5147
Szczegóły |
Tytuł |
5147 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5147 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5147 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5147 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tomasz Lechoci�ski
�zy Boga
S�o�ce wychyli�o si� zza horyzontu. Na niebie szybowa�y
jasne ob�oki, a na dole w d�ungli wolno budzi�o si� �ycie.
Ptaki rozpocz�y trele, ma�py nawo�ywa�y si� niespokojnie,
znak, �e gdzie� pomi�dzy drzewami spostrzeg�y morgha. S�onie
le�ne do��czy�y do tego porannego koncertu z nostalgiczn�
pie�ni�.
Mg�a nadal spowija�a morze zieleni eterycznym p�aszczem,
skrywaj�c je przed s�o�cem.
Dom M�czyzn w po�owie schowany w tej bia�ej przestrzeni,
smuk�ym szczytem wbija� si� w niebo. S�o�ce barwi�o go na
czerwono, gra�o na szybach refleksami. Nagle od kolosa
oderwa�o si� dw�ch m�czyzn, kt�rzy poszybowali na p�noc w
stron� G�ry �ez Boga.
By� drugi tydzie� alconu, si�dmego miesi�ca roku. Dzi�
B�g p�aka�, a m�czy�ni musieli zaj�� si� Jego �zami.
Ciemno�� otacza�a go daj�c bezgraniczne poczucie
bezpiecze�stwa. Nie zdawa� sobie z tego sprawy, ale w�a�nie
odzyskiwa� �wiadomo��, a w�a�ciwie tworzy� j� na nowo.
Odczuwa� pulsowanie krwi, s�ysza� jej szum, s�ysza� bicie
w�asnych serc, czasem wydawa� ciche d�wi�ki. Z wolna z
zakamark�w pod�wiadomo�ci powr�ci�a zdolno�� artyku�owanej
mowy. W przyp�ywie bezmy�lnej rado�ci chcia� jej u�y�, ale
zakrztusi� si�, otworzywszy usta.
Przestrze� wok� wype�nia�a lepka, s�odka substancja.
Pocz�� szarpa� b�on� tworz�c� to lepkie wi�zienie. Przebi�
j� bez trudu tu� powy�ej g�owy. R�ce lizn�� zimny wiatr.
Odruchowo cofn�� je w g��b swego otoczenia, do ciep�ej,
przyjaznej mazi.
Chcia� tu pozosta�, ale nieodparta si�a ci�gn�a go na
zewn�trz. Tkwi�a w nim samym, szarpa�a jego umys�em,
krzycza�a: - Wyj��! Chocia� ba� si� opu�ci� bezpieczn�
ciemno��, skoczy� do przodu. Upad� na brzuch, pomaca�
pod�o�e r�k� - tysi�ce ma�ych grudek porusza�y si� pod
palcami. Otworzy� oczy.
�wiat�o o�lepi�o go i na chwil� sparali�owa�o. Le�a�
sztywny przyzwyczajaj�c si� do blasku dnia. Nie wiedzia�,
ile czasu le�a�, ale w pewnym momencie u�wiadomi� sobie, �e
widzi wszystko wok�. Przyjrza� si� grudkom, kt�re dra�ni�y
jego mi�kk� sk�r�.
"Zwyk�y piasek!" - pomy�la�, a odkrycie to wyda�o mu si�
bardzo �mieszne. Wyplu� ostatki �luzu tkwi�ce w nosie i w
ustach. Zaczerpn�� powietrza. By�o cudowne, ch�odne,
przepe�nione zapachami lasu. Wci�ga� je nerwowymi haustami.
Je�eli przestanie chocia� na chwil�, to przecie� umrze.
Poczu�, �e co� podnosi si� z jego plec�w. Odwr�ci� g�ow�.
Skrzyd�a by�y prawie wyprostowane. Roz�o�y� je. Przez
chwil� podziwia� ich pomara�czowe i ��te plamy rozrzucone
po aksamitnej powierzchni. Machn�� nimi raz i drugi. By�o
to zadziwiaj�co �atwe. Olbrzymie motyle skrzyd�a okaza�y si�
lekkie.
- Wstawaj - us�ysza� niski przyjazny g�os. Bardzo wysoki
i dobrze zbudowany m�czyzna szed� w jego stron�.
Ciemnobr�zowa sk�ra kontrastowa�a z zielon� kamizelk�,
kr�tkimi spodenkami i zielonymi butami za kostk�. Skrzyd�a
m�czyzny tworzy�y aksamitny p�aszcz pokryty plamami we
wszystkich odcieniach zieleni.
- Dobra robota - powiedzia� kucaj�c. Pachnia� potem i
czym� jeszcze, czego le��cy nie potrafi� rozpozna�. - Szybko
sobie poradzi�e�. Teraz wstawaj i posied� spokojnie, zanim
wydostanie si� reszta.
- Reszta?
- Tak, reszta. Rozejrzyj si�.
Siedzieli wewn�trz kr�gu o promieniu czterech metr�w,
kt�ry tworzy�o czterna�cie b��kitnawych kryszta��w. Wewn�trz
sta�y kokony. By�o ich jedena�cie, z kilku wydostawali si�
ch�opcy, inne sta�y nietkni�te. Ich br�zowo��te, chropowate
powierzchnie wygl�da�y odra�aj�co.
Ch�opak wsta� i chwiejnym krokiem podszed� do kryszta�u.
Usiad�. Obserwowa� m�czyzn pomagaj�cych opuszcza� ch�opcom
ich wi�zienia.
Ciep�y powiew przyszed� z zachodu. Nowo narodzony
popatrzy� w tym kierunku. Poza kraw�dzi� G�r �ez Boga
pogwizdywa� wiatr. W dole rozci�ga�o si� zielone morze
li�ci.
Ch�opak zauwa�y� ksza�t na kraw�dzi nieba i ziemi.
- Co to?
- To Dom Kobiet, odwiedzisz go w swoim czasie, ale
najpierw pomieszkasz tam - zielonoskrzyd�y wskaza� kresk�
ciemniej�c� na tle b��kitu wschodniej strony nieba. - W Domu
M�czyzn. Tam wszystkiego si� nauczysz.
Nowo narodzony skin�� g�ow� i cierpliwie czeka�, a�
reszta jego braci opu�ci kokony.
Ksi�ga Genesis; fragment.
Pierwszego dnia Pan stworzy� �wiat�o. Rozpali� je w
gwiazdach i rozrzuci� po Bezkresie.
Drugiego dnia zape�ni� Bezkres cia�ami niebieskimi. Pan
uczyni� wszech�wiat.
Trzeciego dnia stworzy� Ziemi�. Da� jej s�o�ce i dwa
ksi�yce - Lun� i Kemila.
Czwartego dnia wla� w oceany wod�.
Pi�tego dnia zape�ni� Ziemi� wszelakimi ro�linami i
zwierz�tami.
Sz�stego dnia stworzy� Kobiet�. Stworzy� jej miejsce do
�ycia, da� jedzenie, schronienie i swoje uczucie. Pomimo to
kobieta nie by�a szcz�liwa. Czu�a si� samotna, nie mia�a
nikogo podobnego do niej, z kim mog�aby sp�dza� czas.
Si�dmego dnia Pan zap�aka� nad samotno�ci� kobiety, a z
Jego �zy powsta� m�czyzna.
Pan da� im ziemi� we w�adanie. Niestety, Pierwsza rodzi�a
jedynie dziewczynki, wi�c Pan p�aka� nad samotno�ci� ka�dej
z nich.
Narni czeka�a na ojca w swoim pokoju i zaszywa�a dziur� w
spodniach. Halek m�wi�a, �e dziewczynie nie przystoi chodzi�
w spodniach, ale Narni to zupe�nie nie obchodzi�o. Czu�a si�
w nich dobrze. Uwa�a�a si� za rozs�dn� o�miolatk�.
Halek cz�sto prosi�a ojca i matk�, aby wp�yn�li na
m�odsz� siostr�, ale rodzice niewiele sobie robili z pr�b
starszej c�rki.
- To wy��cznie jej sprawa - powiedzia� kt�rego� dnia
ojciec do Halek.
- Ja w jej wieku te� lubi�am chodzi� w spodniach - doda�a
matka.
Narni nie mog�a zrozumie� niech�ci siostry do m�skiego
stroju. Mo�e tak objawia�o si� dojrzewanie? Halek mia�a
przecie� osiemna�cie lat.
Ale poza tym sporem jej siostra by�a wspania�a. Zawsze
znajdowa�a czas, aby wyt�umaczy� zadania szkolne lub by
pom�c Narni, ilekro� ta poprosi�a.
Spodnie rozdar�y si�, gdy bieg�a po korytarzu szkolnym,
zastanawiaj�c si� nad tym, co powiedzia�a nauczycielka o
r�nicach pomi�dzy m�czyzn� a kobiet�. Szkoda, �e Narni nie
uwa�a�a na lekcji, wiedzia�aby wi�cej. By�a pewna, �e ojciec
wszystko jej wyt�umaczy.
Ojca nadal nie by�o. Narni od�o�y�a spodnie. Wyjrza�a
przez okno. Niebo ciemnia�o. M�czy�ni unosili si� w
powietrzu trzepocz�c t�czowymi skrzyd�ami. Wielkie
��topomara�czowe s�o�ce chyli�o si� ku zachodowi.
