5133
Szczegóły |
Tytuł |
5133 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5133 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5133 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5133 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
�ukasz Kulewski
Wredne orki
Nowela dokumentalna
Wszystkie postacie i wydarzenia s� prawdziwe.
Zmieniono jedynie imiona bohater�w</i>
1.
R�ka wysokiego kupca, kt�ry jeszcze wczoraj popija� najlepsze trunki, jakie
mo�na dosta� w Kamiennym Grodzie, zacz�a weso�o skwiercze�. Kucharz, kt�ry jej
pilnowa� nabra� w usta p�ynnego t�uszczu z kaczki i z g�o�nym prychni�ciem
zrosi� nabite na zaostrzony patyk rami�. Resztki t�uszczu �ciek�y mu po brudnym
kaftanie, toruj�c sobie drog� pomi�dzy zaschni�t� krwi� i kurzem, kt�re
oblepia�y ubranie niczym muchy padlin�. Zadowolony z siebie Kucharz przygotowa�
drug� r�k�, kt�ra dot�d moczy�a si� w wywarze w le�nych zi�, li�ci drzew oraz
t�uszczu z nied�wiedzia. Kiedy wprawnym ruchem nadziewa� grube, mi�siste rami�
na twardy patyk us�ysza� cichy chrobot, tu� za swoimi plecami. Jednym
b�yskawicznym ruchem, o kt�ry trudno by�oby podejrzewa� kogo� tak oty�ego,
Kucharz odwr�ci� si� i z�apa� sporego szczura, kt�ry w�a�nie dobiera� si� do
lekko sple�nia�ego chleba, le��cego na stole. Szczur wi� si� i piszcza� g�o�no,
ale Kucharza zupe�nie to nie interesowa�o. Od�o�y� patyk z ramieniem kupca i
si�gn�� po spory n� o ciemnym, zakrzywionym ostrzu. Jednym, wprawnym ruchem
rozci�� szczura od ogona po szyj� i wycisn�� ze� krew, wprost do ma�ego naczynia
z tykwy. Drgaj�ce jeszcze cia�o odg�owi�, obdar� ze sk�ry i r�wnie� nabi� na
patyk, na kt�rym by�a r�ka. Zadowolony z siebie zatar� d�onie i raz jeszcze
oplu� skwiercz�ce pieczyste t�uszczem z kaczki.
Kiedy mi�so si� upiek�o, Kucharz wyszed� z niewielkiej jaskini, w kt�rej
urz�dzi� swoje kr�lestwo. By�a to o tyle niezwyk�a grota, �e posiada�a naturalny
komin, przez kt�ry s�czy� si� dym z paleniska.
Na zewn�trz, w ciep�ym popo�udniowym s�o�cu wygrzewa�o si� pi�� postaci. Ka�da z
nich by�a ubrana w podobny, sk�rzany kaftan, kt�ry nosi� Kucharz. Ka�dy z
le��cych nosi� te� grube, podkute �elazem buty, kt�re na pi�tach i noskach
posiada�y kolce. W wi�kszo�ci przypadk�w kolce te by�y a� czarne od zakrzep�ej
krwi, kurzu i b�ota. Obok le�a�y ich najukocha�sze istoty. Jedyne na �wiecie, o
kt�re si� troszczyli w dzie� i w nocy, jedyne, dla kt�rych potrafili zaryzykowa�
�ycie - by�a to bro�. Ka�dy z le��cych preferowa� inny jej rodzaj i ka�dy
uwa�a�, �e jego or� by� najlepszy. Najwy�szy czule opiera� d�o� na d�ugim,
prostym mieczu dwur�cznym, kt�ry przy r�koje�ci posiada� dwa metalowe kolce.
S�o�ce odbija�o si� w klindze i razi�o w oczy Kucharza, kt�ry przygl�da� si�
�pi�cym kolegom, zastanawiaj�c si�, czy budzi� ich ju� teraz, czy mo�e zaczeka�,
a� g��d ich sam ocuci.
Pierwszym, kt�ry otworzy� oczy by� w�a�ciciel dw�ch zakrzywionych mieczy, kt�re
nosi� skrzy�owane na plecach i jak sam si� przechwala�, poza walk� nigdy ich nie
zdejmowa�. Obok zachrapa� si�acz, kt�ry opiera� g�ow� na straszliwym
morgensternie, kt�rego kolce wbija�y mu si� w sk�r� g�owy. Najni�szy ze
�pi�cych, nazywany pogardliwie Skrzatem, spa� trzymaj�c obie d�onie mocno
zaci�ni�te na dwustronnym toporze bojowym, kt�rego b�yszcz�ca powierzchnia
cz�sto s�u�y�a innym za lusterko. Najch�tniej korzysta� z tego� lusterka
Pi�knot. Najczystszy, najlepiej wykszta�cony z ca�ej bandy, kt�ry dba� nie tylko
o sw� bro� (wszelkiego rodzaju no�e, gwiazdki, sztylety i rzutki), ale r�wnie�
wiele wagi przyk�ada� do swojego wygl�du. Codziennie stara� si� k�pa�, a je�li
by�o to niemo�liwe my� przynajmniej twarz i r�ce. Poza tym ka�dego ranka �u�
li�cie zi�, kt�re mia�y chroni� jego z�by przed psuciem oraz nadawa� im �nie�no
bia�y kolor. Pi�knot uwa�a� si� za najprzystojniejszego z nich wszystkich, a to
z powodu delikatnych rys�w i niewielkiej ilo�ci sier�ci na twarzy i ca�ym ciele.
Niekt�rzy uwa�ali nawet, �e jego matka musia�a si� pu�ci� z cz�owiekiem, aby
Pi�knot m�g� tak wygl�da�. Oczywi�cie, ci, kt�rzy wypowiedzieli przy nim podobne
stwierdzenia ju� od dawna nie �yli. Pi�knot by� dumny ze swej rasy i za nic nie
chcia� by� por�wnywany do ludzi, kt�rych nienawidzi� szczer�, nieskr�powan�
nienawi�ci� drapie�cy.
Kucharz zmieni� zdanie i postanowi� nie czeka� a� g��d rozwieje resztki snu z
g��w koleg�w i rozpocz�� w�dr�wk� po obozowisku uderzaj�c ka�dego spor� �y�k�.
�niadanie odby�o si� w milcz�cej, spokojnej atmosferze, jak to zwykle mia�o
miejsce po udanym napadzie. Dobrze wypieczone mi�so kupca wszystkim smakowa�o i
tylko Kulka jak zwykle narzeka�, �e mu ma�o.
Po �niadaniu wszyscy zn�w zalegli na swoich ulubionych miejscach rozkoszuj�c si�
ciep�em, kt�re teraz rozchodzi�o si� od �o��dk�w do wszystkich cz�ci cia�a. To
by� ich pierwszy posi�ek od kilku dni, a tak�e pierwszy spokojny poranek, po
trwaj�cej niemal miesi�c ob�awie. Odk�d schronili si� w G�uchym Lesie mieli
spok�j. Tutaj nie zapuszczali si� wie�niacy, ani rycerze Kr�la Olgida, kt�ry
wyda� na ca�� sz�stk� wyrok �mierci.
Le�eli tutaj wiedz�c tak�e, �e jest to ostatni dzie� spokoju. Jeszcze dzi� b�d�
musieli wyj�� z powrotem na go�ciniec i poszuka� nowego jedzenia oraz z�ota.
Wczorajsze �owy nape�ni�y im co prawda nieco brzuchy, ale przy apetycie Kulki
oraz umiej�tno�ciach wydawania Pi�knota, zapasy szybko si� wyczerpi�.
Pierwszy podni�s� si� Ostry. Jednym szybkim ruchem wyszarpn�� oba miecze i
zacz�� codzienn�, porann� seri� �wicze�. Ostrza miga�y w powietrzu ra��c oczy i
zamieniaj�c si� w jeden ci�g b�ysk�w i rozmazanych, ostrych kszta�t�w.
Pi�knot przygl�da� si� temu spokojnie �uj�c porann� porcj� zi�. Ostry tymczasem
przeszed� do drugiego etapu �wicze� jakim by�o markowanie cios�w oraz
zatrzymywanie miecza tu� nad nosem Kulki, kt�ry przygl�da� mu si� z absolutnym
rozleniwieniem. Ostry dwoi� si� i troi�, uwa�aj�c jednak, by nie drasn�� Kulki,
kt�ry by� spokojny tylko do tego momentu. By� kiedy� z nim ch�opak, kt�ry
�wiczy� si� razem z Ostrym i nie znaj�c Kulki �le wymierzy� i ciachn�� go po
nosie. Ch�opak, kt�rego imi� zd��y�o ju� wywietrze� z pami�ci cz�onk�w bandy,
ledwo si� u�miechn��, kiedy ogromne cielsko Kulki poderwa�o si� w zab�jczo
szybkim tempie i jego wielka d�o� zacisn�a si� na szyi dzieciaka. Kr�gos�up
p�k� zanim jeszcze zabrak�o mu powietrza. Jeszcze tego samego dnia koledzy mieli
po dodatkowej porcji m�odego mi�sa. Odt�d wszyscy wiedzieli, �e �wiczenia
Ostrego zawsze nabiera�y niezwyk�ego charakteru, kiedy przychodzi�o do
markowania cios�w tu� przed nosem Kulki.
