14880

Szczegóły
Tytuł 14880
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14880 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14880 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14880 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Olga TOKARCZUK E.E. Wydawnictwo Literackie � Copyright by Olga Tokarczuk � Copyrighr by Wydawnictwo Literackie, Krak�w 2005 Wydanie pierwsze w tej edycji Redaktor prowadz�cy Waldemar Popek Redaktor techniczny Bo�ena Korbut Projekt ok�adki i stron tytu�owych Tomasz Lec Printed in Poland Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o., 2005 ul. D�uga 1, 31-147 Krak�w bezp�atna linia telefoniczna: 0 800 42 10 40 ksi�garnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl e-mail: [email protected] fax: ( + 48-12) 430 00 96 tel.: ( + 48-12) 619 27 70 Sk�ad i �amanie: Studio Verbis Druk i oprawa: Drukarnia Wydawnictw Naukowych Sp. z o.o ISBN 83-08-03795-? oprawa broszurowa ISBN 83-08-03796-8 oprawa twarda Nieuzasadnione jest odr�nianie �wiata duchowego od materialnego... Naprawd� istniej� tylko osoby. Berkeley Tani Erna Eltzner Erna Eltzner wy�oni�a si� z mg�y nieokre�lenia, jaka zwykle towarzyszy egzystencji �rednich c�rek w wielodzietnej rodzinie, w kilka dni po swoich pi�tnastych urodzinach, kiedy zemdla�a przy obiedzie. Zawo�ano natychmiast doktora L�we, kt�ry stwierdzi� niedotlenienie m�zgu, og�ln� s�abo�� organizmu i przewra�liwienie. Po�o�ono j� w ch�odnej sypialni matki, poniewa� doktor zaleci� spok�j. Pani Eltzner zosta�a przy niej d�u�ej. Trzyma�a zimn�, ma�� r�k� w swojej ciep�ej, pulchnej d�oni i pr�bowa�a znale�� w nieruchomej twarzy c�rki jak�� wskaz�wk� dla siebie. W pe�nej �ycia rodzinie Eltzner�w omdlenie Erny by�o wydarzeniem r�wnie sensacyjnym jak niedawna odra ma�ego Klausa albo przyj�cie o�wiadczyn przez najstarsz� z rodze�stwa, Bert�. Od obiadu drzwi do pokoju, w kt�rym po�o�ono Ern�, nie zamyka�y si�. Pi�� si�str Erny, od najm�od- 7 szej, Liny, niesionej na r�kach przez ojca, a� do Berty, pi�knej osiemnastolatki, i dw�ch braci � wszyscy zagl�dali co chwila, przynosili termofor, zi�ka, koc, lalk�, �eby cho� rzuci� okiem na nienaturaln� szaro�� jej twarzy, zapadni�te oczy i woskowe d�onie ze zbiela�ymi paznokciami. Dom Elzner�w, przestronne wielopokojowe mieszkanie, do wieczoru nasi�k� zapachem wody ko-lo�skiej i amoniaku. By� teraz pe�en ostro�nych krok�w, �ciszonych rozm�w i karc�cych szept�w. Pani Eltzner przy pomocy Berty rozebra�a s�abiutk�, ale ca�kowicie ju� przytomn� Ern� i u�o�y�a j� spa� w swoim ��ku; Erna t� noc mia�a sp�dzi� pierwszy raz w �yciu sama, bez obecno�ci si�str. W ciemno�ciach roz�wietlonych tylko mgli�cie przez latarnie z ulicy pok�j matki wygl�da�, jakby go przysypano pudrem. Szerokie ��ko zapada�o si� w �rodku i le��ca w tym zag��bieniu Erna widzia�a sufit pe�en p�kni�� i cieni. Le�a�a bez ruchu, przys�uchuj�c si� zegarowi z przedpokoju, kt�ry r�wnomiernie kawa�kowa� cisz� na drobne kuleczki. Ernie przypomnia�y si� p�ki u piekarza, zawsze pe�ne okr�g�ych bu�eczek, u�o�onych rytmicznie jedna ko�o drugiej. Potem Erna odwr�ci�a nieco g�ow� i z uwag� rozejrza�a si� po matczynym pokoju. Patrzy�a na wielk� szaf� z ubraniami, obc�, pot�n�, nieodgadniona bry��, wielokrotniej�c� niewyra�nie w odbiciach tr�j�ciennego lustra toaletki. Wyda�o jej si�, �e zobaczy�a jaki� ruch, cie�, kt�ry si� przesun�� przez 8 tafl� szk�a. Zaniepokojona, pr�bowa�a usi��� na ��ku, ale od razu zrobi�o jej si� niedobrze. Zda�a sobie spraw�, �e s�yszy kilka rozmawiaj�cych �ywo os�b, ale g�osy by�y tak dalekie, tak niewyra�ne, �e nie potrafi�a rozpozna� s��w. Z pocz�tku s�dzi�a, �e rozmowa dochodzi z jadalni, ale by� przecie� p�ny wiecz�r. Pr�bowa�a ws�ucha� si� w gwar, lecz im bardziej chcia�a skupi� uwag�, tym bardziej �r�d�o g�os�w przesuwa�o si� gdzie� w bok i rozmazywa�o w szum i be�kot. Po kilku pr�bach uchwycenia pojedynczych wyraz�w, kt�re tylko przypomina�y s�owa jej znane, ale jednocze�nie nimi nie by�y, Erna z ulg� pomy�la�a, �e jeszcze si� nie obudzi�a z omdlenia albo mo�e usn�a znowu, zda�a sobie bowiem spraw�, i� ch�r g�os�w nie pochodzi� z jadalni ani z �adnego innego miejsca mieszkania, ale by� w niej samej. G�osy p�yn�y z jakich� rozleg�ych przestrzeni, kt�re otworzy�y si� w niej w�a�nie wtedy, kiedy jedz�c zup� rybn�, zobaczy�a po drugiej stronie sto�u przygl�daj�cego si� jej intensywnie m�czyzn�. Jeszcze teraz, le��c w matczynym ��ku, Erna potrafi�aby go opisa�, mo�e nie ka�dy szczeg� postaci, ale rzeczy najwa�niejsze: bardzo jasne oczy i inno��, kt�rej nie da si� dok�adnie okre�li�. Jakby wyci�to z jakiej� ksi��ki ilustracj� i wstawiono do drugiej. Nie ta kolorystyka, nie ta sama faktura, co� obcego, cho� ledwie uchwytnego. Nikt nie zwraca� uwagi na stoj�cego w widocznym miejscu cz�owieka, a Greta przesz�a przez niego z p�miskiem pe�nym szparag�w. Wtedy Erna zrozumia�a, �e widzi ducha. 9 To oczywiste, �e widok cz�owieka, przez kt�rego przebija wz�r tapety na �cianie, wyda� si� jej taki przera�aj�cy. Erna podnosi oczy znad talerza, kt�ry ma brzeg zdobiony w ga��zki kwitn�cej jab�oni, i widzi m�odszego brata, Maksa, a zaraz za nim jest t o. Patrzy na ni� wzrokiem, w kt�rym jest wiele my�li naraz, wiele s��w i obraz�w. To w�a�nie zobaczy�a Erna. Erna nie powinna by�a si� przestraszy� ducha. Cz�sto wieczorami bywa�a �wiadkiem przestawiania w salonie okr�g�ego stolika do kart i tajemniczego zamykania przed dzie�mi drzwi, kiedy przychodzi� niesamowity pan Frommer i opowiada� o poruszaj�cych si� przedmiotach, otwieraj�cych si� z trzaskiem drzwiach, w�druj�cych po domach g�osach. Erna widywa�a te� pochylon� ku ciotce swoj� matk� i s�ysza�a jej przej�ty szept: �By� u mnie znowu tatu�...". Duchy wi�c niew�tpliwie istnia�y, tak samo jak istnieje Ameryka, wielka mi�o�� czy zbrodnia, ale by�y gdzie� daleko, poza obszarem codziennego do�wiadczenia. Ich istnienie mie�ci�o si� w jakiej� innej przestrzeni i nie nale�a�o spodziewa� si� ich na obiedzie. Teraz ta niepisana umowa zosta�a z�amana i Erna od razu zrozumia�a, �e lekko rozmyta, nie przystaj�ca do niczego obca posta�, kt�ra bra�a przez chwil� udzia� w rodzinnym obiedzie, to by� duch. Le��c w bezpiecznym, wygrzanym termoforem ��ku, Erna dosz�a do wniosku, �e zachorowa�a na jak�� chorob�, kt�ra umo�liwia widzenie duch�w. Nie, 10 �e widzenie duch�w jest chorob�. Widywa� je przecie� pan Frommer i jej matka (cho� pan Frommer wydawa� jej si� pod tym wzgl�dem bardziej godny zaufania). Pisano o tym w powie�ciach, kt�re razem z bli�niaczkami wykrada�y z biblioteczki mamy i czytywa�y ukradkiem, gdy doro�li byli zaj�ci sob�. Tatu� stara� si� pilnowa�, kiedy by� w domu, �eby dziewcz�ta nie zajmowa�y si� �bzdurami", i Erna wiedzia�a, �e nade wszystko ba� si� wybuch�w nerwowo�ci �ony, tych spazm�w, migren i rozdra�nienia, kiedy wszyscy musieli zachowywa� si� cicho, a doktor Lowe nie opuszcza� jej pokoju. Czy to te� by�a choroba? Czy to z jej powodu matka Erny m�wi�a potem siostrze: �Znowu by� u mnie tatu�..."