8729
Szczegóły |
Tytuł |
8729 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8729 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8729 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8729 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROGER ZELAZNY & ROBERT SHECKLEY
PRZYNIE�CIE MI G�OW� KSI�CIA
T�UMACZY�: MIROS�AW P. JAB�O�SKI
SCAN-DAL
JUTRZNIA
ROZDZIA� l
Te b�karty znowu si� obija�y, natomiast Azziemu by�o wygodnie; znalaz� sobie miejsce dok�adnie pomi�dzy gorej�c� dziur� ziej�c� po�rodku Otch�ani, a otaczaj�c� j�, pokryt� szronem, �elazn� �cian�. Przegrody by�y utrzymywane w temperaturze bliskiej absolutnego zera przez w�asny, diabelski system klimatyzacji; w centralnej Otch�ani by�o wystarczaj�co gor�co, by ob�uska� atomy z ich elektron�w, a powtarzaj�ce si� sporadycznie wybuchy mog�y stopi� protony.
Rzecz nie polega�a na tym, �e potrzeba by�o du�o ciep�a lub zimna - wszystkiego tego by�o dokuczliwie zbyt wiele, bowiem cz�owiek ci�ni�ty po �mierci w g��b Otch�ani zachowywa� nadal swoje w�skie (w kosmicznym tego s�owa znaczeniu) pasmo odporno�ci na warunki zewn�trzne. Raz przekroczywszy granic� strefy komfortu termicznego, istnienia ludzkie traci�y mo�no�� odr�nienia warunk�w z�ych od jeszcze gorszych. Po c� zatem by�o poddawa� nieszcz�nika dzia�aniu milion�w stopni Celsjusza, je�eli odczuwa� je tak samo, jak n�dznych pi��set? Te ekstremalne warunki mia�y na celu dr�czenie demon�w oraz innych nadprzyrodzonych stworze�, zajmuj�cych si� dozorowaniem przekl�tych. Potwory mia�y daleko szersze widmo zmys��w od ludzi; czasem ku swej niewygodzie, a niekiedy dla nadzwyczajnej przyjemno�ci. Nie wydaje si� jednak w�a�ciwym m�wi� o rozkoszach w takim miejscu, jakim jest Otch�a�.
Piek�o ma oczywi�cie wi�cej Otch�ani ni� tylko jedn�. Zmar�ych s� miliony milion�w, a ka�dego dnia przybywaj� nast�pni. Wi�kszo�� z nich sp�dza w ko�cu jaki� czas w Otch�ani. Oczywistym jest, �e warunki przestrzenne pozwalaj� na przyj�cie ich wszystkich. Otch�a�, w kt�rej s�u�y� Azzie, nazywa�a si� P�nocn� Dolegliwo�ci� nr 405 i oddano j� do u�ytku w czasach babilo�skich, kiedy to ludzie naprawd� potrafili grzeszy�; nale�a�a tym samym do jednych z najstarszych. Do dzi� dnia nosi�a na �cianach zardzewia�e p�askorze�by skrzydlatych lw�w i znajdowa�a si� na li�cie Piekielnego Rejestru Miejsc o Historycznym Znaczeniu. Na Azziem nie robi�o wra�enia, �e s�u�y tak s�ynnej Otch�ani; wszystko, czego pragn��, to wydosta� si� stamt�d.
Jak i inne Otch�anie, P�nocna Dolegliwo�� nr 405 sk�ada�a si� z �elaznej �ciany otaczaj�cej olbrzymi d� na odpadki; w jego centrum znajdowa� si� otw�r, a w nim buzowa� nadzwyczaj gor�cy ogie�. Bryzga�a stamt�d p�on�ca lawa i gor�cy �u�el oraz bi� nieustaj�cy blask, a tylko w pe�ni wykwalifikowane demony, jak Azzie, mog�y u�ywa� okular�w przeciws�onecznych.
Tortury, jakim poddawano pot�pionych, wzmocnione by�y przez akompaniuj�cy wszystkiemu ha�as, pragn�cy uchodzi� za muzyk�. Podr�czne diabe�ki wygrabi�y do czysta p�kole w samym �rodku sple�nia�ego, gnij�cego rumowiska ubitego z t�ucznia rudy miedziowo-niklowej. Orkiestra, usadowiona amfiteatralnie na pomara�czowych pakach udaj�cych podium, sk�ada�a si� z nieudacznik�w, kt�rym zmar�o si� w trakcie dawania koncertu. W Piekle zmuszeni byli gra� utwory najgorszych kompozytor�w, jakich tylko znali, kt�rych imion nikt ju� na Ziemi nie pami�ta�; lecz tu, gdzie ich dzie�a wykonywano bez najmniejszej chwili przerwy, a nawet transmitowano w sieci sk�adaj�cej si� z bucz�cych tub i membran, byli naprawd� s�awni.
Diabe�ki pracowa�y zawzi�cie, obracaj�c i poprawiaj�c u�o�enie pokutuj�cych na rusztach. Biesy, niczym wampiry, lubi�y, by ich ludzie byli dobrze nadpsuci i serwowani w marynacie z domieszk� octu, czosnku, sardeli i zrobaczywia�ej kie�basy.
Co� wyrwa�o Azziego ze stanu b�ogiego odpoczynku; w sektorze znajduj�cym si� bezpo�rednio nad jego g�ow� zmarli u�o�eni byli jeden na drugim w pryzmach licz�cych zaledwie osiem do dziesi�ciu warstw. Niech�tnie opu�ci� swoje wzgl�dnie wygodne legowisko i poprzez gnij�ce skorupki jajek, g�bczaste wn�trzno�ci i g�owy kurczak�w wygramoli� si� na r�wny grunt, gdzie m�g� �atwo st�pa� po zw�okach.
- Kiedy m�wi�em: uk�adajcie pot�pie�c�w wysoko - powiedzia� do diabe�k�w - mia�em na my�li: o ca�� fur� wy�ej!
- Ale oni spadaj�, gdy pr�bujemy uk�ada� wy�sze sterty! - zaprotestowa� naczelny diablik.
- W takim razie powi��cie ich lub postarajcie si� o jakie� klamry, aby to towarzystwo porz�dnie przytrzyma�. Chc�, by te stosy by�y wysokie co najmniej na dwadzie�cia cia� w g�r�!
- To b�dzie trudne, prosz� pana.
Azzie wytrzeszczy� oczy. Diablik mia� czelno�� mu odszczekiwa�?
- R�b, co m�wi�, albo znajdziesz si� na ich miejscu! - powiedzia�.
- Rozkaz, panie. Ju� si� robi! - Diabe�ek odbieg� r�czo, wykrzykuj�c polecenia do swoich pracownik�w.
Wszystko zacz�o si� jak w ka�dy typowy dzie� w jednej z Otch�ani Piek�a, ale ju� w nast�pnej chwili mia�o wzi�� zgo�a dramatyczny i nieoczekiwany obr�t. Tak to w�a�nie jest ze zmian�! Chodzimy utartymi �cie�kami ze spuszczon� g�ow� oraz min� winowajcy, zm�czeni nasz� nieustann� rutyn� i pewni, �e tak, jak jest teraz, b�dzie ju� zawsze. Dlaczeg� zreszt� mia�oby si� cokolwiek odmieni�, skoro na horyzoncie nie rysuj� si� zapowiedzi ekscytuj�cych wypadk�w, nie oczekujemy na �aden list, nie wygl�damy przesy�ki poleconej ani paczki, nie nads�uchujemy nawet dzwonka telefonu zapowiadaj�cego jakie� wa�kie wydarzenie? Tak wi�c rozpaczamy, nie zdaj�c sobie sprawy z tego, i� goniec zosta� ju� wys�any i �e nadzieje niekiedy si� spe�niaj� - nawet w Piekle. Niekt�rzy powiedzieliby - i s�usznie - �e zw�aszcza w Piekle, poniewa� ju� sama nadzieja uwa�ana jest za jedn� z szata�skich udr�k. Tr�ci to jednak przesad� uprawian� przez osoby w duchownych sukienkach, bazgrz�ce niezliczone tomy o podobnych sprawach.
Azzie obserwowa� swoich podw�adnych i widzia�, �e diabe�ki zacz�y pracowa� zadowalaj�co. Na swojej zmianie musia� odpracowa� jeszcze tylko dwie�cie godzin (w Otch�ani dni s� bardzo d�ugie), zanim b�dzie m�g� si� wyspa� przez trzy godziny, by potem zn�w zacz�� szycht�. W�a�nie mia� zamiar powr�ci� do tego wygodnego - wzgl�dnie wygodnego - miejsca, kt�re dopiero co opu�ci�, kiedy nadbieg� zdyszany pos�aniec.