Z zachodu, gdzie rozci�ga�a si� puszcza, kt�ra zdawa�a si� nie mie� ko�ca
nadlecia� ogromny kruk i z g�o�nym krakaniem przysiad� obok Pi�knota. On jeden z
bandy rozumia� mow� ptak�w. Kruk cz�sto informowa� Pi�knota o zbli�aj�cej si�
karawanie, lub o kierunku post�powania ob�aw, kt�re raz po raz wypuszcza�y si�
tropem sz�stki wykl�tych spod prawa morderc�w z G�uchego Lasu. Pi�knot nie by�
przyw�dc� bandy. Jako najlepiej wykszta�cony i najbardziej podobny do cz�owieka
wyst�powa� niekiedy jako po�rednik mi�dzy lud�mi, zwierz�tami, krasnoludami i
innymi rozumnymi stworami, a reszt� bandy, kt�ra w innym przypadku pos�ugiwa�a
si� jedyn� znan� przez siebie mow�: j�zykiem krwi.
Kruk przekaza� informacje i zabra� si� za pozostawione dla niego resztki kupca z
Kamiennego Grodu. Pi�knot obejrza� zaplamion� map�, kt�r� wyj�� ze specjalnej,
sk�rzanej tuby i wsta� kopniakami koncentruj�c na sobie uwag� tych, kt�rzy
zd��yli przysn��.
- Wchodzimy do lasu i idziemy na wschodni go�ciniec. Trzech kupc�w. Dwudziestu
zbrojnych. Kobiety, dwie krowy, konie, prawdopodobnie z�oto. Wychodzimy za dwa
palce.
Pi�knot sko�czy� przemow� oczekuj�c potakuj�cych mrukni��, kt�rych rzeczywi�cie
doczeka� si� po chwili. Najd�u�ej trzeba by�o czeka� na Wielgasa, kt�ry
potrzebowa� nieco wi�cej czasu, aby us�yszane informacje przetworzy� w sobie na
zesp� rozkaz�w i zada� do wykonania. Wreszcie i on mrukn�� twierdz�co.
Poniewa� Pi�knot zarz�dzi� wyj�cie za dwa palce, wszyscy przy�o�yli d�onie do
oczu i sprawdzili po�o�enie s�o�ca wzgl�dem majacz�cych w oddali g�r. W ten
spos�b wyznaczali zawsze czas. "Za dwa palce" - oznacza�o, �e wymarsz rozpocznie
si� ju� za nieca�� godzin�.
Szli powoli i cicho. Mimo �e nie�li na sobie kilka kilogram�w broni, misiurki i
ci�kie sk�rzane kaftany, �aden z nich nie wydawa� wi�cej d�wi�ku, ni�
przemykaj�cy w trawie zaj�c.
Krok za krokiem zbli�ali si� do upatrzonego miejsca, kt�re �wietnie nadawa�o si�
na pu�apk�. Kiedy wyszli na go�ciniec, do przyj�cia karawany pozosta�o jeszcze
oko�o trzech d�oni, st�d mieli do�� czasu, by przygotowa� si� na jej spotkanie.
Nie zastanawiali si� d�ugo jak� przyj�� taktyk�. Poza tym nie mieli czasu na
opracowanie czego� skomplikowanego. Skrzat szybko �ci�� dwa du�e drzewa, kt�re
zatarasowa�y drog� tu� za zakr�tem. Trzecie drzewo zosta�o umocowane na linach
tak, by kiedy karawana zatrzyma si� na pierwszej blokadzie, odci�o jej drog�
powrotn�.
Pozosta�o teraz rozstawi� si� w odpowiednich miejscach wok� pu�apki i czeka�.
Cztery d�onie p�niej, dosz�y do nich pierwsze odg�osy zbli�aj�cej si� karawany.
Tupot ko�skich n�g, skrzyp k�, niezrozumia�y �piew jakiego� minstrela oraz
g�o�ne �miechy rycerzy, kt�rzy jechali na przedzie zabawiaj�c si� opowie�ciami o
zesz�ej, sp�dzonej w karczmie, nocy. Karawana zbli�a�a si�. Cz�onkowie bandy
niemal r�wnocze�nie si�gn�li po swoj� bro� wa��c j� w d�oniach i wybieraj�c
najbli�sze cele. Kucharz skropi� ostrza� swoich strza� trucizn�, za� Pi�knot,
jedyny, kt�ry wierzy� w zabobony, poca�owa� pierwsz� gwiazdk�, kt�r� mia� cisn��
w wysokiego rycerza jad�cego na przedzie kolumny.
Karawana by�a ju� blisko. Z tej odleg�o�ci wyra�nie wida� by�o, �e jest to spory
orszak, kt�ry dopiero od tego ranka jest w podr�y. U�miechni�te twarze
�o�nierzy, weso�y krok wypocz�tych koni i czysty �piew minstrela dawa�y jasno do
zrozumienia, �e ludzie ci zupe�nie nie spodziewaj� si� tego, co za chwil�
nast�pi.
Jad�cy na przedzie rycerz zwolni� nieco zobaczywszy, �e drzewa zupe�nie
zas�aniaj� drog�, kt�ra ci�gnie si� tu� za zakr�tem. Instynkt pilota karawan
podpowiedzia� mu, �e tego typu sytuacje s� doskona�ym miejscem na przygotowanie
zasadzki. Wtem, k�tem oka rycerz zauwa�y� ruch w�r�d krzew�w na zakr�cie.
Wyrobiona wieloletni� praktyk� r�ka poderwa�a si� i wyszarpn�a z pochwy miecz.
Nogi wbi�y si� ostrogami w ko�skie boki i poderwa�y zwierz� do galopu.
Krok po kroku karawana wchodzi�a w zakr�t.
Napad rozpocz�� Pi�knot, kt�ry z niezwyk�� precyzj� trafi� gwiazdk� dok�adnie w
szczelin� w przy�bicy rycerza jad�cego na przedzie. Cia�o m�czyzny zwali�o si�
z g�o�nym chrz�stem daj�c tym samym sygna� do rozpocz�cia ataku. W tym samym
momencie pierwsze konie karawany min�y zakr�t zatrzymuj�c si� przed zwalonymi
pniami i martwym cia�em przewodnika. Z ty�u za� doszed� �oskot wal�cego si�
drzewa, kiedy Skrzat przeci�� lin� utrzymuj�c� w powietrzu �ci�ty wcze�niej
pie�.
Na u�amek sekundy zapad�a cisza, by zaraz g�o�ny ryk atakuj�cych zla� si� z
piskiem kobiet, okrzykami rycerzy i kwikiem przera�onych koni. Z ha�asu, kt�ry
powsta� da�o si� wyodr�bni� jedno wyra�ne zdanie:
- Ratuj si� kto mo�e, ORKI atakuj�!!!
Tymczasem banda sprawnie zabra�a si� do pracy. Kucharz szy� zatrutymi strza�ami
i nawet nie stara� si� celowa�, wiedz�c, �e nawet niewielkie dra�ni�cie
powodowa�o natychmiastowy parali�. Pi�knot ciska� gwiazdki z tak� szybko�ci�, �e
zdawa�o si�, i� pos�uguje si� do tego jakim� urz�dzeniem, a nie w�asn� r�k�.
Pozostali cz�onkowie bandy ruszyli w dok�adnie zgranym szyku atakuj�c
r�wnocze�nie ze wszystkich stron.
Skrzat, korzystaj�c ze swojego wzrostu zamachn�� si� toporem i �ci�� nogi konia
pierwszego rycerza, tylnej stra�y. Zwierz� zawy�o z b�lu padaj�c na bok i
obficie brocz�c krwi�. Kolejne ci�cie pozbawi�o je�d�ca g�owy. Zanim pozostali
dwaj rycerze zd��yli obr�ci� konie w stron� atakuj�cego, jedno ze zwierz�t a�
przysiad�o, kiedy ogromny top�r wgryz� si� w jego bok wypuszczaj�c fontann�
krwi, jelit i ekskrement�w. Zaskoczeni rycerze nie mogli zlokalizowa�
zagro�enia. Tracili cenne sekundy na rozgl�danie si�, podczas, gdy Skrzat
zanurkowa� pod brzuchem kolejnego konia i wyskoczy� z boku trzeciego rycerza,
kt�rego chlasn�� wprost w wygi�ty pa��k plec�w. M�czyzna run�� martwy na twarz,
bowiem ostrze przeci�o jego kr�gos�up dok�adnie na p�. Ostatni rycerz,
zeskoczy� z umieraj�cego konia i szybko przyj�� postaw� obronn�. Zd��y� jeszcze
zobaczy� �mier� kolegi, kiedy ju� spocz�y na nim szalone oczy rz�dnego krwi
orka.
