14927

Szczegóły
Tytuł 14927
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14927 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14927 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14927 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

D�ugo i szcz�liwie (Ever After) Susan Palwick Prze�o�y�: Jacek Manicki - Aksamit - m�wi odgarniaj�c z czo�a zmierzwione podczas snu w�osy. - Tym razem pragn� zielonego aksamitu z koronk� przy dekolcie i mankietach. Koronka kremowa - nie bia�a - i aksamit w kolorze morskiej zieleni. Potrafisz to zrobi�? - Oczywi�cie. - Ju� staje si� pr�na; pr�na i troch� apodyktyczna. Przesta�a si� ju� dziwi�. B�dzie dobrze. Teraz ju� nied�ugo, bardzo nied�ugo b�d� musia�a powiedzie� jej prawd�. Pochyla si� w ciemnej kuchni, �eby spojrze� w pokrywk� matczynego miedzianego kocio�ka. Zapad� w�a�nie zmierzch i w �wietle latarni, kt�r� trzymam, po metalu ta�czy migotliwe, mgliste odbicie. Krzywi si�. - Czy mo�esz mi da� prawdziwe zwierciad�o? To nie powinno by� takie trudne. Pami�tam, jak nape�ni�o j� zachwytem �wiat�o, kt�re przynios�am. Marnowa� dobre paliwo tylko po to, by si� przejrze�! - �adnych zwierciade�. Nie ubieram ci� naprawd�, a tylko na poz�r. Przecie� wiesz. - Och. - Macha niedbale d�oni�. Jest dumna ze swych d�oni: s� delikatne, mleczno-bia�e, o�d�ugich palcach; to d�onie szlachetnie urodzonej kobiety; przez wszystkie te lata, zanim si� zjawi�am, chroni�a je przed ci�k� prac� w matczynej kuchni. - Tak, ksi���. Musz� po�lubi� ksi�cia i wej�� w ten spos�b w posiadanie jego klejnot�w. My�lisz, �e uda mi si� tym razem? - Na tych ta�cach nie b�dzie �adnych ksi���t, Caitlin. Nabierasz dopiero og�ady przed spotkaniem ksi�cia. - Ha! A kiedy ju� w ko�cu nabior� dostatecznej og�ady, to pozwolisz mi za�o�y� szklane pantofelki? - Nie ma mowy. Mog�aby� je st�uc ta�cz�c gawota i pokaleczy� si�. - Zna�a ju� t� histori�, zanim j� odnalaz�am; one wszystkie je znaj�. Wchodzi im w krew, gdy tylko zaczynaj� rozumie� mow� i zapada w serca niczym obietnica wiosny. Wszystkie biedne matki opowiadaj� t� histori� swoim c�rkom siedz�c z nimi w ciemnych kuchniach, szoruj�c garnki i staraj�c si� oszcz�dza� d�onie na dzie�, kiedy bajka si� urzeczywistni. Zastanawiam si� cz�sto, czy ta pierwsza m��dka by�a jedn� z nas, ale te fakty si� nie licz�. Podobnie jak wszystkie dobre opowie�ci, ta te� jest prawdziwa. - Ksi�niczka Caitlin - m�wi z rozmarzeniem. - To b�dzie wspania�e. Och, jak mi b�d� zazdro�ci�! Ju� si� zacz�o, przez ten kr�tki czas, od kiedy uczyni�a� mnie pi�kn�. Wstr�tna, stara Lady Alison - widzia�a�, jak patrzy�a na mnie krzywym okiem na ostatnim balu? Czy tylko dlatego, �e moja sk�ra jest g�adka, a jej pomarszczona i �e jestem nowo przyby�a? - Tak - m�wi�. Wystrzegam si� Lady Alison, kt�ra tak srogo wygl�da i tak ma�o m�wi. Lady Alison jest niebezpieczna. - Zazdrosna - m�wi z zadowoleniem Caitlin. - I ja by�abym zazdrosna wygl�daj�c jak ona. - Jeste� �liczna - m�wi� i nie przesadzam. Z tymi b��kitnymi ocz�tami, kruczoczarnymi w�osami i z tymi d�o�mi mog�aby przyci�gn�� oko wielu ksi���t bez niczyjej pomocy. Z tym, ma si� rozumie�, �e gdyby nie ja, nigdy nie mieliby okazji jej zobaczy�. �miej�c si� siada, �ebym zaplot�a jej w�osy. - Jaka� ty powa�na! Nigdy si� do mnie nie u�miechasz. Czy czarodziejki nigdy si� nie u�miechaj�? Nie jeste� ze mnie dumna? - Bardzo dumna - m�wi� rozdzielaj�c g�st� kaskad� jej w�os�w i przyst�puj�c do zaplatania warkoczy. Zalatuje od niej dymem i chudym, skwa�nia�ym gulaszem, kt�ry dusi si� na palenisku, ale dzi� wieczorem na ta�cach pachnie� b�dzie letnim kwieciem. - Czy u�miechniesz si� i roze�miejesz, kiedy dostan� moje klejnoty i ziemi�? Obsypi� ci� wtedy bogactwem. Tak szybko, my�l� i dech mi zapiera. Tak szybko obiecuje mi prezenty i zapomina o kobiecie, kt�ra wyda�a j� na �wiat i kt�ra le�y teraz chrapi�c w s�siedniej izbie. B�dzie dobrze; a jednak doznaj� czego� bardzo przypominaj�cego wsp�czucie. - Ka�da �ona ma tylko tyle bogactw, ile dostanie od swojego lorda, Caitlin. Przynajmniej w�tym kr�lestwie. - Kiedy wyjd� za m��, b�d� mia�a w�asne bogactwa - odpowiada wynio�le; i nagle jej twarz chmurzy si�, jak gdyby �a�owa�a, �e zapomnia�a. - Moja matka te� b�dzie wtedy bogata. Dlaczego teraz ci� nie lubi, matko chrzestna? - Bo zabieram jej ciebie. Jej nigdy nie zaproszono na bal. I dlatego, �e jestem pi�kna, a ona ju� nie. W tym, co powiedzia�am, jest jak zawsze sporo prawdy; i jak zawsze zaczynam si� zastanawia�, czy s� jeszcze jakie� inne przyczyny. Niewa�ne. Je�li nawet matka Caitlin co� podejrzewa, to nic nie m�wi. Jestem jedyn� szans� na to, by wraz z c�rk� awansowa�y do szlachetnego stanu i w imi� tego marzenia toleruje moj� obecno�� oraz dziwaczne nowe nastroje Caitlin i rozk�ad dnia, na mocy kt�rego dziewczynie oszcz�dzane s� wszelkie prace, by zachowa�a �wie�o�� na ta�ce. Caitlin pochyla g�ow� i b�yszcz�ce warkocze prze�lizguj� mi si� przez palce niczym woda. - Gdy po�lubi� ksi�cia, b�dzie mog�a przychodzi� na zamek, kiedy tylko zechce. Wtedy i j� uczynimy pi�kn�. Kupi� jej wspania�e szaty i szminki do twarzy. - Ci��� na niej lata znoju, Caitlin. Lady Alison jest w wieku twojej matki i wszystkie jej bogactwa nie s� w stanie zwr�ci� jej urody. - Och, ale Lady Alison jest pod�a. To szkodzi urodzie. - Caitlin lekcewa�y swego wroga z�ignorancj� w�a�ciw� m�odo�ci. Lady Alison nie jest podlejsza od kogokolwiek innego, ale odcisn�y na niej swe pi�tno choroby, bezdzietno�� i niewierno�� jej bogatego lorda. Tego wieczora w Caitlin zakocha si� jej m�ody bratanek - podejrzewam, �e wybrank� zasugerowa� Lord Gregory w�a�nie dlatego, �e Alison si� temu sprzeciwi. W�osy Caitlin s� ju� u�o�one, upi�te wysoko w zwini�te, po�yskliwe warkocze. - Masz zaproszenie? Gdzie ja je po�o�y�am? - Na stole, przy cebulach. Kiwa g�ow�, przechodzi przez izb�, chwyta arkusik grubego papieru i wachluje si� nim. Pami�tam jej pierwsze zaproszenie sprzed zaledwie sze�ciu ta�c�w, jej zapa�, niewinno�� i�czysto��, te szeroko rozwarte oczy i zachwyt. Ja? Ja zosta�am zaproszona na bal? Nie chcia�a wtedy wypu�ci� zaproszenia z r�k; ba�a si�, �e mo�e znikn�� tak samo nagle, jak przysz�o, wiele godzin nosi�a je przy sobie. Za tym pierwszym razem, kiedy najpe�niej uwierz� w t� histori� i