7562

Szczegóły
Tytuł 7562
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

7562 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 7562 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7562 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

7562 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

KAROL MAY D�EBEL MAGRAHAM SPӣDZIELNIA WYDAWNICZEJ �ORIENT� R.D.Z. W WARSZAWIE, WARSZAWA 1926 ULED AYUNI Beduini stali nieruchomo oko�o dw�ch minut. Widocznie rozmawiali o nas. Chwilami dobiega� g�o�niejszy okrzyk zdumienia czy podniecenia. Nie spodziewali si� tutaj nikogo spotka�, tote� nasza obecno��, a szczeg�lnie harda postawa, wprawi�a ich w zdumienie. Trzej Beduini na pewno uciekliby przed tak� przewag�. Je�liby nawet zostali, nie zsiedliby z koni, aby w ka�dej chwili m�c uciec. Nasza zatem postawa, spokojna i nieruchoma, by�a dla nich zagadk�; czego� podobnego jeszcze nigdy nie widzieli. Mogli to sobie t�umaczy� tylko tym, �e nie s� nam obcy i �e nie mamy powodu ich si� l�ka�. Ale oni wszak nas nie znali i nigdy nie spotkali. Tylko jednego byli pewni i w�a�nie pod tym wzgl�dem ogromnie si� pomylili, nie w�tpili, �e jeste�my muzu�manami. �wiadczy�o o tym ich powitanie. Prawowierny mahometanin nigdy nie przywita innowiercy przez �Sallam aaleikum�, nawet prawo zabrania innowiercy u�ywa� tego powitania w stosunku do wiernego. A teraz oto czarnobrody przyw�dca zbli�y� si� o kilka krok�w, po�o�y� r�k� na sercu i zawo�a�: ��Sallam aaleikum, ichwani! B�ogos�awie�stwo z wami, moi bracia! ��Sal�aal! � odpowiedzia�em kr�tko. Wypowiadaj�c tylko dwie pierwsze zg�oski powitania, okazywa�em dow�d niech�ci. Udaj�c, �e tego nie spostrzega, ci�gn�� dalej: ��Kef sahhatak? Jak�e si� masz? Odpowiedzia�em obcesowo: ��Ente es beddak? Min hua? Czego chcesz? Kim jeste�? Pytanie to narusza�o regu�y uprzejmo�ci. Chwyci� te� natychmiast za kolb� flinty i odpar�: ��Jak �miesz zadawa� takie pytania? Czy przyby�e� z kra�ca �wiata, �e nie wiesz jak si� nale�y zachowywa�? Wiedz, �e nazywam si� Farad el As�wad i �e jestem naczelnym szejkiem Uled Ayun�w, w�adc�w tej ziemi, na kt�rej ty, obcy, stoisz. Wkroczy�e�, nie pytaj�c o nasze pozwolenie, a zatem zap�acisz przewidzian� kar�. ��Ile wynosi? ��Sto tuniskich piastr�w i sze��dziesi�t karub�w od osoby. Stanowi�o to po pi��dziesi�t jeden marek na ka�dego z nas. ��Je�li chcesz mie� piastry, to we� je sobie sam � rzek�em, podnosz�c strzelb� i k�ad�c na wygi�tej r�ce. Ten ruch oznacza� zdecydowan� odmow�. ��Usta masz wielkie jak hipopotam � roze�mia� si� szyderczo szejk � ale m�zg tw�j wydaje si� mniejszy od m�zgu plugawego d�erada*. Jak brzmi twoje imi� i imiona twoich towarzyszy? Czego sobie �ycz�? Jakie jest ich pochodzenie i czy ojcowie ich mieli imiona, kt�re nie uton�y w falach zapomnienia? Ostatnie pytanie, wed�ug tutejszych pogl�d�w, by�o ci�k� obelg�. Odezwa�em si� wi�c: ��Zdaje si�, �e� wynurza� sw�j j�zyk w nieczysto�ciach waszych wielb��d�w i owiec, skoro wymawiasz tak cuchn�ce s�owa. Jestem Kara ben Nemzi z krainy Alman�w. M�j przyjaciel z prawej strony jest s�awnym Behluwan�bejem z krainy Inkelis, a bohater po mojej, lewicy to Winnetou el Harbi w� Nazir*, naczelny w�dz wszystkich plemion Apacz�w w wielkim Belad el Amerika. Jeste�my przyzwyczajeni p�aci� mordercom kulami, a nie pieni�dzmi. Powtarzam: je�li chcesz mie� piastry, we� sobie. ��Tw�j rozum jest jeszcze mniejszy, ni� s�dzi�em! Czy nie stoi tu nas czternastu dziarskich i odwa�nych m��w, podczas gdy was jest trzech? A zatem, ka�dy z was by�by pi�ciokrotnie zabity, zanim by zd��y� jednego z nas po�o�y�. ��Spr�bujcie! Nie zd��ycie podej�� na trzydzie�ci krok�w, o po�r� was nasze kule. W�r�d Beduin�w rozleg� si� gromki u�miech. Nie my�lcie, �e chcia�em si� tylko popisywa� s�owami. Nie! Jak niegdy� greccy bohaterowie rozpoczynali zapasy szermierk� s�own�, tak samo Beduini maj� zwyczaj przed walk� poni�y� przeciwnika. Nie �a�uj� oczywi�cie j�zyka. Je�li wyra�a�em si� o nas nieco che�pliwie, czyni�em to zgodnie z tutejszym zwyczajem. Szyderczy �miech Uled Ayun�w nie rozgniewa� mnie bynajmniej, nale�a� do przyj�tych form. Skoro przebrzmia�, szejk podj�� gro�nym tonem: ��M�wisz o mordercach! Rozkazuj�, aby� powiedzia�, kogo masz na my�li! ��Nie mo�esz rozkazywa�, tym bardziej �e o was my�la�em, m�wi�c o mordercach. ��My jeste�my mordercami? Daj dow�d, ty psie! ��Za wyzwisko ukarz� ci�, jako tu stoj�, jeszcze przed modlitw� wieczorn�. Zapami�taj to sobie! Czy�cie nie zamordowali tego starca, kt�rego szcz�tki le�� przed nami? ��To nie by�o morderstwo, ale zemsta krwi. ��A nast�pnie zakopali�cie t� niewiast� w ziemi. Starzec i niewiasta nie mogli si� broni�, dlatego podnie�li�cie na nich r�k�, wy tch�rze! Ale nas dotkn��, nie starczy wam odwagi. W odpowiedzi us�ysza�em ponowny, tym razem g�o�niejszy �miech. Szejk rzek� szyderczo: ��Zbli�cie si� i oka�cie wasz� odwag�, szakale, synowie szakali, synowie syn�w szakali! Nie odwa�ycie si�! Zatrzymali�cie si� tam, poniewa� wiecie, �e mo�ecie by� przez nas pogromieni. Ale gdy do was podejdziemy, we�miecie nogi za pas i b�dziecie wy� jak psy, kt�re si� smaga! ��Zbli�cie si� tylko! Jest was pi�ciokrotnie wi�cej ni� nas, a zatem mniej wam trzeba odwagi, aby napa�� na nas. M�wisz o ucieczce. Powiadam, to wy poka�ecie ty�y, ale nikomu z was nie uda si� uciec. Zwa�cie dobrze to, co wam m�wi�! Pope�nili�cie na tym miejscu przest�pstwo, kt�re musimy ukara�. Jeste�cie naszymi je�cami. Kto b�dzie pr�bowa� uciec, tego zastrzel� na miejscu. Zsiadajcie z koni i oddajcie bro�! Wybuchli homerycznym �miechem i nawet przypuszczam, uwa�ali mnie za wariata. Tak przynajmniej s�dzi� szejk. ��Allach odebra� ci resztk� rozumu. Twoje pud�o m�zgowe jest puste! � zawo�a�. � Czy mam je na dow�d otworzy�? ��Nie kpij! Przyjrzyj si�, jak spokojnie i pewnie stoimy wobec waszej przewagi. Czy nie jeste�my pewni naszej sprawy? Powtarzam: strze�cie si� ucieczki, gdy� zawr�c� was nasze kule. W�wczas brodacz zwr�ci� si� do swoich: ��Ten pies zdaje si� m�wi� powa�nie i bajdurzy o swoich kulach. W naszych lufach te� tkwi� nie najgorsze. Podarujcie je tym psom, a potem �aw� na nich! Poci�gn�� za