6740
Szczegóły |
Tytuł |
6740 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6740 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6740 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6740 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROBERT JORDAN
CONAN NIEPOKONANY
CONAN THE UNCONQUERED
PRZEK�AD: CEZARY FR�C
PROLOG
Sztormowe wichry znad Morza Vilayet hula�y po siedzibie wyznawc�w Kultu Przeznaczenia. Kompleks, otoczony granitowym murem, przypomina� niewielkie miasto, chocia� o tej porze nie by�o ruchu na ulicach. Co� wi�cej ni� burza i noc trzyma�o w ��kach ludzi, modl�cych si� o sen, jednak nawet garstka tych, kt�rzy mogli domy�la� si� powod�w, wola�a si� nad tym nie zastanawia�. Bogowie wynosz�, bogowie niszcz�, ale nikt nigdy nie wierzy, �e palec boga mo�e spocz�� w�a�nie na nim.
Cz�owiek, zwany obecnie Jhandarem, nie wiedzia�, czy bogowie ingeruj� w sprawy �miertelnik�w ani czy w og�le istniej�. Jednego by� pewien: istnienia wielu Mocy. Nauczy� si� wykorzystywa� jedn� z nich, a nawet zyska� nad ni� pewn� w�adz�. Bog�w pozostawia� tym, kt�rzy spali w �wi�tynnym miasteczku i nazywali go swoim Najwy�szym Panem.
Odziany w szaty o barwie szafranu, siedzia� ze skrzy�owanymi nogami w komnacie o g�adkich �cianach z per�owego marmuru. Nie by�o tutaj okien, tylko dwa �ukowate, niczym nie zdobione wej�cia. Na �rodku po�yskiwa�a p�ytka sadzawka o �rednicy oko�o dziesi�ciu krok�w, otoczona okr�g�ymi kolumnami, kt�re podtrzymywa�y sklepienie. Komnaty nie zdobi�y �adne ornamenty czy rze�by, bowiem nawet najbardziej wymy�lne dzie�a sztuki nie mog�y konkurowa� z sadzawk� i zawart� w niej Moc�.
Na pierwszy rzut oka wydawa�o si�, �e sadzawk� wype�nia woda. Pozory jednak myli�y. W kolistym zag��bieniu zalega�a substancja w kolorze jaskrawego b��kitu nakrapianego po�yskliwymi drobinami srebra. Jhandar medytowa�, p�awi�c si� w promieniowaniu Mocy, a sadzawka roz�wietla�a si� coraz bardziej. Kiedy srebrzystoniebieska po�wiata zaja�nia�a z si�� tysi�ca lamp, powierzchnia wzburzy�a si� i zagotowa�a, a ponad ni� pojawi�a si� mg�a. G�stniej�ce opary przybra�y kszta�t kopu�y. Tworzy�y one jak gdyby lustrzane odbicie sadzawki i wyznacza�y granice Mocy. W ich obr�bie zamkni�to nie�ad, tutaj uwi�ziony by� sam Chaos. Jhandar widzia� pewnego razu skutki oswobodzenia Chaosu; nie chcia�by ujrze� tego po raz wt�ry. Ale co� takiego ju� si� nie powt�rzy. Ani teraz, ani nigdy.
Czu�, jak Moc przenika jego cia�o, ws�cza si� w ko�ci a� do szpiku. Nadszed� czas. Podni�s� si� zwinnie i wkroczy� do w�skiego korytarza o�wietlonego lampami z br�zu. Jego bose stopy plaska�y o zimny marmur. Ch�tnie manifestowa� swoj� prostot�, nawet w takich drobiazgach jak to, �e nie nosi� sanda��w. On, podobnie jak sadzawka, nie potrzebowa� �adnych upi�ksze�.
Korytarz prowadzi� do okr�g�ego sanktuarium. Tutaj bia�e �ciany pokryte by�y misternymi arabeskami, a sklepienie wspiera�o si� na wysokich, ��obkowanych kolumnach z alabastru. Blask sp�ywa� ze z�otych kagank�w zawieszonych na srebrnych �a�cuchach. G��wne wej�cie zamyka�y masywne, kute w br�zie odrzwia, zdobione od �rodka i na zewn�trz wizjami Chaosu. Stworzy� je pewien artysta pod wp�ywem Mocy, zanim oszala� i przedwcze�nie zabra�a go �mier�. Moc nie by�a dla wszystkich.
Czterdziestu zgromadzonych tu ludzi � jedna pi�ta jego Wybranych � potrzebowa�o tego pokazu �wietno�ci, kt�ry podkre�la� donios�o�� ich sprawy. Jednak�e najwa�niejszy element komnaty, o�tarz umieszczony dok�adnie po�rodku kr�gu tworzonego przez �ciany, by� prost� bry�� czarnego marmuru.
Czterdziestu m�czyzn odwr�ci�o si� w milczeniu, gdy Jhandar wszed� do komnaty. Wszyscy nosili szafranowe szaty i mieli ogolone g�owy, zgodnie z wymogami kultu � to samo prawo zabrania�o kobietom �cina� w�osy. Oczy wpi�y si� chciwie w przyby�ego; uszy nat�y�y si�, by us�ysze� jego s�owa.
� Przychodz� znad Sadzawki Kresu � zaintonowa� Jhandar.
W komnacie naros�o westchnienie, jak gdyby przyby� bezpo�rednio od samego boga. Przypuszcza�, �e tak w�a�nie my�leli. W swojej naiwno�ci byli przekonani, �e znaj� cele i znaczenie Kultu, lecz w rzeczywisto�ci nie mieli o niczym poj�cia.
Jhandar powoli podszed� do czarnego o�tarza, a zebrani �ledzili jego ruchy. W ich oczach b�yszcza�a duma, �e mog� towarzyszy� temu, kt�ry stoi tylko odrobin� ni�ej od najwy�szego boga. On sam nigdy tak o sobie my�la�, mimo wszystkich swoich ambicji.
Jhandar by� wysokim m�czyzn�, dobrze zbudowanym, cho� wysmuk�ym. Twarz mia� g�adk�, o dobrotliwym wyrazie, a czaszk� dok�adnie wygolon�. Jego uszy sprawia�y wra�enie lekko spiczastych, co nadawa�o mu wygl�d przybysza z innego �wiata. Trudno by�o odgadn�� jego wiek, cho� g��bia w ciemnych oczach sugerowa�a, �e jest starszy nad wszelkie wyobra�enia. W�a�nie te oczy cz�sto przekonywa�y innych o jego wielkiej m�dro�ci, jeszcze zanim otworzy� usta. W rzeczywisto�ci nie mia� nawet trzydziestu lat.
Jhandar wzni�s� r�ce nad g�ow�, odrzucaj�c po�y szaty.
� S�uchajcie!
� S�uchamy ci�, Najwy�szy Panie! � zawo�a�o jak jeden m�� czterdziestu zgromadzonych.
� Na pocz�tku by�a nico��. Wszystko powsta�o z nico�ci.
� I w nico�� wszystko musi si� obr�ci�.
Jhandar pozwoli� sobie na lekki u�miech. Zawsze bawi�o go to zdanie, slogan wymy�lony na potrzeby wyznawc�w. Faktycznie wszystko musi obr�ci� siew nico��. Kiedy�, ale na pewno nie w najbli�szym czasie. I ta prawda bynajmniej nie odnosi�a si� do niego.
Kiedy by� jeszcze ch�opcem, znanym pod pierwszym z wielu imion, kt�re p�niej przybiera�, przeznaczenie powiod�o go za Morze Vilayet, za dalek� Vendhy�, do legendarnego Khitai. Tam, u st�p uczonego maga, starego cz�owieka z d�ugimi w�sami i o sk�rze barwy pociemnia�ej ko�ci s�oniowej, wiele si� nauczy�. Jednak sp�dzanie ca�ego �ycia na poszukiwaniu wiedzy nie poci�ga�o go. W ko�cu by� zmuszony zabi� starca, �eby zdoby� to, czego pragn��: ksi�g� zakl�� i czar�w. Nim zdo�a� opanowa� magiczne arkana, morderstwo wysz�o na jaw i zosta� aresztowany: Na szcz�cie wiedzia� ju� wystarczaj�co du�o, �eby uwolni� si� z kamiennej celi i uciec z Khitai. Nie raz jeszcze musia� ucieka�, ale te czasy min�y bezpowrotnie. Nauczy� si� na w�asnych b��dach. Teraz pi�� si� w g�r�, na niebosi�ne wy�yny.
� Na pocz�tku nic nie mia�o w�a�ciwych kszta�t�w. W�ada� Chaos.
� B�ogos�awiony niech b�dzie �wi�ty Chaos � pad�o w odpowiedzi.
