4032
Szczegóły |
Tytuł |
4032 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4032 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4032 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4032 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
NEIL L. SMITH
LANDO CALRISSIAN I MY�LOHARFA SHAR�W
(Przek�ad Andrzej Syrzycki)
Dedykuj� t� ksi��k� Robertowi Shea i Robertowi Anionowi Wilsonowi.
PROLOG
- Sabak!
Panowa� nieprawdopodobny �ar. M�ody hazardzista rzuci� karty-p�ytki na blat stolika. P�niej, nie okazuj�c entuzjazmu, zgarn�� to, co dzi�ki nim zyska�, a co stanowi�o mizerny dodatek do r�wnie mizernych sum, jakie uda�o mu si� wygra� tego wieczora. Co� w okolicach ma�o przekonuj�cych pi�ciuset kredyt�w.
Pomy�la�, �e mo�e by�a to wina panuj�cego �aru. A mo�e tylko jego wyobra�ni.
Ta przekl�ta asteroida, Oseon Dwa Tysi�ce Siedemset Dziewi��dziesi�t Pi��, kr��y�a bli�ej s�o�ca ni� inne skalne bry�y, i mo�e w�a�nie dlatego nie zapomniano o wyposa�eniu jej we wszystkie konieczne urz�dzenia klimatyzacyjne i umilaj�ce �ycie, w jakie zaopatrzono pozosta�e ska�y systemu Oseona. Pomimo to niemal czu�o si� bezlitosny s�oneczny wicher, smagaj�cy jej zeschni�t� i sp�kan� powierzchni�, czu�o si� promieniowanie, przesi�kaj�ce przez jej �elazowo-niklow� skorup�, a tak�e czu�o si� niepo��dan� energi�, wypromieniowywan� przez �ciany ka�dego pomieszczenia.
Szczeg�lnie tego.
Tubylcy chyba tak�e to odczuwali. Przed mniej wi�cej dwiema godzinami, zanim karty rozdano po raz trzeci, niekt�rzy zacz�li sprawia� wra�enie, �e bardzo ch�tnie zdj�liby wszystko z wyj�tkiem kr�tkich spodenek i podkoszulk�w. Wygl�dali na r�wnie zm�czonych i przygn�bionych, jak m�ody hazardzista, kt�ry w�a�nie poci�gn�� �yk p�ynu ze szklaneczki. Dobrze chocia�, �e nie musia� zastanawia� si� nad tym, co pije. Rzecz jasna, �aden z graczy ani my�la� o piciu jakiegokolwiek trunku. Wi�kszo�� zadowala�a si� po prostu wod� z lodem.
W pewnej chwili kropelki wilgoci, perl�ce si� na zewn�trznej stronie szklanki, z��czy�y si� w wi�ksze krople i sp�yn�y po nadgarstku do wn�trza r�kawa obszytego z�otym galonem munduru.
Co za �ycie! Oseon Dwa Tysi�ce Siedemset Dziewi��dziesi�t Pi�� wygl�da� na oaz� ub�stwa, kryj�c� si� w samym sercu raju plutokrat�w. Niego�cinna asteroida, z kt�rej wn�trza wydobywano drogocenne minera�y, okr��a�a podobne do rozpalonego pieca s�o�ce. Po drodze przelatywa�a jednak przez gwiezdny system planetarny, w kt�rym roi�o si� od kasyn, dom�w uciech, i o�rodk�w wczasowych. Z wi�kszo�ci tych rozrywek korzystali tylko najbogatsi ludzie galaktyki, tacy jak w�drowni handlarze starzyzn�.
W tej chwili jednak hazardzista �a�owa�, �e kiedykolwiek dowiedzia� si� o tym miejscu. Tak to jest, pomy�la�, kiedy polega si� na zdaniu urz�dnik�w, zatrudnionych w kosmoporcie. Stru�ka potu �ciek�a mu po szyi i znikn�a za stoj�cym ko�nierzem p�oficjalnego munduru. Kto powiedzia�, �e g�rnicy, wydobywaj�cy surowce z wn�trz asteroid, zawsze zaliczaj� si� do bogaczy?
Nie m�wi�c ani s�owa, przetasowa� bardzo grub� tali� raz, dwa, trzy razy, a potem jeszcze dwukrotnie. Mia� wra�enie, �e odprawia jaki� zawi�y rytua�. P�niej podsun�� karty spoconemu graczowi, siedz�cemu po prawej stronie, aby ten niedba�ym ruchem je prze�o�y�, po czym zacz�� rozdawa�. Kiedy wszyscy otrzymali po dwie, uzbroi� si� w cierpliwo�� i czeka�, a� amatorzy oblicz� liczby swoich punkt�w. Bez wzgl�du na to, czy by�o tak w istocie, czy tylko mu si� wydawa�o, odnosi� wra�enie, �e panuj�cy �ar spowalnia� ich procesy my�lowe.
Wszyscy do�o�yli stawki do tego, co ju� znajdowa�o si� na stole. Nie by�a to fortuna dla nikogo - mo�e z wyj�tkiem obawiaj�cych si� ub�stwa uczestnik�w wieczornych konkurs�w matematycznych z rachunku prawdopodobie�stwa. Jedynie oni mogli uwa�a�, �e hazardzista jest kim� w rodzaju romantyka, zawodowego poszukiwacza przyg�d, kt�ry dysponuje w�asnym gwiezdnym statkiem i cieszy si� opini� nieprawdopodobnego szcz�ciarza.
M�odzieniec ze smutkiem u�wiadomi� sobie, �e ci za�ciankowi �owcy mikroskopijnych sum kredyt�w rozpaczliwie staraj� si� wywrze� na nim wra�enie. Musia� przyzna�, �e ich starania nie s� ca�kiem bezowocne. Pomy�la�, �e je�eli nadal gra potoczy si� o tak ma�e stawki, b�dzie musia� wyj�� �r�d�o zasilania z elektrycznej golarki i do��czy� je do pok�adowego zasobnika energetycznego, tylko po to, aby m�c wystartowa� z tej zapomnianej przez J�dro asteroidy.
Nale�a�oby zacz�� od tego, �e gwiezdnego statku, kt�rego by� w�a�cicielem, nie naby� za got�wk�. Po prostu wygra� go w czasie innej partii sabaka, zorganizowanej w gwiezdnym systemie, kt�ry odwiedzi� na kr�tko przedtem, zanim trafi� na t� skaln� bry��. Musia� jednak zdoby� troch� got�wki, je�eli zamierza� nim dok�dkolwiek polecie�. Na razie wszystko wskazywa�o na to, �e na wygraniu statku straci�, i to wcale niema�o.
Spojrzawszy na swoje karty, stwierdzi�, �e da� sobie minus dziewi�� punkt�w. Trzyma� R�wnowag� i dw�jk� szabel. Nawet w najkorzystniejszych okoliczno�ciach nie by�o to nic szczeg�lnego, ale sabak nale�a� do losowych gier, w kt�rych szcz�cie mog�o nagle u�miechn�� si� do gracza albo go opu�ci�, ju� w chwili najbli�szej zmiany waloru pojedynczej karty. Albo nawet bez takiej zmiany... Z dr�eniem serca obserwowa�, jak diabe�, kt�ry nigdy nie znieruchomia� na awersie karty, migocze, rozmazuje si� i znika, by po chwili zamieni� si� w si�demk� klepek.
To dawa�o mu minus cztery punkty. Niewielki post�p, ale zawsze post�p. Przyjrzawszy si� le��cej na blacie stolika puli, do�o�y� do niej �eton trzydziestokredytowy, nie zdecydowa� si� jednak na podwy�szenie stawki.
Zmiana, jakiej w�a�nie by� �wiadkiem, oznacza�a tak�e, �e poprzednia si�demka klepek, kt�r� m�g� dosta� jaki� inny gracz albo kt�ra le�a�a spokojnie gdzie� w nierozdanej cz�ci talii, przemieni�a si� w co� innego. M�ody hazardzista spojrza� po kolei na zaczerwienione i spocone twarze pozosta�ych graczy, ale nie wyczyta� z nich absolutnie niczego. Ka�da z siedemdziesi�ciu o�miu kart-p�ytek zmienia�a walor w losowo okre�lanych chwilach, chyba �e spoczywa�a nieruchomo, po�o�ona awersem do g�ry w obr�bie p�ytkiego interferencyjnego pola po�rodku blatu sto�u. Sabak zalicza� si� zatem do gier dynamicznych i szarpi�cych nerwy.
