5409
Szczegóły |
Tytuł |
5409 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5409 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5409 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5409 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JERZY PRZE�DZIECKI
Jasno�� nocy
Wszystkie osoby wyst�puj�ce w tej ksi��ce, jak, te� wydarzenia i sytuacje
zosta�y wymy�lone
przez autora. Jakakolwiek zatem zbie�no�� z realnie istniej�cymi osobami lub
faktami,
kt�re mia�y miejsce w rzeczywisto�ci, jest ca�kowicie przypadkowa.I
Na stokach Obidowej sprz�g�o wysiad�o ostatecznie. Nie walczy� ju� d�u�ej.
Jakim� cudem
uda�o mu si� wykr�ci� i zjecha� w d�, do warsztatu w Chab�wce. Postawi�
samoch�d obok
Peugeota 144 z wgniecionym dachem.
Przekazanie cz�owiekowi w poplamionym kombinezonie kluczyk�w i ksi��ki wozu by�o
ju� tylko formalno�ci�.
Z tylnego siedzenia podj�� sw� nie�mierteln� torb� podr�n� z napisem �AIR
FRANCE�.
� Jakby pan szanowny chcia� do Krakowa, to jak raz jest okazja, bo syn jedzie
wozem �
posiadacz warsztatu, znajduj�cego si� w podziemiach okaza�ej willi, spojrza� w
g�r� na twarz
swego marsowego klienta.
� Dzi�kuj�, ale jad� akurat w odwrotnym kierunku � przeni�s� sw� torb� na lewe
rami�.
� Moje uszanowanie panu. Wi�c tak, jak powiedzia�em, jutro b�dzie gotowy.
Odprowadza� w�a�ciciela Trabanta wzrokiem. Wysoki, siwiej�cy na skroniach
m�czyzna,
w opi�tych d�insach i sk�rzanej kurtce, szed� wolno, wyprostowany, w kierunku
wiaduktu
nad torami. W miar� oddalania si� wygl�da� coraz m�odziej.
Pierwsza zatrzyma�a si� ci�ar�wka. Zdj�� torb� z ramienia i wsiad� do szoferki,
nie m�wi�c
ani s�owa.
Kierowca, puco�owaty ch�opak z podbitym okiem, zerkn�� na jego twarz.
� Ale ja nie do Zakopanego.
� Ja te� nie � przybysz u�miechn�� si� lekko i po�o�y� sw� torb� za oparciem
fotela. � Do
Kro�cienka, a potem do Szczawnicy.
� Wysi�dzie pan w Nowym Targu, na rynku. Tam jad�. � Ruszyli.
� Jasne � podr�ny spr�bowa� wyprostowa� d�ugie nogi, ale bez powodzenia.
� Za ma�y dla pana � zauwa�y� ch�opak przy kierownicy. � Jak by� w Warszwie de
Gaulle,
to te� specjalne ��ko trzeba by�o dla niego robi�, bo si� w zwyk�ym nie
mie�ci�.
� Zgadza si� � rzek� m�czyzna.
� Ma pan wygl�d na majora. Mo�e nawet na pu�kownika.
� Dzi�kuj�.
� Obrazi� si� pan?
� Nie. Dlaczego mia�bym si� obrazi�?
� Przepraszam, mo�na o co� zapyta�?
�O Bo�e! Odchodzi mnie coraz bardziej ochota na rozmow� z normalnymi lud�mi.
Przecie�
ten ch�opak jest ca�kiem sympatyczny. Dlaczego mam ochot� podbi� mu drugie oko?�
� Wal pan! � powiedzia�, nie patrz�c na swego rozm�wc�.
� Nie lubi pan oficer�w?
� Wielu rzeczy nie lubi�. Ale rzeczywi�cie, za oficerami nie przepadam.
� Musieli panu da� w ko��, nie?
� Ale panu musia� kto� da� w oko. A mo�e to wrodzone?
� �Wrodzone�... Co� pan! � kierowca wybuchn�� �miechem. � Pan to jest fajny.
Ojca bym
chcia� mie� takiego.
� Dzi�kuj� � rzek� pasa�er i zapali� papierosa. Podsun�� paczk� ch�opakowi, lecz
ten odm�wi�
ruchem g�owy.�Oto wykwit naszych czas�w � tupeciarz, cwaniak, zdolny do
klepni�cia po ramieniu nawet
Einsteina. Nie mia�em racji � nic sympatycznego w nim nie ma. Wi�c mo�e instynkt
mnie nie zawodzi?... Je�li naprawd� nie zawodzi mnie instynkt, to znaczy, �e
coraz mniej
ludzi mi odpowiada.�
� Bo m�j stary to nie ma od�ywek, za to wszystko wie lepiej. A i tak zawsze
dostaje w
ko��. Widok, co? � puco�owaty nieoczekiwanie wskaza� rozleg�� dolin�.
Szosa wi�a si� szczytami wzg�rz.
� Jak si� jest tam na dole, to wieczorem wszystkie samochody, kt�re t�dy jad�,
wygl�daj�,
jakby lecia�y w powietrzu. Wida� tylko �wiat�a � doda� po chwili.
�To Rabka � Mekka ma�ych nieszcz�nik�w chorych na alergi�. Ile� razy przed
laty, odwiedzaj�c
Andrzeja w kolejnym sanatorium, ok�amywa�em jego i siebie, �e sw�dz�ce wypryski
na sk�rze znikaj� i �e oddycha ju� l�ej, bez owych rz꿹cych po�wist�w w
oskrzelach. To
dzia�o si� tak dawno temu.� Niespodziewanie nasz�o go przypomnienie w�asnej
rozpaczy.
Opanowa� si�. �Ostatecznie Andrzej z tego wyszed� i jest dzisiaj
dwudziestoparoletnim dryblasem
o torsie gladiatora. Ty za� masz pi��dziesi�tk� i je�li konsekwentnie nie
b�dziesz stosowa�
zasady niemy�lenia o rzeczach przykrych, to wyko�czysz si� podobnie jak wielu z
twojego rocznika. A pami�taj � nieobecni nie maj� racji.�
Zmusi� si� do s�uchania.
� Pan je�dzi na deskach?
� Je�dzi�em � opu�ci� szyb� i wyrzuci� papierosa.
� To pan wie � rozpogodzi� si� kierowca. � Pruje si� do przodu, przeskakuje
muldy, wytrzeszcza
oczy, jak �nieg sypie, i dobrze jest. Nawet jak cz�owiek pra�nie i przeturla si�
par�
metr�w po stoku, to wie, �e �yje!
� Rozumiem � m�czyzna w d�insach u�miechn�� si�.
� Wiem, �e pan rozumie. Dlatego m�wi�. Ja takiego, co sport lubi, poznaj� od
razu. Powiem
panu, m�j stary to nawet by�by fajny, gdyby nie tru� wci�� o tej swojej
przesz�o�ci i
wszystkiego do niej nie przymierza�. Wci�� nawija, jak to dawniej by�o dobrze, a
dzi� nie
�yje, nie ma go. Nieraz to tak dobrze pogada� z kim�, kto wsi�dzie i ju� si� go
wi�cej nie zobaczy,
nie uwa�a pan?
� Uwa�am � pasa�erowi uda�o si� wyprostowa� wreszcie praw� nog�. Na jego
poci�g�ej
twarzy z dwiema ju� bruzdami po obu stronach ust pojawi� si� wyraz ulgi.
� Z panem mo�na rozmawia�. Ma pan ju� troch� siwych w�os�w, ale jest pan
dzisiejszy.
� Sk�d pan wie? � u�miechn�� si� pasa�er.
� Nie zapu�ci� si� pan. To wida�. Brzucha pan nie ma. Bary jak trza. Mi�o
spojrze�.
� Dzi�kuj�. Ile mog� mie� lat?
�Ty stary, mizdrz�cy si� narcyzie! Wykorzystujesz ka�d� okazj�, aby si�
podeprze� w tej
swojej walce z czasem. Nie powiesz mu przecie�, �e codzienna gimnastyka m�czy
ci� coraz
bardziej i �e przy dziesi�tej �pompce� masz ju� do��!�
� No, mo�e pan mie�... � rzek� z namys�em kierowca. � Ma pan ju� te czterdzie�ci
trzy.
�Urwa� ci siedem. Ciesz si�. Psujesz si�, widocznie, od �rodka.�
� Zgad� pan � powiedzia�. � A dlaczego pana ojciec jest niedzisiejszy?
� Bo wszystko ocenia... To trudne nawet... Tak, jakby przymierza�... Do wojny
czy jak?
Sam nie wiem...
�Jeszcze jeden po�amaniec. Jak to dobrze, �e ju� dawno przesta�em rozpami�tywa�
tamte
sprawy.�
� Co to znaczy? � zapyta�.
� No w�a�nie. Pan nie rozumie i ja te� nie. Jak Boga kocham, m�j stary potrafi,
na przyk�ad,
powiedzie�, �e tylko w czasie wojny ludzie kochali naprawd�. Czy kto� mo�e si�
kapn��,
co to znaczy?...