- Czy ty jeste� szefem tej Otch�ani?
Pytaj�cym by� efret o fioletowo upierzonych skrzyd�ach, jeden spo�r�d starej bagdackiej paczki, kt�ra teraz trudni�a si� g��wnie prac� kuriersk�, poniewa� Z�ym Mocom Rady Wy�szej podoba�y si� ich r�nobarwne turbany.
- Jestem Azzie Elbub - odpar� demon. - Wszystko si� zgadza: stoj� na czele tej Otch�ani.
- W takim razie jeste� tym, kt�rego szukam.
Efret wr�czy� Azziemu azbestowy dokument zapisany ognistymi literami i demon w�o�y� r�kawiczki, zanim wzi�� go do r�ki. Pism urz�dowych tego rodzaju u�ywano wy��cznie w Radzie Wy�szej S�du Piekielnego.
Wiedzcie wszystkie demony - czyta� Azzie - �e pope�niono Niesprawiedliwo��; pewien cz�owiek, mianowicie, zosta� sprowadzony do Otch�ani przed swoim czasem. Si�y �wiat�o�ci ju� z�o�y�y protest w jego sprawie, gdyby bowiem �y� tak d�ugo, jak mu by�o przeznaczone, mia�by jeszcze czas na skruch�. Jakkolwiek rzeczywiste prawdopodobie�stwo, i� cz�ek ten istotnie b�dzie pokutowa�, jest zupe�nie znikome i ma si� jak 1 do 2000, to jednak szansa owa - cho� wy��cznie teoretycznie - istnieje. Prosimy ci� wi�c i rozkazujemy, aby� zabra� tego cz�owieka z Otch�ani, wymaza� z jego pami�ci nas i przywr�ci� go �onie oraz rodzinie na Ziemi; i aby� tam z nim zosta� dop�ty, dop�ki nie b�dzie w stanie zarobi� na �ycie; w przeciwnym zasi� wypadku to my b�dziemy odpowiedzialni za jego utrzymanie. Potem b�dziesz wolny, aby sprawowa� normalne obowi�zki demona na Ziemi. Z pozdrowieniami - Asmodeusz, Dyrektor P�nocnej Dzielnicy Otch�ani Piek�a.
PS. Cz�owiek nazywa si� Thomas Scrivener.
Azzie tak by� uradowany wiadomo�ci�, �e u�ciska� efreta, kt�ry cofn�� si� po�piesznie i poprawi� sw�j turban, m�wi�c:
- Nie przejmuj si�, kole�.
- Jestem po prostu niezmiernie podekscytowany - wyja�ni� Azzie. - Nareszcie wyrw� si� z tego miejsca! Wracam na Ziemi�!
- Zwodnicze miejsce - zauwa�y� efret. - Inne dla ka�dego.
Azzie ruszy� galopem na poszukiwanie Thomasa Scrivenera.
W ko�cu zlokalizowa� go w rz�dzie 1002WW. Istnieje dok�adny, wzorowy plan Piek�a, kt�rego Otch�anie zbudowane s� na kszta�t amfiteatr�w, zatem do ka�dego miejsca mo�na �acno trafi� - lecz w praktyce wygl�da to zgo�a inaczej. Diabe�ki niedbale rzucaj� ludzi na stosy, sterty te obalaj� si� na inne sagi i w ko�cu tylko w przybli�eniu wiadomo, gdzie kogo szuka�.
- Czy jest tutaj Thomas Scrivener? - zapyta� Azzie.
Ci spo�r�d grzesznik�w w rz�dzie 1002WW, kt�rych twarze zwr�cone by�y w odpowiednim kierunku, przerwali swoje rozmowy i popatrzyli na niego. Zamiast solidnie oddawa� si� pokucie i �a�owa� za grzechy, uwa�ali czas sp�dzany w Otch�ani za okazj� do prowadzenia �ycia towarzyskiego: do poznawania s�siad�w, wymiany pogl�d�w i my�li, do �miechu wreszcie. Tym sposobem umarli nadal si� oszukuj�; zupe�nie jak za �ycia.
- Scrivener, Scrivener? - stropi� si� stary cz�owiek w �rodku rz�du.
Z trudem odwr�ci� g�ow�, by zajrze� pod swoj� pach�.
- Z pewno�ci� gdzie� tu jest. Nie wiecie, ch�opaki, gdzie jest Scrivener?
Pytanie w�drowa�o w g�r� i w d� wielkiej sterty pokutuj�cych. Ludzie przestali rozmawia� o sporcie (w Piekle jest ca�e mn�stwo dyscyplin, ale twoja dru�yna zawsze przegrywa, chyba �e akurat za�o�y�e� si�, �e w�a�nie przegra!), aby zapyta�:
- Scrivener, Scrivener? Ten wysoki, chudy, zbzikowany facet, z zezem w jednym oku?
- Nie mam poj�cia, jak on wygl�da - przyzna� si� Azzie. - Mia�em nadziej�, �e odezwie si�, gdy wywo�am go po nazwisku.
Sterta ludzi mamrota�a, pokaszliwa�a i roztrz�sa�a to na g�osy mi�dzy sob�, jak to zwykle robi� ludzie w t�umie - �ywi lub umarli - i gdyby Azzie nie mia� nadprzyrodzonego s�uchu w�a�ciwego demonom, nie us�ysza�by s�abego pisku dochodz�cego sk�d� z g��bi stosu.
- Hej, tam! Tutaj jestem! Czy kto� o mnie pyta�?
Azzie poleci� diablikom wyci�gn�� Scrivenera ze sterty, napominaj�c swych pomagier�w, by uczynili to delikatnie, bez odrywania mu jakich� istotnych cz�onk�w. Mo�na by je, oczywi�cie, przywr�ci� na miejsce, ale bolesny ten proceder m�g�by w efekcie spowodowa� powstanie u Scrivenera jakiego� urazu psychicznego. Azzie wiedzia�, i� powinien sprowadzi� tego cz�owieka z powrotem na Ziemi� w stanie nienaruszonym, by nie przysporzy� k�opotu Si�om Ciemno�ci za to, �e przedwcze�nie zabra�y go ze �wiata.
Wkr�tce Scrivener wygramoli� si� ze sterty, czochraj�c si� zawzi�cie. By� to ma�y, �ysiej�cy, �wawy cz�owieczek.
- Jestem Scrivener! - wykrzykn��. - Spostrzegli�cie si� w ko�cu, �e to by�a pomy�ka, co? M�wi�em im od razu, jak tylko mnie tutaj sprowadzili, �e nie jestem umar�y. Ale ten wasz Nieub�agany �niwiarz nie bardzo s�ucha, nieprawda�? Nie przestaje szczerzy� z�b�w w tym swoim idiotycznym grymasie. Po prostu mnie porwa�. Mam zamiar poskar�y� si� komu� tam, wy�ej.
- Pos�uchaj - odpar� Azzie. - Masz cholerne szcz�cie, �e w og�le zauwa�ono t� omy�k�. Je�eli zaczniesz si� procesowa�, zamkn� ci� do izolatki, gdzie b�dziesz oczekiwa� na swoj� spraw�. To mo�e potrwa� z wiek lub dwa. A wiesz ty, jakie s� nasze izolatki?
Z szeroko otwartymi oczami Scrivener potrz�sn�� g�ow�.
- S� tak z�e - wyja�ni� Azzie - �e nawet sprzeczne z prawem piekielnym!
Zdawa�o si�, �e zrobi�o to odpowiednie wra�enie na Scrivenerze.
- S�dz�, i� mam szcz�cie, �e w og�le st�d wychodz�. Dzi�ki za rad�. Czy jeste� prawnikiem?
- Nie z wykszta�cenia - rzek� Azzie. - Ale my wszyscy, tu, na dole, mamy w sobie co� z kauzyperd�w. No, ruszajmy, trzeba ci� zaprowadzi� z powrotem do domu.
- Co� mi si� zdaje, �e mam tam kilka problem�w - wyzna� Scrivener z wahaniem.
- Na tym polega �ycie - zauwa�y� filozoficznie Azzie. - Problemy. Ciesz si�, �e b�dziesz mia� czym si� martwi�. Cokolwiek ci si� dzieje - przeminie, a potem zacznie si� od nowa.
- Nie wr�c� tu wi�cej - rzek� Scrivener.