Mimo to m�odzieniec znajdowa� w niej spok�j i odpr�enie. Zazwyczaj.
- Prosz� o kart�, kapitanie Calrissian.
Vett Fori, odziana w po�atane i wyp�owia�e drelichy uczestniczka gry, siedz�ca po lewej stronie hazardzisty, pracowa�a jako g��wna nadzorczym kopal� asteroidy. By�a drobn� kobiet� w nieokre�lonym wieku, sprawiaj�c� wra�enie nieust�pliwej. Mimo to na jej pobru�d�onej i wiecznie zmartwionej twarzy potrafi� go�ci� zdumiewaj�co �agodny u�miech. Gra�a o bardzo wysokie stawki -a przynajmniej wysokie dla pozosta�ych graczy - ale ci�gle przegrywa�a. Najwyra�niej martwi�o j� co� jeszcze opr�cz niezno�nego �aru. Na blacie stolika obok jej �okcia spoczywa�o nie zapalone cygaro.
- Prosz�, m�w mi Lando - odpar� m�ody hazardzista, wr�czaj�c jej nast�pn� kart� -p�ytk�. - �Kapitan Calrissian" brzmi, jakbym by� jednookim odszczepie�cem, dow�dc� imperialnego pancernika. Tymczasem m�j �Sok� Milenium" jest tylko niewielkim zmodyfikowanym frachtowcem i to w dodatku, jak s�dz�, ca�kiem starym.
M�wi�c to, nie przestawa� obserwowa� kobiety. Mia� nadziej�, �e jaki� gest albo grymas powie mu, jak� kart� dosta�a. Nic z tego.
Z przeciwnej strony sto�u dolecia� odg�os nosowego chichotu. Arun Feb, asystent pani nadzorczyni, tak�e otrzyma� jedn� kart�. Po�rodku zat�uszczonej kamizelki, na wystaj�cym brzuchu m�czyzny, widnia�a spora dziura, a pod pachami ciemnia�y wilgotne plamy. Tak jak jego prze�o�ona, by� szczup�y i niewysoki. Wygl�da�o na to, �e podobnie s� zbudowani wszyscy g�rnicy. Drobna budowa cia�a stanowi�a w tym zawodzie niew�tpliw� zalet�. Asystent mia� ciemn�, g�st�, kr�tko przystrzy�on� brod�, ale czubek jego g�owy zdobi�a tylko b�yszcz�ca r�owa sk�ra. Zaci�ga� si� raz po raz cygarem, a w chwili przerwy popatrzy� na kart� i do��czy� do dw�ch, kt�re dosta� poprzednio.
Nagle Lando us�ysza� dobrze znany okrzyk.
- Och, na mi�o�� Obrze�y, nie mog� si� zdecydowa�! Czy nie m�g�by pan podej�� do mnie, kapitanie Calrissian?
Lando j�kn�� w duchu. Podobne okrzyki s�ysza� niemal przez ca�y wiecz�r. Wydawa� je ottdefa Osuno Whett, kt�ry pomimo okazywanego ca�y czas niezdecydowania, ci�gle wygrywa�.
Mo�liwe, �e z jego strony by�a to �wiadoma taktyka, polegaj�ca na nieustannym denerwowaniu innych graczy. Podobnie jak m�ody kapitan gwiezdnego statku, Whett tak�e przebywa� po raz pierwszy na Oseonie, ale w przeciwie�stwie do Calrissiana cieszy� si� o wiele mniejsz� sympati� pozosta�ych graczy.
- �a�uj�, ottdefa. Wie pan, �e to niemo�liwe. B�dzie pan chcia� wzi�� kart�, czy nie?
Na twarzy Whetta ukaza� si� wyraz podejrzanego skupienia. Mo�liwe, �e w�a�nie taki wyraz przysparza� mu s�awy podczas zaj�� ze studentami. Lando dowiedzia� si�, �e s�owo �ottdefa" by�o tytu�em, zwi�zanym z dzia�alno�ci� dydaktyczn� albo naukow�. Oznacza�o mniej wi�cej to samo, co �profesor".
Posiadacz tego tytu�u wygl�da� jak wrzecionowate widmo. By� nieprawdopodobnie wysokim siwow�osym m�czyzn�, obdarzonym piskliwym g�osem i zdradzaj�cym chroniczne niezdecydowanie. Zanim usiad� do gry, zmarnowa� dwadzie�cia minut, aby zam�wi� co� do picia... tylko po to, aby zmieni� zam�wienie, kiedy szklaneczka z p�ynem pojawi�a si� na blacie sto�u.
Lando nie �ywi� wobec niego ciep�ych uczu�.
- Och, niech b�dzie. Je�eli pan tak nalega, poprosz� o t� kart�.
- Doskonale.
Lando spe�ni� jego pro�b�. Pomy�la� jednak, �e albo pracownik uczelni potrafi zachowa� podczas gry min� pokerzysty, albo jest zbyt roztargniony, �eby zwr�ci� uwag� na to, czy jego sytuacja jest z�a, czy dobra. M�ody hazardzista popatrzy� w prawo.
- Komisarzu Phuna?
Kr�py, k�dzierzawow�osy osi�ek, do kt�rego si� odezwa�, nazywa� si� T. Lund Phuna i pe�ni� obowi�zki mianowanego przez Starszego Administratora Oseona str�a prawa. Najwidoczniej nie by�o to sprawiaj�ce najwi�cej satysfakcji zaj�cie. Przepocona, stanowi�ca cz�� munduru tunika, wisz�ca teraz na oparciu jego krzes�a, by�a niemal tak samo znoszona jak robocze ubrania pozosta�ych graczy. Komisarz pali� jednego papierosa po drugim, trzymaj�c je w wilgotnych od potu, dr��cych palcach i wype�niaj�c i tak duszne pomieszczenie k��bami cuchn�cego dymu. Od czasu do czasu ociera� spocone policzki wilgotn� chusteczk�.
-Wystarczy. Dzi�kuj�.
- Rozdaj�cy bierze jedn� kart�.
Lando dosta� Idiot�, wartego zero punkt�w. Zwa�ywszy na okoliczno�ci, uzna� t� kart� za jak najbardziej odpowiedni�. �a�owa�, �e nie polecia� do systemu D�li, jak planowa�, tylko do Oseona. Nierzadko wygrywa� wi�ksze sumy w obozach dla uchod�c�w.
Wszyscy grac/e ponownie do�o�yli do puli jakie� drobne �etony. Vett Fori poprosi�a o jeszcze jedn�, czwart� kart�. Podobnie uczyni� jej asystent, Arun Feb, kt�ry si�gn�� po ni�, nie wypuszczaj�c z palc�w niedopa�ka cygara. Ottdefa Whett zrezygnowa�. Lando da� sobie Mistrza szabel, co podnios�o warto�� jego wszystkich kart do plus dziesi�ciu punkt�w. P�niej zacz�a si� ostatnia kolejka dok�adania �eton�w do puli.
Arun Feb uko�czy� gr�, maj�c dziewi�� punkt�w, a jego prze�o�ona Vett Fori - minus dziewi��. Policjant Phuna, nie zmieniaj�c ponurego wyrazu twarzy, zwleka� chwil� z odpowiedzi�. Na jego nalanych policzkach pojawia�y si� wci�� nowe krople potu. Lando mia� ju� zrezygnowa�, kiedy Whett krzykn�� g�o�no:
- Sabak!
Ottdefa rzuci� na zniszczony blat stolika Pani� klepek, czw�rk� manierek i sz�stk� monet, po czym zgarn�� mizern� pul�.
- Ach... no c�, nie kupi� za to imperialnych klejnot�w koronnych ani legendarnego skarbu z systemu Rafy, ale...
- Skarbu z systemu Rafy? - zainteresowa�a si� Vett Fori. Mo�e i dobrze, �e si� tym interesuje - pomy�la� Lando. - Gra w karty nie przynios�a jej nic dobrego.
- S�ysza�am o systemie Rafy - ci�gn�a nadzorczyni. - Wszyscy o nim s�yszeli. Znajduje si� przecie� najbli�ej naszego. Mimo to jeszcze nigdy nie m�wiono mi o �adnym skarbie.
Pracownik uczelni cicho chrz�kn��. D�wi�k zabrzmia� dziwacznie, jak g�ganie.