� Chaos by� i jest naturalnym stanem wszech�wiata. Jednak�e pojawili si� bogowie, tak�e zrodzeni z Chaosu, i na Chaosie, z kt�rego sami si� wy�onili, wymusili porz�dek � nienaturalny, �wi�tokradczy �ad. � Jego g�os pie�ci� ich, budzi� w nich l�k, a potem go ucisza�, roznieca� w nich nadziej� i rozpala� emocje. � I w tym akcie wymuszenia dali cz�owiekowi ohydny dar, nieczysto��, kt�ra na zawsze uniemo�liwi�a zdecydowanej wi�kszo�ci rodzaju ludzkiego osi�gni�cie wy�szego stanu �wiadomo�ci, aby stali si� r�wnymi bogom. Bogowie bowiem wywodz� si� z Chaosu, ze sko�czonego nie�adu, a cz�owiek ma w sobie skaz� wymuszonego porz�dku.
Zamilk� i roz�o�y� ramiona, jakby chcia� przygarn�� wszystkich Wybranych do piersi. Ekstatyczne uniesienie zap�on�o w ich oczach, gdy czekali na spodziewane i potrzebne im b�ogos�awie�stwo.
� Pracowali�cie przyk�adnie � zacz�� � �eby pozby� si� nieczysto�ci tego �wiata. Odrzucili�cie swoje doczesne dobra. Wyparli�cie si� uciech cielesnych. Teraz � jego g�os ur�s� do grzmotu � teraz jeste�cie Wybranymi!
� B�ogos�awiony �wi�ty Chaos! Jeste�my Wybranymi �wi�tego Chaosu!
� Niechaj przywiod� tutaj kobiet� Natryn � rozkaza� Jhandar.
Wielmo�na Natryn, �ona wielmo�nego Tarimana, czeka�a zamkni�ta w niewielkiej komorze. Gdy przyprowadzono j� do komnaty z kolumnami, wcale nie wygl�da�a na ma��onk� jednego z Siedemnastu Doradc�w tura�skiego kr�la Yildiza. Naga, z r�kami zwi�zanymi na plecach, ze sk�rzanym kneblem w ustach, potyka�a si� w okowach, kt�re skuwa�y jej stopy. Przewr�ci�aby si� na marmurow� posadzk�, gdyby nie podtrzymali jej dwaj Wybrani. Du�e br�zowe oczy kobiety sta�y si� jeszcze wi�ksze z przera�enia, a sk�ra zal�ni�a od potu. By�a szczup�a, lecz mia�a pe�ne piersi i zaokr�glone biodra. Tylko Jhandar dostrzega� w niej kobiet�, dla Wybranych bowiem stanowi�a owoc zakazany.
� Pr�bowa�a� mnie zdradzi�, Natryn.
Naga kobieta wstrz�sn�a si� na te s�owa niczym uk�uta ig�ami. Zainteresowa�a si� naukami kultu jak wiele innych znudzonych kobiet wysokiego rodu, ale wyr�nia�a si� dzi�ki m�owi i jako �ona Doradcy by�a niezb�dna dla spe�nienia wielkiego planu Jhandara. Za spraw� czar�w zg��bi� on wszystkie mroczne i wstydliwe strony jej �ycia. Wi�kszo�� szlachetnie urodzonych kobiet Turanu mia�a na sumieniu liczne grzeszki i gotowa by�aby zabi�, byle ich sekrety nie wysz�y na �wiat�o dzienne. Natryn, maj�ca niezliczonych kochank�w i nurzaj�ca si� w rozpu�cie, nie r�ni�a si� od nich. Wybuchn�a p�aczem, gdy czarnoksi�nik o�wiadczy�, �e zna jej przewiny, i buntowa�a si� przeciwko jego rozkazom, ale wreszcie zgodzi�a si� wywrze� nacisk na m�a. Jhandar przyda� jej magicznego obserwatora, kt�ry wyjawi�, �e w rzeczywisto�ci Natryn zamierza p�j�� do m�a, wyzna� mu wszystko i zda� si� na jego �ask�. Jhandar nie zabi� Natryn w pozornie bezpiecznych komnatach m�owskiego pa�acu, lecz kaza� przyprowadzi� j� do siebie, �eby mimo wszystko odegra�a swoj� rol� w jego wielkim projekcie. Kobieta obawia�a si� �mierci, ale on obmy�li� dla niej co� znacznie gorszego.
� Przygotujcie t� kobiet� � poleci�.
Natryn na pr�no szamota�a si� w ramionach m�czyzn, kt�rzy podnie�li j� i u�o�yli na czarnym o�tarzu. Gdy przymocowali jej r�ce i nogi do kamienia, wyj�li knebel. Obliza�a spieczone ze strachu usta i zacz�a b�aga�.
� �aski, Najwy�szy Panie! Pozw�l, b�d� ci s�u�y�!
� Ju� mi s�u�ysz � odpar� Jhandar.
Z tacy z kutego z�ota, podsuni�tej przez jednego z Wybranych, mag wzi�� n� o srebrnym ostrzu i wzni�s� go wysoko nad cia�em kobiety. Wybrany spiesznie odstawi� tac� na pod�og� przy o�tarzu i cofn�� si�. Wrzaski Natryn stopi�y si� ze �piewem Jhandara, kt�ry zwraca� si� do Mocy Chaosu. S�owa odbija�y si� od �cian, cho� wcale nie podnosi� g�osu; nie pragn�� zag�uszy� zawodzenia ofiary. Wyczuwa� przepe�niaj�c� go Moc. Srebrzystolazurowa kopu�a przys�oni�a o�tarz, ofiar� i czarownika. Wybrani padli na kolana i zdj�ci groz� przycisn�li twarze do marmurowej posadzki. N� Jhandara opad�. Natryn targn�a si� konwulsyjnie i wrzasn�a po raz ostatni, gdy sztylet po sam� r�koje�� ugrz�z� pod jej lew� piersi�.
Jhandar szybko podni�s� z tacy du�� z�ot� mis�. G�ownia i kr�tki jelec sztyletu by�y wydr��one, do misy pop�yn�� wi�c strumie� krwi prosto z serca. Z pocz�tku krew p�yn�a szybko, a potem tylko par� kropel skapn�o do misy, tworz�c na powierzchni karminowe kr�gi.
Jhandar wyci�gn�� sztylet z cia�a i wzni�s� go razem z mis�, wzywaj�c Moc s�owami, kt�re brzmia�y jak wykute z lodu. Przywo�ywa� �ycie, nie b�d�ce ju� �yciem i �mier�, kt�ra nie by�a �mierci�. Przechyli� mis�, �eby wyla� krew z serca Natryn. Szkar�atna kaskada przela�a si� nad kraw�dzi� naczynia i rozpu�ci�a si� w nico��, a w�wczas rozjarzona kopu�a sp�owia�a i znikn�a.
Z u�miechem satysfakcji Jhandar wypu�ci� z r�k instrumenty swoich czar�w. Popatrzy� na Natryn. Rana ju� nie szpeci�a jej g�adkiej sk�ry.
� Przebud� si�, Natryn � rozkaza�, rozwi�zuj�c jej wi�zy.
Oczy zasztyletowanej przed chwil� kobiety otworzy�y si�. Popatrzy�a na Jhandara, a jej spojrzenie wyra�a�o ob��dny strach i pustk�.
� By�am� by�am martwa � wyszepta�a. � Sta�am przed Tronem Erlika. � Dr��c, skuli�a si� na o�tarzu. � Zimno mi.
� I nic dziwnego � rzek� Jhandar bez cienia lito�ci. � Krew ju� nie kr��y w twoich �y�ach, bowiem nie �yjesz. Nie jeste� te� martwa. Stoisz mi�dzy �yciem a �mierci�, i jeste� zobowi�zana do bezwzgl�dnego pos�usze�stwa, dop�ki nie spotka ci� prawdziwa �mier�.
� Nie � za�ka�a � nie b�d�
� Milcz � przykaza� ostro.
Protesty ucich�y w jednej chwili.
Jhandar odwr�ci� si� do swoich wyznawc�w. Wybrani, kt�rzy wreszcie o�mielili si� oderwa� twarze od pod�ogi, wpatrywali si� w niego wyczekuj�co.
� W imi� czego uderzycie? � zapyta�.
Wybrani wyj�li z fa�d szat ostre jak ig�y sztylety i d�gn�li nimi powietrze.
� W imi� nie�adu, zam�tu i anarchii! � rykn�li. � W imi� �wi�tego Chaosu! W imi� �mierci!
� Zatem uderzcie!
Sztylety znikn�y, a Wybrani jeden po drugim wysun�li si� z komnaty, �eby wyszuka� tych, kt�rych imiona Jhandar poda� im wcze�niej.
Jaka szkoda, pomy�la� czarownik, �e stary mag ju� nie �yje i nie mo�e zobaczy� mojej chwa�y. O ile� ucze� przewy�szy� mistrza i jak wspania�e czeka�o go przeznaczenie!
