866
Szczegóły |
Tytuł |
866 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
866 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 866 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
866 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Krystyna Koli�ska ORZESZKOWA,
Z�ote Ptaki I Terrory�ci
Wydawnictwo TRIO
Warszawa 1996
BIEDNE SERCE MAJ�TNEJ ELIZY
Samotno�� z duchami
Dwie panny Paw�owskie - Eliza i Klementyna, dwie rodzone
siostry, a tak r�ni� si� od siebie; ta pierwsza m�odsza,
taka jaka� nik�a, bezbarwna. Zauwa�a si� jedynie jej g�ow�,
zbyt du�� w stosunku do w�t�ego korpusu. Nie wzbudza ani
zwyczajowych zachwyt�w go�ci, ani dumy pr�nej matki - pani
Franciszki. Zainteresowanie m�odsz� c�rk� ogranicza si�
jedynie do ci�g�ych poucze�: co wypada, a co nie wypada tak
dobrze urodzonej panience. Daremne s� pr�by tej niespe�na
w�wczas dziesi�cioletniej brzyduli, zwanej Lizi�, zwr�cenia
na siebie uwagi matki. Nikt nawet nie zauwa�a, jak opuszcza
salon, jak znikaj� barwne wst��ki nad rurkami angielskich
lok�w, jak biegnie do ogrodu, jak zaszywa si� w g�stwinie
krzew�w nad sadzawk�. Siedzi nieruchomo, patrz�c w wod�... I
widzi: oto wyp�ywa jako srebrzysty �ab�d� o doskona�ym
kszta�cie d�ugiej szyi, to zn�w unosi si� jako ta migotliwa
t�czowa wa�ka, aby za chwil� przemieni� si� w dobr� wr�k� z
czarodziejsk� r�d�k�.
W teatrzyku wyobra�ni ustawia siebie i w innych
postaciach - zawsze pi�knych, budz�cych podziw, zachwyt.
Cz�sto zaprasza tam na scen� tak�e Klemuni�; starszej o trzy
lata siostry nie trzeba zdobi� w powaby cia�a, taka jest
�adna i zgrabna. I tak uwa�nie s�ucha opowie�ci. - Liziu,
napisz kiedy� jak�� nowelk� z �ycia, mama si� ucieszy,
pochwali...
Pierwszy dzieci�cy utw�r nosi� tytu� Dzwon pogrzebowy.
Na karty zeszyciku w burych ok�adkach przywo�a�a l�ni�cy
b�ysk bi�uterii, zgubion� z�ot� bransoletk� z brylantami,
niedobr� pani�, pos�dzaj�c� o kradzie� niewinn� s�u��c�,
wi�zienn� cel�, w kt�rej umiera nieszcz�sna dziewczyna.
Z cich� nadziej� na pochwa�y da�a pani Franciszce do
przeczytania. Nie by�o pochwa�y, przeciwnie - gniew.
- G�upstwa popisa�a�. Nie masz zdolno�ci, nie nabijaj
sobie g�owy takim gryzipi�rstwem.
Po wielu latach, gdy Eliza (przysz�a Eliza Orzeszkowa)
stanie si� s�awn�, matka b�dzie opowiada�, jak to rodz�c
m�odsz� c�rk� w maju 1842 roku, us�ysza�a nagle �piew
s�owika i przeczu�a nieomylnie, �e to dzieci� jest obdarzone
przez bog�w wielkimi talentami.
Na razie zachwyty i pochwa�y ze strony czarnookiej i
czarnow�osej pani Franciszki Paw�owskiej s� udzia�em
starszej c�rki: - Klemunia jest taka �liczna, ca�kiem do
mnie podobna, a przy tym i prawdziwie utalentowana. Pi�knie
rysuje, maluje, �mia�o dyga przed go��mi. Tak� Klemuni�
mo�na pochwali� si� na wizytach, na przyj�ciach, pokazywa�
jej wystrzyganki... - Klementyna rzeczywi�cie umia�a udatnie
wycina� z kolorowego papieru r�ne historyczne postacie -
dostojnych polskich kr�l�w, walecznych hetman�w, a tak�e i
dzikich kozackich ataman�w w czerwonych hajdawerach.
