9106

Szczegóły
Tytuł 9106
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9106 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9106 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9106 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Richard Cowper Opiekunowie Chocia� klasztor Hautaire g�ruje nad dolin� rzeki Ix od ponad tysi�ca dwustu lat, to kiedy por�wnamy go z wapieniem jurajskim, kt�rego jest uczepiony, wydaje si�, �e wzniesiony zosta� wczoraj. Nawet megality rozsiane na stokach okolicznych wzg�rz starsze s� od opactwa o kilka tysi�cleci. Ale pomimo i� z geologicznego punktu widzenia Hautaire jest ci�gle nowe, to jako dzie�o cz�owieka imponuje staro�ytno�ci�. Przez pierwsze dwa wieki od momentu za�o�enia by�o Hautaire dla wiernych �wi�tyni� pielgrzym�w, p�niej - ju� mniej szcz�liwie - miejscem popasu krzy�owc�w. Do trzynastego wieku zd��y�o pozna� zar�wno t�uste jak i chude lata; w taki w�a�nie trudny czas, pewnego ch�odnego wrze�niowego popo�udnia 1272 roku, siwobrody, ogorza�y cz�owiek wspi�� si� jasn� wst�g� drogi, kt�ra bieg�a zakolami wzd�u� szumi�cej Ix, i r�koje�ci� kostura zapuka� w bramy opactwa. Kr��y�y pog�oski, �e w portach na po�udniu znowu wybuch�a zaraza, wi�c w oku, kt�re przez krat� bacznie si� przygl�da�o samotnemu w�drowcowi, wida� by�o pe�ne obawy napi�cie. W odpowiedzi na wykrzykni�te ��danie przybysz parskn��, zrzuci� energicznie p�aszcz, wyzwoli� si� ze znoszonego sk�rzanego kaftana i uni�s� nagie r�ce. Obracaj�c korpus w obie strony, pokaza� miejsca pod pachami. Za bram� da�a si� s�ysze� szeptana narada, po czym - ze szcz�kiem �a�cuch�w i j�kiem protestu �elaznych rygli - d�bowa furta z wolna i niech�tnie rozwar�a si� do wewn�trz, a m�czyzna przekroczy� jej pr�g. Zakonnik, kt�ry pozwoli� mu wej��, po�pieszy� zaryglowa� bram�. - Dochodz� nas, bracie, wie�ci o zarazie za granic� - wymamrota� dla wyja�nienia. Przybysz wci�gn�� kaftan na ramiona i zwinnymi palami wk�ada� sk�rzane ko�eczki w p�telki. - Jedyn� zaraz� w tych stronach jest ignorancja - zauwa�y� sardonicznie. - Z daleka przybywasz, bracie? - Wystarczaj�co - odburkn�� podr�ny. - Z po�udnia? M�czyzna prze�o�y� r�k� przez rzemie� torby, poprawi� go sobie na ramieniu, a nast�pnie podni�s� kostur. Przypatrywa� si�, jak wiotki, �elazny �a�cuch z powrotem zawisa na skoblu. - Ze wschodu - rzek�. Od�wierny powi�d� go�cia przez wy�o�ony kamiennymi p�ytami dziedziniec, a� do ma�ego pokoju, kt�ry by� ca�kiem pusty, je�li nie liczy� ci�kiego drewnianego sto�u z blatem wspartym na koz�ach. Znajdowa�o si� na nim olbrzymie, oprawne w sk�r� registrum, kamienny ka�amarz i g�sie pi�ro. Zakonnik zmarszczy� brwi, obliza� wargi i uj�wszy pi�ro, zanurzy� je delikatnie w atramencie. Przybysz u�miechn�� si� nieznacznie. - Za pozwoleniem, bracie - mrukn��, po czym wzi�� umaczane pi�ro i napisa� po�piesznym, p�ynnym charakterem: �Meister Sternwarts - seher - ex-Cathay�. Zakonnik wpatrywa� si� w ksi�g� i mozolnie sylabizuj�c zapis, bezg�o�nie porusza� ustami. Kiedy by� w po�owie drugiego s�owa, ciemny rumieniec wyst�pi� mu na szyj�, oblewaj�c po chwili twarz. - Mea culpa, Magister - wymamrota�. - A wi�c s�ysza�e�, bracie, o mistrzu Sternwartsie? Ciekaw jestem co? Gwa�townym, mimowolnym ruchem prostoduszny zakonnik nakre�li� w powietrzu chwiejny znak krzy�a. M�czyzna roze�mia� si�. - Chod�, �wi�ty g�upcze! - wykrzykn�� i kijem grzmotn�� od�wiernego po po�ladkach. - Prowad� mnie do abbe Paulusa, albo zamieni� ci� w salamandr�. W ci�gu siedmiu setek lat, kt�re up�yn�y od czasu, gdy mistrz Sternwarts w�drowa� pod g�r� d�ug�, jasn� drog�, a potem za��da� pos�uchania u abbe Paulusa, widok z po�udniowych okien klasztoru zmieni� si� zadziwiaj�co ma�o. Ponad opadaj�cymi ku morzu stokami odleg�ych wzg�rz chmury o barwie g��bokiego szkar�atu w dalszym ci�gu zsy�a�y w d� swe deszczowe zwiewne sieci, a wysoko nad dolin� rzeki Ix br�zowe i bia�e or�y spiralnym ruchem unosi�y si� leniwie w niewidzialnym s�upie ciep�ego powietrza, kt�ry od czasu, gdy przed milionami lat wzg�rza zosta�y po raz pierwszy ukszta�towane, ka�dego s�onecznego dnia wzbija� si� tam na kszta�t fontanny. Nawet droga, po kt�rej st�pa� Sternwarts, cho� pokryta lepsz� nawierzchni�, nie zmieni�a prawie swego szlaku, a je�eli kilka z nadrzecznych p�l powi�kszy�o si�, wch�aniaj�c inne. najbli�ej po�o�one, ta mozaika kamiennych murk�w najwyra�niej by�a od wiek�w taka sama. Jedynie szereg s�up�w wysokiego napi�cia - kt�re kroczy�y w poprzek doliny na jednym z etap�w swego marszu od zapory wodnej w wysokich g�rach, trzydzie�ci mil na p�noc - obwieszcza�, �e mamy do czynienia z wiekiem dwudziestym. Spogl�daj�c w d� z okna biblioteki Hautaire, Spindrift zauwa�y� oddalona, niewielka posta�, kt�ra z trudem pokonywa�a d�ugie wzniesienie; zobaczy� �wiat�o s�oneczne po�yskuj�ce w jasnych w�osach, jakby w py�ku z�otego kurzu, i przy�apa� si� na tym, �e wspomina brygady ludzi w bia�ych he�mach, z ow� �oskocz�c� machin�, kt�rzy zjawili si�, by wznie�� te gigantyczne s�upy. Przypomnia� sobie, jak bracia rozprawiali o zuchwa�ym wtargni�ciu w ich zacisze. Wszyscy byli w�wczas zgodni, �e ju� nigdy nie b�dzie tak jak kiedy�. Ale sta�o si� faktem, �e w ci�gu kilku kr�tkich miesi�cy przywykli do nowego stanu rzeczy i teraz Spindrift nie mia� wcale pewno�ci, czy by�by w stanie przypomnie� sobie dok�adnie, jak dolina wygl�da�o przed nastaniem s�up�w. �A to dziwne� zastanowi� si�, bo w pami�ci bardzo wyra�nie mia� ten moment, gdy pierwszy raz skierowa� wzrok na Hautaire, a wtedy z pewno�ci� s�upy tam jeszcze nie sta�y. By� maj 1923 roku. Przyjecha� rowerem z wybrze�a, ze swym skromnym dobytkiem, kt�ry zmie�ci� w dw�ch koszach zawieszonych na baga�niku. Przez ostatnich sze�� miesi�cy gromadzi� strz�py materia��w do projektowanej pracy doktorskiej na temat �ycia i dzie� zagadkowego �mistrza Sternwartsa�. Napisa� do opata Hautaire, powodowany nie�mia�� nadziej�, �e w klasztornych archiwach m�g� zachowa� si� jeszcze �lad prawdopodobnej wizyty mistrza. Wyja�ni�, �e ma pewne podstawy, by sadzi�, i� Sternwarts