8833
Szczegóły |
Tytuł |
8833 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8833 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8833 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8833 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JOANNA RUDNIA�SKA
ROK SMOKA
Mojemu Ojcu
Rozdzia� 1
Loja babcia nigdy si� nie u�miecha�a, zdarza�o jej si� to tylko wtedy, gdy
czyta�a. By�a
wysok�, smuk�� kobiet� o �wietnej figurze i cudownych, popielatych w�osach. Mama
by�a do
niej podobna, ale gdy sta�y obok siebie, nie zwraca�o si� na ni� uwagi, tylko
babcia si�
liczy�a.
Za to ja zawiod�am na ca�ej linii. Czarne, skr�cone jak u Murzynki w�osy,
pulchna i
niewysoka, to by�o niewybaczalne i babcia cz�sto mi to wypomina�a, ale prawdziwy
winowajca, tatu�, nigdy nie zosta� oskar�ony wprost.
Poj�cie o rozmiarze jego winy dawa�y mu spojrzenia i niby nic nieznacz�ce gesty,
do
kt�rych wiele okazji nastr�cza�o wsp�lne mieszkanie.
Wielki i pot�ny, z czarn� czupryn� i czarnymi brwiami, stercz�cymi jak krzaki,
m�g�by budzi� przera�enie, gdyby nie �agodne, b��kitne oczy za drucianymi
okularami. By�
adwokatem, broni� w sprawach ziemskich, jak m�wi�a babcia, i cz�sto wyje�d�a� z
Warszawy
na d�u�ej.
Gdy by�am ma�a, nie jad�am wtedy i nie spa�am, a nawet dostawa�am gor�czki.
- To dziecko choruje w�a�nie wtedy, gdy go nie ma.
Ca�y k�opot spada na mnie, oczywi�cie - m�wi�a babcia, siada�a przy moim ��ku i
czyta�a mi na g�os ksi��k� za ksi��k�. By�a niezmordowana, zasypia�am i budzi�am
si�,
s�ysz�c jej monotonny g�os.
Babcia wi�kszo�� dnia sp�dza�a na lekturze. Po�era�a ksi��ki i czasopisma jak
smok,
siedzia�a przy stole wyprostowana, na brze�ku krzes�a, a na jej twarzy szala�y
burze.
P�aka�a, u�miecha�a si�, chichota�a jak ma�a dziewczynka.
Patrzy�am na ni� jak zaczarowana i wyobra�a�am sobie, �e jestem postaci� z kart
ksi��ki: Alicj�, Ofeli�, Klar� z �Dziadka od orzech�w�.
Gdy nie czyta�a, mia�a twarz jak z kamienia; odpychaj�c�, pe�n� wy�szo�ci twarz
kobiety skrzywdzonej przez los. I wci�� wyg�asza�a te same pompatyczne zdania. W
niedziel�
rano, gdy mama szczotkowa�a jej g�ste, niemal si�gaj�ce kolan w�osy, mawia�a:
- Wszystkie dziewcz�ta z naszej rodziny mia�y d�ugie, jasne warkocze i przez te
wspania�e w�osy odby�o si� kilka pojedynk�w.
Zna�am ten monolog na pami�� i nie chcia�am s�ucha� dalej. Sz�am do �azienki i
patrzy�am w nadt�uczone lusterko nad umywalk�, na czarn�, kr�ciutk� czupryn� i
zbyt
szerokie, ciemne brwi nad oprawk� okular�w.
O mnie nie b�d� si� pojedynkowali, by�am tego pewna.
Czasami w lusterku pojawia�y si� inne oczy pod ciemnymi brwiami i m�j wielki
tatu�
bra� mnie na r�ce i wynosi� z �azienki. Cicho jak tygrys ta�czy� ze mn� po
przedpokoju,
pod�piewywa� i szepta� mi do ucha:
- Ach, m�j s�odki, s�odki, m�j s�odki cymes, zwyci�� dla ciebie ka�dego, syna
dozorcy i syna doktora, syna profesora i ka�dego bachora...
Tatu� by� milczkiem, na ca�y dzie� mog�o mu wystarczy� kilka s��w. Mo�e dlatego,
�e tak du�o musia� m�wi� w s�dzie. Widywa�am adwokat�w na filmach, ich mowy by�y
strasznie d�ugie. Ale zawsze odpowiada� na moje pytania, czasem jego odpowiedzi
by�y
troch� k�opotliwe.
Kiedy� zapyta�am go, kim chcia� by�, kiedy by� ma�y.
- Samolotem - odpowiedzia� bez wahania.
- Jak to? Przecie� samolotem nie mo�na zosta�. Mo�na zosta� pilotem.
- Pilotem te� nie mog�em zosta� ze wzgl�du na wzrok.
A ty, czym chcia�aby� by� tak naprawd�? - zapyta� tatu� i musia�am mu
powiedzie�.
- Delfinem.
- To bardzo rozs�dne - powiedzia� tatu�. - Delfiny nie musz� mie� dobrego
wzroku,
one maj� echosondy.
Mieli�my samoch�d, stare, rozko�ysane volvo. Tatu� sam je reperowa�, zabiera�o
mu
to mn�stwo czasu. Nasz gara� by� obok Teatru Rozrywki. By�o to wielkie, okr�g�e
gmaszysko, mia�y tam si� odbywa� przedstawienia cyrkowe i koncerty, ale jeszcze
przed
uko�czeniem go kto� doszed� do wniosku, �e budynek zawali�by si�, gdyby u�ywa�
go
zgodnie z przeznaczeniem. Sta� wi�c pusty i cichy i tylko wtedy, gdy po mo�cie
Poniatowskiego przeje�d�a� tramwaj, chrz�ci� i zgrzyta�. Do tej dziwnej
budowli,
przypominaj�cej ogromn�, blaszan� puszk� z wypuk�ym denkiem, przytuli�y si�
gara�e
mieszka�c�w naszego osiedla. Tatu� sp�dza� tam ca�e godziny. Kiedy by�a pogoda,
w�a�ciciele samochod�w reperowali i pucowali swoje pojazdy na placyku przed
Teatrem,
pomagali sobie wzajemnie, palili papierosy i rozmawiali. Czasami, chocia� nie
mia�
samochodu, przychodzi� jazzman z parteru, niziutki i drobny m�ody m�czyzna.
Ch�opcy z
naszego podw�rka m�wili na niego Koniak.
Lokatorzy go nienawidzili, bo nad ranem grywa� na saksofonie. Kiedy� napisali
list do
sp�dzielni z ��daniem, aby go wyeksmitowano. Wchodzi� do naszego gara�u i z
jednej
kieszeni ameryka�skiej wojskowej kurtki wyci�ga� niepe�n� butelk� czystej w�dki,
z drugiej
dwa prze�liczne, male�kie kieliszki; wygl�da�y jak kwiatki powoju, jeden na
zielonej, drugi
na niebieskiej �ody�ce.
Nape�nia� oba, a� si� przelewa�y, i ten na zielonej n�ce podawa� tatusiowi.
- Czysta nie plami munduru - m�wi� Koniak.
- Do czasu - m�wi� tatu� i wypijali.
Potem tatu� oddawa� sw�j kieliszek Koniakowi, m�wi�c:
- Szkoda tego dla amatora. Pan, jako zawodowiec, lepiej to wykorzysta.
Tatu� reperowa� samoch�d, a Koniak popija� swoj� w�dk�. Raz na jaki� czas
wymieniali kr�tkie uwagi, na przyk�ad Koniak m�wi� �kurza twarz�, a tatu� �jasny
gwint�.
Potem Koniak szed� do domu.
- �wietnie mi si� rozmawia�o z twoim tatusiem - m�wi�, chocia� w�a�ciwie ze sob�
nie
rozmawiali.
Kiedy� tatu� skaleczy� si� w r�k�, krew trysn�a jak z fontanny i Koniak
zemdla�.
Tatu� wsadzi� skaleczon� r�k� do kieszeni, drug� zarzuci� sobie Koniaka na rami�
i
odnie�li�my go do domu. Mieszkanie Koniaka by�o zupe�nie puste, jakby dopiero co
si�
wprowadzi�, z szar�, plastikow� pod�og� jak w poczekalni i brudnymi �cianami. Na
�rodku
pokoju sta�a brzydka szafa, a w k�cie le�a� �piw�r. Nic wi�cej tam nie by�o,
nawet �ciany by�y
puste.
Tylko na drzwiach szafy wisia�y poprzypinane pinezkami jakie� rodzinne zdj�cia:
stara kobieta w chustce, dziewczyna z niemowl�ciem przystrojonym w koronki,
kilku
ch�opc�w w opadaj�cych k�piel�wkach i jedno, kt�re zapami�ta�am najlepiej -
ko�cisty
m�czyzna w trumnie, mia� zamkni�te oczy i by� ubrany w garnitur z przykr�tkimi
r�kawami
i nogawkami. Tatu� po�o�y� Koniaka na �piworze, a ten patrzy� na nas, jakby go
wyrwano ze
snu.
