4166

Szczegóły
Tytuł 4166
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4166 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4166 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4166 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KAREL CAPEK KSI�GA APOKRYF�W PRZE�O�Y�A HELENA GRUSZCZY�SKA�D�BSKA TYTU� ORYGINA�U KNIHA APOKRYF? UKARANIE PROMETEUSZA Po d�ugich przes�uchaniach trybuna� nadzwyczajny pochrz�kuj�c i st�kaj�c uda�_ si� pod drzewo �wi�tej oliwki, aby w jego cieniu odby� narad�. ��Tak, panowie � ziewn�� Hipometeusz, przewodnicz�cy trybuna�u. � Ale� si� nam to diablo przeci�gn�o! S�dz�, �e nie ma co podawa� resum�. No, ale niech tam! �eby nie by�o potem zarzut�w formalnych. A wi�c: oskar�ony Prometeusz, tutejszy obywatel, postawiony przed s�d za wynalezienie ognia, i tym samym za � ehm, ehm � naruszenie istniej�cego porz�dku, przyzna� si�, �e: po pierwsze, istotnie wynalaz� ogie�; dalej, �e kiedykolwiek mu 4i� spodoba, mo�e go wywo�a� czynno�ci� zwan� krzesaniem; po trzecie, �e tej tajemnicy, czyli gorsz�cego odkrycia, ani nie zachowa� dla siebie, ani nie zg�osi�, gdzie nale�y, lecz samowolnie zdradzi� i odda� do u�ytku ludziom niepowo�anym, czego dowiedziono na podstawie zezna�, jakich�my dopiero co od wezwanych �wiadk�w wys�uchali. My�l�, �e to wystarczy i �e mogliby�my od razu przyst�pi� do g�osowania co do winy i wyda� wyrok. ��Darujcie, obywatelu przewodnicz�cy � wtr�ci� s�dzia Apometeusz � ale wydaje mi si�, �e ze wzgl�du na powag� tego nadzwyczajnego trybuna�u by�oby przecie mo�e stosowniej, by�my do og�oszenia wyroku przyst�pili dopiero po dok�adnej naradzie i, jak by to powiedzie�, wszechstronnej debacie. ��Jak chcecie, panowie � przyzwoli� zgadli wy Hipometeusz. � Sprawa jest w�a�ciwie jasna, ale je�li kto� z was chce jeszcze co� doda�, to prosz�. ��Pozwoli�bym sobie przypomnie� � odezwa� si� s�dzia Ameteusz i solidnie odkaszln�� � �e wed�ug mego zdania nale�a�oby w tej sprawie podkre�li� zw�aszcza jedn� okoliczno��. Mam na my�li, panowie, jej aspekt religijny. Za pozwoleniem, c� to jest ten ogie�? C� to jest ta wykrzesana iskra? Wedle zeznania samego Prometeusza nie jest to nic innego jak b�yskawica, a b�yskawica, co powszechnie wiadomo, jest objawem szczeg�lnej mocy Zeusa Gromow�adcy. Raczcie mi wyja�ni�, panowie, jak doszed� taki tam Prometeusz do boskiego ognia? Jakim prawem go sobie przyw�aszczy�? Sk�d go w og�le wzi��? Prometeusz chce nam wm�wi�, �e go po prostu wynalaz�; ale to s� jeno g�upie wykr�ty � gdyby to by�o takie proste, to dlaczego by nie wynalaz� ognia na przyk�ad kt�ry� z nas? Wed�ug mego prze�wiadczenia, panowie, Prometeusz ten ogie� po prostu ukrad� naszym bogom. Jego wypieranie si� i wykr�ty nas nie zwiod�. Ja bym jego przest�pstwo kwalifikowa� jako zwyczajn� kradzie� oraz jako zbrodni� blu�nierstwa i �wi�tokradztwa. Jeste�my tu po to, aby ukara� jak najsurowiej t� bezbo�n� zuchwa�o�� i chroni� �wi�t� w�asno�� naszych bog�w narodowych. Tylko to chcia�em powiedzie� � zako�czy� Ameteusz i wysmarka� si� ostro w r�g chlamidy. ��Dobrze m�wi! � zgodzi� si� Hipometeusz. � Czy kto� chce jeszcze co� doda�? ��Prosz� mi wybaczy� � zacz�� Apometeusz � ale nie mog� si� zgodzi� z wywodami szanownego pana kolegi. Przygl�da�em ja si�, jak wzmiankowany Prometeusz roznieca� �w ogie�, i powiem wam szczerze, panowie, przecie�, mi�dzy nami m�wi�c, nie ma w tym nic niezwyk�ego. Odkry� ogie� m�g�by ka�dy le�, wa�ko� czy pastuch k�z; my�my na to nie wpadli tylko dlatego, �e powa�ny cz�owiek, rozumie si�, nie ma ani czasu, ani pomy�lunku, aby zawraca� sobie g�ow� jakim� tam krzesaniem kamyczk�w. Zapewniam pana koleg� Ameteusza, �e to s� ca�kiem zwyczajne si�y przyrody, kt�rymi nie wypada zajmowa� si� cz�owiekowi my�l�cemu, nie m�wi�c ju� o bogach. Moim zdaniem ogie� to zjawisko zbyt drobne, aby m�g� mie� jaki� zwi�zek z tym, co dla nas wszystkich jest �wi�te. Ale sprawa ma inny aspekt, na kt�ry musz� zwr�ci� uwag� pan�w koleg�w. Wydaje si� mianowicie, �e ogie� to �ywio� niezwykle niebezpieczny, ba, wielce szkodliwy. S�yszeli�cie, jak mn�stwo �wiadk�w zezna�o, �e ci, co wypr�bowywali smarkaczowski wynalazek Prometeja, doznali ci�kich poparze�, ba, w niekt�rych wypadkach nawet szk�d maj�tkowych. Panowie, je�eli z winy Prometeusza rozpowszechni si� u�ywanie ognia, czemu, niestety, nie da si� ju� zapobiec, nikt z nas nie b�dzie pewien �ycia, a nawet mienia; to za�, panowie, mo�e oznacza� koniec wszelkiej cywilizacji. Wystarczy ma�a nieostro�no�� � i przed czym si� zatrzyma ten niespokojny �ywio�? Prometeusz, panowie, dopu�ci� si� karygodnej lekkomy�lno�ci, sprowadzaj�c na �wiat rzecz tak szkodliw�. Ja bym jego win� zdefiniowa� jako zbrodni� ci�kiego uszkodzenia cia�a i zagra�anie bezpiecze�stwu publicznemu. Wobec tego jestem za kar� do�ywotniego wi�zienia z twardym �o�em i kajdanami. Sko�czy�em, panie przewodnicz�cy. ��Macie, panie kolego, zupe�n� racj� � sapn�� Hipometeusz. � Jeno ja bym jeszcze nadmieni�, panowie: po co nam by� w og�le potrzebny ten jaki� ogie�? Czy� u�ywali ognia nasi przodkowie? Wyst�pi� z czym� takim to po prostu lekcewa�enie odziedziczonego porz�dku, to jest � ehm � po prostu dzia�alno�� wywrotowa. Igranie z ogniem, tego nam jeszcze brakowa�o! A zwa�cie, panowie, do czego doprowadzi: ludzie przy ogniu niepotrzebnie zniewie�ciej�, b�d� si� wa�koni� w cieple i wygodach, zamiast � no, zamiast walczy� i tak dalej. Wyniknie z tego jeno wygodnictwo, upadek moralno�ci i � ehm � w og�le nieporz�dek etcetera. Kr�tko m�wi�c, musi si� co� uczyni� przeciw tym niezdrowym objawom, panowie. Chwila jest powa�na etcetera. Tylko tyle chcia�em doda�. ��Bardzo s�usznie � odezwa� si� Antymeteusz. � My wszyscy naturalnie zgadzamy si� z naszym panem przewodnicz�cym, �e ogie� Prometeusza mo�e mie� nieprzewidziane nast�pstwa. Panowie, nie ukrywajmy, jest to rzecz ogromnej wagi. Mie� ogie� w swej mocy � jakie� nowe mo�liwo�ci si� tu otwieraj�! �e tylko wspomn�: spali� nieprzyjacio�om zbiory, pod�o�y� �agiew w ich oliwkowe gaje i tak dalej. Z ogniem, panowie, jest nam, ludziom, dana nowa si�a i nowa bro�; przez ogie� stajemy si� prawie r�wni bogom � szepta� Antymeteusz i nagle ostro wybuchn��: � Oskar�am Prometeusza, �e ten boski i