Pstrykn�� palcami i ta, kt�ra teraz tylko po cz�ci by�a wielmo�n� Natryn z Turanu, potulnie wysz�a za nim z ofiarnej komnaty.
I
Wiele miast nosi�o miana �Pot�ne� czy �Niegodziwe�, ale Aghrapur, rozleg�e skupisko wie� z ko�ci s�oniowej i z�otych kopu�, stolica Turanu, a dla jego mieszka�c�w � centrum �wiata, nie potrzebowa�o takich okre�le�. Niegodziwo�� tego miasta i jego pot�ga by�y tak dobrze znane, �e nadawanie mu jakichkolwiek przydomk�w przypomina�oby poz�acanie z�ota.
Tysi�c i trzech z�otnik�w figurowa�o w ksi�gach miejskiej gildii, dwakro� tylu rzemie�lnik�w para�o si� obr�bk� srebra, a o po�ow� wi�cej zajmowa�o si� handlem klejnotami i drogocennymi kamieniami. Wraz z niezliczonymi kupcami jedwabiu i pachnide� zaspokajali potrzeby gor�cokrwistych, ciemnookich kobiet wysokiego rodu i smuk�ych, zmys�owych kurtyzan, kt�re cz�sto zdawa�y si� bardziej szlachetne ni� ich siostry b��kitnej krwi. W obr�bie wynios�ych, alabastrowych mur�w Aghrapuru mo�na by�o zaspokoi� wszelkie zachcianki: �niadolicy przybysze z Iranistanu rozprowadzali proszek marze� sennych i mg�� nami�tno�ci, a pensjonariuszki wyspecjalizowanych dom�w rozpusty przy Ulicy Go��bic potrafi�y zadowoli� najbardziej wybrednego klienta.
Tura�skie triremy rz�dzi�y niepodzielnie b��kitnymi przestrzeniami Morza Vilayet, a ci�kie dromondy zwozi�y do wielkiego portu Aghrapuru towary z tuzina zamorskich pa�stw. Karawany dostarcza�y na targowiska bogactwa z innych, niedost�pnych drog� morsk� kraj�w. Szmaragdy i ma�py, ko�� s�oniowa i pawie � mo�na tu by�o znale�� wszystko, czego mogli chcie� ludzie, sk�dkolwiek by to pochodzi�o. Smr�d bij�cy od niewolnik�w z Khawarismu gin�� w zapachu pomara�czy z Ophiru, mirry i go�dzik�w z Vendhii, olejk�w r�anych z Khauranu i subtelnych pachnide� z Zingary. Po szerokich, wyk�adanych kamiennymi p�ytami ulicach stolicy przechadzali si� wysocy kupcy z Argos i ciemnosk�rzy przybysze z Shem. P�dzicy, skorzy do bitki Ilbarowie z g�r mijali si� z korynckimi uczonymi, a kothyjscy najemnicy z kupcami z Keshanu. Mawiano, �e w Aghrapurze nie ma dnia, �eby nie spotka�y si� dwie osoby, z kt�rych jedna �wi�cie wierzy�a, i� ojczyzna drugiej jest czystym wymys�em.
Wysoki m�odzieniec, krocz�cy rojnymi ulicami z gracj� poluj�cego kota, nie przejmowa� si� cudami miasta. Z d�oni� lekko zaci�ni�t� na podniszczonej sk�rzanej r�koje�ci miecza mija� marmurowe pa�ace oraz w�zki handlarzy owocami z oboj�tno�ci� r�wn� tej, z jak� czarnogrzywy lew mija�by stosy kamieni. Jego b��kitne jak agaty oczy by�y czujne, jednak na spalonej s�o�cem twarzy odbija�o si� zm�czenie podr�, a lamowany szkar�atem p�aszcz pokrywa� kurz. Mia� za sob� d�ug� i ci�k� drog� z Sultanapuru, kt�ry musia� opu�ci� bez po�egnania z przyjaci�mi. Nie m�g� zabra� swojego dobytku. Ratowa� g�ow� przed katowskim toporem � drobny przemyt i par� innych wykrocze� doprowadzi�y do konfliktu z kr�lewskim prawem.
Przeby� dalek� drog� od czasu, gdy opu�ci� strzeliste turnie rodzimej Cymmerii, i to nie tylko dos�ownie. Przez par� lat para� si� z�odziejskim rzemios�em w Nemedii, Zamorze i miastach�pa�stwach Koryntii. Chocia� nie mia� jeszcze dwudziestu lat, postanowi� zadba� o swoj� przysz�o��. Widzia� wielu �ebrak�w, kt�rzy w m�odo�ci byli z�odziejami, ale nigdy nie spotka� bogatego z�odzieja. Z�oto pochodz�ce z kradzie�y zdawa�o si� przecieka� mi�dzy palcami niczym woda przez sito. Pragn�� dla siebie czego� lepszego. Dlatego zaj�� si� przemytem i cho� jego wysi�ki spe�z�y na niczym, nie da� si� zniech�ci�. W Aghrapurze, jak m�wiono, mo�na by�o znale�� wszystko. Gdy pospiesznie opuszcza� Sultanapur, �yczliwi udzielili mu wskaz�wek co do miejsca, w kt�rym mo�na otrzyma� informacje. Szuka� w�a�nie tawerny Pod B��kitnym Bykiem. Dobre informacje zawsze stanowi� klucz do sukcesu.
Jego zadum� przerwa�a kakofonia niezgranych d�wi�k�w. Niebieskooki w�drowiec zobaczy�, �e zat�oczon� ulic� ci�gnie dziwaczna procesja. Na czele paradowa� �ylasty, ciemnosk�ry sier�ant tura�skiej armii, ubrany w szerokie szarawary, w spiralnym hennie z zawojem i z szabl� u biodra. Za nim pod��a� �o�nierz energicznie bij�cy w b�ben, a dalej dw�ch innych, z r�wnym zapa�em dmuchaj�cych w piszcza�ki. Dalszych dziesi�ciu z halabardami, eskortowa�o czy te� pilnowa�o tuzina m�odych ludzi w pstrokatych strojach; najwyra�niej pr�bowali maszerowa� w rytm b�bna. Sier�ant uchwyci� spojrzenie m�odzie�ca i szybko podszed� do niego.
� Niechaj bogowie b�d� z tob�. Widz�, �e jeste� cz�owiekiem, kt�ry szuka� � sier�ant urwa� i a� sapn�� ze zdziwienia. � Na Mitr�! Twoje oczy!
� Co� z nimi nie w porz�dku? � warkn�� muskularny m�odzieniec.
� Nie, nic, przyjacielu � odpowiedzia� sier�ant, wznosz�c r�k� w przepraszaj�cym ge�cie. � Po prostu nigdy wcze�niej nie wiedzia�em oczu koloru morza.
� Tam, sk�d pochodz�, niewielu ludzi ma ciemne oczy.
� Aha. Przybywasz wi�c z daleka w poszukiwaniu przyg�d. Gdzie mia�by� je znale��, jak nie w armii kr�la Turanu, Yildiza? Ja jestem Alshaam. Jak ty si� zowiesz?
� Conan � odpar� muskularny m�odzieniec. � Nie interesuje mnie s�u�ba w waszej armii.
� Pomy�l tylko, Conanie � kontynuowa� niezra�ony sier�ant, g�osem ociekaj�cym s�odycz� jak to b�dzie po zako�czeniu kampanii. Gdy wr�cisz ob�adowany �upami, w oczach kobiet staniesz si� bohaterem i zdobywc�. S�uchaj, cz�owieku, zaczn� za tob� szale�. S�dz�c z wygl�du, jeste� do tego stworzony.
� Czemu nie pr�bujesz namawia� tamtych? � zapyta� Conan, wskazuj�c g�ow� grupk� hyrka�skich nomad�w w p�aszczach z owczej sk�ry i workowatych spodniach z szorstkiej we�ny. Wszyscy nosili futrzane czapy g��boko naci�gni�te na nasmarowane t�uszczem w�osy i podejrzliwie rozgl�dali si� doko�a. � Z pewno�ci� marz� o zostaniu bohaterami � doda� ze �miechem.
Sier�ant parskn�� pogardliwie.
� Nie da si� im wpoi� dyscypliny. To dziwne, �e widzimy ich tutaj. W zasadzie nie lubi� tej strony Morza Vilayet. Ale wr��my do ciebie. Pomy�l nad tym. Przygoda, chwa�a, �upy, kobiety. Dlaczego�
Conan potrz�sn�� g�ow�.
� Nie mam zamiaru zosta� �o�nierzem.
� Mo�e zmienisz zdanie, gdy si� napijemy? Nie? � Sier�ant westchn�� ci�ko. � Szkoda. Musz� zwerbowa� okre�lon� liczb� ludzi. Kr�l Yildiz powi�ksza armi�, a kiedy armia b�dzie odpowiednio du�a, ruszy w pole. Zapami�taj moje s�owa, trafi si� wiele okazji do zdobycia �up�w. � Skin�� na swoich �o�nierzy. � Ruszamy!
