5409

Szczegóły
Tytuł 5409
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

5409 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 5409 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5409 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

5409 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

JERZY PRZE�DZIECKI Jasno�� nocy Wszystkie osoby wyst�puj�ce w tej ksi��ce, jak, te� wydarzenia i sytuacje zosta�y wymy�lone przez autora. Jakakolwiek zatem zbie�no�� z realnie istniej�cymi osobami lub faktami, kt�re mia�y miejsce w rzeczywisto�ci, jest ca�kowicie przypadkowa.I Na stokach Obidowej sprz�g�o wysiad�o ostatecznie. Nie walczy� ju� d�u�ej. Jakim� cudem uda�o mu si� wykr�ci� i zjecha� w d�, do warsztatu w Chab�wce. Postawi� samoch�d obok Peugeota 144 z wgniecionym dachem. Przekazanie cz�owiekowi w poplamionym kombinezonie kluczyk�w i ksi��ki wozu by�o ju� tylko formalno�ci�. Z tylnego siedzenia podj�� sw� nie�mierteln� torb� podr�n� z napisem �AIR FRANCE�. � Jakby pan szanowny chcia� do Krakowa, to jak raz jest okazja, bo syn jedzie wozem � posiadacz warsztatu, znajduj�cego si� w podziemiach okaza�ej willi, spojrza� w g�r� na twarz swego marsowego klienta. � Dzi�kuj�, ale jad� akurat w odwrotnym kierunku � przeni�s� sw� torb� na lewe rami�. � Moje uszanowanie panu. Wi�c tak, jak powiedzia�em, jutro b�dzie gotowy. Odprowadza� w�a�ciciela Trabanta wzrokiem. Wysoki, siwiej�cy na skroniach m�czyzna, w opi�tych d�insach i sk�rzanej kurtce, szed� wolno, wyprostowany, w kierunku wiaduktu nad torami. W miar� oddalania si� wygl�da� coraz m�odziej. Pierwsza zatrzyma�a si� ci�ar�wka. Zdj�� torb� z ramienia i wsiad� do szoferki, nie m�wi�c ani s�owa. Kierowca, puco�owaty ch�opak z podbitym okiem, zerkn�� na jego twarz. � Ale ja nie do Zakopanego. � Ja te� nie � przybysz u�miechn�� si� lekko i po�o�y� sw� torb� za oparciem fotela. � Do Kro�cienka, a potem do Szczawnicy. � Wysi�dzie pan w Nowym Targu, na rynku. Tam jad�. � Ruszyli. � Jasne � podr�ny spr�bowa� wyprostowa� d�ugie nogi, ale bez powodzenia. � Za ma�y dla pana � zauwa�y� ch�opak przy kierownicy. � Jak by� w Warszwie de Gaulle, to te� specjalne ��ko trzeba by�o dla niego robi�, bo si� w zwyk�ym nie mie�ci�. � Zgadza si� � rzek� m�czyzna. � Ma pan wygl�d na majora. Mo�e nawet na pu�kownika. � Dzi�kuj�. � Obrazi� si� pan? � Nie. Dlaczego mia�bym si� obrazi�? � Przepraszam, mo�na o co� zapyta�? �O Bo�e! Odchodzi mnie coraz bardziej ochota na rozmow� z normalnymi lud�mi. Przecie� ten ch�opak jest ca�kiem sympatyczny. Dlaczego mam ochot� podbi� mu drugie oko?� � Wal pan! � powiedzia�, nie patrz�c na swego rozm�wc�. � Nie lubi pan oficer�w? � Wielu rzeczy nie lubi�. Ale rzeczywi�cie, za oficerami nie przepadam. � Musieli panu da� w ko��, nie? � Ale panu musia� kto� da� w oko. A mo�e to wrodzone? � �Wrodzone�... Co� pan! � kierowca wybuchn�� �miechem. � Pan to jest fajny. Ojca bym chcia� mie� takiego. � Dzi�kuj� � rzek� pasa�er i zapali� papierosa. Podsun�� paczk� ch�opakowi, lecz ten odm�wi� ruchem g�owy.�Oto wykwit naszych czas�w � tupeciarz, cwaniak, zdolny do klepni�cia po ramieniu nawet Einsteina. Nie mia�em racji � nic sympatycznego w nim nie ma. Wi�c mo�e instynkt mnie nie zawodzi?... Je�li naprawd� nie zawodzi mnie instynkt, to znaczy, �e coraz mniej ludzi mi odpowiada.� � Bo m�j stary to nie ma od�ywek, za to wszystko wie lepiej. A i tak zawsze dostaje w ko��. Widok, co? � puco�owaty nieoczekiwanie wskaza� rozleg�� dolin�. Szosa wi�a si� szczytami wzg�rz. � Jak si� jest tam na dole, to wieczorem wszystkie samochody, kt�re t�dy jad�, wygl�daj�, jakby lecia�y w powietrzu. Wida� tylko �wiat�a � doda� po chwili. �To Rabka � Mekka ma�ych nieszcz�nik�w chorych na alergi�. Ile� razy przed laty, odwiedzaj�c Andrzeja w kolejnym sanatorium, ok�amywa�em jego i siebie, �e sw�dz�ce wypryski na sk�rze znikaj� i �e oddycha ju� l�ej, bez owych rz꿹cych po�wist�w w oskrzelach. To dzia�o si� tak dawno temu.� Niespodziewanie nasz�o go przypomnienie w�asnej rozpaczy. Opanowa� si�. �Ostatecznie Andrzej z tego wyszed� i jest dzisiaj dwudziestoparoletnim dryblasem o torsie gladiatora. Ty za� masz pi��dziesi�tk� i je�li konsekwentnie nie b�dziesz stosowa� zasady niemy�lenia o rzeczach przykrych, to wyko�czysz si� podobnie jak wielu z twojego rocznika. A pami�taj � nieobecni nie maj� racji.� Zmusi� si� do s�uchania. � Pan je�dzi na deskach? � Je�dzi�em � opu�ci� szyb� i wyrzuci� papierosa. � To pan wie � rozpogodzi� si� kierowca. � Pruje si� do przodu, przeskakuje muldy, wytrzeszcza oczy, jak �nieg sypie, i dobrze jest. Nawet jak cz�owiek pra�nie i przeturla si� par� metr�w po stoku, to wie, �e �yje! � Rozumiem � m�czyzna w d�insach u�miechn�� si�. � Wiem, �e pan rozumie. Dlatego m�wi�. Ja takiego, co sport lubi, poznaj� od razu. Powiem panu, m�j stary to nawet by�by fajny, gdyby nie tru� wci�� o tej swojej przesz�o�ci i wszystkiego do niej nie przymierza�. Wci�� nawija, jak to dawniej by�o dobrze, a dzi� nie �yje, nie ma go. Nieraz to tak dobrze pogada� z kim�, kto wsi�dzie i ju� si� go wi�cej nie zobaczy, nie uwa�a pan? � Uwa�am � pasa�erowi uda�o si� wyprostowa� wreszcie praw� nog�. Na jego poci�g�ej twarzy z dwiema ju� bruzdami po obu stronach ust pojawi� si� wyraz ulgi. � Z panem mo�na rozmawia�. Ma pan ju� troch� siwych w�os�w, ale jest pan dzisiejszy. � Sk�d pan wie? � u�miechn�� si� pasa�er. � Nie zapu�ci� si� pan. To wida�. Brzucha pan nie ma. Bary jak trza. Mi�o spojrze�. � Dzi�kuj�. Ile mog� mie� lat? �Ty stary, mizdrz�cy si� narcyzie! Wykorzystujesz ka�d� okazj�, aby si� podeprze� w tej swojej walce z czasem. Nie powiesz mu przecie�, �e codzienna gimnastyka m�czy ci� coraz bardziej i �e przy dziesi�tej �pompce� masz ju� do��!� � No, mo�e pan mie�... � rzek� z namys�em kierowca. � Ma pan ju� te czterdzie�ci trzy. �Urwa� ci siedem. Ciesz si�. Psujesz si�, widocznie, od �rodka.� � Zgad� pan � powiedzia�. � A dlaczego pana ojciec jest niedzisiejszy? � Bo wszystko ocenia... To trudne nawet... Tak, jakby przymierza�... Do wojny czy jak? Sam nie wiem... �Jeszcze jeden po�amaniec. Jak to dobrze, �e ju� dawno przesta�em rozpami�tywa� tamte sprawy.