�Po jak� choler� wsiad�e� do jego wozu? Teraz tylko nie anga�uj si�!
Spokojnie!�� Ja nie � sk�ama�.
� Jasne! � ch�opak zbiera� my�li. � Wi�c... � zacz�� niezbyt pewnie. � Jak si�
jest obok kogo�
takiego, kto wszystko mierzy swoj� urwan� nog�, to cho�by ten kto� by�
najwi�kszym
bohaterem...
� Pa�ski ojciec straci� nog�? � przerwa� mu.
� No. Ale tylko do kolana. Protez� ma dobr�. Chodzi tak, �e nic nie wida�.
� �Uciekaj! Uciekaj natychmiast, bo inaczej wszystko gotowe wr�ci�.� Uczu�, �e
si� poci.
� A dok�d?... � rzuci� zmienionym g�osem. Wypowiedzia� to wbrew samemu sobie.
� Nie rozumiem...
� Gdzie chodzi?
� M�j stary?... R�nie. Do klubu... Tam zbieraj� si� tacy jak on i gadaj� razem
o r�nych
bohaterstwach ca�ymi godzinami. Czasem to istne kino, kiedy stamt�d wraca... �
Ch�opak
roze�mia� si�. � Sm�dzi na przyk�ad o jakim� poci�gu, kt�ry wylecia� w
powietrze, jakby wysadzi�
go wczoraj. I powiedzia�em panu, jak si� jest z kim� takim, to nie ma rozmowy.
Cz�owiek
chce pr�dzej czy p�niej zmy� si� i znikn��.
� Ucieka pan, rozumiem � m�czyzna kiwn�� g�ow�. � Daleko?
� Zale�y. Ale tu nie chodzi o kilometry � dorzuci� po�piesznie kierowca.
� Rozumiem � pasa�er ci�ar�wki odwr�ci� g�ow�. � Mo�na nieraz uciec od kogo�,
siedz�c
z nim w tym samym pokoju.
� Z nim nie da rady. Dop�dza zaraz cz�owieka, wyprzedza i chce, aby biec za nim.
Zawsze
� za, a nigdy � przed.
� A mo�e warto? � zaryzykowa� m�czyzna.
� Co� pan, jego �ladem? � puco�owaty wzruszy� ramionami. � Sto razy lepiej myli�
si�
samemu i dostawa� w kaczy kuper, je�li si� co� zrobi�o �nie tak�, ani�eli
cierpie� za szlachetno��.
Ja m�wi� otwarcie. Chc� wiedzie�, �e �yj�. Chc� to czu�. Lubi� szmal. Nie my�l�
o
innych, tylko o sobie. Chc� mie� w �yciu dobrze. Nie chc�, �eby mnie ka�dy robi�
w konia,
jak mojego starego.
�Dra� podobny do Andrzeja. Te� wymy�li� sobie uzasadnienie swej niech�ci do
ojca. Ten
tutaj �na bazie ekonomicznej�, za� Andrzej dlatego, �e zna�em go, kiedy by�
s�aby i przera�ony
�wiatem. A prawdziwy m�czyzna nie lubi ludzi, kt�rzy zapami�tali go w okresie
s�abo�ci.
W wypadku Andrzeja dosz�o jeszcze prze�wiadczenie, �e rozwodz�c si� z jego
matk�, wyrz�dzi�em
jej krzywd�. Inna rzecz, i� ostatnio namno�y�o si� ludzi, kt�rzy otwarcie
przyznaj� si�
do w�asnych s�abo�ci, egoizmu, �ajdactw i B�g raczy wiedzie� czego, byle tylko
zrzuci� z
siebie odpowiedzialno��. Nie � poprawi� si� � nie zrzuci�, aby jej w og�le nie
podejmowa�.
Cynizm sta� si� ideologi� wa�koni i impotent�w.�
Znowu przesta� mie� czucie w lewej d�oni, wzd�u� ma�ego palca w kierunku
przegubu.
Rozmasowa� palec, poruszy� nim kilka razy, lecz odr�twienie nie ust�pi�o.
�Ten mi tu pieprzy o otwarto�ci, a mnie wysiada serce i z coraz to wi�ksz�
szybko�ci� zamieniam
si� w jeden blok wapna. Musz� rzuci� palenie. Kiedy tylko przejedziemy z Karin�
granic�, �egnam si� z papierosami.�
Puco�owaty m�wi� bez przerwy i co jaki� czas zwraca� g�ow� w stron� swego
pasa�era.
Prowadzi� jednak pewnie i szpakowaty m�czyzna uczu�, �e sp�ywa z niego powoli
wszelkie
napi�cie. Jedno, co go jeszcze nie opu�ci�o, to odruch spogl�dania w lusterko
nad g�ow�.
� A pan by� na wojnie? � kierowca zn�w zerkn�� w jego stron�.
� Nie.
� Mia� pan fart, co?
� W�a�nie.
�Za chwil� rozbij� mu ten g�upi �eb!�� Pan to jest fajny � ch�opak przekr�ci�
kierownic�. Jechali teraz sam� kraw�dzi� stromego
zbocza. Drzewa zdawa�y si� p�dzi� susami w d�. Zupe�nie w dole �wierki by�y
granatowe i
miga�o pomi�dzy nimi co� srebrzystego. Chyba potok.
�Jeszcze mi wystarczy czystych strumieni do samej �mierci. Ciekawe, czy mo�na
obliczy�,
w kt�rym roku kolorowe puszki z plastyku po silnikowym oleju pokryj� wszystkie
puszcze
�wiata tak dok�adnie, �e przestanie w nich zupe�nie istnie� �ycie? Przecie�
ludzie s� m�drzy.
Kto� musi robi� ju� dzi� takie obliczenia?�
� ... A jemu wolno, tak? � kierowca m�wi� teraz dono�niej. � Po ca�ym jego �yciu
nic nie
zosta�o. Stale si� myli�, ci�gle zaczyna� od pocz�tku i... nic! Dalej nie ma dla
niego m�drych!
Niech pan s�ucha � przed wojn� da� do banku szmal za sprzedany dom. Du�o tej
mamony
by�o. Tak du�o, �e mo�na by mie� za to nie wiadomo co. Wybra� bank, kt�ry dawa�
najwy�szy
procent. A ten bank... � jak to si� m�wi?...
� Zbankrutowa� � dorzuci� pasa�er.
�Krytyk� �wiata jednak chyba najwygodniej zaczyna� od obalenia autorytetu
w�asnego ojca.
Sk�d ja to znam?�
� W�a�nie. Nic nie zosta�o. Ale on mia� racj�, bo chcia� dobrze. Dla nas, dla
przysz�o�ci.
Jak on o tym fajnie m�wi! Pop�aka� si� mo�na. Potem znowu � wojna. Nowe straty,
da� do
przechowania wszystko, co mia�, takiemu bauerowi z s�siedztwa, bo � jak to sobie
wykalkulowa�
� �u tego porz�dnego Niemca b�dzie bezpieczne!� Potem s�siad przesta� by�
porz�dny
i ma�o, zadenuncjowa� ojca, �e partyzantom pomaga. Wi�c ten chodu do lasu. No i
przesiedzia�
stary w partyzantce trzy lata, naspa� si� w b�ocie, nag�odowa�, ale w
czterdziestym pi�tym
wr�ci� � bez nogi � i po wyleczeniu � bo gru�lic� w lesie pod�apa�, a nog�
straci� � w
interesy si� wda� z takim jednym, z miasteczka. Cegielni� b�d� robi�. No i
robi�. Przychodzi
stalinizm i zabieraj� im wszystko, do ostatniej dach�wki. Ma�o � domiar ojciec
sp�aca przez
par� lat. Wystarczy?
� Biedny cz�owiek � rzek� pasa�er. � A co pan robi?
� Kupi�em ci�ar�wk�. Wo��, co podleci, i wychodz� na swoje.
� A to oko?
� To inna sprawa � odpar� niech�tnie m�ody. � Mi�osna. A co do tego, �e ojciec
ma by�
biedny, to nieprawda. Ma wszystko, czego mu potrzeba. �eby si� tylko nie
wym�drza�. Najgorsze,
�e go s�uchaj�.
� Kto?
� Wszyscy dooko�a. Jak co powie, to �wi�te. Nie mo�e by� inaczej.
� Widocznie co� w nim jest.
� Chyba tylko to, �e umie gada�.
�Chyba nie tylko, szczeniaku. Co mnie to wszystko w ko�cu obchodzi? Po kiego
diab�a
tego s�ucham? Ty jeste� inny. Andrzej by� chorym dzieckiem i dlatego...
dlatego... Tw�j syn
nie mo�e ci zarzuci� niczego w tym rodzaju. Zawsze zaczyna�e� wszystko wierz�c,
�e... B�d�c
�wiadom, �e wynika z tego, co robisz, jaki� konkretny profit. W�a�ciwie to mo�na
by ci�
nawet nazwa� cwaniakiem, spryciarzem, a ju� z ca�� pewno�ci� cz�owiekiem
zaradnym i
chodz�cym po ziemi�.