- Skarb Rafy - albo skarb Shar�w, jak musimy go teraz nazywa� - nie z uwagi na system gwiezdny, w kt�rym si� znajduje, ale dla uczczenia prastarej rasy obcych istot, kt�ra kiedy� tam �y�a, a p�niej zagin�a, nie pozostawiaj�c najmniejszego �ladu - jest rzeczywi�cie czym� godnym wielkiej uwagi.
Ottdefa wypowiedzia� te s�owa wystudiowanym, profesorskim tonem. Na poprzecinanej sieci� zmarszczek twarzy Vett Fori - nie zdradzaj�cej �adnych uczu�, kiedy chodzi�o o gr� w karty- odmalowa�a si� irytacja... zapewne wywo�ana tym, �e kto� o�mieli� si� potraktowa� j� tak protekcjonalnie. Nadzorczyni si�gn�a po cygaro i umie�ci�a je mi�dzy z�bami, po czym spiorunowa�a spojrzeniem goryczy, siedz�cych po przeciwleg�ej stronie sto�u.
- Bez �ladu? - Arun Feb parskn��, jakby nie dawa� wiary s�owom naukowca. - By�em tam, przyjacielu, i widzia�em ruiny pozostawione przez... jak ich nazwa�e�? Shar�w? Te gmachy s� najwi�kszymi cudami in�ynierii budowlanej, jakie wzniesiono w ca�ej znanej cz�ci galaktyki. Co wi�cej, pokrywaj� niemal ka�dy zak�tek wi�kszy ni� m�j paznokie�. A mieszka�cy systemu...
- To nie s� Sharowie, drogi przyjacielu - przerwa� mu Whett w spos�b nie znosz�cy sprzeciwu. W jego g�osie brzmia�o co� po�redniego mi�dzy ch�ci� okazania si� drobiazgowo dok�adnym a ura�on� dum�. - Po tamtych nie pozosta�o ani �ladu. Dobrze o tym wiem, poniewa� a� do niedawna nowy gubernator systemu Rafy zatrudnia� mnie w charakterze badacza antropologa.
- Czeg� m�g�by chcie� urz�dnik od nieszkodliwego antropologa? - zapyta� ironicznie Feb.
Wypu�ci� ostatnie k�ko dymu, po czym zgni�t� cygaro o kraw�d� pr�niowej popielniczki i si�gn�� po szklank�, aby napi� si� wody. Kilka kropel, kt�re pociek�y po jego szyi, jeszcze bardziej zmoczy�o ko�nierz przepoconej koszuli.
- No c� - odci�� si� ottdefa. - Przypuszczam, �e pragn�� si� dok�adnie zapozna� ze wszystkimi aspektami nowych obowi�zk�w. Jak pan z ca�� pewno�ci� dobrze wie, w systemie Rafy �yje rasa tubylczych cz�ekokszta�tnych istot, kt�rych wszystkie praktyki religijne obracaj� si� wok� legend o dawno zaginionych Sharach. A nowy gubernator jest bardzo sumiennym go�ciem. Doprawdy wyj�tkowo sumiennym.
- No, dobrze - odezwa� si� Lando, zastanawiaj�c si�, czy antropolog kiedykolwiek zacznie rozdawa� karty. - Wspomina� pan o jakim� skarbie?
Whett zamruga�.
- Ale� tak, rzeczywi�cie wspomina�em. - W oczach pracownika uczelni zapali�y si� przebieg�e b�yski. - Interesuje si� pan skarbami, kapitanie?
Bardziej ni� t� gr� - pomy�la� Lando. - Jaka szkoda, �e nie polecia�em do systemu D�li. Zapewne kierowa�em si� tym, �e o wiele �atwiej wyl�dowa� gwiezdnym statkiem na male�kiej asteroidzie ni� na ogromnej planecie. Kiedy tylko ta farsa si� zako�czy - bez wzgl�du na to, czy moj� wygran�, czy przegran� -polec� tam, nawet gdyby astronawigacyjne obliczenia mia�y zaj�� mi dwadzie�cia lat.
- Jak wszyscy inni - odpar� oboj�tnym tonem. Wyci�gn�� z kieszeni munduru ma�e, niewiele wi�ksze od papierosa cygaro, po czym zapali� je i wypu�ci� ob�oczek dymu. Skarb, hmmm? Mo�e, mimo wszystko, jednak dowie si� tu czego� ciekawego.
- Niezupe�nie wszyscy - poprawi� go naukowiec, wreszcie zaczynaj�c tasowa� siedemdziesi�cioo�miokartow� tali�. - Je�eli chodzi o mnie, moje zainteresowanie nie wykracza poza sprawy natury czysto naukowej. C� znacz� dla mnie skarby tego �wiata? Jedn� dla pana, jedn� dla pana, jedn� dla pani, jedn� dla pana, jedn� dla mnie. Jedn� dla pana, jedn� dla pana, jedn� dla pani...
- No c�, a zatem przylecia� pan we w�a�ciwe miejsce! - parskn�a rubasznym �miechem Vett Fori, si�gaj�c po kart�. - Po co pan tu przylatywa�, skoro nie interesuje si� pan skarbami tego �wiata? O ile pami�tam, nie zamierzali�my zatrudnia� �adnych antropolog�w.
Komisarz Phuna zapali� nast�pnego papierosa, po czym, nie kryj�c goryczy w g�osie, powiedzia�:
- �eby przekona� si�, jak �yje druga po�owa, oto po co! Kiedy wyl�dowa�, przegl�da�em jego dokumenty. Interesuje si� tym, jak �yj� biedacy w systemie gwiezdnym, znanym z bogactw i luksus�w. A je�eli ju� mowa o bogactwach tego �wiata, otrzymuje za te badania spore sumy z imperialnej kasy. Jeste�my dla niego okazami, a on...
- Prosz�, prosz�, drogi przyjacielu, niech si� pan nie unosi. Zamierzam tylko wnie�� skromny wk�ad w nasze zrozumienie wszech�wiata. A kto wie, mo�e to, czego si� tutaj dowiem, poprawi byt nie tylko wasz, ale tak�e innych istot...
Vett Fori, Arun Feb i T. Lund Phuna powiedzieli niemal r�wnocze�nie, jak na rozkaz:
- Nie potrzebujemy �adnej �aski!
- Ale ja potrzebuj�- odezwa� si� Lando, przerywaj�c pe�n� zak�opotania cisz�, jaka zapad�a po ich s�owach. - Niech pan opowie mi co� wi�cej na temat tej historii ze skarbem. A kiedy pan b�dzie m�wi�, bardzo prosz� da� mi jak�� kart�.
Na stoliku ponownie pojawi�a si� pula, a gracze zacz�li dostawa� nast�pne karty. Calrissian, kt�ry z uwagi na coraz mizerniejsze stawki straci� ca�e zainteresowanie gr�, w roztargnieniu spogl�da�, jak trzymane karty-p�ytki zmieniaj� walory i kolory.
O wiele niecierpliwiej oczekiwa� na to, co mia� mu powiedzie� antropolog.
- Tokowie s� prymitywnymi tubylcami, zamieszkuj�cymi wszystkie planety systemu Rafy. Jak przed chwil� wspomnia�, zreszt� bardzo przekonuj�co, Feb, asystent pani nadzorczym, oni i obecni kolonizatorzy �yj� razem po�r�d ruin, pozostawionych przez prastar� ras� Shar�w. Ruiny s� gigantycznymi budowlami i zajmuj� prawie ka�dy kilometr kwadratowy powierzchni nadaj�cych si� do zamieszkania planet. Dok�adam i podnosz� stawk� o sto kredyt�w.
Arun Feb pokr�ci� g�ow�, ale zdj�� z malej�cego stosu par� pi��dziesi�ciokredytowych �eton�w i dorzuci� do puli. Vett Feri, nie kryj�c obrzydzenia, zrezygnowa�a z dalszej gry. Od�o�y�a nie zapalone cygaro z powrotem na skraj blatu stolika.
Komisarz Phuna podni�s� stawk� o nast�pne pi��dziesi�t kredyt�w.
- Ta-a, ale naprawd� wa�nym szczeg�em, jaki powinno si� wymieni�, kiedy wspomina si� o systemie Rafy, s� rosn�ce tam �yciokryszta�y.
Wskaza� niewielki klejnot, zawieszony na cienkim �a�cuszku, kt�ry opasywa� jego spocon� szyj�. Whett kiwn�� g�ow�.
