3989
Szczegóły |
Tytuł |
3989 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3989 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3989 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3989 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
LUCYNA LEGUT
�YCIE ARTYSTKI KINGI KIDNEY
�ycie artystki Kingi Kidney
W ma�ym barze przy ladzie sta�o dw�ch m�czyzn: jeden wysoki, drugi du�o mniejszy. Ten
mniejszy wpatrywa� si� w butelki przed sob�. Wysoki sta� bokiem z �okciem opartym o lad� i
troch� pochylony, patrzy� na mniejszego, staraj�c si� go przekona�:
� To jest zupe�nie zwyczajna historia.
� Nie lubi� tego s�ucha�.
� Ale pan nie zna, nie mo�e zna� tej historii.
� Nie lubi� s�ucha� takich rzeczy, powtarzam panu. Nie lubi�, kiedy go�� wraca z
pogrzebu i chce si� wypowiedzie�. M�j te�� zawsze si� upiera, �eby mi opowiada� o
wszystkich wypadkach z rakiem. I to wtedy, kiedy niechc�cy wspomn�, �e co� mnie boli.
Niech diabli wezm� takie historie. Nie lubi� ich.
� Ta nie ma nic wsp�lnego z tym, o czym pan m�wi. Nie b�dzie pan m�g� jej przy�o�y�
do �adnej ze swoich chor�b. To jest zupe�nie inna sprawa. Postawi� panu pi��dziesi�tk�,
zgoda?
� Do diab�a! Musia� pan wyniucha�, �e jestem go�y, a chcia�bym si� jeszcze czego� napi�.
Powiedz pan, �eby nalali i zaczynaj swoje. Wi�c co to za historia?
� Zwyczajna. �ycie artystki Kingi Kidney.
� Cudzoziemka?
� Nie. To pseudonim sceniczny; nazywa�a si� Bronis�awa Taran.
� I co dalej?
� Nic.
� No to klawo. Rzadko mo�na spotka� go�cia, kt�ry si� tak potrafi streszcza�.
� Dzieci�stwo Kingi by�o zupe�nie przeci�tne.
Ma w�a�nie pi�� lat, w niebieskiej sukience w kratk� chodzi po ogrodzie i z li�ci kapusty
zbiera g�sienice, kt�re wk�ada do ma�ego mo�dzierza i skrz�tnie ubija na miazg�.
� Jak to? Ubija�a g�sienice? Tak po prostu?
� Aha. T�uczkiem. Wie pan, taki dziecinny mo�dzierz i do tego t�uczek.
� Zwyrodnienie. Kiedy doros�a, to pewnie gryz�a �aby.
� Nic podobnego. Kiedy doros�a, �y�a z jednym facetem. Koniarz. D�okej. Pos�pny idiota,
rozumie pan?
� Nie.
� Och, to niewa�ne. �y�a z takim facetem, kt�ry uje�d�a� szkapy.
� I bi�a go t�uczkiem od mo�dzierza?
� Nie! Po prostu wtedy ju� nie ubija�a g�sienic. Brzydzi�a si� tego. W og�le nie zabija�a,
tylko si� brzydzi�a. Najbardziej grubych much. Kiedy wlecia�a do pokoju gruba mucha,
dostawa�a torsji. Chowa�a si� w �azience i stamt�d wrzeszcza�a: �Zr�b nareszcie porz�dek z t�
much�! Nie wyjd� z �azienki, dop�ki ona tam b�dzie!� I on zabija� much�, a potem kiedy
3
sobie to przypomnia�, nie m�g� je�� obiadu.
� Trzeba przyzna�, �e jest to dosy� wstr�tne.
Chocia� lepsze ni� przylepianie much do lepu. Moja �ona wariuje za jepami. Po dwa i trzy
lepy w ka�dym pokoju. Nie znosz� tego. Muchy konaj� tak beznadziejnie... To mi zawsze
ka�e my�le� o �mierci w og�le...
� Obsesja �mierci?
� Niby co� ko�o tego.
� Kinga te� mia�a obsesj� �mierci. Fred � bo takie imi� nosi� koniarz, �adne, co? � ot�
Fred powiedzia� mi kiedy�, �e rzuci j� w�a�nie dlatego. W�a�nie przez t� obsesj� �mierci.
Rozumie pan, �eby kogo� rzuci�, wymy�la si� nawet taki idiotyczny pow�d. To by�
wyj�tkowy kretyn i mia� krzywe nogi... Nie od urodzenia, tylko od � koni.
� Czy chce mi pan tak�e wszystko powiedzie� o Fredzie? Jak si� urodzi� i tak dalej?
� Nie. B�d� m�wi� o Kindze.
Kinga ma sze�� lat. Siedzi z matk� w male�kim pokoiku parterowego domu. Przysz�y do
krawcowej na przymiark� sukni, kt�r� kaza�a uszy� sobie jej matka. Be�owa suknia z cienkiej
we�ny, z kr�tkimi plisowanymi r�kawami. Zw�aszcza te r�kawy s� prze�liczne.
Kinga siedzi w k�cie na zielonej pluszowej kanapie, wok� porozk�adane kawa�ki
materia�u, no�yczki, nici, naparstki... Ma�e okno zas�oni�te prawie ca�kiem astrami i
wysokimi krzewami czerwonych georginii. Jesienne s�o�ce le�y na astrach. Stalowe naparstki
le�� na krze�le. Kinga siedzi w k�cie pluszowej kanapy. Plisowane r�kawy sukni matki
si�gaj� prawie �okcia. S�o�ce wciska si� mi�dzy astry. Jeden naparstek le�y troch� dalej od
innych, z boku... Kinga wyci�ga r�k�, potem wk�ada naparstek do ust i trzyma go tak jak
cukierek, ale i tak, �eby nie by�o wida�, �e usta s� wypchane.
Wracaj� z matk� du domu, a Kindze wydaje si�, �e id� par� lat; tak niewygodnie jest mie�
naparstek pod j�zykiem i nic nie m�wi�. Wreszcie jest ich dom, �elazna furtka i schody, po
kt�rych biegnie Kinga i zaraz wpada do �azienki, wyjmuje naparstek spod obola�ego j�zyka i
chowa go w k�cie za muszl� klozetow�. Potem wychodzi i z r�k� na klamce s�ucha sekund�
g�osu matki, kt�ra si� z�o�ci, �e c�rka zn�w nie spu�ci�a wody. Kinga wymyka si� z
mieszkania na schody, rozgl�da si�: klatka schodowa jest ca�kiem pusta. Schodzi do po�owy
schod�w, opiera si� plecami o barier�, patrzy w g�r� i upewniwszy si�, �e nikogo nie ma,
m�wi p�g�osem: ,,cholera� i zbiega prosto do ogrodu, ale nie chce si� jej nawet zbiera�
g�sienic. Jest um�czona. Jednego dnia osi�gn�a wszystkie stopnie grzechu. Serce jej mocno
bije. Nienawidzi siebie � najpierw ukrad�a, a potem wym�wi�a to straszne s�owo � ale
musia�a to zrobi�, �eby wiedzie�, jak to jest.
� Czy ona �y�a dwie�cie lat temu? Dzisiaj dzieci m�wi� nie takie s�owa i nikt nie robi z
tego tragedii.
� Kinga by�a widocznie inaczej wychowana.
� Z �dobrego domu�?
� Nie. Ze zwyk�ego. Nie wiem nawet, czym by� jej ojciec. Czym� tam by�. M�wi�a, �e
zawsze mieli ma�o pieni�dzy, ale to jest bez znaczenia.
� Jak to bez znaczenia? Jak nie kl��, kiedy si� ma ma�o pieni�dzy?
� Nie wiem, bo ja nie kln�, bez wzgl�du na to ile mam. M�wi� panu, �e nie wiem. Mo�e
wtedy by�a taka moda. U mnie w domu te� nikt nie kl��.
� Ba! Ale pan jest lepszy go��, to od razu
4
wida�, a to by�a ma�a zdzira. Tak podw�dzi� komu� naparstek, jak si� ma sze�� lat...
� Nie o to chodzi.
� Racja. Niech pan m�wi dalej.
� Kinga zaanga�owa�a si� do prowincjonalnego teatru.
� Jak to? Tak od razu? Po tym naparstku?
� Chc� o niej powiedzie� tylko pewne rzeczy, �eby pan mia� jej obraz. Nie b�d� m�wi�
wszystkiego, bo i po co? Napije si� pan?
� Jasne! Ju� mog� s�ucha�.
� Zaanga�owa�a si� wi�c do prowincjonalnego teatru w N.