s� najbardziej wstrz��ni�te faktem wyboru do odegrania roli bohaterki, s� zawsze najpi�kniejsze. �aden splendor, jakim je potem otaczamy, nie mo�e dor�wna� temu pierwszemu blaskowi. - Ubierz mnie - rozkazuje teraz Caitlin staj�c z zamkni�tymi oczyma po�rodku kuchni i�sprowadzam na ni� przepych, i pragnienie z u�ud� przekszta�caj� jej plugaw� kuchenn� kieck� w�jedwab koloru morskiej zieleni oblamowany kremow� koronk�. U�miecha si�. Otwiera oczy, kt�re b�yszcz� rado�ci� i zawrotem g�owy wywo�anymi przemian�. �atwo przywyk�a do tego tempa zmian; �aknie ich. Porzuci�a ju� sny o mi�o�ci dla sn�w o w�adzy. - Jestem g�odna - m�wi. - Chc� co� zje�� przed ta�cami. Co to by�a za zupa, kt�r� da�a� mi zesz�ego wieczora? Musia�a� doda� do niej wina, bo si� upi�am. Chc� jej jeszcze. - �adnego jedzenia przed ta�cami - m�wi� jej. - Nie chcesz chyba wygl�da� grubo, prawda? Nie ma o to obawy w przypadku dziewczyny, kt�ra przez ca�e �ycie przymiera�a g�odem w�n�dznej kuchni; ale na my�l o ta�czeniu zapomina o g�odzie i robi kilka lekkich krok�w w rytm wyimaginowanej muzyki. - Pozw�l mi tym razem zosta� d�u�ej - prosz� ci�. Tylko godzink� albo dwie. Ju� si� nie zm�cz�. - Do p�nocy - m�wi� stanowczo. Nie ma co zmienia� tego fragmentu bajki, dop�ki nie dowie si� wszystkiego. Tak wi�c jedziemy na ta�ce w sfatygowanej karocy ol�niewaj�cej blaskiem nie za spraw� �adnych moich czar�w, a wiary Caitlin we w�asn� urod�. Tego te� �atwo si� nauczy�a; uroki s� ju� bardziej jej ni� moje, chocia� jeszcze sobie tego nie u�wiadamia. W bramie Caitlin wr�cza zaproszenie lokajowi. Upodoba�a sobie ten moment, ten dreszczyk emocji towarzysz�cy naginaniu tego cz�owieka do swojej woli �wistkiem papieru, zmuszaniu go do wpuszczenia kogo�, kogo - ca�kiem s�usznie - podejrzewa, �e nie zas�uguje na wpuszczenie. To bardzo wa�ne, �e nauczy�a si� tej gry. P�niej nauczy si� jeszcze sama zdobywa� zaproszenia, pochlebstwami nak�ania� mo�nych do wpuszczania jej tam, gdzie bez ich przyzwolenia nie by�aby w stanie si� dosta�. Tylko �e dzisiejszego wieczora jest to troch� trudniejsze. Lokaj zerka na kopert�, marszczy czo�o i m�wi: - Przykro mi, ale nie mog� was wpu�ci�. - Nie mo�esz nas wpu�ci�? - w g�osie Caitlin pojawia si� ton lodowatego oburzenia, tak wi�c pozwalam jej m�wi� dalej. Tego te� musi si� nauczy�. - Nie mo�esz nas wpu�ci� na zaproszenie skre�lone r�k� samego Lorda Gregory�ego? - W�a�nie, o pani. Lady Alison wyda�a polecenie... - Lady Alison nie wystosowuje zaprosze�. Lokaj chrz�ka, przest�puje z nogi na nog�. - W�a�nie. Mam bardzo rygorystyczne polecenie... - Co poleci� Lord Gregory? - Lord Gregory nie... - Zaproszenie jest wype�nione r�k� Lorda Gregory�ego. Lord Gregory pragnie nas go�ci�. �le by si� dla ciebie sko�czy�o lokaju, gdyby Lord Gregory dowiedzia� si�, �e bronisz nam wst�pu. Lokaj podnosi na nas wzrok; jest zdeprymowany. - W�a�nie - b�ka niepewnie. - Wstawi� si� u niej za tob� - m�wi� do niego, Caitlin u�miecha si� do mnie, przeje�d�amy przez bram�, mijamy wspania�e ogrody i wysokie, r�wno przystrzy�one �ywop�oty. Opadam na oparcie siedzenia dr��c na ca�ym ciele. Lady Alison jest bardzo niebezpieczna, ale pope�ni�a b��d. S�uga nie by� w stanie zakwestionowa� zaproszenia wystosowanego przez jej m�a; osi�gn�a tylko tyle, �e nas ostrzeg�a. - Dzisiejszego wieczora b�d� bardzo ostro�na - m�wi� do Caitlin. - Unikaj jej. - Najch�tniej wydrapa�abym jej oczy! Jak �mia�a ta zazdrosna stara... - Unikaj jej, Caitlin! Ja si� ni� zajm�. Nie chc� ci� widzie� nigdzie w jej pobli�u. Ulega. S�yszymy ju� muzyk� dochodz�c� z wielkiej sali i Caitlin przytupuje do taktu, a oczy jej ja�niej�. Uczestnikami dzisiejszych ta�c�w s� ci sami ludzie, kt�rzy zawsze w ta�cach uczestnicz�; teraz znaj� j� tu ju� wszyscy. Ekscytuje m�czyzn i wyprowadza z r�wnowagi kobiety, a gdzie przechodzi, pozostawia za sob� pasmo niezr�cznego milczenia, w �lad za kt�rym ci�gn� si� przyt�umione szepty. Wyt�am s�uch, by pods�ucha�, co m�wi�, ale wychwytuj� tylko zwyk�e komentarze co do jej m�odo�ci, urody i niskiego urodzenia. - S�dzisz, �e jest czyim� dzieckiem z nieprawego �o�a? - Na pewno konkubina. - Ta nigdy nie wst�pi do klasztoru. - Zwyczajna �owczyni m��w i wkr�tce mo�e jakiego� upolowa�. Wola�abym, �eby to nie by� m�j. Jak zwykle. Dostrzegam Lady Alison siedz�c� po drugiej stronie szerokiej sali. Przygl�da si� nam spod przymru�onych powiek. Powykr�cana artretyzmem d�o� przyozdobiona drogocennymi pier�cieniami postukuje ostentacyjnie o kolano. Widzi, �e j� obserwuj� i bez zmru�enia oka wytrzymuje moje spojrzenie. �egna si� znakiem krzy�a. Odwracam wzrok �a�uj�c, �e tu przysz�am. Co ona zamierza? Ciekawe, ile dowiedzia�a si� z�samej obserwacji i ile umkn�o uwagi Gregory�ego. Ponownie omiatam wzrokiem sal� i dostrzegam go w k�cie bawi�cego si� kielichem wina. Obserwuje Caitlin z takim samym przej�ciem, co jego �ona, ale z odmiennym zgo�a wyrazem twarzy. W�r�d wielu innych, kt�rzy rzucaj� Caitlin ukradkowe spojrzenia, by zaraz odwr�ci� sp�oszony wzrok, jest jeszcze kto�, kto j� obserwuje: Randolph, m�ody bratanek Gregory�ego, kawaler wysoki, dobrze zbudowany, o urodziwej twarzy. Caitlin szuka u mnie wzrokiem potwierdzenia, a ja kiwam g�ow�. U�miecha si� do Randolpha - tego zalotnego u�miechu wcale nie trzeba jej by�o uczy� - i ten wyci�ga r�k�, by poprosi� j� do ta�ca. Przygl�dam im si� przez chwil� obserwuj�c bacznie, jak Caitlin podnosi wzrok na swego partnera, jak przechyla g�ow�, jak trzepocze powiekami. Zacz�a od u�miechu, reszt� da�am jej ja. Dobrze opanowa�a te umiej�tno�ci. - A wi�c - odzywa si� kto� za moimi plecami - przyzwyczaja si� powoli do tych zarwanych wieczor�w. Odwracam si�. Za mn� stoi szpetna i zasuszona Lady Alison, kt�ra z nieprawdopodobn� szybko�ci� zd��y�a przeci�� sal�. - Przywyk�a do nich niemal tak samo, jak ty - m�wi. Sk�aniam g�ow� przytakuj�c ostro�nie. - Albo ty sama - m�wi�. Ci, kt�rzy pragn� ta�czy� w tych salach musz� si� nauczy� obywania bez snu. - Ma�a drzemka w dzie�. - Usta jej drgaj�. - Jestem ciotk� Randolpha, pani. Dop�ki pozostaje w tych murach, obowi�zek opieki nad nim spoczywa na mnie, tak samo jak na tobie spoczywa obowi�zek opieki nad t� dziewczyn�. Nie cofn� si� przed niczym, by go ustrzec. Wybucham gard�owym chichotem, kt�ry przera�a Gregory�ego, ale