cyngiel, a za nim jego ludzie. Rozleg�o si� dwana�cie wystrza��w, ale wszystkie chybi�y. �adna kula nie drasn�a nawet naszej odzie�y, aczkolwiek stali�my nieruchomi i wyprostowani. Zdumienie, wywo�ane nasz� nieustraszon� postaw�, wprawi�o ich w os�upienie. W�wczas Emery wyst�pi� o kilka krok�w naprz�d i zawo�a� pot�nym g�osem: ��Czy widzieli�cie, jak celnie strzelacie? Stali�my bez trwogi, poniewa� byli�my pewni, �e jedynie przez przypadek mogliby�cie nas ugodzi�. Teraz poka�emy, jak my strzelamy! Tam oto stoi dw�ch z dzidami. Niech jeden podniesie dzid�, abym m�g� w ni� trafi�! Beduin podni�s� dzid�, ale widz�c, jak Emery celuje, opu�ci� r�ce i zawo�a�: ��O Allach, Allach! Co mu te� przysz�o na my�l! Mierzy w moj� dzid�, a ugodzi we mnie. ��Tch�rz ci� oblecia�! � roze�mia� si� Anglik. � Zsiadaj z konia i wsad� pik� w ziemi�. A potem zmykaj, abym ci� nie trafi�! Beduin pos�usznie wykona� polecenie Emery�ego. Anglik przy�o�y� strzelb�, celowa� nie d�u�ej ni� przez mgnienie oka i spu�ci� kurek. Dzida zosta�a ugodzona tu� pod �elaznym ostrzem. By� to mistrzowski strza�. Uled Ayuni skupili si� dooko�a dzidy, aby si� naocznie przekona� o celno�ci strza�u. �aden nie wym�wi� g�o�no s�owa, szeptali tylko, podziwiaj�c jego perfekcj�. Winnetou zapyta� mnie: ��M�j brat prawdopodobnie r�wnie� poka�e sw�j strza�? ��Tak � odpar�em. � Chc� Ayun�w schwyta� bez rozlewu krwi, musz� przeto dowie��, �e nie zdo�aj� umkn��. ��W takim razie niech milczy srebrna strzelba Winnetou. Ale czy ci ludzie u�ywaj� tomahawk�w? ��Nie. B�d� zdumieni, gdy zobacz� tomahawk. ��Dobrze! Nie umiem przem�wi� w ich j�zyku, a zatem niech brat m�j oznajmi, �e ja swoim tomahawkiem dok�adnie przepo�owi� dzid�, tkwi�c� w ziemi. Beduini nie zd��yli jeszcze och�on�� ze zdumienia, gdy zawo�a�em: ��Odejd�cie od dzidy! Ten m�j towarzysz posiada bro�, jakiej nie widzieli�cie nigdy. Jest to balta el kital*, kt�rym rozp�ata si� g�owy i kt�ry w rzucie do�ciga ka�dego uciekaj�cego roga. Przekonacie si� naocznie! Beduini cofn�li si�. Winnetou zrzuci� z siebie d�ugi burnus, wyci�gn�� zza pasa tomahawk i unosz�c kilkakrotnie nad g�ow�, wypu�ci� z r�ki. Top�r p�dzi�, wiruj�c dooko�a siebie, z pocz�tku na d�, p�niej za�, dotkn�wszy ziemi, wzni�s� si� szybko i raptownie w g�r�, wirowa�, zakre�laj�c �uk, i zn�w opu�ci� si�, aby trafi� w drzewce dzidy akurat po�rodku i przekroi� niczym brzytwa. Fakt, �e dzida zosta�a trafiona z takiej odleg�o�ci w oznaczonym miejscu, wzbudzi� podziw Uled Ayun�w. A �e by� to top�r, bardziej jeszcze wzmog�o si� ich zdziwienie. Ale najbardziej niepoj�ty by� dla nich wirowy ruch tomahawka i droga, kt�r� przebiega� do celu. Po prostu oniemieli ze zdumienia. I oto zdarzy�o si� co�, co jeszcze bardziej ich zdziwi�o, mianowicie Winnetou, po�o�ywszy srebrn� strzelb� na ziemi, poszed� po tomahawk. Skierowa� si� wprost ku Beduinom, kroczy� mi�dzy nimi a� do miejsca, gdzie le�a� top�r, podni�s� go i wr�ci� t� sam� drog�, nie zaszczyciwszy spojrzeniem �adnego z wrog�w. Wytrzeszczyli oczy, rozdziawili g�by i utkwili w nas oniemia�e spojrzenie. ��To by� post�pek nader odwa�ny! � rzek�em do Apacza. ��Phi! � wyd�� pogardliwie wargi.� To nie s� wojownicy. Nie na�adowali nawet strzelb, z kt�rych poprzednio wystrzelili. ��Ale gdyby ci� chcieli schwyta�? ��Mam przecie� pi�ci i n�, a ty swoim sztucerem utorowa�by� drog�. Taki by� Winnetou, zuchwa�y i jednocze�nie ch�odny, a zawsze pe�en rozwagi. Pragn�c nie dopu�ci�, aby Beduini ockn�li si� z oszo�omienia, zawo�a�em: ��Hai ia rad�al! Baczno��, chc� wam pokaza� czarodziejsk� bro�. Wetknijcie w ziemi� drug� dzid�! Us�uchali. Wzi��em sztucer do r�ki i doda�em: ��Ta bro� strzela bez przerwy, nie trzeba jej �adowa�. Przedziurawi� dzid� dziesi�cioma kulami w odst�pach dw�ch palc�w. Uwa�ajcie! Wycelowa�em i strzela�em, po ka�dym strzale obracaj�c wielkim palcem b�ben z �adunkami. Oczy wszystkich wpi�y si� we mnie z nat�eniem. Gdy po dziesi�tym strzale opu�ci�em bro�, Beduini podbiegli do dzidy. Nie zwa�a�em na okrzyki, kt�re stamt�d si� rozlega�y. Ukradkiem wsun��em do sztucera dziesi�� nowych patron�w, aby p�niej, gdy zajdzie potrzeba, rozporz�dza� wszystkimi dwudziestoma pi�cioma strza�ami. Kule przestrzeli�y dzid� w �ci�le okre�lonych przeze mnie odst�pach. Uznany zosta�em niemal za czarodzieja, pragn�c zaimponowa� jeszcze bardziej, zawo�a�em: ��Wyci�gnijcie dzid� i o sto pi��dziesi�t krok�w dalej wetknijcie w ziemi�! Mimo takiej odleg�o�ci dwiema kulami z�ami� dzid� na trzy cz�ci! Dzida wygl�da�a z dala jak cieniutka trzcinka. Pomys� by� zuchwa�y, ale zna�em sw� bro� i mog�em na niej polega�. Podni�s�szy ci�k� nied�wiedzi�wk�, przy�o�y�em j� do ramienia i wycelowa�em. Dwa wystrza�y � i tylko trzecia cz�� dzidy tkwi�a w ziemi. Uled Ayuni pomkn�li do niej. Z�o�y�em na ziemi nied�wiedzi�wk�, chwyci�em sztucer i zawo�a�em do Emery�ego i Winnetou: ��A teraz za nimi, aby nie wymkn�li si� z promienia celnego strza�u! Winnetou, kt�ry nie zna ich j�zyka, niech zwa�a na bro� i konie Ayun�w! Zostawiwszy kobiet� z dzieckiem na miejscu, w okamgnieniu pobiegli�my za Uled Ayunami. Zbli�yli�my si� do nich na pi��dziesi�t krok�w, nie budz�c ich podejrzliwo�ci. U�omki dzidy przechodzi�y z r�k do r�k. Zdumieniu nie by�o ko�ca. Szejk odwr�ci� si� i krzykn�� do nas: Diabe� jest waszym sprzymierze�cem! Strzelacie, nie �aduj�c broni, a kule wasze biegn� na dziesi�ciokro� wi�ksz� odleg�o�� ni� z naszych strzelb. ��A jednak zapomnia�e� o rzeczy najwa�niejszej � odpar�em. Z waszych kul �adna nie trafi�a, nasze trafi�y wszystkie. Nie do�� tego. Celowali�cie w silnych, du�ych m�czyzn, my za� strzelali�my w cienk�, s�ab� dzid�. Powiadam wam, �adna nasza kula nie p�jdzie na marne! Czy wiesz, w jakim czasie da�em dziesi�� wystrza��w? W ci�gu tylu� uderze� serca.. A wi�c ile czasu wymaga czterna�cie strza��w? ��Czterna�cie uderze� serca. ��S�usznie! Ot� ka�dy wystrza� trafi w jednego z was. ��Ia Allach, ia Rabb! O Bo�e, o Panie! Czy istotnie chcesz nas powystrzela�? ��Jedynie w tym wypadku, je�li nas do tego zmusicie. O�wiadczy�em, �e jeste�cie moimi je�cami; tak musi by�. Ale teraz powiedz, czy poddacie si� bez oporu, czy te� mam