� �adne miasteczko. By�em tam kiedy�,
Kinga Kidney, pocz�tkuj�ca artystka, stoi na scenie. Odbywa si� pr�ba jakiej� sztuki. Kinga
ma zaci�ni�te usta i oczy wbite w pod�og�. Scena zawalona jest starymi skrzyniami i deskami,
kt�re maj� markowa� dekoracje. Nie �wiec� si� ani reflektory, ani rampa. W ��tym, trupim
�wietle roboczym unosi si� py� ze starych kotar, kt�re �mierdz� wilgotn� kanap�. Przy stole,
zbitym byle jak z desek, siedzi trzech m�czyzn i dwie kobiety. Jedna z nich, m�oda, mizdrzy
si� do wszystkich trzech, potem temu, co siedzi na skraju sto�u, k�adzie nogi na kolana. Kinga
nie podnosi oczu z pod�ogi. Re�yser biega po scenie nie patrz�c na ni� tylko na tych przy
stole, jak by bra� ich na �wiadk�w. Krzyczy:
� Co pani robi w nocy? Przecie� pani stale �pi na scenie! Tu trzeba gra�, a nie spa�. Prosz�
si� zdecydowa�: teatr albo mi�o��! Wszystkiego razem robi� si� nie da! �eby by� aktorem,
trzeba mie� kondycj�! Przychodzi pani w bluzce od pid�amy, �eby �atwiej by�o zasypia�, i
gl�dzi pani co� pod nosem. Pani nie jest sama! Tutaj pracuj� ludzie i oni chc� gra�, a pani �pi!
Stale! Prosz� co� ze sob� zrobi�, bo inaczej b�d� musia� zmieni� aktork�. Ch�tnie kto� inny
zagra t� rol�, a pani niech idzie si� kocha�! Prosz�! Zaczynamy od pierwszego aktu!
� Czy on by� o ni� zazdrosny? Ten re�yser?
� Nie, sk�d�e! By� pederast�. Po prostu chodzi�o o to, �e Kinga by�a tam dopiero co
zaanga�owana. By�a NOWYM cz�owiekiem, rozumie pan? �y�a z tym swoim koniarzem i oni
o tym wiedzieli. Nale�a�o j� jako� o�mieszy�, a koniarz stanowi� �wietn� okazj�. Musi si�
przej�� przez o�mieszenie. Ka�dy z nich, kiedy przychodzi� do teatru, najpierw by� wykpiony
i o�mieszony, wi�c teraz robili to samo z King�. Rekompensowali sobie ten dawny �miech z
nich, kt�ry jeszcze d�wi�cza� im w uszach. To zupe�nie normalna sprawa.
� I co ona na to?
Wbieg�a do domu w�ciek�a i natychmiast zdziera z siebie t� bluzk� od pid�amy i kopie j�
pod st�. Fred siedzi przy stole i rozmy�la o faworycie na przysz�e wy�cigi. Zdejmuje bluzk�,
kt�ra upad�a na jego but, i trzymaj�c j� w dw�ch palcach o�wiadcza, �e nie znosi takich
histerycznych scen. Kinga wk�ada wi�c t� bluzk� z powrotem i zabiera si� do prasowania
mokrej jeszcze sukni. Mia�a wtedy tylko jedn� sukni� i dlatego posz�a na pr�b� w tamtej
bluzce, my�la�a, �e si� nie domy�l�...
Wyprasowawszy sukni� siada skulona w fotelu naprzeciw Freda. Skar�y si�:
� Tego si� nie da wytrzyma�. Gdyby nie ty, w�ciek�abym si� ju� dawno. Kiedy on na mnie
krzyczy albo kiedy oni robi� miny za moimi
plecami, wtedy chc� rzuci� wszystko i uciec, ale wiem, �e przecie� to si� nied�ugo sko�czy,
przyjd� do domu i b�dziesz tam ty i wtedy nic mnie nie obchodzi.
Fred wstaje od sto�u, zapala papierosa, zaci�ga si�, potem stoj�c przodem do okna, a ty�em
do Kingi, m�wi gdzie� przed siebie:
� Dlaczego pozwalasz na takie kpiny? Mo�esz przecie� znale�� w swojej g�owie tyle
5
dowcipu, �eby im wszystkim powiedzie� co� takiego, co posz�oby im w pi�ty!
Kinga spogl�da na niego bezradnie.
� Co ja im mog� powiedzie�? Oni s� tam ju� od dawna, a ja jestem nowa. Oni wszyscy
dawno ju� stali si� przyjaci�mi, a nawet je�eli si� nienawidz�, s� i tak starymi, znanymi sobie
wrogami i to ich ��czy, a ja jestem nowa. Powiem im co� i zaczn� mi jeszcze bardziej
dokucza�, b�d� wymy�lali dla mnie coraz nowe upokorzenia, a� zmusz� do dobrowolnego
odej�cia.
� No wi�c, je�eli to wytrzymujesz, nie skar� si�. Po co roztrz�sa� sprawy, na kt�re i tak
nic si� nie poradzi?
� Opowiadam tobie. Musz� to wszystko komu� powiedzie�, �eby nie p�kn�� z goryczy.
� Tak, ale ja nie potrafi� ci pom�c. Przychodzisz do domu i jeste� w�ciek�a. Nie mam
ochoty patrze� na ciebie, kiedy jeste� w�ciek�a. Diabli mnie bior� i zaczynam mie� dosy� tego
wszystkiego.
Ma�y m�czyzna przy barze dopi� swoj� w�dk�, potem gwa�townie po�o�y� obie d�onie na
ladzie bufetu, zapl�t� palce o palce, nie powiedzia� ani s�owa, tylko wpatrzy� si� uwa�nie w
oczy towarzysza. Wysoki wyprostowa� si� troch�, opar� si� plecami o lad�, tak �e Ma�y mia�
go teraz z boku, i patrz�c przed siebie m�wi� w stron� przeciwleg�ej �ciany, na kt�rej wisia�
napis: �Plu� tylko do spluwaczki�. � Kiedy�... To by�a chyba jesie�.
Zimno jak diabli. Popo�udnie. Kinga siedzi w starym fotelu i czyta ksi��k�. Ma na sobie
wojskowy sweter, taki jakie nosili ameryka�scy �o�nierze, i szyj� owini�t� rudym,
wylenia�ym liskiem. Wygl�da to zabawnie, taka ruda kitka na szyi. Fred robi ma�e �wiczenia
gimnastyczne, troch� dla kondycji, a troch� dla rozgrzewki. Kto� stuka do drzwi i zaraz
potem wchodzi cz�owiek ze sztuczn� szcz�k�. Od razu wida� t� sztuczn� szcz�k�, bo w�a�nie
si� u�miecha. Jest to kierownik od spraw bytowych w teatrze. Kinga nie zna powodu wizyty,
ale jest troch� zdenerwowana. Bawi si� rud� kitk� lisa i wpatruje si� w rz�d porcelanowych
z�b�w, czekaj�c na s�owa. Kierownik od spraw bytowych najpierw grzecznie chwali kolor
lisa i �e naprawd� �adnie Kindze w tym rudym odcieniu, a potem przechodzi nagle do sprawy:
� Droga pani Kingo, pani nas wprowadzi�a w b��d, twierdz�c, �e mieszka z m�em.
Przydzielili�my pok�j z kuchni�, gdy tymczasem w dokumentach ten pan nie jest
wymieniony jako pani m��. Ba! Nawet nie zameldowa� si� razem z pani�. Wobec czego
jeste�my zmuszeni odebra� to mieszkanie. Dostanie pani pokoik sublokatorski, troch� co
prawda ciemny, ale mo�na go b�dzie uroczo urz�dzi�, kobieta ju� to na pewno potrafi... A
samoch�d czeka w�a�nie na dole. Pomy�leli�my o wszystkim, nie b�dzie pani musia�a sama
p�aci� za przew�z. Ot, zwr�ci pani tylko za benzyn� i za nadliczbowe godziny kierowcy i ju�
jutro obudz� si� pa�stwo w nowym mieszkanku...
� Jak to? � dziwi si� Kinga. � Teraz?
Natychmiast mam si� wyprowadzi�? Ale� ja nic nie wiedzia�am. W og�le nie jestem
spakowana. Trzeba by�o mnie chocia� uprzedzi�... B�yska rz�d porcelanowych z�b�w:
� Pani nas tak�e nie uprzedzi�a, �e ten pan nie jest pani m�em. Teraz ju� nic si� nie da
zrobi�. Rano wprowadza si� nowy aktor, przyjecha� dzisiaj. Z �on�. Miejmy nadziej�, �e tym
razem prawdziw�, i oni musz� mie� to mieszkanie.
Po wyj�ciu kierownika od spraw bytowych Fred wpada w sza�. Biega po mieszkaniu i
krzyczy:
� Pozwalasz ze sob� wszystko robi�. I nawet nie powiesz, co my�lisz o takim chamstwie.
Zosta�em potraktowany jak rzecz, a ty nic na to. Jeszcze kiwasz do niego lisi� kitk�, kiedy on
wychodzi. Ty nie jeste� normalna. Do takiego zbrodniarza kiwa� lisi� kitk�!
