5147

Szczegóły
Tytuł 5147
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5147 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5147 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5147 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tomasz Lechoci�ski �zy Boga S�o�ce wychyli�o si� zza horyzontu. Na niebie szybowa�y jasne ob�oki, a na dole w d�ungli wolno budzi�o si� �ycie. Ptaki rozpocz�y trele, ma�py nawo�ywa�y si� niespokojnie, znak, �e gdzie� pomi�dzy drzewami spostrzeg�y morgha. S�onie le�ne do��czy�y do tego porannego koncertu z nostalgiczn� pie�ni�. Mg�a nadal spowija�a morze zieleni eterycznym p�aszczem, skrywaj�c je przed s�o�cem. Dom M�czyzn w po�owie schowany w tej bia�ej przestrzeni, smuk�ym szczytem wbija� si� w niebo. S�o�ce barwi�o go na czerwono, gra�o na szybach refleksami. Nagle od kolosa oderwa�o si� dw�ch m�czyzn, kt�rzy poszybowali na p�noc w stron� G�ry �ez Boga. By� drugi tydzie� alconu, si�dmego miesi�ca roku. Dzi� B�g p�aka�, a m�czy�ni musieli zaj�� si� Jego �zami. Ciemno�� otacza�a go daj�c bezgraniczne poczucie bezpiecze�stwa. Nie zdawa� sobie z tego sprawy, ale w�a�nie odzyskiwa� �wiadomo��, a w�a�ciwie tworzy� j� na nowo. Odczuwa� pulsowanie krwi, s�ysza� jej szum, s�ysza� bicie w�asnych serc, czasem wydawa� ciche d�wi�ki. Z wolna z zakamark�w pod�wiadomo�ci powr�ci�a zdolno�� artyku�owanej mowy. W przyp�ywie bezmy�lnej rado�ci chcia� jej u�y�, ale zakrztusi� si�, otworzywszy usta. Przestrze� wok� wype�nia�a lepka, s�odka substancja. Pocz�� szarpa� b�on� tworz�c� to lepkie wi�zienie. Przebi� j� bez trudu tu� powy�ej g�owy. R�ce lizn�� zimny wiatr. Odruchowo cofn�� je w g��b swego otoczenia, do ciep�ej, przyjaznej mazi. Chcia� tu pozosta�, ale nieodparta si�a ci�gn�a go na zewn�trz. Tkwi�a w nim samym, szarpa�a jego umys�em, krzycza�a: - Wyj��! Chocia� ba� si� opu�ci� bezpieczn� ciemno��, skoczy� do przodu. Upad� na brzuch, pomaca� pod�o�e r�k� - tysi�ce ma�ych grudek porusza�y si� pod palcami. Otworzy� oczy. �wiat�o o�lepi�o go i na chwil� sparali�owa�o. Le�a� sztywny przyzwyczajaj�c si� do blasku dnia. Nie wiedzia�, ile czasu le�a�, ale w pewnym momencie u�wiadomi� sobie, �e widzi wszystko wok�. Przyjrza� si� grudkom, kt�re dra�ni�y jego mi�kk� sk�r�. "Zwyk�y piasek!" - pomy�la�, a odkrycie to wyda�o mu si� bardzo �mieszne. Wyplu� ostatki �luzu tkwi�ce w nosie i w ustach. Zaczerpn�� powietrza. By�o cudowne, ch�odne, przepe�nione zapachami lasu. Wci�ga� je nerwowymi haustami. Je�eli przestanie chocia� na chwil�, to przecie� umrze. Poczu�, �e co� podnosi si� z jego plec�w. Odwr�ci� g�ow�. Skrzyd�a by�y prawie wyprostowane. Roz�o�y� je. Przez chwil� podziwia� ich pomara�czowe i ��te plamy rozrzucone po aksamitnej powierzchni. Machn�� nimi raz i drugi. By�o to zadziwiaj�co �atwe. Olbrzymie motyle skrzyd�a okaza�y si� lekkie. - Wstawaj - us�ysza� niski przyjazny g�os. Bardzo wysoki i dobrze zbudowany m�czyzna szed� w jego stron�. Ciemnobr�zowa sk�ra kontrastowa�a z zielon� kamizelk�, kr�tkimi spodenkami i zielonymi butami za kostk�. Skrzyd�a m�czyzny tworzy�y aksamitny p�aszcz pokryty plamami we wszystkich odcieniach zieleni. - Dobra robota - powiedzia� kucaj�c. Pachnia� potem i czym� jeszcze, czego le��cy nie potrafi� rozpozna�. - Szybko sobie poradzi�e�. Teraz wstawaj i posied� spokojnie, zanim wydostanie si� reszta. - Reszta? - Tak, reszta. Rozejrzyj si�. Siedzieli wewn�trz kr�gu o promieniu czterech metr�w, kt�ry tworzy�o czterna�cie b��kitnawych kryszta��w. Wewn�trz sta�y kokony. By�o ich jedena�cie, z kilku wydostawali si� ch�opcy, inne sta�y nietkni�te. Ich br�zowo��te, chropowate powierzchnie wygl�da�y odra�aj�co. Ch�opak wsta� i chwiejnym krokiem podszed� do kryszta�u. Usiad�. Obserwowa� m�czyzn pomagaj�cych opuszcza� ch�opcom ich wi�zienia. Ciep�y powiew przyszed� z zachodu. Nowo narodzony popatrzy� w tym kierunku. Poza kraw�dzi� G�r �ez Boga pogwizdywa� wiatr. W dole rozci�ga�o si� zielone morze li�ci. Ch�opak zauwa�y� ksza�t na kraw�dzi nieba i ziemi. - Co to? - To Dom Kobiet, odwiedzisz go w swoim czasie, ale najpierw pomieszkasz tam - zielonoskrzyd�y wskaza� kresk� ciemniej�c� na tle b��kitu wschodniej strony nieba. - W Domu M�czyzn. Tam wszystkiego si� nauczysz. Nowo narodzony skin�� g�ow� i cierpliwie czeka�, a� reszta jego braci opu�ci kokony. Ksi�ga Genesis; fragment. Pierwszego dnia Pan stworzy� �wiat�o. Rozpali� je w gwiazdach i rozrzuci� po Bezkresie. Drugiego dnia zape�ni� Bezkres cia�ami niebieskimi. Pan uczyni� wszech�wiat. Trzeciego dnia stworzy� Ziemi�. Da� jej s�o�ce i dwa ksi�yce - Lun� i Kemila. Czwartego dnia wla� w oceany wod�. Pi�tego dnia zape�ni� Ziemi� wszelakimi ro�linami i zwierz�tami. Sz�stego dnia stworzy� Kobiet�. Stworzy� jej miejsce do �ycia, da� jedzenie, schronienie i swoje uczucie. Pomimo to kobieta nie by�a szcz�liwa. Czu�a si� samotna, nie mia�a nikogo podobnego do niej, z kim mog�aby sp�dza� czas. Si�dmego dnia Pan zap�aka� nad samotno�ci� kobiety, a z Jego �zy powsta� m�czyzna. Pan da� im ziemi� we w�adanie. Niestety, Pierwsza rodzi�a jedynie dziewczynki, wi�c Pan p�aka� nad samotno�ci� ka�dej z nich. Narni czeka�a na ojca w swoim pokoju i zaszywa�a dziur� w spodniach. Halek m�wi�a, �e dziewczynie nie przystoi chodzi� w spodniach, ale Narni to zupe�nie nie obchodzi�o. Czu�a si� w nich dobrze. Uwa�a�a si� za rozs�dn� o�miolatk�. Halek cz�sto prosi�a ojca i matk�, aby wp�yn�li na m�odsz� siostr�, ale rodzice niewiele sobie robili z pr�b starszej c�rki. - To wy��cznie jej sprawa - powiedzia� kt�rego� dnia ojciec do Halek. - Ja w jej wieku te� lubi�am chodzi� w spodniach - doda�a matka. Narni nie mog�a zrozumie� niech�ci siostry do m�skiego stroju. Mo�e tak objawia�o si� dojrzewanie? Halek mia�a przecie� osiemna�cie lat. Ale poza tym sporem jej siostra by�a wspania�a. Zawsze znajdowa�a czas, aby wyt�umaczy� zadania szkolne lub by pom�c Narni, ilekro� ta poprosi�a. Spodnie rozdar�y si�, gdy bieg�a po korytarzu szkolnym, zastanawiaj�c si� nad tym, co powiedzia�a nauczycielka o r�nicach pomi�dzy m�czyzn� a kobiet�. Szkoda, �e Narni nie uwa�a�a na lekcji, wiedzia�aby wi�cej. By�a pewna, �e ojciec wszystko jej wyt�umaczy. Ojca nadal nie by�o. Narni od�o�y�a spodnie. Wyjrza�a przez okno. Niebo ciemnia�o. M�czy�ni unosili si� w powietrzu trzepocz�c t�czowymi skrzyd�ami. Wielkie ��topomara�czowe s�o�ce chyli�o si� ku zachodowi. Narni przypomnia�a sobie pi�� nakaz�w Pana, jutro b�dzie z nich odpowiada�. 