Azzie chcia� go zapyta�, czy nie mia�by ochoty za�o�y� si� o to, ale uzna�, i� nie by�oby to stosowne w obecnych okoliczno�ciach.
- B�dziemy musieli wymaza� z twojej pami�ci wszystko, czego tu dozna�e� - powiedzia� zamiast tego. - Rozumiesz, nie mo�emy pozwoli� na to, aby r�ni faceci wracali na Ziemi� i opowiadali niestworzone historie.
- Je�li o mnie chodzi, to w porz�dku - zgodzi� si� Scrivener. - Niczego st�d nie pragn� pami�ta�, chocia� wcze�niej, w Czy��cu, spotka�em sukkuba, tak� blond szatanic�...
- Daj temu spok�j - warkn�� Azzie, chwytaj�c Scrivenera za ramie i kieruj�c go do furty w murze prowadz�cej do innych cz�ci Piek�a oraz - ewentualnie - wsz�dzie indziej.
I vice versa.
ROZDZIA� 2
Azzie i Scrivener przeszli przez metalow� furt� w �elaznym murze i wspinali si� pod g�r� spiraln� drog� prowadz�c� przez peryferie Czy��ca - teren sk�adaj�cy si� z zawi�ych przepa�ci i zawrotnych wysoko�ci; dok�adnie tak, jak narysowa� to Fuseli. Posuwali si� naprz�d, demon i cz�owiek, a droga by�a �atwa, bo �atwe s� drogi Piek�a, ale by�a te� nudna, bo w Piekle nie ma rozrywek. Po chwili Scrivener zapyta�:
- Czy to jeszcze daleko?
- Nie mam poj�cia - wyzna� Azzie. - Pierwszy raz jestem w tym sektorze. Prawd� m�wi�c, w og�le nie powinienem tu by�.
- Tak samo jak ja - powiedzia� Scrivener. - Od czasu do czasu zapadam w �pi�czk� i wygl�dam jak nieboszczyk, ale to jeszcze nie pow�d, aby wasz Nieub�agany �niwiarz porywa� mnie bez dok�adnego sprawdzenia co i jak. To by�o niedbalstwo z jego strony, m�wi� ci. A czemu i ty nic powiniene� si� tu znajdowa�?
- By�em przeznaczony do lepszych spraw - odpar� Azzie. - Mia�em dobre stopnie w Liceum Cudotw�rstwa i uko�czy�em je jako jeden z trzech najlepszych w klasie.
Nie powiedzia� Scrivenerowi, �e reszta jego grupy zgin�a, gdy nag�a inwazja Dobra nadesz�a z po�udniowej, kapry�nej, metafizycznej flanki i zabi�a wszystkich z wyj�tkiem Azziego i dw�ch innych, kt�rzy mieli widocznie naturalnie podwy�szon� odporno�� na jego podmuchy. A poza tym, by�a jeszcze gra w pokera.
- Dlaczego zatem tu jeste�?
- Odrabiam d�ug karciany - przyzna� si� Azzie. - Nie mog�em go sp�aci�, wi�c musz� go odsiedzie�.
Zawaha� si�, a potem doda�:
- Lubi� hazard.
- Ja te� - powiedzia� Scrivener z odcieniem skruchy w g�osie.
Przez chwil� szli w milczeniu. Potem cz�owiek zapyta�:
- Co si� ze mn� stanie?
- W�o�ymy ci� z powrotem do twego cia�a.
- Czy b�d� normalny? S�ysza�em, �e niekt�rzy zmartwychwstali ludzie bywaj� dosy� dziwni.
- B�d� w pobli�u, by wszystkiego dopilnowa�. Zostan� tak d�ugo, p�ki nie upewni� si�, �e jeste� w porz�dku.
- Mi�o s�ysze� - ucieszy� si� Scrivener.
Przez jaki� czas szed� w milczeniu, a p�niej powiedzia�:
- Kiedy si� obudz�, nie b�d� naturalnie wiedzia�, �e jeste� obok mnie?
- To chyba jasne.
- W takim razie nie b�d� czu� si� pewnie.
- Kiedy jeste� �ywy, nic nie mo�e sprawi�, by� poczu� si� bezpiecznie - odpar� rozdra�niony Azzie. - T� m�dro�� tak�e mo�esz doceni� wy��cznie teraz, gdy jeste� martwy.
Szli dalej. Kiedy ju� szmat drogi mieli za sob�, Scrivener odezwa� si� ponownie.
- Wiesz, ja niczego nie pami�tam ze swego �ycia na Ziemi.
- Nie martw si�, wszystko sobie przypomnisz.
- Zdaje mi si�, �e by�em �onaty.
- �wietnie.
- Ale nie jestem tego ca�kiem pewien.
- Wszystkie twoje wspomnienia powr�c�, kiedy tylko ponownie znajdziesz si� w swoim ciele.
- A je�eli nie? Mo�e zostan� dotkni�ty amnezj�?
- Wszystko b�dzie cacy - pocieszy� go Azzie.
- Czy mo�esz przysi�c na sw�j honor demona?
- Oczywi�cie - sk�ama� z �atwo�ci� Azzie.
Mia� uko�czony specjalny kurs krzywoprzysi�stwa i okaza� si� nad wyraz bieg�y w tej sztuce.
- Nie ok�ama�by� mnie, prawda?
- Zaufaj mi - powiedzia� Azzie, u�ywaj�c tej mistrzowskiej mantry, b�d�cej w stanie u�agodzi� nawet najbardziej podejrzliwie i wojowniczo nastawionych osobnik�w.
- Rozumiesz chyba, �e w obecnej sytuacji mog� by� nieco zdenerwowany - powiedzia� Scrivener. - Mam na my�li moje powt�rne narodziny.
- Nie masz si� czego wstydzi� - pocieszy� go Azzie. - No, jeste�my na miejscu.
�Dzi�ki Szatanowi!� - doda� pod nosem. D�ugie rozmowy z lud�mi zawsze wprowadza�y go w stan rozdra�nienia przez spos�b, w jaki w niesko�czono�� potrafili dr��y� jeden temat. Ojcowie Demoni zorganizowali kurs pogl�dowy Ludzkich Wykr�t�w na Uniwersytecie Demonologii, ale by� on nadobowi�zkowy i Azziemu nie chcia�o si� bra� w nim udzia�u. Zaj�cia z Fa�szywej Dialektyki wydawa�y mu si� w�wczas du�o bardziej interesuj�ce.
Dostrzeg� przed sob� dobrze znane, szkar�atne pasy ambulansu nale��cego do P�nocnej Otch�ani. Pojazd zatrzyma� si� w odleg�o�ci kilku jard�w i wysiad� z niego medykus. By� to facet z oczami jak dwa obeliski i nosem niczym �wi�ski ryj; r�ni� si� znacznie od Azziego, kt�ry mia� lisi� twarz, rude w�osy, spiczaste uszy i przera�liwie b��kitne ocz�ta. Ci, co gustuj� w demonach, uwa�ali go za bardzo przystojnego.
- To ten go��? - zapyta� konowa�.
- Tak - potwierdzi� Azzie.
- Zanim cokolwiek zrobisz - odezwa� si� Scrivener - chcia�bym wiedzie�...
Demon o �wi�skim ryju wyci�gn�� r�k� i dotkn�� ni� czo�a Scrivenera. Ten przesta� m�wi�, a jego oczy sta�y si� szkliste i martwe.
- Co zrobi�e�? - zapyta� Azzie.
- Wy��czy�em go - odpar� tamten. - Teraz czas go za�adowa�.
Azzie m�g� mie� tylko nadziej�, �e ze Scrivenerem wszystko b�dzie w porz�dku; to nic dobrego, gdy demon majstruje przy czyjej� g�owie.
- Sk�d wiesz, dok�d go pos�a�? - zapyta�.
Demon medyczny rozpi�� koszul� Scrivenera i oczom Azziego ukaza�o si� jego nazwisko i adres wytatuowane na piersi czerwonym tuszem.
- To diabelski identyfikator - powiedzia� medykus.
- Usuniesz to, zanim ode�lesz go na Ziemi�?
- Nie martw si�, on tego nie widzi; ten napis s�u�y jedynie nam. B�dziesz mu towarzyszy� w drodze?
- Dostan� si� tam na w�asn� r�k� - odpar� Azzie. - Poka� mi tylko jeszcze raz ten adres. W porz�dku, zapami�ta�em.
- Do zobaczenia, Tom - powiedzia� do cz�owieka o szklistych oczach pozbawionych wyrazu.
