9693

Szczegóły
Tytuł 9693
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9693 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9693 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9693 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andrzej Trepka Niedzielni go�cie Pami�ci Adama Wi�niewskiego-Snerga, b�yskotliwego tw�rcy teorii Nadistot Autor Ten pami�tnik jest dla mnie. Przetrawi� w sobie tamte dni, prze�y� jeszcze raz - - oto wszystko. Tworzy�em go w r�nym czasie, dyktafonem, utrwalaczem, nawet muzeal- nym pi�rem. Obok reporta�owych opis�w, na gor�co rzuca- �em impresje, kre�li�em uwagi o wydarzeniach zasz�ych, snu�em prognozy. Nie podnieca mnie wcale, �e sprawy, o kt�rych m�wi�, tocz� si� na owianej legend� Planecie Zadziwie�; �e to wspominki z najdramatyczniejszej wy- prawy; dramaty kosmiczne s� efektowne dopiero z perspek- tywy. A ja chodzi�em po tamtej scenie, patrzy�em, s�ucha�em, dotyka�em, i dzia�a�em tak�e. Nagie fakty nazywam po imieniu. Reszta � to moje intymne wejrzenie w hermetyczny �wiat Zielonej. Szesnastego dnia naszego pobytu na planecie Drugiej w uk�adzie gwiazdy delta Pawia wydarza si� co�, w co tylko z najwy�szym trudem mo�emy uwierzy�. W g�sto zaro�- ni�tym w�wozie, kt�rego dnem p�ynie wartki strumie�, roboty patroluj�ce teren znajduj� ma�ego, mo�e czterolet- niego ch�opca, i sprowadzaj� do bazy. Mocno wystraszony brzd�c, nagi, tu i �wdzie podrapany, wydaje tylko niear- tyku�owane okrzyki. Wygl�da na niedo�ywionego. Proste badania serologiczne potwierdzaj�, �e nale�y do gatunku Homo sapiens. To bulwersuj�ce odkrycie burzy obraz, jaki zd��yli�my ugruntowa� w sobie. Glob ten wydawa� si� dot�d rajskim ogrodem, kt�rego sielanki nikt przed nami nie zak��ci�. Takie domniemanie �wita�o nam ju� w czasie, gdy � kilka godzin po wyl�dowaniu � z najwy�szym napi�ciem odczytuj�c meldunki mechanicznych radiozwiadowc�w, przygotowy- wali�my si� sami do zrobienia wypadu. Kiedy rozpoznanie robot�w nie wykry�o w pobli�u dora�nych niebezpiecze�stw, przyszed� czas na ludzi. Do wyj�cia najbardziej rwa� si� kapitan, lecz regulamin zabrania� mu tego ryzyka. Wy- znaczy� wi�c egzopsychologa1 oraz mnie. Otworzywszy w�az w �luzie, powoli, z niezb�dn� ostro�no�ci� zeszli�my po trapie na twardy grunt. Ju� wtedy wiedzia�em, �e atmosfera i gleba Egzo (z gr.) � na zewn�trz, pierwszy cz�on wyraz�w z�o�onych oznacza- j�ca zewn�trzny, maj�cy miejsce zewn�trz czego� (przyp- od wydawcy). nie zawieraj� truj�cych zwi�zk�w, ani bakterii, ani toksyn biologicznego pochodzenia. Upojony woln� przyrod�, w dro- dze powrotnej demonstracyjnie zdj��em skafander. Tom poszed� ochoczo w moje �lady. Zmieniaj�c si� z czuwaj�cymi w �Sindbadzie", do wie- czora wszyscy mogli�my rozkosznie ch�on�� naturalne krajo- brazy rozci�gni�te po widrokr�g, gdzie perspektywa skleja prawdziwe niebo i prawdziw� ziemi�. Tak odczuwali�my to, sze�ciu m�czyzn i sze�� kobiet, w�drowc�w z Ziemi od- dalonej od nas prawie dwadzie�cia lat �wietlnych. Wszechobecny wok� bazy ni to step, ni sawanna pe�na pn�cych si� do kolan jakich� pseudoro�linnych ustroj�w, poprzerywana p�achtami piarg�w, drzewiastych k�p i ni- by-krzak�w, przechodzi � zw�aszcza na p�noc i po�udnie � w do�� zwart� brudnozielon� niby-puszcz�. Poznali�my wkr�tce, �e wszelka tutejsza wegetacja ma wi�ksz� rozmaito�� zdrowych i po�ywnych przysmak�w ni� dzikie biotopy na Ziemi. Wi�c niby-puszcza sta�a si� dla nas po prostu puszcz�, a wszelkie inne struktury, �ywe i martwe � odpowiednikami z Ojczyzny, kr�tko i bez cudzys�owu. Ro�linopodobne twory nazywamy ro�linami, atmosfer� � powietrzem, a nasz� baz� � Domem. Niebawem pomy�leli�my o nazwach planetograficznych, kt�re � w my�l tej samej konwencji � okre�lamy jako geograficzne. Pierwsz� my�l� by�o dublowanie wzor�w z Zie- mi: ka�dy ch�tnie widzia� w nowej Ojczy�nie znajome krainy, morza, g�ry, rzeki. Nic z tego jednak nie wysz�o: topografia Zielonej jest zbyt odmienna, wszystko tu jest mniej kontrastowe i jak gdyby skromniejsze. Brak ocean�w, a przez to i wyodr�bnionych kontynent�w. G�ry nie tworz� d�ugich �a�cuch�w, s� zreszt� o wiele ni�sze od ziemskich (by�oby �mieszne nazwa� kt�re� z nich Karpatami, nie m�wi�c o Andach i Himalajach). �r�dl�dowe morza, powierzchni� nie przekraczaj�ce Ba�tyku, przyjmuj� wody kr�tkich rzek, z kt�rych �adna nie dor�wnuje Wi�le. Dlatego tymczasowo tylko ponumerowali�my poszczeg�lne formacje terenowe na mapach, dorzucaj�c w�a�ciwy symbol (rzeka, morze, masyw g�rski, p�askowy�, bagno itp.) oraz wsp�rz�dne geograficz- ne. Nazwy w�asne dali�my na razie jedynie bliskim obiektom. W ten spos�b rozleg�a r�wnina wok� Domu, na kt�rej chcemy zapocz�tkowa� aklimatyzacj� ziemskich zwierz�t i ro�lin, zosta�a Darwini�. Znaleziony ch�opiec otrzyma� imi� Sedecimus, na pami�- tk� daty odkrycia go. Wo�amy na niego Sed. Jest oczkiem w g�owie ca�ej ekipy. Raz po raz s�ysz�, �e urodzi� si� pod szcz�liw� gwiazd�; chodzi nie tyle o jego urodzenie, co odnalezienie. Zgo�a mnie to nie przekonuje. Przecie� nikt z nas nie wie, jak �y� Sed zanim przygarn�li go intruzi. Dopiero nauczywszy si� m�wi�, sam wyzna, czy sw�j odmieniony los kojarzy ze szcz�liw� gwiazd�. To nic, �e jest dzieckiem: �wiat dziecka to nie miniatura �wiata doros�ych, lecz samoistna, autonomicz- na rzeczywisto��. Zaj�wszy si� sierot� � za jak� Sed uchodzi w naszych oczach � koledzy coraz cz�ciej i ch�tniej przerzucaj� w�asny optymizm na niego samego. W ko�cu i mnie to si� udziela. A przecie� nikt nie ma poj�cia, co jemu przynios�a ta zmiana... Ch�opiec jest kluczem do tajemnicy globu, kt�r� nale�y rozwik�a� przed decyzj� zagospodarowania si�, podejmowa- n� nie tylko za nas, lecz tak�e w imieniu przysz�ych pokole�, maj�cych zadomowi� si� w nowej Ojczy�nie. Niezale�nie od tego, jaka wyprawa z Ziemi wyl�dowa�a tu przed nami, oraz kto z tych ludzi albo ich potomk�w pozosta� i jak si� ustosunkuje do nas � Sed to pasjonuj�cy obiekt bada�. Bez wzgl�du na rodzaj specjalno�ci, wszyscy jeste�my humanis- tami z ducha. Dlatego fascynuje nas naga natura cz�owieka, wci�� jeszcze tak niedok�adnie poznana. Spod poloru kultury zaszczepionej przez wychowanie (bo filogenetycznie2 zbyt �wie�ej, aby odcisn�a si� w genach) pragniemy