niepokonany �ywio� ognia powierzy� pastuchom i niewolnikom, byle komu, ka�demu, kto przyszed�, �e go nie odda� w powo�ane r�ce, kt�re by go strzeg�y jako skarbu narodowego i nim rozporz�dza�y. Oskar�am Prometeusza, �e w ten spos�b sprzeniewierzy� odkrycie ognia, kt�re powinno by� tajemnic� mo�nych. Oskar�am Prometeusza � krzycza� w podnieceniu Antymeteusz � �e nauczy� roznieca� ogie� nawet cudzoziemc�w. �e go nie zatai� nawet przed naszymi nieprzyjaci�mi! Prometeusz ukrad� nam ogie� przez to, �e go da� wszystkim! Oskar�am Prometeusza o zdrad� stanu. Oskar�am go o dzia�alno�� antypa�stwow�! � Antymeteusz a� zakrztusi� si� od krzyku� � Wnosz� o kar� �mierci � wyrzuci� z siebie. ��Tak, panowie! � przem�wi� Hipometeusz. � Czy jeszcze kto prosi o g�os? A wi�c zdaniem s�du uznaje si� oskar�onego Prometeusza winnym tak zbrodni blu�nierstwa i �wi�tokradztwa, jak i ci�kiego uszkodzenia cia�a oraz spowodowania szk�d maj�tkowych i zagra�ania bezpiecze�stwu publicznemu, jako te� zbrodni zdrady stanu. Panowie, stawiani wniosek o zastosowanie wzgl�dem niego b�d� kary do�ywotniego wi�zienia obostrzonej twardym �o�em i kajdanami, b�d� kary �mierci. Ehm! ��Albo obydwu � b�kn�� melancholijnie Ameteusz. � Aby dogodzi� obu wnioskom. ��Jak to, obydwu kar? � zdziwi� si� przewodnicz�cy. ��W�a�nie nad tym medytuj� � mrukn�� Ameteusz. � Mo�na by tak� hm� skaza� Prometeusza, aby by� do�ywotnio przykuty do ska�y� ale niech mu tak�e s�py wyszarpuj� jego bezbo�n� w�trob�, rozumiecie? ��Mo�na i tak � rzek� z zadowoleniem Hipometeusz. � Panowie, to by by�o nawet przyk�adne ukaranie � ehm � takich zbrodniczych eksces�w, no nie? Czy ma kto� jakie� zastrze�enia? Nie? To znaczy, �e sko�czyli�my rozpraw�. ��A dlaczego�cie, tatku, skazali tego Prometeusza na �mier�? � zapyta� Hipometeja przy wieczerzy jego syn Epimeteusz. ��Ty tego nie rozumiesz � mrukn�� ojciec ogryzaj�c barani udziec. � A jednak, panie dzieju, taki pieczony udziec smakuje lepiej ni� surowy; wida�, �e przecie� ten ogie� mo�e si� na co� przyda�. Tego wymaga� interes publiczny, rozumiesz? Do czego by to doprowadzi�o, gdyby byle kto �mia� bezkarnie przychodzi� z czym� nowym i wielkim, no nie? Ale czego� temu mi�su jeszcze brakuje� Ju� mam! � zawo�a� uradowany. � Pieczony udziec nale�a�oby posoli� i natrze� czosnkiem! O w�a�nie! Ch�opcze! To jest dopiero odkrycie! Widzisz, to by takiemu Prometeuszowi nie przysz�o do g�owy! (1932) CZASY UPADKU Przed jaskini� by�o cicho. M�czy�ni wyszli zaraz z rana, machaj�c oszczepami, w kierunku Bla�ska albo Rajca, gdzie znaleziono �lady ren�w; kobiety tymczasem zbiera�y w lesie brusznice i tylko niekiedy dolatywa� ich jazgotliwy krzyk i paplanie; dzieciska prawdopodobnie tapla�y si� w dole u potoka � zreszt� kto by dogl�da� tych hultaj�w, ho�oty �obuzerskiej i rozwydrzonej. I tak stary pracz�owiek Janeczek drzema� w tej b�ogiej ciszy, w �agodnym cieple pa�dziernikowego s�o�ca; prawd� m�wi�c, chrapa� ci on i w nosie mu �wista�o, ale udawa�, �e nie �pi, jeno strze�e jaskini szczepu i czuwa nad ni�, jak to przystoi staremu wodzowi. Stara Janeczkowa roz�o�y�a �wie�� sk�r� nied�wiedzi� i zacz�a j� oskrobywa� ostrym krzemieniem. �To trzeba robi� dok�adnie, pi�d� po pi�dzi, a nie tak jak to robi m�oda � wspomnia�a sobie stara Janeczkowa � ta ciapa odrapie tylko tak na �apu�capu i ju� leci si� cacka� i pie�ci� z dzie�mi. Taka sk�ra � duma stara Janeczkowa � d�ugo nie wytrzyma, zwiotczeje albo si� zaparzy; ale ja si� do niczego wtr�ca� nie b�d� � my�li sobie pani Janeczkowa � je�eli syn jej tego nie powie. To jednak prawda, m�oda nie umie oszcz�dza�. A tutaj sk�ra jest przedziurawiona prawie na �rodku grzbietu! Ludzie kochani � przerazi�a si� starsza pani. � Kt�ry� to znowu niezdara d�ga� tego nied�wiedzia w plecy? Przecie� w ten spos�b ca�a sk�ra si� psuje! Tego by m�j stary jako �ywo nie zrobi� � rozmy�la starka cierpko � ten zawsze utrafi� w kark.� ��Ach � st�kn�� nagle stary Janeczek i przetar� oczy. � Nie ma ich jeszcze? ��A ju�ci � burkn�a stara pani. � Poczekasz sobie! ��Cie � westchn�� staruch i mruga� rozespany. � A ju�ci. No tak. A gdzie s� kobiety? ��Pilnuj� ich to? � warkn�a stara. � Wiesz przecie�, zawsze si� gdzie� trajdaj�. ��Ach tak, tak � ziewn�� dziadek Janeczek. � Gdzie� si� trajdaj�. Zamiast �eby� � zamiast �eby� � powiedzmy, to czy tamto. � No tak. Tak to wygl�da! By�o cicho; tylko stara Janeczkowa zawzi�cie i z gniewn� gorliwo�ci� skroba�a surow� sk�r�. ��M�wi� ci � odezwa� si� Janeczek, drapi�c si� w zamy�leniu po plecach. � Zobaczysz, �e zn�w nic nie przynios�. To si� rozumie: z tymi ich marnymi ko�cianymi oszczepami. A ja ci�gle powtarzani synowi: �Popatrz�e si�, przecie �adna ko�� nie jest do�� twarda i mocna, aby z niej robi� oszczepy!� Przecie� musisz przyzna� i ty, cho� kobieta, �e ani ko��, ani r�g nie ma takiej odporno�ci, to jasne. Trafisz tym w ko��, a ko�ci� ko�ci nie przebijesz, no nie? To zrozumia�e. Taki kamienny oszczep, wiadomo, wymaga wi�cej roboty, ale za to jest to, panie dzieju, przyrz�dzik, �e ho ho! Ale da sobie to syn powiedzie�? ��Wiesz przecie� � rzek�a cierpko pani Janeczkowa. � Dzi� nikt sobie nie da rozkazywa�. ��To� ja nikomu nie rozkazuj� � z�o�ci� si� dziadek. � Ale nawet poradzi� sobie nie dadz�! Wczoraj znalaz�em, o, tam pod ska��, tatki pi�kny p�aski kawa�ek krzemienia. Wystarczy�oby go ociupink� po bokach ociosa�, �eby by� ostrzejszy, i by�by z tego grot jak z�oto. Wi�cem go wzi�� do domu i pokazuj� synowi: �Popatrz, to ci kamie�, co?� � �Kamie� � on na to � ale co z tego, tatku?� �Ano � powiadam � to by mo�na obrobi� na oszczep.� �A � powiada on � kt� by to ciosa� i d�uba� si� w tym? Przecie� tych starych rupieci mamy w jaskini ca�e kupy, a i tak wszystko nieprzydatne do niczego; ani na drzewcu si� toto nie utrzyma, cho�by przywi�zywa� jak chcie�. No i po co to?� Wa�konie � rozkrzycza� si� gwa�townie staruch. � Dzi� si� ju� nikomu nie chce obrobi� kawa�ka krzemienia. W tym ca�a rzecz! Wygodni s�! Wiadomo, taki ko�ciany grot zrobi si� raz dwa, ale si� w jednej chwili z�amie. �A, to wszystko jedno � gada syn � to si� da nowy, i ju�.