Narni przypomnia�a sobie pi�� nakaz�w Pana, jutro b�dzie
z nich odpowiada�.
1. Nie b�dziesz podwa�a� s��w Pana.
Narni po�o�y�a si� do ��ka.
2. Nie b�dziesz sprzeciwia� si� woli Jego.
S�o�ce zrobi�o si� czerwone.
Dziewczynka zerkn�a do zeszytu. Trzecie nakazanie
wypada�o jej z g�owy.
3. Zakaza� Pan m�czyznom wst�pu w Ostatni� Bram�,
albowiem nie dla nich zosta�a stworzona.
Ptak przemkn�� poprzez tarcz� s�o�ca.
4. Zakaza� Pan wst�pu kobietom na G�r� �ez, albowiem nie
jest to miejsce im przeznaczone.
Wiatr szarpn�� zas�onami.
5. Zakaza� Pan m�czyznom przebywa� na G�rze �ez w nocy w
czasie alconu, albowiem Pan wtedy p�acze.
Niebo sta�o si� kompletnie granatowe. Le�a�a jeszcze
godzin� czekaj�c na ojca, ale zapad� zmrok, po nast�pnej
godzinie straci�a nadziej�, �e ojciec dzi� wr�ci. Po ciemku
�aden m�czyzna nie lata�; grozi�o to rozbiciem si� o
wiatrochrony lub �ciany Domu.
Zrezygnowa�a i zm�czona zasn�a.
Nowo narodzony unosi� si� w powietrzu. Rytmiczne
uderzenia pomara�czowych skrzyde� utrzymywa�y go w
przestworzach.
Lecieli wraz z innymi ch�opcami w kierunku Domu M�czyzn.
Lot by� przyjemny i �atwy. Ch�opak si� dziwi�, nigdy
wcze�niej nie lata�, a podniebne szybowanie wydawa�o mu si�
czym� zupe�nie naturalnym.
Po godzinie lotu smuk�y kszta�t Domu M�czyzn powi�kszy�
si� znacznie. Mo�na by�o dostrzec okna, tarasy i
wiatrochrony.
Wyl�dowali na jednej z zachodnich platform. L�dowanie, w
przeciwie�stwie do latania, okaza�o si� trudne. Kilku
ch�opc�w obi�o sobie kolana lub inne cz�ci cia�a.
M�czy�ni, kt�rzy czekali na nich w wie�y, pomogli im wsta�.
Kilku innych po kr�tkim przem�wieniu wskaza�o nowo
narodzonym ich pokoje.
Zaczyna�o si� nowe �ycie.
Rano ojciec ju� by�. Oczywi�cie, zrobi� zakupy i matka
mog�a spokojnie zaj�� si� �niadaniem.
Ojciec goli� si� w �azience, jego pomara�czowe skrzyd�a,
na kt�rych matka natura rozsia�a ��te plamki, zajmowa�y
prawie ca�� �azienk�, zw�aszcza �e by�a bardzo ma�a.
Narni przywita�a si� z matk� i siostr�, kt�ra pa�aszowa�a
kanapki. Przesz�a do �azienki, stan�a w drzwiach i patrzy�a
na ojca.
- Cze��, s�onko!
- Cze��, tatku.
Ojciec wygl�da� bardzo zabawnie wysmarowany kremem do
golenia.
- O co chodzi? - zapyta�.
Narni poczu�a si� o�mielona. Waha�a si� tylko chwilk�.
- Tato, dlaczego tylko m�czy�ni maj� skrzyd�a? I
dlaczego nie ma tu ch�opc�w w moim wieku?
Ojciec nawet nie przerwa� golenia.
- Dlaczego tylko m�czy�ni maj� skrzyd�a, nie wiem. To
wola Boga. On tak nas stworzy�, mo�e mia� dobry humor?
- Dlaczego w Ksi�dze m�czy�ni nazwani zostali �zami?
- Mo�e dlatego, �e pojawiaj� si� na G�rze �ez Boga?
- Sk�d si� tam bior�?
Narni by�a schowkiem pyta�, co jaki� czas kt�re� z nich
wyskakiwa�o i domaga�o si� odpowiedzi. Nox niestrudzenie
dyskutowa� z c�rk�, uwielbia� jej napady ciekawo�ci.
- Sam bym chcia� wiedzie�. Nikt nigdy nie odpowiedzia� na
to pytanie. Zawsze w alconie dzie� lub dwa po odej�ciu kilku
kobiet w Ostatni� Bram� znajduje si� paru ch�opc�w na G�rze
�ez. Zawsze tylu, ile kobiet odesz�o.
- Ka�dy m�czyzna to �za uroniona za odesz�� kobiet� -
doda�a matka.
- Twoja mama mo�e mie� racj�.
- Troch� to dziwne. Tato, czy to prawda, �e macie dwa
serca?
- Jacy my? Powiedzia�a� "macie".
- Mia�am na my�li was, wszystkich m�czyzn.
- Aha. Tak, moja c�rko, ka�dy m�czyzna ma dwa serca,
prawdopodobnie aby m�g� lata�. Latanie to du�y wysi�ek,
gdyby�my mieli jedno serce, pewnie byliby�my bardzo zm�czeni
ka�dym lotem, a tak czasem tylko dostajemy zadyszki. Pani
wam tego na biologii nie m�wi�a?
Narni u�miechn�a si� szelmowsko.
- M�wi�a, m�wi�a, tylko ja nie bardzo s�ucha�am.
- O, �eby ci�! - Ojciec posmarowa� nos c�rki kremem do
golenia.
- Tato - za�mia�a si� dziewczynka. - Przesta�. Nie
odpowiedzia�e� mi, dlaczego nie ma tu ch�opc�w w moim wieku.
- Wychodz� z kokon�w starsi od ciebie o osiem lat. Wi�c
sama widzisz, �e ch�opc�w w twoim wieku w og�le nie ma.
Nigdzie, ani tu, ani w Domu M�czyzn.
- A co robi� ch�opcy w Domu M�czyzn?
- Ucz� si� wszystkich potrzebnych rzeczy.
- Nie mog� uczy� si� tutaj? Szko�y s� du�e - upiera�a si�
ma�a.
- Nie. Tutaj nie nauczyliby si� wszystkiego.
- Czego by si� tutaj nie nauczyli?
- ...wszystkiego, rzeczy. - Nox zauwa�y� ze zdziwieniem,
�e nie pami�ta dok�adnie, co robi� w Domu M�czyzn.
Wiedzia�, �e chodzi� tam do szko�y, ale Narni mia�a racj�,
ch�opcy mogliby uczy� si� tutaj, w Domu Kobiet. Pr�bowa�
przypomnie� sobie co� jeszcze ze swojego dzieci�stwa, ale
bezskutecznie. Co� blokowa�o jego wspomnienia, niczym ciemna
chmura py�u skrywa�o obrazy przed promieniem �wiadomo�ci.
Nox by� pewien, �e by�o co� jeszcze, czego nie m�g�
powiedzie� �onie ani c�rce. Prawdopodobnie by�o to co�
nieprzyjemnego.
Narni wysz�a z �azienki i zasiad�a do sto�u. Ciekawski
nastr�j min��.
Nox wiedzia�, �e nie na d�ugo i by� za to c�rce
wdzi�czny. Jej pytania, tak podstawowe, �e a� g�upie, dawa�y
do my�lenia.
Narni ze spakowanym tornistrem ruszy�a do szko�y.
Olbrzymia komnata ton�a w p�mroku. Na zimnej posadzce
kl�cza�o dwunastu ch�opc�w. Byli odziani w b��kitne tuniki z
��tym emblematem na piersiach.
Nox siedzia� obok Sega. Przed przyj�ciem tu kochali si�
bez opami�tania. By�a to ich po�egnalna noc. Dzi� B�g zmieni
ich w m�czyzn. Seg spojrza� na Noxa. Spojrzenia spotka�y
si�, by�y pe�ne smutku i strachu. Przez ca�y czas pobytu w
Domu M�czyzn przygotowywano ich na ten dzie�.
Dzie� Przej�cia.
Kap�an, kt�ry sta� ukryty w mroku, zacz�� �piewa� smutn�
pie��. Niskie mroczne tony opada�y i wznosi�y si�
rytmicznie. Nape�nia�y sal� atmosfer� tajemniczo�ci i grozy.
Do g�osu kap�ana do��czy�y b�bny. Po chwili zimny podmuch
wiatru przeszy� ch�opc�w, zmrozi� im serca.
P�omienie �wiec zgas�y. Panowa�a kompletna ciemno��.
Jedynie muzyka i �piew kap�ana pozostawa�y realne.
Wiatr szarpa� tuniki. Chwyta� za uszy, szczypa� w twarz,
nogi i r�ce. Wy� do ucha.
Nox nie m�g� zobaczy� nawet czubka w�asnego nosa. Chcia�
zawo�a� przyjaci�, ale nie m�g�. Musia� stawi� czo�o
wichrowi sam. Musia� zaprze� si� tego, czym by� dotychczas.
�z� Boga. Musia� pokaza� Panu, �e jest m�czyzn�.
CZY WIERZYSZ WE MNIE, NOXIE?