Artystka w wystrzyganiu kocha�a sw� m�odsz� siostr� i
wierzy�a w te bardzo dziwne, nieprawdopodobne historie,
opowiadane jej przez przysz�� pisark�. - Ziuniu, ty b�dziesz
kiedy� pisa�a ksi��ki - utwierdza�a w Elizie jej skryte
marzenia. Co prawda Klementyna nie widywa�a jeszcze noc� - w
oknie lub w sypialni pochylonego nad ��kiem -zmar�ego ojca,
ale by�a gotowa wierzy�, �e Lizia rozmawia�a z rodzicem,
kt�ry nakazywa�, aby strzeg�a skrzy� z r�kopisami jego
naukowych prac.
- Ukaza� mi si� na strychu, by� ubrany w czarny frak, na
szyi mia� bia�y koronkowy �abot. Ciemne w�osy zakrywa�y mu
uszy i opada�y na wysoko podniesiony ko�nierz -opowiada�a
szeptem Eliza. W istocie nie mog�a pami�ta� wygl�du pana
Benedykta, mia�a bowiem zaledwie dwa lata, gdy ojciec
odszed� z tego �wiata "z powodu parali�u"... Pozostawi� po
sobie dobra duchowe i materialne: cenne obrazy, bogaty
ksi�gozbi�r, ogromny maj�tek oraz opini� cz�owieka
pracowitego, �wiat�ego prawnika, o wolnomy�licielskim
sposobie my�lenia; a przy tym i uczciwego w przeciwie�stwie
do rodzonych, k�opotliwych bardzo braci: hulaki, je�li nie
oszusta, o imieniu Aleksander, i Jana, kompletnego
wykoleje�ca o malarskich uzdolnieniach. To przez nich musia�
ze swojej rodzinnej ziemi wo�y�skiej uchodzi� na Litw� i tu
szuka� kandydatki na �on�.
Eliza, nawet i wtedy, kiedy stanie si� primo voto:
Orzeszkow�, secundo: Nahorsk�, nieraz b�dzie ulega�a
podobnym zwidom, omamom, s�uchowym halucynacjom. "Z�ote
ptaki" - jak zwa�a swoich m�odych platonicznych kochank�w -
b�d� dotyka�y czule jej d�oni, szepta�y w ucho wyznania
mi�o�ci. Niekt�rzy zaszczyceni bywaniem u zas�u�onej pisarki
rzeczywi�cie o�wiadczali, �e kochaj�... duchowo. Ale to
wszystko by�o znacznie p�niej; i te "z�ote ptaki", te
z�udzenia o mi�osnych wyznaniach, rozmowy w grodzie�skim
domu, sugestie, jej aluzyjne skargi, nie cofaj�ce si� i
przed poni�eniem... Niekt�re portrety z tego czasu stara�y
si� obej�� lito�ciwie z s�dziw� pisark�, ale i tak nie mog�y
ukry� tego, co wydobywa�y liczne, czasem amatorskie,
fotografie. Surowa rysami, raczej m�ska twarz, dziwna budowa
sylwetki! Skulone ramiona podniesione ku szyi; w�a�ciwie
szyja nie istnia�a. Ramiona i zaraz - ta g�owa! Ta twarz o
nader wydatnym nosie, o nie ol�niewaj�cej, bladej cerze, o
cofni�tym podbr�dku, uwydatniaj�cym usta; g��wnie jedn�
warg�, kt�ra zbytnio wysuni�ta ku przodowi czyni�a wra�enie
zmys�owego natr�ctwa. W sumie - nieodparte wra�enie, jakby
poszczeg�lne cz�ci cia�a i g�owy zapo�yczone zosta�y dla
okrutnego �artu od bardzo r�ni�cych si� ze sob� os�b. I do
tego jeszcze ta fryzura! W�osy zaczesane z czo�a
przypominaj� g�ow� cukru, to zn�w - jakie� wa�ki, koki,
w�z�y z lok�w w kszta�cie �semek formuj� na samym czubku
g�owy co� w rodzaju ptasiego gniazda. Natomiast na portret
czy fotografi� mog�a z powodzeniem pozwoli� sobie, a� do
staro�ci, jej matka - pani Franciszka Paw�owska (Korwin
Paw�owska, prosz� zapami�ta�, Korwin Paw�owska! -
akcentowa�a zawsze wdowa po Benedykcie Paw�owskim). Ta - z
domu Kamie�ska - c�rka by�ego porucznika gwardii jego
cesarskiej mo�ci przypomina�a urod� nami�tn� W�oszk�. W
ogromnych, czarnych oczach czai�y si� grzeszne obietnice,
mocno wypuk�e wargi zdawa�y si� by� stworzone tylko do
poca�unk�w, nie za szczup�a, rozkoszna kszta�tami kibi�
budzi�a u m�czyzn ch�� posiadania. Nic dziwnego, �e
rozkocha�a w sobie upatrzonego na drugiego m�a, m�odego
kawalera, posiadacza d�br w kobry�skim powiecie. Klementyna
i Eliza widywa�y cz�sto Konstantego Widackiego, gdy
przyje�d�a� z wizyt�, po przywitaniu si� z dziewczynkami,
zamienieniu z nimi kilku s��w, porywa�a "narzeczonego" zaraz
"na swoje pokoje". Lubi�y tego spokojnego i bardzo
eleganckiego pana, cieszy�y si�, �e gdy pan Konstanty o�eni
si� z mam�, to zast�pi im je�li nie ojca, to starszego
brata.