� Ile ma lat? � spyta� po chwili.
� Ojciec? Sze��dziesi�t dwa.
� Rencista?
� Gdzie tam! Odbi�o mu w drug� stron�. Produkcj� podnosi. Za brygadzist� jest w
sp�dzielni
inwalidzkiej: wiatr�wki, p�aszcze... Z zak�adu by w og�le nie wychodzi�.
� Umia� to robi�? � m�czyzna si�gn�� po papierosa.
� Nie. Kurs jaki� sko�czy� � odpar� niech�tnie kierowca.
� Ile panu da� na samoch�d?� On? Co� pan?... Nic. To ja sam... Pole jak raz
zosta�o po dziadku. To si� sprzeda�o na parcele
i... � nie doko�czy�. Spojrza� w lusterko nad g�ow� i zjecha� nieco w prawo,
przepuszczaj�c autobus.
� Gdyby pan da� rad� przyspieszy�... to m�g�bym si� przesi���. Przystanek jest
przy rozwidleniu
� szpakowaty m�czyzna zacz�� szuka� po kieszeniach.
� Zrobi si� � puco�owaty mocniej uj�� kierownic� i doda� gazu. � A pan jak �yje?
� spojrza�
na swego pasa�era. � Tak jakbym pana gdzie� ju� widzia�. W telewizji czy
gdzie... A
mo�e w jakim filmie. Pan nie aktor?
� Aktor � m�czyzna o poci�g�ej twarzy zwr�ci� lekko g�ow� w stron�
wyprzedzonego
autobusu. � Ale bardzo kiepski � roze�mia� si�. � Ju� zaraz przystanek.
� W czym pan gra�? � oczy ch�opaka by�y uwa�ne. Przyhamowa�. Samoch�d zatrzyma�
si�.
� Gram na ma�ej scenie. Na coraz mniejszej � nieznajomy wcisn�� banknot w d�o�
kierowcy.
Ten podzi�kowa�, zerkn�� i wsun�� w kiesze�.
� Robi� jaki� film w Szczawnicy, �e pan tam jedzie? � wykrzykn�� w chwili, gdy
jego pasa�er
wysiad�.
� To b�dzie jedno ma�e uj�cie wielkiego filmu. Ale wa�ne � szpakowaty m�czyzna
przeni�s�
sw� torb� na drugie rami�. Spogl�da� w stron� zbli�aj�cego si� autobusu.
� �Uj�cie�? Tak? A fajna? � kierowca roze�mia� si� porozumiewawczo. � Tu mi si�
zgina,
a tam �eb rekina � zrobi� spro�ny ruch ramieniem.
�Bo�e, spraw, aby ten cz�owiek znikn�� z moich oczu!�, m�czyzna w d�insach
cofn�� si�
o krok i odwr�ci� g�ow�.
I tak si� sta�o. Ci�ar�wka ruszy�a. Wsiad� do autobusu.
Wyjecha� z Warszawy wieczorem ubieg�ego dnia. K�opoty ze sprz�g�em zacz�y si�
ju� w
G�rach �wi�tokrzyskich.
By� tak zm�czony, �e omal nie przespa� Czorsztyna. Autobus rusza� w�a�nie, kiedy
otworzy�
oczy. Zdecydowa� si� w ostatniej chwili. �Po co to robi�? Przecie� m�g�bym
wysi��� w
Kro�cienku, jak planowa�em, pogada� z doktorem i ju� za dwie godziny widzie�
Karin�, mie�
j� w zasi�gu d�oni, patrze� w jej oczy. Cz�owieku, przecie� ju� za par� dni.
wyje�d�acie oboje
za granic�, i to na miesi�c. W Warszawie pozosta�o mas� spraw do za�atwienia!�
Nacisn�� oporn� klamk�. Uchyli� z wysi�kiem drzwi, rozwar� je szerzej, wysun��
praw�
nog� i zeskoczy�.
Noga sprawowa�a si� ostatnio tak dobrze, �e zapomnia� o zwyk�ej ostro�no�ci.
Niespodziewanie
b�ysn�o mu pod czaszk� wielkie, ol�niewaj�co jasne s�o�ce. B�l w kolanie,
wierny
jak najlepszy przyjaciel, odezwa� si� od razu pot�nym �upni�ciem. Przez moment
nie wiedzia�,
gdzie jest i co robi. Wpi� paznokcie w wewn�trzn� cz�� d�oni. Przeczeka�, p�ki
jasno��
pod czerepem nie przygas�a, a b�l nie zamieni� si� w pulsowanie. Wtedy rozlu�ni�
zaci�ni�te
palce i przeni�s� podr�n� torb� na drugie rami�. By� zlany potem.
Autobus znikn�� ju� za zakr�tem. Spojrza� na zegarek, zaraz potem w stron�
rzeki. By�a
dziewi�ta. W dole, gdzie p�yn�� Dunajec, wisia�a mg�a. Rozejrza� si�.
Przed dziesi�ciu laty sp�dzi� w tym miejscu dwa miesi�ce pracuj�c jako lektor
wakacyjnego
kursu j�zyka angielskiego. Ten kurs to by� w�wczas �szlagier� jednej z
j�zykowych warszawskich
sp�dzielni.
Przypomnia� sobie grup� doros�ych ludzi, kt�rzy chodzili z nim co rano na kaw�,
�piewaj�c
ku zdumieniu miejscowych angielskie piosenki.
Od tego czasu niewiele si� tu zmieni�o. Przed barem �Poprad� przyby�y jedynie
stoliki z
kolorowymi parasolami, a kiosk z gazetami przesuni�to nieco dalej.
Zapali� papierosa. Posta� jeszcze chwil� daj�c wytchnienie prawej nodze w ten
spos�b, �e
ci�ar ca�ego cia�a przeni�s� na lew�. �Wyskoczy�e� z autobusu, gdy� chcesz
jeszcze raz pop�yn��
czystym nurtem rzeki, bo coraz mniej jest na �wiecie rzek takich jak ta, a masz
ju�
ma�o czasu na takie rzeczy.�Kilku g�rali opodal baru, po drugiej stronie ulicy,
spogl�da�o w jego stron�. Ruszy� przed
siebie, robi�c wszystko, aby nie kule�. Zaraz za kioskiem, kiedy tamci nie mogli
go ju� widzie�,
przystan�� i d�ugo masowa� kolano obiema d�o�mi. Kiedy zn�w si� pojawi�, szed�
ju�
normalnie i prawie bez wysi�ku. Kupi� papierosy. Twarz kioskarki w ci�gu tych
dziesi�ciu lat
wyblak�a tylko jak stara, �le przechowywana fotografia. Przez moment spogl�da�a
na swego
klienta z wyrazem koncentracji. Przy wydawaniu reszty spu�ci�a oczy, lecz zaraz
znowu je
podnios�a.
�Prawie mnie pozna�a, a ja prawie chcia�em z ni� pogada�. Coraz wi�cej tego
�prawie� w
�yciu.�
Przez chwil� sta� niezdecydowany na �rodku tego niby placyku, przy kt�rym
skoncentrowa�
si� ca�y czorszty�ski handel.
S�o�ce wysz�o zza chmur. Po�udniowa �ciana ruin zamku, wysoko w g�rze, wznosi�a
si� w
jednym miejscu jak palec mierz�cy prosto w niebo.
�Dobrze, �e jest pogoda. W czasie tamtych wakacji, przed dziesi�cioma laty,
cz�sto la�o
ca�ymi dniami.�
Zdj�� sk�rzan� kurtk�, postawiwszy na ziemi torb�.
� Suka! � szepn�� jeden ze stoj�cych pod barem flisak�w.
� A ni, bo pies! � odpowiedzia� mu drugi. Najbli�si zachichotali.
� Pies, co suka suki � dorzuci� trzeci. Tego ju� by�o za wiele. Zacz�li rechota�
wszyscy.
Starego Kubic�, kt�ry wypowiedzia� te s�owa, ob�api� os�ab�y z zachwytu,
d�awi�cy si� �miechem
drugi staruch, J�zek z Potoka, Jarz�bk�w syn, kt�ry turystom na sp�ywie na
kobzie
podgrywa�.
I wtem osadzi� ich wszystkich g�os tamtego, co wysiad� z autobusu. Nie to, �eby
zawo�a�
g�o�no. Domy�lili si� raczej z ruchu jego warg, �e co� m�wi, gdy� gromki,
rozg�o�ny �miech
wci�� jeszcze trwa�.
Szczerze m�wi�c, to z pocz�tku nie zrozumieli ani s�owa. G�os by� jednak ostry.
Przebi�
si� przez ich weso�o��, jak ig�a przebija si� przez we�niany sweter. Zamilkli, a
wtedy powt�rzy�:
� Przepraszam. Sp�yw ju� czynny?
� No. Co by nie mia� by�? Czynny. Od pierwszego maja. Mo�emy jecha� � ozwa�y si�
g�osy.
