� t� histori� znam tylko z opowiada� starego Dudy, po kt�rym odziedziczy�em ten dom i gospodarstwo w lesie.
- Wiem, wiem - mrukn��em.
- Pan Be�zak przyby� w te strony tylko z dwoma walizami i nie wygl�da� na bogatego cz�owieka. Podobno przyjecha� tu z Rosji, gdzie jego ojciec, Polak, in�ynier, pracowa� przy wytyczaniu transsyberyjskiej kolei
- Kt�r� zacz�to budowa� w 1891 roku, a uko�czono w 1916 - wyrecytowa�em, wspomniawszy lekcje geografii.
- Pan Be�zak opowiada�, �e po �mierci rodzic�w zdecydowa� si� wr�ci� do Polski i tutaj rozpocz�� nowe �ycie. Jak si� wkr�tce okaza�o, mia� w banku ogromny maj�tek, kupi� folwark Kamionki, wspania�y dw�r oraz ogromn� po�a� las�w. To w�a�nie na folwarku Be�zaka ojciec starego Dudy pracowa� jako fornal. Duda by� �onaty, mia� jedno dziecko, syna. Kiedy ten ch�opak doszed� do siedemnastu lat, zainteresowa� si� nim pan Be�zak i przyj�� go do siebie jako lokajczyka, a potem lokaja. Warto nadmieni�, �e Be�zak nigdy si� nie o�eni�, �y� samotnie i na staro�� zupe�nie zdziwacza�. Swemu lokajowi, to znaczy Dudzie, raz m�wi�, �e maj�tku dorobi� si� w Chinach, innym razem, �e w Mand�urii, a nawet w Indiach. Rzeczywi�cie, podobno bardzo ciekawie opowiada� o zwyczajach Mand�ur�w, Chi�czyk�w, Samojed�w. A gdy si� upi�, co cz�sto mu si� zdarza�o, kaza� si� ludziom nazywa� prezydentem.
- Prezydentem? - zdumia�em si�.
- Tak. Po pijanemu m�wi�, �e by� prezydentem �e�tugi�skiej Republiki.
- Nigdy o takiej republice nie s�ysza�em. To by�y chyba tylko pijackie majaczenia.
- By� mo�e. Ale jak opowiada� mi Duda, chyba w 1912 roku pan Be�zak otrzyma� list z Moskwy. A gdy Duda poda� mu ten list i pan Be�zak go przeczyta�, to zblad� i zapyta� Dud�: �Ty, m�odzie�cze, umiesz strzela�? �Nie, panie dziedzicu� - odrzek� Duda. W�wczas pan Be�zak pojecha� do miasta i kupi� dwie strzelby: dla siebie i dla swego lokaja. Potem obydwaj chodzili do lasu i uczyli si� strzela�. Duda nieraz pr�bowa� podpyta� Be�zaka, czego si� obawia, ale Be�zak zawsze dawa� wymijaj�ce odpowiedzi... I pewnego dnia na schodach pa�acu pana Be�zaka zjawi� si� w��cz�ga. Brudny, obszarpany, g�odny. Pan wie, gdzie si� znajdowa� dw�r Be�zaka?
- Nie
- Zaraz za wsi� Kamionki, niedaleko lasu. Teraz tam ju� tylko krzaki rosn�, bo po �mierci pana Be�zaka jego maj�tek rozprzedano ch�opom. Dw�r by� podobno bardzo pi�kny: trzydzie�ci pokoi, wielka brama wjazdowa, szerokie schody a� do drzwi wej�ciowych. I na tych schodach spotka� Duda owego dziwnego cz�owieka. W��cz�ga rzek� do Dudy, �e chcia�by si� zaraz zobaczy� z panem Be�zakiem, �eby wi�c Duda poszed� do pana Be�zaka i o�wiadczy�, i�, przed drzwiami czeka �Karol, kt�ry zmartwychwsta��. Tak si� wyrazi�. Duda, oczywi�cie, spe�ni� ��danie i powiedzia� Be�zakowi, �e przed drzwiami jego pa�acu czeka �Karol, kt�ry zmartwychwsta��. Pan Be�zak odrzek� tylko: �Wiedzia�em, �e jednak przyjdzie...� i kaza� poda� sobie strzelb�. Nast�pnie usiad� w fotelu w swoim gabinecie, strzelb� po�o�y� na stoliku obok fotela i ozwa� si� do Dudy: �Wprowad� tego Karola, ale uzbr�j si� tak�e w strzelb� i st�j przy drzwiach mego gabinetu. Je�liby� us�ysza� moje wo�anie, wbiegnij do gabinetu i ratuj mnie przed tym zbirem...�
- Pan to tak dok�adnie opowiada, jakby to pan by� w�a�nie owym Dud� - nieoczekiwanie odezwa�a si� Kamila.