m�g� odwiedzi� Hautaire, ale �e jego dowody s�, rzecz jasna, nad wyraz w�t�e, bo oparte na jednej jedynej tajemniczej wzmiance w li�cie datowanym z 1274 roku, a wys�anym przez mistrza do jednego z przyjaci� w Bazylei. Na zapytanie Spindrifta odpowiedzia� wreszcie niejaki brat Roderigo, kt�ry wyja�ni�, �e jemu, jako opiekunowi biblioteki klasztornej, abbe Ferzand przekaza� list monsieur Spindrifta. Zawarta tam pro�ba, pisa� dalej, nadzwyczaj go zaciekawi�a, bowiem przez wszystkie lata, gdy zajmowa� si� bibliotek� opactwa, nikt nigdy nie okaza� najmniejszego zainteresowania mistrzem Sternwartsem; w istocie, o ile mu wiadomo, on, czyli brat Roderigo, i abbe Ferzand s� jedynymi �yj�cymi lud�mi, kt�rzy wiedza, �e w trzynastym wieku mistrz prze�y� swoje ostatnie lata jako honorowy go�� opactwa, i �e wed�ug wszelkiego prawdopodobie�stwa pracowa� w tej bibliotece, w kt�rej w�a�nie pisany jest niniejszy list. Zako�czy� ciep�ym zapewnieniem, �e wszelkie informacje dotycz�ce mistrza, jakie uzyska� w ci�gu minionych lat, s� do dyspozycji monsieur Spindrifta. Spindrift ledwie m�g� uwierzy� w swoje szcz�cie. Tylko zadziwiaj�cy przypadek sprawi�, �e dane mu by�o odkry� przede wszystkim �w list w Bazylei, jedyny ocala�y z korespondencji, kt�rej przysz�o sko�czy� w piecach inkwizycji. Teraz zdawa�a si� pojawia� realna nadzieja, �e skromny zbi�r zachowanych dzie� mistrza mo�e zosta� rozszerzony poza gnomiczne apoftegmaty z �Illuminatum�! Odpisa� poczt� zwrotn�, podsuwaj�c nie�mia�o, czy nie pozwolono by mu przypadkiem odwiedzi� klasztoru osobi�cie, a�eby m�g� dost�pi� nieocenionej przyjemno�ci porozmawiania z bratem Roderigo. W odpowiedzi nadesz�o zaproszenie nak�aniaj�ce go do sp�dzenia w opactwie dowolnie d�ugiego czasu, w charakterze �wieckiego go�cia. Gdyby w owych odleg�ych dniach zapytano Marcusa Spindrifta w co wierzy, poj�ciem, jakiego z pewno�ci� by nie wymieni�, by�o przeznaczenie. Przetrwa� wojn�, by ujawni� si� jako podporucznik intendentury, a po demobilizacji wr�ci� nie trac�c czasu do swej pierwszej mi�o�ci, filozofii �redniowiecznej. Bezmy�lna rze�, kt�r� z ubocza przysz�o mu obserwowa�, wzmog�a w nim zainteresowanie pracami wczesnych mistyk�w chrze�cija�skich, ze szczeg�lnym uwzgl�dnieniem bons hommes herezji albigens�w. Przedzieranie si� przez wiekow�, r�cznie pisan� kopi� �Illuminatum� Sternwartsa w roztrzaskanym pociskami prezibterium Armentieres, w kwietniu 1918 roku, oddzia�a�o na Spindrifta jak autentyczne objawienie duchowe. By�o co� intryguj�cego w my�li mistrza, co wo�a�o ku niemu poprzez otch�a� wiek�w; w�a�nie tam i wtedy postanowi�, �e skoro na tyle dopisa�o mu szcz�cie, i� bez szwanku wyszed� z wojennej masakry, to dzie�em swego �ycia uczyni nadanie formy i substancji owej tajemniczej obecno�ci, kt�ra wyczuwa� skryt� za �Illuminatum�, utajon� jak u�miech na ustach Giocondy. Jednak�e do momentu otrzymania listu brata Roderigo Spindrift pierwszy by przyzna�, �e prowadzone przez niego poszukiwania niezbitego dowodu, i� mistrz �y� kiedy� naprawd�, obrodzi�y jednym zaledwie, drobnym ziarenkiem domniemanego �faktu� - w ca�ym korcu niepewno�ci. Najwyra�niej nie tylko nigdy nie przejawiano jakiegokolwiek zainteresowania tym, czy Sternwarts w og�le istnia�, ale w og�le o nim nie s�yszano. Zaiste, kiedy kolejne drzwi zatrzaskiwa�y si� Spindriftowi przed nosem, spostrzeg�, �e dochodzi do przygn�biaj�cego wniosku, i� Republika Weimarska i zaranie wiek�w �rednich nie maj� wcale tak ma�o wsp�lnego. Jednak�e - i tu paradoks - gdy jedne po drugich nik�e tropy zawodzi�y i rozp�ywa�y si� w m�tnej, stoj�cej wodzie �redniowiecznych pog�osek, Spindrift u�wiadomi� sobie rosn�ce w nim przekonanie, �e nie do��, i� Sternwarts istnia�, ale w dodatku on sam, w jaki� tajemniczy spos�b zosta� wybrany, by tego dowie��. Ostatniej nocy przed wyruszeniem w ko�cowy etap podr�y do Hautaire le�a� rozbudzony w swoim wojskowym �piworze i nagle zda� sobie spraw�, �e przesuwa mu si� w my�li zadziwiaj�cy �a�cuch przypadk�w, kt�re zawiod�y go na to w�a�nie miejsce, w tym w�a�nie czasie: pocz�tkowe mozolenie si� nad �Illuninatum�, odkrycie tajemniczej wzmianki, kt�ra skojarzy�a Sternwartsa z Johannesem z Bazylei, wreszcie - co najbardziej zdumiewaj�ce - natrafienie w Bazylei na �w jedyny, decyduj�cy list od Johannesa, w��czony jako usztywnienie ok�adki do oprawnego w jeden tom zbioru m�w arcyheretyka Micha�a Servetusa. We wszystkich decyduj�cych momentach jak gdyby popychany by� w okre�lonym kierunku, dzi�ki czemu natrafia� z powrotem na �lad. - S�dziwy mistrzu - powiedzia� niewyra�nie na g�os - czy to ja szukam ciebie, czy ty szukasz mnie? Wysoko w g�rze spadaj�cy pionowo meteoryt nakre�li� diamentow� smug� na oszronionym gwiazdami, pe�nym nieba oknie. Spindrift u�miechn�� si� niepewnie i z powrotem u�o�y� do snu. Dok�adnie w po�udnie nast�pnego dnia peda�owa� z wysi�kiem na zakr�cie biegn�cej do�em drogi, gdy pierwsze spojrzenie na odleg�e opactwo wynagrodzi�o mu ca�y trud. Z pe�nym ulgi westchnieniem zsiad� z roweru, dysz�c opar� si� o kierownic� i popatrzy� na dolin�. To, co zobaczy�, zosta�y przed oczami jego duszy niezmiennie ostre i wyra�ne - a� do dnia �mierci. Dachy, ongi� pokryte czerwon� dach�wk�, n�kane wytrwale po�udniowym s�o�cem wyblak�y, przybieraj�c jasnobr�zow� barw�, a faluj�ce w mgie�ce upa�u Hautaire wydawa�o si�, mimo swej pot�nej bry�y, dziwnie niematerialne. Za nim g�ry ros�y spi�trzonymi masywami ku p�nocnemu niebu bez chmur - delikatne i b��kitne. Gdy Spindrift wpatrywa� si� w opactwo, przysz�a mu do g�owy zaskakuj�ca my�l, �e ca�a budowla jest po prostu uwi�zana do ska�, jak jaki� dziwny, wybudowany z kamienia statek powietrzny. Sta�a osobliwie skr�cona, a niekt�re przypory wspieraj�ce roma�ska kopu�� zdawa�y si� by� doklejone jakby po namy�le. Mrugn�� powiekami i zniekszta�cenie obrazu ust�pi�o. Masywna budowla wy�oni�a si� znowu tak solidna i jednolita, jak ka�dy gmach, kt�ry nieporuszony stoi szcz�liwie od ponad tysi�ca lat. Spindrift wydoby� z kieszeni chustk�, otar� pot z czo�a, po czym wsiad� z powrotem