G�os w czaszce. Przejmuj�cy i g��boki jak dzwon.
Strwo�ony ch�opiec chcia� wykrzycze� odpowied�, ale
wiedzia�, �e to oznacza�oby �mier�. Okaza�by strach niegodny
M�czyzny.
CZY WIERZYSZ WE MNIE, NOXIE?
Pytanie dr��y�o cia�o ch�opca. Zdawa�o si� go
przekszta�ca�. Ka�da kom�rka chcia�a da� inn� odpowied�,
sprzeczno�ci zmienia�y ch�opca w znak zapytania. Musia�
udzieli� odpowiedzi. Musia� by� odpowiedzi�.
Wierz�!
Cia�o uspokoi�o si�. Nox wr�ci� na chwil� do ciemnej
komnaty. Nie widzia� swoich towarzyszy, ale s�ysza� ich
ci�kie oddechy. Mroczna muzyka oddala�a si�.
CZY B�DZIESZ MI POS�USZNY, NOXIE?
Przestrze� wok� zawirowa�a. Czu�, �e si� rozpada. Atomy
jego cia�a mkn�y w r�nych kierunkach. Musia� natychmiast
odpowiedzie�. MUSIA�.
- B�d�!
Obecno�� BOGA sta�a si� mniej natarczywa. Ch�opiec
odczuwa� spok�j i zm�czenie. Pan przeszukiwa� jego pami��.
Trzyma� Sega w obj�ciach. Byli ze sob� szcz�liwi.
PAMI�TASZ?
Kochali si� z kilkoma innym ch�opakami pod prysznicem.
By�o mu dobrze. Dotykali swoich muskularnych m�odych cia�.
Ocierali si� skrzyd�ami. Dawali upust m�odzie�czym ��dzom.
PAMI�TASZ?
Byli tacy szcz�liwi. Nie istnia�o nic i nikt poza nimi i
przyjemno�ciami.
Pan znowu zmienia� go w pytanie. Spogl�da� na �ycie Noxa
jego oczami, a ch�opiec widzia� je oczami Pana.
PAMI�TASZ?
- Pami�tam.
Ciep�e i mocne d�onie dotykaj�ce jego cia�a.
Przy�pieszone oddechy. Rozkosze poca�unk�w.
WYRZEKASZ SI�?
Wspania�a g��bia oczu Sega. Ich smutne spojrzenie.
WYRZEKASZ SI�?
Uczucie rozpadu. Ka�da cz�stka cia�a oddzielna,
krzycz�ca: "Reszto, gdzie jeste�? Chc� by� jedno�ci�! Nie
mog� by� sama!!"
WYRZEKASZ SI�?
Tysi�ce godzin sp�dzonych razem.
Ka�dy atom wiruj�cy oddzielnie. Przestrze� w ci�g�ym
ruchu, bez punktu odniesienia. Totalne zagubienie.
- Wyrzekam si�!
NIGDY NIE PODZIELISZ SI� TYMI WSPOMNIENIAMI Z KOBIET�!
- Tak, Panie!
ID� WI�C WOLNO, MʯCZYZNO. ZAPOMNIJ.
Przestrze� si� zatrzyma�a. Cia�o uspokoi�o. Jedynie b�l
pozosta�.
Nox le�a� na zimnej posadzce. By� nieprzytomny. S�udzy
kap�an�w podnie�li go. Po policzku sp�ywa�a mu �za. �za
b�lu.
Nox zerwa� si�. Usiad� na ��ku. Ca�y zroszony by� potem.
Obok spa�a Miguet - jego ukochana z�otow�osa �ona. Oddycha�a
miarowo, pe�na spokoju i ciep�a.
M�czy�nie zrobi�o si� zimno na my�l, o czym �ni� przed
chwil�. Otuli� si� skrzyd�ami. Pytania c�rki obudzi�y
przesz�o��. Jej dziecinna ciekawo�� i niewinno�� rozbi�y
nakaz Pana, a mo�e to mi�o�� ojcowska rozwia�a mg��
spowijaj�c� wspomnienia? Nie wiedzia�.
Wspomnienia tamtych dni wydawa�y si� nierealne, zbyt
okropne, by mog�y by� prawdziwe, ale by�y. Wiedzia� o tym
dobrze. Czu� do siebie wstr�t. Chcia� jak najszybciej
zapomnie� o przesz�o�ci, zostawi� j� za sob�. �y� jak
dawniej.
Po�o�y� g�ow� na poduszce i oczekiwa� na sen.
- Nie powiem im, Panie - wyszepta�. Sen nie nadchodzi�.
Pytania zacz�y kr��y� po g�owie.
Co sta�o si� wtedy w wie�y M�czyzn? Czy musia�em si�
tego wyrzec?
Nox przypomnia� sobie twarze tych ch�opc�w, kt�rzy nie
prze�yli Przej�cia. Twarze sine, spuchni�te. Strumyki krwi
zakrzep�e pod oczami. Cia�a wykr�cone w konwulsjach. Rze�by
stworzone przez b�l.
Czy oni si� nie wyrzekli? Czy odpowiedzieli zbyt p�no?
Mo�e k�amali? Czy to na pewno by� Pan, mo�e to Cie� podszy�
si� pod Niego?
Wiatr zawy� na zewn�trz Domu.
Dlaczego nikomu nie urodzi� si� ch�opiec? Ksi�ga m�wi�a
prawd�?
Nox zauwa�y�, �e wspomnienia z Domu M�czyzn zacz�y
przed nim umyka�. Robi�y si� mgliste i niewyra�ne.
Sk�d si� wzi��em na G�rze �ez?
Z tymi pytaniami kr���cymi w g�owie, czuj�c rytm silnych
uderze� swoich dw�ch serc, w ko�cu zasn��.
Spa� niespokojnie, jak tysi�ce przed nim.
Narni wyrzuci�a w k�t spodnie. Jaka by�a g�upia, �e
kiedykolwiek chcia�a je nosi�! Teraz zrozumia�a, �e Halek
mia�a racj�. Spodnie to nie jest ubi�r dla dziewczyny.
Owszem, s� wygodne,, ale nie tak powabne jak odpowiednia
sukienka lub sp�dnica.
Narni u�miechn�a si� do swojego odbicia.
Okr�g�a, subtelna twarz, ciemna oprawa oczu odbijaj�cych
b��kit nieba. W�osy, kiedy� z�ote, �ciemnia�y - coraz
bardziej przypomina�y w�osy ojca. To wszystko plus zgrabna
figura sprawia�o, i� niejeden lataj�cy ch�opaczek pr�bowa�
zbli�y� si� do Narni, namawiaj�c j� na co�
niezobowi�zuj�cego i podobno bardzo przyjemnego.
Narni mia�a dziewi�tna�cie lat, wi�c troch� wiedzia�a o
sprawach damsko-m�skich. Jej siostra dwa lata temu wysz�a za
Dorneya, �licznego rudzielca o wielkich br�zowych oczach.
Halek by�a ch�tn� nauczycielk�, prawie bez �enady
wprowadza�a siostr� w tajniki alkowy. Zw�aszcza �e by�a
teraz w ci��y, wi�c Narni cz�sto wpada�a pom�c jej w pracach
domowych. Du�o rozmawia�y.
Dorney prawie nie mia� czasu na prac� w domu. By�
budowniczym i dorabia� nowe segmenty do Domu. Zaprojektowa�
te� wspania�e balkony po stronie zachodniej, kt�re by�y
obecnie ulubionym miejscem spotka� m�odzie�y.
Narni ze zdziwieniem obserwowa�a, jak jej matka z dnia na
dzie� stawa�a si� �ywsza. Kiedy Narni mia�a trzyna�cie lat,
matka nie by�a chyba taka beztroska?
Dziewczyna przypomina�a sobie dni powszednie, upinaj�c
jednocze�nie zwiewn� tog�.
Tak, matka zawsze by�a cicha i spokojna; my�la�a
wy��cznie o domu i dzieciach. Teraz za� chodzili z ojcem na
wszystkie bale i przyj�cia. Cieszyli si� �yciem. Mieli dwie
doros�e c�rki i mn�stwo czasu dla siebie. Narni uwa�a�a, �e
kiedy b�dzie w wieku matki, te� b�dzie tak post�powa�.
Narni cz�sto widywa�a swoich rodzic�w w �wi�tyni
Ostatniej Bramy. Zapalali �wiece przy Ostatniej Drodze.
Narni odwiedza�a �wi�tyni� jedynie w wi�ksze �wi�ta. Owszem,
wierzy�a w Boga, ale pobyt w �wi�tym miejscu przyt�acza� j�.
Przypomina� o Ostatniej Bramie. Narni nie mog�a poj��,
dlaczego kobieta musi odej�� wtedy, kiedy dostanie Zew. To
by�o niesprawiedliwe i okrutne.
Martwi�a si�, �e jej matka mo�e nied�ugo odej�� ku
Ostatniej Bramie, na razie nie przyty�a za bardzo.
Dziewczyna pami�ta�a, jak oty�e by�y te, kt�re przywo�a�
Najwy�szy.
Za�o�y�a buty i zamkn�a mieszkanie. Ruszy�a poprzez
korytarze w kierunku balkon�w.
