9693
Szczegóły |
Tytuł |
9693 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9693 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9693 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9693 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andrzej Trepka
Niedzielni go�cie
Pami�ci Adama Wi�niewskiego-Snerga,
b�yskotliwego tw�rcy teorii Nadistot
Autor
Ten pami�tnik jest dla mnie. Przetrawi� w sobie tamte
dni, prze�y� jeszcze raz - - oto wszystko. Tworzy�em go
w r�nym czasie, dyktafonem, utrwalaczem, nawet muzeal-
nym pi�rem. Obok reporta�owych opis�w, na gor�co rzuca-
�em impresje, kre�li�em uwagi o wydarzeniach zasz�ych,
snu�em prognozy. Nie podnieca mnie wcale, �e sprawy,
o kt�rych m�wi�, tocz� si� na owianej legend� Planecie
Zadziwie�; �e to wspominki z najdramatyczniejszej wy-
prawy; dramaty kosmiczne s� efektowne dopiero z perspek-
tywy. A ja chodzi�em po tamtej scenie, patrzy�em, s�ucha�em,
dotyka�em, i dzia�a�em tak�e. Nagie fakty nazywam po
imieniu. Reszta � to moje intymne wejrzenie w hermetyczny
�wiat Zielonej.
Szesnastego dnia naszego pobytu na planecie Drugiej
w uk�adzie gwiazdy delta Pawia wydarza si� co�, w co tylko
z najwy�szym trudem mo�emy uwierzy�. W g�sto zaro�-
ni�tym w�wozie, kt�rego dnem p�ynie wartki strumie�,
roboty patroluj�ce teren znajduj� ma�ego, mo�e czterolet-
niego ch�opca, i sprowadzaj� do bazy. Mocno wystraszony
brzd�c, nagi, tu i �wdzie podrapany, wydaje tylko niear-
tyku�owane okrzyki. Wygl�da na niedo�ywionego. Proste
badania serologiczne potwierdzaj�, �e nale�y do gatunku
Homo sapiens.
To bulwersuj�ce odkrycie burzy obraz, jaki zd��yli�my
ugruntowa� w sobie. Glob ten wydawa� si� dot�d rajskim
ogrodem, kt�rego sielanki nikt przed nami nie zak��ci�. Takie
domniemanie �wita�o nam ju� w czasie, gdy � kilka godzin
po wyl�dowaniu � z najwy�szym napi�ciem odczytuj�c
meldunki mechanicznych radiozwiadowc�w, przygotowy-
wali�my si� sami do zrobienia wypadu. Kiedy rozpoznanie
robot�w nie wykry�o w pobli�u dora�nych niebezpiecze�stw,
przyszed� czas na ludzi. Do wyj�cia najbardziej rwa� si�
kapitan, lecz regulamin zabrania� mu tego ryzyka. Wy-
znaczy� wi�c egzopsychologa1 oraz mnie. Otworzywszy w�az
w �luzie, powoli, z niezb�dn� ostro�no�ci� zeszli�my po trapie
na twardy grunt. Ju� wtedy wiedzia�em, �e atmosfera i gleba
Egzo (z gr.) � na zewn�trz, pierwszy cz�on wyraz�w z�o�onych oznacza-
j�ca zewn�trzny, maj�cy miejsce zewn�trz czego� (przyp- od wydawcy).
nie zawieraj� truj�cych zwi�zk�w, ani bakterii, ani toksyn
biologicznego pochodzenia. Upojony woln� przyrod�, w dro-
dze powrotnej demonstracyjnie zdj��em skafander. Tom
poszed� ochoczo w moje �lady.
Zmieniaj�c si� z czuwaj�cymi w �Sindbadzie", do wie-
czora wszyscy mogli�my rozkosznie ch�on�� naturalne krajo-
brazy rozci�gni�te po widrokr�g, gdzie perspektywa skleja
prawdziwe niebo i prawdziw� ziemi�. Tak odczuwali�my to,
sze�ciu m�czyzn i sze�� kobiet, w�drowc�w z Ziemi od-
dalonej od nas prawie dwadzie�cia lat �wietlnych.
Wszechobecny wok� bazy ni to step, ni sawanna pe�na
pn�cych si� do kolan jakich� pseudoro�linnych ustroj�w,
poprzerywana p�achtami piarg�w, drzewiastych k�p i ni-
by-krzak�w, przechodzi � zw�aszcza na p�noc i po�udnie
� w do�� zwart� brudnozielon� niby-puszcz�. Poznali�my
wkr�tce, �e wszelka tutejsza wegetacja ma wi�ksz� rozmaito��
zdrowych i po�ywnych przysmak�w ni� dzikie biotopy na
Ziemi. Wi�c niby-puszcza sta�a si� dla nas po prostu puszcz�,
a wszelkie inne struktury, �ywe i martwe � odpowiednikami
z Ojczyzny, kr�tko i bez cudzys�owu. Ro�linopodobne twory
nazywamy ro�linami, atmosfer� � powietrzem, a nasz� baz�
� Domem.
Niebawem pomy�leli�my o nazwach planetograficznych,
kt�re � w my�l tej samej konwencji � okre�lamy jako
geograficzne. Pierwsz� my�l� by�o dublowanie wzor�w z Zie-
mi: ka�dy ch�tnie widzia� w nowej Ojczy�nie znajome
krainy, morza, g�ry, rzeki. Nic z tego jednak nie wysz�o:
topografia Zielonej jest zbyt odmienna, wszystko tu jest mniej
kontrastowe i jak gdyby skromniejsze. Brak ocean�w, a przez
to i wyodr�bnionych kontynent�w. G�ry nie tworz� d�ugich
�a�cuch�w, s� zreszt� o wiele ni�sze od ziemskich (by�oby
�mieszne nazwa� kt�re� z nich Karpatami, nie m�wi�c
o Andach i Himalajach). �r�dl�dowe morza, powierzchni�
nie przekraczaj�ce Ba�tyku, przyjmuj� wody kr�tkich rzek,
z kt�rych �adna nie dor�wnuje Wi�le. Dlatego tymczasowo
tylko ponumerowali�my poszczeg�lne formacje terenowe na
mapach, dorzucaj�c w�a�ciwy symbol (rzeka, morze, masyw
g�rski, p�askowy�, bagno itp.) oraz wsp�rz�dne geograficz-
ne. Nazwy w�asne dali�my na razie jedynie bliskim obiektom.
W ten spos�b rozleg�a r�wnina wok� Domu, na kt�rej
chcemy zapocz�tkowa� aklimatyzacj� ziemskich zwierz�t
i ro�lin, zosta�a Darwini�.
Znaleziony ch�opiec otrzyma� imi� Sedecimus, na pami�-
tk� daty odkrycia go. Wo�amy na niego Sed. Jest oczkiem
w g�owie ca�ej ekipy. Raz po raz s�ysz�, �e urodzi� si� pod
szcz�liw� gwiazd�; chodzi nie tyle o jego urodzenie, co
odnalezienie.
Zgo�a mnie to nie przekonuje. Przecie� nikt z nas nie wie,
jak �y� Sed zanim przygarn�li go intruzi. Dopiero nauczywszy
si� m�wi�, sam wyzna, czy sw�j odmieniony los kojarzy ze
szcz�liw� gwiazd�. To nic, �e jest dzieckiem: �wiat dziecka to
nie miniatura �wiata doros�ych, lecz samoistna, autonomicz-
na rzeczywisto��.
Zaj�wszy si� sierot� � za jak� Sed uchodzi w naszych
oczach � koledzy coraz cz�ciej i ch�tniej przerzucaj� w�asny
optymizm na niego samego. W ko�cu i mnie to si� udziela.
A przecie� nikt nie ma poj�cia, co jemu przynios�a ta zmiana...
Ch�opiec jest kluczem do tajemnicy globu, kt�r� nale�y
rozwik�a� przed decyzj� zagospodarowania si�, podejmowa-
n� nie tylko za nas, lecz tak�e w imieniu przysz�ych pokole�,
maj�cych zadomowi� si� w nowej Ojczy�nie. Niezale�nie od
tego, jaka wyprawa z Ziemi wyl�dowa�a tu przed nami, oraz
kto z tych ludzi albo ich potomk�w pozosta� i jak si�
ustosunkuje do nas � Sed to pasjonuj�cy obiekt bada�. Bez
wzgl�du na rodzaj specjalno�ci, wszyscy jeste�my humanis-
tami z ducha. Dlatego fascynuje nas naga natura cz�owieka,
wci�� jeszcze tak niedok�adnie poznana. Spod poloru kultury
zaszczepionej przez wychowanie (bo filogenetycznie2 zbyt
�wie�ej, aby odcisn�a si� w genach) pragniemy w jakim�
stopniu wy�uska� biologiczny status gatunku Homo sapiens.