Wielgas stawia� d�ugie kroki biegn�c wprost na �rodek karawany. Jego zadaniem
by�o sprawdzi�, czy w wozach, poza kobietami, i dzie�mi, nie kryli si� �ucznicy
mog�cy z zaskoczenia razi� przeciwnika strza�ami. Jego wielki miecz zerwa�
okrycie pierwszego wozu. Pod nim siedzia�y dwie przera�one kobiety, kt�re na
widok parszywego, poro�ni�tego g�st� sier�ci� pyska Wielgasa podnios�y
przera�liwy wrzask. Wielgas nie zastanawia� si� d�ugo. Jednym szybkim ruchem
nabi� obie kobiety na miecz i jeszcze �ywe, wij�ce si� z b�lu wyrzuci� z wozu. W
nast�pnej kolejno�ci wskoczy� do wn�trza wozu, si�gn�� do p�achty wozu jad�cego
obok i zerwa� j�. Tylko niezwyk�y refleks uratowa� go przed be�tem wystrzelonym
z kuszy siedz�cego tam m�czyzny. Ci�ciwa brz�kn�a i be�t przemkn�� tu� obok
ucha Wielgasa odcinaj�c kawa�ek i tak ju� postrz�pionej ma��owiny. M�czyzna na
wozie zakl�� g�o�no i si�gn�� po pod�u�ny, wykonany z dziwnego materia�u
przedmiot. Wielgas zamachn�� si�, i zaatakowa� m�czyzn� ci�ciem, kt�rego nie
mo�na by�o unikn��. Ostrze ze �wistem rozdar�o powietrze i Wielgas omal nie
upad�, kiedy zamiast trafi� w cia�o m�czyzny jego miecz przemkn�� przez
niewielki ob�oczek dymu, jaki pozosta� po czarowniku. Ork utrzyma� jednak
r�wnowag� i zmru�onymi oczami rozejrza� si� w poszukiwaniu czarownika, kt�ry nie
m�g� wykona� dalekiego skoku w tak kr�tkim czasie. Po chwili zaniecha� dalszych
poszukiwa� i postanowi� doko�czy� sprawdzania woz�w. Podbieg� do trzeciego wozu,
rozcinaj�c w biegu na p� minstrela, kt�ry pr�bowa� schroni� si� pod �awk�
wo�nicy.
Pod plandek� trzeciego wozu siedzia� mnich, ubrany w czarny habit. W r�kach
trzyma� niewielk�, ko�cian� kostk�, przy pomocy kt�rej si� modli�. Twarz mnicha
wyra�a�a absolutne skupienie i zupe�ny brak kontaktu ze �wiatem. Wielgas bez
zastanowienia chwyci� mnicha jedn� r�k�, a drug� wykona� szybkie pchni�cie
po��czone i poderwaniem miecza do g�ry. Dzi�ki temu w �rodku cia�a mnicha
pojawi� si� szeroki otw�r przez kt�ry wraz z krwi� uciek�o �ycie.
Z przodu karawany trwa� w tym czasie zaci�ty pojedynek pomi�dzy dziesi�cioma
pozosta�ymi przy �yciu �o�nierzami, a orkami, kt�re jak dot�d nie ponios�y
�adnych strat.
Morgenstern Kulki wirowa� w powietrzu raz po raz trafiaj�c w cia�o cz�owieka lub
konia. Ka�de takie trafienie wzbija�o fontanny krwi, kawa�k�w ko�ci, wn�trzno�ci
i b�lu. W zgie�ku mo�na by�o us�ysze� jedynie j�k zabijanych i kaleczonych cia�.
Zadaniem Kulki by�o torowa� drog�, podczas, gdy tu� za nim, szed� Ostry, kt�ry
szybko i sprawnie ko�czy� to, co zacz�a �mierciono�na bro� Kulki. B�yskawiczne
ci�cia dw�ch mieczy zlewa�y si� w jeden rozmazany kszta�t, kt�ry znika� tylko
wtedy, gdy ostrza pogr��a�y si� w cia�a zabitych. Obaj tworzyli zgrany zesp�
r�wnocze�nie atakuj�c i broni�c nawzajem przed atakami rycerzy.
Kiedy na polu walki pozosta�o zaledwie trzech rycerzy ziemia wok� by�a tak
zlana krwi�, �e ka�dy krok grozi� po�lizgni�ciem, kt�re mog�o si� bardzo
nieprzyjemnie sko�czy�.
Kulka na moment przesta� wywija� morgensternem i ze stoickim spokojem wybiera�
spomi�dzy kolc�w kuli kawa�ki sk�ry i ko�ci, kt�re si� we� wbi�y. Rycerze byli
zm�czeni i przera�eni. Ka�dy z nich widzia� ju� nie raz orki. Dwaj uczestniczyli
w s�ynnej bitwie pod Z�ym Lasem, kiedy to wielotysi�czna armia ork�w zosta�a
dos�ownie zmieciona odwa�nym atakiem ci�kiej jazdy ludzi, oraz zdziesi�tkowana
strza�ami sprzymierzonych z lud�mi elf�w. Teraz jednak sytuacja by�a zupe�nie
inna. Orki, kt�re ich zaatakowa�y by�y �wietnie przygotowane i, co
najwa�niejsze, doskonale pos�ugiwa�y si� broni�, czego nie mo�na by�o powiedzie�
o tamtej zgrai rozwrzeszczanych stwor�w w �achmanach, kt�re napad�y na ludzi
wymachuj�c przy tym kamiennymi toporkami i pojedynczymi �elaznymi mieczami.
Ostry sko�czy� �wiartowa� swoj� ostatni� ofiar� i zorientowa� si�, �e nast�pi�a
przerwa. Spojrza� na Kulk�, potem przeni�s� wzrok na trzech �o�nierzy i lekko
prychn��.
W tym momencie zza jego plec�w wyszli Kucharz i Pi�knot, kt�rym sko�czy�a si�
amunicja i postanowili w��czy� si� do walki przy pomocy swoich kr�tkich
mieczyk�w. Okaza�o si�, jednak, �e nie ma ju� z kim walczy�. Z pomi�dzy woz�w
wynurzy� si� Wielgas, za� z ty�u bieg� Skrzat wywijaj�c trzymanym w jednej r�ce
toporem i podrzucaj�c odci�t� wcze�niej g�ow� ostatniego przeciwnika.
Pi�knot podszed� do zbitych w ciasn� grup� rycerzy i dobieraj�c powoli s�owa
odezwa� si� w j�zyku ludzi:
- Co wieziecie? - niedoczekawszy si� odpowiedzi spojrza� wprost w oczy stoj�cego
najbli�ej cz�owieka.
- Ty, z ta czarn� brod�. Tak! Ty, kt�ry nosisz trzy ostrza w herbie. - zawo�any
m�czyzna spojrza� na Pi�knota przytomniej. - Co wieziecie?!
- Korzenie kupca Kasmana, �wi�te ksi�gi Zakonu Braci Po�udnia i nieco z�ota. Nic
ciekawego, nic, za co warto umiera�.
- �mier� to prosta i szybka rzecz. Umieranie za� potrafi sta� si� wieczno�ci�.
- Nie damy si� wzi�� �ywcem, parszywy zwierzaku. My�lisz, �e jak�e� do cz�owieka
podobny i nasz� mow� gadasz, to mo�esz szlachetnie urodzonemu mora�y prawi�!!? -
m�czyzna a� zatrz�s� si� ze z�o�ci.
- My, Orki nie obra�amy si� za por�wnania do zwierz�t. - Pi�knot m�wi� spokojnie
i p�ynnie - Wam natomiast wci�� si� wydaje, �e to dla ka�dego najwi�ksza obelga.
Wiem, �e� jest wysoko urodzony. Tw�j herb o tym �wiadczy. Powiedz mi tylko,
jakie to mo�e mie� dla mnie, zwierzaka znaczenie?
M�czyzna obrzuci� nieco zmieszanym wzrokiem towarzyszy Pi�knota, kt�rzy
przys�uchiwali si� rozmowie bez wyrazu.
- Jaka zatem jest Twoja odpowied� cz�owieku? Poddajecie si� i idziecie do nas w
niewole, aby�my mogli sprzeda� Was na najbli�szym targu niewolnik�w, albo
ko�czymy rozmow� w spos�b nieco bardziej konkretny. Je�li nie ty decydujesz w
grupie, to porozmawiaj ze swoimi lud�mi.
Pi�knot odwr�ci� si� do Ork�w i powiedzia� w ich j�zyku:
- Czekamy jeszcze moment. Mo�e b�d� niewolniki do sprzedania.
Pi�knot zn�w spojrza� na trzech rycerzy.
- S�ucham?
- Rozumiem, �e nie jest pan ch�tny do �adnych rozm�w.
- Nie mamy wiele czasu. Wasza karawana wyjecha�a do�� wcze�nie, ale nie
jeste�cie jedyni. Nie pr�bujcie mnie naci�ga� na d�ugie rozmowy.