jest tak samo wystudiowany, jak zalotno�� Caitlin. - Przed ta�czeniem z �adn�, m�od� kobiet�? - Przed pozostaniem sam na sam z tymi, kt�re go usidl� wykorzystuj�c w tym celu jego w�asn� ignorancj�. O wiele za ma�o wie o �wiecie; pok�ada wi�cej wiary w bajkach, ni� w historii i�ani ja, ani Ko�ci� nie jeste�my w stanie wyperswadowa� mu, by uwierzy� w szatana. Zaklinam ci� na naszego Pana w niebiesiech i jego �wi�tych aposto��w, opu�� ten dom. - A wi�c to ty wyda�a� rozkazy s�u�bie przy bramie. - Jej pobo�no�� przyprawia mnie o md�o�ci, co niew�tpliwie le�y w jej intencjach, i z pewnym wysi�kiem udaje mi si� zapanowa� nad g�osem. - Panem tego zamku jest Lord Gregory, Lady Alison, na kt�rego zaproszenie tu jeste�my i�z kt�rego go�cinno�ci nadal zamierzamy korzysta�. Krzywi si�. - Cho� moja w�adza nie rozci�ga si� na dobieranie sobie go�ci, ja te� mam tutaj co� do powiedzenia. Bacz dobrze na swoj� podopieczn�. - Nie ma potrzeby. Oni tylko ta�cz�. - Zerkam na Caitlin i Randolpha, kt�rzy s� tak poch�oni�ci sob�, jakby opr�cz nich w sali nie by�o nikogo. Na twarzy Randolpha maluje si� odurzenie i zachwyt; twarz Caitlin, kiedy j� wreszcie dostrzegam, jest rozkochana i pe�na �aru. Marszcz� czo�o pod wp�ywem opanowuj�cego mnie nagle uczucia niepokoju; to przychodzi zbyt szybko, jest o wiele za s�abo kontrolowane i mo�e �wiadczy� o czym� wi�cej ni� samej tylko grze. Lady Alison prycha. - Gwarantuj�, �e teraz obojgu sam taniec ju� nie wystarczy, chocia� ka�de z nich pragn�� b�dzie czego innego. Bacz na ni� - bo jak nie, to ja ci� wyr�cz� i na pewno w mniej uk�adny spos�b. Z tymi s�owami odwraca si� i znika w t�umie. Odwracam si� plecami do m�odej pary z my�l�, �e dzisiejszego wieczora faktycznie przyda�aby si� tu przyzwoitka; ale muzykanci zacz�li gra� menueta i Caitlin z Randolphem stawiaj� z gracj� kolejne kroki ta�ca tak pogmatwane i wymierzone, jak ka�da dworska intryga. Sam taniec zagwarantuje im na chwil� bezpiecze�stwo. Ja przesuwam si� teraz w kierunku Gregory�ego dryfuj�c z wolna wok� ludzkich skupisk, jakbym tylko lustrowa�a t�um. Alison zaj�a pozycj�, z kt�rej dobrze widzi Caitlin i Randolpha pochylaj�cych si� i wiruj�cych w rytmie ta�ca; mam nadziej�, �e nie zauwa�y, jak rozmawiam z jej m�em. - Jest bardzo pi�kna - m�wi cicho Gregory, kiedy staj� wreszcie u jego boku. - �adniejsza nawet od ciebie, moja droga. Jak�� czaruj�c� par� tworz�. Du�o bym da�, �eby na kilka takt�w tego ta�ca znale�� si� w sk�rze Randolpha. S�dzi, �e potrafi wzbudzi� we mnie zazdro��. Gdyby by� to jaki� inny bal, mog�abym uda�, �e dopi�� swego, ale dzi� wieczorem nie mamy czasu na gry. - Gregory, Alison usi�owa�a zatrzyma� nas przy bramie. I wr�cz mi grozi�a. Gregory u�miecha si�. - Post�pi�a g�upio. I na nic si� to zda�o. - Zgoda - m�wi�, chocia� podejrzewam, �e Lady Alison ma jakie� sposoby, o kt�rych �adne z�nas nie wie. Ma je wi�kszo�� �on szlachetnie urodzonych: zaufani s�udzy, oddani kap�ani, sie� szpieg�w w kuchniach i na korytarzach. Gregory wyci�ga r�k�, by dotkn�� mojego policzka; odsuwam si� od niego zak�opotana. Ka�dy tu podejrzewa, �e jestem jego kochank�, ale niewiele jest sensu w dawaniu tym podejrzeniom publicznego dowodu. Gregory �mieje si� cicho. - Nie musisz si� jej obawia�. Kocha tego ch�opca i pragnie tylko trzyma� go jak w klasztorze, w kaplicy z nosem w Pi�mie �wi�tym. T�umacz� jej, �e nie jest to odpowiednie zaj�cie dla m�odego m�czyzny, a ju� z pewno�ci� �adna szko�a �ycia dla utytu�owanego lorda, kt�ry musi si� uczy�, jak stawia� czo�a zalotom o wiele bardziej do�wiadczonych kobiet. Niech si� wi�c wesel� z�nasz� ma�� Caitlin i ucz� jedno od drugiego, a obojgu na dobre to wyjdzie. Popatrz, jak ta�cz�! Ta�cz� tak, jak uczy�am Caitlin ta�czy� z ksi���tami: stawiaj�c niespiesznie kroki, dotykaj�c si� koniuszkami palc�w, rozchylaj�c lekko wargi i patrz�c na siebie promiennymi oczyma. Alison nie spuszcza z nich wzroku i jest wyra�nie zaniepokojona, a ja chc�c nie chc�c odczuwam to samo. Caitlin zbytnio rzuca si� w oczy, zbytnio si� zapomina; nie min�a jeszcze godzina, a ona znowu sta�a si� niewinna. Przypominam sobie, co Alison powiedzia�a o historii i o bajkach; je�li Caitlin i Randolph uwierz� oboje, �e s� z tej samej starej ba�ni, sprawy skomplikuj� si� dla nas wszystkich. - Niech naciesz� si� sob� - m�wi cicho Gregory. - Potrzeba im obojgu odrobiny szcz�cia - Randolphowi, kt�rego ojciec na pewno umiera i kt�rego oszo�omi� wkr�tce zawi�o�ci w�adzy, i�Caitlin, kt�ra przekona si� niebawem o swej prawdziwej naturze. Nie mo�esz d�u�ej tai� tego przed ni�, Juliano. Zbytnio si� zmieni�a. Niech przez t� jedn� noc b�d� szcz�liwi; i niech ich opiekunowie chocia� raz zaniechaj� ostro�no�ci i czerpi� po�ytek z ich przyk�adu. Si�ga znowu po moj� d�o�, przyci�ga bli�ej i nie chce pu�ci�. Jego oczy b�yszcz� tak samo, jak oczy Randolpha; wypi� chyba za du�o wina. - Po�ytek z lekkomy�lno�ci? - pytam wyszarpuj�c palce z u�cisku jego d�oni. Alison odwr�ci�a wzrok od bratanka i patrzy teraz beznami�tnie w nasz� stron�. S�ysz� wok� pomruki; m�ody dandys w purpurowych at�asach i zielonych po�czochach unosi brew. - To m�j zamek - m�wi Gregory. - Moje sale i ziemia, moi muzykanci, moja s�u�ba i kler, i�szlachta; to moja �ona. Nikt nie mo�e ci� tu skrzywdzi�, Juliano. - Nikt nie przyjdzie ci z pomoc�, m�j panie. Racz zachowa� rozs�dek... - To moje zaproszenie. - W jego g�osie niewiele teraz og�ady. - Podobnie jak ju� nie raz bywa�o, to moje zaproszenie umo�liwi�o ci wst�p; zapewniam ci splendor, wspania�e wy�ywienie i�teren do szkolenia tej dziewczyny, i rad jestem z tego. Nie jestem niewolnikiem kap�an�w Alison, Juliano; bardzo dobrze zdaj� sobie spraw�, �e nie jeste� szatanem. - Racz m�wi� ciszej i zachowywa� si� dyskretniej, milordzie! - Dandys stara si� teraz jak mo�e, by wygl�da� na zupe�nie nami nie zainteresowanego i ostentacyjnie zachwyca si� ki�ci� winogron. Caitlin i Randolph zapatrzeni w siebie ko�ysz� si� w ostatnich taktach menueta. Gregory ci�gnie tym samym tonem. - Ostatnio wi�cej uwagi po�wi�ca�a� Caitlin, ni� mnie. Nawet szlachetnie urodzeni s� lud�mi i�mo�na ich zrani� Niech m�odzi maj� dzi� w nocy swoje przyjemno�ci, a ja swoje. Poniewa� uparcie nie zni�a g�osu, ja zni�am sw�j. - Co, na �rodku sali balowej? Ale� widowisko