rozpocz�� walk�? ��Jeniec? Nie poddaj� si�! Co za ha�ba! Przez takich obcych ps�w, jak wy i jak� ��Milcz! � hukn��em. � Nazwa�e� mnie ju� raz psem i przyrzek�em ci, �e nie unikniesz kary i to jeszcze przed modlitw� wieczorn�. Podwoj� j�, je�li raz jeszcze wyrzekniesz to s�owo! A zatem, po raz ostatni: poddajcie si�? ��Nie. Natomiast zabij� ciebie! Skierowa� flint� w moj� stron�. �miej�c si�, zawo�a�em: ��Strzelaj�e! Wszak nie na�adowali�cie broni! Pozwolili�cie si� podej��. Wiedz, �e przede wszystkim obr�c� luf� na ciebie, potem nast�pi kolej na innych. Z�a� z konia, bo� Nie doko�czy�em zdania. Emery b�yskawicznie podni�s� strzelb� i wypali�, poniewa� jeden z Uled Ayun�w, ukryty za plecami dw�ch kamrat�w, uwa�aj�c si� za zas�oni�tego, wyci�gn�� proch i �adownic�, aby ukradkiem na�adowa�. Wystrza� Anglika ugodzi� go w rami�. Krzykn�� przera�liwie i opu�ci� flint� na ziemi�. ��Spotka�a ci� s�uszna kara! � zawo�a�em. � Tak, jak z tob�, post�pimy z ka�dym niepos�usznym. Ostrzega�em was i ostrzegam raz jeszcze. Ka�dego, kto zechce uciec, kula wysadzi z siod�a. Zsiadaj natychmiast! Zanie� swoj� flint� do wojownika z Belad Tel Amerika. Oddaj mu n� i reszt� broni, a potem usi�d� w pobli�u na ziemi! Beduin waha� si�, aczkolwiek krew sp�ywa�a mu obficie z ramienia. W�wczas skierowa�em w niego luf�, m�wi�c: ��Policz� do trzech. Je�li nie us�uchasz, roztrzaskam ci drugie rami�. A wi�c: raz� dwa� Ranny podni�s� strzelb� i zani�s� do Winnetou, kt�ry zrewidowa� go i odebra� pozosta�� bro�. Zawo�a�em kobiet�, da�em jej n� i rzek�em: ��Nie w�tpi�, �e ch�tnie nam pomo�esz. Odkr�j temu cz�owiekowi szeroki pas z burnusa i zwi�� mu �okcie na plecach tak mocno, aby nie m�g� si� uwolni� z p�t. To samo zrobisz z ka�dym nast�pnym. Skrupulatnie wykona�a rozkaz. Zwr�ci�em si� ponownie do szejka: ��Widzia�e� zatem, na co przydaje si� op�r. A zatem b�d� pos�uszny! Zejd� z konia! Zamiast spe�ni� rozka�, �ci�gn�� cugle, chc�c szybko odjecha�. Ko� jednak �le zrozumia� ruch je�d�ca i stan�� d�ba. Ju� chcia�em podnie�� sztucer do wystrza�u, gdy Emery podbieg� do szejka i krzykn��: ���otrze! Niewart jeste� nawet kuli. Zrobimy to inaczej. Z�a� ze szkapy! Schwyci� go za nogi. Mocne pchni�cie wysadzi�o je�d�ca z siod�a. Zakre�laj�c �uk, zwali� si� na ziemi�. Emery og�uszy� Ayuna paroma uderzeniami, podczas gdy ja i Winnetou skierowawszy bro� na Beduin�w, nie pozwolili�my im ruszy� si� z miejsca. Bothwell rozbroi� szejka i zwi�za� mu r�ce i nogi. Teraz zwr�ci�em si� do jednego z Beduin�w, kt�ry ze wzgl�du na twarz pokryt� bliznami wydawa� si� najm�niejszy. ��A teraz ty! Z�a� z konia i oddaj bro�! Raz� dwa� Nie czeka�, a� wypowiem trzy. Zeskoczy�, wprawdzie z pos�pn� min�, ale pos�usznie. Wr�czy� Winnetou bro� i sp�tany usiad� obok szejka. Teraz wiedzia�em, �e p�jdzie jak po ma�le, bez �adnego wysi�ku. Uled Ayuni wykonali moje rozkazy bez sprzeciwu. Dokonali�my tego, co ka�demu, kto nie by� westmanem, wyda si� niemo�liwe. W trzech wzi�li�my bez walki do niewoli czternastu uzbrojonych i dosiadaj�cych �wietnych koni wrog�w. Przyznaj� jednak otwarcie i zgodnie z prawd�, �e zawdzi�czali�my to naszej doskona�ej broni. Uled Ayuni byli tak zaskoczeni perfekcj� naszych wystrza��w, tak oszo�omieni i tak szybko przez nas opanowani, �e nie mieli czasu powzi��, a tym bardziej wykona� jakiego� ruchu. Kiedy ju� siedzieli wszyscy zwi�zani, Emery zapyta�: ��Jak ich poprowadzimy? ��Przywi��emy ich do koni i poprowadzimy g�siego. ��Dobrze, wi�c naprz�d! Mamy tylko dwie godziny do zmroku. Na szcz�cie za godzin� b�dziemy ko�o warru. ��Warr? Jaki warr? ��Zanim wyjechali�my, aby ciebie odszuka�, przewodnik oznajmi�, �e dzi� dotrzemy do warru, kt�ry jutro mamy przeby�. Wobec tego Kr�ger�bej postanowi� rozbi� ob�z przed warrem. ��Czy znasz drog�? ��Powinni�my tam dotrze�, je�li b�dziemy jechali wci�� na zach�d. Warr jest to pustynia, pokryta blokami skalnymi. Sahar� nazywaj� Beduini pustyni� piaszczyst�, serir � kamienist�, d�ebel � g�rzyst�. Je�li pustynia jest zaludniona, nazywa si� fiafi, niezaludniona � khala. Je�li j� okrywaj� zaro�la � jest to haitia, a je�li drzewa, nazywa si� khela. Przewodnik, o kt�rym m�wi� Emery, by� to �o�nierz z obl�onego oddzia�u. Za to, �e przedar� si� do Tunisu, zosta� mianowany podoficerem. Aby znale�� wrog�w, nie trzeba by�o przewodnika, ale je�li chodzi�o o topograficzne szczeg�y marszruty, to oczywi�cie m�g� si� nam bardzo przyda� cz�owiek, kt�ry zna� drog�, gdy� przeby� j� niedawno. Przywi�zawszy je�c�w do koni, wyruszyli�my w drog�. Ranny Beduin zosta� opatrzony, a co si� tyczy szejka, to ten ju� dawno ockn�� si� z omdlenia i musia�, co prawda ze zgrzytaniem z�b�w, podda� si� losowi. D�EBEL MAGRAHAM S�o�ce nie skry�o si� jeszcze za widnokr�giem, gdy dostrzegli�my w piasku kamienie r�nej wielko�ci. Tu wi�c zaczyna� si� warr. Im dalej jechali�my, tym wi�ksze i liczniejsze wyrasta�y g�azy. W ko�cu dotarli�my do ogromnych zwa��w na po�udniu. Nocna jazda przez ton teren nastr�cza nie lada trudno�ci. Dlatego Kr�ger�bej postanowi� urz�dzi� post�j przed pustyni�. Wkr�tce zobaczyli�my z daleka ob�z, w kt�rym t�tni�o �ycie. Zauwa�ono nas, zacz�to si� gromadzi�. I ju� po chwili rozesz�a si� w�r�d wojska zdumiewaj�ca wie�� o naszej przygodzie. Rozumie si�, natychmiast z�o�y�em Kr�ger�bej owi szczeg�owy raport. Nie by� widocznie zbudowany jego tre�ci�, bowiem rzek�: ��Sami dokonali�cie bohaterskiego czynu i opr�cz tego wzi�li�cie do niewoli czterna�cie os�b. Lecz gdyby sta�o si� inaczej, by�bym bardziej zadowolony. ��Inaczej? Co pan ma na my�li? ��Je�cy mog� przysporzy� nam k�opot�w. ��My�l�, �e wr�cz przeciwnie. ��Jak to? ��Je�cy mog� si� nam ogromnie przyda� ze wzgl�du na Uled Ayar�w. ��Niech mi pan �askawie doniesie, na czym polega to przydanie si�, albowiem z zupe�n� ufno�ci� nie umiem go dostrzec � kaleczy� j�zyk. ��Uled Ayarzy nie p�ac� podatku. W jaki spos�b jest on ustalony i �ci�gany? ��Od ilo�ci ludzi w szczepie, a p�aci si� ko�mi, baranami i wielb��dami. ��A zatem podatek p�aci si� w naturze. Lecz oto tej wiosny nie pada�y deszcze i w okresie posuchy pad�o wiele zwierz�t. Trzody s� mocno przerzedzone, niejeden bogaty