� No tak, ale do czego to doprowadzi? Co chwil� nowy oszczep? Powiedz sama, kto, jak �yje, widzia� co� podobnego? Taki porz�dny krzemienny grot musia� wytrzyma� lata � lata! Ale m�wi� ci, �e wyjdzie na moje: oni jednak kiedy� wr�c� do naszej poczciwej kamiennej broni! Dlatego chowam, gdzie tylko co znajd�; stare strza�y, i m�oty krzemienne, i no�e. A to maj� by� stare rupiecie! Starego pana a� zatyka�y �al i zgorszenie. ��No widzisz � odezwa�a si� pani Janeczkowa, chc�c go zaj�� innymi my�lami. � To samo masz z tymi sk�rami. �Mamusiu � powiada mi m�oda � na co tyle skrobania, szkoda roboty; spr�bujcie raz wyprawi� sk�r� popio�em, to przynajmniej nie �mierdzi.� Mnie b�dziesz uczy�! � obruszy�a si� starucha na nieobecn� synow�. � Ja wiem swoje! Od niepami�tnych czas�w sk�ry si� jeno oskrobywa�o, a co to by�y za sk�ry! Wiadomo, gdy komu szkoda roboty� Jak tylko mog�,, wymiguj� si� od pracy! Dlatego ci�gle co� zmieniaj� i przeinaczaj�. Wyprawia� sk�r� popio�em! Gdzie to kto s�ysza�! ��Tak ju� jest � ziewn�� Janeczek. � Gdzie tam, dla nich nic niewarte to, co my�my robili. I �e niby bro� kamienna jest niepor�czna. To prawda, my�my si� na wygody zbytnio nie ogl�dali; ale dzi� � no, no, no, �eby sobie r�czek nie odgnietli! Powiedz sama, do czego to doprowadzi? We� cho�by te dzisiejsze dzieci. �Zostawcie je, dziadziu � m�wi synowa � niech si� bawi�.� Tak, ale co z nich kiedy� b�dzie? ���eby cho� nie robi�y takiego ha�asu � utyskiwa�a stara pani. � Nieus�uchane to jest, co to, to prawda! ��Ano, masz dzisiejsze wychowanie � prawi� stary Janeczek. � A jak kiedy co� powiem synowi, to on zaraz: �Tatusiu, wy ju� tego nie rozumiecie! Dzi� s� inne czasy, inna epoka. Przecie� � powiada � nawet ta ko�ciana bro� nie jest jeszcze ostatnim s�owem; kiedy� � powiada � wynajd� ludzie inny materia�.� No wiesz, to ju� �wiat si� ko�czy: jakby kto� kiedy widzia� materia� mocniejszy od kamienia, drewna albo ko�ci. Musisz przyzna� sama, cho� g�upia kobieta, �e� �e� �e to przechodzi wszelkie granice! Pani Janeczkowej r�ce opad�y na podo�ek. ��Sk�d si� u nich te wariactwa bior�? ��No, pono� teraz nowe czasy � marnia� bez�z�bnie staruch. � O widzisz, tu niedaleko, cztery dni drogi od nas, przyw�drowa� jaki� nowy szczep, taka obca ho�ota, i oni podobno to tak robi�. �eby� wiedzia�a, te wszystkie g�upstwa ma�puj� nasi po nich. Ow� ko�cian� bro� i wszystko. � Nawet� nawet� kupuj� to od nich! � krzykn�� rozz�oszczony. � Za nasze dobre futra! Jakby kiedy ,od obcych przysz�o co dobrego. Tylko nie zaczyna� z �adn� obc� band�! I w og�le stare do�wiadczenie po przodkach uczy: ka�dego obcego nale�y bez ceregieli napa�� i skr�ci� mu kark. Zawsze tak z dawien dawna bywa�o: �adnego cackania, tylko zabi�! �Gdzie� tam, tatku � powiada syn � dzi� s� inne stosunki, teraz wprowadza si� wymian� towar�w!�� Wymiana towar�w! Jak kogo zabij� i zabior� mu, co ma, to b�d� mia� jego towar i nic mu za to nie dam. Na co mi jaka� wymiana? �Ale�, tatku � powiada syn � przy tym p�acicie �yciem ludzkim, a tego szkoda!� Tak wi�c masz: szkoda ludzkiego �ycia! To s� tej dzisiejsze pogl�dy � gdera� z niech�ci� starszy pan. � Tch�rze z nich, w tym s�k. Szkoda �ycia! A jak si�, powiedz, wy�ywi kiedy� tyle ludzi, skoro si� nie b�d� zabija�? Przecie� ju� teraz jest ma�o ren�w, do diaska! Widzisz ich, ludzkiego �ycia im �al; ale dla tradycji szacunku nie maj�, swoich przodk�w i rodzic�w lekcewa��. To� to przecie� zupe�ne zepsucie � krzykn�� gwa�townie dziadek Janeczek. � Raz patrz�, a tu jeden taki zasmarkaniec smaruje glink� na �cianie jaskini podobizn� bizona. Da�em mu po �bie, ale syn powiada: �Zostawcie� go, przecie� ten bizon jest jak �ywy!�� No, to ju� koniec �wiata! Czy si� kiedy wyczynia�o takie faramuszki? Nie masz nic do roboty, b�ku, to obrabiaj jaki� kawa�ek krzemienia, ale nie maluj bizon�w na �cianie! Na co nam potrzebne takie g�upstwa? Pani Janeczkowa zwar�a surowo usta. ��Gdyby tylko bizony � b�kn�a po chwilce. ��A co? � zapyta� dziadek. ��Ee, nic � wzbrania�a si� pani Janeczkowa � mnie wstyd powiedzie�. � Wi�c �eby� wiedzia� � zdecydowa�a si� nagle � dzi� rano znalaz�am� w jaskini� kawa�ek mamuciego k�a. By� wyrze�biony jako� jako naga kobieta. Piersi i wszystko, wiesz? ��Id��e � zdumia� si� staruch. � A kto to wyci��? Pani Janeczkowa ze zgorszeniem wzruszy�a ramionami. ��Kto tam wie! Pewnie kto� z m�odych. Rzuci�am ci to do ognia, ale� takie to piersi mia�o! Fuj! ��No, to ju� nie do zniesienia � oburzy� si� dziadek Janeczek. � Czyste zwyrodnienie! Widzisz, to si� bierze st�d, i� wycinaj� wszystko, co si� da, z ko�ci! Nam taki bezwstyd jako �ywo na my�l nie przyszed�, bo z krzemienia by si� tego nie da�o zrobi� St�d to wszystko! To s� te ich wynalazki! Ci�gle b�d� co� wymy�la�, ci�gle co� nowego wprowadza�, a� wszystko zepsuj� i zniszcz�� Ale ja ci m�wi� � zawo�a� pracz�owiek Janeczek w proroczym natchnieniu � �e to ju� d�ugo nie potrwa! (1931) JAK ZA DAWNYCH CZAS�W Do Eupatora, obywatela teba�skiego i koszykarza, kt�ry siedz�c na podw�rzu wyplata� swe kosze, przybieg� jego s�siad Filagoros i wo�a� ju� z daleka: ��Eupatorze, Eupatorze, zostaw te kosze i pos�uchaj! Dziej� si� straszne rzeczy! ��Gdzie si� pali? � spyta� Eupator i zdawa�o si�, �e chce wsta�. ��To jest gorsze ni� ogie� � prawi� Filagoros. � Wiesz, co si� sta�o? Chc� oskar�y� naszego wodza Nikomacha! Jedni m�wi�, �e jest winien jakich� konszacht�w z Tesalczykami, inni za� twierdz�, �e zarzuca mu si� powi�zania ze Stronnictwem Niezadowolonych. Chod� pr�dko, zbieramy si� na agorze. ��C� bym tam robi�? � spyta� niezdecydowanie Eupator. ��To bardzo wa�ne � m�wi� Filagoros. � Jest tam ju� pe�no m�wc�w; jedni twierdz�, �e jest niewinny, a drudzy powiadaj�, �e winny. Chod� ich pos�ucha�! ��Poczekaj � rzek� Eupator � niech sko�cz� ten koszyk. I powiedz mi: co w�a�ciwie uczyni� Nikomachos? ��Tego w�a�nie nie wiadomo � prawi� s�siad. � M�wi si� to i owo, ale w�adze milcz�, bo pono� jeszcze nie sko�czono �ledztwa. Ale na agorze a� si� k��bi. Trzeba by ci zobaczy�!