6
Po tych s�owach wybiega z domu, w samym tylko swetrze, chocia� nie jest zbyt ciep�o i
mo�e si� przezi�bi�. Przez kilka godzin chodzi brzegiem Wis�y i studzi swoje wzburzone
my�li. Kiedy wreszcie wraca, Kinga ju� wynosi do samochodu ostatni dzbanek na kwiaty. Na
szcz�cie przesz�a mu ju� w�ciek�o��, wi�c u�miecha si� do Kingi i m�wi:
� Nie przejmuj si�. Jako� to b�dzie. Potem nadchodzi noc. Pust� ulic� jedzie samoch�d
wy�adowany rzeczami, a potem id� oni:
Kinga i Fred. Fred nawet chce uj�� r�k� Kingi, ale ona j� wyrywa i wtedy m�czyzna zn�w
czuje, �e prawie nienawidzi Kingi; �eby nie wiem jak by� dobry dla niej, ona zawsze musi to
popsu�. Obiecuje sobie, �e j� kiedy� rzuci.
Ma�y cz�owieczek przy barze wyj�� z paczki papierosa, potem zapalaj�c zapa�k� zapyta�:
� No i co? Rzuci� j�?
� Cierpliwo�ci! Czemu si� tak �pieszy�? Chyba �e ma pan ju� dosy� tej historii?
� Nie. Teraz, jak pan ju� zacz��, musz� wiedzie� wszystko do ko�ca.
Jest gor�ce popo�udnie. Kinga le�y na p� rozebrana na �elaznym ��ku. Obok, od strony
�ciany, le�y Fred. Kinga �wiczy mi�nie ust rozci�gaj�c je wzd�u� i wszerz. Fred patrzy w
sufit udaj�c, �e tego nie widzi. Marszczy czo�o, jakby si� stara� usilnie co� sobie
przypomnie�.
Przez szpar� w nie dosuni�tej storze wciska si� s�o�ce i ten jeden tylko s�oneczny promie�
przekre�la p�mrok pokoju. Kinga odwraca si� bokiem, wyci�ga r�k� i zanurza j� w tym
promieniu. Teraz porusza d�oni� w smudze �wiat�a, nie przestaj�c r�wnie� porusza� ustami.
Zegar na ko�ciele wybi� godzin� czwart�. Kinga wyci�gn�a drug� d�o� i nadal bawi si�
smug� �wiat�a. Fred, le��c z r�kami wzd�u� cia�a i ci�ko oddychaj�c, coraz bardziej
marszczy czo�o. Wreszcie Kinga skierowuje g�ow� w jego stron� i nie przestaj�c porusza�
ustami przygl�da mu si�. Fred usilnie stara si� co� sobie przypomnie�, kiedy jednak oczy
Kingi zbyt d�ugo wpatruj� si� w niego, odwraca si� gwa�townie do �ciany i m�wi ze z�o�ci�:
� Przesta� si� wyg�upia�! Co ci to daje, �e robisz ze swoich ust gum� do �ucia? Mo�na si�
w�ciec, kiedy si� na ciebie patrzy... na te g�upie miny...
� To nie patrz. Nie mog� g�o�no �wiczy� dykcji, bo ci� to denerwuje. Zgoda, ale
ostatecznie musz� jako� pracowa�, je�eli ju� jestem t� aktork�.
� I ty my�lisz, �e zostaniesz aktork�, jak si� b�dziesz wykrzywia�?
� Ale� ja ju� jestem aktork�. Wykrzywianie to tylko dobrowolny dodatek do zawodu.
� I tak nikt nie widzi, �e to robisz. Nie dadz� ci przez to lepszej roli. Cho�by� nawet mia�a
twarz z plasteliny! Na pewno ci wielcy aktorzy nie gniot� swoich twarzy na wszystkie strony,
a jednak kim� s�.
� Nie b�d� �winia, Fred! Je�eli nawet nikim nie b�d�, to chc� sw�j zaw�d wykonywa�
sumiennie. Wstydzisz si�, �e jestem aktork� z prowincji. A ty kim jeste�? D�okej. Koniarz.
Kogo to dzisiaj obchodzi, �e jeste� arystokrat�? Wi�kszo�� arystokracji to degeneraci i
mato�y.
� To ju� jest chamstwo! Posuwasz si� troch� za daleko!
Kinga ziewa. Nie patrz�c na Freda m�wi poprzez ziewanie:
� Tyle razy powtarzam, �e mo�esz odej��, je�eli ci si� nie podoba.
� Oczywi�cie! Tylko tyle potrafisz powiedzie�! � Fred jest w�ciek�y. � Wiem, �e mog�
odej��, co na pewno zrobi� w swoim czasie. Nie �wiadczy to najlepiej o tobie, �e ka�esz mi
odej��, kiedy ja nie mam gdzie i��. I ty o tym dobrze wiesz!
� M�j drogi! Ambitny m�czyzna � Kinga zn�w rozpoczyna ziewanie � tak sobie
przynajmniej wyobra�am wielk� szlacht�: cz�owiek z�o�ony z w�s�w i ambicji... Ot� ambity
7
m�czyzna odszed�by natychmiast, cho�by mia� spa� pod mostem. Nie korzysta�by z cudzego
��ka.
� Je�eli masz ochot� k��ci� si�, to prosz� bardzo! � Fred niepewnie �ypie okiem w stron�
Kingi. Ja w ka�dym razie nie s�ucham. Ale twoje dzisiejsze zachowanie b�d� pami�ta�.
Jeszcze z dobry kwadrans Kinga �wiczy mi�nie ust, podczas gdy Fred le�y twarz� do
�ciany. Panuje zupe�ne milczenie. Potem Kinga siada na ��ku, zgarnia wszystkie w�osy na
twarz i trzymaj�c �okcie na zgi�tych kolanach zanurza d�onie w te w�osy, przygl�da im si�
pod �wiat�o i nie patrz�c na Freda, jakby od niechcenia, zaczyna m�wi�:
� Przesta�my si� wyg�upia� i w�cieka� na siebie. Przecie� to nie ma sensu. Wszystko
dlatego, �e nie mamy pieni�dzy. Naprawd� mo�na zwariowa�! Teraz nie b�dziesz si�
odzywa� przez ca�y wiecz�r. Okropnie tego nie lubi�.
� To ty zacz�a�, nie ja.
� Niech b�dzie, �e ja zacz�am i dajmy ju� temu spok�j.
� Co to znaczy �niech b�dzie�? Ty zacz�a� i na tym koniec.
� Wi�c teraz chc� wszystko naprawi�.
� Oczywi�cie, tak jest naj�atwiej: obra�asz mnie, a potem przepraszasz.
� Przysi�gam, �e ju� nigdy w �yciu nie powiem nic o twoich przodkach!
� Znowu zaczynasz?
� Nie zaczynam. Chc� sko�czy�. U�miechnij si�! Kochanku!
� Nie znosz�, jak mnie nazywasz kochankiem! To jest trywialne!
� To mo�e �bracie�? �adnie?
� Jeste� idiotka!
� Oczywi�cie, jestem. A teraz ju� wszystko dobrze. No? Odwr�cisz si� do mnie? � Kinga
odwraca g�ow� opieraj�cego si� Freda. Trzyma jego twarz w swoich d�oniach i m�wi:
� Bo�e! Jaki� on jest pi�kny! Ten m�czyzna, co le�y obok mnie! Nie wiem, czy
widzia�am kiedy� kogo� pi�kniejszego!
Fred jeszcze nic nie m�wi, ale ju� si� nie gniewa. Pozwala, aby Kinga trzyma�a jego twarz i
przygl�da�a mu si� z zachwytem. Potem niedbale obejmuje jej plecy i przyci�ga do siebie.
Ma�y m�czyzna przy barze u�miechn�� si� troch� speszony:
� Dzielnie si� bra� do kobiet, nie ma co! Wysoki przyjrza� mu si� uwa�nie:
� Tak pan my�li? On te� uwa�a�, �e Si� zna na tym. Na kobietach i koniach.
Ma�y m�czyzna paln�� pi�ci� w bufet:
� Kiedy pan m�wi o nim, to jakbym widzia� tego faceta. Zupe�nie dok�adnie! Wielki, z
leniw� ironiczn� g�b�. Z tych, co to owijaj� sobie dziewczyny dooko�a palca. Na pewno
blondyn! Blondyni s� bardziej m�scy, jak przyjdzie co do czego.
� On nie by� wielki. By� drobny. I niezupe�nie blondyn. Raczej szatyn. Oczy mia� �adne, to
trzeba przyzna�...
� Jakie?
� Chyba zielone, czy co� takiego. O oczach nigdy nie da si� dok�adnie powiedzie�, jakie
one s�. Takie d�ugie, rozumie pan? W�skie, ale d�ugie, Nawet zdumiewa�y w nim te oczy, bo
g�upi by� jak baran.
� To czemu ona go chcia�a, taka pi�kna dziewczyna?
� A kto panu powiedzia�, �e by�a pi�kna?
� Jak to? By�a przecie� artystk�!
� No to co? Kinga wcale nie by�a pi�kna. Ma�a, chuda, o takiej sobie twarzy... Nic
szczeg�lnego! Ale przecie� nie o to chodzi, �eby cz�owiek mia� twarz, kt�ra zaraz rzuca si� w
8
oczy.