mieliby twoi go�cie! Przyjd� do ciebie jutro... - Dzisiaj - m�wi w ciszy, jaka zapada nagle po sko�czonym ta�cu. - Przyjd� do mnie dzi� w�nocy do tej co zwykle komnaty... - Marny to lord, co zostawia bez opieki swych go�ci - przypominam mu ostro - i marna to nauczycielka, co porzuca swoj� uczennic�. Wybacz mi, prosz�. Znowu wyci�ga do mnie r�k�, ale wymykam mu si� i ruszam na poszukiwanie Caitlin klucz�c mi�dzy wytwornie odzianymi lordami, damami i dworzanami, wychwytuj�c strz�py plotek i�rozm�w. - Widzia�a�, jak ta�czyli... - Tak wi�c dziczyzna mi szkodzi, ale dzi�ki bogini by�a to tylko drobna dolegliwo��... - Ach, ta fioletowa jedwabna suknia Penelopy! Powiedzia�am, m�j drogi, �e po prostu musz� mie� ten wykr�j i spyta�am, gdzie znalaz�a t� krawcow�... - Brat Gregory�ego dogorywa, a m�ody dziedzic tutaj? �adnemu wujowi nie mo�na tak dalece ufa�. Najlepiej, �eby ten ch�opak mia� zawsze w gotowo�ci ostry sztylet i oczy szeroko otwarte, ja to m�wi�. Ten ostatni komentarz sprawia, �e przyspieszam kroku. Brat Gregory�ego jest zwyczajnym diukiem, ale jednak szlachcicem, a Gregory jest drugim, po Randolphie, pretendentem do spadku. Je�li Randolph znajduje si� w niebezpiecze�stwie, a Caitlin jest z nim... By�am g�upia. Nie powinny�my tu przychodzi� i musimy wyj��. Z wi�kszym ni� dot�d niepokojem przeczesuj� wzrokiem barwny t�um wypatruj�c Caitlin, ale moje obawy s� bezpodstawne; ona dostrzega mnie pierwsza i rzuca si� ku mnie rozpromieniona. - Och, matko chrzestna... - Caitlin! S�uchaj, moja droga, musisz pozosta� przy mnie... Ale nie dos�ysza�a, co m�wi�. - Matko chrzestna, on jest taki s�odki i mi�y, tak trapi go choroba ojca, a mimo to stara si� by� wes� - widzia�a�, jak ta�czy�? Dlaczego mam pokocha� w�a�nie ksi�cia? Nie dbam o to, �e nie jest ksi�ciem, naprawd� nie dbam, a jeszcze pi�� dni temu wzgardzi�am tamtym gamoniowatym zalotnikiem dlatego tylko, �e nie mia� tytu�u, ale on nie by� nawet w przybli�eniu tak przystojny... - Caitlin! - Tak, bezsprzecznie musimy st�d wyj��. Zni�am g�os i bior� j� za �okie�. - Pos�uchaj mnie: przystojnych jest wielu m�czyzn. Je�li pragniesz przystojnego m�czyzny, mo�esz wyj�� za kowala. Nie po to ci� szkol�, aby� zosta�a zwyczajn� �on� diuka. Teraz staje si� wynios�a. - Diukini brzmi w mych uszach wystarczaj�co dobrze. Lord Gregory te� nie jest kr�lem. Gdyby�my by�y same, wymierzy�abym jej za to policzek. - Nie, nie jest, ale to dojrza�y m�czyzna dysponuj�cy ograniczon� w�adz�, przez co stanowi dla nas o wiele po�yteczniejsz� zdobycz ni� Randolph. Caitlin, musimy ju� i��... - Nie! Nie mo�emy wyj��; daleko jeszcze do p�nocy. Nie chc� wychodzi�. Nie zmusisz mnie. - Mog� ci� tutaj obedrze� z twojego pysznego stroju. - Randolphowi nie zrobi�oby to r�nicy. - Ale wszystkim innym tak, a maj� nad nim liczebn� przewag�. - Randolph ma w�asnych towarzyszy... - Randolph - m�wi� trac�c cierpliwo�� - w�asne to ma wci�� jeszcze pryszcze. Jest mi�ym m�odym cz�owiekiem, Caitlin, ale jednak m�odym. Moja droga, dzisiejszego wieczora, poza waszym ma�ym romansem dzieje si� na tej sali w wiele wi�cej. Jestem twoj� czarodziejsk� matk� chrzestn� i w pewnych sprawach musisz mi ufa�. Wychodzimy. - Nie wyjd� - m�wi zadzieraj�c bu�czucznie podbr�dek. - Zostan� tutaj, a� minie p�noc. Je�li chcesz, mo�esz zamieni� mnie w ropuch�; Randolph mnie ocali i uczyni diukini�. - Ksi�niczki s� bezpieczniejsze - m�wi� ponuro nie przekonana wcale, czy to prawda. W�drugim ko�cu sali dandys w zielonych po�czochach m�wi co� z przej�ciem do Lady Alison, a mnie przechodzi dreszcz. No c�, nie m�g� pods�ucha� wiele poza tym, co g�osz� og�lnie znane plotki, a my wkr�tce b�dziemy ju� w karocy, daleko od tego wszystkiego. - Caitlin! - podbiega do nas Randolph rozradowany i przymilny, niczym jaki� przyjazny pies. - Dlaczego mnie zostawi�a�? Nie wiedzia�em, gdzie si� podzia�a�. Zata�czysz ze mn� jeszcze? Prosz�, napij si� troch� wina z mojego kieliszka, je�li nie masz nic przeciwko temu. Przysz�o mi na my�l, �e mo�esz by� spragniona... Caitlin bierze od niego kielich i �miej�c si� popija trunek. - Oczywi�cie, �e z tob� zata�cz�. Spogl�dam na Caitlin spod �ci�gni�tych brwi i chrz�kam. - Przykro mi; ale ona nie mo�e, milordzie... - To moja matka chrzestna Juliana - nie daje mi sko�czy� Caitlin poci�gaj�c jeszcze jeden �yk wina i obdarzaj�c Randolpha osza�amiaj�cym u�miechem - kt�ra jest przewra�liwiona na punkcie przyzwoito�ci i my�li, �e je�li zbyt cz�sto b�d� z tob� ta�czy�, ludzie zaczn� plotkowa�. - Bo i zaczn� - m�wi Randolph pochylaj�c si� i ca�uj�c mnie w r�k� - bo ka�dy plotkuje o�pi�knie. - Prostuje si� i u�miecha do mnie z g�ry nie puszczaj�c mojej d�oni. Policzki ma zarumienione, a palce bardzo ciep�e; wyczuwam poprzez sk�r� leciutki, miarowy �omot jego pulsu. C� innego pozostaje Caitlin, jak nie staja� pod wp�ywem takiego ciep�a? - Randolphie! - jeden okrzyk, dwa g�osy; z przeciwnych stron, poprzez rozst�puj�ce si� przed nimi morze go�ci zbli�aj� si� ku nam Alison i Gregory. Alison dopada do nas bez tchu na chwil� przed swym m�em. - Randolphie, kochanie moje - muzykanci zagraj� na moj� pro�b� co� wolnego. Zata�czysz chyba ze swoj� u�omn� ciotk�, prawda? Randolph zgina si� w uk�onie; nie mo�e jej przecie� odm�wi�. - A ja b�d� mia� honor poprosi� do ta�ca t� m�od� dam� - m�wi g�adko Gregory staj�c obok Caitlin - za przyzwoleniem jej mi�ej matki chrzestnej. To nie pro�ba. Przez chwil� rozwa�am mo�liwo�� wym�wienia si� z�ym samopoczuciem, ale taki fortel zachwia�by wiar� Caitlin w moj� moc i da� Gregory�emu pretekst do zatrzymania mnie si��, bym przenocowa�a tutaj i dosz�a do siebie pod opiek� jego s�u�by. Rozmy�lam si� i staj� pod kolumn�, by obserwowa� ta�cz�cych. Usta Alison prowadzonej ostro�nie po parkiecie przez Randolpha poruszaj� si�. Widz� jak wciska mu w d�o� ma�y woreczek; Randolph u�miecha si� pob�a�liwie i wsuwa go do kieszeni. Alison ostrzega go wi�c przed Caitlin. Ten taniec doprowadza do sza�u swoj� powolno�ci� i�jest stanowczo za d�ugi; wyci�gam szyj�, �eby odszuka� wzrokiem Caitlin i Gregory�ego, ale w�tej chwili spostrzegam, �e zaraz przep�yn� w ta�cu obok mnie. - Tak, ze wszystkich kwiat�w najbardziej lubi� r�e - m�wi swobodnie Caitlin. (To r�wnie� wystudiowane; dop�ki jej tego nie nauczy�am, wola�a