- Pani nie spa�a? - zdziwi� si� le�niczy.
- Nie. To bardzo ciekawe, co pan m�wi.
- Przyjecha�em do Kamionki przed dwunastu laty. I a� do czasu �mierci Dudy, to jest przez osiem lat, pracowa�em tutaj i mieszka�em razem z nim. Nie by�o dnia, �eby mi nie powtarza� historii pana Be�zaka. Znam j� rzeczywi�cie tak dok�adnie, jakbym sam by� Dud�.
Na chwil� pobieg� do kuchni. Przyni�s� jeszcze jeden kieliszek. Dla Kamili. Wypili�my, zapalili�my papierosy. Kamila ju� nie udawa�a, �e �pi. A mnie historia pana Be�zaka ci�gle wydawa�a si� ma�o interesuj�ca.
- Duda mia� w�wczas dziewi�tna�cie lat, odznacza� si� jednak du�ym sprytem - Szulc ci�gn�� swe opowiadanie. - By� bardzo ciekawy, czego te� chce od jego pana �w dziwny Karol, kt�ry zmartwychwsta�. Nie domkn�� wi�c drzwi do gabinetu i s�ucha�, o czym ci dwaj b�d� m�wi�. A oni z pocz�tku rozmawiali bardzo spokojnie, ba, weso�o. Karol jakby cieszy� si� z faktu, �e pan Be�zak ma taki pi�kny maj�tek, �e mieszka w tak pi�knym dworze, w�r�d pi�knych mebli i obraz�w. �Przecie� po�owa tego, co posiadasz, jest moj� w�asno�ci�� - powiedzia�. I krzykn�� do pana Be�zaka: �Ty �otrze, na �er krukom i s�pom mnie pozostawi�e� na ska�ach, a sam ze z�otem uciek�e� i �yjesz tu jak hrabia. A ja? A ja ledwo z ran si� wyliza�em, jak bezdomny pies po �wiecie si� w��czy�em, z g�odu zdycha�em, wszy mnie �ar�y�. I ten Karol zap�aka�. Podobno naprawd� zap�aka�...
Szulcowi zadrga� g�os, jakby wzruszy� si� histori�, kt�r� opowiada�. G�o�no prze�kn�� �lin�.
- Zap�aka� - powt�rzy� cicho.
Rzek�em:
- Pan Be�zak nie chcia� si� podzieli� z Karolem swoim maj�tkiem.
- Tak, panie redaktorze. S�usznie pan odgad�. Wyci�gn�� z biurka papier, narysowa� na nim co� i rzek� do Karola: �Cz�� naszego z�ota pozostawi�em w A�bazinie. Tu jest plan miejsca, w kt�rym je ukry�em. Jed� sobie do A�bazina, wykop worek ze z�otym piaskiem. B�dzie on twoj� wy��czn� w�asno�ci�. Nie musisz si� nim dzieli� ani ze mn�, ani z Boulainem�. Lecz Karol cisn�� plan a�bazi�skiego skarbu w twarz panu Be�zakowi, a potem rzuci� si� na niego i chcia� go udusi�, tak by� rozgniewany. Pan Be�zak krzykn�� rozpaczliwie, do gabinetu wpad� Duda, uderzy� kolb� Karola i og�uszonego wywl�k� do ogrodu. A gdy Karol oprzytomnia�, precz go wyp�dzi�. Potem pan Be�zak wezwa� do siebie Dud�. �Musisz zabi� tego w��cz�g�, bo on nigdy mi ju� nie da spokoju - powiedzia�. Jestem do�� bogaty, aby uchroni� ci� przed policj�. Usuniesz z mojej drogi Karola, ale tak, aby ju� wi�cej nie zmartwychwsta�. Wyrobi� ci paszport na inne nazwisko, pojedziesz do A�bazina i z pomoc� mojego planu znajdziesz z�oto, kt�re tam ukry�em.�
- I co? Duda zgodzi� si� zabi� Karola?
- Nie, odm�wi�. Powiedzia�, �e nie jest w stanie zastrzeli� bezbronnego w��cz�gi. Wtedy pan Be�zak bardzo si� na Dud� rozgniewa�, zagrozi� mu nawet wyrzuceniem z pracy, co bardzo przerazi�o Dud�, gdy� zamierza� si� o�eni� i za�o�y� rodzin�, a w ca�ej okolicy nie by�o innej pracy poza t� u Be�zaka. Jednak mimo tej gro�by Duda nie podj�� si� zabicia Karola. Zreszt�, pan Be�zak szybko och�on�� z gniewu i wymy�li� inny plan. Postanowi� osobi�cie, ze swojej strzelby pozbawi� �ycia Karola. Ale na miejsce zab�jstwa nie nadawa� si� przecie� dw�r pana Be�zaka, gdy� policja rozpocz�aby �ledztwo, dlaczego to trup Karola znalaz� si� we dworze. Tak wi�c na miejsce zab�jstwa Karola wybra� Be�zak le�nicz�wk�, kt�ra sta�a pusta w jego lesie. Do tej le�nicz�wki Duda mia� sprowadzi� Karola, obiecuj�c mu, �e Be�zak wr�czy mu tam cz�� zdobytego przez nich z�ota.