1. Nie b�dziesz podwa�a� s��w Pana. Narni po�o�y�a si� do ��ka. 2. Nie b�dziesz sprzeciwia� si� woli Jego. S�o�ce zrobi�o si� czerwone. Dziewczynka zerkn�a do zeszytu. Trzecie nakazanie wypada�o jej z g�owy. 3. Zakaza� Pan m�czyznom wst�pu w Ostatni� Bram�, albowiem nie dla nich zosta�a stworzona. Ptak przemkn�� poprzez tarcz� s�o�ca. 4. Zakaza� Pan wst�pu kobietom na G�r� �ez, albowiem nie jest to miejsce im przeznaczone. Wiatr szarpn�� zas�onami. 5. Zakaza� Pan m�czyznom przebywa� na G�rze �ez w nocy w czasie alconu, albowiem Pan wtedy p�acze. Niebo sta�o si� kompletnie granatowe. Le�a�a jeszcze godzin� czekaj�c na ojca, ale zapad� zmrok, po nast�pnej godzinie straci�a nadziej�, �e ojciec dzi� wr�ci. Po ciemku �aden m�czyzna nie lata�; grozi�o to rozbiciem si� o wiatrochrony lub �ciany Domu. Zrezygnowa�a i zm�czona zasn�a. Nowo narodzony unosi� si� w powietrzu. Rytmiczne uderzenia pomara�czowych skrzyde� utrzymywa�y go w przestworzach. Lecieli wraz z innymi ch�opcami w kierunku Domu M�czyzn. Lot by� przyjemny i �atwy. Ch�opak si� dziwi�, nigdy wcze�niej nie lata�, a podniebne szybowanie wydawa�o mu si� czym� zupe�nie naturalnym. Po godzinie lotu smuk�y kszta�t Domu M�czyzn powi�kszy� si� znacznie. Mo�na by�o dostrzec okna, tarasy i wiatrochrony. Wyl�dowali na jednej z zachodnich platform. L�dowanie, w przeciwie�stwie do latania, okaza�o si� trudne. Kilku ch�opc�w obi�o sobie kolana lub inne cz�ci cia�a. M�czy�ni, kt�rzy czekali na nich w wie�y, pomogli im wsta�. Kilku innych po kr�tkim przem�wieniu wskaza�o nowo narodzonym ich pokoje. Zaczyna�o si� nowe �ycie. Rano ojciec ju� by�. Oczywi�cie, zrobi� zakupy i matka mog�a spokojnie zaj�� si� �niadaniem. Ojciec goli� si� w �azience, jego pomara�czowe skrzyd�a, na kt�rych matka natura rozsia�a ��te plamki, zajmowa�y prawie ca�� �azienk�, zw�aszcza �e by�a bardzo ma�a. Narni przywita�a si� z matk� i siostr�, kt�ra pa�aszowa�a kanapki. Przesz�a do �azienki, stan�a w drzwiach i patrzy�a na ojca. - Cze��, s�onko! - Cze��, tatku. Ojciec wygl�da� bardzo zabawnie wysmarowany kremem do golenia. - O co chodzi? - zapyta�. Narni poczu�a si� o�mielona. Waha�a si� tylko chwilk�. - Tato, dlaczego tylko m�czy�ni maj� skrzyd�a? I dlaczego nie ma tu ch�opc�w w moim wieku? Ojciec nawet nie przerwa� golenia. - Dlaczego tylko m�czy�ni maj� skrzyd�a, nie wiem. To wola Boga. On tak nas stworzy�, mo�e mia� dobry humor? - Dlaczego w Ksi�dze m�czy�ni nazwani zostali �zami? - Mo�e dlatego, �e pojawiaj� si� na G�rze �ez Boga? - Sk�d si� tam bior�? Narni by�a schowkiem pyta�, co jaki� czas kt�re� z nich wyskakiwa�o i domaga�o si� odpowiedzi. Nox niestrudzenie dyskutowa� z c�rk�, uwielbia� jej napady ciekawo�ci. - Sam bym chcia� wiedzie�. Nikt nigdy nie odpowiedzia� na to pytanie. Zawsze w alconie dzie� lub dwa po odej�ciu kilku kobiet w Ostatni� Bram� znajduje si� paru ch�opc�w na G�rze �ez. Zawsze tylu, ile kobiet odesz�o. - Ka�dy m�czyzna to �za uroniona za odesz�� kobiet� - doda�a matka. - Twoja mama mo�e mie� racj�. - Troch� to dziwne. Tato, czy to prawda, �e macie dwa serca? - Jacy my? Powiedzia�a� "macie". - Mia�am na my�li was, wszystkich m�czyzn. - Aha. Tak, moja c�rko, ka�dy m�czyzna ma dwa serca, prawdopodobnie aby m�g� lata�. Latanie to du�y wysi�ek, gdyby�my mieli jedno serce, pewnie byliby�my bardzo zm�czeni ka�dym lotem, a tak czasem tylko dostajemy zadyszki. Pani wam tego na biologii nie m�wi�a? Narni u�miechn�a si� szelmowsko. - M�wi�a, m�wi�a, tylko ja nie bardzo s�ucha�am. - O, �eby ci�! - Ojciec posmarowa� nos c�rki kremem do golenia. - Tato - za�mia�a si� dziewczynka. - Przesta�. Nie odpowiedzia�e� mi, dlaczego nie ma tu ch�opc�w w moim wieku. - Wychodz� z kokon�w starsi od ciebie o osiem lat. Wi�c sama widzisz, �e ch�opc�w w twoim wieku w og�le nie ma. Nigdzie, ani tu, ani w Domu M�czyzn. - A co robi� ch�opcy w Domu M�czyzn? - Ucz� si� wszystkich potrzebnych rzeczy. - Nie mog� uczy� si� tutaj? Szko�y s� du�e - upiera�a si� ma�a. - Nie. Tutaj nie nauczyliby si� wszystkiego. - Czego by si� tutaj nie nauczyli? - ...wszystkiego, rzeczy. - Nox zauwa�y� ze zdziwieniem, �e nie pami�ta dok�adnie, co robi� w Domu M�czyzn. Wiedzia�, �e chodzi� tam do szko�y, ale Narni mia�a racj�, ch�opcy mogliby uczy� si� tutaj, w Domu Kobiet. Pr�bowa� przypomnie� sobie co� jeszcze ze swojego dzieci�stwa, ale bezskutecznie. Co� blokowa�o jego wspomnienia, niczym ciemna chmura py�u skrywa�o obrazy przed promieniem �wiadomo�ci. Nox by� pewien, �e by�o co� jeszcze, czego nie m�g� powiedzie� �onie ani c�rce. Prawdopodobnie by�o to co� nieprzyjemnego. Narni wysz�a z �azienki i zasiad�a do sto�u. Ciekawski nastr�j min��. Nox wiedzia�, �e nie na d�ugo i by� za to c�rce wdzi�czny. Jej pytania, tak podstawowe, �e a� g�upie, dawa�y do my�lenia. Narni ze spakowanym tornistrem ruszy�a do szko�y. Olbrzymia komnata ton�a w p�mroku. Na zimnej posadzce kl�cza�o dwunastu ch�opc�w. Byli odziani w b��kitne tuniki z ��tym emblematem na piersiach. Nox siedzia� obok Sega. Przed przyj�ciem tu kochali si� bez opami�tania. By�a to ich po�egnalna noc. Dzi� B�g zmieni ich w m�czyzn. Seg spojrza� na Noxa. Spojrzenia spotka�y si�, by�y pe�ne smutku i strachu. Przez ca�y czas pobytu w Domu M�czyzn przygotowywano ich na ten dzie�. Dzie� Przej�cia. Kap�an, kt�ry sta� ukryty w mroku, zacz�� �piewa� smutn� pie��. Niskie mroczne tony opada�y i wznosi�y si� rytmicznie. Nape�nia�y sal� atmosfer� tajemniczo�ci i grozy. Do g�osu kap�ana do��czy�y b�bny. Po chwili zimny podmuch wiatru przeszy� ch�opc�w, zmrozi� im serca. P�omienie �wiec zgas�y. Panowa�a kompletna ciemno��. Jedynie muzyka i �piew kap�ana pozostawa�y realne. Wiatr szarpa� tuniki. Chwyta� za uszy, szczypa� w twarz, nogi i r�ce. Wy� do