Pewnej niedzieli do Milkowszczyzny przyjechali na
zaproszenie pani Franciszki go�cie z s�siednich maj�tk�w.
Okazja, aby pochwali� si� pi�kn�, drogocenn� bransoletk�,
brylantowym pier�cionkiem - darem od pana Konstantego.
Precjoza jeszcze mocniej rozsiej� blaski w �wietle
kandelabr�w, gdy wzniesie wysoko w g�r� r�k� z kolorow� du��
wystrzygank� w palcach: - Klemunia narysowa�a historyczn�
scen� za�lubin Jana Zamoyskiego... Prosz� popatrze�, jak
udatnie odda�a postacie...
Szmer zachwytu, a przy tym i domy�lne u�mieszki. Jaki
tam Zamoyski, jaka tam synowica Batorego... To� to, wypisz,
wymaluj, sama pani Franciszka, czarnooka, czarnow�osa, w
potokach jedwabiu, w �nie�nych koronkach. A ten niby
Zamoyski o rozanielonym wyrazie twarzy niepodobny do
hetmana, ale ca�kiem do pana Widackiego. - Tak ubrana
p�jdzie nasza mama do �lubu, mo�e ju� nied�ugo - rozmarza
si� Eliza.
Zanim jednak nast�pi �w uroczysty dzie�, dziewczynka
prze�yje jeszcze i zapami�ta do p�nej staro�ci pewien
patriotyczny epizod, kt�ry - wtedy, kiedy si� zdarzy� -
wywo�a� u niej wstydliwe za�enowanie. Ot� pewnego
wiosennego przedpo�udnia pani Franciszka wr�ci�a o�ywiona z
jakiej� wizyty, przywo��c ze sob� tr�jkolorowe kokardy i
trzy sztylety ze stali. Z jej do�� chaotycznych s��w o
konieczno�ci poparcia dla wolno�ciowych ruch�w, dla
w�gierskiej rewolucji - tej niedawnej, z 1848 roku -
dziewczynki zrozumia�y, i� maj� natychmiast ubra� si� w
krakowskie stroje i jecha� z matk� do parku. - Panna
Kobyli�ska (kt�ra spe�nia�a tutaj tak�e rol� nauczycielki
ni�szego stopnia) przyszpili wam do gorsecik�w kokardy i
przypnie sztyleciki.
Tak ustrojone, z emblematami w�gierskiej rewolucji,
ruszy�y do miejskiego parku. Podczas spaceru po g��wnych
alejkach nieszcz�sny sztylet pa��ta� si� mi�dzy kolanami
o�mioletniej Lizi. Matka z rumie�cem rewolucyjnego
uniesienia patrzy�a to przed siebie, to po bokach, jakby
usilnie kogo� wypatrywa�a.
- Maman - Eliza nie�mia�o �cisn�a d�o� matki - czy nie
mo�na by odpi�� tego sztyletu, przeszkadza mi chodzi�, a
poza tym - doda�a - sztylet jest do zabijania ludzi, a nie
do noszenia przez dziewczynki...
- Co ty tam wiesz, Liziu - pani Franciszka lekcewa��co
wzruszy�a ramionami. - Takimi sztyletami w�gierscy
bohaterowie, rewolucjoni�ci, unicestwiali wroga. Ty, nosz�c
go teraz, duchem jakby ��czysz si� z nimi w tej walce.
Sp�jrz, jak pi�knie wykonan� ma g�owni�...