- Mo�e wa�nym dla ciebie, drogi komisarzu. To prawda, �yciosady i hodowane w nich �yciokryszta�y s� g��wnym �r�d�em zysk�w, jakie czerpi� z eksportu tamtejsi koloni�ci, ale ja interesuj� si� - poniewa� zap�acono mi, �ebym si� interesowa� - legendami Tok�w, a szczeg�lnie tymi, kt�re s� zwi�zane z My�loharf�.
Spojrzawszy w karty, Lando przekona� si�, �e otrzyma� Pani� monet, tr�jk� klepek oraz czw�rk� szabel. Dorzuci� do puli wymagan� liczb� kredytowych �eton�w i w tej samej chwili zauwa�y�, �e tr�jka zamienia si� w pi�tk� manierek. Mia� zatem dwadzie�cia trzy punkty, kt�re i tak uzyska�by, poniewa� trzyma� pi�tk�. Ka�dy gracz m�g� przecie� przypisa� pi�tce dowoln� liczb� punkt�w.
- Sabak!
Suma, kt�r� zgarn�� rym razem, przewy�sza�a wszystkie inne, jakie wygra� kiedykolwiek tego wieczora.
- My�loharf�? - powt�rzy�. - A co to takiego, na planety J�dra? Ottdefa Whett zmarszczy� nos, a p�niej poda� reszt� talii Calrissianowi.
- Och, to tylko �mieszny przes�d tamtejszych tubylc�w. Podobno istnieje ukryty magiczny przedmiot, zaprojektowany w taki spos�b, aby mo�na by�o wzywa� nim zaginionych Shar�w, z kt�rymi Tokowie w dziwaczny spos�b si� uto�samiaj�. Podobno, kiedy zaistnieje taka potrzeba, mog� pos�u�y� si� nim, �eby wezwa� Shar�w do powrotu. To �mieszne, poniewa� Tokowie nie mogli �y� w tym samym okresie, co przedstawiciele cywilizacji, kt�ra zagin�a przed milionami lat. To tak, jakby kto� powiedzia�, �e ludzie mogli �y� w tej samej epoce, co dinozaury...
- Widzia�em dinozaury - wtr�ci� Arun Feb. - Kiedy przebywa�em na Trammisie Trzy.
Poniewa� gigantyczne gadziny s�yn�y w ca�ej galaktyce, wok� sto�u odezwa�y si� parskni�cia i chichoty.
- Rozumiem jednak, �e ma pan na ten temat w�asn� teori� - zacz�� Lando, kt�ry potasowa� i rozda� karty, a potem przygl�da� si�, jak ro�nie stos �eton�w na blacie stolika. Wszystko wskazywa�o na to, �e je�eli nie liczy� Vett Fori i jej asystenta, rozmowa na temat skarbu sk�oni�a graczy do zwi�kszenia stawek. M�ody hazardzista zaci�gn�� si� cienkim cygarem. - Czy nie zechcia�by pan powiedzie� o tym co� wi�cej?
Antropolog sprawia� wra�enie, jakby nie mia� nic przeciwko temu. Co wi�cej, chyba by�by nawet got�w to uczyni�, stoj�c boso na ogromnej p�ycie lodu i nie mog�c ugasi� po�aru p�on�cych, g�stych siwych w�os�w na g�owie.
- No c�, m�odzie�cze, te ruiny nie tylko zajmuj� ca�� powierzchni�, ale s� absolutnie niedost�pne. Nigdzie nie wida� �adnego wej�cia ani wyj�cia. Zaryzykowa�bym twierdzenie, �e wszystkie skarby, zgromadzone w ci�gu miliona lat, kiedy �y�a po�r�d nich zaawansowana pod wzgl�dem cywilizacyjnym rasa obcych istot, czekaj� na pierwszego �mia�ka, kt�remu uda si� dotrze� do �rodka budowli. Nie zdradz� tajemnicy, je�eli wyznam, �e ja sam pr�bowa�em kilka razy dokona� tej sztuki. Ruiny s� jednak nie tylko niedost�pne, ale tak�e twarde jak najszlachetniejszy kryszta�. Kiedy kto� usi�uje pos�ugiwa� si� jakimkolwiek narz�dziem albo form� energii, na powierzchni nie pozostaj� najmniejsze �lady. Dok�adam i podnosz� o nast�pne pi��set. Komisarzu?
Okazuj�c najwy�sz�, niech��, policjant dorzuci� �etony, warte pi��set kredyt�w. Lando spojrza� na pul� z niejakim zdziwieniem, po czym podni�s� stawk� o dalsze sto kredyt�w.
- Sabak!
Hmmm. Sprawy zaczyna�y wygl�da� coraz lepiej. Tego wieczora wygra� ju� dwa tysi�ce. Zacz�� rozdawa� karty po raz trzeci, zastanawiaj�c si�, jak m�g�by poradzi� sobie hazardzista, gdyby zdecydowa� si� zamieszka� na kt�rej� z planet systemu Rafy. Sam pomys� uzna� za kusz�cy. O ile dobrze obliczy�, gdyby chcia� dotrze� do najbli�szego wi�kszego kosmoportu - co oznacza�o dla niego mo�liwo�� skorzystania z pomocy wykwalifikowanych in�ynier�w - musia�by przelecie� w prostej linii tylko kilka lat �wietlnych. Jak dot�d, �Sok� Milenium" pozostawa� dla niego ca�kowit� zagadk�.
Gdyby nie by� takim beznadziejnie niedo�wiadczonym astronawigatorem i mechanikiem, m�g�by teraz gra� w karty na kt�rej� z planet systemu D�li. On jednak przerazi� si� d�ugiej, skomplikowanej podr�y i rzekomo zdradzieckiego podej�cia do usytuowanego po�r�d g�r l�dowiska. I to mimo wiarygodnych pog�osek na temat mo�liwo�ci gry o du�e stawki w atmosferze sprzyjaj�cej jego zawodowi.
Ale Rafa...
Wygra� w trzecim rozdaniu i w czwartym, dzi�ki czemu zasoby jego got�wki powi�kszy�y si� o jakie� pi�� i p� tysi�ca kredyt�w. Przysz�o�� zaczyna�a rysowa� si� w coraz bardziej r�owych barwach i nawet ju� nie tak bardzo dokucza�o mu niezno�ne gor�co.
- Hmm, niech pan pos�ucha, kapitanie Calrissian...
To zn�w ten Whett. Wszystko przemawia�o za tym, �e w miar� jak stawki w grze coraz bardziej ros�y, antropolog pozosta� jedyn� osob�, kt�ra okazywa�a nies�abn�ce zainteresowanie prowadzon� bez �adu i sk�adu rozmow�.
- S�ucham? - odpar� Lando, kt�ry sko�czy� tasowa� karty p�ytki i zaj�� si� rozdawaniem.
- No c�... chodzi o to, prosz� pana, �e w tej chwili moja sytuacja finansowa wygl�da cokolwiek nieciekawie. Widzi pan, przekroczy�em sum�, kt�r� pozwoli�em sobie przeznaczy� na dzisiejsz� wieczorn� rozrywk�, i...
Lando rozpar� si� na krze�le i nie kryj�c rozczarowania, zaci�gn�� si� cienkim cygarem. U�wiadomi� sobie, �e pope�ni� b��d, spodziewaj�c si�, �e wygra od tego zmizerowanego profesora jak�� wi�ksz� sum�.
- Zbyt wiele podr�uj�, �eby m�g� pan by� moim d�u�nikiem, ottdefa - powiedzia�.
- Doskonale to rozumiem, prosz� pana, i w zwi�zku z tym pragn��bym... no c�, je�eli wolno zapyta�, ile zechcia�by pan mi zap�aci� za wieloczynno�ciowego robota drugiej klasy?
- Rzeczywi�cie zapyta� wolno- odpar� spokojnie hazardzista. - Trzydzie�ci siedem mikrokredyt�w i wykorzystany bilet na przelot wahad�owcem. Nie handluj� u�ywanym �elastwem, drogi ottdefa.
Mimo to nie odrzuci� zupe�nie pomys�u, kt�ry przyszed� mu do g�owy. M�g�by przecie� wynaj�� androida-pilota, aby ten doprowadzi� jego statek do systemu Rafy - czy dok�dkolwiek indziej zechcia�by nim polecie�. Zastanowi� si� g��biej nad propozycj�. Robot drugiej klasy by� wart sporo pieni�dzy - mo�e nawet po�ow� tego, co jego gwiezdny statek. W takich okoliczno�ciach...
- No dobrze, niech b�dzie. Dam kilokredyt... i ani mikro-kredyta wi�cej. Nie ma pan wyboru.