� Chwileczk� � zatrzyma� go Conan. � Mo�esz mi powiedzie�, gdzie znale�� tawern� Pod B��kitnym Bykiem?
Sier�ant skrzywi� si�.
� To spelunka na Ulicy Lotosowych Marzycieli, blisko portu. Jak nic, poder�n� ci tam gard�o za par� but�w. Zajrzyj lepiej do szynku Pod Zniecierpliwion� Dziewic� na Ulicy Monet. Wino jest tanie, a dziewczyny czyste. I gdyby� zmieni� zdanie, poszukaj mnie. Pami�taj, Alshaam, sier�ant w regimencie genera�a Mundary Khana.
Conan odst�pi� na bok, �eby przepu�ci� kolumn�, i rekruci poci�gn�li dalej, ambitnie pr�buj�c zr�wna� krok. Gdy Conan odwr�ci� si� od maszeruj�cych �o�nierzy, omal nie zosta� stratowany przez kolejn� procesj� z�o�on� z oko�o dwudziestu os�b odzianych w szafranowe szaty. M�czy�ni mieli ogolone g�owy, a kobiety nosi�y warkocze si�gaj�ce poni�ej po�ladk�w. Ich przyw�dca uderza� w tamburyn, kt�rego d�wi�k stanowi� t�o dla cichej recytacji. Uczestnicy procesji kroczyli tak, jakby nie widzieli ani Conana, ani nikogo innego. Cymmerianin uskoczy� im z drogi i wpad� prosto w gromad� hyrka�skich koczownik�w.
St�umione przekle�stwa zawis�y w powietrzu wraz z woni� natartych zje�cza�ym �ojem w�os�w. Czarne oczy spojrza�y na� z nienawi�ci�, a ciemne, stwardnia�e d�onie zacisn�y si� na r�koje�ciach d�ugich, zakrzywionych no�y. Conan chwyci� miecz, pewien, �e lada chwila rozgorzeje walka. Nagle, o dziwo, oczy Hyrka�czyk�w oderwa�y si� od niego i j�y �ledzi� procesj�, kt�ra niestrudzenie par�a t�oczn� ulic�. Nomadowie pospieszyli za odzianymi w szafranowe szaty uczestnikami procesji.
Zdumiony tym jawnym brakiem zainteresowania, Conan ruszy� w swoj� stron�. Nikt nigdy by nie powiedzia�, �e Aghrapur nie jest miastem osobliwo�ci, pomy�la�.
Gdy zbli�y� si� do portu przysz�o mu do g�owy, �e ze wszystkimi swoimi osobliwo�ciami miasto wcale nie r�ni si� od innych, jakie zna�. Zostawi� za sob� pa�ace wielmo��w, sklepy kupc�w i krz�tanin� zamo�nych mieszczan. Tutaj tynk z wyschni�tego b�ota odpada� od ceglanych �cian podupadaj�cych dom�w, zamieszkanych mimo swojej ruiny. Przekupnie zachwalali owoce zbyt obite i robaczywe, by uda�o si� sprzeda� je gdzie indziej, a straganiarze oferowali b�yskotki z poz�acanego mosi�dzu � o ile faktycznie by�o na nim jakie� z�ocenie. Wsz�dobylscy �ebracy w �achmanach zawodzili na ca�y g�os, pr�buj�c zwr�ci� uwag� przechadzaj�cych si� �eglarzy. Ladacznic spotyka�o si� niemal tyle, co �ebrak�w � obwieszone oliwinami i granatami, kt�re mia�y uchodzi� za szmaragdy i rubiny, paradowa�y w przejrzystych jedwabiach nie tyle skrywaj�cych, ile uwydatniaj�cych pe�ne piersi i kr�g�e po�ladki. Powietrze, g�ste od woni soli, smo�y, korzeni i gnij�cych odpadk�w, przepe�nia� bezustanny gwar, w jaki zlewa�y si� b�agania �ebrak�w, zaczepki prostytutek i okrzyki przekupni�w.
Ponad ten harmider wybi� si� dziewcz�cy g�os:
� Je�li zachowacie troch� cierpliwo�ci, starczy dla wszystkich.
Zaciekawiony Conan spojrza� w stron�, z kt�rej dobiega� g�os, ale zobaczy� tylko t�um �ebrak�w k��bi�cy si� przed zrujnowanym budynkiem. Zdawa�o si�, �e wszyscy d��� do jednego celu, do kogo� lub czego� znajduj�cego si� pod samym murem. �ebracy zbiegali si� ze wszystkich stron, aby do��czy� do wrz�cej gawiedzi, a par� ladacznic pracowicie torowa�o sobie drog� �okciami. Nag�e ponad t�umem ukaza�a si� dziewczyna, jakby wst�pi�a na �aw�.
� Cierpliwo�ci! � zawo�a�a. � Dam wam wszystko, co mam!
Z pewnym trudem trzyma�a wielk� i najwyra�niej ci�k� rze�bion� szkatu�k�. Podniesione wieczko pozwala�o dojrze� pl�tanin� klejnot�w. Jeden po drugim wyjmowa�a je i rzuca�a w chciwie wyci�gni�te r�ce. Zach�anne g�osy wo�a�y o wi�cej.
Conan potrz�sn�� g�ow�. Ta dziewczyna nie mog�a pochodzi� st�d. Jej szat� z kremowego jedwabiu zdobi� kosztowny haft ze z�otog�owiu. Str�j ani nie ods�ania�, ani nie podkre�la� jej zmys�owej figury, cho� powabne kszta�ty nie mog�y skry� si� przed do�wiadczonym wzrokiem Cymmerianina. Dziewczyna nie mia�a uciemnionych powiek i ur�owanych policzk�w jak ladacznice, a jednak by�a �liczna. Jej owaln� twarz okala�y d�ugie kruczoczarne w�osy, sk�r� mia�a barwy ciemnej ko�ci s�oniowej, a oczy du�e i wzruszaj�co br�zowe. Conan zastanawia� si�, co za szale�stwo przywiod�o j� do portowej dzielnicy.
Zgromadzeni zacz�li krzycze� jeden przez drugiego.
� Daj mi!
� Ja te� chc�!
Na twarzy dziewczyny odmalowa�a si� konsternacja.
� Cierpliwo�ci. Prosz�.
� Wi�cej!
� I to ju�!
Trzej m�czy�ni z �eglarskimi warkoczykami, zwabieni krzykiem, zacz�li przedziera� si� przez rosn�cy t�um w stron� dziewczyny. �ebracy, zwykle �asz�cy si� do ka�dego, teraz stali si� nieust�pliwi. Gdy mimo wszystko zostali zepchni�ci do ty�u, w stron� �eglarzy posypa�y si� burkliwe przekle�stwa, potem g�o�ne pogr�ki. Nastr�j gawiedzi uleg� znacz�cej zmianie, w powietrzu zawis�a gro�ba bijatyki. Naraz szczerbaty obdartus potoczy� si� po bruku, powalony tward� pi�ci� �eglarza. Ladacznice pisn�y z przestrachu, a �ebracy krzykn�li gniewnie.
Conan wiedzia�, �e powinien p�j�� dalej. To nie by� jego problem, on musia� znale�� karczm� Pod Niebieskim Bykiem. Ta sprawa powinna rozwi�za� si� sama, bez jego udzia�u. W takim razie dlaczego nie odchodzi�?
W tej chwili ko�ciste, pokryte wrzodami r�ce wyszarpn�y szkatu�k� z ramion dziewczyny. Sta�a bezradnie, gdy wok� rozp�ta�a si� bijatyka. Szkatu�ka przechodzi�a z r�k do r�k, klejnoty sypa�y si� na bruk, sk�d skrz�tnie zgarnia�y je zach�anne palce m�czyzn i kobiet. Oblepieni brudem �ebracy powariowali z w�ciek�o�ci�. Odziane w jedwab ladacznice, krzywi�c wypacykowane twarze, drapa�y si� d�ugimi, malowanymi paznokciami i tarza�y po bruku, wierzgaj�c go�ymi nogami.
Nagle jeden z �eglarzy, m�czyzna z przepask� na prawym oku i z blizn� na szerokim nosie, wskoczy� na �aw� obok dziewczyny.
� Oto czego ja chc�! � rykn��. Z�apa� dziewczyn� na r�ce i rzuci� j� czekaj�cym kamratom.
� Niech Erlik porwie wszystkie g�upie baby � mrukn�� Conan.
�ebracy i ladacznice, og�upiali z chciwo�ci, zatraceni w pogoni za z�otem, nie zwracali uwagi na pot�nie zbudowanego m�odego Cymmerianina, kt�ry przemyka� w�r�d nich niczym drapie�ne zwierz�. Cz�owiek z blizn� i jego kompani, chudy Kothyjczyk o �widruj�cych oczkach i s�ponosy Iranista�czyk w brudnym, pasiastym zawoju, byli zbyt zaj�ci dziewczyn�, aby zauwa�y� jego nadej�cie. Pasiaste kaftany �eglarzy lepi�y si� od rybiego oleju i smo�y. Spowija� ich kwa�ny od�r korzennej kuchni okr�towej.
