Nowa gwiazdka zbiór powiastek i wierszyków dla dzieci
Szczegóły |
Tytuł |
Nowa gwiazdka zbiór powiastek i wierszyków dla dzieci |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Nowa gwiazdka zbiór powiastek i wierszyków dla dzieci PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Nowa gwiazdka zbiór powiastek i wierszyków dla dzieci PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Nowa gwiazdka zbiór powiastek i wierszyków dla dzieci - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
i
li?fg&sg
" • r * »*~*r■-:• • - i - ; tjw
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
@ E C Y L iy \ J\llE W I/V D O ]V IS K A .
NOWA GWIAZDKA
Z B IÓ R P O W I A S T E K i W I E R S Z Y K Ó
DLA DZIECI OD LA T 7
Z rysunkami \ 1
T. J A R O S Z Y Ń S K I E G O . W %
r * * ** * • ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦
B ib ljo te k a ..^ k ; i
{G IM N A Z JU M IM. K A P L I Ń S K I E J I
[ AV. „-Jf. ♦
N A K ŁA D EM K S IĘ G A R N I K. GRENDYSZYŃSKIEGO
D ruk Piotra Laskauera i S-ki. Warszawa.
1003
Strona 6
itu.sBcaeiio IIeii3ypoio.
Bapmasa, 15 <5eBpa>ra 1902 r.
*
3 4,Oh3H09
Strona 7
\ I I I i i i i i I I I I 1 1 1 1 1 1 ! 1 ! 1 ! I I ! l I ! I 1 ! 1 ! 11 1 1l i i 1JLJLII/
-e>~
-:l «fe-*w
W *W -ssfe- -^fe- ^fe- ^ts
^
/ \ i i i i
W noc Bożego narodzenia.
os
Noc grudniow a, śnieżyca —
W ia tr z północnej dm ie strony,
Tylko św iatło księżyca
P rzez chm ur p ad a zasłony.
W y ją w ilki po lesie,
D rży bór głuchy, sosnowy,
A w ichura w dal niesie
Grozę nocy zimowej.
W tę noc ciem ną i groźną,
K tó ra lodem krew ścina,
D rogą śnieżną i m roźną
Idzie m ała dziecina.
D ziw ny blask jej u czoła
P rom ieniście się żarzy,
Choć bez skrzydeł anioła,
W dzięk anielski m a w tw arzy.
I podnosi rączęta
P o n ad jasne swe czoło,
Błogosławiąc zw ierzęta,
Bór zapadły i sioło.
Strona 8
I ty ch ludzi, co w siole
P ra c ą życie swe słodzą,
I te dzieci przy stole,
Co dziś W ilię obchodzą.
I ta k kojąc ból, sm utki,
Z jasn ą gw iazdką nad głową,
Chodzi Jezus m alutki
W tę noc śnieżną, g ru d n io w ą . . .
\YŁ Bełza.
Choinka.
C2S
Rośnij sobie, rośnij,
Choinko zielona,
Nim nadejdzie zima,
Śniegiem ubielona.
W m roźny dzień zim ow y N a tw oich gałązkach,
Z etn ą ciebie drw ale, N aw iesza łakoci,
N asza droga m am a Jabłuszek, cukierków,
U stroi wspaniale. Szyszki tw e ozłoci.
G dy w płonących stoczkach
Zajaśniejesz cała,
J a k cudow ne dziecko
Będziesz w yglądała.
Część łakoci dam y
D ziatw ie, co ich nie ma,
Rośnij sobie, rośnij,
Nim nadejdzie zim a.
Cr- Ot.
o
Strona 9
Śnieżek.
css
Śnieżku, mój śnieżku,
Skądże ty lecisz?
Czy od słoneczka,
Że się tak świecisz?
Czy z pod niebiosów,
Od Stw órcy P a n a
Tw e płatki jasne
Lecą od rana?
Skąd się tam bierzesz
W górze wysoko?