- I co by�o dalej? - zaciekawi�em si�.
- Nadszed� wiecz�r. Ciemny deszczowy wiecz�r. Dudzie doniesiono, �e Karol pije w�dk� w karczmie w Kamionkach, na lewo i prawo opowiada o swej krzywdzie doznanej od Be�zaka i grozi mu zemst�. Duda obieca� Be�zakowi, �e postara si� wyci�gn�� z karczmy Karola i doprowadzi go do pustej le�nicz�wki, gdzie b�dzie czeka� pan Be�zak ze strzelb�. �mier� Karola w pustej le�nicz�wce mo�na by�o zwali� na jakich� bandyt�w, bo pan Be�zak przygotowa� sobie tak zwane alibi, niby to, �e przez ca�y czas znajdowa� si� w swoim dworze, a nie w le�nicz�wce.
- I Duda poszed� do karczmy?
- Tak. Ale bez broni, gdy� to nie on mia� zabi� Karola. Poszed� wi�c Duda pod karczm�. Zobaczy� Karola pij�cego w�dk� przy szynkwasie. Obok Karola sta�o trzech ch�op�w, ciekawych obcego cz�owieka, kt�ry o ich ja�nie panu dziedzicu opowiada� najstraszniejsze historie. Postawili mu nawet kilka kieliszk�w gorza�ki, a ten pi� i gada�. Gada� coraz wi�cej. O tym, �e gdzie� tam w Azji zdobyli ogromn� ilo�� z�ota, to znaczy z�otego piasku i z�otych samorodk�w. By�o tego, jak m�wi� Karol, a� 25 pud�w, to jest prawie p� tony. Niestety, na miejscowo��, w kt�rej �yli, napadli Chi�czycy i Be�zak, Karol i ten trzeci nazwiskiem Boulain musieli ucieka�. Na szcz�cie mieszkali nad du�� rzek�, p� tony z�ota w workach za�adowali na du�� ��d� i uciekli z pr�dem rzeki. Ale w obawie, �e Chi�czycy ich dogoni�, a oni sobie nie poradz� z tak wielk� ilo�ci� z�ota, postanowili ukry� gdzie� 400 kilogram�w z�otego kruszcu. Zakopali go w jakiej� wsi o nazwie A�bazin. Pozosta�e 100 kilogram�w, czy te� by�o tego troch� mniej, podzielili mi�dzy siebie i objuczeni woreczkami z bogactwem, porzucili ��d� i zacz�li ucieka� l�dem w bezpieczne okolice. Napadli na nich jednak bandyci i w potyczce z nimi Karol zosta� ranny. Lecz zamiast ratowa� koleg� pan Be�zak i �w Boulain pozostawili umieraj�cego na ska�ach, zabieraj�c mu jego woreczek ze z�otym kruszcem. Lecz Karol, cho� d�ugo chorowa�, wreszcie powr�ci� do zdrowia. Potem przez kilkana�cie lat szuka� tego Boulaina i pana Be�zaka, bo b�d�c ranny i prawie nieprzytomny nie pami�ta�, w kt�rym miejscu na brzegu rzeki we wsi A�bazin ukryte zosta�o z�oto. W ko�cu odnalaz� Boulaina. Ale okaza�o si�, �e przepi� on ca�y sw�j maj�tek i sta� si� zupe�nym �ebrakiem, ruin� cz�owieka. W�dka za�mi�a jego pami�� i Karol nie �udzi� si�, �e Boulain b�dzie m�g� mu pom�c w odnalezieniu zakopanego w A�bazinie z�ota. Boulain da� jednak Karolowi adres pana Be�zaka. W ten spos�b Karol trafi� do pana Be�zaka, zjawi� si� przed nim jako w��cz�ga, �ebrak, gdy Be�zak �y� jak wielki pan W pewnej chwili Duda zbli�y� si� do pij�cego w karczmie Karola i szepn�� mu, �e Be�zak got�w jest dokona� podzia�u swego maj�tku i on, Duda, poprowadzi go do niego. Pijany Karol da� si� zwabi� w pu�apk�. Poszed� z Dud� w las i gdy byli ju� blisko le�nicz�wki, Duda wskaza� mu j�, o�wiadczy�, �e tam w�a�nie