7626
Szczegóły |
Tytuł |
7626 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7626 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7626 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7626 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jacques Spitz
Wojna z muchami
I inne powie�ci
Prze�o�y� Andrzej To��oczko
Wojna z muchami
LABORATORIUM PROFESORA CARNASSIER
Justus-Evaryst Magne, urodzony w Cahors w departamencie Lot, jako trzeci z kolei syn miejscowego bednarza, ledwo unikn�� �mieszno�ci noszenia, podobnie jak jego ojciec, imienia Charles. [Charlemagne - Karol Wielki (742-814), kr�l Frank�w z dynastii Karoling�w, uznawany za jedn� z najwybitniejszych postaci historycznych]. Zawdzi�cza� to matce, kt�r� zapewne o�wieci�a zbli�aj�ca si� �mier� (nieboga zmar�a w trzy dni po przyj�ciu dziecka na �wiat). Dzieci�stwo m�odego, pozbawionego matki Justusa przebiega�o - a nie by� to bynajmniej przypadek odosobniony - pocz�tkowo w rynsztoku, p�niej za� - w �awie szko�y gminnej. Trafi�by zapewne do poprawczaka, gdyby nie pewien braciszek zakonny, kt�rego siostra mieszka�a w pobli�u domku ojca Magne. Braciszek zaopiekowa� si� nim i wys�a� do ma�ego seminarium. Justus okaza� si� ch�opcem do�� pracowitym, nie czu� jednak zbytniego powo�ania do stanu duchownego. Seria zadziwiaj�cych, przypadkowych wydarze� doprowadzi�a do cudownego wr�cz rozwi�zania: dwudziestoletni Justus otrzyma� dyplom uko�czenia studi�w na uniwersytecie w Montpellier, kt�ry to dokument uwie�czy� �w pierwszy etap jego �ycia.
Tytu� magistra nauk przyrodniczych nie pom�g� Justusowi-Evarystowi Magne w znalezieniu �r�de� utrzymania, jak dzia�o si� to najwidoczniej z reszt� ludzi. Zamierza� w�a�nie przyst�pi� do sp�ki z by�ym poskramiaczem zwierz�t, obecnie - treserem pche�, kiedy w�adze wojskowe zaprosi�y go do przest�pienia prog�w koszar w Quimperle w departamencie Finistere. Szeregowy Magne w�a�nie szykowa� si� do rozpocz�cia s�u�by ku chwale ojczyzny z ca�� wdzi�czno�ci� nale�n� temu, kto karmi was gotowan� wo�owin�, kiedy niespodziewanie odkry� u siebie p�askostopie. Jako zoolog powinien by� ju� wcze�niej zna� ten szczeg� swej anatomii, faktem jednak jest, �e trwa� w nie�wiadomo�ci tego stanu rzeczy a� do dnia, kiedy to ci�ar plecaka oraz szorstko�� obej�cia niekt�rych podoficer�w otwar�y mu oczy na niezdolno�� do marszu. Po powrocie do cywilnego �ycia, umkn�wszy o ma�y w�os przeniesienia do wojsk pomocniczych, zn�w zapewne popad�by w bied�, gdyby nie pewien dawny kolega z wojska, kt�ry da� mu list polecaj�cy do profesora Carnassier.
Carnassier, profesor w College de France, dzi�ki prowadzonym przez siebie w laboratorium przy ulicy Cujas badaniom nad dziedziczno�ci�, zamierza� wst�pi� do Akademii Nauk, kt�ra mia�a sw� siedzib� na bulwarze Conti. Naturalnie, nie potrzebowa� nikogo, jednak�e tysi�ce much drozofili, na kt�rych przeprowadza� eksperymenty, wymaga�y troskliwej opieki. Justus-Evaryst Magne z wdzi�czno�ci� zgodzi� si� wst�pi� na kr�lewsk� drog� bada� naukowych przez skromn� furtk� dla laborant�w.
Pocz�wszy od tego dnia przez okres dw�ch lat Magne pracowa� w laboratorium przy ulicy Cujas, piel�gnuj�c, hoduj�c, licz�c i badaj�c muchy w zamian za osiemset frank�w miesi�cznego wynagrodzenia.
Trzeba wam wiedzie�, �e na oko�o dziesi�� tysi�cy drozofili znale�� mo�na jedn�, r�ni�c� si� od pozosta�ych jakim� szczeg�em anatomicznym, na przyk�ad kszta�tem skrzyde�ek, zmian� w czerwonym zabarwieniu oczu lub wygl�dem odw�oka. Mucha taka, zwana mutantem, mo�e przekaza� swoje cechy szczeg�lne potomstwu. Praca Magne�a polega�a na krzy�owaniu much-mutant�w i obserwowaniu, w jaki spos�b cechy dystynktywne rodzic�w rozk�ada�y si� pomi�dzy osobniki danego z�o�a. Ogl�daj�c muchy pod lup� i obracaj�c je na wszystkie strony Justus-Evaryst Magne pozna� je lepiej, ni� ktokolwiek na �wiecie. Tymczasem, kontynuuj�c z miernym raczej skutkiem studia teoretyczne, wyrobi� sobie na ten temat w�asne zdanie, lecz nie dzieli� si� nim ze swym pracodawc�, kt�ry zniech�ca� wszystkich swym ch�odem i kt�rego wynurzenia nie wykracza�y nigdy poza �a�osny bana�:
- Claude Bernard powiedzia� kiedy�, �e zwierz�ciem, kt�re odda�o najwi�ksze us�ugi nauce, jest �aba. Dzi� natomiast, m�j drogi Magne, powiedzia�by raczej: mucha.
Pewnego grudniowego wieczora, kt�ry na d�ugo mia� mu utkwi� w pami�ci, Magne wedle swego zwyczaju opu�ci� laboratorium jako ostatni. Panuj�ca w pomieszczeniach dla much temperatura dwudziestu pi�ciu stopni Celsjusza wysuszy�a mu nieco gard�o, wst�pi� wi�c do ma�ej knajpki na rogu ulicy Victor-Cousin i zam�wi� przy kontuarze kufel piwa. Barman zna� go doskonale.
- Prosz�, panie Magne, to powinno pana zainteresowa� - powiedzia�, podaj�c mu �France-Soir�.
Magne zerkn�� na stron�, na kt�rej widnia�a fotografia Miss Uniwersum, palec barmana wskazywa� artyku� w kolumnie po lewej stronie.
Dziwna epidemia
Mieszka�com laota�skiej wioski Saravan, po�o�onej nad jednym z dop�yw�w Mekongu, w Indochinach, przydarzy�a si� niezwyk�a przygoda: chmary much, wyp�dzonych najprawdopodobniej przez deszcze z tropikalnej d�ungli, opad�y na okolic�, zmuszaj�c miejscow� ludno�� do porzucenia domostw i ucieczki na po�udnie. Ten exodus ludno�ci przybiera rozmiary, kt�re zdaj� si� niepokoi� lokalne w�adze. O ile jednak ucieczka przed tygrysem wydaje si� zrozumia�a, o tyle ucieczk� przed muchami trudniej poj��!
- To zakamuflowana reklama �rodka owadob�jczego - stwierdzi� pogardliwie Magne.
Barman, kt�ry mia� ochot� na chwil� pogaw�dki, m�wi� dalej:
- Niech pan dobrze pilnuje swoich much, panie Magne, inaczej b�dziemy wiedzieli, kto jest wszystkiemu winien.
- Ludzie s� bardziej niebezpieczni - odrzek� Justus, pragn�c zako�czy� rozmow�.
Zap�aci� za piwo i stwierdziwszy, �e do ko�ca miesi�ca pozosta�o mu jedynie dwadzie�cia osiem frank�w, ruszy� w nieweso�ym nastroju bulwarem Saint-Michel do swego mieszkania przy ulicy Visconti. Oczywi�cie mia� jeszcze w spi�arni funt cukru-pudru i p� camemberta; problem kolacji polega� na po��czeniu tych dw�ch odleg�ych smakowo produkt�w bez zbytniego naruszenia zasob�w pieni�nych. W�a�nie si� nad tym zastanawia�, gdy w jego �ycie znienacka wtargn�a mi�o��: jaki� kobiecy g�os spyta� go, jak doj�� do Panteonu. Zaskoczony m�odzieniec odwr�ci� g�ow� i ujrza� po drugiej stronie ogrodzenia muzeum Cluny m�od� dziewczyn�, szukaj�c� bezskutecznie wyj�cia z ogrodu.
