Nauka i zabawa książeczka dla młodego wieku
Szczegóły |
Tytuł |
Nauka i zabawa książeczka dla młodego wieku |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Nauka i zabawa książeczka dla młodego wieku PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Nauka i zabawa książeczka dla młodego wieku PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Nauka i zabawa książeczka dla młodego wieku - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
.•■VV
iM ililil
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Strona 6
Strona 7
NAUKA I Za b a w a
KSIĄŻECZKA
DLA MŁOD EG O W I E K U
UŁOŻYŁ
JAN TWORZYM1R.
' e nw
M uzeu m
Ł § l 1 (® Ą
A 4PPBK 5\
+ łHŚ|j< Z wielu rycinami
’e )! © a
V
Ł
4
p )z n a ń
DRUK I NAKŁAD J A R O S Ł A W A LEITGEBRA
1901
H
II
Strona 8
1° t e T
<? <
2!)i»ry
R appersw ilski*
Biblioteka Narodowa
Warszawa
30001017094427
Strona 9
B o s k i e oko.
Pam iętajcie, drogie dzieci,
Ze czy piękne słońce świeci,
Czy burz zwiastun, cień ponury,
Błękit niebios kryje w chmury,
Czyli ranne zejdą zorze,
Dniem i nocą, w każdej porze,
Błyszczy zawsze tam wysoko
Boskie oko.
Ono ludzkie śledzi sprawy,
A czyli to wśród zabawy,
Czy przy prac dziennych spełnieniu,
Czy wreszcie w sennem m arzeniu,
Niewzruszone, niepojęte,
Pełne, jasne, wielkie, święte,
Błyszczy zawsze tam wysoko
Boskie oko.
Przed niem, drogie,plube dziecię,
Nic się nie utai w świecie;
Choćby, niosąc grzechu brzemię,
Człowiek ukrył się pod ziemię,
Ono pozna jego winy,
Bo na ludzkie patrząc czyny,
Błyszczy zawsze tam wysoko
Boskie oko.
Strona 10
Z drogi cnoty się nie staczaj,
Kochaj bliźnich, złe w ybaczaj,
Z zacnych czynów czerp przy k ład y ,
Ojca, m atki, zdrow e ra d y
Chowaj w swem serduszku złotem
I pam iętaj zawsze o tern :
Że cię śledzi tam wysoko
Boskie oko.
Ludwik NiemojoioskL
-------
Kto jest bliźnim?
Bliźnim jest każdy człowiek, a b ra ta bliźniego
Bóg p rz y k a z a ł tak kochać jak siebie samego.
^ ----------
P r o ś b a do Boga.
Twe dzieci się zbliżam y ku Tobie, Boże nasz,
P o k o rn ie Cię błagam y, pomóż nam w każdy czas.
Boże! co w wysokości, co wszędzie władniesz sam,
W ielkość Twojej m iłości daj P anie uznać nam.
N iew inne serce, mowy i um ysł czysty daj,
By zawsze b y ł gotow y dla nas niebieski raj.
Strona 11
I
5
Co matula widziała na tamtym świacie?
Matulu moja, powiedzcie przecie,
Coście widzieli na tam tym świeeio?...
Matulu moja, czyście widzieli,
Co też tam ro b ią święci anieli V
Anieli z nieba świecą nad nami
Bardzo wysoko tonii gwiazdami,
A słysząc ludzi proszących glos}',
Z litości płaczą kroplam i r o s y ;
Rosa upad a na obszar ziemi,
I przez tę litość zboże się pleni.
Jest też jak u nas, m atulu droga,
Taka wesołość u P an a Boga?
O! moje dziecko, jak ci się zdaje?
Musi mieć P an Bóg kiedy nam daje.
A cz}r tam g ra ją tak aniołowie,
J a k nasi wiejscy chłopcy w dąbrow ie?
— O! jeszcze piękniej, jeszczo weselej,
Na złotych skrzyp kach g ra ją anieli.
— Powiedzcież teraz, m ateńko droga,
Co tam jest więcej u P a n a Boga?
Widziałam jeszcze: strasznej wielkości
Dwóch archaniołów stało w jasności,
Trzym ając wielką księgę otwartą,
A P io tr apostoł k a r tę za k a r tą
Strona 12
P rze w rac ał zwolna z sm utkiem głębokim ,
I p a trz a ł na świat żałosnym wzrokiem ,
Bo w owej księdze w szystko tam s to i:
Co tylko człowiek na świecie zbroi,
I co się stało i co się stanie,
Je st o tern w niebie jasne pisanie....
— Słuchajcie ino, m atulu droga,
Czyście w idzieli i Stw órcę Boga?