w jakim� stopniu wy�uska� biologiczny status gatunku Homo sapiens. Przypadek Seda jest o tyle idealny, �e � jak si� wydaje � �aden wp�yw wychowania nawet go nie musn��. W miar� up�ywu czasu, badania planety � kt�r� na- zwali�my Zielon�, bowiem ziele� jej step�w i las�w szczeg�l- nie zapad�a nam w serca � odstaj� od poszukiwa� ludzi. Filogeneza � rozw�j rodowy poszczeg�lnych grup organum�w (przyp. od wydawcy). Pogodzili�my si� z my�l�, �e cho� na pewno wyl�dowali tu przed nami jacy� ziemscy astronauci � splot dramatycznych okoliczno�ci, niemo�liwych do odgadni�cia, udaremni� im opanowanie globu. Odk�adaj�c na p�niej rozwi�zanie tej zagadki, postanowili�my przysposobi� Zielon� dla siebie i swych potomk�w. Nie ma bowiem sensu lecie� dalej. Par�set lat trwania astronautyki galaktycznej unaoczni�o, �e szukanie glob�w ziemiopodobnych to niewdzi�czne zaj�cie. Cho� Uk�ad Drogi Mlecznej ma ich zapewne miliony � olbrzymie odleg�o�ci pomi�dzy gwiazdami sprawiaj�, �e szansa zna- lezienia takiej planety przez jedn� ekspedycj� jest bardzo nik�a. Tote� w�r�d za�ogi panuje nastr�j szcz�liwc�w, kt�rzy wygrali wielki los. Poniewa� wszyscy zgadzamy si� w kwestii podstawowej, �e z Zielonej nie odlecimy � brak powod�w do powa�niejszych spor�w. Budowanie od podstaw naszej ludz- ko�ci mo�e jest dzie�em patetycznym, lecz tylko dla obser- wator�w i historyk�w. W warunkach wyj�ciowych, jakie panuj� na Zielonej, trudno by�oby wymy�li� przedsi�wzi�cie obarczone � w sto- sunku do swojej skali � mniejsz� doz� ryzyka i odpowiedzial- no�ci. Bezlik d�br, kt�rych starczy dla niezliczonych pokole�, z g�ry odsuwa gro�b� zniszczenia czego�, co przyda�oby si� p�niej. Jest to sytuacja, w jakiej niemal ka�dy b��d mo�e zosta� anulowany szybko i bezbole�nie. Mimo to postanawiamy dzia�a� z najwi�ksz� rozwag�. Znaj�c smutne do�wiadczenia rabunkowej gospodarki na Ziemi w minionych epokach, za wszelk� cen� chcemy ustrzec si� tamtych b��d�w. Dok�d zawiod�a niefrasobliwo�� ludzi? Przypomnijmy cho�by wyr�b wspania�ych las�w basenu �r�dziemnomorskiego, w miejscu kt�rych stepowienie i erozja gleb zostawi�y nieu�ytki pokryte kolczastymi krzakami. Pra- dawna to historia, skoro ju� Platon tak o niej pisa�: �I ziemia... je�li por�wna� z tym, co dawniej, to co dzi� � jakby same ko�ci z cia�a, kt�re choroba zjad�a... zosta� tylko chudy szkielet ziemi." Po dw�ch tysi�cleciach do tych kl�sk do��czy�o natarcie odkrywc�w zamorskich krain, bada- czy, eksplorator�w, a po nich � nap�ywaj�cych osiedle�c�w. O tym, czego dokonano pi�� wiek�w p�niej w kr�tkotrwa- �ej, lecz jak�e zgubnej Erze Za�miecania Globu � my�le� niemi�o. Nie potrafimy zmierzy� i opisa� ran, jakie zada�y przyro- dzie te wszystkie poczynania zadufk�w prymitywnie ol�nio- nych skarbcami, kt�re w swojej w�asnej t�pocie uwa�ali za niewyczerpalne. Nie wiemy, czy krowa morska, wyt�piona w dwadzie�cia kilka lat po odkryciu jej u brzeg�w Wyspy Beringa, nie sta�aby si� jedynym udomowionym ssakiem morskim; mo�e go��b w�drowny, kt�rego miliardowe stada zdobi�y niepowtarzalnym krajobrazem dziewi�tnastowieczne plenery Ameryki P�nocnej, zasili�by �wie�� krwi� hodowl� go��bi domowych, a wilk falklandzki, ponad miar� ufny wobec ludzi, da�by pocz�tek rasom ps�w u�ytecznych w pola- rno-morskim klimacie... Ale nie te, i dziesi�tki im podobnych, po dzi� dzie� g�o�ne przyk�ady zdziczenia, by�y dla nas dzwonem alarmowym. Przecie� nie podj�liby�my takich wyuzdanych rzezi, jak ongi� dronta dodo, kt�ry wszed� do przys�owia synonimem tragicz- nej i niepotrzebnej zag�ady; jak bezmy�lne wystrzelanie milionowych stad bizon�w na preriach ameryka�skich; jak katastrofalne przerzedzenie populacji rozmaitych papug, czapli, kolibr�w, cukrzyk�w i mn�stwa innych ptak�w dla p�askiej pr�no�ci przystrajania si� w ich wspania�e pi�ra. Dobrze rozumiemy, �e pr�cz tych afer wandalizmu � pastw� zwyczajnego gospodarzenia, cho�by nawet sensow- nego, masowo pada�y niepoliczone, nie poznane gatunki drobnych istot zwierz�cych i ro�linnych; gin�y ca�e unikalne biocenozy3 z mn�stwem endemit�w4, kt�re w jakiej� �r�d- g�rskiej kotlinie, na poszczeg�lnych pi�trach i zboczach samotnego szczytu, na wyspie albo w jeziorze, wykszta�ci�y si� i trwa�y w tej swojej niszy ekologicznej odgrodzone od zewn�trznego �wiata � p�ki do ich kr�lestwa nie wtargn�� cz�owiek. Tylko bardzo nieliczne spo�r�d tych, kt�re mog�y Biocenoza � zesp�l organizm�w ro�linnych i zwierz�cych �yj�cych w okre�lonym �rodowisku, w kt�rym stosunki ilo�ciowe utrzymuj� si� mniej wi�cej na tym samym poziomie (przyp. od wydawcy). Endemizm � wyst�powanie niekt�rych ro�lin i zwierz�t tylko na pewnym okre�lonym terenie (z gr. endemos => miejscowy) [przyp- od wydawcy). sta� si� po�yteczne dla nas, zosta�y uratowane i wykorzysta- ne. A wszystkie przepad�e formy zubo�y�y pi�kno Planety i okaleczy�y jej harmoni�. Maj�c w pami�ci te przestrogi historii, na Zielonej postanawiamy � przynajmniej w pionierskim okresie � uchroni� od zag�ady wszystkie gatunki, cho�by ca�kiem niepozorne. Dlatego zaczynamy od wyczerpuj�cego opisania ca�ej fauny i flory w promieniu kilkunastu kilometr�w od bazy, z wypadami w dalsze rejony. Sporz�dzanie drobiazgowego rejestru form musi i�� w pa- rze z tworzeniem taksonomii5 dla tej biosfery6, wprawdzie opartej � tak samo jak nasza � na bia�kach zanurzonych w wodzie, lecz przecie� nie spokrewnionej z ziemsk�. W ten spos�b si�gamy do korzeni miejscowego �ycia. O takim podej�ciu przes�dzi� jeszcze jeden wa�ki wzgl�d. Odkrycie Zielonej stanowi milowy s�up w dziejach egzobiolo- gii: pierwsza to poza Ziemi� planeta biogeniczna opisana przez ludzi bezpo�rednio, bo z jej powierzchni. Dwie inne tylko pobie�nie bada�y automaty. Nadto odebrano sygna�y od kilku odleg�ych cywilizacji. Wreszcie teraz, po stuleciach od powstania terminu konwergencji kosmicznej, po niezliczonych spekulacjach na temat mechanizm�w jej dzia�ania, mo�emy wnikliwie skon- frontowa� teori� z �ywym materia�em. Kt� by zlekcewa�y� tak� sposobno��? Pospolite w ziemskiej przyrodzie zjawisko konwergencji zawsze stanowi�o mocno prowokuj�c� tentacj�7 dla roz- wi�za� egzobiologicznych. Na Ziemi problem by� ca�kiem, prosty: chodzi�o o stwierdzon� i gruntownie