ucha. Nox nie m�g� zobaczy� nawet czubka w�asnego nosa. Chcia� zawo�a� przyjaci�, ale nie m�g�. Musia� stawi� czo�o wichrowi sam. Musia� zaprze� si� tego, czym by� dotychczas. �z� Boga. Musia� pokaza� Panu, �e jest m�czyzn�. CZY WIERZYSZ WE MNIE, NOXIE? G�os w czaszce. Przejmuj�cy i g��boki jak dzwon. Strwo�ony ch�opiec chcia� wykrzycze� odpowied�, ale wiedzia�, �e to oznacza�oby �mier�. Okaza�by strach niegodny M�czyzny. CZY WIERZYSZ WE MNIE, NOXIE? Pytanie dr��y�o cia�o ch�opca. Zdawa�o si� go przekszta�ca�. Ka�da kom�rka chcia�a da� inn� odpowied�, sprzeczno�ci zmienia�y ch�opca w znak zapytania. Musia� udzieli� odpowiedzi. Musia� by� odpowiedzi�. Wierz�! Cia�o uspokoi�o si�. Nox wr�ci� na chwil� do ciemnej komnaty. Nie widzia� swoich towarzyszy, ale s�ysza� ich ci�kie oddechy. Mroczna muzyka oddala�a si�. CZY B�DZIESZ MI POS�USZNY, NOXIE? Przestrze� wok� zawirowa�a. Czu�, �e si� rozpada. Atomy jego cia�a mkn�y w r�nych kierunkach. Musia� natychmiast odpowiedzie�. MUSIA�. - B�d�! Obecno�� BOGA sta�a si� mniej natarczywa. Ch�opiec odczuwa� spok�j i zm�czenie. Pan przeszukiwa� jego pami��. Trzyma� Sega w obj�ciach. Byli ze sob� szcz�liwi. PAMI�TASZ? Kochali si� z kilkoma innym ch�opakami pod prysznicem. By�o mu dobrze. Dotykali swoich muskularnych m�odych cia�. Ocierali si� skrzyd�ami. Dawali upust m�odzie�czym ��dzom. PAMI�TASZ? Byli tacy szcz�liwi. Nie istnia�o nic i nikt poza nimi i przyjemno�ciami. Pan znowu zmienia� go w pytanie. Spogl�da� na �ycie Noxa jego oczami, a ch�opiec widzia� je oczami Pana. PAMI�TASZ? - Pami�tam. Ciep�e i mocne d�onie dotykaj�ce jego cia�a. Przy�pieszone oddechy. Rozkosze poca�unk�w. WYRZEKASZ SI�? Wspania�a g��bia oczu Sega. Ich smutne spojrzenie. WYRZEKASZ SI�? Uczucie rozpadu. Ka�da cz�stka cia�a oddzielna, krzycz�ca: "Reszto, gdzie jeste�? Chc� by� jedno�ci�! Nie mog� by� sama!!" WYRZEKASZ SI�? Tysi�ce godzin sp�dzonych razem. Ka�dy atom wiruj�cy oddzielnie. Przestrze� w ci�g�ym ruchu, bez punktu odniesienia. Totalne zagubienie. - Wyrzekam si�! NIGDY NIE PODZIELISZ SI� TYMI WSPOMNIENIAMI Z KOBIET�! - Tak, Panie! ID� WI�C WOLNO, MʯCZYZNO. ZAPOMNIJ. Przestrze� si� zatrzyma�a. Cia�o uspokoi�o. Jedynie b�l pozosta�. Nox le�a� na zimnej posadzce. By� nieprzytomny. S�udzy kap�an�w podnie�li go. Po policzku sp�ywa�a mu �za. �za b�lu. Nox zerwa� si�. Usiad� na ��ku. Ca�y zroszony by� potem. Obok spa�a Miguet - jego ukochana z�otow�osa �ona. Oddycha�a miarowo, pe�na spokoju i ciep�a. M�czy�nie zrobi�o si� zimno na my�l, o czym �ni� przed chwil�. Otuli� si� skrzyd�ami. Pytania c�rki obudzi�y przesz�o��. Jej dziecinna ciekawo�� i niewinno�� rozbi�y nakaz Pana, a mo�e to mi�o�� ojcowska rozwia�a mg�� spowijaj�c� wspomnienia? Nie wiedzia�. Wspomnienia tamtych dni wydawa�y si� nierealne, zbyt okropne, by mog�y by� prawdziwe, ale by�y. Wiedzia� o tym dobrze. Czu� do siebie wstr�t. Chcia� jak najszybciej zapomnie� o przesz�o�ci, zostawi� j� za sob�. �y� jak dawniej. Po�o�y� g�ow� na poduszce i oczekiwa� na sen. - Nie powiem im, Panie - wyszepta�. Sen nie nadchodzi�. Pytania zacz�y kr��y� po g�owie. Co sta�o si� wtedy w wie�y M�czyzn? Czy musia�em si� tego wyrzec? Nox przypomnia� sobie twarze tych ch�opc�w, kt�rzy nie prze�yli Przej�cia. Twarze sine, spuchni�te. Strumyki krwi zakrzep�e pod oczami. Cia�a wykr�cone w konwulsjach. Rze�by stworzone przez b�l. Czy oni si� nie wyrzekli? Czy odpowiedzieli zbyt p�no? Mo�e k�amali? Czy to na pewno by� Pan, mo�e to Cie� podszy� si� pod Niego? Wiatr zawy� na zewn�trz Domu. Dlaczego nikomu nie urodzi� si� ch�opiec? Ksi�ga m�wi�a prawd�? Nox zauwa�y�, �e wspomnienia z Domu M�czyzn zacz�y przed nim umyka�. Robi�y si� mgliste i niewyra�ne. Sk�d si� wzi��em na G�rze �ez? Z tymi pytaniami kr���cymi w g�owie, czuj�c rytm silnych uderze� swoich dw�ch serc, w ko�cu zasn��. Spa� niespokojnie, jak tysi�ce przed nim. Narni wyrzuci�a w k�t spodnie. Jaka by�a g�upia, �e kiedykolwiek chcia�a je nosi�! Teraz zrozumia�a, �e Halek mia�a racj�. Spodnie to nie jest ubi�r dla dziewczyny. Owszem, s� wygodne,, ale nie tak powabne jak odpowiednia sukienka lub sp�dnica. Narni u�miechn�a si� do swojego odbicia. Okr�g�a, subtelna twarz, ciemna oprawa oczu odbijaj�cych b��kit nieba. W�osy, kiedy� z�ote, �ciemnia�y - coraz bardziej przypomina�y w�osy ojca. To wszystko plus zgrabna figura sprawia�o, i� niejeden lataj�cy ch�opaczek pr�bowa� zbli�y� si� do Narni, namawiaj�c j� na co� niezobowi�zuj�cego i podobno bardzo przyjemnego. Narni mia�a dziewi�tna�cie lat, wi�c troch� wiedzia�a o sprawach damsko-m�skich. Jej siostra dwa lata temu wysz�a za Dorneya, �licznego rudzielca o wielkich br�zowych oczach. Halek by�a ch�tn� nauczycielk�, prawie bez �enady wprowadza�a siostr� w tajniki alkowy. Zw�aszcza �e by�a teraz w ci��y, wi�c Narni cz�sto wpada�a pom�c jej w pracach domowych. Du�o rozmawia�y. Dorney prawie nie mia� czasu na prac� w domu. By� budowniczym i dorabia� nowe segmenty do Domu. Zaprojektowa� te� wspania�e balkony po stronie zachodniej, kt�re by�y obecnie ulubionym miejscem spotka� m�odzie�y. Narni ze zdziwieniem obserwowa�a, jak jej matka z dnia na dzie� stawa�a si� �ywsza. Kiedy Narni mia�a trzyna�cie lat, matka nie by�a chyba taka beztroska? Dziewczyna przypomina�a sobie dni powszednie, upinaj�c jednocze�nie zwiewn� tog�. Tak, matka zawsze by�a cicha i spokojna; my�la�a wy��cznie o domu i dzieciach. Teraz za� chodzili z ojcem na wszystkie bale i przyj�cia. Cieszyli si� �yciem. Mieli dwie doros�e c�rki i mn�stwo czasu dla siebie. Narni uwa�a�a, �e kiedy b�dzie w wieku matki, te� b�dzie tak post�powa�. Narni cz�sto widywa�a swoich rodzic�w w �wi�tyni Ostatniej Bramy. Zapalali �wiece przy Ostatniej Drodze. Narni odwiedza�a �wi�tyni� jedynie w wi�ksze �wi�ta. Owszem, wierzy�a w Boga, ale pobyt w �wi�tym miejscu przyt�acza� j�. Przypomina� o Ostatniej Bramie. Narni nie mog�a poj��, dlaczego kobieta musi odej�� wtedy, kiedy dostanie Zew. To by�o niesprawiedliwe i okrutne. Martwi�a si�, �e jej matka mo�e nied�ugo odej�� ku Ostatniej Bramie, na razie nie przyty�a za bardzo. Dziewczyna