na rower i odepchn�� si�, rozpoczynaj�c ko�cowy odcinek podr�y. Pi�tna�cie minut p�niej, gdy wprowadzi� ju� sw�j pojazd na ostatni� strom� pochy�o��, ma�y, przypominaj�cy ptaka zakonnik w wyp�owia�ym br�zowym habicie wybieg� podekscytowany z cienia portyku i z ramionami otwartymi w powitalnym ge�cie p�dzi� ku spoconemu rowerzy�cie. - Witam, se?or Spindrift! - wykrzykn��. - Spodziewam si� pana od p� godziny. Spindrift odczuwa� jeszcze nieco oszo�omienie wywo�ane jazd� przy upale i kurzu, ale by� absolutnie pewien, �e nie ustala� �adnego konkretnego dnia swego przyjazdu, chocia�by dlatego, �e nie by� w stanie przewidzie�, ile czasu zajmie mu podr� ze Szwajcarii. U�miechn�� si� i potrz�sn�� wyci�gni�t� d�oni�. - Brat Roderigo? - Oczywi�cie, oczywi�cie - za�mia� si� ma�y zakonnik i popatruj�c na rower Spindrifta zauwa�y�: - Wi�c uda�o im si� zreperowa� pa�skie ko�o? Spindrift spojrza� zdziwiony. - No, tak - odrzek�. - Ale sk�d...? - Och, ale� pan musi by� zgrzany i zm�czony, se?or! Prosz� wej�� do Hautaire, tam jest ch�odno. Chwytaj�c pojazd Spindrifta, potoczy� go �wawo poprzez dziedziniec i bram� wzd�u� wyk�adanego kamiennymi p�ytami przej�cia, by wreszcie oprze� go o mur klasztorny. Id�c nieco z ty�u, Spindrift rozgl�da� si� ciekawie. W ci�gu minionych sze�ciu miesi�cy odwiedzi� wiele budowli sakralnych, ale w�r�d nich nie by�o �adnej, kt�ra da�aby mu to wszechogarniaj�ce, ponadczasowe uspokojenie, jakie napotka� w�a�nie tutaj. Po�rodku klasztornego podw�rca bij�ca w g�r� woda sp�ywa�a do p�ytkiej misy wapiennej. Gdy przelewa�a si� przez brzegi, cienkie, faluj�ce strumyczki spada�y z melodyjnym dzwonieniem do g��bokiej czaszy poni�ej. Spindrift wyszed� wolno na skwarne s�o�ce, po czym spojrza� w d� na zmarszczone odbicie swojej zakurzonej, pokrytej stru�kami potu twarzy. W chwil� p�niej do jego wizerunku przy��czy�a si� twarz u�miechni�tego brata Roderigo. - Ta woda sp�ywa za �r�d�a na stoku - poinformowa� go zakonnik. - Przep�ywa przez te same rury, kt�re pierwotnie u�o�yli Rzymianie. Jak dot�d, nigdy nie s�yszano, �eby wysch�a. Na wewn�trznym, ocienionym brzegu czaszy sta� metalowy kubek. Zakonnik zanurzy� go w wodzie i wr�czy� Spindriftawi. Ten u�miechn�� si� w podzi�ce i wzni�s�szy do warg, wypi�. Dozna� wra�enia, �e jeszcze nigdy w �yciu nie smakowa� czego� tak znakomitego. Osuszy� kubek i odda� go z powrotem, zauwa�aj�c jednocze�nie, �e towarzysz kiwa g�ow�, jakby przyznaj�c komu� racj�. Spindrift u�miechn�� si� pytaj�co. - Tak - westchn�� brat Roderigo - przyjecha� pan. Akurat tak, jak powiedzia�. Uczucie zagubienia, kt�rego Spindrift do�wiadcza� od momentu, gdy postawi� stop� w Hautaire, utrzymywa�o si� przez ca�y pierwszy tydzie� pobytu. Winien by� temu g��wnie brat Roderigo. Ma�emu zakonnikowi uda�o si� w jaki� trudny do wyt�umaczenia spos�b obudzi� w go�ciu narastaj�c� pewno��, �e jego poszukiwanie nieuchwytnego mistrza Sternwartsa osi�gn�o zamierzony cel; �e to, o co chodzi�o Spindriftowi, ukryte jest gdzie� tutaj, w Hautaire, zagrzebane w�r�d zbutwia�ych manuskrypt�w i inkunabu��w, kt�re zape�nia�y d�bowe p�ki i kamienne wn�ki klasztornej biblioteki. Zgodnie z obietnic�, bibliotekarz roz�o�y� przed Spindriftem ca�� dokumentacj�, jak� sam przez ca�e lata zgromadzi�, poczynaj�c od wyblak�ej pozycji w trzynastowiecznym registrum. Wsp�lnie przygl�dali si� niesamowitemu zapisowi. - Z Cathay - zaduma� si� Spindrift. - Czy�by to by� �art? Brat Roderigo skrzywi� si�. - By� mo�e - odpar�. - Ale jest to bez w�tpienia r�ka mistrza. Oczywi�cie mog�o mu po prostu zale�e� na wprowadzeniu braci w b��d. - Wierzy pan w to? - Nie - odrzek� zakonnik. - Jestem pewien, �e to, co tam zapisano, jest prawd�. Mistrz Sternwarts powr�ci� w�a�nie z pielgrzymki �ladami Apolloniosa z Tiany. Poprzez dziesi�� lat mieszka� i studiowa� na Wschodzie. Pomkn�� do odleg�ej p�ki, �ci�gn�� oprawny tom in folio, zdmuchn�� z niego kurz, zakaszla� nie mog�c z�apa� tchu, a nast�pnie po�o�y� ksi�g� przed Spindriftem. - Wszystkie dowody s� tutaj - wysapa� z za�enowanym u�miechem. - W�asnor�cznie oprawi�em te arkusze jakie� trzydzie�ci lat temu. Pami�tam, jak w swoim czasie my�la�em, �e stanowi�yby pasjonuj�cy komentarz do ��ywotu Apolloniosa z Tiany� Filostrata. Spindrift otworzy� ksi�g� i przeczyta� kr�tkie, zamaszy�cie napisane prolegomena: �B�d�c zatem w czterdziestym dziewi�tym roku �ycia, zdr�w na umy�le i krzepki na ciele, ja, Pater Sternwarts, poszukiwacz Prawd Odwiecznych, odmieniony przez przyjaci�, �cigany przez wrog�w, wyruszy�em z Wurzburga do Starej Budy. Poni�ej nast�puje prawdziwa opowie�� o wszystkim, co mi si� przydarzy�o, i o moim niezwyk�ym pobycie w Dalekim Cathay, spisana w�asn� moj� r�k� w Opactwie Hautaire w roku pa�skim 1273�. Spindrift uni�s� wzrok znad stronicy, a potem wyda� g��bokie, przepe�nione szcz�ciem westchnienie. Brat Roderigo pokiwa� g�ow�. - Wiem, m�j przyjacielu - odezwa� si�. - Nie musisz mi m�wi�. Zostawi� ci� z nim sam na sam. Ale Spindrift odwraca� ju� pierwsza kart�. Owego wieczoru, przychylaj�c si� do propozycji brata Roderigo, Spindrlft wybra� si� z nim na stok g�ruj�cy ponad Hautaire. Wspinaczka by�a powolna, poniewa�, aby z�apa� oddech, brat Roderigo musia� co jakie� pi��dziesi�t krok�w przystawa� na moment. Wtedy to Spindrift zda� sobie spraw�, �e ma�y, przyjazny zakonnik jest chory. Pod inteligentnym i ch�tnym u�miechem wyryte mia� g��bokie bruzdy starego, znajomego b�lu. Go�� zaproponowa� delikatnie, �eby mo�e po prostu usiedli tam, gdzie akurat si� zatrzymali, ale brat Roderigo nie chcia� o tym s�ysze�. - Nie, nie, drogi panie Spindrift - wzbrania� si� �api�c oddech. - Co� musz� panu pokaza�. Co�, co ma g��boki zwi�zek z naszym wsp�lnym poszukiwaniem. Po jakich� dwudziestu minutach dotarli do jednego z powalonych menhir�w, kt�re tworzy�y wok� opactwa rodzaj ogromnego naszyjnika. Tam brat Roderigo przystan�� i jakby prosz�c o wyrozumia�o��, poklepa� si� w faluj�c� pier�. - Prosz� mi powiedzie�, se?or - wysapa� - co pan szczerze s�dzi na temat Apolloniosa z Tiany? Spindrift roz�o�y� r�ce w