niezapominajki). Przynajmniej jedna z tych rozm�w jest bez znaczenia, a Caitlin bezpieczna. Tymczasem Alison i Randolph ta�cz� wpatrzeni w siebie; ona usi�uje da� mu co� na �a�cuszku, a on wzbrania si� przed przyj�ciem. Mijaj� mnie, ale nic nie m�wi�; w chwil� p�niej przesuwaj� si� znowu obok Caitlin z Gregory�m. - W lewo w lewo w prawo, w lewo w lewo w prawo - s�ysz�, jak dyktuje jej Gregory, zanim nie oddal� si� poza zasi�g mego s�uchu - to przyjemny uk�ad i bardzo modny; musisz spr�bowa�. Bez w�tpienia jaki� nowy taniec dworski. Ten stary ko�czy si� wreszcie i rzucam si� ku Caitlin tylko po to, by zosta� zatrzyman� przez trup� rozhasanych akrobat�w, kt�rzy wpadaj� w�a�nie na sal�. - Bawicie si�? - krzycz� fikaj�c kozio�ki i wiruj�c przede mn�, a t�um �mieje si� i gromadzi, by na nich popatrze�. - Radujcie si�, ta�czcie! - Usi�uj� ich omin��, ale nadziewam si� na pstro odzianego b�azna �ongluj�cego cynowymi pucharami. - Hej, rozweselimy was, na zaproszenie szczodrego lorda podbijemy was, zdob�dziemy... Odci�gniecie nasz� uwag�, my�l� - ale od czego? Udaje mi si� okr��y� �onglera, ale nigdzie nie dostrzegam ani Caitlin, ani Randolpha. Gregory te� gdzie� znikn��. Jednak Alison rzuca si� w oczy a� za bardzo. - Gdzie oni s�? Co z nimi zrobi�a�? Staje przede mn� z d�o�mi zaci�ni�tymi na delikatnym jedwabiu swej sukni. - Odwr�ci�am si� tylko na chwil� od Randolpha, �eby odpowiedzie� na zapytanie s�ugi, a kiedy znowu spojrza�am, jego ju� nie by�o... - Milady, ja sta�am na uboczu. Bez w�tpienia widzia�a� mnie, pani. Mam szczere ch�ci zastosowa� si� do twojego �yczenia i wyj��, i to zamieszanie nie podoba mi si� tak samo, jak tobie. - Znam ci� - syczy przyciszonym g�osem dygocz�c. - Wiem kim jeste�. M�wi�am Randolphowi, ale on mi nie wierzy, a Gregory�ego rozpad zwyczajnie bawi. Zdemaskowa�abym ci� w tej sali i rozes�a�a miejskich obwo�ywaczy, �eby rozg�osili prawd� o tobie, tylko �e wtedy roznios�oby si� w�r�d przyzwoitych chrze�cijan, �e m�j dobry lord zadawa� si� z tak� kreatur�. I run��by wtedy tw�j dom, a bogactwa zosta�y spl�drowane, my�l�; tak, biedota tylko czeka na takie preteksty. - Dobrze wiesz, czemu zachowujesz milczenie, Alison. W ten spos�b kupujesz sobie bezpiecze�stwo. Ale nie �miem powiedzie� g�o�no tego, o czym ona i tak wie. - Jestem tak� sam� kobiet�, jak ty, milady, i mnie te� niepokoi znikni�cie Randolpha i�dziewczyny... - Bzdura. Oboje s� czaruj�cymi, �wietnie ta�cz�cymi m�odymi lud�mi. - Pojawi� si� znowu Gregory; jest uprzejmy i wytworny, sprawia wra�enie bardziej zrelaksowanego ni� przez ca�y wiecz�r i coraz mniej mu ufam. Alison, s�dz�c z jej miny, r�wnie�. - A gdzie� to ukry�e� dwa nasze wzory doskona�o�ci, m�j panie? - Ja? Nigdzie ich nie ukry�em. Bez w�tpienia wymkn�li si� st�d i znale�li sobie jaki� ustronny k�cik. M�odzi robi� takie rzeczy. Alison, moja s�odyczy, wygl�dasz na zm�czon�... - Starzy r�wnie�, kiedy nadarzy im si� po temu okazja. Nie, nie mam zamiaru wycofa� si� ku twej wygodzie i pozostawi� ci� sam na sam z t� kreatur�. O wiele bardziej ceni� sobie twoj� dusz�. - Szkoda �e nie cia�o - m�wi Gregory unosz�c brew. - No c�, zata�czmy wi�c mo�e wszyscy troje? Bior�c si� za r�ce, jak to robi� dzieci? A mo�e usi�dziemy i powiemy sobie, co nam le�y na sercu, albo zagramy w karty? Co wybierzecie, moje najpi�kniejsze? Alison ujmuje go za r�k�. - Chod�my poszuka� naszego bratanka. Gregory wzdycha i wznosi do nieba oczy, ale daje si� jej poci�gn�� za sob�. Jestem rada, �e si� ich pozby�am; teraz mog� wszcz�� poszukiwania na w�asn� r�k� i szybko si� st�d wynie��. Rozmowa z Alison napawa mnie niepokojem. Jest zbyt ostro�na, by zniszczy� nas tutaj, ale mo�e przecie� wys�a� kogo� za nami, kiedy opu�cimy ju� zamek. Przemierzam wi�c korytarze, przecinam dziedzi�ce zagl�daj�c we wszystkie k�ty i za kolumny, wspinaj�c si� kr�tymi schodami i zbiegaj�c nimi dop�ki nie spostrzegam, �e zab��dzi�am i nie s�ysz� ju� muzyki rozbrzmiewaj�cej w wielkiej sali. Natykam si� na innych potajemnych kochank�w, na niewyra�ne kszta�ty obejmuj�ce si� w cieniach, ale nie ma w�r�d nich Caitlin z�Randolphem. Zajrzawszy w ostatni zakamarek, jaki udaje mi si� znale�� przypominam sobie rozmow� Caitlin i Gregory�ego o r�ach i wybiegam szybko na zewn�trz drzwiami, kt�rych nigdy dot�d nie widzia�am, ale zalane ksi�ycow� po�wiat� ogrody nic mi nie zdradzaj�. Niebo m�wi mi, �e to ju� p�noc; Caitlin b�dzie mia�a uciech�, uda�o jej si� wymkn��. Gdziekolwiek jest. Te sale i tereny s� zbyt rozleg�e; nie znajd� jej do �witu, cho�bym w�drowa�a po nich ca�� noc. Gregory wie, gdzie ona jest; jestem przekonana, �e to on zaaran�owa� znikni�cie tej pary. M�g� to zrobi� po to, by mnie zmusi� do zgody na schadzk�. To by�oby do niego bardzo podobne; gdybym przysz�a do niego, kiedy jego go�cie plotkuj� i ta�cz� w�wielkiej sali, mia�by sw�j dreszczyk emocji. Gregory uwielbia prywatne niedyskrecje pope�niane na publicznych zgromadzeniach. A wi�c ten jeden raz wezm� udzia� w jego grze, chocia� dra�ni mnie ona, p�jd� z nim do ��ka, b�d� przebieg�a i przymilna. Wracam do wn�trza i id� znajomymi korytarzami do komnat Gregory�ego, zerkaj�c co chwila przez rami�, czy kto� mnie nie widzi. Po drodze musz� przej�� obok ma�ej kapliczki, w kt�rej Lady Alison oddaje si� swoim mod�om, i kiedy j� mijam, s�ysz� j�ki b�lu. Zatrzymuj� si� nas�uchuj�c, �wiadoma, �e mo�e to by� pu�apka - ale j�k rozbrzmiewa znowu, a wyra�ane nim cierpienie nie jest chyba udawane: to cienki, dziecinny szloch wydawany wyra�nie przez kobiet�. Caitlin? Przypominaj� mi si� gro�by Alison i ciemnieje mi na chwil� przed oczyma. Kryj�c si� w cieniu w�lizguj� si� do komnaty spi�ta do skoku. Je�li Alison zwabi�a tu dziewczyn�... Alison rzeczywi�cie tu jest, ale nie ma z ni� Caitlin. �ona Gregory�ego, zgi�ta we dwoje przed o�tarzem, chwyta spazmatycznie oddech i trzyma si� kurczowo za bok; twarz ma spocon�, poszarza��, �renice rozszerzone. Spostrzega mnie, wzdryga si� i �egna z nawyku znakiem krzy�a; r�ka jej dr�y, ale panuje nad g�osem. - I co? Ty te� ich nie znalaz�a�? - Milady Alison, co... - Zapewnia�, �e to szybko dzia�aj�ca trucizna - m�wi z wykrzywion� b�lem twarz� - ale albo ja jestem silniejsza, ni� my�li, albo dawka s�absza. By�am zm�czona - moja noga... przyszli�my tutaj, by�o blisko. Poprosi�am