- P�jd� do �azienki umy� r�k� - powiedzia� tatu�.
Jego oczy za okularami by�y podejrzanie szkliste.
Co to za m�czy�ni, jeden mdleje, drugi p�acze, pomy�la�am.
Mia�am oczy, a nie widzia�am. Teraz nie mog� sobie tego darowa�. By�am za bardzo
zaj�ta swoimi problemami. Wiecie, jak to jest, kiedy jest si� dziewczyn� i
ko�czy si�
podstaw�wk�, tyle jest nowych spraw, i menstruacja, i makija�, lista przeboj�w,
no i ch�opcy.
Pod koniec wakacji zakocha�am si�, wymienili�my z Danielem obr�czki i pisali�my
do siebie
codziennie listy, chodzili�my z psami na spacery i godzinami rozmawiali�my przez
telefon.
Nic wi�c dziwnego, �e nie widzia�am, �e co� z�ego dzieje si� z tatusiem.
One oczywi�cie chcia�y mnie ochroni�, nawet babcia, kiedy wychodzi�am
rozanielona
z domu, m�wi�a: ��licznie dzi� wygl�dasz�, i jej s�owa by�y dla mnie jak mi�d, a
powinny
by�y obudzi� moj� podejrzliwo��. Dawniej powiedzia�aby najwy�ej:
- Wprawdzie kobiety z naszej rodziny nigdy nie nosi�y kr�tkich w�os�w, ale ty, z
tymi
czarnymi barankami, zupe�nie nie�le wygl�dasz w tej fryzurze.
To oznacza�oby, �e jest dzi� dla mnie nadzwyczaj �askawa i mog� podej�� i
podstawi�
jej policzek do poca�owania.
Tak by�o dawniej, bo od jakiego� czasu babcia przesta�a mi wypomina�, �e nie
jestem
jak inne kobiety z rodziny. Tatu� nie ta�czy� ju� ze mn� na r�kach i nie �piewa�
mi do ucha,
�e jestem jego s�odkim cymesem. Czasem t�skni�am za tym i wydawa�o mi si�, �e
wok�
mnie cuchnie k�amstwem, ale my�la�am, �e tak w�a�nie ma by�, �e to w�a�nie jest
doros�o��.
Czu�am si� przecie� doros�a z powodu menstruacji i piersi, no i dlatego, �e
ogl�dali si� za
mn� faceci, kt�rzy jeszcze rok temu byli dla mnie starcami.
O smoku m�wi�o si� ju� od jakiego� czasu. Naoczni �wiadkowie opowiadali o nim w
telewizji, opisywano go w gazetach, wszystko p�serio, bo to by�o przecie�
nieprawdopodobne, �eby smoki znowu wr�ci�y na Ziemi�.
Z pocz�tku widywano go co jaki� czas, ogromny cie� ze skrzyd�ami nietoperza na
tle
nocnego nieba. Traktowano go jak lataj�ce talerze, raz nawet pojawi� si� tytu�
UFOSMOK.
Ale sko�czy�y si� �arty, kiedy zacz�li gin�� ludzie. Wprawdzie nikt nigdy nie
widzia� smoka
porywaj�cego cz�owieka, ale zdarza�o si�, �e tam, gdzie widziano smoka, bez
�ladu gin�li
ludzie i nikogo nie zdo�ano odnale��, tak jak nie odnaleziono wiarygodnych
dowod�w, �e
zostali po�arci przez smoka. Jednak na wszystkich pad� blady strach, ludzie
zak�adali
okiennice i kraty, wieczorami siedzieli w domu, jakby znowu wprowadzono godzin�
policyjn�. Ukazywa�y si� uspokajaj�ce komunikaty, organizowano zasadzki, radzono
nad
�rodkami ochrony. Nic si� nie zmienia�o, smok nadal ukazywa� si� na nocnym
niebie, zdo�ano
go ju� opisa� i sklasyfikowa�, i nadal co pewien czas kto� gin�� bez �ladu.
Zmienili si� jednak
ludzie - nie robili wok� smoka tyle ha�asu, traktowali go jak z�o codzienne,
wypadki
drogowe czy zatrucie �rodowiska. To chyba zawsze tak jest - gdy zdarzy si� co�
pierwszy raz
albo drugi, albo trzeci, wtedy wszyscy tak si� zachowuj�, jakby ich osobi�cie
dotkn�o
nieszcz�cie, ale potem przestaj� si� przejmowa�, chyba �e wydarzy si� to na tej
samej ulicy
albo ofiar� b�dzie kto� z rodziny. Publikowano w gazetach nazwiska zaginionych,
a inni �yli
normalnie, bo co mieli robi�, wszystko i tak toczy�o si� swoim torem. Kto�
m�g�by si� temu
dziwi�, ale wsz�dzie by�o podobnie: na Wschodzie by� terror, na Zachodzie
terrory�ci, w
Izraelu wojna, w Ameryce bandyci i AIDS. Wszyscy �yli jak zwykle, ka�dy ze swoim
zagro�eniem, nawet Japo�czycy z trz�sieniami ziemi i wulkanami.
Kiedy� zapyta�am ch�opaka, kt�ry kilka lat mieszka� w Irlandii:
- Jak mog�e� tam �y�, przecie� tam ci�gle kto� rzuca bomby?
- E tam, to przesada - odpowiedzia� mi - tylko raz poczu�em si� nieswojo, jak na
ulicy
�o�nierze z brygady antyterrorystycznej prawie nadziali mnie na lufy
odbezpieczonych
automat�w. Poza tym OK, mo�na si� przyzwyczai�. Raz by�o nawet fajnie,
zadzwonili�my na
policj�, �e w naszej szkole jest bomba, w ci�gu siedmiu minut ewakuowali ca��
bud�, co za
organizacja, nie mieli�my lekcji przez trzy dni...
By�o wi�c tak, jak powiedzia� ten ch�opak, przyzwyczaili�my si� i czasami nawet
jacy� bandyci swoje ciemne sprawki za�atwiali na konto smoka. Oczywi�cie by�y
pewne
ograniczenia - nie wychodzili�my z domu wieczorem i musieli�my dobrze zamyka�
drzwi i
okna, ale to by�y drobiazgi.
By� to dzie� moich czternastych urodzin. Rano wszyscy z�o�yli mi �yczenia i
dosta�am prezenty - we�niane r�kawiczki z r�nokolorowymi palcami i w�skie jak
rajstopy
d�insy. Poprzedniego dnia wieczorem znalaz�am w lod�wce tort od Bliklego i
butelk�
czerwonego, w�gierskiego szampana, a w zamra�alniku kul� lod�w z Horteksu.
Przyj�cie dla moich kole�anek i koleg�w mia�o by� dopiero za kilka dni, wi�c
moje
znaleziska oznacza�y, �e po po�udniu odb�dzie si� u nas rodzinna uroczysto�� z
toastami i
�piewaniem �Sto lat�, a mo�e nawet tatu� wyg�osi mow�.
Jednak tatu� nie przyszed� na obiad, by� to normalny, codzienny obiad, chocia�
nadzwyczaj wystawny. Mama siedzia�a milcz�ca i nieobecna, nawet nie napomkn�a o
moich
urodzinach. Po obiedzie babcia usiad�a z ksi��k� przy swoim sekretarzyku, a mama
posz�a na
g�r� tka�, wzi�am wi�c Watsona na spacer. Biegali�my sobie po parku, wydawa�o
mi si� z
daleka, �e widz� nasz samoch�d pod gara�em. Po spacerze zrobi�am sobie talerz
kanapek z
d�emem i zabra�am si� do lekcji. Tort ci�gle sta� w lod�wce, wsadzi�am palec w
krem i
obliza�am, by� przepyszny. Wreszcie, gdy mama zamkn�a okiennice i zacz�a
zamyka� drzwi
na zamki, nie wytrzyma�am. - A tatu�? - zapyta�am.
- Ma spraw� w P�ocku, wyjecha� na dwa dni - powiedzia�a mama. Spojrza�am na ni�
i
od razu wiedzia�am, �e k�amie.
- Jak to? Rano nic nie m�wi�. Przecie� dzisiaj s�...
- Na pewno zapomnia�. Ostatnio jest bardzo zapracowany - przerwa�a mi mama.
Ze zwyk�ej lito�ci nie powiedzia�am jej o samochodzie. Sama musia�am jednak
sprawdzi�.
Wymkn�am si� z domu, kiedy mama posz�a na g�r�.