� Jedni krzycz�, �e Nikomachos jest niewinny� ��Poczekaj troch�: jak mog� krzycze�, �e jest niewinny, skoro nie wiedz� ca�kiem pewnie, o co si� go obwinia? ��To wszystko jedno, ka�dy co� s�ysza� i m�wi tylko o tym, co s�ysza�. Ka�dy ma prawo m�wi� o tym, co s�ysza�, mo�e nie? Ja got�w bym uwierzy�, �e Nikomachos chcia� nas zdradzi� na rzecz Tesalczyk�w; jeden cz�owiek tak m�wi� i powiada�, �e jego znajomy widzia� jaki� list. Ale zn�w inny cz�owiek m�wi�, �e to jest zmowa przeciw Nikomachowi i jakoby co� nieco� o tym wie. Pono� s� w to wpl�tane i w�adze miejskie. S�yszysz, Eupatorze? Ale teraz pytanie� ��Poczekaj � rzek� koszykarz. � Ale teraz pytanie: czy te prawa, kt�re�my sobie uchwalili, s� dobre czy z�e? Czy m�wi� o tym kto� na agorze? ��Nie, ale nie o to przecie� chodzi; chodzi o Nikomacha. ��Ale czy m�wi� kto na agorze, �e urz�dnicy, kt�rzy prowadz� �ledztwo w sprawie Nikomacha, s� �li i niesprawiedliwi? ��Nie, o tym si� w og�le nie m�wi�o. ��O czym si� wobec tego m�wi�o? ��To� ci powiadam: o tym, czy Nikomachos jest winny, czy niewinny. ��S�uchaj, Filagorze, gdyby si� twoja �ona pok��ci�a z rze�nikiem, �e jej da� niepe�ny funt mi�sa, to co zrobisz? ��Popr� moj� �on�. ��Ale� nie; obejrzysz, czy ten rze�nik ma dobre odwa�niki. ��To wiem i bez ciebie, cz�owieku. ��Wiec widzisz. A potem obejrzysz, czy waga jest w porz�dku. ��Wcale mi tego nie musisz m�wi�, Eupatorze. ��Cieszy mnie to. A gdy odwa�niki i waga b�d� w porz�dku, sprawdzisz, ile wa�y ten kawa�ek mi�sa, i zaraz b�dziesz wiedzia�, kto ma racj�: rze�nik czy twoja �ona. To szczeg�lne, Filagorze, �e ludzie s� sprytniejsi, gdy chodzi o kawa�ek mi�sa, ni� gdy chodzi o sprawy publiczne. Czy Nikomachos jest winny, czy niewinny? To si� poka�e po wadze, je�li waga jest w porz�dku. Ale je�li chce si� dobrze wa�y�, to nie wolno dmucha� na szale, aby si� przechyla�y w t� lub tamt� stron�. Dlaczego twierdzicie, �e urz�dnicy, kt�rzy prowadz� �ledztwo w sprawie Nikomacha, to oszu�ci czy jako� tam? ��Tego nikt nie powiedzia�, Eupatorze. ��My�la�em, �e im nie wierzycie; ale je�li nie macie powodu im nie dowierza�, to czemu im, do wszystkich diab��w, dmuchacie na szale? Robicie to albo dlatego, �e wam na prawdzie nie zale�y, albo dlatego, �e to wam w�a�nie dogadza, by�cie si� mogli rozdzieli� na dwa stronnictwa i k��ci�. Niech was piorun trza�nie, Filagorze! Ja nie wiem, czy Nikomachos jest winny, ale wy wszyscy jeste�cie diablo winni, bo ch�tnie by�cie wyko�lawili sprawiedliwo�� To szczeg�lne, jakie lato� s� kiepskie pr�ty, zwijaj� si� niczym powr�zki, nie maj� �adnej trwa�o�ci. Powinno by by� nieco cieplej, Filagorze, lecz to jest w r�kach bog�w, a nie ludzi. (1926) TERSYTES By�a noc i m�owie achajscy poprzysiadali bli�ej ogniska. ��Tej baraniny zn�w nie mo�na by�o ze�re� � odezwa� si� Tersytes, d�ubi�c w z�bach. � Dziwi� si� wam, Achajowie, �e si� na to zgadzacie. Za�o�y�bym si�, �e oni mieli na wieczerz� co najmniej m�ode ko�l�ta, ale wiadomo � dla nas, starych �o�nierzy, wystarczy �mierdz�cy cap. Ludzie! gdy sobie wspomn� t� baranin� u nas, w Grecji� ��Przesta�, Tersytesie � mrukn�� tata Eupator. � Wojna jest wojn�. ��Wojna � m�wi� Tersytes. � Prosz� ci�, co ty nazywasz wojn�? Czy to, �e dziesi�ty rok p�tamy si� tu bez sensu? Ja wam powiem, ch�opcy, co to jest: to nie �adna wojna, to tylko panowie dow�dcy i wielmo�e urz�dzili sobie wycieczk� na koszt pa�stwa, a my, starzy �o�nierze, my mamy rozdziawia� g�by z zachwytu, patrz�c, jak jaki� fircyk, smarkacz, maminsynek biega po obozie i robi z siebie wa�n� osob�. Tak to jest, ch�opcy. ��Masz na my�li Achillesa, syna Peleusa � rzek� m�ody Laomedon. ��Jego albo i nie jego � o�wiadczy� Tersytes. � Kto ma oczy, ten wie, do kogo si� to odnosi. Panowie, tego nam przecie� nikt nie wm�wi; gdyby naprawd� sz�o o zdobycie tej g�upiej Troi, dawno by�my j� ju� mieli. Kichn�� porz�dnie, a by�aby z niej kupa gruz�w. Dlaczeg� to nie robi si� ataku na g��wn� bram�? Wiecie, taki porz�dny, imponuj�cy szturm z krzykiem, pogr�kami i �piewaniem pie�ni bojowych i � wnet po ca�ej wojnie. ��Hm � mrucza� rozwa�ny Eupator � od krzyku Troja nie padnie. ��O, bardzo si� mylisz � gard�owa� Tersytes. � Ka�de dziecko wie, �e Trojanie to niewie�ciuchy, tch�rze, wszarze i w og�le ta�a�ajstwo. Tylko im raz porz�dnie pokaza�, co�my za jedni, my, Grecy! Widzieliby�cie, jak by si� p�aszczyli i skamlali o �ask�! Wystarczy�oby tu i �wdzie napa�� na troja�skie kobiety, gdy id� wiecz�r po wod� ��Napada� na kobiety? � wzruszy� ramionami Hippodamos z Megary. � Tego si� nie robi, Tersytesie! ��Wojna jest wojn� � zawo�a� energicznie Tersytes. � Z ciebie, Hippodamie, �adny patriota! My�lisz, �e wygramy wojn�, bo pan Achilles �askawie raz na kwarta� urz�dzi oficjalny pojedynek z tym osi�kiem Hektorem? Cz�owiecze, oni obaj to maj� um�wione i zgrane, a� mi�o; ich pojedynki to wyst�py solist�w, aby sobie naiwniacy my�leli, �e ci dwaj walcz� za nich! Hej, Trojo, hej, Hellado, chod�cie si� gapi� na pan�w bohater�w! A my, reszta, nie znaczymy nic, nasza niedola psu na bud� si� nie zda, za nami nawet pies nie szczeknie. Ja wam powiem, Achajowie: Achilles odstawia bohatera tylko po to, aby zebra� ca�� �mietank�, a nas pozbawi� wojennych zas�ug, chce, �eby m�wi�o si� tylko o nim, jak gdyby on by� wszystkim, a ci drudzy to �miecie. Tak to jest, ch�opcy. I ta wojna tak si� wlecze tylko po to, aby pan Achilles m�g� si� nadyma� niczym B�g wie jaki bohater. Dziwne, �e tego nie widzicie. ��Prosz� ci�, Tersytesie � odezwa� si� m�ody Laomedon � co ci w�a�ciwie Achilles zawini�? ��Mnie? Ani na paznokie� � powiedzia� z gorycz� Tersytes. � C� on mnie obchodzi? �eby� wiedzia�, ja z nim nawet nie rozmawiam, ale ca�y lud ju� ma powy�ej uszu tego, jak si� ten ch�op robi wa�ny. Na przyk�ad to jego uparte chowanie si� w namiocie. �yjemy w takiej chwili dziejowej, kiedy wa�y si� cze�� naszej Hellady; ca�y �wiat na nas patrzy � a co robi pan bohater? Rozwala si� w namiocie, �e niby nie b�dzie walczy�. Mo�e mamy za niego odwala� kawa� historii i dba� o honor ca�ej Hellady? Ale to tak: kiedy idzie na ca�ego, to Achilles w�azi do namiotu i unosi si� obraz�. Fe, komedia! Ot, macie tych bohater�w narodowych! Tch�rze! ��Nie wiem, Tersytesie � prawi� roztropny Eupator. � Achilles jest podobno strasznie dotkni�ty, bo Agamemnon odes�a� z powrotem do rodzic�w t� jego niewolnic�, jak�e si� ona nazywa, Bryzeida czy Chryzeida, tak jako�. Peleida robi z tego kwesti� presti�u, ale ja my�l�, �e on naprawd� kocha t� dziewczyn�. Bracie, to chyba wcale nie jest komedia. ��Mnie b�dziesz