Jeden Jarz�bek nie powiedzia� nic, a tylko przyst�pi� do przodu mru��c kaprawe
oczy i
patrzy� na tamtego.
Nieznajomego chyba zdziwi�o zachowanie starego, ale tego nie okaza�. I trwa�o to
d�u�sz�
chwil�, kiedy tak stali � jeden wysoki, smuk�y, rozro�ni�ty w barach, a drugi
pokurcz � i patrzyli
na siebie, nic nie m�wi�c.
Wreszcie J�zek odezwa� si� pierwszy, a s�owa wychodzi�y z jego ust niespiesznie
i jakby
w zal�knieniu.
� To przecie� nie mo�e by�, coby...
� Prosz�? � rzuci� tamten, u�miechaj�c si�. Z�by mia� bia�e, chyba sztuczne.
� Pan porucznik! � wykrzykn�� lub raczej zaskowycza� Jarz�bek, a ten psi skowyt
trwa� w
nim wci�� jeszcze nawet wtedy, gdy dopad� nieznajomego i opl�t� ramionami.
Trwa�o to
chwil�. Wysoki spogl�da� gdzie� ponad g�ow� g�rala. Oswobodzi� si� z jego obj��.
� Pan mnie bierze za kogo� innego � rzek�, odst�puj�c o krok. Po jego twarzy
przebiega�y
cienie.
� Nie pami�ta mnie pan? � wymamla� stary. � To przecie... To przecie nie mo�e
by�! Hacknall,
Newton w cztyrdziestym trzecim, mechanik Jarz�bek, dywizjon... lotnisko... Jak
raz,
tamtego roku wyskoczy� pan nad... nad Holandi�, bo si� panu... bo si� panu
maszyna zapali�a!...
Potem ta maszyna wr�ci�a, bo j� ugasili... ale bez... Pana porucznika nie by�o,
a Wel-lington wygl�da�... odarty, sponiewierany!... Jak raz, m�j �lub by� tego
dnia. S�u�by nie mia�em...
Muriel, pami�ta pan?... Wr�ci�em siedym lat temu... Cichojcie! � wrzasn�� naraz,
zwracaj�c
si� w stron� �miej�cych si� kamrat�w.
� Musia�o si� panu co� pomyli� � rzek� nieznajomy.
� Od gorzo�ki-mio�ki! � zawo�a� kt�ry�.
Wszyscy czekali, co odpowie, lecz stary nie spojrza� nawet w ich stron�.
Przetar� oczy.
� Musia�o mi si�... Ano, musia�o... � mamrota� przez chwil� pod nosem,
spogl�daj�c na
nieznajomego m�czyzn� jakby w os�upieniu. Potem podrepta� w stron� drzwi baru.
� Z Anglii wr�ci� � rzek� Kubica do m�czyzny w d�insach. � Od wojny tam
siedzia�. �on�
ma Angielk�. Dzieci doros�e zostawi�, dom... A teraz od picia w g�owie mu si�
miesza...
� Jak co dzie� p� litry nie obci�gnie, to chory � rzuci� chudy g�ral w
kwiecistym serdaku.
Podszed� bli�ej. � No jak, panie, pojedziemy?
� Ile to kosztuje? � spyta� wysoki zmienionym g�osem. Odchrz�kn��.
� Siedymset.
� Siedemset... � powt�rzy� tamten wolno. Spogl�da� w stron� wej�cia do baru.
� Ile? � spyta� jeszcze raz.
� Taniej nie mo�e by�! � g�ral w serdaku wyba�uszy� oczy. � Powiedzia�em. Jak
pan sam
chce p�yn��, to kosztuje siedym st�w.
� Kiedy... � zacz�� m�czyzna � ...jeszcze pomy�l�. P�jd� na przysta�. Do
widzenia!
Odprowadzali go wzrokiem. Szed� wolno, jakby troch� kulej�c, w kierunku
Niedzicy.
�Teraz my�le� tylko o tym, co widz�. O niczym innym, bo tylko to jest wa�ne, co
dzieje
si� obecnie. Tego starego nie ma, nigdy go nie by�o. Nigdy, psiakrew, nie by�o
pal�cego si�
Wellingtona. Nigdy z czego� takiego nie skaka�em. Nigdy nie zostawi�em samej
za�ogi.
�wieci s�o�ce. Tam, po prawej, w g�rze, stoi ko�ci�ek. Po lewej rozsiane domki
campingowe,
zrobione z ogromnych beczek po piwie. Zabawne. �e te� pracownicy browaru nie
wol�
sp�dza� wolnego czasu, na przyk�ad, w domkach o kszta�cie grzybk�w, muchomor�w.
Takie
ju� te� gdzie� widzia�em. Wszystko widzia�em. Ale �ycie jest cudowne. Ta
dolina... Pi�kna.
W g�rze kr��y bocian. Karina powinna mie� ze mn� dziecko. Jak ch�opak mia�by
osiemna�cie
lat, to ja dopiero sze��dziesi�t osiem. �Dopiero...�� � u�miechn�� si� lub
raczej wyczu�,
�e si� u�miecha. Przystan��. Kolejna chmura odp�yn�a i dolina znowu wype�ni�a
si� s�o�cem.
Pachnia�o siano. Owce na stoku wygl�da�y teraz jak bia�e larwy. Odetchn��
spokojniej.
�Przejdzie ci � wszystko przejdzie.�
Tu� obok drogi sta�a kapliczka. Nachyli� si�. Chrystus, przegi�ty pod
brzemieniem krzy�a,
pe�z� tu� przy ziemi. W niskim, p�kolistym sklepieniu �wi�ty�ki pozycja jego
by�a tak uzasadniona,
i� sprawia� wra�enie, jak gdyby pragn�� z niej wyj�� za wszelk� cen� i
wyprostowa�
si�.
�Zabija mnie logika rozumowania. Pe�zanie jest przecie� o wiele bezpieczniejsze.
W czasie
wojny, na przyk�ad, �o�nierze...� � znowu rozejrza� si� jakby szukaj�c ucieczki.
�Na ruinach czorszty�skiego zamku zrobili drewniany podest dla turyst�w. Dawniej
tego
nie by�o. Te drzewa to chyba modrzewie. Tu jest tablica z napisem Granica
Pa�stwa. Zgadza
si�. Czechos�owacja jest przecie� tu�-tu�. Wida� zamek niedzicki. Mg�a ju�
opad�a. W tym
zamku znaleziono podobno po�ow� spisanego pismem sznurowym testamentu Ink�w.
Pisa�y
o tym gazety. Dlaczego po�ow�? Ostatni w�a�ciciele tego zamku to chyba rodzina
Salamon�w...
Zabawne, dlaczego nie Salomon�w? Z tym ca�ym testamentem to chyba humbug.
Gdzie us�ysza�em s�owo humbug po raz pierwszy? Genera� Latinik opowiada o swojej
ostatniej
rozmowie z cesarzem Franciszkiem J�zefem. Upalne lato. Try�cza 1936 rok.
Staruszek w
kapeluszu panama i w bia�ych, kr�tkich szarawarach dyskutuje z moim ojcem w
altanie obros�ej
dzikim winem. Jest czym� podekscytowany. Wykrzykuje gniewnie, a ojciec go
mityguje.
Tak, wtedy pad�o to s�owo...�
Dotar�y do niego g�osy. Spojrza� przytomniej.�rodkiem drogi, bez �adu i sk�adu,
sz�a w jego stron� szkolna wycieczka.
�Aha, jest przecie� maj � matury. Szko�y, aby mie� spok�j, wysy�aj� ni�sze
klasy, gdzie
si� da. Te siu�majtki mog� mie� po szesna�cie lat.�
� Nie kurzcie, wariatki � wykrzykiwa�y, chichocz�c, dziewczyny pod adresem
dw�ch, ni�szych
od innych, kt�rych stopy wybija�y b�aze�sko defiladowy� krok. Te dwie, krocz�c
na
przedzie, mia�y jeszcze dziecinne twarze i ch�opi�ce sylwetki.
�Andrzej zawsze robi� to samo, mimo pr�b i nalega�, a potem kaszla� nocami.
Zaraz... To
mog�o by� jakie� pi�tna�cie lat temu. Gdzie byli�my wtedy na wakacjach?�
Przypomnia� sobie ostr�, nieprzyjazn� twarz Barbary z ostatnich lat przed
rozwodem i zrobi�
wszystko, aby przesta� o tym my�le�.
� Naprawd�, nie wyg�upiajcie si�! � wykrzykn�a znowu kt�ra� z dziewcz�t. Jedna
z tych,
kt�re sz�y na czele wycieczki, zrobi�a zabawnie porozumiewawczy grymas do
stoj�cego m�czyzny.
U�miechn�� si� i co� z tego u�miechu zosta�o na jego ustach w chwili, gdy
przywar�y do�
na moment �mia�e, wielkie oczy wyro�ni�tej pi�kno�ci. Mia�a wydatne piersi i
czerwone wargi.