Babcia by�a tak zaczytana, �e nic nie zauwa�y�a. Zjechali�my z Watsonem wind� i
wyszli�my na dw�r. By�o bardzo ciemno, poczu�am si� troch� nieswojo. Watson te�
nie lubi�
ciemno�ci, ale pobiegli�my na prze�aj przez trawniki. Podesz�am do gara�u,
samochodu nie
by�o, na drzwiach wisia�a k��dka, jak zawsze. Po mo�cie Poniatowskiego
przejecha� tramwaj i
budynek Teatru Rozrywki zatrz�s� si� i zazgrzyta�, jakby zaraz mia� si� zawali�.
Jedne z
drzwi do Teatru, podw�jne i wielkie jak brama, by�y uchylone. W �rodku pulsowa�o
�wiat�o,
czerwonopomara�czowy odblask ognia wylewa� si� na chodnik. Nie podesz�am tam
jednak.
Kiedy� z ch�opakami wchodzili�my do Teatru przez piwnic�, drzwi do niej by�y
ukryte w
krzakach za gara�ami. Odnalaz�am je teraz, przesz�am po omacku kilkana�cie
krok�w i
znalaz�am si� przed drewnianym przepierzeniem. Przez szpar� mi�dzy deskami
popatrzy�am
do �rodka. Na arenie ta�czy� smok. By� to pi�kny, najpi�kniejszy smok, jakiego
widzia�am w
�yciu, tak w�a�nie wtedy pomy�la�am i roz�mieszy�o mnie to, bo nigdy przedtem
nie
widzia�am smoka. Ten smok by� w �wietnym nastroju i jego weso�o�� wype�nia�a
Teatr jak
d�wi�k kryszta�owych dzwonk�w. Ta�czy� z �apami uniesionymi w g�r�, ze
wszystkich
trzech gardzieli wydobywa� si� jasny, pomara�czowy p�omie� i �piewny bulgot:
- Lalala, lalala...
To by�a piosenka mojego tatusia, taniec mojego tatusia, to by� m�j tatu�! Czu�am
to
ka�d� kropl� mojej krwi, kt�ra by�a jego krwi�. By� taki silny i wielki! I jak�e
pi�kny, ca�y
pokryty �usk� opalizuj�c� jak wn�trze muszli, z t�czowym ogonem i rubinowymi
oczami.
Teraz na pewno mia�by do�� si�y, aby ta�czy�, podnosz�c mnie do g�ry, chocia�
by�am taka
du�a. Ale nie wysz�am zza przepierzenia, sta�am i patrzy�am. Czu�am, �e Watson
siedzi na
moich stopach i ca�y dr�y. Smok zatrzyma� si� i zamkn�� swoje trzy paszcze,
wygasa� powoli
jak wy��czony neon. Opu�ci� si� na cztery �apy, bezszelestnie otworzy� drzwi i
wype�z� na
zewn�trz. Odczeka�am chwil� i wybieg�am za nim. By�o pusto. Ciemny kszta�t ze
skrzyd�ami
nietoperza zas�oni� ksi�yc. Polecia�.
Gdy wr�cili�my z Watsonem do domu, przykry�am nasz okr�g�y st� adamaszkowym
obrusem, postawi�am talerzyki, kieliszki, �wiece, kwiaty, przynios�am z lod�wki
tort, lody,
szampana i zawo�a�am mam� i babci�.
Zachowywa�y si� tak, jakbym sprawi�a im przemi�� niespodziank�.
- Raz w �yciu ko�czy si� czterna�cie lat - powiedzia�am i zabra�am si� do
otwierania
szampana. Szampan jednak nie chcia� wystrzeli�. Mama przynios�a korkoci�g.
Pr�bowa�y�my otworzy� butelk�, ale korkoci�g si� z�ama�. Ten szampan by� jak
kasa
pancerna, tylko �adunek wybuchowy da�by mu rad�.
- Kiedy� mieli�my takiego szampana na sylwestra - powiedzia�a mama. - W ko�cu
tatu� jakim� knajackim sposobem obt�uk� no�em szyjk�, ale oczywi�cie by�o ju�
dawno po
p�nocy, tylko patrzyli�my, jak wznosz� toasty w telewizji. Potem okaza�o si�,
�e wszyscy
nasi znajomi mieli te same problemy, tamtego roku tylko takie szampany mo�na
by�o dosta�.
A tacy byli�my szcz�liwi, �e uda�o nam si� kupi� szampana, to przecie� by� stan
wojenny.
Fajne by�o to opowiadanie mamy i �mia�y�my si�, ale tatusia nie by�o, wi�c
musia�y�my zrezygnowa� z szampana. Mama przynios�a sok ananasowy, te� by�
wspania�y.
By�y �yczenia i toasty, ale nikt nie wyg�osi� mowy, nikt nawet nie za�piewa�
�Sto lat�, bo w
tym domu tylko tatu� i ja umieli�my �piewa�.
Gdy nast�pnego dnia rano wesz�am do kuchni, czytali dziennik w radiu.
- Dzi� w nocy znikn�y bez �ladu dwie osoby - us�ysza�am.
Uderzy�am w wy��cznik i radio umilk�o. Tatu� sta� przy oknie i patrzy� w niebo.
Pi�
kaw� ze swojej ogromnej fili�anki. Okropnie siorba�. Trz�s�y mu si� r�ce. Troch�
kawy
wyla�o si� na parapet. Co� wymamrota�, nie zrozumia�am ani s�owa. Mia� na sobie
tylko
podkoszulek i wida� by�o, jak bardzo schud�. Chcia�am podej�� do niego, ale
powstrzyma�
mnie jego zapach. �mierdzia� jak mokry pies. Wysz�am z kuchni, nic nie m�wi�c,
on nawet
si� nie odwr�ci�.
Siedzia�am na g�rze u mamy w pracowni i ogl�da�am telewizj�. Przewa�nie w�a�nie
tam ogl�da�am telewizj�, le��c z Watsonem na pasiastym dywaniku, chocia� w
pracowni by�
tylko ma�y, czarnobia�y telewizorek, a wielki sony od ciotki Agnes sta� na dole
w du�ym
pokoju. Zreszt� i tak to by� film czarnobia�y, o wampirach, ale bardzo zabawny.
Mama robi�a
to co zwykle - tka�a. W pewnej chwili spojrza�am na ram�, gobelin si�ga� ju�
po�owy, zza
smutnego rysunku nagich ga��zi wy�ania�a si� kopu�a Teatru Rozrywki.
- Dlaczego? - zapyta�am zdziwiona. - Dlaczego w�a�nie to robisz?
- Nie wiem - odpowiedzia�a mama. - Tak jako�. Wydaje mi si� to odpowiednie na t�
por� roku. Mo�e rzeczywi�cie to bez sensu, trudno b�dzie sprzeda�.
- Wiem, dlaczego to robisz - powiedzia�am. - Wszystko ju� wiem. Widzia�am go.
Ale
musi by� na to jaka� rada, na pewno co� wymy�limy!
- Nie - przerwa�a mi mama, a jej palce nie zatrzyma�y si� nawet na moment. - Nic
nie
wymy�limy. Pr�bowa�am wszystkiego. Dop�ki on sam nie b�dzie tego chcia�, nikt
nie mo�e
mu pom�c. A on nie chce. Mo�emy tylko czeka�.
Jej �liczne r�ce nadal porusza�y si� z niezwyk�� zr�czno�ci�, przeplataj�c nici
we
wszelkich odcieniach szaro�ci i ochry. To by�y jej kolory, szaro�� i ochra.
M�j pok�j by� wtedy na g�rze, obok pracowni mamy.
To w�a�ciwie nie by� pok�j, tylko kawa�ek pracowni, oddzielony wysok�
bieli�niark� i
rega�ami. Na dole by� pok�j babci, sypialnia rodzic�w i du�y pok�j, no i
kuchnia.
Obiady jadali�my w du�ym pokoju, sta� tam okr�g�y st�, by� tam te� wielki
telewizor
i biurko taty. To by�o ogromne mieszkanie, kupi�a je babcia za pieni�dze ciotki
Agnes. Babcia
uwa�a�a to za swoj� zas�ug�, �e mieli�my takie mieszkanie, aleja my�la�am, �e
mie�i�myje
dzi�ki ciotce Agnes.
Pami�tam, �e �le spa�am tamtej nocy, bo mama do �witu siedzia�a w pracowni i co�
robi�a. Normalnie mi to nie przeszkadza�o, ale tym razem czu�am wyra�nie jej
obecno��. Gdy
rano zesz�am na d�, o ma�o nie zwymiotowa�am.
W kuchni by�o szaro od dymu, chocia� popielniczka by�a czysta. Zajrza�am do
kub�a
na �mieci, le�a�o tam mn�stwo pet�w - wida� tatu� kolejn� noc przesiedzia� w
kuchni, pal�c
papierosa za papierosem i pij�c herbat�. Otworzy�am okno, ciemnawa mg�a
wymiesza�a si� z
k��bami papierosowego dymu, zrobi�o si� zimno i wilgotno. Na brudnym stole sta�o
kilka
fili�anek nape�nionych do po�owy fusami. Nie chcia�o mi si� robi� �niadania,
zjad�am tylko
kilka �y�eczek cukru i posz�am do �azienki. Ta z kolei pe�na by�a zapachu Eau
Savage, co
znaczy�o, �e tatu� ju� si� umy�. Wysz�am do przedpokoju i tam go spotka�am.