Dziewczyna krzycza�a i szamota�a si�, bezskutecznie t�uk�c drobnymi pi�stkami po ich ramionach i piersiach zahartowanych przez trudy �ycia na kapry�nym, sztormowym Morzu Vilayet.
Wielka r�ka Conana zacisn�a si� na karku Kothyjczyka i pchn�a go w t�um kot�uj�cy si� wok� kasetki. Z rozkwaszonego nosa Iranista�czyka trysn�a krew, a drugi zamaszysty cios pi�ci� sprawi�, �e cz�owiek z blizn� leg� obok swoich kamrat�w na za�mieconej ulicy.
� Znajd�cie sobie inn� kobiet� � warkn�� Cymmerianin. � Wok� jest pe�no ladacznic.
Dziewczyna patrzy�a na niego szeroko rozwartymi oczami, jakby by�a niepewna, czy jest wybawicielem, czy te� kolejnym prze�ladowc�.
� Wyrw� ci w�trob� i wyd�ubi� �lepia � sykn�� ten ze szram� � a reszt� rzuc� rybom na po�arcie. � Podni�s� si� z braku, z zakrzywionym khawarismijskim sztyletem w d�oni.
Pozostali dwaj stan�li za nim, potrz�saj�c krzywymi no�ami. M�czyzna w turbanie chcia� rzuci� Conanowi gro�ne spojrzenie, lecz popsu� efekt, wycieraj�c woln� r�k� krew lej�c� si� ze zmia�d�onego nosa. Kothyjczyk postanowi� naur�ga� przysz�ej ofierze. Przerzucaj�c sztylet z r�ki do r�ki, ze z�o�liwym u�mieszkiem na cienkich wargach wysycza�:
� Obedrzemy ci� ze sk�ry, barbarzy�co, i powiesimy na rei. D�ugo b�dziesz wrzeszcze�, nim pozwolimy ci�
Jedna z lekcji, jakie Conan pobiera� przez ca�e �ycie, m�wi�a, �e kiedy nadchodzi czas walki, to trzeba walczy�, nie gada�. Szeroki miecz p�ynnie wysun�� si� z podniszczonej pochwy ze sk�ry rekina i wzni�s� si� do uderzenia. Kothyjczyk wytrzeszczy� oczy i pr�bowa� przyj�� na sztylet ostrze, kt�re sun�o ku niemu z mia�d��c� si��. Miecz przeora� szcz�k�, zostawiaj�c ci�cie g��bokie na palec, i wysz�o mi�dzy oczami. Sztylet zagrzechota� na kamieniach, a na nim leg�o cia�o w�a�ciciela.
Pozostali nie nale�eli do mi�czak�w rozpaczaj�cych nad poleg�ym towarzyszem. Tacy nie prze�yliby zbyt d�ugo na morzu. Chudy jeszcze nie zd��y� znieruchomie�, gdy obaj skoczyli na wielkiego m�odziana. Iranista�czyk zdo�a� zadrasn�� no�em r�k� Conana, ale zaraz oberwa� nog� w brzuch i poszorowa� po bruku. Jednooki ugi�� nogi w kolanach, mierz�c sztyletem w �ebra przeciwnika. Conan wci�gn�� brzuch, poczu�, jak sztylet tnie kaftan i wypisuje cienk�, piek�c� kresk� na jego sk�rze. Potem miecz opad� i cz�owiek z blizn� zawy�, gdy stal wgryz�a si� w podstaw� jego szyi na g��boko�� dw�ch d�oni. Rzuci� sztylet i niemrawo zacisn�� r�ce na ostrzu miecza. �ycie wycieka�o z niego w strumieniu krwi i by� martwy jeszcze zanim run�� na kocie �by. Conan wyszarpn�� miecz i odwr�ci� si�, by stawi� czo�o trzeciemu zabijace.
Iranista�czyk jeszcze raz zerwa� si� na nogi, ale miast atakowa�, stan�� jak wryty i wlepi� oczy w martwych kamrat�w. Nagle okr�ci� si� na pi�cie i pogalopowa� ulic�.
� Morderca! � wy� w biegu, nie�wiadom, �e wymachuje skrwawionym sztyletem. � Morderca!
Ladacznice i �ebracy, tak niedawno zatraceni w bijatyce, rozpierzchli si� niczym li�cie w podmuchu wichury.
Conan wytar� spiesznie miecz w bluz�, zabitego i schowa� go do pochwy. Przy�apanie przez stra� miejsk� nad zw�okami nie nale�a�o do najprzyjemniejszych rzeczy pod s�o�cem. Zw�aszcza w Turanie, gdzie stra�nicy mieli zwyczaj poddawa� aresztanta torturom, dop�ki nie przyzna� si� do winy. Niewiele my�l�c, Conan z�apa� dziewczyn� za r�k� i poci�gn�� j� za sob�, przy��czaj�c si� do uciekaj�cego w panice t�umu.
� Zabi�e� ich � wyj�ka�a z niedowierzaniem. Oci�ga�a si� w biegu, jakby niepewna, czy dobrze robi. � Nie musia�e�. Uciekliby, gdyby� im zagrozi�.
� Mo�e powinienem ci� im zostawi� � odpar�. � Poje�dziliby na tobie jak na �ysej kobyle. Zamilcz teraz i przebieraj nogami!
Strasz�c pijak�w wytaczaj�cych si� z tawern, ci�gn�� j� bocznymi uliczkami i w�skimi alejkami cuchn�cymi moczem i gnij�c� padlin�. Gdy tylko znale�li si� w przyzwoitej odleg�o�ci od cia�, zwolni� � biegn�cy za bardzo zwracali na siebie uwag� � ale nie zatrzyma� si�. Chcia� znale�� si� w naprawd� bezpiecznej odleg�o�ci od stra�nik�w, kt�rzy zapewne �ci�gn� do trup�w niczym muchy. Kluczy� mi�dzy w�zkami na wysokich ko�ach, wioz�cych towary z nadbrze�nych magazyn�w w g��b miasta. Dziewczyna sz�a niech�tnie za nim, tylko dlatego, �e jego wielka r�ka niczym �elazna okowa zaciska�a si� na jej szczup�ym nadgarstku.
Wreszcie Conan skr�ci� w w�ski zau�ek, pchn�� dziewczyn� przed siebie i przystan��, aby omie�� wzrokiem pokonan� drog�. Niemo�liwe, �eby stra�nicy mogli go wytropi�, ale jego wzrost i oczy sprawia�y, �e wyr�nia� si� nawet w mie�cie wielko�ci Aghrapuru.
� Dzi�kuj� ci za pomoc � powiedzia�a dziewczyna tonem wynios�ym i ch�odnym. Ruszy�a w stron� wylotu zau�ka. � Musz� ju� i��.
Gdy wyci�gn�� r�k�, �eby zagrodzi� jej drog�, piersi dziewczyny wspar�y si� na jego twardym przedramieniu. Cofn�a si� spiesznie, zarumieniona z zak�opotania.
� Jeszcze nie teraz � orzek�.
� Prosz� � powiedzia�a, nie patrz�c mu w oczy. Jej g�os zadr�a� lekko. � Jestem� jestem nietkni�ta. M�j ojciec nagrodzi ci� szczodrze, je�li wr�c� do domu� w takim samym stanie. � Rumieniec na policzkach sta� si� jeszcze ciemniejszy.
W gardle Conana wezbra� g��boki chichot.
� Nie trzeba mi twojej cnoty, dziewczyno. Chc� tylko odpowiedzi na jedno czy dwa pytania.
Ku jego zaskoczeniu, spu�ci�a oczy.
� Powinnam chyba by� zadowolona � rzuci�a z gorycz� � �e nawet zab�jcy wol� szczuplejsze, gibkie kobiety. Wiem, �e mam piersi wielkie jak wymiona dojnej krowy. Ojciec cz�sto mi m�wi, �e nadaj� si� jedynie do urodzenia wielu syn�w i� i do wykarmienia ich wszystkich � doko�czy�a s�abo, oblana g��bokim p�sem.
Tw�j ojciec jest durniem, pomy�la� Conan, wodz�c wzrokiem po jej figurze. By�a kobiet� stworzon� nie tylko do rodzenia syn�w, cho� nie w�tpi�, �e dla tego, kto j� po�lubi, ich p�odzenie oka�e si� niezmiernie przyjemne.
� Nie b�d� g�upia � rzuci� bez ceregieli. � Sprawi�aby� rado�� ka�demu m�czy�nie.