— Nie, moje dziecko, p rzed Stw órcą św iata
Tyle aniołów na sk rzy d łach lata,
Że jest o k ry ty jak b y obłokiem,
J a k słońce sre b rn ą chm urką przed okiem,
T ylko z prom ieni, co stam tąd lecą,
I na w ybranych czołach się świecą,
P rzedw ieczną jasność oglądać może
Ubogi człowiek, stw orzenie Boże.
— A jak daleko, m atko, do nieba?
To pew nie z m iesiąc iść tam po trzeb a?
— Bogać tam miesiąc, o moje dziecię,
Iść tam p o trzeb a przez całe życie,
Czyniąc po drodze dobrego wiele,
P rac u ją c pilnie, m odląc w kościele,
Kochając ludzi jak b ra ci własnych,
To w końcu dojdzie do niebios jasnych,
I P io tr m u święty, apostoł Boży,
Złocistym klucżem niebo otworzy.
T. Lenartowicz.
Strona 13
7
Czcij ojca twego i matkę twoją.
W iele ludzi czyni wam dobrze, moi kocha-
ni, ale nikom u nie zawdzięczacie tyle do
brego, ile ojcu i matce; rodzice po Bogu
są najw iększym i dobroczyńcam i swych
dzieci. K iedy dzieci są małe, rodzice, a
szczególniej m atka zajm uje się niemi, u-
biera je, uczy je siedzieć, stać, chodzić,
mówić i m odlić się. Rodzice żyw ią je, po
syłają do szkoły i sta ra ją się, aby w y ro
sły na chwałę Bogu i na pożytek bliźnim .
T ro s k liw i o dobro dziecięcia rodzice po
wiadają mu, co, dobre a co złe, i napom i
nają je, ile razy tego potrzeba.
I
Dobre dzieci wdzięczne są rodzicom
za ich tru d y i starania, kochają też ro
dziców, m odlą się do Pana Boga o zdrowie
i ja k najdłuższe życie dla nich, pełnią we
wszystkiem ich wolę, słuchają ich rad i
napomnień. Gdy dzieci dorosną, pom agają
rodzicom w pracy, — są podporą w ich
starości. Bądźcie dobrzy, p iln i i posłuszni,
a sprawicie rodzicom waszym największą
:y
radość i ludzie was będą kochali.
I
V
Strona 14
8 )^
1 „Czcij ojca twego i matkę twoją “ tak
zalecił Pan B óg i błogosławi tym, którzy
wypełniają to przykazanie Jego.
i^
t«i
C ztery obow iązki.
Do Mahometa, jako przystoi,
Ze czcią przystąpił młodzian nieśmiały.
Pomarli — rzecze — rodzice moi,
Chciej mię pouczyć, czy nie ustały
Mi obowiązki w zględem nich wszelkie?
— O nie! zostały cztery i w ie lk ie :
Do Doga modły wznosić za niemi;
D ługi ich wiernie spłacić na ziemi;
We czci zachować, co szanowali;
Strzedz od ruiny, co zbudowali!
Kom an Zm or ski.
Piękny przykład czci dla rodziców.
--
Franciszek Karpiński, ukończywszy szkoły,
przyjechał do rodziców. U nas w Polsce,
dzieci, chociaż najstarsze, zawsze uważały
s ię za dzieci pod władzą rodzicielską. Miał
1H ma*M U i____ .
■ m wm ■ n
Strona 15
9
i Franciszek dla rodziców jak największe
uszanowanie, w ich obecności nigdy prędzej
Strona 16
nie usiadł, dópókąd na to nie zezwolił, a
stojąc przed nimi, nie śm iał oprzeć się
plecami o ścianę.
Ojciec Franciszka, aby się przekonać,
czy syn, k tó ry teraz już był dorosłym, nie
zmienił się, chodząc raz po izbie, p rz y
stąpił do niego i nic nie mówiąc w tw arz
go uderzył, poczem znowu przechadzał
się jak przedtem.
Franciszek nie wiedział co to m a zna
czyć, ale skrom ny, z oczyma w ziemię spu-
szczonemi, milczał i czekał końca z pokorą.
Ojciec, rozrzewniony tern spokojnem
zachowaniem się syna, rzucił się wtedy
Franciszkowi na szyję i mówić ze łzami
począł: „Synu mój, doświadczałem cię
tylko, jak też przyjm iesz policzek od ojca
twego. Teraz widzę, żeś prawdziwej m ą
drości się nauczył i umiesz uszanować
ojca i jako dziecko mnie się poddajesz".
Potem ukląkł w pośrodku izby i zawołał:
„O Boże, pobłogosław to dziecko moje,
niech żyje długo, zdrowe i szczęśliwe!“
Franciszek, wzruszony tą mową, padł
do nóg ojcu, a on, klęczący do klęczące-
Strona 17
go, mówił jeszcze: „Synu mój! szanuj lu
dzi, a będziesz szanowany; ten policzek,
który odebrałeś od ojca, niech będzie
ostatn im !"