pami�ta�a, jak oty�e by�y te, kt�re przywo�a� Najwy�szy. Za�o�y�a buty i zamkn�a mieszkanie. Ruszy�a poprzez korytarze w kierunku balkon�w. Siedzia� tam, gdzie si� um�wili. Jego szare skrzyd�a przecina�y pasy askamitnej czerni. Blond w�osy kontrastowa�y z kolorami skrzyde�. Cer� mia� �niad�, a oczy szare jak popi�. Kiedy podesz�a, przem�wi� natchnionym ciep�ym g�osem. - Moja kr�lowa i Pani. Jutrzenka po�udnia. Wygl�dasz �licznie, Narni. - Dzi�kuj�, Pyle Ksi�yca. Usiad�a obok. Ch�opak wpatrywa� si� w ni�. By�a cudowna, jej nieziemsk� urod� podkre�la�a czarna toga ze z�otymi pasami biegn�cymi wzd�u� materia�u. Siedzieli oczarowani sob� i wpatrywali si� w ciemniej�ce niebo, po kt�rym kr��yli m�czy�ni i ptaki. Luna ju� wzesz�a. Jej srebrna tarcza wolno sun�a poprzez niego. - Sp�jrz na p�noc - powiedzia� Py� Ksi�yca, wskazuj�c patykowaty kszta�t drugiego ksi�yca, kt�ry wychyla� si� zza horyzontu. - Uwielbiam patrze�, jak wschodzi. - Nazywa si� Golem? - Tak. S�ysza�a� o nim opowie��? - Nie. - Widzisz, jak pr�buje dogoni� Lun�? Mniejszy ksi�yc "p�dzi�" poprzez niebo ku Lunie. - Lecz jak zawsze b�dzie zbyt nisko, by si� z ni� po��czy�... - Tak, masz racj�, Narni. Podobno Golem by� jednym z Bog�w, podobnie jak Luna. By� w niej bardzo zakochany i ona odwzajemnia�a jego uczucie. Wszystko by�oby dobrze, gdyby nie zazdrosny B�g Raad. Kocha� bowiem Lun� ponad �ycie. Bogini nie czu�a jednak nic do Starego Boga i nie chcia�a Go za m�a. Raad postanowi� przeszkodzi� m�odym w ich szcz�ciu. W dniu �lubu Luny i Golema zaprosi� pana m�odego do siebie na pogaw�dk�. Golem si� zgodzi�, za�lubiny mia�y odby� si� wieczorem, wi�c m�g� rankiem porozmawia� z Raadem. Raad zaproponowa� mu zabaw� w chowanego. M�ody B�g ch�tnie si� zgodzi�. Golem skry� si� w�r�d ludzi. Przybra� ich wzrost i s�abe cia�o. Raad tylko na to czeka�. Obezw�adni� bez trudu Golema pozbawionego Mocy w ludzkim wcieleniu. Zamkn�� go w kamieniu, a kamie� wrzuci� do morza. Sam uda� si� do Luny. Nadszed� czas za�lubin, a pana m�odego nie by�o. Luna czeka�a i by�a zawiedziona, kiedy po trzech dniach Golem nadal si� nie zjawia�. Raad namawia� j�, aby zapomnia�a o m�odziku i wysz�a za niego, ale bogini si� nie zgodzi�a. Raad zawiedziony i w�ciek�y wr�ci� do siebie. Golem tymczasem pr�bowa� si� uwolni�. Jego gniew sta� si� tak wielki, �e rozsadzi� kamie�. Uwolniony B�g pomkn�� zem�ci� si� na Raadzie. Walczyli ze sob� trzydzie�ci dni i trzydzie�ci nocy, pomimo b�aga� Luny nie chcieli przesta�. Nawet kiedy zagrozi�a, �e odejdzie, nie przerwali walki. Luna odesz�a. Golem porzuci� przeciwnika i pop�dzi� za ukochan�, ale nigdy jej nie dogoni�. Od tamtego czasu powtarzaj� tamto wydarzenie, ka�dego wieczora. Py� Ksi�yca siedzia� z twarz� zwr�con� ku ksi�ycom. - Kto ci opowiedzia� t� histori�? - spyta�a Narni. - M�j nauczyciel Morbid. - Ten, kt�ry zgin�� nocuj�c na G�rze �ez Boga? - Tak. - Bardzo by�e� do niego przywi�zany? - Tak, by� dla mnie jak ojciec i najlepszy przyjaciel. - Tak mi przykro, �e zgin��. - Czasem my�l�, �e bogowie s� bez serca. - Ja nie my�l� o nich prawie wcale. - Jeste� szcz�liwa. �agodny wiatr owiewa� jej twarz. Ni�s� ze sob� ch�odne zapachy d�ungli. Trele ptak�w i ciche nawo�ywania zwierz�t drga�y wok�. Silne r�ce Py�u Ksi�yca obejmowa�y j� w talii. - Jest cudownie. Nie wiedzia�am, �e latanie to taka cudowna rzecz! - Niestety, nie mog� wywija� z tob� p�tli i salt, a to dopiero s� prze�ycia! - To nic. Najwa�niejsze, �e jeste� ze mn�, m�j najdro�szy. - Uuu. Co ja s�ysz�? Awansowa�em do roli najdro�szego? - zapyta� z drwin� Py� Ksi�yca. - Wiesz, �e tak, skrzydlaty g�upolu - odpowiedzia�a roze�miana Narni. - G�upolu? Ja ci dam g�upola, kiedy wyl�dujemy! Opadali pomi�dzy zielono�� drzew. Usiedli pod ogromnym drzewem stonowca. Py� Ksi�yca zacz�� obsypywa� j� poca�unkami. Narni mrucza�a jak kot. Poci�gn�a go za sob� i oboje legli na mi�kkiej trawie. Kochali si� bez opami�tania. Padaj�ce spomi�dzy li�ci promienie �wiat�a pokrywa�y ich nagie cia�a misternymi wzorami. Ptaki �piewa�y rado�nie. Ciche spojrzenia oddalonych chmur prowadz� Mnie Spadam jak kropla Sp�jrz na mnie - �z� Boga Ciche niepowodzenia oddalonych marze� wo�aj� Mnie Rozwiewam si� jak dym Czy widzisz mnie? - Boga �z� Szare oczy stalowego �witu pchaj� mnie w ramiona �ycia Pod czujnym okiem z Kt�rego sp�yn��em Ja - �za BOGA oceniana, sprawdzana esencja smutku Mieszam si� z morzem zatracam pomalutku. Wiersz nagrobny z Pierwszego Domu. Odkryty podczas drugich wykopalisk w zachodniej cz�ci ruin. Miesi�c p�niej Narni i Py� Ksi�yca stali u podn�a G�ry �ez Boga. Narni widzia�a j� po raz pierwszy z tak bliska. By�a osza�omiona wysoko�ci� i surowym pi�knem tej wie�y z kamienia. Ska�a samotnie g�rowa�a ponad morzem zieleni. Narni chcia�aby m�c spojrze� ze szczytu skalnego masywu, ale wiedzia�a, �e dosta� si� tam mog� jedynie m�czy�ni, bo tylko oni maj� skrzyd�a. Tak bardzo pragn�a znale�� si� na szczycie i spojrze� na �wiat! Spr�bowa� poczu� si� jak B�g, ponad wszystkim. Wej�cie po zboczach nie wchodzi�o w gr�, by�y pionowe, jak wyciosane olbrzymim toporem. Nikt nie znalaz�by tam oparcia dla r�k. - Chcia�aby� znale�� si� na szczycie? - Oczywi�cie. - Sam ci� tam nie zanios�... ale we dw�ch to �aden problem. - Naprawd�?... ale jeste�my tu sami. - Niekoniecznie. Zagwizda�. Ze szczytu olbrzymiej ska�y oderwa� si� ciemny kszta�t. Mkn�c w d� ciemna plama zmieni�a si� w Marbola. Pozna�a go dwa tygodnie wcze�niej, by� najlepszym przyjacielem Py�u Ksi�yca. - Cze��, Narni. - Cze��, Marbol. - Lecimy, malutka? - Pytanie poni�ej przeci�tnej - �achn�a si� Narni. Chwycili j� pod ramiona i unie�li w przestworza. Narni by�a upojona powolnym wznoszeniem si� w stron� nieba. Z ka�dym metrem, kt�ry dzieli� ich od ziemi, stawa�a si� szcz�liwsza. Widzia�a �wiat z innej perspektywy, wydawa� si� doskona�y, pogodny i przyjazny. Wyl�dowali na szczycie. Jej bose stopy dotkn�y zimnego piasku. Sta�a i spogl�da�a woko�o. Czterna�cie kryszta��w tworzy�o kr�g. Promienie s�o�ca za�amywa�y si� w nich, rzucaj�c ma�e t�cze na pod�o�e. Narni ws�uchiwa�a si� w odg�osy d�ungli, �owi�a