- Chcia�em tylko powiedzie�, �e nasze rodziny gotowe by by�y zap�aci� o wiele
wi�cej, ni� dostaniecie za nas na targu niewolnik�w.
- Ale wymaga�oby to udania si� do Kamiennego Grodu, a tego nie chcemy zrobi�.
- O! Tym prosz� si� nie martwi�! Pan mo�e z �atwo�ci� wej�� do miasta, za� my
damy panu listy uwierzytelniaj�ce, kt�re pozwol� spokojnie przej�� przez
wszystkie punkty stra�nicze. W listach do rodziny wydamy jednoznaczne rozkazy,
aby wyp�aci� panu ��dan� sum�. W tym czasie my b�dziemy czeka� z reszt� pan�w w
znacznej odleg�o�ci od miasta. Rozstaniemy si� nie wcze�niej, ni� kiedy pan
wr�ci z okupem.
- Dobrze. Poddajcie si� zatem. Zostaniecie zwi�zani dla waszego bezpiecze�stwa.
Wieczorem porozmawiamy o szczeg�ach.
M�czy�ni niemal r�wnocze�nie rzucili pod nogi Pi�knota miecze i tarcze. Skrzat
wydoby� zza pazuchy mocny, konopny sznur i sprawnie powi�za� d�onie i nogi
rycerzy, kt�rzy pod okiem Kucharza zostali odprawieni na skraj lasu.
Nagle, gdzie� pomi�dzy wozami da�o si� s�ysze� jaki� ruch.
Wielgas zerwa� si� jak oparzony i wyci�gaj�c d�ugie nogi skoczy� w tamtym
kierunku. Kr�tka szamotanina urwa�a si� tak nagle, jak si� zacz�a.
Po chwili z pomi�dzy woz�w wy�oni� si� Wielgas, kt�ry trzyma� za nog�
niewielkiego, szamocz�cego si� cz�owieczka.
Wysoki ork wymachiwa� swoj� zdobycz� i rechota� przy tym g�o�no, pokazuj�c
��te, psuj�ce si� k�y.
Wielgas wyni�s� czarownika na �rodek drogi i bezceremonialnie rzuci� nim o
ziemi�. Wszyscy orkowie, poza Kucharzem, zbiegli si� zobaczy� weso�e widowisko.
Czarownik szybko podni�s� si�, lecz ci�ka r�ka Wielgasa nie pozwoli�a mu wsta�.
M�czyzna przewr�ci� si� i krzykn�� g�o�no z b�lu. Na ten d�wi�k orkowie zawyli
z dzikiej rado�ci. Rzadko mieli okazj� dobrze si� bawi�, a mo�liwo�� zabawienia
si� kosztem znienawidzonych przez ork�w czarownik�w, by�a wprost przednia. Kulka
zamachn�� si� morgensternem i wykonuj�c niezauwa�alny ruch nadgarstkiem
skierowa� �mierciono�n� kul� o kilka zaledwie cali od g�owy czarownika. Nabity
kolcami kawa� �elaza uderzy� w ziemi� wzbijaj�c tuman kurzu i obsypuj�c piaskiem
le��cego. Orki rykn�y g�o�nym �miechem, kt�ry sta� si� jeszcze g�o�niejszy,
kiedy okaza�o si�, �e czarownik popu�ci� w spodnie i teraz szybko ros�a wok�
niego ciemna plama, kt�ra wsi�ka�a w piasek. Zabawa ork�w zdawa�a si� nie mie�
ko�ca. Najpierw odci�li czarownikowi uszy, a potem kazali mu je zje��, pod
gro�b� �mierci. Kiedy doprowadzony do granic wytrzyma�o�ci m�czyzna odm�wi�
zjedzenia drugiego ucha, z jego ust zd��y�o wyrwa� si� srogie przekle�stwo.
Czarownik zd��y� rzuci� kl�tw�, kt�ra b�yskawicznie przylgn�a do ubra� ork�w i
w�ar�a si� w nie jak rdza w �elazo. Czarownik nie zd��y� ju� rzuci� drugiej
kl�twy, bowiem szybkie, jak my�l miecze Ostrego pozbawi�y go g�owy. Ci�cie by�o
tak precyzyjne i b�yskawiczne, �e przez moment wydawa�o si�, �e Ostry nie
trafi�, �e g�owa czarownika nadal znajduje si� na swoim miejscu, lecz zaraz
martwa zsun�a si� z ramion i potoczy�a pod nogi Kulki, kt�ry roztrzaska� j�
dodatkowo morgensternem.
Po tych zabawach orki zebra�y rzeczy, kt�re mog�y im si� przyda�, obarczy�y
zak�adnik�w ci�kimi pakunkami i znikn�y w lesie, kt�ry przez ca�y czas
przygl�da� si� wydarzeniom na drodze z cichym, g�uchym, w�a�nie, spokojem.
2.
Pusta, ma�a polana szybko traci�a swoje dziewicze pi�kno. Ci�kie buty ork�w i
wi�ni�w niszczy�y delikatn� jak puch traw� i depta�y ma�e, bia�e kwiatki, kt�re
tu i �wdzie ozdabia�y runo. Orki zarz�dzi�y przerw�. Wi�niom pozwolono zdj�� z
plec�w baga�e, lecz ich nie rozwi�zano.
Kucharz szybko przejrza� zawarto�� pakunk�w z prowiantem i wydoby� z du�ej torby
buk�ak wina. Orki napi�y si� porz�dnie, lecz nie da�y nic spragnionym wi�niom.
Rycerze zacz�li szemra� mi�dzy sob�, a� m�czyzna, kt�ry rozmawia� z Pi�knotem
powiedzia� g�o�no:
- Panowie, czy mogliby�my dosta� nieco wody?
Reakcja najbli�ej b�d�cego orka, a by� nim Wielgas, by�a natychmiastowa. W r�ku
Wielgasa zab�ys� miecz i jednym p�ynnym ruchem pow�drowa� wprost ku r�ce jednego
z m�czyzn. Ostrze na moment znikn�o i zn�w pojawi�o si�, po tym jak odci�o
d�o� stoj�cego najbli�ej m�czyzny.
- Katerah ka wan! - krzykn�� ork i wskaza� krwawi�cy kikut mieczem.
- Katerah!
Tym razem miecz zatrzyma� si� o kilka milimetr�w od szyi drugiego rycerza.
Wygl�da�o na to, �e Wielgas spe�ni� pro�b� rycerza i teraz chcia� wyegzekwowa�
od reszty wykonanie tego, co sami chcieli. M�czyzna, kt�remu odci�to r�k�
zemdla�. Pozostali dwaj niepewnie patrzyli si� na siebie.
Wielgas raz jeszcze powt�rzy� rozkaz, a nast�pnie straci� zainteresowanie
rycerzami. M�czy�ni ukl�kli i wykorzystuj�c w�asne ubrania, zawi�zali r�k�
omdla�ego kolegi.
Ca�ej scenie ze spokojem przygl�da� si� Kucharz, kt�ry po odej�ciu Wielgasa,
podszed� do wi�ni�w, podni�s� odci�t� d�o� i schowa� sobie do ma�ej torby,
kt�r� mia� przewieszon� przez rami�.
Orkowie szybko rozstawiali ob�z.
Zapada� wiecz�r i zacz�o si� robi� ch�odno. Gdzie� w oddali grzmia�a burza.
Rycerze przygl�dali si� bandzie przywi�zani do drzewa. Ten, kt�ry straci� d�o�
ockn�� si� jaki� czas temu i teraz cicho p�aka�. Samozwa�czy przyw�dca rycerzy
mi�� w ustach przekle�stwa, za� ostatni, najni�szy z nich modli� si� g�o�no do
Pani Spomi�dzy �ycia i �mierci, aby pomog�a mu wydosta� si� ca�o z tej strasznej
przygody.
Rycerze byli g�odni. Ostatni posi�ek jedli jeszcze ze swoimi rodzinami w
Kamiennym Grodzie, tu� przed wyruszeniem karawany. �a�owali teraz, �e nie zjedli
po dodatkowej porcji mi�siwa, kt�re im przygotowa�y �ony.
Tymczasem w�r�d ork�w zapanowa�o jakie� poruszenie. Rycerz-dow�dca rozpozna� w
blasku ogniska Pi�knota, kt�ra reszcie bandy co� t�umaczy�. Najwyra�niej mia�
problemy z uzyskaniem poparcia, bowiem ton jego g�osu stale podnosi� si�.
- Pieni�dze s� potrzebne. Nie, Wielgas, ty nigdzie nie p�jdziesz, ja p�jd� i
przywioz� mn�stwo pieni�dzy. Nie, nic nie rozumiecie, nie wolno ich zabija�. Oni
nam dadz� pieni�dze!!
- Ty Pi�knot nie wymy�laj. My ich zje�� i ju�. Ja pieniedze nie chciam i leje na
ciebie i tw�j plan. My ich zabic i zje��. Koniec. - na potwierdzenie swoich s��w
Skrzat z rozmachem wbi� top�r w pieniek roz�upuj�c go na dwie cz�ci.