? To mog�a by� ta sama choroba. Erna snu�a te domys�y i wyda�o si� jej, �e ��ko stan�o nad brzegiem przepa�ci, kt�ra powsta�a w�a�nie dzisiaj i kt�ra zmieni�a ca�y �wiat. �Jutro" by�o s�owem, kt�re nios�o ulg�. Zasypiaj�c, zobaczy�a twarz ojca, kt�ry poca�owa� j� w czo�o i cichutko wyszed�. Potem, ju� tam, po drugiej stronie, w jej �nie, zacz�o wyrasta� wielkie drzewo, pe�ne zdarze�, s��w, obietnic. Ros�o i ros�o, a� si�gn�o nieba i rozb�ys�o jak�� oczywist� prawd�, kt�rej jednak Erna nie potrafi�a nazwa�. Ale odkry�a, �e przecie� to ona jest tym drzewem wyros�ym z ciep�a termoforu i ro�nie teraz, przez sufit i mieszkania na g�rze, a� do dachu i jeszcze, jeszcze wy�ej. Rano Erna opowiedzia�a wszystko matce, jedz�c w ��ku z apetytem jajko na mi�kko. K�tem 11 oka �ledzi�a wyraz twarzy pani Eltzner. Spodziewa�a si� jakiej� gwa�townej reakcji, ale matka milcza�a. Dopiero zaplataj�c Ernie mysie warkoczyki z jej rzadkich w�os�w, zapyta�a g�osem z pozoru oboj�tnym, w kt�rym jednak c�rka wyczu�a nieopanowan� ciekawo��: � Czy go znasz? � Kogo? � zapyta�a Erna niewinnie. � Tego pana przy obiedzie... � Nie wiem � odpowiedzia�a Erna, ale na tym rozmowa si� nie sko�czy�a. Pani Eltzner, balansuj�c mi�dzy rozpieraj�cym j� podnieceniem i ciekawo�ci� a konieczno�ci� zachowania wobec dziecka spokoju, znalaz�a jeszcze kilka koniecznych do wykonania czynno�ci, �eby m�c j� wreszcie spyta�: � Jak wygl�da�a ta... ta posta�? Pami�tasz j�, opowiesz mamie? Erna sta�a teraz przed lustrem, a matka zapina�a haftki jej be�owej, nietwarzowej sukienki. Dzia�o si� co� dziwnego z jej pami�ci�, bo nie potrafi�a sobie przypomnie� twarzy m�czyzny, przez kt�r� przenika� wz�r tapety. Pami�ta�a sam wz�r: r�o-wo-pomara�czowe lilie o trzech p�atkach u�o�one w rozety na jasnobr�zowym tle. Pami�ta�a kwiatki na brzegu talerza i oliwkowy kolor zupy rybnej z grzankami. Pami�ta�a te� najpierw zdziwiony, a potem przestraszony wzrok Maksa i rozmazany, nierealny kszta�t za jego plecami. I znowu by�o tak 12 jak z tymi g�osami w nocy � im bardziej chcia�a sobie przypomnie� t� posta�, tym obraz stawa� si� mniej uchwytny. Twarz owej postaci za plecami Maksa umyka�a jej, rozlewa�a si�, jakby w�a�nie na ni� oczy Erny �lep�y. Milcza�a wi�c, nie widz�c niczego poza w�asnym odbiciem w lustrze. __Czy mia� okulary? Albo mo�e monokl? No, pomy�l... � pr�bowa�a jej pom�c matka. Tak, m�g� mie� okulary. Erna pami�ta�a z�ot� kresk� pod bardzo jasnymi oczami. Druciane, z�ote okulary. � Tak, okulary � powiedzia�a. � I co jeszcze? Teraz Erna zacz�a przypomina� sobie t� twarz dok�adniej, a mo�e tworzy�a j� od nowa: d�ugi prosty nos, cienkie usta, wysokie czo�o z zakolami. D�onie matki zatrzyma�y si� d�u�ej na kt�rej� z haftek, jakby chcia�y rozpi�� sukienk� i zacz�� j� zapina� od nowa. � Czy widzia�a� go ju� przedtem? Erna pokr�ci�a przecz�co g�ow�. W zapi�tej pod szyj� be�owej sukience wygl�da�a bezradnie i smutno. Pani Eltzner przytuli�a j� do swoich obfitych, starzej�cych si� nieodwracalnie piersi. Erna poczu�a ch�odn� g�adko�� materia�u i zapach fio�kowych perfum. 13 Pani Eltzner Nast�pnego dnia w domu Fryderyka Eltznera, w�a�ciciela fabryczki tekstylnej, produkuj�cej ostatnio na potrzeby wojska, nie dzia�o si� nic szczeg�lnego. Starsze dzieci posz�y rano do szk�, a dwoje m�odszych by�o z Gret� na spacerze. W po�udnie mia� przyj�� doktor Lowe, aby zbada� chor�. Pani Eltzner, czekaj�c na niego, wyda�a kucharce dyspozycje i sama usi�owa�a si� zabra� do wyci�gania z szaf zimowych palt, czapek, r�kawiczek i szalik�w. Otworzy�a przepastne szafy w przedpokoju, sk�d buchn�� na ca�e mieszkanie zimny, marmurowy zapach naftaliny. Pani Eltzner my�la�a o Ernie le��cej w jej ��ku i my�l�c o Ernie, my�la�a tak�e, a mo�e nawet przede wszystkim, o sobie. W Ernie, jedynej spo�r�d swych c�rek, widzia�a siebie, jak� by�a w jej wieku i jeszcze m�odsz� � nie�mia��, brzydk�, samotn� i obc� �wiatu, jakby do niego nie nale�a�a. Wola�aby czu� si� podobna bardziej do postawnej, powa�nej Berty albo kokieteryjnej Marie, albo do rozpieszczonej i rozkapryszonej Liny, albo do pewnych siebie bli�niaczek. Do wczoraj. Wczoraj w inny spos�b spojrza�a na Ern� i teraz, stoj�c naprzeciw otwartej szafy, u�wiadomi�a sobie, �e Erna mia�a jej gesty i jej upodobania kulinarne � do zupy pomidorowej, ry�u i sma�onych ryb. Na kr�tko wr�ci� w jej pami�ci nieostry obraz specjalnych no�y do ryb, jakie zawsze podawano w rodzinnym do- 14 mu z tym polskim uporczywym przywi�zaniem do niewygodnych konwenans�w. Ale �e nie by�a obdarzona obrazow� pami�ci�, widok no�y do ryb zaraz si� zatar�. Pani Eltzner odwr�ci�a si� teraz do wielkiego wisz�cego lustra i zobaczy�a w nim siebie tak�, jak� sama stworzy�a: pulchn�, zadban�, jasnosk�r� blondynk�, pe�n� kobieco�ci, kt�rej nie zniszczy�o osiem porod�w i jedno poronienie. Przeci�gn�a d�oni� po twarzy i szyi a� do st�jki sukni. Kiedy rodzi�a kolejne dzieci, za ka�dym razem zastanawia�a si�, czy starczy jej mi�o�ci, rozumia�a bowiem mi�o�� jako zapas energii, kt�r� obdarza si� innych. Ten zapas by� ograniczony i trzeba go by�o dzieli� na coraz mniejsze cz�ci, i jeszcze troch� zostawi� dla siebie. Przygl�da�a si� sobie w lustrze, rzucaj�c co jaki� czas ku drzwiom kuchni niespokojne spojrzenie, bo ba�a si�, �e mog�aby j� na tej cichej adoracji przy�apa� pokoj�wka. Ogarn�a wzrokiem swoje du�e, podniesione gorsetem piersi, �agodne wci�cie w talii i obfite biodra. Nie wygl�da�a na swoich czterdzie�ci lat. Teraz zacz�a szuka� fizycznego podobie�stwa Erny do siebie. Erna mog�aby by� jej cieniem, taka by�a drobna, ma�a i delikatna. A jednak podobie�stwo by�o � jasne oczy, zarys ust, z�by, d�onie i stopy, wystarczaj�co du�o, �eby obudzi� wzruszenie i p�yn�c� z niego czu�o��, �e oto widzi w Ernie swoje w�asne, niepowtarzalne i konkretne istnienie. Poczu�a zaraz nieodpart� ch�� p�j�cia do c�rki i przytulenia jej do siebie. 