zubo�a� i niejeden biedny zszed� na �ebry. Ci, kt�rzy nie chc� �y� z rabunku, utrzymuj� si� z hodowli i teraz przymieraj� g�odem. Spodziewali si� wi�c, �e Mohammed es Sadok�basza daruje lub przynajmniej zmniejszy tegoroczne pog��wne. Wys�ali pos��w, kt�rzy niestety wr�cili z niczym. Musz� bezwarunkowo zap�aci� ca�y podatek z mocno przerzedzonych stad, co zreszt� wtr�ci ich w wi�ksz� n�dz�. Rozj�trzeni bezwzgl�dno�ci� baszy, zbuntowali si� przeciw jego zarz�dzeniom. Wskutek tego wyruszyli�my, aby ich poskromi� i przymusem �ci�gn�� haracz. Jestem jednak przekonany, �e nie oci�galiby si� z p�aceniem, gdyby nie ponie�li tak ogromnej szkody. Czy� nie tak? ��Chyba tak � potwierdzi�. ��Nie mog� p�aci�, aby nie wpa�� w jeszcze wi�ksz� n�dze. B�d� si� przeto bronili do upad�ego. Uled Ayarzy s� liczniejsi od nas. Je�li pobij� naszych �o�nierzy, wr�cimy do Tunisu okryci ha�b� i wstydem. Temu nale�y zapobiec! ��Nie zni�s�bym takiego wstydu, raczej wola�bym zgin�� z broni� w r�ku! ��Zupe�nie s�usznie, lepiej zgin��. Lecz oto druga mo�liwo��: zwyci�stwo. W tym wypadku wtr�camy ca�e plemi� w najokropniejsz� niedol�. Zamorzy ich g��d, a reszty dokonaj� jego siostrzyce: choroby i zarazy. Czy tak by� powinno? ��Naturalnie, �e nie. Ale mog� z reszt� stad ruszy� na nasze pastwiska, gdzie zwierz�ta szybko odzyskaj� si�y. ��S�dzi pan, �e Uled Ayarzy powinni wy w�drowa� do miejscowo�ci, gdzie stada znajd� obfit� pasz� i b�d� si� mog�y rozmna�a�? W takim razie wyrusz� do Algierii czy Trypolisu i b�d� na zawsze straceni dla baszy, kt�ry ju� nigdy od nich nie dostanie podatku, bo nie chcia� uwolni� biedak�w od p�acenia przez jeden rok. Czy tego pan pragnie? ��Oczywi�cie, �e nie! ��A wi�c pragnie pan, aby nikt nie zwyci�y� ani my, ani oni? Nie odpowiedzia� od razu. Popatrzy� na mnie z ogromnym zdumieniem, namy�la� si� przez chwil� i widocznie przyznawszy, �e mam s�uszno��, rzek� zak�opotany: ��W og�le nie mog� zrozumie�, jak to jest. Mo�e pan co� poradzi, by w moim umy�le rozja�ni�o si�. ��Owszem, mog� panu co� podpowiedzie�. Znam spos�b umo�liwiaj�cy Uled Ayarom zap�acenie podatku bez szczeg�lnego uszczerbku dla ich mienia. Uzyskaj� go mianowicie od Uled Ayun�w. ��Od Uled Ayun�w? W jaki spos�b? ��Wiem, �e Uled Ayunowie s� o wiele bogatsi od Uled Ayar�w i �atwiej znios� ten ubytek. Bior�c do niewoli naczelnika oraz trzynastu wojownik�w, upatrzy�em sobie cel podw�jny � po pierwsze, chcia�em ukara� ich za zab�jstwo, po drugie, dosta�em do r�ki atut, dzi�ki kt�remu mo�emy wygra� spraw� z Uled Ayarami. Potrafimy ich sk�oni� bez walki do zap�acenia podatku i pogodzenia si� z basz�. To by�by istny cud. ��Czy pami�ta pan, �e Uled Ayarzy i Uled Ayuni poprzysi�gli sobie krwaw� zemst�? Nietrudno b�dzie stwierdzi�, ilu morderstw dokonali Uled Ayuni na Uled Ayarach. B�d� musieli z�o�y� okup krwi. Mo�emy ich do tego zmusi�, poniewa� mamy szejka w niewoli. Kr�ger�bej mimo podesz�ego wieku i piastowanej wysokiej godno�ci a� podskoczy� z uciechy i zawo�a�: ��Alhamdulillah! Allachowi niech b�d� dzi�ki za natchni�cie ci� jasno�ci pomys�em i chytro�ci ozdob�. Jest pan wspania�ym ch�opem! Dla pana moja dobra przyja��. Na niej mo�esz pan polega�. M�wi�c to, u�cisn�� mi serdecznie r�k�. ��A wi�c nie gani mnie pan za to, �e wzi��em szejka do niewoli? ��Nie, nie! ��A wi�c prosz�, niech pan ka�e ich tutaj przyprowadzi�. Musimy wybada� szejka w sprawie krwawego odwetu. Poza tym mam z nim osobiste porachunki. ��Jakiego rodzaju? ��Wymy�la� mi wielokrotnie od ps�w, zagrozi�em mu przeto kar�. Sprawi� mu srogie ci�gi. ��Ci�gi? Czy nie wie pan, �e swobodny Beduin obmywa ci�gi wy��cznie krwi�? Wiem bardzo dobrze. Wiem wszystko, co pan zechce mi powiedzie�. Nie tylko za �psa� winien odpokutowa�, lecz przede wszystkim za z�o�� i diabelskie okrucie�stwo, z jakim si� zn�ca� nad bezbronn� kobiet� i biednym �lepym dzieckiem. Nie obchodzi mnie zemsta krwi. Nie jestem s�dzi�, powo�anym do karania za zab�jstwo starca, lecz widzia�em �lepie dziecko przy g�owie matki, g�owie; kt�ra stercza�a z ziemi, bole�nie wo�aj�c o ratunek. Widzia�em s�py zlatuj�ce si� zewsz�d, gotuj�ce si� do rozszarpania biednych ofiar. To okrucie�stwo wykracza ju� poza wszelk� zemst� krwi i domaga si� kary. ��A jednak mam pewne w�tpliwo�ci, dotycz�ce pa�skich uprawnie�. ��Ostrzega mnie pan przed skutkami � nie martwi� si� nimi, ale we w�asnym sumieniu musi si� pan ze mn� zgodzi�. Ponawiam pro�b�: niech pan ka�e sprowadzi� tych �ajdak�w! Uprzedzi�em szejka, �e jeszcze przed wieczorn� modlitw� poniesie kar�, a co zapowiedzia�em, tego musz� dotrzyma�. Je�li pan nie pozwoli, uczyni� to bez pa�skiego zezwolenia. ��Skoro takie jest pa�skie niez�omne postanowienie, aby szejka ukara�, to wol�, �eby si� to sta�o w mojej obecno�ci. Wyraziwszy zgod�, kaza� przyprowadzi� je�c�w. Zaj�� miejsce przed swoim namiotem, musia�em usi��� przy jego boku. Przy drugim usiedli Winnetou i Emery. Na wie�� o tym, �e Pan Zast�p�w b�dzie rozmawia� z je�cami, zbiegli si� �o�nierze ze wszystkich oddzia��w. Oficerowie utworzyli przed nami p�kole. Wkr�tce przyprowadzono szejka Uled Ayun�w i jego ludzi. Zna� dobrze Kr�ger�beja i uk�oni� mu si� lekkim skinieniem g�owy. Wolny Beduin spogl�da z g�ry na zale�nego od zwierzchnictwa urz�dnika czy �o�nierza baszy. Ale tu natrafi�a kosa na kamie�. Kr�ger�bej z miejsca da� mu nauczk�: ��Kim jeste�? ��Znasz mnie przecie�! � odpowiedzia� zuchwalec. ��By�em przekonany, �e ci� znam, lecz tw�j dostojny uk�on pozbawi� mnie tego przekonania. Czy jeste� Jego Prze�wietno�ci�, Wielkim Su�tanem Stambu�u, kalifem wszystkich wiernych? ��Nie � odpowiedzia� szejk, zaskoczony tym pytaniem. ��Wi�c dlaczego uk�oni�e� si� jak su�tan? Chc� us�ysze�, kim jeste�! ��Jestem Farad el Aswad, naczelny szejk wszystkich Uled Ayun�w. ��Ach, tak! Allach otwiera mi oczy, abym m�g� ci� znowu pozna�. A zatem jeste� Uled Ayunem, tylko Uled Ayunem, a jednak kark masz zbyt hardy, aby godnie schyli� si� przed Panem Zast�p�w, basz�, kt�rego niech Allach obdarzy tysi�cem lat �ycia! ��Panie, jestem wolnym Ayunem! ��Morderc� jeste�. ��Nie morderc�, lecz m�cicielem, ale to nikogo nie powinno obchodzi�! Jeste�my lud�mi wolnymi