- Czekaj Skrzat - Kulka z�apa� jedn� z cz�ci pie�ka i wrzuci� do ognia. - Ty
szybki i z�y. Ty pomy�l ile mi�sa mo�na dosta� za pieni�dze. My spokojnie zima
siedzie� w chacie, nie w grocie. Ja my�l�, Pi�knot wie. On m�drze gada. Przecie�
my ich... - Kulka nie sko�czy� my�li, bowiem g�o�no kracz�c nadlecia� kruk i
wyl�dowa� na ramieniu Pi�knota.
- Krrraaa!
Kiedy do ork�w podlecia� ptak zapad�a cisza. Wygl�da�o na to, �e banda s�ucha
krakania kruka tak, jakby go rozumia�a. Po chwili ptak umilk� i roz�o�ywszy
skrzyd�a wzbi� si� w powietrze szybko znikaj�c w ciemno�ciach nocy. W�r�d ork�w
wci�� panowa�a cisza. Najwyra�niej wiadomo�ci, kt�re przekaza� ptak nie by�y
pomy�lne. Wreszcie z kr�gu siedz�cych przy ognisku postaci kto� si� podni�s� i
ruszy� w kierunku rycerzy.
- Ok�amali�cie mnie. - bez zb�dnych wst�p�w powiedzia� Pi�knot, kiedy podszed�
do rycerzy. - Zapomnieli�cie wspomnie�, �e w wozach, po�r�d posp�lstwa,
przebrany za mnicha jecha� syn Kr�la Olgida. Teraz ponad po�owa rycerzy z
Kamiennego Grodu szuka morderc�w ksi���tka. Jak tylko wstanie s�o�ce wpadn� na
nasz trop. Nie mo�emy was d�u�ej trzyma�. Spowalnialiby�cie, marsz.
- Ale� Panie, my�my nic nie wiedzieli!!
- My nie winowaci - odezwa� si� pogr��ony dot�d w modlitwach rycerz.
- Ksi��� cz�sto je�dzi� w przebraniu, aby sprawdza� jak si� w jego dziedzinie
rzeczy maj� i nikt nie wiedzia� do kt�rej karawany wsiada.
- Nic mnie to nie obchodzi. Z naszej umowy nici. - Pi�knot nawet nie podni�s�
g�osu. - Cieszcie si� ostatnimi chwilami. Do jutra, do �niadania. - oczy
Pi�knota b�ysn�y z�owieszczo.
3.
Ranek by� ciep�y i parny. Zapowiada� si� wyj�tkowo upalny i duszny dzie�. Kiedy
jeszcze rosa perli�a si� na zmaltretowanej trawie polanki Kucharz obudzi� si� i
wyj�wszy sw�j miecz oraz tasak ruszy� w kierunku wi�ni�w. Rycerze nie spali.
Patrzyli na Kucharza z lekkim przera�eniem w oczach staraj�c si� nie okazywa�
strachu. Siedzieli skuleni blisko siebie zdawali si� dr�e� z zimna, cho� wcale
nie by�o ch�odno. Kucharz podszed� do nich i wskaza� mieczem rycerzowi, kt�ry
wczoraj straci� d�o�, aby si� podni�s�. M�czyzna wsta� z oci�ganiem. Kiedy
ca�kiem si� wyprostowa� Kucharz jednym szybkim ruchem �ci�� jego g�ow�.
Bezw�adny korpus run�� na koleg�w brocz�c obficie krwi�. Przera�eni m�czy�ni
pr�bowali ucieka�, lecz �a�cuchy natychmiast ich poprzewraca�y. Kucharz zmieni�
narz�dzie i trzema szybkimi ruchami tasaka odci�� od bezw�adnego cia�a drug�
d�o� i obie stopy. Dzi�ki temu m�g� spokojnie zabra� korpus, kt�rego nie
kr�powa�y ju� �adne �a�cuchy. Po zawleczeniu cia�a do ogniska Kucharz szybko
oprawi� je i nadzia� na przygotowany wcze�niej pa��k, kt�ry przewiesi� nad
ogniem. Dorzuci� drew i zadowolony ze swego dzie�a pocz�� przygotowywa�
specjalnie dla siebie dodatkow� porcj� z d�oni rycerza.
Zapach pieczonego, ludzkiego mi�sa wywo�a� u pozosta�ych dw�ch rycerzy md�o�ci i
wymioty. Ni�szy z nich, kt�ry wczoraj �arliwie si� modli� popad� w co� w rodzaju
ob��du i jedyne co m�g� z siebie wykrztusi� to powtarzane w k�ko dwa s�owa:
- Wredne orki, wredne orki, wredne orki, wredne orki...
Drugi m�czyzna postanowi� zrobi� wszystko, aby nie spotka� go los kolegi.
Sporej wielko�ci k��dka, kt�ra zamyka�a jego �a�cuchy zdawa�a si� nale�e� do
tych, kt�re w miar� �atwo mo�na otworzy� jedynie przy pomocy kawa�ka drutu.
M�czyzna wysup�a� odpowiedni drucik z misiurki i podj�� pr�b� uwolnienia si� z
wi�z�w, patrz�c przy tym z przestrachem na �pi�ce postacie, z kt�rych dwie
zacz�y si� w�a�nie budzi�.
Zanim jeszcze Kulka otworzy� oczy poczu� zapach pieczonego mi�sa. Tego mu by�o
trzeba poderwa� si� natychmiast i obrzuci� �akomym wzrokiem piecz�cy si� na
ognisku korpus jednego z wi�ni�w. Kucharz w�a�nie obraca� je, by r�wno
przypieka� si� ze wszystkich stron. Po Kulce oczy otworzy� Ostry, zachrz�ci�
mieczami, kt�re ca�y czas trzyma� na plecach i r�wnie� z zaciekawieniem
przyjrza� si� pieczeni.
Rycerz znalaz� wreszcie odpowiedni kszta�t drucika, kt�ry mia� uwolni� go od
�a�cuch�w. Pozosta�o teraz tylko otworzy� k��dk�, i ulotni� si� szybko i
niepostrze�enie. Jego kompan wci�� powtarza� swoje dwa wyrazy, jakby to by�a
jaka� mantra, czy modlitwa, kt�ra mog�a odgrodzi� go od prawdziwego �wiata.
Wreszcie k��dka pu�ci�a. Rycerz pospiesznie zdj�� z r�k i n�g �a�cuchy, a
nast�pnie powoli, krok za krokiem zacz�� si� wycofywa� w g��b lasu. Robi� to tak
cicho i delikatnie, �e jego ob��kany towarzysz nawet nie spostrzeg�, �e zosta�
sam. Rycerz pe�zn�� ty�em ca�y czas obserwuj�c �pi�cych i budz�cych si� cz�onk�w
bandy. Wreszcie dotar� do wy�szej nieco trawy i kiedy zag��bi� si� w jej
wilgotny od rosy puch natychmiast przyspieszy�. Jeszcze tylko kilka chwil, a uda
mu si� schowa� w�r�d krzak�w leszczyny, kt�re ros�y na skraju polanki. Powoli
pe�z� przed siebie, a� dotar� do leszczyn. Tutaj dopiero pozwoli� sobie na kilka
zaledwie chwil odpoczynku i zlany potem ze strachu i wysi�ku ruszy� dalej. Kiedy
ju� dobrze oddali� si� od polanki postanowi� wsta� i ruszy� dalej biegiem.
Poderwa� si� szybko i w tym momencie stan�� oko w oko z Wielgasem, kt�ry kucaj�c
ko�o po�amanej sosny wypr�nia� si� z b�ogim grymasem na twarzy. Obok Wielgasa,
sta� jego miecz. Ork by� r�wnie zaskoczony, co rycerz. Nie straci� jednak zimnej
krwi i wy�wiczonym ruchem si�gn�� po miecz. Rycerz tak�e nie zamierza� �atwo
straci� przewagi wzrostu, jak� zyska� spotkawszy Wilgasa kucaj�cego. M�czyzna
rzuci� si� w kierunku miecza o mement wcze�niej od orka, dzi�ki czemu jego r�ka
zacisn�a si� na r�koje�ci szybciej. Nie by� to jednak koniec pojedynku. Rycerz
by� nie tylko ni�szy od swojego przeciwnika, ale r�wnie� s�abszy i zupe�nie nie
przygotowany na ci�ar miecza. Szcz�cie nie opuszcza�o jednak rycerza. Wielgas
co prawda zd��y� si�gn�� swojego miecza, ale nie zdo�a� wsta�. Najwyra�niej
zapomnia�, �e ma �ci�gni�te spodnie i wstaj�c spr�bowa� zrobi� krok w stron�
rycerza. Nogi zapl�ta�y mu si� i run�� jak d�ugi. Rycerz nie czeka�, a� ork si�
podniesie. Chwyci� miecz obur�cz i z ca�ej si�y wepchn�� w kark orka.