Przypadek Seda jest o tyle idealny, �e � jak si� wydaje
� �aden wp�yw wychowania nawet go nie musn��.
W miar� up�ywu czasu, badania planety � kt�r� na-
zwali�my Zielon�, bowiem ziele� jej step�w i las�w szczeg�l-
nie zapad�a nam w serca � odstaj� od poszukiwa� ludzi.
Filogeneza � rozw�j rodowy poszczeg�lnych grup organum�w (przyp.
od wydawcy).
Pogodzili�my si� z my�l�, �e cho� na pewno wyl�dowali tu
przed nami jacy� ziemscy astronauci � splot dramatycznych
okoliczno�ci, niemo�liwych do odgadni�cia, udaremni� im
opanowanie globu. Odk�adaj�c na p�niej rozwi�zanie tej
zagadki, postanowili�my przysposobi� Zielon� dla siebie
i swych potomk�w.
Nie ma bowiem sensu lecie� dalej. Par�set lat trwania
astronautyki galaktycznej unaoczni�o, �e szukanie glob�w
ziemiopodobnych to niewdzi�czne zaj�cie. Cho� Uk�ad
Drogi Mlecznej ma ich zapewne miliony � olbrzymie
odleg�o�ci pomi�dzy gwiazdami sprawiaj�, �e szansa zna-
lezienia takiej planety przez jedn� ekspedycj� jest bardzo
nik�a.
Tote� w�r�d za�ogi panuje nastr�j szcz�liwc�w, kt�rzy
wygrali wielki los. Poniewa� wszyscy zgadzamy si� w kwestii
podstawowej, �e z Zielonej nie odlecimy � brak powod�w do
powa�niejszych spor�w. Budowanie od podstaw naszej ludz-
ko�ci mo�e jest dzie�em patetycznym, lecz tylko dla obser-
wator�w i historyk�w.
W warunkach wyj�ciowych, jakie panuj� na Zielonej,
trudno by�oby wymy�li� przedsi�wzi�cie obarczone � w sto-
sunku do swojej skali � mniejsz� doz� ryzyka i odpowiedzial-
no�ci. Bezlik d�br, kt�rych starczy dla niezliczonych pokole�,
z g�ry odsuwa gro�b� zniszczenia czego�, co przyda�oby si�
p�niej. Jest to sytuacja, w jakiej niemal ka�dy b��d mo�e
zosta� anulowany szybko i bezbole�nie.
Mimo to postanawiamy dzia�a� z najwi�ksz� rozwag�.
Znaj�c smutne do�wiadczenia rabunkowej gospodarki na
Ziemi w minionych epokach, za wszelk� cen� chcemy ustrzec
si� tamtych b��d�w. Dok�d zawiod�a niefrasobliwo�� ludzi?
Przypomnijmy cho�by wyr�b wspania�ych las�w basenu
�r�dziemnomorskiego, w miejscu kt�rych stepowienie i erozja
gleb zostawi�y nieu�ytki pokryte kolczastymi krzakami. Pra-
dawna to historia, skoro ju� Platon tak o niej pisa�:
�I ziemia... je�li por�wna� z tym, co dawniej, to co dzi�
� jakby same ko�ci z cia�a, kt�re choroba zjad�a... zosta�
tylko chudy szkielet ziemi." Po dw�ch tysi�cleciach do tych
kl�sk do��czy�o natarcie odkrywc�w zamorskich krain, bada-
czy, eksplorator�w, a po nich � nap�ywaj�cych osiedle�c�w.
O tym, czego dokonano pi�� wiek�w p�niej w kr�tkotrwa-
�ej, lecz jak�e zgubnej Erze Za�miecania Globu � my�le�
niemi�o.
Nie potrafimy zmierzy� i opisa� ran, jakie zada�y przyro-
dzie te wszystkie poczynania zadufk�w prymitywnie ol�nio-
nych skarbcami, kt�re w swojej w�asnej t�pocie uwa�ali za
niewyczerpalne. Nie wiemy, czy krowa morska, wyt�piona
w dwadzie�cia kilka lat po odkryciu jej u brzeg�w Wyspy
Beringa, nie sta�aby si� jedynym udomowionym ssakiem
morskim; mo�e go��b w�drowny, kt�rego miliardowe stada
zdobi�y niepowtarzalnym krajobrazem dziewi�tnastowieczne
plenery Ameryki P�nocnej, zasili�by �wie�� krwi� hodowl�
go��bi domowych, a wilk falklandzki, ponad miar� ufny
wobec ludzi, da�by pocz�tek rasom ps�w u�ytecznych w pola-
rno-morskim klimacie...
Ale nie te, i dziesi�tki im podobnych, po dzi� dzie� g�o�ne
przyk�ady zdziczenia, by�y dla nas dzwonem alarmowym.
Przecie� nie podj�liby�my takich wyuzdanych rzezi, jak ongi�
dronta dodo, kt�ry wszed� do przys�owia synonimem tragicz-
nej i niepotrzebnej zag�ady; jak bezmy�lne wystrzelanie
milionowych stad bizon�w na preriach ameryka�skich; jak
katastrofalne przerzedzenie populacji rozmaitych papug,
czapli, kolibr�w, cukrzyk�w i mn�stwa innych ptak�w dla
p�askiej pr�no�ci przystrajania si� w ich wspania�e pi�ra.
Dobrze rozumiemy, �e pr�cz tych afer wandalizmu �
pastw� zwyczajnego gospodarzenia, cho�by nawet sensow-
nego, masowo pada�y niepoliczone, nie poznane gatunki
drobnych istot zwierz�cych i ro�linnych; gin�y ca�e unikalne
biocenozy3 z mn�stwem endemit�w4, kt�re w jakiej� �r�d-
g�rskiej kotlinie, na poszczeg�lnych pi�trach i zboczach
samotnego szczytu, na wyspie albo w jeziorze, wykszta�ci�y
si� i trwa�y w tej swojej niszy ekologicznej odgrodzone od
zewn�trznego �wiata � p�ki do ich kr�lestwa nie wtargn��
cz�owiek. Tylko bardzo nieliczne spo�r�d tych, kt�re mog�y
Biocenoza � zesp�l organizm�w ro�linnych i zwierz�cych �yj�cych
w okre�lonym �rodowisku, w kt�rym stosunki ilo�ciowe utrzymuj� si� mniej
wi�cej na tym samym poziomie (przyp. od wydawcy).
Endemizm � wyst�powanie niekt�rych ro�lin i zwierz�t tylko na pewnym
okre�lonym terenie (z gr. endemos => miejscowy) [przyp- od wydawcy).
sta� si� po�yteczne dla nas, zosta�y uratowane i wykorzysta-
ne. A wszystkie przepad�e formy zubo�y�y pi�kno Planety
i okaleczy�y jej harmoni�.
Maj�c w pami�ci te przestrogi historii, na Zielonej
postanawiamy � przynajmniej w pionierskim okresie
� uchroni� od zag�ady wszystkie gatunki, cho�by ca�kiem
niepozorne. Dlatego zaczynamy od wyczerpuj�cego opisania
ca�ej fauny i flory w promieniu kilkunastu kilometr�w od
bazy, z wypadami w dalsze rejony.
Sporz�dzanie drobiazgowego rejestru form musi i�� w pa-
rze z tworzeniem taksonomii5 dla tej biosfery6, wprawdzie
opartej � tak samo jak nasza � na bia�kach zanurzonych
w wodzie, lecz przecie� nie spokrewnionej z ziemsk�. W ten
spos�b si�gamy do korzeni miejscowego �ycia.
O takim podej�ciu przes�dzi� jeszcze jeden wa�ki wzgl�d.
Odkrycie Zielonej stanowi milowy s�up w dziejach egzobiolo-
gii: pierwsza to poza Ziemi� planeta biogeniczna opisana
przez ludzi bezpo�rednio, bo z jej powierzchni. Dwie inne
tylko pobie�nie bada�y automaty. Nadto odebrano sygna�y
od kilku odleg�ych cywilizacji.
Wreszcie teraz, po stuleciach od powstania terminu
konwergencji kosmicznej, po niezliczonych spekulacjach na
temat mechanizm�w jej dzia�ania, mo�emy wnikliwie skon-
frontowa� teori� z �ywym materia�em. Kt� by zlekcewa�y�
tak� sposobno��?
Pospolite w ziemskiej przyrodzie zjawisko konwergencji
zawsze stanowi�o mocno prowokuj�c� tentacj�7 dla roz-
wi�za� egzobiologicznych. Na Ziemi problem by� ca�kiem,
prosty: chodzi�o o stwierdzon� i gruntownie przebadan� na
mn�stwie przyk�ad�w d��no�� do wzajemnego upodabnia-
nia si� pokrojem rozmaitych grup zwierz�t albo ro�lin, kt�-
re nie s� blisko spokrewnione, natomiast bytuj� w takim
samym �rodowisku i prowadz� podobny tryb �ycia. Trudno
Taksonomia � nauka o zasadach klasyfikacji gatunk�w zwierz�cych
i ro�linnych, tak�e sztuka ich opisywania i tworzenia jednostek syste-
matycznych, czyli takson�w (przyp. od wydawcy).