Zd��y� zauwa�y� tylko to. Zaskoczony niespodziewanym wyzwaniem, uciek� z oczyma.
Dopi�a swego.
Podda� si� jej od razu. Jarz�bek i tamte sprawy znikn�y. Uczu� ogromn� ulg�.
Przez moment
widzia� nieznajom� dziewczyn� nago, a siebie samego sposobi�cego si� do
mi�osnego
aktu. By�o to przywidzenie groteskowe i poci�gaj�ce zarazem. Nie my�la� ju�
jednak o niczym
innym. Kochali si� na trawie, opodal pe�zaj�cej postaci. Trwa�o to sekund�, nie
d�u�ej.
Oprzytomnia�.
Trzydzie�ci par� lat r�nicy. Co najmniej. Obejrza� si�. Uczyni�a to w tej samej
chwili, tylko
spogl�daj�c w jego stron�, starszawa pani o zm�czonej twarzy, id�ca na ko�cu
gromady. Zapewne
profesorka. �M�j rocznik. Tylko nie potrafi zdoby� si� na niemy�lenie o pewnych
sprawach. A
ja �yj� dzisiaj, gimnastykuj� si�, chodz� w d�insach i �piewam najnowsze
piosenki.�
Pi�kna dziewczyna odpala�a papierosa od peta w ustach kole�anki, �ci�gaj�c wargi
jak do
poca�unku. Mia�a d�ugie, strzeliste nogi. U�miecha�a si�.
�Kto ciebie wyjmie jeszcze w tym sezonie, nie b�dzie mia� powod�w do narzekania.
Na
pewno jeste� domy�lna.� � Eskadra i problemy sprzed lat znikn�y zupe�nie.
Dziewczyna musia�a k�tem oka dostrzec, �e jest obserwowana. W jednej chwili
sta�a si� powa�na.
Wydmucha�a dym, nadymaj�c policzki, jak czyni� to dzieci puszczaj�ce mydlane
ba�ki.
�Ty stary �ajdaku, czy to si� nigdy nie sko�czy? Czy zawsze, a� do samej
�mierci, b�dziesz
musia� mie� co� na sumieniu?�
Odwr�ci� si� i ruszy� przed siebie.
�upn�o go ju� w par� minut p�niej. Flisacka przysta� zmieni�a si�. Teraz
przypomina�a
�weso�e miasteczko�. Niedzicki zamek na stromym wzniesieniu, po drugiej stronie
Dunajca,
wygl�da� jak rycerz w zbroi spogl�daj�cy na zgie�kliw� i kiczowat� karuzel�.
M�czyzna w d�insach przystan�� w ogonku do okienka z napisem �Kasa�.
�Masz swoj� wsp�czesno��. W��cz si�! �piewaj za dudni�cym g�o�nikiem, tak jak
inni!
Jedz kie�baski z ro�na! Kupuj tandetne pami�tki, jak ten t�umek ameryka�skich
turyst�w.
Ko�ysz si� w takt melodii, jak ci Niemcy siedz�cy nad rzek�! Zajadaj lody! Pij
�Pepsi-Col�!
Ma taki sam smak jak na Florydzie i pod Coloseum!�
Zap�aci� i spojrza� na zegarek. Mia� jeszcze p� godziny. W bufecie podobnym do
opustosza�ej
strzelnicy kr�lowa�a Cyganka sprzedaj�ca piwo. Cz�owiek w g�ralskim kostiumie,
zapewne
t�umacz, m�wi� co� po francusku, otoczony gromad� ch�opak�w. Niekt�rzy z nich
celowali swymi kamerami prosto w szare mury. T�umacz w kostiumie gestykulowa�
coraz
ogni�ciej. Z kilku jego s��w wynika�o, �e przekazuje w�a�nie swym s�uchaczom
histori� testamentu
Ink�w.Uciek� w stron� rzeki. Kamienie by�y ob�e, wytoczone przez wod�. Szed�
wzd�u� brzegu,
ostro�nie stawiaj�c na nich stopy. Wody by�o sporo. Gna�a z szumem przed siebie,
bij�c w
wystaj�ce g�azy. Zamek oblany s�o�cem robi� w�a�nie wielki show dla turyst�w.
Trzaska�y
kamery.
� Jazda numer trzydzie�ci siedem! � zagdaka� g�o�nik. � Prosz� wsiada�!
Przenosz�c oczy z p�ycizny rzeki, gdzie przewala�y si� zbr�zowia�e puszki po
konserwach,
na podjazd parkingu, skrzywi� si�, jakby zabola�o go kolano. Zbli�a� si� w�a�nie
jeszcze jeden
kolorowy autokar.
S�o�ce znikn�o za chmurami. Baszty i mury zdawa�y si� wisie� wysoko nad rzek�,
odrealnione
i pos�pne. Blask znowu wr�ci�. S�oneczna smuga sun�a najpierw wzd�u� ska�, a
potem
przenios�a si� wy�ej, wydobywaj�c od razu wszelkie za�amania i nier�wno�ci ca�ej
budowli.
�Nawet i ciebie, staruszku, zmuszono do mizdrzenia si� ku uciesze dewizowych
go�ci.�
Jeden z kamieni zakoleba� si� pod jego stop�. Spojrza� w d� i odrzuci� patykiem
prezerwatyw�
le��c� na brzegu w sam �rodek spienionego nurtu. Poczu� obrzydzenie. �Oto symbol
rozwa�nie realizowanych pragnie�, przysz�o�ci �wiata, nami�tno�ci poddawanych
egzaminowi
l�ku i niepewno�ci. Znami� techniki, stosowanej W najintymniejszych przejawach
�ycia.
Zwyci�stwo racjonalistycznego sposobu my�lenia.�
Sam nie wiedzia�, dlaczego splun��, my�l�c o tym wszystkim.
Flisak w niebieskim serdaku, stoj�cy w tyle �odzi, wspar� sw�j dr�g o kamie� na
brzegu.
Drugi, zastyg�y na sczepionych dziobach, da� znak. Obaj, napinaj�c mi�nie,
pchn�li r�wnocze�nie.
Potem ten w tyle zapar� si� jeszcze silniej. Zesp� pi�ciu w�skich cz�en
okr�ca� si� z
wolna. Stare Amerykanki w �miesznych kapeluszach pisn�y przeszywaj�co. P�askie
dna �odzi
zachrobota�y na kamieniach.
Siedzia� na najw�szej �awce, jaka znajdowa�a si� w przedzie. Spojrza� na ludzi,
z kt�rymi
wypada�o mu p�yn��. Przewa�a�y starcze, �ci�gni�te niepokojem twarze. Tratw�
wch�ania�
ju� pr�d. Uderzy�a lekko o wystaj�cy kamie�. Amerykanki pisn�y znowu,
przejmuj�co, jak
myszy. Wzdrygn�� si�.
�Nie wytrzymam� � zdecydowa� si� nagle. Najpierw przeni�s� nogi ponad niewysok�
burt�, a potem � wci�� pami�taj�c o kolanie � zsun�� si� w wod�. By�a zimna jak
l�d. Zobaczy�
zdumione oczy flisaka, kt�ry sta� za plecami siedz�cych. �ylasty g�ral wo�a� co�
w stron�
uciekiniera.
�Uda�o si�. Kolano jest w porz�dku � brn�� wod� w stron� brzegu. � W og�le
wszystko
b�dzie w porz�dku, je�li tylko zdo�asz zawsze ucieka�, cho�by w ostatnim
momencie.�
� Ewa! � zawo�a� ch�opak z plecakiem, stoj�cy na kamiennym up�azie przystani,
sk�d odp�ywa�y
wszystkie tratwy. Dziewczyna, kt�ra do niego podesz�a, mia�a muskularne nogi.
Wgramoli� si� na wzniesienie i usiad� tu� obok obejmuj�cej si� pary. Zdj�� buty
i wyla� z
nich wod�. Po �ci�gni�ciu mokrych skarpetek poczu� na go�ych stopach ciep�o
s�onecznych
promieni. Poruszy� palcami.
� Ale pi�knie, co? � powiedzia� ch�opak, staj�c za dziewczyn�. Obejmowa� j�
teraz w ten
spos�b, �e palce zapl�t� na jej piersiach. Przywar�szy do siebie policzkami,
spogl�dali oboje
w stron� oddalaj�cych si� tratew. Dr�gi flisak�w przenosi�y si� to w lewo, to
zn�w w prawo.
� Jazda numer czterdzie�ci jeden! � zadudni� g�o�nik i oboje m�odzi odeszli.
�Wtedy, przed dziesi�ciu laty, by�o tu zupe�nie cicho o tej porze. Pierwsze
ska�y, jakie
mija�a tratwa, by�y ��te. Z otwor�w w stromym brzegu wylatywa�y jask�ki.
W niekt�rych miejscach woda, przezroczysta jak powi�kszaj�ce szk�o, trwa�a bez
ruchu.