ge�cie, kt�ry by� zar�wno wymijaj�cy, jak i pe�en pokory. - Prawd� powiedziawszy, trudno by�oby powiedzie�, �e w og�le mam tu jakie� zdanie - wyzna�. - Oczywi�cie wiem, �e Filostrat ro�ci� sobie jakie� wyj�tkowe prawa do jego osoby. - Natomiast samemu Apolloniosowi chodzi�o tylko o jedno. Ale nie by�a to b�ahostka. Twierdzi�, �e posiada zdolno�� przewidywania przysz�o�ci. - Tak? - spyta� ostro�nie Spindrift. - Nadzwyczajna trafno�� owych proroctw doprowadzi�a do zatargu mi�dzy nim a cesarzem Neronem. Apolionios, przewidziawszy skutki nieporozumienia, ju� wcze�niej wycofa� si� przezornie do Efezu, zanim potw�r zdo�a� zrobi� przeciw niemu jakikolwiek ruch. Spindrift u�miechn�� si�. - Jasnowidztwo w widomy spos�b dowiod�o swego praktycznego zastosowania. - I tak, i nie - odpar� brat Roderigo, nie zwa�aj�c na ironi�. - Czy w �Biographii� mistrza doszed� pan do fragmentu, gdzie m�wi on o Praemonitiones? - A istniej� rzeczywi�cie? Wydawa�o si�, �e ma�y zakonnik zamierza w�a�nie co� odpowiedzie�, gdy nagle jakby si� rozmy�li�. - Prosz� spojrze� - odezwa� si�, zataczaj�c r�k� woko�o. - Widzi pan, jak Hautaire usytuowane jest w samym �rodku tego kr�gu? - Ha, rzeczywi�cie - zgodzi� si� Spindrift. - My�l�, �e nieprzypadkowo. - Tak? - R�wnie� dla mistrza nie by�o to dzie�o przypadku - powiedzia� brat Roderigo z u�miechem. - Wykre�lanie promieni zaj�o mu ca�y rok. Gdzie� jest mapa, kt�ra narysowa�. - Do czego chcia� doj��? - Pr�bowa� umiejscowi� splot Apolloniosa. - ? - Poj�cie pozbawione jest znaczenia, chyba �e kto� got�w jest przyj�� jasnowidztwo za rzecz mo�liw�. - Aha! - ostro�nie zareagowa� Spindrift. - A czy znalaz� to, czego poszukiwa�? - Tak - zwyczajnie odpowiedzia� brat Roderigo. - Tam. Wskaza� w d�, na opactwo. - I co by�o potem? - dowiadywa� si� Spindrift ciekawie. Brat Roderigo przygryz� g�rn� warg� i zmarszczy� brwi. - Nam�wi� abbe Paulusa, �eby wybudowa� mu obserwatorium, czyli oculusa, jak je nazywa�. - I co chcia� z niego obserwowa�? - W nim - poprawi� brat Rederigo, u�miechaj�c si� nieznacznie. - Nie mia�o okien. - Zdumiewa mnie ksi�dz - powiedzia� Spindrift kr�c�c g�ow�. - Czy ono jeszcze istnieje? - Tak. - By�bym bardzo rad je zobaczy�. Czy jest taka mo�liwo��? - Owszem - przyzna� zakonnik. - Musieliby�my otrzyma� zezwolenie opata. Jednak�e, ja... - Przerwa� nagle, opanowany gwa�townym napadem kaszlu, od kt�rego twarz mu poszarza�a. Spindrift, powa�nie zaniepokojony, delikatnie poklepa� towarzysza w plecy i poczu� si� absolutnie bezsilny. Wreszcie ma�y zakonnik odzyska� oddech i dr��c� r�k� otar� stru�k� �liny z zsinia�ych warg. Z przera�eniem Spindrift ujrza� na bia�ej chusteczce �lady krwi. - Czy nie by�oby lepiej, by�my ju� wracali? - zaproponowa� z trosk�. Brat Roderigo skin�� ulegle g�ow�; pozwoli� Spindriftowi wzi�� si� pod r�k� i pom�c sobie przy schodzeniu �cie�k�. Gdy byli gdzie� w po�owie drogi, dosta� nast�pnego ataku kaszlu, po kt�rym zrobi� si� blady i zdyszany. Spindrift, teraz ju� na dobre przestraszony, uwa�a�, �e musi i�� do opactwa i sprowadzi� pomoc, ale zakonnik nie chcia� o tym s�ysze�. Kiedy ju� doszed� de siebie na tyle, by m�c i��, wyszepta� chrapliwie: - Obiecuj� pom�wi� z opatem o oculusie. Spindrift zaprotestowa�, �e nie ma po�piechu, ale brat Roderigo uparcie potrz�sa� g�ow�. - Na szcz�cie, przyjacielu, odpowiedni czas nie min��. Mamy go jeszcze dosy�. W trzy dni p�niej brat Roderigo ju� nie �y�. Spindrift wzi�� udzia� w mszy �a�obnej za przyjaciela, po czym pod��y� na g�r� do biblioteki i przez d�u�szy czas siedzia� tam samotnie. Dzie� szybko dogasa�, a w dolinie Ix zaczyna� hula� mistral. Spindrift m�g� s�ysze�, jak wzdycha wok� przyp�r i zawodzi po�r�d szczelin w kruszej�cych murach z kamienia. Rozmy�la� o Roderigu, le��cym teraz na stoku wzg�rza w p�ytkim, bezimiennnym grobie. �Cel, kt�rego poszukujesz, ukryty jest w tobie samym�. Zastanawia� si�, co sk�oni�o opata, aby do requiem wybra� ten w�a�nie wiersz z �Illuminatum�, i podejrzewa�, �e by� w�r�d obecnych jedyn� osob�, kt�ra rozpozna�a jego �r�d�o. Rozleg�o si� pe�ne rewerencji stukanie do drzwi biblioteki, po czym ukaza� si� m�ody nowicjusz, nios�cy w r�ku ma��, okut� metalem kasetk�. Umie�ci� j� na stole przed Spindriftem, z kieszeni wydoby� klucz i po�o�y� go ko�o skrzyneczki. - Ojciec prze�o�ony poleci� przynie�� to panu - oznajmi�. - To by�o w celi brata Roderigo. - Sk�oni� nieznacznie g�ow�, odwr�ci� si� i wyszed�, �agodnie zamykaj�c za sob� drzwi. Spindrift wzi�� klucz i obejrza� go z zainteresowaniem. By� zupe�nie niepodobny do wszystkich, jakie dot�d widzia�, wykuty jakby w kszta�cie ozdobnego, podw�jcie zako�czonego znaku zapytania. Spindrift nie umia� powiedzie�, ile klucz mo�e mie� lat ani nawet z czego jest wykonany. Wygl�da�o to na jaki� stop - mo�e cyn� z o�owiem? - nie by�o na nim jednak dostrzegalnej patyny czasu. Od�o�y� klucz z powrotem i przysun�� kasetk�. Mia�a oko�o trzydziestu centymetr�w d�ugo�ci, jakie� dwadzie�cia szeroko�ci i mo�e, pi�tna�cie g��boko�ci. D�bowe wieczko, bogato zdobione srebrn� inkrustracj� i mosi�nymi �wiekami, by�o lekko wypuk�e. Spindrift uni�s� skrzynk� i delikatnie ni� potrz�sn��. Us�ysza�, jak w �rodku co� przesuwa si� dooko�a, uderzaj�c mi�kko o �cianki. Nie mia� w�tpliwo�ci, �e ta ten dziwny klucz otwiera szkatu�k�, ale kiedy zechcia� si� nim pos�u�y�, nie znalaz� odpowiedniej dziurki. Obejrza� sp�d. Przy s�cz�cym si� przez zachodnie okna, gasn�cym ju� �wietle dojrza� jedynie wyryty pentagram i rzymskie cyfry oznaczaj�ce rok 1274. Mia� wyra�nie przy�pieszony puls, kiedy pop�dzi� w odleg�y k�t biblioteki i, przyni�s� stamt�d �elazny lichtarz. Zapali� �wiec�, ulokowa� j� ko�o skrzyneczki i ustawi� tak, �e �wiat�o pada�o wprost na wieczko. I wtedy zauwa�y�, �e fragment srebrnego zdobienia pasuje do tego, co przedtem uzna� za uchwyt klucza. Nacisn�� inkrustacj� i wyda�o mu si�, �e nieznacznie ust�pi�a pod opuszkami palc�w. Znowu wzi�� klucz, umie�ci� go w ten spos�b, �e wz�r pokrywa� si� dok�adnie z rysunkiem inkrustacji, a nast�pnie przycisn�� na pr�b�. Rozleg�o si� ciche stukni�cie i poczu�, jak wieczko, wbrew oporowi r�ki, samo unosi si� ku g�rze. Wyj�� klucz i pu�ci� wieczko do ty�u, tak �e opar�o si� na zawiasach. Wewn�trz skrzynki le�a�a ksi�ga oprawna w welin oraz g�sie pi�ro. Spindrift wytar� palce o r�kaw i z bij�cym sercem zanurzywszy d�o� w szkatu�ce, wydoby� z niej ksi�g�. Kiedy blask �wiecy pad� uko�nie na ok�adk�, uda�o mu si� odczyta� wyblak�e, sepi� pisane litery, kt�re sk�ada�y si� na s�owo PRAEMONITIONES, a poni�ej widnia�o pisane ciemniejszym atramentem pytanie: �Auis custodiet ipsos custodes?