4185

Szczegóły
Tytuł 4185
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4185 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4185 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4185 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JERZY NIEMCZUK PRZYGODY ZUZANKI OPOWIE�CI AWANTURNICZE DLA DZIEWCZYNEK Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 Papierowy potw�r Zuzanka zosta�a w domu sama i mia�a si� bawi� grzecznie, dop�ki mama nie wr�ci ze sklepu. By�a ju� na tyle du�a, �eby zostawa� w mieszkaniu sama, ale nie tak du�a, by si� bawi� za dwie osoby, bo do zabawy potrzebna jest przynajmniej dw�jka. Chodzi�a wi�c z k�ta w k�t nieco znudzona ci�gn�c po pod�odze przydeptane kapcie i zastanawia�a si�, co robi�. Spojrza�a z niech�ci� na swoje lalki. � Kr�lewny � prychn�a odwracaj�c si� do nich plecami. � Cz�owiek stoi w kolejkach, �eby co� dla nich dosta�, a one tylko potrafi� narzeka�, �e inne lalki maj� wi�cej. A sk�d ja wezm�? Stanie w kolejkach by�o na niby, ale na niby trudno te� by�o co� dosta�, bo albo nie by�o pieni�dzy, albo brakowa�o towaru. Na domiar z�ego te g�upie lalki wcale nie chcia�y si� uczy�. Wyobra�a�y sobie, �e wyjd� za m��, bo s� �adne, a przecie� Zuzanka ci�gle im powtarza�a, �e sama uroda nie wystarczy i �eby do czego� w �yciu doj��, trzeba przynajmniej nauczy� si� pisa� i liczy�. � Odrobi�y�cie lekcje? � zapyta�a surowo. Oczywi�cie, nie odrobi�y. Si�gn�a po dzienniczek lalek, wpisa�a cztery dw�jki i kaza�a im przyj�� do szko�y nast�pnego dnia z rodzicami, babci�, a nawet ciotk�. Nie chcia�o si� jej czeka� do nast�pnego dnia, bo i tak mog�a z �atwo�ci� przewidzie�, co b�dzie. Ustali�a wi�c, �e nast�pny dzie� zacznie si� zaraz, jak tylko wr�ci z kuchni. Wr�ci�a i oczywi�cie okaza�o si�, �e dzienniczek nie podpisany, a rodzice nie przyszli. Tego ju� by�o za wiele. Wyrzuci�a lalki ze szko�y, to znaczy na korytarz, �eby zamiata�y ulice. Je�li nic nie pomaga, to mo�e to je nauczy wreszcie rozumu. Zamkn�a drzwi do pokoju, �eby si� nie nakurzy�o, kiedy wychowanki jej szko�y przyst�pi� do sprz�tania, ale one sta�y pod �cian� i �adna nawet nie si�gn�a po miot��. Zamiata� te� nie potrafi�. Do niczego w �yciu nie dojd�. Zuzanka zdj�a z p�ki par� ksi��eczek. Wi�kszo�� przeczyta�a po kilka razy, a pozosta�e nieliczne, kt�rych nie zna�a, te� wygl�da�y na znajome. Ksi��eczki dla dziewczynek by�y na og� do siebie podobne i opowiada�y o zwyk�ym �yciu: lalkach, miastach, podw�rkach, a od czasu do czasu trafia�a si� jaka� przestarza�a kr�lewna. Dziewczynka si�gn�a po kolejn� opowie�� z �ycia zabawek i zacz�a powoli czyta�: �Pewnego razu pluszowy kozio�ek pok��ci� si� ze szmacianym pajacykiem. � Dlaczego si� pok��cili�cie? � zapyta�a Agatka...� � A co mnie to wszystko obchodzi! Niech si� k��c�! � krzykn�a roze�lona Zuzanka zatrzaskuj�c ksi��eczk�. Wiedzia�a od dawna, �e pluszowe zabawki maj� we �bie trociny albo zwyk�� g�bk� i cho� w ksi��eczkach godz� si� szybko i s� bardzo milutkie, w rzeczywisto�ci wiele w�r�d nich egzemplarzy nieprzyjemnych, wrednych i leniwych. Dziewczynka westchn�a i zajrza�a z nadziej� do ksi��ki, na kt�rej ok�adce widnia�o kilka zielonych �abek. Jedna z �ab wyda�a si� interesuj�ca. Mia�a chytre wy�upiaste oczka i do�� paskudn� mink�. Sprawia�a wra�enie, �e wie, czego chce i Zuzanka mia�a ochot� dowiedzie� si�, co to jest. Zacz�a czyta� wierszyk na pierwszej stronie: �Jedno s�oneczko w stawie, Drugie na niebie �wieci. To pierwsze jest dla �abek, A drugie grzeje dzieci�. 5 Zuzanka ziewn�a raz i drugi. Wierszyk mia� by� weso�y i pogodny, a ona ziewa�a. Nic dziwnego. Takie wierszyki uk�ada si� po to, �eby dzieci przesta�y nudzi� rodzic�w o czytanie i zasn�y jak najszybciej. Od samego pocz�tku wiadomo, �e taki wierszyk nie mo�e si� �le sko�czy� i �e nawet taka �aba z ok�adki, na kt�r� Zuzanka w skryto�ci ducha liczy�a, nikogo nie ugryzie ani nie napadnie, bo przecie� s�oneczko �wieci, wietrzyk wieje, a dzieci s� cieplutkie, woda letnia, w powietrzu lataj� nie muchy, tylko muszki i nawet ptaki tych muszek nie �api�, bo to nie ptaki, tylko ptaszki. A dlaczego w ksi��kach dla dziewczynek nie ma potwor�w? Ani prawdziwych awantur, o kt�rych prawie do samego ko�ca nie wiadomo, czy si� dobrze sko�cz�? Czy dziewczynka nie ma prawa do przygody? Czy w jej �yciu musz� by� wy��cznie lalki i zabawy w sklep? Prawdziwe straszyd�a wyst�powa�y tylko w starych bajkach, ale te bajki by�y wszystkim od dawna znane. � Nie to nie! � powiedzia�a Zuzanka. � Sama sobie narysuj� potwora i on b�dzie wygl�da�, jak zechc�, albo jeszcze straszniej! Roz�o�y�a na biurku blok rysunkowy i pude�ko z kredkami. Zacz�a od oka. Jak jest oko, to lepiej wida�. Po chwili spojrza�o na ni� du�e, okr�g�e i ciemne. Popatrzy�o najzupe�niej wyra�nie, a� Zuzance od tego spojrzenia zrobi�o si� troch� nieswojo, ale zaraz przesz�o, bo musia�a zaj�� si� drugim okiem, a kiedy je narysowa�a, to postanowi�a udawa�, �e nie widzi, i� oczy na ni� spogl�daj�. Naszkicowa�a du�� okr�g�� g�ow�, wielkie kosmate uszy, b�yszcz�cy nochal, a wreszcie czarn� kredk� zacz�a rysowa� kud�y, kud�y, kud�y, kud�y... Gdy uzna�a, �e kud��w wystarczy, wzi�a si� za �apska. Nie �adne tam �apki czy r�czki, ale w�a�nie �apska z du�ymi paluchami i nawet zastanawia�a si�, czy owe paluchy powinny by� zako�czone pazurami lub szponami, ale gdy popatrzy�a na rysunek, poczu�a si� jeszcze bardziej nieswojo ni� poprzednio, bo i rysunek spogl�da� na ni� z dziwn� min�, kt�ra mog�a oznacza� r�ne rzeczy, a przecie� nikt z nas nie zna si� na minach potwor�w. � Ale potw�r! � szepn�a dziewczynka sapi�c z wra�enia i w tej samej chwili rysunek prychn��, najwyra�niej oburzony, kartka papieru wyd�a si� i unios�a, a Zuzanka krzykn�a z przera�enia i poderwa�a si� na r�wne nogi. Chcia�a wprawdzie narysowa� co� przera�aj�cego, ale przecie� nie do tego stopnia! Wypad�a z pokoju i odetchn�a dopiero, gdy zatrzasn�a za sob� drzwi. Tymczasem za drzwiami, na biurku, namalowany przez dziewczynk� stw�r odklei� si� od kartki, zaokr�gli�, nabra� kszta�t�w i przycupn�� z obra�on� min� na blacie. � Te� co�! Potw�r! � mrucza� pod nosem wyra�nie poruszony. � Sama jeste� potw�r, �ysa brodo! Wypraszam sobie, �eby kto� taki rysowa� mnie bez