i rz�dzimy si� w�asnymi prawami. P�acimy baszy podatek, niczego ponadto nie mo�e od nas ��da�. O nasze sprawy niech go g�owa nie boli! ��M�wisz tak, jak gdyby� dobrze zna� swoje prawa. Nie b�d� si� o to spiera�, lecz obowi�zk�w swoich nie znasz wcale. Poniewa� nie pozbawiam ci� twoich praw, przeto nie zwolni� r�wnie� z obowi�zk�w. Cofnijcie si� o dwadzie�cia krok�w. Stamt�d zbli�cie si� ponownie i uk�o�cie tak, jak nale�y. W przeciwnym razie zostaniecie wych�ostani. Poj�li, �e Pan Zast�p�w nie �artuje. By�em r�wnie� prze�wiadczony, �e wykona pogr�k� w razie niepos�usze�stwa. Cofn�li si� wi�c o dwadzie�cia krok�w i wr�cili, sk�adaj�c g��boki uk�on, nachylaj�c si� ca�ym tu�owiem i k�ad�c praw� d�o� po kolei na czole, ustach i piersiach. W�wczas rzek� Kr�ger�bej: ��Gdzie si� zapodzia� �sallam�? Czy�cie oniemieli? ��Sallam aaleikum! � zawo�a� szejk. � Allach niech przed�u�y dni twojego �ywota i niech obdarzy ci� wszystkimi rozkoszami raju! ��Sallam aaleikum! Allach niech przed�u�y dni twojego �ywota i niech obdarzy ci� wszystkimi rozkoszami raju! � powt�rzyli pozostali Uled Ayuni. ��Aaleik es sallam! � odpowiedzia� kr�tko Kr�ger�bej. Jak dostali�cie si� do mojego obozu? ��Zmuszono nas �; odpowiedzia� szejk � poniewa� ukarali�my kobiet� z plemienia Uled Ayar�w, kt�rym poprzysi�gli�my krwaw� zemst�. ��Kto was zmusi�? ��Ci trzej m�owie, kt�rzy siedz� przy tobie. ��Ale was by�o czternastu? Jak�e mo�ecie si� do tego przyzna�, nie oblewaj�c si� rumie�cem wstydu? ��Nie mamy si� czego wstydzi�, gdy� m�owie ci maj� takie strzelby, jakim nie podo�a stu naszych wojownik�w. Kr�ger�bej u�miechn�� si� nieznacznie, po chwili �agodnie zapyta�: ��Poprzysi�gli�cie sobie zemst� z Uled Ayarami. Od jak dawna? ��Od dw�ch lat. ��Wyruszy�em przeciwko Uled Ayarom, aby ich pokona�. S� zatem moimi wrogami, tak samo jak waszymi. ��Wiemy o tym i spodziewamy si�,, �e nas potraktujesz jako przyjaci�. ��Komu si� bardziej powiod�o w zem�cie? ��Nam. ��Ilu wam m��w zabito? ��Ani jednego. ��A wy? ��Czternastu. Od razu wiedzia�em, �e Kr�ger�bej nie bez celu zmieni� ton rozmowy. Lecz teraz znowu g�os jego by� surowy: ��To was drogo b�dzie kosztowa�! Albowiem wydam was w r�ce Uled Ayar�w. ��Nie uczynisz tego! � zawo�a� przera�ony szejk. � Wszak s� twoimi wrogami! ��Skoro was wydam w ich r�ce, b�d� moimi przyjaci�mi. ��O Allach! Zemszcz� si� na nas i zabij�! Nie masz prawa nas wyda�! Nie jeste�my twoimi niewolnikami. ��Jeste�cie moimi je�cami. Powiadam wam, zn�canie si� nad t� kobiet� b�dzie was drogo kosztowa�. Szejk ponuro patrzy� w ziemi�. Po; chwili podni�s� oczy na naczelnika i rzuci� badawcze spojrzenie i ostro zapyta�: ��Czy naprawd� zamierzasz nas wyda�? ��Przysi�gam na swoje imi� i na swoj� brod�. Wyraz w�ciek�o�ci wykrzywi� twarz Uled Ayuna, kiedy zawo�a� szyderczo: ��My�lisz, �e nas zabij�? ��Tak. ��Mylisz si�, na moj� dusz�, mylisz si� bardzo! Nie zabij�, lecz �ci�gn� z nas diveh*. Kilka koni, wielb��d�w i owiec � to b�dzie dla nich lepsze ni� nasza krew. W�wczas zn�w b�dziemy wolni i nie zapomnimy o tobie. My ciebie� ciebie� Wykona� odpowiedni ruch r�k�. Dow�dca udawa�, �e tego nie spostrzeg� i rzek�: ��Nie �ud�cie si�! Nie b�dzie mowy o kilku sztukach byd�a, zap�acicie o wiele wi�cej. ��Nie! Znamy cen�, kt�ra nas obowi�zuje i kt�r� mo�emy zap�aci�. Pan Zast�p�w zwr�ci� si� do mniej z pytaniem: ��Jakiego jeste� zdania, effendi? Pod�ug miejscowego zwyczaju okre�la si� diveh w stosunku do zwyczaj�w p�atnika. W danym przypadku mo�na by�o przypuszcza�, �e Uled Ayuni b�d� mieli do zap�acenia znacznie mniejsz� sum�, ni� wynosi� podatek. Naczelnik wiedzia� o tym i dlatego zwr�ci� si� do mnie w nadziei, �e znajd� jaki� wybieg. ��Chcesz, o panie � odpowiedzia�em � uk�ada� si� z Uled Ayarami w sprawie wydania im naszych je�c�w? ��Tak. ��Prosz� ci�, przeka� mi �askawie prowadzenie uk�ad�w! ��Pro�bie twej uczyni� zado��, poniewa� wiem, �e nie m�g�bym z�o�y� sprawy w odpowiedniejsze r�ce. ��W takim razie Uled Ayuni b�d� musieli zap�aci� o wiele wi�cej, ni� im si� zdaje. ��Tak s�dzisz? zapyta� wielce ucieszony. ��Tak. Zap�ac� zgodnie z obowi�zuj�cym prawem, a nie miejscowym zwyczajem. A teraz policz tylko � zwr�ci�em si� do szejka. Zabili�cie czternastu Uled Ayar�w, to czyni czterna�cie set wielb��dzic, kt�re b�dziecie musieli odda� Uled Ayarom, aby uj�� z �yciem. ��S�dzisz, �e Uled Ayarzy b�d� tak szaleni, i� za��daj� a� tyle? ��Tak. Raczej byliby szaleni, gdyby nie za��dali. Zreszt�, wydamy im was pod warunkiem, �e to uczyni�. Ofiarujemy Uled Ayarom wspania�y dar, kt�ry przyjm� z rado�ci�, gdy� umo�liwi im sp�acenie haraczu i naprawienie poniesionej szkody. ��M�wisz jak niemowl�, jeszcze nie narodzone! Sk�d we�miemy czterna�cie set wielb��dzic? Czy� ka�de zwierz� nie m� ceny, za kt�r� mo�na je naby�? Czy ka�da wielb��dzica nie posiada znanej ceny? ��Mamy da� pieni�dze? Tyle got�wki nie ma w ca�ym kraju! My nie p�acimy, tylko zamieniamy. Ale ty o tym nie wiesz, gdy� jeste� obcym. Jeste� giaurem! ��Giaur! Znowu obraza! Doliczam j� do poprzednich i podnosz� wymiar kary, kt�ra ci� nie ominie. Czy m�wi�em, aby�cie p�acili got�wk�? Skoro istnieje u was tylko handel zamienny, to nikt nie mo�e wam zabroni�, aby�cie czym innym wyp�acili cen� czternastu set wielb��dzic. Wszak znacie warto�� wielb��da, barana, owcy, konia lub kozy, mo�ecie wi�c �atwo obliczy�, iloma ko�mi, owcami, baranami lub kozami mo�na zast�pi� wyznaczon� ilo�� wielb��dzic. Dodam jednak, �e to jeszcze nie wszystko. ����dasz wi�cej? zawo�a�. ��Tak. Wiesz, o czym my�l�? ��Niechaj Allach ci� zg�adzi! � sykn�� ze z�o�ci�. ��W zgo�a nieludzki spos�b skrzywdzili�cie kobiet�, kt�r� zdo�a�em uratowa�, i przez to zabili�cie cze�� jej m�a. Za to si� p�aci ca�y okup krwi, a wi�c sto wielb��dzic lub ich r�wnowa�nik w innych zwierz�tach. Oka�� tyle �aski, �e nie wezm� pod uwag� niebezpiecze�stwa, na kt�re narazili�cie �lepe dziecko. Lecz przysi�gam, nie wyjdziecie �ywi, dop�ki nie zap�acicie, opr�cz czternastu set wielb��dzic za wymordowanych, dodatkowej setki dla kobiety. Jest bardzo uboga i niech przynajmniej w ten spos�b b�dzie wynagrodzona krzywda jakiej dozna�a od was. Szejk nie