� Naprawd�? � szepn�a ze zdumieniem. Jej oczy pie�ci�y twarz Conana, niewinnie, czego by� pewien. � Powiedz mi jeszcze � zacz�a dr��cym g�osem � jak si� je�dzi na �ysej kobyle?
Musia� si� zastanowi�, sk�d wytrzasn�a to pytanie, a potem ledwie zdo�a� skry� u�miech.
� D�ugo i ci�ko, i bez czasu na odpoczynek.
Obla�a si� purpur� a� po dekolt jedwabnej szaty, a on roze�mia� si� dono�nie. Dziewczyna rumieni�a si� szybko i �licznie.
� Jak masz na imi�, ma�a?
� Yasbet. M�j ojciec tak mnie nazywa. � Popatrzy�a na ulic� za jego plecami, gdzie dudni�y przeje�d�aj�ce w�zki. � My�lisz, �e je�li wr�cimy, to znajdziemy przynajmniej szkatu�k�? Nale�a�a do mojej matki i Fatima b�dzie w�ciek�a z powodu jej utraty. Bardziej z�a ni� z powodu klejnot�w, chocia� i na to si� ze�li.
Pokr�ci� g�ow�.
� Do tej pory szkatu�ka z pewno�ci� kilkakrotnie zmieni�a w�a�cicieli, za pieni�dze albo krew. Podobnie jak klejnoty. Kto to jest Fatima?
� Moja amah � odpar�a, po czym sapn�a i spojrza�a na niego ze z�o�ci�, jakby podst�pem nak�oni� j� do udzielenia odpowiedzi.
� Twoja amah! � Conan rykn�� �miechem. � Nie jeste� za du�a, �eby mie� nia�k�?
� M�j ojciec jest innego zdania � odpar�a ponuro Yasbet. � Uwa�a, �e musz� mie� opiekunk� do czasu zam��p�j�cia. To mi si� wcale nie podoba. Fatima my�li, �e ci�gle mam pi�� lat, a ojciec zawsze staje po jej stronie. � Zamkn�a oczy, a g�os opad� do zm�czonego szeptu. Jakby nie zdaj�c sobie sprawy, �e kto� to s�yszy, podj�a: � Zostan� zamkni�ta w swoim pokoju. B�d� mia�a szcz�cie, je�li Fatima nie� � urwa�a, krzywi�c komicznie buzi�, a jej r�ce przesun�y si� do ty�u, �eby os�oni� po�ladki.
� Zas�u�y�a� na to � rzuci� cierpko Conan.
Yasbet popatrzy�a na niego, szeroko otwieraj�c oczy, i zarumieni�a si� ze z�o�ci.
� Zas�u�y�am na to? Co przez to rozumiesz? Czy ja co� powiedzia�am?
� Zas�ugujesz na opiek� amah, dziewczyno. Nie by�bym zaskoczony, gdyby po tym wyskoku tw�j ojciec naj�� jeszcze dwie czy trzy. � U�miechn�� si� w my�lach na widok ulgi, jaka odmalowa�a si� na jej twarzy. Po prawdzie, pomy�la�, na lanie te� zas�u�y�a, ale gdyby powiedzia� to na g�os, nigdy nie zaspokoi�by swojej ciekawo�ci. � Powiedz mi teraz, Yasbet, co robi�a� na ulicy, sama, rozdaj�c klejnoty �ebrakom? Przecie� to istne szale�stwo, dziewczyno.
� To nie by�o szale�stwo � sprzeciwi�a si�. � Chcia�am zrobi� co� wa�nego, co� na w�asn� r�k�. Nie masz poj�cia, jak wygl�da moje �ycie. Fatima rz�dzi ka�d� chwil� i obserwuje mnie bez przerwy, nawet gdy �pi�. Nie wolno mi samodzielnie podj�� najmniejszej decyzji dotycz�cej mojego �ycia. Musia�am wspi�� si� na mur w ogrodzie, �eby wydosta� si� bez pozwolenia Fatimy.
� Ale �eby dawa� klejnoty �ebrakom i ladacznicom?
� M�j plan nie przewidywa� tych� tych kobiet. Chcia�am pom�c biednym, a kto mo�e by� biedniejszy od �ebrak�w? � Z�o�� wykrzywi�a jej rysy. � Teraz m�j ojciec dostrze�e, �e nie jestem ju� dzieckiem. Nie �a�uj� oddania b�yskotek, kt�re, jak mu si� wydaje, tak du�o dla mnie znacz�. Udzielenie pomocy n�dzarzom jest szlachetnym czynem.
� Mo�liwe, �e najmie sze�� amah � mrukn�� Conan. � Nie przysz�o ci do g�owy, �e mo�e ci si� co� sta�? Je�li musisz komu� pomaga�, dlaczego nie popytasz w�r�d swoich s�u��cych? Z pewno�ci� oni znaj� ludzi b�d�cych w potrzebie. Wtedy mog�aby� sprzeda� par� sztuk klejnot�w i wesprze� ich pieni�dzmi.
Yasbet parskn�a.
� Nawet gdyby nie wszyscy s�udzy dzia�ali w porozumieniu z Fatim�, gdzie znalaz�abym kupca, kt�ry zap�aci�by mi uczciwie za klejnoty? Zapewne po prostu udawa�by, �e si� ze mn� targuje, a cichcem pos�a� po mojego ojca. A on bez w�tpienia wys�a�by Fatim�, �eby sprowadzi�a mnie do domu. Dzi�ki, mog� si� obej�� bez takiego poni�enia.
� Poznaliby ci� handlarze klejnotami � powiedzia� z niedowierzaniem � i wiedzieliby, czyj� jeste� c�rk�? Kim jest tw�j ojciec? Kr�lem Yildizem?
Nagle czujna, popatrzy�a na niego jak jelonek got�w do ucieczki.
� Nie zaprowadzisz mnie do niego, prawda?
� A czemu nie? Nie mo�esz chodzi� ulicami bez dozoru.
� Ale wtedy nie uda mi si� ukry� przed nim, co si� dzisiaj sta�o. � Zadr�a�a. � Ani przed Fatim�.
Zwil�y�a usta koniuszkiem j�zyka, przysun�a si� bli�ej Conana.
� Pos�uchaj mnie przez chwil�, prosz�. Ja� Nagle przemkn�a obok niego i wyskoczy�a na ulic�.
� Wracaj, g�upia! � rykn��, rzucaj�c si� w po�cig.
�mign�a tu� przed ko�ami ci�kiego, za�adowanego skrzyniami w�zka i natychmiast znikn�a mu z oczu. Z ty�u nadjecha�y dwa kolejne wozy. Nie by�o mi�dzy nimi miejsca, by si� przecisn��. Conan wyprzedzi� je i przebieg� na drug� stron� ulicy. Nie dojrza� dziewczyny. Czeladnik garncarza ustawia� wyroby mistrza przed sklepem. Handlarz dywan�w rozwija� kobierce przed swoim. �eglarze i dziewki kr�cili si� wok� tawern. Yasbet jakby rozp�yn�a si� w powietrzu.
� Durna dziewczyna � mrukn��.
W tej samej chwili jego uwag� przyku� topornie wykonany szyld, ko�ysz�cy si� leniwie w podmuchu wiatru. Niebieski Byk. Nie�wiadomie trafi� do celu. Aghrapur m�g� si� okaza� szcz�liwym miastem. Podci�gaj�c pas z mieczem i zarzucaj�c p�aszcz na szerokie ramiona, Conan wkroczy� do kamiennej ober�y.
II
Wn�trze Niebieskiego Byka kiepsko o�wietla�y dymi�ce pochodnie, zatkni�te w proste uchwyty z czarnego �elaza. Na kamiennej posadzce, zdumiewaj�co czystej jak na tawern� takiej kategorii, sta�y ci�kie, drewniane sto�y. Przy nich, garbi�c si� nad kubkami, siedzia�o kilkunastu m�czyzn. Trzej �eglarze na zmian� rzucali sztyletami w serce, nabazgrane byle jak na drewnianej tablicy. Szorstkie kamienie �ciany wok� deski poznaczone by�y dziesi�tkami tysi�cy szczerb, �wiadcz�cych o niecelnych rzutach. Dwie ladacznice, jedna z kolorowymi paciorkami wplecionymi we w�osy, druga w wysokiej, jasnorudej peruce, kr��y�y mi�dzy sto�ami i p�g�osem zachwala�y sw�j towar widoczny pod prze�wituj�cym jedwabiem. Dziewki karczemne, w mu�linowym przyodziewku niemal r�wnie sk�pym, co szatki ladacznic, przemyka�y zwinnie z dzbanami i kubkami. Od�r kwa�nego wina i starego piwa, zwyczajny dla takich miejsc, walczy� o lepsze ze smrodem wpadaj�cym z ulicy.