� � Co to znaczy? � zapyta�. � No w�a�nie. Pan nie rozumie i ja te� nie. Jak Boga kocham, m�j stary potrafi, na przyk�ad, powiedzie�, �e tylko w czasie wojny ludzie kochali naprawd�. Czy kto� mo�e si� kapn��, co to znaczy?... �Po jak� choler� wsiad�e� do jego wozu? Teraz tylko nie anga�uj si�! Spokojnie!�� Ja nie � sk�ama�. � Jasne! � ch�opak zbiera� my�li. � Wi�c... � zacz�� niezbyt pewnie. � Jak si� jest obok kogo� takiego, kto wszystko mierzy swoj� urwan� nog�, to cho�by ten kto� by� najwi�kszym bohaterem... � Pa�ski ojciec straci� nog�? � przerwa� mu. � No. Ale tylko do kolana. Protez� ma dobr�. Chodzi tak, �e nic nie wida�. � �Uciekaj! Uciekaj natychmiast, bo inaczej wszystko gotowe wr�ci�.� Uczu�, �e si� poci. � A dok�d?... � rzuci� zmienionym g�osem. Wypowiedzia� to wbrew samemu sobie. � Nie rozumiem... � Gdzie chodzi? � M�j stary?... R�nie. Do klubu... Tam zbieraj� si� tacy jak on i gadaj� razem o r�nych bohaterstwach ca�ymi godzinami. Czasem to istne kino, kiedy stamt�d wraca... � Ch�opak roze�mia� si�. � Sm�dzi na przyk�ad o jakim� poci�gu, kt�ry wylecia� w powietrze, jakby wysadzi� go wczoraj. I powiedzia�em panu, jak si� jest z kim� takim, to nie ma rozmowy. Cz�owiek chce pr�dzej czy p�niej zmy� si� i znikn��. � Ucieka pan, rozumiem � m�czyzna kiwn�� g�ow�. � Daleko? � Zale�y. Ale tu nie chodzi o kilometry � dorzuci� po�piesznie kierowca. � Rozumiem � pasa�er ci�ar�wki odwr�ci� g�ow�. � Mo�na nieraz uciec od kogo�, siedz�c z nim w tym samym pokoju. � Z nim nie da rady. Dop�dza zaraz cz�owieka, wyprzedza i chce, aby biec za nim. Zawsze � za, a nigdy � przed. � A mo�e warto? � zaryzykowa� m�czyzna. � Co� pan, jego �ladem? � puco�owaty wzruszy� ramionami. � Sto razy lepiej myli� si� samemu i dostawa� w kaczy kuper, je�li si� co� zrobi�o �nie tak�, ani�eli cierpie� za szlachetno��. Ja m�wi� otwarcie. Chc� wiedzie�, �e �yj�. Chc� to czu�. Lubi� szmal. Nie my�l� o innych, tylko o sobie. Chc� mie� w �yciu dobrze. Nie chc�, �eby mnie ka�dy robi� w konia, jak mojego starego. �Dra� podobny do Andrzeja. Te� wymy�li� sobie uzasadnienie swej niech�ci do ojca. Ten tutaj �na bazie ekonomicznej�, za� Andrzej dlatego, �e zna�em go, kiedy by� s�aby i przera�ony �wiatem. A prawdziwy m�czyzna nie lubi ludzi, kt�rzy zapami�tali go w okresie s�abo�ci. W wypadku Andrzeja dosz�o jeszcze prze�wiadczenie, �e rozwodz�c si� z jego matk�, wyrz�dzi�em jej krzywd�. Inna rzecz, i� ostatnio namno�y�o si� ludzi, kt�rzy otwarcie przyznaj� si� do w�asnych s�abo�ci, egoizmu, �ajdactw i B�g raczy wiedzie� czego, byle tylko zrzuci� z siebie odpowiedzialno��. Nie � poprawi� si� � nie zrzuci�, aby jej w og�le nie podejmowa�. Cynizm sta� si� ideologi� wa�koni i impotent�w.� Znowu przesta� mie� czucie w lewej d�oni, wzd�u� ma�ego palca w kierunku przegubu. Rozmasowa� palec, poruszy� nim kilka razy, lecz odr�twienie nie ust�pi�o. �Ten mi tu pieprzy o otwarto�ci, a mnie wysiada serce i z coraz to wi�ksz� szybko�ci� zamieniam si� w jeden blok wapna. Musz� rzuci� palenie. Kiedy tylko przejedziemy z Karin� granic�, �egnam si� z papierosami.� Puco�owaty m�wi� bez przerwy i co jaki� czas zwraca� g�ow� w stron� swego pasa�era. Prowadzi� jednak pewnie i szpakowaty m�czyzna uczu�, �e sp�ywa z niego powoli wszelkie napi�cie. Jedno, co go jeszcze nie opu�ci�o, to odruch spogl�dania w lusterko nad g�ow�. � A pan by� na wojnie? � kierowca zn�w zerkn�� w jego stron�. � Nie. � Mia� pan fart, co? � W�a�nie. �Za chwil� rozbij� mu ten g�upi �eb!�� Pan to jest fajny � ch�opak przekr�ci� kierownic�. Jechali teraz sam� kraw�dzi� stromego zbocza. Drzewa zdawa�y si� p�dzi� susami w d�. Zupe�nie w dole �wierki by�y granatowe i miga�o pomi�dzy nimi co� srebrzystego. Chyba potok. �Jeszcze mi wystarczy czystych strumieni do samej �mierci. Ciekawe, czy mo�na obliczy�, w kt�rym roku kolorowe puszki z plastyku po silnikowym oleju pokryj� wszystkie puszcze �wiata tak dok�adnie, �e przestanie w nich zupe�nie istnie� �ycie? Przecie� ludzie s� m�drzy. Kto� musi robi� ju� dzi� takie obliczenia?� � ... A jemu wolno, tak? � kierowca m�wi� teraz dono�niej. � Po ca�ym jego �yciu nic nie zosta�o. Stale si� myli�, ci�gle zaczyna� od pocz�tku i... nic! Dalej nie ma dla niego m�drych! Niech pan s�ucha � przed wojn� da� do banku szmal za sprzedany dom. Du�o tej mamony by�o. Tak du�o, �e mo�na by mie� za to nie wiadomo co. Wybra� bank, kt�ry dawa� najwy�szy procent. A ten bank... � jak to si� m�wi?... � Zbankrutowa� � dorzuci� pasa�er. �Krytyk� �wiata jednak chyba najwygodniej zaczyna� od obalenia autorytetu w�asnego ojca. Sk�d ja to znam?� � W�a�nie. Nic nie zosta�o. Ale on mia� racj�, bo chcia� dobrze. Dla nas, dla przysz�o�ci. Jak on o tym fajnie m�wi! Pop�aka� si� mo�na. Potem znowu � wojna. Nowe straty, da� do przechowania wszystko, co mia�, takiemu bauerowi z s�siedztwa, bo � jak to sobie wykalkulowa� � �u tego porz�dnego Niemca b�dzie bezpieczne!� Potem s�siad przesta� by� porz�dny i ma�o, zadenuncjowa� ojca, �e partyzantom pomaga. Wi�c ten chodu do lasu. No i przesiedzia� stary w partyzantce trzy lata, naspa� si� w b�ocie, nag�odowa�, ale w czterdziestym pi�tym wr�ci� � bez nogi � i po wyleczeniu � bo gru�lic� w lesie pod�apa�, a nog� straci� � w interesy si� wda� z takim jednym, z miasteczka. Cegielni� b�d� robi�. No i robi�. Przychodzi stalinizm i zabieraj� im wszystko, do ostatniej dach�wki. Ma�o � domiar ojciec sp�aca przez par� lat. Wystarczy? � Biedny cz�owiek � rzek� pasa�er. � A co pan robi? � Kupi�em ci�ar�wk�. Wo��, co podleci, i wychodz� na swoje. � A to oko? � To inna sprawa � odpar� niech�tnie m�ody. � Mi�osna. A co do tego, �e ojciec ma by� biedny, to nieprawda. Ma wszystko, czego mu potrzeba. �eby si� tylko nie wym�drza�. Najgorsze, �e go s�uchaj�. � Kto? � Wszyscy dooko�a. Jak co powie, to �wi�te. Nie mo�e by� inaczej. � Widocznie co� w nim jest. � Chyba tylko to, �e umie gada�. �Chyba nie tylko, szczeniaku. Co mnie to wszystko w ko�cu obchodzi? Po kiego diab�a tego s�ucham? Ty jeste� inny. Andrzej by� chorym dzieckiem i dlatego... dlatego... Tw�j syn nie mo�e ci zarzuci� niczego w tym rodzaju. Zawsze zaczyna�e� wszystko wierz�c, �e... B�d�c �wiadom, �e wynika z tego, co robisz, jaki� konkretny profit. W�a�ciwie to mo�na by ci� nawet nazwa� cwaniakiem, spryciarzem, a ju� z ca�� pewno�ci� cz�owiekiem zaradnym i chodz�cym po ziemi�. � Ile ma lat? � spyta� po chwili. � Ojciec? Sze��dziesi�t dwa. � Rencista? � Gdzie tam! Odbi�o mu w drug� stron�. Produkcj� podnosi. Za brygadzist� jest w sp�dzielni inwalidzkiej: wiatr�wki, p�aszcze... Z zak�adu by w og�le nie wychodzi�. � Umia� to robi�? � m�czyzna si�gn�� po papierosa. � Nie. Kurs jaki� sko�czy� � odpar� niech�tnie kierowca. � Ile panu da� na samoch�d?