Dogl�daj�c zamkni�tych w s�ojach much Magne przyzwyczai� si� do widoku zwierz�t w niewoli. Wskaza� uwi�zionej dziewczynie drog� do wyj�cia i odprowadzi� j� a� do furtki, id�c po drugiej stronie kraty wzd�u� bulwaru Saint-Germain, a potem ulic� Cluny. Na rogu ulicy Sommerard wiedzia� ju�, �e ma na imi� Michalina, �e ma siedemna�cie lat, przyjecha�a poprzedniego dnia z Chateau-Chinon do ciotki, kt�ra wynajmowa�a krzes�a w ko�ciele Saint-Sulpice, �e chce ulokowa� si� przy jakiej� mieszcza�skiej rodzinie, a na razie ogl�da ciekawostki stolicy, dop�ki jeszcze ma na to czas, �e w muzeum Cluny wszystko jest bardzo stare, ale dobrze utrzymane... Gdy Michalina wysz�a wreszcie z ogrodu na plac Sorbonne, Evaryst stan�� przed ni� twarz� w twarz i spojrzawszy na ni� odruchowo w taki spos�b, jak spogl�da� na wyjmowane ze s�oja muchy, drgn�� zaskoczony: oczy dziewczyny by�y niebieskie, podczas, gdy oczy drozofili przyzwyczai�y go do ca�ej gamy czerwieni.
Panteon by� zamkni�ty, lecz ko�ci� Saint-Etienne-du-Mont by� otwarty dla zwiedzaj�cych. Michalina, kt�rej nazwisko brzmia�o: Parturier, przechadzaj�c si� po nawach rozwodzi�a si� przed wci�� milcz�cym Justusem nad urokami Morvanu, zw�aszcza w lecie, poniewa� w pozosta�e miesi�ce wci�� pada, nad bia�ymi wo�ami, jeziorami, burzami tak-cz�stymi-�e-w-ko�cu-nie-ba�am-si�-ju�-grzmot�w, nad drogowskazem nad Chateau-Chinon, kt�ry wskazuje kierunki wszystkich prze��czy, w kolorach i nawet z odleg�o�ciami... Wreszcie spyta�a Justusa o jego zaw�d, a gdy wyzna�, �e pracuje w laboratorium, dziewczyna a� zaniem�wi�a z wra�enia. Laboratorium! Naukowiec! I do tego taki m�ody! Jej milczenie by�o tak d�ugie i znacz�ce, �e Justus pomy�la�, �e si� jej nie spodoba�.
- A pani my�la�a, �e gdzie pracuj�! - spyta� pokornie.
- Wydawa�o mi si�, �e pracuje pan w bran�y spo�ywczej - odrzek�a.
Pomimo braku do�wiadczenia Magne wiedzia�, �e damie nale�y zaproponowa� kino, lecz dwa bilety po siedem frank�w przekracza�y jego mo�liwo�ci finansowe. Gdy tak rozmy�la� nad sw� trudn� sytuacj�, udaj�c jednocze�nie, �e s�ucha opowiadania o targu byd�a w Autun, wpad�a mu do g�owy genialna my�l: zaproponuje Michalinie obejrzenie laboratorium! Carnassier jad� w ministerstwie kolacj� z dyrektorem departamentu Higieny Publicznej, powinien wi�c by� nieobecny.
W pracowni przy ulicy Cujas Michalina, przej�ta pe�nym szacunku l�kiem na widok laboratoryjnego szk�a, milcza�a jak zakl�ta. Justus za to znalaz� si� w swoim �ywiole. Pragn�c zab�ysn�� przed go�ciem pocz�� wprowadza� dziewczyn� w najtajniejsze arkana naukowych bada� nad dziedziczno�ci�. M�wi� jej o Mendlu, Morganie, o cechach regresywnych, o cechach dominuj�cych, o chromosomach, o lokalizacji gen�w, o skrzyd�ach bez kom�rki analnej... Powoli zapala� si� do tematu.
- A wszystko to s� zaledwie ograniczone raportami z do�wiadcze� koncepcje - wykrzykiwa� w pustym laboratorium - krzywe statystyczne, idee szefa, siedz�cego za biurkiem i szykuj�cego sprawozdania dla Akademii Nauk. Ale kiedy si� jest tak, jak ja, w kontakcie z �yw� materi�, kiedy dotyka si� palcami larw, obmacuje odw�oki, czu�ki, liczy poszczeg�lne elementy oczu, bada unerwienie skrzyde�ek, kiedy si� czuwa nad lotem, jedzeniem i snem tysi�cy much, wtedy cz�owiek spostrzega, �e tajemnica jest o wiele g��bsza, bardziej nieprzenikniona, ni�by si� to mog�o wydawa�. Ruch �apek, nastroszenie w�osk�w, zmiana w po�ysku szczecinek - wszystko to nabiera znacze�, kt�rych nie spos�b wyrazi� s�owami. Klasyfikuje si� mikroby, muchy, psy, koty, s�onie wed�ug typ�w, podtyp�w, rodzaj�w, rodzin, plemion, odmian... Ludzie my�l�, �e wystarczy wszystko opatrzy� etykietk�, zaszeregowa� ka�de zwierz� do osobnej szufladki, ale �ywa materia nie przejmuje si� wszystkimi tymi podzia�ami, tym nagromadzeniem nazw. Niech pani pos�ucha: �ywa materia jest w ci�g�ym ruchu. Wydaje si� na przyk�ad, �e ziemia jest zupe�nie stabilna, �e morze jest spokojne, �e rzeczka, do kt�rej chodzimy si� k�pa�, w przysz�ym roku wci�� tam b�dzie, �e b�dzie tam zawsze. Mo�liwe, �e b�dzie tam jeszcze w przysz�ym roku, ale niekoniecznie. Ziemi� przebiegaj� wstrz�sy, wybuchaj� wulkany, wielkie kataklizmy geologiczne mog� si� powt�rzy� i brutalnie zmieni� oblicze �wiata. W przypadku �ywej materii r�wnowaga ta jest jeszcze bardziej chwiejna, jej pozorny sen jest jeszcze l�ejszy, ni� sen ziemi. Wystarczy raz zobaczy�, jak niewiele trzeba, aby z nasienia wyr�s� potw�r. Olbrzymie wstrz�sy mog� jutro poruszy� ca�� �yw� protoplazm�. Kto wie? Jutro odrodzi� si� mog� dinozaury, mastodonty...
Przerwa� na chwil� dla zaczerpni�cia tchu i spostrzeg�, �e Michalina patrzy na niego z otwartymi ze zdumienia ustami.
- Zrozumia�am - powiedzia�a - nie musi si� pan tak gniewa�.
Justus wybuchn�� �miechem i, wracaj�c z ob�ok�w na ziemi�, poda� dziewczynie papk� bananow�, aby nakarmi�a drozofile o bladych oczach.
- Och, jakie zabawne muszki! - wykrzykn�a z zachwytem.
Potem pokaza� jej kuwet�, w kt�rej roi�o si� od wyklutych po po�udniu larw.
- Co za okropie�stwo!
Kiedy jednak pokaza� jej pod mikroskopem skrzyde�ko muchy, dziewczyna nie w�tpi�a ju�, �e Justus jest bardzo wybitnym naukowcem i aby wyrazi� mu sw� wdzi�czno��, u�cisn�a mu gor�co r�k�.
Dawno ju� min�a godzina, o kt�rej Michalina powinna by�a wr�ci� do ciotki. Kiedy zda�a sobie z tego spraw�, a� krzykn�a z przestrachu. Justus odprowadzi� j� jedynie do ulicy Cannettes, poniewa� by�a ju�, by� mo�e, znana w tej okolicy, a potem ca�y rozmarzony wr�ci� do domu przy ulicy Visconti. Nie w g�owie mu by�a kolacja; jego my�li kr��y�y teraz uparcie wok� b��kitnych oczu Michaliny, od kt�rej oddziela� go jedynie bulwar Saint-Germain. Ustawi� swoje �elazne ��ko tak, aby podczas snu mie� twarz zwr�con� w jej stron�.
Nast�pnego dnia w laboratorium m�wi�o si� jedynie o muchach z Indochin. Poranne gazety drukowa�y najnowsze depesze z Sajgonu: epidemia rozszerza�a si�. Magne mia� jednak umys� zaj�ty czym innym; niepoj�te, jak m�g� rozsta� si� z Michalin�, nie um�wiwszy si� z ni�. Na my�l, �e by� mo�e nigdy ju� jej nie ujrzy, zimny pot zwil�a� mu d�onie i s�oje wy�lizgiwa�y mu si� z r�k. Gdy tylko sko�czy� prac�, pobieg� prosto na ulic� Cannettes z mocnym postanowieniem, �e b�dzie czeka� tak d�ugo, jak to b�dzie potrzebne, by ujrze� Michalin�.