Biosfera � strefa kuli ziemskiej (tu: planety) zamieszka�a przez organizmy
�ywe (przjp- od wydawcy).
Tentacja (z lac.) � pokusa.
in
by�oby przecie� t�umaczy� przypadkowo�ci� op�ywowy
kszta�t i znaczne podobie�stwo wygl�du niekt�rych miesz-
ka�c�w w�d spo�r�d pi�ciu odr�bnych gromad kr�gowc�w:
kr�g�oustych, ryb chrzestnych, ryb kostnych, gad�w (ichtio-
zaury) oraz ssak�w (walenie). W�r�d ro�lin, kaktusy i wilczo-
mleczowate jednakowo dostosowuj� budow� i sylwetk� do
magazynowania wody w tkankach na pustyni.
Poznane z do�wiadczenia fundamentalne prawid�owo�ci
materii �ywej obowi�zuj� wsz�dzie, gdziekolwiek panuje ten
sam re�im przyrody co u nas. Dlatego r�wnie� wyst�powanie
konwergencji da si� �mia�o ekstrapolowa� na Galaktyk�
� jako proces zawsze przebiegaj�cy w obr�bie jednej,
dowolnie wybranej biosfery. Ale czy konwergencja dotyczy
tak�e wzajemnie dw�ch niezale�nych biosfer?
Problem mo�na roztrz�sa� na rozmaitych szczeblach,
zmierzaj�c od uj�� najog�lniejszych ku coraz bardziej szcze-
g�owym. Pierwsze wi��� si� z ca�� histori� dw�ch por�w-
nywanych gniazd �ycia, pocz�wszy od samej biogenezy8.
I w�a�nie te s� tutaj dla nas najwa�niejsze. Bo nie mia�oby
sensu zacz�� od przymierzania jakiej� jednej miejscowej
ro�liny do gatunku wyst�puj�cego na Ziemi.
Ju� wst�pnym efektem tych bada� jest rewelacja: na
Zielonej nie ma zwierz�t!
Mo�e zdumiewa�, �e nie spostrzegli�my tego od razu. Ale
�atwo tak m�wi� temu, kto nie zna Zielonej. Pierwsze wypady
ol�ni�y nas. Na ka�dym kroku robili�my przymiarki wszyst-
kiego do Ziemi, mno��c nasuwaj�ce si� podobie�stwa�jak-
�e cz�sto z uczuciow� przesad�!
Zewsz�d otacza nas �ycie. Czy jest tak bujne, jak na
Ziemi? Zrazu nie�atwo to oceni�. Ka�dy z nas dobrze
pami�ta, �e nieraz odpoczywaj�c w lesie lub na polu nie
widzia� �adnego ruchu, nie s�ysza� d�wi�ku � cho� w trawach
i na drzewach z pewno�ci� roi�o si� od najrozmaitszych
zwierz�t. �ywotno�� ich wi��e si� bowiem z pogod� i z por�
dnia, por� roku, wilgotno�ci�... Nawet niekt�re tropikalne
Biogeneza � pochodzenie; samorzutne powstanie najprymitywniejszych
cz�stek materii �ywej z prostych zwi�zk�w organicznych i nieorg. (przyp.
od wydawcy).
1 1
puszcze, a� kipi�ce �yciem, czasami przy pobie�nym ogl�-
dzie wydaj� si� pozbawione jakiejkolwiek fauny.
W naszym wypadku by�o do�� podobnie. To znaczy �
tak s�dzili�my. W miar� bujna wegetacja ro�linna sprawia�a
wra�enie zastoju. Nie urozmaica� jej �aden d�wi�k. Tak�e nic
nie fruwa�o w powietrzu. Nie spotykali�my rzucaj�cych si�
w oczy zwierz�t. Ale uwa�na obserwacja ju� wkr�tce ujaw-
ni�a mn�stwo poruszaj�cych si� ma�ych organizm�w. Potocz-
nie nazywali�my je �limakami. By�o to dalekie od �cis�o�ci
naukowej � nawet w sensie analogii. Poza sylwetk� troch�
przypominaj�c� pomrowy i pokrewne �limaki nagie � budo-
wa ich nie mia�a �adnych zbie�no�ci z mi�czakami. Te
pe�zaj�ce powoli, mi�siste twory dzieli�y si� na wiele gatun-
k�w. Najokazalsze mia�y kilkucentymetrow� d�ugo�� i �y�y
w lesie. Nie brak�o te� drobiazgu o wygl�dzie przecinka,
kt�rego kszta�t (czasami bardziej finezyjny) uwidacznia� si�
dopiero pod lup�.
Wsp�ln� cech� tych ustroj�w stanowi ziele�. Szybko
przekonali�my si�, �e barw� t� zawdzi�czaj� chlorofilowi. Nie
zaskoczy�o nas to specjalnie. Podzia� na samo�ywne ro�liny
i cudzo�ywne zwierz�ta jest nader nieostry nawet na Ziemi.
Dotyczy to nie tylko paso�ytniczych ro�lin, lecz tak�e � od-
wrotnie � fotosyntetyzuj�cych zwierz�t.
We�my dla przyk�adu wiciowce: istoty o tak przemiesza-
nych cechach zwierz�cych i ro�linnych, �e zajmuj� si� nimi na
r�wni zoologowie jako gromad� Flagellata, i botanicy jako
klas� Monadophyta.
A bywa jeszcze ciekawiej. Niekt�re pierwotniaki, takie jak
pantofelki, a nawet jamoch�ony, zw�aszcza stu�bie, wch�aniaj�
w siebie pewn� liczb� glon�w, g��wnie chlorelli (zawsze jed-
nakow�!) kt�re oszcz�dzaj� zamiast strawi� jako zwyk�y po-
karm � gdy� te, �yj�c w ich wn�trzu i nadal dokonuj�c
fotosyntezy, pomagaj� im w wy�ywieniu si�. Mogli�my przy-
puszcza�, �e tamte marginesowe cechy ziemskiej fauny (zapew-
ne relikt z epoki �rewolucji chlorofilowej" sprzed trzech miliar-
d�w lat, kiedy powsta�y pierwsze organizmy ro�linne) � w od-
miennych warunkach panuj�cych na Zielonej, wytrzyma�y pr�-
b� doboru naturalnego i sta�y si� regu�� dla wszelkich miejsco-
wych form zwierz�cych. Innych bowiem nie spotykali�my.
Du�e zaciekawienie wzbudzi�a sama sprawa chlorofilu.
Wa�ki to przyczynek do dyskusji przyrodnik�w, ci�gn�cej si�
z g�r� pi�� wiek�w, od powstania egzobiologii: - - Czy ta
porfiryna, warunkuj�ca �ycie ziemskich ro�lin a po�rednio
i zwierz�t, wytworzy�a si� u nas przypadkowo (zamiast jakie-
go� innego zwi�zku organicznego o podobnym dzia�aniu), czy
te� stanowi og�lniejsz� prawid�owo�� umo�liwiaj�c� � dzi�ki
wprowadzeniu tlenu do atmosfery przez fotosyntetyzuj�ce
ustroje � narodziny fauny oddychaj�cej w�a�nie tlenem, truj�-
cym dla wcze�niejszych generacji drobnoustroj�w?
Przyroda Zielonej umacnia drug� hipotez�. Zreszt� po-
piera j� argument znany od dwudziestego wieku, �e r�no-
rodne porfiryny zar�wno �atwo uzyska� w szkolnych do-
�wiadczeniach chemicznych, jak te� s� one rozpowszechnione
w Kosmosie: na r�wni z aminokwasami, wyst�puj� w meteo-
rytach (chondrytach w�glowych) i w widmach niekt�rych
mg�awic galaktycznych. Powstanie wi�c chlorofilu, substancji
znacznie mniej z�o�onej od najprostszych bia�ek, ma du�e
szans� powodzenia � tym bardziej, �e mo�e on wyst�powa�
w r�nych odmianach*.
W�a�ciwe zaskoczenie dopiero nas czeka�o. Nie zapomn�
og�upia�ych min koleg�w (ja te� musia�em mie� tak� sam�),
gdy jeden z komputer�w poda� ekspertyz�, �e te ma�e
pe�zaj�ce ��limaki" nie s� zwierz�tami. � Wi�c czym�e s�?
- wykrzykn�li�my ch�rem. Odpowied� brzmia�a: �dope�-
nieniami ro�lin".