m�g� powstrzyma� w�ciek�o�ci. Skoczy� dwa kroki w prz�d i krzykn��: Psie, co tym masz do powiedzenia i rozkazywania? C� ciebie, psiego syna, obchodz� te wszystkie okupy? Ob��d ci� ogarn�� i uroi�e� sobie, i� dwa wielkie plemiona b�d� spe�nia�y twoje �yczenia. Gdybym nie mia� zwi�zanych r�k, by�bym ci� z miejsca zadusi�. Przyjmij to ode mnie! Pluj� na ciebie, pluj� ci w twarz! Istotnie, wykona� gro�b�. Cofn��em si� szybko i unikn��em plwociny. W�wczas zawo�a� Kr�ger�bej: ��Wyprowad�cie tych ps�w, bo si� w�ciekn� do reszty! Wiedz� ju�, czego ��damy. Nie odst�pimy od tego ani na krok. B�d� wydani Uled Ayarom i zap�ac� okup krwi wed�ug przepis�w Koranu i sto wielb��dzic dodatkowo dla kobiety, chyba �e im nie zale�y na zachowaniu �ycia. Je�li nie starczy ich dobytku, niechaj p�aci za nich ca�e plemi�! Wyprowadzono wnet je�c�w, pozostawiwszy jednak na m�j znak szejka, kt�remu teraz zwi�zano tak�e nogi. Dzie� si� ko�czy�. Nasta�a pora moghrebu, modlitwy o zachodzie s�o�ca. W ka�dej karawanie, w ka�dym wojsku podczas marszruty jest kto�, kto piastuje godno�� odprawiania nabo�e�stw. Je�li nie ma duchownego, derwisza lub urz�dnika meczetu, w�wczas zast�puje go kto� dok�adnie znaj�cy rytua�. Przy nas sprawowa� t� godno�� m�j przyjaciel sier�ant, stary Sallam. Skoro s�o�ce dotar�o do widnokr�gu, zawo�a� d�wi�cznym, dono�nym g�osem: ��Do modlitwy! Kiedy s�owa modlitwy przebrzmia�y, gdy wierni zacz�li si� podnosi� z kl�czek, szejk zwr�ci� si� do mnie i sykn�� tak g�o�no, �e wszyscy znajduj�cy si� w pobli�u s�yszeli: ��A teraz, psie jeden, jak tam z twoim s�owem, z twoj� przysi�g�? Nie uwa�a�em za stosowne odpowiada�, cho� zirytowa�em si� jego bu�czucznym zachowaniem. ��Sallam! � zawo�a�em. Stary sier�ant przybieg� natychmiast. ��Jak� modlitw� odprawi�e�? ��Moghreb. ��Jaka modlitwa nast�pi p�niej, kiedy si� zupe�nie �ciemni? ��Asziah, modlitwa wieczorna. ��Dobrze! Zawo�aj bastonad�iego. ��Kto b�dzie ukarany? ��Szejk Uled Ayar�w. ��Ile ci�g�w? ��Sto. Odszed�, aby wykona� rozkaz. Przy ka�dym oddziale by� �o�nierz wyznaczony do wykonywania kary. W naszym sprawowa� te czynno�ci pewien podoficer, kt�ry wkr�tce przybieg� z pomocnikami. Teraz �o�nierze z oficerami na czele zebrali si� ponownie przed namiotem dow�dcy. Kr�ger�bej nie mia� ju� nic przeciw ch�o�cie. Siedzieli�my obok wej�cia do namiotu, szejk za� le�a� przed nami. Nie mia�em ch�ci obchodzi� si� z nim tak surowo, tym bardziej, �e nie znosz� podobnych widowisk. Lecz zas�u�y� na to swoim post�powaniem z nieszcz�liw� kobiet�, a i zachowanie si� jego nie sk�ania�o do pob�a�liwo�ci. ��Sto bat�w,� spora porcja! � m�wi� Emery. � Nie chcia�bym jej dosta�. Czy wytrzyma? ��Oczywi�cie. ��A sier�ant b�dzie si� modli�? ��Zobaczymy i us�yszymy! Jestem naprawd� ciekaw. Skoro szejk zobaczy� bastonad�iego, spojrza� na mnie p�przytomnie. Po czym jak gdyby ockn�� si� i zapyta�: ��Kim� kim jest ten cz�owiek? ��Bastonad�i � odpowiedzia�em do�� uprzejmie � kt�ry dokona na tobie swych czynno�ci urz�dowych. ��Mam� dosta� sto� sto bat�w Cz�owieku! ��Milcz, powiadam, bo dostaniesz sto pi��dziesi�t! ��Jestem wolnym Uled Ayunem! Nikt mnie nie �mie uderzy�! ��Nikt, pr�cz bastonad�iego. ��T� zniewag� krwi� zmyj�. Krwi�, krwi�!! ��Nie gro�, bo zaraz b�dziesz lamentowa�. Dowiesz si� i zrozumiesz, �e dotrzymuj� s�owa. ��Czy wiesz, �e przyp�acisz to �yciem?! ��Przekona�em si� dzisiaj, jak jeste� niebezpieczny. Bastonad�i, zaczynaj! ��Mocno? ��Wype�nij sw� powinno��, jak nale�y, lecz wiedz, �e nie �ycz� sobie jego �mierci. ��Nie umrze, lecz oby mnie Allach uchowa� przed takimi przyjemno�ciami. Pomocnicy �ci�gn�li z szejka burnus i rozwi�zali mu r�ce. Przytwierdzono je do obu ko�c�w dzidy, kt�r� uchwycili dwaj �o�nierze. Dwaj inni trzymali Uled Ayuna za nogi. Wszyscy czterej ci�gn�li z ca�ych si� � i oto szejk le�a� brzuchem na ziemi. ��Jeste�my gotowi, panie � zameldowa� bastonad�i, wyjmuj�c cienk� ga��� z wi�zki, kt�r� trzyma� w lewej r�ce. ��Zaczyna� � zawo�a�em. Obecni spojrzeli na starego Sallama, kt�ry podni�s� r�k� i zacz�� si� modli�: ��Wielkie i liczne s� grzechy tego �wiata i g�uche serca z�ych. Lecz sprawiedliwo�� czuwa i kara nie drzemie. O Allach, o Mohammed, o wszyscy kalifowie� Nast�pi�y trzy t�gie uderzenia, po nich powoli nast�pne. Kiedy odliczono sze��dziesi�t uderze�, kaza�em szejka pu�ci�. Moralny b�l, kt�ry mu sprawi�em, by� nie mniej okrutny ni� b�l cielesny; mog�em by� pewny, �e zyska�em w nim �miertelnego wroga. Elatheh, niewiasta, kt�r� uratowali�my, podesz�a do mnie i podzi�kowa�a za ukaranie prze�ladowcy. Wywnioskowa�a ze sposobu obchodzenia si� z ni�, i� nic z�ego sta� si� jej u nas nie mo�e. Nie wiedzia�a, �e si� j� ukradkiem �ledzi. Przypuszczali�my, �e mo�e uciec do swoich i udzieli� o nas wiadomo�ci. U�o�yli�my si� wcze�nie do snu, poniewa� jutrzejszy przemarsz przez warr by� nie tylko uci��liwy, lecz nadto niebezpieczny, tym bardziej niebezpieczny, im bli�ej ruin, gdzie spodziewali�my si� znale�� wrog�w. Nazajutrz wstali�my bardzo �wcze�nie, zjedli�my, nakarmili�my zwierz�ta, po czym wyruszyli�my w drog�. Lecz w chwili wymarszu podjecha� do mnie Winnetou i rzek�: ��M�j brat niech p�jdzie ze mn�! Chc� mu co� pokaza�. ��Czy co� dobrego? ��Raczej co� z�ego. ��Ach! C� takiego? ��Jak wiadomo memu bratu, Winnetou ma zwyczaj by� przezornym nawet tam, gdzie to wydaje si� niepotrzebne. Objecha�em ob�z i znalaz�em �lad, kt�ry obudzi� moj� podejrzliwo��. Podczas gdy inni odjechali z przywi�zanymi do koni je�cami, Winnetou zaprowadzi� mnie na po�udniowy wsch�d, gdzie zobaczyli�my na piasku mi�dzy kamieniami �lad ludzkich n�g, kt�ry prowadzi� z obozu i wraca� do� z powrotem. Poszli�my tym �ladem i przybyli�my do miejsca mi�dzy ogromnymi blokami skalnymi, gdzie nieznajomy spotka� si� z innym cz�owiekiem, przyby�ym konno. Wed�ug wszelkich danych zatrzymali si� tutaj dosy� d�ugo. Ze �lad�w poznali�my, �e sta�o si� to oko�o p�nocy. Nie mogli�my nic innego zrobi�, tylko i�� za �ladem je�d�ca, kt�ry prowadzi� bez przerwy ku po�udniowemu wschodowi, a zatem coraz dalej w kierunku przeciwnym naszej wyprawie. To nas poniek�d uspokoi�o i po p� godzinie przy��czyli�my si� z powrotem