m�wi�? � powiedzia� Tersytes. � Ja wiem dobrze, jak to by�o. Agamemnon po prostu odebra� mu t� dziewczyn�, zrozumiano? Ma do licha i troch� narabowanego dobra, a jest pies na kobiety� Naprawd� ju� dosy� tych kobiet: z powodu tej fl�dry Heleny zacz�a si� wojna, teraz zn�w to� Czy�cie s�yszeli, �e Helena ostatnimi czasy wodzi si� z Hektorem? Ludzie, j� mia� ju� w Troi, kto chcia�, nawet ten dziad nad grobem stoj�cy, ten zaple�nia�y Priam. I dla takiej fl�dry my tutaj mamy cierpie� i walczy�? Dzi�kuj�, nie chc�! ��M�wi� � wtr�ci� nie�mia�o m�ody Laomedon � �e Helena jest bardzo pi�kna. ��A ju�ci � prawi� Tersytes wzgardliwie. � Jest przekwit�a, �e hej! I w dodatku flejtuch, jakich ma�o. Nie da�bym za ni� ani worka bobu. Ch�opcy, ja bym �yczy� temu g�upiemu Menelausowi, �eby�my wojn� wygrali i �eby on dosta� Helen� z powrotem. Pi�kno�� Heleny, o kt�rej si� tyle gada, to legenda, oszuka�stwo i troch� barwiczki. ��I my � powiedzia� Hippodamos � my, Danaowie, Tersytesie, bijemy si� za pust� legend�? ��Kochany Hippodamie � rzek� Tersytes � zdaje si�, �e tego nie widzisz. My, Hellenowie, walczymy po pierwsze po to, aby stary chytrus Agamemnon nape�ni� sobie wory zdobycz�; po drugie, aby fircyk Achilles zaspokoi� sw� nienasycon� ��dz� s�awy; po trzecie, aby oszust Odyseusz okrada� nas na wojennych dostawach; a wreszcie po to, aby jaki� przekupiony jarmarczny �piewak, jaki� Homer czy jak si� tam ten w��cz�ga nazywa, za kilka pod�ych sz�stak�w wychwala� najwi�kszych zdrajc�w narodu greckiego, a r�wnocze�nie zniewa�a� lub co najmniej przemilcza� takich prawdziwych, skromnych, ofiarnych bohater�w achajskich jak wy. Tak to jest, Hippodamie. ��Najwi�kszych zdrajc�w � prawi� Eupator � te s�owa s�, Tersytesie, troch� za mocne. ��Wiedzcie wi�c � wybuchn�� Tersytes i zaraz st�umi� g�os � ja mam dowody ich zdrady. Panowie, to jest straszne; nie powiem wam wszystkiego, co wiem, ale jedno dobrze sobie zakonotujcie: sprzedano nas. To przecie� sami musicie widzie�: czy� jest do pomy�lenia, �eby�my my, Grecy, najdzielniejszy i najdojrzalszy nar�d na �wiecie, ju� dawno nie zdobyli tego troja�skiego kurnika i nie pohulali z tymi �ebrakami i �obuzami w Ilionie, gdyby�my ju� od lat nie byli zdradzani? Czy� ty, Eupatorze, uwa�asz nas, Achaj�w, za takich tch�rz�w i nikczemnik�w, �e nie mogliby�my ju� dawno sko�czy� z t� szmat�aw� Troj�? Czy mo�e Trojanie s� lepszymi �o�nierzami od nas? S�uchaj, Eupatorze, je�li tak my�lisz, to nie jeste� chyba Grekiem, ale jakim� Epirot� albo Trakiem. Prawdziwy grecki, antyczny cz�owiek musi z b�lem odczuwa�, w jakiej ha�bie i �ajdactwie �yjemy. ��To prawda � medytowa� Hippodamos � �e si� ta wojna uporczywie wlecze. ��Wi�c widzisz � zawo�a� Tersytes. � I powiem ci dlaczego: dlatego, �e Trojanie maj� swoich sprzymierze�c�w i pomocnik�w mi�dzy nami. Wiecie chyba, kogo mam na my�li. ��Kogo? � rzek� powa�nie Eupator. � Teraz ju�, Tersytesie, musisz sko�czy�, skoro� zacz��. ��Niech�tnie m�wi� o tym � broni� si� Tersytes. � Wy mnie, Danaowie, znacie; wiecie, �e nie robi� plotek, ale skoro uwa�acie, �e to le�y w interesie og�u, powiem wam straszn� rzecz. Onegdaj gaw�dzi�em z kilkoma dobrymi, dzielnymi Grekami; jako patriota m�wi� o wojnie, o nieprzyjacielu i � taka ju� moja grecka otwarta natura � powiadam, �e Trojanie, nasi �miertelni i przysi�gli wrogowie, s� sfor� tch�rz�w, z�odziei, nicponi, �ajdak�w i szczur�w, �e ich Priam to stary dziad, a ich Hektor � sko�czony tch�rz. Przyznacie przecie�, Achajowie, �e taka jest prawdziwa grecka opinia. A� tu naraz wyst�puje z cienia sam Agamemnon � ju� si� nawet nie wstydzi pods�uchiwa�. I powiada: �Powoli, Tersytesie, Trojanie to dobrzy �o�nierze, Priam to porz�dny stary cz�owiek, a Hektor � bohater.� Szybko obr�ci� si� na pi�cie i znikn��, zanim zd��y�em da� mu odpraw�, na jak� zas�u�y�. Panowie, zosta�em, jakby mnie kto ukropem obla�. �Widzisz � rzek�em do siebie � sk�d wiatr wieje?� Teraz ju� wiemy, kto w naszym obozie szerzy chaos, defetyzm i wrog� propagand�. Jak�e mamy potem wygra� wojn�, gdy ci podli Trojanie maj� swoich ludzi, swoich stronnik�w w�r�d nas, ba, gorzej, w samej naszej g��wnej kwaterze? I my�licie, Achajowie, �e taki zdrajca prowadzi t� kreci� robot� ot tak sobie? Ba, nie, bracia, on nie za darmo wychwala nieprzyjaci� naszego narodu, jemu za to musieli, panie dzieju, Trojanie dobrze zap�aci�. Tylko si�, ch�opcy, troch� zastan�wcie: wojna si� naumy�lnie przewleka, Achilles si� celowo obrazi�, w naszym wojsku s�ycha� tylko skargi i szemrania, wsz�dzie rozprz�ga si� dyscyplina � kr�tko m�wi�c, jedno wielkie �ajdactwo i z�odziejstwo. Na kogo spojrze�, to zdrajca, sprzedawczyk, przyw�oka i szachraj. A gdy cz�owiek odkryje ich sztuczki, okrzykn� go pod�egaczem i dywersantem. Tyle ma swojak za to, �e chce bez ogl�dania si� na prawo czy na lewo s�u�y� jeno w�asnemu narodowi, jego czci i s�awie! Tego�my si� my, antyczni Grecy, doczekali! �e si� te� nie udusimy w tym bagnie! Kiedy� b�dzie si� o naszych czasach pisa� jako o okresie najg��bszego poni�enia narodowego i ucisku, ha�by, ma�oduszno�ci i zdrady, niewoli i chaosu, zniewie�cia�o�ci, korupcji i zgnilizny moralnej. ��Jako� by�o, jako� b�dzie � ziewn�� Eupator. � Ale ja ju� id� spa�. Dobranoc, ludziska! ��Dobranoc � powiedzia� Tersytes serdecznie i przeci�gn�� si� z lubo�ci�. � Ale�my sobie dzisiaj pi�knie pogaw�dzili, co? (1931) AGATON, CZYLI O M�DRO�CI Cz�onkowie akademii beockiej zaprosili z Aten � filozofa Agatona, aby im wyg�osi� odczyt o filozofii. Aczkolwiek Agaton nie by� nadzwyczajnym m�wc�, przyj�� jednak zaproszenie, aby w miar� swych si� przyczyni� si� do propagowania filozofii, kt�ra wed�ug s��w historyka �jak gdyby chyli�a si� ku upadkowi�, W um�wionym dniu przyjecha� do Beocji, lecz na wyk�ad by�o jeszcze za wcze�nie; Agaton spacerowa� wi�c o zmroku dooko�a miasta i radowa� si� lotem jask�ek nad jego dachami. Z uderzeniem �smej uda� si� do sali wyk�adowej, ale zasta� j� prawie pust�. W �awkach siedzia�o zaledwie pi�ciu czy sze�ciu m�czyzn. Agaton usiad� za katedr� i postanowi� poczeka� troch�, a� si� zejdzie wi�cej s�uchaczy; tymczasem rozwin�� zw�j, z kt�rego mia� zamiar czyta�, i zag��bi� si� w nim. Zw�j ten zawiera� wszystkie podstawowe zagadnienia