Siedzia� tam, gdzie si� um�wili. Jego szare skrzyd�a
przecina�y pasy askamitnej czerni. Blond w�osy kontrastowa�y
z kolorami skrzyde�. Cer� mia� �niad�, a oczy szare jak
popi�.
Kiedy podesz�a, przem�wi� natchnionym ciep�ym g�osem.
- Moja kr�lowa i Pani. Jutrzenka po�udnia. Wygl�dasz
�licznie, Narni.
- Dzi�kuj�, Pyle Ksi�yca.
Usiad�a obok. Ch�opak wpatrywa� si� w ni�. By�a cudowna,
jej nieziemsk� urod� podkre�la�a czarna toga ze z�otymi
pasami biegn�cymi wzd�u� materia�u.
Siedzieli oczarowani sob� i wpatrywali si� w ciemniej�ce
niebo, po kt�rym kr��yli m�czy�ni i ptaki. Luna ju�
wzesz�a. Jej srebrna tarcza wolno sun�a poprzez niego.
- Sp�jrz na p�noc - powiedzia� Py� Ksi�yca, wskazuj�c
patykowaty kszta�t drugiego ksi�yca, kt�ry wychyla� si� zza
horyzontu. - Uwielbiam patrze�, jak wschodzi.
- Nazywa si� Golem?
- Tak. S�ysza�a� o nim opowie��?
- Nie.
- Widzisz, jak pr�buje dogoni� Lun�?
Mniejszy ksi�yc "p�dzi�" poprzez niebo ku Lunie.
- Lecz jak zawsze b�dzie zbyt nisko, by si� z ni�
po��czy�...
- Tak, masz racj�, Narni. Podobno Golem by� jednym z
Bog�w, podobnie jak Luna. By� w niej bardzo zakochany i ona
odwzajemnia�a jego uczucie. Wszystko by�oby dobrze, gdyby
nie zazdrosny B�g Raad. Kocha� bowiem Lun� ponad �ycie.
Bogini nie czu�a jednak nic do Starego Boga i nie chcia�a Go
za m�a. Raad postanowi� przeszkodzi� m�odym w ich
szcz�ciu.
W dniu �lubu Luny i Golema zaprosi� pana m�odego do
siebie na pogaw�dk�. Golem si� zgodzi�, za�lubiny mia�y
odby� si� wieczorem, wi�c m�g� rankiem porozmawia� z Raadem.
Raad zaproponowa� mu zabaw� w chowanego. M�ody B�g
ch�tnie si� zgodzi�.
Golem skry� si� w�r�d ludzi. Przybra� ich wzrost i s�abe
cia�o. Raad tylko na to czeka�. Obezw�adni� bez trudu Golema
pozbawionego Mocy w ludzkim wcieleniu. Zamkn�� go w
kamieniu, a kamie� wrzuci� do morza.
Sam uda� si� do Luny. Nadszed� czas za�lubin, a pana
m�odego nie by�o. Luna czeka�a i by�a zawiedziona, kiedy po
trzech dniach Golem nadal si� nie zjawia�. Raad namawia� j�,
aby zapomnia�a o m�odziku i wysz�a za niego, ale bogini si�
nie zgodzi�a.
Raad zawiedziony i w�ciek�y wr�ci� do siebie.
Golem tymczasem pr�bowa� si� uwolni�. Jego gniew sta� si�
tak wielki, �e rozsadzi� kamie�. Uwolniony B�g pomkn��
zem�ci� si� na Raadzie. Walczyli ze sob� trzydzie�ci dni i
trzydzie�ci nocy, pomimo b�aga� Luny nie chcieli przesta�.
Nawet kiedy zagrozi�a, �e odejdzie, nie przerwali walki.
Luna odesz�a.
Golem porzuci� przeciwnika i pop�dzi� za ukochan�, ale
nigdy jej nie dogoni�. Od tamtego czasu powtarzaj� tamto
wydarzenie, ka�dego wieczora.
Py� Ksi�yca siedzia� z twarz� zwr�con� ku ksi�ycom.
- Kto ci opowiedzia� t� histori�? - spyta�a Narni.
- M�j nauczyciel Morbid.
- Ten, kt�ry zgin�� nocuj�c na G�rze �ez Boga?
- Tak.
- Bardzo by�e� do niego przywi�zany?
- Tak, by� dla mnie jak ojciec i najlepszy przyjaciel.
- Tak mi przykro, �e zgin��.
- Czasem my�l�, �e bogowie s� bez serca.
- Ja nie my�l� o nich prawie wcale.
- Jeste� szcz�liwa.
�agodny wiatr owiewa� jej twarz. Ni�s� ze sob� ch�odne
zapachy d�ungli. Trele ptak�w i ciche nawo�ywania zwierz�t
drga�y wok�. Silne r�ce Py�u Ksi�yca obejmowa�y j� w
talii.
- Jest cudownie. Nie wiedzia�am, �e latanie to taka
cudowna rzecz!
- Niestety, nie mog� wywija� z tob� p�tli i salt, a to
dopiero s� prze�ycia!
- To nic. Najwa�niejsze, �e jeste� ze mn�, m�j
najdro�szy.
- Uuu. Co ja s�ysz�? Awansowa�em do roli najdro�szego? -
zapyta� z drwin� Py� Ksi�yca.
- Wiesz, �e tak, skrzydlaty g�upolu - odpowiedzia�a
roze�miana Narni.
- G�upolu? Ja ci dam g�upola, kiedy wyl�dujemy!
Opadali pomi�dzy zielono�� drzew. Usiedli pod ogromnym
drzewem stonowca. Py� Ksi�yca zacz�� obsypywa� j�
poca�unkami. Narni mrucza�a jak kot. Poci�gn�a go za sob� i
oboje legli na mi�kkiej trawie.
Kochali si� bez opami�tania. Padaj�ce spomi�dzy li�ci
promienie �wiat�a pokrywa�y ich nagie cia�a misternymi
wzorami.
Ptaki �piewa�y rado�nie.
Ciche spojrzenia oddalonych chmur
prowadz� Mnie
Spadam jak kropla
Sp�jrz na mnie - �z� Boga
Ciche niepowodzenia oddalonych marze�
wo�aj� Mnie
Rozwiewam si� jak dym
Czy widzisz mnie? - Boga �z�
Szare oczy stalowego �witu
pchaj� mnie w ramiona �ycia
Pod czujnym okiem z
Kt�rego sp�yn��em
Ja - �za BOGA
oceniana, sprawdzana
esencja smutku
Mieszam si� z morzem
zatracam pomalutku.
Wiersz nagrobny z Pierwszego Domu.
Odkryty podczas drugich wykopalisk
w zachodniej cz�ci ruin.
Miesi�c p�niej Narni i Py� Ksi�yca stali u podn�a G�ry
�ez Boga. Narni widzia�a j� po raz pierwszy z tak bliska.
By�a osza�omiona wysoko�ci� i surowym pi�knem tej wie�y z
kamienia.
Ska�a samotnie g�rowa�a ponad morzem zieleni. Narni
chcia�aby m�c spojrze� ze szczytu skalnego masywu, ale
wiedzia�a, �e dosta� si� tam mog� jedynie m�czy�ni, bo
tylko oni maj� skrzyd�a.
Tak bardzo pragn�a znale�� si� na szczycie i spojrze� na
�wiat! Spr�bowa� poczu� si� jak B�g, ponad wszystkim.
Wej�cie po zboczach nie wchodzi�o w gr�, by�y pionowe,
jak wyciosane olbrzymim toporem. Nikt nie znalaz�by tam
oparcia dla r�k.
- Chcia�aby� znale�� si� na szczycie?
- Oczywi�cie.
- Sam ci� tam nie zanios�... ale we dw�ch to �aden
problem.
- Naprawd�?... ale jeste�my tu sami.
- Niekoniecznie.
Zagwizda�.
Ze szczytu olbrzymiej ska�y oderwa� si� ciemny kszta�t.
Mkn�c w d� ciemna plama zmieni�a si� w Marbola. Pozna�a go
dwa tygodnie wcze�niej, by� najlepszym przyjacielem Py�u
Ksi�yca.
- Cze��, Narni.
- Cze��, Marbol.
- Lecimy, malutka?
- Pytanie poni�ej przeci�tnej - �achn�a si� Narni.
Chwycili j� pod ramiona i unie�li w przestworza. Narni
by�a upojona powolnym wznoszeniem si� w stron� nieba. Z
ka�dym metrem, kt�ry dzieli� ich od ziemi, stawa�a si�
szcz�liwsza. Widzia�a �wiat z innej perspektywy, wydawa�
si� doskona�y, pogodny i przyjazny.
Wyl�dowali na szczycie. Jej bose stopy dotkn�y zimnego
piasku. Sta�a i spogl�da�a woko�o. Czterna�cie kryszta��w
tworzy�o kr�g. Promienie s�o�ca za�amywa�y si� w nich,
rzucaj�c ma�e t�cze na pod�o�e.
Narni ws�uchiwa�a si� w odg�osy d�ungli, �owi�a wonie
niesione przez nag�e podmuchy ciep�ego wiatru. By�y pod
wra�eniem tego miejsca. Naprawd� czu�o si� tu obecno��
CZEGO�. Narni wyda�o si�, �e jest obserwowana.