� On? Co� pan?... Nic. To ja sam... Pole jak raz zosta�o po dziadku. To si� sprzeda�o na parcele i... � nie doko�czy�. Spojrza� w lusterko nad g�ow� i zjecha� nieco w prawo, przepuszczaj�c autobus. � Gdyby pan da� rad� przyspieszy�... to m�g�bym si� przesi���. Przystanek jest przy rozwidleniu � szpakowaty m�czyzna zacz�� szuka� po kieszeniach. � Zrobi si� � puco�owaty mocniej uj�� kierownic� i doda� gazu. � A pan jak �yje? � spojrza� na swego pasa�era. � Tak jakbym pana gdzie� ju� widzia�. W telewizji czy gdzie... A mo�e w jakim filmie. Pan nie aktor? � Aktor � m�czyzna o poci�g�ej twarzy zwr�ci� lekko g�ow� w stron� wyprzedzonego autobusu. � Ale bardzo kiepski � roze�mia� si�. � Ju� zaraz przystanek. � W czym pan gra�? � oczy ch�opaka by�y uwa�ne. Przyhamowa�. Samoch�d zatrzyma� si�. � Gram na ma�ej scenie. Na coraz mniejszej � nieznajomy wcisn�� banknot w d�o� kierowcy. Ten podzi�kowa�, zerkn�� i wsun�� w kiesze�. � Robi� jaki� film w Szczawnicy, �e pan tam jedzie? � wykrzykn�� w chwili, gdy jego pasa�er wysiad�. � To b�dzie jedno ma�e uj�cie wielkiego filmu. Ale wa�ne � szpakowaty m�czyzna przeni�s� sw� torb� na drugie rami�. Spogl�da� w stron� zbli�aj�cego si� autobusu. � �Uj�cie�? Tak? A fajna? � kierowca roze�mia� si� porozumiewawczo. � Tu mi si� zgina, a tam �eb rekina � zrobi� spro�ny ruch ramieniem. �Bo�e, spraw, aby ten cz�owiek znikn�� z moich oczu!�, m�czyzna w d�insach cofn�� si� o krok i odwr�ci� g�ow�. I tak si� sta�o. Ci�ar�wka ruszy�a. Wsiad� do autobusu. Wyjecha� z Warszawy wieczorem ubieg�ego dnia. K�opoty ze sprz�g�em zacz�y si� ju� w G�rach �wi�tokrzyskich. By� tak zm�czony, �e omal nie przespa� Czorsztyna. Autobus rusza� w�a�nie, kiedy otworzy� oczy. Zdecydowa� si� w ostatniej chwili. �Po co to robi�? Przecie� m�g�bym wysi��� w Kro�cienku, jak planowa�em, pogada� z doktorem i ju� za dwie godziny widzie� Karin�, mie� j� w zasi�gu d�oni, patrze� w jej oczy. Cz�owieku, przecie� ju� za par� dni. wyje�d�acie oboje za granic�, i to na miesi�c. W Warszawie pozosta�o mas� spraw do za�atwienia!� Nacisn�� oporn� klamk�. Uchyli� z wysi�kiem drzwi, rozwar� je szerzej, wysun�� praw� nog� i zeskoczy�. Noga sprawowa�a si� ostatnio tak dobrze, �e zapomnia� o zwyk�ej ostro�no�ci. Niespodziewanie b�ysn�o mu pod czaszk� wielkie, ol�niewaj�co jasne s�o�ce. B�l w kolanie, wierny jak najlepszy przyjaciel, odezwa� si� od razu pot�nym �upni�ciem. Przez moment nie wiedzia�, gdzie jest i co robi. Wpi� paznokcie w wewn�trzn� cz�� d�oni. Przeczeka�, p�ki jasno�� pod czerepem nie przygas�a, a b�l nie zamieni� si� w pulsowanie. Wtedy rozlu�ni� zaci�ni�te palce i przeni�s� podr�n� torb� na drugie rami�. By� zlany potem. Autobus znikn�� ju� za zakr�tem. Spojrza� na zegarek, zaraz potem w stron� rzeki. By�a dziewi�ta. W dole, gdzie p�yn�� Dunajec, wisia�a mg�a. Rozejrza� si�. Przed dziesi�ciu laty sp�dzi� w tym miejscu dwa miesi�ce pracuj�c jako lektor wakacyjnego kursu j�zyka angielskiego. Ten kurs to by� w�wczas �szlagier� jednej z j�zykowych warszawskich sp�dzielni. Przypomnia� sobie grup� doros�ych ludzi, kt�rzy chodzili z nim co rano na kaw�, �piewaj�c ku zdumieniu miejscowych angielskie piosenki. Od tego czasu niewiele si� tu zmieni�o. Przed barem �Poprad� przyby�y jedynie stoliki z kolorowymi parasolami, a kiosk z gazetami przesuni�to nieco dalej. Zapali� papierosa. Posta� jeszcze chwil� daj�c wytchnienie prawej nodze w ten spos�b, �e ci�ar ca�ego cia�a przeni�s� na lew�. �Wyskoczy�e� z autobusu, gdy� chcesz jeszcze raz pop�yn�� czystym nurtem rzeki, bo coraz mniej jest na �wiecie rzek takich jak ta, a masz ju� ma�o czasu na takie rzeczy.�Kilku g�rali opodal baru, po drugiej stronie ulicy, spogl�da�o w jego stron�. Ruszy� przed siebie, robi�c wszystko, aby nie kule�. Zaraz za kioskiem, kiedy tamci nie mogli go ju� widzie�, przystan�� i d�ugo masowa� kolano obiema d�o�mi. Kiedy zn�w si� pojawi�, szed� ju� normalnie i prawie bez wysi�ku. Kupi� papierosy. Twarz kioskarki w ci�gu tych dziesi�ciu lat wyblak�a tylko jak stara, �le przechowywana fotografia. Przez moment spogl�da�a na swego klienta z wyrazem koncentracji. Przy wydawaniu reszty spu�ci�a oczy, lecz zaraz znowu je podnios�a. �Prawie mnie pozna�a, a ja prawie chcia�em z ni� pogada�. Coraz wi�cej tego �prawie� w �yciu.� Przez chwil� sta� niezdecydowany na �rodku tego niby placyku, przy kt�rym skoncentrowa� si� ca�y czorszty�ski handel. S�o�ce wysz�o zza chmur. Po�udniowa �ciana ruin zamku, wysoko w g�rze, wznosi�a si� w jednym miejscu jak palec mierz�cy prosto w niebo. �Dobrze, �e jest pogoda. W czasie tamtych wakacji, przed dziesi�cioma laty, cz�sto la�o ca�ymi dniami.� Zdj�� sk�rzan� kurtk�, postawiwszy na ziemi torb�. � Suka! � szepn�� jeden ze stoj�cych pod barem flisak�w. � A ni, bo pies! � odpowiedzia� mu drugi. Najbli�si zachichotali. � Pies, co suka suki � dorzuci� trzeci. Tego ju� by�o za wiele. Zacz�li rechota� wszyscy. Starego Kubic�, kt�ry wypowiedzia� te s�owa, ob�api� os�ab�y z zachwytu, d�awi�cy si� �miechem drugi staruch, J�zek z Potoka, Jarz�bk�w syn, kt�ry turystom na sp�ywie na kobzie podgrywa�. I wtem osadzi� ich wszystkich g�os tamtego, co wysiad� z autobusu. Nie to, �eby zawo�a� g�o�no. Domy�lili si� raczej z ruchu jego warg, �e co� m�wi, gdy� gromki, rozg�o�ny �miech wci�� jeszcze trwa�. Szczerze m�wi�c, to z pocz�tku nie zrozumieli ani s�owa. G�os by� jednak ostry. Przebi� si� przez ich weso�o��, jak ig�a przebija si� przez we�niany sweter. Zamilkli, a wtedy powt�rzy�: � Przepraszam. Sp�yw ju� czynny? � No. Co by nie mia� by�? Czynny. Od pierwszego