filozoficzne; rozpoczyna� od teorii poznania, dawa� definicje prawdy, przeprowadza� druzgoc�c� krytyk� b��dnych pogl�d�w, to znaczy wszystkich �filozofii �wiata opr�cz Agatonowej, i podawa� zarys najwy�szych idei. Kiedy Agaton doszed� do tego miejsca, podni�s� wzrok; zobaczy�, �e wszystkich s�uchaczy jest dziewi�ciu. I chwyci� go gniew. I �al. I uderzywszy zwojem o st�, tak zacz��: ��Panie i panowie, czy raczej andres Boi�tikoi; zdaje si�, �e wasze miasto nie objawia zbyt �ywego zainteresowania wznios�ymi zagadnieniami, kt�re mamy w programie. Wiem, m�owie beoccy, �e zajmuj� was w�a�nie wybory do miejscowej Rady i �e w takiej chwali nie ma czasu na m�dro��, ba, nawet na rozs�dek; wybory s� okazj� dla spryciarzy. W tym miejscu Agaton na chwil� przerwa� i zastanowi� si�. ��Zaczekajmy � zacz�� znowu � w�a�nie wyrwa�o mi si� co�, czego dot�d nie bra�em pod uwag�. Powiedzia�em trzy s�owa: spryt � rozs�dek � m�dro��. Powiedzia�em je w gniewie. Wszystkie trzy oznaczaj� jak�� zdolno�� intelektualn�; czuj�, �e imaj� zupe�nie odmienny sens, ale trudno by�oby mi powiedzie�, czym si� r�ni�. Wybaczcie, zaraz wr�c� do tematu, tylko te trzy s�owika musz� sobie wyja�ni�. To jasne � ci�gn�� po chwili � przeciwie�stwem sprytu jest g�upota, podczas gdy przeciwie�stwem rozs�dku jest szale�stwo. Ale co jest przeciwie�stwem m�dro�ci? S� � prosz� pan�w � my�li, kt�re ani nie s� sprytne, albowiem s� zbyt proste, ani nie s� rozs�dne, poniewa� wydaj� si� szale�stwem, a jednak s� m�dre. M�dro�� nie uto�samia si� ani ze sprytem, ani z rozs�dkiem. M�owie beoccy, w codziennym �yciu ani za grosz (czyli ani za mak, jak m�wimy po grecku); nie dbacie o definicj� poj��, a przecie� dok�adnie je rozr�niacie. Powiecie o kim�, �e to �sprytny z�odziej�, nigdy si� jednak nie powie �rozs�dny z�odziej� czy wreszcie �m�dry z�odziej�. Chwalicie swego krawca, �e ma rozs�dne ceny, ale nie powiecie, �e ma ceny m�dre. Jest tu najwidoczniej jaka� r�nica, kt�ra wam zabrania miesza� te s�owa. Je�li powiecie o kim�, �e to sprytny ch�op, macie oczywi�cie na my�li, �e umie korzystnie sprzeda�, co ma, na targu; je�li m�wicie, �e jest to ch�op rozs�dny, chcecie prawdopodobnie powiedzie�, �e umie w og�le dobrze gospodarzy�; ale je�li nazwiecie go ch�opem m�drym, znaczy to zapewne, �e dobrze �yje, �e wiele wie i potrafi da� potrzebn� rad� powa�nie i sumiennie. Albo, dajmy na to, sprytny polityk mo�e by� r�wnie dobrze �ajdakiem i szkodnikiem rzeczypospolitej, ale rozs�dnym politykiem nazwiesz tylko tego, kto potrafi kierowa� jej sprawami ku og�lnemu po�ytkowi, zas�uguj�c przy tym na uznanie, podczas gdy m�drego polityka, panowie � na pewno wszyscy to czujecie � takiego nazwie si� kr�tko �ojcem ojczyzny� albo podobnie; z tego wida�, �e m�dro�� ma w sobie odcie� szczeg�lnej serdeczno�ci. Je�eli o kim� powiem, �e jest sprytny, rozumiem przez to godn� uwagi cech�; jest to tak, jak gdybym na przyk�ad powiedzia�, �e pszczo�a ma ��d�o lub s�o� tr�b�. Zupe�nie co innego, je�li powiem, �e pszczo�a jest pracowita lub s�o� ogromnie silny; w tym jest ju� jakie� uznanie, ceni� t� si��, ale nie ceni� tr�by. Z r�wnym uznaniem m�wi� o kim�, �e jest rozs�dny. Je�li jednak powiem, �e jest m�dry, to ju�, panowie, inna sprawa; to tak, jak gdybym powiedzia�, �e go lubi�. Jednym s�owem, spryt jest darem, czyli talentem, rozs�dek jest zalet�, czyli w�adz� umys�u, lecz m�dro�� jest cnot�. I teraz ju� wiem, jaka jest r�nica mi�dzy tymi trzema s�owami. Spryt jest zwykle bezwzgl�dny, z�o�liwy i egoistyczny, wyszukuje u bli�niego jego s�abe strony i potrafi je wyzyska� dla w�asnej korzy�ci; wiedzie do powodzenia. Rozs�dek bywa surowy wobec cz�owiekk, ale jest sprawiedliwy wobec cel�w, szuka korzy�ci og�u; je�eli znajdzie u bli�niego wad� lub zacofanie, stara si� je usun�� przez pouczenie lub przywo�anie porz�dku; wiedzie do poprawy. M�dro�� nie mo�e by� sroga, poniewa� jest sam� dobroci� i sympati�, nie szuka nawet korzy�ci og�lnej, poniewa� zbyt kocha ludzi, aby mog�a kocha� jeszcze jakie� dalsze cele; je�li znajdzie u bli�niego jak�� wad� czy s�abo��, wybaczy j� i kocha go dalej; wiedzie do harmonii. M�owie beoccy, czy s�yszeli�cie kiedy, aby nazwano m�drym cz�owieka nieszcz�liwego albo dowcipnisia, lub cz�owieka zgry�liwego i zawiedzionego? Powiedzcie, dlaczego jest zwyczajem, przynajmniej w �yciu niefilozoficznym, nazywa� m�drym cz�owieka takiego, kt�ry nie �ywi w sercu nienawi�ci i jest wyrozumia�y dla ca�ego �wiata. Powiedzcie sobie po wielekro� i wielekro� s�owo �m�dro��; powiedzcie sobie to s�owo, kiedy si� radujecie lub smucicie, kiedy�cie zm�czeni, rozgoryczeni czy zniecierpliwieni � us�yszycie w nim smutek, lecz ju� z�agodzony, rado��, lecz stale i delikatnie powracaj�c�, zm�czenie, lecz pe�ne podniet, cierpliwo�� i przebaczenie bez granic; i wszystko to, przyjaciele, to d�wi�k rozkoszny i t�skny, g�os, w kt�rym d�wi�czy m�dro��. Tak, m�dro�� jest jak�� t�sknot�. Cz�owiek mo�e ca�y rozs�dek w�o�y� w swe dzie�o, mo�e je zrealizowa� swoj� prac�. Lecz m�dro�� pozostanie zawsze ponad ka�dym dzie�em. M�dry cz�owiek jest jak ogrodnik, kt�ry nawozi zagon lub przywi�zuje r�e do tyczek, a przy tym my�li na przyk�ad o Bogu. Dzie�o jego r�k nigdy nie obejmie ani nie uciele�ni jego m�dro�ci. Rozs�dek jest w czynie, natomiast m�dro�� tkwi w prze�yciu. Jednak�e m�drzy poeci i arty�ci potrafi� owo prze�ycie w��czy� w swoje dzie�o; nie podaj� swej m�dro�ci w czynach, lecz bezpo�rednio w prze�yciu. To za� stanowi niezwyk�� warto�� sztuki i nie masz w �wiecie nic, co by jej by�o r�wne. Patrzcie, odbieg�em ju� zupe�nie od swego programu. Lecz c� mog� jeszcze powiedzie�? Je�li m�dro�� tkwi w prze�yciu, a bynajmniej nie w my�lach, zbyteczne jest czytanie wam mojego zwoju. (1920) ALEKSANDER WIELKI Do Arystotelesa ze Stagiry, dyrektora liceum w Atenach. M�j wielki i kochany nauczycielu, drogi Arystotelesie! D�ugo, bardzo d�ugo, nie pisa�em do Ciebie, ale, jak wiesz, by�em zbyt zaj�ty sprawami wojennymi, a gdy�my maszerowali przez Hyrkani�, Drangian� i Gedrozj�, gdy�my zdobywali Baktri� i przekraczali Indus, nie by�o czasu ani ochoty, by si�gn�� po pi�ro. Teraz od kilku miesi�cy jestem ju� z powrotem w Suzie. Ale mia�em zn�w na g�owie k�opoty z administracj�, z mianowaniem