Wychodzi�
w�a�nie, otworzy� drzwi tak cicho, �e nic nie us�ysza�am.
- Cze�� - powiedzia�am, a on si� odwr�ci�. Mia� bia�� koszul� i muszk�,
wygl�da�,
jakby wybiera� si� na kolacj� z bogatym klientem.
- Ach, to ty - u�miechn�� si�, podszed� i obj�� mnie mocno. - S�odki m�j,
przyjd� dzi�
wcze�niej i b�d� mia� dobry humor i gdzie� sobie p�jdziemy. Mo�e nawet
zabierzemy mam�,
jak b�dzie mi�a. Obiecuj� ci, tak b�dzie.
I ju� go nie by�o, tylko zapach �wiadczy� o tym, �e przed chwil� by� tu jaki�
elegancki
facet.
Wr�ci�am wi�c do domu wcze�niej, w�o�y�am jedwabn� bluzk� i najnowsze d�insy i
czeka�am. Ale on nie przyszed�. Po kolacji, jad�y�my j� w du�ym pokoju przy
Teatrze
Telewizji, mama zacz�a zamyka� okiennice. Posz�am do �azienki, pu�ci�am wod� i
wyp�aka�am si�. Znowu mnie oszuka�, a ja da�am si� nabra�. Gdy wysz�am, mama
w�a�nie
zak�ada�a �a�cuch na drzwi. - Po co to robisz? - zapyta�am. - Przecie� to tatu�.
- Nie -
odpowiedzia�a mama. - To nie tatu�. To smok.
Nic wi�cej nie powiedzia�a i posz�a na g�r� tka� sw�j gobelin. Tym razem by�a na
nim
pustynia i chmury, nic wi�cej.
Kiedy pierwszy raz temperatura spad�a poni�ej zera, by� s�oneczny, �liczny
poranek,
choinki pod domem wygl�da�y jak osypane sol�. Cieszy�am si�, �e b�d� �lizga� si�
po
ka�u�ach, �e w�o�� now�, zimow� kurtk�, czerwon� z ��t� podszewk�. Mama
wyj�tkowo
wsta�a wcze�nie i zrobi�a mi kakao. Gdy jad�am �niadanie, do kuchni wszed� tatu�
w szarym
garniturze i fio�kowym krawacie.
U�miechn�� si� filmowym u�miechem i podni�s� r�k�, jakby pozdrawia� t�umy.
Wiedzia�am, co to oznacza. Zerwa�am si� od sto�u.
- Tato, nie chod� dzi� nigdzie. Zosta�my w domu.
Czuj�, �e dzi� znowu smok wyjdzie na �er. Tato, zosta� ze mn�, boj� si�.
- Ale� kochanie, nie b�j si�. Przecie� przyjd� na obiad.
Mam dzi� spraw�. A tak naprawd� to mog�aby� przesta� ju� wierzy� w smoki.
Wieczorem b�dziemy razem - u�miechn�� si�.
- Tato, p�jd� z tob� na spraw�, a potem gdzie� sobie p�jdziemy - poprosi�am i
z�apa�am go za r�k�. - Nie, kochanie, musisz i�� do szko�y - powiedzia�, uwolni�
swoj� r�k� i
wyszed�.
Nigdy przedtem nie m�wi� do mnie �kochanie�. Zachowywa� si� jak obcy.
W�a�nie jesieni� zacz�� przychodzi� do nas pan Henryk. Babcia m�wi�a do niego
�Henrysiu�. Wydawa�o mi si� to lekk� przesad�, bo do tatusia zawsze zwraca�a si�
�prosz�
pana�, ale podobno pana Henryka zna�a od dziecka. Pan Henryk by� re�yserem
radiowym.
Zamiast krawat�w nosi� jedwabne szaliki, kt�re nazywa� fularami, mia� w�sy jak
dziadek
Robert na fotografii i ci�gle opowiada� o wy�cigach konnych. Nienawidzi�am go.
Gdy raz uszczypn�� mnie �artobliwie w policzek, te� go uszczypn�am, ale bardzo
mocno, a� krzykn��. Na szcz�cie nikt tego nie widzia�.
Dziwnym trafem przychodzi� w�a�nie wtedy, gdy tatusia nie by�o w domu. Babcia
podawa�a mu r�k� do poca�owania i m�wi�a:
- Id�cie sobie na g�r�, Henry� na pewno chcia�by obejrze� tw�j nowy gobelin,
Ewuniu. Zaraz przynios� wam herbatki.
Szli na g�r� ogl�da� wci�� ten sam niesko�czony gobelin z pustyni�, s�ysza�am
g�os
pana Henryka i �miech mamy. Po pewnym czasie bra�am lekcje i sz�am za nimi do
pracowni.
Rozk�ada�am zeszyty na stole mamy. Oni rozmawiali, a ja pisa�am albo czyta�am,
babcia
przynosi�a herbat� i mnie. Raz widzia�am, jak mama patrzy na mnie z rozbawieniem
i
wdzi�czno�ci�, ale pomy�la�am, �e na pewno tylko mi si� tak wydaje.
I tak p�yn�� czas, od przemiany do przemiany. Nigdy o tym nie rozmawia�y�my, ale
my�la�y�my i nasze my�li unosi�y si� po pokojach jak nadpalone papiery i kawa�ki
sadzy.
Babcia mia�a ksi��ki i gazety, mama gobeliny i pana Henryka, ja tylko Watsona,
wi�c
my�la�am wi�cej ni� one i by�am pewna, �e co� wymy�l�. Ale zdarza�y si� te� dni
jak
dawniej, gdy on znowu by� moim ogromnym tatusiem, a ja jego s�odkim cymesem. I
wtedy
tamto odchodzi�o daleko i to, co widzia�am i czu�am w Teatrze Rozrywki, stawa�o
si� snem.
Mo�e si� pomyli�am, mo�e mi si� to wydawa�o, my�la�am i tak bardzo chcia�am,
�eby
ten sen nie by� prawd�, albo odwrotnie, �eby straszna prawda by�a snem.
Rozdzia� 2
�smego listopada umar�a ciotka Agnes. Babcia nazywa�a j� Agnieszk�. By�y
ciotecznymi siostrami. Mia�y takie same popielate w�osy, tak samo chodzi�y i
siedzia�y
wyprostowane, obie by�y smuk�e i eleganckie. Ale na tym ko�czy�y si�
podobie�stwa. Ciotka
Agnes by�a �ywa, z�o�liwa i lubi�a si� �mia�. I nigdy nic nie czyta�a, bo by�a
prawie �lepa.
Pami�tam dok�adnie, kiedy j� pozna�am, mia�am wtedy dziewi�� lat. Wesz�am do
pokoju,
kto� siedzia� w fotelu. Zmierzcha�o i pok�j pe�en by� cieni, przez okna wida�
by�o jasne
jeszcze niebo. My�la�am, �e to babcia, ale gdy si� odezwa�a, od razu
spostrzeg�am, �e si�
pomyli�am.
- Krystynka! - zawo�a�a cicho moja ciotka.
Zatrzyma�am si� stropiona, bo okaza�o si�, �e ona te� wzi�a mnie za babci�.
Roze�mia�a si� g�o�no.
- Ale� ty jeste� do niej podobna - powiedzia�a z obcym akcentem. - A ja
my�la�am, �e
jeste�my ostatnie.
Chod� do mnie, niech ci� dotkn�, Sylwio.
Podesz�am powoli i zatrzyma�am si� na tyle daleko, �eby nie mog�a mnie dotkn��.
- Nie jestem do niej podobna - zaprzeczy�am. - Mam czarne w�osy. Nie jestem taka
jak
kobiety z naszej rodziny. Nikt nigdy nie powiedzia�, �e jestem do niej podobna.
- G�uptasku - roze�mia�a si� ciotka. Zerwa�a si� z fotela, obj�a mnie i
posadzi�a sobie
na kolanach. - Przecie� jestem prawie �lepa. W�osy naprawd� nie s� wa�ne.
Zobaczy�am twoj� aur�. Normalnie staram si� nie widzie� aury, ale ta godzina
mi�dzy
psem a wilkiem os�abi�a moj� czujno��. I bardzo dobrze, my sweet, m�j s�odki,
ciesz� si�,
�e�my si� pozna�y.
Tak w�a�nie do mnie powiedzia�a, m�j s�odki, wi�c przytuli�am si� do niej.