wonie niesione przez nag�e podmuchy ciep�ego wiatru. By�y pod wra�eniem tego miejsca. Naprawd� czu�o si� tu obecno�� CZEGO�. Narni wyda�o si�, �e jest obserwowana. Py� Ksi�yca i Marbol stali i oboj�tnie spogl�dali w dal. Nikogo poza nimi tu nie by�o, a jednak dziewczyna czu�a wok� siebie CZYJ�� coraz bardziej natarczyw� OBECNO��. Wiatr sta� si� nagle zimny i porywisty. Z wielk� zaci�to�ci� szarpa� jej ubranie. Otuli�a si� szczelniej, ale to nie pomog�o. Przepe�nia�o j� wewn�trzne zimno. Zdawa�o jej si�, �e s�yszy dalekie krzyki. Szale�czy wiatr pr�bowa� zepchn�� j� z G�ry �ez. Przestrze� przed oczami zafalowa�a. Znikn�a g�ra i bezkres d�ungli. Przedziwne obrazy zaj�y miejsce rzeczywisto�ci, kolory wirowa�y, �piewa�y rozmyte postacie. Wszech�wiat wymyka� si� spod kontroli. Py� Ksi�yca spostrzeg�, �e Narni osuwa si� na ziemi�. Podbieg� do niej natychmiast. By�a nieprzytomna, jej sk�ra by�a zimna i blada. Dziewczyna oddycha�a z ogromnym trudem. - Marbol! Szybko, zabieramy j� st�d!! Podnie�li j� i p�dem ruszyli ku kraw�dzi g�ry. �y�y na skroniach Narni zrobi�y si� fioletowe i pulsowa�y z zawrotn� cz�stotliwo�ci�. Run�li w d� ku ziemi. Py� Ksi�yca zdenerwowany i przera�ony b�aga� o wybaczenie. Przeprasza� Narni za to, �e nam�wi� j� do z�amania przykazania, przeprasza� te� Boga. Zakaza� Pan wst�pu kobietom na G�r� �ez, albowiem nie jest to miejsce im przeznaczone. - Bo�e, przebacz. Prosz�! Ukarz mnie, a nie j�. PROSZ�! Szczyty drzew by�y ju� blisko. Ze zdziwieniem stwierdzi�a, �e wszech�wiat si� uspokoi�. Widzia�a wszystko w innej perspektywie. UNOSI�A SI� W POWIETRZU. Powietrze wype�nia�y dr��ce krzyki. Rani�y dusz�. Szuka�a ich �r�d�a. Bezskutecznie. Py� Ksi�yca tuli� jej g�ow� do swojej piersi. Obserwowa�a t� scen� z du�ej odleg�o�ci. Figurki ludzkie wydawa�y si� ma�e i nieporadne. Krzyki przybiera�y na sile i przekszta�ca�y si� w ch�ralny �piew. Spojrza�a na G�r� �ez Boga. G�ry nie by�o. Unosi�a si� tam paj�czyna drgaj�cego �wiat�a. Wewn�trz sieci znajdowa�a si� si�a, kt�ra przyci�ga�a dziewczyn� nieub�aganie. Narni walczy�a, ale czu�a, �e jest za s�aba, aby wygra�. Odwr�ci�a si� od G�ry �ez i spojrza�a na Py� Ksi�yca. - Pom� mi! Pyle! - G�ra ju� prawie j� schwyta�a. Ch�opak przycisn�� jej d�o� do ust. - Kocham ci�, Narni. Nie pozwol� ci odej��. Narni odczu�a pustk� ciszy. G�osy gdzie� przepad�y. Odczu�a b�l swego cia�a. Pierwsz� rzecz�, jak� zobaczy�a, by�a zatroskana twarz Py�u Ksi�yca. - Narni! Moje kochanie. �yjesz! Bo�e, jak si� ciesz�! Przez chwil� my�la�em, �e ci� straci�em! NIGDY NIKOMU nie pozwol� nas rozdzieli�. Narni s�abo si� u�miechn�a. Patrzy�a w jego oczy i widzia�a w nich tylko mi�o��. By�a szcz�liwa, �e spotka�a go na swojej drodze. Mia�a nadziej�, �e nic ich nie rozdzieli. - Wyjdziesz za mnie? - ...Co? - spyta�a oszo�omiona. - Przed chwil� zda�em sobie spraw�, jak bardzo zale�y mi na tobie. Chc� by� z tob� do ko�ca �ycia. Nie mog� ci� straci�? Wi�c? - Wyjd� za ciebie, g�upolu - zm�czona zamkn�a oczy. Nie mia�a wizji. Sta�a obok ukochanego. Oboje przystrojeni na bia�o. Jej rodzice zajmowali miejsce po lewej stronie Ostatniej Bramy. Ca�a �wi�tynia by�a wype�niona lud�mi, kt�rzy przyszli na �luby swoich znajomych. �luby sk�ada�o 12 par. Py� Ksi�yca uj�� praw� d�o� Narni. Kap�anka podesz�a do nich i przem�wi�a: - Czy wy, rodzice tej oto Narni, Miquet i Nox, oddajecie c�rk� obecnemu tu Py�owi Ksi�yca? - Tak. - Czy ty, Narni, c�ro Miquet, pragniesz by� �on� tego oto m�czyzny w zdrowiu, g�odzie, chorobie, dobrobycie czy nieszcz�ciu? - Tak. Czy ty, Pyle Ksi�yca, �zo Boga, obiecujesz by� podpor� swej ma��onki w zdrowiu, g�odzie, chorobie, dobrobycie czy nieszcz�ciu? - Tak. - Od teraz jeste�cie m�em i �on�. Dop�ki Ostatnia Brama was nie rozdzieli. Matka Narni otar�a �z� wzruszenia. Zimno przeszywa�o j� od st�p do g��w. Nerwowo obgryza�a paznokcie. Odwiedzi�a dzi� rodzic�w. Oboje czuli si� dobrze. Ojciec wygl�da� m�odo i rze�ko, jak zwykle �artowa� ze wszystkiego. Matka r�wnie� porusza�a si� z werw� m�odej kobiety. Jej z�ote w�osy nie straci�y nic ze swojej po�wiaty, ale... Narni bardzo martwi�a si� o matk�. Nie potrafi�a ukry� przed sob� strasznej prawdy. Matka sporo przyty�a. By� to znak, �e jej czas dobiega ko�ca. By�a przera�ona. Nie chcia�a, aby matka odesz�a, nie zobaczywszy dziecka, kt�re Narni w sobie nosi�a. Do alconu pozosta�o zaledwie dwa tygodnie. Ojciec nie zauwa�a� stanu matki, a mo�e nie chcia� przyj�� go do �wiadomo�ci. Siedzia�a tak godzin� lub d�u�ej, zniewolona poczuciem bezsilno�ci wobec losu. By�a sama. Py� Ksi�yca pracowa� przy naprawie wiatrochron�w. Wiedzia�a, �e jak sko�czy prac�, wr�ci i podtrzyma j� na duchu. Ogrzeje i pocieszy, jak to robi� od pi�ciu lat ich ma��e�stwa. My�l�c o nim oddali�a na troch� strach. Mog�a zasn�� spokojnie. Sun�a w powietrzu ponad morzem drzew. By�a bezcielesnym bytem mkn�cym wprost na G�r� �ez Boga. Ba�a si�. Z�owieszczy tw�r skalny powi�ksza� si� z sekundy na sekund�. Stawa� si� coraz bardziej wynios�y, zimny i bezlitosny. By�y zdziwiona swoim odczuciem, ale wiedzia�a, �e si� nie myli. G�ra Nowo Narodzonych by�a bezlitosna. Sta�a na jej szczycie. Ciemno i bezwietrznie. W martwej ciszy rozleg�y si� pojedyncze odg�osy. Z pocz�tku by�y ciche i tylko elektryzuj�ce swoj� obecno�ci�, nabiera�y jednak si�y i wyrazisto�ci. Przerodzi�y si� w k�uj�ce j�ki kobiet. Ta potworna skarga wbija�a si� czerwonym ostrzem w umys� Narni. - Nie! - krzykn�a. - Przesta�cie. Dajcie mi spok�j. Nic wam nie zrobi�am! J�ki troch� przycich�y i przesta�y rani�. Wiatr wzbi� tumany kurzu, kt�ry zmieni� si� w Kobiety Ostatniej Bramy. Wszystkie by�y grube, wr�cz spuchni�te. Narni wiedzia�a, �e matka b�dzie wkr�tce wygl�da� tak samo. - Narni - szepn�a pierwsza. - Chcesz wygl�da� jak my? Cz�� sk�ry z jej twarzy osun�a si� ods�aniaj�c nagie mi�nie. - Chcesz cierpie� tak jak my? - spyta�a druga, kt�rej z nosa wycieka� zielony �luz. Narni skuli�a si� i zacz�a p�aka�. Kobiety, a raczej potwory, kt�re z nich powsta�y, zacie�nia�y kr�g. - Chcesz tak cierpie�? - Nie... - Wi�c chod� z nami teraz. Przekroczysz