ROZDZIA� 3
I tak Thomas Scrivener wr�ci� do swojego domu. Na szcz�cie dla wszystkich zainteresowanych demonowi medycznemu uda�o si� dostarczy� go, zanim jego cia�o dozna�o nieodwracalnych uszkodze�. Ziemski lekarz, kt�ry je kupi�, mia� w�a�nie zrobi� naci�cie na szyi, aby pokaza� swoim studentom, jak wygl�da sie� naczy� krwiono�nych, gdy Scrivener otworzy� szeroko oczy i powiedzia�:
- Dzie� dobry, panie doktorze!
Po czym zemdla�. Doktor Moreau og�osi� Scrivenera �ywym i za��da� od wdowy po nim zwrotu pieni�dzy, co ta uczyni�a niezbyt ch�tnie - jej po�ycie ze zmar�ym nie nale�a�o do zbyt udanych.
Azzie przyby� na Ziemi� w�asnym sposobem, nie maj�c ochoty podr�owa� wraz ze Scrivenerem Wehiku�em Umarlak�w, w kt�rym panowa� zapach zgnilizny trudny do zniesienia nawet dla istot nadprzyrodzonych. Pojawi� si� tu� po zmartwychwstaniu swego podopiecznego, ale za spraw� noszonego przeze� Amuletu Niewidzialno�ci �adne ludzkie oczy nie mog�y go dostrzec.
Niewidoczny dla wszystkich z wyj�tkiem jasnowidz�w, Azzie posuwa� si� za pochodem konwojuj�cym Scrivenera do jego domu. Poczciwcy z wioski uznali ca�e zdarzenie za cud, ale jego �ona, Milaud, nie przestawa�a mrucze�:
- Wiedzia�am, �e ten �ajdak udawa�!
Pod os�on� Amuletu Azzie kr��y� dooko�a ich domu, gdzie mia� przebywa� tak d�ugo, p�ki na Scrivenera nie wyga�nie gwarancja. Prawdopodobnie stanowi�o to kwesti� kilku dni. Dom by� wcale du�y, mia� kilka pokoi na ka�dym pi�trze i wilgotn� suteren�. W�a�nie w niej usadowi� si� Azzie; by�o to miejsce w sam raz jak na potrzeby demona. Azzie przyni�s� ze sob� kilka zwoj�w do czytania i worek zgni�ych kocich �b�w na przek�sk�. Cieszy� si� na t� chwil� spokoju, ale gdy tylko na dobre si� zainstalowa�, zacz�y si� k�opoty.
Najpierw by�a to �ona Scrivenera, wysoka dziewucha z nastroszonymi kasztanowymi w�osami, szerokimi ramionami i wielkim zadem, kt�ra przysz�a do piwnicy po jakie� zapasy. Potem najstarszy syn Scrivener�w, Hans, wychudzony prostak wygl�daj�cy dok�adnie jak jego ojciec, szuka� garnka na mi�d. Jeszcze p�niej Lotta, s�u��ca, wybra�a nieco ziemniak�w z przesz�orocznego zbioru. Z takich to - i innych - powod�w Azzie zazna� niewiele wypoczynku. Rano rzuci� okiem na Scrivenera - wygl�da�o na to, �e wskrzeszony cz�owiek przychodzi do siebie bez pooperacyjnych komplikacji. Siedzia� przy stole, pij�c herbat� zio�ow�, sprzeczaj�c si� z �on� i strofuj�c dzieci.
Jeszcze jeden dzie�, skonstatowa� Azzie, by przekona� si�, �e facet jest w ca�kowitym porz�dku, i czas b�dzie wyruszy� do bardziej interesuj�cych spraw.
Dwa psy nale��ce do rodziny wyczuwa�y jego obecno�� i przemyka�y chy�kiem, gdy obok nich przechodzi�; to by�o do przewidzenia. Jednak to, co sta�o si� potem, nie mie�ci�o si� w jego planach.
Tego wieczoru zasn�� w zat�ch�ej cz�ci piwnicy, gdzie znajdowa�o si� nieco zgni�ej rzepy i gdzie uwi� sobie mile cuchn�ce gniazdko. Nagle obudzi�o go �wiat�o. W blasku �wiecy sta�o dziecko, przygl�daj�c mu si� uwa�nie. Jakie� to upokarzaj�ce! Azzie chcia� si� zerwa� na r�wne nogi, ale momentalnie upad� z powrotem. By� przywi�zany kawa�kiem sznurka oplecionym dooko�a jego kostki! Naturalna reakcja kaza�a mu si� podnie��. Dziecko, dziewczynka z okr�g�� buzi� i p�owymi w�osami w wieku mniej wi�cej siedmiu lat w jaki� spos�b musia�a go widzie� i z�apa�a go w pu�apk�.
Azzie wyprostowa� si� na ca�� sw� wysoko��, uwa�aj�c, �e lepiej od razu zrobi� na niej odpowiednie wra�enie. Pr�bowa� przyj�� gro�n� postaw�, ale ten dziwnie jarz�cy si� sznurek, kt�rego drugi koniec przymocowany by� do belki, powstrzymywa� go uparcie - i Azzie ponownie upad�. Dziewczynka roze�mia�a si�, a demona przesz�y ciarki. Nic tak nie wyprowadza z r�wnowagi istoty piekielnej, jak m�ody, niewinny �miech.
- Cze��, skarbie - powiedzia�. - Czy ty mnie widzisz?
- Tak - odpowiedzia�o dziecko. - Wygl�dasz jak stary, wstr�tny lis!
Azzie spojrza� na male�k� tarcz� wstawion� w Amulet Niewidzialno�ci; tak jak si� tego obawia�, wskazywa�a spadek mocy niemal do zera. Ci g�upcy z Zaopatrzenia! Co prawda, powinien by� sam sprawdzi� poziom jego na�adowania. Wygl�da�o na to, i� z powodu cudzego oraz w�asnego niedbalstwa znalaz� si� w potrzasku; jednak nie takim, z kt�rego nie m�g�by si� wydosta� przy zastosowaniu odrobiny dyplomacji.
- Raczej mi�y lis, zadarty nosku, prawda? - spyta� Azzie, u�ywaj�c pieszczotliwego okre�lenia stosowanego zwykle przez rodzic�w-demon�w. - Fajnie, �e ci� pozna�em. Prosz�, odwi�� ten sznurek, a dam ci ca�� torb� s�odyczy!
- Nie lubi� ci� - powiedzia�o dziecko. - Jeste� z�y. Zostawi� ci� przywi�zanego i sprowadz� ksi�dza.
Dziewczynka patrzy�a na niego oskar�ycielsko; Azzie wiedzia�, �e musi u�y� jakiego� wybiegu, aby unikn�� tej przykrej ewentualno�ci.
- Powiedz mi, kochanie, sk�d wzi�a� ten kawa�ek powroza?
- Znalaz�am go w jednym z pomieszcze� magazynowych ko�cio�a - odpar�a ma�a. - Le�a� na stole po�r�d kawa�k�w starych ko�ci.
No tak, relikwie �wi�tych! Znaczy�o to, �e ten niepozorny postronek by� �apk� na duchy. Trudno b�dzie si� z tego wykaraska�!
- Pos�uchaj, jestem tutaj, by opiekowa� si� twoim tat�. Ostatnio nie czu� si� dobrze; wiesz, ta ca�a historia z umieraniem i powrotem do �ycia... A teraz b�d� tak dobra i odwi�� mnie. B�d� mi��, grzeczn� panienk�.
- Nie - stwierdzi�o dziecko z nieugi�to�ci� w�a�ciw� ma�ym dziewczynkom; i du�ym te�.
- Psiakrew, niech to licho porwie! - powiedzia� Azzie.
Szamota� si� chwil�, ale nie potrafi� uwolni� stopy z p�tli odznaczaj�cej si� t� niemi�� cech�, i� zaciska�a si� tym mocniej, im bardziej demon pragn�� j� rozlu�ni�.
- Daj spok�j, ma�a! Zabawa zabaw�, ale teraz odwi�� mnie wreszcie!
- Nie m�w do mnie �ma�a� - rzek�o dziecko. - Nazywam si� Brigitte i wiem wszystko o tobie i tobie podobnych! Ksi�dz nam to powiedzia�. Jeste� z�ym duchem, prawda?
- Wcale nie - zaprzeczy� Azzie. - Tak naprawd� jestem dobrym duchem, albo przynajmniej neutralnym. Przys�ano mnie tutaj, abym dopilnowa�, by z twoim ojcem by�o wszystko w porz�dku. Podogl�dam go jeszcze troch�, a potem p�jd� sobie, by pomaga� innym.