Najwyra�niej szcz�cie nie opuszcza�o go, bo ogromny przeciwnik nie wykona� ju�
wi�cej �adnego ruchu. Cz�owiek u�miechn�� si� do siebie i szybko przeszuka�
cia�o orka. Znalaz� kr�tki sztylet oraz kilka monet, kt�re schowa� sobie do
sakiewki noszonej stale pod misiurk�. Na odchodnym wyrwa� jeszcze miecz z karku
orka i postanowi� zostawi� po sobie znak ludzkiej zemsty. Mimo, �e miecz by�
ci�ki, a r�ce os�ab�e, Rycerz odr�ba� Wielgasowi obie d�onie i wcisn�� je do
nagiego, ow�osionego ty�ka orka.
4.
Duszne, g�ste powietrze by�o a� ci�kie od zapachu le�nych zi�, nagrzanej trawy
i runa le�nego. Zdawa�o si�, �e czas, a wraz z nim �wiat zatrzyma�y si� zupe�nie
pora�one pal�cymi niemi�osiernie promieniami s�o�ca.
Na polanie, gdzie nocowa�y orki dobiega�o ko�ca �niadanie. Po tym, jak znale�li
w zagajniku cia�o Wielgasa nastroje wszystkich st�a�y i normalna podczas
wsp�lnych posi�k�w g�o�na rozmowa ust�pi�a miejsca g�o�nemu mlaskaniu i
siorbaniu. Orki by�y w�ciek�e. Najg�o�niej swoj� z�o�� wylewa� na wszystkich
Skrzat, kt�ry uwa�a�, �e za �mier� Wielgasa odpowiada Pi�knot, bowiem to on
upiera� si� aby zabiera� ze sob� ludzi. Wiadomo przecie� powszechnie, �e
cz�owiek to bestia sprytna i podst�pna, tymczasem tutaj nikt nie interesowa� si�
wi�niami, kt�rzy mieli mas� czasu aby si� uwolni�. To w�a�nie Skrzat odkry�
cia�o Wilegasa, i to on zaraz po powrocie do obozu rozci�� na p� swoim toporem
ostatniego z rycerzy. Po prostu wr�ci� do ogniska wyj�� z pnia top�r, podszed�
do modl�cego si� i skaml�cego o lito�� m�czyzny i jednym szybkim ci�ciem
rozr�ba� go na dwie po�owy, kt�re rozdzieli�y si� z g�o�nym chrz�stem i w
potokach krwi upad�y na ziemi�. Skrzatowi by�o jednak ma�o, dlatego zacz��
metodycznie rozr�bywa� nieszcz�snego cz�owieka na coraz mniejsze kawa�ki, a�
pozosta�y z niego nierozpoznawalne, zmia�d�one szcz�tki.
Orki sko�czy�y je��. Wszyscy razem zebrali si� przed ogniskiem i zacz�li je
gasi� oddaj�c mocz na czerwony �ar. Po chwili k��by gryz�cego dymu spowi�y
polank�. Zanim powietrze oczy�ci�o si�, po bandzie nie zosta� �aden �lad.
Rozp�yn�li si�, jakby nigdy ich tutaj nie by�o. Tylko tl�ce si� jeszcze ognisko,
ogryzione ko�ci oraz krwawe szcz�tki rycerza wskazywa�y, �e nocowa�y tutaj orki.
5.
S�o�ce wisia�o dok�adnie nad polank�, kiedy zjawi�y si� pierwsze oddzia�y stra�y
z Kamiennego Grodu. Prowadzone przez rycerza, kt�ry uszed� orkom, posuwa�y si�
teraz o wiele szybciej tropi�c zab�jc�w ksi�cia. Tropiciel szybko odnalaz� �lad
id�cy do wn�trza lasu i kawalkada z�o�ona z doskonale uzbrojonych i wyszkolonych
rycerzy stra�y przybocznej zag��bi�a si� w g�usz�.
6.
Czarny cie� ko�owa� nad g�ow� Pi�knota. Kruk bezg�o�ne wyl�dowa� na wystawionym
dla niego ramieniu. G�o�ne krakanie zburzy�o cisz� przerywan� dot�d jedynie
odg�osem krok�w i przyspieszonych oddech�w id�cej bandy. Pi�knot pokr�ci� g�ow�
i rzuci� do reszty tylko dwa s�owa ("Ludzie, blisko"), kt�re spowodowa�y, �e
orki zacz�y i�� nieco szybciej. Kruk roz�o�y� skrzyd�a do odlotu.
7.
Nad id�c� �ladem ork�w grup� rycerzy zawis� na moment cie� du�ego ptaka.
Przesun�� si� nieco do ty�u, a nast�pnie zn�w pojawi� si� nad czo�em grupy.
Id�cy na przedzie rycerz wskaza� na kruka i powiedzia�:
- To ptaszysko im pomaga. Nie wiem jak to jest mo�liwe, ale oni rozumiej� ptasi�
mow�.
- Ka�cie kusznikom rozprawi� si� z nim - powiedzia� kapitan stra�y, kt�ry szed�
na czele po�cigu.
Kilka chwil p�niej ko�uj�cy majestatycznie kruk zatrzepota� rozpaczliwie
skrzyd�ami i run�� w d� nadziewaj�c si� na wyschni�t�, stercz�c� ku g�rze ga���
sosny.
8.
Upa� sta� si� nie do wytrzymania. Gor�ce, nabrzmia�e powietrze lepi�o si� i
dusi�o zar�wno orki, jak i ludzi, kt�rzy szli ich �ladem. Momentami zdawa�o si�,
�e przyroda postanowi�a rozpu�ci� si�, jak woskowa �wieca, w promieniach
popo�udniowego s�o�ca. Ka�dy kolejny krok stawa� si� trudniejszy i wymaga� coraz
wi�cej wysi�ku. Ka�dy kolejny oddech by� coraz kr�tszy, coraz p�ytszy.
Tymczasem w jaki� niezauwa�alny spos�b odleg�o�� mi�dzy orkami a lud�mi pocz�a
si� zmniejsza�. Jakby jaka� niewidzialna si�a zacz�a ich przyci�ga� do siebie.
Si�a wzajemnej nienawi�ci, z�o�ci, ch�ci zemsty. Orki powoli, ale konsekwentnie
zwalnia�y. Wszyscy cz�onkowie bandy czuli ju� na plecach oddech pogoni.
Wiedzieli, �e konfrontacja jest nieunikniona. Wiedzieli, �e tym razem
przekroczyli pewn� granic�. Ze zwyk�ej bandy opryszk�w stali si� zdrajcami i
kr�lob�jcami. Ten dzie� najwyra�niej wcale nie zamierza� si� dobrze sko�czy�.
9.
Tropiciel i �ucznik, kt�rzy szli w szpicy po�cigu bezg�o�nie przemykali przez
las zbli�aj�c si� z ka�dym krokiem do grupy ork�w. Nagle, tu� przed nimi
otworzy�a si� polanka. M�czy�ni zatrzymali si� i ostro�nie wyjrzeli na otwart�
przestrze�. W odleg�o�ci stu krok�w ujrzeli wreszcie wroga. Orki najwyra�niej
postanowi�y przerwa� po�cig i stan�� do walki wykorzystuj�c polank�, na kt�r�
wyszli. Banda prezentowa�a widok nieco z�owieszczy. W s�o�cu b�yska�a
niebezpieczna, obna�ona bro�, za� zaci�te twarze i zmru�one oczy zdawa�y si�
m�wi�, �e orki nie oddadz� sk�ry zbyt �atwo.
Ludzie wycofali si� w cie�. Szybko dotarli do reszty i przekazali po�o�enie
ork�w. Wygl�da�o na to, �e banda postanowi�a zachowa� si� jak przysta�o na ludzi
i rycerzy, czyli odpowiedzie� za swoje uczynki poddaj�c si� os�dowi boskiemu.
Walcz�c w otwartym polu.
Kapitan dru�yny po�cigowej przegrupowa� swoich rycerzy i wyda� rozkazy. Krok za
krokiem zbli�ali si� do polany, na kt�rej czeka�y na nich orki.
Powietrze zdawa�o si� gor�ce jak z pieca. Kr�tkie oddechy i wachlowanie si�
du�ymi li��mi nie przynosi�y spodziewanej och�ody. Rycerze marzyli o zimnym
kuflu piwa wprost z grodzkiej piwnicy.
Nagle uderzy� w nich silny zapach zi� i rozgrzanej trawy. Zaraz potem grupa
po�cigowa w liczbie trzydziestu ludzi wysz�a wprost na szerok� polan�. Tutaj
temperatura by�a o wiele wy�sza od tej, kt�ra panowa�a w lesie. Zdawa�o si�, �e
zaraz wszystko rozp�ynie si� od �aru lej�cego si� z nieba. Rycerze mru��c oczy
od blasku spojrzeli w stron� ork�w. Wszystko by�o tak, jak przekazali zwiadowcy.