zezwolenia i do tego przezywa�! Przysz�o mu do g�owy, �e by� mo�e zosta� narysowany wyj�tkowo brzydko i a� zatrz�s� si� z oburzenia. Podbieg� do stoj�cego na rogu biurka lusterka, zajrza� z obaw� i odetchn�� wyra�nie uspokojony, �e jego zwyk�y wygl�d nie zosta� zniekszta�cony. Futerko by�o l�ni�ce, oko bystre, a nos wilgotny i zimny, co by�o oznak� dobrego zdrowia. � Czego ona si� czepia? � mamrota� pod nosem ogl�daj�c si� ze wszystkich stron. � Lepiej by� si� sobie przyjrza�a, oskubana szyjo! Spojrza� na kartk�, kt�r� przed chwil� opu�ci�, i zrobi�o mu si� przykro i bardzo smutno. Na kartce od do�u do g�ry nie wida� by�o niczego poza nieprzeniknion� biel�, �adnej drogi powrotu. Doko�a otacza�y go bia�e �ciany i obce dziwne przedmioty. Zas�oni� oczy �apami w nadziei, �e gdy spojrzy po raz drugi, wszystko to zniknie jak z�y sen, ale to nie by� sen i stworek nie wiedzia�, co pocz��. Za drzwiami Zuzanka r�wnie� zastanawia�a si�, co robi�. Mia�a ochot� wr�ci� do pokoju, ale przebywanie w jednym pomieszczeniu z potworem nie nale�a�o do przyjemno�ci. Postanowi�a, �e si� go pozb�dzie. Na wszelki wypadek zamkn�a oczy, �eby nie patrze�, i otwo- 6 rzy�a drzwi wykrzykuj�c na ca�e gard�o r�ne s�owa, kt�re na strachy mog�y dzia�a� odstraszaj�co. Z�apa�a po omacku kartk�, zgniot�a j� w d�oni i pop�dzi�a do kub�a na �mieci. Kiedy Zuzanka niespodziewanie wtargn�a do pokoju, grubym g�osem krzycz�c jakie� niezrozumia�e s�owa, potw�r z przera�enia wpad� pod biurko, zwin�� si� w k��bek i zatka� sobie uszy �apami. By� przekonany, �e to dziwne bia�e stworzenie, p�dz�ce wprost na niego z wyci�gni�tymi r�kami, chce go po�re�, bo po co innego wpada�oby w taki w�a�nie, a nie inny spos�b? Futerko trz�s�o si� na potworze jak barani ogon, z�by dzwoni�y jak szk�o w kuchennej szafce, kiedy przeje�d�a tramwaj. Nim zdo�a� och�on�� ze strachu, stworzenie pojawi�o si� po raz drugi. � Och! � krzykn�� potw�r. � Ach! � zawo�a�a Zuzanka, wystraszona tym niespodziewanym krzykiem spod biurka. � Och! Och! � j�kn�� potw�r. � Ach! Ach! � pisn�a Zuzanka. � Potw�r! � Straszyd�o! � wrzasn�� potw�r. � Mamo! � krzykn�a Zuzanka. � Mamo! � pisn�� potw�r. I w tej samej chwili zamilkli, i zacz�li spogl�da� na siebie podejrzliwie, ale ju� bez tak wielkiego strachu, bo od d�u�szego czasu nic strasznego si� nie sta�o. Zuzanka by�a bardzo zdziwiona, �e kto� taki, jak to co�, mo�e wo�a� mam�. � Uciekaj st�d! To m�j pok�j! � wykrzykn�a dziewczynka tupi�c nog�. � Ja si� tutaj nie prosi�em! To ty mnie narysowa�a�, a potem wyrzuci�a� kartk�! � zaburcza�o spod biurka. Du�e okr�g�e oczy stworka mruga�y w pop�ochu, ale poniewa� oboje zauwa�yli, �e i druga strona nie jest wolna od l�ku, to strachu na jedn� osob� wypada�o znacznie mniej. Zuzanka by�a b�d� co b�d� u siebie w domu, wi�c pierwsza zacz�a odzyskiwa� pewno�� siebie. � Nie podchod�, bo b�d� krzycza� � ostrzeg� z k�ta kud�aty stworek. � Boisz si� � zauwa�y�a Zuzanka nie bez pewnej przyjemno�ci. Ten kto si� boi, jest na pewno mniej straszny od tego, kto straszy. � Pewnie, �e si� boj�! Jeste� straszna! � przyzna� stworek szcz�kaj�c z�bami. � Nieprawda! � obruszy�a si� Zuzanka. � Wszyscy m�wi�, �e jestem �adn� dziewczynk�! � Prawdziwe dziewczynki chodz� w futerkach i maj� du�e bia�e z�bki. A takimi jak ty straszy si� dzieci � wykrztusi� g�os z k�ta. � Zmy�lasz � oburzy�a si� dziewczynka. � Jeste� narysowany! Wcale ci� przedtem nie by�o! I w og�le si� nie znasz na dziewczynach! � G�upi by�em, �e si� da�em narysowa�! � zahucza� g�os spod biurka. Zuzanka przykucn�a, �eby mu si� lepiej przyjrze�. � Nie podchod�! � wrzasn�� stworek. � Chyba mnie nie ugryziesz? � zapyta�a ostro�nie dziewczynka. � To wy si� gryziecie?! Oczy kud�acza zrobi�y si� jeszcze bardziej okr�g�e z przera�enia. � Jak by�am ma�a, to czasami kogo� ugryz�am � przyzna�a ostro�nie Zuzanka. Teraz ju� bez obaw mog�a przygl�da� si� dziwnej istocie, kt�ra w tak niezwyk�y spos�b dosta�a si� do jej pokoju. Rysunek by� jak �ywy, dlatego si� przestraszy�a. Wyj�tkowo udany rysunek. Nic dziwnego, �e o�y�. To co� skulone w k�cie pod biurkiem by�o na pierwszy rzut oka dziwne, ale nie przera�aj�ce. Wygl�da�o na to, �e po pewnym czasie mo�na je oswoi� i �atwiej si� porozumie� ni� z psem, na kt�rego rodzice nie chc� si� zgodzi� od d�u�szego czasu. � Oddaj ten papier i wpu�� mnie do domu, co? � odezwa� si� proszalnym g�osem stworek. � Boisz si� � zauwa�y�a Zuzanka po raz drugi. Skin�� g�ow�. � Taki mia� by� straszny, a sam si� boi � zauwa�y�a dziewczynka u�miechaj�c si� z�o�liwie. � Wo�a�e� mam�... Chyba nie swoj�? Nie wygl�dasz na takiego, co mo�e mie� mam�. � Ty te�! � odci�� si� g�os z k�ta. 7 � Wiesz co? � powiedzia�a niespodziewanie. � Nie mam si� z kim bawi�, bo m�j brat jest za stary. M�g�by� u mnie zosta�. � Nigdy w �yciu! � M�g�by� spa� w ��ku lalki. Uszy�abym ci ubranka � kusi�a dziewczynka, ale kud�aty kr�ci� tylko g�ow� z zapami�taniem. � Nie wiem tylko, czy mama si� zgodzi. � Moja na pewno si� nie zgodzi! � odpar� rysunkowy potw�r. � Nie b�j si�! � namawia�a go Zuzanka. � Zobaczysz, �e ci si� spodoba. B�dziemy bawili si� w szko��, ja b�d� nauczycielk�. Kud�aty nie chcia� nawet s�ysze� o zabawach i spaniu w lalczynym ��eczku. Becza�, chlipa� i poci�ga� nosem. Nie by� ju� nawet dziwny, tylko bardzo nieszcz�liwy. � No dobrze � zgodzi�a si� Zuzanka niech�tnie. � Musz� pomy�le�, co z tob� zrobi�, tylko przesta� becze�. Kud�aty uspokoi� si� natychmiast, tylko od czasu do czasu poci�ga� nosem, ociera� �apk� mokry od �ez pyszczek. � Wy-wypu�� wyj�ka�. � Musz� mie� troch� czasu � odpar�a dziewczynka, bo chcia�a odwlec rozstanie z nowym znajomym. Wiedzia�a, �e po jego odej�ciu wr�ci stara nuda i towarzystwo niesfornych lalek. Wcale jej do tego nie by�o pilno. Wprawdzie nie mia�a zamiaru zatrzymywa� go si��, ale wypuszcza� za wcze�nie te� nie mia�a ochoty. Przecie� nareszcie co� niezwyk�ego dzia�o si� w jej �yciu. � Do mamy... � pisn�� stworek. � Czy rysunek za du�o sobie nie wyobra�a? � zapyta�a cierpko dziewczynka. � Gdyby nie ja, to mo�e wcale by ci� nie by�o na �wiecie. � Wcale nie! W�a�nie �e by�em. Od samego pocz�tku! � Ile masz lat? Kud�aty odliczy� starannie pi�� paluch�w, czemu Zuzanka przygl�da�a si� z wy�szo�ci�, bo z