- Aha, rozumiem - powiedzia�a Brigitka. Zastanawia�a si� przez chwil�.
- Jednak cholernie wygl�dasz mi na demona.
- Pozory myl� - odpar� Azzie. - Wypu�� mnie. Musz� czuwa� nad twoim tat�.
- Co mi dasz?
- Zabawki - zdecydowa� Azzie. - Wi�cej ni� kiedykolwiek widzia�a�.
- Dobrze - przysta�a Brigitte. - Potrzebne mi s� te� nowe ubrania.
- Dostaniesz ich ca�� szaf�. Teraz ju� mnie wypu��.
Brigitka podesz�a bli�ej i brudnym palcem wskazuj�cym dotkn�a w�z�a. Potem zatrzyma�a si�.
- Je�eli ci� wypuszcz�, czy przyrzekniesz mi, �e b�dziesz si� ze mn� bawi�, ilekro� ci� tylko zawo�am?
-Nie. Posuwasz si� za daleko. Mam wiele spraw na g�owie i nie mog� by� na ka�de zawo�anie do us�ug wiejskiej dziewuszyny z brudn� buzi�!
- A wi�c obiecaj, �e spe�nisz trzy dowolne moje �yczenia. Azzie zawaha� si�. Tego rodzaju przysi�ga musia�a zosta� dotrzymana przez demona, ale te� spe�nianie ludzkich pragnie� mog�o nastr�cza� wiele trudno�ci; ludzie s� tak nieobliczalni!
- Spe�ni� jedno - obieca� - i to pod warunkiem, �e b�dzie rozs�dne.
- No, dobrze - zgodzi�a si� Brigitka. - Ale nie za bardzo rozs�dne, co?
- W porz�dku, rozwi�zuj.
I Brigitte zrobi�a to. Azzie potar� udr�czon� kostk�, potem przeszuka� sw� torb�, znalaz� zapasow� bateri� do Amuletu Niewidzialno�ci, wetkn�� j� na miejsce zu�ytej - i znikn��.
- Pami�taj, przyrzek�e�! - krzykn�a Brigitka.
Azzie wiedzia�, �e nie mo�e zapomnie� o swojej obietnicy, nawet gdyby chcia� to zrobi�. Przyrzeczenia sk�adane ludziom przez istoty nadprzyrodzone zapisywane s� na bie��co w Urz�dzie R�wnowagi dzia�aj�cym pod zwierzchnictwem Ananke i je�liby jaki� demon usi�owa� wykr�ci� si� sianem, Si�y Konieczno�ci szybko i bole�nie przypomnia�yby mu o zobowi�zaniach.
Scrivener czu� si� dobrze, zajada� kasz� z miski i pokrzykiwa� na �on� i s�u�b�. Azzie ulotni� si�. Czas by�o zaj�� si� w�asnymi sprawami.
ROZDZIA� 4
Dla Azziego by�a to przyjemno�� m�c znowu w�drowa� po zielonej Ziemi. Tak naprawd� nienawidzi� swego pobytu w Otch�ani, gdzie wszystko w k�ko si� powtarza�o - mo�na by�o zanudzi� si� na �mier� przy codziennej, ponurej czynno�ci przypiekania grzesznik�w. Azzie by� przedsi�biorczym, energicznym demonem patrz�cym w przysz�o��, a nie za siebie. By� przedstawicielem Z�a i mimo pewnej cechuj�cej go frywolno�ci, powa�nie traktowa� swoje piekielne obowi�zki.
Pierwsz� rzecz�, jak� zamierza� zrobi� po opuszczeniu wioski Scrivenera, by�o zorientowanie si�, gdzie w�a�ciwie jest. Ta okolica by�a mu obca tym bardziej, �e Azzie po raz ostatni odwiedzi� ziemi� w czasach Cesarstwa Rzymskiego; by� nawet obecny na jednej z przes�awnych uczt Kaliguli. Kiedy teraz lecia� nisko nad krajem zwanym Gali�, chroni� go Amulet, kt�ry sprawia�, i� jego posiadacz nie tylko stawa� si� niewidzialny, ale i niewyczuwalny dla wszelkich ziemskich istot. Przyda�o mu si� to, kiedy przelatywa� przez du�e stado �ab�dzi.
Szybowa� ponad ogromnym lasem rozci�gaj�cym si� we wszystkich kierunkach, a wioska stanowi�a tylko niewielk� wysepk� w olbrzymiej puszczy pokrywaj�cej wi�ksz� cz�� Europy i ci�gn�cej si� od Scytii do Hiszpanii. Azzie dostrzeg� b�otnisty trakt biegn�cy �rodkiem boru i porusza� si� wzd�u� niego na wysoko�ci oko�o pi�ciuset st�p. Go�ciniec ci�gn�� si� bez ko�ca, przechodz�c wreszcie w porz�dn�, bit�, rzymsk� drog�, i Azzie towarzyszy� przez pewien czas grupie je�d�c�w zmierzaj�cych do do�� du�ego miasta. P�niej dowiedzia� si�, i� by�o nim Troyes nale��ce do kr�lestwa Frank�w, ros�ych barbarzy�c�w, kt�rzy po upadku Rzymu podbili �elaznymi mieczami ca�� Gali� - a nawet nieco wi�cej.
Nisko i powoli ko�owa� nad miastem sk�adaj�cym si� z wielu ma�ych dom�w, pomi�dzy kt�rymi wznosi�y si� wielkie pa�ace nale��ce do szlachty i ko�cielnych pra�at�w. Na peryferiach Troyes odbywa� si� jarmark i zwabiony weso�� krz�tanin� wok� namiot�w Azzie postanowi� odwiedzi� to miejsce. Opu�ci� si� na ziemi� i przybra� sw�j standardowy kamufla� - posta� poczciwego, korpulentnego, �ysiej�cego jegomo�cia o mrugaj�cych nerwowo oczach. Rzymska toga, spowijaj�ca go nadal pomimo zmiany kszta�tu, nie pasowa�a do nowych czas�w, kupi� zatem na straganie r�cznie tkan� opo�cz�, dzi�ki czemu wygl�da� mniej wi�cej tak samo jak wszyscy inni. Ci�gle jeszcze nieco zdezorientowany, przechadza� si� po targowisku, rozgl�daj�c si� pilnie dooko�a. Pomi�dzy rozsianymi bez�adnie namiotami sta�o kilka drewnianych i wygl�daj�cych solidnie bud - sprzedawano tu wszelkie mo�liwe towary: bro�, odzienie, �ywno��, �ywy inwentarz domowy, narz�dzia i korzenie.
- Hej tam! Panie!
Azzie odwr�ci� si�. Tak, stara baba kiwa�a w�a�nie na niego. Siedzia�a przed ma�ym, czarnym namiotem o kabalistycznych znakach wymalowanych z�otem na jego bokach. Mia�a ciemn� sk�r� Arabki lub Cyganki.
- Wo�a�a� mnie?
- Tak, panie - odpar�a kobieta z okropnym, p�nocno-afryka�skim akcentem. - Wejd�cie, panie, do �rodka.
Cz�owiek na miejscu Azziego by�by mo�e bardziej ostro�ny, s�ysz�c podobne zaproszenie, nigdy bowiem nie wiadomo, co mo�e czeka� na ciekawskiego w czarnym namiocie wr�bitki, jednak dla niego by�o to pierwsze swojskie miejsce, jakie ujrza� po bardzo d�ugim czasie. Istniej� ca�e plemiona duch�w zamieszkuj�cych czarne namioty i w�druj�cych wzd�u� i wszerz po pustkowiach Limbo, krainy rozci�gaj�cej si� na granicy pomi�dzy Piek�em i Niebem, a Azzie, chocia� Kananejczyk ze strony ojca, by� spokrewniony z niekt�rymi w�drownymi bedui�skimi demonami.
Od wewn�trz namiot podszyty by� bogato zdobionymi kilimami, a na jego �cianach umieszczono lampki oliwne z misternie wykutej cyny; wsz�dzie wok� le�a�y haftowane poduszki. W g��bi sta� niski o�tarz ze sto�em ofiarnym, a za nim, wysoko, wyrze�biony na heroiczn� greck� mod��, majaczy� pos�g przystojnego m�odzie�ca z laurowym wie�cem na g�owie. Azzie pozna�, kogo przedstawia.
- To Hermes - powiedzia�.
- Jestem jego kap�ank� - odpar�a starucha.