przebadan� na mn�stwie przyk�ad�w d��no�� do wzajemnego upodabnia- nia si� pokrojem rozmaitych grup zwierz�t albo ro�lin, kt�- re nie s� blisko spokrewnione, natomiast bytuj� w takim samym �rodowisku i prowadz� podobny tryb �ycia. Trudno Taksonomia � nauka o zasadach klasyfikacji gatunk�w zwierz�cych i ro�linnych, tak�e sztuka ich opisywania i tworzenia jednostek syste- matycznych, czyli takson�w (przyp. od wydawcy). Biosfera � strefa kuli ziemskiej (tu: planety) zamieszka�a przez organizmy �ywe (przjp- od wydawcy). Tentacja (z lac.) � pokusa. in by�oby przecie� t�umaczy� przypadkowo�ci� op�ywowy kszta�t i znaczne podobie�stwo wygl�du niekt�rych miesz- ka�c�w w�d spo�r�d pi�ciu odr�bnych gromad kr�gowc�w: kr�g�oustych, ryb chrzestnych, ryb kostnych, gad�w (ichtio- zaury) oraz ssak�w (walenie). W�r�d ro�lin, kaktusy i wilczo- mleczowate jednakowo dostosowuj� budow� i sylwetk� do magazynowania wody w tkankach na pustyni. Poznane z do�wiadczenia fundamentalne prawid�owo�ci materii �ywej obowi�zuj� wsz�dzie, gdziekolwiek panuje ten sam re�im przyrody co u nas. Dlatego r�wnie� wyst�powanie konwergencji da si� �mia�o ekstrapolowa� na Galaktyk� � jako proces zawsze przebiegaj�cy w obr�bie jednej, dowolnie wybranej biosfery. Ale czy konwergencja dotyczy tak�e wzajemnie dw�ch niezale�nych biosfer? Problem mo�na roztrz�sa� na rozmaitych szczeblach, zmierzaj�c od uj�� najog�lniejszych ku coraz bardziej szcze- g�owym. Pierwsze wi��� si� z ca�� histori� dw�ch por�w- nywanych gniazd �ycia, pocz�wszy od samej biogenezy8. I w�a�nie te s� tutaj dla nas najwa�niejsze. Bo nie mia�oby sensu zacz�� od przymierzania jakiej� jednej miejscowej ro�liny do gatunku wyst�puj�cego na Ziemi. Ju� wst�pnym efektem tych bada� jest rewelacja: na Zielonej nie ma zwierz�t! Mo�e zdumiewa�, �e nie spostrzegli�my tego od razu. Ale �atwo tak m�wi� temu, kto nie zna Zielonej. Pierwsze wypady ol�ni�y nas. Na ka�dym kroku robili�my przymiarki wszyst- kiego do Ziemi, mno��c nasuwaj�ce si� podobie�stwa�jak- �e cz�sto z uczuciow� przesad�! Zewsz�d otacza nas �ycie. Czy jest tak bujne, jak na Ziemi? Zrazu nie�atwo to oceni�. Ka�dy z nas dobrze pami�ta, �e nieraz odpoczywaj�c w lesie lub na polu nie widzia� �adnego ruchu, nie s�ysza� d�wi�ku � cho� w trawach i na drzewach z pewno�ci� roi�o si� od najrozmaitszych zwierz�t. �ywotno�� ich wi��e si� bowiem z pogod� i z por� dnia, por� roku, wilgotno�ci�... Nawet niekt�re tropikalne Biogeneza � pochodzenie; samorzutne powstanie najprymitywniejszych cz�stek materii �ywej z prostych zwi�zk�w organicznych i nieorg. (przyp. od wydawcy). 1 1 puszcze, a� kipi�ce �yciem, czasami przy pobie�nym ogl�- dzie wydaj� si� pozbawione jakiejkolwiek fauny. W naszym wypadku by�o do�� podobnie. To znaczy � tak s�dzili�my. W miar� bujna wegetacja ro�linna sprawia�a wra�enie zastoju. Nie urozmaica� jej �aden d�wi�k. Tak�e nic nie fruwa�o w powietrzu. Nie spotykali�my rzucaj�cych si� w oczy zwierz�t. Ale uwa�na obserwacja ju� wkr�tce ujaw- ni�a mn�stwo poruszaj�cych si� ma�ych organizm�w. Potocz- nie nazywali�my je �limakami. By�o to dalekie od �cis�o�ci naukowej � nawet w sensie analogii. Poza sylwetk� troch� przypominaj�c� pomrowy i pokrewne �limaki nagie � budo- wa ich nie mia�a �adnych zbie�no�ci z mi�czakami. Te pe�zaj�ce powoli, mi�siste twory dzieli�y si� na wiele gatun- k�w. Najokazalsze mia�y kilkucentymetrow� d�ugo�� i �y�y w lesie. Nie brak�o te� drobiazgu o wygl�dzie przecinka, kt�rego kszta�t (czasami bardziej finezyjny) uwidacznia� si� dopiero pod lup�. Wsp�ln� cech� tych ustroj�w stanowi ziele�. Szybko przekonali�my si�, �e barw� t� zawdzi�czaj� chlorofilowi. Nie zaskoczy�o nas to specjalnie. Podzia� na samo�ywne ro�liny i cudzo�ywne zwierz�ta jest nader nieostry nawet na Ziemi. Dotyczy to nie tylko paso�ytniczych ro�lin, lecz tak�e � od- wrotnie � fotosyntetyzuj�cych zwierz�t. We�my dla przyk�adu wiciowce: istoty o tak przemiesza- nych cechach zwierz�cych i ro�linnych, �e zajmuj� si� nimi na r�wni zoologowie jako gromad� Flagellata, i botanicy jako klas� Monadophyta. A bywa jeszcze ciekawiej. Niekt�re pierwotniaki, takie jak pantofelki, a nawet jamoch�ony, zw�aszcza stu�bie, wch�aniaj� w siebie pewn� liczb� glon�w, g��wnie chlorelli (zawsze jed- nakow�!) kt�re oszcz�dzaj� zamiast strawi� jako zwyk�y po- karm � gdy� te, �yj�c w ich wn�trzu i nadal dokonuj�c fotosyntezy, pomagaj� im w wy�ywieniu si�. Mogli�my przy- puszcza�, �e tamte marginesowe cechy ziemskiej fauny (zapew- ne relikt z epoki �rewolucji chlorofilowej" sprzed trzech miliar- d�w lat, kiedy powsta�y pierwsze organizmy ro�linne) � w od- miennych warunkach panuj�cych na Zielonej, wytrzyma�y pr�- b� doboru naturalnego i sta�y si� regu�� dla wszelkich miejsco- wych form zwierz�cych. Innych bowiem nie spotykali�my. Du�e zaciekawienie wzbudzi�a sama sprawa chlorofilu. Wa�ki to przyczynek do dyskusji przyrodnik�w, ci�gn�cej si� z g�r� pi�� wiek�w, od powstania egzobiologii: - - Czy ta porfiryna, warunkuj�ca �ycie ziemskich ro�lin a po�rednio i zwierz�t, wytworzy�a si� u nas przypadkowo (zamiast jakie- go� innego zwi�zku organicznego o podobnym dzia�aniu), czy te� stanowi og�lniejsz� prawid�owo�� umo�liwiaj�c� � dzi�ki wprowadzeniu tlenu do atmosfery przez fotosyntetyzuj�ce ustroje � narodziny fauny oddychaj�cej w�a�nie tlenem, truj�- cym dla wcze�niejszych generacji drobnoustroj�w? Przyroda Zielonej umacnia drug� hipotez�. Zreszt� po- piera j� argument znany od dwudziestego wieku, �e r�no- rodne porfiryny zar�wno �atwo uzyska� w szkolnych do- �wiadczeniach chemicznych, jak te� s� one rozpowszechnione w Kosmosie: na r�wni z aminokwasami, wyst�puj� w meteo- rytach (chondrytach w�glowych) i w widmach niekt�rych mg�awic galaktycznych. Powstanie wi�c chlorofilu, substancji znacznie mniej z�o�onej od najprostszych bia�ek, ma du�e szans� powodzenia � tym bardziej, �e mo�e on wyst�powa� w r�nych odmianach*. W�a�ciwe zaskoczenie dopiero nas czeka�o. Nie zapomn� og�upia�ych min koleg�w (ja te� musia�em mie� tak� sam�), gdy jeden z komputer�w poda� ekspertyz�, �e te ma�e pe�zaj�ce ��limaki" nie s� zwierz�tami. � Wi�c czym�e s�? - wykrzykn�li�my ch�rem. Odpowied� brzmia�a: �dope�- nieniami ro�lin". Zrazu klniemy, �e