� No chyba. Nie musi mi pan tego m�wi�. Po prostu my�la�em, �e by�a �adna. Niech pan
m�wi dalej.
Kinga siedzi przed lustrem i wyskubuje brwi p�set�. Co chwila spogl�da na zegarek, potem
chwyta flaszk� z wod� kolo�sk� i zatykaj�c j� troch� palcem spryskuje �ciany i pod�og�. Na
stole w wazonie stoi kwiat. Cynia. Kinga poprawia kwiat, potem biegnie do lustra i
szczeg�owo ogl�da swoje z�by, z jednego paznokciem usuwa osad z nikotyny, odwraca si�
szybko, s�ysz�c stukanie do drzwi. Otwiera. Wysoki m�czyzna �mieje si�, ca�uje j� w r�k�,
potem w policzek i bezceremonialnie sadowi si� w jedynym fotelu, od razu zabieraj�c si� do
obskubywania strz�pk�w sk�ry, kt�re odstaj� z oparcia fotela. Zaj�ty t� czynno�ci� robi
Kindze uwag�:
� Czy nie mo�na by tego jako� przylepi�? Zawsze, kiedy znajduj� si� w tym fotelu, mam
wra�enie, �e siedz� na starej szkapie. A propos! Co zrobi�a� ze swoim koniarzem? Czy otru�a�
go na dzisiaj?
Kinga stoi w k�cie pokoju i parzy herbat�. Woda wylewa si� na maszynk� elektryczn� i
zalewa krzes�o, na kt�rym stoj� szklanki.
� Jasna cholera! � klnie Kinga, wycieraj�c wod�. � Zawsze si� musi wyla�. Co
m�wi�e�? Chwilowo go jeszcze nie b�d� tru�a. Jeszcze mi si� tak do ko�ca nie uprzykrzy�.
� Szkoda... Ale w ka�dym razie napisz kartk� i daj zna�, kiedy to si� stanie. Postaram si�
za�atwi� sobie s�u�bow� podr� i przyjad� ci� pocieszy�. Bardzo lubi� pociesza� wdowy.
� Kiedy si� ju� zdecyduj� go otru�, nie b�dzie mnie trzeba pociesza� � Kinga �mieje si�
pochylona nad herbat�.
�Wi�c co u licha! Nigdy nie b�d� mia� szans by� z tob�?
� Ale� tego nie powiedzia�am. Nie mam poj�cia, czego mi si� kiedy� w �yciu zachce.
Mo�e w�a�nie zachce mi si� by� z tob�...
� Nie mog�aby� si� ju� dzisiaj zdecydowa�?
� Nie. Dzisiaj jeszcze nie. Lubi� ci� i chcia�abym, �eby� jak najd�u�ej �y�. Gdyby� by� ze
mn�, zn�w kiedy� zaistnia�by moment, �e przyszed�by kto� trzeci i zapyta�, co zrobi�am z
tob�; czy ci�, otru�am na ten dzie�. Wiesz, jak to jest... Po wielkim kochaniu przychodzi ma�e
kochanie, potem si� zaczyna ziewa�, ucieka� z domu, potem rozmy�la� na temat: �po co to
wszystko�. �ycie staje si� nudne, razem z muchami co �a�� po oknie i z nogami, kt�re on
w�a�nie moczy w miednicy; te ohydne nogi, takie bia�e, a przecie� jeszcze rok temu
wydawa�y mi si� takie pi�kne!
� Daj spok�j. Przesadzasz. Kiedy on mia� pi�kne nogi?
Kinga m�wi dalej:
� Lepiej, �e spotkamy si� za rok. Po prostu za bardzo ci� lubi�, aby chcie� ci� kiedy�
zacz�� niecierpie�.
� To s� ohydne uniki! Nie jestem durniem, aby da� si� na to nabra�. Nie rozumiem tylko
dlaczego, je�eli ci na mnie nie zale�y, wypachni�a� ca�y dom i wyskuba�a� brwi na moje
przyj�cie?
� Ale� zale�y mi na tobie!
� Chc�, �eby� mia�a ochot� ze mn� sypia�.
� Jeste� przyjacielem Freda. Po prostu g�upio jest i�� do ��ka z przyjacielem swojego
kochanka.
� Nie jestem jego przyjacielem. Mo�e jemu si� tak wydaje. Napisa�em o nim i jego koniu
par� s��w w notatce sportowej, a on przyczepi� si� do mnie i poprzysi�g� mi przyja��. To, �e
9
wypili�my razem buk�ak wina, nie dowodzi jeszcze �adnej przyja�ni. Ja go po prostu toleruj�
i to tylko ze wzgl�du na ciebie. Pisz� o nim, �eby tobie sprawi� przyjemno��, i je�eli ten
cz�owiek nie domy�la si�, o co chodzi, to powinien ju� dawno siedzie� nie w�r�d koni, ale
os��w!
Kinga nad�sa�a si� troch�:
� Nie powiniene� mi m�wi� takich rzeczy. To nie jest w porz�dku.
� Daj t� herbat�! Dosy� mam ju� rozrywania duszy na strz�py na temat przyja�ni.
Przyjecha�em na dwa dni, chc� z tob� m�wi� i o tobie. Zostawmy tamt� spraw�. Najlepiej
wk�adaj od razu p�aszcz i idziemy na ta�ce! I nie z�o�� si� ju�. Przepraszam, nie chcia�em
tego wszystkiego powiedzie�, ale chyba rozumiesz, �e musz� go nienawidzi�?
Potem wychodz�, by ta�czy� do rana. Po up�ywie dw�ch dni wraca Fred i natychmiast robi
piekieln� awantur� o wod� kolo�sk�: �e nie ma wody kolo�skiej, a wyje�d�aj�c zostawi�
prawie pe�n� flaszk�. Kinga nic nie odpowiada na temat wody, natomiast zapytuje o
pieni�dze. Czy przywi�z� jakie� pieni�dze? Musia� przecie� dosta� je za wy�cig. Ona nie ma
grosza, a trzeba zap�aci� d�ugi. Fred szaleje. Uwa�a to za osobist� obraz�. Krzyczy, �e
traktuje go jak utrzymanka. �e o�miela si� przypomina� mu o pieni�dzach zupe�nie tak, jakby
przez niego by�y te wszystkie d�ugi.
Ma�y m�czyzna przy barze przymru�y� cwaniacko oko:
� Robi� zak�ad o dwie setki jarz�biaku, �e wtedy go rzuci�a. Nie da� forsy, a ona mia�a go
ju� dosy�!
� Przegra� pan, ale i tak ja stawiam te dwie setki, bo pan jest go�y. Wcale go nie rzuci�a.
Nie wiadomo, dlaczego kobiety siedz� z takimi m�czyznami, ale tak jest. Nie rzuci�a go. To
znaczy mia�a go ju� coraz bardziej dosy�, ale jednak nie ona rzuci�a go ostatecznie. On j�
rzuci�. Wzi�� wtedy potworne pieni�dze za swojego konia. To by�a sprawa z pewnym
go�ciem. Nawet by�o ich kilku, wie pan? Lecia� wtedy na takiej chabecie, na kt�r� nikt nie
stawia�. Chabeta wygl�da�a paskudnie, zreszt� podcharakteryzowali j� na jeszcze gorsze
bydl�, ale to by�a klacz-si�aczka! Fred wiedzia� o niej tyle ile trzeba. Przed biegiem dali jej
jeszcze na rozruszanie. Lecia�a jak wariatka! Zarobili mas� pieni�dzy. Potworne pieni�dze!
Pr�bowano im wytoczy� proces, ale w sp�ce by� jeden prokurator. Za�atwi� wszystko. Ten
prokurator mia� dziewczyn�. Tancerk�. Podobno mia�a nogi po same uszy, albo i dalej. Fred
zabra� j� prokuratorowi, �y� z ni� potem kilka lat. M�wi�, �e w ��ku by�a wspania�a, a poza
tym ma�o m�wi�a. To sobie Fred najbardziej chwali�. Twierdzi�, �e Kinga by�a okropnie
nudna z tym swoim gadaniem i dlatego, mi�dzy innymi, rzuci� j�.
Ma�y cz�owiek mia� min� najwidoczniej zmartwion� :
� To ju� by�o na samym ko�cu z t� tancerk�?
Wysoki chwyci� go za r�kaw, pochyli� si� nad nim i za�mia� mu si� triumfalnie w ucho:
� Ale przedtem, nim to si� sta�o, dzia�o si� jeszcze du�o innych rzeczy. Niech si� pan nie
martwi, dowie si� pan wszystkiego.
Ma�y ju� teraz po�yka� s�owa z ust Wysokiego. Z wyrazu twarzy stara� si� odgadywa�, o
czym b�dzie mowa. Ca�y tkwi� w temacie.
Kinga ma ju� w teatrze przyjaci�. Najlepsz� jej przyjaci�k� jest Monika. Tragiczka.