Zrazu klniemy, �e mechanizm zakpi� z nas. Chodzi�oby
oczywi�cie o jakie� zwarcie, kt�rego przecie� wykluczy� nie
spos�b. Ale komputer dzia�a prawid�owo. �atwo si� przeko-
na�, �e istotnie nasze pocieszne ��limaki" nie maj� takich
narz�d�w wewn�trznych, kt�re usprawiedliwia�yby zalicze-
nie ich do najszerzej nawet poj�tych zwierz�t.
Spo�r�d czterech rodzaj�w chlorofilu spotykanych w ziemskich organiz-
mach (a, b. c oraz bakteriochloroiil o barwie purpurowej), tutaj istnieje
tylko ��tozielony chlorofil b. Nadto wykryli�my jeszcze dwie inne formy
tego zwi�zku, nieznane na Ziemi. Wszystkie s� bardzo podobne, cz�stecz-
ka ka�dego sk�ada si� z oko�o stu czterdziestu atom�w. Obok w�gla,
wodoru, tlenu i azotu, zawsze zawiera pojedynczy atom magnezu � bez
czego nie by�by to chlorofil, gdy� stanowi on w�a�nie magnezoporfir\nc.
Dziwaczny termin �dope�nienia ro�lin" wcale nie jest
bezsensowny. Niekt�rzy przeb�kuj� o zjawisku metamorfozy
w obr�bie tutejszej flory. Ta analogia do fauny te� ma
uzasadnienie. Wprawdzie na Ziemi istniej� ro�liny, kt�re
kie�kuj� w charakterze poros�a, potem staj� si� lian�, a na
koniec � po zaduszeniu drzewiastego gospodarza w morder-
czym u�cisku swych splot�w � dorodnym, samoistnym
drzewem; lecz tu chodzi o co� zgo�a innego.
Na Zielonej wyst�puj� tylko ro�liny rozdzielnop�ciowe.
Drzewa osi�gaj� kilkunastometrow� wysoko��. S� to osobniki
�e�skie. M�skie natomiast, tak samo kie�kuj�ce z nasion
opad�ych na ziemi�, powoli rozwijaj� si� w ob�y mi�sisty
organizm, kt�ry przypomina zielonego nagiego �limaka. Po
uko�czeniu wzrostu, p�dzelek jego korzeni zanika i ta
osobliwa bary�eczka, zdolna do powolnego ruchu dzi�ki
elastycznym wyrostkom pokrywaj�cym sp�d cia�a, rozpoczy-
na w�dr�wk� po pod�o�u. Kiedy natrafi na drzewo swojego
gatunku, wspina si� po jego pniu i ga��ziach, by wrosn�� na
charakterystycznym zgrubieniu przygotowanym do wypusz-
czenia kwiatu �e�skiego w postaci pucharowatego s�upka.
Tu� obok wrasta ��limak", kt�rego mi�siste cia�o zostaje
doszcz�tnie zresorbowane przez tkank� drzewa. M�ski osob-
nik ro�linny uwstecznia si� do roli samego tylko m�skiego
kwiatu: pod koniec resorbcji, dawna cz�� przednia jego cia�a
wypuszcza p�k pr�cik�w. Zapylenia dokonuje wiatr. Tak
samo zachowuj� si� �przecinki", kie�kuj�ce z nasion niskich,
po�ogich ro�lin.
Nie dziwi mnie to a� tak, jak tych koleg�w, kt�rych
specjalno�ci odbiegaj� od biologii. Paso�ytnictwo p�ciowe
dobrze znam z ziemskiej biosfery � cho� dotyczy fauny.
Pr�cz rozmaitych ni�szych zwierz�t, zw�aszcza robak�w,
zdarza si� ono przecie� i w�r�d kr�gowc�w. Studia zacz��em
od ichtiologii. Pasjonowa�y mnie wtedy zw�aszcza ryby
g��binowe. Prowadz�c badania na Morzu Karaibskim, szcze-
g�lnie zafascynowa�em si� grup� matronicowc�w, cudacz-
nymi kszta�tami i wystaj�c� z pyska �wietln� przyn�t�
w postaci wabika przypominaj�cych pokrewn� im, powsze-
chnie znan� �abnic�; ich rozr�d obra�em za temat pracy
dyplomowej.
i 1
Samice tych ryb mierz� oko�o metra. Natomiast d�ugo��
samc�w waha si� u r�nych gatunk�w od jednego do
szesnastu centymetr�w. Skoro tylko taki kar�owaty samiec
doro�nie, poszukuje partnerki. Przy pierwszym spotkaniu
dopadaj� niby napastnik poluj�cy na ofiar�, otwiera paszcz�
i znajduj�cy si� w niej specjalny rogowy wyrostek wbija
w sk�r� samicy, oboj�tne gdzie. Odt�d stopniowo pysk jego
zrasta si� ze sk�r� partnerki i nast�puje zanik wszystkich
narz�d�w pr�cz organ�w p�ciowych. Samiec traci jak�kol-
wiek fizjologiczn� indywidualno��, przestaje by� sob� zmie-
niaj�c si� w naro�l na ciele samicy, cz�sto zreszt� nie jedyn�:
wy�awia�em te ryby z przyro�ni�tymi do nich trzema, lub
jeszcze liczniejszymi osobliwymi pozosta�o�ciami zresorbowa-
nych partner�w.
Pami�tam, �e wtedy przytoczy�em ci�t� uwag� Richarda
Carringtona na ten temat: �Mo�na to uzna� za gro�ne
ostrze�enie przyrody przed tym, co by si� sta�o, gdyby
pozwoli� feminizmowi zagarn�� ca�kowit� w�adz�." Tu, na
Zielonej, nie snujemy takich por�wna�; akurat nasze panie s�
dalekie od wodzowskich zap�d�w. Istotne jest natomiast, �e
przynajmniej w najbli�szej okolicy brakuje jakichkolwiek
zwierz�t.
Poczu�em si� zgn�biony w swoich aspiracjach zoologicz-
nych. Cho� nie zak��ca to mej pracy, kt�r� mo�na w du�ym
uproszczeniu nazwa� zaopatrzeniow� � zostaje gorycz nie
spe�nionych nadziei. Dot�d mocno liczy�em, �e uda mi si�
skonfrontowa� jedyn� gruntownie poznan� faun� planetarn�
z t� drug�, nowo odkryt�, kt�r� wymarzy�em sobie ju�
w chwili, kiedy dolatuj�c do uk�adu delty Pawia dowiedzia-
�em si�, i� planeta Druga ma bujn� wegetacj�. Nie przysz�o mi
do g�owy, �e zastaniemy tam same ro�liny.
Teraz badania tutejszego �ycia id� w dw�ch kierunkach.
Pierwsze to usilne poszukiwania zwierz�t, obejmuj�ce wci��
rozleglejszy obszar, nie wy��czaj�c m�rz i jezior. Drugie maj�
odnale�� ludzi.
Obie te sprawy nie s� oderwane od siebie. Coraz cz�ciej
debatujemy, jak �yj� potomkowie tamtych ziemskich astro-
naut�w, kt�rzy tu kiedy� wyl�dowali. Mnie najbardziej
pasjonuje charakter ich zwi�zk�w z przyrod�. Cokolwiek
15
mog� o tym s�dzi�, pozostaje w sferze lu�nych domys��w.
Poznali�my wy��cznie Seda. Ale zar�wno on sam, nagi, nie
nauczony mowy, jak te� brak na ca�ej planecie miast, budowli
przemys�owych i w og�le jakichkolwiek �atwych do wykrycia
urz�dze� cywilizacyjnych zdaje si� wskazywa�, i� ludzie
osiadli na Zielonej pozostaj� w takiej zale�no�ci od natural-
nego �rodowiska, �e � przy zachowaniu niezbywalnych
proporcji � przypomina to sytuacj� z prahistorii.
Droga do przekszta�cania przyrody prowadzi�a przecie�
po szczeblach poznawania jej, kt�re narasta�o bardzo powoli.
Rozumienie swego siedliska, sukcesywnie pog��biane przez
ka�de z tysi�cy pokole� � z u�ytkownika okruch�w z biesiad-
nego sto�u przyrody przekszta�ci�o cz�owieka w tw�rc� d�br;
na zdobytym obszarze, jego wola nabiera�a mocy prawa. Od
zbieracza poprzez �owc�, pasterza, kopieniacza i rolnika
prowadzi poskr�cana sie� dr�g, kt�rych p�ne rozstaje two-
rzy nasza cywilizacja. Stopniowo wyzwalaj�c si� spod wp�y-
w�w naturalnego otoczenia, nasz praszczur zacz�� pod-
porz�dkowywa� je swej dora�nej dzia�alno�ci, zdobywaj�c na
to coraz pot�niejsze i bardziej brutalne �rodki; a� w czasach
historycznych ur�s� do si�y kszta�tuj�cej przyrodnicze �rodo-
wisko na miar� tak pot�nych zjawisk naturalnych, jak
erupcje wulkaniczne, ruchy g�rotw�rcze i zlodowacenia.