mechanizm zakpi� z nas. Chodzi�oby oczywi�cie o jakie� zwarcie, kt�rego przecie� wykluczy� nie spos�b. Ale komputer dzia�a prawid�owo. �atwo si� przeko- na�, �e istotnie nasze pocieszne ��limaki" nie maj� takich narz�d�w wewn�trznych, kt�re usprawiedliwia�yby zalicze- nie ich do najszerzej nawet poj�tych zwierz�t. Spo�r�d czterech rodzaj�w chlorofilu spotykanych w ziemskich organiz- mach (a, b. c oraz bakteriochloroiil o barwie purpurowej), tutaj istnieje tylko ��tozielony chlorofil b. Nadto wykryli�my jeszcze dwie inne formy tego zwi�zku, nieznane na Ziemi. Wszystkie s� bardzo podobne, cz�stecz- ka ka�dego sk�ada si� z oko�o stu czterdziestu atom�w. Obok w�gla, wodoru, tlenu i azotu, zawsze zawiera pojedynczy atom magnezu � bez czego nie by�by to chlorofil, gdy� stanowi on w�a�nie magnezoporfir\nc. Dziwaczny termin �dope�nienia ro�lin" wcale nie jest bezsensowny. Niekt�rzy przeb�kuj� o zjawisku metamorfozy w obr�bie tutejszej flory. Ta analogia do fauny te� ma uzasadnienie. Wprawdzie na Ziemi istniej� ro�liny, kt�re kie�kuj� w charakterze poros�a, potem staj� si� lian�, a na koniec � po zaduszeniu drzewiastego gospodarza w morder- czym u�cisku swych splot�w � dorodnym, samoistnym drzewem; lecz tu chodzi o co� zgo�a innego. Na Zielonej wyst�puj� tylko ro�liny rozdzielnop�ciowe. Drzewa osi�gaj� kilkunastometrow� wysoko��. S� to osobniki �e�skie. M�skie natomiast, tak samo kie�kuj�ce z nasion opad�ych na ziemi�, powoli rozwijaj� si� w ob�y mi�sisty organizm, kt�ry przypomina zielonego nagiego �limaka. Po uko�czeniu wzrostu, p�dzelek jego korzeni zanika i ta osobliwa bary�eczka, zdolna do powolnego ruchu dzi�ki elastycznym wyrostkom pokrywaj�cym sp�d cia�a, rozpoczy- na w�dr�wk� po pod�o�u. Kiedy natrafi na drzewo swojego gatunku, wspina si� po jego pniu i ga��ziach, by wrosn�� na charakterystycznym zgrubieniu przygotowanym do wypusz- czenia kwiatu �e�skiego w postaci pucharowatego s�upka. Tu� obok wrasta ��limak", kt�rego mi�siste cia�o zostaje doszcz�tnie zresorbowane przez tkank� drzewa. M�ski osob- nik ro�linny uwstecznia si� do roli samego tylko m�skiego kwiatu: pod koniec resorbcji, dawna cz�� przednia jego cia�a wypuszcza p�k pr�cik�w. Zapylenia dokonuje wiatr. Tak samo zachowuj� si� �przecinki", kie�kuj�ce z nasion niskich, po�ogich ro�lin. Nie dziwi mnie to a� tak, jak tych koleg�w, kt�rych specjalno�ci odbiegaj� od biologii. Paso�ytnictwo p�ciowe dobrze znam z ziemskiej biosfery � cho� dotyczy fauny. Pr�cz rozmaitych ni�szych zwierz�t, zw�aszcza robak�w, zdarza si� ono przecie� i w�r�d kr�gowc�w. Studia zacz��em od ichtiologii. Pasjonowa�y mnie wtedy zw�aszcza ryby g��binowe. Prowadz�c badania na Morzu Karaibskim, szcze- g�lnie zafascynowa�em si� grup� matronicowc�w, cudacz- nymi kszta�tami i wystaj�c� z pyska �wietln� przyn�t� w postaci wabika przypominaj�cych pokrewn� im, powsze- chnie znan� �abnic�; ich rozr�d obra�em za temat pracy dyplomowej. i 1 Samice tych ryb mierz� oko�o metra. Natomiast d�ugo�� samc�w waha si� u r�nych gatunk�w od jednego do szesnastu centymetr�w. Skoro tylko taki kar�owaty samiec doro�nie, poszukuje partnerki. Przy pierwszym spotkaniu dopadaj� niby napastnik poluj�cy na ofiar�, otwiera paszcz� i znajduj�cy si� w niej specjalny rogowy wyrostek wbija w sk�r� samicy, oboj�tne gdzie. Odt�d stopniowo pysk jego zrasta si� ze sk�r� partnerki i nast�puje zanik wszystkich narz�d�w pr�cz organ�w p�ciowych. Samiec traci jak�kol- wiek fizjologiczn� indywidualno��, przestaje by� sob� zmie- niaj�c si� w naro�l na ciele samicy, cz�sto zreszt� nie jedyn�: wy�awia�em te ryby z przyro�ni�tymi do nich trzema, lub jeszcze liczniejszymi osobliwymi pozosta�o�ciami zresorbowa- nych partner�w. Pami�tam, �e wtedy przytoczy�em ci�t� uwag� Richarda Carringtona na ten temat: �Mo�na to uzna� za gro�ne ostrze�enie przyrody przed tym, co by si� sta�o, gdyby pozwoli� feminizmowi zagarn�� ca�kowit� w�adz�." Tu, na Zielonej, nie snujemy takich por�wna�; akurat nasze panie s� dalekie od wodzowskich zap�d�w. Istotne jest natomiast, �e przynajmniej w najbli�szej okolicy brakuje jakichkolwiek zwierz�t. Poczu�em si� zgn�biony w swoich aspiracjach zoologicz- nych. Cho� nie zak��ca to mej pracy, kt�r� mo�na w du�ym uproszczeniu nazwa� zaopatrzeniow� � zostaje gorycz nie spe�nionych nadziei. Dot�d mocno liczy�em, �e uda mi si� skonfrontowa� jedyn� gruntownie poznan� faun� planetarn� z t� drug�, nowo odkryt�, kt�r� wymarzy�em sobie ju� w chwili, kiedy dolatuj�c do uk�adu delty Pawia dowiedzia- �em si�, i� planeta Druga ma bujn� wegetacj�. Nie przysz�o mi do g�owy, �e zastaniemy tam same ro�liny. Teraz badania tutejszego �ycia id� w dw�ch kierunkach. Pierwsze to usilne poszukiwania zwierz�t, obejmuj�ce wci�� rozleglejszy obszar, nie wy��czaj�c m�rz i jezior. Drugie maj� odnale�� ludzi. Obie te sprawy nie s� oderwane od siebie. Coraz cz�ciej debatujemy, jak �yj� potomkowie tamtych ziemskich astro- naut�w, kt�rzy tu kiedy� wyl�dowali. Mnie najbardziej pasjonuje charakter ich zwi�zk�w z przyrod�. Cokolwiek 15 mog� o tym s�dzi�, pozostaje w sferze lu�nych domys��w. Poznali�my wy��cznie Seda. Ale zar�wno on sam, nagi, nie nauczony mowy, jak te� brak na ca�ej planecie miast, budowli przemys�owych i w og�le jakichkolwiek �atwych do wykrycia urz�dze� cywilizacyjnych zdaje si� wskazywa�, i� ludzie osiadli na Zielonej pozostaj� w takiej zale�no�ci od natural- nego �rodowiska, �e � przy zachowaniu niezbywalnych proporcji � przypomina to sytuacj� z prahistorii. Droga do przekszta�cania przyrody prowadzi�a przecie� po szczeblach poznawania jej, kt�re narasta�o bardzo powoli. Rozumienie swego siedliska, sukcesywnie pog��biane przez ka�de z tysi�cy pokole� � z u�ytkownika okruch�w z biesiad- nego sto�u przyrody przekszta�ci�o cz�owieka w tw�rc� d�br; na zdobytym obszarze, jego wola nabiera�a mocy prawa. Od zbieracza poprzez �owc�, pasterza, kopieniacza i rolnika prowadzi poskr�cana sie� dr�g, kt�rych p�ne rozstaje two- rzy nasza cywilizacja. Stopniowo wyzwalaj�c si� spod wp�y- w�w naturalnego otoczenia, nasz praszczur zacz�� pod- porz�dkowywa� je swej dora�nej dzia�alno�ci, zdobywaj�c na to coraz pot�niejsze i bardziej brutalne �rodki; a� w czasach historycznych