Chocia� Fred twierdzi, �e jest ona raczej tragiczna ni� tragiczka. Nie znosi jej, a ona stale do
nich przychodzi. Nazywa j� wstr�tnym brudasem, starym babskiem i tym podobnie. Mo�na
wiele z�ego powiedzie� o Fredzie, ale trzeba mu przyzna�, �e jest szalenie czysty i schludny,
po prostu ma bzika na punkcie czysto�ci. Zupe�nie inaczej wygl�da sprawa z Monik�. Monika
zapina po�czochy na agrafki, a suknie, je�eli co� jej si� tam urwie, spina szpilkami. Kiedy�
10
podobno mia�a dziur� na pi�cie, a poniewa� dziura wy�azi�a z buta, spi�a j� agrafk�, �eby nie
by�o wida�. Spi�� tak po�czoch� i nie wbi� sobie agrafki w pi�t�, to ju� trzeba kunsztu. A
najgorsze, �e nosi podwi�zki pod kolanami: takie okr�g�e, a nad nimi noga jak baleron. Tak to
w ka�dym razie okre�la Fred.
Tego dnia Fred i Kinga omawiaj� w�a�nie jutrzejszy wyjazd w sprawie koni, kt�re przysz�y
z Anglii, gdy zjawia si� Monika z butelk� wina. W trakcie wys�czania zawarto�ci butelki
opowiada co� o swoim smutnym dzieci�stwie, �miej�c si� przy tym po wariacku, jakby to
by�y najlepsze kawa�y. Fred patrzy z nienawi�ci�, jak spija resztki wina wylizuj�c dok�adnie
za ka�dym razem brzeg kieliszka. A kiedy ju� flaszka jest pusta, zagl�da do jej wn�trza i
rzuca na pod�og� trzymany w r�ce kieliszek. Kinga bez s�owa wstaje i zbiera szk�o na
�mietniczk�. Fred mru�y oczy i ostrzega:
� Niech si� pani przestanie wyg�upia�, bo wyrzuc� pani� z domu.
Wtedy Kinga patrzy na zegarek.
� Fred, musz� ju� i�� do teatru. Id� z Monik� do niej do domu i po�ycz budzik. Obawiam
si�, �e nie obudzimy si� jutro.
Fred idzie wi�c z Monik� po budzik. Monika po drodze kopie ma�e kamienie i �mieje si�
g�o�no do siebie. Fred jest w�ciek�y; ludzie id� i ogl�daj� si�, a ona zachowuje si� jak idiotka.
Chwyta j� mocno za �okie�, ale si� nie skrzywi�a nawet i nie spojrza�a na niego.
� Uspok�j si� wreszcie, bo ci dam w g�b�! � piszczy Fred.
� To daj! Nie zrobisz tego, g�upi mieszczuchu, bo si� wstydzisz; pe�no ludzi, a ty bijesz
kobiet� po pysku!
� Jeszcze powiesz jedno s�owo, i dostaniesz!
� Przecie� czekam na to! No? Odwa� si�! Fred puszcza rami� Moniki i teraz idzie
gwi�d��c, z r�kami w kieszeniach. Po chwili jednak musi przystan��, bo Monika w�azi za
ogrodzenie trawnika i siada w wysokiej trawie. Stoi tak i patrzy na ni�, jak kula si� w trawie,
gryzie j� i krzyczy, �e bardzo to lubi, �e tak robi� psy, a one wiedz�, co znaczy dobra zabawa.
Fred jest coraz bardziej w�ciek�y. Je�eli przyjdzie plantowy, ta idiotka zap�aci kar�.
Ciekawe tylko z czego? Po�yczy�a ju� od Kingi dwie�cie z�otych i d�ugu do tej pory nie
odda�a, gdy� jej zdaniem zwracanie pieni�dzy jest wyrazem mieszcza�stwa. Denerwuje
wszystkich wok�, nazywaj�c ich przekl�tymi mieszczuchami, kt�rzy �yj� u�o�onym �yciem,
wra�liwi na najg�upsze opinie o sobie. Ona, tak przynajmniej mniema o sobie, prowadzi �ycie
niezale�ne, w ka�dej chwili robi wszystko, na co ma ochot�. Teraz zrywa nar�cz kwiat�w�
ciekawe, �e �aden plantowy jeszcze nie nadszed� � i rzuca te kwiaty na Freda.
� Jeste� wspania�ym, cudownym ogierem! Kinga chce zrobi� z ciebie zaprz�gow�
chabet�! Bro� si�, bo b�dzie za p�no! Ogier w zaprz�gu! Albo mu�. A mo�e ju� jeste�
mu�em?
Fred rusza szybko naprz�d. Teraz Monika biegnie za nim bez s�owa. Za chwil� wchodz� po
drewnianych schodach starej, ohydnej kamienicy. Monika otwiera drzwi. Z kuchni wychyla
si� p�ysa g�owa jej gospodyni i zaraz zatrzaskuj� si� z powrotem drzwi kuchni, a spoza nich
dobiegaj� g�o�ne, w�ciek�e s�owa:
� Zn�w z gachem! Kurwa, nie artystka! Poskar�� si� w dyrekcji! Codziennie ch�opy!
Dziwka! Zdzira! Szmata!
� Zamknij si�, �ysa sowo! � weso�o odwrzaskuje Monika. Otwiera drzwi swojego pokoju,
wpuszcza Freda, potem zaraz zamyka, te drzwi na klucz.
� �eby�my mieli spok�j � �ypie zmru�onym okiem w stron� Freda.
Fred stoi w p�mroku; pok�j ca�y przesi�kni�ty jest ple�ni� i ostrym zapachem perfum.
11
� Ohydna ta ple�� z perfumami � zauwa�a.
� Tak, ale wol� to ni� ple�� z kapust�. Ona ci�gle gotuje kapust� l ten smr�d w�azi mi do
pokoju. My�l�, �e robi to na z�o��.
� Jak mo�esz tu mieszka�? Te plusze, wsz�dzie plusze... Sk�d wzi�a� tyle pluszu? Czemu
chocia� nie pozdejmujesz tych obraz�w ze �cian? Anio�y i dzieci nad rzeczu�k�. S�odkie
dzieci�tka i girlandy r�... Mo�na zwymiotowa�.
� Nie znasz si� na tym. To jest wspania�e! Unicestwiam si� po�r�d tych obraz�w i pluszy!
Dziwka w ma��e�skim �o�u z anio�ami nad g�ow�! Czy to nie jest pi�kne i niepowtarzalne?
� Chwyta budzik i rzuca si� w plusze na ma��e�skim �o�u.
� A teraz zabieraj budzik!
Fred stoi w �rodku p�mroku okotarzonych pluszem okien, w zaduchu ple�ni, kapusty i
perfum. Stoi, patrzy na Monik� rozci�gni�t� na ��ku, z tym budzikiem idiotycznie
przyci�ni�tym do brzucha. Jest obrzydliwie podniecony tym widokiem zrolowanych nad
kolanami po�czoch, szmerem pods�uchuj�cej pod drzwiami gospodyni, anio�ami, kt�re
s�odko u�miechaj� si� do dzieci, wskazuj�c im drog� nad przepa�ci�. Podchodzi do ��ka i
bierze Monik�. Za chwil� dzwoni budzik na jej brzuchu.
Fred wstaje z ��ka, trzymaj�c w r�ce ten budzik. Nie patrzy na Monik�. W drzwiach
odsuwa pods�uchuj�c� z ob��dnymi oczami kobiet� i szybko biegnie do domu. Chce jak
najpr�dzej wzi�� k�piel.
W ma�ym barze dwaj m�czy�ni wypili jednocze�nie swoje w�dki. Nikt nic nie m�wi�
przez chwil�. Ma�y obserwowa� much�, kt�ra spija�a kropl� soku obok syfonu z wod�
sodow�. Zupe�nie odruchowo pacn�� r�k� i rozgni�t� j�.
Wysoki zwr�ci� g�ow� w jego kierunku i zatrzyma� wzrok na rozp�aszczonej d�oni:
� Fred wtedy kocha� si� w jednej sportsmence. By�a podobno cudown� kobiet�. Zwierza�
si� m�wi�c mi o niej, �e nigdy wcze�niej nie pomy�la�by, i� kobieta, kt�ra si� babrze w
sporcie � to s� s�owa Freda � mo�e by� tak dobr� kochank�. Zaczyna�a ju� wtedy dostawa�
�ylaki od tego biegania, ale tylko pod kolanami, od kolan w g�r� by�a ju� ca�kiem �wietna.
Wysoki przyjrza� si� d�oni towarzysza:
� Co pan trzyma w r�ce? Ma�y zdj�� d�o� z rozgniecionej muchy. Wysoki odwr�ci� si� ze
wstr�tem.
� Niech�e pan chocia� r�ce wymyje, to obrzydliwe!