15 Erna siedzia�a w ��ku oparta o poduszki i ogl�da�a encyklopedi�. Podnios�a na matk� oczy, kt�rych kolor kojarzy� si� z rozpuszczon� w wodzie farbk� do bielizny. Pani Eltzner poprawi�a jej poduszki i usiad�a na brzegu ��ka. Erna oboj�tnie, nie czytaj�c, przewraca�a kartki. � C�reczko, czy ty mnie kochasz? � Tak, mamo � odpowiedzia�a Erna. Pani Eltzner przytuli�a j� do piersi i wdychaj�c zapach w�os�w c�rki, pomy�la�a, �e jej w�osy musz� pachnie� tak samo. Kiedy przyszed� doktor L�we, pani Eltzner zamkn�a si� z nim w salonie i dobitnym, pewnym siebie tonem opowiedzia�a mu, co, a raczej kogo zobaczy�a Erna wczoraj przy obiedzie. Powiedzia�a te�, �e najprawdopodobniej w Ernie ujawni�y si� zdolno�ci medialne, kt�re posiada�a ca�a rodzina pani Eltzner. � Wobec tego nie mam tu nic do roboty. Trzeba raczej pos�a� po jakiego� egzorcyst� � powiedzia� L�we i wsta�. Pani Eltzner nie da�a za wygran�. Gwa�townie podnios�a si�, �ci�gaj�c serwet�, i chwyci�a go za r�k�. � Niech pan nie odchodzi, niech si� pan ni� zajmie, ona jest taka delikatna. � W�a�nie dlatego przestrzegam pani� przed wmawianiem jej i sobie podobnych bzdur. System nerwowy Erny nie jest jeszcze w pe�ni ukszta�towany i w tym wieku mo�e ona by� bardzo podat- 16 na na omdlenia czy konwulsje. Dorabianie do tego jakich� z palca wyssanych diabolicznych bajek mo�e zaburzy� jej i tak chwiejn� r�wnowag�. Pani Eltzner nie puszcza�a jego r�ki. � Gdyby pan to s�ysza�, doktorze... Ona nigdy nie widzia�a swojego dziadka, a tak plastycznie go opisa�a. To by� on, wybra� j� jako najbardziej podatn� w rodzinie, jako najbardziej do mnie podobn�... By�am jego ukochan� c�rk�... Doktor L�we zastanawia� si� przez chwil�. � Um�wmy si�, droga pani, �e to, co pani mi powiedzia�a, zostawi pani dla siebie. Nie nale�y o tym rozmawia� z ma��. Niech du�o odpoczywa, du�o je, a kiedy poczuje si� silniejsza, niech wraca do codziennych zaj��. Nie s�dz�, �eby si� to mia�o jeszcze powt�rzy�. Cokolwiek to by�o, udawajmy, �e nic si� nie sta�o. � Udawajmy, �e nic si� nie sta�o � powt�rzy�a pani Eltzner. Po obiedzie Fryderyk Eltzner zdrzemn�� si� na kanapie w salonie, po�o�ywszy sobie na twarz gazet�. By�o ju� ciemno na dworze, kiedy �ona przynios�a mu mi�t�. � Zio�a, m�j drogi. Usiad�a na kanapce i patrz�c, jak pije, czeka�a na jaki� szczeg�lny moment, odpowiedni do opowiedzenia o tym, co tak g��boko prze�ywa�a. Zawsze tak robi�a. Przygotowywa�a swojego s�uchacza, ta cisza by�a uwertur� do s��w, kt�re zaraz padn�. 17 Kiedy Eltzner pozna� swoj� przysz�� �on�, w�a�nie zerwa�a ona ze swoim domem i krajem � pr�bowa�a w Berlinie zosta� aktork�. Mieszka�a z jak�� bardzo podejrzan� przyjaci�k� malark� i chodzi�a na lekcje gry aktorskiej. Czy kto� by teraz w to uwierzy�? Zakocha� si� w niej do szale�stwa, zanim znalaz�a j� jej rodzina, �Pribylscy", jak ich nazywa�, nie mog�c poprawnie wym�wi� tego nazwiska. Uwa�a� siebie za jej opatrzno��, bo nie wiadomo, co by si� sta�o z t� m�odziutk�, nieco szalon� dziewczyn� w Berlinie. Ku wielkiej uldze jej rodziny, wzi�li �lub i przeprowadzili si� do Wroc�awia, gdzie Eltzner przej�� podupad�� manufaktur� ojca. Rok p�niej urodzi�a si� Berta. Potem rodzi�y si� dzieci jedno za drugim. Czasem Eltzner myli� ich kolejno�� pojawiania si� na �wiecie. Pami�ta� tylko dok�adnie narodziny bli�niaczek, kt�rych jego �ona o ma�o nie przyp�aci�a �yciem. W ci�gu tych lat z chudej, nerwowej dziewczyny przeobrazi�a si� w pi�kn�, dorodn� kobiet�. Nie pogania� jej teraz, chcia�, �eby sama wybra�a moment. To, co mia�a zamiar powiedzie�, nie by�o dla niego na pewno niczym wa�nym. Dzieci zbytnio go nie obchodzi�y. Kocha� je og�lnie, wszystkie razem, jako �dzieci", jako potomk�w. Wystarczy�o mu codzienne widywanie ich przy obiedzie, a i wtedy by� my�lami przy swoich maszynach tkackich. Pani Eltzner musia�a znale�� spos�b na podj�cie trudnego tematu, jakim by�a kwestia duch�w. 18 Takie sprawy zupe�nie nie interesowa�y m�a. Wydawa�o jej si� jednak, �e m�� s�ucha� uwa�nie. Spu�ci� nogi z kanapy i ko�ysa� nimi, przygl�daj�c si� swoim stopom. Potem, kiedy zamilk�a, wsta� i podszed� do okna, za kt�rym latarnie odbija�y si� w mokrym bruku. � Czy� to nie by� m�j ojciec? � zapyta�a dramatycznie pani Eltzner. � Te okulary, to wysokie czo�o z zakolami... Eltzner odstawi� pust� od dawna fili�ank�. � Tw�j ojciec nigdy nie mia� zakoli � powiedzia� spokojnie. � Ale� tak, mia� zakola, dok�adnie to pami�tam! Mierzyli si� przez chwil� wzrokiem i w ko�cu pan Eltzner powiedzia�: � Wola�bym wi�cej nie s�ysze� o takich sprawach. Nie podoba mi si� to. Jest to najprostszy spos�b, �eby zrobi� z niej wariatk�. Pani Eltzner odwr�ci�a si� gwa�townie do drzwi. Po raz kolejny w swoim �yciu poczu�a si� rozczarowana i oszukana. By�a uwi�ziona w jednym domu z cz�owiekiem, kt�ry kompletnie jej nie rozumia�, jakby byli z innego �wiata, jakby m�wili innymi j�zykami. Rzuci�a spojrzenie na obit� d�bow� boazeri� �cian�. Mia�a wra�enie, �e si� dusi. Powinna st�d natychmiast wyj��, z tego pokoju, z tego domu. Poczu�a nienawi��, kt�ra zapiera�a jej dech w piersiach. Ruszy�a do drzwi, �api�c si� za gard�o. Z g��bi cia�a s�ysza�a narastaj�ce dudnienie jakiej� 19 ogromnej fali. Og�uszona tym �oskotem, zacz�a si� s�ania�. Chcia�a mocniej, g��biej oddycha�, ale gard�o �cisn�o si� i wydobywa� si� przez nie tylko �wiszcz�cy d�wi�k, kt�ry zaalarmowa� odwr�conego do okna Eltznera. Podbieg� do drzwi, omijaj�c �on�, i krzykn�� w g��b korytarza: � Sole! W ostatniej chwili uda�o mu si� z�apa� pani� Eltzner padaj�c� na pod�og�. Mia�a p�przymkni�-te powieki, spod kt�rych wida� by�o bia�ka oczu. D�onie wypr�y�y si� jak szpony, a paznokcie zbiela�y. Zacz�� j� lekko uderza� po zszarza�ej twarzy. Zaraz zjawi�a si� Greta z flakonikiem soli trze�wi�cych. Podsuni�te pod nos pani Eltzner, spowodowa�y nag�e zach�y�ni�cie si�. Poruszy�y si� powieki i t�cz�wki wr�ci�y na swoje miejsce. Kwadrans potem pani Eltzner le�a�a na kozetce w pokoju m�a, a