go, �eby si� ze mn� pomodli� i pokaja� si� bardzo �adnie. �Przynios� troch� wina�, powiedzia�, �i napijemy si� oboje za moje zbawienie�. Przyni�s� dwa pucharki i wzi�am ten, kt�ry mi poda�... My�la�am o jego zbawieniu i ulga przyt�pi�a mi rozum. �To wino przyprawione korzeniami�, powiedzia�, �Sam utar�em je dla ciebie�, i bez w�tpienia tak zrobi�. �eby nikt inny ich nie spr�bowa�. Tak d�ugi monolog wyra�nie j� wyczerpa�; roztrz�siona pomog�am jej doj�� do krzes�a. Jakim motywem m�g� si� kierowa� Gregory zabijaj�c swoj� �on�? Jej dar obserwacji, chocia� rzadko go wykorzystywa�, by� dla niego cenn� rzecz� i trudno przypuszcza�, by czu� si� skr�powany ma��e�skimi wi�zami; nigdy si� nimi nie przejmowa�, kiedy Alison �y�a. - Jak to dobrze, �e wierz� w sprawiedliwo�� bosk� - podejmuje Alison. - Na tym �wiecie nikt nie wymierzy mu kary. B�d� udawali, �e wierz�, i� zjad�am nie�wie�e mi�so albo ��� mnie zala�a. - Zamilknij i oszcz�dzaj swe si�y - radz� jej, ale m�wi dalej p�acz�c teraz i poprzez spazmy pr�buje niezr�cznie otrze� sobie �zy z twarzy. - Znudzi� si� mn�, bo jestem stara. Znudzi� si� �on�, kt�ra odmawia�a modlitwy i kocha�a dzieci innych ludzi, chocia� nie mog�a mie� w�asnych. Bez w�tpienia ciebie umie�ci teraz u swego boku, bo jeste� stworzona z ciemno�ci i kradniesz c�rki prostych ludzi. Cokolwiek wyobra�a sobie Alison, Gregory jest zbyt przebieg�y, by uczyni� mnie sw� formaln� ma��onk�. - Wybieramy c�rki tylko wtedy, gdy jedna z nas zostanie zabita, Lady Alison. Nie pragniemy niczego wi�cej ponad to, czego pragnie ka�dy - �y� dalej, bezpiecznie. - Ja b�d� �y� dalej w niebie - m�wi i wybucha p�aczem, piskliwym zawodzeniem, kt�re wydobywa si� ze �wistem poprzez jej zaci�ni�te z�by. Nie brzmi to ju� po ludzku. Kl�kam obok niej niepewna, czy b�dzie w stanie zrozumie� moje s�owa. Cokolwiek powiedzia� Gregory, nie wygl�da to na szybko dzia�aj�c� dawk� trucizny; minie prawdopodobnie wiele godzin, zanim umrze i niewykluczone, �e do tego czasu postrada zmys�y. - Nie mog� ci� ocali�, milady, ale mog� uczyni� tw�j koniec szybkim i bezbolesnym. - Nie potrzebuj� �aski od takich, jak ty! - Musisz szuka� �aski tam, gdzie mo�esz j� znale��. Kt� inny ci pomo�e? Poj�kuje i dygocz�c ulega. - Nie wyspowiada�am si�. M�g�by mi na to pozwoli�. - Ale nie pozwoli. Mo�e pewnego dnia obwo�aj� ci� �wi�t� i wtedy twoje m�cze�stwo wyjdzie na jaw; na razie jedynymi ostatnimi pos�ugami, na jakie mo�esz liczy�, s� moje. Znowu si� �egna, ale tym razem uniesienie r�ki sprawia jej wyra�n� trudno��. - Prawdziwa �mier�? - Prawdziwa �mier� - m�wi� �agodnie. - Nie powtarzamy b�lu w niesko�czono��. Uniesione wargi obna�aj� jej z�by. - Uczy� zatem ten akt �aski; a kiedy znajdziesz si� ju� tam, gdzie masz si� znale��, powiedz Gregory�emu, �e daleko gorzej ni� mnie skrzywdzi� samego siebie. To szybkie i bezbolesne, jak jej obieca�am, ale ko�cz�c ca�a dygocz� a my�l o stani�ciu oko w�oko z Gregorym napawa mnie przera�eniem. B�d� musia�a udawa�, �e nie wiem, i� zamordowa� w�asn� �on�; b�d� musia�a by� czaruj�ca i uwodzicielska i maskowa� trosk� o bezpiecze�stwo swoje i Caitlin, by m�c ukry� przed nim jej pochodzenie. Pukam do jego drzwi i s�ysz� ciche: - Wejd�. - Nawet tutaj potrzebuj� zaproszenia, �eby wej�� do tej komnaty, gdzie Gregory rozwalony na �o�u w rozlu�nionych ju� szatach obiera� b�dzie jab�ko, albo podpi�owywa� sobie paznokcie. Dzisiejszego wieczora komnata jest nieo�wietlona. Dostrzegam kogo� siedz�cego przy oknie, czyj�� sylwetk� rysuj�c� si� na tle ksi�ycowej po�wiaty; dopiero gdy moje oczy przywykaj� do ciemno�ci u�wiadamiam sobie, �e tego zaproszenia nie wystosowa� Gregory. Zamiast niego czeka tu ksi�dz otoczony krucyfiksami, flakonikami z wod� �wi�con� i gipsowymi pos��kami �wi�tych. Na ��ku, na kt�rym tak cz�sto le�a�am, spoczywa co� d�ugiego i ostrego, czemu usi�uj� nie przypatrywa� si� zbyt dok�adnie. - Witam - m�wi kap�an, gdy zatrzaskuj� si� za mn� drzwi. Powinnam odwr�ci� si� i wybiec, ale teraz jest ju� za p�no; zamar�am na widok ksi�dza, jak podobno zamieraj� zwierz�ta na widok nieoczekiwanego blasku. Z korytarza dobiegaj� moich uszu ci�kie kroki - a zatem korytarz jest strze�ony. Ksi�dz trzyma otwart� Bibli�; spuszcza na ni� wzrok, a potem, z grymasem obrzydzenia, spogl�da w bok, na ��ko. - Nie, o pani, nie dojdzie do tego. Nie musisz robi� takiej przera�onej miny. Nie odzywam si�. Powtarzam sobie w duchu, �e musz� my�le� jasno i bardzo szybko, ale my�li nie mog� zebra� wcale. Ostrzegaj� nas przed tymi ma�ymi pomieszczeniami, tymi przyborami. Wszystkie ostrze�enia, jakie s�ysza�am na nic mi si� nie zdaj�. - Tam jest okno - m�wi ksi�dz. - Gdyby� musia�a, mog�aby� nim wyskoczy�. Kiedy b�d� mnie wypytywa�, powiem im, �e tak w�a�nie uciek�a�. - Pokazuje na sw�j policzek i dostrzegam na nim cienk�, straszn� szram� biegn�c� od czo�a do szcz�ki. - Gdy by�em jeszcze dzieckiem, ojciec zabra� mnie na k�usownicz� wypraw� na dzika na tereny naszego pana. To by�o moje pierwsze polowanie. Nauczy�o mnie nie przypiera� do muru przera�onych zwierz�t, zw�aszcza gdy maj� one m�ode. Siadaj, pani. Nie b�j si�. Siadam ostro�nie i bez nadziei, a on zamyka ksi�g� z cichym szelestem wzdychaj�cego pergaminu. - Boisz si�, oczywi�cie; no i masz racj�. Lord Gregory zastawi� na ciebie pu�apk� maj�c na uwadze, jak sam twierdzi, wzgl�dy pobo�no�ci, ale jego pobudki maj� niew�tpliwie wi�cej wsp�lnego z polityk�; Lady Alison snu�a w�asne plany zniszczenia ciebie a Ko�ci� uzna�, �e twoje winy s� nie do odkupienia. Zosta�a� jednog�o�nie skazana na spalenie na stosie. I w�a�nie dlatego... - u�miecha si� - ...jestem tutaj. Czy wierzysz w Boga, moja droga? Czy tw�j rodzaj wierzy w�cuda? Gdy nadal milcz�, u�miecha si� znowu i ci�gnie lekko, jakby�my gaw�dzili na dole w�r�d ta�cz�cych. - A powinien. To w�a�nie co� w rodzaju cudu sprowadzi�o ci� do mnie. Modli�em si� o to od bardzo wczesnej m�odo�ci, a teraz jestem ju� stary i moja modlitwa zosta�a wreszcie wys�uchana. Wst�powa�em na drog� religijnego �ycia ledwie wyr�s�szy z wieku ch�opi�cego i mam za sob� wiele lat wyrzecze�, ale teraz widz�, po co by�o to wszystko. �mieje si� ca�kiem sympatycznie. Jego �yczliwo�� przera�a mnie. Boj� si�, �e jest szalony. - Pochodz� z ubogiej rodziny - m�wi. - By�em najm�odszym synem, a