Eliza wzdrygn�a si�: ostry szpic, krew na ostrzu, du�o
krwi, j�ki rannych, ko�skie kopyta mia�d��ce cia�a - kiedy�
mia�a taki straszny sen. Zblad�a, zachwia�a si�. - Co ci
jest, Liziu? - Nie czekaj�c na odpowied�, poci�gn�a c�rki w
boczn� �cie�k�. Ach, gdyby� pojawi� si� jaki� str�
porz�dku, kto� z policji, ach, gdyby to by� sam pu�kownik
�andarm�w! Na pewno ostro zakaza�by jej tej manifestacji, a
mo�e i uczyni�by jeszcze "jakie� grubia�stwo" - to
pragnienie wywo�a�o na twarz pani Franciszki jeszcze
bardziej jaskrawy rumieniec. Jaki� to by�by temat do
opowiada� po salonach.
...W kilka miesi�cy po parkowej paradzie siostry
Paw�owskie oczekiwa�o inne prze�ycie - �lub matki z panem
Konstantym, notabene krewnym przysz�ego m�a Elizy. Ale kt�
wtedy m�g� przypuszcza�, �e ta niepozorna o�miolatka stanie
si� za kilka lat pani� Orzeszkow� (pani Eliza odejmie sobie
w przysz�o�ci jeden rok i u�ali si�, �e wesz�a do
ma��e�skiego �o�a, maj�c lat pi�tna�cie i kilka miesi�cy).
Na razie jednak mamy rok 1849 i panna Michalina
Kobyli�ska przy pomocy s�u��cej ubiera c�rki "panny m�odej"
w bia�e gipiurowe sukienki, w bia�e po�czoszki, bia�e
pantofelki, zdobne w kolorowe bukieciki z jedwabnych
kwiatk�w. Do tej gipiury musz� zosta� przypi�te "brosze
z�ote z drogimi kamuszkami", ofiarowane im przez
narzeczonego pani Franciszki. Matka "panny m�odej" -
El�bieta z Kaszub�w Kamie�ska, w przeciwie�stwie do c�rki
skromna i serdeczna - g�aszcze wnuczki po g��wkach; bardzo
ostro�nie, aby nie zwichrowa� lok�w modnej angielskiej
fryzury.
...Uroczysto�� �lubna, weselne przyj�cie i go�cie
pi�knie wystrojeni - zdawa�o si� to wszystko zadowala� gust
pani Franciszki, ju� - Konstantynowej Widackiej. Wszystko
correct, wszystko cornme il faut... Dopiero - co za wstyd -
ten post�pek Elizy. Tyle lat nauki: co wypada, a co nie,
kiedy mo�na si� odezwa� przy doros�ych, a kiedy milcze�. A -
tu!... Taka Lizia niby nie�mia�a w wi�kszym towarzystwie,
taka milcz�ca, a swoim publicznym odezwaniem si� do pani
Sweczyn, bogatej damy z domu Biszping, umia�a wywo�a�
skandal. Ujrzawszy bowiem ow� dam�, g�o�no wykrzykn�a:
- Co za pi�kna suknia! A te kwiaty w pani w�osach! A te
bransolety! Zupe�nie wygl�da, szanowna dobrodziejka, jak
kr�lowa w naszym - moim i Klemuni - teatrzyku...
- Zapewne kpi�a sobie, wiedz�c, jak mi zale�y na
znajomo�ci z tak maj�tn� s�siadk�. Niezno�ne, niewdzi�czne
dziecko. Co prawda, ta mocno wydekoltowana suknia z
jaskrawoliliowej mory opi�ta na bardzo oty�ej figurze,
nadawa�aby si� raczej na karnawa�ow� zabaw� dla m�odej
osoby, a nie dla tak "starej zupe�nie". Te bia�e i czerwone
r�yczki, maj�ce zdobi� u�o�on� w pretensjonalne anglezy
fryzur�, te� wygl�da�y groteskowo, ale �eby tak m�wi� o tym
wprost, bez �enady. Gdzie� konwenanse?... - my�la�a w
irytacji matka Elizy.
Na szcz�cie bogata s�siadka wzi�a za dobr� monet�
zachwyty Lizi, lecz - na nieszcz�cie - zacz�a szczebiota�
po francusku: - Merci, Elise, merci, mon dziecko.
Ach, ten siekany francuski pani Sweczyn! Te makaronizmy,
zgroza! Eliza czu�a, jak w gardle zaczyna bulgota� �miech,
ale jeszcze pr�bowa�a go opanowa�. - Mon cheri dziecko! Czy
je�dzi�a�, mon enfant, kiedy� le bateau a vapeur, kt�ry
coula na dno de la riviere?... - To by�o ju� ponad
wytrzyma�o�� enfant. Parskaj�c, dusz�c si� od chichotu,
wybieg�a k�usem z salonu, goniona spojrzeniami: zdumionym
pani Sweczyn, zgorszonym - matki, rozbawionym - Klemuni.