on podawa� jej fili�ank� z roso�em i trzyma� za r�k�, pulchn�, delikatn�, z ulubionym pier�cionkiem na serdecznym palcu. � By�em wobec ciebie zbyt szorstki... Wybacz mi � powiedzia�. � Troszczysz si� o dzieci, dbasz o dom, masz tyle spraw na g�owie. Jestem taki nieuwa�ny, tak �atwo ci� zrani�... Wybacz mi, Muszko... � Nie, kochany, to moja wina. Jeste� zapracowany, a ja zawracam ci g�ow� � odpowiedzia�a mu �ona s�abym g�osem. Wieczorem, po kolacji napisa�a kr�tki list do Waltera Frommera, przyjaciela domu, okultysty 20 i znawcy temat�w ezoterycznych. Zaprosi�a go na herbat�, zaznaczaj�c, �e ma wa�n� spraw� do om�wienia. Waha�a si� przez chwil�, zanim w�o�y�a papier do koperty, a potem dopisa�a jeszcze swoim strzelistym, pewnym pismem: �To bardzo pilne". Walter Frommer Kim by� Walter Frommer? Na co dzie� � urz�dnikiem w magistracie. Zajmowa� jeden z wielu pokoi na drugim pi�trze budynku, kt�ry by� administracyjnym sercem miasta. Do jego gabinetu prowadzi�y ci�kie, pomalowane na br�zowo drzwi z numerem i informacj�: �Ewidencja zgon�w". Frommer ka�dego ranka przemierza� w drodze do swojego biurka dwa pi�tra szerokich schod�w, mi�dzy kt�rymi zia�a dziura klatki schodowej, odgrodzona od id�cych delikatn� a�urow� barierk� z metalowych pr�t�w. Frommer, kt�ry mia� l�k wysoko�ci, zaczyna� wi�c prac� od �cisku w gardle i dr�enia kolan. Wspina� si� pod g�r�, trzymaj�c si� �ciany, i za wszelk� cen� stara� si� nie wygl�da� na wystraszonego. Dwa razy dziennie przez pi�tna�cie lat patrzy� na kruch� barierk� i z trudem opanowywa� os�abiaj�cy go l�k, �e zaraz zachwieje si� i spadnie w d�, w ten dwupi�trowy komin, kt�ry wci�gnie go jak wodny wir. Przez pi�tna�cie lat nie zrobi� nic, �eby si� od tego uwolni�. Nie m�g� rzuci� pracy, kt�r� tak ko- 21 cha� i kt�rej tak nienawidzi�. Mo�e da�oby si� te sprzeczne uczucia okre�li� inaczej: Frommer nienawidzi� my�li, �e mo�na kocha� ten rodzaj pracy. By� pewien, �e ten Frommer, jakim chcia�by by�, jakim m�g�by by�, gdyby nie brak pieni�dzy i chora siostra, nienawidzi�by monotonnej rutyny, �l�czenia przy biurku nad tabelami, papierami, za�wiadczeniami i rzadkich kontakt�w z jakimi� za-puchni�tymi od p�aczu wdowami, kt�re mi�tosi�y w r�kach mokre chusteczki. Frommer wstydzi� si� swojej pracy i pytany o ni�, odpowiada� wykr�tnie, niejasno. Zwykle to wystarcza�o. Nigdy nie rozwodzi� si� dok�adnie nad tym, co robi w urz�dzie, i mo�e tylko doktor L�we, no i oczywi�cie Teresa, siostra, wiedzieli, �e Walter Frommer zajmuje si� liczeniem umar�ych. Kiedy pokonywa� wreszcie dwa pi�tra schod�w i swoj� codzienn�, straszliw� dawk� l�ku, zasiada� przy biurku po drugiej stronie barierki dla interesant�w. Wyci�ga� zaraz z szuflady pude�ko z zatem-perowanymi o��wkami, zapasowe stal�wki, stosik czystego papieru i drewniany linia�. Uk�ada� wszystko na w�a�ciwych miejscach i przez chwil� kontemplowa� ten porz�dek. Zamyka� potem oczy i splata� podparte �okciami r�ce. Wygl�da� wtedy, jakby si� modli�. W rzeczywisto�ci Frommer skupia� si� przed prac�, medytowa�, szuka� w sobie spokoju, dzi�ki kt�remu m�g� by� efektywny. Po chwili otwiera� oczy i si�ga� po teczki, gdzie trzyma� 22 kopie akt�w zgonu, kt�re wystawia� interesantom. Teraz zaczyna�a si� w�a�ciwa praca: wpisywanie danych do ksi�gi statystycznej, kt�r� Frommer sam obmy�li� i przygotowa�. Za ten pomys� otrzyma� swego czasu pochwa�� i nagrod� pieni�n�. Frommer rozbija� ludzk� �mier� na konkretne drobne fakty. By�y to dane zmar�ego (wiek, zaw�d, p�e�, pochodzenie, stan cywilny, liczba dzieci, miejsce zamieszkania, roczny doch�d, liczba izb mieszkalnych, przebyte choroby) oraz okoliczno�ci �mierci, takie jak data i godzina, przytomny/nieprzytomny, �mier� w domu/szpitalu, nag�a/d�ugotrwa�a, cierpienie/�mier� lekka. Ka�da taka informacja by�a zapisywana w oddzielnej rubryce. Co sobot� Frommer robi� zestawienie tygodniowe, a przy ko�cu miesi�ca � miesi�czne. Dodatkowo i ju� tylko dla w�asnych docieka� zestawia� dane z faz� ksi�yca oraz po�o�eniem Saturna wobec znak�w zodiaku. Przez kilkana�cie lat swojej pracy Frommer zgromadzi� wiele ciekawych wniosk�w. Czasem m�wi� o nich mimochodem u Eltzner�w czy w innych domach, w kt�rych bywa�. Przyjmowano je z grzecznym zainteresowaniem, czasem nawet dyskutowano co�, ale poniewa� by�y przedstawiane przez Frommera jako fakty zas�yszane czy gdzie� przeczytane, wkr�tce o nich zapominano i zmieniano temat. Frommer wstydzi� si� przyzna�, �e s� to jego w�asne hipotezy, oparte na naukowym, sta- 23 tystycznym opracowaniu danych. Lecz postanowi� sobie, �e kiedy� napisze ksi��k�. Opisze swoj� metod� zbierania danych, wyja�ni, jak j� odkry�, i podzieli si� refleksj� dotycz�c� miejsca �mierci w �yciu wielkiego miasta. Nad tytu�em b�dzie wydrukowane jego nazwisko; trafi do katalog�w bibliotek. Drug� pasj� Frommera, pasj� g��bok�, cho� troch� przed innymi ukrywan�, by� spirytyzm. Mo�e nawet by�a to ta sama pasja, konsekwentnie rozci�gni�ta dalej, poza sam fakt �mierci. Tak jak liczenie zmar�ych by�o nierozerwalnie zwi�zane z pot�nym budynkiem magistratu, tak zainteresowanie �wiatem duch�w nieodmiennie ��czy�o si� z kamienic� na Sandinsel, gdzie mieszka� z siostr� w trzypokojowym mieszkaniu na trzecim pi�trze. Wieczorem, gdy wizyty by�y ju� odbyte, kolacja zjedzona, a codzienna porcja pism przeczytana, siada� przy ma�ym stoliku i pr�bowa� r�nych metod komunikacji z duchami. Raz by�o to pismo automatyczne, innym razem planszeta z wyrysowanymi w p�kole literami alfabetu albo karty. Odkrywaj�c je po kolei i uk�adaj�c w zrozumia�e tylko dla niego konfiguracje, mrucza� co� do siebie i wzdycha�. Lecz karty ani planszety nie m�wi�y mu zbyt wiele, mo�e mia� za ma�o wyobra�ni. Dopiero kiedy przy Frommerze siada�a z rob�tk� w r�kach jego kaleka i milcz�ca siostra, zaczyna�o si� co� dzia�. Szelest kart i mruczenie brata obezw�ad- 24 nia�y j�, bo po chwili nieruchomia�a, zamyka�a oczy i zapada�a w drzemk�. Teraz Frommerowi wydawa�o si�, �e pisanie czy karty nabieraj� sensu. Nagle w jego g�owie pojawia�y si� nieoczekiwane skojarzenia, my�li znik�d, obrazy sugestywne, pe�ne �ycia. Pozwala� im p�yn�� przez umys�, delektowa� si� nimi jak kto� znudzony, komu trafi� si� w�a�nie darmowy bilet na przedstawienie. Niekt�re z nich ujmowa� w s�owa i przez to zapami�tywa�. Czasami miewa� w takich chwilach wra�enie, �e wie, co si� zdarzy, lub �e lepiej rozumie to, co si� dzieje teraz. Niekiedy jednak odczuwa� co� podobnego do l�ku, z kt�rym wchodzi� po schodach, l�ku zwierz�cego, panicznego, nie poddaj�cego si� rozumowi. Wtedy jego siostra budzi�a si� i mruga�a powiekami. � Co to by�o? � pyta�a p�przytomnie. � Nic, nic � odpowiada� i wstawa� od sto�u. Frommer wiedzia�, �e wszystko, co Prawdziwe i Znacz�ce, ma jaki� zwi�zek z jego snem. Wierzy�, �e ma ona dar kontaktu ze �wiatem zmar�ych, ale i ubolewa�, �e dar ten dosta� si� tak u�omnemu cia�u i umys�owi. Teresa Frommer, starsza od brata o pi�� lat, mia�a wygl�d pomarszczonego ze staro�ci dziecka, garbatego gnoma z bajki. Z trudno�ci� nauczy�a si� czyta�, ale dzielnie wykonywa�a wszystkie domowe obowi�zki. M�wi�a niewyra�nie i chaotycznie, a jednak, kiedy opowiada�a swoje sny, wydawa�y si� one bardziej realne ni� rzeczywisto��. 