Trzyma� stra� przez bite trzy godziny. Okoliczna dzieciarnia nie zwraca�a ju� nawet na niego uwagi. Magne zna� wkr�tce wszystkie witryny sklep�w z dewocjonaliami na rogu placu, lecz wci�� czeka�. O si�dmej dla zabicia nudy kupi� od ulicznego sprzedawcy wieczorn� gazet�. Mia� mn�stwo czasu na przeczytanie jej od deski do deski, z wiadomo�ciami z ostatniej chwili w��cznie:
Niepok�j w Indochinach
Masowe pojawienie si� much w g�rnej cz�ci doliny Mekongu, o czym informowali�my we wczorajszym wydaniu, przybiera zdecydowanie niezwyk�e proporcje. Indochi�ska ekipa Czerwonego Krzy�a wyruszy�a z Sajgonu do obszar�w dotkni�tych epidemi� tyfusu. Z Hanoi donosz� r�wnie�, �e niekt�re le��ce w pobli�u granicy z Junanem wioski musia�y zosta� ewakuowane pod naporem skrzydlatej inwazji. Rz�d zaleci� przeprowadzenie dochodzenia w tej sprawie oraz nakaza� przypomnienie ludno�ci podstawowych zasad higieny.
Pragn�c zebra� dla naszych czytelnik�w kilka informacji na temat tej dziwnej plagi, wys�ali�my jednego z naszych wsp�pracownik�w do Instytutu Pasteura. Niestety, nikt nie m�g� go tam przyj��. Lepiej natomiast przywita� nas pan Bernard Brunius, profesor religii wschodu w muzeum Guimet, kt�ry zechcia� �askawie odpowiedzie� na nasze pytania. Przypomnia�, �e Laota�czycy zawsze okazywali �wi�ty strach przed much�wkami - tak bowiem nazywa si� muchy w nazewnictwie naukowym - tak wi�c wzburzenie, kt�re zdaje si� opanowywa� ludno�� tych okolic, powinno zosta� z�o�one na karb religijnego atawizmu. �Cz�owiek Wschodu, tul�c do serca kobr�, ucieka przed much�. Europejczyk natomiast, kt�ry nic sobie z owad�w nie robi, boi si� w�a, tego �r�d�a nieszcz�� praojca Adama. Tak to ju� jest na tym �wiecie� - podsumowa� z u�miechem wybitny profesor, kt�rego sceptycyzm, r�wnie mi�y, co o�wiecony, wypada zapewne podziela�.
Poniewa� do godziny jedenastej wieczorem Michalina nie pokaza�a si� i zaczyna� pada� deszcz, Magne opu�ci� sw�j posterunek. W �a�obnym nastroju ruszy� w kierunku swego mieszkania, zastanawiaj�c si� po drodze, czy nie zej�� ulic� Bonapartego nad Sekwan� i nie sko�czy� ze sob�. Jednak�e setka w�dki, kt�r� zafundowa� sobie w barze naprzeciwko Akademii Sztuk Pi�knych, skierowa�a go na w�a�ciw� drog�, to znaczy w stron� jego mieszkania. Na schodach spotka� dozorczyni�, kt�ra widz�c go, zawo�a�a:
- Panie Justusie! Nareszcie pan przyszed�! Jest dla pana pilna wiadomo��, przynie�li dzi� wieczorem... Prosz� zaczeka�.
- Li�cik od Michaliny - pomy�la� Justus i jego serce zabi�o gwa�townie. Jak niem�drze post�pi�, nie wracaj�c wcze�niej! Dozorczyni wr�ci�a i wr�czy�a m�odzie�cowi list, w kt�rym profesor Carnassier oznajmia� mu, �e musi si� z nim bezzw�ocznie zobaczy�. Spadaj�c z wy�yn nadziei Justus westchn�� jedynie:
- Szlag by to trafi�!
- Ale�, panie Justusie! - oburzy�a si� dozorczyni. - Widz�, �e pan pi� i nie panuje nad sob�. Lepiej niech si� pan po�o�y.
- Pani te� - odrzek� Magne. Sam ju� nie wiedzia�, co m�wi.
Kiedy nazajutrz dotar� do laboratorium, szef ju� na niego czeka�.
- M�j drogi Magne - rzek� mru��c jowialnie oczy - wczoraj wieczorem chcia�em oznajmi� panu dobr� nowin�: wyje�d�amy. Czyta� pan w gazetach o tej historii z muchami; ot� wydaje si�, �e jest to sprawa o wiele powa�niejsza, ni� si� to przyznaje. Rz�d Socjalistycznych Stan�w Indochin z�o�y� w ONZ pro�b� o natychmiastowe wys�anie misji badawczej. Nauka francuska ma sw�j udzia� w tym szlachetnym przedsi�wzi�ciu, do kt�rego zosta�em wyznaczony ja, Deferre z Muzeum oraz Weinstein z Instytutu Pasteura. Ani jeden, ani drugi nie znaj� si� na tym, ale s� masonami i lubi� podr�e. Zreszt� niewa�ne. Mam prawo zabra� ze sob� asystenta, poda�em wi�c pa�skie nazwisko. Odlatujemy w po�udnie samolotem Air-France. Niech pan spakuje skarpetki do walizki i przyje�d�a tu po mnie.
Justus wytrzeszczy� ze zdumienia oczy tak, �e mog�aby mu ich pozazdro�ci� niejedna mucha, i sta� bez s�owa.
- C� to, og�upia� pan z rado�ci?
- Ale� ja nie mog� wyjecha� - wyj�ka� Justus.
Carnassier zmarszczy� brwi, a spod dobrodusznej maski przebi� si� w�adczy ton.
- Jak to? Co pan mi tu opowiada? Proponuj� panu pi�kn� podr� w towarzystwie wybitnych ludzi, daj� panu okazj� do wyr�nienia si�, u�atwiam panu start, a pan si� waha! Czy pan oszala�, Magne? Podj��em decyzj� i zabieram pana.
Justus pokr�ci� g�ow�.
- Co, jest pan z kim� zwi�zany? - przenikliwy wzrok profesora zdawa� si� przebija� nawet �ciany.
- Och, nie! - zaprzeczy� Justus, rumieni�c si� - ale...
- Ale co?
- Jak�e mam jecha�, skoro mam dok�adnie dwana�cie frank�w w kieszeni? - wybuchn��.
Zaskoczony Carnassier milcza� przez chwil�, a potem wybuchn�� �miechem.
Trzeba by�o od razu tak m�wi�! Prosz�, niech pan to we�mie. - Wyci�gn�� r�k� z tysi�cem frank�w i przyzna� nale�y, �e na widok banknot�w Justus-Evaryst Magne zapomnia� o Michalinie.
II
DOLINA MEKONGU
Gdy misja naukowa wyl�dowa�a na lotnisku w Sajgonie, jej cz�onkowie nie byli w najlepszej formie. Doktor Weinstein z�apa� w Bassorah katar, cierpi�cemu na chorob� morsk� Carnassierowi �o��dek wywraca� si� dos�ownie na lew� stron�, a profesor Deferre, kt�ry przy przekraczaniu jakiej� dziury powietrznej st�uk� okulary, wypu�ciwszy je z r�k, wci�� chodzi� w�ciek�y. Co za� si� tyczy Magne�a, to d�ugie godziny rozmy�la� sp�dzone w samolocie sprzyja�y odtworzeniu obrazu, od kt�rego oddziela�o go teraz dziesi�� tysi�cy kilometr�w i sercem jego zaw�adn�a czarna melancholia.
Cz�onkom komisji nie dano jednak czasu na odpoczynek, jako �e zaraz po przyje�dzie zostali przyj�ci przez prezydenta Czen-Donga.
- Panowie - rzek� po francusku z wyra�nym po�udniowym akcentem, nabytym podczas studi�w w Tuluzie pod jarzmem imperialist�w - wdzi�czny wam jestem za to, �e porzucili�cie wasze prace, aby wspom�c nas sw� wiedz�. Stoimy w obliczu epidemii, kt�ra przybiera rozmiary prawdziwej katastrofy. Jestem na bie��co informowany o post�pach choroby; zakreskowane na tej mapie obszary, to regiony dotkni�te kl�sk�. Ostatnie raporty s� alarmuj�ce. Brak nam lekarzy i sprz�tu, aby otoczy� opiek� wszystkich chorych. Liczba zgon�w jest zdumiewaj�co wysoka. Co si� za� tyczy much, to wci�� posuwaj� si� naprz�d. Od was oczekujemy uwag oraz planu obrony. S�owa, jakich u�ywam, �wiadcz� o tym, �e �wiadom jestem ogromu niebezpiecze�stwa, jakkolwiek na zewn�trz zmuszony jestem okazywa� optymizm, aby nie wznieca� niepokoju w�r�d mieszka�c�w Kochinchiny oraz samego miasta Sajgonu.