Conan zobaczy� ober�yst�, t�giego, �ysego jegomo�cia zawzi�cie tr�cego szynkwas kawa�kiem �cierki, i zrozumia�, sk�d bierze si� zdumiewaj�ca czysto�� pod�ogi. Zna� tego cz�owieka, Feriana. Ferian s�yn�� z zami�owania do czysto�ci, co by�o cech� raczej niepospolit� w�r�d przedstawicieli jego profesji. M�wiono, �e uciek� z Belverus w Nemedii po zabiciu cz�owieka, kt�ry zwymiotowa� na pod�og� jego tawerny. By� niezast�piony jako �r�d�o informacji. O ile nic si� nie zmieni�o, zna� nie tylko uliczne plotki, ale wiedzia� dos�ownie o wszystkim, co dzia�o si� w Aghrapurze.
Ferian u�miechn�� si�, gdy Conan wspar� �okie� na szynkwasie, jednak�e jego czarne oczka pozosta�y czujne.
� Na Kamienie Hannumana, Cymmerianinie � zagadn�� cicho, nie zaprzestaj�c szorowania. � Mawiaj�, �e wszystkie drogi prowadz� do Aghrapuru � przynajmniej tu tak twierdz� � i widz�c ciebie sk�onny jestem w to uwierzy�. Jeszcze rok, a stawi� si� tutaj wszyscy z Shadizaru.
� Kto jeszcze z Shadizaru przebywa w tym mie�cie? � zaciekawi� si� Conan.
� Rufo, kothyjski fa�szerz pieni�dzy. Stary Sharak, astrolog. I Emilio.
� Emilio! � Conan nie zdo�a� powstrzyma� okrzyku. Emilio z Koryntii by� najlepszym z�odziejem w Zamorze, zaraz po nim. � Zawsze si� zaklina�, �e nigdy nie opu�ci Shadizaru.
Ferian zachichota�. D�wi�k zabrzmia� zgrzytliwie, nie pasowa� do cz�owieka o jego tuszy.
� Niegdy� przysi�ga�, �e nigdy nie opu�ci Koryntii, lecz czmychn�� z obu miast z tego samego powodu. Zosta� przy�apany w ��ku niew�a�ciwej niewiasty. Jej m�� ruszy� w pogo�, a matka by�a jeszcze bardziej zawzi�ta. Jak si� wydaje, z ni� te� flirtowa� i przy okazji zw�dzi� troch� klejnot�w. Starsza dziewoja naj�a czered� no�ownik�w, i�by zadbali, aby Emilio nie mia� ju� nic do zaoferowania innej kobiecie. Dosz�y mnie s�uchy, �e uciek� z miasta przebrany za star� matron� i �e nie przesta� poci� si� przez p� roku. Zapytaj go o to, je�li chcesz zobaczy�, jak cz�owiek mieni si� kolorami t�czy, zarazem d�awi�c si� w�asnym j�zykiem. Jest na g�rze z dziewk�, cho� pewnie zbyt pijany, aby mia�a z niego jaki� po�ytek.
� Wobec tego zostanie tutaj do jutra � za�mia� si� Conan � gdy� nigdy nie godzi si� z pora�k�. � Po�o�y� dwie monety na wyszorowanych deskach. � Masz mo�e troch� khoraja�skiego piwa? Zasch�o mi w gardle.
� Czy mam khoraja�skie piwo? � powt�rzy� Ferian, si�gaj�c pod szynkwas. � Mam wina i piwa, o jakich nigdy nie s�ysza�e�. Ma�o tego, mam wina i piwa, o jakich sam nie s�ysza�em. � Wyci�gn�� zakurzony gliniany g�siorek, nape�ni� sk�rzany kubek i przesuwaj�c go w stron� Conana, p�ynnym ruchem zgarn�� miedziaki. � Khoraja�skie piwo. A jak tam stoj� sprawy w Poz�acanej Suce Vilayetu? Musia�e� oddali� si� w po�piechu, prawda?
Conan ukry� zdziwienie, pij�c zach�annie ciemne, gorzkie piwo. Grzbietem d�oni wytar� pian� z warg i dopiero wtedy przem�wi�.
� Sk�d wiesz, �e by�em w Sultanapurze? I dlaczego s�dzisz, �e opu�ci�em miasto w po�piechu?
� Widziano ci� tam dziesi�� dni temu. � Ferian u�miechn�� si� chytrze. � Niejaki Zefran Poganiacz Niewolnik�w jecha� tamt�dy w drodze powrotnej do Khawarismu.
Najwi�ksz� wad� ober�ysty by�o to, �e lubi�, gdy inni wiedzieli tyle co on na temat interesuj�cych ich spraw. Pewnego dnia mia� zarobi� za to no�em mi�dzy �ebra.
� Co do reszty, nie wiem nic pr�cz tego, �e przyszed�e� tu okryty kurzem poje�dzie co ko� wyskoczy, a nigdy nie nale�a�e� do tych, kt�rzy podr�uj� dla przyjemno�ci. A teraz, co ty masz do powiedzenia?
Conan podni�s� kubek do ust, udaj�c, �e zastanawia si� nad odpowiedzi�. Wiadomo by�o, �e grubas wymienia informacje za informacje. Mia� w zanadrzu ciekawostk�, z pewno�ci� tutaj jeszcze o tym nie s�yszano,� chyba �e komu� wyros�y skrzyd�a i cudem zdo�a� go wyprzedzi�.
� Przemyt sta� si� w Sultanapurze procederem niemile widzianym i niebezpiecznym � zacz�� po d�u�szej chwili. � Bractwo Wybrze�a popad�o w rozsypk�. Pochowali si� w swoich norach, poc� si� i nie kwapi� do wystawienia nosa. Min� miesi�ce, zanim pierwsza bela jedwabiu przejdzie przez to miasto bez uiszczenia op�aty celnej.
Ferian chrz�kn�� niezobowi�zuj�co, ale jego oczy zw�zi�y si� w szparki. Przed wschodem s�o�ca ludzie sk�onni zape�ni� pr�ni� powsta�� w Sultanapurze s�ono mu zap�ac�.
� A co ty mo�esz powiedzie� mi o Aghrapurze?
� Nic � odpar� Ferian bezd�wi�cznie.
Conan popatrzy� na niego uwa�nie. Karczmarz nie nale�a� do ludzi, kt�rzy daj� mniej ni� otrzymali. Jego reputacja opiera�a si� na solidno�ci.
� W�tpisz w warto�� tego, co ci powiedzia�em?
� Nie o to chodzi, Cymmerianinie. � Ferian sprawia� wra�enie lekko zak�opotanego. � Och, mog� powiedzie� ci to, czego sam si� dowiesz po dniu nadstawiania ucha na ulicy. Yildiz zach�annym okiem spogl�da poza granice Turanu i rozbudowuje armi�. Kult Przeznaczenia codziennie zdobywa nowych wyznawc�w�
� Kult Przeznaczenia! Na Mitr�, co to takiego?
Ferian skrzywi� si�.
� G�upota, nic ponadto. Wa��saj� si� po wszystkich ulicach, w szafranowych szatach i z wygolonymi g�owami.
� Widzia�em ludzi w takich strojach, �piewaj�cych do wt�ru tamburynom � przyzna� Conan.
� To oni. G�osz�, �e wszyscy ludzie s� skazani na zgub�, i �e gromadzenie d�br doczesnych mija si� z celem. Nowi wyznawcy oddaj� sw�j dobytek Kultowi. Niekt�rzy, zw�aszcza m�odzi synowie i c�rki zamo�nych kupc�w, a nawet wielmo��w, nie szcz�dz� z�ota. Nie wspominaj�c o armii bogatych wd�w. Krewni i powinowaci wnosili w zwi�zku z tym petycje do tronu, ale Kult p�aci podatki na czas, a nie mo�na powiedzie� tego samego o innych �wi�tyniach. I daje hojne datki odpowiednim urz�dnikom, cho� nie wiadomo tego na pewno. � Rozja�ni� si�. � Maj� swoj� siedzib�, niemal miasteczko, kawa�ek na p�noc st�d, na wybrze�u. M�g�bym si� dowiedzie�, gdzie trzymaj� swoje skarby� C�, jeste� do�� zr�czny, by w ci�gu jednej nocy zarobi� fortun�.
� Ju� nie param si� z�odziejstwem � oznajmi� Conan. Ferian ponownie spochmurnia�. � Co jeszcze mo�esz powiedzie� mi o mie�cie?
Grubas westchn�� ci�ko.
� Ostatnio wiem mniej od dziwek, kt�rych klienci czasami gadaj� przez sen. W ci�gu trzech ubieg�ych miesi�cy zgin�o niemal dwie trzecie z tych, co przekazywali mi r�ne nowinki. Ci s�udzy szlachcic�w i wysoko postawionych cz�onk�w Gildii Kupieckiej zostali zamordowani w niewyja�nionych okoliczno�ciach. To, co powiedzia�e� mi o Sultanapurze, jest najlepsz� informacj�, jak� s�ysza�em od miesi�ca. Jestem twoim d�u�nikiem � doda� niech�tnie. Nie nale�a� do tych, kt�rzy ciesz� si� zobowi�zaniami. � Podziel� si� z tob� pierwsz� wiadomo�ci�, jaka mog�aby ci si� przyda�. Gdy tylko co� takiego us�ysz�.