ur�s� do si�y kszta�tuj�cej przyrodnicze �rodo- wisko na miar� tak pot�nych zjawisk naturalnych, jak erupcje wulkaniczne, ruchy g�rotw�rcze i zlodowacenia. Tymczasem edukacja Seda idzie jak po grudzie: nasze starania, w kt�re od pierwszej chwili tchn�li�my du�o serca oraz inwencji, co krok rozbijaj� si� o mur nieufno�ci. Przy lada okazji ch�opiec daje do zrozumienia, �e nie akceptuje tego obcego �wiata, w jakim raptownie si� znalaz�. Sprawia wra�enie zwierz�tka, kt�re z uporem i determinacj� walczy o swe prawa. A te jego prawa k��c� si� ze wszystkim, co ludzko�� w swoich d�ugich dziejach mozolnie wypracowa�a jako og�lny model codziennej egzystencji. Sed nie przejawia ch�ci dokuczenia nam, cho�by pod postaci� dowcipnej psoty. Nie ma w nim ani krzty owej �ma�piej z�o�liwo�ci", kt�r� tylekro� etologowie9 opisywali jako naturaln� sk�onno�� wszystkich naczelnych, od lemur�w a� po cz�owieka. Zachowanie ch�opca podwa�a do�� po- Etologia � nauka o zachowaniu si� zwierz�t (przyp. od wydawcy). wszechny od czas�w Lorenza pogl�d o roli instynktu agresji jako konstruktywnego motoru ludzkich dzia�a� � kt�ry wymaga� rozumowego przyt�pienia w�wczas, gdy stworzyli�- my �rodki techniczne zwielokrotniaj�ce nasz� przyrodzon� si�� ra�enia. I to nie dopiero w czasach wynalezienia strzelby, a potem bomby nuklearnej, lecz ju� w chwili, kiedy nasz dziki przodek sporz�dzi� t�uk pi�ciowy i w pierwszej wa�ni zabiw- szy brata, desperacko oszo�omiony sta� nad jego trupem, nie pojmuj�c jak mog�o doj�� do takiego nieszcz�cia. Mnie osobi�cie te spostrze�ena sprawiaj� satysfakcj�, bo mocno wierz� we wrodzon� dobro� ludzkiej natury. Jednak w post�powaniu Seda nie to zwraca g��wn� uwag�. Rych�o zdali�my sobie spraw�, �e znaleziony ch�opiec po prostu ignoruje nas, i to w spos�b tak dok�adny, jak by�my byli pustym miejscem. Z zasady o nic nie prosi. Nie wynika to ani z jego nie�mia�o�ci, ani st�d, �e nie potrafi m�wi�. Przecie� ka�de zwierz� domowe � nawet niekoniecznie tak inteligent- ne jak pies � bardzo szybko przywyka do wyra�ania swoich �ycze� w formie dla nas zupe�nie zrozumia�ej. Sed rezygnuje �wiadomie z takich mo�liwo�ci. Jego dzieci�cy umys� jest nastawiony od samego pocz�tku tylko na jedno: za wszelk� cen� wydosta� si� z niewoli. Przy sposobno- �ci tych jego usi�owa� przeprowadzili�my elementarne testy, kt�re upewni�y, �e ma podobn� inteligencj� jak dzieci w jego wieku wychowywane w normalnej ludzkiej rodzinie. Szybko pojmuje, w jaki spos�b otworzy� drzwi lub okno, b�d� odsun�� przeszkod� grodz�c� wymarzon� furtk� do szerokie- go �wiata przyrody, kt�ry odebrali�my mu. Ilekro� dostrzega nadziej� wydostania si�, skupia ca�� bystro�� umys�u na upragnionym celu, szarpi�c zawory, zwalaj�c przedmioty tarasuj�ce mu drog�, a w ko�cu rozpaczliwie rzucaj�c si� na drzwi albo �cian�, jakby chcia� je powali� samym sob�. Nigdy natomiast �adnym gestem, u�miechem, wyrazem twarzy nie stara si� nas wzruszy�, aby�my pospieszyli mu z pomoc�. R�wnie� zdaje si� nie kojarzy� zbytnio, �e przeszkodzimy mu w ucieczce. Robi swoje, bagatelizuj�c nasz� obecno��. Min�o par� miesi�cy. Edukacja og�lna Seda, do kt�rej solidarnie przyk�adamy si� wszyscy, prawie nie ruszy�a z miejsca. Ka�dy drobny kroczek naprz�d jest okupiony nasz� olbrzymi� cierpliwo�ci�. Mogliby�my przyspieszy� ten proces, ale nie chcemy. Wszelkie takie dzia�ania oznacza�yby b�d� zwyk�� tresur�, jak� zniewala si� zwierz�ta w cyrku, b�d� ingerencje o charakterze biotechnicznym. Poniechali�- my nawet stosunkowo nieszkodliwej metody uczenia si� we �nie, stosowanej w�wczas, gdy szczeg�lnie zale�y na po- �piechu. Chcemy aby Sed przekszta�ci� si� z dziecka natury w cz�onka rozwini�tej cywilizacji � samoistnie i bezbole�nie. Dlatego nawet mowy nie uczymy go wprost � tak, jak si� uczy ma�e dzieci � a jedynie przez os�uchanie z najprost- szymi poj�ciami, w pierwszym rz�dzie z czynno�ci� wykony- wan� w danym momencie. Tote� przy nim ograniczamy nasz s�ownik do kilkunastu, a z czasem � kilkudziesi�ciu wyraz�w. Zakazali�my wi�c sobie w jego obecno�ci zar�wno gadulstwa, jak milczenia. G�o�no obja�niamy ka�de najzwyklejsze dzia- �anie. Przypomina to uczenie obcego j�zyka metod� Berlitza, ale w ogromnym uproszczeniu. R�nica polega nie tylko na zmniejszonym zasi�gu tych obja�nie�, lecz przede wszystkim na udawaniu, �e one nie s� przeznaczone dla Seda. Umys� ch�opca ch�onie je mimo woli, przywykaj�c do tego, �e wszelkim zdarzeniom splecionym z codziennym �yciem ludzi nieod��cznie musz� towarzyszy� odpowiednie d�wi�ki przy- nale�ne do konkretnych sytuacji. Niecierpliwie oczekujemy dnia, kiedy wreszcie ch�opak przem�wi. Nale�y spodziewa� si� tego zwa�ywszy, �e ma narz�dy mowy w zupe�nym porz�dku. Zaczynamy ju� �ywi� mgliste obawy, �e stan� temu na przeszkodzie wzgl�dy obiektywne zwi�zane ze specyfik� praw, jakimi rz�dzi si� przyroda �ywa. Mam na my�li pewne wrodzone przysposobienie do wdro�enia okre�lonych czyn- no�ci, kt�re z wiekiem zanika bez �ladu. Dobrym przyk�adem jest w�a�nie mo�no�� nauczenia si� mowy. U dzieci zanika ona mniej wi�cej z uko�czeniem sz�stego roku �ycia. Wszelkie starania podj�te p�niej s� z regu�y bezowocne. Dlatego musimy skrupulatnie okre�li� wiek Seda. Jak wiadomo, ju� w dwudziestym pierwszym stuleciu opracowa- no metod� pozwalaj�c� ustali� wiek cz�owieka albo wy�szego zwierz�cia w oparciu o naprzemienne okresy jego snu i czu- wania, zapisane w m�zgu. W dalekiej analogii przypomina to odczytanie wieku drzewa na podstawie zliczenia rocznych s�oj�w, a nawet � co powiod�o si� niedawno, wydzielenia ich w obr�bie nadzwyczaj delikatnych s�oj�w dziennych, wywo- �anych przerwaniem asymilacji o zmroku*. Ustalenie wieku cz�owieka nie jest tak dok�adne, zwa�yw- szy �e doba niemowl�cia zawiera kilka okres�w snu, z kt�rych ka�dy zapisuje sw�j �lad � jakby chodzi�o o kolejn� noc. Wprowadzenie jednak odpowiednich poprawek daje wynik wiarygodny z tolerancj� do jednego miesi�ca. W ten spos�b stwierdzili�my, �e Sed, w chwili znalezienia go przez nas, mia� prawie cztery lata. R�wnolegle do edukacji Seda prowadzimy og�lne bada- nia planety. Sie� sztucznych satelit�w o orbitach po�udniko- wych dawno ju� wykona�a komplety zdj��, kt�re pos�u�y�y do