25 Zajmowa�a si� powolnym krz�taniem po kuchni, kilkudniowymi porz�dkami w jednej szafie, nigdy nie ko�czonymi rob�tkami na drutach i spaniem. Kiedy udawa�o mu si� sk�oni� j� do opowiedzenia snu, odkrywa� z zaskoczeniem w jej rojeniach te same zdarzenia, kt�re dzia�y si� w rzeczywisto�ci, niekt�re wa�ne, jak rozgrywki polityczne, katastrofy, konflikty, inne banalne, jak choroby s�siad�w, �mier� kota czy odwiedziny doktora L�we. Jednocze�nie jednak wszystko to by�o inne, mia�o trudn� do okre�lenia atmosfer� koszmaru. Czasem jakie� zdarzenie by�o tylko symbolizowane albo ubierane w inne dekoracje, przestawione w czasie, wykrzywione, odbite w lustrach. Frommer wiedzia�, �e sen Teresy nie jest zwyczajnym snem, �e rozci�ga si� poza sam� czynno�� spania, �e wype�nia ich mieszkanie jak zapach kadzid�a. Rozumia� tak�e, �e jest ze snem siostry zwi�zany. Jak to mo�liwe? Frommer nie by� tym zdziwiony, bo to, co innym mog�oby si� wydawa� niezwyk�e, dla niego by�o do�wiadczeniem zwyczajnym, znanym od zawsze. Sen Teresy by� poniek�d jego snem, jego rzeczywisto�ci�, a mo�e nawet prawdziwym obliczem �wiata. Dop�ki Teresa czuwa�a, gotowa�a, sprz�ta�a czy wychodzi�a na zakupy, obowi�zywa�y dobrze znane wszystkim prawa: przedmioty s�u�y�y do ich u�ywania, a zmarli odeszli na zawsze. Po za�ni�ciu Teresy �wiat dla jej brata zmienia� kolor, nie ten dla oczu, ale ten dla duszy � nagle stawa� si� znacz�cy. Wszelka oczywisto�� robi�a si� umowna, okre�lenia �tutaj" czy 26 teraz" znika�y, a obrazy w g�owie Frommera nabiera�y konkretno�ci i miesza�y si� z my�lami �pi�cej Teresy. Im d�u�ej pozwala�o si� temu proceso-wi trwa� i dojrzewa�, tym wszystko stawa�o si� wyra�niejsze. Wszystko, czyli co? Ten l�d, kt�ry wynurza� si� teraz z morza, nowy, ale nie obcy, ten nowy wizerunek �wiata, kt�ry wy�azi� spod malunku nazywanego rzeczywisto�ci�. Oba �wiaty mocowa�y si� jeszcze ze sob�, a potem nowy wypiera� stary. Frommer do�wiadcza� braku realno�ci tego, co go otacza�o, ale nie potrafi� p�j�� dalej. Sta� na niewidzialnej granicy. St�d wzi�o si� jego zainteresowanie spirytyzmem � chcia� przekracza� t� granic� bez ryzyka utraty dystansu. Gdyby odbywa�o si� to gwa�towniej, Frommer by�by zwariowa� albo na zawsze przesta� wierzy� w cokolwiek, jak to si� cz�sto dzia�o z r�nymi badaczami. Wobec spirytyzmu mo�na przyj�� tylko dwie postawy � na �tak" lub na �nie". Wszelkie �tak, ale" odbiera mu wag� i znaczenie. Frommer nale�a� wi�c do tych b�ogos�awionych, kt�rzy nie widzieli, ale uwierzyli. B�ogos�awieni byli te� ci, co przeczuwali i wierzyli. Jego siostra, robi�c na drutach i �ni�c, widywa�a duchy. M�wi�a, �e wy�wietlaj� si� na �cianach jak postaci z magicznej latarni. Bardzo dawno temu, kiedy by�a medium na seansach, rozmawia�a z duchami, ale ten dar zosta� jej odebrany. Frommer wiedzia�, �e drog� do poj�cia takich fenomen�w jest poznanie i zrozumienie siebie sa- 27 mego, swojej przesz�o�ci i strumieni, kt�rymi p�ynie ona w tera�niejszo��. Lecz Frommer nie potrafi� zna�e�� �adnego ukrytego porz�dku w swoim �yciu. Teresa i Walter Teresa i Walter by�i dzie�mi pruskiego �ekarza, dyplomaty i podr�nika, cz�owieka niepospolitego, oraz Anne-Marie von Hochenburg, �l�skiej arysto-kratki. Para ta pobra�a si� z mi�o�ci, pomimo du�ej r�nicy wieku. Kilkana�cie miesi�cy p�niej urodzi�a si� Teresa, pocz�ta w nie ko�cz�cej si� po�lubnej podr�y. Por�d i po��g na kilka tygodni unieruchomi�y Frommer�w w Maroku, ale potem ruszyli dalej, do Stan�w Zjednoczonych i Meksyku. Z biegiem czasu, up�ywaj�cego w turkocie k� poci�g�w i p�usku przelewaj�cej si� za burt� statk�w wody, okaza�o si�, �e z dziewczynk� co� jest nie w porz�dku. Chorowa�a, p�no z�bkowa�a, nie chodzi�a i co jaki� czas powtarza�y si� u niej ataki konwulsji. To wszystko budzi�o w m�odej matce niech�� do dziecka. Ma�� leczono u pewnego specjalisty w Nowym Jorku, a potem u hipnotyzera, kt�ry zamiast pom�c dziecku, zahipnotyzowa� jego matk�. Echa tego burzliwego i pe�nego egzaltacji romansu dotar�y do Europy. Rodzina Anne-Marie by�aby jej wybaczy�a �w epizod, gdyby nie to, �e wkr�tce potem pani doktorowa Frommer uciek�a 28 z sekretarzem swego m�a. Wytropiona przez Frommera, na kolanach b�aga�a o wybaczenie. Doktor Frommer wyrzuca� sobie potem, �e nie zauwa�y� ju� wtedy jej rozkojarzenia. To, co przypisywa� niezr�wnowa�onemu charakterowi, mia�o p�niej zamieni� si� w szale�stwo. Kiedy wyjechali do Meksyku, Anne-Marie urodzi�a Waltera. Dwa miesi�ce le�a�a w ��ku, nie podnosz�c si� i nie odzywaj�c. Potem kt�rego� dnia nagle wsta�a i wr�ci�a z dzie�mi do Nowego Jorku. Tym razem Frommer nie szuka� jej. Wyjecha� podobno do Panamy i tam �lad po nim zagin��. M�wiono, �e m�g� by� ameryka�skim szpiegiem. Anne-Marie by�a przez jaki� czas aktywn� su-fra�ystk�, a potem zainteresowa�a si� mediumizmem i okultyzmem. Wst�pi�a do Towarzystwa Teozoficz-nego, gdzie pozna�a Helen� B�awatsk�, kt�ra sta�a si� jej mistrzyni�. Kiedy� przyprowadzi�a do B�a-watskiej ma�� Teres�. S�ynna B�awatsk� kucn�a przy dziewczynce i zajrza�a jej g��boko w oczy. � Ona ma za du�� dusz�, ogromn�, przygniataj�c� cia�o dusz� � powiedzia�a. Wkr�tce potem ma�a Teresa powa�nie zachorowa�a. By�a umieraj�ca i chyba tylko ta �ogromna dusza" pozwoli�a jej znie�� ci�g�e ataki konwulsji i wyniszczaj�c� organizm wysok� gor�czk�. Leczenie i rekonwalescencja kosztowa�y. Rodzina