liczeniem od dawna radzi�a sobie bez pomocy palc�w, po czym doda� jeszcze dwa, najmniejsze. � Tyle � powiedzia� cicho. Zuzanka stwierdzi�a z zadowoleniem, �e jest od niego starsza. � Trzeba si� tob� zaopiekowa� � oznajmi�a tonem osoby odpowiedzialnej i znaj�cej si� na rzeczy. � Jeste� za ma�y, �eby samemu wraca� do domu. Damy og�oszenie, �e si� przyb��ka�e� � powiedzia�a licz�c na to, �e zanim rodzina albo opiekunowie trafi� na og�oszenie, up�ynie sporo czasu, kt�ry b�dzie mo�na sp�dzi� ca�kiem przyjemnie na wsp�lnej zabawie. � Wcale si� nie przyb��ka�em! � odpar� stworek. � Rysowa�em sobie i tak mnie to wci�gn�o, �e przyci�gn�o a� tutaj � wyja�ni�, pokiwa� smutno kud�atym �ebkiem i trzy razy poci�gn�� nosem. � Jak masz na imi�? � Zu-zak � wyj�ka� futerkowiec. � Zuzak? � zdziwi�a si� dziewczynka. Brzmia�o to podobnie do jej imienia, chocia� Zuzak nie by� podobny ani do niej, ani nawet do �adnej ze znanych jej os�b. Podobno najbardziej przypomina� swoj� mam�. � A gdzie mieszka ta twoja mama? � zapyta�a Zuzanka. � Weso�ych Burbli osiemdziesi�t trzy norka trzy � wyrecytowa� bez zaj�knienia. � I co teraz ze mn� b�dzie? � Co� wymy�limy. Najpierw trzeba znale�� na planie t� ulic� � odpar�a dziewczynka i pobieg�a do pokoju rodzic�w, �eby odszuka� plan miasta, a kiedy wr�ci�a nios�c na wszelki wypadek map� i na dodatek globus, Zuzak wyszed� spod biurka. � Na razie b�d� si� tob� opiekowa�a, bo jestem starsza. Musisz mnie s�ucha� � powiedzia�a dziewczynka wertuj�c spis ulic. 8 Zuzak nie s�ucha�, bo przez g�ow� przelatywa�y mu r�ne my�li, jedna smutniejsza od drugiej. Wzdycha� co chwila �a�o�nie. � Nie martw si� � pociesza�a go Zuzanka. � Znajdziemy twoj� ulic� i odprowadz� ci� do domu. � Naprawd�?! � ucieszy� si� stworek. � To ty jeste� dobrak? Zuzak dzieli� wszystkich na z�aki i dobraki. By� to bardzo wygodny i jasny podzia�: dobraki by�y dobre, a z�aki z�e. To �e Zuzanka jest dobrakiem, bardzo go uspokoi�o. On sam te� si� uwa�a� za dobraka. Dobrakom nic z�ego si� nie mo�e sta� i wszystkie ich historie maj� weso�e zako�czenia. Teraz nabra� nadziei, �e uda mu si� wzi�� udzia� w ciekawej historii o udanym powrocie do domu. � Kiedy wiem od pocz�tku, �e co� si� dobrze ko�czy, to ju� nie jestem ciekawa � stwierdzi�a dziewczynka, ale Zuzak upiera� si�, �e w�a�nie szcz�liwy powr�t jest najciekawszy. Powr�t ju� na samym pocz�tku napotyka� na trudno�ci. Mo�na powiedzie�, �e by�y to trudno�ci nieopisane, bo w�r�d r�nych dziwnych nazw wymienionych w planie miasta, nie by�o ulicy, o kt�rej m�wi� Zuzak. Nie by�o jej te� na mapie ani na globusie. � Co to za Burble? � zapyta�a dziewczynka, a Zuzak wyja�ni�, �e Burble s�u�� specjalnie do nazywania ulic i �e s� ulice Smutnych i Weso�ych Burbli, Aleja Pracowitych Burbli, a nawet niewielki Placyk Burbla Le��cego Plackiem, ale nikt nie wie, do czego poza tym s�u�� Burble. � A jak wygl�daj�? � zapyta�a dziewczynka, bo �eby co� znale��, trzeba przynajmniej og�lnie wiedzie�, jak to wygl�da, a Zuzak pokaza�, jak mniej wi�cej jego zdaniem wygl�daj� weso�e i czym si� r�ni� od smutnych. Weso�e, zdaniem Zuzaka, by�y u�miechni�te. Wi�cej szczeg��w nie potrafi poda�. � Dlaczego nie ma ich na planie? � dziwi�a si� Zuzanka. � Bo to nie ten plan � stwierdzi� Zuzak. � Ale na mapie te� ich nie ma. � To nie ta mapa. � Wi�c dlaczego nie ma ich na globusie? Zuzak zwiesi� �ebek. � Chyba nie powiesz, �e to nie ten globus? � zaniepokoi�a si� dziewczynka. � Chyba powiem � mrukn�� Zuzak i powiedzia�: � To nie ten globus. � Od pocz�tku wydawa�o mi si�, �e wygl�dasz jak nie z tego �wiata � westchn�a dziewczynka. � Opowiedz dok�adnie, jak si� tu znalaz�e�. Zuzak opowiedzia� najdok�adniej, jak potrafi�, o tym co go spotka�o, od chwili gdy zosta� wci�gni�ty przez rysowanie. Wci�gn�o go bardzo mocno i ci�gn�o bardzo d�ugo. Najpierw pi�� razy wytrz�s�o w powietrzu, potem pi�� razy szele�ci�o w�r�d ga��zi, a na koniec pi�� razy zmoczy�o mu �apy. To by�a niezwyk�a i tajemnicza podr�. Zuzanka d�ugo zastanawia�a si� nad s�owami osobliwego kolegi i nabra�a podejrze�, �e trz�sienie w powietrzu mog�o oznacza� lot nad g�rami, szeleszczenie pochodzi�o od las�w, a moczenie �ap by�o zapewne zwi�zane z morzami. Pi�� razy... W bajkach najcz�ciej co� si� dzieje za siedmioma g�rami, siedmioma lasami i morzami. Widocznie Zuzak mieszka� nieco bli�ej. � Pi�� kartek powinno nam w takim razie wystarczy� � zdecydowa�a dziewczynka si�gaj�c po blok rysunkowy i wetkn�a do �apy Zuzaka dwie kredki. � Co chcesz zrobi�? � Musimy przerysowa� si� na drug� stron�. To chyba jedyne wyj�cie. Rysowali oboje d�ugo i dok�adnie, a im rysunki stawa�y si� pe�niejsze i wyra�niejsze, oni sami czuli si� coraz mnie wyra�nie, a� wreszcie poczuli oboje, �e wcale ich nie ma tam, gdzie, jak si� zdawa�o, powinni by�, a znale�li si� w jakiej� bia�ej jak papier krainie. � Nie widz� tu wcale drogi do domu � zauwa�y� rozczarowany Zuzak. Rzeczywi�cie, nieba od ziemi nie mo�na by�o odr�ni�, a co dopiero na tej bia�ej pustyni. Mogli narysowa� 9 najkr�tsz� i najprostsz� drog� przez pustkowie, ale obojgu okolica wydala si� nudna i przygn�biaj�ca. Wi�c �eby by�o przyjemniej, wype�nili ca�� przestrze� krzakami, drzewami i zagajnikami. Znale�li si� w starym dzikim lesie, przez kt�ry wiod�a w�ska dr�ka zaro�ni�ta traw�, po kt�rej od lat nikt nie st�pa�. Drzewa szumia�y nad ich g�owami, ga��zie splata�y si� i plotkowa�y ze sob� szeleszcz�cym szeptem, a wielkie konary rozczapierza�y si� jak ogromne �apska olbrzym�w. Z g�szczu patrzy�y na id�cych oczy dzikich zwierz�t, wi�kszo�� z nich by�a tak dzika, �e jeszcze nikt ich nie ogl�da� w ca�o�ci. Na ga��ziach siedzia�y dziwne ptaki, kt�re na widok ma�ych podr�nik�w rozdziawia�y dzioby ze zdumienia. � Wiesz co, Zuzaku? � szepn�a dziewczynka. � My�l�, �e w tym lesie mo�e nas spotka� jaka� przygoda. Zuzak wola�, �eby przygoda spotka�a ich mo�e w jakim� przyjemniejszym miejscu, ale jako ch�opakowi nie wypada�o mu si� do tego przyznawa�, wi�c tylko mrukn�� pod nosem co�, co mog�o oznacza� to albo tamto, ale nic szczeg�lnego. � Chcia�abym, �eby spotka�a nas przygoda � powt�rzy�a Zuzanka. � A je�li ta przygoda zamiast spotka� nas zwyczajnie, wyskoczy znienacka zza drzewa? � zauwa�y� Zuzak bez