Py� Ksi�yca i Marbol stali i oboj�tnie spogl�dali w dal.
Nikogo poza nimi tu nie by�o, a jednak dziewczyna czu�a
wok� siebie CZYJ�� coraz bardziej natarczyw� OBECNO��.
Wiatr sta� si� nagle zimny i porywisty. Z wielk� zaci�to�ci�
szarpa� jej ubranie. Otuli�a si� szczelniej, ale to nie
pomog�o. Przepe�nia�o j� wewn�trzne zimno. Zdawa�o jej si�,
�e s�yszy dalekie krzyki.
Szale�czy wiatr pr�bowa� zepchn�� j� z G�ry �ez.
Przestrze� przed oczami zafalowa�a. Znikn�a g�ra i
bezkres d�ungli. Przedziwne obrazy zaj�y miejsce
rzeczywisto�ci, kolory wirowa�y, �piewa�y rozmyte postacie.
Wszech�wiat wymyka� si� spod kontroli.
Py� Ksi�yca spostrzeg�, �e Narni osuwa si� na ziemi�.
Podbieg� do niej natychmiast. By�a nieprzytomna, jej sk�ra
by�a zimna i blada. Dziewczyna oddycha�a z ogromnym trudem.
- Marbol! Szybko, zabieramy j� st�d!!
Podnie�li j� i p�dem ruszyli ku kraw�dzi g�ry. �y�y na
skroniach Narni zrobi�y si� fioletowe i pulsowa�y z zawrotn�
cz�stotliwo�ci�.
Run�li w d� ku ziemi.
Py� Ksi�yca zdenerwowany i przera�ony b�aga� o
wybaczenie. Przeprasza� Narni za to, �e nam�wi� j� do
z�amania przykazania, przeprasza� te� Boga.
Zakaza� Pan wst�pu kobietom na G�r� �ez, albowiem nie
jest to miejsce im przeznaczone.
- Bo�e, przebacz. Prosz�! Ukarz mnie, a nie j�. PROSZ�!
Szczyty drzew by�y ju� blisko.
Ze zdziwieniem stwierdzi�a, �e wszech�wiat si� uspokoi�.
Widzia�a wszystko w innej perspektywie. UNOSI�A SI� W
POWIETRZU. Powietrze wype�nia�y dr��ce krzyki. Rani�y dusz�.
Szuka�a ich �r�d�a. Bezskutecznie.
Py� Ksi�yca tuli� jej g�ow� do swojej piersi.
Obserwowa�a t� scen� z du�ej odleg�o�ci. Figurki ludzkie
wydawa�y si� ma�e i nieporadne. Krzyki przybiera�y na sile i
przekszta�ca�y si� w ch�ralny �piew.
Spojrza�a na G�r� �ez Boga. G�ry nie by�o. Unosi�a si�
tam paj�czyna drgaj�cego �wiat�a. Wewn�trz sieci znajdowa�a
si� si�a, kt�ra przyci�ga�a dziewczyn� nieub�aganie. Narni
walczy�a, ale czu�a, �e jest za s�aba, aby wygra�.
Odwr�ci�a si� od G�ry �ez i spojrza�a na Py� Ksi�yca.
- Pom� mi! Pyle! - G�ra ju� prawie j� schwyta�a.
Ch�opak przycisn�� jej d�o� do ust.
- Kocham ci�, Narni. Nie pozwol� ci odej��.
Narni odczu�a pustk� ciszy. G�osy gdzie� przepad�y.
Odczu�a b�l swego cia�a.
Pierwsz� rzecz�, jak� zobaczy�a, by�a zatroskana twarz
Py�u Ksi�yca.
- Narni! Moje kochanie. �yjesz! Bo�e, jak si� ciesz�!
Przez chwil� my�la�em, �e ci� straci�em! NIGDY NIKOMU nie
pozwol� nas rozdzieli�.
Narni s�abo si� u�miechn�a. Patrzy�a w jego oczy i
widzia�a w nich tylko mi�o��. By�a szcz�liwa, �e spotka�a
go na swojej drodze. Mia�a nadziej�, �e nic ich nie
rozdzieli.
- Wyjdziesz za mnie?
- ...Co? - spyta�a oszo�omiona.
- Przed chwil� zda�em sobie spraw�, jak bardzo zale�y mi
na tobie. Chc� by� z tob� do ko�ca �ycia. Nie mog� ci�
straci�? Wi�c?
- Wyjd� za ciebie, g�upolu - zm�czona zamkn�a oczy. Nie
mia�a wizji.
Sta�a obok ukochanego. Oboje przystrojeni na bia�o. Jej
rodzice zajmowali miejsce po lewej stronie Ostatniej Bramy.
Ca�a �wi�tynia by�a wype�niona lud�mi, kt�rzy przyszli na
�luby swoich znajomych. �luby sk�ada�o 12 par.
Py� Ksi�yca uj�� praw� d�o� Narni. Kap�anka podesz�a do
nich i przem�wi�a:
- Czy wy, rodzice tej oto Narni, Miquet i Nox, oddajecie
c�rk� obecnemu tu Py�owi Ksi�yca?
- Tak.
- Czy ty, Narni, c�ro Miquet, pragniesz by� �on� tego oto
m�czyzny w zdrowiu, g�odzie, chorobie, dobrobycie czy
nieszcz�ciu?
- Tak.
Czy ty, Pyle Ksi�yca, �zo Boga, obiecujesz by� podpor�
swej ma��onki w zdrowiu, g�odzie, chorobie, dobrobycie czy
nieszcz�ciu?
- Tak.
- Od teraz jeste�cie m�em i �on�. Dop�ki Ostatnia Brama
was nie rozdzieli.
Matka Narni otar�a �z� wzruszenia.
Zimno przeszywa�o j� od st�p do g��w. Nerwowo obgryza�a
paznokcie.
Odwiedzi�a dzi� rodzic�w. Oboje czuli si� dobrze. Ojciec
wygl�da� m�odo i rze�ko, jak zwykle �artowa� ze wszystkiego.
Matka r�wnie� porusza�a si� z werw� m�odej kobiety. Jej
z�ote w�osy nie straci�y nic ze swojej po�wiaty, ale...
Narni bardzo martwi�a si� o matk�. Nie potrafi�a ukry�
przed sob� strasznej prawdy. Matka sporo przyty�a. By� to
znak, �e jej czas dobiega ko�ca.
By�a przera�ona. Nie chcia�a, aby matka odesz�a, nie
zobaczywszy dziecka, kt�re Narni w sobie nosi�a. Do alconu
pozosta�o zaledwie dwa tygodnie. Ojciec nie zauwa�a� stanu
matki, a mo�e nie chcia� przyj�� go do �wiadomo�ci.
Siedzia�a tak godzin� lub d�u�ej, zniewolona poczuciem
bezsilno�ci wobec losu.
By�a sama.
Py� Ksi�yca pracowa� przy naprawie wiatrochron�w.
Wiedzia�a, �e jak sko�czy prac�, wr�ci i podtrzyma j� na
duchu. Ogrzeje i pocieszy, jak to robi� od pi�ciu lat ich
ma��e�stwa. My�l�c o nim oddali�a na troch� strach. Mog�a
zasn�� spokojnie.
Sun�a w powietrzu ponad morzem drzew. By�a bezcielesnym
bytem mkn�cym wprost na G�r� �ez Boga.
Ba�a si�.
Z�owieszczy tw�r skalny powi�ksza� si� z sekundy na
sekund�. Stawa� si� coraz bardziej wynios�y, zimny i
bezlitosny. By�y zdziwiona swoim odczuciem, ale wiedzia�a,
�e si� nie myli. G�ra Nowo Narodzonych by�a bezlitosna.
Sta�a na jej szczycie. Ciemno i bezwietrznie. W martwej
ciszy rozleg�y si� pojedyncze odg�osy.
Z pocz�tku by�y ciche i tylko elektryzuj�ce swoj�
obecno�ci�, nabiera�y jednak si�y i wyrazisto�ci.
Przerodzi�y si� w k�uj�ce j�ki kobiet. Ta potworna skarga
wbija�a si� czerwonym ostrzem w umys� Narni.
- Nie! - krzykn�a. - Przesta�cie. Dajcie mi spok�j. Nic
wam nie zrobi�am!
J�ki troch� przycich�y i przesta�y rani�. Wiatr wzbi�
tumany kurzu, kt�ry zmieni� si� w Kobiety Ostatniej Bramy.
Wszystkie by�y grube, wr�cz spuchni�te. Narni wiedzia�a, �e
matka b�dzie wkr�tce wygl�da� tak samo.
- Narni - szepn�a pierwsza. - Chcesz wygl�da� jak my?
Cz�� sk�ry z jej twarzy osun�a si� ods�aniaj�c nagie
mi�nie.
- Chcesz cierpie� tak jak my? - spyta�a druga, kt�rej z
nosa wycieka� zielony �luz.
Narni skuli�a si� i zacz�a p�aka�.
Kobiety, a raczej potwory, kt�re z nich powsta�y,
zacie�nia�y kr�g.
- Chcesz tak cierpie�?
- Nie...
- Wi�c chod� z nami teraz. Przekroczysz Ostatni� Bram�
m�oda i pi�kna, nie b�dziesz cierpie�.