Podczas pierwszej narady misji zdecydowano, �e Magne jako pierwszy wyruszy na p�noc na rekonesans, aby na miejscu zebra� potrzebne informacje i przygotowa� wszystko na przyj�cie delegacji. Jeszcze tego samego wieczora wyjecha� jeepem na p�noc, do oddalonego o dwie�cie kilometr�w Kratie.
Tam bardziej ju� by�o widoczne, �e sprawy przybieraj� z�y obr�t. Drog� tarasowa�y kolumny ambulans�w. Pod miasteczkiem, do kt�rego wst�pu broni�y wojskowe posterunki, roz�o�yli si� obozem uchod�cy. Komisarz ludowy Kratie nie m�g� nad��y� za rozwojem sytuacji. Magne�owi, kt�ry stawi� si� u niego z dokumentami, nakazuj�cymi udzielenie mu wszelkiej pomocy, odpar� brutalnie za po�rednictwem t�umacza:
- Niech pan robi, co si� panu podoba, byle mi pan nie zawraca� g�owy. I bez tego mam ju� do�� k�opot�w.
Komendant wojskowy - u�miechni�ty, pokraczny grubasek - okaza� si� bardziej uprzejmy. Dzi�ki niemu Magne otrzyma� furgonetk�, benzyn� i eskort� czterech �o�nierzy pod dow�dztwem oficera, aby m�c kontynuowa� wypraw� w g�r� Mekongu.
Nast�pnego dnia dotar� do wodospad�w Preapatangu. Na brzegu panowa�o niezwyk�e o�ywienie. Tubylcy przeci�gali l�dem swoje cz�na, aby spu�ci� je ponownie na wod� poni�ej bystrzyn. �odzie, przybijaj�ce do brzegu powy�ej katarakty, prze�adowane by�y najr�niejszymi przedmiotami. By�a to prawdziwa w�dr�wka lud�w. Magne usi�owa� za po�rednictwem t�umacza wypytywa� uciekinier�w, lecz otrzyma� jedynie t� odpowied�:
- Maok, dakoctor! - co podobno mia�o znaczy�: �Uwaga, muchy s� tu�-tu�!�
Poniewa� furgonetka grz�z�a w b�ocie opuszczonych ry�owisk, Magne oddali� si� nieco od rzeki i pomkn�� przez sawann�. Tamt�dy r�wnie� ci�gn�y karawany uciekaj�cych na po�udnie tubylc�w: sz�y kobiety z plemienia M�j, z piersi� owini�t� wst�g� materii i z dzie�mi uczepionymi ich nagich ramion, szli r�wnie� Tajowie w czerwonych lub czarnych ubiorach. Od czasu do czasu przeje�d�a� archaiczny, ci�gni�ty przez wo�y w�z o pe�nych ko�ach, na kt�rym dogorywali chorzy. Szlak pocz�y wytycza� liczne trupy. Magne chcia� zakopywa� pierwsze napotkane cia�a, ale �o�nierze z eskorty woleli zabija� z karabin�w wychud�e bawo�y, kt�re b��dzi�y po okolicy w poszukiwaniu w�t�ych k�pek trawy. Wycinali z ubitych zwierz�t wielkie plastry mi�sa, kt�re piekli nabite na czubki no�y. W oddziale panowa� dobry nastr�j, a mimo to wieczorem dw�ch ludzi nie powr�ci�o do obozu.
Nie rozwodz�c si� zbytnio nad tym uszczupleniem swego ma�ego oddzia�u, Magne kontynuowa� marsz. Krajobraz stawa� si� coraz bardziej monotonny. Rzadkie, ociekaj�ce olejem i �ywic� kar�owate drzewka rzuca�y sk�py cie� na wysuszon� s�o�cem ziemi�. Wszystkie wioski by�y opuszczone. Pod wiecz�r nast�pnego dnia Magne zatrzyma� samoch�d przed rz�dem chat na palach, zbudowanych nad brzegiem jednego z ma�ych dop�yw�w Mekongu. Nieliczne k�py palm betelowych i kokosowych ocienia�y kryte trzcin� i suchymi palmowymi li��mi dachy. Na rzeczce sta�y przycumowane tratwy z pustymi sza�asami. Wszyscy mieszka�cy wsi uciekli, pozosta�o tylko kilka go��bi w wisz�cej nad wej�ciem do jednej z chat klatce.
Rozlokowali si� na noc, jak kto chcia�, jako �e w tym wzgl�dzie Magne pozostawi� swym ludziom ca�kowit� swobod�. Sam spa� �le z powodu panuj�cego w chacie gor�ca, obudzi� si� jednak w dobrym humorze i zszed� po drabince przed chat�, aby skorzysta� z porannego ch�odu. Jego ludzie spali, rozrzuceni w malowniczym nie�adzie wok� furgonetki. Magne skierowa� si� w stron� niewielkiego, pokrytego zaro�lami pag�rka. Niebo by�o czyste, i szybko barwi�o si� pierwszymi kolorami dnia. Olbrzymie �aby powoli milk�y, przelecia�o stado kaczek, kieruj�c si� na po�udnie. Wznosz�c g�ow� ku g�rze naukowiec zauwa�y� kilka ko�uj�cych nad jego g�ow� much, zachowuj�cych jednak bezpieczn� odleg�o��. Jak okiem si�gn��, sawannowy las by� cichy i spokojny. Dzie� zapowiada� si� r�wnie upalnie, jak poprzednie, mo�e nawet burzowo, poniewa� nad p�nocnym wschodem unosi�a si� czarna chmura. Justus powr�ci� do obozu, gdzie obaj �o�nierze gotowali na ognisku wod� na herbat�.
- O kt�rej wyruszamy, panie profesorze? - spyta� oficer Magne�a, kt�ry bez sprzeciwu akceptowa� ten niezb�dny do sprawowania w�adzy tytu�.
- Jak tylko sko�czycie - odpar� �askawie.
Wydawa�o mu si�, �e ko�uj�cych nad furgonem much jest jakby wi�cej, ni� zwykle. Kr��y�y bez ko�ca w powietrzu tak, jak to czyni� muchy na ca�ym �wiecie, lecz Justus zauwa�y�, �e rzadko na czym� siada�y, a ju� nigdy na przedmiotach, stanowi�cych wyposa�enie obozu, ani na samych ludziach. Poszed� wi�c do chaty po kuferek, zawieraj�cy polowe laboratorium, a gdy wr�ci�, nad osiedlem bzyka�a prawdziwa chmura much.
- Wydaje mi si� - rzek� do t�umacza - �e to w�a�nie te s�awetne muchy.
�o�nierze pu�cili t� uwag� mimo uszu; zakrapiali herbat� any��wk� i ha�asowali opowiadaj�c sobie jakie� niezrozumia�e �arty.
By�o oczywiste, �e ta chmura much znieruchomia�a nad opuszczon� wiosk�. Wystarczy�o oddali� si� o kilka krok�w, aby owady pod��y�y za cz�owiekiem, ko�uj�c wci�� na wysoko�ci trzech - czterech metr�w nad g�ow�. Nad sawann�, nad kt�r� rozci�ga�o si� b��kitne, tropikalne niebo, nie by�o wida� ani jednej muchy. Tymczasem czarna chmura, kt�r� Magne zaobserwowa� na p�nocnym wschodzie, powi�kszy�a si�. Tkni�ty przeczuciem m�odzieniec wr�ci� do obozu, aby przyspieszy� za�adunek furgonetki.
- Uwa�ajcie, aby muchy nie siada�y na was, a zw�aszcza na jedzeniu - poleci� ludziom. - Zapakujcie dobrze ca�� �ywno�� i zamknijcie starannie manierki.
W tym momencie s�o�ce jakby przygas�o: olbrzymia chmura nadlatuj�cych z p�nocnego wschodu much dotar�a nad wiosk�. Tworzy�a g�sty woal, a dobiegaj�ce z niej bzyczenie podobne by�o do warkotu wentylatora. Widok by� wstrz�saj�cy. Ludzie zebrali si� wok� samochodu.