entuzjazmu. � Mo�emy si� tego spodziewa� � przyzna�a dziewczynka i doda�a, �e spodziewane wyskoczenie wcale ju� nie jest takie straszne i zaskakuj�ce. Wobec tego szli dalej spodziewaj�c si�, �e zza drzew w ka�dej chwili mo�e co� wyskoczy�. By�o to m�cz�ce, wi�c ustalili, �e jak ju� co� ma wyskakiwa�, to niech wyskakuje zza najbli�szego buka, a kiedy to ustalili, zza pnia wyjrza� Napadalec i zaraz si� schowa�. Napadalc�w by�o w tym lesie dw�ch i nie mieli oni nic do roboty, bo nikt tamt�dy nie przechodzi�, poza sta�ymi mieszka�cami boru, kt�rzy sobie z Napadalc�w nic nie robili, bo zbyt byli zaj�ci w�asnymi sprawami i nie mieli czasu ani ochoty na przydro�ne awantury, a Napadalcom nie przysz�o nigdy do g�owy, �e mogliby zaj�� si� czym� po�ytecznym i z braku zaj�cia albo dla wprawy napadali na siebie nawzajem. Trzeba przyzna�, �e Napadalcom w og�le ma�o co przychodzi�o do g�owy. Kiedy ujrzeli niespodziewanie na bezludnej dot�d drodze par� prawdziwych podr�nik�w, wpadali w pop�och, bo byli ca�kowicie nie przygotowani. Wpadli na siebie, zderzyli si� �bami, a� im z uszu iskry posz�y, zapl�tali we w�asne ogony i poprzewracali. Wszystko im si� pomiesza�o i zacz�li ok�ada� si� pi�ciami i t�uc ogonami, a� z buka posypa�y si� bukowe orzeszki. � Zagmatwana sytuacja � st�kn�� Starszy Napadalec, nie mog�c si� wypl�ta� z ogona brata, kt�ry na dodatek z�apa� go z�bami za ucho. Zuzanka ze swoim koleg� stali na drodze, cierpliwie czekaj�c, a� Napadalce si� rozpl�cz�. � Teraz mogliby�my ich pokona� � szepn�� podniecony Zuzak, kt�ry ju� od dawna mia� ochot� na jakie� zwyci�stwo. Zuzanka by�a jednak innego zdania. Uzna�a, �e lekki le�ny napad na �wie�ym powietrzu nie powinien specjalnie zaszkodzi� przygodzie, a poza tym ona nigdy nie zaczyna�a pierwsza. � Jeszcze nie! Jeszcze nie! � krzycza�y Napadalce zwijaj�c ogony, �eby im si� po raz drugi nie popl�ta�y, a kiedy si� to w ko�cu uda�o, Starszy cienkim g�osem zakomenderowa�: � W szeregu zbi�rka! Nic z tego nie wychodzi�o, bo M�odszy w �aden spos�b nie potrafi� si� zebra�, sprawia� wra�enie niepe�ne, by� mniejszy ni� zwykle i nawet rusza� si� z trudem. � Jako� nie mog�... Czuj� si� nie ca�kiem � j�cza� podparty przednimi �apami. Dopiero teraz starszy dostrzeg� nie bez zdumienia, �e brat nie zabra� ze sob� n�g. Trzeba bowiem wiedzie�, �e Napadalce rozbieraj� si� do snu o wiele bardziej ni� ludzie, to znaczy na cz�ci, a nast�pnie po przebudzeniu montuj� w�asnor�cznie. � Gdzie twoje nogi?! � sykn�� Starszy zas�aniaj�c w�asnym cia�em niekompletnego brata przed oczyma obcych. 10 � Jako� nie pami�tam � bucza� M�odszy � kiedy wychodzi�em, to chyba nie mia�em g�owy. W og�le nie pami�tam, czy wychodzi�em i czy cokolwiek mia�em... � D�ugo mamy czeka�?� dobieg� zniecierpliwiony g�os Zuzanki stoj�cej na drodze z za�o�onymi r�kami. � Bardzo przepraszamy, zaraz wszystko si� wyja�ni � rzuci� piskliwym g�osem Starszy Napadalec k�aniaj�c si� jak bardzo uprzejmy sprzedawca, a do swojego brata zwr�ci� si� znacznie mniej uprzejmie, bo najpierw paln�� go w czo�o, a potem sykn��: � Jak ci nie wstyd! Marsz po nogi i wraca� natychmiast, bo osoby czekaj�, a taka okazja mo�e si� ju� nie powt�rzy�! � Jak mam pomaszerowa�? Nie mam przecie� na czym... � biadoli� M�odszy. � Na r�kach! � wrzasn�� Starszy piskliwie, bo straci� cierpliwo��. � Przychodzi do roboty, jakie� trzy czwarte albo nawet p�, a potem �re� chce za czterech! � Jest nas dw�ch � sprostowa� M�odszy. � Zamknij g�b�, jak do mnie m�wisz! � rozkaza� Starszy i warkn��, �e w czasie napadu nie podaje si� liczby Napadalc�w, bo jest to zb�jecka tajemnica s�u�bowa. � �apy w d� i po nogi! � krzykn�� s�u�bi�cie, a widz�c, �e brat zagapi� si� na przybysz�w, tr�ci� go w ucho ogonem i doda�: � Kto tu za ciebie b�dzie napada�? Krasnoludki? Wyskoczy takie jakie� p� albo trzy czwarte i my�li, �e jak za��da pieni�dzy, to kto� mu zap�aci! Tu trzeba i�� na ca�o��, a bez n�g do niczego nie dojdziemy! Po chwili M�odszy Napadalec cwa�owa� przez las do jaskini na przednich �apach w takim tempie, �e brat zaczyna� �ywi� obawy, �e mu si� od tego we �bie przewr�ci. Starszy wyjrza� na drog�, roz�o�y� bezradnie �apy i wykrzywi� pysk w rodzaju u�miechu. � Przepraszam za op�nienie. Mo�e tymczasem pa�stwo pocz�stuj� si� jagodami � zaproponowa� uprzejmie wskazuj�c jagodowiska. � Te z�aki s� chyba stukni�te � mrukn�� Zuzak wpychaj�c gar�� czarnych jag�d do pyszczka. Dziewczynka ostro�nie przygl�da�a si� Napadalcowi, kt�ry z niecierpliwo�ci� spogl�da� w g��b lasu, gdzie znikn�� jego brat i wsp�lnik. Napadalec by� szczurowaty i niewysoki, z�biska mia� du�e, poro�ni�te mchem, uszy k�apciaste, opadaj�ce na oczy, przy czym jedno unosi�o si� od czasu do czasu �owi�c d�wi�ki, a drugie, rzadziej wida� u�ywane, merda�o nad czo�em bezradnie. �apy mia� Napadalec grube i niezr�czne i tylko ogon, d�ugi i gi�tki jak bicz, sprawia� wra�enie czego�, co dzia�a bez zarzutu. Strzela� z tego ogona dla zabicia czasu i przep�oszenia much, kt�re unosi�y si� nad nim ogromn� gromad�. Z lasu r�wnie� dobieg� odg�os strza��w. To p�dzi� M�odszy Napadalec z wywieszonym j�zorem i dyndaj�cymi na wietrze uszami. Do��czy� do brata i w�wczas Starszy post�pi� dwa kroki do przodu, zrobi� bardzo uroczyst� min� i zacz�� przemawia�: � Jest dla nas ogromnym zaszczytem napa�� pa�stwa na drodze, kt�ra jest jedyn� drog� naszego rozb�jniczego �ycia � przemawia� nadymaj�c si�, �eby zdania wypad�y okr�g�o, i od czasu do czasu unosz�c na ogonie jak na spr�ynie. � Ju� jako dzieci chcieli�my si� przyczyni� do �wiatowego rozboju, ale nie wszystko nam wychodzi�o... � Nikt nie wychodzi�! � wtr�ci� M�odszy. � Sami si� napadali�my! � Nie wtr�caj si� � pisn�� Starszy i paln�� brata ogonem po plecach, a potem przez d�u�szy czas jeszcze przemawia�, niezwykle zawile i uroczy�cie, a tak nudnie, �e Zuzak poczu� md�o�ci i straci� ochot� na jagody. Kiedy Napadalec sko�czy� mow� powitaln�, sam sobie zacz�� klaska� czym popadnie z ogromnym zapa�em, wali� �apami, t�uk� ogonem, k�apa� z�bami i uszami, robi�c tyle ha�asu co spora publiczno��, a kiedy opad� z si�, uk�oni� si� nisko i powiedzia�: � A teraz zapraszam pa�stwa do wzi�cia udzia�u w naszym pierwszym wsp�lnym napadzie. Odbi� si� od ziemi ogonem, wywin�� fiko�ka i wskoczy� za drzewo. M�odszy brat ju� tam czeka�. 