maja. Mo�emy jecha� � ozwa�y si� g�osy. Jeden Jarz�bek nie powiedzia� nic, a tylko przyst�pi� do przodu mru��c kaprawe oczy i patrzy� na tamtego. Nieznajomego chyba zdziwi�o zachowanie starego, ale tego nie okaza�. I trwa�o to d�u�sz� chwil�, kiedy tak stali � jeden wysoki, smuk�y, rozro�ni�ty w barach, a drugi pokurcz � i patrzyli na siebie, nic nie m�wi�c. Wreszcie J�zek odezwa� si� pierwszy, a s�owa wychodzi�y z jego ust niespiesznie i jakby w zal�knieniu. � To przecie� nie mo�e by�, coby... � Prosz�? � rzuci� tamten, u�miechaj�c si�. Z�by mia� bia�e, chyba sztuczne. � Pan porucznik! � wykrzykn�� lub raczej zaskowycza� Jarz�bek, a ten psi skowyt trwa� w nim wci�� jeszcze nawet wtedy, gdy dopad� nieznajomego i opl�t� ramionami. Trwa�o to chwil�. Wysoki spogl�da� gdzie� ponad g�ow� g�rala. Oswobodzi� si� z jego obj��. � Pan mnie bierze za kogo� innego � rzek�, odst�puj�c o krok. Po jego twarzy przebiega�y cienie. � Nie pami�ta mnie pan? � wymamla� stary. � To przecie... To przecie nie mo�e by�! Hacknall, Newton w cztyrdziestym trzecim, mechanik Jarz�bek, dywizjon... lotnisko... Jak raz, tamtego roku wyskoczy� pan nad... nad Holandi�, bo si� panu... bo si� panu maszyna zapali�a!... Potem ta maszyna wr�ci�a, bo j� ugasili... ale bez... Pana porucznika nie by�o, a Wel-lington wygl�da�... odarty, sponiewierany!... Jak raz, m�j �lub by� tego dnia. S�u�by nie mia�em... Muriel, pami�ta pan?... Wr�ci�em siedym lat temu... Cichojcie! � wrzasn�� naraz, zwracaj�c si� w stron� �miej�cych si� kamrat�w. � Musia�o si� panu co� pomyli� � rzek� nieznajomy. � Od gorzo�ki-mio�ki! � zawo�a� kt�ry�. Wszyscy czekali, co odpowie, lecz stary nie spojrza� nawet w ich stron�. Przetar� oczy. � Musia�o mi si�... Ano, musia�o... � mamrota� przez chwil� pod nosem, spogl�daj�c na nieznajomego m�czyzn� jakby w os�upieniu. Potem podrepta� w stron� drzwi baru. � Z Anglii wr�ci� � rzek� Kubica do m�czyzny w d�insach. � Od wojny tam siedzia�. �on� ma Angielk�. Dzieci doros�e zostawi�, dom... A teraz od picia w g�owie mu si� miesza... � Jak co dzie� p� litry nie obci�gnie, to chory � rzuci� chudy g�ral w kwiecistym serdaku. Podszed� bli�ej. � No jak, panie, pojedziemy? � Ile to kosztuje? � spyta� wysoki zmienionym g�osem. Odchrz�kn��. � Siedymset. � Siedemset... � powt�rzy� tamten wolno. Spogl�da� w stron� wej�cia do baru. � Ile? � spyta� jeszcze raz. � Taniej nie mo�e by�! � g�ral w serdaku wyba�uszy� oczy. � Powiedzia�em. Jak pan sam chce p�yn��, to kosztuje siedym st�w. � Kiedy... � zacz�� m�czyzna � ...jeszcze pomy�l�. P�jd� na przysta�. Do widzenia! Odprowadzali go wzrokiem. Szed� wolno, jakby troch� kulej�c, w kierunku Niedzicy. �Teraz my�le� tylko o tym, co widz�. O niczym innym, bo tylko to jest wa�ne, co dzieje si� obecnie. Tego starego nie ma, nigdy go nie by�o. Nigdy, psiakrew, nie by�o pal�cego si� Wellingtona. Nigdy z czego� takiego nie skaka�em. Nigdy nie zostawi�em samej za�ogi. �wieci s�o�ce. Tam, po prawej, w g�rze, stoi ko�ci�ek. Po lewej rozsiane domki campingowe, zrobione z ogromnych beczek po piwie. Zabawne. �e te� pracownicy browaru nie wol� sp�dza� wolnego czasu, na przyk�ad, w domkach o kszta�cie grzybk�w, muchomor�w. Takie ju� te� gdzie� widzia�em. Wszystko widzia�em. Ale �ycie jest cudowne. Ta dolina... Pi�kna. W g�rze kr��y bocian. Karina powinna mie� ze mn� dziecko. Jak ch�opak mia�by osiemna�cie lat, to ja dopiero sze��dziesi�t osiem. �Dopiero...�� � u�miechn�� si� lub raczej wyczu�, �e si� u�miecha. Przystan��. Kolejna chmura odp�yn�a i dolina znowu wype�ni�a si� s�o�cem. Pachnia�o siano. Owce na stoku wygl�da�y teraz jak bia�e larwy. Odetchn�� spokojniej. �Przejdzie ci � wszystko przejdzie.� Tu� obok drogi sta�a kapliczka. Nachyli� si�. Chrystus, przegi�ty pod brzemieniem krzy�a, pe�z� tu� przy ziemi. W niskim, p�kolistym sklepieniu �wi�ty�ki pozycja jego by�a tak uzasadniona, i� sprawia� wra�enie, jak gdyby pragn�� z niej wyj�� za wszelk� cen� i wyprostowa� si�. �Zabija mnie logika rozumowania. Pe�zanie jest przecie� o wiele bezpieczniejsze. W czasie wojny, na przyk�ad, �o�nierze...� � znowu rozejrza� si� jakby szukaj�c ucieczki. �Na ruinach czorszty�skiego zamku zrobili drewniany podest dla turyst�w. Dawniej tego nie by�o. Te drzewa to chyba modrzewie. Tu jest tablica z napisem Granica Pa�stwa. Zgadza si�. Czechos�owacja jest przecie� tu�-tu�. Wida� zamek niedzicki. Mg�a ju� opad�a. W tym zamku znaleziono podobno po�ow� spisanego pismem sznurowym testamentu Ink�w. Pisa�y o tym gazety. Dlaczego po�ow�? Ostatni w�a�ciciele tego zamku to chyba rodzina Salamon�w... Zabawne, dlaczego nie Salomon�w? Z tym ca�ym testamentem to chyba humbug. Gdzie us�ysza�em s�owo humbug po raz pierwszy? Genera� Latinik opowiada o swojej ostatniej rozmowie z cesarzem Franciszkiem J�zefem. Upalne lato. Try�cza 1936 rok. Staruszek w kapeluszu panama i w bia�ych, kr�tkich szarawarach dyskutuje z moim ojcem w altanie obros�ej dzikim winem. Jest czym� podekscytowany. Wykrzykuje gniewnie, a ojciec go mityguje. Tak, wtedy pad�o to s�owo...� Dotar�y do niego g�osy. Spojrza� przytomniej.�rodkiem drogi, bez �adu i sk�adu, sz�a w jego stron� szkolna wycieczka. �Aha, jest przecie� maj � matury. Szko�y, aby mie� spok�j, wysy�aj� ni�sze klasy, gdzie si� da. Te siu�majtki mog� mie� po szesna�cie lat.� � Nie kurzcie, wariatki � wykrzykiwa�y, chichocz�c, dziewczyny pod adresem dw�ch, ni�szych od innych, kt�rych stopy wybija�y b�aze�sko defiladowy� krok. Te dwie, krocz�c na przedzie, mia�y jeszcze dziecinne twarze i ch�opi�ce sylwetki. �Andrzej zawsze robi� to samo, mimo pr�b i nalega�, a potem kaszla� nocami. Zaraz... To mog�o by� jakie� pi�tna�cie lat temu. Gdzie byli�my wtedy na wakacjach?