- Uruchomi� silnik - rzuci� Magne.
Sta� z zadart� g�ow� i pr�bowa� oceni� wysoko��, na jakiej kr��y�y owady. Najbli�sze by�y na wysoko�ci oko�o dwudziestu metr�w, ale poprzez t� pierwsz� warstw� mo�na by�o dostrzec nast�pn�, g�stsz� i bardziej oddalon�. Kiedy �ledzi�o si� wzrokiem jedn� z much roju, wida� by�o, �e kr��y ona po do�� ciasnym okr�gu o �rednicy oko�o dziesi�ciu centymetr�w. Wszystkie te kr�gi miesza�y si�, nak�ada�y jeden na drugi, i wzi�wszy pod uwag� g�sto�� roju wydawa�o si� cudem, �e owady nie zderza�y si� ze sob�.
Na d�u�sz� met� przebywanie pod tym mieczem Damoklesa by�o bardzo nieprzyjemne, budzi�o l�k. Wszyscy czterej stali w milczeniu z zadartymi do g�ry g�owami, kiedy Magne wykrzykn��:
- Uciekajmy!
W tej samej chwili czarny, wiruj�cy na niebie �nieg jak na komend� opad� na ziemi�. G�sta warstwa k��bi�cych si� much natychmiast pokry�a wiosk�, nie pozostawiaj�c ani kawa�ka wolnej przestrzeni. Bzyczenie usta�o i �wiat�o s�o�ca pojawi�o si� na powr�t, ale widok tego zalewu drgaj�cych �apek i skrzyde�ek by� jeszcze okropniejszy. Owady dok�adnie pokry�y jednolit� warstw� sza�asy, samoch�d i ludzi, tak jakby z nieba opad� czarny woal. Muchy mrowi�y si� na ubraniu, r�kach, twarzach, ci�gn�c po sk�rze swe zimne odw�oki i obmacuj�c ssawkami wszystkie pory. Okropne uczucie �askotania oraz nieopanowany dreszcz obrzydzenia szarpa�y nerwy. Ludzie na pr�no usi�owali uwolni� oczy i twarz od tej wstr�tnej, �ywej masy - na oczyszczone miejsce, jak fale na przybrze�n� ska��, nap�ywa�y natychmiast nowe. Przez chwil� Magne widzia�, jak ��ci �o�nierze z jego eskorty zrobili si� czarni, a na he�mach d�wigaj� ca�e g�ry much. Dwaj �o�nierze, nieprzytomni z odrazy i w�ciek�o�ci, tarzali si� po ziemi, usi�uj�c uwolni� si� od robactwa, lecz jedynym tego efektem by�o to, �e rozgniatali na sobie setki owad�w, kt�rych krew przyci�ga�a natychmiast nowe roje, g�stsze i bardziej �ar�oczne. Wkr�tce upodobnili si� do rosn�cych z ka�d� chwil� ku� czarnego �niegu.
Karoseria, opony i maska, podobnie, jak wszystko wok�, by�y czarne od owad�w. Oficer wepchn�� �o�nierzy do furgonetki, Justusa ulokowa� obok siebie, chwyci� kierownic�, spr�bowawszy przedtem na pr�no oczy�ci� j� r�kawem, i ruszy� na wstecznym biegu. Mia�d�one ko�ami muchy trzaska�y jak kapiszony. Odg�os by� tak wstr�tny, �e Magne, kt�remu �o��dek nie podchodzi� zbyt �atwo do gard�a, dosta� md�o�ci i zwymiotowa� na pod�og� samochodu; to wystarczy�o, aby zalew much si�gn�� im wkr�tce kolan.
Po przejechaniu pi�ciuset metr�w wydostali si� z opanowanego przez muchy obszaru, a kilometr dalej Magne�owi uda�o si� sk�oni� oficera do zatrzymania samochodu. �o�nierze we wn�trzu furgonu kl�li, na czym �wiat stoi. T�umacz prze�o�y� w przybli�eniu ich wyzwiska:
- Co za �wi�skie muchy!
- To �ajno! O, teraz w�a�� mi do spodni!
Na koniec, wycieraj�c twarz r�kami i tarzaj�c si� po pod�odze, �o�nierze odnie�li zwyci�stwo nad owadami, kt�rych szeregi nie by�y ju� uzupe�niane. Magne, kt�remu sumienie zawodowe przypomnia�o o obowi�zkach, zgarn�� z b�otnik�w kilka gar�ci �ywych much i umie�ci� je w s�ojach. Dobrze zrobi�, bo w chwil� p�niej wszystkie owady wznios�y si� rojem nad furgonetk�, zawirowa�y i powr�ci�y do swych pozostawionych w wiosce wsp�towarzyszek. Zdumia�o to Justusa, kt�ry sam zrazu nie wiedzia�, czemu si� dziwi. By�o to zdumienie cz�owieka, obytego z owadami i kt�rego wcze�niejsze do�wiadczenia nie zgadza�y si� z tym, co teraz obserwowa�. P�niej mia� wspomina� t� chwil�. Na razie jednak uwag� jego poch�ania�y bardziej pal�ce problemy.
Przygotowa� roztw�r dezynfekuj�cy i rozkaza�, aby ludzie oczy�cili nim starannie twarz i r�ce. On sam da� dobry przyk�ad, przemywaj�c oczy tamponem, nasyconym roztworem kwasu bornego. �o�nierze zastosowali si� skrupulatnie do jego wskaz�wek, jednak zamiast p�ukania gard�a woleli wypi� kilka �yk�w w�dki. Alarm zosta� odwo�any.
- No c� - rzuci� nie�mia�o Justus - ostatecznie, nie jest to takie straszne.
Lecz jego eskorta nie chcia�a nawet s�ucha� o pozostaniu na miejscu w celu kontynuowania obserwacji, musia� wi�c, aczkolwiek niech�tnie, nakaza� odwr�t.
Powr�t nie by� wcale �atwy. Najpierw zgubili drog�. Nast�pnego dnia zepsu�a si� furgonetka. Podczas gdy oficer naprawia� j�, Magne naliczy� co najmniej szesna�cie muszych chmur, lec�cych z wiatrem w kierunku po�udniowym na wysoko�ci oko�o pi�ciuset metr�w. �o�nierze obawiali si� tylko jednego: znale�� si� znowu oko w oko z muchami, dlatego chcieli zboczy� ku zachodowi. Trzeciego dnia zabrak�o benzyny i sytuacja zaczyna�a by� powa�na. Na szcz�cie Magne zauwa�y� na horyzoncie dymy i ruszy� pieszo w tym kierunku. �r�d�em dymu okaza�y si� p�on�ce bambusowe chaty. Wyda�o mu si� to dzia�aniem celowym, poniewa� jasne by�o, �e owady opada�y tylko na te wioski, gdzie, jak im podpowiada� instynkt, znajdowa�y si� odpadki organiczne. Tak wi�c �rodkiem ostro�no�ci jak najbardziej wskazanym by�o podpalanie opuszczonych siedzib ludzkich. To w�a�nie zadanie wykonywali �o�nierze z trzeciego regimentu komandos�w indochi�skich. Zaprowadzili Justusa do dow�dcy kompanii przebywaj�cego w miejscu oddalonym o dwana�cie kilometr�w od podpalanej wioski. Kiedy Magne powr�ci� do furgonetki z dwoma pi�ciolitrowymi kanistrami benzyny okaza�o si�, �e jego oddzia�ek znik�. Justus, mimo i� nigdy w �yciu nie prowadzi� samochodu, siad� za kierownic� i po dw�ch godzinach jazdy dotar� do Stongu, ma�ego miasteczka nad Mekongiem.
Wprowadzono tam stan wyj�tkowy i pierwszym widokiem, jaki roztoczy� si� przed oczami Magne�a, by� szereg Kambod�an, kt�rych miano w�a�nie rozstrzela�. W miasteczku panowa� nieopisany chaos. Na brzegu wyczekiwa� t�um uchod�c�w, w z�udnej nadziei znalezienia miejsca na �odziach. Na stosach p�on�y cia�a zmar�ych. Epidemia tyfusu czyni�a olbrzymie spustoszenia. Dow�dca jednej z wojskowych kanonierek, kt�ra w�a�nie przywioz�a lekarstwa i wieczorem wraca�a do Sajgonu, zgodzi� si� na szcz�cie zabra� na pok�ad Justusa-Evarysta wraz z ca�ym ekwipunkiem. Kiedy na statku zapanowa� ju� spok�j, Magne wsypa� ukradkiem uwi�zionym muchom do s�oik�w odrobin� cukru-pudru. Owady zdawa�y si� dobrze znosi� niewol�. Pod koniec tygodnia Justus wraz ze swym �upem znalaz� si� w Sajgonie.