Profesor wygl�da� na rozczarowanego i niezadowolonego. Otworzy� usta, zapewne pragn�c sprzecza� si� z Calrissianem, ale popatrzy� na pe�n� determinacji twarz hazardzisty i szybko zmieni� zdanie. Kiwn�� g�ow�.
- A zatem kilokredyt. W tej chwili robot i tak do niczego mi si� nie przyda. Ostatnio korzysta�em z jego us�ug podczas pr�by w�amania si� do wn�trza pozostawionych przez Shar�w ruin, ale...
- Zechce pani wzi�� kart�, pani nadzorczyni? - przerwa� potok jego wymowy Lando.
- Rezygnuj�. Stawki w tej grze sta�y si� dla mnie za wysokie, a poza tym za pi�tna�cie minut zaczynam prac�.
To samo mo�na by�o zreszt� powiedzie� o jej asystencie. Oboje siedzieli obok siebie, z zadowoleniem obserwuj�c, �e nareszcie przegrywa kto� inny.
W przeciwie�stwie do nich Osuno Whett wykorzystywa� po�yczony tysi�c, coraz bardziej podnosz�c kolejne stawki. Zapewne przypuszcza�, �e w ten spos�b zmusi hazardzist� do ust�pienia. Wiernie sekundowa� mu w tym komisarz Phuna. Stos �eton�w na blacie stolika jednak jeszcze bardziej r�s� i p�cznia�, poniewa� Lando za ka�dym razem nie tylko dok�ada�, ale i podnosi� stawk�. Mia� ju� dosy� tej gry i chcia�, �eby, tak czy owak, jak najszybciej si� zako�czy�a.
Dobra� sobie dw�jk� szabel i czw�rk� monet, a p�niej dodatkow� kart�, w chwil� po tym, jak obaj przeciwnicy tak�e otrzymali swoje. Nagle czw�rka w jego palcach przemieni�a si� w tr�jk� manierek, a dodatkowa karta, kt�r� by�a dziewi�tka klepek, przeobrazi�a si� w Idiot�.
- Sabak! - krzykn�� Lando, ciesz�c si� z podw�jnego szcz�cia, Je�eli mia�by s�dzi� po wysoko�ci stosu �eton�w kredytowych przed nim i braku takich samych �eton�w przed Whettem i Phun�, gra nareszcie dobieg�a ko�ca.
- Gdzie m�g�bym odebra� tego androida, ottdefa? - zapyta�, zwracaj�c si� do antropologa. - Zamierzam go natychmiast zatrudni� w charakterze nawiga...
- Na Rafie Cztery, kapitanie. Pozostawi�em go tam w przechowalni, zamierzaj�c albo sprzeda�, albo kaza� p�niej odes�a�... Bardzo prosz�, niech si� pan nie unosi gniewem! Oto dokument, potwierdzaj�cy prawo w�asno�ci, a tak�e pokwitowanie z urz�du podatkowego, podaj�ce jego rzeczywist� warto��. Mo�e pan zabra� te dokumenty ze sob� albo wykorzysta� na miejscu, �eby sprzeda� go i dosta� znacznie wi�cej ni� ten tysi�c.
Lando wsta�. W jego oczach zap�on�y na kr�tko - na bardzo kr�tko -iskry w�ciek�o�ci. Pierwsz� logiczn� my�l�, jaka przysz�a mu do g�owy, by�o to, �e da� si� oszuka� jak naiwny amator. Jako druga pojawi�a si� my�l o niewielkim, ale bardzo skutecznym, ukrytym pod ozdobn� szarf� pistolecie. My�l, �e m�g�by zosta� zabity albo trafi� do wi�zienia na tej gar�ci roz�arzonego �wiru, za�wita�a dopiero jako trzecia.
Nie starczy�o czasu, aby narodzi�a si� czwarta.
- Spokojnie, synu! - powiedzia� komisarz, chwytaj�c go za r�k�. - Nie warto wszczyna� awantury. Wszyscy tu jeste�my dobrymi przyjaci�mi. - Gestem wskaza� dokumenty, kt�re wci�� jeszcze trzyma� Whett w wyci�gni�tej d�oni. - Ottdefa mo�e wystawi� ci weksel na sum�, stanowi�c� r�wnowarto��... a co to takiego?
Lando poczu�, �e co� ma�ego, okr�g�ego i zimnego wsuwa si� w g��b r�kawa jego haftowanego munduru. Popatrzy� w d� w tej samej chwili, kiedy Phuna udawa�, �e usi�uje wyj�� dziwny przedmiot. J�kn��. Zobaczy� p�aski, oszlifowany na kraw�dziach kr��ek o grubo�ci mniej wi�cej centymetra i �rednicy prawie czterech centymetr�w. Dobrze wiedzia�, czym jest owo urz�dzenie, chocia� jeszcze nigdy w �yciu takiego nie mia� ani nie u�ywa�.
- Oszust! - wrzasn�� oburzony komisarz Phuna. - Ca�y czas oszukiwa� za pomoc� tego kr��ka! M�g� zmienia� walory kart w taki spos�b, by wygrywa�, kiedy pragn��! Nic dziwnego...
Osun� Whett dziko warkn�� i postanowi� wykorzysta� minimaln� si�� ci��enia, panuj�c� we wn�trzu asteroidy. Nie zwa�aj�c na stoj�cy mi�dzy nimi stolik, rzuci� si� na Calrissiana. Wysoki, chudy pocisk zd��y� jednak przelecie� tylko po�ow� drogi do celu, kiedy wok� jego g�owy owin�� si� wybrudzony drelich, a po chwili wyl�dowa�a na nim ko�cista prawa pi��, nale��ca do Aruna Feba. Rozleg� si� g�uchy odg�os uderzenia, a z ust zdumionego antropologa wyrwa� si� st�umiony okrzyk.
- Wyno� si� st�d, ch�opcze! - krzykn�� Feb. - Widzia�em na w�asne oczy, jak Phuna wk�ada� ci to do r�kawa!
Unosz�c pi�� nad g�ow�, str� prawa rzuci� si� na asystenta pani nadzorczyni. Wygl�da�o jednak na to, �e Vett Fori ma du�e zaufanie do podw�adnego - i wie, w jaki spos�b porusza� si� w pomieszczeniu, niemal pozbawionym si�y ci��enia. Chwyci�a najbli�szy ci�ki przedmiot - kt�rym przypadkiem okaza�a si� g�owa uczonego antropologa - i pchn�a w bok tak silnie, �e siwow�osa czaszka zderzy�a si� z g�ow� zdumionego funkcjonariusza. M�czyzna przewr�ci� oczami, po czym zwiotcza� i powoli osun�� si� na pod�og�. Wci�� trzymaj�c Whetta za potylic�, Fori wyrwa�a plik oficjalnie wygl�daj�cych dokument�w z zaci�ni�tych palc�w nieprzytomnego naukowca.
- We� je i zabieraj sw�j statek z systemu Oseona, Lando. Kiedy Phuna oprzytomnieje, spr�buj � przem�wi� mu do rozumu. Mo�e i jest �ajdakiem, ale z pewno�ci� nie szale�cem. A poza tym, pracuje dla mnie.
To nie by� pierwszy pospieszny odlot, kt�rego m�ody kapitan do�wiadczy� w swojej kr�tkiej, ale burzliwej karierze. Mimo to bardzo rzadko si� zdarza�o, �eby pomagali mu ci, kt�rym przedtem zabra� pieni�dze. W przelotnym odruchu wdzi�czno�ci - mimo i� wiedzia�, �e p�niej b�dzie tego �a�owa� - uczyni� ruch, jakby zamierza� rzuci� wygran� na blat sto�u, obok nieprzytomnego profesora.
- Ani mi si� wa�! - warkn�a Vett Fori. - Czy rzeczywi�cie chcesz, �eby�my pomy�leli, i� nie wygra�e� tego w uczciwej grze?
Stoj�cy tu� za ni� Arun Feb jeszcze raz uderzy� w czaszk� przytomniej�cego Phun�. Tym razem pos�u�y� si� wykonan� z nierdzewnej stali solidn� karafk� z wod�. �up! Kiedy oderwa� si� do tego sprawiaj�cego rado�� zaj�cia, popatrzy� na Calrissiana i kiwn�� g�ow�.