- Zdawa�o mi si� - zaprotestowa� Azzie - �e znajdujemy si� w chrze�cija�skim kraju, w kt�rym kult starych bog�w jest surowo zakazany!
- Prawd� m�wisz - potwierdzi�a kap�anka. - Dawni bogowie umarli, ale nie do ko�ca, bo powr�cili do �ycia w nowej postaci. Hermes, na przyk�ad, zmieni� si� w Hermesa Trismegistosa, patrona alchemik�w. Jego kult nie jest mile widziany, ale nie jest te� zabroniony.
- Ciesz� si�, �e tak si� sta�o - odpar� Azzie. - Ale dlaczego mnie tu zawo�a�a�?
- Czy jeste� demonem, panie? - zapyta�a kobieta.
- Tak. Po czym to pozna�a�?
Jest w twojej postawie co� wielce pa�skiego i z�owieszczego - odpar�a. - Jakby sk�onno�� do zamy�lenia i nieub�aganego z�a, co wyr�nia ci� od innych nawet w najwi�kszym t�umie.
Azzie wiedzia�, �e Cyganki zdolne s� do subtelnej percepcji, kt�r� obraca�y potem w s�owa pochlebiaj�ce ich klientom. Mimo to si�gn�� do swojej torby, wyszuka� z�ot� monet� i da� j� staruszce.
- We� to za tw�j przebieg�y j�zyk. A teraz m�w, czego chcesz ode mnie?
- M�j pan ma do ciebie s��wko.
- W porz�dku - zgodzi� si� Azzie; bardzo dawno nie mia� pogaw�dki z �adnym z dawnych bog�w. - Gdzie on jest?
Stara kobieta ukl�k�a przed o�tarzem, mamrocz�c co� pod nosem. Wkr�tce bia�y marmur rze�by obla� si� r�ow� po�wiat�, pos�g o�y�, przeci�gn�� si�, zst�pi� ze swego piedesta�u i usiad� obok Azziego.
- Id� i przynie� nam co� do picia - poleci� Hermes kabalarce, a kiedy ta odesz�a, zwr�ci� si� do demona. - Tyle czasu min�o, Azzie.
- Bardzo du�o - przyzna� diabelski wys�annik. - Mi�o znowu ci� widzie�, Hermesie. Nie by�o mnie tutaj, kiedy chrze�cija�stwo zwyci�y�o nad poga�stwem - wiesz, zatrzymywa�y mnie inne zobowi�zania - ale zechciej teraz przyj�� moje wyrazy wsp�czucia.
- Dzi�ki - rzek� Hermes. - Cho� tak naprawd� nic nie stracili�my. Nadal pracujemy; wszyscy dawni bogowie. Idziemy z duchem czasu i niekiedy zajmujemy honorowe stanowiska w obu obozach - niebia�skim lub piekielnym. Daje to zupe�nie cudowne perspektywy. Du�o przemawia za tym - swego rodzaju po�rednim - stanem.
- Mi�o mi to s�ysze� - ucieszy� si� Azzie. - My�l o wycofanym z obiegu bogu niesie w sobie co� smutnego.
- Nie musisz si� o nas martwi�. Kaza�em swojej s�u�ebnicy, Aissie, zawo�a� ci�, bo to ty wygl�da�e� na zagubionego. Pomy�la�em, �e mo�e m�g�bym ci pom�c.
- To �adnie z twojej strony - rzek� demon. - Mo�e m�g�by� zatem poinformowa� mnie, co wydarzy�o si� od czas�w cesarza Kaliguli?
- Najkr�cej m�wi�c, pa�stwo rzymskie upad�o z powodu najazd�w barbarzy�c�w oraz zatrucia organizm�w Rzymian o�owiem. Barbarzy�cy s� teraz wsz�dzie; nazywaj� siebie Frankami, Saksonami i Wizygotami. Utworzyli imperium, kt�re zw� �wi�tym Cesarstwem Rzymskim.
- �wi�tym? - zdziwi� si� Azzie.
- Tak je nazwali. Nie mam poj�cia dlaczego.
- Ale jak upad�o to prawdziwe Cesarstwo Rzymskie?
- Mo�esz o tym przeczyta� w ka�dej ksi��ce historycznej - odpar� Hermes. - Po prostu uwierz mi na s�owo: upad�o z hukiem i to by� koniec Staro�ytno�ci. Okres, w kt�rym przebywamy, nazywa si� - lub b�dzie tak zwany kr�tko po tym, jak ju� przeminie - �redniowieczem. Ciebie omin�y jego Wieki Ciemne. Mieli�my wtedy troch� uciechy, m�wi� ci. Ale obecne czasy te� nie s� z�e.
- Kt�ry mam rok?
- Rok tysi�czny - rzek� Hermes.
- Milenium!?
- Tak.
- A zatem prawie czas na Zawody?
- Masz racj�, Azzie. Nadesz�a pora, kiedy Si�y �wiat�o�ci i Zast�py Ciemno�ci staj� do wielkiego wsp�zawodnictwa o to, kto b�dzie kierowa� ludzkimi losami przez nast�pne tysi�c lat - czy b�dzie to dla dobra ludzko�ci, czy wr�cz przeciwnie. Co w zwi�zku z tym zamierzasz pocz��?
- Ja? - zdumia� si� Azzie. - A c� ja mog� zrobi�?
Potrz�sn�� g�ow�.
- Reprezentant Z�a wybierany jest podczas Wielkiego Zgromadzenia przez Wy�sze Z�e Moce, maj�ce zawsze w zanadrzu swoich faworyt�w - i przydzielaj�ce prawo wyst�pienia we wsp�zawodnictwie jednemu ze swych licznych przyjaci�. Ja nie mia�bym �adnych szans.
- Tak by�o w dawnych czasach - stwierdzi� Hermes. - Ale s�ysza�em, �e Piek�o si� reformuje; Si�y �wiat�o�ci mocno na� naciskaj�. Nepotyzm, jakkolwiek wspania�y, nie mo�e by� systemem przeforsowywania kandydata. Teraz, jak zrozumia�em, wyb�r zawodnika musi opiera� si� na ocenie zas�ug.
- Zas�ugi? C� za nowatorski pomys�! Ale i tak nic nie mog� zrobi�.
- Nie b�d� defetyst� jak tylu innych m�odych demon�w - skarci� go Hermes stanowczo. - Tamci s� po prostu leniwi, lubi� si� wylegiwa�, za�ywa� narkotyki, opowiada� kawa�y i i�� przez wieczno�� wygodn� drog�. Ty nie jeste� taki, Azzie. Jeste� m�dry i masz zasady, inicjatyw�. Zr�b co�. Z ca�� pewno�ci� masz szans�.
- Naprawd� nie mam poj�cia, co m�g�bym uczyni� - wyzna� demon. - A nawet gdybym wiedzia�, nie mia�bym dosy� forsy, �eby przeprowadzi� sw�j zamys�.
- Jednak zap�aci�e� tej starej - wytkn�� mu Hermes.
- To by�o czarodziejskie z�oto. Znika po jednym lub dw�ch dniach. Je�eli chc� stan�� w szranki, potrzebuj� prawdziwego kruszcu.
- Wiem, gdzie s� pieni�dze. Prawdziwa, wielka forsa.
- Gdzie? Ile smok�w mam zabi�, �eby j� zdoby�?
- �adnych smok�w. Musisz tylko pokona� innych graczy w Wielkim Turnieju Pokerowym, kt�ry odb�dzie si� pod czas �wi�ta Fundatora tej gry.
- Poker! - szepn�� Azzie. - Moja nami�tno��! Gdzie to b�dzie?
- Na cmentarzu w Rzymie, za trzy dni. Tym razem musisz jednak zagra� lepiej ni� ostatnio, bo inaczej ze�l� ci� do Otch�ani na kolejnych kilkaset lat. Tak naprawd� - doda� Hermes - potrzebny ci b�dzie jaki� trick, jak to b�d� nazywa� hazardzi�ci w przysz�ych czasach.
- Trick? Co to jest?
- Jakikolwiek fortel, kt�ry pomo�e ci wygra�.
- Rozgrywkom przygl�da� si� b�d� obserwatorzy, a ich zadaniem jest zapobiega� wszelkim mo�liwym oszustwom - zaprotestowa� demon.
- Oczywi�cie. Nie ma jednak �adnego prawa, niebia�skiego czy piekielnego, zakazuj�cego u�ywania kamienia szcz�cia.
- One s� tak rzadkie - westchn�� zniech�cony Azzie. - Gdybym tylko go mia�!