11 � Zasadzamy si� � rozkaza� Starszy i zaj�� si� �ledzeniem z ukrycia pary podr�nik�w. Kiedy odwr�ci� g�ow�, zauwa�y� ze zdumieniem, �e brat tkwi po pas w ziemi i ubija dooko�a grunt przednimi �apami. � Co� ty narobi�!? � warkn�� ze z�o�ci�. � Kaza�e� si� zasadzi� � zdziwi� si� M�odszy Napadalec, kt�remu w�a�nie zasadzka pomyli�a si� z okopem, a okop z okopywaniem kartofli. � Nie mo�esz siedzie� w ziemi jak kapusta! � sierdzi� si� Starszy Napadalec. � Zanim zd��ysz si� wygrzeba�, to b�dzie po zasadzce! Z�apa� go za uszy, zapar� si� z ca�ych si� nogami, ogonem i poci�gn�� jak rzep�, za trzecim razem brat wystrzeli� z dziury jak korek z butelki i obaj Napadalce potoczyli si� z wrzaskiem wprost pod nogi w�drowc�w. � Nareszcie � odetchn�a Zuzanka. � To si� nie liczy! � zaprotestowa� Starszy Napadalec. � To nam si� tak tylko wyrwa�o. Mia�o by� inaczej. � By�o dobrze � popar� Zuzank� Zuzak, kt�ry mia� ju� dosy� op�nie� w podr�y. � Wypadli�cie jak spod ziemi. � To ja tak wypad�em � pochwali� si� M�odszy. � Musia�em ci� wyrwa� jak marchew, partaczu � sykn�� Starszy. Znowu w powietrzu wisia�a rodzinna k��tnia. � S�uchajcie � powiedzia�a Zuzanka wkraczaj�c zdecydowanie pomi�dzy zwa�nionych braci. � Tak do niczego nie dojdziemy. Albo uznajecie to napadni�cie, albo idziemy swoj� drog�, a wy sobie poszukajcie kogo� innego. Napadalce wystraszyli si�, �e ofiary zostawi� ich bez zaj�cia, i natychmiast wyrazili zgod� na uznanie przypadkowego wturlania za prawdziwy atak, ale uda�o im si� uprosi� podr�nik�w, �eby zechcieli wys�ucha� straszliwych okrzyk�w przygotowanych specjalnie na t� okazj�. Przylecia�o troch� ptak�w, kt�re te� chcia�y pos�ucha� okrzyk�w, ale gdy cz�� z nich zacz�a gwizda�, M�odszy Napadalec rozp�aka� si�, �e zosta� wygwizdany przez publiczno��, i trzeba go by�o pociesza� i wyciera�, przez co Starszy zapomnia� zupe�nie krzykn��: pieni�dze albo �ycie, a potem sobie przypomnia�, ale Zuzanka pogrzeba�a w kieszeniach i nie znalaz�a ani grosza, a Zuzak nawet nie pr�bowa� szuka�, bo nie mia� kieszeni. � Ca�y napad na nic � zmartwi� si� Starszy. � Szkoda, �e nie mamy � zauwa�y� M�odszy � mogliby�my im po�yczy� na bandycki procent. � A po co wam pieni�dze, kiedy tu nie ma sklepu? � zdziwi�a si� dziewczynka. To jeszcze bardziej przygn�bi�o Starszego Napadalca. � Mo�e wystarczy: st�j, bo strzelam? � zauwa�y� M�odszy i strzeli� siarczy�cie ogonem. � Przecie� stoj� � mrukn�� Zuzak, a Starszy westchn�� ze smutkiem i stwierdzi�: � Nie warto strz�pi� ogona bez powodu. Trzeba sobie powiedzie� otwarcie, �e jeste�my do niczego. Napadalce posmutnieli, zwiesili nosy i uszy i zacz�li narzeka�, �e im nic nie wychodzi. � Nie by�o �le, jak na pierwszy raz � zauwa�y�a uprzejmie Zuzanka. � Nie mogli�cie przecie� wiedzie�, �e jeste�my bez grosza. � To prawda, napadamy w ciemno i nigdy nic nie wiadomo � przyzna� sm�tnie M�odszy. � Nie ma si� co oszukiwa� � westchn�� Starszy � nadajemy si� tylko do rozbi�rki. Na makulatur�. � A po co wam pieni�dze albo �ycie? � zapyta�a Zuzanka. � �yjecie przecie� bez pieni�dzy. Moja mama te� by tak chcia�a. � Twoja mama te� jest zb�jem? � zainteresowa� si� M�odszy Napadalec, wi�c dziewczynka wyja�ni�a, �e mama jest korektork� i poprawia b��dy w ksi��kach. 12 Napadalce spojrzeli na Zuzank� z ogromnym szacunkiem. Obaj nie umieli czyta� ani pisa�, chocia� Starszemu wydawa�o si�, �e M�odszy bardziej nie umie, co by�o troch� dziwne, bo on sam nie umia� wcale, uwa�a� jednak, �e jako pierworodny jest pod ka�dym wzgl�dem lepszy od swojego brata. Marzy�, �e kiedy� w przysz�o�ci, gdy b�dzie ju� ca�kiem niepotrzebny, nawet samemu sobie do niczego si� nie nada, �e wtedy odda si� lekturom. Oddawanie si� lekturom polega na czytaniu, ale Napadalec nie mia� ochoty na nauk� czytania, postanowi� wi�c odda� si� w inny spos�b. Uzna�, �e jest to spos�b �atwiejszy i bardziej dla niego odpowiedni. Wola� p�j�� na makulatur�, z kt�rej zrobiono by pi�kn� ksi��k� o nim samym, a je�liby ju� zosta� ksi��k�, to nie musia�by umie� czyta�, bo sam o sobie wiedzia�by, co trzeba. Inni by za niego czytali i by�oby to najpi�kniejsze zako�czenie historii o Starszym Napadalcu. Nie chcia� si� dzieli� swoim marzeniem z bratem, ale M�odszy mia� cich� nadziej�, �e w jaki� czas potem zostanie drugim tomem historii o Napadalcach. Tymczasem historia o tym, jak Zuzak i Zuzanka w�drowali przez pi�� rozdzia��w doznaj�c �miesznych i strasznych przyg�d, stan�a w miejscu i nie chcia�a si� ruszy�. � Trzeba co� wymy�li� � powiedzia�a Zuzanka. � Na mnie nie licz � stwierdzi� ponuro Starszy Napadalec. � Jestem wymy�lony od pocz�tku do ko�ca. Oddajcie nas na makulatur�, to dostaniecie par� groszy i mo�e was jeszcze kto� napadnie. Zuzanka odpar�a, �e wcale jej nie zale�y na pieni�dzach, tylko na przygodach. � A nie mogliby�cie wzi�� nas do niewoli? � zapyta�a po chwili namys�u. � A po co? � zdziwili si� Napadalce. Zuzanka s�ysza�a kiedy� histori� o pewnej niewolnicy. � Niewolnicy z tej historii bardzo dobrze si� powodzi�o. �eby prze�y� co� takiego, trzeba zosta� niewolnic�. � A co my z tego b�dziemy mieli? � zapyta� Starszy. � Dostaniecie za nas pieni�dze i na jedno wyjdzie � stwierdzi�a Zuzanka i wyja�ni�a, �e niewolnikami si� handluje. � Nareszcie zatkamy dzioby tym ptakom, co nas wygwizduj�! � ucieszy� si� M�odszy. Tylko Zuzakowi bardzo si� ten pomys� nie spodoba�. Nie �yczy� sobie, �eby nim handlowano jak marchewk� albo kapust�. � Mia�e� mnie s�ucha� � przypomnia�a Zuzanka. � S�ucham i bardzo mi si� nie podoba to, co s�ysz� � powiedzia� Zuzak. � Nie mam ochoty by� na sprzeda�. Wobec tego, �e nie by�o zgody co do dalszych los�w pary w�drowc�w, przeprowadzono g�osowanie i Zuzak przegra�. Nie do��, �e dosta� si� do niewoli, to jeszcze przegra� jeden do trzech. �aden ch�opak nie by�by zadowolony z takiego wyniku. Poniewa� nie by�o czasu na d�u�sze branie do niewoli, ustalono, �e Zuzanka i Zuzak zostali porwani. Tym razem nie tylko Zuzak mia� w�tpliwo�ci, ale tak�e M�odszy Napadalec. Przed latem, kiedy wybrali si� na wypraw� zb�jeck� do miasta, porwa� ze straganu najwi�ksz� dyni�. Straganiarze dogonili go i pobili, a on nie m�g� si� broni�, bo �apy