Skąd się ta k sypiesz,
Nie dojrzy oko!
Czyżby cię w górze
Niebios anieli
W swe własne białe
S zaty odzieli?
M . J . Jveller.
a
7
Strona 10
Gwiazdka.
GÓ
D la c z e g o , Zosiu, dzień te n nazyw a się gw iazdką, k ie
dy się pow inien nazyw ać choinką? — m ów ił m ały
Boleś do starszej siostrzyczki.
— Bo n a choince je st gw iazdka — w trąciła się
A ndzia.
— W idzisz, ja k a złota, błyszcząca.
— W cale nie dlatego — popraw iła Zosia — tylko,
że pierw sza gw iazdka, k tó ra się n a niebie ukaże, to
ta sama, co świeciła n ad stajenką, w której się urodził
C hrystus, żeby uczynić w szystkich ludzi szczęśliwymi.
— Ach, ja k to dobrze — zaw ołała A ndzia — że
P a n Jezus się urodził, bo przez to m am y co rok choinkę,
pierniki, jabłka, ty le prezentów! J a się bardzo cieszę
i bardzo za to kocham m alutkiego P a n a Jezusa.
Zosia się rozśm iała.
— P a n Jezu s coś innego dał ludziom , niż pierniki
i jab łk a — rzekła — bo kazał im się w szystkim kochać
i pom agać sobie naw zajem . Grdyby go ludzie słu
chali, toby dobrze było n a świecie: n ik tb y drugiem u
nie dokuczał i wszyscy byliby szczęśliwi.
— Ach, toby dobrze było — w estchnął Boleś, k tó
rem u starsze rodzeństw o niezaw sze ustępowało.
Strona 11
— Tobie i teraz dobrze — rzekła z uśmiechem Zo
sia — ale gw iazdka już niezadługo zaświeci, więc się
spieszmy, żeby u b rać tę choinkę, nim p rzyjdą nasi
goście.
I wesoło pospieszyli do roboty.
N a m ałym stoliku, n ak ry ty m serw etą, ustaw iono
drzewko, p rzybrane złotym i i srebrnym i papierkam i,
i dzieci n a w yścigi zaczęły zawieszać na niem jabłka,
orzechy, pierniki, cukierki, które kupiły za własne pie
niądze, uzbierane przez rok cały do skarbonki z n ap i
sem: „G w iazdka dla biednych dzieci”. W czoraj ją otw o
rzyły i kupiły drzewko, śliczne przysm aczki i sm aczne
owoce, a dziś strojąc choinkę, cieszyły się m yślą, co
to będzie za radość zaproszonych.
Ze św ieczkam i było najw ięcej kłopotu, bo lich ta
rzy ki nie chciały się trzy m ać, ale Zosia i n a to jakoś
poradziła. P otem poukładano pod choinką podarunki:
zabaw ki, niew szystkie nowe, lecz starannie napraw ione,
obrazki pow klejane do kajetów , kilk a książeczek, dwie
nowe czapeczki, ciepłe sukienki, — stół zaczął w yglą
dać w spaniale, a dzieci dokładały jeszcze coś co chw i
la, żeby m ało nie było.
Skończono w szystko, zanim n a pogodnem niebie
ukazała się pierw sza gw iazdka i dzieci spoglądały n a
stolik z radością.
A w tern za drzw iam i rozległ się śpiew znany:
„W żłobie leży, któż pobieży
K olędow ać M ałem u” . . .
Zosia, A ndzia, Boleś i K azio n aty ch m iast pobiegli
do drzw i i do pokoju weszła grom adka śpiewaków.
Był to J a n e k od stróża, E lźbietka, córka praczki, Staś
i F ra n ia z su teren y i Jad w isia z czw artego piętra,
Strona 12
której m am a przyjm ow ała szycie na m aszynie. Dzieci
serdecznie pow itały gości i prosiły, aby jeszcze zaśpie
wali, nim zapalą choinkę.