� Przypomnia� sobie ostr�, nieprzyjazn� twarz Barbary z ostatnich lat przed rozwodem i zrobi� wszystko, aby przesta� o tym my�le�. � Naprawd�, nie wyg�upiajcie si�! � wykrzykn�a znowu kt�ra� z dziewcz�t. Jedna z tych, kt�re sz�y na czele wycieczki, zrobi�a zabawnie porozumiewawczy grymas do stoj�cego m�czyzny. U�miechn�� si� i co� z tego u�miechu zosta�o na jego ustach w chwili, gdy przywar�y do� na moment �mia�e, wielkie oczy wyro�ni�tej pi�kno�ci. Mia�a wydatne piersi i czerwone wargi. Zd��y� zauwa�y� tylko to. Zaskoczony niespodziewanym wyzwaniem, uciek� z oczyma. Dopi�a swego. Podda� si� jej od razu. Jarz�bek i tamte sprawy znikn�y. Uczu� ogromn� ulg�. Przez moment widzia� nieznajom� dziewczyn� nago, a siebie samego sposobi�cego si� do mi�osnego aktu. By�o to przywidzenie groteskowe i poci�gaj�ce zarazem. Nie my�la� ju� jednak o niczym innym. Kochali si� na trawie, opodal pe�zaj�cej postaci. Trwa�o to sekund�, nie d�u�ej. Oprzytomnia�. Trzydzie�ci par� lat r�nicy. Co najmniej. Obejrza� si�. Uczyni�a to w tej samej chwili, tylko spogl�daj�c w jego stron�, starszawa pani o zm�czonej twarzy, id�ca na ko�cu gromady. Zapewne profesorka. �M�j rocznik. Tylko nie potrafi zdoby� si� na niemy�lenie o pewnych sprawach. A ja �yj� dzisiaj, gimnastykuj� si�, chodz� w d�insach i �piewam najnowsze piosenki.� Pi�kna dziewczyna odpala�a papierosa od peta w ustach kole�anki, �ci�gaj�c wargi jak do poca�unku. Mia�a d�ugie, strzeliste nogi. U�miecha�a si�. �Kto ciebie wyjmie jeszcze w tym sezonie, nie b�dzie mia� powod�w do narzekania. Na pewno jeste� domy�lna.� � Eskadra i problemy sprzed lat znikn�y zupe�nie. Dziewczyna musia�a k�tem oka dostrzec, �e jest obserwowana. W jednej chwili sta�a si� powa�na. Wydmucha�a dym, nadymaj�c policzki, jak czyni� to dzieci puszczaj�ce mydlane ba�ki. �Ty stary �ajdaku, czy to si� nigdy nie sko�czy? Czy zawsze, a� do samej �mierci, b�dziesz musia� mie� co� na sumieniu?� Odwr�ci� si� i ruszy� przed siebie. �upn�o go ju� w par� minut p�niej. Flisacka przysta� zmieni�a si�. Teraz przypomina�a �weso�e miasteczko�. Niedzicki zamek na stromym wzniesieniu, po drugiej stronie Dunajca, wygl�da� jak rycerz w zbroi spogl�daj�cy na zgie�kliw� i kiczowat� karuzel�. M�czyzna w d�insach przystan�� w ogonku do okienka z napisem �Kasa�. �Masz swoj� wsp�czesno��. W��cz si�! �piewaj za dudni�cym g�o�nikiem, tak jak inni! Jedz kie�baski z ro�na! Kupuj tandetne pami�tki, jak ten t�umek ameryka�skich turyst�w. Ko�ysz si� w takt melodii, jak ci Niemcy siedz�cy nad rzek�! Zajadaj lody! Pij �Pepsi-Col�! Ma taki sam smak jak na Florydzie i pod Coloseum!� Zap�aci� i spojrza� na zegarek. Mia� jeszcze p� godziny. W bufecie podobnym do opustosza�ej strzelnicy kr�lowa�a Cyganka sprzedaj�ca piwo. Cz�owiek w g�ralskim kostiumie, zapewne t�umacz, m�wi� co� po francusku, otoczony gromad� ch�opak�w. Niekt�rzy z nich celowali swymi kamerami prosto w szare mury. T�umacz w kostiumie gestykulowa� coraz ogni�ciej. Z kilku jego s��w wynika�o, �e przekazuje w�a�nie swym s�uchaczom histori� testamentu Ink�w.Uciek� w stron� rzeki. Kamienie by�y ob�e, wytoczone przez wod�. Szed� wzd�u� brzegu, ostro�nie stawiaj�c na nich stopy. Wody by�o sporo. Gna�a z szumem przed siebie, bij�c w wystaj�ce g�azy. Zamek oblany s�o�cem robi� w�a�nie wielki show dla turyst�w. Trzaska�y kamery. � Jazda numer trzydzie�ci siedem! � zagdaka� g�o�nik. � Prosz� wsiada�! Przenosz�c oczy z p�ycizny rzeki, gdzie przewala�y si� zbr�zowia�e puszki po konserwach, na podjazd parkingu, skrzywi� si�, jakby zabola�o go kolano. Zbli�a� si� w�a�nie jeszcze jeden kolorowy autokar. S�o�ce znikn�o za chmurami. Baszty i mury zdawa�y si� wisie� wysoko nad rzek�, odrealnione i pos�pne. Blask znowu wr�ci�. S�oneczna smuga sun�a najpierw wzd�u� ska�, a potem przenios�a si� wy�ej, wydobywaj�c od razu wszelkie za�amania i nier�wno�ci ca�ej budowli. �Nawet i ciebie, staruszku, zmuszono do mizdrzenia si� ku uciesze dewizowych go�ci.� Jeden z kamieni zakoleba� si� pod jego stop�. Spojrza� w d� i odrzuci� patykiem prezerwatyw� le��c� na brzegu w sam �rodek spienionego nurtu. Poczu� obrzydzenie. �Oto symbol rozwa�nie realizowanych pragnie�, przysz�o�ci �wiata, nami�tno�ci poddawanych egzaminowi l�ku i niepewno�ci. Znami� techniki, stosowanej W najintymniejszych przejawach �ycia. Zwyci�stwo racjonalistycznego sposobu my�lenia.� Sam nie wiedzia�, dlaczego splun��, my�l�c o tym wszystkim. Flisak w niebieskim serdaku, stoj�cy w tyle �odzi, wspar� sw�j dr�g o kamie� na brzegu. Drugi, zastyg�y na sczepionych dziobach, da� znak. Obaj, napinaj�c mi�nie, pchn�li r�wnocze�nie. Potem ten w tyle zapar� si� jeszcze silniej. Zesp� pi�ciu w�skich cz�en okr�ca� si� z wolna. Stare Amerykanki w �miesznych kapeluszach pisn�y przeszywaj�co. P�askie dna �odzi zachrobota�y na kamieniach. Siedzia� na najw�szej �awce, jaka znajdowa�a si� w przedzie. Spojrza� na ludzi, z kt�rymi wypada�o mu p�yn��. Przewa�a�y starcze, �ci�gni�te niepokojem twarze. Tratw� wch�ania� ju� pr�d. Uderzy�a lekko o wystaj�cy kamie�. Amerykanki pisn�y znowu, przejmuj�co, jak myszy. Wzdrygn�� si�. �Nie wytrzymam� � zdecydowa� si� nagle. Najpierw przeni�s� nogi ponad niewysok� burt�, a potem � wci�� pami�taj�c o kolanie � zsun�� si� w wod�. By�a zimna jak l�d. Zobaczy� zdumione oczy flisaka, kt�ry sta� za plecami siedz�cych. �ylasty g�ral wo�a� co� w stron� uciekiniera. �Uda�o si�. Kolano jest w porz�dku � brn�� wod� w stron� brzegu. � W og�le wszystko b�dzie w porz�dku, je�li tylko zdo�asz zawsze ucieka�, cho�by w ostatnim momencie.� � Ewa! � zawo�a� ch�opak z plecakiem, stoj�cy na kamiennym up�azie przystani, sk�d odp�ywa�y wszystkie tratwy. Dziewczyna, kt�ra do niego podesz�a, mia�a muskularne nogi. Wgramoli� si� na wzniesienie i usiad� tu� obok obejmuj�cej si� pary. Zdj�� buty i wyla� z nich wod�. Po �ci�gni�ciu mokrych skarpetek poczu� na go�ych stopach ciep�o s�onecznych promieni. Poruszy� palcami. � Ale pi�knie, co? � powiedzia� ch�opak, staj�c za dziewczyn�. Obejmowa� j� teraz w ten spos�b, �e palce zapl�t� na jej piersiach. Przywar�szy do siebie policzkami, spogl�dali oboje w stron� oddalaj�cych si� tratew. Dr�gi flisak�w przenosi�y si� to w lewo, to zn�w w prawo. � Jazda numer czterdzie�ci jeden! � zadudni� g�o�nik i oboje m�odzi odeszli. �Wtedy, przed dziesi�ciu laty, by�o tu zupe�nie cicho o tej porze. Pierwsze ska�y, jakie mija�a tratwa, by�y ��te. Z otwor�w w stromym brzegu wylatywa�y jask�ki. W niekt�rych miejscach woda, przezroczysta jak powi�kszaj�ce szk�o, trwa�a bez ruchu. �ysy Weber z Akademii Nauk pr�bowa� � jak to on zwykle � zmusi� wszystkich uczestnik�w wycieczki do �piewania angielskich piosenek, lecz nikt nie mia� na to ochoty.P�yn�li na pych opodal szpaleru kolorowych budyneczk�w, podobnych do ch�opskich kredens�w. W p�ytkiej wodzie, na wprost dom�w, brodzi�y kaczki. M�ode, jak k��bki ��tej we�ny, koleba�y si� nieporadnie na kamieniach. Ja�owce, rozsypane w tyralier� na wzg�rzu za domami, trwa�y nieruchomo. Flisak zapiera� sw�j dr�g o g�azy, kt�rych kszta�ty obrysowywa�a p�dz�ca woda. Ciemny pr�t, przywarty do kamienia, drga� jak sekundnik zegarka. Nabierali szybko�ci. Strome wzniesienia, poros�e drzewami o r�nych odcieniach zielono�ci, przesuwa�y si� coraz pr�dzej. Niespodziewanie zza drzew wystrzeli�y rude ska�y,. docieraj�ce a� do spienionej wody. Pr�d by� silniejszy. Dr�g flisaka przenosi� si� z lewego na prawy bok cz�en, ponad g�owami siedz�cych. G�ral nie dba� ju� o elegancj� i wywa�enie ka�dego swojego ruchu. Walka z �ywio�em toczy�a si� na powa�nie.� Zn�w przesta� mie� czucie wzd�u� ma�ego palca lewej d�oni. Zrobi� kilka wymach�w ramieniem, w nadziei, �e krew nap�ynie i wszystko przejdzie. Nie pomog�o. Rozmasowa� zdr�twia�e miejsce, zaciskaj�c na nim z furi� palce. Powoli czucie zacz�o wraca�. Mija�y go dwie tratwy, wype�nione lud�mi. Ch�opak w bia�ych portkach i serdaku, stoj�cy na samym koniuszku spi�tych cz�en, zdawa� si� ta�czy� ze swym dr�giem. �Jest chyba sprawniejszy ni� tamten przed dziesi�ciu laty. W ma�ym palcu musi mie� ca�� sztuk� manewr�w tymi �upinami nawet przy najwi�kszym pr�dzie. �wiadom jest, ponadto, �e ogl�daj� go ludzie z brzegu, i �przyspiesza�. Walczy i wie, �e �yje. Mam ju� diablo ma�o czasu na co� takiego. Czy uda mi si� wreszcie, do pioruna, znale�� co�, co sprawi, �e przestanie dla mnie istnie� wszystko inne?... � Wyprostowa� praw� nog�. � Wci�� �dobrze zapowiadaj�cy si� kuternoga, mistyfikator, podre�yserowany przez m�od� �on� na knajackiego playboya. I wtem szarpn�o tratw� do przodu. P�dzili w�r�d bia�ych pian, slalomowe omijaj�c wystaj�ce g�azy. Jak d�ugo to trwa�o, nie wiedzia�. Oderwa� oczy od k��bi�cego si� nurtu dopiero wtedy, gdy znale�li si� na rozlewisku. Tu woda zdawa�a si� sta� w miejscu. � Yes, very beautiful indeed! � rzuci� w odpowiedzi na okrzyk rudow�osej pi�kno�ci, uznanej przez wszystkich za �miss� wakacyjnego kursu. � Zawsze ci� pragn�am � m�wi�a w godzin� po przypadkowym spotkaniu w Klubie Dziennikarzy na Foksal, le��c w jego ��ku. To zdarzy�o si� jednak jakie� trzy lata po sp�ywie Dunajcem. A mo�e cztery... Nie pami�tam teraz zupe�nie. Ja, dzia�aj�cy jako lektor, to by�o nieporozumienie. Jedno z wielu. Jeszcze jedna strata czasu. P�acili mi nie�le, bo � o dziwo � ten i �w czego� si� pono� u mnie zdo�a� nauczy�. To wystarczy�o, aby uznano, �e mam dobr� metod�. Dalej ju� sz�o i mog�oby tak trwa� po dzi� dzie�. � Wzdrygn�� si�. � Wszystkie te wspomnienia powi�zane by�y z nieustaj�cymi chorobami Andrzeja. Jak si� nazywa�a ma�� na sk�rne wypryski, kt�rej ma�a tubka by�a wtedy tak piekielnie droga? Synalar. Tak, Synalar. � �Synalar to jest ma�� dla synka. Zaraz przestanie ci� sw�dzi� i za�niesz. Nie p�acz ju�.� Mijaj� Trzy Korony. Woda w stawie jest seledynowa. To wszystko jest tak piekielnie �adne, �e a� boli. W�w�z cienisty, mi�kki, tajemniczy i swojski zarazem. M�g�bym tu �y�. Tak, przeni�s�bym si� tutaj, rzucaj�c lektorat, i �y�bym w�r�d tych ludzi. A potem bym umar� i gdzie� tutaj by mnie pochowali. Ale jeszcze przedtem �owi�bym ryby, podgl�da� ptaki, turla�bym si� po zboczach, a gdy zat�skni�bym za wielkim miastem, je�dzi�bym sobie na kaw� do Szczawnicy lub do Kro�cienka.� Zimorodek strzeli� w wod� prosto jak pocisk. Lekcewa��c zupe�nie ludzi na brzegu i j�kliwe tony muzyki, p�yn�ce z g�o�nika, nurkowa� przez chwil�, wyskoczy� i odfrun��. Skarpetki by�y jeszcze wilgotne. Mimo to m�czyzna wci�gn�� je na stopy, a potem na�o�y� buty. Podni�s� si�. Spojrza� na zegarek. By�a dwunasta. Ludzi przybywa�o. Pod g�r� w stron� zamku ci�gn�y coraz to nowe wycieczki. �Zamek w Edynburgu jest r�wnie wysoko. Szkocja... Mo�e wkr�tce znowu tam b�d�. � Namaca� d�oni� sztywn� ok�adk� paszportu w kieszeni kurtki. � Ciekawe, czy Karinie spodoba si� Londyn... Zamieszkamy u Freda Parkera na Muswell Hill. Zaraz po przyje�dzie zapro-wadz� j� pod to szkaradzie�stwo zwane Alexandra Pa�ace. Najpierw spr�bujemy w �pa�acowym � klubie co� typowego, w rodzaju �double gin and bitter lemon�, a potem poka�� jej ze wzniesienia Alexandra Park ca�� p�nocn� cz�� miasta...� Podni�s� si� i ruszy� w kierunku mostu nad rzek�. �Zaraz wszystko si� wyja�ni. Trzymaj si�, ch�opie� � nacisn�� klamk� furtki, s�ysz�c bzycz�cy sygna�. Bia�y dom ze spadzistym dachem, zachodz�cym szerokim okapem nad wej�ciowe drzwi, sta� w g��bi ogrodu. Cz�� frontowej �ciany od strony tarasu wy�o�ona by�a kr�g�ymi kamieniami, jakie zalega�y brzeg rzeki, widoczny w dole. Okiennice by�y drewniane. W�skie deseczki, z jakich zosta�y zrobione, mia�y kolor miodu. Kwit�a czeremcha i bez. W dali, tam gdzie wysiad� z autobusu, wystawa�a nad drzewami wie�a kro�cie�skiego ko�ci�ka. Id�c wolno wysypan� �wirem alejk�, dostrzeg� na tle smuk�ych krzak�w ja�owca rze�b� przedstawiaj�c� kobiet� z dzieckiem w ramionach, ob�� bry�� w stylu ludowych prymityw�w. Przystan�� i rozejrza� si�. Drzwi gara�u, oddzielonego od reszty ogrodu wysokim �ywop�otem, by�y uchylone. W mroku po�yskiwa� lakier jakiego� samochodu. �Mie� taki dom to znaczy by� jego niewolnikiem. Gdyby jednak Karina zobaczy�a to wszystko, straci�aby humor na d�ugo.� Przypomnia� sobie, z jakim ogiem potrafi�a godzinami m�wi� o ich przysz�ym, wymarzonym domu i jak cz�sto � zw�aszcza ostatnio, w czasie choroby � zastawa� j� siedz�c� nad �urnalami w rodzaju �Domus�w� czy te� �Sch�ner Wohnen�. Na moment ow�adn�a nim zazdro�� i odesz�a go ochota na rozmow� z doktorem. Przem�g� si� i prze�o�ywszy kupione na rynku pod ko�cio�em tulipany do lewej r�ki, zadzwoni�. Andzi�, gosposi�, kt�ra otworzy�a drzwi, pozna� od razu. Pog��bi�y si� jej tylko zmarszczki, ale �miej�ce si�, podkr��one oczy zosta�y takie same. � Pan re�yser! Dzie� dobry! � podrepta�a przed nim w kierunku stopni wiod�cych do wy�szej cz�ci hallu. �Niech diabli porw� wszystkie te moje, po�al si� Bo�e, tytu�y! Dla tych tu znowu jestem kim innym. Mo�na p�kn�� ze �miechu!