mia� zaj�te trzymaniem warzywa. Od tej pory nie lubi� dyni ani porwa�. � Je�li nie b�d� musia� trzyma�, to si� zgadzam � powiedzia� M�odszy Napadalec, a Zuzak nie odezwa� si�, tylko wzruszy� ramionami i splun��, bo w tym towarzystwie nikt si� z nim nie liczy�. �aden ch�opak nie lubi chodzi� do sklepu i sta� w kolejkach, wi�c Zuzanka musia�a narysowa� najkr�tsz� z mo�liwych dr�g na targ, i po chwili wyruszyli w ow� drog�. Zuzak szed� na samym ko�cu i spluwa�, �eby by�o wiadomo, co o tym wszystkim my�li. Napadalce cz�apali na przykr�tkich �apach wygra�aj�c ptakom-przedrze�niaczom, kt�re przelatywa�y nad g�owami id�cych wykrzykuj�c: 13 � Napadalce-zakalce! Napadalce-porywacze! Dzikie zwierz�ta podobne do w�ochatych hipopotam�w oswaja�y si� powoli z obecno�ci� nieznajomych i przybiega�y ca�ymi rodzinami, �eby ogl�da� stworzenia z innego �wiata, cho� niekt�re matki zas�ania�y oczy swoim dzieciom, bo scena porwania wydawa�a im si� nieodpowiednia dla najm�odszych. Zuzanka zauwa�y�a, �e niekt�re z tych dzikich stworze� by�y niepe�ne, brakowa�o im uszu, ogona, po�owy brzucha, a raz wy�oni� si� zza krzaka sam �eb bez reszty, a potem jakby zawstydzony, �e jest go tylko tyle, da� nura w ga��zie. Zuzanka podejrzewa�a, �e bierze si� to z niedorysowania. Gdy brn�li po owej najkr�tszej drodze na targowisko, co trwa�o kilkana�cie minut, Zuzanka wyobra�a�a sobie, jak to b�dzie wspaniale, gdy wreszcie zostanie drogocenn� niewolnic�, kt�ra zna kilka piosenek i umie ta�czy�, co na pocz�tek powinno wystarczy�, �eby wprawi� wszystkich w zachwyt. Wkr�tce stanie si� s�awna i niewykluczone, �e zaproponuj� jej posad� jakiej� kr�lewny, a w�wczas z p� godziny, nim si� znudzi, b�dzie mog�a rz�dzi� szcz�liwie i sprawiedliwie, zanim wyrusz� w dalsz� drog� na poszukiwanie przyg�d. By� mo�e jaki� kr�lewicz zechce si� z ni� o�eni�. Na ma��e�stwo nie ma czasu, ale mog�aby na pewien czas zosta� narzeczon�. Zuzak nie widzia� �adnych powod�w do rado�ci z niewolnictwa i obiecywa� sobie, �e ucieknie przy pierwszej nadarzaj�cej si� okazji. Do miasta dotarli w samo po�udnie. By�o to miasto handlowe, najwa�niejsz� jego cz�� stanowi�o targowisko z setkami stragan�w i tylko niewielk� przestrze� zajmowa�y domy najbogatszych kupc�w. Przed kramami k��bi� si� t�um dziwacznych stworze�. Ze wszystkich stron ci�gn�y si� stada owczak�w i baranowc�w, kt�re chcia�y tu sprzeda� w�asn� we�n�, bo nasta�y ciep�e dni i mo�na si� by�o obej�� bez grubego ko�ucha. Pierzaste ptaszki handlowa�y pi�rkami z pi�r w�asnych i cudzych, zdobytych nie zawsze uczciw� drog�, wi�c je�li kto� mia� na sobie pi�ra, to musia� uwa�a�, �eby si� nie da� oskuba� w t�oku. Handlowano tu czym si� tylko da�o, sprzedawano, kupowano, zamieniano i rozmieniano nawet kamienie na piach, a je�li kto� nie chcia� nic cennego, to przynosi� cho�by ogryzki, obierki albo ogryzione ko�ci, wi�c znale�� tu mo�na by�o wszystko, nawet gdyby kto� szuka� dziury w ca�ym. Co jaki� czas wybucha�y k��tnie wszczynane przez awanturk�w nosz�cych na g�owach kolorowe awanturbany o sk��conych kolorach, bo k��tnie te� by�y na sprzeda� i ka�dy, zamiast wyk��ca� si� osobi�cie, co jest m�cz�ce i nieprzyjemne, m�g� zam�wi� u awanturk�w wybuch k��tni odpowiednich rozmiar�w, oczywi�cie za pieni�dze albo towar. Natr�tne pyskowce sprzedawa�y miny, wybuchowe, weso�e, uroczyste lub zwyczajne, w zale�no�ci od upodoba� klienta, pojedynczo lub w kompletach, wi�c je�li kto� sobie tego �yczy�, to zamiast wykrzywia� si� osobi�cie, przybiera� min� wedle potrzeby i konieczno�ci. By�y stragany ze �zami na zam�wienie albo gotowymi w litrowych opakowaniach, budy ze �miechem w proszku, a nawet czkawk� w rytmie tamtejszych przeboj�w. Opr�cz zwyk�ych guzik�w mo�na by�o naby� guzy na czole i gotowe odciski. Podziwiaki wynajmowa�y si� na godziny i je�li kto� mia� ochot� na najwy�szy podziw, to za umiarkowan� op�at� m�g� wynaj�� podziwiaka, kt�ry zachwyca� si� nim bez powodu. Podziwiaki cieszy�y si� du�ym wzi�ciem, bo wynajmowali je cz�sto sprzedawcy najgorszego towaru, wi�c przed ka�d� kup� �mieci mo�na by�o dostrzec kilka zachwyconych podziwiak�w, na co nabierali si� klienci z prowincji. Ruch na targowisku by� ogromny, bo dzie� handlowy mia� miejsce tylko raz w tygodniu, wi�c ka�dy, kto przyby� tu z daleka, chcia� sprzeda� i kupi� po kilka razy, na zapas, cho�by nawet ze strat�, a tylko nielicznych sta� by�o na to, �eby mie� wszystko, o czym marz�, a przecie� nawet bidowce, kt�re nie mia�y nic, ani r�ki, ani nogi, tak �e jak co� dosta�y, to bra�y w g�b�, z braku czegokolwiek same siebie wystawia�y na sprzeda�. Ma�o kto mia� jednak ochot� na bidowca, nawet za gar�� piachu, wi�c bidowce najmowa�y si� cho�by za darmo do 14 stania w kolejkach, przez co wsz�dzie panowa� nieopisany t�ok i do �adnego stoiska nie mo�na si� by�o dopcha�. Zuzanka patrzy�a wok� z rosn�cym niepokojem. Otacza�y j� pyski, mordy, ryje i w ca�ym tym ogromnym t�umie nie zdo�a�a dojrze� ani jednej twarzy. � Dziwne stwory � szepn�a do ucha Zuzakowi � czuj� si� tu nieswojo. � Poczujesz si� jeszcze bardziej nieswojo, kiedy ci� sprzedadz� � mrukn�� Zuzak. � Wtedy nie b�dziesz na pewno swoja, tylko czyja�. Napadalce przepychali je�c�w przez t�um bidowc�w w stron� kramu, za kt�rym dwoi� si� i troi� dziwaczny sprzedawca o �apach d�ugich jak macki. Towar i pieni�dze przykleja�y si� do tych r�k w nieprzyjemny spos�b. Kramarz zwija� si� przy pracy z niezwyk�� szybko�ci�, a najdziwniejsze by�o to, �e kiedy si� dwoi�, sprzedawa�o dw�ch kramarzy, a kiedy troi�, liczba sprzedawc�w dochodzi�a do trzech. � Nie podoba mi si� ten sprzedawca � sykn�a Zuzanka. � Ma palce jak jaszczurki � b�kn�a spogl�daj�c na poruszaj�ce si� z niesamowit� szybko�ci� macki. � Nie gryma� � powiedzia� Starszy Napadelec � u niego idzie najszybciej. Napadalce zaparli si� ogonami i zacz�li pcha� z ca�ych si�, tak �e gromada bidowc�w o ma�o nie przewr�ci�a straganu. Kramarz natychmiast zacz�� si� dwoi� i troi�, a kiedy si� potroi�, wskoczy� na lad� i krzykn�� ch�rem: � Dlaczego ta kolejka pcha si� bez kolejki?! Nie ma potrzeby tak si� pcha�! Tu ka�dy dostaje za swoje! � Wyszli�my z pracy � wyja�ni� Starszy Napadalec, a dziwny straganiarz obs�u�y� szybko sze��dziesi�t bidowc�w, co posz�o