wi�c, naturaln� kolej� rzeczy, zosta�em ksi�dzem. Ko�ci� nie zyskuje syn�w w normalny spos�b, odbiera ich wi�c innym ludziom i upowa�nia najlepszych m�odych m�czyzn do pomna�ania stadka dusz. Ty i ja nie r�nimy si�, jak zatem widzisz, tak bardzo. Opada na oparcie swojego krzes�a. - W mojej rodzinie by�o jeszcze dziesi�cioro dzieci. Czworo zmar�o. Najmniejsz� i najs�absz� by�a moja siostra. Pewnego dnia odwiedzi�a j� bardzo pi�kna kobieta, uczyni�a pi�kn�, zabiera�a ze sob� na przyj�cia, a potem uprowadzi�a. Nie mia�em nawet okazji po�egna� si� z moj� siostr� - na imi� mia�a Sofia - i nigdy nie mog�em jej powiedzie�, �e chocia� wiedzia�em, czym si� sta�a, wci�� j� kocham. My�la�em, �e b�dzie wraca�. Pochyla si� z przej�ciem w prz�d i jego krzes�o skrzypi. - Zawsze modli�em si� o wskazanie mi drogi, kt�r� m�g�bym do niej dotrze�. Ko�ci� ka�e mi ci� zniszczy�, ale ja nie wierz�, aby B�g chcia� twej zguby - bo przys�a� ci� do mnie, kt�ry my�l� o�tobie tylko w kategoriach �alu, wdzi�czno�ci i mi�o�ci. Ciesz� si�, �e moja siostrzyczka uczyniona zosta�a pi�kn�. Je�li j� znasz, Sofi� o zielonych oczach i z�otych w�osach, przeka� jej, �e Thomas j� kocha, dobrze? Powiedz jej, �e jestem niew�tpliwie heretykiem, bo wybaczam jej to, czym jest. Powiedz jej, �e my�l� o niej codziennie, kiedy przyjmuj� Komuni� �wi�t�. Uczynisz to dla mnie? Patrz� na niego zastanawiaj�c si�, czy stra�nicy w korytarzu s�ysz� te s�owa przez grube drewniane drzwi. Wzdycha. - Ale� podejrzliwa! Tak, oczywi�cie, �e to uczynisz. Przeka�esz moj� wiadomo��, a ja powiem, �e omota�a� mnie swoimi czarami i uciek�a� przez okno, zgoda? - Zabij� ci� - ostrzegam go. Spok�j mojego g�osu szokuje mnie. Jestem teraz z�a: nie na Lorda Gregory�ego, kt�ry mnie zdradzi�, nie na Lady Alison, kt�ra r�wnie� mnie zdradzi�a i umar�a w�prze�wiadczeniu, �e sypiam z jej m�em, ale na tego lawiruj�cego �wi�tego cz�owieka, kt�ry bredzi o cudach i lekcewa�y w�asne bezpiecze�stwo. - Ci, kt�rzy wystawili stra�e u drzwi powiedz�, �e zosta�e� pewnie op�tany przez demony, skoro pozwoli�e� mi uciec. Kiwa g�ow� i poklepuje d�oni� ksi�g�. - Ca�kiem prawdopodobne, �e zabij� nas oboje. Lady Alison zamierza rozstawi� patrole na go�ci�cach. A wi�c nie wie. - Lady Alison nie �yje, Gregory j� otru�. Blednie i pochyla na chwil� g�ow�. - Ach. A wi�c to na pewno sprawa polityczna i dzisiejszej nocy nikt nie jest bezpieczny. Zyska�em dla ciebie bardzo niewiele czasu; musisz go jak najlepiej wykorzysta�. Teraz ju� id�, zabierz swoj� podopieczn� i uciekajcie, i B�g niech b�dzie z wami obiema. Ja b�d� zawodzi� egzorcyzmy i op�nia� po�cig, dobrze? Id�, skorzystaj z okna. Korzystam z okna. Nie lubi� zmienia� postaci i robi� to tylko w chwilach skrajnego zagro�enia; zbyt wiele poch�ania to energii, a odczuwany w konsekwencji g��d mo�e popchn�� do nierozwagi. Zmieniam si� w sow�. Nie jest to wyb�r typowy, ale dobry, potrzebuj� bystrego wzroku i postaci, kt�ra nie wzbudzi podejrze� u czujnych obserwator�w. Widz� z tej wysoko�ci ca�� posiad�o��: zamek, przyleg�e do niego ziemie, ogrody, �cie�ki, fontanny... i co� jeszcze, o�czym dot�d nie wiedzia�am i czego nie mog�am zauwa�y� z ziemi. Wysokie �ywop�oty ci�gn�ce si� wzd�u� traktu prowadz�cego do zamku stanowi� na pewnym odcinku bok labiryntu, jednego z tych zdobnie strzy�onych kaprys�w, kt�re to wchodz� do botanicznej mody, to zn�w z niej wychodz�. Po�rodku znajduje si� ma�y r�any ogr�d z bia�� fontann�; na cembrowinie fontanny siedz� bardzo blisko siebie dwie skr�cone perspektyw� postaci. Tu� poza granicami tego centralnie po�o�onego zak�tka, w �lepym zau�ku, przez kt�ry przej�� musi ka�dy, kto pragnie si� wydosta� z labiryntu, stoi w ukryciu jeszcze jedna posta�. W lewo w lewo w prawo. Gregory wcale nie obja�nia� krok�w nowego ta�ca; poucza� Caitlin, jak doj�� do r�anego ogrodu, do ustronnego miejsca, gdzie b�d� si� mogli ukry� z Randolphem przede mn� i przed Alison poszukuj�cymi ich gor�czkowo. Bez w�tpienia wyszed� ze swoj� �on� po to, by odci�gn�� j� od tego miejsca; zwa�ywszy na chor� nog� Alison i odleg�o�� dziel�c� labirynt od zamku, nie nastr�czy�o mu to zbytnich trudno�ci. L�duj� kilka st�p za jego plecami i powracam do w�asnej postaci. G��d i nienawi�� dodaj� mi si�y i tak ju� przewy�szaj�cej jego si��. Nie spodziewa si� ataku od ty�u; zbijam go z n�g i powalam na ziemi�, jego bro� i czary rozsypuj� si� w ciemno�ciach i zanim ma czas krzykn��, ju� wykr�cam mu do ty�u r�ce. - Nie umar�am - m�wi� mu bardzo cicho do ucha - ale twoja �ona nie �yje, a ty wkr�tce do niej do��czysz. Skowyczy i wyrywa si�, ale jeszcze mocniej wykr�cam mu rami� i w ko�cu dysz�c poddaje si�. - Dlaczego, Gregory? Po co by�o to wszystko? �eby� m�g� ich szpiegowa� szepcz�c jednemu i drugiemu poezje? Na pewno nie o to chodzi�o. Powiedz mi! - �eby zosta� diukiem. - Kosztem �ycia w�asnej �ony? - Kosztem �ycia ch�opca. - W jaki spos�b? - pytam ostro, my�l�c o Randolphie i Caitlin pij�cych z tego samego kielicha. - W jaki spos�b chcesz go zabi�? Znowu trucizna? - Ona go zabije - m�wi cicho - bo jest ju� pobudzona, a nie zna jeszcze swoich ��dz i nie umie ich kontrolowa�. Czy� nie tak, milady? M�j w�asny g��d pulsuje mi czerwieni� przed oczyma. - Nie, milordzie. Caitlin nie jest narz�dziem mordu: ona nie wie jeszcze, czym jest, ani sk�d si� bierze jej �aknienie. Nie potrafi posila� si� sama, podobnie jak m�oda kotka uzale�niona od matki kocicy, kt�ra znosi jej po�ywienie i uczy, jak je��. - Nauczysz j� tego na moim skaml�cym bratanku, gwarantuj� ci to. - Nie, milordzie Gregory. Nie zrobi� tego. Co gorsza, nie naucz� jej r�wnie� na tobie; jedz�c kaleczymy, podobnie jak kotki, b�dzie si� wprawia� na ma�ych zwierz�tach, dop�ki b�d� jej wystarcza�. Chcia�abym ujrze� ci� pokaleczonego, milordzie. Zamiast tego �ami� mu kark tak samo wprawnie, jak z�ama�am go Alison. Potem, gdy cia�o jest jeszcze ciep�e, posilam si� do syta; mia�abym z tego wi�cej przyjemno�ci, gdyby jeszcze �y�, ale nie zas�u�y� sobie na wi�cej rozkoszy. Z karmienia mnie czerpa� jej tyle, ile rzadko dawa�a mu kopulacja; b�aga� mnie, bym robi�a to cz�ciej i teraz jestem rada, �e si� wzbrania�am. I tak by� ju� potworny, a zostaj�c jednym z nas sta�by si� jeszcze gorszy. Sko�czywszy, oblizuj� do czysta palce, ocieram najlepiej, jak