do oddzia�u. Naturalnie podzielili�my si� naszym odkryciem z Kr�ger�bejem i Emerym. Pierwszy nic sobie z tego nie robi�, drugi jednak chcia� przy��czy� si� do poszukiwa�, kt�re postanowili�my podj�� wieczorem. Emery zapyta�: ��Je�dziec nie by� w obozie podczas naszego snu? ��Nie. ��Musia� mie� pow�d, aby si� nie pokazywa� w obozie. A kto si� nie mo�e pokaza�, ten nie jest przyjacielem, lecz wrogiem. ��I kto w nocy ukradkiem porozumiewa si� z wrogiem, jest zdrajc�. Mamy wi�c zdrajc� w naszych szeregach � rzek�em. ��Oczywi�cie, jestem tego samego zdania! Lecz kto nim by� mo�e? Je�li dzi� wiecz�r b�dziemy pilnie obserwowa�, s�dz�, �e wnet go przy�apiemy. Jak d�ugo jeszcze b�dziemy jecha� do ruin? ��Staniemy tam jutro po po�udniu. ��W takim razie nale�y si� spodziewa�, �e je�dziec dzi� wieczorem wr�ci, aby zasi�gn�� nowych wiadomo�ci. W�wczas schwytamy go, jak i towarzysza. Niestety, nie spe�ni�a si� ta nadzieja, gdy� zasz�y ca�kiem nieprzewidziane wypadki. Aczkolwiek wiedzieli�my, �e kolorasi Kalaf Ben Urik jest wierutnym �otrem, to nie przypuszczali�my, �e a� tak wielkim. Ot�, przeszed� na stron� wrog�w i znajdowa� si� z nimi w stosunkach o wiele bli�szych, ni� mo�na by�o przypuszcza�. Nocny je�dziec by� istotnie szpiegiem Uled Ayar�w i porozumia� si� z naszym przewodnikiem, kt�rego nierozwa�nie obdarzono zbyt wielkim zaufaniem. Warr stawia� naszej wyprawie coraz wi�ksze przeszkody. Nie mogli�my jecha� zwartymi kolumnami, lecz musieli�my rozbi� si� na drobne oddzia�y i rozes�a� mn�stwo wywiadowc�w i bocznych stra�y. W po�udnie zarz�dzili�my niewielki odpoczynek. Przewodnik pocieszy� nas wiadomo�ci�, �e warr za trzy godziny si� ko�czy, dalej za� zaczyna si� rozleg�y step, zaro�ni�ty g�st� traw�. O godzinie pierwszej ruszyli�my ponownie, a w p� godziny p�niej zbli�y� si� do nas podoficer i zameldowa� dow�dcy, kt�ry przy nas jecha�: ��Po tamtej stronie znajduje si� miejsce, gdzie mulassim* Achmed zosta� zamordowany. ��Mulassim Achmed? � zapyta� zdumiony Kr�ger�bej. ��Tak. ��Zosta�� zamordowany? ��Tak. Wszak ju� o tym m�wi�em, panie! ��Ani s�owa! ��Wybacz, panie! Wiem na pewno, �e o tym powiedzia�em. Jak�e m�g�bym zapomnie� o tak wa�nej wiadomo�ci? ��Czy�bym pu�ci� j� mimo uszu? Musia�em my�le� o czym� innym, o czym� bardzo wa�nym, skoro nie zwr�ci�em uwagi na twoje s�owa! Achmed nie �yje? Zamordowany? Przez kogo, powiedz! ��Przez Uled Ayar�w, tam, nad niewielk� wod�. ��Czy mordercy zostali pojmani? ��Tak. Pojmali�my i zastrzelili�my. By�o ich trzech. ��A trupy? Co z nimi zrobili�cie? ��Pogrzebali�my na miejscu zbrodni. ��Opowiedz dok�adnie! ��Jechali�my t� sam� drog�, kt�r� teraz jedziemy. Malassim, dowiedziawszy si�, �e w odleg�o�ci dziesi�ciu minut jazdy znajduje si� woda, pojecha� tam, gdy� chcia� napoi� wierzchowca, kt�ry os�ab� w drodze. My za� pojechali�my naprz�d, gdy nagle us�yszeli�my wystrza�. Kolorasi wys�a� natychmiast dziesi�ciu ludzi, mi�dzy kt�rymi i ja by�em, aby si� dowiedzieli, kto wystrzeli�. Kiedy dojechali�my do wody, zobaczyli�my trzech Uled Ayar�w, nie podejrzewaj�cych naszego przybycia. W pobli�u le�a�o cia�o mulassima. Schwytali�my z�oczy�c�w i zaprowadzili�my do kolorasiego, kt�ry zatrzyma� poch�d, zwo�a� natychmiastowy s�d i zgodnie z wyrokiem zarz�dzi� rozstrzelanie Uled Ayar�w, po czym oficerowie wraz z kilkoma �o�nierzami udali si� nad wod�. Pogrzebawszy mulassima, usypali�my nad mogi�� kamienie i oddali�my trzykrotn� salw�. ��Achmed, m�ny, odwa�ny Achmed! Musz� odwiedzi� jego gr�b! Zaprowad� nas, pr�dzej! Do dzi� dnia nie mog� sobie wyt�umaczy�, dlaczego by�em tak naiwny i zaufa�em przewodnikowi. Wszak opowiadanie by�o mniej ni� prawdopodobne. Utrzymywa�, �e zdawa� spraw� Kr�ger�bejowi, kt�ry nic o tym nie wiedzia�. Powinienem by� sobie przypomnie� nocnego je�d�ca, lecz ten pojecha� na po�udniowy wsch�d, podczas gdy my jechali�my na po�udniowy zach�d. ��Kr�ger�bej, Emery i ja ruszyli�my za przewodnikiem. Winnetou nie pojecha� z nami, nie bra� bowiem udzia�u w naszej rozmowie. Zanim od��czyli�my si� od oddzia�u, Pan Zast�p�w rozkaza�, aby wojsko posuwa�o si� naprz�d bardzo powoli. Jechali�my mi�dzy g�azami znacznie d�u�ej ni� dziesi�� minut, zanim dotarli�my do miejsca. Ju� to samo powinno by�o zwr�ci� moj� uwag�. ��Ko�o poka�nej ska�y znajdowa�a si� niewielka ka�u�a, do kt�rej woda s�czy�a si� poma�u z ziemi. Z boku stercza� usypany pag�rek kamieni. Przewodnik wskaza� na� i rzek�: ��Oto jest grobowiec. ��Musz� zm�wi� modlitw� zmar�ych � rzek� dow�dca zsiadaj�c z konia. Poszli�my za jego przyk�adem, zostawiaj�c bro� przy siod�ach. Pr�cz nas nie wida� by�o dooko�a �ywej duszy. Kr�ger�bej ukl�k� i zacz�� i modli�. Ja i Emery, stoj�c, z�o�yli�my r�ce. Przewodnik nie zsiad� nawet z konia, co, nie wiem dlaczego, nas wcale nie zastanowi�o. Pan Zast�p�w, podni�s�szy si� kl�czek, zapyta�: ��Jak le�y mulassim? Czy twarz� jest zwr�cony ku Mekce? ��Tak, panie � odpowiedzia� przewodnik. Nie pomy�lawszy zreszt� nic z�ego, wtr�ci�em uwag�: ��To niemo�liwe! Mekka znajd� si� na wschodzie, natomiast grobowiec jest usypany w kierunku po�udniowym. ��To prawda! O Allach! Po�o�� go w fa�szywym kierunku! ��A tak�e � doda�em z nagle z rozbudzon� podejrzliwo�ci� � grobowi powinien mie� dwa tygodnie, tak jednak nie jest. ��Tak, nie ma dw�ch tygodni � potwierdzi� Emery. ��Dlaczego? � zapyta� dow�dca ��Sp�jrz, jak si� porusza ten cienki, sypki piasek, aczkolwiek nie wieje �aden wiaterek. Pe�no piasku wsz�dzie, w ka�dej szparze, w ka�dej szczelinie, we wszystkich kamieniach doko�a, pr�cz tych, z kt�rych usypany zosta� grobowiec. Na tych kamieniach ani ziarenka. Grobowiec nie ma czternastu dni. Mog� stanowowczo stwierdzi�, �e nie ma nawet trzech, nawet dw�ch dni. Mo�liwe, �e dopiero dzisiaj zosta� wzniesiony, aby� Emery przerwa� i wyda� angielski okrzyk alarmowy, zaroi�o si� bowiem nag�e doko�a nas od jakich� postaci. Rzuci�y si� na nas i na zwierz�ta, przy kt�rych zostawili�my bro�. Wyci�gn��em szybko rewolwer, lecz w mig dopad�o mnie ze wszystkich stron sze�ciu, o�miu, dziewi�ciu ludzi. Nat�y�em ca�� moc i zdo�a�em uwolni� r�ce. Zanim jednak zd��y�em zrobi� u�ytek z rewolweru i dwunastoma kulami