urz�dnik�w i z likwidowaniem r�nych zamieszek i powsta�, talk �e do dzi� nie mog�em si� zebra�, aby Ci co� o sobie napisa�. Prawda, z oficjalnych komunikat�w znasz mniej wi�cej og�lny przebieg wydarze�, ale zar�wno moje przywi�zanie do Ciebie, jak i prze�wiadczenie o Twoim wp�ywie na wykszta�cone sfery helle�skie sk�aniaj� mnie, abym Ci znowu otwar� swe serce jako memu czcigodnemu nauczycielowi i duchownemu przewodnikowi. Przypominam sobie, jak przed laty (jak dawne mi si� to ju� wydaje!) pisa�em do Ciebie niedorzeczny i pe�en zachwytu list znad grobu Achillesa; by�o to u progu mej wyprawy perskiej i przysi�ga�em wtedy, �e przez ca�e �ycie moim wzorem b�dzie odwa�ny Peleida. Marzy�em tylko o bohaterstwie i wielko�ci; mia�em ju� za sob� zwyci�stwo nad Tiraej� i zdawa�o mi si�, �e ta wyprawa na czele Macedo�czyk�w i Hellen�w przeciw Dariuszowi ma na celu jedynie okrycie si� chwa��, godn� naszych przodk�w, kt�rych opiewa� boski Homer. Mog� powiedzie�, �e swemu idea�owi nie zosta�em nic d�u�ny ani pod Cheronej�, ani nad Granikiem; ale dzisiaj ca�kiem inaczej oceniam polityczne znaczenie moich �wczesnych poczyna�. Trze�wo my�l�c, musi si� stwierdzi�, �e nasza dopiero co po��czona z Grecj� Macedonia by�a wtedy od p�nocy stale zagro�ona przez tych barbarzy�c�w Trak�w; �mogliby nas napa�� w niestosownej chwili, co Grecy wykorzystaliby w celu zerwania umowy i oderwania si� od Macedonii. Po prostu trzeba by�o podbi� Tracj�, aby na wypadek greckiej zdrady Macedonia mia�a os�oni�t� flank�. By�a to czysta polityczna konieczno��, kochany Arystotelesie, ale tego wtedy Tw�j ucze� jeszcze dostatecznie nie rozumia� i oddawa� si� marzeniom o Achillesowych czynach. Wskutek zdobycia Tracji zmieni�a si� nasza sytuacja; zaw�adn�li�my ca�ym zachodnim wybrze�em Morza Egejskiego a� po Bosfor, naszemu panowaniu nad Morzem Egejskim zagra�a�a jednak perska pot�ga morska; zw�aszcza stan�wszy nad Hellespontem i Bosforem znale�li�my si� w niebezpiecznej blisko�ci zasi�gu wp�yw�w perskich. Wcze�niej czy p�niej musia�o mi�dzy nami a Persj� doj�� do walki o Morze Egejskie i woln� �eglug� cie�ninami pontyjskimi. Na szcz�cie uderzy�em wcze�niej, zanim Dariusz m�g� si� przygotowa�. My�la�em, �e id� w �lady Achillesa i b�d� dla chwa�y Grecji zdobywa� nowy Ilion, w rzeczywisto�ci, jak widz� dzisiaj, sz�o o bezwzgl�dn� konieczno�� odepchni�cia Persji od Morza Egejskiego; i odepchn��em j�, drogi nauczycielu, tak gruntownie, �e zaj��em ca�� Bityni�, Frygi� i Kapadocj�, spl�drowa�em Cylicj� i zatrzyma�em si� a� w Tarsie. Azja Mniejsza by�a nasza. Nie tylko stara egejska ka�u�a, ale ca�y p�nocny brzeg Morza �r�dziemnego � czyli, jak my je nazywamy, Egipskiego � dosta� si� w nasze posiadanie. Powiedzia�by�, m�j kochany Arystotelesie, �e teraz zosta� osi�gni�ty ca�kowicie g��wny polityczny i strategiczny cel, a mianowicie ostateczne wyparcie Persji z w�d helle�skich. Wszak�e ze zdobyciem Azji Mniejszej powsta�a nowa sytuacja: nasze nowe wybrze�e mog�oby zosta� zagro�one od po�udnia, to jest przez Fenicj� lub Egipt; st�d Persja mog�aby dostawa� posi�ki i materia�y do prowadzenia dalszej wojny przeciw nam. By�o wi�c z kolei rzecz� nieuniknion� obsadzi� brzegi Tyru i opanowa� Egipt; stali�my si� przez to panami ca�ego przymorza, ale r�wnocze�nie wy�oni�o si� nowe niebezpiecze�stwo: mianowicie Dariusz, w oparciu o swoj� bogat� Mezopotami�, m�g�by wtargn�� do Syrii i w ten spos�b odci��by nasze egipskie posiad�o�ci od bazy ma�oazjatyckiej. Musia�em wi�c za wszelk� cen� rozbi� Dariusza, uda�o mi si� to pod Gaugamel�; jak wiesz, wpad�y nam w r�ce Babilon i Suza, Persepolis i Pasargada. W ten spos�b opanowali�my Zatok� Persk�; aby jednak�e t� now� posiad�o�� ochroni� przed mo�liwymi najazdami z p�nocy, trzeba by�o wyprawi� si� w g�ry przeciw Medom i Hyrkanom. Teraz nasze terytorium si�ga�o od Morza Kaspijskiego a� po Zatok� Persk�, ale by�o otwarte na wschodzie; wyprawi�em si� wi�c z imoimi Macedo�czykami do kraj�w Arii i Drangiany, spustoszy�em Gedrozj� i pokona�em Arachozj�, po czym zwyci�sko obsadzi�em Baktri�; i �eby to wojskowe zwyci�stwo przypiecz�towa� trwa�ym zwi�zkiem, poj��em za �on� ksi�niczk� baktryjsk�, Roksan�. By�a to zwyk�a polityczna konieczno��; zdoby�em dla Macedo�czyk�w i Grek�w tyle wschodnich kraj�w, �e chc�c nie chc�c musia�em pozyska� moich barbarzy�skich wschodnich poddanych tak�e ceremonia�em i wspania�o�ci�, bez kt�rych owi biedni pastuszkowie nie potrafi� sobie wyobrazi� pot�nego monarchy. Prawda, �e moja stara macedo�ska gwardia nie mog�a si� z tym pogodzi�; wydawa�o si� jej mo�e, �e w�dz staje si� obcym dla dawnych towarzyszy broni. Niestety, musia�em wtedy skaza� na �mier� mego starego Filotasa i Kallistena, tak�e m�j Parmenion straci� �ycie. By�o mi bardzo przykro, ale w przeciwnym razie rebelia Macedo�czyk�w mog�a zagrozi� moim dalszym poczynaniom. Przygotowywa�em bowiem w tym czasie wypraw� wojenn� do Indii. Trzeba Ci wiedzie�, �e Gedrozja i Arachozja s� otoczone wysokimi g�rami niby wa�em obronnym; ale aby by�y wa�em niezdobytym, potrzebuj� przedpola, z kt�rego mo�na by przedsi�bra� wypady albo cofa� si� w. jego obr�b. Tym strategicznym przedpolem s� Indie a� po rzek� Indus. Ze wzgl�d�w wojskowych musia�em zaj�� ten kraj, a z nim i przycz�ki mostowe na drugim brzegu Indu � �aden �o�nierz ani polityk, maj�cy poczucie odpowiedzialno�ci, nie post�pi�by inaczej � ale gdy�my byli nad rzek� Hyfazis, zacz�li si� moi Macedo�czycy wzbrania�, �e ju� nie p�jd�, dalej z powodu zm�czenia, chor�b i t�sknoty za ojczyzn�. Musia�em zawr�ci�, by�a to straszna droga dla mych weteran�w, ale jeszcze gorsza dla mnie; chcia�em doj�� a� do Zatoki Bengalskiej, �eby uzyska� dla Macedonii naturalne granice od wschodu, a cer a� na jaki� czas zosta�em zmuszony do zaniechania tego zamiaru. Wr�ci�em do Suzy. Mog�em by� zadowolony, zdobywszy dla mych Macedo�czyk�w i Hellen�w takie imperium. Ale �ebym ju� nie musia� liczy� tylko na moich wyczerpanych ludzi, zaci�gn��em do swej armii 30 000 Pers�w; � to dobrzy �o�nierze, a potrzebuj� ich koniecznie dla obrony granic wschodnich. No i widzisz, moi starzy �o�nierze s� tym bezgranicznie rozgoryczeni. Nie potrafi� poj�� nawet tego, �e zyskawszy dla swego narodu terytoria