� A poznam j� przed wszystkimi innymi? Powiedzmy, dwa dni wcze�niej?
� Dwa dni! A mo�e rok? Informacje psuj� si� szybciej ni� mleko na s�o�cu.
� Dwa dni � powt�rzy� stanowczo Conan.
� Niech b�dzie � mrukn�� ober�ysta.
Conan u�miechn�� si�. Ferian nigdy nie �ama� danego s�owa. Ale te morderstwa�
� Wydaje si�, �e �mier� tylu twoich informator�w w tak kr�tkim czasie trudno nazwa� czystym przypadkiem.
� Nie, przyjacielu.
Ku zaskoczeniu Cymmerianina, Ferian nala� mu piwa, nie prosz�c o zap�at�. To by�o do niego niepodobne. Mo�e ma nadziej�, �e sp�aci sw�j d�ug stawianiem napitku, pomy�la� Conan.
� Zmar�o du�o wi�cej os�b, nie tylko ci, z kt�rymi mia�em powi�zania. W Aghrapurze szaleje plaga morderstw. W ci�gu tych trzech miesi�cy zgin�o wi�cej ludzi, ni� w ca�ym zesz�ym roku. Gdyby nie nikczemne pochodzenie tych, kt�rzy umieraj�, pomy�la�bym, �e to jaki� spisek, ale kto chcia�by spiskowa� przeciwko s�ugom, stra�nikom pa�acowym i im podobnym? To �lepy traf stroi sobie �arty, nic wi�cej.
� Conan! � zawo�a� kto� ze schod�w na ty�ach g��wnej izby. Wielki Cymmerianin rzuci� okiem przez rami�.
Na najni�szym stopniu sta� Emilio. R�k� otacza� tali� szczup�ej dziewczyny obwieszonej b�yskotkami z mosi�dzu i krwawnika. Jej biodra i piersi owija� w�ski pas czerwonego jedwabiu. Emilio zatacza� si� i dziewczyna musia�a go podtrzymywa�, co wymaga�o wysi�ku. By� wielkim m�czyzn�, wysokim jak Conan, cho� nie tak pot�nie zbudowanym. Mia� przystojn� twarz i wielkie oczy, zbyt du�e jak na m�czyzn�. Kobiety lgn�y do niego niczym muchy do miodu, a on by� w pe�ni �wiadom swojej urody.
� Witaj, Emilio! � odkrzykn�� Conan. � Jak widz�, nie nosisz ju� babskich kiecek. � Powiedzia� Ferianowi, �e pogadaj� p�niej, zabra� sw�j kubek i podszed� do schod�w.
Emilio na po�egnanie klepn�� dziewczyn� po j�drnym zadku i �ypn�� na Conana podejrzliwie.
� Kto ci naopowiada� takich g�upot? Ferian, id� o zak�ad. T�usty w�r padliny. To k�amstwo, daj� s�owo. Wierutne k�amstwo. Opu�ci�em Zamor�, �eby poszuka� bogatych� � bekn�� pot�nie � bogatszych pastwisk. Cymmerianinie, jeste� cz�owiekiem, kt�rego chcia�em spotka�.
Conan domy�li� si�, �e zaraz padnie propozycja wsp�pracy.
� Ju� nie ��czy nas wsp�lny fach, Emilio.
Emilio jakby nie us�ysza�. Z�apa� za r�k� przechodz�c� s�u�ebn� dziewk�, strzeli� oczami na jej bujne piersi.
� Wina, dziewczyno. S�yszysz?
S�u��ca pokiwa�a g�ow� i odskoczy�a, zwinnie unikaj�c jego kares�w. Emilio zachwia� si� i niemal przewr�ci�; uda�o mu si� dobrn�� do sto�ka przy wolnym stole. Zamaszy�cie machn�� r�k�, wskazuj�c drugi sto�ek.
� Siadaj, Conanie. Wino pojawi si� zanim zd��ysz mrugn�� okiem.
� Jeszcze nigdy nie widzia�em ci� tak bardzo pijanego � zauwa�y� Conan po zaj�ciu miejsca przy stole. � �wi�tujesz czy topisz smutki?
Oczy drugiego m�czyzny na wp� skry�y si� pod powiekami.
� Wiesz � rzuci� z rozmarzeniem � �e ta blondyna warta jest tyle rubin�w, ile sama wa�y? Tura�czycy gotowi s� zabi�, byle mie� jasnow�os� kochank�. A gdy taka ma b��kitne oczy, poder�n�liby gard�o rodzonej matce.
� Czy�by� zaj�� si� handlem �ywym towarem, Emilio? Mia�em o tobie lepsze mniemanie.
Zamiast odpowiedzie�, drugi m�czyzna mamrota� dalej:
� Maj� w sobie wi�cej ognia ni� inne kobiety. My�l�, �e bogowie, kt�rzy nadaj� barw� kobiecym w�osom, musz� czerpa� ten �ar z ich krwi. Im jest gor�tsza, tym ja�niejsze w�osy. To zrozumia�e. Davinia, na przyk�ad, rozpalona jest bardziej od kowalskiego paleniska. Ten t�usty genera� nie mo�e jej dogodzi�.
Parskni�cie Emilia by�o g�upawe i lubie�ne zarazem. Conan doszed� do wniosku, �e lepiej mu nie przerywa�.
� Dlatego ja si� ni� zaj��em. Ale ona ma wymagania. M�wi� jej, �e z tak� urod� nie potrzebuje �adnego naszyjnika, a ona na to, �e czarnoksi�nik rzuci� na ten klejnot czar dla jakiej� kr�lowej. Ca�e wieki temu, jak twierdzi. Kobiecie, kt�ra go nosi, nie spos�b si� oprze�. Trzyna�cie rubin�w, m�wi, ka�dy wielki jak pierwszy staw m�skiego kciuka, ka�dy oprawiony w poz�acan� muszelk� z kamienia ksi�ycowego. Rzecz warta kradzie�y.
Prychn��, pochyli� si� w stron� Conana i chytrze �ypn�� okiem. � My�la�a, �e zap�aci mi w�asnym cia�em. Postawi�em spraw� jasno. Ju� j� mia�em. Sto sztuk z�ota, powiedzia�em. Z�ota, takiego jak jej w�osy. Najdelikatniejsze, w jakie wsuwa�em d�onie. I sk�r� te� ma jak jedwab. Delikatn�, g�adk� i spr�yst�.
S�u�ebna dziewka wr�ci�a z kubkiem i dzbanem. Przystan�a wyczekuj�co. Conan nie uczyni� ruchu, by zap�aci�. Niestety, nie mia� widok�w na sto sztuk z�ota. Dziewczyna wymierzy�a s�jk� w bok Emilio. Ten st�kn�� i spojrza� na ni� m�tnym wzrokiem.
� Albo jeden z was zap�aci za wino � oznajmi�a stanowczo � albo zabior� je z powrotem.
� Nie tak traktuje si� dobrego klienta � mrukn�� Emilio, ale pogrzeba� w sakiewce i rzuci� par� monet na st�. Po odej�ciu dziewczyny wbi� oczy w Conana. � Conan! Sk�d si� tu wzi��e�? Nie tylko wi�c mi si� zdawa�o, �e ci� widzia�em. Dobrze, �e jeste�. Mamy okazj� zn�w razem popracowa�, jak dawniej.
� Nigdy razem nie pracowali�my � poprawi� go spokojnie Conan. � Ja ju� nie kradn�.
� Bzdura. Pos�uchaj uwa�nie. Na p�noc od miasta, niedaleko, le�y osiedle, w kt�rym jest bogactw bez liku. Dosta�em zlecenie, �eby ukra�� ukra�� co� stamt�d. Chod� ze mn�; m�g�by� nagrabi� do��, by starczy�o ci na p� roku.
� Czy to miejsce nie jest przypadkiem siedzib� Kultu Przeznaczenia?
Emilio zako�ysa� si� na sto�ku.
� My�la�em, �e dopiero co pojawi�e� si� w mie�cie. S�uchaj, tych siedmiu, kt�rzy jakoby weszli na teren �wi�tyni i s�uch po nich zagina�, by�o Tura�czykami. Miejscowi z�odzieje nie s� zbyt rozgarni�ci, w przeciwie�stwie do nas. Nie wytrzymaliby ani jednego dnia w Shadizarze czy Arenjun. Poza tym, osobi�cie uwa�am, �e ci Tura�czycy wcale tam nie poszli. Schowali si� albo pomarli, lub opu�cili miasto, a gawied� wymy�li�a t� bajeczk�. Cz�sto tak bywa, �e miejsce, kt�rego ludzie