� � Witam pana re�ysera! � doktor wyszed� niespodziewanie z bocznych drzwi. Zapu�ci� brod� i wygl�da� jak Sindbad �eglarz, kt�ry postanowi� zosta� rentierem. � Witam pana ordynatora! � zdoby� si� tak�e na �artobliwy ton. Od razu przypomnia� sobie, jak wiele spraw ��czy�o go niegdy� z tym cz�owiekiem o �miej�cych si� oczach. �Postrach otwockich piel�gniarek. Najbardziej niezno�ny z sanatoryjnych lekarzy, kt�ry wr�cz zmusza� swoich pacjent�w do wyzdrowienia i ucieczki przed sob� samym. � Ty Sowizdrzale w lekarskim kitlu, zawsze ci� lubi�em za poczucie humoru i serce. Widz�, �e nic si� nie zmieni�o.� � Pan re�yser pozwoli! � doktor wskaza� stopnie dworskim gestem. �Nie tryska�by tak� weso�o�ci�, maj�c dla mnie z�e wiadomo�ci.� � Przesta� z tym re�yserem! � podszed� do wieszaka i na jednym z jelenich rog�w powiesi� swoj� torb�. P�niej ruszy� za gospodarzem. � A co, nie reklamujesz ju� �krem�w pi�kno�ci� o nazwie �Placenta� lub �Wieczna m�odo��, maseczek kosmetycznych �Odg�osy wiosny�, zdolnych wyg�adzi� nawet powierzchni� ksi�yca? Przesta� ci� obchodzi� vox populi, domagaj�cy si� widoku pi�knych dziewcz�t w piankowych k�pielach marki... dajmy na to �Kleopatra�? Pami�tam jeden z tych twoich filmik�w...? Co to by�a za dziewczyna?! Jakie cia�o! Przez ca�� noc, ku przera�eniu Reny, wydawa�em dzikie j�ki. A rano chcia�em do ciebie dzwoni� i b�aga� o jej adres. � Stary erotomanie! Czemu� tego nie zrobi�?� Zrobi�em! Za kogo ty mnie masz?! To znaczy... podnios�em tylko s�uchawk�, bo nagle uprzytomni�em sobie, �e je�li ty... �e je�li taka jak ona gra w twoim filmie, to... No, rozumiesz... Koneser taki... jak ty... Znany wielbiciel pi�kna... � Je�li si� zaraz nie zamkniesz, to wyrw� ci t� brod�. A wiesz, co by�o z Samsonem... � Mnie ju� nic nie pomo�e. Siadaj � gospodarz wskaza� jeden z foteli. Go�� usiad� pierwszy i wyprostowa� nog�. �Z�e si� czuj� w towarzystwie m�czyzn, kt�rzy nie potrafi� rozmawia� o kobietach. On zawsze by� bieg�y w tej dziedzinie.� � Wi�c ju� nie robisz tych genialnych etiud filmowych, kt�re mia�y w ca�ym naszym narodzie wyrobi� pragnienie wydawania pieni�dzy na lod�wki, perfumy, i pralki, zamiast na mi�so wo�owe? � Ty byku krasy! � roze�mia� si� go��. � Uzna�em, �e w ci�gu trzech lat zrobi�em wystarczaj�c� ilo�� szmir i ju� czwarty rok szukam spe�nienia w czym innym. � Reklama ponios�a niepowetowan� strat� � doktor przysun�� nieco bli�ej drugi z foteli. � A co do czteroletnich �spe�nie�, to chyba je znalaz�e�. Wygl�dasz �wietnie. � Dzi�kuj�. Ty te�. Oczywi�cie w g�rnych kondygnacjach swojej fizjonomii, bo dolne za�atwi�e� w�osami. Na Kubie zrobi�by� furor�. � Tu te� robi�. Zapominasz o powinowactwie ustrojowym. � Farbujesz j�? Przecie� to niemo�liwe, aby� nie mia� ani jednego siwego w�osa. � Doch, jak m�wi� Niemcy. Zreszt� b�agam ci�, odczep si� od mojej brody! � doktor westchn��, wznosz�c oczy. � Wystarczy, �e z jej powodu torturuje mnie w�asna �ona! Aha, a propos. Rena kaza�a ci� u�ciska�. Jest na konferencji w Wiedniu. Kiedy przyszed� tw�j list, nie mog�a ju� niczego zmieni�. Nie masz poj�cia, co si� z niej zrobi�o! Ftyzjatra, ekspert w dziedzinie rehabilitacji. Robi mi konkurencj� � odczyty, sympozja, te rzeczy... Najgorsze, �e stale zabiera wi�kszy samoch�d i ci�gle, dzi�ki temu, wysiada w nim skrzynia bieg�w. Z tym Wiedniem by�o ustalone ju� dawno, wi�c... � Jasne � rzek� m�czyzna w d�insach. � Przecie� to oczywiste. I w og�le �nie rozdra�niaj mienia!� i �sko�cz te mow�!� Pisa�em, �e zajm� ci godzin�, nie d�u�ej. � �Zajm�, tak? Wiesz, gdzie ja mam to twoje �zajm� i takie zapowiedzi! � gospodarz wsta� i otworzy� barek. Przez chwil� przy czym� manipulowa�, a� zapali�o si� �wiat�o. W lustrach zacz�y si� od razu odbija� butelki i kieliszki. � Czego si� napijesz? I tak zaraz b�dzie obiad. My tu na po�udniu jadamy wcze�niej ni� wy, ale tymczasem... � Jaki obiad? Zlituj si�, nie jestem g�odny! � Andzia nie ma w takich razach lito�ci. Znasz j�. Wi�c co pijesz? � Czyst�. � Dobrze. Dam ci tak� nalewk�, �e ci oko zbieleje i wnukom b�dziesz o niej opowiada�. � No, to czemu pytasz? � roze�mia� si� przyby�y. �Gruchamy ze sob� jak dwa stare, wylinia�e go��bie. Ale nie mog�, do pioruna, zapyta� go bez �adnego wst�pu! Poza tym to przecie� ca�kiem sympatyczny facet. A mo�e... ta ca�a jego weso�o��, to rozradowanie, maj� pokry�...� � uczu�, �e robi mu si� gor�co z niepokoju. Wypi� dwa kieliszki, jeden po drugim. Nalewka by�a wytrawna i na szcz�cie niezbyt aromatyczna. Pi�o si� j� lekko. Dopiero po chwili poczu� w �o��dku jej pal�c� moc. � Czego w niej nie ma, cz�owieku! � za�mia� si� doktor. Okulary powi�ksza�y mu oczy. �Stary wyga. Nikt nie wyczyta z jego oczu, o czym my�li. Ta broda tak�e kryje zupe�nie rysy jego twarzy. Jest jak maska.� � Wi�c przyjecha�e�. Nie widzieli�my si� ze cztery lata � doktor rozsiad� si� wygodniej i spojrza� na swego go�cia. U�miechn�li si� do siebie. �Zapytam go i natychmiast pojad� do Kariny. Nie mam mu nic do powiedzenia. Zna� mnie w innej wersji. Na ponowne zbli�enie zabraknie nam czasu.� � I co teraz robisz? � doktor id�c za przyk�adem swego go�cia tak�e wyprostowa� nogi.� Jestem dziennikarzem sportowym, sprawozdawc�. Zrobi�em te� kilka film�w... � zawiesi� g�os: Ach, jak lubi� takie pytania. Trzy filmiki sportowe, do kt�rych napisa� scenariusze, rozszerza�y si� wtedy w �kilka�, artykulik o chorym Koryckim, kt�ry mia� k�opoty z kr�gos�upem od czasu jego kontuzji w meczu z W�ochami, urasta� do rozmiar�w eseju, dwa wywiady w telewizji, kt�re si� liczy�y � jeden z Harrisem po zdobyciu przez niego mistrzostwa �wiata, a drugi z �Roso� Longinottim, stawa�y si� �wyst�pami�... Niekiedy potrafi� rozdmuchiwa� takie rzeczy. Teraz nie chcia�. Wysun�� pusty kieliszek w kierunku gospodarza. � Dobre, co? � ten nape�ni� go natychmiast. � Sprawozdawca, powiadasz? Fascynuj�ce! No, to... za sport! Bo sport to pot�ga! � wypili obaj. � �eby� wiedzia� � wychyli� resztk�, jaka jeszcze zosta�a na dnie kieliszka. � Kiedy wiem, wiem... � doktor zdj�� okulary i przetar� powieki. � Nie gniewasz si�, �e ci� zapyta�em? � Ale�, stary! � roze�mia� si�, czu� to, odrobin� za g�o�no. � Zasuwaj! �Knajacko�� i zgrywanie si� niczego tu nie za�atwi� Rozmowa z nim to jak badanie rentgenologiczne. Ca�e �ycie prze�wietla� i ju� nie potrafi przesta�.