Pachnia�a
czym� niezwyk�ym i od razu si� zorientowa�am, jaki to elegancki zapach. By�a u
nas dwa
tygodnie, wymog�a na rodzicach, �eby na ten czas zwolnili mnie ze szko�y, i
sp�dza�y�my ze
sob� ca�e dnie. Chodzi�y�my po desach, wystawach, cmentarzach, z wizytami do
jakich�
staruszek. Bawi�y�my si� w sklep i p�aci�a mi prawdziwymi dolarami za ser z
purchawki,
u�ywa�am jej perfum, nosi�am jej bi�uteri� i lakierowane szpilki, za du�e na
mnie o trzy
numery. Na Ok�ciu, gdy mia�a lecie� z powrotem do Kanady, rozp�aka�am si�.
Uderzy�a mnie
bole�nie w policzek.
- Behave yourself - powiedzia�a i przytuli�a mnie. - To mi�o, �e kto� za mn�
p�acze.
Musz� stoczy� bitw�, tam, w Toronto, ale wr�c� tutaj, z tarcz� albo na tarczy
B�d� ci
przysy�a�a suszone banany. Nie ma nic lepszego nad suszone banany i dobrego
bourbona. Ale
ty masz ksi��ki, wi�c niepotrzebny ci bourbon. Suszone banany maj� mn�stwo
warto�ci, a w
tym kraju na pewno nie od�ywiaj� ci� odpowiednio. Ch�tnie bym zabra�a ci� ze
sob�, ale
chyba nie jestem w�a�ciwym towarzystwem dla ma�ych dziewczynek, zreszt� ten
brunatny
mi� zdech�by bez ciebie, bo jeste� s�odki, s�odki, ja te� mia�am kiedy� takiego
brunatnego
misia, ale mi go spalili - tak m�wi�a, obsypuj�c mnie poca�unkami, a brunatny
mi�, czyli m�j
tatu�, te� mia� �zy w oczch. Ale ona oczywi�cie nie mog�a tego zauwa�y�.
Pokaza�a paszport
panu w budce i posz�a sobie.
Nigdy wi�cej nie przyjecha�a; przysy�a�a kr�tkie listy pisane na maszynie,
czasami w
listach znajdowali�my banknoty. I zawsze mia�am pod dostatkiem suszonych
banan�w.
Wszystkie inne rzeczy, kt�re przychodzi�y w wielkich pud�ach, chowano w kuchni,
ale
suszone banany dostawa�am tylko ja. Wygl�da�y jak sprasowane cygara.
Le�a�am na ��ku w moim pokoju, czyta�am ksi��ki i jad�am banany - czasem wydaje
mi si�, �e tak sp�dzi�am ca�e dzieci�stwo, ksi��ki i suszone banany, nic wi�cej.
Pisywa�am do ciotki d�ugie listy, bo lubi�am pisa�.
Ostatnio nieco rzadziej, bo zajmowa�y mnie inne sprawy.
Ale kiedy zrozumia�am, �e to m�j tatu� za spraw� strasznego czaru zmienia si� w
okrutnego smoka, bardzo chcia�am powiedzie� o tym ciotce Agnes. Czu�am, �e ona
potrafi�aby mi pom�c odczarowa� tatusia. Nie mog�am jednak napisa� wprost, bo
jeszcze
przeczyta�by to na poczcie odpowiedni urz�dnik. Pisa�am mi�dzy wierszami,
dawa�am jej do
zrozumienia, b�aga�am o jaki� inny kontakt ni� listowny. By�am pewna, �e
przyjedzie albo
mnie zaprosi, liczy�am na ni�. Ale ona jakby nie rozumia�a, przysy�a�a tylko
wi�cej czekolady
z orzechami. A� zatelefonowa� jej adwokat i powiedzia�, �e ciotka Agnes umar�a.
Mia�
przywie�� jej prochy, aby tutaj j� pochowano. Pojechali�my na lotnisko ca��
rodzin�. T�um
k��bi� si� przy szybach, przez kt�re wida� by�o stanowiska celne. Stali�my z
boku i wszyscy
na nas patrzyli. Babcia, mama i ja ubra�y�my si� na czarno, ja mia�am
minisp�dniczk� i
kabaretki, innych czarnych rajstop nie znalaz�am. Tatu� trzyma� ogromny wieniec
pogrzebowy. Z t�umu wydosta� si� do nas niski i gruby pan w kanarkowej koszuli,
w�skich
spodniach w paski i sk�rzanej kurtce. W r�ku trzyma� drewniany kuferek z r�czk�,
za nim
tragarz wi�z� na w�zku walizy.
- To nasza droga Agnes - powiedzia� niski pan i wr�czy� tatusiowi kuferek. -
M�wcie
do mnie po imieniu, Ludwiczek. - A wi�c witaj, ojczyzno! - zawo�a�, unosz�c r�ce
do g�ry.
Uca�owa� d�onie mamy i babci, mnie cmokn�� w policzek, z tatusiem si� nie
przywita�, bo
tatu� mia� obie r�ce zaj�te, trzyma� kuferek i wieniec.
I tak powr�ci�a ciotka Agnes, na tarczy wprawdzie, ale wr�ci�a. Ludwiczek ca�ymi
dniami za�atwia� co� na mie�cie, a wieczory sp�dza� z nami w domu. Z bazar�w i
peweks�w
przynosi� ca�e torby smako�yk�w i przyrz�dza� wykwintne kolacje. Jedli�my
potrawy, kt�re
zna�am tylko z literatury. Opowiada� o �wiecie i o ciotce Agnes. Wiedzia�am, �e
to wszystko
dla mnie, bo ciotka Agnes mnie kocha�a, a on kocha� ciotk� Agnes. W niedziel�
siedzieli�my
po obiedzie w du�ym pokoju przy naszym okr�g�ym stole, przykrytym najjaskrawszym
z
gobelin�w mamy, wygl�da�o to jak jesienna, zrudzia�a ��ka albo jak p�omienie.
Doro�li pili
kaw�, mnie podano zagraniczny sok pomara�czowy z kartonowego pude�ka, im wi�cej
go
pi�am, tym bardziej m�czy�o mnie pragnienie. Przez okno wida� by�o Pa�ac
Kultury, z
niewiadomego powodu �wiec�cy jak choinka. Babcia wsta�a i podesz�a do okna.
My�la�am,
�e chce zasun�� firany, ale ona opar�a si� o parapet i zapatrzy�a w niebo.
Ci�ki w�ze�
popielatych w�os�w i szara suknia po ciotce Agnes, opinaj�ca jej smuk�� figur�,
sprawia�y, �e
wygl�da�a jak m�oda kobieta.
- Ciekaw jestem, czy twoja babcia zabawia si� tak, jak to robi�a Agnes? -
powiedzia�
Ludwiczek. - Z ty�u s� prawie identyczne.
- A jak bawi�a si� ciotka Agnes? - zapyta�am.
- Nie tylko mia�a figur� jak m�oda dziewczyna, ale chodzi�a ekscytuj�co.
Zdarza�o si�
czasami, �e szed� za ni� po ulicy jaki� m�czyzna. Sz�a wtedy jeszcze bardziej
ekscytuj�co i
nagle zatrzymywa�a si� pod jakim� pozorem. Gdy m�czyzna by� ju� zupe�nie
blisko,
odwraca�a si� i wykrzywia�a swoj� star� twarz. Nigdy si� nie malowa�a, nie
chodzi�a nawet
do kosmetyczki, by�a wprost chorobliwie przywi�zana do w�asnej twarzy. Kiedy
facet
rejterowa�, �mia�a si� jak szalona. Uwa�a�a to za �wietny �art. - Moja babcia
nie lubi �art�w -
powiedzia�am. - Szkoda - powiedzia� Ludwiczek. - Jednak raz si� zdarzy�o, �e
m�czyzna
w�a�ciwie oceni� �art Agnes i te� si� roze�mia� i zostali przyjaci�mi do ko�ca
�ycia, na dobre
i na z�e. To brzmi jak bajka, prawda? Ludwiczek kupi� kwater� na cmentarzu na
Br�dnie,
by�o to �yczenie ciotki. Wprawdzie mieli�my gr�b rodzinny na Starych Pow�zkach,
ale tam
by�o ju� tylko jedno miejsce, a ciotka wola�a przebywa� w towarzystwie os�b,
kt�re dobrze
zna�a i lubi�a, tak powiedzia� Ludwiczek.
- Nie wiem, czy chcia�abym le�e� obok niej - powiedzia�a babcia.
Ludwiczek wsta� i sk�oni� si�.
- Przecie� zawsze b�dzie mog�a pani skorzysta� z tamtego miejsca na Pow�zkach.
Agnes nigdy nikogo nie zmusza�a do swego towarzystwa.
Przez ca�y czas pobytu Ludwiczka tatu� ani razu nie uleg� metamorfozie. Kilka
razy
wyszli gdzie� razem wieczorem, ale by�am spokojna, bo by� z Ludwiczkiem.