- Nie! Musz� urodzi� dziecko, czeka na mnie m�j m��.
- Wi�c zabierzemy ci� si��!
Rozpad�y si� w proch, a wiatr przemieni� go w m�czyzn.
Najbli�ej stoj�cy powiedzia�:
- Pami�tasz? Pi�� lat temu z�ama�a� przykazanie.
Pami�tasz?
Pami�ta�a.
- Musisz zap�aci�. Tak b�dzie najlepiej...
Schwytali j� bez trudu, z olbrzymim brzuchem nie mia�a
szans na ucieczk�. Szarpa�a si�, wzywa�a na pomoc Py�
Ksi�yca, cho� wiedzia�a, �e go tu nie ma.
M�czy�ni cisn�li j� w przepa��. Nabieraj�c pr�dko�ci
us�ysza�a:
- To si� musi tak sko�czy�... Z�ama�a� przykazanie...
Ziemia zbli�a�a si� w zastraszaj�cym tempie. Narni by�a
przera�ona - nie chcia�a umiera�! Stwierdzi�a, �e nie jest
ju� bezcielesna, jej cia�o by�o rzeczywiste. Mog�a zgin��.
Ba�a si� o nie narodzon� c�rk�.
C�rk�! Dopiero teraz zauwa�y�a, �e ta ma�a istotka w jej
wn�trzu jest sparali�owana strachem.
Narni wiedzia�a ju�, �e zgin� obie. Ten sen by� czym�
wi�cej ni� si� zdawa�. Zanim uderzy�a czo�em w ziemi�,
zamkn�a oczy.
Kto� chwyci� j� za r�k�. Ciemno�� nie nadchodzi�a.
Ciep�o dotyku nie znika�o, pomimo �e nie otwiera�a oczu
przez kilka chwil. Jej sparali�owane strachem cia�o dr�a�o.
Le�a�a na czym� p�askim i mi�kkim, to nie by�o podn�e G�ry
�ez Boga.
To by�o jej w�asne ��ko.
Odetchn�a. Otworzy�a oczy.
- Kochanie, co� ci si� �ni�o? - g�os mu lekko dr�a�. Ba�
si� o ni�.
- Tak.
Usiad�a i obj�a m�a. Spocona, ca�a si� trz�s�a.
Opowiedzia�a mu sen. Kiedy sko�czy�a, Py� Ksi�yca zamy�li�
si�.
- Musisz zobaczy� rysunki, kt�re odkryli�my w najstarszej
cz�ci Domu.
- Po co?
- Mo�e tam jest odpowied� na tw�j sen.
- Boj� si�.
Py� Ksi�yca otar� jej czo�o. By�o pokryte piaskiem i
potem.
- Ja te�.
Oboje patrzyli to na siebie, to na piasek na d�oniach
Py�u Ksi�yca.
Podziemne najstarsze cz�ci Domu sk�ada�y si� z kr�tych i
ciasnych korytarzy. Narni nigdy tu nie schodzi�a. By�a to
najbrzydsza cz�� Domu. Budowniczowie wzorowali si� na kopcu
termit�w. Py� Ksi�yca m�wi�, �e dopiero p�niejsze
pokolenia dobudowuj�ce kolejne poziomy do Domu poma�u
odchodzi�y od owadziego stylu budowy. Pomimo to Dom Kobiet z
daleka wygl�da� jak po��czenie termitiery z gniazdem os.
P�kate balkony i ogrody obsiad�y g��wn� konstrukcj� Domu
Kobiet. Budowniczowie twierdzili, �e nie da si� ju�
dobudowa� nowych poziom�w; grozi to zawaleniem ca�ego Domu.
Trzeba by�o zacz�� budowa� nowy Dom Kobiet.
Narni nie zna�a si� na budownictwie, ale i tak by�a pe�na
podziwu dla kunsztu tych, kt�rzy wznie�li Dom Kobiet. Ponad
trzysta poziom�w i ka�dy o promieniu pi�ciuset metr�w.
Szko�y, sklepy i mieszkania, wszystko w jednym wielkim Domu.
Narni i jej m�� brn�li po kostki w kurzu, dotarli do
rysunk�w. Py� Ksi�yca w��czy� lamp�. W ��tawym �wietle
�ciana skalna ujawni�a swoje oblicze. Narni przypatrywa�a
si� uwa�nie rysunkom. By�y wyblak�e, nadgryzione z�bem
czasu, ale mia�y w sobie niezwyk�� moc. Nie mo�na by�o
oderwa� od nich oczu. Pomimo prymitywnego wykonania, a mo�e
w�a�nie dlatego, by�y w jaki� przedziwny spos�b realniejsze
od zdj��.
Narni nie mog�a oprze� si� wra�eniu, �e spogl�da na
przesz�o��. Tragiczn� i tajemnicz�.
Pierwszym rysunkiem by� wielki i przedziwny kolorowy
grzyb. Nigdy takiego nie widzia�a. Mia� poszarpan� koron�,
kt�ra przypomina�a bardziej ob�oki ni� kapelusz grzyba.
Odchodzi�y od niego czerwone, pomara�czowe i ��te promienie
- prawdopodobnie wyobra�aj�ce ogie�, kt�re przeszywa�y
schematyczne postacie ludzkie rozsypane wok�. Cz�ci tych
postaci brakowa�o cz�onk�w, inne by�y powykr�cane w
nienaturalny spos�b. Wszystkie ludziki by�y martwe.
Narni wstrz��ni�ta obrazem z przesz�o�ci patrzy�a dalej.
Poni�ej, z morza trup�w tym bardziej przera�aj�cego, bo
namalowanego schematycznie, zupe�nie jak r�k� dziecka,
wsta�o kilkoro ludzi. Dwie kobiety i m�czyzna.
Kolejne malowid�o przedstawia�o ocalonych ludzi sk�panych
w promieniach �wiat�a wysy�anych przez olbrzymie oko.
�renica by�a w�ciekle fioletowa, t�cz�wka brunatnoczerwona,
a bia�ko cytrynowo��te. Co dziwniejsze, farby wcale nie
wyblak�y. By�y soczyste i jaskrawe, podczas kiedy reszta
malowide� wyblak�a pod wp�ywem czasu.
Dalej z�owieszcze oko �wieci�o wprost na G�r� �ez Boga.
Narni zdawa�o si�, �e obraz G�ry jest zbyt rozmazany,
zupe�nie jakby monolit dopiero si� tworzy�. Tak ko�czy�a si�
pierwsza seria rysunk�w.
Drug� rozpoczyna�a kobieta w ci��y, dalej sta�a ma�a
dziewczynka, m�oda kobieta i spuchni�ta baba - odchodz�ca w
czelu�� Ostatniej Bramy. Za ni� nieznany malarz umie�ci�
obelisk G�ry �ez Boga.
Trzeci� linijk� zaczyna�a ta przedziwna ska�a. Ma�a
kropla przysiad�a na jej szczycie. Nast�pnie skrzydlaty
ch�opak odlatywa� w dal, by za chwil� sta� si� doros�ym
m�czyzn�. Zako�czeniem tej ostatniej linii by�a
�nie�onobia�a czaszka.
Narni sta�a przez chwil� milcz�ca i zamy�lona. Dopiero
Py� Ksi�yca sprawi�, �e wyrwa�a si� z czaru rzuconego przez
malowid�a.
- Niesamowite, prawda?
- Niepokoj�ce.
- Wi�cej rysunk�w nie znale�li�my.
- Czy widzisz w nich wyt�umaczenie mojego snu?
- Raczej czuj�, �e jest zakl�te w kszta�ty przesz�o�ci,
ale go nie dostrzegam. My�la�em, �e mo�e ty...
- �e ja dostrzeg� to powi�zanie?... Niestety, nie
dostrzeg�am. Przykro mi.
- To nic. Chod� do domu. - Py� Ksi�yca obj�� ukochan�
ramieniem.
Ruszyli do wyj�cia. Rysunki poch�on�a ciemno��. Narni
obejrza�a si� za siebie. Krzykn�a.
W ciemno�ci �wieci�y z�owrogie �lepia. Py� Ksi�yca
o�wietli� szybko �cian� z malowid�ami. Oczy przesta�y
�wieci�, straci�y ca�y blask. Sta�y si� na powr�t zwyk�ymi
obrazkami.
- Przepraszam, kochanie, zapomnia�em ci powiedzie�. To
jedna z w�a�ciwo�ci farby, jak� namalowano oko w kolejnych
dw�ch obrazkach. Absorbuje �wiat�o, kt�re na ni� pada, a
�wieci, kiedy znajdzie si� w ciemno�ci. Mocno si�
wystraszy�a�?
- Owszem, ale ju� mi przesz�o.
Odeszli. Ich kroki nape�nia�y echami ciemne korytarze, a
�wiec�ce oczy wpatrywa�y si� w mrok.
Do rozwi�zania zosta� tylko miesi�c. Brzuch Narni by�
ogromny, a przynajmniej jej si� tak zdawa�o. Wsz�dzie jej
przypomina� o nowej kobiecie, kt�ra mia�a przyj�� na ten
�wiat. Okrutny �wiat.
Narni wr�ci�a od Halek, by�a zrozpaczona. Siostra
podziela�a jej uczucia. Bezmy�lnie g�adzi�a czarne d�ugie
w�osy.