Ostatni� Bram� m�oda i pi�kna, nie b�dziesz cierpie�. - Nie! Musz� urodzi� dziecko, czeka na mnie m�j m��. - Wi�c zabierzemy ci� si��! Rozpad�y si� w proch, a wiatr przemieni� go w m�czyzn. Najbli�ej stoj�cy powiedzia�: - Pami�tasz? Pi�� lat temu z�ama�a� przykazanie. Pami�tasz? Pami�ta�a. - Musisz zap�aci�. Tak b�dzie najlepiej... Schwytali j� bez trudu, z olbrzymim brzuchem nie mia�a szans na ucieczk�. Szarpa�a si�, wzywa�a na pomoc Py� Ksi�yca, cho� wiedzia�a, �e go tu nie ma. M�czy�ni cisn�li j� w przepa��. Nabieraj�c pr�dko�ci us�ysza�a: - To si� musi tak sko�czy�... Z�ama�a� przykazanie... Ziemia zbli�a�a si� w zastraszaj�cym tempie. Narni by�a przera�ona - nie chcia�a umiera�! Stwierdzi�a, �e nie jest ju� bezcielesna, jej cia�o by�o rzeczywiste. Mog�a zgin��. Ba�a si� o nie narodzon� c�rk�. C�rk�! Dopiero teraz zauwa�y�a, �e ta ma�a istotka w jej wn�trzu jest sparali�owana strachem. Narni wiedzia�a ju�, �e zgin� obie. Ten sen by� czym� wi�cej ni� si� zdawa�. Zanim uderzy�a czo�em w ziemi�, zamkn�a oczy. Kto� chwyci� j� za r�k�. Ciemno�� nie nadchodzi�a. Ciep�o dotyku nie znika�o, pomimo �e nie otwiera�a oczu przez kilka chwil. Jej sparali�owane strachem cia�o dr�a�o. Le�a�a na czym� p�askim i mi�kkim, to nie by�o podn�e G�ry �ez Boga. To by�o jej w�asne ��ko. Odetchn�a. Otworzy�a oczy. - Kochanie, co� ci si� �ni�o? - g�os mu lekko dr�a�. Ba� si� o ni�. - Tak. Usiad�a i obj�a m�a. Spocona, ca�a si� trz�s�a. Opowiedzia�a mu sen. Kiedy sko�czy�a, Py� Ksi�yca zamy�li� si�. - Musisz zobaczy� rysunki, kt�re odkryli�my w najstarszej cz�ci Domu. - Po co? - Mo�e tam jest odpowied� na tw�j sen. - Boj� si�. Py� Ksi�yca otar� jej czo�o. By�o pokryte piaskiem i potem. - Ja te�. Oboje patrzyli to na siebie, to na piasek na d�oniach Py�u Ksi�yca. Podziemne najstarsze cz�ci Domu sk�ada�y si� z kr�tych i ciasnych korytarzy. Narni nigdy tu nie schodzi�a. By�a to najbrzydsza cz�� Domu. Budowniczowie wzorowali si� na kopcu termit�w. Py� Ksi�yca m�wi�, �e dopiero p�niejsze pokolenia dobudowuj�ce kolejne poziomy do Domu poma�u odchodzi�y od owadziego stylu budowy. Pomimo to Dom Kobiet z daleka wygl�da� jak po��czenie termitiery z gniazdem os. P�kate balkony i ogrody obsiad�y g��wn� konstrukcj� Domu Kobiet. Budowniczowie twierdzili, �e nie da si� ju� dobudowa� nowych poziom�w; grozi to zawaleniem ca�ego Domu. Trzeba by�o zacz�� budowa� nowy Dom Kobiet. Narni nie zna�a si� na budownictwie, ale i tak by�a pe�na podziwu dla kunsztu tych, kt�rzy wznie�li Dom Kobiet. Ponad trzysta poziom�w i ka�dy o promieniu pi�ciuset metr�w. Szko�y, sklepy i mieszkania, wszystko w jednym wielkim Domu. Narni i jej m�� brn�li po kostki w kurzu, dotarli do rysunk�w. Py� Ksi�yca w��czy� lamp�. W ��tawym �wietle �ciana skalna ujawni�a swoje oblicze. Narni przypatrywa�a si� uwa�nie rysunkom. By�y wyblak�e, nadgryzione z�bem czasu, ale mia�y w sobie niezwyk�� moc. Nie mo�na by�o oderwa� od nich oczu. Pomimo prymitywnego wykonania, a mo�e w�a�nie dlatego, by�y w jaki� przedziwny spos�b realniejsze od zdj��. Narni nie mog�a oprze� si� wra�eniu, �e spogl�da na przesz�o��. Tragiczn� i tajemnicz�. Pierwszym rysunkiem by� wielki i przedziwny kolorowy grzyb. Nigdy takiego nie widzia�a. Mia� poszarpan� koron�, kt�ra przypomina�a bardziej ob�oki ni� kapelusz grzyba. Odchodzi�y od niego czerwone, pomara�czowe i ��te promienie - prawdopodobnie wyobra�aj�ce ogie�, kt�re przeszywa�y schematyczne postacie ludzkie rozsypane wok�. Cz�ci tych postaci brakowa�o cz�onk�w, inne by�y powykr�cane w nienaturalny spos�b. Wszystkie ludziki by�y martwe. Narni wstrz��ni�ta obrazem z przesz�o�ci patrzy�a dalej. Poni�ej, z morza trup�w tym bardziej przera�aj�cego, bo namalowanego schematycznie, zupe�nie jak r�k� dziecka, wsta�o kilkoro ludzi. Dwie kobiety i m�czyzna. Kolejne malowid�o przedstawia�o ocalonych ludzi sk�panych w promieniach �wiat�a wysy�anych przez olbrzymie oko. �renica by�a w�ciekle fioletowa, t�cz�wka brunatnoczerwona, a bia�ko cytrynowo��te. Co dziwniejsze, farby wcale nie wyblak�y. By�y soczyste i jaskrawe, podczas kiedy reszta malowide� wyblak�a pod wp�ywem czasu. Dalej z�owieszcze oko �wieci�o wprost na G�r� �ez Boga. Narni zdawa�o si�, �e obraz G�ry jest zbyt rozmazany, zupe�nie jakby monolit dopiero si� tworzy�. Tak ko�czy�a si� pierwsza seria rysunk�w. Drug� rozpoczyna�a kobieta w ci��y, dalej sta�a ma�a dziewczynka, m�oda kobieta i spuchni�ta baba - odchodz�ca w czelu�� Ostatniej Bramy. Za ni� nieznany malarz umie�ci� obelisk G�ry �ez Boga. Trzeci� linijk� zaczyna�a ta przedziwna ska�a. Ma�a kropla przysiad�a na jej szczycie. Nast�pnie skrzydlaty ch�opak odlatywa� w dal, by za chwil� sta� si� doros�ym m�czyzn�. Zako�czeniem tej ostatniej linii by�a �nie�onobia�a czaszka. Narni sta�a przez chwil� milcz�ca i zamy�lona. Dopiero Py� Ksi�yca sprawi�, �e wyrwa�a si� z czaru rzuconego przez malowid�a. - Niesamowite, prawda? - Niepokoj�ce. - Wi�cej rysunk�w nie znale�li�my. - Czy widzisz w nich wyt�umaczenie mojego snu? - Raczej czuj�, �e jest zakl�te w kszta�ty przesz�o�ci, ale go nie dostrzegam. My�la�em, �e mo�e ty... - �e ja dostrzeg� to powi�zanie?... Niestety, nie dostrzeg�am. Przykro mi. - To nic. Chod� do domu. - Py� Ksi�yca obj�� ukochan� ramieniem. Ruszyli do wyj�cia. Rysunki poch�on�a ciemno��. Narni obejrza�a si� za siebie. Krzykn�a. W ciemno�ci �wieci�y z�owrogie �lepia. Py� Ksi�yca o�wietli� szybko �cian� z malowid�ami. Oczy przesta�y �wieci�, straci�y ca�y blask. Sta�y si� na powr�t zwyk�ymi obrazkami. - Przepraszam, kochanie, zapomnia�em ci powiedzie�. To jedna z w�a�ciwo�ci farby, jak� namalowano oko w kolejnych dw�ch obrazkach. Absorbuje �wiat�o, kt�re na ni� pada, a �wieci, kiedy znajdzie si� w ciemno�ci. Mocno si� wystraszy�a�? - Owszem, ale ju� mi przesz�o. Odeszli. Ich kroki nape�nia�y echami ciemne korytarze, a �wiec�ce oczy wpatrywa�y si� w mrok. Do rozwi�zania zosta� tylko miesi�c. Brzuch Narni by� ogromny, a przynajmniej jej si� tak zdawa�o. Wsz�dzie jej przypomina� o nowej kobiecie, kt�ra mia�a przyj�� na ten �wiat. Okrutny �wiat. Narni wr�ci�a od Halek, by�a