W pokoju praw ie ciem no się zrobiło, tylko przez
okno zaglądała gw iazdka i m ru g ała srebrnym i prom y
kam i, ja k b y to, co w idziała wzruszało ją i cieszyło.
Św ieczki zapalały się je d n a po drugiej, a m ała g ro
m ad k a śpiew ała kolędy coraz, coraz piękniejsze.
W końcu całe drzew ko płonęło prześlicznie, ale ja ś
niejsze były oczy dzieci i weselsze zarum ienione tw a
rzyczki. W szyscy razem w zięli się teraz za ręce i śpie
w ając chórem , obchodzili drzewko, oglądając je z k a
żdej strony.
W tem E lźbietka, najm łodsza, zakasłała i Zosi p rzy
szło n a m yśl, że ich m ali goście m ogą być zm ęczeni,
bo pewno niem ało n abiegali się dzisiaj, pom agając
w pracy rodzicom . Z araz też posadziła E lżbietkę na
sofie i sj)ytała Jadw isi, czem u nie przyszedł jej b raci
szek.
— Szewc m u nie zeszył buta, co pękł dzisiaj
rano — pow iedziała Jad w isia — boso nie m ógł — płacze
n a górze i czeka, aż wrócę. A tu ta j ta k w^esoło!
W estchnęła, że P aw ełek nie był n a kolędzie, nie
w idział ślicznego drzew ka. Zosi i innym dzieciom też
żal się zrobiło.
Tym czasem weszła m am a, aby przypom nieć, że
czas rozdać podarunki, bo niedługo wszędzie dzieci
z rodzicam i zasiądą do wilii.
Zaczęło się więc rozdaw anie. Boleś coś szeptał
m am ie z ogrom nym zapałem i zaraz potem przed Ja-
dw isią postaw ił buty, jeszcze bardzo dobre, które się
doskonale zdadzą na Paw ełka. Oprócz tego dziewczyn-
Strona 13
BolHEflHI
ki dostały barchanow e sukienki, które Zosia i A ndzia
p rzy pomocy m am y same z w ielką pracą uszyły. m
D la chłopców były czapki, płaszczyk K azia, k u rtk a
Bolesia. P o tem rozdano książki i zabaw ki: lalki, k u
chenkę, kolej, konia, grę w domino. K ażde z dzieci
grom adziło swoje skarby, a co radości, śmiechu, okrzy
ków, wesela! E lźb ietk a chciała Zosię pocałować w rę
kę z wdelkiego uszczęśliwienia, ale Zosia się zaw sty
dziła i serdecznie ucałow ała bladego jej buziaka.
N akoniec przyszła kolej na choinkę: jakże tu pozdej
m ow ać z niej w szystkie śliczności? Ż al i szkoda. W koń
cu Zosia dała radę: choinki teraz nie rozbiorą, służąca
ją zaniesie ostrożnie n a czw arte piętro, żeby i P aw e
łek zobaczył. T am będzie stała do trzeciego święta,
a w szystkie dzieci co dzień m ogą ją odwiedzać. W trz e
cie święto zbiorą się znów wszyscy razem , Zosia i Bo-
leś sam i zdejm ą z niej przysm aczki i rozdzielą na
rów ne części.
W szystkim się to najlepiej podobało, więc tym cza
sem każdem u z dzieci m a tk a dała tylko strucelkę, k il
k a jab łek i paczkę pierników. W yszły uszczęśliwione,
śpiew ając kolędę i obiecując sobie, że dziś jeszcze zbio
rą się znów n a górze; m am a Jad w in i zapali choinkę
i będzie jasno, wesoło, prześlicznie!
— J a k pusto — rzekła A ndzia, gdy zniknęli goście.
T ak, w pokoju zrobiło się pusto i szaro, ale w ser
cach dzieci pozostała radość, jakiej nie doznały jeszcze
nigdy w życiu.