Lepiej wygl�da� i by� weselszy. Raz nawet zata�czyli�my i Ludwiczek do��czy� do
nas.
Kiedy wreszcie Ludwiczek wszystko za�atwi�, urz�dzili�my pogrzeb. Gr�b by�
wspania�y, z tablic� z czarnego marmuru. Na g�rze wypisano imi� i nazwisko
ciotki Agnes;
poni�ej zosta�o jeszcze mn�stwo miejsca. Przysz�o kilka staruszek i jeden
wiekowy zakonnik.
Ludwiczek ni�s� kuferek, tatu� wieniec. Szli szybko, staruszki zosta�y w tyle,
kiedy wreszcie
dotar�y na miejsce, kuferek ju� le�a� w dole tak du�ym, �e mog�aby si� tam
zmie�ci�
normalna trumna. Wygl�da�o to tak, jakby niemowl� z�o�ono w grobie dla doros�ego
cz�owieka. Wtedy dopiero zrozumia�am, �e ciotka Agnes ju� mi nie pomo�e i
zostan� sama,
sama z moim biednym tatusiem i okrutnym czarem, kt�ry na nim ci��y. Nie, tego
by�o za
wiele! Dlaczego ciotka, na kt�r� tak liczy�am, zamieni�a si� w male�kie dziecko,
i to umar�e?!
Rzuci�am si� na traw�, zacz�am p�aka�, wrzeszcze�, kopa� nogami i macha�
r�kami.
Podbiegli do mnie jednocze�nie, ale to Ludwiczek, a nie tatu�, pochyli� si� i
wzi�� mnie na
r�ce.
Ma�y, starszy pan, a mia� tyle si�y. Zani�s� mnie, wierzgaj�c� jak �rebak,
kilkana�cie
metr�w dalej i posadzi� na �awce. Gdy murarze zamurowywali gr�b - zawsze trwa to
okropnie
d�ugo - rozmawiali�my.
- Ca�e szcz�cie, �e kto� si� rozp�aka� - powiedzia� Ludwiczek. - Co to by�by za
pogrzeb, bez ani jednej �zy, ani jednego ataku histerii. Jak pogrzeb dyrektora
banku.
Masz wyczucie sytuacji, Sylwio. Ona te� mia�a. Jeste� tak do niej podobna, a�
�a�uj�,
�e nie jestem m�odszy. - Ja, podobna? Przecie� mam czarne w�osy. Nie jestem jak
kobiety z
naszej rodziny - wr�ci�y s�owa, kt�re wypowiedzia�am przed kilku laty.
- W�osy naprawd� nie s� wa�ne - odpowiedzia� mi tak samo jak wtedy ciotka Agnes.
- Nie wiem, jakie Agnes mia�a w�osy. Od kiedy j� zna�em, by�a �ysa jak kolano.
Wysz�a z obozu bez jednego w�oska na g�owie, nigdy nie opowiedzia�a mi, jak to
si� sta�o.
Nosi�a peruk�, mia�a dosy� pieni�dzy, by mie� takie wspania�e, naturalne w�osy.
To by�o
bardzo ekscytuj�ce, gdy zdejmowa�a peruk�. Mia�a przepi�kn� g�ow�, sko�czenie
doskona�y
kszta�t, mo�e Nefretete mia�a tak�. Czasem j� malowa�a, to by� jedyny jej
makija�, nie wiem,
czy powinienem ci to m�wi�. Ale wszystko min�o i jest ju� tylko bajk�...
- Bajki s� czasem straszne - powiedzia�am, bo my�la�am wci�� o moim tatusiu.
- Wiem, Sylwio. Agnes wiedzia�a o tym strasznym nieszcz�ciu. Ale by�a... hm...
by�a
bardzo zaj�ta. To by�a strasznie ci�ka praca, ta jej choroba, praca ponad si�y.
Nie wiem, czy
ja bym temu podo�a�. Pewnie bym si� wycofa� w jaki� elegancki spos�b. Ale ona
by�a silna i
odwa�na. Zreszt� i tak nie mog�a ci pom�c, tylko twoja babka mo�e to zrobi�, to
w�a�nie
kaza�a ci powiedzie� Agnes. Pami�taj, tylko ta stara lady wie, jak odczarowa�
twojego tat�.
Ale nie powie ci nic z w�asnej woli, chyba to rozumiesz.
W dniu poprzedzaj�cym wyjazd Ludwiczka pojechali�my na obiad do Victorii. By�o
bardzo elegancko, ale nie podoba�o mi si�. Kelner traktowa� nas z uprzejmo�ci�,
kt�ra w
gruncie rzeczy by�a wyszukanym chamstwem.
Tatu� siedzia� zgaszony, wszystkie dania odsuwa� nietkni�te. Ludwiczek zgrywa�
si�
na bogacza i �wiatowca - nie lubi�am go takim. Nie chcia�am, �eby odje�d�a�.
- Czy ty te� wr�cisz tutaj tak jak ciotka Agnes, w drewnianym kuferku? -
zapyta�am
go przy deserze.
Babcia spojrza�a na mnie oburzona i wyda�a cichy okrzyk, ale Ludwiczek roze�mia�
si�.
- Ach, nie, nie martw si�, nie b�dziesz musia�a mnie grzeba�. A mo�e i b�dziesz,
lecz
przedtem zaprosz� ci� kilka razy na kolacj�. Chyba rzeczywi�cie przyjad� tu na
stare lata, ale
zanim to nast�pi, spotkamy si� tam, w Kanadzie. Agnes zostawi�a Sylwii troch�
pieni�dzy i
Sylwia ma je sama odebra�, kiedy sko�czy osiemna�cie lat. To jest pro�ba Agnes,
mia�em to
dzisiaj pa�stwu oznajmi� - powiedzia� g�o�no, unosz�c do g�ry kieliszek z
szampanem. - Nie
jest tego za wiele, ale z pewno�ci� wystarczy, aby panienka wchodz�ca w �ycie
mog�a
zobaczy� kawa�ek �wiata, a nawet zdoby� odpowiednie wykszta�cenie.
Do tej pory mam p�aci� za jej lekcje angielskiego, takie otrzyma�em zlecenie.
U�miech na twarzy Ludwiczka zastyg� jak u�miech hebanowego Buddy, kt�ry sta�
zawsze na stole mamy; czeka�, ale nikt nie wyda� okrzyku rado�ci. Tatu� opu�ci�
g�ow�, a ja
powiedzia�am:
- To jeszcze mn�stwo czasu, zanim b�d� doros�a, tato.
Na Ok�ciu Ludwiczek by� strasznie zdenerwowany.
Ubrany w sweter w czarno��te pasy, lata� po terminalu jak ogromna pszczo�a, a
tatu�
biega� za nim z jego wielkimi walizami. Przy po�egnaniu rzuci� si� na mnie jak
wariat, �ciska�
mnie mocno i ca�owa� w szyj�. Wystraszy�am si� i chcia�am uwolni� si� z jego
obj��.
- Nie b�j si�, nie przy�l� ci na Gwiazdk� swoich szanownych szcz�tk�w - szepn��
mi
do ucha. - I pami�taj, tylko ta stara lady wie. Ona zamiast m�zgu ma r�wno
pouk�adane
dyskietki, tak mi m�wi�a Agnes.
Pi�am ciep�� col� i przez brudn� szyb� restauracji patrzy�am na p�yt� lotniska.
Pszczo�a wtoczy�a si� po schodkach do samolotu i bzzz... polecieli.
Wszyscy czekali na mnie w samochodzie, a ja wci�� s�czy�am t� ciep�� col� z
obrzydliwie lepkiej butelki. Chcia�am przez chwil� by� sama. Ja te� mia�am kilka
dyskietek w
g�owie i musia�am wyszuka� odpowiedni�.
- Pochodzisz z bardzo starej rodziny - to zdanie poj�wi�o si� najpierw.
Wyg�osi�a je kiedy� ciotka Agnes, by�o to w pustej kawiarni z ci�kimi, starymi
meblami. Tamtego s�onecznego popo�udnia pojecha�y�my na Stare Miasto na spacer,
ale na
Rynku dzia�o si� co�, co nie podoba�o si� ciotce Agnes. Najpierw przejecha�
d�ugi rz�d
okropnych samochod�w z milicjantami, jechali w�r�d milcz�cych ludzi, nawet
katarynka
przesta�a gra�. Potem rozdzwoni�y si� ko�cielne dzwony i na Rynku pojawi�o si�
mn�stwo
ludzi, szli z transparentami i flagami, nad t�umem unosi� si� las r�k.
- Biedne, ma�e Stare Miasto, zmie�ci�oby si� pod podeszw� olbrzyma, a musi tak
wiele znosi� - powiedzia�a ciotka Agnes. - Dziwny kraj, ta Polska, staruszki
biegaj� na
demonstracje, za chwil� b�d� rzuca�y kamieniami, u nas te sprawy za�atwiaj�
studenci.