Anne-Marie z Europy przesta�a si� odzywa�. Kochankowie, s�ynny hipnotyzer, sekretarz m�a i teozofowie nie byli ch�tni do pomocy. W tych ci�- 29 kich czasach pomog�y jej sufra�ystki, ale kiedy pr�bowa�y j� nam�wi� do podreperowania nerw�w w dobrej prywatnej klinice, wyrzuci�a je za drzwi. Co� si� musia�o sta� z jej sercem, z jej umys�em, bo zrobi�a si� zimna i nieobecna. Miewa�a wybuchy potwornej w�ciek�o�ci i t�uk�a wtedy o �cian� wszystkim, co wpad�o jej w r�ce. Coraz mniej zajmowa�a si� dzie�mi. Niemal codziennie uczestniczy�a w seansach spirytystycznych i wci�� po�ycza�a od znajomych pieni�dze na bilet do Europy. Mo�e tylko w chwilach jakich� przeb�ysk�w, kt�re jeszcze teraz kojarzy�y si� Walterowi z wyj�ciem s�o�ca zza chmur, bra�a go na kolana i bez s�owa tuli�a do siebie. Na Teres� nie zwraca�a uwagi. Kiedy bilety na statek by�y wreszcie kupione, a rzeczy spakowane, Anne-Marie strzeli�a sobie w usta z pistoletu m�a. By�o to w 1879 roku, gdy Teresa mia�a dwana�cie, a Walter siedem lat. Dzieci przechodzi�y teraz z r�k do r�k i w ko�cu za po�rednictwem ambasady niemieckiej wr�ci�y do Europy, na �l�sk. Zaj�a si� nimi ch�odna i wynios�a babka, kt�ra natychmiast poumieszcza�a je w stosownych szko�ach z internatami. Rodze�stwo spotyka�o si� tylko w czasie �wi�t i by�y to jedyne chwile rado�ci i szcz�cia. Zach�annie sp�dzali ze sob� ca�y wolny czas, a by�o go du�o, bo ich widok przysparza� babce z�ych my�li i stara�a si� ich unika�, jak tylko mog�a. � Bo�e, jakie �ycie jest okrutne � s�yszeli, jak powtarza�a te s�owa wielokrotnie. 30 Posiad�o�� babki von Hochenburg le�a�a w melancholijnej okolicy niedaleko Schweidnitz. Dwupi�trowy pa�ac sta� dok�adnie na granicy r�wniny i pog�rza: z okien po�udniowych i zachodnich widzia�o si� g�ry, ze wschodnich i p�nocnych � roz�cielon� jak obrus r�wnin�. Mieszka� tu jeszcze brat babki, zdziwacza�y i kompletnie podporz�dkowany siostrze staruszek, oraz kuzyn, Rainer, kt�ry bra� nik�y udzia� w �yciu pa�acu, poniewa� pisa� podobno ksi��k� filozoficzn�, a mo�e powie��. Rainer odgrywa� w �yciu Waltera i Teresy rol� nieobecnego ojca, przyjaciela, kogo� bliskiego. Wystarczy�o, �e interesowa� si� nimi, gdy przyje�d�ali ze szk�, bra� na spacery po rozleg�ym parku wysadzanym bukami, tak starymi, �e wygl�da�y jak wbite w ziemi� �apy przedpotopowych potwor�w. Wypytywa� ich wtedy o �ycie w Nowym Jorku i ubolewa�, �e nie pami�taj� rodzaj�w kaktus�w rosn�cych w Meksyku. To w�a�nie Rainer powiedzia� im, �e ich matka by�a wariatk�. Dzieci my�la�y, �e by� wariatk� znaczy tyle, co ba�agani�, �obuzowa�, biega� po deszczu, wchodzi� do ka�u� i niegrzecznie odpowiada� nia�ce. Jednak spacer po spacerze, ka�de kolejne spotkanie z Rainerem powoli wyprowadza�o je z b��du. Rainer z satysfakcj� roztacza� przed nimi nowy rodzaj ba�ni: jak wygl�da szale�stwo. � Jednemu wydaje si�, �e jest Napoleonem, drugiemu, �e kr�lem czy cesarzem bizantyjskim. On w to �wi�cie wierzy, a gdy si� pr�buje wyprowadzi� go z b��du, mo�e si� zez�o�ci� i zaatakowa�. 31 Jeszcze inny b�dzie si� bez ko�ca uwalnia� z niewidzialnych wi�z�w, ogania� od robak�w. A s� te� i tacy, kt�rzy p�acz� tak strasznie, �e nie mo�na po prostu tego wytrzyma�... Tak bardzo boli ich dusza. � Czy dusza mo�e bole�, skoro jest niematerialna? � zapyta�a rezolutnie Teresa. � Tak � odpowiedzia� bardzo powa�nie Rainer i poprowadzi� ich przez bram� na pola. To, co rozci�ga�o si� za bram�, by�o kwintesencj� smutku umiarkowanych szeroko�ci geograficznych. Ziemia mia�a kolor mokrego kurzu, a niebo nad ni� wygl�da�o jak brudna p�achta. Tylko nagie buki w�r�d wyblak�ej ro�linno�ci, w tej opuszczonej przez kolor przestrzeni, by�y srebrnymi �y�ami, kt�re ci�gn�y z nieba �yciodajn�, cho� lodowat� moc. B�l duszy. W czasie niepogody Rainer zabiera� dzieci do siebie, do swoich pokoi na g�rze, tu� pod dachem budynku. Pokazywa� im za ka�dym razem jakie� nowe ciekawe rzeczy. Na przyk�ad hodowl� paj�czak�w w terrarium (o kt�rej nie wolno im by�o m�wi� nikomu) albo albumy ze zdj�ciami czy aparat fotograficzny i ma�� ciemni�. To w�a�nie dzi�ki temu aparatowi Teresa i Walter mieli kilka zdj�� z dzieci�stwa. Dziewczynka siedzi na sto�eczku, trzymaj�c w d�oniach m�ynek do kawy, ma sznurowane buciki wystaj�ce spod cienkiej sukienki. Oczy patrz� spod wysokiego czo�a uwa�nie, z napi�ciem. Obok stoi ch�opiec i opiera si� r�k� o por�cz krze- pi 2 s�a. Jest w kr�tkich spodenkach, z kt�rych wystaj� jego d�ugie, s�abo umi�nione nogi. Twarz bez wyrazu, usta lekko zaci�ni�te. Albo jeszcze inna fotografia. Oto stoj� oboje, trzymaj�c si� za r�ce. Walter jest o g�ow� wy�szy od starszej o pi�� lat Teresy. Na tym zdj�ciu wyra�nie wida� jej kalectwo. Ma nienaturalnie d�ugie i szczup�e r�ce, krzywe ramiona i du��, jakby rozd�t� g�ow�. Ubrana jest w sukni� do kostek. Walter wiele lat p�niej zda� sobie spraw�, �e Rainer by� w jaki� spos�b zafascynowany Teres�. Tak�e Teresa, zwykle ma�om�wna i zamy�lona, w jego obecno�ci objawia�a subtelny humor, kt�rego jej m�odszy brat nie by� w stanie zrozumie�. Opowiada�a Rainerowi sny i pr�bowa�a z nim dyskutowa�. Walterowi zosta� w pami�ci obraz biegn�cej przez park roze�mianej siostry � dziwnie wzrusza�o go jej nieskoordynowane utykanie. Potem, kiedy choroba przyku�a Teres� na ca�e lato do fotela, Rainer wita� j� tym samym, niezmiennie �artobliwym pytaniem: � Czym si� pani zajmuje, droga Tereso? � �ni� � odpowiada�a mu z u�miechem. To Rainer nauczy� ich, jak przygotowa� plan- szet� i stolik do seansu. Potem zaprosi� Teres�, �eby wzi�a udzia� w seansie zorganizowanym przez pani� Hanke, �on� zarz�dcy maj�tku. Mo�na wi�c powiedzie�, �e Rainer odkry� medialne zdolno�ci Teresy Frommer. Tak�e pomys� skierowania rodze�stwa do Wroc�awia po �mierci bab- 33 ki von Hochenburg nale�a� do Rainera. Za niewielk� zapisan� im sum� kupili we Wroc�awiu mieszkanie, a reszt� zainwestowali w akcje, co okaza�o si� bardzo niefortunne. Rainer chcia� zademonstrowa� niezwyk�e mediumiczne talenty Teresy szerszemu �wiatu i przyda� sobie miano ich odkrywcy i badacza. Mo�e mia� zamiar sta� si� drugim sir Crookesem, z Teres� jako nast�pczyni� Florence Cook. I cho� ukrywa� swoje plany przed dziewczyn�, �eby jej nie wystraszy� (by�a przecie� tak wra�liwa), to jednak rzeczywisto�� zaskoczy�a go