orientalne, sto razy wi�ksze od naszej ojczyzny, staj� si� wielkich kr�lem Wschodu; �e musz� mianowa� urz�dnik�w i doradc�w spo�r�d ludzi Wschodu i otoczy� si� orientalnym dworem; to wszystko s� oczywiste polityczne konieczno�ci, kt�re spe�niam w interesie Wielkiej Macedonii. Okoliczno�ci wymagaj� ode mnie coraz to dalszych osobistych ofiar; sk�adam je bez szemrania, albowiem my�l� o wielko�ci i pot�dze mojej kochanej ojczyzny. Musz� si� zgodzi� na barbarzy�ski przepych swej mocy i wspania�o�ci; poj��em za �ony �trzy ksi�niczki wschodnich kr�lestw, a teraz, kochany Arystotelesie, sta�em si� nawet bogiem. Tak, m�j drogi nauczycielu, kaza�em si� og�osi� bogiem. Moi dobrzy wschodni poddani k�aniaj� mi si� i sk�adaj� mi ofiary. Jest to polityczna konieczno��, je�li mam mie� nale�yty autorytet u tych g�rskich pastuch�w i poganiaczy wielb��d�w. Jak�e odleg�e s� czasy, gdy uczy�e� mnie u�ywania rozumu i logiki! Wszak�e sam rozum ka�e przystosowa� w�asne �rodki do ludzkiej g�upoty. Na pierwszy rzut oka mog� si� komu� koleje mego �ycia wyda� fantastyczne, ale gdy teraz spojrz� wstecz w nocnym spokoju mej boskiej pracowni, widz�, �e nigdy nie przedsi�bra�em niczego, co by nie by�o bezwzgl�dnie uwarunkowane moim uprzednim krokiem. Widzisz, m�j kochany Arystotelesie, le�a�oby to w interesie spokoju i porz�dku, w rozumnym interesie politycznym, aby i w mojej zachodniej ojczy�nie uznano mnie za boga. Gdybym mia� pewno��, �e moja Macedonia i Hellada przyj�y polityczne principium mego absolutnego autorytetu, uwolni�oby mi to r�ce na Wschodzie; m�g�bym spokojnie wyruszy�, aby zabezpieczy� mej greckiej ojczy�nie naturalne granice a� na wybrze�u chi�skim. W ten spos�b po wieczne czasy zapewni�bym moc i bezpiecze�stwo mojej Macedonii. Jak widzisz, � jest to plan trze�wy i rozumny; ju� od dawna nie jestem tym fantast�, kt�ry sk�ada� przysi�g� nad grobem Achillesa. Prosz� Ci� teraz, aby� jako m�j m�dry przyjaciel i filozoficzny przewodnik przygotowa� i mo�liwie logicznie umotywowa� wobec mych Grek�w i Macedo�czyk�w moje og�oszenie si� bogiem; czyni� to jako odpowiedzialny polityk i m�� stanu. Twemu uznaniu pozostawiam, czy zadanie to zechcesz spe�ni� jako rzecz rozumn�, patriotyczn� i politycznie konieczn�. Pozdrawiam Ci�, m�j drogi Arystotelesie, Tw�j Aleksander (1937) �MIER� ARCHIMEDESA Owa historia z Archimedesem niezupe�nie tak wygl�da�a, jak si� to pisze: istotnie, zosta� zabity, gdy Rzymianie zdobyli Syrakuzy, ale nie jest zgodne z prawd�, jakoby do jego domu wpad� �o�nierz rzymski, aby grabi�, i jakoby Archimedes, pogr��ony w rysowaniu jakiej� geometrycznej konstrukcji, zgry�liwie mu odburkn��: �Nie ruszaj moich k�!� Przede wszystkim Archimedes nie by� jakim� tam roztargnionym profesorem, kt�ry nie wie, co si� ko�o niego dzieje; przeciwnie, by� to z natury prawdziwy �o�nierz, kt�ry obmy�la� dla Syrakuz machiny wojenne do obrony miasta; po drugie za�, ten rzymski �o�nierzyna to nie by� wcale pijany grabie�ca, lecz wykszta�cony i ambitny oficer sztabowy Lucjusz, kt�ry wiedzia�, z kim ma zaszczyt, i nie przyszed� rabowa�, ale od progu zasalutowa� i rzek�: ��B�d� pozdrowion, Archimedesie! Archimedes podni�s� oczy znad tabliczki woskowej, na kt�rej rzeczywi�cie co� rysowa�, i rzek�: ��Co tam? ��Archimedesie � m�wi� Lucjusz � wiemy, �e bez twoich machin wojennych Syrakuzy nie utrzyma�yby si� ani miesi�ca, a tak to�my z nimi dwa lata mieli co robi�. Czy my�lisz, �e my, �o�nierze, nie potrafimy tego oceni�? Wspania�e machiny. Gratuluj�. Archimedes machn�� r�k�. ��Ech, co tam, nic w tym szczeg�lnego. Zwyk�e miotaj�ce mechanizmy � ot, zabawka. Pod wzgl�dem naukowym nie ma to wi�kszego znaczenia. ��Ale pod wojskowym ma � orzek� Lucjusz, � S�uchaj, Archimedesie, przyszed�em ci zaproponowa� wsp�prac�. ��Z kim? ��Z nami, Rzymianami. Widzisz chyba, �e Kartagina i tak upadnie. Po c� im jeszcze pomaga�? Zobaczysz, jak teraz pohulamy z Kartagin�! Wy wszyscy powinni�cie raczej i�� z nami. ��Dlaczego? � mrukn�� Archimedes. � My, Syrakuzanie, przypadkiem jeste�my Grekami. Dlaczeg� by�my mieli i�� z wami? ��Dlatego, �e �yjecie na Sycylii, a my Sycylii potrzebujemy. ��Dlaczego jej potrzebujecie? ��Dlatego, �e chcemy zaw�adn�� Morzem �r�dziemnym. ��Aha � rzek� Archimedes i spogl�da� w zamy�leniu na sw� tabliczk�. � A po c� wam to? ��Kto jest panem Morza �r�dziemnego � rzek� Lucjusz � jest panem �wiata. To przecie� jasne. ��Czy� musicie by� panami �wiata? ��Tak! Pos�annictwem Rzymu jest, aby sta� si� panem �wiata. I powiadam ci, �e nim b�dzie! ��Mo�liwe � rzek� Archimedes i wymazywa� co� na woskowej tabliczce. � Ale ja bym wam tego nie radzi�, Lucjuszu. Pos�uchaj, by� panem �wiata � to� tego trzeba wam b�dzie kiedy� zawzi�cie broni�. Szkoda pracy, jak� b�dziecie musieli w to w�o�y�. ��Wszystko jedno, ale b�dziemy wielkim imperium. ��Wielkie imperium � mrucza� Archimedes. � Czy narysuj� ma�e ko�o, czy wielkie ko�o � jest to wci�� tylko ko�o. Znowu ma granice! Nigdy nie b�dziecie bez granic, Lucjuszu. Czy my�lisz, �e wielkie ko�o jest doskonalsze ni� ma�e? My�lisz mo�e, �e jeste� wi�kszym geometr�, gdy narysujesz wi�ksze ko�o? ��Wy, Grecy, wci�� si� bawicie argumentami � zarzuci� Lucjusz. � My za� dowodzimy naszej racji inaczej. ��Czym? ��Czynem. Na przyk�ad: zdobyli�my Syrakuzy. Ergo: Syrakuzy nale�� do nas. To chyba jasne? ��Jasne � rzek� Archimedes, skrobi�c si� rylcem po g�owie. � Tak, zdobyli�cie Syrakuzy, tylko �e to ju� nie s� i nie b�d� te Syrakuzy co dotychczas. By�o to wielkie i s�awne miasto, m�j drogi; teraz ju� nigdy nie b�dzie wielkie. Szkoda Syrakuz! ��Za to Rzym b�dzie wielki. Rzym musi by� najsilniejszy na ca�ej kuli ziemskiej. ��Dlaczego? ��Aby si� utrzyma�. Im silniejsi jeste�my, tym wi�cej mamy nieprzyjaci�. Dlatego musimy by� najsilniejsi. ��Co si� tyczy si�y� mrucza� Archimedes � ja jestem troch� fizyk, Lucjuszu, i co� ci powiem. Si�a si� wi��e. ��Co to znaczy? ��To jest takie prawo, Lucjuszu. Si�a, kt�ra dzia�a, tym samym si� wi��e. Im b�dziecie silniejsi, tym wi�cej swych si� na to b�dziecie musieli zu�y�, a kiedy� przyjdzie chwila� ��Co chcia�e� powiedzie�? ��. Ach, nic. Ja nie jestem prorokiem, cz�ecze, jestem tylko fizykiem. Si�a si� wi��e. Wi�cej nic nie wiem. ��S�uchaj, Archimede