Chod�my na lody, Sylwio, jeste� za m�oda, a ja za stara na takie zabawy. - Tak
w�a�nie
powiedzia�a, chocia� wiele kobiet maszeruj�cych w pochodzie wygl�da�o znacznie
starzej ni�
ona.
Posz�y�my wi�c do kawiarni. By�y�my same w wielkiej, ciemnej sali, tylko my i
trzy
kelnerki przy stoliku pod oknem, zza kt�rego s�ycha� by�o krzyki i twarde s�owa
wzmocnione
g�o�nikiem.
- Pochodzisz z bardzo starej rodziny - powiedzia�a ciotka Agnes, wlewaj�c
kieliszek
��tego likieru do czarki z lodami. - Ale nie po mieczu, dlatego ma�o kto wie o
tym.
M�czy�ni nie s� wa�ni w tym �a�cuchu, chocia� nie nale�y nie docenia� ich roli
- roze�mia�a
si�.
- Dziedziczy co drugie pokolenie, zapami�taj, to tak, jakby� gra�a w klasy i
skaka�a co
drugie pole. Nie gra�am nigdy w klasy, ale wiedzia�am, jak si� w to gra�o, mama
mi
opowiada�a.
- Dlatego jeste� podobna do mnie i do Krystynki, a my do naszych babek. Mama tu
si�
nie liczy, ona tylko ci� urodzi�a, nic wi�cej.
- To niesprawiedliwe - powiedzia�am.
- Chyba tak - przyzna�a mi racj� ciotka. - Spr�buj moich lod�w, s� wy�mienite. I
s�uchaj. �yjemy d�u�ej ni� inne i wiemy troch� wi�cej. I wszystko pami�tamy.
Dzieci
rodzimy p�no.
- Jak tamta Sara z Biblii - powiedzia�am, oblizuj�c �y�eczk� z ��tym likierem.
By�
przepyszny.
- By� mo�e. Kto teraz mo�e wiedzie�, jak to by�o naprawd�. Ale przez to
pokolenia
wyd�u�aj� si�. Wiesz, Sylwio, czasem sama si� dziwi�, �e jestem taka stara.
Pierwszym moim wyra�nym wspomnieniem s� szczury w Petersburgu. Krystynka i ja
wraca�y�my z kinderbalu, wieziono nas powozem, by�y�my przebrane za myszy, ja i
Krystynka. To by�y pi�kne stroje z prawdziwego futerka, mia�y�my te� korony na
g�owach,
bo by�y�my kr�lowymi mysiego pa�stwa. Stangret zatrzyma� pow�z i wykrzykn��:
�Jezus,
Maria!�. Wszystkie powozy si� zatrzyma�y. Ulica by�a pusta, ale co� ni� p�yn�o;
wygl�da�o
jak rzeka, dziwnie rozchybotana i faluj�ca. Ale to nie by�a woda, to by�y
szczury. Tysi�ce
szczur�w sz�o szerok� ulic� w zwartym pochodzie. Rozp�aka�am si� i zacz�am
krzycze�, �e
nie chc�, �eby mnie zabra�y, nie chc� by� ich kr�low�.
- Przecie� by�a� kr�low� myszy, a to by�y szczury - powiedzia�am.
- No w�a�nie, to samo powiedzia�a wtedy Krystynka - za�mia�a si� ciotka.
Przysun�a
z powrotem do siebie swoje lody, by�o ich ju� niewiele, bo zjad�am prawie
wszystko. - Na
wakacje je�dzi�y�my do Odessy, do babci... Nie, nie wymieni� jej imienia,
przynosi mi to
nieszcz�cie. Ilekro� je wypowiem, gubi� pieni�dze albo bi�uteri�. By�a tam
olbrzymia
biblioteka, mn�stwo dzie� o czarnej magii i tajemnych naukach Wschodu.
Kiedy ju� by�y�my starsze, czyta�y�my dniami i nocami.
Ja przesta�am si� tym zajmowa�, kiedy nauczy�am si� widzie� aur� i zobaczy�am,
�e
kto� zaraz umrze. By�o to podczas kolacji, kamerdyner dosta� ataku serca i
umar�.
Czu�am si� tak, jakby to sta�o si� przeze mnie. Przesta�am chodzi� do
biblioteki. Ale
Krystynka nie przejmowa�a si�. Czyta�a jak maszyna i wszystko zapami�tywa�a, bo
pami��
te� mia�a jak maszyna. A� kt�rego� dnia powiedzia�a: �To ju� wszystko� - i
pojecha�y�my na
lody.
- Ja te� bym zjad�a jeszcze loda - powiedzia�am, bo opowie�� ciotki zapowiada�a
si�
na d�u�ej.
- Co za kraj - powiedzia�a moja ciotka, patrz�c na stolik pod oknem.
Kelnerki pali�y papierosy, s�o�ce prze�wietla�o k��by niebieskiego dymu,
wygl�da�o to
bardzo tajemniczo. Poprzedniego dnia widzieli�my w teatrze �Makbeta� i by�a tam
podobna
scena.
- Siedz� sobie ju� od p� godziny jak ksi�niczki i �adnej z nich nie wpadnie do
g�owy
podej�� i zapyta�, czy czego� nie potrzebujemy. Tutaj specjalne umiej�tno�ci s�
po prostu
niezb�dne.
Ciotka u�miechn�a si� z�o�liwie i swoimi niewidz�cymi oczami wpatrzy�a si� w
stolik kelnerek.
Dym zabarwi� si� pomara�czowo, rozdzieli� si� na trzy cz�ci i zawirowa� nad
g�ow�
ka�dej z nich jak b�k.
Kobiety zerwa�y si� jednocze�nie i podbieg�y do naszego stolika.
- Czy pani czego� nie potrzeba? - zapyta�y ch�rem.
Ciotka roze�mia�a si� g�o�no i serdecznie.
- Chyba przesadzi�am - powiedzia�a. - Prosz� przynie�� lody tej m�odej damie.
Ale
jedn� porcj�, nie trzy.
- Czy jeste� wied�m�, ciociu? - zapyta�am.
Ciotka znowu si� roze�mia�a. Mia�a wyj�tkowo dobry humor.
- To mo�e zbyt mocne stwierdzenie. Ka�da z nas przejawia pewne naturalne
zdolno�ci, kt�re rozwijane w�a�ciwymi �wiczeniami mog� przynie�� jakie�
niewielkie
rezultaty. Wydaje mi si�, �e ka�da dostatecznie stara kobieta, kt�ra nie zajmuje
si� tylko sob�
i swoimi chorobami, mo�e doj�� w tej dziedzinie do jakiej takiej bieg�o�ci.
Kiedy� wszyscy to
mieli�my, ale stracili�my, jak wiele innych rzeczy.
Kelnerka przynios�a mi lody i zaj�am si� nimi, ale wci�� s�ysza�am g�os ciotki.
Nag�y
wybuch wstrz�sn�� kawiarni�, kelnerki ods�oni�y okno i wygl�da�y na ulic�.
Te� mia�am ochot� zobaczy�, co si� sta�o. Smuga s�onecznego �wiat�a dosi�gn�a
oczu
ciotki, ale jej to zupe�nie nie przeszkadza�o. Jej oczy w s�o�cu by�y bardzo
zielone, nigdy nie
widzia�am oczu w takim kolorze.
Nie mog�am oderwa� od nich wzroku, wygl�da�y jak kamienie, kt�re ogl�da�y�my u
jubilera. Nie interesowa�o mnie to, co m�wi�a ciotka, ale zapami�ta�am ka�de
s�owo.
- Kiedy�, bardzo dawno, babka Zawiszyna przekl�a rosyjskiego genera�a. Nie
chcia�
uwolni� jej syna. Rzuci�a na niego straszne przekle�stwo - �eby go �ywcem zjad�y
robaki. I
sprawdzi�o si�. Otwiera�y mu si� rany i wychodzi�y z nich robaki. Jest to
choroba opisana
jeszcze w staro�ytno�ci. Wypowiedzia�a w�a�ciwe s�owa we w�a�ciwym momencie, tak
to
nazywam, bo nie mo�na powiedzie� nic wi�cej.
Po �mietankowych lodach polanych czerwonym syropem i ��t� konfitur� chodzi�a
mucha. Zrobi�o mi si� niedobrze i odsun�am je ze wstr�tem, ale ciotka nie
zwr�ci�a na to
specjalnej uwagi. Odczeka�a chwil�, a� przestan� si� wierci�, i znowu jej
malachitowe oczy
wch�on�y moje oczy.
- Krystynka by�a szczytowym osi�gni�ciem genetycznej pracy pokole� naszej linii.
Posiada�a naprawd� niezwyk�e zdolno�ci, a poza tym by�a sko�czenie pi�kna.