opracowania r�norodnych map globu: fizycznych, klima- tologicznych, geologicznych i innych. Trzy satelity stacjonarne pozwalaj� �ledzi� zmiany na powierzchni Zielonej i w atmo- sferze. Ale nie stwierdzili�my niczego, co wykracza�oby poza kaprysy pogody. Potwierdza to, �e na Zielonej brak cywilizacji naukowo-technicznej. A przecie� �yj� tu jacy� ludzie! Tkwi w tym zagadkowa sprzeczno��. Co by�o w�adne przeszkodzi� pomy�lnemu zagospodarowaniu si� tutaj na- szych poprzednik�w, lub zastopowa� rozpocz�ty rozw�j ich spo�eczno�ci? Klimat planety zachwyca nas od pocz�tku pobytu. Podejrzenie, i� wyl�dowali�my w swoistej oazie o szczeg�lnie sprzyjaj�cych warunkach nie potwierdzi�o si�: jest to miejsce do�� przeci�tne. W dalszym ci�gu szukamy wi�c wyt�umaczenia, dlaczego Zielona, mimo parametr�w nader sprzyjaj�cych krzewieniu si� �ycia bia�kowego, nie wytworzy�a takiego rozrzutu form jak Ziemia; a zw�aszcza, czemu nie powsta�y tu cho�by najprostsze postacie zwierz�t? * Bod�cem do tego sukcesu by�o odkrycie, jakiego dokona) dwudziestowiecz- ny ameryka�ski uczony J. Wells. Chc�c sprawdzi� wyniki rachunk�w astronom�w w kwestii przed�u�ania si� ziemskiej doby wskutek tarcia p�yw�w wywo�anego przyci�ganiem Ksi�yca, zaj�� si� skamielinami dewo�skich koralowc�w, poszukuj�c � pr�cz dobrze zauwa�alnych pier�cieni rocznych � tak�e pier�cieni dziennych. W ko�cu znalaz� je, zyskuj�c potwierdzenie, �e 370 milion�w lat temu rok zawiera� 395 dni, oczywi�cie odpowiednio kr�tszych ni� dzisiejsze. Cho� kierunki rozwoju biosfery zale�� od mn�stwa czyn- nik�w, to zbiorcze ich oddzia�ywanie ma charakter statys- tyczny. Ziemskie �ycie rozwija�o si� bujnie w konkretnych, niepowtarzalnych okoliczno�ciach tak samo dynamicznie zmieniaj�cego si� �rodowiska. Z kolei, na zasadzie sprz�enia zwrotnego, ewoluuj�ca biosfera mia�a olbrzymi udzia� w przekszta�caniu oblicza Planety, w��cznie z jej klimatem. Ale radiacja10 adaptatywna dokonywa�a si� w oparciu o znaczny rozrzut zastanych warunk�w wyj�ciowych. Du�e jednostki systematyki biologicznej (typy, gromady) nie po- wstawa�y na samotnych wyspach, ani na �adnych innych odosobnionych terytoriach. Nawet Australia nie okaza�a si� wystarczaj�co du�a ani zr�nicowana, by wnie�� jakie� oryginalne wiano do skarbca biosfery; potrafi�a tylko przeka- za� nam komplet torbaczy, kt�re w innych regionach ust�pi�y pola nowocze�niejszym ssakom �o�yskowym. Na drobiazgow� rejonizacj� klimat�w Ziemi wp�ywa rze�ba terenu, budowa geologiczna, s�siedztwo zbiornik�w wodnych, kierunki wiatr�w, a tak�e nier�wnomierne roz- �o�enie wielkich kompleks�w ro�linnych. Na Zielonej wszyst- kie te czynniki s� znacznie bardziej wyr�wnane. Pod wzgl�- dem temperatur, ten glob przypomina �ywo nasz� er� mezozoiczn�, kiedy strefy ciep�e si�ga�y daleko w stron� biegun�w; obszary dzi� zlodowacone pokrywa�y wtedy bujne puszcze. To samo by�o zreszt� w paleozoiku; w przeciwnym razie, na Grenlandii nie mog�yby powsta� najstarsze p�azy, na Antarktydzie za� � permskie gady. Znaczne zniwelowanie r�nic klimatycznych na Zielo- nej wi��e si� g�owie z tym, �e o� jej obrotu ustawiona jest prostopadle do miejscowej ekliptyki''. A wi�c nie ma po- dzia�u na strefy planetograficz�e i, zwi�zane z nimi, pory roku*. Miejscowe s�o�ce, kt�re na r�wniku ka�dego dnia Radiacja � w ewolucji �wiata organicznego: jednoczesny rozw�j jakie- go� szczepu w wielu kierunkach (przyp- od wydawcy). Ekliptyki � (astr.) k�t nachylenia wzgl�dem r�wnika {przyp- od wydawcy). Teoretycznie, strefa tropikalna stanowi tylko lini� biegn�c� wzd�u� r�wnika, strefy polarne za� ograniczaj� si� do punkt�w po�o�onych na p�nocnym i po�udniowym biegunie. przechodzi przez zenit, w poszczeg�lnych rejonach ma zaw- sze t� sam� kulminacj�, kt�rej odleg�o�� od zenitu r�wna si� szeroko�ci planetograficznej. Wsz�dzie, niezmiennie, dwa- na�cie godzin dnia i tyle� � nocy (doba na Zielonej jest zaledwie o kwadrans kr�tsza od ziemskiej). Tylko na ka�dym z biegun�w s�o�ce przez ca�y rok �lizga si� wzd�u� horyzontu. Jedyne to okolice wiecznego dnia. Ziemskie sezonowe noce polarne s� zast�pione przez bia�e noce strefy oko�obieguno- wej, na danej szeroko�ci zawsze tak samo jasne przez ca�y rok. M�wi�c najpro�ciej, po�o�enie delty Pawia na niebie jest w ka�dym punkcie Zielonej takie, jak w podobnej szeroko�ci geograficznej na Ziemi wzniesienie tarczy S�o�ca podczas wiosennego i jesiennego zr�wnania dnia z noc�. Stosunek powierzchni w�d do l�d�w jest na Zielonej odwrotny ni� na Ziemi. Morza, z regu�y zamkni�te, s� tak liczne i r�wnomiernie rozmieszczone, �e ich wp�yw na klimat wyr�wnuje si� w znacznym stopniu. Brak ocean�w oraz uk�ad wiatr�w, wiej�cych przewa�nie od r�wnika ku biegunom � sprawia, �e pr�cz ch�odnych obszar�w polarnych (gdzie jednak nie ma wi�kszych zlodowace�) na ca�ym globie pa- nuje co� w rodzaju �r�dziemnomorskiej wiosny. Nadmier- nym upa�om na r�wniku przeciwdzia�a chmurna na og� pogoda. Takie ujednolicenie klimatu nie sprzyja�o r�nicowaniu si� form w �wiecie istot �ywych. Mimo to, w dalszym ci�gu g�owili�my si� , dlatego tutaj nie powsta�y zwierz�ta. Ten stan rzeczy wymaga� wyja�nienia mechanizmu obiegu tlenu. Poniewa� ro�liny wydala�y go stale w procesie asymilacji, a zwierz�ta nie wi�za�y tego gazu przez oddychanie � jego ilo�� w atmosferze powinna stale wzrasta�, szybko osi�gaj�c nadmierne st�enie. Ten obraz planety wiecznej wiosny, kt�rej nie zagra�a�y zbytnio ani silne trz�sienia ziemi, ani wybuchy nielicznych wulkan�w, k��ci� si� � jak ju� nadmieni�em � z kl�sk� naszych poprzednik�w. Ta kl�ska jest niew�tpliwa, cho� nie mamy poj�cia, co j� spowodowa�o oraz na czym ona polega. Najpierw chcemy pozna�, o kt�r� wypraw� mi�dzygwiez- dn� chodzi. Wydaje si� to dziecinnie proste. Ekspedycji tych powo�ano przed nami tak ma�o, �e wszystkie wchodz� do szkolnych program�w. Nic dziwnego, gdy� dla kronikarzy ery nowo�ytnej, kt�r� umownie otwiera rok dwutysi�czny � wobec braku wojen i tego, co ongi� nazywano wielk� polityk�, na histori� sk�adaj� si� osi�gni�cia sztuki, filozofii, wynalazczo�ci, nauki, a nade wszystko odkry� kosmicznych. Na powierzchni Ziemi nie pozosta�oju� prawie nic do odkrywania, a w g��biach oceanicznych � coraz mniej. Dlatego