Tymczasem edukacja Seda idzie jak po grudzie: nasze
starania, w kt�re od pierwszej chwili tchn�li�my du�o serca
oraz inwencji, co krok rozbijaj� si� o mur nieufno�ci. Przy
lada okazji ch�opiec daje do zrozumienia, �e nie akceptuje
tego obcego �wiata, w jakim raptownie si� znalaz�. Sprawia
wra�enie zwierz�tka, kt�re z uporem i determinacj� walczy
o swe prawa. A te jego prawa k��c� si� ze wszystkim, co
ludzko�� w swoich d�ugich dziejach mozolnie wypracowa�a
jako og�lny model codziennej egzystencji.
Sed nie przejawia ch�ci dokuczenia nam, cho�by pod
postaci� dowcipnej psoty. Nie ma w nim ani krzty owej
�ma�piej z�o�liwo�ci", kt�r� tylekro� etologowie9 opisywali
jako naturaln� sk�onno�� wszystkich naczelnych, od lemur�w
a� po cz�owieka. Zachowanie ch�opca podwa�a do�� po-
Etologia � nauka o zachowaniu si� zwierz�t (przyp. od wydawcy).
wszechny od czas�w Lorenza pogl�d o roli instynktu agresji
jako konstruktywnego motoru ludzkich dzia�a� � kt�ry
wymaga� rozumowego przyt�pienia w�wczas, gdy stworzyli�-
my �rodki techniczne zwielokrotniaj�ce nasz� przyrodzon�
si�� ra�enia. I to nie dopiero w czasach wynalezienia strzelby,
a potem bomby nuklearnej, lecz ju� w chwili, kiedy nasz dziki
przodek sporz�dzi� t�uk pi�ciowy i w pierwszej wa�ni zabiw-
szy brata, desperacko oszo�omiony sta� nad jego trupem, nie
pojmuj�c jak mog�o doj�� do takiego nieszcz�cia.
Mnie osobi�cie te spostrze�ena sprawiaj� satysfakcj�, bo
mocno wierz� we wrodzon� dobro� ludzkiej natury. Jednak
w post�powaniu Seda nie to zwraca g��wn� uwag�. Rych�o
zdali�my sobie spraw�, �e znaleziony ch�opiec po prostu
ignoruje nas, i to w spos�b tak dok�adny, jak by�my byli
pustym miejscem. Z zasady o nic nie prosi. Nie wynika to ani
z jego nie�mia�o�ci, ani st�d, �e nie potrafi m�wi�. Przecie�
ka�de zwierz� domowe � nawet niekoniecznie tak inteligent-
ne jak pies � bardzo szybko przywyka do wyra�ania swoich
�ycze� w formie dla nas zupe�nie zrozumia�ej.
Sed rezygnuje �wiadomie z takich mo�liwo�ci. Jego
dzieci�cy umys� jest nastawiony od samego pocz�tku tylko na
jedno: za wszelk� cen� wydosta� si� z niewoli. Przy sposobno-
�ci tych jego usi�owa� przeprowadzili�my elementarne testy,
kt�re upewni�y, �e ma podobn� inteligencj� jak dzieci w jego
wieku wychowywane w normalnej ludzkiej rodzinie. Szybko
pojmuje, w jaki spos�b otworzy� drzwi lub okno, b�d�
odsun�� przeszkod� grodz�c� wymarzon� furtk� do szerokie-
go �wiata przyrody, kt�ry odebrali�my mu. Ilekro� dostrzega
nadziej� wydostania si�, skupia ca�� bystro�� umys�u na
upragnionym celu, szarpi�c zawory, zwalaj�c przedmioty
tarasuj�ce mu drog�, a w ko�cu rozpaczliwie rzucaj�c si� na
drzwi albo �cian�, jakby chcia� je powali� samym sob�. Nigdy
natomiast �adnym gestem, u�miechem, wyrazem twarzy nie
stara si� nas wzruszy�, aby�my pospieszyli mu z pomoc�.
R�wnie� zdaje si� nie kojarzy� zbytnio, �e przeszkodzimy mu
w ucieczce. Robi swoje, bagatelizuj�c nasz� obecno��.
Min�o par� miesi�cy. Edukacja og�lna Seda, do kt�rej
solidarnie przyk�adamy si� wszyscy, prawie nie ruszy�a
z miejsca. Ka�dy drobny kroczek naprz�d jest okupiony
nasz� olbrzymi� cierpliwo�ci�. Mogliby�my przyspieszy� ten
proces, ale nie chcemy. Wszelkie takie dzia�ania oznacza�yby
b�d� zwyk�� tresur�, jak� zniewala si� zwierz�ta w cyrku,
b�d� ingerencje o charakterze biotechnicznym. Poniechali�-
my nawet stosunkowo nieszkodliwej metody uczenia si� we
�nie, stosowanej w�wczas, gdy szczeg�lnie zale�y na po-
�piechu. Chcemy aby Sed przekszta�ci� si� z dziecka natury
w cz�onka rozwini�tej cywilizacji � samoistnie i bezbole�nie.
Dlatego nawet mowy nie uczymy go wprost � tak, jak si�
uczy ma�e dzieci � a jedynie przez os�uchanie z najprost-
szymi poj�ciami, w pierwszym rz�dzie z czynno�ci� wykony-
wan� w danym momencie. Tote� przy nim ograniczamy nasz
s�ownik do kilkunastu, a z czasem � kilkudziesi�ciu wyraz�w.
Zakazali�my wi�c sobie w jego obecno�ci zar�wno gadulstwa,
jak milczenia. G�o�no obja�niamy ka�de najzwyklejsze dzia-
�anie. Przypomina to uczenie obcego j�zyka metod� Berlitza,
ale w ogromnym uproszczeniu. R�nica polega nie tylko na
zmniejszonym zasi�gu tych obja�nie�, lecz przede wszystkim
na udawaniu, �e one nie s� przeznaczone dla Seda. Umys�
ch�opca ch�onie je mimo woli, przywykaj�c do tego, �e
wszelkim zdarzeniom splecionym z codziennym �yciem ludzi
nieod��cznie musz� towarzyszy� odpowiednie d�wi�ki przy-
nale�ne do konkretnych sytuacji.
Niecierpliwie oczekujemy dnia, kiedy wreszcie ch�opak
przem�wi. Nale�y spodziewa� si� tego zwa�ywszy, �e ma
narz�dy mowy w zupe�nym porz�dku.
Zaczynamy ju� �ywi� mgliste obawy, �e stan� temu na
przeszkodzie wzgl�dy obiektywne zwi�zane ze specyfik�
praw, jakimi rz�dzi si� przyroda �ywa. Mam na my�li pewne
wrodzone przysposobienie do wdro�enia okre�lonych czyn-
no�ci, kt�re z wiekiem zanika bez �ladu. Dobrym przyk�adem
jest w�a�nie mo�no�� nauczenia si� mowy. U dzieci zanika ona
mniej wi�cej z uko�czeniem sz�stego roku �ycia. Wszelkie
starania podj�te p�niej s� z regu�y bezowocne.
Dlatego musimy skrupulatnie okre�li� wiek Seda. Jak
wiadomo, ju� w dwudziestym pierwszym stuleciu opracowa-
no metod� pozwalaj�c� ustali� wiek cz�owieka albo wy�szego
zwierz�cia w oparciu o naprzemienne okresy jego snu i czu-
wania, zapisane w m�zgu. W dalekiej analogii przypomina to
odczytanie wieku drzewa na podstawie zliczenia rocznych
s�oj�w, a nawet � co powiod�o si� niedawno, wydzielenia ich
w obr�bie nadzwyczaj delikatnych s�oj�w dziennych, wywo-
�anych przerwaniem asymilacji o zmroku*.
Ustalenie wieku cz�owieka nie jest tak dok�adne, zwa�yw-
szy �e doba niemowl�cia zawiera kilka okres�w snu, z kt�rych
ka�dy zapisuje sw�j �lad � jakby chodzi�o o kolejn� noc.
Wprowadzenie jednak odpowiednich poprawek daje wynik
wiarygodny z tolerancj� do jednego miesi�ca. W ten spos�b
stwierdzili�my, �e Sed, w chwili znalezienia go przez nas, mia�
prawie cztery lata.