Ma�y wyciera� skrz�tnie r�ce wygniecion� i troch� brudn� chusteczk�. Zamoczy� ro�ek
chusteczki w zlewie ze szklankami i dok�adnie wytar� nim najpierw r�k�, a potem �lad na
ladzie. Skrzyd�o muchy tkwi�o przylepione do szklanki. Ma�y ukradkiem pr�bowa� je
zeskroba� paznokciem. Wtedy Wysoki odci�gn�� go za �okie� w drugi koniec bufetu:
� Niech pan to zostawi. Wr��my do Kingi Kidney.
Premiera. W w�skim korytarzu o�wietlonym lichym ��tym �wiat�em t�ocz� si�
niepotrzebni, cho� nieodzowni w taki dzie� ludzie. Dw�ch teatralnych krawc�w, pijani jeden
bardziej od drugiego, stoi opartych o �cian�. Krawcy-bli�niacy. Co prawda r�ni� si�
wzrostem i rodzajem nos�w, niemniej jednak maj� bli�niaczy stosunek do teatru, w kt�rym
� wierz� w to absolutnie � licz� si� tylko krawcy. Oni tu spe�niaj� najwi�ksz� rol� i oni
wiedz�, �e ta premiera to po prostu �ajno i tylko ich kostiumy mog� j� uratowa�.
W za�amaniu korytarza, we wn�ce, kt�ra stanowi r�wnocze�nie rodzaj szatni oraz sk�adzik
na sprz�t sprz�taczek, siedz� trzy bli�niacze krawcowe. Na �rodku korytarza tkwi
niebli�niaczy szewc. Jest mu zupe�nie oboj�tne, �e za chwil� kto� rzuci mu w twarz butami.
Nie pierwsza to premiera, w kt�rej rzuca si� w niego butami. � Niechby kt�ry� z nich, z tych
12
artyst�w, spr�bowa� w ci�gu dw�ch tygodni zrobi� dwadzie�cia pi�� par but�w. Sam jeden!
Zobaczy�oby si�, jak by te buty wygl�da�y! � my�li. Garderobiane z damskiej garderoby
wybiegaj� naprzeciw garderobianych z m�skiej, aby wymieni� pogl�dy na temat: kto z
aktor�w dosta� ju� histerii przedpremierowej i kto kogo prosi� o poca�owanie w nos.
Br�zowa pepitka, dominuj�cy element stroju re�ysera, migocze prawie r�wnocze�nie w
obydwu garderobach, na korytarzu i na scenie. Nikt nigdy nie m�g� zrozumie�, jak on to robi,
�e jest r�wnocze�nie wsz�dzie. By�o to r�wnie� powodem, dla kt�rego robiono na jego temat
najmniej z�o�liwych uwag, gdy� mog�o si� okaza�, �e stoi tu� za krzes�em w�a�nie wtedy, gdy
wszyscy s�dzili, �e wyszed�.
Przed toalet� damsk� stoj� dwie aktorki, wymalowane tak jakby scena odleg�a by�a od
widowni o kilka kilometr�w i one si� ba�y, �e kto� m�g�by nie zauwa�y� ich twarzy. Stoj�
wi�c tam, w szlafrokach, kt�re pami�taj� pierwsz� wojn� �wiatow�. Egzotyczne i zaple�nia�e.
Jedynie ich s�ownik jest bardzo wsp�czesny.
� Ciekawa jestem, czy ta stara kwoka ma buk�ak wina zamiast p�cherza? Opr�ni� tak�
rzecz, to mo�e potrwa� z dobr� godzin� � m�wi jedna z urod� dawno upad�ego anio�a.
Druga, bezceremonialnie poprawiaj�c majtki si�gaj�ce swawolnie a� za kolana, �mieje si�
dobrodusznie:
� W�tpi�, czy ona ma jeszcze p�cherz. Przecie� sze��dziesi�t lat temu wszystko jej
wyci�li!
� Nie przesadzaj! - odpowiada Anio�. � Ona nie jest jeszcze taka stara... To by�o
pi��dziesi�t dziewi�� lat temu.
Wreszcie wychodzi osoba, na temat p�cherza kt�rej zaistnia�y te nie�cis�o�ci.
� Ju� jest wolne � m�wi uprzejmie i pozwala zderzy� si� w drzwiach dw�m damom.
Anio� wywalcza pierwsze�stwo. Kiedy zamykaj� si� za ni� drzwi, druga dama, ko�cz�c
zawi�zywa� na w�ze� obluzowan� gum� majtek, m�wi do bli�niaczych krawcowych:
� Niech tam, ja mog� poczeka�. Ostatecznie jej si� nale�y pierwsze�stwo, jest przecie�
du�o starsza ode mnie.
Bli�niacze krawcowe �miej� si� cichutko i odsuwaj� odrobin� kolana, aby da� przej��
kobiecie z kaw�. Jest to zreszt� gest niepotrzebny, bo rozlana kawa kapie ju� z
wyszczerbionych spodk�w. Kiedy kobieta z kaw� zamyka za sob� drzwi damskiej garderoby,
rozlegaj� si� stamt�d krzyki:
� No! Co z t� kaw�!
� Ja zamawia�am wcze�niej!
� Cholera! Kawy si� napi� nie mo�na!
� Dawa� tutaj kaw�!
� Pani wychodzi i tak w ostatnim akcie!
� No to co?
� No to to, �e po diab�a pani ta kawa? Na tak� rol� wystarczy�oby pani zsiad�e mleko!
� Bezczelno��!
� Spok�j! Uspok�jcie si� na mi�o�� bosk�! Powtarzam rol�!
� No to co? Nie tylko pani ma prawo do nerw�w!
Bli�niacze krawcowe zm�w si� u�miechaj�, tym razem z zadowoleniem: � Tak, tak,
b�dzie dobra premiera. Bez awantury nie ma dobrej premiery � i anielsko u�miechni�te
poci�gaj� noskami, wdychaj�c z rozkosz� delikatny sw�d przypalonych w�os�w: � To
pewnie pani� Jadzi� zn�w przypalili. Ona ma takie delikatne w�oski...
Widok garderoby w dniu premiery nie jest taki jak ka�dego innego dnia; nerwowo�� jest w
13
kolorowych �achach, w rupieciarni kostium�w, w r�kach garderobianych, kt�re niewybrednie
kln�, dopinaj�c przyciasne suknie. I kwiaty! Kwiaty s� wsz�dzie! W jednej i drugiej
umywalce, w s�ojach po og�rkach konserwowych, w starych flaszkach od �mietany, nawet w
czajniku b�d�cym rekwizytem. Wszyscy walcz� o miejsce na kwiaty. Walcz� w amoku jak na
pierwszej linii frontu. Przecie� te kwiaty b�d� � po ostatnim podniesieniu kurtyny �
�wiadczy� o popularno�ci aktora.
Julia Szechter, szerokobiodra gwiazda teatru, z melancholijnym u�miechem zachwytu
pie�ci p�dzelkiem swoje male�kie oczka. Czarna linia leci od k�cika oka, rozszerza si�, zw�a
ku ko�cowi, a potem wystrzela w g�r� jak ma�a kometa.
� Oko jest prze�liczne! � stwierdza g�o�no Julia, potem po�ycza zapa�k�, podpala ni�
koniec korka tak, aby si� troch� zw�gli� i t� czerni� przeci�ga po powiece. Spalony korek
nadaje powiece �adny odcie�.
� Cudownie dzisiaj wygl�dasz! � m�wi jej przyjaci�ka, Asia. � Tylko zr�b co� z
nosem. Wiesz, �e nos nie jest mocn� cz�ci� twojej twarzy.
� Teraz dobrze? � sepleni czule Julia i przymkn�wszy oczy podstawia twarz przyjaci�ce
do oceny. Tamta mru�y jedno oko � widocznie tak lepiej widzi � potem dla odmiany
marszczy nos przygl�daj�c si� sobie w lustrze. Nie obwieszcza jednak wyniku por�wnania,
gdy� Julia przerywa trwaj�c� zbyt d�ugo cisz�:
� Wiesz � m�wi � czasem mnie ju� denerwuje ta moja uroda. Zawsze si� o mnie pisze:
�pi�kna Julia�, �Julia o twarzy anio�a�, �boska Julia�... Chc�, �eby oni cho� raz zapomnieli
o mojej urodzie. To takie kr�puj�ce!
W jednym z luster zw�one oczy zbli�aj� si� ca�kiem blisko do odbicia, tkwi� tak
nieruchomo chwil�, potem twarz ze zw�onymi oczami zwraca si� do Julii:
� Powiedz mi, jak to jest, kiedy si� jest pi�kn� kobiet�? Jak to si� czuje?
� Och! Zwyczajnie. Tylko odrobin� m�czy. Wiesz, m�czy�ni nigdy nie dawali mi �y�
spokojnie. Ale, m�j Bo�e, do tylu rzeczy mo�na si� przyzwyczai�...