podr�e w dalekie niebo szczeg�lnie mocno oddzia�ywa�y na wyobra�ni� nas, kilkunastoletnich sztuba- k�w. Znacznie p�niej wdra�a�em si� pilnie w te sprawy podczas kilkuletnich przygotowa� do rejsu �Sindbadem". Reszta za�ogi tak samo. Teraz bior� na siebie ustalenie odkrywc�w Zielonej. Musia�a to by� taka wyprawa, kt�ra zagin�a bez wie�ci. Przychodzi mi na my�l tylko jedna, lecz wys�ana niemal w odwrotnym kierunku. Nigdy zbyt mocno nie dowierzaj�c pami�ci (a w tym czasie raz po raz zaczynam czego� zapomina�, nie przyznaj�c si� do tego przed nikim), zadanie zlecam komputerowi. Wymienia jeszcze dwie ekspedycje, kt�rych los nie zosta� do ko�ca wyja�niony � przynajmniej wed�ug niekt�rych �r�de�. Wydaje si� jednak nieprawdopo- dobne, by kt�ra� z nich mog�a osi�gn�� uk�ad delty Pawia. Lecz r�wnocze�nie m�j informator zwraca uwag� na inn� ewentualno��. Chodzi o wysy�ane w dalekie niebo statki wprawdzie bezza�ogowe, kt�re jednak w sprzyjaj�cych waru- nkach maj� zaludnia� Wszech�wiat. Zacz�o si� to w dwu- dziestym drugim wieku. Mo�na powiedzie� � p�no, bo ju� sto lat wcze�niej istnia�y techniczne podstawy takich roz- wi�za�. Przedsi�wzi�cie sta�o si� dost�pne, skoro tylko suk- cesy biotechnik umo�liwi�y pe�n� ektogenez�, to jest pozaust- rojow� hodowl� ludzkiego p�odu pocz�wszy od stadium zygoty. Wprawdzie w podr� kosmiczn� trzeba zabiera� oddzielnie m�skie i �e�skie gamety, odpowiednio zamro�one oraz zabezpieczone przed ujemnymi wp�ywami lotu kosmicz- nego, lecz zap�odnienie ich i dalszy rozw�j zarodka pod' opiek� skomplikowanych urz�dze� cybernetycznych, zajmu- j�cych znaczn� cz�� pojazdu, stanowi ju� tylko wype�nienie programu ASO (Automatycznej Stacji Osiedle�czej), po wyl�dowaniu na planecie odpowiedniej do zasiedlenia. Z przyczyn dla nas wr�cz �miesznych, jeszcze bardzo d�ugo znaczne od�amy spo�ecze�stwa odnosi�y si� do tej sprawy z lodowat� rezerw�, tkwi�c� korzeniami w dawniej- szej wrogo�ci wobec wst�pnych powodze� ektogenezy. Powo- �ani i niepowo�ani (jak zwykle, ci drudzy z wi�ksz� krzyk- liwo�ci� i arogancj�) wytaczali ju� wtedy najci�sze dzia�a, by da� upust emocjom podyktowanym tradycjonalizmem tam, gdzie problem wymaga� ch�odnej rozwagi. By�y to obiekcje natury pseudomoralnej, obyczajowej, a sporadycznie nawet religijnej. Dla niepoznaki skrywano je pod p�aszczykiem wymog�w etyki lekarskiej, obowi�zuj�cych praw i zwyczajowych ustale� b�d� nawo�ywaniami, aby zaczeka� do czasu, kiedy technika medyczna dojdzie w tym wzgl�dzie do jeszcze wi�kszej niezawodno�ci. Ca�y wachlarz tych opor�w sprawia�, �e programom ASO, spe�nianym ze zmiennym nasileniem, nie towarzyszy� rozg�os. Nawet wyciszano je systematycznie, jak gdyby pod pr�gierzem nigdy nie ustanowionej, lecz sprawnej zmowy milczenia. Podczas gdy o za�ogowych wyprawach eksplora- cyjnych pisano s��niste dzie�a, od rzeczowych sprawozda� do napuszonych panegiryk�w � bezludne statki osiedle�cze doczeka�y si� wprawdzie solidnych monografii w niewielkich nak�adach, czasami ostro polemizuj�cych z przeciwnikami tej idei, lecz nie beletryzowano tych spraw, ani te� nigdy nie sta�y si� one �erem sensacyjnych spekulacji. Dlatego og� wiedzia� o nich sk�po. Zwolennicy rozsy�ania ASO w cztery strony nieba pod- kre�lali t� ich wy�szo�� nad statkami za�ogowymi, �e elimino- wa�y ryzyko ludzkiego �ycia. Je�li bra� pod uwag� tylko aspekt kolonizacji, z pomini�ciem bada� naukowych na globach nieprzydatnych do tamtego celu � byl to argument nieodparty. Te dwa r�ne rodzaje zasiedlania obcych uk�ad�w plane- tarnych nie wchodzi�y sobie wzajemnie w drog�. Spe�nia�y je odr�bne ekipy, w innych o�rodkach techniki astronautycznej. Tak dzia�o si� jeszcze za mej pami�ci. Organizatorzy wypraw bezludnych korzystali z du�ej swobody. O ile kt�ry� statek zagin�� albo uleg� zniszczeniu, nikt pr�cz armatora nie docieka� przyczyn niepowodzenia. Obywa�o si� bez �ledztwa, r�wnie� opinia publiczna nie ��da�a wyja�nie�; najcz�ciej w og�le o tym nie wiedzia�a. Dlatego dane o losach takich pojazd�w, przekazywane blokom pami�ci �wiatowej s�u�by informacyjnej, by�y mniej dok�adne ni� w kwestii wypraw za�ogowych. Sporo fakt�w nie przenika�o poza archiwa agencji kosmicznych i rozmaitych s�u�b nieba. Mimo to uda�o mi si� ustali� z du�ym praw- dopodobie�stwem, �e na Zielon� dotar� statek BD-2209, kt�rego numer � zgodnie z przyj�t� konwencj� � zgadza� si� z rokiem startu. A w�c jeden z pierwszych. Lecia� w tamtym kierunku. Nie znalaz�szy odpowiedniej planety wok� gwiazd bli�szych, m�g� dotrze� w rejon delty Pawia. Pr�by rozstrzygni�cia, czy na pewno chodzi o ten rejs, chybiaj� celu. Nie ma to jednak wi�kszego znaczenia, bo wszystkie statki ASO z tamtego okresu wyposa�ano bardzo podobnie. �adne natomiast z nowszych przedsi�wzi�� tego typu nie mo�e by� brane pod uwag�, ze wzgl�du na odmienno�� tras. Odkrycie jest wa�ne, lecz nie przybli�a rozwi�zania tajemnicy Seda. Wprost przeciwnie, powstanie tutejszej kolonii Ziemian drog� zbiorowej ektogenezy dokonanej na miejscu powinno by�o poci�gn�� prawid�owy jej rozw�j. Po trzech wiekach oznacza�oby to zagospodarowanie si� na mocnych podstawach. Mog�o ono obj�� ma�y wycinek plane- ty � lecz na takim poziomie technicznym, �e ju� pierwsze zdj�cia satelitarne zlokalizowa�yby zaj�ty obszar. Akcja ASO nie oznacza�a tylko namiastki �normalnego" zasiedlania glob�w, i nawet oponenci nigdy nie wysuwali takich zastrze�e�. Podnosili oni moralne aspekty wychowy- wania grupy pionier�w w sztucznych, bezrodzinnych warun- kach pod opiek� maszyn � za jakie d�ugo jeszcze uchodzi�y w szerokich kr�gach nawet najbardziej skomplikowane kom- putery o nader z�o�onej psychice. Natomiast przysz�o�� takiej planetarnej spo�eczno�ci wydawa�a si� bezpieczniejsza i bar- dziej stabilna od tej, jak� stworzy ekipa przyby�ych na planet� kosmonaut�w obojga p�ci. Rzadki to wypadek, kiedy to, co dora�nie mo�e dzia�a� na szkod� ludzi (pierwszego pokoleia), powinno si� okaza� korzystne dla historycznego rozwoju takiej nowej ludzko�ci. Wszystko tu jest bowiem w jakim� stopniu z g�ry podporz�d- kowane potrzebom spo�ecznym � cho� nie przekre�la woli i pragnie� poszczeg�lnych jednostek. Mimo �e u podstaw tych pragnie� le�� zaprogramowane