III
INDOCHINY ZAGRO�ONE
Podczas dwutygodniowej nieobecno�ci Magne�a wydarzenia w Sajgonie toczy�y si� w osza�amiaj�cym tempie. Epidemia ogarn�a ca�� Kambod�� i dotar�a do Kochinchiny. W samym Sajgonie zanotowano ju� oko�o tysi�ca przypadk�w tyfusu, jak r�wnie� d�umy dymieniczej i cholery. Wydawa�o si�, �e w �wiecie mikrob�w zapanowa�o niezwyk�e o�ywienie; zanotowano sze�� do siedmiu rodzaj�w tyfusu, od tyfusu plamistego pocz�wszy, a na durze rzekomym sko�czywszy. Ta mnogo�� chor�b utrudnia�a diagnoz� i przyprawia�a o rozpacz lekarzy, kt�rzy nie wiedzieli, jakimi szczepionkami leczy� pacjent�w.
Powa�nym zak��ceniom uleg�o �ycie spo�eczne i handlowe Sajgonu. Zamkni�to bary i kina. Wielkie hotele zamieniono w szpitale. Co dzie� ze wszystkich wi�kszych i mniejszych miast po�udnia nap�ywa�y wo�ania o pomoc w postaci personelu medycznego i sprz�tu sanitarnego. Oceniano, �e ofiar� epidemii pad�o ju� dwadzie�cia tysi�cy os�b. Rz�d popar� projekt ewakuacji i Sajgon opuszcza�y wy�adowane po brzegi statki. Jednostki obcych pa�stw ze wzgl�d�w bezpiecze�stwa zmienia�y kurs i przep�ywa�y wzd�u� brzeg�w Indochin nie zawijaj�c do port�w.
Pomi�dzy cz�onkami misji naukowej rozgorza� sp�r. Carnassier twierdzi�, �e to muchy s� roznosicielami zarazk�w, natomiast doktor Weinstein, kt�remu zawdzi�czano rozpoznanie u chorych kilku r�nych odmian tyfusu, odpowiedzialno�ci� za epidemi� obarcza�, zgodnie z klasycznymi teoriami, wszy i szczury. Wed�ug niego muchy, kt�re nie by�y zdolne przek�u� sk�ry cz�owieka, oddzia�ywa�y jedynie w spos�b po�redni, tak jak wojna lub n�dza - powoduj�c exodus i powstawanie wielkich skupisk ludzkich, gdzie mikroby znajdowa�y doskona�e warunki rozwoju.
Gdy Magne powr�ci� ze swymi s�ojami do Sajgonu, wszyscy cz�onkowie misji zebrali si�, aby wys�ucha� raportu i obejrze� owady. Zosta�o trzysta siedemna�cie much, poniewa� trzydzie�ci jeden zdech�o w drodze. W ich wygl�dzie nie by�o niczego nadzwyczajnego: d�ugo�� - jeden centymetr, rozpi�to�� skrzyde�ek - dwa razy tyle. Na og� dominowa� kolor szary, wszelako prz�d i boki czo�a by�y barwy szarawo-��tawo-bia�ej. Na tu�owiu wyst�powa�y czarne linie, a na odw�oku wida� by�o gdzieniegdzie brunatne plamki. �apki i czu�ki by�y czarne. Je�li za� chodzi o dok�adniejsz� identyfikacj�, g�os nale�a� do entomologa wyprawy, profesora Deferre, kt�ry d�ugo obraca� owady na wszystkie strony, a� wreszcie odkaszln��, zamkn�� z trzaskiem sw� lup� w niklowanej oprawce, wsun�� j� do kieszeni i zawaha� si�.
- Wed�ug mnie - powiedzia�, - mamy przed sob� tropikaln� odmian� Stomoxys calcitrant, muchy roznosz�cej zaraz�, zwan� r�wnie� much� stajenn�, kt�r� na og� spotka� mo�na jesieni� w strefie umiarkowanej na okiennych szybach. Prosz� spojrze�, jej ssawka jest twardsza i d�u�sza, ni� ssawka zwyk�ej muchy, musca domestica, mog�aby wi�c pos�u�y� si� ni� do k�ucia tak, jak to czyni� muchy stajenne. Je�li teraz spojrzymy na owada z profilu, przekonamy si�, �e g�owa jego jest wzniesiona ku g�rze, podczas gdy musca domestica w tej samej pozycji trzyma g�ow� nisko. Jakkolwiek kwestia ta pozostaje wci�� otwarta, sk�onny by�bym zaliczy� tego osobnika do gatunku much stajennych, a najch�tniej - do muchowatych. Oba te gatunki s� zreszt� tak sobie bliskie, �e Macquart w swej �Naturalnej historii much�wek� tak o nich m�wi: �Nie mo�na ich rozdzieli�, tak jak nie mo�na oddzieli� pangonii od tabanid�w, mulion�w od antracyd�w, czy ortochil�w od doltchopod�w�.
Carnassier zapami�ta� z tego tyle tylko, �e mucha mog�a k�u�, a zatem przenosi� chorob�. Weinstein jednak nie uzna� si� za pokonanego: obejrza� owady i stwierdzi�, �e ich ssawka nie by�a wystarczaj�co sztywna, aby mog�a stanowi� aparat k�uj�cy. Wniosek z tego pe�nego kontrowersji posiedzenia by� nast�puj�cy: nale�y zaleci� zniszczenie zar�wno much, jak i pche�, wszy i szczur�w.
�atwiej to by�o powiedzie�, ni� zrobi�, zw�aszcza je�li chodzi�o o muchy, kt�re wci�� nieprzerwanie par�y na po�udnie. Eskadry samolot�w i helikopter�w, maj�ce za zadanie obserwacj� ich post�p�w, donosi�y o przesuwaniu si� granicy zaj�tej przez nie strefy o dziesi�� do pi�tnastu kilometr�w dziennie. Prezydent Czen Dong powierzy� w�wczas w�adzom wojskowym zadanie powstrzymania naporu nieprzyjaciela. Wzd�u� granicy Kochinchiny zorganizowana zosta�a linia obrony. W celu utworzenia strefy pustynnej podpalono pas buszu o szeroko�ci oko�o dziesi�ciu kilometr�w, pozostawiaj�c jedynie kilka dok�adnie strze�onych przez wojsko przej�� dla zapewnienia mo�liwo�ci kontrolowanego przep�ywu ludno�ci pozosta�ej za t� lini�. Jednocze�nie na ca�ym terytorium Kochinchiny podj�to wszelkie �rodki ochrony przed owadami: po wsiach kr��y�y patrole, uzbrojone w rozpylacze przeciwko muchom, a w ust�pach i w zaro�lach rozlewano tolil. Spalanie nieczysto�ci sta�o si� ustawowym nakazem i ka�dy, kto go nie respektowa�, by� surowo karany. Ludno�ci polecono zakrywa� twarz woalkami z gazy. Na koniec w kilku fabrykach rozpocz�to produkcj� lep�w na muchy, kt�re bezp�atnie rozdzielano w�r�d rodzin.
Do walki z epidemi� utworzono rad� obrony sanitarnej, kt�ra po d�ugich dyskusjach potrafi�a jedynie zaleci� podj�cie takich �rodk�w, jakie zastosowano ju� podczas wielkich epidemii w latach 1868 i 1925. Silniejsze chlorowanie wody nie da�o oczekiwanych rezultat�w. Szczepionki zdawa�y si� dzia�a� przeciwko jednemu tylko rodzajowi zarazk�w, nie szkodz�c pozosta�ym. By�a to sytuacja bez precedensu: r�wnocze�nie rozprzestrzenia�o si� kilka r�nych epidemii, co by�o przyczyn� niezwykle wysokiej, si�gaj�cej 80 procent �miertelno�ci. Chory umiera� po up�ywie doby, trzech tygodni, przy czym nast�puj�ce po sobie okresy polepszenia i pogorszenia stanu zdrowia przed�u�a�y okres hospitalizacji. Na pr�no mno�ono ilo�� polowych szpitali: lazarety, zaledwie otwarte, wype�nia�y si� natychmiast po brzegi. Wobec zatrwa�aj�co wysokiej �miertelno�ci jeden z pracownik�w s�u�by zdrowia zaproponowa�, aby dla roz�adowania szpitali poddawa� eutanazji wszystkich chorych ju� po wyst�pieniu pierwszych objaw�w choroby. Te drako�skie, nie spotykane w historii medycyny �rodki nie zosta�y, oczywi�cie, podj�te, ale ju� sama ta propozycja �wiadczy�a o panuj�cym w�wczas chaosie.