R�wnolegle do edukacji Seda prowadzimy og�lne bada-
nia planety. Sie� sztucznych satelit�w o orbitach po�udniko-
wych dawno ju� wykona�a komplety zdj��, kt�re pos�u�y�y
do opracowania r�norodnych map globu: fizycznych, klima-
tologicznych, geologicznych i innych. Trzy satelity stacjonarne
pozwalaj� �ledzi� zmiany na powierzchni Zielonej i w atmo-
sferze. Ale nie stwierdzili�my niczego, co wykracza�oby poza
kaprysy pogody. Potwierdza to, �e na Zielonej brak cywilizacji
naukowo-technicznej. A przecie� �yj� tu jacy� ludzie!
Tkwi w tym zagadkowa sprzeczno��. Co by�o w�adne
przeszkodzi� pomy�lnemu zagospodarowaniu si� tutaj na-
szych poprzednik�w, lub zastopowa� rozpocz�ty rozw�j ich
spo�eczno�ci? Klimat planety zachwyca nas od pocz�tku
pobytu. Podejrzenie, i� wyl�dowali�my w swoistej oazie
o szczeg�lnie sprzyjaj�cych warunkach nie potwierdzi�o si�:
jest to miejsce do�� przeci�tne. W dalszym ci�gu szukamy
wi�c wyt�umaczenia, dlaczego Zielona, mimo parametr�w
nader sprzyjaj�cych krzewieniu si� �ycia bia�kowego, nie
wytworzy�a takiego rozrzutu form jak Ziemia; a zw�aszcza,
czemu nie powsta�y tu cho�by najprostsze postacie zwierz�t?
* Bod�cem do tego sukcesu by�o odkrycie, jakiego dokona) dwudziestowiecz-
ny ameryka�ski uczony J. Wells. Chc�c sprawdzi� wyniki rachunk�w
astronom�w w kwestii przed�u�ania si� ziemskiej doby wskutek tarcia
p�yw�w wywo�anego przyci�ganiem Ksi�yca, zaj�� si� skamielinami
dewo�skich koralowc�w, poszukuj�c � pr�cz dobrze zauwa�alnych
pier�cieni rocznych � tak�e pier�cieni dziennych. W ko�cu znalaz� je,
zyskuj�c potwierdzenie, �e 370 milion�w lat temu rok zawiera� 395 dni,
oczywi�cie odpowiednio kr�tszych ni� dzisiejsze.
Cho� kierunki rozwoju biosfery zale�� od mn�stwa czyn-
nik�w, to zbiorcze ich oddzia�ywanie ma charakter statys-
tyczny. Ziemskie �ycie rozwija�o si� bujnie w konkretnych,
niepowtarzalnych okoliczno�ciach tak samo dynamicznie
zmieniaj�cego si� �rodowiska. Z kolei, na zasadzie sprz�enia
zwrotnego, ewoluuj�ca biosfera mia�a olbrzymi udzia�
w przekszta�caniu oblicza Planety, w��cznie z jej klimatem.
Ale radiacja10 adaptatywna dokonywa�a si� w oparciu
o znaczny rozrzut zastanych warunk�w wyj�ciowych. Du�e
jednostki systematyki biologicznej (typy, gromady) nie po-
wstawa�y na samotnych wyspach, ani na �adnych innych
odosobnionych terytoriach. Nawet Australia nie okaza�a si�
wystarczaj�co du�a ani zr�nicowana, by wnie�� jakie�
oryginalne wiano do skarbca biosfery; potrafi�a tylko przeka-
za� nam komplet torbaczy, kt�re w innych regionach ust�pi�y
pola nowocze�niejszym ssakom �o�yskowym.
Na drobiazgow� rejonizacj� klimat�w Ziemi wp�ywa
rze�ba terenu, budowa geologiczna, s�siedztwo zbiornik�w
wodnych, kierunki wiatr�w, a tak�e nier�wnomierne roz-
�o�enie wielkich kompleks�w ro�linnych. Na Zielonej wszyst-
kie te czynniki s� znacznie bardziej wyr�wnane. Pod wzgl�-
dem temperatur, ten glob przypomina �ywo nasz� er�
mezozoiczn�, kiedy strefy ciep�e si�ga�y daleko w stron�
biegun�w; obszary dzi� zlodowacone pokrywa�y wtedy bujne
puszcze. To samo by�o zreszt� w paleozoiku; w przeciwnym
razie, na Grenlandii nie mog�yby powsta� najstarsze p�azy, na
Antarktydzie za� � permskie gady.
Znaczne zniwelowanie r�nic klimatycznych na Zielo-
nej wi��e si� g�owie z tym, �e o� jej obrotu ustawiona jest
prostopadle do miejscowej ekliptyki''. A wi�c nie ma po-
dzia�u na strefy planetograficz�e i, zwi�zane z nimi, pory
roku*. Miejscowe s�o�ce, kt�re na r�wniku ka�dego dnia
Radiacja � w ewolucji �wiata organicznego: jednoczesny rozw�j jakie-
go� szczepu w wielu kierunkach (przyp- od wydawcy).
Ekliptyki � (astr.) k�t nachylenia wzgl�dem r�wnika {przyp- od wydawcy).
Teoretycznie, strefa tropikalna stanowi tylko lini� biegn�c� wzd�u�
r�wnika, strefy polarne za� ograniczaj� si� do punkt�w po�o�onych na
p�nocnym i po�udniowym biegunie.
przechodzi przez zenit, w poszczeg�lnych rejonach ma zaw-
sze t� sam� kulminacj�, kt�rej odleg�o�� od zenitu r�wna si�
szeroko�ci planetograficznej. Wsz�dzie, niezmiennie, dwa-
na�cie godzin dnia i tyle� � nocy (doba na Zielonej jest
zaledwie o kwadrans kr�tsza od ziemskiej). Tylko na ka�dym
z biegun�w s�o�ce przez ca�y rok �lizga si� wzd�u� horyzontu.
Jedyne to okolice wiecznego dnia. Ziemskie sezonowe noce
polarne s� zast�pione przez bia�e noce strefy oko�obieguno-
wej, na danej szeroko�ci zawsze tak samo jasne przez ca�y
rok. M�wi�c najpro�ciej, po�o�enie delty Pawia na niebie jest
w ka�dym punkcie Zielonej takie, jak w podobnej szeroko�ci
geograficznej na Ziemi wzniesienie tarczy S�o�ca podczas
wiosennego i jesiennego zr�wnania dnia z noc�.
Stosunek powierzchni w�d do l�d�w jest na Zielonej
odwrotny ni� na Ziemi. Morza, z regu�y zamkni�te, s� tak
liczne i r�wnomiernie rozmieszczone, �e ich wp�yw na klimat
wyr�wnuje si� w znacznym stopniu. Brak ocean�w oraz uk�ad
wiatr�w, wiej�cych przewa�nie od r�wnika ku biegunom
� sprawia, �e pr�cz ch�odnych obszar�w polarnych (gdzie
jednak nie ma wi�kszych zlodowace�) na ca�ym globie pa-
nuje co� w rodzaju �r�dziemnomorskiej wiosny. Nadmier-
nym upa�om na r�wniku przeciwdzia�a chmurna na og�
pogoda.
Takie ujednolicenie klimatu nie sprzyja�o r�nicowaniu
si� form w �wiecie istot �ywych. Mimo to, w dalszym ci�gu
g�owili�my si� , dlatego tutaj nie powsta�y zwierz�ta. Ten stan
rzeczy wymaga� wyja�nienia mechanizmu obiegu tlenu.
Poniewa� ro�liny wydala�y go stale w procesie asymilacji,
a zwierz�ta nie wi�za�y tego gazu przez oddychanie � jego
ilo�� w atmosferze powinna stale wzrasta�, szybko osi�gaj�c
nadmierne st�enie.
Ten obraz planety wiecznej wiosny, kt�rej nie zagra�a�y
zbytnio ani silne trz�sienia ziemi, ani wybuchy nielicznych
wulkan�w, k��ci� si� � jak ju� nadmieni�em � z kl�sk�
naszych poprzednik�w. Ta kl�ska jest niew�tpliwa, cho� nie
mamy poj�cia, co j� spowodowa�o oraz na czym ona polega.
Najpierw chcemy pozna�, o kt�r� wypraw� mi�dzygwiez-
dn� chodzi. Wydaje si� to dziecinnie proste. Ekspedycji tych
powo�ano przed nami tak ma�o, �e wszystkie wchodz� do
szkolnych program�w. Nic dziwnego, gdy� dla kronikarzy
ery nowo�ytnej, kt�r� umownie otwiera rok dwutysi�czny
� wobec braku wojen i tego, co ongi� nazywano wielk�
polityk�, na histori� sk�adaj� si� osi�gni�cia sztuki,
filozofii, wynalazczo�ci, nauki, a nade wszystko odkry�
kosmicznych. Na powierzchni Ziemi nie pozosta�oju� prawie
nic do odkrywania, a w g��biach oceanicznych � coraz
mniej. Dlatego podr�e w dalekie niebo szczeg�lnie mocno
oddzia�ywa�y na wyobra�ni� nas, kilkunastoletnich sztuba-
k�w. Znacznie p�niej wdra�a�em si� pilnie w te sprawy
podczas kilkuletnich przygotowa� do rejsu �Sindbadem".