� Spindrift podni�s� wzrok na �wiec�. - Kt� pilnowa� b�dzie samych stra�nik�w? - powiedzia� do siebie. - Rzeczywi�cie, kto? Wiatr j�kn�� i zaskowycza� za ciemnymi teraz szybami, a z wie�y opactwa rozbrzmiewa� zacz�� dzwon na nieszpory. Spindrift wzdrygn�� si� gwa�townie, po czym odwr�ci� ok�adk� ksi�gi. Kto�, mo�e nawet sam Peter Sternwarts, przyszy� do pustej kartki arkusz z�o�onego pergaminu. Spindrift roz�o�y� go ostro�nie i przygl�da� si� czemu�, co na pierwszy rzut oka wygl�da�o jak niezrozumia�a paj�cza sie� precyzyjnie wyrysowanych linii. Ledwie chwil� si� w ni� wpatrywa�, gdy za�wita�o mu w g�owie, �e zasadniczy rysunek uderzaj�co przypomina wz�r na wieczku kasetki i nale��cy do niej klucz o zadziwiaj�cym kszta�cie. By�o jednak co� jeszcze, co�, co dr��y�o jego pami��, o czym wiedzia�, �e gdzie� kiedy� mia� to przed oczami. I nagle znalaz�: spl�tany, spiralny wz�r w megalicie, wy��obiony na skalnej �cianie w pobli�u. Tintagael w Kornwalii; tutaj by�y dok�adnie te same wygi�te i podwojone znaki w kszta�cie litery S, kt�re niegdy� wyda�y si� jego m�odzie�czej wyobra�ni gigantycznymi odciskami kciuk�w w granicie. Ledwie zd��y�o si� wy�oni� to wspomnienie, gdy Spindrift skojarzy� �w graficzny labirynt z poga�skimi menhirami, rozsianymi na wzg�rzach wok� Hautaire. Czy� mog�a to by� mapa, o kt�rej napomkn�� Roderigo? Przybli�y� pergamin do drgaj�cego p�omienia �wiecy i od razu spostrzeg� pier�cie� drobnych k�eczek, kt�ry stanowi� obw�d umieszczonego centralnie wiruj�cego kszta�tu. Od ka�dego z k�eczek poprowadzone by�y delikatne linie, kt�re przechodz�c przez wir, spotyka�y si� w jego �rodku. Spindrift by� teraz pewien, �e to, co trzyma w r�kach, jest jak�� tajemn� map� Hautaire i jego najbli�szych okolic, ale tam, gdzie powinno by� wskazane samo opactwo, co� malutkimi literami napisano. Akurat w miejscu, gdzie pergamin by� po�rodku, z�o�ony na krzy�. Spindrift zmru�y� powieki i uzmys�owi� sobie, �e jest w stanie odczyta� jedynie wyrazy �tempus� i �pons� - albo mo�e �fons� - wraz ze s�owem, kt�re r�wnie dobrze mo�na by�o odczyta� jako �cave�, jak i �carpe�. �Czas�, �most�, czy mo�e ��r�d�o�. I co poza tym? �Strze� si�? �Korzystaj�? Przygn�biony potrz�sn�� g�ow� i zrezygnowa�, jako �e trud pr�ny. Z�o�y� map� z powrotem i odwr�ciwszy kartk�, zacz�� czyta�. Kiedy dotar� do ostatniej strony, �wieca zmala�a do kapi�cego ogarka, a on sam dotkliwie odczuwa� przera�liwy b�l g�owy. Ukry� twarz w d�oniach i czeka�, a� pulsowanie za oczami uspokoi si�. O ile mu by�o wiadomo, upi� si� w �yciu zaledwie raz, a zdarzy�o si� to z okazji dwudziestych pierwszych urodzin. Nie by�y owe wra�enia mi�e. Wspomnienie �wiata ko�ysz�cego si� w posadach pozosta�o jednym z najbardziej nieprzyjemnych. Przypomnia� sobie, jak my�li przenosi�y si� w zamroczeniu z jednego w�t�ego punktu zaczepienia na inny. Rzecz jasna, z t� ksi�g� to mistyfikacja, nadzwyczaj wymy�lna, bezsensowna mistyfikacja. Musia�a ni� by�! A jednak l�ka� si�, �e nie, �e mo�e to, on w�a�nie przeczyta�, nie jest w istocie niczym innym, jak �redniowiecznym proroczym tekstem o tak nieprawdopodobnej trafno�ci, �e z ka�dej racjonalistycznej filozofii stworzonej przez cz�owieka czyni� zupe�n� niedorzeczno��. Kto raz przeczyta� �Praemonitianes�, jak Alicja przechodzi� na drug� stron� zwierciad�a, w �wiat, gdzie tylko niemo�liwe jest mo�liwe. Ale jak to si� dzia�o? Na Boga, jak? Spindrift usun�� r�ce sprzed oczu, otworzy� ksi�g� na chybi� trafi� i przy odrobinie �wiat�a, kt�ra pozosta�o w chybotliwym p�omieniu �wiecy, raz jeszcze przeczyta�, jak w roku 1492 Cristobal Colon, nawigator z Genui, ust�piwszy wobec nakaz�w m�drca Chang Henga, w dniu wygnania �yd�w z Hiszpanii wyruszy� �egluj�c na zach�d. Powr�ci� nast�pnego roku, obci��ony skarbami i �w towarzystwie tych, kt�rych nazywa� Indianami, ale kt�rzy w rzeczywisto�ci wcale nimi nie byli�. W tym momencie �wieca rozb�ys�a gwa�townie i zgas�a. Nast�pnego ranka Spindrift poprosi� o pos�uchanie u opata. Udzielono mu zgody. Zabra� ze sob� drewnian� szkatu�k� i tajemniczy klucz. Powieki mia� zaczerwienione, oczy przekrwione, a ciemne pod nimi si�ce �wiadczy�y o nie przespanej nocy. Abbe Ferzand mia� niewiele ponad pi��dziesi�t lat - by� to ros�y m�czyzna o przenikliwym spojrzeniu, popielato siwych w�osach i krzaczastych brwiach. Trzyma� si� bardzo prosto; uderzy�o to Spindrifta, jako �e w owej postawie by�o co� wi�cej ni� zwyk�y wojskowy styl. Mia� na sobie br�zowy habit swojego zakonu i jedynie prosty, mosi�ny krzy�, zawieszony na ozdobionym paciorkami sk�rzanym rzemieniu, kt�ry okala� szyj�, odr�nia� go od innych zakonnik�w. U�miechn�� si�, kiedy Spindrift wszed� do pokoju, nast�pnie podni�s� si� zza sto�u i wyci�gn�� r�k�. Spindrift, zmieszany przez moment, wetkn�� kasetk� pod lewe rami�, po czym potrz�sn�� wyci�gni�t� d�oni�. - W jaki spos�b mog� by� panu pomocny, monsieur Spindrift? Ten zaczerpn�� powietrza, uchwyci� skrzynk� w obie r�ce i trzyma� j� przed sob�. - Abbe Ferzand, ja... - zacz��, po czym g�os mu si� urwa�. W k�cikach ust opata b��ka� si� cie� u�miechu. - Tak? - zach�ca� �agodnie. - Sir! - wybuchn�� Spindrift - czy wie pan, co jest tutaj w �rodku? - Tak - odpowiedzia� opat. - Zdaje mi si�, �e wiem. - W takim razie dlaczego przys�a� to pan do mnie! - Brat Roderigo chcia�, �ebym to zrobi�. Takie by�o jedno z jego ostatnich �ycze�. - Ksi�ga jest oczywi�cie fa�szerstwem. Ale pan musi przecie� o tym wiedzie�. - Wi�c taka jest pa�ska opinia, monsieur? - Oczywi�cie. - Sk�d jednak