- Mog� ci powiedzie�, gdzie si� znajduje jeden z nich, ale sam b�dziesz musia� si� nabiedzi�, by go zdoby�.
- Powiedz mi, Hermesie!
- Podczas moich nocnych w�dr�wek po mie�cie Troyes i jego okolicach - odpar� boski pose� - zauwa�y�em pewne miejsce po zachodniej stronie, na skraju las�w, gdzie ro�nie ma�y pomara�czowy kwiatek. Okoliczni mieszka�cy nie wiedz�, �e jest to Speculum wegetuj�ce wy��cznie tam, gdzie znajduje si� feliksyt.
- Feliksyt, kamie� szcz�cia, jest tak blisko?
- O tym musisz sam si� przekona� - odpar� Hermes - ale wszystko na to wskazuje.
ROZDZIA� 5
Azzie podzi�kowa� Hermesowi i ruszy� w drog�. Szed� kotlin� w stron� las�w otaczaj�cych miasto tak d�ugo, a� znalaz� ten rzadki, ma�y i niepozorny kwiatek. Pow�cha� go (zapach Speculum jest absolutnie przepi�kny), a potem schyli� si� nisko i przy�o�y� ucho do ziemi. Jego nadprzyrodzony, wyj�tkowo czu�y zmys� s�uchu wykry� pod powierzchni� gruntu obecno�� czego� ruchomego i wydaj�cego cichy stukot. By� to, co oczywiste, charakterystyczny odg�os towarzysz�cy kopaniu tunelu przez trolla przy pomocy kilofa i �opaty. Te kurduple dobrze zdaj� sobie spraw� z tego, �e wywo�ywany przez nie podczas pracy ha�as zdradza je, ale nic nie mog� na to poradzi�; troll musi stale kopa�, aby czu�, �e �yje.
Azzie tupn�� nog� i zapad� si� pod ziemi�; jest to umiej�tno��, jak� posiada wi�kszo�� europejskich i arabskich demon�w - �ycie w g��bi litosfery jest dla nich r�wnie naturalne, co dla ludzi zamieszkiwanie na jej powierzchni. Do�wiadczaj� obecno�ci gruntu na kszta�t wody, przez kt�r� mog� p�yn��, cho� znacznie bardziej wol� porusza� si� w tunelach.
Pod ziemi� by�o ch�odno. Brak �wiat�a nie przeszkadza� Azziemu dobrze widzie� w u�ywanej przez siebie intensywnej podczerwieni. W og�le by�o tu dosy� przyjemnie - blisko powierzchni �y�y krety i ryj�wki, a inne stworzenia prze�lizgiwa�y si� przez gleb� o r�nej g�sto�ci.
Id�c tunelem, Azzie dotar� do przestronnej, podziemnej pieczary. Fosforyzuj�ce ska�y jej �cian dawa�y przy�miony blask i na drugim ko�cu jaskini ujrza� samotnego kar�a odmiany p�nocnoeuropejskiej, czyli trolla. Troll ubrany by� w dobrze skrojony, zielono-czerwony garnitur z kreciego futra, male�kie rybackie buty z jaszczurczej sk�ry, a na g�owie nosi� futrzan� czapeczk� z myszy.
- Witaj, trollu - powiedzia� Azzie, prostuj�c si�, na ile tylko pozwala� wznosz�cy si� nad nim skalisty sufit pieczary, aby wywrze� na karle imponuj�ce wra�enie.
- Cze��, demonie - odpar� troll, niezbyt zadowolony ze spotkania. - Wyszed�e� na przechadzk�?
- Mo�na tak to uj�� - przyzna� Azzie. - A ty, co tutaj porabiasz?
- W�a�nie przechodzi�em t�dy w drodze na zjazd w Antibes.
- Doprawdy?
- Tak.
- Dlaczego w takim razie sta�e� tu i kopa�e�?
- Ja kopa�em? Co te� ci przysz�o do g�owy!
- Czy�bym si� myli�? C� zatem robi�e� tym kilofem, kt�ry trzymasz w r�ku?
Troll spojrza� w d� i zdawa� si� by� autentycznie zdziwiony widokiem oskarda we w�asnej gar�ci.
- Tylko sprz�ta�em - kurdupel usi�owa� zgrabi� kilka skalnych okruch�w, co mu si� nie bardzo udawa�o z tej prostej przyczyny, i� kilof nie jest najlepszym narz�dziem do tego celu.
- Sprz�ta�e� ziemi�? - zdumia� si� uprzejmie Azzie. - Czy ja wygl�dam na idiot�?! A tak w og�le, to kto ty jeste�?
- Jestem Rognir, cz�onek Stowarzyszenia Trolli z Uppsali. Uprz�tanie ziemi mo�e wyda� ci si� absurdalne, ale jest zupe�nie naturalne dla nas, kt�rzy lubimy, aby wszystko by�o na swoim miejscu.
- Szczerze m�wi�c - odrzek� Azzie - opowiadasz jakie� brednie.
- To dlatego, �e jestem zdenerwowany - wyzna� Rognir. - Zwykle m�wi� ca�kiem do rzeczy.
- Wi�c r�b to i teraz - poleci� demon. - Odpr� si�, nie mam wobec ciebie z�ych zamiar�w.
Konus przytakn��, ale nie wygl�da� na przekonanego do ko�ca. Nie mia� zaufania do demon�w i, po prawdzie, nie mo�na go by�o za to gani�. Wiele jest nie znanych cz�owiekowi rodzaj�w rywalizacji w kr�lestwie duch�w, poniewa� �aden Homer ani Wergiliusz nie znajdowa� si� w pobli�u, gdy co� istotnego dzia�o si� w �wiecie cieni. Ostatnio stosunki pomi�dzy trollami a demonami by�y dosy� napi�te, a to za spraw� spor�w terytorialnych. Demony zawsze ro�ci�y sobie prawo do podziemia, chocia� jako upad�e dzieci �wiat�o�ci wcale stamt�d nie pochodzi�y. Mimo to uwielbia�y podziemne drogi Ziemi, g��bokie jaskinie, bezdenne trz�sawiska, zapadliska, groty i skalne szczeliny ofiaruj�ce urocz� niesamowito�� ich poetyckiej, ale ponurej wyobra�ni. Trolle natomiast uwa�a�y podziemny �wiat za swoje kr�lestwo, maj�c si� za jego dzieci zrodzone spontanicznie z chaotycznych, ognistych splot�w pierwotnego p�omienia pochodz�cego z najg��bszych warstw p�aszcza planety. By�a to zwyk�a fantazja; prawdziwe pochodzenie tych kurdupli jest, co prawda, r�wnie interesuj�ce, ale nie czas si� tu nad nim rozwodzi� - liczy si� si�a wyobra�ni, przyj�cie pewnej opcji i kurczowe trzymanie si� jej. W my�l tej zasady trolle upiera�y si�, i� wolno im w�drowa� podziemnymi szlakami do woli i do syta, bez �adnych przeszk�d ani ogranicze�. Nie by�o to po my�li demon�w, kt�re wola�y samodzielnie w�ada� terytoriami, do kt�rych uzurpowa�y sobie prawo. Demony lubi� chadza� samotnie w�asnymi �cie�kami, a inne stworzenia staraj� si� schodzi� im z drogi. Ale nie trolle, w�druj�ce stadami, powiewaj�ce w ko�o bia�ymi bokobrodami, zawsze z kilofami i �opatami na podor�dziu, z �omotem i �piewem (bo s� kurduple zami�owanymi �piewakami), cz�sto przechodz�c w marszowym ordynku wprost przez zgromadzenie demon�w; te maj� bowiem z kolei zwyczaj urz�dza� sympozja w celu om�wienia zasadniczych problem�w doktryny Z�a, chocia� wnioski z ich dyskusji rzadko brane s� pod uwag� przez tych, kt�rzy naprawd� maj� w�adz�. Jakkolwiek tam by�o, nikt nie lubi, gdy mu si� w dyspucie przeszkadza maszerowaniem, kopaniem i ch�ralnym �piewem na g�osy, a trolle maj� w sobie jak�� tajemnicz� zdolno�� do wybierania najmniej odpowiedniego momentu oraz miejsca na swe g�rnicze wybryki - byle tylko przeszkodzi� g��boko pogr��onemu w my�lach demonowi siedz�cemu na bazaltowym g�azie z r�kami zakrywaj�cymi uszy - jak to wida� na niekt�rych portretach rodzinnych wykutych w kamieniu na wie�yczkach katedry Notre Dame. Demony czuj� wyra�nie, �e trolle ograniczaj� ich przestrze� �yciow�. Wojny wybucha�y ju� z mniej wa�nych powod�w.