Reszta za�ogi tak samo.
Teraz bior� na siebie ustalenie odkrywc�w Zielonej.
Musia�a to by� taka wyprawa, kt�ra zagin�a bez wie�ci.
Przychodzi mi na my�l tylko jedna, lecz wys�ana niemal
w odwrotnym kierunku. Nigdy zbyt mocno nie dowierzaj�c
pami�ci (a w tym czasie raz po raz zaczynam czego�
zapomina�, nie przyznaj�c si� do tego przed nikim), zadanie
zlecam komputerowi. Wymienia jeszcze dwie ekspedycje,
kt�rych los nie zosta� do ko�ca wyja�niony � przynajmniej
wed�ug niekt�rych �r�de�. Wydaje si� jednak nieprawdopo-
dobne, by kt�ra� z nich mog�a osi�gn�� uk�ad delty Pawia.
Lecz r�wnocze�nie m�j informator zwraca uwag� na inn�
ewentualno��. Chodzi o wysy�ane w dalekie niebo statki
wprawdzie bezza�ogowe, kt�re jednak w sprzyjaj�cych waru-
nkach maj� zaludnia� Wszech�wiat. Zacz�o si� to w dwu-
dziestym drugim wieku. Mo�na powiedzie� � p�no, bo ju�
sto lat wcze�niej istnia�y techniczne podstawy takich roz-
wi�za�. Przedsi�wzi�cie sta�o si� dost�pne, skoro tylko suk-
cesy biotechnik umo�liwi�y pe�n� ektogenez�, to jest pozaust-
rojow� hodowl� ludzkiego p�odu pocz�wszy od stadium
zygoty. Wprawdzie w podr� kosmiczn� trzeba zabiera�
oddzielnie m�skie i �e�skie gamety, odpowiednio zamro�one
oraz zabezpieczone przed ujemnymi wp�ywami lotu kosmicz-
nego, lecz zap�odnienie ich i dalszy rozw�j zarodka pod'
opiek� skomplikowanych urz�dze� cybernetycznych, zajmu-
j�cych znaczn� cz�� pojazdu, stanowi ju� tylko wype�nienie
programu ASO (Automatycznej Stacji Osiedle�czej), po
wyl�dowaniu na planecie odpowiedniej do zasiedlenia.
Z przyczyn dla nas wr�cz �miesznych, jeszcze bardzo
d�ugo znaczne od�amy spo�ecze�stwa odnosi�y si� do tej
sprawy z lodowat� rezerw�, tkwi�c� korzeniami w dawniej-
szej wrogo�ci wobec wst�pnych powodze� ektogenezy. Powo-
�ani i niepowo�ani (jak zwykle, ci drudzy z wi�ksz� krzyk-
liwo�ci� i arogancj�) wytaczali ju� wtedy najci�sze dzia�a, by
da� upust emocjom podyktowanym tradycjonalizmem tam,
gdzie problem wymaga� ch�odnej rozwagi.
By�y to obiekcje natury pseudomoralnej, obyczajowej,
a sporadycznie nawet religijnej. Dla niepoznaki skrywano je
pod p�aszczykiem wymog�w etyki lekarskiej, obowi�zuj�cych
praw i zwyczajowych ustale� b�d� nawo�ywaniami, aby
zaczeka� do czasu, kiedy technika medyczna dojdzie w tym
wzgl�dzie do jeszcze wi�kszej niezawodno�ci.
Ca�y wachlarz tych opor�w sprawia�, �e programom
ASO, spe�nianym ze zmiennym nasileniem, nie towarzyszy�
rozg�os. Nawet wyciszano je systematycznie, jak gdyby pod
pr�gierzem nigdy nie ustanowionej, lecz sprawnej zmowy
milczenia. Podczas gdy o za�ogowych wyprawach eksplora-
cyjnych pisano s��niste dzie�a, od rzeczowych sprawozda� do
napuszonych panegiryk�w � bezludne statki osiedle�cze
doczeka�y si� wprawdzie solidnych monografii w niewielkich
nak�adach, czasami ostro polemizuj�cych z przeciwnikami tej
idei, lecz nie beletryzowano tych spraw, ani te� nigdy nie sta�y
si� one �erem sensacyjnych spekulacji. Dlatego og� wiedzia�
o nich sk�po.
Zwolennicy rozsy�ania ASO w cztery strony nieba pod-
kre�lali t� ich wy�szo�� nad statkami za�ogowymi, �e elimino-
wa�y ryzyko ludzkiego �ycia. Je�li bra� pod uwag� tylko
aspekt kolonizacji, z pomini�ciem bada� naukowych na
globach nieprzydatnych do tamtego celu � byl to argument
nieodparty.
Te dwa r�ne rodzaje zasiedlania obcych uk�ad�w plane-
tarnych nie wchodzi�y sobie wzajemnie w drog�. Spe�nia�y je
odr�bne ekipy, w innych o�rodkach techniki astronautycznej.
Tak dzia�o si� jeszcze za mej pami�ci.
Organizatorzy wypraw bezludnych korzystali z du�ej
swobody. O ile kt�ry� statek zagin�� albo uleg� zniszczeniu,
nikt pr�cz armatora nie docieka� przyczyn niepowodzenia.
Obywa�o si� bez �ledztwa, r�wnie� opinia publiczna nie
��da�a wyja�nie�; najcz�ciej w og�le o tym nie wiedzia�a.
Dlatego dane o losach takich pojazd�w, przekazywane
blokom pami�ci �wiatowej s�u�by informacyjnej, by�y mniej
dok�adne ni� w kwestii wypraw za�ogowych. Sporo fakt�w nie
przenika�o poza archiwa agencji kosmicznych i rozmaitych
s�u�b nieba. Mimo to uda�o mi si� ustali� z du�ym praw-
dopodobie�stwem, �e na Zielon� dotar� statek BD-2209,
kt�rego numer � zgodnie z przyj�t� konwencj� � zgadza�
si� z rokiem startu. A w�c jeden z pierwszych. Lecia�
w tamtym kierunku. Nie znalaz�szy odpowiedniej planety
wok� gwiazd bli�szych, m�g� dotrze� w rejon delty Pawia.
Pr�by rozstrzygni�cia, czy na pewno chodzi o ten rejs,
chybiaj� celu. Nie ma to jednak wi�kszego znaczenia, bo
wszystkie statki ASO z tamtego okresu wyposa�ano bardzo
podobnie. �adne natomiast z nowszych przedsi�wzi�� tego
typu nie mo�e by� brane pod uwag�, ze wzgl�du na
odmienno�� tras.
Odkrycie jest wa�ne, lecz nie przybli�a rozwi�zania
tajemnicy Seda. Wprost przeciwnie, powstanie tutejszej
kolonii Ziemian drog� zbiorowej ektogenezy dokonanej na
miejscu powinno by�o poci�gn�� prawid�owy jej rozw�j. Po
trzech wiekach oznacza�oby to zagospodarowanie si� na
mocnych podstawach. Mog�o ono obj�� ma�y wycinek plane-
ty � lecz na takim poziomie technicznym, �e ju� pierwsze
zdj�cia satelitarne zlokalizowa�yby zaj�ty obszar.
Akcja ASO nie oznacza�a tylko namiastki �normalnego"
zasiedlania glob�w, i nawet oponenci nigdy nie wysuwali
takich zastrze�e�. Podnosili oni moralne aspekty wychowy-
wania grupy pionier�w w sztucznych, bezrodzinnych warun-
kach pod opiek� maszyn � za jakie d�ugo jeszcze uchodzi�y
w szerokich kr�gach nawet najbardziej skomplikowane kom-
putery o nader z�o�onej psychice. Natomiast przysz�o�� takiej
planetarnej spo�eczno�ci wydawa�a si� bezpieczniejsza i bar-
dziej stabilna od tej, jak� stworzy ekipa przyby�ych na
planet� kosmonaut�w obojga p�ci.
Rzadki to wypadek, kiedy to, co dora�nie mo�e dzia�a� na
szkod� ludzi (pierwszego pokoleia), powinno si� okaza�
korzystne dla historycznego rozwoju takiej nowej ludzko�ci.