oczy�ci� miejsce, podbito mi nogi od ty�u, wskutek czego run��em i zosta�em przywalony ca�ym mn�stwem napastnik�w. Po chwili nadbieg�o ich wi�cej Odebrano mi rewolwer, n�, zwi�zano � i oto by�em je�cem. Podczas mocowania si� z Arabami spostrzeg�em, �e nasz przewodnik, nie zatrzymywany przez nikogo, odjecha� galopem. Wiedzia�em wi�c, kto by� zdrajc�. Obok mnie z prawej strony le�a� Kr�ger�bej, bli�ej za� nieco Emery, tak samo jak ja skr�powani. Emery zawo�a� po angielsku: ��Byli�my os�ami! Przewodnik jest zdrajc�! Ale nie trzeba si� przejmowa�. Zdaje si�, chwilowo nic nie grozi naszemu �yciu. Czas nie nagli. Winnetou na pewno p�jdzie naszym �ladem i nie spocznie, dop�ki nas nie uratuje. Napastnik�w by�o co najmniej pi��dziesi�ciu kilku. Kiedy nadjechali�my, ukryli si� za g�azami. Teraz przyw�dca zwr�ci� si� do Kr�ger�beja: ��Ciebie w�a�ciwie chcieli�my pojma�. Lecz, oczywi�cie, zabierzemy ze sob� r�wnie� twoich towarzyszy. Jutro za� we�miemy do niewoli ca�e wojsko, aby je wyt�pi�, je�li basza nie zechce da� nam wielb��d�w, koni, owiec i innej �ywno�ci w zamian za �ycie �o�nierzy. Wsadzono nas na wierzchowce i przymocowano sznurami, po czym ruszyli�my na po�udniowy zach�d. Po dw�ch godzinach Wyjechali�my z warru. Najch�tniej bym sam siebie spoliczkowa�, ale r�ce mia�em zwi�zane, Moja bro�, moja pi�kna, pierwszorz�dna bro� by�a w r�kach wrog�w. Przyw�dca przyw�aszczy� j� sobie. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, i� napastnicy s� Uled Ayarami. Emery pok�ada� nadziej� w Winnetou. I ja polega�em na Apaczu, kt�ry jednak nie znaj�c arabskiego, niewiele m�g� zdzia�a�. Nie by�o cz�owieka, z kt�rym m�g�by si� porozumie�, mimo to nie dawa�em za wygran�. Emery mia� s�uszno��, chwilowo nic nie zagra�a�o naszemu �yciu. Dowodem by�o to, �e �aden z Arab�w nie u�y� broni. To nam przywr�ci�o spok�j. Poza tym mieli�my kilka dobrych atut�w: Elatheh, kt�r� uratowali�my, oraz wzi�tych do niewoli Uled Ayun�w, kt�rych zamierzali�my wyda� w�asne Uled Ayarom. Gorzej by�o z tym, �e nas roz��czono. Ja znajdowa�em si� na przodzie, dow�dca w �rodku, a Emery na ko�cu oddzia�u. Wskutek tego nie mogli�my si� ze sob� porozumiewa�. Spogl�da�em bacznie na wsch�d, gdzie powinno by�o wyjecha� nasze wojsko. Aczkolwiek znajdowali�my si� na g�adkiej r�wninie, nic nie dostrzega�em. Wojsko zatrzyma�o si� zapewne, aby nas odszuka�. Wiedzia�em a� nazbyt dobrze, i� przewodnik do�o�y wszelkich stara�, aby oszuka� naszych i wyprowadzi� na manowce. Rozci�ga� si� przed nami step, sk�po zaro�ni�ty traw�. Skr�cili�my na wsch�d i pu�cili�my si� galopem. Z pocz�tku trzymali�my si� po�udniowo�zachodniego kierunku, nast�pnie za� ruszyli�my wprost na wsch�d. By�o rzecz� oczywist�, �e nad�o�yli�my drogi, aby zmyli� ewentualny po�cig. S�o�ce zbli�a�o si� ku zachodowi. Trzy kwadranse dzieli�y nas od zmierzchu, gdy zacz�a si� lekko pofa�dowana r�wnina i z prawej strony wyjrza�y wzg�rza. Dwa rysowa�y si� szczeg�lnie wyra�nie, mimo �e by�y bardzo oddalone. Je�li si� nie myli�em, to mieli�my przed sob� obie g�ry Magrahamu. Lecz w takim razie nie jechali�my do ruin, kt�re by�y celem wyprawy naszego wojska; st�d te� wynika�o, �e Uled Ayarzy opu�cili ruiny i skierowali si� ku Magrahamowi. Zakre�lili�my bardzo du�y �uk. Wedle moich przypuszcze� warr by� oddalony od nas w prostej linii o dobr� godzin� jazdy na p�noc. By�o to bardzo wa�ne spostrze�enie. Wkr�tce zobaczyli�my szczeg�lny okaz g�ry. Zwarta masa wznosi�a si� r�wno z prawej i lewej strony na znaczn� wysoko��, po�rodku za� by�a przekrojona a� do samego do�u, jak gdyby jaki� olbrzym po�o�y� na ziemi przeogromny bochen chleba, przedzieli� na dwie po�owy d�ugim, wielokilometrowym no�em, a nast�pnie odrzuci� nieco od siebie. Boki g�ry by�y �atwo dost�pne, natomiast �ciany przepa�ci, a raczej w�wozu, wznosi�y si� prawie zupe�nie pionowo. Ten w�w�z wkr�tce b�dzie dla nas wiele znaczy� � powiedzia�em sobie, kiedy go zobaczy�em, i rzeczywi�cie, mia�o si� to sprawdzi� jeszcze tej samej nocy. Zanim dotarli�my do w�wozu, odwr�ci�em si� i obejrza�em okolic�, kt�r� przebyli�my. O ile si� nie myli�em, porusza� si� w oddali, w g��bokiej oddali, ma�y jasny punkcik, kt�ry mia� pozorn� wielko�� grochu. By� to na pewno jasny burnus. Jaki� wewn�trzny g�os m�wi� mi � i to si� istotnie sprawdzi�o � �e bia�ym punkcikiem mo�e by� tylko Winnetou. Pojecha� po naszych �ladach, przeby� t� sam� drog�, co my, teraz za� musia� widzie� ii lepiej ni� ja jego, poniewa� by�o nas pi��dziesi�ciu w bia�ych burnusach. Przypuszcza�em, �e mimo niebezpiecze�stwa, wkr�tce zdo�a si� ze mn� lub nawet z nami wszystkimi porozumie�. Dotarli�my wreszcie do w�wozu, kt�rego �ciany by�y g�adkie niby ni �em �ci�te. Ledwie przejechali�my pi��set krok�w, gdy us�yszeli�my zgie�k, �wiadcz�cy o blisko�ci wojennego obozu Beduin�w. Wkr�tce ujrzeli�my namioty, mi�dzy kt�rymi porusza�o si� mn�stwo postaci. Tu i �wdzie le�a�o nagromadzone suche drewno, kt�re w no mia�o o�wietla� ob�z. Setki os�b bieg�y na spotkanie, witaj�c swego zwyci�zc� i�cie orientalnymi okrzykami rado�ci. Za namiotami obozowali �o�nierze, strze�eni przez stra�nika a jeszcze dalej spostrzeg�em wielki tabun koni. W tym t�umie nie dojrza�em ani jednej kobiety. By� to zatem on wojenny. �o�nierze, le��cy za namiotami, byli je�cami z okr��onego szwadronu, kt�ry, jak si� wkr�tce dowiedzia�em, podda� si� Uled Ayarom. By�em pewien, �e wnet zobacz� kolon siego Kalafa Ben Urik albo, jak i naprawd� nazywa�, Tomasza Meltona, morderc� i szulera. Z�o�ci�o mnie, �e zobaczy swego wroga w niewoli, pociesza�em si� jednak, �e on r�wnie� jest je�cem. Lecz oto mia�a mnie spotka� nowa niespodzianka. Nie mog�em poj��, dlaczego Uled Ayarzy roz�o�yli ob�z w tak w�skim przesmyku. Wszak gdyby si� nasze wojska rozbi�y na dwa oddzia�y i natar�y z obozu stron w�wozu, w�wczas Uled Ayarzy znale�liby si� w potrzasku. Nie wiedzia�em, �e szybko dowiem si� prawdy. �atwo sobie wyobrazi� jakimi spojrzeniami, wyzwiskami i szyderstwami przywitano nas w obozie. Najwi�kszy namiot, ozdobiony p�ksi�ycem oraz innymi god�ami, opiera� si� o lew� �cian� w�wozu. By� to

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!