Roztr�caj�c ,dwie fryzjerki wpada re�yser. Wczepia si� r�kami we w�osy Julii, przekr�ca
lok w drug� stron�, kln�c przy tym na fryzjerki, na recenzent�w i ca�y �wiat. Wydaje si�, �e
od tego loka zale�e� b�dzie los premiery. W ko�cu doprowadziwszy nieszcz�sny kosmyk
w�os�w do w�a�ciwego stanu, czyli tam gdzie by� pierwotnie, szturcha Juli� w plecy, z
szorstkimi s�owami �ostatniego namaszczenia�:
� Pami�taj, ma�a, tak jak m�wi�em. I nic si� nie pesz! Robisz to genialnie. A w trzecim
akcie, po s�owach: �Robercie, pami�taj�, najpierw oddech, potem zatrzyma� powietrze, d�uga
pauza i dopiero szloch. Sala musi razem z tob� p�aka�. Spr�buj tylko nie zrobi� mi p�aczu w
tym miejscu!
� Och! Mistrzu! Mo�e pan na mnie liczy�! Czy ju� si� kiedy zawi�d� na mnie mistrzunio?
�Julia obejmuje wp� re�ysera, a on, chocia� zadowolony, odtr�ca j� szorstko i ju� go nie
ma.
� Kocham go. On jest taki dobry! � I Julia, kochaj�c jeszcze na dodatek ca�y �wiat,
wychodzi. Nie! Julia p�ynie ze swoj� urod�, p�ynie wprost na scen�. Po drodze rozsiewa
dobrotliwe u�miechy dla poczciwego �wiata.
Bli�niaczy krawcy u�miechaj� si�, wzdychaj�c r�wnocze�nie z bli�niaczym zachwytem: �
To jest kobieta! Cz�owiek! Ona potrafi tym swoim u�miechem wzi�� za serce!
Jeden spo�r�d bli�niak�w natychmiast gotuje si� odda� �ycie za cz�owieka, kt�ry mieszka
w Julii, ale nikt tego �ycia od niego nie ��da, wi�c ze spokojem opiera si� znowu o �cian�,
oddaj�c si� kontemplacji na temat �ledzika w �mietanie. Co� mu si� wydaje, �e chyba by�
14
odrobin� nie�wie�y; w ka�dym razie zaczyna odczuwa�, �e ma go w �o��dku.
� Nie b�d� wi�cej jad� �ledzia! � stwierdza nagle i nim ktokolwiek zd��y� przetrawi� w
sobie sens tego zdania, ju� jest pod m�sk� toalet�, na szcz�cie nie zaj�t�.
Julia unosi tren sukni i st�pa po drewnianych schodach, kt�re wiod� na scen�. Idzie
naprawd� szykownie. Za wszelk� cen�. Patrz� na ni� oczy krawc�w, maszynist�w i stra�aka.
Boli j� troch� w krzy�u, zawsze od tego prostego trzymania si� cierpnie jej krzy�. Nawet ju�
kiedy� zamierza�a z tym p�j�� do lekarza. Taki b�l to nie jest sprawa wieku. Nonsens. Po
prostu co� tam jest w �rodku i lekarz powinien to wyja�ni�
U szczytu schod�w znajduj� si� �elazne drzwi, przez kt�re przerzucono kawa� jakiej�
szmaty, �eby zamyka�y si� cicho. Julia wdzi�cznie uchyla drzwi i wchodzi w mrok za
kulisami.
� Panowie! Przecie� tu mo�na sobie nogi po�ama�. Czy nie znajdzie si� troch� �wiat�a?
� JU� si� cholera zwlok�a! Jeszcze czas, ale ona ju� musi tu �azi�! � mrucz� z
niezadowoleniem dwaj elektrycy, a potem ju� g�o�no odkrzykuj�:
� Oczywi�cie! Dla pani wszystko! � i Julia zn�w si� u�miecha do swoich my�li, �e �wiat
jest taki dobry i kochany.
Inspicjent wci�ni�ty mi�dzy dekoracj� a schodki prowadz�ce do kabiny elektryk�w
t�umaczy cierpliwie kurtyniarzowi, trzymaj�c go za klapy marynarki:
� Alusiu! Niech pan pami�ta! Tylko na m�j znak! Nie wolno panu podnosi� kurtyny
inaczej, jak na znak r�k�. Pan zawsze wyrywa si�, �eby to robi�, ile razy si� panu podoba.
B�dzie pan pami�ta�?
Kurtyniarz jest zniecierpliwiony, zw�aszcza tym tarmoszeniem jego marynarki. Stale m�wi
si� do niego jak do mu�a. T�umacz� i t�umacz�, tak jakby on sam nie wiedzia�, co robi�. Jak
bij� brawo, to trzeba przecie� podnosi�. Nigdy nie dadz� mu spokoju! A cz�owiek ma prawo
my�le�! Je�eli kto� s�dzi, �e przy kurtynie wystarczy tylko poci�gn�� r�k�, to si� grubo myli!
Tu te� trzeba my�le� i on ju� sam lepiej wie, ile razy nale�y podnie�� kurtyn�.
Inspicjent rzuca ostatnie, podejrzliwe spojrzenie na kurtyniarza: � Z tym ch�opcem zawsze
s� jakie� k�opoty. Na pewno zn�w podniesie kurtyn� o jeden raz za du�o.
Podczas gdy inspicjent tarmosi� ju� rekwizytora, ��daj�c od niego tak zabawnych rzeczy
jak czyste fili�anki (podobno kto� z aktor�w nie chcia� pi� z fili�anki, w kt�rej przypadkiem
znalaz� si� w�os, martwy i nic nikomu nie szkodz�cy), Julia trzyma za klapy kurtyniarza i
wymusza na nim dodatkow� kurtyn�, kiedy ona ostatni raz podejdzie do rampy i z�o�y
g��boki uk�on. Kurtyniarz obiecuje, �e to si� za�atwi, my�l�c r�wnocze�nie o klapach swojej
marynarki, kt�r� stanowczo trzeba b�dzie odprasowa�. � Dobrze, �e krawcy s� na miejscu,
oni to zrobi� � pociesza si�. Tylko dlaczego wszyscy dzisiaj czepiaj� si� w�a�nie jego
marynarki? W�a�nie wtedy kiedy j� pierwszy raz na�o�y�? Je�eli jeszcze kto� b�dzie si� tutaj
pcha� do niego, do kurtyny, to on od razu powie, �e te� jest cz�owiekiem i �eby mu dali
spok�j. No, prosz�! Ju� nawet ma �lady szminki na ko�nierzu. Czym to wywabi�? Skoczy na
chwil� do krawc�w i niech co� zrobi�, na Boga, z t� marynark�!
Tymczasem by�y ju� trzy dzwonki og�aszaj�ce rozpocz�cie przedstawienia. Inspicjent rzuca
jeszcze raz czujnym i wystraszonym okiem na wszystkie meble na scenie i rekwizyty.
Wszystko znajduje si� na swoim miejscu, Julia na planie...
� Go-to-we! Mo�na zaczyna�! Uderza w gong; jedno kr�tkie i drugie d�u�sze uderzenie,
podnosi r�k� w g�r�:
� Kurtyna!
� Zdaje si�, �e si� zacz�o � m�wi jeden z krawc�w i uwa�nie ogl�da plam� na ko�nierzu
15
marynarki kurtyniarza. Kurtyniarz rzuca si� na schodki, a wraz rozlega si� cichutki d�wi�k
pruj�cego si� materia�u, wywo�uj�c zdziwione spojrzenie krawca.
Kurtyna idzie w g�r�. Z drugiej strony sceny inspicjent wygra�a pi�ci� kurtyniarzowi.
Julia wkracza na scen� w rytmie d�wi�k�w muzyki p�yn�cej z magnetofonowej ta�my w
czarne okotarzenia, w z�ote meble, w �wiat�a reflektor�w. Na pomo�cie ma�y elektryk mocuje
si� z reflektorem, kt�rego �wiat�o pada zamiast na �rodek, na bok sceny.
Julia obejmuje widowni� u�miechem ciep�ym, wszechpot�nym, zespala sw�j u�miech z
wszystkimi i z ka�dym z osobna, oddaje si� na �ask� tym ludziom siedz�cym tam za ramp�.
Nie jest ju� sob�. Jest ju� tylko dawczyni� tej wielkiej, iluzorycznej, tej jedynej w swoim
rodzaju scenicznej rozkoszy. R�wnocze�nie nie czuj�c na sobie reflektora, zbli�a si� poma�u
do kulis sceny i wyg�osiwszy p�omienny monolog na temat mi�o�ci, daje widzom mo�no��
podzi�kowania jej oklaskami. Oparta o kulis� zastyga w ge�cie. Wspania�a z t� odwr�con� w
bok g�ow�. Wspania�a! Po stokro� wspania�a, jak zawsze! Brawa trwaj� i trwaj�, bez ko�ca.
Julia, ani na moment nie zmieniaj�c pozy, szepcze w kulis�:
� Co ten idiota robi z reflektorem? Na �rodku sceny ciemno jak w norze! Zabij� durnia,
jak zejd� ze sceny!