swoj� nieprzewidywalno�ci�. Im cz�ciej bowiem Rainer przychodzi� do Frommer�w, im bli�ej stara� si� by� Teresy, �eby zdoby� jej ca�kowite zaufanie, tym bardziej jej zdolno�� do wybuchania podczas seansu stekiem wyzwisk lub m�wienia tajemniczymi j�zykami mala�a. Wreszcie w przyp�ywie rozpaczy, daremnie pr�buj�c ratowa� swoje marzenia, dopu�ci� do kr�tkiego romansu zako�czonego pospiesznym zbli�eniem. Sta�o si� to na kanapie w pokoju, gdzie wywo�ywano duchy. Potem nast�pi�a nag�a zmiana ich stosunku i definitywny koniec me-dialno�ci Teresy. Rainer wr�ci� do pa�acu w okolicach Schweidnitz, gdzie m�g� do�ywotnio mieszka�, hoduj�c swoje paj�czaki. Jego kontakty z rodze�stwem Frommer�w si� urwa�y. Na pocz�tku 1887 roku dowiedzieli si�, �e zmar� na zaka�enie krwi. Nie pojechali na pogrzeb i nie rozmawiali wi�cej o nim. 34 Od tej pory �ycie Waltera i jego siostry p�yn�o w nieodmienny spos�b. Walter sko�czy� gimnazjum i zacz�� prac� w magistracie, a Teresa sta�a si� jego gospodyni� i towarzyszk� �ycia. Jej stan zdrowia unormowa� si� na poziomie, kt�ry pozwala� krz�ta� si� po domu i wychodzi� na kr�tkie, codzienne zakupy. Ataki epilepsji pojawia�y si� rzadko, natomiast jej �ycie powoli ogarnia� sen. Walter, id�c w�asn� drog�, wr�ci�, jak zaczarowany, do zainteresowa� okultyzmem, tej fatalnej rodzinnej rozrywki. Nam�wi� siostr� do brania udzia�u w seansach u pani Eltzner. Jednak Teresa nigdy ju� nie odzyska�a swojej dawnej, m�odzie�czej formy. Walter Frommer i pani Eltzner Nast�pnego dnia po otrzymaniu li�ciku Walter Frommer zjawi� si� u Eltzner�w. Powiesi� palto na wieszaku i swoim sztywnym, niepewnym krokiem wszed� do salonu. Usiad� na fotelu i czeka� na pani� domu. Pani Eltzner by�a przeciwie�stwem From-mera � on by� chudy, ona pulchna, on sztywny i niewzruszony, ona gi�tka i szybka, on milcz�cy i ch�odny, ona rozgadana i gwa�towna. Kiedy zacz�a chaotycznie opowiada� o zdarzeniu przy wczorajszym obiedzie, Frommer nie dopytywa� si�, nie przerywa�, nie reagowa� w �aden spos�b. 35 � Niech�e pan co� powie � zako�czy�a pani Eltzner, napotykaj�c jego wzrok, kt�ry zawsze j� miesza�. W duszy Frommera dzia�o si� co� dziwnego. Ogarnia�o go powoli podniecenie, p�yn�ce nie wiadomo sk�d: z budz�cej si� rado�ci, �e oto zaczyna si� co� dzia�, czy raczej z niepokoju, �e mo�e si� powt�rzy� wszystko, co niebezpieczne i z�e. Mimo ca�ej swojej sztywno�ci, kt�ra by�a czym� wi�cej ni� opanowaniem, Frommer nie potrafi� ukry� tego podniecenia. Jego r�ce b��dzi�y w okolicy guzik�w surduta, by po chwili, jakby sp�oszone ich dotkni�ciem, wr�ci� na por�cze fotela. � Co na to doktor L�we? � spyta�. � Ach, doktor twierdzi, �e pod wzgl�dem medycznym Erna jest zdrowa, a ta niedyspozycja mo�e wi�za� si� z jej wiekiem... bliskim pokwitania. Ale doktor L�we nigdy nie uczestniczy� w seansach i nie bierze pod uwag� mo�liwo�ci objawienia si� zdolno�ci mediumicznych. Gdyby tak by�o, mogliby�my znowu zacz�� nasze spotkania... Frommer chrz�kn��. By� �wiadomy, �e jego zdanie liczy si� dla pani Eltzner bardziej ni� zdanie doktora L�we. Kiedy pr�bowa� zastanowi� si� dlaczego, jego my�li dochodzi�y tylko do pewnego miejsca, potem p�oszy�y si� i pierzcha�y. Dla Frommera nie istnia�y s�owa, kt�re mog�yby to okre�li�. Wsta� i przez chwil� przechadza� si� w milczeniu. Potem zaproponowa�, �e on sam porozmawia z doktorem L�we, cho� jednocze�nie wiedzia�, �e 36 b�dzie mu trudno. Czu� przed doktorem respekt, kt�ry go onie�miela�. ,� Gdyby si� jednak okaza�o, �e Erna ma rzeczywi�cie jakie� zdolno�ci mediumiczne i �e umie porozumiewa� si� ze zmar�ymi (�Ach, jak on o tym pi�knie i naturalnie m�wi", pomy�la�a pani Eltzner) __by�by to prawdziwy skarb dla tego domu, w kt�rym s� takie korzystne fluidy. Pani Eltzner o�ywi�a si� jeszcze bardziej. Na jej mlecznej twarzy pojawi� si� rumieniec. Teraz poczu�a, �e wszystko mo�e si� zmieni�, nabra� sensu. Ci�gn�ce si� w niesko�czono�� zimowe wieczory nabior� tre�ci, znowu w domu pojawi� si� ludzie, ma�o wa�ne stan� si� rachunki, zakupy, choroby dzieci i menu na nast�pny dzie�. Pani Eltzner by�a zm�czona codzienno�ci�. � Ale z drugiej strony � ci�gn�� Frommer, jakby fakt wznowienia seans�w by� ju� oczywisty � to jest powa�na sprawa. Ogromny wysi�ek dla organizmu tego dziecka, obce si�y, kt�re przejd� przez to m�ode, niewinne cia�o i nie ukszta�towany do ko�ca umys�, stanowi� zagro�enie dla jej r�wnowagi. To nie ulega w�tpliwo�ci. Mo�e, jak sugeruje doktor L�we, nale�a�oby potraktowa� to wszystko oboj�tnie, poczeka�, a� minie... albo i nie minie. Tego si� nigdy nie wie. Ale walka ze sk�onno�ci�, tego jestem pewien, prowadzi tylko do nagromadzenia sprzeczno�ci, kt�re mog� popchn�� tak m�od� osob� do szale�stwa. Pani Eltzner zerwa�a si� z kanapy. 37 � Nie m�wmy ju� o tym, prosz� � powiedzia�a szybko. � Mo�e czekolady? Ach, pan nie pija. Mo�e ciasteczko? Piek�y dziewczynki. Same zagniot�y ciasto. Frommer zrozumia�, �e powiedzia� rzecz niepotrzebn�. Nie przewidzia� takiej reakcji. Podszed� do pani Eltzner i po kr�tkim wahaniu dotkn�� jej ramienia. Podnios�a g�ow�. P�aka�a. Frommer sta�, z r�k� uniesion� w powietrzu, nie mog�c uwierzy� w te �zy. Oczy Frommera nie pami�ta�y �ez, a jego temperament nie zna� tak nag�ych zmian nastroju. Mia� wra�enie, �e stoi przed czym�, co jest mu zupe�nie obce, a czego perwersyjnie pragnie. Ich spojrzenia spotka�y si� i zaraz uciek�y od siebie. � Przy�l� j� panu z tymi ciastkami. Niech pan z ni� porozmawia. Sama nie wiem, co robi� � szepn�a pani Eltzner i szybko wysz�a. Po chwili Erna stan�a w drzwiach. Frommer zda� sobie spraw�, �e w pewnym sensie widzi j� po raz pierwszy. Zawsze, kiedy przychodzi� do Eltzner�w, spostrzega� dzieci jako ca�o��, jako jeden organizm, kt�ry zajmowa� czas pani domu, organizm wprawdzie o wielu imionach i twarzach, ale ma�o mi�dzy sob� zr�nicowanych. Pami�ta� tylko Bert�, bo by�a najstarsza i cz�sto bra�a ju� udzia� w herbatkach, a raz chyba nawet w seansie. Ern� widywa�, ale gdyby mu kto� kaza� j� opisa�, wzi��by cechy ze wszystkich dzieci Eltzner�w i pr�bowa�by sklei� je w jedno. 