b�yskawicznie, bo �aden z nich nie mia� pieni�dzy ani nic do sprzedania. Na widok zbli�aj�cych si� do lady Napadalc�w handlarz rozpromieni� si�. Nareszcie mia� przed sob� prawdziwych klient�w, na jakich prawdziwy sprzedawca czeka z przyjemno�ci�. � Wyszli�cie z pracy? Kto pracuje, ten ma! Ja pracuj�, wi�c mam wszystko. Czym p�acicie? Przyjmuj� z�oto, bony, piach i kurze ogony. � Chcemy co� sprzeda� � wyja�ni� Starszy. � Sprzeda�? U mnie najtaniej! � ucieszy� si� kramarz i jedna z jego trzech postaci przeskoczy�a lad�, a mackowate lepkie �apy zacz�y obmacywa� Napadalc�w, skuba� ich i czochra�. Po�askotani bracia podskakiwali i chichotali oganiaj�c si� przed kupcem ogonami. � Ch�tnie wezm� wasze futerka � powiedzia� kramarz wracaj�c za lad�, a jedna z d�ugich macek wyci�gn�a si�, �eby skubn�� sier�� Starszego Napadalca. � Zabierz �apy, bo mamy �askotki! � krzykn�� Starszy odskakuj�c gwa�townie. � Co innego mamy na sprzeda� � rzek� wskazuj�c ogonem par� niewolnik�w za plecami. Kramarz wyci�gn�� mack�, �eby pomaca� Zuzaka, a ten, nie namy�laj�c si�, uk�si� go dotkliwie. � Aj! To jaki� dzikus! � wrzasn�� handlarz. � To jaki� Zuzak � odpar� M�odszy Napadalec. � Ja mam go kupi�?! � wrzasn�� podwojony kramarz. � Wol� wam zap�aci�, �eby�cie mi go nie sprzedawali! � Chod�my st�d � powiedzia�a Zuzanka ci�gn�c M�odszego Napadalca za �ap�, ale straganiarz znalaz� si� niespodziewanie za ich plecami i zast�pi� drog�, podczas gdy dwie pozosta�e jego osoby pilnowa�y towaru. � Albo wiecie co? � powiedzia� przymilnie. � Dajcie mi po worku z�ota za sztuk� i mo�ecie ich zostawi�. Mo�e kto� si� zlituje i we�mie za darmo... Czy to stworzenie z �ys� g�b� bez ogona te� si� jako� nazywa? � Zuzanka � powiedzia� M�odszy Napadalec. � Czemu nie? To nic nie kosztuje. Ka�dy si� mo�e jako� nazywa� � mrukn�� kramarz kr�c�c m�ynka palcami. 15 � Nie to nie � oznajmni� Starszy � spr�bujemy gdzie indziej. � Dlaczego gdzie indziej? Po co si� obra�a�, kiedy mo�na si� przyjemnie potargowa�? � krzykn�� straganiarz, kt�ry tym razem otacza� ich zewsz�d we wszystkich swych postaciach. � Zgadzam si� w drodze wyj�tku. Niech strac�. Bior� obie sztuki za darmo, pod warunkiem, �e oddacie co do grosza, co macie przy sobie. Na co� takiego Napadalce nie mogli si� oczywi�cie zgodzi�, a to dlatego, �e nic przy sobie nie mieli i wstydzili si� przyzna�, �e po latach uprawiania zb�jectwa chodz� bez pieni�dzy i skarb�w. � Cho� po�ow�... � j�kn�� handlarz i udaj�c rozpacz wyrwa� sobie ze �ba gar�� k�ak�w, po czym wr�czy� swemu drugiemu ja �w k��bek sier�ci, a tamten natychmiast sprzeda� to pewnemu przybyszowi spoza miasta jako najprawdziwsz� wielb��dzi� we�n�, garbi�c si� przy tym, �eby wygl�da� jak najwielb��dziej, podczas gdy reszta roztropnego handlarza targowa�a si� z Napadalcami zawzi�cie. � Zgoda � wykrzykiwa� z przej�ciem � wezm� to pokractwo za darmo, bo polubi�em was tak, �e got�w jestem straci�! Tak si� wzruszy� w�asn� wspania�omy�lno�ci�, �e po jego chytrym pysku zacz�y sp�ywa� obficie �zy, kt�re starannie zbiera� do ma�ych buteleczek z napisem �woda destylowana� i odstawia� na p�ki z towarem. � Nic od was nie wezm�! � krzycza� kl�cz�c przed Napadalcami i wal�c si� w pier�, a� dudni�o. � Oddacie mi to za dwa, najdalej za trzy dni, a w razie sp�nienia wszystko, co posiadacie, przepada na moj� korzy�� wraz z odsetkami i... � �ajdak! Chce nas ob�upi� ze sk�ry! To gorszy zb�j od nas! � zdenerwowa� si� Starszy. � Lepszy, kochani, lepszy! � sprzeciwi� si� kramarz. � Przecie� nic z tego nie mam, �e bior� za darmo, z moj� strat� co�, co nie ma �adnej warto�ci! � Nie chc� za darmo! Jestem bardzo cenn� niewolnic�! � sprzeciwi�a si� Zuzanka. � Ach, wi�c jest to nie znany mi gatunek papugi! � ucieszy� si� sprzedawca. � To zmienia posta� rzeczy! Je�li to m�wi�ca papuga, to oczywi�cie kupuj� i daj� najwy�sz� cen�: wspania�ego koniowca. Jest szybki jak wiatr. Ukradziono mi go dziesi�� lat temu i do tej pory nie mo�na go odnale��. � Nie trafi�e� na g�upc�w, cwaniaku! � obruszy� si� Starszy Napadalec. � Za dwa stworzenia nale�y si� nam para koniowc�w! � Zgoda, niech b�d� dwa � powiedzia� natychmiast chytry kupiec. � Mam drugiego koniowca, r�wnie szybki. Ukradli mi go dziewi�� lat temu. Doskoczy� do niewolnik�w i obj�� ich mackami w posiadanie, ale Zuzak wyszarpn�� si� z u�cisku. � Przecie� on nie ma �adnego koniowca! � krzykn�� w stron� og�upia�ych braci, kt�rzy stali z rozdziawionymi pyskami. � Chce was oszuka�! Napadalce zacz�li drapa� si� po g�owach, a poniewa� �adna rozs�dna my�l od tego drapania si� nie wyklu�a, zap�akali z b�lu i bezradno�ci, a kupiec widz�c, �e sprzedaj�cy mi�kn�, sprowadzi� ca�� gromad� krzywoprzysi�zc�w, kt�rzy krzywi�c si� przysi�gali na kolanach, �e kramarz nigdy nikogo nie oszuka� i jest kupcem o nieposzlakowanej uczciwo�ci. Najemni k�amcy przyj�li op�at� od handlarza i natychmiast oznajmili Napadalcom, �e po przyst�pnej cenie mog� przysi�ga�, kln�c si� na wszystko, �e kupiec jest �ajdakiem i oszustem, co zreszt� by�o znacznie bli�sze prawdy. Kupiec potroi� si� natychmiast i rozgoni� gromad� krzywoprzysi�zc�w, a Napadalcom oznajmi�, �e podnosi cen�. � Kupuj� obie papugi � zdecydowa�. � �ys� i kud�at�. Daj� dobr� cen�, p� grosza. Po czym natychmiast rzuci� si� do pi�owania monety, nie czekaj�c na odpowied�. � Dlaczego p�? � protestowa� Starszy Napadalec. � Sprzedajemy ci ca�e sztuki, a nie jakie� tam po��wki. Cztery grosze i ani troch� mniej! � Papuga jest bez pi�r. Niepe�nowarto�ciowa � rzuci� handlarz pi�uj�c zawzi�cie. 16 � Nie jestem papug�! � oznajmi�a poirytowana Zuzanka. � Ani ja � doda� Zuzak. � W�a�nie! � ucieszy� si� kramarz. � Nie do��, �e bez pi�r, to jeszcze nie papugi. Targowali si�, targowali i tarmosili jeszcze przez godzin�, a� na koniec kupiec powiedzia�: � Dam wam za nie grosz na szcz�cie. Moneta by�a przepi�owana, ale Napadalce nie chcieli si� zgodzi� na po�owiczn� zap�at� i ostatecznie stan�o na dw�ch groszach, a kiedy kupiec wyp�aca� pieni�dze, zemdla� dwa razy w trzech postaciach. Napadalce sprawiali wra�enie bardzo z siebie zadowolonych. Takiej sumy nigdy jeszcze nie trzymali w gar�ci, ale �e obawiali si� zgubienia maj�tku, bo nie mieli do�wiadcze� z pieni�dzmi, na wszelki wypadek