Oderwanie si� Julii od kulisy jest znakiem dla publiczno�ci, �e mo�na przesta� bi� brawa,
bo oto otrzymaj� now� porcj� wzrusze�.
G�os Julii, przekazany na mikrofony wmontowane w scen�, p�ynie z g�o�nik�w
umieszczonych w garderobach. Tutaj cierpienia wra�liwej duszy Julii nie robi� na nikim
wra�enia. S� tylko sygna�em do kolejnego wej�cia na scen�. Po s�owach: �Czy tylko na
pewno? Chc� wiedzie�, czy jego kocham i czy kocham go tak, jak kocha si� trac�c do reszty
zmys�y i dusz� partner Julii wk�ada spodnie, kt�re do ostatniej chwili wisia�y na wieszaku,
by nie straci� nic ze swojego �wie�ego wygl�du, wychodzi z garderoby i kiedy jest ju� na
schodach i nikt go nie s�yszy, pozwala, aby mu si� odbi�o; stale ma co� z �o��dkiem, teraz
siedzia� godzin� przed lustrem, ze zgniecion� przepon� i troch� mu jest gorzko, ale zaraz jak
zejdzie ze sceny, wypije vichy. �eby mu si� tylko na scenie nie odbi�o...!
� Miiii, muuu, mooo, maaa, meee � partner Julii rzuca g�os na mask�. � Zupe�nie
dobrze d�wi�czy, ale zawsze to zaflegmienie! Cholera, te papierosy! Przestan� pali� od
pierwszego! � chrz�ka raz i drugi, prze�yka �lin�, potem robi par� przysiad�w, �eby
roz�adowa� trem�, wyrywa z nosa w�os: � Nie do wytrzymania z tym �askotaniem, jak si�
ma taki w�os w nosie. � I z prze�licznym okr�g�ym gestem d�oni, przesy�aj�c Julii
poca�unek, wychyla si� zza kolumny.
Po ka�dym akcie Julia, na p� omdla�a z m�ki tw�rczej, rzuca si� za kulisami w obj�cia
garderobianej i w szlafrok, kt�ry ta dla niej trzyma, aby Julia, bro� Bo�e, nie przezi�bi�a si�,
wracaj�c przez korytarz do garderoby. I Julia, u�miechaj�c si� po drodze do dobrego �wiata
krawc�w, stra�ak�w i maszynist�w, skar�y si� cichutko:
� Bo�e! Oni mnie zabij� tymi oklaskami! Sta� tak z nog� na jednym stopniu, z
przechylonym do ty�u cia�em i wytrzyma� oklaski, to naprawd� zab�jcze!
Kinga, wci�ni�ta w k�t garderoby mi�dzy stolik fryzjerek i wieszak na kostiumy, poprawia
ju� si�dmy raz swoje oczy, potem przymyka je w rozmarzeniu, opiera si� o krzes�o i marzy,
marzy, marzy:
Oto Julia idzie na scen�, jest ju� na ostatnim stopniu na g�rze, nagle potyka si�, leci w d� i
�amie kr�gos�up... Nie, mo�e nie kr�gos�up, wystarczy, jak z�amie nog�. Ale tak, �e z par�
miesi�cy b�dzie jej si� to gnoi�o. B�d� oczywi�cie trudno�ci ze zro�ni�ciem. W og�le
okropno��! Jest wiecz�r, ona, Kinga, le�y sobie w domu... Zreszt� mo�e nie le�e�, mo�e
16
sprz�ta� � a� tu nagle telefon. Dzwoni dyrektor:
� Droga pani Kingo. Zawsze wiedzieli�my tym, �e jest pani cz�owiekiem ca�ym sercem
oddanym teatrowi. Na pani nie mo�na si� zawie��. Po prostu niepodobie�stwo. Niech nas
pani ratuje!
� Dobrze, ale o co chodzi? � m�wi spokojnie Kinga, a on ani przez moment nie domy�la
si�, �e Kinga wie.
� pani Kingo! Wczoraj sta�o si� nieszcz�cie. Julia spad�a ze schod�w i z�ama�a sobie
kr�gos�up... Nie! Prawda, przecie� to mia�a by� noga. � I z�ama�a sobie nog�. Droga pani
Kingo, tylko pani mo�e nas uratowa�. Dwie sztuki le��, je�eli pani nam nie pomo�e. Tylko
pani mo�e zagra� te role. Pani! Pani wie, �e jest jedyn�, je�eli chodzi o ten rodzaj r�l.
B�agam, prosz� nie odmawia�!
� Dobrze. Pomy�l�. Mo�e b�d� mog�a to dla pana zrobi�. Co prawda nigdy nie chcia�am
gra� tego rodzaju r�l, ale kiedy trzeba ratowa� teatr... Tylko co b�dzie z kostiumem? Julia jest
taka szeroka w... No... w biodrach... Wie pan, to ostatecznie nie jest zn�w taki feler.
Zw�aszcza jak si� go ju� ma, to nie ma o czym m�wi�, ale ja po prostu mam ch�opi�c� figur�
m�odej dziewczyny, tu by trzeba bioder starzej�cej si� kobiety. Julia by�a w tym
niezast�piona... Oczywi�cie, m�wi� ci�gle o biodrach... No, ale je�eli nie ma innego wyj�cia...
zgadzam si�.
� Wiedzia�em, wiedzia�em, �e pani nas uratuje. Nigdy pani tego nie zapomnimy. A
propos, pragn� zakomunikowa�, �e jest pani przewidziana do podwy�ki. Od przysz�ego
sezonu. R�czki ca�uj�, tymczasem. Zaraz przy�lemy go�ca z egzemplarzem sztuki. I niech
pani, na mi�o�� bosk�, dba o siebie! Nie przem�cza� si�! Wypoczywa�! Czeka pani� kawa�
roboty!
� Kinga, czy nie by�aby� taka dobra, �eby mi przynie�� kaw�? � G�os Julii, �ywej Julii, z
ca�ym kr�gos�upem i nogami, wyrywa King� z marze�, z krzes�a, z garderoby.
Milcz�c, stawia przed ni� kaw�. Jedna kropla z rozbitego spodka swawolnie stacza si� na
bia�� sukni�.
� Mog�aby� uwa�a�! Jezu! Jaka ty jeste�...! Garderobianaaa!
Garderobiana, te� cz�owiek, zakrztusi�a si� dymem z papierosa wypalanego po cichu w
toalecie i wrzucaj�c prawie ca�ego jeszcze do muszli, p�dzi w �lad za wzywaj�cym j� g�osem.
Wywabia teraz ciep�� wod� plam� na sukni i w�cieka si� w my�lach na t� g�upi�, �lamazarn�
King�: � Niezdolne to, a na dodatek jeszcze takie nierozgarni�te.
Trzy stare damy, z r�kami spokojnie za�o�onymi na wydatnych brzuchach, �ledz� uwa�nie
ka�dy ruch garderobianej.
� Wie pani � m�wi dama podobna do dawno upad�ego anio�a do tej, kt�ra przed chwil�
zn�w mia�a perypetie z gumk� w majtkach � kiedy� gra�am Ofeli� i m�j m��, kt�ry wtedy
zaczyna� si� dopiero ko�o mnie kr�ci�, zdoby� dla mnie jakie� stare wino, ju� nie pami�tam, z
kt�rego roku, z piwnic ojc�w jezuit�w. Oni tam mieli wina. Dzisiaj nawet nie sta� nas na tyle
wyobra�ni, �eby to sobie uzmys�owi�... Przyszed� do mojej garderoby... M�oda by�am i
piekielnie pi�kna... To by� cudowny cz�owiek!
Z fantazj�! Butelk� mia� ukryt� w bukiecie r�. Czterdzie�ci dziewi�� sztuk! Rubinowe! La�
w kieliszki wprost z tego bukietu, no i oczywi�cie kapn�� mi, idiota, na sukni�! To by�o
ogromnie dra�ni�ce. Kaza�am mu natychmiast wyj�� z garderoby. By� takim os�em i
ciamajd�... Oczywi�cie nie chcia�am pani urazi�, panno Kingo...!
� Pani gra�a Ofeli�? Z pani wzrostem? � odezwa�a si� ta, kt�r� pos�dzano, �e ma buk�ak
wina zamiast p�cherza. � My�la�am, �e pani grywa�a tylko dzieci i krasnoludki...
17
� O tym, co ja grywa�am, pani nie mo�e mie� poj�cia. W tym czasie, o kt�rym m�wi�,
pani nawet nie wiedzia�a, �e istnieje co� takiego jak teatr. M�wiono mi, �e przez ca�e �ycie
hodowa�a pani zwierz�ta tuczne na folwarku Do dzi� nikt nie mo�e poj��, sk�d si� pani nagle
wzi�a w teatrze.
Co� na kszta�t przedbitewnego przygotowania zawisa na chwil� w powietrzu. Do bitwy
jednak nie dopuszcza Julia, kt�ra w dniu premier stanowczo nie �yczy sobie awantur w
garde