- Zdaje mi si� - powiedzia� Azzie - �e obecnie nasze plemiona s� w stanie pokoju. W ka�dym razie przyszed�em tu po co�, co nawet nie b�dzie ci� interesowa�, poniewa� nie jest to cenny kamie�.
- A dok�adnie, to czego w�a�ciwie szukasz? - zapyta� Rognir.
- Feliksytu - odpar� demon.
W owych czasach zakl�cia i talizmany mia�y jeszcze wielk� wag� na �wiecie. A by�o ich wsz�dzie wiele, chocia� trolle chowa�y skarby w tajnych skrytkach, aby ukry� je przed smokami. Dzia�ania te rzadko bywa�y wie�czone wielkim powodzeniem, bowiem smoki wiedzia�y, �e tam, gdzie s� kar�y, znajduje si� tak�e i z�oto. Trolle i smoki id� ze sob� w parze jak dzie� i noc, �led� i kwa�na �mietana, dobro i z�o, pami�� i skrucha.
Kar�y ci�ko pracowa�y, aby wydoby� z g��bi ziemi kamienie szcz�cia. Feliksyt wyst�puje jedynie w ma�ych ilo�ciach w pok�adach neptunicznego bazaltu, kt�ry jest najstarszy i najtwardszy na �wiecie. Kamie� dobrej wr�by, feliksyt, by� w cz�stszym u�yciu dawniej, gdy wszystko by�o szcz�liwsze, lepsze, dro�sze i prawdziwsze w Z�otym Wieku, kt�ry sko�czy� si� tu� przed pojawieniem si� na ziemskiej scenie prawdziwych ludzi. Niekt�rzy twierdz�, �e te z�o�a zosta�y zdeponowane w g��binach planety przez starodawnych bog�w w�adaj�cych Ziemi� w odleg�ych, prastarych czasach, zanim jeszcze rzeczy przyj�y swe nazwy. Nawet w�wczas jednak feliksyt by� najrzadszym minera�em na �wiecie. Ju� �ladowa jego ilo�� mog�a przenie�� na posiadacza jego przyrodzon�, radosn� i pogodn� karm�, zapewniaj�c pomy�lny przebieg ka�dego przedsi�wzi�cia. Tote� ludzie zabijali si� dla niego.
Jedno jest pewne - je�eli pragniesz posi��� magiczny kamie� pomy�lno�ci, musisz albo go ukra�� (co jest niezwykle trudne, bowiem prawdziwy kamie� szcz�cia sam zabezpiecza si� przed wykradzeniem od swego w�a�ciciela i staje si� w znacznym stopniu odporny na z�odziejskie zakusy), albo musisz znale�� z�o�e feliksytu we wn�trzu skorupy ziemskiej i samemu go sobie wykopa�. M�g�by� oczywi�cie pomy�le�, �e do obecnych czas�w naturalny feliksyt musia� ulec wyczerpaniu, skoro trolle szuka�y go pod ziemi� (obok innych minera��w) od tak dawna, jak ludzko�� zamieszkuje na jej powierzchni, ale myli�by� si� w swym s�dzie - feliksyt przynosi tak wiele szcz�cia, �e nawet ziemia czuje si� przez niego b�ogos�awiona i od czasu do czasu, niczym w ekstazie, stara si� wyprodukowa� go wi�cej - cho� zawsze w niewielkich ilo�ciach.
- Feliksyt? - Rognir za�mia� si� kr�tko, ale nieprzekonuj�co. - Sk�d ci przysz�o do g�owy, �e on tu gdzie� jest?
- Powiedzia�a mi to myszka - odpar� Azzie, robi�c sprytn� aluzj� do poprzedniego zaj�cia Hermesa, boga Myszy, zanim zosta� on obalony i przemieniony wraz z reszt� Olimpijczyk�w. Nie zrobi�o to spodziewanego wra�enia na Rognirze.
- Tu nie ma �adnego feliksytu - powiedzia�. - To miejsce zosta�o wyeksploatowane ju� bardzo dawno temu.
- To mi wcale nie wyja�nia, co ty tutaj porabiasz.
- Ja? Ja po prostu szed�em na skr�ty - rzek� Rognir. - Ten punkt znajduje si� na podziemnej trasie z Bagdadu do Londynu.
- Je�eli tak si� rzeczy maj�, nie b�dziesz mia� nic przeciwko temu, jak si� tu troch� rozejrz�?
- Oczywi�cie, �e nie. �mieci s� dla ka�dego za darmo.
- Dobrze to uj��e� - odparowa� Azzie i zacz�� w�szy� woko�o.
Jego przenikliwy lisi nos pochwyci� bardzo nik�e pasemko zapachu, kt�ry kiedy�, niedawno, m�g� by� skojarzony z czym� innym, a to z kolei ��czono, mo�e tylko przelotnie, z feliksytem. (Demony maj� bardzo czu�y w�ch, aby ich s�u�ba w Otch�ani by�a dla nich bardziej uci��liwa). Niuchaj�c jak g�odny lis, Azzie szed� przez jaskini� wiedziony t� woni� wprost do torby ze sk�ry lemura spoczywaj�cej u st�p Rognira.
- Nie masz nic przeciwko temu, �e zagl�dn� do �rodka? - zapyta� Azzie.
Rognir mia� bardzo wiele przeciwko temu, ale skoro trolle nie mog� by� r�wnymi przeciwnikami w walce z demonami, to zdecydowa�, �e rozs�dek musi zapanowa� nad odwag�.
- Prosz� bardzo.
Azzie wypr�ni� sakw�. Kopn�� na bok rubiny, zebrane przez Rognira w Birmie, zignorowa� kolumbijskie szmaragdy, odsun�� na bok po�udniowoafryka�skie diamenty (wraz z ca�� ich przysz�� ponur� konotacj�) i podni�s� ma�y kawa�ek r�owego kamienia w kszta�cie walca.
- To mi wygl�da na feliksyt - stwierdzi�. - Czy mog� go sobie po�yczy� na jaki� czas?
Rognir wzruszy� tylko ramionami, bo nic innego nie m�g� zrobi� w tej sytuacji.
- Tylko oddaj mi go na pewno.
- Nie martw si� - odrzek� Azzie i odwr�ci� si�, by odej��.
Potem popatrzy� jeszcze raz na drogocenne kamienie rozsypane pod nogami.
- Pos�uchaj, Rognir. Wygl�dasz mi na porz�dnego trolla; mo�e by�my tak ubili interes, ty i ja?
- Co proponujesz?
- Planuj� pewne przedsi�wzi�cie. Teraz nie mog� ci o nim wiele opowiedzie� poza tym, �e ma ono zwi�zek z obchodami milenijnymi. Potrzebny mi tw�j feliksyt i twoje klejnoty, bo bez pieni�dzy demon nie jest w stanie nic zrobi�. Je�eli znajd� poparcie, jakiego oczekuj� od Wy�szych Z�ych Mocy, b�d� ci m�g� odp�aci� dziesi�ciokrotnie.
Rognir schyli� si� i zacz�� chowa� swoje klejnoty.
- Zamierza�em zabra� je do domu i doda� do swojej kolekcji - powiedzia�.
- Twoje zbiory s� ju� na pewno bardzo du�e, prawda?
- Och, nie mam si� czego wstydzi� - odpar� Rognir, kt�rego kolekcja mog�a i�� w zawody z najlepszymi.
- Dlaczego zatem, nie mo�esz mi zostawi� tych kilku kamieni? Twoje domowe muzeum jest ju� dostatecznie wielkie.
- To wcale nie znaczy, �e nie chcia�bym go powi�kszy�!
- Oczywi�cie, �e nie. Dodaj�c je jednak do pozosta�ych, spowodujesz, �e twoje pieni�dze nie b�d� pracowa� na ciebie. Je�li natomiast zainwestujesz je we mnie, to b�d�.
- Pieni�dze pracuj�ce dla mnie? C� za dziwaczny pomys�!? Nie wiedzia�em, �e forsa powinna pracowa�.
- Jest to idea rodem z przysz�o�ci i jest w niej zawarty kapitalny sens. Dlaczeg� to pieni�dze mia�yby sobie le�e� i nic nie robi�? Wszak wszystko inne musi tyra� na tym �wiecie!
- To dobry argument - zastanowi� si� Rognir. - Ale jak� mam pewno��, �e dotrzymasz obietnicy? Je�li przy stan� na twoj� ofert�, wszystko co b�d� mia�, to twoje s