�ysy Weber z Akademii Nauk pr�bowa� � jak to on zwykle � zmusi� wszystkich
uczestnik�w
wycieczki do �piewania angielskich piosenek, lecz nikt nie mia� na to
ochoty.P�yn�li na pych opodal szpaleru kolorowych budyneczk�w, podobnych do
ch�opskich kredens�w.
W p�ytkiej wodzie, na wprost dom�w, brodzi�y kaczki. M�ode, jak k��bki ��tej
we�ny,
koleba�y si� nieporadnie na kamieniach. Ja�owce, rozsypane w tyralier� na
wzg�rzu za
domami, trwa�y nieruchomo. Flisak zapiera� sw�j dr�g o g�azy, kt�rych kszta�ty
obrysowywa�a
p�dz�ca woda. Ciemny pr�t, przywarty do kamienia, drga� jak sekundnik zegarka.
Nabierali
szybko�ci. Strome wzniesienia, poros�e drzewami o r�nych odcieniach zielono�ci,
przesuwa�y si� coraz pr�dzej.
Niespodziewanie zza drzew wystrzeli�y rude ska�y,. docieraj�ce a� do spienionej
wody.
Pr�d by� silniejszy. Dr�g flisaka przenosi� si� z lewego na prawy bok cz�en,
ponad g�owami
siedz�cych. G�ral nie dba� ju� o elegancj� i wywa�enie ka�dego swojego ruchu.
Walka z �ywio�em
toczy�a si� na powa�nie.�
Zn�w przesta� mie� czucie wzd�u� ma�ego palca lewej d�oni. Zrobi� kilka wymach�w
ramieniem,
w nadziei, �e krew nap�ynie i wszystko przejdzie. Nie pomog�o. Rozmasowa�
zdr�twia�e miejsce, zaciskaj�c na nim z furi� palce. Powoli czucie zacz�o
wraca�.
Mija�y go dwie tratwy, wype�nione lud�mi. Ch�opak w bia�ych portkach i serdaku,
stoj�cy
na samym koniuszku spi�tych cz�en, zdawa� si� ta�czy� ze swym dr�giem.
�Jest chyba sprawniejszy ni� tamten przed dziesi�ciu laty. W ma�ym palcu musi
mie� ca��
sztuk� manewr�w tymi �upinami nawet przy najwi�kszym pr�dzie. �wiadom jest,
ponadto, �e
ogl�daj� go ludzie z brzegu, i �przyspiesza�. Walczy i wie, �e �yje. Mam ju�
diablo ma�o
czasu na co� takiego. Czy uda mi si� wreszcie, do pioruna, znale�� co�, co
sprawi, �e przestanie
dla mnie istnie� wszystko inne?... � Wyprostowa� praw� nog�. � Wci�� �dobrze
zapowiadaj�cy
si� kuternoga, mistyfikator, podre�yserowany przez m�od� �on� na knajackiego
playboya.
I wtem szarpn�o tratw� do przodu. P�dzili w�r�d bia�ych pian, slalomowe
omijaj�c wystaj�ce
g�azy. Jak d�ugo to trwa�o, nie wiedzia�. Oderwa� oczy od k��bi�cego si� nurtu
dopiero
wtedy, gdy znale�li si� na rozlewisku. Tu woda zdawa�a si� sta� w miejscu. �
Yes, very beautiful
indeed! � rzuci� w odpowiedzi na okrzyk rudow�osej pi�kno�ci, uznanej przez
wszystkich
za �miss� wakacyjnego kursu. � Zawsze ci� pragn�am � m�wi�a w godzin� po
przypadkowym
spotkaniu w Klubie Dziennikarzy na Foksal, le��c w jego ��ku. To zdarzy�o si�
jednak
jakie� trzy lata po sp�ywie Dunajcem. A mo�e cztery... Nie pami�tam teraz
zupe�nie.
Ja, dzia�aj�cy jako lektor, to by�o nieporozumienie. Jedno z wielu. Jeszcze
jedna strata czasu.
P�acili mi nie�le, bo � o dziwo � ten i �w czego� si� pono� u mnie zdo�a�
nauczy�. To wystarczy�o,
aby uznano, �e mam dobr� metod�. Dalej ju� sz�o i mog�oby tak trwa� po dzi�
dzie�. � Wzdrygn�� si�. � Wszystkie te wspomnienia powi�zane by�y z
nieustaj�cymi chorobami
Andrzeja. Jak si� nazywa�a ma�� na sk�rne wypryski, kt�rej ma�a tubka by�a wtedy
tak
piekielnie droga? Synalar. Tak, Synalar. � �Synalar to jest ma�� dla synka.
Zaraz przestanie
ci� sw�dzi� i za�niesz. Nie p�acz ju�.� Mijaj� Trzy Korony. Woda w stawie jest
seledynowa.
To wszystko jest tak piekielnie �adne, �e a� boli. W�w�z cienisty, mi�kki,
tajemniczy i swojski
zarazem. M�g�bym tu �y�. Tak, przeni�s�bym si� tutaj, rzucaj�c lektorat, i
�y�bym w�r�d
tych ludzi. A potem bym umar� i gdzie� tutaj by mnie pochowali. Ale jeszcze
przedtem �owi�bym
ryby, podgl�da� ptaki, turla�bym si� po zboczach, a gdy zat�skni�bym za wielkim
miastem,
je�dzi�bym sobie na kaw� do Szczawnicy lub do Kro�cienka.�
Zimorodek strzeli� w wod� prosto jak pocisk. Lekcewa��c zupe�nie ludzi na brzegu
i j�kliwe
tony muzyki, p�yn�ce z g�o�nika, nurkowa� przez chwil�, wyskoczy� i odfrun��.
Skarpetki by�y jeszcze wilgotne. Mimo to m�czyzna wci�gn�� je na stopy, a potem
na�o�y�
buty. Podni�s� si�. Spojrza� na zegarek. By�a dwunasta. Ludzi przybywa�o. Pod
g�r� w
stron� zamku ci�gn�y coraz to nowe wycieczki.
�Zamek w Edynburgu jest r�wnie wysoko. Szkocja... Mo�e wkr�tce znowu tam b�d�. �
Namaca� d�oni� sztywn� ok�adk� paszportu w kieszeni kurtki. � Ciekawe, czy
Karinie spodoba
si� Londyn... Zamieszkamy u Freda Parkera na Muswell Hill. Zaraz po przyje�dzie
zapro-wadz� j� pod to szkaradzie�stwo zwane Alexandra Pa�ace. Najpierw
spr�bujemy w �pa�acowym
� klubie co� typowego, w rodzaju �double gin and bitter lemon�, a potem poka��
jej ze
wzniesienia Alexandra Park ca�� p�nocn� cz�� miasta...�
Podni�s� si� i ruszy� w kierunku mostu nad rzek�.
�Zaraz wszystko si� wyja�ni. Trzymaj si�, ch�opie� � nacisn�� klamk� furtki,
s�ysz�c bzycz�cy
sygna�.
Bia�y dom ze spadzistym dachem, zachodz�cym szerokim okapem nad wej�ciowe drzwi,
sta� w g��bi ogrodu. Cz�� frontowej �ciany od strony tarasu wy�o�ona by�a
kr�g�ymi kamieniami,
jakie zalega�y brzeg rzeki, widoczny w dole. Okiennice by�y drewniane. W�skie
deseczki,
z jakich zosta�y zrobione, mia�y kolor miodu.
Kwit�a czeremcha i bez. W dali, tam gdzie wysiad� z autobusu, wystawa�a nad
drzewami
wie�a kro�cie�skiego ko�ci�ka. Id�c wolno wysypan� �wirem alejk�, dostrzeg� na
tle smuk�ych
krzak�w ja�owca rze�b� przedstawiaj�c� kobiet� z dzieckiem w ramionach, ob��
bry��
w stylu ludowych prymityw�w.
Przystan�� i rozejrza� si�. Drzwi gara�u, oddzielonego od reszty ogrodu wysokim
�ywop�otem,
by�y uchylone. W mroku po�yskiwa� lakier jakiego� samochodu.
�Mie� taki dom to znaczy by� jego niewolnikiem. Gdyby jednak Karina zobaczy�a to
wszystko, straci�aby humor na d�ugo.�
Przypomnia� sobie, z jakim ogiem potrafi�a godzinami m�wi� o ich przysz�ym,
wymarzonym
domu i jak cz�sto � zw�aszcza ostatnio, w czasie choroby � zastawa� j� siedz�c�
nad �urnalami
w rodzaju �Domus�w� czy te� �Sch�ner Wohnen�.
Na moment ow�adn�a nim zazdro�� i odesz�a go ochota na rozmow� z doktorem.
Przem�g�
si� i prze�o�ywszy kupione na rynku pod ko�cio�em tulipany do lewej r�ki,
zadzwoni�.
Andzi�, gosposi�, kt�ra otworzy�a drzwi, pozna� od razu. Pog��bi�y si� jej tylko
zmarszczki,
ale �miej�ce si�, podkr��one oczy zosta�y takie same.