Magne�owi uda�o si� zorganizowa� co� w rodzaju laboratorium w pomieszczeniach liceum imienia Ho Szi Mina, kt�rego uczniowie zostali oczywi�cie zwolnieni do dom�w. Podczas obserwacji owych trzystu siedemnastu much, przywiezionych z wyprawy na p�noc, znalaz� w�r�d nich tylko dwie samice. By�o to pierwsze, interesuj�ce odkrycie, kt�rym podzieli� si� z Carnassierem.
- Czy na pewno nie pomyli� si� pan? - spyta� szef. - Prawdopodobie�stwo znalezienia dw�ch samic na trzystu pi�tnastu samc�w w pobranej losowano pr�bce jest zbyt ma�e, aby mo�na to by�o z�o�y� na karb przypadku. Musi by� jaka� przyczyna. Nie m�wi�c ju� o tym, �e je�eli proporcja samic w roju jest rzeczywi�cie taka, jak pan twierdzi, to trudno wyt�umaczy� tempo rozmna�ania si� tych owad�w.
- Jedna samica muchy mo�e da� pocz�tek pi�tnastu tysi�com larw - zauwa�y� Magne.
- Zapewne, jednak wi�kszo�� gatunk�w owad�w wymiera, opr�cz mo�e b�onkoskrzyd�ych, je�li samic jest mniej ni� samc�w.
- Mniejszo�� samic i anormalne tempo rozmna�ania si� - oto sprzeczno��, kt�r� nale�y wyja�ni� - podsumowa� Magne.
- Natychmiast zabra� si� do roboty; zap�odni� obie samice, otrzymuj�c dwa z�o�a larw, kt�re po osi�gni�ciu dojrza�o�ci liczy�y odpowiednio siedemdziesi�t dwa i sto cztery osobniki. P�odno�� samic by�a wi�c w normie. Kiedy jednak zaj�� si� okre�laniem p�ci m�odych osobnik�w, stwierdzi� nie bez zdziwienia, �e w obu z�o�ach ilo�� samic i samc�w by�a taka sama.
- No, widzi pan - powiedzia� Carnassier - musia� si� pan pomyli� przy pierwszych obserwacjach.
- To absolutnie niemo�liwe - o�wiadczy� Magne. - W�r�d przywiezionych przeze mnie much by�y tylko dwie samice. Wydaje mi si� jednak, �e istnieje jeszcze inne wyja�nienie.
- S�ucham.
- Je�eli pobrana z roju pr�bka zawiera�a jedynie dwie samice, to by� mo�e by�o tak dlatego, �e reszta znajdowa�a si� na ty�ach zaj�ta sk�adaniem jaj w bardziej nadaj�cych si� do tego celu miejscach.
- Ale� to przeczy ca�ej naszej wiedzy o muchowatych! - wykrzykn�� Carnassier.
- Masowa migracja much r�wnie� jej przeczy - odparowa� Magne - i to ich niesamowite tempo rozmna�ania tak�e. Niech pan pos�ucha - podj�� poufnym tonem. - Pan lepiej, ni� ktokolwiek, powinien wiedzie�, co to s� mutacje. Ile� ich naliczyli�my u drozofili! Oczy zas�oni�te, wp�-zas�oni�te, cia�o bez w�osk�w, podci�te skrzyde�ka itd. Jednak nigdy nie wykraczali�my poza badanie mutacji cech anatomicznych. A gdyby tak istnia�y - na honor, wypowiem to s�owo! - gdyby tak istnia�y mutacje instynktu?
- M�j drogi Magne - rzek� sarkastycznie Carnassier - ma pan bujn� wyobra�ni�. Czy jest pan pewien, �e nie ma pan gor�czki?
- Mutacja instynktu - upiera� si� Magne. - Czemu� to muchowate nie mia�yby ewoluowa� w kierunku, kt�ry zbli�a�by je do pszcz� czy mr�wek, i kt�ry pozwoli�by im osi�gn�� pewien stopie� organizacji? Samce migruj� w rojach, szykuj�c teren inwazji, podczas gdy samice zostaj� na ty�ach, sk�adaj�c w dogodnych miejscach jaja, a poniewa� mutacja instynktu pozwala to lepiej zorganizowa�, gatunek rozmna�a si� w tempie wprost niespotykanym. Nie m�wi�c ju� o tym, �e larwy, �yj�ce w ogromnych ilo�ciach na wszelkiego rodzaju odpadkach ro�linnych, o wiele cz�ciej ni� zwykle, zbieraj� z ich powierzchni rozmaite rodzaje bakterii-saprofit�w, kt�rych pewna liczba nabiera przy tej okazji w�asno�ci chorobotw�rczych, co z kolei t�umaczy�oby rozmaito�� i zaskakuj�cy charakter epidemii...
- Domys�y, domys�y - powt�rzy� lekcewa��co Carnassier. - Zamiast zawraca� sobie g�ow� naszymi dawnymi pracami nad mutacjami, niech pan lepiej zbada, czy muchy mog� przenosi� bezpo�rednio zarazki tyfusu.
Magne, kt�ry zaczyna� nabiera� wi�kszej pewno�ci siebie, pokr�ci� g�ow�. Planowa� w�a�nie now� seri� do�wiadcze�, maj�cych potwierdzi� jego przypuszczenia, kiedy doktor Weinstein, po�wi�caj�cy si� bez reszty pracy w szpitalach, zachorowa� na d�um� dymienicz�. Gdy po dw�ch dniach zmar�, g��boki pesymizm sparali�owa� prace misji.
Pomimo pomocy - sk�pej co prawda - Zwi�zku Radzieckiego i republik ludowych Dalekiego Wschodu rzeczy przybiera�y coraz gorszy obr�t. ��czno�� z wn�trzem kraju stawa�a si� coraz trudniejsza i coraz bardziej niepewna. Zaopatrywanie odci�tych posterunk�w drog� powietrzn� by�o cz�sto niemo�liwe z powodu braku pilot�w. Zdawa� by si� mog�o, �e choroba najcz�ciej atakowa�a specjalist�w, lecz spustoszenia, jakie zaraza czyni�a w�r�d ludno�ci, uniemo�liwia�y wszelkie obliczenia. Blisko po�owa mieszka�c�w Cho Lon, chi�skiego miasta, po�o�onego w okolicach Sajgonu, zosta�a dotkni�ta chorob�. ��cz�cy oba miasta kana� ni�s� co dzie� wi�ksz� liczb� trup�w, kt�re zatrzymywa�y si� na korzeniach mangrowc�w, staj�c si� ogniskami infekcji. Musiano utworzy� specjalne ekipy sanitariuszy, kt�rzy poruszaj�c si� na �odziach polewali zw�oki benzyn� i palili. Wieczorami wida� by�o te p�on�ce ludzkie szcz�tki sp�ywaj�ce jak brandery z pr�dem Sajgonu przypominaj�c ponury, wenecki karnawa�. Zewsz�d z nad stos�w, na kt�rych palono zmar�ych unosi�y si� s�upy dymu, a ci�kie, tropikalne powietrze spowija� stale �a�obny welon. Na ulicach Sajgonu, gdzie wszystkie sklepy by�y pozamykane, gdzie usta� wszelki zb�dny ruch, widzia�o si� jedynie rzadkich przechodni�w z twarzami os�oni�tymi gaz�, zd��aj�cych do biur Intendentury Wojskowej, w kt�rych wydawano �ywno��. Ulicami ci�gn�y jedynie sznury szpitalnych ambulans�w oraz zwo��ce trupy furgonetki.
Wkr�tce zacz�to pali� cia�a na miejscu i nad miastem unosi� si� sw�d palonych zw�ok i popio�u.
Mo�na si� by�o pociesza�, o ile w og�le cudze cierpienie mo�e pociesza�, �e zaraza nie ograniczy�a si� do samej tylko Kochinchiny. Na p�nocy w�adze musia�y opu�ci� Hanoi i wycofa� si� do Hai Phongu. R�wnie� trzy czwarte Tajlandii pad�o ofiar� epidemii, a w samej Birmie sygnalizowano pojawienie si� pierwszych roj�w much. Zaalarmowany tym rz�d indyjski przedsi�wzi�� na granicach zwyczajowe �rodki ostro�no�ci, a we wszystkich portach wielkiego p�wyspu urz�dzano lazarety. Wydarzenie nabra�o wagi mi�dzynarodowej. W Organizacji Narod�w Zjednoczonych obradowano bez przerwy nad planem wsp�lnej obrony, zaproponowanym przez nowo przyj�te w jej szeregi pa�stwo - Chiny Ludowe, obecnie bezpo�rednio zagro�one t� niesamowit� inwazj�. Zewsz�d nap�ywali specjalni wys�annicy wielkich agencji prasowych i trzeba by�o dos�ownie walczy� o dost�p do telefon�w publicznych.