I pracowita. I wiedzia�a, czego chce. Ale co� si� w niej popsu�o. Jesieni� mia�a
wyjecha� do Pary�a i podj�� studia na Sorbonie. To by�o nies�ychane w tamtych
czasach,
kobieta na Sorbonie. W sierpniu przysz�a zaraza i jej rodzice umarli.
Wykonawcami
testamentu byli bracia jej ojca. Nie chcieli mie� k�opotu z ekscentryczn� pann�
i wydali j� za
Roberta. Pochodzi� z dobrej rodziny, ale by� stary, zepsuty i g�upi. Robi�
Krystynce dziecko
za dzieckiem, to byli ch�opcy, wszyscy umierali, a sam przegrywa� jej maj�tek.
Musieli
przeprowadzi� si� do Warszawy i �yli tu jak biedacy, czasem na rodowych srebrach
podawano u nich suchy chleb, a s�u�ba pracowa�a bez zap�aty. Raz Robert zbi�
Krystynk�
zbyt mocno, zdenerwowa� si�, bo �mia�a si�, czytaj�c �Alicj� w krainie czar�w�.
Nie m�g�
zrozumie�, biedaczek, jak mo�na �mia� si�, czytaj�c ksi��k�, sam ledwie umia�
si� podpisa�.
No i Krystynka sfiksowa�a, zg�upia�a ze szcz�tem. Dawniej cudownie t�umaczy�a
francuskie
wiersze, zreszt� Robert wszystko to spali�, napisa�a jak�� matematyczn�
rozprawk�, by�a
dowcipna do niemo�liwo�ci. Wszystko straci�a, zosta�o jej tylko czytanie, no i
twoja mama.
Urodzi�a j� ju� po �mierci Roberta, bo umar� na raka gard�a. I tak dzielna
dziewczyna z tej
Krystynki. To niezwyk�a osoba ta twoja babcia. Czyta mn�stwo, bez �adu i sk�adu,
i wszystko
zapami�tuje, jak to ona. Przeczyta�a ogromn� bibliotek� i to wszystko w niej
jest. Zapomina
ludzi, myl� jej si� zdarzenia, pami�ta jedynie to, co widzia�a wydrukowane,
listy pisane
r�cznie te� nie zatrzymuj� si� w jej pami�ci, taka ju� jest...
- Ciociu, czy ty j� lubisz? - zapyta�am.
- Lubi�? - zdziwi�a si� ciotka. - Co mam lubi�?
- Babci� Krystyn�.
- Lubi� ostrygi, nawet bardzo je lubi�, tak odpowiedzia�by ci m�j przyjaciel.
Stosunki
mi�dzy lud�mi s� nieco bardziej skomplikowane, Sylwio.
- Nigdy nie jad�am ostryg - powiedzia�am.
- Nic straconego, jeszcze zd��ysz ich popr�bowa�, naprawd� s� wy�mienite -
rzek�a
ciotka Agnes.
Strasznie d�ugo siedzia�y�my w tej kawiarni. Kiedy wreszcie wysz�y�my, Rynek by�
prawie pusty, ale okropnie za�miecony.
- My�la�am, �e pojedziemy doro�k�, ale konie chyba zmobilizowano - powiedzia�a
ciotka Agnes, a ja bardzo �a�owa�am, bo nigdy w �yciu nie jecha�am doro�k�.
Rozdzia� 3
Nie wiedzia�am nareszcie, do kogo mam si� zwr�ci�.
Nie by�o to jednak takie proste. W naszym domu istnia� obyczaj, �e to babcia
zadawa�a pytania, ja za� na nie odpowiada�am. Tak by�o i ju�. Kiedy� Magda z
�smego pi�tra,
gdy wbieg�y�my rozbawione do kuchni, gdzie babcia czyta�a ksi��k�, zawo�a�a
cieniutkim
g�osem, kt�ry r�wnie dobrze m�g� by� i moim: �Babciu, dziura w kapciu!�. Babcia
podnios�a
oczy znad ksi��ki i tylko na nas popatrzy�a, ale Magda ju� wi�cej nie przysz�a
do mojego
domu, od tamtego dnia bawi�y�my si� u niej.
Jednak w ko�cu j� zapyta�am, a ona wzruszy�a ramionami i powiedzia�a, �e nie
jest
wied�m� i nic jej nie wiadomo na temat czar�w.
- Ale przecie�... - moja odwaga by�a ju� brawurowa - przecie� wszystkie kobiety
z
naszej rodziny by�y wied�mami. I ciotka Agnes, i babka Zawiszyna, i twoja babcia
z
Odessy...
- Wi�c ty te� zosta� wied�m� - powiedzia�a babcia, wymierzy�a mi policzek i
wysz�a z
pokoju. Rozp�aka�am si�.
Zemszcz� si�, zemszcz�, pomy�la�am i postanowi�am naprawd� zosta� wied�m�.
- Kobiety z naszej rodziny - mawia�a babcia - nigdy nie czesa�y si� same. To po
prostu
by�o niemo�liwe. Mia�y w�osy tak d�ugie i grube, �e musia�a to robi� panna
s�u��ca.
Czasy si� zmieni�y, nie by�o ju� panien s�u��cych, a babcia wci�� mia�a tak
d�ugie i
g�ste w�osy, �e nie mog�a ich sama oporz�dzi�. Pomaga�a jej mama, czasami ja, a
babcia tego
nie zauwa�a�a, zachowywa�a si� tak, jakby czesa�a j� panna s�u��ca.
Rodzice pojechali do Wroc�awia, mieli tam co� za�atwi�. Nie posz�am do szko�y,
wym�wi�am si� migren�, kobiety z naszej rodziny cz�sto miewa�y migreny. Le�a�am
w
zaciemnionym pokoju i czeka�am, wiedzia�am, co si� zaraz stanie, z panienki
cierpi�cej na
migren� b�d� musia�a przeistoczy� si� w pann� s�u��c�, bo nadejdzie ta chwila,
kiedy babcia
zechce si� uczesa�. Zawo�a�a mnie. Siedzia�a przed lustrem w rze�bionej ramie, w
szklanej
tafli odbija�o si� b��kitne niebo, a jej w�osy jak przepyszny p�aszcz sp�ywa�y
przez oparcie
fotela prawie do pod�ogi. Widok ten nieodmiennie budzi� we mnie zachwyt i
wyrzuty
sumienia, �e nie jestem taka, jaka by� powinnam.
- Wiem, �e cierpisz, Sylwio, ale pom� mi, prosz�. Nie mog� chodzi� ca�y dzie�
rozczochrana. We� szczotk� - powiedzia�a moja babcia. Zacz�a s�odko, a
sko�czy�a twardo,
kr�tkim rozkazem.
Szczotkowa�am jej w�osy d�ugimi poci�gni�ciami, sto razy z lewej strony, sto
razy z
prawej i sto razy po�rodku. M�j prawy biceps powinien by� ju� dwa razy grubszy
ni� lewy,
pomy�la�am. Gdy upina�am jej kok, szarpn�am kosmyk w�os�w mocniej ni� zwykle.
Babcia
drgn�a, a ja nawin�am sobie popielate pasmo na r�k� i przechyli�am jej g�ow�
na oparcie
fotela. Babcia nie odezwa�a si�. Widzia�am w lustrze jej oczy, a ona widzia�a
moje.
- Babciu, musisz mi powiedzie�, co wiesz o smokach - powiedzia�am.
Naprawd� si� przestraszy�a, widzia�am wci�� jej oczy.
Co� mamrota�a, dopiero po chwili zacz�am rozr�nia� poszczeg�lne s�owa:
- ...smard, smatruz, sm�tek, Smierdiakow, smok, potw�r z chrze�cija�skiej
legendy
�redniowiecznej, wyobra�any zazwyczaj jako rodzaj gada z pazurami lwa, z paszczy
jego i
nozdrzy dobywa�y si� p�omienie, by� symbolem grzechu, a w szczeg�lno�ci...
- Babciu - przerwa�am, wci�� ci�gn�c j� za w�osy - nie recytuj s�ownika. Wiesz,
�e nie
o to mi chodzi. Je�dzi�a� z Agnieszk� na wakacje do Odessy, wasza babka mia�a
tam
bibliotek�, przeczyta�a� wszystko, pami�tasz?
- Nie je�dzi�am do Odessy - powiedzia�a. - Czyta�am o Odessie.
- Czyta�a� w Odessie! - krzykn�am. - Chyba do ko�ca nie sfiksowa�a�, jak
wysz�a� za
m��!
- Nie pami�tam - powiedzia�a moja babcia. By�a bardzo blada.
- A pami�tasz, jak mieszka�y�cie w Petersburgu? Petersburg, Piter, tylko nie m�w
mi,
�e czyta�a� Dostojewskiego!
Babcia milcza�a i oddycha�a ci�ko, a ja przestraszy�am si�, �e zaraz umrze.
- Tylko nie umieraj teraz. To ci si� n