Wszystko tu jest bowiem w jakim� stopniu z g�ry podporz�d-
kowane potrzebom spo�ecznym � cho� nie przekre�la woli
i pragnie� poszczeg�lnych jednostek. Mimo �e u podstaw
tych pragnie� le�� zaprogramowane predyspozycje, zdolno-
�ci i zami�owania � cz�owiek, poddany ju� w inkubatorze
takim �obr�bkom", odczuwa je identycznie, jak gdyby
w�a�nie to wiano dosta� od ewolucji przez losow� rekombi-
nacj� gen�w, kt�ra powo�uje muzyk�w i matematyk�w,
pisarzy i filozof�w, marzycieli i realist�w, przeci�tniak�w
i geniusz�w. Cho� takie ingerencje in�ynierii genetycznej
by�y i nadal s� surowo zabronione na Ziemi, rzecznicy ASO
przypominali, �e jeszcze w dwudziestym wieku rozwa�ano
tworzenie cyborg�w dla potrzeb astronautyki � cho� by� to
zamys� okrutny i antyludzki.
Przywo�uj� na pomoc wyobra�ni�, chc�c ujrze� praw-
dopodobny obraz pocz�tk�w nowej ludzko�ci. Na Zielonej
l�duje pojazd o wysokim stopniu automatyzacji, zawieraj�cy
w kriokapsu�ach zestawy ludzkich gamet podatne na zap�od-
nienie i hodowanie w inkubatorach. Terenowy rekonesans
robot�w wypada korzystnie. Dalsze badania potwierdzaj�, �e
glob nadaje si� do zamieszkania pod go�ym niebem. Program
osiedle�czy zostaje puszczony w ruch. T� sam� metod� co
ludzie, rodz� si� liczne zwierz�ta � nie tylko spo�r�d
gatunk�w hodowlanych. Wok� bazy kie�kuj� ziemskie ro�-
liny. Dzieci wzrastaj�ce pod opiek� komputer�w otacza du�o
element�w ziemskiej przyrody, kt�re one ucz� si� ceni�
i ochrania�, znaj�c swoj� sytuacj� oraz dziejow� misj�, jak�
narzucono w�a�nie im: Ludziom z planety Ziemia. Woko�o
pracuj� si�ownie, przetw�rnie i wszelkie urz�dzenia przemys-
�owe niezb�dne do tego, aby start nowej spo�eczno�ci odbywa�
si� nie na pustyni brak�w, lecz w obfito�ci d�br. Pionierzy
dorastaj� i coraz zach�anniej wyzyskuj� dost�p do informacji
o ca�ej ludzkiej wiedzy. Urz�dzaj� si� od podstaw, bior�
inicjatyw� w swe r�ce, podejmuj� decyzje wa�ne dla przysz�o-
�ci.
A co z tego wynik�o?
Zn�w popuszczam wodze wyobra�ni. Zielona... Planeta
ro�lin i tylko ro�lin. W�r�d jej �ci�liwych, spl�tanych puszcz,
w najtajniejszym g�szczu kryj� si� (ale przed kim? przed
czym?) zastraszeni, nieporadni, zbiedniali duchowo � Lu-
dzie z planety Ziemia.
Chyba jest w�a�nie tak, skoro mamy tyle k�opot�w
z wykryciem ich...
Tymczasem pracujemy dla przysz�o�ci, mocno wierz�c, �e
cokolwiek si� stanie � teraz Zielona jest nasz� Ojczyzn�.
Opu�cili�my planet� naszej m�odo�ci i ludzkiej historii;
swojsk�, najpi�kniejsz� z pi�knych � przynajmniej dla
cz�owieka. To prawda. Ale przecie� nikt nas nie wys�a� na
banicj�.
Bior� do r�ki ksi��k� dwudziestowiecznego autora, kt�ry
tak pisa�... o nas:
�W rekonesansowych lotach mi�dzygwiezdnych, zw�asz-
cza takich, z kt�rych powr�t na Ziemi� jest w�tpliwy albo
wr�cz wykluczony, najwi�ksz� trudno�� stanowi dob�r za��g.
Logicznie si� wydaje, �e powinni to by� ludzie o usposobieniu
nad wyraz zr�wnowa�onym, o silnej woli, na kt�rych zawsze
mo�na polega� jak na Zawiszy. Tymczasem, b�d� si� tu gar-
n�y w pierwszym rz�dzie natury porywcze, rozwichrzone,
��dne przyg�d i s�awy; pe�ne brawury, fantazji, determinacji.
Czy poprowadzi ich w dalekie niebo heroiczna ch�� s�u-
�enia ludzko�ci? W konwencjach fantastycznych powie�ci �
z regu�y tak. W rzeczywisto�ci � niekoniecznie. A nawet
mo�na przypu�ci�, i� rzadko kiedy. Raczej widz� tu ludzi
sk��conych z �yciem, ze �wiatem, ze swoj� epok�; zmi�tych
przez dramat b�d� osobistych los�w, b�d� nieprzystosowania
do spo�ecze�stwa w jakim przysz�o im �y�. Udzia� w takiej
wyprawie b�dzie dla nich ucieczk� od wszystkiego; ucieczk�
najpe�niejsz�, jak� tylko mo�na sobie wyobrazi�."
Przymierzam to do nas. Powiem tylko o sobie, bo wed�ug
przys�owia � aby pozna� drugiego cz�owieka, trzeba z nim
zje�� beczk� soli. Przys�owie k�amie, gdy� i to nie starczy.
Z tego co przytoczy�em, prawdziwa jest ��dza przyg�d.
Reszta to furda. Nie ucieka�em od niczego. Chcia�em polecie�
w nieznane niebo � tak, jak tysi�c lat temu zew przygody
pcha� na nieznane morza Kolumb�w i Magellan�w. Histo-
ria przyodziewa ich w dostojno��. Mnie si� zdaje, �e ich ro-
zumiem lepiej: ludzi z krwi i ko�ci, kt�rzy odkrywali Nowo��.
A my odkryli�my Zielon�. C� mamy z ni� pocz��?
�Sindbad" stoi na r�wninie tak widnej, tak okr�g�ej, �e
gdyby�my mieli mentalno�� dawnych Chi�czyk�w, chyba
nazwaliby�my j� Pa�stwem �rodka. Bo istotnie tkwimy
po�rodku ko�a Darwinii, jak statek na morzu. Horyzont,
nieznacznie bli�szy od ziemskiego, ciemnosin� lini� przepo�a-
wia ja�niejsze niebo, je�li jest pogodne. A bli�ej, w drodze do
tego kr�gu tak symetrycznego, �e a� przyprawia o zawr�t
g�owy, drga ziele� taka sama jak� ongi� podziwia�em na
ciep�ych morzach. I fale drzew, ko�tuni�cych gdzieniegdzie
cichy step, wygl�daj� kubek w kubek jak morskie fale na
zdj�ciu, zatrzymane w ruchu.
W takiej scenerii rozbudowujemy nasz Dom z du�ej litery.
I w og�le prakoloni� nowej ludzko�ci, zasobn� we wszystko
cokolwiek ma nas zadowoli� na dzi� i na Jutro. Rozliczne
urz�dzenia, zgrupowane g��wnie na obrze�ach Darwinii,
musz� wydobywa� i przetwarza� surowce, darzy� energi�,
spe�nia� potrzeby i zachcianki zdobywc�w Nowej Ziemi.
Du�o uwagi po�wi�camy ��czno�ci z Macierz�. Wci��
jeszcze jeste�my od niej odci�ci. Audycje radiowe, wysy�ane
wi�zk� kierunkow� dla �Sindbada", przesta�y dociera� ju�
podczas lotu. Widocznie po kt�rej� z kolejnych zmian kursu
statku dane o nowej trasie nie zosta�y przej�te na Ziemi.
Pozbawi�o to nas informacji szczeg�lnie cennych, gdy� opra-
cowanych z punktu widzenia naszych potrzeb. Teraz nie
odbieramy �adnego �g�osu stamt�d". Wewn�trzne audiowi-
zualne ziemskie �rodki ��czno�ci s� zbyt s�abe dla urz�dze�
podr�nych, jakie zabrali�my ze sob�. Ale ju� budujemy
pot�n� stacj�, kt�ra najpierw udost�pni taki nas�uch, a z cza-
sem, po wydatnym wzmocnieniu jej, pozwoli s�a� komunikaty
na Ziemi�.
Przetw�rstwo opieramy na wyzyskaniu miejscowych su-
rowc�w. Otaczaj� nas nieprzebranym bogactwem, z kt�rego
da si� czerpa� pe�nymi gar�ciami. Jeste�my w znacznie
lepszym po�o�eniu ni� pi�� wiek�w temu osadnicy na Marsie
� pomimo braku zaplecza Macierzy. Chodzi nie tylko o to,
�e tamci musieli ze sk�adnik�w zawartych w ska�ach mon-
towa� i atmosfer�, i hydrosfer� � kt�re tu zastali�my ju�
gotowe. Rozstrzygaj�ca r�nica dotyczy poziomu techniki
o jakim oni nawet �ni� nie mogli, bo brak�o im znajomo�ci
fizycznych podstaw do takich rozwi�za�, kt�re s� dla nas
chlebem cod