Lando wyszczerzy� z�by w szerokim u�miechu. Zanim, nie odzywaj�c si� s�owem, przeszed� przez drzwi, pomacha� na po�egnanie. Dwadzie�cia minut p�niej by� ju� na pok�adzie �Soko�a Milenium", zaj�ty mocowaniem wypo�yczonego w po�piechu androida-pilota. Po nast�pnych dziesi�ciu minutach znajdowa� si� nad p�aszczyzn� ekliptyki, po czym zostawi� za ruf� system Oseona i skierowa� si� ku Rafie. Pomy�la�, �e zapewne to ostatnie miejsce, w kt�rym Whett mo�e go poszukiwa�.
Przynajmniej tak� mia� nadziej�.
ROZDZIA� 1
Nasun�wszy obszywan� z�otym galonem czapk� pilota zawadiacko na jedno oko, beztrosko u�miechni�ty kapitan Lando Calrissian ruszy�, aby zbiec po opuszczonej rampie nad�wietlnego frachtowca �Sok� Milenium"... i bole�nie uderzy� czo�em o listw�, uszczelniaj�c� luk statku.
- Au! Na Nie�miertelnego!
Zatoczy� si�, ale w nast�pnej chwili dyskretnie zerkn�� w prawo i lewo. Upewniwszy si�, �e nikt go nie widzia�, westchn�� z ulg�. Czym, u czorta, by�o to co�, na co chcia�a zwr�ci� jego uwag� Kontrola Lot�w?
S�owa, jakich u�yli, zwracaj�c si� do niego, z pewno�ci� nie nale�a�y do uprzejmych...
- �Sok� Em", co za �wi�stwo przyczepi�o ci si� do os�on dysz wylotowych silnik�w, odbi�r?
No c�, mogli powiedzie� co�, co by go nie urazi�o, a r�wnocze�nie stanowi�oby komentarz do amatorskiego sposobu pilotowania i osadzania statku na l�dowisku Teguta Lusac. Sam przelot przez warstwy atmosfery r�wnie� nie zalicza� si� do czego�, czym mo�na by�o si� pochwali�. Mo�liwe, �e by� hazardzist�, czasami nawet �ajdakiem, ale najbardziej lubi� uwa�a� si� za artyst�-oszusta.
Z pewno�ci� jednak nie zalicza� si� do do�wiadczonych pilot�w ani mechanik�w.
Zmarszczy� czo�o, przypomniawszy sobie sum�, jak� musia� zostawi� za wypo�yczenie tego androida-pilota, kiedy spieszy� si�, �eby odlecie� z Oseona. Niech spr�buj� mu go teraz odebra�!
Obszed� - tym razem bardzo ostro�nie - hydrauliczny podno�nik rampy i oddali� si� na pewn� odleg�o�� od niewielkiego zmodyfikowanego frachtowca (kt�rego widok niezmiennie kojarzy� mu si� z opas�ym podkowiastym magnesem), po czym odwr�ci� si� i os�oni� oczy przed blaskiem s�o�ca.
Os�ony dysz wylotowych silnik�w... Os�ony dysz wylotowych silnik�w... Gdzie, u licha, mog� znajdowa� si� te os�ony?
- Iiiik!
Okrzyk wyda� Lando, a nie �adna z ohydnych, podobnych do sk�rzanych wor�w naro�li, kt�re przyczepi�y si� do kad�uba jego statku. Dr�a�y teraz groteskowo i k�apa�y, kieruj�c na niego z�owieszcze ��te oczy. Z trudem trzyma�y si� pazurami kad�uba, zapewne nienawyk�e do panuj�cej na Rafie Cztery si�y ci��enia.
Dwie ohydne naro�le, podobne do sk�rzanych wor�w.
Cztery!
Lando wbieg� po rampie tak szybko, jak potrafi�, i jednym ruchem d�oni szarpn�� d�wigni� awaryjnego zamykania, a p�niej pop�dzi� do sterowni. Fotel pilota, zazwyczaj ustawiony po lewej stronie, zosta� chwilowo przeniesiony gdzie indziej. Jego miejsce zajmowa� przy�rubowany do pok�adu android-pilot klasy pi�tej, idiotycznie mrugaj�c kontrolnymi �wiate�kami.
- Dobry wiecz�r, panie i panowie! - przywita� go android. U�miechn�� si� z afektacj�, mimo i� przez iluminatory sterowni wpada�o z zewn�trz jaskrawe dzienne �wiat�o. - Witajcie na pok�adzie luksusowego jachtu �Arleen", lec�cego w�a�nie z Antypody Dziewi�� na...
M�ody hazardzista warkn��, nie na �arty zirytowany, po czym uderzy� d�oni� w prze��cznik androida-pilota i rzuci� si� na stoj�cy po prawej stronie fotel pilota. W tej samej chwili zauwa�y� przez iluminator, �e jedno z odra�aj�cych dziwacznych stworze� zacz�o w�drowa� po zewn�trznej stronie. Przysysa�o si� do powierzchni i plami�o j � �ladami �ciekaj�cej z k��w jadowitej �liny.
- Kontrola Lot�w? Pos�uchajcie, Kontrola Lot�w! Co to, do diab�a, za stworzenia?
Nast�pi�a d�uga, pe�na oczekiwania cisza. Nagle Lando przypomnia� sobie i powiedzia�:
-Ach, tak... Odbi�r!
- To mynocki, ty wymuskany szczurze l�dowy! Powiniene� by� pozby� si� ich jeszcze na orbicie! Pogwa�ci�e� przepisy planetarnej kwarantanny i teraz musisz sam si� nimi zaj��. Nikt za ciebie ni e oczy�ci...
Burkn�wszy co� pod nosem, Lando wy��czy� komunikator. Je�eli nie zamierzali mu pom�c, musi poradzi� sobie sam. Mynocki... ach, tak, drapie�ne, wszystko�erne stworzenia, umiej�ce prze�y� w najni�szych temperaturach i absolutnej pr�ni. Nazywano je czasami szczurami przestworzy. Zwierz�ta przysysa�y si� do kad�ub�w gwiezdnych statk�w, najcz�ciej w�wczas, kiedy niczego nie �wiadomi kapitanowie przelatywali przez jaki� pas asteroid.
A przecie� system Oseona nie sk�ada� si� z niczego innego opr�cz asteroid!
Podr�uj�c na gap� od systemu do systemu i od planety do planety, mynocki zazwyczaj...
Wielkie nieba! Podskoczy� i ponownie uderzy� g�ow�, tym razem o umieszczony nad pulpitami sterowniczymi panel z przepustnicami - co za idiotyczny pomys� mia� projektant statku, �eby umieszcza� go w�a�nie w takim miejscu! - po czym szybko, mimo i� lekko si� zatacza�, skierowa� si� do przedzia�u silnikowego. Nagle przypomnia� sobie jeszcze co�, co czyta� albo s�ysza� na temat mynock�w. Poddane dzia�aniu si�y ci��enia jakiej� planety, stworzenia kurczy�y si� i szybko zdycha�y...
Przedtem jednak si� rozmna�a�y.
Lando podszed� do jakiej� szafki i wyci�gn�� szczelny pr�niowy skafander, a p�niej rozejrza� si� za z��czkami i d�ugim w�em, kt�rym m�g�by pu�ci� par�. Kiedy wbi� si� w poplamiony smarami ubi�r, natychmiast zorientowa� si�, �e wybrudzi jedwabny p�oficjalny mundur! Mimo to przy��czy� ko�c�wk� w�a do wylotu reaktora, otworzy� jedn� z g�rnych �luz i ci�gn�c w�� za sob�, wygramoli� si� na kad�ub.
Natychmiast zauwa�y� wyg�odnia�ego mynocka, zaniepokojonego zgrzytami i hukiem, kt�rych nie uda�o si� unikn�� podczas otwierania klapy. Rozd�te worki rozrodcze stworzenia po�yskiwa�y jak balony. Zwierz� mia�o oko�o metra �rednicy, skrzyd�a jak nietoperz, ogon (je�eli naprawd� tak nazywa�a si� ta cz�� cia�a) przypominaj�cy ogon trytona, a ociekaj�ce jadem k�y niczym...
- Iiiik!