umiem twarz i wci�gam, cia�o g��biej w �lepy zau�ek, gdzie niepr�dko kto� je zauwa�y. Wzdrygaj�c si�, ukrywam najbardziej oczywist� i najniebezpieczniejsz� bro� Gregory�ego, po czym wkraczam do r�anego ogrodu. Caitlin, promienna w ksi�ycowej po�wiacie, siedzi na cembrowinie fontanny, tak jak j� widzia�am z powietrza. Randolph podaje jej bia�� r��, kt�r� najwyra�niej dopiero co zerwa�, na jego d�oniach, tam gdzie zadrapa�y je kolce, jest krew. Caitlin bierze od niego r�� i pochyla si�, by uca�owa� jego palce; koniuszek jej j�zyka zmierza b�yskawicznie ku �wie�ym ranom. - Caitlin! - Odwraca si� przestraszona i puszcza d�onie Randolpha. - Caitlin, musimy ju� i��. - Nie p�jd� - m�wi; oczy ma rozp�omienione. - Nie p�jd�. Ju� po p�nocy i sama widzisz - nic strasznego si� nie wydarzy�o. - Musimy i�� - m�wi� stanowczo. - Chod�. - Ale b�d� mog�a wr�ci�? - m�wi �miej�c si�, a potem zwraca si� do Randolpha: - Wr�c�. Wkr�tce, obiecuj� ci. Przyjd� na nast�pne ta�ce, a mo�e jeszcze wcze�niej. Matko chrzestna, przyrzeknij mi, �e b�d� mog�a wr�ci�... - Chod�, Caitlin! �yczymy ci dobrej nocy, Randolphie... - Czy mog� paniom towarzyszy� do wyj�cia z labiryntu? Przychodz� mi na my�l obserwatorzy na go�ci�cu, obserwatorzy, kt�rzy do tej pory mogli ju� zainteresowa� si� labiryntem. �a�uj�, �e nie mog� go ostrzec, przekaza� w jednej chwili ca�ej wiedzy o tym �wiecie. Ukryj si�, Randolphie; opu�� jak najszybciej to miejsce i uchod� szybko sekretnymi drogami do �o�a swego ojca. Ale nie mog� jeszcze m�wi� otwarcie w obecno�ci Caitlin, a czasu mamy tylko tyle, by same si� ratowa�. Mo�e na kr�tko uchroni go labirynt. - Dzi�kujemy, milordzie, ale znamy drog�. Lepiej zosta� tutaj i my�l o nas dobrze; ludzka �yczliwo�� wspomaga moj� magi�. - A zatem, cokolwiek wygaduje moja ciotka, b�dziesz mia�a jej pod dostatkiem. Caitlin rusza wreszcie oci�gaj�c si� i paplaj�c. Gdybym by�a sama, uciek�abym zmieniaj�c posta�, ale Caitlin nie opanowa�a jeszcze tej umiej�tno�ci, a gdybym powiedzia�a jej teraz, co nam grozi, wpad�aby w panik� i nie da�abym sobie z ni� rady. Prowadz� wi�c j� - w prawo w prawo w�lewo, w prawo w prawo w lewo - nie ko�cz�cymi si� meandrami. Ale w labiryncie nie natykamy si� na nikogo i kiedy wychodzimy wreszcie na otwart� przestrze�, nie czekaj� tam na nas w zasadzce �adni ksi�a. Z zamku dobiegaj� nadal przyciszone tony muzyki; nie zauwa�ono jeszcze nieobecno�ci gospodarza i gospodyni, a dobry ojciec wci�� pewnie mruczy w komnacie zakl�cia. I tak bezpiecznie docieramy do karocy, pomagam Caitlin wej�� do �rodka i ka�� wo�nicy zawie�� nas do jednego z tych miejsc, kt�re przygotowa�am na takie nieprzewidziane sytuacje. Powinny�my si� tam znale�� przed wschodem s�o�ca. Mog� mie� tylko nadziej�, �e obserwatorzy Lady Alison, znu�eni lub ow�adni�ci strachem, poniechali swoich obowi�zk�w; trudno to stwierdzi�. Nas�uchuj� t�tentu kopyt na go�ci�cu za nami i nic nie s�ysz�. Mo�e tym razem mia�y�my szcz�cie. Caitlin nie wie, co widzia�am tam, w r�anym ogrodzie. Paple o nim w karocy. - Wyszli�my w �wietle ksi�yca do ogrodu - poca�owa� mnie i uj�� za r�ce, bo jak m�wi�, by�y zimne. Jego d�onie by�y takie ciep�e! Powiedzia� mi, �e jestem pi�kna; powiedzia�, �e mnie kocha. I�zerwa� dla mnie kilka r�, a z miejsc, gdzie zrani� si� kolcami, pociek�a krew. Krwawi� dla mnie, matko chrzestna - och, to on! To jest ten m�j ksi���. Jak mog�abym go nie pokocha�? Nie odzywam si�. Nie wie jeszcze, co kocha. Po chwili milczenia pyta: - Dlaczego nie jeste�my jeszcze w domu? Tak d�ugo to trwa. Jestem g�odna. Nie jad�am nawet obiadu. - Nie jedziemy do domu - m�wi� do niej zapalaj�c swoj� latarni� i �ci�gaj�c w d� zas�onki, by zas�oni� okna karocy. - Zdemaskowano nas, Caitlin. Ca�kiem mo�liwe, �e jeste�my �ledzone. Zabieram ci� w bezpieczne miejsce. B�dzie tam po�ywienie. - Zdemaskowano? - �mieje si�. - Co zdemaskowano? �e jestem biedna? �e kocham Randolpha? C� mog� mi zrobi�? On mnie ochroni, tak powiedzia�. On mnie po�lubi. To jest ta chwila, kiedy musz� jej powiedzie�. B�l nie jest ani troch� mniejszy, chocia� robi�am to ju� tyle razy. - Pos�uchaj mnie, Caitlin. Nigdy nie po�lubisz Randolpha, ani nikogo innego. Nigdy nie robi�am ci co do tego z�udze�. Przykro mi, �e musisz to teraz us�ysze�. Chcia�am, �eby� dowiedzia�a si� tego w delikatniejszy spos�b. - Patrzy na mnie oszo�omiona i u�miecham si� do niej smutno - przybieram wyraz twarzy, o kt�ry mnie nagabywa�a, o kt�ry mnie prosi�a, zdziwiona, �e jej nie ulegam; i kiedy teraz go widzi, pojmuje. Jasne oczy rozszerzaj� si�, pi�kne d�onie unosz� si� do szyi; odsuwa si� ode mnie �egnaj�c znakiem krzy�a, jakby na�ladowa�a Lady Alison. - Tak czy inaczej - m�wi do mnie dr��c - odejd�, przepadnij, demonie. Nadaremnie zachwalasz ten dar... My�l� o Thomasie �piewaj�cym m�nie w pustej, kamiennej komnacie, podczas gdy za drzwiami czuwaj� uzbrojeni ludzie. - Zachowaj dla siebie swoje uroki, Caitlin. Na nic ci si� zdadz�. Czy� nie rozumiesz, dziecko? S�dzisz, �e dlaczego wszyscy zacz�li patrze� na ciebie tak dziwnie; s�dzisz, �e dlaczego nie dawa�am ci zwierciad�a? Co, wed�ug ciebie by�o w zupie, kt�r� ci podawa�am? D�onie w�druj� jej teraz do ust, do ma�ych, ostrych z�bk�w. Wydaje okrzyk pojmuj�c wszystko na raz - swoje dziwne znu�enie po kilku pierwszych balach, krew, kt�r� od niej pobiera�am dla uzdatnienia, swe zmieniaj�ce si� godziny snu i czuwania i zmieniaj�ce si� pragnienia - i, jak zawsze, ta chwila narodzin rozdziera resztki serca, jakie mi jeszcze zosta�y. Bo przez t� chwil� m�ode stworzenie siedz�ce naprzeciw mnie nie jest terminuj�c� �owczyni�, jak� je uczyni�am, ale niewinn�, m�od� dziewczyn�, kt�ra stoi z odbijaj�cym si� w oczach sercem, �ciskaj�c w d�oniach to pierwsze zaproszenie na bal. Ja? Ja zosta�am zaproszona? Zmuszam si�, by nie odwr�ci� g�owy, gdy Caitlin krzyczy: - Oszuka�a� mnie! Ta historia nie by�a prawdziwa! Orze sobie twarz kszta�tnymi paznokciami, a drog�, kt�r� przebywaj� jej palce, znacz� bruzdy rozdrapanego cia�a. - Nie potrafisz ju� p�aka� - m�wi� jej. P�aka�abym z ni�, gdybym potrafi�a. - Nie mo�esz ju� te� krwawi�. Przekroczy�a� ten etap. Nie oszpecaj si�. - Ta historia by�a stekiem �garstw! Nie by�o w niej ani krzty prawdy, nigdy... Czyni� sw�j g�os zimnym, jak �elazo. - Ta historia