Kiedy muchom uda�o si� przekroczy� kordon bezpiecze�stwa na granicy Kochinchiny, w na wp� ju� zniszczonym Sajgonie prezydent Czen Dong zebra� rad� obrony.
- Nie mamy ju� nawet do czynienia z kl�sk� �ywio�ow� - powiedzia� - lecz z prawdziwym kataklizmem, kt�ry mo�e nas zmusi� do podj�cia decyzji najwy�szej wagi. Wszyscy ci, kt�rych obecno�� tutaj nie jest niezb�dna, musz� zosta� ewakuowani. Aby rzecz przyspieszy�, uzyska�em zgod� rz�du indonezyjskiego na tymczasowe udost�pnienie nam terenu na po�udniowym kra�cu Borneo. Trzy statki pasa�erskie kursowa� b�d� pomi�dzy Sajgonem i wysp�, zapewniaj�c transport uchod�c�w. Na moj� pro�b� na wysoko�ci Sajgonu zgromadzi si� pod bander� ONZ mi�dzynarodowa flota, sk�adaj�ca si� z jednostek chi�skich, kanadyjskich, francuskich, niemieckich i du�skich, gotowa w ka�dej chwili do interwencji. Do ostatniej chwili b�dziemy usi�owali chroni� ludno�� Sajgonu i delty Mekongu. Teraz bardziej, ni� kiedykolwiek, licz� na wasze, panowie, oddanie sprawie i dzi�kuj� za te jego dowody, kt�re ju� dali�cie.
Niestety, po�wi�cenie to nie na wiele mog�o si� przyda�. Chaos i panika panuj�ce w�r�d ludno�ci parali�owa�y najlepsze nawet ch�ci. Ofiar� epidemii pad� profesor Deferre, aktywnie uczestnicz�cy w organizowaniu antymuszych patroli. Carnassier uwa�a� sytuacj� za zupe�nie beznadziejn�. Nie pora ju� by�a na studia naukowe: bieg wydarze� wyprzedza� laboratoryjne badania. Magne, kt�remu uda�o si� z trudem uchowa� badane przez siebie muchy, przeczuwa�, �e ju� wkr�tce nie b�dzie musia� daleko ich szuka� i �e znajdzie ich w najbli�szej okolicy wi�cej, ni�by sobie tego �yczy�. Nad wioskami delty, o kilka kilometr�w od Sajgonu, zaobserwowano pierwsze roje.
W prawie ca�kowicie opuszczonym mie�cie spotka� mo�na by�o jedynie personel medyczny, kt�ry czyni� wszystko, a nie by�o to, niestety, wiele, aby pom�c chorym. �miertelno�� si�ga�a obecnie dziewi��dziesi�ciu o�miu procent, co oznacza�o, �e prawie ka�dy, dotkni�ty chorob� cz�owiek, umiera�. Po�ary, wzniecane rzekomo dla zabezpieczenia przed owadami, rozprzestrzenia�y si� cz�sto poza przewidziane granice. Po�owa Cho Lon sta�a w p�omieniach i nie mo�na by�o zebra� wystarczaj�cej liczby ludzi do walki z ogniem. Zdawa�o si�, �e wszelkie mo�liwe plagi spad�y na ten nieszcz�sny kraj, kt�ry jeszcze przed dziesi�ciu laty by� tak ci�ko do�wiadczany przez wojn�.
Wojsko dzia�a�o bardzo aktywnie pomimo spustosze�, jakie epidemia czyni�a w jego szeregach. Niemniej jednak wybuch� bunt w regimencie spadochroniarzy, kt�rych zamierzano wys�a� na p�noc, aby po�o�yli kres rozbojom, jakich dopuszczali si� tam chi�scy rabusie. Zuchwalstwo z�oczy�c�w, kt�rym �mier� depta�a po pi�tach i kt�rzy stawiali wszystko na jedn� kart�, nie mia�o granic. Noc� ca�e ich szajki organizowa�y wypady do opuszczonych bogatych dzielnic Sajgonu. Trzeba by�o rozpocz�� masowe egzekucje oraz powstrzymywa� za pomoc� zasiek�w z drutu kolczastego rosn�cy wci�� strumie� ludzi, uciekaj�cych przed plag� much. Nieszcz�nicy ci, z jednej strony zagro�eni przez muchy, z drugiej za� - przez karabiny maszynowe, dr�czeni na domiar z�ego g�odem i chorobami, stanowili jedynie bez�adny t�um, mrowi�c� si� mas�, kt�ra nie mia�a w sobie ju� nic ludzkiego.
Pewnego ranka chmury much opad�y na hangary lotniska, unieruchamiaj�c w ten spos�b ostatnie trzy samoloty rozpoznawcze. Wkr�tce potem owady wtargn�y do po�o�onej na peryferiach miasta dzielnicy lazaret�w. Personel medyczny, kt�rego praca sta�a si� niemo�liwa, musia� opu�ci� teren. Prezydent Czen Dong, ust�puj�c naleganiom profesora Carnassiera, dowodz�cego s�usznie bezcelowo�ci ca�kowitego po�wi�cenia, wyda� rozkaz powszechnej ewakuacji. Wojsko zaokr�towano na trzymane do tej pory w rezerwie statki handlowe. Ostatnie patrole przemierza�y ulice miasta, zabieraj�c dobrowolnie lub si�� wszystkich zdrowych ludzi. Prezydent zgodzi� si� opu�ci� port jako ostatni, upewniwszy si� wpierw, �e w mie�cie nikt ju� nie pozosta�. Gdy flota odda�a honory, rzek� z niezwyk�ym dla Azjat�w wzruszeniem i ze �zami w oczach:
- Wydarzenia potoczy�y si� tak szybko, �e na razie trudno wyrobi� sobie na ten temat jasny pogl�d. Tym niemniej miejmy nadziej�, �e prze�yli�my ju� najczarniejsze chwile w historii naszego kraju i �e dzie�o naszego wielkiego wyzwoliciela Ho Szi Mina chwilowo tylko jest zagro�one. Nauka i odwaga okaza�y si� bezsilne, lecz warunki tej walki zmieni� si� mo�e z nadej�ciem deszcz�w, kt�re b�d� naszymi najlepszymi sprzymierze�cami...
Nast�pnie poleci� wzi�� kurs na wysp� Poulo Condor, sk�d, jak mia� nadziej�, b�dzie m�g� z bliska obserwowa� rozw�j sytuacji. Tymczasem profesor Carnassier i jego asystent pod��ali ju� do Francji na pok�adzie kr��ownika �d�Artagnan�, kt�ry po sko�czonej pod bander� ONZ misji otrzyma� rozkaz powrotu do bazy w Tulonie.
Upewniwszy si�, �e z pr�dko�ci� dwudziestu w�z��w na godzin� oddala si� od koszmaru, w centrum kt�rego tak niedawno jeszcze si� znajdowa�, Carnassier, spotkawszy na mostku Magne�a, zagadn�� go weso�o:
- No c�, m�j drogi, skoro wyszed� pan z tego obronn� r�k�, nie powinien pan �a�owa�, �e towarzyszy� mi wbrew swej woli w tej podr�y do egzotycznych kraj�w. Je�eli podr�e kszta�tuj� m�odo��, to ta podr� pozwoli�a panu wkroczy� od razu w wiek dojrza�y. Widzia� pan, jak umieraj� tysi�ce ludzi, widzia� pan, jak najbardziej wypr�bowane zasady higieny okazywa�y si� niewystarczaj�ce, najbardziej renomowane szczepionki - nieskuteczne, a najpewniejsze przewidywania - chybione. Na przysz�o�� b�dzie pan umia� w�tpi� we wszystko, b�dzie pan m�g� zosta� naukowcem. Teraz ju� cz�owiek nie dlatego nie my�li poprawnie, �e nad uchem brz�czy mu mucha! Mucha wcale nie jest taka g�upia? Zaszczepia wirusa i oto cz�owiek przestaje w og�le my�le�! Mikrobiologia silniejsza jest od wszystkiego, nawet