predyspozycje, zdolno- �ci i zami�owania � cz�owiek, poddany ju� w inkubatorze takim �obr�bkom", odczuwa je identycznie, jak gdyby w�a�nie to wiano dosta� od ewolucji przez losow� rekombi- nacj� gen�w, kt�ra powo�uje muzyk�w i matematyk�w, pisarzy i filozof�w, marzycieli i realist�w, przeci�tniak�w i geniusz�w. Cho� takie ingerencje in�ynierii genetycznej by�y i nadal s� surowo zabronione na Ziemi, rzecznicy ASO przypominali, �e jeszcze w dwudziestym wieku rozwa�ano tworzenie cyborg�w dla potrzeb astronautyki � cho� by� to zamys� okrutny i antyludzki. Przywo�uj� na pomoc wyobra�ni�, chc�c ujrze� praw- dopodobny obraz pocz�tk�w nowej ludzko�ci. Na Zielonej l�duje pojazd o wysokim stopniu automatyzacji, zawieraj�cy w kriokapsu�ach zestawy ludzkich gamet podatne na zap�od- nienie i hodowanie w inkubatorach. Terenowy rekonesans robot�w wypada korzystnie. Dalsze badania potwierdzaj�, �e glob nadaje si� do zamieszkania pod go�ym niebem. Program osiedle�czy zostaje puszczony w ruch. T� sam� metod� co ludzie, rodz� si� liczne zwierz�ta � nie tylko spo�r�d gatunk�w hodowlanych. Wok� bazy kie�kuj� ziemskie ro�- liny. Dzieci wzrastaj�ce pod opiek� komputer�w otacza du�o element�w ziemskiej przyrody, kt�re one ucz� si� ceni� i ochrania�, znaj�c swoj� sytuacj� oraz dziejow� misj�, jak� narzucono w�a�nie im: Ludziom z planety Ziemia. Woko�o pracuj� si�ownie, przetw�rnie i wszelkie urz�dzenia przemys- �owe niezb�dne do tego, aby start nowej spo�eczno�ci odbywa� si� nie na pustyni brak�w, lecz w obfito�ci d�br. Pionierzy dorastaj� i coraz zach�anniej wyzyskuj� dost�p do informacji o ca�ej ludzkiej wiedzy. Urz�dzaj� si� od podstaw, bior� inicjatyw� w swe r�ce, podejmuj� decyzje wa�ne dla przysz�o- �ci. A co z tego wynik�o? Zn�w popuszczam wodze wyobra�ni. Zielona... Planeta ro�lin i tylko ro�lin. W�r�d jej �ci�liwych, spl�tanych puszcz, w najtajniejszym g�szczu kryj� si� (ale przed kim? przed czym?) zastraszeni, nieporadni, zbiedniali duchowo � Lu- dzie z planety Ziemia. Chyba jest w�a�nie tak, skoro mamy tyle k�opot�w z wykryciem ich... Tymczasem pracujemy dla przysz�o�ci, mocno wierz�c, �e cokolwiek si� stanie � teraz Zielona jest nasz� Ojczyzn�. Opu�cili�my planet� naszej m�odo�ci i ludzkiej historii; swojsk�, najpi�kniejsz� z pi�knych � przynajmniej dla cz�owieka. To prawda. Ale przecie� nikt nas nie wys�a� na banicj�. Bior� do r�ki ksi��k� dwudziestowiecznego autora, kt�ry tak pisa�... o nas: �W rekonesansowych lotach mi�dzygwiezdnych, zw�asz- cza takich, z kt�rych powr�t na Ziemi� jest w�tpliwy albo wr�cz wykluczony, najwi�ksz� trudno�� stanowi dob�r za��g. Logicznie si� wydaje, �e powinni to by� ludzie o usposobieniu nad wyraz zr�wnowa�onym, o silnej woli, na kt�rych zawsze mo�na polega� jak na Zawiszy. Tymczasem, b�d� si� tu gar- n�y w pierwszym rz�dzie natury porywcze, rozwichrzone, ��dne przyg�d i s�awy; pe�ne brawury, fantazji, determinacji. Czy poprowadzi ich w dalekie niebo heroiczna ch�� s�u- �enia ludzko�ci? W konwencjach fantastycznych powie�ci � z regu�y tak. W rzeczywisto�ci � niekoniecznie. A nawet mo�na przypu�ci�, i� rzadko kiedy. Raczej widz� tu ludzi sk��conych z �yciem, ze �wiatem, ze swoj� epok�; zmi�tych przez dramat b�d� osobistych los�w, b�d� nieprzystosowania do spo�ecze�stwa w jakim przysz�o im �y�. Udzia� w takiej wyprawie b�dzie dla nich ucieczk� od wszystkiego; ucieczk� najpe�niejsz�, jak� tylko mo�na sobie wyobrazi�." Przymierzam to do nas. Powiem tylko o sobie, bo wed�ug przys�owia � aby pozna� drugiego cz�owieka, trzeba z nim zje�� beczk� soli. Przys�owie k�amie, gdy� i to nie starczy. Z tego co przytoczy�em, prawdziwa jest ��dza przyg�d. Reszta to furda. Nie ucieka�em od niczego. Chcia�em polecie� w nieznane niebo � tak, jak tysi�c lat temu zew przygody pcha� na nieznane morza Kolumb�w i Magellan�w. Histo- ria przyodziewa ich w dostojno��. Mnie si� zdaje, �e ich ro- zumiem lepiej: ludzi z krwi i ko�ci, kt�rzy odkrywali Nowo��. A my odkryli�my Zielon�. C� mamy z ni� pocz��? �Sindbad" stoi na r�wninie tak widnej, tak okr�g�ej, �e gdyby�my mieli mentalno�� dawnych Chi�czyk�w, chyba nazwaliby�my j� Pa�stwem �rodka. Bo istotnie tkwimy po�rodku ko�a Darwinii, jak statek na morzu. Horyzont, nieznacznie bli�szy od ziemskiego, ciemnosin� lini� przepo�a- wia ja�niejsze niebo, je�li jest pogodne. A bli�ej, w drodze do tego kr�gu tak symetrycznego, �e a� przyprawia o zawr�t g�owy, drga ziele� taka sama jak� ongi� podziwia�em na ciep�ych morzach. I fale drzew, ko�tuni�cych gdzieniegdzie cichy step, wygl�daj� kubek w kubek jak morskie fale na zdj�ciu, zatrzymane w ruchu. W takiej scenerii rozbudowujemy nasz Dom z du�ej litery. I w og�le prakoloni� nowej ludzko�ci, zasobn� we wszystko cokolwiek ma nas zadowoli� na dzi� i na Jutro. Rozliczne urz�dzenia, zgrupowane g��wnie na obrze�ach Darwinii, musz� wydobywa� i przetwarza� surowce, darzy� energi�, spe�nia� potrzeby i zachcianki zdobywc�w Nowej Ziemi. Du�o uwagi po�wi�camy ��czno�ci z Macierz�. Wci�� jeszcze jeste�my od niej odci�ci. Audycje radiowe, wysy�ane wi�zk� kierunkow� dla �Sindbada", przesta�y dociera� ju� podczas lotu. Widocznie po kt�rej� z kolejnych zmian kursu statku dane o nowej trasie nie zosta�y przej�te na Ziemi. Pozbawi�o to nas informacji szczeg�lnie cennych, gdy� opra- cowanych z punktu widzenia naszych potrzeb. Teraz nie odbieramy �adnego �g�osu stamt�d". Wewn�trzne audiowi- zualne ziemskie �rodki ��czno�ci s� zbyt s�abe dla urz�dze� podr�nych, jakie zabrali�my ze sob�. Ale ju� budujemy pot�n� stacj�, kt�ra najpierw udost�pni taki nas�uch, a z cza- sem, po wydatnym wzmocnieniu jej, pozwoli s�a� komunikaty na Ziemi�. Przetw�rstwo opieramy na wyzyskaniu miejscowych su- rowc�w. Otaczaj� nas nieprzebranym bogactwem, z kt�rego da si� czerpa� pe�nymi gar�ciami. Jeste�my w znacznie lepszym po�o�eniu ni� pi�� wiek�w temu osadnicy na Marsie � pomimo braku zaplecza Macierzy. Chodzi nie tylko o to, �e tamci musieli ze sk�adnik�w zawartych w ska�ach mon- towa� i atmosfer�, i hydrosfer� � kt�re tu zastali�my ju� gotowe. Rozstrzygaj�ca r�nica dotyczy poziomu techniki o jakim oni nawet �ni� nie mogli, bo brak�o im znajomo�ci fizycznych podstaw do takich rozwi�za�, kt�re s� dla nas chlebem cod