ta pewno��? - Ale�! - wykrzykn�� Spindrift - poniewa� to musi by� fa�szerstwo! - Jednak�e prorocy byli zawsze - odpar� �agodnie opat. I wszyscy oni przepowiadali przysz�o��. Spindrift machn�� woln� r�k�. - Nostradamus, chce pan powiedzie�? Mgliste wieloznaczno�ci. Przepowiednie nieszcz��, kt�re mo�na by�o interpretowa� tak, by pasowa�y do jakiejkolwiek niesprzyjaj�cej okoliczno�ci. Ale to... Opat pokiwa� zgodnie g�ow�. - Prosz� wybaczy�, �e zapytam, monsieur - powiedzia� ale co tak naprawd� przywiod�o pana do Hautaire? Spindrift umie�ci� kasetk� przed sob� na biurku, a klucz po�o�y� obok. Kiedy to robi�, nie po raz pierwszy zda� sobie spraw�, �e na pytanie, kt�re stawia� abbe Ferzand, nie mog�o by� prostej odpowiedzi. - Wydaje mi si�, �e g��wnie �Illuminatum� Petera Sternwartsa - wyzna�. - Czu�em potrzeb� dowiedzenia si� o autorze wszystkiego, na ile mnie by�o sta�. Opat zdawa� si� duma� nad t� odpowiedzi�; potem obr�ci� si� na obutej w sanda� pi�cie, podszed� do szafy bibliotecznej, otworzy� j� i wydoby� jaki� inny oprawny w welin tom, z wygl�du przypominaj�cy ten, kt�ry Spindrift od�o�y� do skrzyneczki. Opat zamkn�� drzwi biblioteki, po czym sta� przez chwil�, stukaj�c ksi��k� o koniuszki palc�w. Wreszcie odwr�ci� si� do Spindrifta. - Przyjmuj�, �e przestudiowa� pan �Praemonitiones�, monsieur Spindrift? Ten przytakn�� g�ow�. - W takim razie przypomni pan sobie mo�e, �e zawarte tam przepowiednie ko�cz� si� na wojnie prusko-francuskiej. Je�eli mnie pami�� nie myli, ostatni zapis dotyczy poddania si� Bazaine�a w Metzu w pa�dzierniku 1870 roku, kapitulacji Pary�a w 1871 i podpisania uk�adu we Frankfurcie nad Menem dziesi�tego maja tego� roku? - Tak - przyzna� Spindrift - zgadza si� w zupe�no�ci. Opat otworzy� trzyman� ksi��k�, przerzuci� kilka kartek, spojrza� na tekst, po czym zapyta�: - Czy powiedzia�by pan, �e Europa doczeka�a si� nareszcie ko�ca wojen? - Jak to, naturalnie - odrzek� Spindrift. - Liga Narod�w zakaza�a... - We wrze�niu 1939 roku - wpad� mu w s�owo opat Niemcy dokonaj� inwazji na Polsk�. W bezpo�rednim tego nast�pstwie Anglia i Francja wypowiedz� Niemcom wojn�. - Ale� to absurd! - wykrzykn�� Spindrift. - Jak�e�, Traktat Wersalski wyra�nie stwierdza, �e Niemcom nigdy, w �adnych okoliczno�ciach, nie b�dzie wolno zbroi� si� na nowo! Opat cofn�� si� o jedn� kartk�. - W 1924... to przysz�y rok, prawda?... umrze Lenin, a po nim nast�pi - tu nachyli� stron�, �eby pada�o na ni� �wiat�o - J�zef Wissarionowicz... chyba dobrze czytam... Stalin, Rozpocznie si� era bezprzyk�adnej tyranii. - Przerzuci� kartki dalej. - W roku 1941 wojska niemieckie zaatakuj� Rosj� i zadadz� powa�ne ciosy si�om radzieckim. - Odwr�ci� jeszcze jedn� stron�. - W lipcu 1945 roku podstawy cywilizacji rozpadn� si� w wyniku eksplozji na jednej z pusty� ameryka�skich. - Wzdrygn�� si� i zamkn�� ksi��k�, niemal�e z ulg�. - Oczywi�cie nie ��da pan ode mnie, abym uwierzy�, �e te fantastyczne przepowiednie s� dzie�em Petera Sternwartsa? - zaprotestowa� Spindrift. - Tylko po�rednio - odpar� opat. - Bez mistrza Sternwartsa nigdy by z pewno�ci� nie powsta�y. Niemniej jednak, sam ich nie napisa�. - W takim razie kto? - Te ostatnie? Brat Roderigo. Spindrift tylko otwar� szeroko usta. Opat po�o�y� ksi��k� na biurku obok kasetki i podni�s� klucz. - Przed �mierci� - oznajmi� - Brat Roderigo poinformowa� mnie, i� wyrazi� pan �yczenie zbadania oculusa. Czy tak? - A wi�c on rzeczywi�cie istnieje? - Ale� tak. Z ca�� pewno�ci�, Oto klucz do niego. - W takim razie bardzo chcia�bym zobaczy� to miejsce. - �wietnie, monsieur - zgodzi� si� opat. - Zaprowadz� tam pana sam. Ale najpierw rad zaspokoi�bym moja ciekawo��: co te� czyni pana tak pewnym fa�szywo�ci �Praemonitiones�? Spindrift popatrzy� na kasetk�. Spiralna inkrustacja na wieczku zdawa�a si� wirowa� na kszta�t srebrnego ko�a �wi�tej Katarzyny. Z trudem odwr�ci� wzrok. - Poniewa� zawsze wierzy�em w woln� wol� - oznajmi� bezbarwnym g�osem. - Uwierzy� w �Praemonitiones� znaczy�oby temu zaprzeczy�. - O! - zdziwi� si� opat - i to wszystko? My�la�em, �e mo�e wykry� pan zmiany w pi�mie, kt�re wyst�puj� w mniej wi�cej pi��dziesi�cioletnich przedzia�ach. R�nice, trzeba przyzna� s� nieznaczne, ale niezaprzeczalne. - Nie by�o w nocy dobrego �wiat�a w bibliotece - wyja�ni� Spindrift. - Nie dostrzeg�em �adnej wyra�nej niejednolito�ci w pochy�ym pi�mie zapis�w. Opat u�miechn�� si�. - Prosz� spojrze� ponownie - zaproponowa�. - Przy dziennym �wietle. - Wcisn�� klucz do zamka, wydoby� ze skrzyneczki �Praemonitiones� i poda� je Spindriftowi. Ten zacz�� przerzuca� kartki, potem przerwa�, cofn�� si� o kilk� stron i pokiwawszy g�ow�, kontynuowa� przegl�danie. - Hm, owszem! - odezwa� si�. - Tu jest zapis na rok 1527: ��wi�te Miasto z�upione przez wojska cesarza Karola�. Rzeczywi�cie, jest r�nica. Czym pan to t�umaczy? - Poszczeg�lne partie pisane by�y r�nymi r�kami - wyja�ni� opat. - Jednak�e zaryzykowa�bym twierdzenie, �e wszystko utrwalono tym samym pi�rem. Spindrift si�gn�� do kasetki i wyj�wszy przyci�te pi�ro obejrza� je. Kiedy palce obj�y po��k�y trzon, zda�o si�, i� ten bardzo nieznacznie si� w nich obr�ci�, jakby obdarzony jak�� zadziwiaj�c� w�asn� wol�. Spindrift po�piesznie wrzuci� pi�ro z powrotem do skrzynki i poczerwienia� zak�opotany, widz�c dziecinno�� swego zachowania. - Je�eli dobrze pana rozumiem, abbe, twierdzi pan, �e przepowiednie pisane by�y r�nymi d�o�mi przez ostatnich siedem stuleci. - Tak jest. Okaza�oby si�, �e zasi�g przewidywania jest z regu�y ograniczony do oko�o pi��dziesi�ciu lat, chocia� w pewnych przypadkach, szczeg�lnie gdy chodzi o samego Sternwartsa, przesuwa si� znacznie dalej. Opat wyja�ni� to spokojnym, rzeczowym tonem, kt�ry Spindrifta wyra�nie zbija� z tropu. Spr�bowa� wyci�gn�� r�k� po drug� ksi�g�, kt�r� opat po�o�y� na biurku, lecz ten, najwyra�niej nie�wiadom zamys�u Spindrifta, przypadkowo po�o�y� na niej r�k�. - A wi�c, je�eli jest pan got�w, monsieur - powiedzia� proponuj� wej�� na g�r� i z�o�y� uszanowanie oculusowi. Spindrift skin�� g�ow�. Opat u�miechn�� si�, wygl�da� na