� Przysz�a mu naraz na my�l Karina i wyprostowa� si�. Czu� dzia�anie alkoholu. � Jestem szcz�liwy � rzek�, zapalaj�c papierosa. � Jak jeste�, to najwa�niejsze � doktor zapali� tak�e. �Nie wierzy mi zupe�nie. Zreszt�, nie dziwi� mu si�. Sam nie mia�bym tak�e zaufania do takich deklaracji.� � Wi�c dzia�asz jako sprawozdawca i redaktor � brodacz nape�ni� oba kieliszki. � Tak to si� nazywa � roze�mia� si�. � W ko�cu pracuj� w redakcji sportowej du�ego pisma. � Jakiego? � �Przegl�du Dnia�. � Gratuluj� � rzek� doktor i upi� ze swego kieliszka. �Got�w jestem za�o�y� si�, �e pomy�la� teraz z satysfakcj� o swoich sukcesach i stabilnej egzystencji. �e uzna� mnie raz jeszcze za p�dziwiatra, kt�ry zupe�nie nie wie, czego chce, i niczego ju� nie zdo�a osi�gn�� w �yciu. Chyba ma racj�. Psiakrew, ma absolutn� racj�! Kontakty ze mn� by�y mu zawsze w gruncie rzeczy potrzebne jedynie dla utwierdzenia si�, dla wywo�ywania kliszy z sob� samym � wspania�ym, zorganizowanym, perspektywicznie my�l�cym, pr�cym do przodu.� � Napisa�em te� opowiadanie � rzek� po chwili zupe�nie bez sensu. � Opowiadanie?! O czym? � doktor wygl�da� na poruszonego. � Imponujesz mi! Mo�e strzelisz jak�� ksi��k�? �Idioto! Kretynie! Przecie� wszystko, co spr�bowa�e� zamkn�� na tych sze�ciu stroniczkach, to by� samograj i czysta grafomania! Wydrukowali ci to z �aski w niedzielnym dodatku.� � Nie s�dz� � rzek�, wgniataj�c swego papierosa w popielniczk�. � To, co napisa�em, by�o bardzo niedobre. �Co� z �ycia�, tak mo�na by to nazwa�. �Przegl�d Dnia� tu chyba przychodzi?... � Nie wiem. Sportem si� nie interesuj�, wi�c.... � Ale �Przegl�d Dnia� to nie gazeta sportowa. � Nie wiem. Nic teraz nie wiem. B�agam ci� o lito��! � gospodarz roze�mia� si� niezbyt szczerze. � Zdziwacza�em ostatnio z kretesem. Na nic czasu. Ledwo mi go starcza na pras� fachow�. Dostaj� wszystko, co wychodzi w kraju, a poza tym �Lancet�, �Medical Journal�... Oto moje kontakty ze �wiatem. � Za Otwockiem nie t�sknisz? � spyta� redaktor. � Zawsze mog�e� w ka�dej chwili zostawi� sanatorium i skoczy� do Warszawy.� Warszawa to pomnik. A Otwock straci� ju� ten secesyjny urok, jaki mia� niegdy�. Tu mi dobrze. Z�y�em si� z lud�mi. Jestem konsultantem kilku sanatori�w... A jak tam te twoje �miechy�, zw�aszcza lewy szczyt? � oczy doktora spojrza�y uwa�niej. � Zdobyty � odpar� niech�tnie redaktor. � Prze�wietlam si�. Wszystko dobrze. � Jakie� blizny i zwapnienia musisz mie� � gospodarz wsta� i podszed� do ci�kiego biurka pod oknem. Przesun�� le��ce na nim papiery. � Wyszed�e� z tego i tak zdumiewaj�co szybko. To dlatego, �e kiedy chcesz, potrafisz by� zdyscyplinowany. � Mi�y jeste� � powiedzia� redaktor. � Ja zawsze jestem zdyscyplinowany. �Wie. Wszystko wie. Musz� go zaraz zapyta� o to najwa�niejsze.� Trzeci kieliszek sprawi�, �e poczu� si� rozlu�niony. � Nad czym pracujesz? � rzuci�, uk�adaj�c w my�lach ju� to nast�pne g��wne pytanie. � Jak zwykle � u�miechn�� si� brodacz. Zdj�� okulary i przetar� szk�a. � Pylica, rozedma, nie�yty dr�g oddechowych w szerszym aspekcie, troch�... przysz�o�ciowym. Coraz tego mniej, w tym ostrym, dramatycznym sensie. Ale cywilizacja niesie ze sob� nowe, nie mniej gro�ne schorzenia, wi�c ja... Wyda�em dwie prace, pisz� artyku�y... � Ftyzjatria ci� ju� nie bawi? � Nigdy mnie nie... bawi�a � gospodarz na�o�y� okulary. � S�uchaj, bo ja w�a�nie... � zacz�� go��. � Wiem. My�lisz, �e tego nie dostrzegam? Ciebie w og�le tu nie ma � przerwa� mu doktor. � W takim stanie ci� jeszcze nie widzia�em. I odk�d tylko wszed�e�, nic si� nie zmieni�o. Ani chwili odpr�enia. Przypominasz, jak ka�dy z nas w pewnym okresie �ycia, przodownika w psim peletonie. Ponadto jeste� jak pytanie zakl�te w ludzki kszta�t. � Chyba tak � redaktor skapitulowa�. Zapl�t� palce i czeka�. W tej pozycji nie by�o wida�, �e paznokcie wpi� w wewn�trzn� cz�� d�oni. � Wcale ci si� nie dziwi�. Wspania�a dziewczyna! � rzek� gospodarz. � Widzia�e� j�? � Kim ona jest? Je�li powiesz, jak zawsze, �e masz z ni� �t� sam� d�ugo�� fali�, to ci� znokautuj�! � Bij! � odpar� redaktor. � Wi�c jednak. Co ona zobaczy�a w takim potworze? � Pi�kno lubi kontrasty. � Cz�owieku, ta dziewczyna rozbi�a w proch i py� spok�j szczawnickich koneser�w! Kochaj� si� w niej wszyscy. Nawet doktor Mros, znany antyfeminista, przepad� z kretesem. �Je�li nie przestanie pieprzy�, to przewr�c� z nim razem fotel, w kt�rym siedzi. Ale jest chyba dobrze. Nie �mia�by si� tak, gdyby...� � To moja �ona � powiedzia�. � Ale przecie�... ona ma inne nazwisko! Karina Vezzi. � Pod nim wyst�puje. Jest piosenkark�. � Wiem. Ale raczej... by�a � rzek� doktor bardzo cicho. � Pos�uchaj... S�yszysz mnie? � Tak � potwierdzi�. �Wi�c jednak � zako�ata�o mu w g�owie. � Jednak. Nie uda�o si�. Wszystko na nic. Ca�a jej nadzieja. Wszystkie plany... � W�ciek�ymi ruchami zacz�� szarpa� zdr�twia�y palec. � Przyjecha�e� tu, aby przed spotkaniem z ni� dowiedzie� si� jak najwi�cej. No, wi�c � wiesz! Powiedzia� ci, co zdzia�a�a medycyna...� � Chcia�em powiedzie�, �e ten zanik g�osu trwa� mo�e bardzo d�ugo. Przeholowa�a � oczy doktora spojrza�y z bliska. � Ostry nie�yt, s�ysza�e� o tym? No, wypij! � Nie � odsun�� kieliszek i wsta�. � Musz� zaraz... do niej... Ona tam... � Wariacie! Opanuj si�! � doktor posadzi� go na powr�t. � Jest du�a poprawa. M�wi ju� prawie normalnie. Cieszy si�. Jest w dobrym nastroju... Zastosowano wszystko.�Wszystko dobrze, tylko nie b�dzie mog�a �piewa� � redaktor zn�w si� podni�s� i podszed� do okna. Ga��zie modrzewia ko�ysa�y si� lekko. Na jednej z nich usiad� jaki� ptak, a potem podlecia� jeszcze wy�ej. Przez chwil�, czuj�c w sobie pustk�, �ledzi� go wzrokiem. �A ja chcia�em sobie beztrosko p�yn�� Dunajcem! Jestem swo�ocz!� � ...My�la�em, �e tego tak nie przyjmiesz, s�owo daj�. Zawsze wola�e� wsz

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!