� Pan re�yser! Dzie� dobry! � podrepta�a przed nim w kierunku stopni wiod�cych
do wy�szej
cz�ci hallu.
�Niech diabli porw� wszystkie te moje, po�al si� Bo�e, tytu�y! Dla tych tu znowu
jestem
kim innym. Mo�na p�kn�� ze �miechu!�
� Witam pana re�ysera! � doktor wyszed� niespodziewanie z bocznych drzwi.
Zapu�ci�
brod� i wygl�da� jak Sindbad �eglarz, kt�ry postanowi� zosta� rentierem.
� Witam pana ordynatora! � zdoby� si� tak�e na �artobliwy ton. Od razu
przypomnia� sobie,
jak wiele spraw ��czy�o go niegdy� z tym cz�owiekiem o �miej�cych si� oczach.
�Postrach otwockich piel�gniarek. Najbardziej niezno�ny z sanatoryjnych lekarzy,
kt�ry
wr�cz zmusza� swoich pacjent�w do wyzdrowienia i ucieczki przed sob� samym. � Ty
Sowizdrzale
w lekarskim kitlu, zawsze ci� lubi�em za poczucie humoru i serce. Widz�, �e nic
si�
nie zmieni�o.�
� Pan re�yser pozwoli! � doktor wskaza� stopnie dworskim gestem.
�Nie tryska�by tak� weso�o�ci�, maj�c dla mnie z�e wiadomo�ci.�
� Przesta� z tym re�yserem! � podszed� do wieszaka i na jednym z jelenich rog�w
powiesi�
swoj� torb�. P�niej ruszy� za gospodarzem.
� A co, nie reklamujesz ju� �krem�w pi�kno�ci� o nazwie �Placenta� lub �Wieczna
m�odo��,
maseczek kosmetycznych �Odg�osy wiosny�, zdolnych wyg�adzi� nawet powierzchni�
ksi�yca? Przesta� ci� obchodzi� vox populi, domagaj�cy si� widoku pi�knych
dziewcz�t w
piankowych k�pielach marki... dajmy na to �Kleopatra�? Pami�tam jeden z tych
twoich filmik�w...?
Co to by�a za dziewczyna?! Jakie cia�o! Przez ca�� noc, ku przera�eniu Reny,
wydawa�em
dzikie j�ki. A rano chcia�em do ciebie dzwoni� i b�aga� o jej adres.
� Stary erotomanie! Czemu� tego nie zrobi�?� Zrobi�em! Za kogo ty mnie masz?! To
znaczy... podnios�em tylko s�uchawk�, bo nagle
uprzytomni�em sobie, �e je�li ty... �e je�li taka jak ona gra w twoim filmie,
to... No, rozumiesz...
Koneser taki... jak ty... Znany wielbiciel pi�kna...
� Je�li si� zaraz nie zamkniesz, to wyrw� ci t� brod�. A wiesz, co by�o z
Samsonem...
� Mnie ju� nic nie pomo�e. Siadaj � gospodarz wskaza� jeden z foteli. Go��
usiad� pierwszy
i wyprostowa� nog�.
�Z�e si� czuj� w towarzystwie m�czyzn, kt�rzy nie potrafi� rozmawia� o
kobietach. On
zawsze by� bieg�y w tej dziedzinie.�
� Wi�c ju� nie robisz tych genialnych etiud filmowych, kt�re mia�y w ca�ym
naszym narodzie
wyrobi� pragnienie wydawania pieni�dzy na lod�wki, perfumy, i pralki, zamiast na
mi�so
wo�owe?
� Ty byku krasy! � roze�mia� si� go��. � Uzna�em, �e w ci�gu trzech lat zrobi�em
wystarczaj�c�
ilo�� szmir i ju� czwarty rok szukam spe�nienia w czym innym.
� Reklama ponios�a niepowetowan� strat� � doktor przysun�� nieco bli�ej drugi z
foteli. �
A co do czteroletnich �spe�nie�, to chyba je znalaz�e�. Wygl�dasz �wietnie.
� Dzi�kuj�. Ty te�. Oczywi�cie w g�rnych kondygnacjach swojej fizjonomii, bo
dolne za�atwi�e�
w�osami. Na Kubie zrobi�by� furor�.
� Tu te� robi�. Zapominasz o powinowactwie ustrojowym.
� Farbujesz j�? Przecie� to niemo�liwe, aby� nie mia� ani jednego siwego w�osa.
� Doch, jak m�wi� Niemcy. Zreszt� b�agam ci�, odczep si� od mojej brody! �
doktor
westchn��, wznosz�c oczy. � Wystarczy, �e z jej powodu torturuje mnie w�asna
�ona! Aha, a
propos. Rena kaza�a ci� u�ciska�. Jest na konferencji w Wiedniu. Kiedy przyszed�
tw�j list,
nie mog�a ju� niczego zmieni�. Nie masz poj�cia, co si� z niej zrobi�o!
Ftyzjatra, ekspert w
dziedzinie rehabilitacji. Robi mi konkurencj� � odczyty, sympozja, te rzeczy...
Najgorsze, �e
stale zabiera wi�kszy samoch�d i ci�gle, dzi�ki temu, wysiada w nim skrzynia
bieg�w. Z tym
Wiedniem by�o ustalone ju� dawno, wi�c...
� Jasne � rzek� m�czyzna w d�insach. � Przecie� to oczywiste. I w og�le �nie
rozdra�niaj
mienia!� i �sko�cz te mow�!� Pisa�em, �e zajm� ci godzin�, nie d�u�ej.
� �Zajm�, tak? Wiesz, gdzie ja mam to twoje �zajm� i takie zapowiedzi! �
gospodarz
wsta� i otworzy� barek. Przez chwil� przy czym� manipulowa�, a� zapali�o si�
�wiat�o. W lustrach
zacz�y si� od razu odbija� butelki i kieliszki. � Czego si� napijesz? I tak
zaraz b�dzie
obiad. My tu na po�udniu jadamy wcze�niej ni� wy, ale tymczasem...
� Jaki obiad? Zlituj si�, nie jestem g�odny!
� Andzia nie ma w takich razach lito�ci. Znasz j�. Wi�c co pijesz?
� Czyst�.
� Dobrze. Dam ci tak� nalewk�, �e ci oko zbieleje i wnukom b�dziesz o niej
opowiada�.
� No, to czemu pytasz? � roze�mia� si� przyby�y.
�Gruchamy ze sob� jak dwa stare, wylinia�e go��bie. Ale nie mog�, do pioruna,
zapyta� go
bez �adnego wst�pu! Poza tym to przecie� ca�kiem sympatyczny facet. A mo�e... ta
ca�a jego
weso�o��, to rozradowanie, maj� pokry�...� � uczu�, �e robi mu si� gor�co z
niepokoju.
Wypi� dwa kieliszki, jeden po drugim. Nalewka by�a wytrawna i na szcz�cie
niezbyt aromatyczna.
Pi�o si� j� lekko. Dopiero po chwili poczu� w �o��dku jej pal�c� moc.
� Czego w niej nie ma, cz�owieku! � za�mia� si� doktor. Okulary powi�ksza�y mu
oczy.
�Stary wyga. Nikt nie wyczyta z jego oczu, o czym my�li. Ta broda tak�e kryje
zupe�nie
rysy jego twarzy. Jest jak maska.�
� Wi�c przyjecha�e�. Nie widzieli�my si� ze cztery lata � doktor rozsiad� si�
wygodniej i
spojrza� na swego go�cia. U�miechn�li si� do siebie.
�Zapytam go i natychmiast pojad� do Kariny. Nie mam mu nic do powiedzenia. Zna�
mnie
w innej wersji. Na ponowne zbli�enie zabraknie nam czasu.�
� I co teraz robisz? � doktor id�c za przyk�adem swego go�cia tak�e wyprostowa�
nogi.� Jestem dziennikarzem sportowym, sprawozdawc�. Zrobi�em te� kilka
film�w... � zawiesi� g�os:
Ach, jak lubi� takie pytania. Trzy filmiki sportowe, do kt�rych napisa�
scenariusze, rozszerza�y
si� wtedy w �kilka�, artykulik o chorym Koryckim, kt�ry mia� k�opoty z
kr�gos�upem
od czasu jego kontuzji w meczu z W�ochami, urasta� do rozmiar�w eseju, dwa
wywiady w
telewizji, kt�re si� liczy�y � jeden z Harrisem po zdobyciu przez niego
mistrzostwa �wiata, a
drugi z �Roso� Longinottim, stawa�y si� �wyst�pami�...
Niekiedy potrafi� rozdmuchiwa� takie rzeczy. Teraz nie chcia�. Wysun�� pusty
kieliszek w
kierunku gospodarza.
� Dobre, co? � ten nape�ni� go natychmiast. � Sprawozdawca, powiadasz?
Fascynuj�ce!
No, to... za sport! Bo sport to pot�ga! � wypili obaj.
� �eby� wiedzia� � wychyli� resztk�, jaka jeszcze zosta�a na dnie kieliszka.