zadowolonego. Umie�ci� obie ksi�gi w kasetce i zatrzasn�� wieko. Nast�pnie wzi�� klucz, zdj�� z wbitego w �cian� haka p�k innych kluczy i kiwn�wszy g�ow� na Spindrifta, aby za nim pod��y�, poprowadzi� go poprzez ch�odn�, bia�� sie�, potem na g�r� kamiennymi schodami, wreszcie wzd�u� korytarza, wspartego uko�nymi promieniami s�o�ca. Kilka razy skr�cili i raz jeszcze wspi�li si� na schody. Po drodze Spindrift rzuci� okiem przez okno i zauwa�y�, �e znajdowali si� teraz prawie na poziomie ruin prehistorycznego kamiennego kr�gu. Sk�rzane sanda�y opata stuka�y energicznie o podeszwy jego go�ych st�p i wydawa�y d�wi�k przypominaj�cy ostrzenie brzytwy. Wreszcie dotarli do niewielkich d�bowych drzwi. Opat przystan��, z p�ku kluczy wybra� jeden, wepchn�� go do zamka i przekr�ci�. J�kn�y zawiasy i drzwi z lamentem otworzy�y si� do wewn�trz. - Prowadz� do kopu�y w rotundzie - wyja�ni�. - Oculus umieszczony jest, co ciekawe, w p�nocnej �cianie. Bez w�tpienia jest to osobliwo�� architektoniczna. Spindrift pochyli� g�ow� i przekroczywszy pr�g, znalaz� si� w ciasnym, kr�tym korytarzyku, kt�ry o�wietla�y w�skie, okratowane otwory w zewn�trznych murach. Gruba warstwa kurzu zalega�a pod�og�, poza tym pokrywa�a j� stwardnia�a skorupa odchod�w ca�ych pokole� ptak�w i nietoperzy. Pod�oga wznosi�a si� spiralnie pod k�tem jakich� dziesi�ciu stopni i Spindrift wyliczy�, �e musieli zrobi� przynajmniej jedno pe�ne okr��enie rotundy. Wtedy opat oznajmi�: - Ecce oculus! Wygl�daj�c spoza roz�o�ystego ramienia przewodnika, Spindrift zobaczy� drugie drzwi, tak w�skie, �e cz�owiek m�g� si� przez nie przedosta� jedynie z najwi�ksza trudno�ci�. Opat wcisn�� si� ty�em do niszy i pozwoli� Spindriftowi przej�� obok siebie. Nast�pnie poda� mu klucz od kasetki i powiedzia�: - Przekona si� pan, �e dzia�a w normalny spos�b, monsieur. - Dzi�kuj� - rzek� Spindrift, bior�c od niego klucz i podchodz�c do drzwi. - Czy w �rodku jest miejsce tylko dla jednej osoby? - Niemal�e - odpowiedzia� opat. - Drzwi otwieraj� si� na zewn�trz. Spindrift w�o�y� klucz do zamka i przekr�ci� go. Tryby zazgrzyta�y niech�tnie, ale jednak pozwoli�y, by klucz si� obr�ci�. Nast�pnie Spindrift, u�ywaj�c go jako klamki - innej w istocie tam nie by�o - delikatnie poci�gn�� drzwi w swoj� stron�. Nagle si� cofn��, z trudem powstrzymuj�c okrzyk. Drzwi bowiem, otworzy�y si�, by ukaza� rodzaj wapiennej trumny bez wieka, nagiej i pustej, ustawionej pionowo, kt�ra najwyra�niej wmurowana by�a w kamienne pod�o�e. C� to jest, na mi�y B�g? - zapyta�. Opat za�mia� si� w ku�ak. - Oto pa�ski oculus, monsieur. Spindrift zmierzy� trumn� niepewnym wzrokiem. - I m�wi pan, �e Sternwarts to wybudowa�? - dowiadywa� si� z pow�tpiewaniem. - No, z pewno�ci� sta�o si� to za jego spraw� - odrzek� opat. - Co do tego nie mo�e by� prawie w�tpliwo�ci. Prosz� spojrze� tam... - Wskaza� ku napisowi wyrytemu na wapiennej konsoli, kt�ra otacza�a miejsce na g�ow�: �Sternwarts hoc fecit�. - Przyznaj�, �e to �aden dow�d, ale mnie zupe�nie wystarcza. - Znowu si� u�miechn��. - C�, skoro jest pan tu teraz, nie kusi pana, �eby spr�bowa�? Spindrift rzuci� okiem na �aci�ski napis. - Wykona� Sternwarts - wymamrota� i w momencie, kiedy g�o�no wypowiada� te s�owa, wiedzia� ju�, �e musi wej�� do tej kamiennej trumny, chocia�by dlatego, �e odmowa oznacza�aby negacj� wznios�ego i odwa�nego ducha cz�owieka, kt�ry napisa� �Illuminatum�. A jednak nie by� w stanie ukry� niech�ci. Jak�e bardzo pragn�� powiedzie� w tym momencie: �Mo�e jutro albo w przysz�ym tygodniu, je�eli nie robi to panu r�nicy, abbe�. Ale zdawa� sobie spraw�, �e taka okazja nie b�dzie mu dana po raz drugi. Teraz albo nigdy. Skin�� g�ow�, wzi�� g��boki oddech, prze�kn�� �lin� i ruszywszy zdecydowanie naprz�d, ty�em w�lizn�� si� do zimnego sarkofagu. Opat delikatnie zamkn�� za sob� drzwi, po czym wolno i z namaszczeniem nakre�li� na ich tle znak krzy�a. Bez �adnego szczeg�lnego powodu, kt�rego by�by �wiadom, Spindrift odkry�, �e w ostatnim czasie my�li jego kr��� wok� brata Roderigo. Raz czy dwa zaszed� nawet na cmentarz opactwa, gdzie pochowane zosta�y ko�ci ma�ego zakonnika. Grzeba� to tu, to tam, rozgl�daj�c si� niezdecydowanie w�r�d nier�wno�ci terenu, ale zobaczy�, �e nie mo�e ju� dok�adnie sobie przypomnie�, gdzie z�o�ono cia�o przyjaciela. Nagrobki przys�ugiwa�y wy��cznie opatom Hautaire, a nawet ten abbe Ferzanda zd��y�a pokry� gruba warstwa porost�w. Spindrift znalaz� kawa�ek suchej ga��zki i zacz�� skroba� pokryty literami wapie�, ale zanim ukaza�y si� liczby 1910 - 1937, zda� sobie spraw�, �e powoduj�cy nim impuls zd��y� ju� os�abn��. W ko�cu, jaki to ma sens? Zadziwiaj�ca rzecz z tym starzeniem si�: ju� nic nie wydawa�o si� tak strasznie pilne czy wa�ne. Ostre kraw�dzie st�pi�y si�; czarne z bia�ym zla�o si� w szaro��, a uwaga uparcie zbacza�a na podsuwane przez pami�� mi�e g�upstewka i gubi�a si� w�r�d kwiecistych �ywop�ot�w Przesz�o�ci. Quis custodiet...? Stary bibliotekarz wyprostowa� si�, upu�ci� trzymany patyczek i pocz�� rozciera� bol�ce plecy. Nagle przypomnia� sobie o li�cie. Nosi� go przy sobie przez ca�y dzie� i w gruncie rzeczy zaszed� na cmentarz po to, �eby podj�� w tej sprawie jak�� decyzj�. Czu� niejasno, �e potrzebna mu duchowa obecno�� Roderiga i abbe Ferzanda. A nade wszystko niezb�dna by�a pewno��. Poszuka� wzrokiem odpowiedniego miejsca, by usi���, po czym ze strzykaniem w ko�ciach osun�� si� w d�, opieraj�c plecy o nagrzany s�o�cem nagrobek opata. W poszukiwaniu okular�w i listu przetrz�sn�� zakamarki we�nianego habitu, a gdy ju� wszystko zorganizowa� tak, jak nakazywa�o poczucie wygody i zadowolenia, wydoby� list z koperty, roz�o�y� go i odchrz�kn�wszy, g�o�no przeczyta�: Poste Restante Arles Bouches-du-Rh�ne 21 czerwca 1981 Szanowny Panie! Od nied�ugiego czasu jestem znowu w Europie po czteroletniej podr�y i studiach w Indiach, Burmie oraz Nepalu, podczas kt�rych jeden z nauczycieli wprowadzi� mnie w Pa�skie wspania�e wydania �Biographia Mystica� mistrza Sternwartsa. By�a to dla mnie absolutna rewelacja, kt�ra wraz z �Illuminatum� zupe�nie odmieni�a m�j �wiatopogl�d. �Dobrze wymierzona strza�a godzi w tego, kto j� wypuszcza� Rozstanie z Europ� i powr�t do domu, do Chicago, nie mog�y nast�pi� bez podj�cia chocia� pr�by, by Panu osobi�cie podzi�kowa�, a nawet mo�e, by sprawi� sobie uczt� duchow� w postaci rozmowy z Panem na temat �ycia i dzie� Mistrza. Gdyby uda�o si� Panu znale�� spos�b na spe�nienie w najbli�szym czasie mojego �yczenia - powiedzmy gdzie� w przysz�ym miesi�cu - czy by�by Pan tak uprzejmy napisa� do mnie na powy�szy adres, a w�wczas niezw�ocznie przyb�d� do Hautoire. Z powa�aniem, J.S. Harland Spindrift sko�czy� czyta�, podni�s� g�ow� i mrugaj�c powiekami spojrza� na drug� stron� doliny. - Quis custodiet? - mrukn�� p�g�osem, przypominaj�c sobie nagle z prawdziwie zadziwiaj�c� jasno�ci�, jak to kiedy�, dawno temu, brat Roderigo poda� mu kubek lodowato zimnej wody i jak pokiwa� wtedy g�ow�. Sk�d wiedzia�? Z p�nocnego nieba wylecia�y trzy czarne samoloty o kszta�tach w��czni i zag�uszaj�c dolin� dudni�cym hukiem, przemkn�y nad ca�� jej d�ugo�ci�. Spindrift westchn�� i z�o�ywszy list, niezdarnie wepchn�� go do koperty. Wyci�gn�� r�k�, skubn�� listek dzikiej sza�wi, roztar� go w palcach i podni�s� do nosa. Tymczasem samoloty by�y ju� pi��dziesi�t mil dalej, niemal �lizgaj�c si� po powierzchni odleg�ego, po�yskuj�cego morza, chocia� drgania wywo�ane ich brutalnym przelotem ci�gle jeszcze odbija�y si� mi�dzy wiekowymi wzg�rzami. - Doskonale - mrukn�� Spindrift - napisz� do tego m�odego cz�owieka. Ex nihilo nihil fit. Ale mo�e pan Harland nie jest �niczym�. Mo�e czym� jest - nawet, niewykluczone, moim w�asnym nast�pc�, tak jak ja przyszed�em po Roderigu, a Roderigo po bracie Marcinie. Zawsze by� nast�pca, kto�, kto widzia�, oko dla oka. Chrz�kn�� i pod�wign�wszy si� z grobu, na kt�rym siedzia�, pocz�apa� w stron� opactwa - zdziwacza�y nieco braciszek zakonny, kt�ry id�c, zwyk� m�wi� do siebie p�g�osem. Urz�dniczka w Bureau des Postes poci�gn�a nosem, spojrza�a na podany jej paszport, po czym niech�tnie wr�czy�a list, manifestuj�c sw� g��bok� dezaprobat� dla m�odego pokolenia. Szczup�a, mocno opalona dziewczyna o blond w�osach, ubrana w wyp�owia�� b��kitn� koszul� i d�insy, przyjrza�a si� znaczkowi na li�cie i krzykn�a z rado�ci. Wybieg�a na zalany s�o�cem plac, usiad�a na niskim murku i oderwawszy ostro�nie w�ski paseczek z boku koperty, wyj�a list od Spindrifta. Jej niebieskie oczy o morskim odcieniu przebieg�y �piesznie wzd�u� pisanych na maszynie linijek. - Och, cudownie! - wykrzykn�a. - Jej! czy to nie przewspaniale?! Judy Harland, kt�ra w dwudziestym drugim roku �ycia ci�gle jeszcze potrafi�a wygl�da� na m�odzie�cze i ch�opi�ce osiemna�cie lat, swego czasu napisa�a w jakim� kwestionariuszu o prac�, w rubryce zatytu�owanej �zaw�d�, jedno tylko s�owo: �entuzjastka�. Nie zaproponowano jej pracy, ale chyba nie z racji fa�szywego przedstawienia w�asnej osoby. List do Spindrifta napisany zosta� raz dwa pod wp�ywem chwilowego impulsu, gdy odkry�a, �e do opactwa Hautaire �atwo mo�na si� dosta� autostopem w ci�gu jednego dnia, jad�c z Arles wzd�u� wybrze�a. Nie �eby informacje, kt�re poda�a Spindriftowi by�y nieprawdziwe, bo nie by�y, przynajmniej do pewnego stopnia, poniewa� jej zainteresowanie mistrzem Sternwartsem stanowi�o zaledwie jedn� z kilku pasji, pomi�dzy kt�rymi miota�a si� w ci�gu minionych o�miu lat tam i z powrotem, jak pijany koliber w ja�minowym lasku. Pr�bowa�a ju� hatha-jogi, nauk don Carlosa, taroka, zen-buddyzmu i �I Ching�. Ka�de z nich bra�o j� w posiadanie niczym nami�tny kochanek - inni wtedy nie istnieli - do momentu, gdy zjawia� si� nast�pny. �Illuminatum� i �Biographia Mystica� stanowi�y ostatni bodaj przedmiot jej duchowych uniesie�. Podpisanie listu inicja�ami a nie pe�nym imieniem by�o aktem rozwagi, podyktowanym przez niefortunne do�wiadczenia z Persji i Afganistanu. Wysz�a z nich bez szwanku - podobnie jak przetrwa�a inne opresje - poniewa� istota jej samej obwarowana by�a niewzruszonym prze�wiadczeniem, i� wyznaczono j� do spe�nienia jakiego� nadzwyczajnego, cho� dotychczas nie sprecyzowanego zadania. Bez znaczenia by� fakt, �e niezbyt dobrze wiedzia�a, o jakie zadanie mo�e chodzi�. Liczy�a si� si�a przekonania. I rzeczywi�cie, pod pewnymi wzgl�dami Judy sporo mia�a wsp�lnego z Joann� d�Arc. Niewielki, dokonany za pomocy no�yczek zr�czny zabieg z w�osami oraz ukryty, przewi�zany wok� szyi szal z szyfonu wkr�tce zmieni�y j� w ca�kiem udatnego ch�opaka. Ju� jako James Harland wysiad�a z szoferki �yczliwego kierowcy, zarzuci�a na ramiona znoszony plecak i gwi�d��c jak ptak ruszy�a w g�r� kr�tej, pokrytej kurzem drogi do Hautaire. Tak samo jak uczyni� to Spindrift sze��dziesi�t lat przedtem i dok�adnie w tym samym miejscu - zatrzyma�a si�, gdy opactwo by�o ju� widoczne. Stoj�c nieruchomo, wpatrywa�a si� w nie przez chwil�. W niewidzialnym kominie ciep�ego powietrza majestatycznie wznosi� si� po spirali br�zowo-bia�y orze�; kiedy tak patrzy�a, poczu�a nieprzeparta niemal ch��, by odwr�ci� si� i pomaszerowa� z powrotem. Gdyby �I Ching� by�o akurat najwa�niejsze, mo�e by uleg�a, ale Hautaire stanowi�o dla niej to, co kiedy� legendarny Cathay dla Potera Sternwartsa: wyzwanie, z kt�rym nale�a�o si� zmierzy� i - wygra�. Otrz�sn�a si� ze z�ych przeczu�, mocniej zacisn�a kciuki na sprz�czkach swego tobo�ka i pow�drowa�a w g�r�. Z wiekiem wzrok si� Spindriftowi poprawi�. Poprzez okno biblioteki wypatrzy� t� pe�na determinacji figurk�, gdy oddalona by�a jeszcze o prawie mil�. Co�, jakby lodowaty palec, dotkn�o jego serca. �O w�osach z�ocistych jak u anio�a�. Czy� sam nie napisa� tego dawno, dawno temu, po ostatnich odwiedzinach w rotundzie? Ile to ju� lat? Co najmniej pi��dziesi�t. Tak daleko, jak mog�o dojrze� oko. Dlaczego wi�c nie wr�ci�? Czy�by l�k? A mo�e brak prawdziwej wiary, kt�ra mog�aby go wesprze�? A jednak wszystko, co �zobaczy��, przebieg�o dok�adnie tak, jak opisa�. R�wnie� rzeczy, kt�re wydawa�y si� by� zupe�nym szale�stwem. �wietliste bomby rujnuj�ce w mgnieniu oka ca�e miasta; ludzie w srebr