— T ak się zawsze gw iazdka pow inna zaczynać —
rzekła nakoniec Zosia—bo to gw iazdka miłości i szczęścia
d la ludzi, więc k ochajm y się wszyscy i uszczęśliwiajm y.
M ateczka uścisnęła Zosię i poszli wszyscy razem
zasiąść do wilii.
h
■ <■ •• ' ' ' ‘ / ! ■' 7 - Jy iS s J jr f
' AA >
Strona 14
— Ą potem nasza gw iazdka — odezw ał się K azio,
spoglądając ciekaw ie na zam knięte drzw i od saloniku.
M am a się uśm iechnęła, a Zosia pom yślała sobie,
czy też ta gw iazdka będzie przyjem niejszą od tej, k tó
rą dla biednych dzieci urządziły?
Szopka.
CS
M izerna, cicha
S tajen k a licha,
P ełn a niebieskiej chwały;
Oto leżący
P rzed nam i śpiący
W prom ieniach Jezus mały.
N ad nim anieli Oto M aryja,
W locie stanęli C zysta lilija,
I pochyleni klęczą, P rz y niej staruszek drżący,
Z włosy złotymi, Stoją przed nam i
Skrzydły białem i, W raz z pastuszkam i,
Pom alow ani tęczą. T acy uśm iechający.
A w koło m nodzy
* Ludzie ubodzy,
K adzi oglądać P ana,
P ełn i natchnienia,
P ełn i zbaw ienia,
U padli n a kolana.
Strona 15
Kogo kochać.
ess
K ogo m asz kocliać, dziecino droga,
P y ta sz mię, p atrząc ciekawie?
Oto najsam przód dobrego Boga,
K tó ry cię stw orzył łaskawie.
K ochaj serdecznie m am ę i tata,
N ajgłębszą dziecka miłością,
Oni nad to b ą w dziecięcie lata
Z ta k ą czuw ali tkliwością.
K ochaj rodzeństw o: siostry i braci,
I tych, co sercu są blizcy,
Cży to ubodzy, czy to bogaci,
W szak braćm i jesteśm y wszyscy.
Tego biedaka, co stoi w progu,
I tę sierotkę znędzniałą
K ochaj m iłością pierw szą po Bogu
I braćm i nazw ij ich śmiało.
Z resztą dla w szystkich, luba dziecino,
Z jednakiem sercem być trzeba,
Bo rów nie tobą, ja k i p taszyną
Bóg opiekuje się z nieba.
W ł. Bełza.
CÓ
13
*
o? x
1
Strona 16
Kochajmy się!
GÓ
K ochajm y się, b racia moi!
Niech nam zgoda serca spoi,
Od pałaców w ch atk i km ieci —
„K ochajm y się” niech głos leci.
£
J a k a ż bieda m i dobodzie,
K iedy z b ratem żyję w zgodzie?
Grdy z nim sm utki i wesele,
Chleb i życie, wszystko dzielę?
£
K ochajm y się tylko wzajem,
K ażdy kącik będzie rajem ,
Bo gdzie w zrasta miłość, zgoda,
T am je st szczęście i swoboda.
T. Lenartowicz.
Strona 17
Zmartwienie
GÓ
N aj w iększe zm artw ienie to m ają dzieci z rodzicam i —
m ówił Rom ek do Eli, kiedy jednego w ieczora m am a
i ojciec poszli n a wizytę.
E la tylko westchnęła. I ona nie lubiła bardzo,
gdy rodzice oboje w ychodzili z domu. T ak się robiło
zaraz pusto, sm utno. J e s t babunia, dobra, kochana
babunia, ale n ik t nie zastąpi m am y ani ojca.
D obra babunia w idać się tego dom yśla, p ragnie
dogodzić w nukom , rozweselić. To podaje przysm aczek
jakiś do herbaty, to coś opowie z dawnych, daw nych
czasów, kiedy m arna była m alutka. Dzieci słuchają,
czują jed n a k ciągle, że w dom u pusto.