Tym razem to by� mynock. Zacz�� pe�zn�� ku niemu, pomagaj�c sobie okr�g�� ssawk� brzuszn�. Lando pomy�la�, �e jedynymi stworzeniami, wygl�daj�cymi brzydziej ni� mynocki, s� chyba tylko larwy, kt�re dorasta�y na powierzchniach planet. W pewnej chwili mynock skoczy� i spr�bowa� dosi�gn�� Calrissiana brzegiem skrzyd�a, zako�czonym d�ugim, ostrym pazurem. Nie wiedzia� jednak, �e nieporadno��, jak� okazywa� Lando, poruszaj�c si� po wn�trzu statku, wynika�a z nieznajomo�ci szczeg��w konstrukcyjnych, a nie z zaniedbywania fizycznych �wicze�. M�ody hazardzista obr�ci� wylot w�a i skierowa� na potwora strumie� p�yn�cej z wymiennika ciep�a �Soko�a" superprzegrzanej pary.
Stworzenie zaskrzecza�o i zacz�o si� wi�. Kiedy jego cia�o stopnia�o, ukaza�y si� pe�ni�ce funkcj� ko��ca chrz�stki. One tak�e szybko si� roztopi�y i po chwili sp�yn�y po krzywi�nie kad�uba statku. Pozostawi�y podobn� do galarety ma�, kt�rej krople �cieka�y na asfalt l�dowiska.
Nagle Lando us�ysza� jaki� szmer, dobiegaj�cy zza plec�w.
Maj�c na g�owie he�m, nie m�g� spojrze� przez rami�, ale obr�ci� si� b�yskawicznie i wepchn�� wylot w�a w g��b rozwartej paszczy drugiego mynocka. Stworzenie zacz�o puchn�� i po prostu p�k�o. Nie kryj�c obrzydzenia, Lando skierowa� wylot w�a na siebie, by usun�� z powierzchni skafandra resztki organicznej materii, a p�niej z ponur� min� pocz�apa� dalej, �eby zniszczy� nast�pne pi�� odra�aj�cych potwor�w.
- Dobra robota, asie! - us�ysza� w g�o�niku he�mu rzucon� kpi�cym tonem uwag� jednego z kontroler�w, kiedy przeciska� si� przez otw�r g�rnej �luzy. - Czy przypadkiem nie dosta�e� instrukcji obs�ugi, kiedy kupowa�e� t� kup� z�omu, kt�r� tutaj przylecia�e�?
Kup� z�omu?
Jedyn� kup� z�omu w okolicy - pomy�la� Lando, poc�c si� we wn�trzu niepor�cznego skafandra, a p�niej przykr�caj�c klap� �luzy i chowaj�c w�� i z��czki - jest ten pozbawiony m�zgu, wypo�yczony android-pilot w sterowni. Hmmm. To nasun�o mu pewien pomys�.
- Halo, Kontrola Lot�w - odezwa� si� uprzejmie, kiedy wr�ci� do sterowni, zaledwie kilka sekund po tym, jak wydosta� si� z plastikowego pr�niowego ubioru. - Chcia�bym, �eby�cie wiedzieli, �e ten dzielny ma�y statek bardzo cz�sto pokonywa� w rekordowo kr�tkim czasie odleg�o��, dziel�c� go od tej przereklamowanej grudy b�ota, na kt�rej wy siedzicie.
Mo�e kiedy�. Tak przynajmniej utrzymywa� jego poprzedni kapitan, zapewne staraj�c si� wywrze� wra�enie, �e pokiereszowany frachtowiec jest wart wi�cej ni� w rzeczywisto�ci. Mia�o to miejsce podczas gry w sabaka, w kt�rej by�y w�a�ciciel stawia� bardzo du�e stawki i haniebnie przegrywa�. Niestety, wypo�yczony przez Landa android nie potrafi� wydusi� z silnik�w ani cz�stki tak zachwalanej pr�dko�ci.
Mo�liwe, �e by�a potrzebna znajomo�� jeszcze jakiej� innej tajemnej sztuczki.
- A przy okazji - ci�gn�� m�ody hazardzista - wygl�da na to, �e odkry�em u siebie prawdziwy talent do pilotowania tego statku. Czy kto� z was nie chcia�by kupi� ode mnie prawie nie u�ywanego androida-pilota? Odbi�r!
- S�yszeli�my ju� tak� �piewk�, �Es Milenium" - nap�yn�a odpowied� kontrolera. - Ta wypo�yczalnia na Oseonie ma zakaz otwierania u nas biura, ale to nie znaczy, �e nie przys�uguj�cej �adne prawa. Musisz odes�a� im tego androida, i to poczt� ekspresow�. B�dzie ci� to s�ono kosztowa�o. Koniec. Bez odbioru.
Nie by�o a� tak �le, jak si� obawia�.
Odes�a� pilota na Oseon normaln� poczt�, poniewa� doszed� do wniosku, �e i tak dotrze na miejsce przed up�ywem czasu, na jaki go wypo�yczy�. Zanim uko�czy� t� czynno�� - a tak�e zaj�� si� wype�nianiem wszystkich formularzy, niezb�dnych przy pozostawianiu gwiezdnego statku w jakimkolwiek kosmoporcie planety, dla kt�rej s�owo �cywilizowana" stanowi�o oczywisty komplement- zapad�y ciemno�ci.
Lando pomy�la�, �e tego wieczora zazna odpoczynku.
Potrzebowa� go, podr�uj�c w towarzystwie pomylonego androida. Musia� rozpozna� teren - pod poj�ciem tej czynno�ci rozumia� odnalezienie potencjalnych miejsc, w kt�rych gromadzili si� ludzie, oddaj�cy si� czemu�, co inni w swojej g�upocie uwa�ali za gry losowe.
Jutro zajmie si� interesami.
System Rafy s�yn�� z trzech rzeczy: �yciokryszta��w, specyficznych sad�w, w kt�rych je zbierano, oraz czego�, co mo�na
by�oby nazwa� �ruinami", gdyby nie fakt, i� pozostawione przez Shar�w budowle znajdowa�y si� nadal w idealnym stanie.
Same kryszta�y nie by�y niczym szczeg�lnym - o ile nie uwa�a�o si�' czterokrotnego wyd�u�ania spodziewanego czasu �ycia istot ludzkich za �co� szczeg�lnego". Osi�gaj�c rozmiary od g��wki szpilki do pi�ci doros�ego cz�owieka, �yciokryszta�y wykazywa�y t� w�a�ciwo��, �e samo trzymanie ich blisko cia�a podobno powi�ksza�o inteligencj� (albo zapobiega�o starzeniu), a na niekt�rych wywiera�o dziwny wp�yw, oddzia�uj�c na sny.
Kryszta�y mog�y by� hodowane tylko na jedenastu planetach, kr���cych wok� nich ksi�ycach i innych skalnych bry�ach systemu Rafy, na kt�rych istnia�a atmosfera o odpowiedniej temperaturze i sk�adzie.
S�awa otaczaj�ca �yciokryszta�owe sady by�a podobna do tej, jak� cieszy�y si� kiedy� gilotyny, komory dezintegracyjne, narz�dzia tortur czy krzes�a elektryczne. Sady charakteryzowa�y si� tym, �e nie poddawa�y si� automatyzacji. Zbieranie kryszta��w by�o mo�liwe jedynie w warunkach, kt�re dawa�o si� okre�li� mianem najbardziej m�cz�cych i upadlaj�cych. Mimo to ca�e przedsi�wzi�cie przynosi�o spore zyski, poniewa� w�a�ciciele sad�w dysponowali tani� si�� robocz�. A �ci�lej dwiema, je�eli komu� zale�a�oby na tym, �eby by� dok�adnym: zamieszkuj�cymi system Rafy i stanowi�cymi ras� podludzi tubylcami oraz przest�pcami i politycznymi wyrzutkami, kt�rych przysy�ano tu z milion�w innych gwiezdnych system�w.
Rafa by�a zatem, je�eli nie wspomina� o wielu innych charakterystycznych cechach, koloni� karn�, w kt�rej kara do�ywocia r�wna�a si� nieuchronnej �mierci.
Tyle wiedzia� ka�dy dzieciak, ucz�cy si� w szkole na ka�dej cywilizowanej planecie. A przynajmniej ci stanowi�cy mniejszo�� uczniowie, kt�rzy przedwcze�nie zaczynali zwraca� uwag� na niezdrowe szczeg�y. Lando rozmy�la� o tym wszystkim, przygotowuj�c �Soko�a" do sp�dzenia nocy na p�ycie l�dowiska. Kiedy sko�czy�, przeszed� po wci�� jeszcze rozgrzanym asfalcie do p�otu, ogradzaj�cego ca�y kosmoport. Zamierza� skorzysta� z jakiegokolwiek �rodka transportu, kt�ry pozwoli�by mu dotrze� do Tegusa Lusta - stolicy kolonii, zajmuj�cej ca�y gwiezdny system.