Pi�� postaci sta�o dok�adnie po �rodku polany. Ka�dy uzbrojony w inny rodzaj
broni. Ka�dy tak samo zaci�ty i niebezpieczny. Rycerze powoli ustawili si� w
szyku.
Min�o najwy�ej pi�� minut, kiedy kapitan po raz ostatni obejrza� swoich ludzi.
Zadowolony z tego, co zobaczy�, wyda� rozkaz do ataku. Najpierw powoli, potem
coraz szybciej rycerze ruszyli na przeciwnika, kt�ry tymczasem przyj�� pozycje
obronne. Nagle zerwa� si� wiatr podrywaj�c z ziemi wszystkie uschni�te kawa�ki
traw. Odleg�o�� zmniejsza�a si�, ludzie przestali ju� zwraca� uwag� na wiatr i
skoncentrowali na ustalonych z g�ry celach. Ka�dy wiedzia�, gdzie ma uderzy� i
teraz stara� si� w my�lach prze�ledzi� tor lotu w��czni, ruch mi�ni unosz�cych
miecz, si�� potrzebn� do odparowania ewentualnego ciosu przeciwnika. Zmru�one
oczy, zaci�ni�te szcz�ki, zbiela�e knykcie na r�koje�ciach broni. Chrz�st
deptanej ci�kimi butami trawy, ciche przekle�stwa i jeszcze cichsze modlitwy
pocz�y si� zlewa� w jedno. W jeden g�o�ny poszum, pomruk, kt�ry r�s� i
pot�nia�. Dr�a� wraz z powietrzem, zrywa� si� jak wiatr i przyciska� traw� do
ziemi.
Niebo pociemnia�o. Przeciwnicy ujrzeli swoje odbicia w mieczach, zbrojach,
tarczach i oczach wrog�w. Uderzy� pierwszy piorun, a wraz z nast�puj�cym po
chwili �oskotem walcz�cy zwarli si�.
Pierwsze krople deszczu spad�y od razu mieszaj�c si� z krwi�, kt�ra pokry�a
pancerze dumnych ludzi. Orki wcale nie zamierza�y post�powa� fair i tu� przed
uderzeniem Kucharz i Pi�knot zacz�li razi� przeciwnika strza�ami i ostrymi
gwiazdkami. Pierwszych czterech ludzi zwin�o si� w p�, przewr�ci�o, lub po
prostu bezsilnie osun�o na ziemi�, kiedy ostrza wcina�y si� do ich m�zg�w i
szyj.
Wreszcie za�piewa�y wysoko miecze, kt�rym odpowiedzia�y g�uchym basem tarcze.
Stal krzesa�a iskry, kt�re porywa� wiatr. Deszcz run�� na nich ze zdwojon� si��
zalewaj�c po r�wni twarze ludzi i ork�w.
Pieknot zwar� si� z kapitanem, kt�ry zaatakowa� go szybkimi, wprawnymi ciosami
sporego miecza. Ork broni� si� tylko przy pomocy dw�ch sztylet�w i swojej
szybko�ci, kt�ra raz po raz ratowa�a go przed uderzeniami. Kapitan naciera�
jednak coraz szybciej. W pewnym momencie Pi�knot po�lizgn�� si�. Mokra trawa
uciek�a mu spod st�p. Zamacha� bezw�adnie ramionami i zd��y� jedynie zobaczy�,
jak Kapitan z tryumfem w oczach zamierza si� na niego mieczem. Ostrze jednak nie
si�gn�o celu. Ogromny top�r Skrzata wy�apa� ci�cie tu� nad czaszk� Pi�knota.
Kapitan zakl�� i skierowa� si� na Skrzata. Tymczasem Kucharz walczy� z dwoma
nacieraj�cymi na niego pikinierami. Odbija� piki w��cznie przy pomocy miecza i
cofa� si�. W pewnym momencie jego noga zapad�a si� a� po kostk� w kr�liczej
norze. Jaka� bia�a kulka �mign�a mu spod st�p. Kucharz zachwia� si� i nie
trafi� w jedn� z pik, kt�rymi nacierali na niego ludzie. Metal w�ar� si� g��boko
w jego trzewia. Cz�owiek nie czekaj�c na reakcj� wci�� niebezpiecznego orka
wyrwa� pik� i ponowi� pchni�cie tym razem z niewielkiej odleg�o�ci. Kucharz
zgi�� si� wp� i ukl�k� zawijaj�c si� z b�lu. Drugi rycerz szybko doby� miecza i
�ci�� g�ow� orka, kt�ry upu�ci� miecz i rozpaczliwie stara� si� zatrzyma�
wyp�ywaj�ce ze� wn�trzno�ci.
Skrzat k�tem oka zarejestrowa� to, co sta�o si� z Kucharzem i nie przestaj�c
atakowa� Kapitana skoczy� ku dw�m pikinierom, kt�rzy w przyp�ywie rado�ci d�gali
pikami martwe cia�o orka. Ogromny top�r �wisn�� w powietrzu i pierwszy z
piekinier�w a� kucn�� kiedy ostrze rozpo�owi�o go na dwie cz�ci. Drugi
odskoczy� przestraszony, lecz nie mia� ju� szans na z�o�enie si� do prawid�owej
obrony. Skrzat zanurkowa� pod jego pik� i ci�� go w kolano odcinaj�c mu nog�.
Pikinier przewr�ci� si�, a w�wczas Skrzat pozbawi� go r�ki, w kt�rej cz�owiek
wci�� trzyma� drzewce piki.
Z drugiej strony grupy, Ostry dokonywa� niemo�liwego broni�c si� r�wnocze�nie
przed sze�cioma przeciwnikami. �mia� si� przy tym jak op�tany i raz po raz
udawa�o u si� nawet wyprowadzi� atakuj�ce ci�cia, kt�re rani�y delikatnie, cho�
bole�nie zaskoczonych ludzi. Dwa miecze miga�y z tak� szybko�ci�, �e zdawa�o
si�, i� Ostry trzyma nie dwa, ale trzy, a mo�e nawet cztery ostrza. Ludzie bali
si� zaatakowa� orka. Podskakiwali i zamierzali si� na niego, ale ten za ka�dym
razem parowa� wszystkie ciosy i jeszcze mia� czas na atak. Wreszcie do walki
w��czy� si� Kapitan, kt�ry porzuci� pojedynek ze Skrzatem widz�c, �e jego ludzie
trac� zapa�. Rycerze, podniesieni na duchu widokiem dow�dcy raz jeszcze natarli
na Ostrego, kt�ry nie zamierza� ust�pi�. Zwija� si�, podskakiwa�, unika� cios�w
i odbija� miecze. Dw�ch rycerzy wycofa�o si� tamuj�c krew z rozci�tych twarzy.
Kapitan krzykn�� i rycerze zaatakowali szykiem. Ostry nie m�g� parowa�
r�wnocze�nie dw�ch identycznych cios�w. Najpierw stari� jeden miecz, kiedy
odci�to mu praw� d�o�, a nast�pnie drugi, kiedy kapitan odci�� mu ca�e rami�.
Bezbronnego orka rycerze przewr�cili i dos�ownie zadaptali ciesz�c si� przy ty
g�o�no.
Pi�knot tymaczasem os�ania� Kulk�, kt�ry potwornym morgensternem torowa� sobie
drog� ku otwartej przestrzeni. Ludzie podskakiwali do nich i albo zmiata�o ich
uderzenie nabiajnej gwa�dziami kuli, albo �cina�a z n�g gwaiazdka rzucana przez
Pi�knota. Szybko do��czy� do nich Skrzat, kt�ry rozprawi� si� z dwoma
Pikinierami i dodatkowo po�o�y� dw�ch �ucznik�w, kt�rzy celowali do Kulki i
Pi�knota. Orki wyrwa�y si� z kr�gu walcz�cych i zacz�y oddala� si� w stron�
lasu. Kiedy pad� Ostry, tr�jka uciekinier�w w�a�nie zag��bi�a si� mi�dzy mokre
li�cie krzak�w i ni�szych drzew.
Ludzie przestali skakaka� po ciele Ostrego i rezejrzeli si�. Na polu walki nie
by�o ju� przeciwnik�w. Kapitan zarz�dzi� po�cig. Rycerze rozgrzani walk� i
zadowoleni z zabicia trzech Ork�w ruszyli ochoczo w las.
Pi�knot krzykn�� i pokaza� Kulce i Skrzatowi, by poszli za nim. Stara� si�
wybiera� trudne do odnalezienia przej�cia, a tak�e kaza� im st�pa� po trawie,
kt�ra by�a od deszczu spr�ysta i mniej podatana na pozostawianie w niej �lad�w.
Rycerze ju� wchodzili do lasu. Jedyny ocala�y tropiciel wyprzedzi� wszystkich i
mimio nasilaj�cego si� deszczu bez trudu odnajdywa� drog�. Orki przyspieszy�y.