P o herbacie Rom ek otw iera książki, uczy się n a
ju tro , E la rozbiera lalkę, szyje jej sukienki i cichutko
w pokoju. B abcia robi pończoszkę, a czasem zadrze-
m ie na w ygodnym fotelu, a zeg ar wiszący pow tarza
głośno: tik -tak , tik-tak! —
K iedy rodzice są w domu, nigdy zegara nie sły
chać, n ik t n a niego nie zważa. Choćby byli w innym
pokoju, to ju ż dobrze. Ma słuszność Romek: najw iększe
m ają dzieci zm artw ienie z rodzicam i.
— Chodźm y spać — m ówi E la — tak i ten wieczór
Strona 18
R om ek m yśli to samo: gdyby ojciec był w domu,
toby m u teraz opowiedział, co się dziś stało w szkole,
a ta k — to niem a komu, — E la nie rozum ie, a babcia
także nie zna się n a szkolnych spraw ach, — co innego
ojciec: sam był w takiej szkole.
Dzieci całują babcię w ręk ę n a dobranoc i z ż a
lem spoglądają n a puste krzesełka, które zw ykle ojciec
1 m atk a zajm ują.
Ale n a za ju trz przyjem nie się zbudzić: m am a już
w stała i k rz ą ta się koło śniadania, ojciec siedzi przy
stole i czy ta kuryera. P y ta , co wczoraj dzieci robiły
wieczorem. D opraw dy z rodzicam i jaśniej i cieplej
w m ieszkaniu.
E la m ówi m am ie o wczorajszem zm artw ieniu, ale
m ateczk a uśm iecha się tylko z dobrocią,
— Nie trzeb a być tak im i pieszczocham i — m ów i—
pom yśl o dzieciach, któ re wcale rodziców nie m ają
albo o takich, które dla n au k i m uszą m ieszkać w m ie
ście u obcych. K ochać to nie znaczy patrzeć się ciągle
na siebie, ale ta k postępow ać i zawsze to czynić, co
d la naszych ukochanych dobrem i m iłem być może.
K iedy nas w dom u niem a, zam iast się sm ucić i n arze
kać, pow inniście oboje opiekować się babunią, której
też pusto w tedy i sam otnie.
E la uw ażnie słuchała słów m am y i szczerze posta
now iła spełnić jej życzenie. P ow tórzyła je bratu, kie
dy powrócił ze szkoły i oboje uradzili przekonać ro
dziców", że nie są pieszczocham i i kochać um ieją, bo
po starają się ta k postępować, aby m atk a i ojciec byli
z nich zadowoleni.
Dobrze to urad zili i bardzo rozsądnie, — gdy znów
zostali sami, ju ż nie narzekali, lecz starali się, żeby
Strona 19
i babuni dobrze i przyjem nie ten wieczór upłynął,
jed n ak że — pusto, sm utno było w domu.
W ted y zrozum ieli oboje najlepiej, jak im to wiel
kim skarbem są rodzice, jak ie to szczęście, gdy oboje
zdrowi i ja k za to B ogu należy dziękować.
Bo jeśli sm utno, gdy ojciec lub m atk a w yjdą n a
kilka godzin dla rozryw ki, to ja k okropnem m usi być
nieszczęściem , kiedy jednego z nich braknie!
O, kochajcie dzieci rodziców, bo n ik t was tak, ja k
oni, kochać nie będzie w życiu.
N owa gw iazdka. ^
Strona 20
'
T ,T
Jastrząb.
'G ó
Co się stało, że kurczęta
B iegną z ta k im krzykiem ?
A ch, to jastrząb się ukazał
W górze n ad kurnikiem .
Począł toczyć w ielkie koła,
Roztw orzyw szy szpony,
I do żeru nagotow ał
Swój dziób zakrzywiony.
S tara kw oczka przystanęła,
i
W y tęży ła oko,
- i -
I w n et w roga dopatrzyła
P o d niebem wysoko.
18
-
.