zrozpaczona. Siostra podziela�a jej uczucia. Bezmy�lnie g�adzi�a czarne d�ugie w�osy. - C�reczko, nigdy nie zobaczysz babci - masowa�a brzuch d�oni�. Nie wytrzyma�a i zacz�a p�aka�. �zy stacza�y si� po jej policzkach niczym wezbrana rzeka. Ka�da pali�a serce. Kochana mama jutro odchodzi. To takie niesprawiedliwe! By�y dzi� u niej z Halek. Siedzia�a gruba i taka powolna, bierna, pogodzona z losem. Jej niegdy� otwarta roze�miana twarz zmieni�a si� w oty��, smutn� mask�. Nawet wiecznie �ywe b��kitne oczy by�y mniej promienne; bi�a z nich rezygnacja. Narni wiedzia�a, �e do ko�ca swoich dni nie zapomni bierno�ci, potwornej apatii w oczach matki. Jedynie z�ote w�osy pozosta�y b�yszcz�ce i puszyste, jedynie one ��czy�y jej matk� z t� kobiet� trwaj�c� w przedziwnym letargu. Matka orzek�a, �e jutro jest jej czas. G�os mia�a spokojny, cichy, Narni nie wyczu�a w nim b�lu. Po kr�tkiej rozmowie wysz�y wraz z siostr�. Do drzwi odprowadzi� je zdruzgotany ojciec. Twarz mia� zupe�nie zmienion� - such� i pomarszczon�. Oczy zasz�e smutkiem. Po�egna� je u�miechem, kt�ry jednak bardziej przypomina� grymas cz�owieka d�gni�tego no�em. Py� Ksi�yca wszed� do domu. Narni przerwa�a rozmy�lania, poca�owa�a go na powitanie. Jedno spojrzenie na �on� powiedzia�o mu wszystko. Obj�� j� delikatnie. - Mama? - Tak...' - Tak mi przykro. Wtulona w ramiona m�a p�aka�a. Stali tak godzin�, Py� Ksi�yca pozwoli� jej b�lowi wsi�kn�� w sw�j sweter. Prawie nic nie widzia�a. Oczy pe�ne �ez przekazywa�y obraz dobrze znanej �wi�tyni. Zamazany i obcy; nierealny. Py� Ksi�yca obejmowa� j� czule. Co� szepta�, ale Narni nie s�ysza�a go. Dociera� do niej jedynie dono�ny g�os kap�anki. Odziana w czernie i fiolety wyczytywa�a imiona tych, kt�re opuszcza�y Dom i swoje rodziny. Wyczytane, pos�usznie, acz powoli, wstawa�y ze swoich krzese� ustawionych naprzeciw Ostatniej Bramy. Cicho odchodzi�y w jej czelu��. Narni patrzy�a na matk�, kt�ra przest�powa�a pr�g ziemskiego �ycia. Jej grube powolne cia�o op�nia�o moment odej�cia, by�o kotwic� rzucon� w ten �wiat. Odwr�ci�a si� nieznacznie. K�tem oka dostrzeg�a Narni, m�a, Halek, Dorneya, Py� Ksi�yca. Spojrzenia matki i c�rki spotka�y si�, Narni zobaczy�a w nich ogromny smutek. Rozp�aka�a si�. Jej cia�o drga�o spazmatycznie, chcia�a umrze�, by przerwa� ten b�l. Z ty�u doszed� j� szept m�a. - Musisz by� silna, kochanie. Musisz, dla naszej c�rki. G�os Py�u Ksi�yca �ama� si�. Trzyma� j� za r�k�, a drug� d�oni� g�adzi� czarne w�osy �ony. - Kochanie, wszystko b�dzie dobrze. - Wiem - odpowiedzia�a. Oboje czuli strach ukryty w tych s�owach otuchy. Narni znowu z�apa�y skurcze. Po�o�na i jej pomocnik stali obok. - Pyle Ksi�yca, ju� czas - powiedzia�a spokojnie lekarka. - Tak - odpowiedzia� ca�uj�c �on�. - B�d� czeka�, a� wr�cicie obie. - Wr�cimy obie, najdro�szy. Przerzekam. Zabrali j� na porod�wk�. Zosta� sam ze swoimi my�lami. Ba� si� o Narni. By�a o wiele za gruba jak na kobiet� w ci��y. Miewa�a coraz cz�stsze ataki apatii, z kt�rymi wsp�lnie walczyli. Py� Ksi�yca domy�la� si�, �e pobyt na G�rze �ez Boga mia� na jego �on� niedobry wp�yw. Przy�pieszy� Zew. Na dodatek ten sen sprzed trzech miesi�cy i przedziwne rysunki na kamiennym bloku. Wszystko to by�o nadnaturalne i niesamowite. Kto� odbiera� mu jego ukochan�. Py� Ksi�yca obarcza� siebie win� za przy�pieszenie Zewu Boga. Gdyby nie jego pomys�, nigdy by si� nie znalaz�a na G�rze �ez. Naruszyli boski porz�dek i Pan ich ukara�. Do tej pory Py� Ksi�yca nie wierzy� w Boga, namalowane w podziemiach oczy bardziej mu przypomina�y odwr�cone do g�ry dnem spodki. G�os Boga, kt�ry us�ysza� w obrz�dzie Przej�cia, by� chyba tylko narkotyczn� halucynacj�. By�o to bardzo dziwne, ale prawie nie pami�ta�, co w�a�ciwie si� wydarzy�o. Nie m�g� sobie przypomnie�, co robi� w Domu M�czyzn przed Przej�ciem. Wiedzia�, �e uczy� si� budownictwa, by� szcz�liwy, ale kiedy pr�bowa� przypomnie� sobie szczeg�y, wspomnienia mu umyka�y, mia� k�opoty z koncentracj�. Sw�j sceptycyzm opiera� na potwornym przypuszczeniu, kt�re narodzi�o si� w jego umy�le nast�pnego dnia po Odej�ciu matki Narni. Tego� dnia wyl�dowa� o �wicie na G�rze �ez Boga. Oczywi�cie znalaz� tam kokony. By�o ich siedem, a dzie� wcze�niej o �wicie siedem kobiet Przekroczy�o Ostatni� Bram�. Py� Ksi�yca usiad� na trawie i pomimo �e pogoda by�a s�oneczna, to jego �o��dek wype�ni� l�d. Potworny domys� zacz�� si� formowa� w jego sko�atanym umy�le. Ta dzika my�l skrystalizowa�a si� i bolesnym ostrzem wbi�a w dusz�, kiedy z jednego z kokon�w wyszed� szesnastoletni ch�opiec. Rozpostar� z�ote skrzyd�a, poprawi� kr�tkie z�ote w�osy. Py� Ksi�yca nie mia� odwagi spojrze� mu w oczy. Ma�y podszed� do niego i zapyta�: - Gdzie ja jestem? - Na G�rze �ez Boga - odpowiedzia� Py� Ksi�yca. Nie unikn�� spojrzenia w twarz tego ch�opaka. Mia� jasne b��kitne oczy. Czeka� ju� dwie godziny pod porod�wk�. Jego umys� wci�� powraca� do sceny z G�ry �ez Boga. R�ce mia� lodowate. Narni dosta�a Zew - ta jedna my�l kroi�a mu serce. Czu�, �e si� nie myli. To by�a kara za ich grzechy. Wiedzia�, �e nie umkn� losowi czy Bogu, kt�ry igra� z nimi jak kot z mysz�. Py� Ksi�yca musia� sprawdzi� swoj� teori�, chocia� wiedzia�, �e za t� wiedz� zap�aci �yciem. Kto� dotkn�� jego ramienia. Spojrza� zaskoczony. - Cze��, Pyle Ksi�yca - powiedzia�a Halek. - Cze��. - By� tak poch�oni�ty my�lami, �e nie zauwa�y� jej przyj�cia. - Co z Narni? - zapyta�a. Mia� co� odpowiedzie�, ale p�acz dziecka przerwa� rozmow�. Py� Ksi�yca spojrza� na Halek. Jego szare oczy rozb�ys�y od �ez, ale tylko na chwil�. Potem spojrzenie sta�o si� zimne i szklane. - Zaopiekuj si� nasz� c�rk�. Prosz�, Halek. - Przecie� wy oboje dobrze si� czujecie... - Halek, obiecaj. - Obiecuj�, ale nadal uwa�am, �e... Z sali porodowej wysz�a po�o�na. By�a dziwnie powa�na. Py� Ksi�yca dobrze wiedzia�, dlaczego. - Pa�ska c�rka to wspania�e dziecko, ale pa�ska �ona... Jest w ostatnim stadium Zewu. - Tak mi przykro... - powiedzia�a zdezorientowana Halek. - Dlaczego teraz? Py� Ksi�yca sta� zamkni�ty w sobie, cichy, zagubiony w domys�ach. Kiedy przem�wi�, g�os