Na samym skraju l�dowiska ujrza� starego, starute�kiego i odzianego jedynie w co�, co na pierwszy rzut oka przypomina�o
wystrz�pion� przepask� biodrow� m�czyzn�, kt�ry pochyla� si� nad r�wnie wystrz�pion� miot��. Kiedy Lando przechodzi� obok niego, starzec na chwil� odwr�ci� g�ow� i obdarzy� go niewidz�cym spojrzeniem, a potem spu�ci� wzrok i powr�ci� do zamiatania, kt�re polega�o na kierowaniu zesch�ych li�ci i drobin �wiru nie wiadomo dok�d.
Uko�nie padaj�ce promienie s�o�ca uwypukla�y ��cz�ce si� pod dziwacznymi k�tami �ciany wielobarwnych budowli, wzniesionych przez ras� obcych istot. Konstrukcje te widzia�o si� dos�ownie wsz�dzie, bez wzgl�du na to, w jakim kierunku kto� zechcia�by patrze�. Mo�na by�o zauwa�y� po�r�d nich piramidy, sze�ciany, cylindry, kule i ogromne eplipsoidy, przy czym ka�da powierzchnia mia�a inny odcie� albo barw�. Najmniejsze spo�r�d tych monumentalnych budowli by�y o wiele wi�ksze od najwy�szych gmach�w, wznoszonych przez inne istoty gdziekolwiek w znanej cz�ci galaktyki. To, co dawa�o si� okre�li� mianem miasta, le�a�o nieporadnie wci�ni�te w wolne przestrzenie mi�dzy gigantycznymi budowlami.
Spojrzawszy w g�r�, na usiane gwiazdami niebo, Lando beztrosko wskoczy� na stopie� odkrytego repulsorowego wehiku�u. Mia� na sobie prawie najlepsze at�asowe, niebieskie, podobne do wojskowych spodnie, wypuszczone na wysokie do kolan buty, sporz�dzone ze sk�ry banthy. Ca�o�ci dope�nia�a uszyta z mi�kkiego materia�u bia�a tunika o szerokich r�kawach i czarna aksamitna kamizelka. Pod stylow� szerok� szarf� Lando wcisn�� wystarczaj�c� ilo�� uniwersalnych kredyt�w, aby m�c wzi�� udzia� w jakiej� niezdrowej grze losowej, a tak�e miniaturowy pi�ciostrza�owy paralizator, kt�ry by� jedyn� broni�, na jak� pozwala� sobie, kiedy siada� do stolika. Z kr�tkiego, ale niezwykle bogatego do�wiadczenia wiedzia�, �e ci, kt�rzy przyst�powali do gry, kryj�c w zanadrzach wi�ksze pistolety, z regu�y bardziej polegali na nich ni� na w�asnym rozumie.
Korzystaj�c z tego, �e w wehikule nie by�o innych pasa�er�w, rozpar� si� na fotelu, ustawionym bokiem do kierunku jazdy. Ruch na ulicy by� niewielki i tylko od czasu do czasu widywa� pojazdy ko�owe, poduszkowce czy przemieszczaj�ce si� za pomoc� repulsor�w �migacze. Za to na osobliwych fa�szywych chodnikach, jakie ci�gn�y si� przed wzniesionymi przez kolonist�w domami, widzia� ca�kiem sporo przechodni�w. Wielu przypomina�o do z�udzenia owego starego m�czyzn�, kt�rego zauwa�y� w kosmoporcie.
Mo�liwe, �e byli to wi�niowie, kt�rzy odbyli kar� i zostali zwolnieni. W ko�cu wehiku� dotar� do �r�dmie�cia Teguta Lusat. Lando zap�aci� pe�ni�cemu obowi�zki konduktora androidowi, po czym wysiad�, pragn�c rozprostowa� nogi.
Koloni� za�o�ono na przypominaj�cym wielkie mrowisko wzg�rzu, w wolnych miejscach pomi�dzy prastarymi, sztucznie usypanymi g�rami. Wszystkie starania, jakie poczyniono, aby upi�kszy� osad� (a nie by�o ich bardzo wiele) wygl�da�y ponuro w por�wnaniu z wielobarwnymi wie�ami. Ulice by�y bardzo w�skie i skr�ca�y pod dziwacznymi k�tami. Zbudowane przez istoty ludzkie domy, biurowce i sklepy wygl�da�y jak okruchy rzucone pod stopy gigant�w, wzniesionych przez obc� ras�.
Lando skierowa� si� w stron� baru, kt�ry sprawia� wra�enie najmniej obskurnego. Zasta� w nim, jak niemal wsz�dzie, taki sam t�um spragnionych go�ci.
- Rozgl�da si� pan za jakim� �adunkiem, kapitanie? Mechaniczny barman, zatrudniony w �Odpoczynku Astronauty", wyciera� w�a�nie jak�� szklank�. W przy�mionym blasku �r�de� �wiat�a po�yskiwa�y �agodnie butelki i pojemniki, zawieraj�ce trunki z setki �wiat�w. Garstka go�ci - niewielka, jako �e zbli�a�a si� pora kolacji, a przewa�aj�ca wi�kszo�� obywateli Czw�rki wola�a sp�dza� ten czas w rodzinnym gronie - nape�nia�a bezpretensjonalne wn�trze r�wnie bezpretensjonalnym gwarem niezrozumia�ych rozm�w.
Lando pokr�ci� g�ow�.
- Wielka szkoda, kapitanie. Co w takim razie m�g�bym panu poda�?
- Co� pal�cego - odrzek� Lando, ciesz�c si� w duchu jak dziecko, �e kto� rozpozna� w nim gwiezdnego podr�nika. Zaintrygowa� go jednak pesymizm, przebijaj�cy z g�osu automatu. To by�a przecie� �wietnie prosperuj�ca kolonia, mog�ca si� poszczyci� znakomitymi i stale poprawiaj�cymi si� wska�nikami eksportu.
- Rets�, je�eli masz - doda� po chwili.
W k�cie pomieszczenia zauwa�y� kogo�, kto m�g� by� takim samym, bardziej ni� sk�po odzianym starcem, pochylaj�cym si� nad tak� sam� star� miot��.
- Ju� si� robi, kapitanie.
Nast�pi�o zr�czne manipulowanie szklankami. Lando odwr�ci� si�, opar� �okcie na kontuarze i spojrzawszy przez rami� na barmana, zapyta� cicho:
- Gdzie m�g�by jaki� go�� znale�� miejsce, w kt�rym dzieje si� co� ciekawego?
Nada� g�osowi akcent, charakteryzuj�cy miejscowych kolonist�w. Wiedzia�, �e je�eli przyje�d�a do zapad�ej wioski, musi m�wi� z akcentem bardziej wiejskim ni� ten, kt�rym m�wi� wie�niacy. Gdyby zdradzi� si�, i� pochodzi z cywilizowanego �wiata, m�g�by odstraszy� potencjalnych graczy, dysponuj�cych naprawd� du�ymi sumami.
- Przed chwil� przylecia�em z Oseona i mam wolny wiecz�r.
- Jak bardzo wolny? - Mechaniczne oko spojrza�o na Calrissiana, jakby chcia�o oceni�, co reprezentuje sob� nowy przybysz. - Mamy tu Spelunk� Rosie; nieco dalej na tej samej ulicy. U Rosie jest zupe�nie przyzwoita rewia. Wyjdziesz st�d i skr�cisz, kiedy zobaczysz taki wielki czerwony neon...
Lando pokr�ci� g�ow�.
- Mo�e p�niej. Teraz interesuje mnie jaka� gra... Mo�e sabak? Ch�opcy u mnie w domu m�wili, �e jestem w tym ca�kiem dobry.
Automat, nie zmieniaj�c oboj�tnego wyrazy twarzy, zacz�� udawa�, �e si� zastanawia. Po chwili odezwa� si� sceptycznym tonem:
- No c�, szanowny panie, chyba sobie nie przypomn�. Lando zap�aci� natychmiast dwa razy tyle ni� to, co zazwyczaj
nale�a�o si� za szklank� rety.
- Chyba co� wiem na temat jakiej� gry - ci�gn�� android. -Wie pan, moje obwody pami�ciowe nie s� ostatnio tak sprawne, jak kiedy �...
M�ody hazardzista po�o�y� nast�pny banknot na kontuarze baru.
- Czy to wystarczy, �eby� kaza� sobie je od�wie�y�? Banknot znikn�� tak sz