- C�reczko, nigdy nie zobaczysz babci - masowa�a brzuch
d�oni�.
Nie wytrzyma�a i zacz�a p�aka�. �zy stacza�y si� po jej
policzkach niczym wezbrana rzeka. Ka�da pali�a serce.
Kochana mama jutro odchodzi. To takie niesprawiedliwe!
By�y dzi� u niej z Halek.
Siedzia�a gruba i taka powolna, bierna, pogodzona z
losem. Jej niegdy� otwarta roze�miana twarz zmieni�a si� w
oty��, smutn� mask�. Nawet wiecznie �ywe b��kitne oczy by�y
mniej promienne; bi�a z nich rezygnacja.
Narni wiedzia�a, �e do ko�ca swoich dni nie zapomni
bierno�ci, potwornej apatii w oczach matki.
Jedynie z�ote w�osy pozosta�y b�yszcz�ce i puszyste,
jedynie one ��czy�y jej matk� z t� kobiet� trwaj�c� w
przedziwnym letargu.
Matka orzek�a, �e jutro jest jej czas. G�os mia�a
spokojny, cichy, Narni nie wyczu�a w nim b�lu.
Po kr�tkiej rozmowie wysz�y wraz z siostr�. Do drzwi
odprowadzi� je zdruzgotany ojciec. Twarz mia� zupe�nie
zmienion� - such� i pomarszczon�. Oczy zasz�e smutkiem.
Po�egna� je u�miechem, kt�ry jednak bardziej przypomina�
grymas cz�owieka d�gni�tego no�em.
Py� Ksi�yca wszed� do domu.
Narni przerwa�a rozmy�lania, poca�owa�a go na powitanie.
Jedno spojrzenie na �on� powiedzia�o mu wszystko. Obj�� j�
delikatnie.
- Mama?
- Tak...'
- Tak mi przykro.
Wtulona w ramiona m�a p�aka�a. Stali tak godzin�, Py�
Ksi�yca pozwoli� jej b�lowi wsi�kn�� w sw�j sweter.
Prawie nic nie widzia�a. Oczy pe�ne �ez przekazywa�y
obraz dobrze znanej �wi�tyni. Zamazany i obcy; nierealny.
Py� Ksi�yca obejmowa� j� czule. Co� szepta�, ale Narni
nie s�ysza�a go. Dociera� do niej jedynie dono�ny g�os
kap�anki. Odziana w czernie i fiolety wyczytywa�a imiona
tych, kt�re opuszcza�y Dom i swoje rodziny. Wyczytane,
pos�usznie, acz powoli, wstawa�y ze swoich krzese�
ustawionych naprzeciw Ostatniej Bramy. Cicho odchodzi�y w
jej czelu��.
Narni patrzy�a na matk�, kt�ra przest�powa�a pr�g
ziemskiego �ycia. Jej grube powolne cia�o op�nia�o moment
odej�cia, by�o kotwic� rzucon� w ten �wiat.
Odwr�ci�a si� nieznacznie. K�tem oka dostrzeg�a Narni,
m�a, Halek, Dorneya, Py� Ksi�yca.
Spojrzenia matki i c�rki spotka�y si�, Narni zobaczy�a w
nich ogromny smutek. Rozp�aka�a si�. Jej cia�o drga�o
spazmatycznie, chcia�a umrze�, by przerwa� ten b�l.
Z ty�u doszed� j� szept m�a.
- Musisz by� silna, kochanie. Musisz, dla naszej c�rki.
G�os Py�u Ksi�yca �ama� si�.
Trzyma� j� za r�k�, a drug� d�oni� g�adzi� czarne w�osy
�ony.
- Kochanie, wszystko b�dzie dobrze.
- Wiem - odpowiedzia�a. Oboje czuli strach ukryty w tych
s�owach otuchy. Narni znowu z�apa�y skurcze. Po�o�na i jej
pomocnik stali obok.
- Pyle Ksi�yca, ju� czas - powiedzia�a spokojnie
lekarka.
- Tak - odpowiedzia� ca�uj�c �on�. - B�d� czeka�, a�
wr�cicie obie.
- Wr�cimy obie, najdro�szy. Przerzekam.
Zabrali j� na porod�wk�.
Zosta� sam ze swoimi my�lami. Ba� si� o Narni. By�a o
wiele za gruba jak na kobiet� w ci��y. Miewa�a coraz
cz�stsze ataki apatii, z kt�rymi wsp�lnie walczyli. Py�
Ksi�yca domy�la� si�, �e pobyt na G�rze �ez Boga mia� na
jego �on� niedobry wp�yw. Przy�pieszy� Zew. Na dodatek ten
sen sprzed trzech miesi�cy i przedziwne rysunki na kamiennym
bloku. Wszystko to by�o nadnaturalne i niesamowite. Kto�
odbiera� mu jego ukochan�. Py� Ksi�yca obarcza� siebie win�
za przy�pieszenie Zewu Boga. Gdyby nie jego pomys�, nigdy by
si� nie znalaz�a na G�rze �ez. Naruszyli boski porz�dek i
Pan ich ukara�.
Do tej pory Py� Ksi�yca nie wierzy� w Boga, namalowane w
podziemiach oczy bardziej mu przypomina�y odwr�cone do g�ry
dnem spodki. G�os Boga, kt�ry us�ysza� w obrz�dzie
Przej�cia, by� chyba tylko narkotyczn� halucynacj�. By�o to
bardzo dziwne, ale prawie nie pami�ta�, co w�a�ciwie si�
wydarzy�o. Nie m�g� sobie przypomnie�, co robi� w Domu
M�czyzn przed Przej�ciem. Wiedzia�, �e uczy� si�
budownictwa, by� szcz�liwy, ale kiedy pr�bowa� przypomnie�
sobie szczeg�y, wspomnienia mu umyka�y, mia� k�opoty z
koncentracj�.
Sw�j sceptycyzm opiera� na potwornym przypuszczeniu,
kt�re narodzi�o si� w jego umy�le nast�pnego dnia po
Odej�ciu matki Narni. Tego� dnia wyl�dowa� o �wicie na G�rze
�ez Boga. Oczywi�cie znalaz� tam kokony. By�o ich siedem, a
dzie� wcze�niej o �wicie siedem kobiet Przekroczy�o Ostatni�
Bram�.
Py� Ksi�yca usiad� na trawie i pomimo �e pogoda by�a
s�oneczna, to jego �o��dek wype�ni� l�d. Potworny domys�
zacz�� si� formowa� w jego sko�atanym umy�le.
Ta dzika my�l skrystalizowa�a si� i bolesnym ostrzem
wbi�a w dusz�, kiedy z jednego z kokon�w wyszed�
szesnastoletni ch�opiec. Rozpostar� z�ote skrzyd�a, poprawi�
kr�tkie z�ote w�osy.
Py� Ksi�yca nie mia� odwagi spojrze� mu w oczy. Ma�y
podszed� do niego i zapyta�:
- Gdzie ja jestem?
- Na G�rze �ez Boga - odpowiedzia� Py� Ksi�yca. Nie
unikn�� spojrzenia w twarz tego ch�opaka.
Mia� jasne b��kitne oczy.
Czeka� ju� dwie godziny pod porod�wk�. Jego umys� wci��
powraca� do sceny z G�ry �ez Boga. R�ce mia� lodowate.
Narni dosta�a Zew - ta jedna my�l kroi�a mu serce. Czu�,
�e si� nie myli. To by�a kara za ich grzechy. Wiedzia�, �e
nie umkn� losowi czy Bogu, kt�ry igra� z nimi jak kot z
mysz�. Py� Ksi�yca musia� sprawdzi� swoj� teori�, chocia�
wiedzia�, �e za t� wiedz� zap�aci �yciem.
Kto� dotkn�� jego ramienia. Spojrza� zaskoczony.
- Cze��, Pyle Ksi�yca - powiedzia�a Halek.
- Cze��. - By� tak poch�oni�ty my�lami, �e nie zauwa�y�
jej przyj�cia.
- Co z Narni? - zapyta�a. Mia� co� odpowiedzie�, ale
p�acz dziecka przerwa� rozmow�. Py� Ksi�yca spojrza� na
Halek. Jego szare oczy rozb�ys�y od �ez, ale tylko na
chwil�. Potem spojrzenie sta�o si� zimne i szklane.
- Zaopiekuj si� nasz� c�rk�. Prosz�, Halek.
- Przecie� wy oboje dobrze si� czujecie...
- Halek, obiecaj.
- Obiecuj�, ale nadal uwa�am, �e...
Z sali porodowej wysz�a po�o�na. By�a dziwnie powa�na.
Py� Ksi�yca dobrze wiedzia�, dlaczego.
- Pa�ska c�rka to wspania�e dziecko, ale pa�ska �ona...
Jest w ostatnim stadium Zewu.
- Tak mi przykro... - powiedzia�a zdezorientowana Halek.
- Dlaczego teraz?
Py� Ksi�yca sta� zamkni�ty w sobie, cichy, zagubiony w
domys�ach. Kiedy przem�wi�, g�os mia� suchy i matowy.
- Chc� zobaczy� moj� c�rk�.
- Chod�.