Pi�knot kluczy� cz�sto zmieniaj�c kierunki to zn�w maskuj�c �lady przy pomocy
zerwanej ga��zi, lecz najwyra�niej mieli pecha. Pomimo szumu drzew i huku
bij�cych raz po raz piorun�w us�yszeli za sob� krzyki nawo�uj�cych si� rycerzy,
kt�rzy bezb��dnie szli ich tropem. Nagle Skrzat potkn�� si� i wyr�na� g�ow� w
pie� drzewa. Gdyby nie he�m prawdopodobnie straci�by przytomno��. Nie mia�
jednak czasu, aby dogania� Kulk� i Pi�knota. Z krzak�w wyskoczy�o na niego dw�ch
rycerzy i z miejsca zaatakowa�o chc�c najwyra�niej wykorzysta� dezorienatacj�
orka. Kulka zawy� cicho lecz nie zatrzyma� si�. Jeszcze zd��y� zobaczy�, jak
top�r Skrzata wznosi si� i z nieprawdopodobn� pr�ko�ci� opada. Orkowie poderwali
si� do biegu. Przez kilka chwil Kulka czu� tylko pulsuj�c� w skroniach krew i
coraz p�ytszy oddech. Wtem Pi�knot zatrzyama� si�. Kulka wpad� na niego omal nie
przewracaj�c. Stali na �rodk traktu. Wypadli wprost na spory odzia� ludzi,
kt�rzy, zd��yli ju� za�o�y� strza�y na ci�ciwy i celowali teraz do nich z
kilkudziesi�ciu �uk�w. Pi�knot podni�s� d�onie. Upu�ci� miecz i przem�wi� w
mowie ludzi:
- Nie strzelajcie!
Kulka upu�ci� morgenstern i tak�e wzi�s� w�ochate r�ce.
Tymczasem z lasu wyskoczyli rycerze tropi�cy orki. Jeden z nich ni�s� nabit� na
miecz g�ow� Skrzata. Jeden z oczodo��w by� pusty, za� w drugim na zawsze
pozosta� wyraz bezgranicznego zdziwienia.
Rycerze widz�c zaistnia�� sytuacj� zawyli z rado�ci i rzucili si� na orki.
Kapitan powstrzyma� ich.
- Sta�!! To s� je�cy. Nich mi �aden z was nie wa�y si� ich tkn��!!
Do ork�w zbli�y�o si� czterech ludzi z kajdanami.
10.
W Kamiennym Grodzie panowa�a przygn�biaj�ca atmosfera. Wie�� o tragicznej
�mierci kr�lewicza zasmucia�a wszystkich, bowiem powszechnie uwa�ano, i� b�dzie
on dobrym w�adc�. Teraz ludzie gromadzili si� na g��wnym placu targowym, kt�ry
dzi� zosta� zamieniony na miejsce publicznej egzekucji. T�um zwi�ksza� si� z
ka�d� chwil�. Wszyscy chcieli mie� dobry widok. Ka�dy pragn�� krwi dw�ch ork�w,
kt�re zosta�y z�apane podczas ob�awy tydzie� temu. Powszechnie wiadomo by�o, �e
s� to ostatni cz�onkowie bandy, kt�ra od dawna grasowa�a w okolicach Kamiennego
Grodu morduj�c, grabi�c i, co najstraszniejsze, po�eraj�c ludzi z�apanych w
lesie i na go�ci�cach. Teraz przyszed� czas zemsty. Kobiety, m�czy�ni i dzieci
gromadzili si� na placu, aby prze�y� rado�� cudzego b�lu. Schodzili si� z
najdalszych zak�tk�w Kamiennego Grodu, aby nasyci� si� widokiem krwi, nacieszy�
uszy krzykami i poczu� zapach fekali�w podczas �mierci ork�w.
Dzieci wchodzi�y na stragany i wyci�ga�y szyje przygl�daj�c si� dziwnie
wygl�daj�cym narz�dziom tortur, kt�re trzech pomocnik�w kata gromadzi�o na
pode�cie. Wreszcie zabrzmia�y tr�bki i zabi�y werble. Z loch�w wyprowadzono
skutych kajadami Kulk� i Pi�knota.
Orkowie mru�yli oczy od s�o�ca. Ostatni tydzie� sp�dzili w lochu przykuci do
�cian tak, aby nie mogli si� rusza�. W ten spos�b ludzie chcieli mie� pewno��,
�e nie pope�ni� samob�jstwa pozbawiaj�c ich tym samym zabawy.
T�um zafalowa� i rozst�pi� si�. Przed orkami sz�o kilku rycerzy, kt�rzy torowali
drog� do podedstu. Poch�d zamyka� ogromny m�czyzna w czerwonym kapturze, kt�ry
zas�ania� mu ca�� twarz. Kat szed� powoli i dostojnie. Na jego widok wielu
skuli�o si� ze strachu. Co bardziej zabobonni m�czy�ni czynili znaki
odganiaj�ce urok, za� kilka brzemiennych kobiet wr�cz obr�ci�o si� plecami do
kata, aby jego straszliwe spojrzenie nie pad�o na nie psuj�c charakter
nienarodzonego dziecka. Ludzie nieco zamilki, lecz ju� po chwili odezwa�y si�
pierwsze obelgi i posypa�y kamienie, b�oto i zgni�e jajka, kt�re tylko w
niewielkiej liczbie dotar�y do celu, jakim byli orkowie.
Tymczasem za katem pojawi� si� stra�nik �wi�tyni, kt�ry w d�oni dzier�y� gruby
rulon. Kulka i Pi�knot weszli na podest. Spojrzawszy na faluj�cy przed nimi t�um
nie mogli powstrzyma� si� od u�miechu. Ci wszyscy ludzie przyszli tutaj w�a�nie
dla nich. G�upi ludzie przyszli zobaczy� �mier� ork�w. To doprawdy �a�osne.
Orkowie nie cenili �ycia. Owszem zale�a�o im na przetrwaniu, ale ork w podobnej
sytuacji wiedzia�, �e jest tylko jednym z wielu. Jednym z tysi�ca tysi�cy
orkowych wojownik�w, kt�rzy s�u�� Czarnemu Bogu, kryj�cemu si� w pieczarach
Tzamgh Asartagh. Czarny B�g wymaga� od swoich wyznawc�w tylko jednej rzeczy:
�mierci. A poniewa� ta nadchodzi�a zawsze, st�d orkowie mieli absolutn�
pewmno��, �e nie strac� boskiej nagrody.
Kulka zosta� trafiony wyj�tkowo zgni�ym pomidorem, kt�ry zaraz �ciek� mu po
twarzy cuchn�c� mazi�.
- Kalmrth zaagwaras! - zakl�� ork i potrz�sn�� g�ow�.
Tymczasem ceremonia rozpocz�cia ka�ni dobiega�a ko�ca. Kat przygotowa� ju� swoje
narz�dzia. Stra�nik �wi�tynny rozwina� pergamin i nakaza� ludziom cisz�. Nabra�
powietrza i zacz�� czyta�:
- My Kr�l Olgid z Kamiennego Grodu, pan Milcz�cego Lasu i Szalonych Wzg�rz
nakazujemy wykona� wyrok �mierci na tych oto orkach.
Stra�nik nabra� powietrza i zacz�� czyta� dalej:
- Niech Pani wody, ziemi i powietrza, kt�ra mi�osierdza nas uczy i z mi�o�ci�
ka�e nam odnosi� si� do wszystkiego co �yje, raczy nam wybaczy� t� �mier�.
Niechaj jej czysta twarz odwr�ci si� od tego placu, aby �mier� ork�w nie
zbruka�a jej lica. O Pani wybacz nam, ale zemsta jest sol� wojny, my za�
prowadzimy zaciek�� batali� z pomiotem z�a i Czarnego Boga.
- Niech wreszcie ka�dy, kto patrze� b�dzie na ka�� ork�w przekona si�, �e Kr�l
Olgid srogo ka�e morderc�w i zb�j�w.
Stra�nik odwr�ci� si� do kata, kt�ry tymczasem sko�czy� przywi�zywa� Kulk� do
sto�u o dziwnych kszta�tach.
- Kacie... czy� swoj� powinno��!
Odezwa� si� i zamilk� werbel. Ludzie umikli wpatrzeni w cia�o orka, kt�ry wci��
nie wiedzia� od czego zacznie kat. Nagle, tu� nad g�ow� orka pojawi� si� pr�t z
roz�a�onym ko�cem. Kat przesun�l nim w pobli�e oczu orka przysmalaj�c mu brwi, a
nast�pnie bardzo powoli zbli�y� do ucha. Rozszed� si� sw�d palonego mi�sa i
w�os�w. Kulka szrpn�� si�. Liny napi�y si� niemal do granic wytrzyma�o�ci. Kat
przerwa� tortur�. Wsadzi� pr�t z powrotem do paleniska i wyj�� niwielki n�.
Szybkimi ruchami naci�� sk�r� na ramieniu Kulki, a nastepnie uj�� j� dwoma
palcami i poci�gn��. Kulka wrzasn��. W�a�ciwie tego nie