Pan B óg pobłogosławił Franciszkowi
i spełnił słowa jego ojca.
Franciszek Karpiński był mężem li
czonym i szanowanym, ułożył wiele pię
knych pieśni, a między niemi znane do
dziś i powszechnie śpiewane pieśni nabo
żne: „Kiedy ranne wstają zorze" i „Wszy
stkie nasze dzienne sprawy."
------
0 sierotce Jadwini.
f.----
Jad winią była miłą dziewczynką. Ł ago
dna, posłuszna, pobożna, pilnie się uczyła
w szkole, a dla starszych zawsze była
z uszanowawiem. W szyscy ją kochali.
Jadwinia nie miała już anim jca.m ni
matki, oprócz sędziwej babuni nie miała
innych krewnych. Pod jej okiem wyclio-
Strona 18
*&■( 12
wywala się Jadwinia. L ata ubiegały jej
szybko i nie bez pożytku. Poczciwa s ta
ru sz k a nie poprzestała na tern, by tylko
dać jeść i pić swej wnuczce, lecz, o ile m o
gła, rozwijała jej umysł. W ósm ym roku
życia Jad w in ia um iała już biegle czytać i
pisać i niektóre właściwe swemu wiekowi
robótki. Wiedziała Jadw inia, kom u to
w szystko zawdzięcza, kochała też babunię
nad życie.
Ale podobało się Bogu dotknąć Ja-
dwinię wielkim smutkiem. Sędziwa b a b u
nia w ciężką popadła chorobę. Zatrw ożyła
się bardzo Jadw inia, szczerze modliła się
do B oga o zdrowie dla swej opiekunki i
jak anioł stróż czuwała p rzy łożu chorej.
Lecz pom im o jej zabiegów i poświęcenia,
zdrowie ukochanej babuni nie polepszyło
się. W ybiła nakoniec o statn ia godzina.
Chora leżała blada, cicha, spokojna. Gdy
Jad w in ia na chwilę przy stąpiła do łoża i
uchwyciła rękę babuni, przejęło ją śm ier
telne zimno; sta ru szk a już nie żyła.
— Mój Boże, cóż ja, biedna sierota,
teraz pocznę?! Już niema dobrej babu-
1 uj ' ,
Strona 19
*&( 13
ni, już ją Bóg wziął do siebie! Kto się
ulituje nade mną?
Tak żaliła się Jadwinia, a strumienie
łez płynęły jej z oczu. Lecz Bóg, który
wszystko widzi i skrytości serca naszego
przenika, zesłał jej niespodziewaną pomoc
i pociechę. Dziedziczka tej wsi, w której
babunia z Jadw inią mieszkały, bogata pani,
zajęła się jej dalszym losem i przygarnęła
do siebie, jak własną córkę.
Przy dźwięku kościelnych dzwonów
odbył się za trzy dni pogrzeb staruszki.
Na świeżej mogile staraniem zacnej pani
stanął piękny krzyż, a wdzięczna J a
dwinia od czasu do czasu zdobiła go
kwiatkami.
D obrze było sierocie n a dw orze b o
gatej pani, lecz d o sta te k nie zm ienił jej
serca. Ja d w in ia k ochała sw ą p a n ią i d o
brodziejkę, s ta ra ła się w szelkim i sposobam i
jej p rzy p o d o b ać; nie zap o m n iała jednak,
co w inna SAvym rodzicom i babuni, i pole
cała codziennie B ogu w szczerej m odlitw ie
ich dusze.
Strona 20
Wdzięczny druciarz.
Bodąc w Krakowie, szedłem ulicą, wtem
zbliża się do mnie młody druciarz i za
pytuje: czy nie wiem, gdzie jest poczta
do przyjmowania pieniędzy?
— Wiem, mój kochany, odpowiedzia
łem, właśnie idę w tę stronę, mogę ci
więc pokazać.
Druciarz pokornie uchylił swego ka
pelusza i pokłonił mi się w milczeniu, da
jąc poznać uradowanym wzrokiem, że go
tów iść za mną.
— A dużo chcesz posłać pieniędzy?
zapytałem.
Druciarz otworzył rękę i z dumą po
kazał mi leżącego na dłoni dukata w złocie.
— To zapewne dla rodziców...
— Jam sierota, panoczku! — odrzekł
smutnie; — ojciec i m atka umarli, gdy
miałem lat cztery. Stara Pawlikowa przy
jęła mnie i, chociaż sama bardzo biedna,
podzieliła ze mną chleb, ciężko zarobiony.
Dwa lata temu wyszedłem w świat na za-