� Kiedy wiem, wiem... � doktor zdj�� okulary i przetar� powieki. � Nie gniewasz
si�, �e ci�
zapyta�em?
� Ale�, stary! � roze�mia� si�, czu� to, odrobin� za g�o�no. � Zasuwaj!
�Knajacko�� i zgrywanie si� niczego tu nie za�atwi� Rozmowa z nim to jak badanie
rentgenologiczne.
Ca�e �ycie prze�wietla� i ju� nie potrafi przesta�.�
Przysz�a mu naraz na my�l Karina i wyprostowa� si�. Czu� dzia�anie alkoholu.
� Jestem szcz�liwy � rzek�, zapalaj�c papierosa.
� Jak jeste�, to najwa�niejsze � doktor zapali� tak�e.
�Nie wierzy mi zupe�nie. Zreszt�, nie dziwi� mu si�. Sam nie mia�bym tak�e
zaufania do
takich deklaracji.�
� Wi�c dzia�asz jako sprawozdawca i redaktor � brodacz nape�ni� oba kieliszki.
� Tak to si� nazywa � roze�mia� si�. � W ko�cu pracuj� w redakcji sportowej
du�ego pisma.
� Jakiego?
� �Przegl�du Dnia�.
� Gratuluj� � rzek� doktor i upi� ze swego kieliszka. �Got�w jestem za�o�y� si�,
�e pomy�la�
teraz z satysfakcj� o swoich sukcesach i stabilnej egzystencji. �e uzna� mnie
raz jeszcze
za p�dziwiatra, kt�ry zupe�nie nie wie, czego chce, i niczego ju� nie zdo�a
osi�gn�� w �yciu.
Chyba ma racj�. Psiakrew, ma absolutn� racj�! Kontakty ze mn� by�y mu zawsze w
gruncie
rzeczy potrzebne jedynie dla utwierdzenia si�, dla wywo�ywania kliszy z sob�
samym �
wspania�ym, zorganizowanym, perspektywicznie my�l�cym, pr�cym do przodu.�
� Napisa�em te� opowiadanie � rzek� po chwili zupe�nie bez sensu.
� Opowiadanie?! O czym? � doktor wygl�da� na poruszonego. � Imponujesz mi! Mo�e
strzelisz jak�� ksi��k�?
�Idioto! Kretynie! Przecie� wszystko, co spr�bowa�e� zamkn�� na tych sze�ciu
stroniczkach,
to by� samograj i czysta grafomania! Wydrukowali ci to z �aski w niedzielnym
dodatku.�
� Nie s�dz� � rzek�, wgniataj�c swego papierosa w popielniczk�. � To, co
napisa�em, by�o
bardzo niedobre. �Co� z �ycia�, tak mo�na by to nazwa�. �Przegl�d Dnia� tu chyba
przychodzi?...
� Nie wiem. Sportem si� nie interesuj�, wi�c....
� Ale �Przegl�d Dnia� to nie gazeta sportowa.
� Nie wiem. Nic teraz nie wiem. B�agam ci� o lito��! � gospodarz roze�mia� si�
niezbyt
szczerze. � Zdziwacza�em ostatnio z kretesem. Na nic czasu. Ledwo mi go starcza
na pras�
fachow�. Dostaj� wszystko, co wychodzi w kraju, a poza tym �Lancet�, �Medical
Journal�...
Oto moje kontakty ze �wiatem.
� Za Otwockiem nie t�sknisz? � spyta� redaktor. � Zawsze mog�e� w ka�dej chwili
zostawi�
sanatorium i skoczy� do Warszawy.� Warszawa to pomnik. A Otwock straci� ju� ten
secesyjny urok, jaki mia� niegdy�. Tu mi
dobrze. Z�y�em si� z lud�mi. Jestem konsultantem kilku sanatori�w... A jak tam
te twoje
�miechy�, zw�aszcza lewy szczyt? � oczy doktora spojrza�y uwa�niej.
� Zdobyty � odpar� niech�tnie redaktor. � Prze�wietlam si�. Wszystko dobrze.
� Jakie� blizny i zwapnienia musisz mie� � gospodarz wsta� i podszed� do
ci�kiego biurka
pod oknem. Przesun�� le��ce na nim papiery. � Wyszed�e� z tego i tak
zdumiewaj�co szybko.
To dlatego, �e kiedy chcesz, potrafisz by� zdyscyplinowany.
� Mi�y jeste� � powiedzia� redaktor. � Ja zawsze jestem zdyscyplinowany.
�Wie. Wszystko wie. Musz� go zaraz zapyta� o to najwa�niejsze.�
Trzeci kieliszek sprawi�, �e poczu� si� rozlu�niony.
� Nad czym pracujesz? � rzuci�, uk�adaj�c w my�lach ju� to nast�pne g��wne
pytanie.
� Jak zwykle � u�miechn�� si� brodacz. Zdj�� okulary i przetar� szk�a. � Pylica,
rozedma,
nie�yty dr�g oddechowych w szerszym aspekcie, troch�... przysz�o�ciowym. Coraz
tego
mniej, w tym ostrym, dramatycznym sensie. Ale cywilizacja niesie ze sob� nowe,
nie mniej
gro�ne schorzenia, wi�c ja... Wyda�em dwie prace, pisz� artyku�y...
� Ftyzjatria ci� ju� nie bawi?
� Nigdy mnie nie... bawi�a � gospodarz na�o�y� okulary.
� S�uchaj, bo ja w�a�nie... � zacz�� go��.
� Wiem. My�lisz, �e tego nie dostrzegam? Ciebie w og�le tu nie ma � przerwa� mu
doktor.
� W takim stanie ci� jeszcze nie widzia�em. I odk�d tylko wszed�e�, nic si� nie
zmieni�o. Ani
chwili odpr�enia. Przypominasz, jak ka�dy z nas w pewnym okresie �ycia,
przodownika w
psim peletonie. Ponadto jeste� jak pytanie zakl�te w ludzki kszta�t.
� Chyba tak � redaktor skapitulowa�. Zapl�t� palce i czeka�. W tej pozycji nie
by�o wida�,
�e paznokcie wpi� w wewn�trzn� cz�� d�oni.
� Wcale ci si� nie dziwi�. Wspania�a dziewczyna! � rzek� gospodarz.
� Widzia�e� j�?
� Kim ona jest? Je�li powiesz, jak zawsze, �e masz z ni� �t� sam� d�ugo�� fali�,
to ci� znokautuj�!
� Bij! � odpar� redaktor.
� Wi�c jednak. Co ona zobaczy�a w takim potworze?
� Pi�kno lubi kontrasty.
� Cz�owieku, ta dziewczyna rozbi�a w proch i py� spok�j szczawnickich koneser�w!
Kochaj�
si� w niej wszyscy. Nawet doktor Mros, znany antyfeminista, przepad� z kretesem.
�Je�li nie przestanie pieprzy�, to przewr�c� z nim razem fotel, w kt�rym siedzi.
Ale jest
chyba dobrze. Nie �mia�by si� tak, gdyby...�
� To moja �ona � powiedzia�.
� Ale przecie�... ona ma inne nazwisko! Karina Vezzi.
� Pod nim wyst�puje. Jest piosenkark�.
� Wiem. Ale raczej... by�a � rzek� doktor bardzo cicho. � Pos�uchaj... S�yszysz
mnie?
� Tak � potwierdzi�.
�Wi�c jednak � zako�ata�o mu w g�owie. � Jednak. Nie uda�o si�. Wszystko na nic.
Ca�a jej
nadzieja. Wszystkie plany... � W�ciek�ymi ruchami zacz�� szarpa� zdr�twia�y
palec. � Przyjecha�e�
tu, aby przed spotkaniem z ni� dowiedzie� si� jak najwi�cej. No, wi�c � wiesz!
Powiedzia�
ci, co zdzia�a�a medycyna...�
� Chcia�em powiedzie�, �e ten zanik g�osu trwa� mo�e bardzo d�ugo. Przeholowa�a
� oczy
doktora spojrza�y z bliska. � Ostry nie�yt, s�ysza�e� o tym? No, wypij!
� Nie � odsun�� kieliszek i wsta�. � Musz� zaraz... do niej... Ona tam...
� Wariacie! Opanuj si�! � doktor posadzi� go na powr�t. � Jest du�a poprawa.
M�wi ju�
prawie normalnie. Cieszy si�. Jest w dobrym nastroju... Zastosowano
wszystko.�Wszystko dobrze, tylko nie b�dzie mog�a �piewa� � redaktor zn�w si�
podni�s� i podszed�
do okna. Ga��zie modrzewia ko�ysa�y si� lekko. Na jednej z nich usiad� jaki�
ptak, a
potem podlecia� jeszcze wy�ej. Przez chwil�, czuj�c w sobie pustk�, �ledzi� go
wzrokiem.
�A ja chcia�em sobie beztrosko p�yn�� Dunajcem! Jestem swo�ocz!�
� ...My�la�em, �e tego tak nie przyjmiesz, s�owo daj�. Zawsze wola�e� wsz