po�kn�li po groszu. � Jeste�my teraz nadziani, braciszku � stwierdzi� Starszy, a M�odszy nic nie odrzek�, bo owo bogactwo od razu zacz�o mu si� odbija�. R�wnie� przebieg�y kramarz nie kry� rado�ci i zaciera� lepkie macki, bo o takim interesie marzy� od dawna. Trafi�a mu si� tym razem nie lada gratka za lad�. Dobrze wiedzia�, �e ka�dy grosz zwr�ci mu si� tysi�c razy. Znowu dwoi� si� i troi�, ale tym razem windowa� cen� wzwy�. W tym celu z cyrkow� zr�czno�ci� utworzy� ze swoich trzech postaci piramid� i zacz�� reklamowa� towar wrzeszcz�c na ca�e gard�o: � Tylko w moim stoisku niezwyk�y stw�r o �ysym pysku! To nie przesada, towar, kt�rego nikt nie posiada! Jest tu �ysopysk, co gada! Nawo�ywania kramarza by�y dono�ne i zwr�ci�y powszechn� uwag�, krzyki odbija�y si� szerokim echem, a t�um przed straganem g�stnia� z chwili na chwil�. Zainteresowanie by�o tak wielkie, �e kramarz natychmiast zacz�� rozprowadza� w pierwszych rz�dach bilety za ogl�danie Zuzanki. � Niech ten stw�r co� powie! � krzyczeli widzowie. � Kupili�my bilety, a nic nie s�ycha�! Zuzanka mia�a ogromne powodzenie, ale nie by� to ten rodzaj powodzenia, o kt�ry jej chodzi�o. Sta�a si� dziwowiskiem. Mimo nalega� straganiarza nie zgodzi�a si� na m�wienie ani �piewanie. Nie zale�a�o jej na reklamie. Sta�a naburmuszona i patrzy�a na wytrzeszczone oczy gapi�w. Wie�� o pojawieniu si� niezwyk�ych stworze� dotar�a niemal natychmiast do najbogatszej osoby w tym targowym mie�cie. By� to niejaki pan Dum. Wszyscy w mie�cie m�wili sobie po imieniu, jedynie pan Dum by� panem, a kupi� sobie ten tytu�, �eby mie� to, czego inni nie maj�. Pan Dum mia� bowiem wszystko, co mo�na kupi�, a je�li czego� nie mia�, to tylko dlatego, �e jeszcze tego nie kupi�. Nie by� jednak szcz�liwy. Nie wiedzia�, czego jeszcze m�g�by zapragn��, i chocia� nabywa� nawet cudze marzenia, to starcza�y one na kr�tko, bo przestawa�y istnie� zaledwie po paru dniach i stawa�y si� zwyk�ymi przedmiotami, kt�re nie by�y ju� tak pi�kne jak ch�� ich posiadania. W domu pana Duma wszystko l�ni�o nowo�ci�, z wyj�tkiem imienia, kt�re pochodzi�o ze starych czas�w, kiedy by� zwyk�ym, przeci�tnym dumem. Owo imi� nie mia�o nic wsp�lnego z dum� czy dumaniem, a wzi�o si� od d�wi�ku, jakie wszystkie dumy wydaj� co pewien czas z niewiadomych powod�w, a mianowicie odg�osu przypominaj�cego bulgni�cie wody w starej beczce, gdy wrzuci si� do niej du�e jab�ko. Prawd� m�wi�c, dumy przypomina�y kszta�tem du�� d�bow� beczk�. � Dum, dum, dum � dudni� pan Dum przepychaj�c sw�j gruby brzuch przez sterty bogactwa. � Dum, dum � bucza� przesuwaj�c znudzony wzrok po tysi�cach drogocennych przedmiot�w zalegaj�cych pokoje, kt�re przypomina�y magazyn-muzeum rzeczy najnowszych, i owe rzeczy, co stwierdza� ze smutkiem, przestawa�y cieszy� oczy, gdy stawa�y si� jego w�asno�ci�. Nagle przez okno o z�oconych ramach wdar� si� przenikliwy krzyk handlarza. Pan Dum nastawi� ucha. Je�li jest jeszcze co�, czego nie mia�, to chcia�by to mie� pierwszy i ta kr�tka 17 chwila mi�dzy ch�ci�, a wej�ciem w posiadanie by�a dla niego najprzyjemniejsza. Naci�gn�� na sw�j brzydki, kud�aty, cho� miejscami �ysawy �eb niewygodny, ale niezwykle cenny kapelusz i podniecony pocz�apa� na targowisko. Na ulicy naj�� dziesi�ciu rozpychalc�w, kt�re robi�y mu miejsce w t�umie z niezwyk�� gorliwo�ci�, bo zosta�a ona wliczona w koszty, i po kilku minutach, przebijaj�c si� w t�oku jak spychacz przez �nie�ne zaspy, dotar� do stoiska i stan�� przed handlarzem w ca�ej okaza�o�ci. Po drodze nie traci� czasu; wykupi� plac pod stopami handlarza i powietrze w promieniu pi�ciu metr�w, kiedy wi�c podszed� do lady, kramarz nie mia� czym oddycha� nie tylko z wra�enia, �e oto stoi przed nim najbogatszy z klient�w, jacy trafili mu si� w �yciu. Gdy straganiarz otworzy� usta, nie wydoby� si� z nich �aden d�wi�k, bo to co mia� powiedzie� w ci�gu najbli�szej godziny, te� by�o ju� w�asno�ci� pana Duma. Kilku rozpychalc�w zaplombowa�o handlarza plastelin� i zasznurowa�o mu usta specjalnymi sznurowad�ami z lakow� piecz�ci�, tak �e nawet on, w�a�ciciel niewolnik�w, nie mia� nic do powiedzenia. Nie m�g� nawet krzykn��, �e towar na stoisku nie ma nic do gadania, gdy Zuzanka przytrzymywana przez najsilniejsze rozpychalce wierzga�a nogami krzycz�c: � Nie chc�, �eby mnie sprzedawano temu typowi! Zuzak warcza� i szczerzy� z�by, ale rozpychalce z pomoc� handlarza wepchn�y go do torby na zakupy. � Dum, dum. Zapakowa� i odes�a� do domu � rozkaza� pan Dum i pocz�apa� w powrotn� drog� dudni�c z zadowolenia. Niewolnik�w wrzucono do jednego worka, kt�ry przem�k� na wylot od �ez dziewczynki, nim dotarli na miejsce przeznaczenia. Zuzanka marzy�a, �e jako niewolnica zostanie natychmiast narzeczon� jakiego� ksi�cia, a tymczasem sta�a si� w�asno�ci� jakiego� straszliwego brzydala, co mia� nos jak tr�ba, uszy pod brod�, a brod� pokryt� brodawkami. � A m�wi�em, �e si� nie uda � bucza� Zuzak. Z wora przepakowano ich do klatki po ptakach-dziwakach, kt�re przed rokiem zdech�y z nud�w w domu pana Duma. Zaraz te� zjawi� si� nowy w�a�ciciel, �eby ich sobie dok�adnie obejrze�. � Dum-dum � stwierdzi� bogacz, nie bez zadowolenia przygl�daj�c si� wi�niom, jakby to by�y zwierz�ta w ogrodzie zoologicznym. � Co� takiego ju� widzia�em, ale czego� takiego jeszcze nie mia�em. �eby tylko nie wysiad� im g�os � mrukn�� pod swoim d�ugim nosem � obraz bez d�wi�ku to za ma�o... Po czym zwr�ci� si� do Zuzanki: � Prawda, �e �adnie mieszkam? � Nieprawda! � prychn�a ze z�o�ci� dziewczynka, a Zuzak tylko wzrusza� ramionami, bo by� obra�ony na ca�y �wiat. � Dum, dum � zdziwi� si� w�a�ciciel. � Bardzo dziwne dziwad�o. Nie powiesz chyba, �e i ja nie jestem pi�kny? � Jest pan brzydki i nigdy nie zostan� pa�sk� �on�! � krzykn�a Zuzanka. � Dum, dum... Co� takiego! � zdziwi� si� pan Dum. � Do g�owy mi nie przysz�o, �eby �eni� si� z czym� takim. Czy to co� w og�le nadaje si� na �on�?... M�wi, �e nie jestem pi�kny. Du-dum... A c� to znaczy by� pi�knym? Pi�kny jest ten, kto si� wszystkim podoba, a w tym mie�cie mo�ecie zapyta� kogokolwiek i ka�dy odpowie, �e jestem najpi�kniejszy. Wszyscy zostali op�aceni. Sta� mnie na to, �eby i wasz podziw sobie kupi�. Ile chcecie? � Za co? � zdziwi� si� Zuzak. � Dum, dum.