Dwa dni p�niej Narni siedzia�a naprzeciw Ostatniej
Bramy. Wpatrywa�a si� w ni� pustymi b��kitnymi oczyma.
Czarne d�ugie w�osy sp�ywa�y kaskadami po jej grubym ciele.
Ca�a rodzina sta�a w miejscu po�egna�. Halek nie by�o -
zajmowa�a si� noworodkiem.
Py� Ksi�yca sta� zgarbiony. Jego szare skrzyd�a,
przeci�te pasami czerni tworzy�y smutny p�aszcz zwisaj�cy mu
z plec�w.
Twarz wykrzywia�y spazmatyczne skurcze, nie potrafi� ich
powstrzyma�. Nie chcia�.
Dzi� odchodzi�o tak�e dziesi�� innych kobiet, ale on
obserwowa� tylko jedn�.
Jego najukocha�sz�, najdro�sz� Narni. By�a teraz potworn�
karykatur� samej siebie. Jej policzki nabrzmia�e t�uszczem
zwisa�y potwornie, palce grube i niezdarne opiera�y si� na
galaretowatych udach, ca�a sk�ra pokrywa�a si� potem. On
nadal j� kocha�. Gdyby B�g odda� mu j� tak�, jak� teraz
by�a, wzi��by j� bez wahania.
B�g jednak nie zamierza� nic oddawa�. Skoro tak Py�
Ksi�yca postanowi� pokrzy�owa� Mu plany, wprowadzi�
nieoczekiwane zdarzenie do historii.
Po s�owach kap�anki wszystkie kobiety zacz�y wchodzi� w
Ostatni� Bram�. Py� Ksi�yca z ogniem w oczach obserwowa�
ten korow�d t�ustych stwor�w, kt�re kiedy� by�y kobietami.
Jego dusza skwiercza�a w p�omieniu mi�o�ci. Mi�o�ci, kt�ra
przemieni�a si� w nienawi�� do Tego, kt�ry odbiera� mu
ukochan�.
Narni zatrzyma�a si� przed Bram�. Odwr�ci�a si� i
spojrza�a mu prosto w oczy. Odnalaz� w nich mi�o��.
To ostatnie spojrzenie by�o po�egnaniem. �zy pop�yn�y mu
z oczu. Usiad� na posadzce i wy�adowa� na niej ca�y sw�j
b�l. Uderza� w ni� pi�ci� tak d�ugo, a� mu zdr�twia�a.
Narni znikn�a w mroku Ostatniej Bramy. Py� Ksi�yca
zerwa� si� i ruszy� ku wyj�ciu ze �wi�tyni.
Nikt nie widzia� �zy na policzku Narni, nim jej twarz
poch�on�� mrok.
Czelu�ci otch�a�
Czarna smutkiem
Ucieczki bezsen
gdy �ycie za kr�tkie
Odej�� gdy wo�a TEN ukryty w cieniu
- Jeszcze za wcze�nie!
- Za pr�dko!
Zostawi� sny..
zapomnieniu
Wiersz anonimowej adeptki
szko�y kap�anek.
Zimny powiew wiatru smaga� jej policzki. Sz�a w
ciemno�ciach zimnych, nieprzebytych, ale jej to ju� nie
obchodzi�o.
Jak automat. Sz�a naprz�d. Gna� j� wewn�trzny g�os.
Musia�a si� �pieszy�, cho� nie wiedzia�a dlaczego. W�a�ciwie
nie obchodzi�o jej to wcale.
Zauwa�y�a, �e ca�e jej �ycie zaczyna si� rozpada�.
Wspomnienia by�o coraz trudniej przywo�a�. Twarze, miejsca,
zdarzenia rozmywa�y si� i gas�y, w miar� jak posuwa�a si� do
przodu.
Zapomnia�a, jak si� nazywa, ale to nie mia�o znaczenia.
Musia�a tylko i�� - i�� przed siebie.
S�o�ce chyli�o si� ku zachodowi. Z�ote promienie zacz�y
robi� si� pomara�czowe.
Py� Ksi�yca po�o�y� c�rk� do ��eczka. By�a taka male�ka
i bezbronna. Tak bardzo potrzebowa�a matki, a nigdy nie
mia�a jej pozna�.
- Chocia�, je�eli mam racj�... - powiedzia� na g�os, ale
potem odegna� t� my�l. Mia� nadziej�, �e si� myli.
Spojrza� jeszcze raz na czerwon� bu�k� noworodka i
westchn�� ci�ko.
- Szcz�liwszego �ycia od nas, male�ka. - Wyszed� z domu
Halek ocieraj�c �zy. Teraz nie mia� odwrotu. Przeznaczenie
musi si� wype�ni�.
Wiedzia�a, �e jest blisko celu. Instynkt ponagla�. Nie
szcz�dzi�a si�. Cel by� ju� tak blisko.
Nied�ugo sobie odpocznie.
Czerwie� gasn�cego s�o�ca zabarwi�a jego sk�r� na krwisty
kolor. Siedzia� wpatrzony w zachodz�c� tarcz�.
Ono widzia�o to wszystko ju� wiele razy i zawsze
beznami�tnie odchodzi�o, by ust�pi� pola ksi�ycom. Pierwszy
ju� by�o wida�. Blada okr�g�a tarcza przypomina�a twarz
cz�owieka. Bezduszn� twarz.
Drugi ksi�yc dopiero wschodzi�. By� zupe�nie inny ni�
pierwszy. Jego przedziwna d�uga linia przypomina�a ogromny
patyk rzucony na granatowy aksamit nieba.
Py� Ksi�yca siedzia� bez ruchu. Ostatnie promienie
s�o�ca zgas�y. Wszystko wok� zala�o b��kitne �wiat�o
ksi�yc�w. Szare oczy m�czyzny nabra�y dziwnego lodowatego
blasku. Przygotowywa� si� na nieuniknione.
Wspina�a si� na g�r�. Po stromych �cianach. Jej r�ce i
stopy znajdowa�y oparcie na kamieniach wystaj�cych ze �cian.
Zimnych, g�adkich, szepcz�cych wskaz�wki.
Nie wiedzia�a dlaczego, ale czu�a, �e dotar�a do ko�ca
podr�y.
Us�ysza� j�k, najpierw �ciszony, nie�mia�y, lekko
zawodz�cy, ale to nie by� wiatr.
Ten ch�r zawodzi� w jego g�owie.
Z minuty na minut� pot�pie�cze g�osy stawa�y si�
g�o�niejsze i bole�niejsze. Walczy� z nimi jak umia�,
zatyka� uszy, szepta� modlitwy, ale nie pomaga�o.
Serca zwi�ksza�y t�tno. Wszystkie �y�y wyst�pi�y na
wierzch. Pot zrosi� skronie, grymas b�lu wykrzywi� twarz.
Nagle zobaczy� co� przedziwnego. Z ziemi obok niego
wysuwa�y si� r�ce. Grube, t�uste, o�lizg�e rozgrzebywa�y w
po�piechu gleb�; tworzy�y wyj�cia dla swoich w�a�cicielek.
Ch�r dos�ownie wrzyna� mu si� w m�zg. Przed oczami lata�y
dziwne kropki. Z uszu s�czy�a si� krew, krwawi�y te� usta.
Kobiety wydosta�y si� na zewn�trz. Py� Ksi�yca z
przera�eniem zda� sobie spraw� z tego, �e domy�li� si�
potwornej prawdy.
Narni, cho� tak odmieniona, nadal by�a jego najukocha�sz�
istot� pod s�o�ce. Pe�z� w jej stron�, chocia� ka�dy ruch
przyp�aca� potwornym b�lem. Pot�pie�cze wycie zdawa�o si�
wierci� dziury w jego ciele. Sk�ra na r�kach p�ka�a od
ci�nienia szale�czo p�dz�cej krwi. Obraz przed oczami stawa�
si� rozmazany, czerwony.
�y�ki w oczach p�ka�y. Dwa serca bi�y jak oszala�e. W
g�owie hucza� mu nie tylko ch�r pot�pie�c�w, ale tak�e
ogromne wodospady jego p�dz�cej krwi. Nic ju� nie widzia�.
Oczy zmieni�y si� w pal�ce b�lem dziury.
Nadal jednak czo�ga� si� w stron� Narni. Kierowa� si� jej
zapachem. Zna� go tak dobrze.
S�odki smak krwi wype�ni� mu usta. Nie m�g� ju� czo�ga�
si� dalej. Mi�nie by�y kompletnie sztywne.
Ci�nienie krwi ros�o.
Narni nie zwraca�a uwagi na ukochanego, kt�ry podpe�z� do
niej tak blisko. Otacza�a si� �luzem, kt�ry jej sk�ra
wytwarza�a obficie. Pcha� j� do tego instynkt, nieodparta
si�a. Musia�a stworzy� kokon.
Py� Ksi�yca le�a� przy ukochanej, kt�ra ca�e swoje cia�o
pokry�a ��t� substancj�. By� martwy. Obydwa serca nie
wytrzyma�y. Po prawym policzku sp�ywa�a ostatnia kropla
krwi, wygl�da�a jak �za. �za po�egnania i mi�o�ci.
Ciemno�� otacza�a go swoj� ciasnot� daj�c bezgraniczne
poczu