38 Erna nie mia�a do tej pory w�asnego istnienia. By�a dzie�mi, �dziewczynkami", kt�rych jasne sukienki miga�y w korytarzu, by�a rozszczebiotany-mi g�osami, kt�re trzeba by�o ucisza� przez s�u��c�. By�a cz�owiekiem niedoskona�ym, bez prawa przebywania w salonie z doros�ymi, wychodzenia samej z domu, odzywania si� nie pytana. Gdy Frommer rozmawia� o niej z pani� Eltzner, udawa�, �e wie, o kogo chodzi. Teraz u�wiadomi� sobie, �e nigdy nie istnia�a dla niego jako osoba. Musia� j� zobaczy� na nowo. By�a drobna i niewysoka. Mia�a na sobie seledynow� sukienk� lu�n� w talii i lekko opinaj�c� rozkwitaj�ce piersi. Kolor ubrania podkre�la� ��tawy odcie� jej sk�ry i ciemne si�ce pod oczami. Spoj�wki by�y spuchni�te i lekko zaczerwienione. W�osy mia�a splecione w cienkie, po��czone na karku warkoczyki. Patrz�c mu w oczy u�miechn�a si� i postawi�a tac� z ciastkami na stoliku. Powinien by� j� jako� przywita� czy zapyta� o co�, ale Frommer zapatrzy� si� w Ern� � ze zdumieniem, z szacunkiem, z powag� i z niecierpliwo�ci�. Podziwia� j� i nie ufa� jej. Zobaczy� w niej m�dr�, star� kobiet� i naiwn�, ma�� dziewczynk�. � Pan chcia� ze mn� rozmawia�. Mama mnie przys�a�a. � Usi�d� � powiedzia� Frommer. � To prawda, chc� z tob� rozmawia� z powodu tego, co sta�o si� wczoraj przy obiedzie... 39 � Widzia�am ducha � przerwa�a mu dziewczynka g�osem tak oboj�tnym, �e a� si� wzdrygn��. � Sk�d wiesz, �e to by� duch? Teraz ona wygl�da�a na zdziwion�. � Mama m�wi�a, �e wygl�da� jak dziadek. � Czy mama go widzia�a? � Nie. Opowiedzia�am jej, jak wygl�da�. � A wi�c jak wygl�da�? Frommer wypytywa� o wiele szczeg��w, nie dlatego, �e szuka� jakich� niesp�jno�ci czy �lad�w k�amstwa, ale dlatego, �e usi�owa� sobie wyobrazi� t� dziwn� posta� stoj�c� w�r�d ludzi jedz�cych z apetytem zup�. By�o w tej wizji co� groteskowego. � Czy widzia�a� go ju� przedtem? � Nigdy. � A potem? Erna zawaha�a si�. � Nie, ale s�ysza�am r�ne g�osy... � Czyje to by�y g�osy? � Nie wiem, mo�e innych duch�w. � Co m�wi�y, pami�tasz? � Czasem to rozumia�am, a czasem nie. Teraz nie pami�tam. Frommer milcza� przez chwil�, patrz�c w pod�og�. � Powiedz mi, Erno, rzecz bardzo wa�n�... Czy mo�esz to wszystko widzie�, kiedy zechcesz, czy musisz czeka�, a�... to samo przyjdzie. Zastan�w si�, jak to jest � zapyta� w ko�cu g�osem pe�nym wa- 40 hania, boj�c si�, �e w tym pytaniu odkrywa zbyt wiele. Ku jego zaskoczeniu Erna odpowiedzia�a natychmiast. � S�dz�, �e ju� wiem, gdzie s� drzwi. � Drzwi? � zdziwi� si� Frommer. � Tak tylko m�wi�, bo to jest tak, jakbym sz�a korytarzem i widzia�a drzwi, kt�rymi mo�na wej�� do innego pomieszczenia. Ale teraz nie chc�. A dlaczego nie przysz�a pani Teresa? Frommer zamruga� oczami. � Nie mog�a. Nie czu�a si� dobrze. Nie odezwa�a si� wi�cej. Zacz�a macha� chudymi nogami w bia�ych po�czochach. Nie by� pewien, czy s�ucha�a, gdy opowiada� jej, czym jest medium i w jaki spos�b istoty duchowe, tak w�a�nie powiedzia�: �istoty duchowe", a nie �duchy", komunikuj� si� z medium. M�wi�, �e te istoty s� duszami zmar�ych albo jeszcze nie narodzonych ludzi, ludzkie cia�o bowiem s�u�y tylko za tratw� do przep�yni�cia rzeki �ycia. W�dr�wka przez �ycie wzbogaca i oczyszcza dusz�, kt�rej celem jest dotarcie w ko�cu do Boga. S� dusze czyste, wysoko rozwini�te, bliskie boskiej �wiat�o�ci, kt�re pojawiaj� si� w �wiecie ku pomocy i dla nauczania. Ale s� te� dusze unurzane w b�ocie po��da� � i te mog� by� z�o�liwe. Powiedzia� jej te� uczciwie o wszystkich niebezpiecze�stwach � op�taniu, szale�stwie, chorobie fizycznej, smutku, kt�ry pozostaje na cale �ycie. M�wi� tak, jakby by- 41 �a doros�� kobiet�, i dziwi� si�, �e nie reaguje, �e wyraz jej twarzy si� nie zmienia. � Rozumiesz, Erno? Czy rozumiesz, co m�wi�? Kiwn�a g�ow�, u�miechaj�c si� znowu. � To jest dar. Zosta�a� obdarzona jako jedna z niewie�u. Ale ten dar nie daje lekkiego �ycia, dlatego mo�esz, je�li nie jest ju� za p�no, podj�� decyzj�. Je�eli si� zgodzisz przyj�� to, co niespodziewanie dosta�a�, oboje z twoj� matk� wykorzystamy te zdolno�ci. Wiesz, jak wygl�da seans? Je�eli nie chcesz, mo�esz si� jeszcze od tego wszystkiego odwr�ci� w sobie, zamkn��. I wszystko przejdzie jak sen. Jestem tego pewien. Patrzy� na ni� z nag�ym zatroskaniem, jakby dopiero poprzez wypowiadane s�owa u�wiadomi� sobie powag� sytuacji. Napotka� jej niezmienny u�miech i przez g�ow� szybko przebieg�a mu my�l, �e Erna jest szalona. Spu�ci� oczy i wsta�. � Mo�esz ju� i�� i rozwa�y� sobie to, co ci powiedzia�em. Pani Eltzner, wchodz�c do salonu, mia�a w oczach jedno wielkie pytanie. Wzi�a Waltera Frommera za r�ce i patrz�c mu g��boko w oczy, zapyta�a: � I co? Co pan o niej my�li? � No c�... � zacz�� Frommer, czuj�c si� nieswojo z tymi unieruchomionymi d�o�mi. � Co mog� powiedzie� po pierwszym kontakcie? Ale je�eli ona utrzymuje, �e widzia�a go i s�yszy g�osy... 42 � S�yszy g�osy? � zdziwi�a si� pani Eltzner. .� Nie wiedzia�am o tym. � No w�a�nie, nie wiemy dok�adnie, co si� z ni� dzieje. Erna Eltzner Matka zostawi�a Ernie bia�� sukienk�, pierwsz� sukienk� Erny si�gaj�c� kostek. Po�o�y�a j� na ��ku i wysz�a. Erna kr�ci�a si� wok� niej niezdecydowana. Mia�a na sobie cienk�, batystow� halk�, zupe�nie now�, kupion� w sklepie, a nie odziedziczon� po Bercie czy Marii. By�a z niej dumna. Stan�a przed lustrem i patrzy�a. Potem podnios�a halk� wysoko do g�ry i zafascynowana ogl�da�a swoje nagie cia�o, a szczeg�lnie miejsce poni�ej p�pka, gdzie pojawi�o si� kilkana�cie ciemnych w�os�w. Jaki� szelest z korytarza sp�oszy� j� i Erna szybko si�gn�a po majtki z nogawkami. Gdy je w�o�y�a, delikatnie podnios�a z ��ka sukienk�. Nie mog�a si� zdecydowa� na jej za�o�enie. Od�wi�tna biel sukienki wydawa�a si� niew�a�ciwa. Kto nosi si� na bia�o, musi mie� dla siebie wiele mi�o�ci, a Erna me lubi�a siebie z powodu tych w�os�w pod brzuchem i krostek na czole. Nie lubi�a siebie za marne w�osy i du�y nos. Gdyby by�a taka jak Berta wtedy mog�aby si� lubi�. W ko�cu jednak w�o�y�a sukienk� przez g�ow�, �eby zaoszcz�dzi� sobie zapinania guzik�w. Wci�gn�a do p�uc powietrze 43 i napinaj�cy si� materia� �cisn�� mocniej jej bol�ce, nabrzmia�e sutki. Podesz�a do lustra bli�ej i zobaczy�a teraz nie siebie, lecz mlecznobia�� plam� sukienki. Sk�ra Erny by�a ciemniejsza i zla�a si� z mrokiem pokoju. Dotkn�a swojej twarzy i przysun�a si� jeszcze bli�ej, tu� do powierzchni szk�a. Jej twarz wydawa�a si� szara i niedoskona�a w por�wnaniu z perfekcyjn� biel� sukienki. Du�y nos, b�yszcz�ce czo�o, w�skie usta, jak narys