mia� suchy i matowy. - Chc� zobaczy� moj� c�rk�. - Chod�. Dwa dni p�niej Narni siedzia�a naprzeciw Ostatniej Bramy. Wpatrywa�a si� w ni� pustymi b��kitnymi oczyma. Czarne d�ugie w�osy sp�ywa�y kaskadami po jej grubym ciele. Ca�a rodzina sta�a w miejscu po�egna�. Halek nie by�o - zajmowa�a si� noworodkiem. Py� Ksi�yca sta� zgarbiony. Jego szare skrzyd�a, przeci�te pasami czerni tworzy�y smutny p�aszcz zwisaj�cy mu z plec�w. Twarz wykrzywia�y spazmatyczne skurcze, nie potrafi� ich powstrzyma�. Nie chcia�. Dzi� odchodzi�o tak�e dziesi�� innych kobiet, ale on obserwowa� tylko jedn�. Jego najukocha�sz�, najdro�sz� Narni. By�a teraz potworn� karykatur� samej siebie. Jej policzki nabrzmia�e t�uszczem zwisa�y potwornie, palce grube i niezdarne opiera�y si� na galaretowatych udach, ca�a sk�ra pokrywa�a si� potem. On nadal j� kocha�. Gdyby B�g odda� mu j� tak�, jak� teraz by�a, wzi��by j� bez wahania. B�g jednak nie zamierza� nic oddawa�. Skoro tak Py� Ksi�yca postanowi� pokrzy�owa� Mu plany, wprowadzi� nieoczekiwane zdarzenie do historii. Po s�owach kap�anki wszystkie kobiety zacz�y wchodzi� w Ostatni� Bram�. Py� Ksi�yca z ogniem w oczach obserwowa� ten korow�d t�ustych stwor�w, kt�re kiedy� by�y kobietami. Jego dusza skwiercza�a w p�omieniu mi�o�ci. Mi�o�ci, kt�ra przemieni�a si� w nienawi�� do Tego, kt�ry odbiera� mu ukochan�. Narni zatrzyma�a si� przed Bram�. Odwr�ci�a si� i spojrza�a mu prosto w oczy. Odnalaz� w nich mi�o��. To ostatnie spojrzenie by�o po�egnaniem. �zy pop�yn�y mu z oczu. Usiad� na posadzce i wy�adowa� na niej ca�y sw�j b�l. Uderza� w ni� pi�ci� tak d�ugo, a� mu zdr�twia�a. Narni znikn�a w mroku Ostatniej Bramy. Py� Ksi�yca zerwa� si� i ruszy� ku wyj�ciu ze �wi�tyni. Nikt nie widzia� �zy na policzku Narni, nim jej twarz poch�on�� mrok. Czelu�ci otch�a� Czarna smutkiem Ucieczki bezsen gdy �ycie za kr�tkie Odej�� gdy wo�a TEN ukryty w cieniu - Jeszcze za wcze�nie! - Za pr�dko! Zostawi� sny.. zapomnieniu Wiersz anonimowej adeptki szko�y kap�anek. Zimny powiew wiatru smaga� jej policzki. Sz�a w ciemno�ciach zimnych, nieprzebytych, ale jej to ju� nie obchodzi�o. Jak automat. Sz�a naprz�d. Gna� j� wewn�trzny g�os. Musia�a si� �pieszy�, cho� nie wiedzia�a dlaczego. W�a�ciwie nie obchodzi�o jej to wcale. Zauwa�y�a, �e ca�e jej �ycie zaczyna si� rozpada�. Wspomnienia by�o coraz trudniej przywo�a�. Twarze, miejsca, zdarzenia rozmywa�y si� i gas�y, w miar� jak posuwa�a si� do przodu. Zapomnia�a, jak si� nazywa, ale to nie mia�o znaczenia. Musia�a tylko i�� - i�� przed siebie. S�o�ce chyli�o si� ku zachodowi. Z�ote promienie zacz�y robi� si� pomara�czowe. Py� Ksi�yca po�o�y� c�rk� do ��eczka. By�a taka male�ka i bezbronna. Tak bardzo potrzebowa�a matki, a nigdy nie mia�a jej pozna�. - Chocia�, je�eli mam racj�... - powiedzia� na g�os, ale potem odegna� t� my�l. Mia� nadziej�, �e si� myli. Spojrza� jeszcze raz na czerwon� bu�k� noworodka i westchn�� ci�ko. - Szcz�liwszego �ycia od nas, male�ka. - Wyszed� z domu Halek ocieraj�c �zy. Teraz nie mia� odwrotu. Przeznaczenie musi si� wype�ni�. Wiedzia�a, �e jest blisko celu. Instynkt ponagla�. Nie szcz�dzi�a si�. Cel by� ju� tak blisko. Nied�ugo sobie odpocznie. Czerwie� gasn�cego s�o�ca zabarwi�a jego sk�r� na krwisty kolor. Siedzia� wpatrzony w zachodz�c� tarcz�. Ono widzia�o to wszystko ju� wiele razy i zawsze beznami�tnie odchodzi�o, by ust�pi� pola ksi�ycom. Pierwszy ju� by�o wida�. Blada okr�g�a tarcza przypomina�a twarz cz�owieka. Bezduszn� twarz. Drugi ksi�yc dopiero wschodzi�. By� zupe�nie inny ni� pierwszy. Jego przedziwna d�uga linia przypomina�a ogromny patyk rzucony na granatowy aksamit nieba. Py� Ksi�yca siedzia� bez ruchu. Ostatnie promienie s�o�ca zgas�y. Wszystko wok� zala�o b��kitne �wiat�o ksi�yc�w. Szare oczy m�czyzny nabra�y dziwnego lodowatego blasku. Przygotowywa� si� na nieuniknione. Wspina�a si� na g�r�. Po stromych �cianach. Jej r�ce i stopy znajdowa�y oparcie na kamieniach wystaj�cych ze �cian. Zimnych, g�adkich, szepcz�cych wskaz�wki. Nie wiedzia�a dlaczego, ale czu�a, �e dotar�a do ko�ca podr�y. Us�ysza� j�k, najpierw �ciszony, nie�mia�y, lekko zawodz�cy, ale to nie by� wiatr. Ten ch�r zawodzi� w jego g�owie. Z minuty na minut� pot�pie�cze g�osy stawa�y si� g�o�niejsze i bole�niejsze. Walczy� z nimi jak umia�, zatyka� uszy, szepta� modlitwy, ale nie pomaga�o. Serca zwi�ksza�y t�tno. Wszystkie �y�y wyst�pi�y na wierzch. Pot zrosi� skronie, grymas b�lu wykrzywi� twarz. Nagle zobaczy� co� przedziwnego. Z ziemi obok niego wysuwa�y si� r�ce. Grube, t�uste, o�lizg�e rozgrzebywa�y w po�piechu gleb�; tworzy�y wyj�cia dla swoich w�a�cicielek. Ch�r dos�ownie wrzyna� mu si� w m�zg. Przed oczami lata�y dziwne kropki. Z uszu s�czy�a si� krew, krwawi�y te� usta. Kobiety wydosta�y si� na zewn�trz. Py� Ksi�yca z przera�eniem zda� sobie spraw� z tego, �e domy�li� si� potwornej prawdy. Narni, cho� tak odmieniona, nadal by�a jego najukocha�sz� istot� pod s�o�ce. Pe�z� w jej stron�, chocia� ka�dy ruch przyp�aca� potwornym b�lem. Pot�pie�cze wycie zdawa�o si� wierci� dziury w jego ciele. Sk�ra na r�kach p�ka�a od ci�nienia szale�czo p�dz�cej krwi. Obraz przed oczami stawa� si� rozmazany, czerwony. �y�ki w oczach p�ka�y. Dwa serca bi�y jak oszala�e. W g�owie hucza� mu nie tylko ch�r pot�pie�c�w, ale tak�e ogromne wodospady jego p�dz�cej krwi. Nic ju� nie widzia�. Oczy zmieni�y si� w pal�ce b�lem dziury. Nadal jednak czo�ga� si� w stron� Narni. Kierowa� si� jej zapachem. Zna� go tak dobrze. S�odki smak krwi wype�ni� mu usta. Nie m�g� ju� czo�ga� si� dalej. Mi�nie by�y kompletnie sztywne. Ci�nienie krwi ros�o. Narni nie zwraca�a uwagi na ukochanego, kt�ry podpe�z� do niej tak blisko. Otacza�a si� �luzem, kt�ry jej sk�ra wytwarza�a obficie. Pcha� j� do tego instynkt, nieodparta si�a. Musia�a stworzy� kokon. Py� Ksi�yca le�a� przy ukochanej, kt�ra ca�e swoje cia�o pokry�a ��t� substancj�. By� martwy. Obydwa serca nie wytrzyma�y. Po prawym policzku sp�ywa�a ostatnia kropla krwi, wygl�da�a jak �za. �za po�egnania i mi�o�ci. Ciemno�� otacza�a go swoj� ciasnot� daj�c bezgraniczne poczu