Ach, Klemunia! Jedynie ona rozumia�a siostr�, jedynie z
ni� Eliza nie czu�a si� samotna i niczyja. Godzinami mog�y
rozmawia� o ojcu, wielbi�y go, �e by� "taki uczony" i tyle
po sobie zostawi� ksi��ek w r�nych j�zykach. "By�y tam i
bezbo�ne, maso�skie"! - m�wi�a czasem, �egnaj�c si�, babcia
Kamie�ska. To ona, babka, zawiesi�a po �mierci zi�cia na
�cianie jego gabinetu - krzy�! Przedtem widnia�y tam tylko
stare sztychy, litografie ukazuj�ce postacie nie ca�kiem
zgodne z �wczesnym, patriotycznym wzorcem. Benedykt
Paw�owski wyr�nia� si� w�r�d okolicznej szlachty, ubieraj�c
si� we francuskim stylu "Louis Philippe" - troch� rokoka,
troch� biedermeiera - akcentuj�c uwielbienie dla filozof�w i
pisarzy francuskiego O�wiecenia. Tote� Denis Diderot
spogl�da� znad sekretery na wyznawc� swoich idei, dzie� z
Kubusiem fatalist� i jego panem na czele, a s�siaduj�cy z
nim na portretowej miniaturze - Franois Marie Arouet, czyli
Voltaire, z kostycznym wyrazem twarzy, ze z�o�liwym
u�miechem na w�skich wargach, patronowa� pisarskim pr�bom
w�a�ciciela tego gabinetu. C�rkom pana Benedykta w sypialni,
na rycinach, towarzyszyli inni bohaterowie. Nad pos�aniami -
Rejtan rozdziera� koszul� na piersi, na znak protestu, u
progu sejmowej sali, ksi��� Poniatowski ton�� w nurtach
Elstery, Jagie��o gromi� Krzy�ak�w, a Sobieski - Turk�w.
Wyobra�nia Elizy czerpa�a stamt�d pomys�y do
przedstawie� w domowym teatrzyku. Z opowiada� babki i panny
Michaliny dowiadywa�a si� te� du�o i o innych wydarzeniach.
I potem, razem z siostr�, wywo�ywa�a na scen� duchy -
Barbary Radziwi���wny, Zygmunta Augusta. Przy odgrywaniu
sceny rozstania przysz�ej kr�lowej Jadwigi z ukochanym
Wilhelmem Lizia tak silnie umia�a wcieli� si� w rol�
przysz�ej �wi�tej, �e zrozpaczon�, zalewaj�c� si� �zami,
trudno by�o uspokoi� drugiej aktorce, a zarazem jedynemu
widzowi.
Nie minie wiele czasu od tych spektakli, gdy po ci�kiej
chorobie, straciwszy w�adz� w nogach, Klementyna odesz�a w
za�wiaty. By� to rok 1851. M�odsza siostra, ujrzawszy twarz
zmar�ej w migotliwych p�omykach gromnicy, a potem s�ysz�c
d�wi�ki �a�obnego marsza "upad�a, krzycz�c, p�acz�c i w�osy
rw�c z g�owy".
Klementynka Paw�owska zosta�a pochowana na cmentarzu w
Grodnie; w tym mie�cie pani Franciszka sp�dza�a zazwyczaj z
drugim m�em zimowe miesi�ce. Gdy wr�cili na lato do
Milkowszczyzny, zacz�a zjawia� si� Elizie zmar�a siostra;
to za dnia, na ganku ocienionym p�kolem w�oskich topoli,
stawa�a blada, ubrana tak, jak do trumny, to zn�w w nocy,
gdy w starych lipach szumia� wiatr i ko�ysa�y si� ga��zie,
Eliza s�ysza�a wyra�nie szept Klemuni i w po�wiacie ksi�yca
widzia�a jej posta�.
- Lizia miewa halucynacje - raportowa�a matce, g��boko
zaniepokojona, panna Michalina - dzi� przy odrabianiu lekcji
krzykn�a, �e widzi w stoj�cym obok zwierciadle Klemuni� w
bia�ej sukni.
- I trzeba wynie�� to lustro! - rozkaza�a pani Widacka.
- Lizia musi du�o teraz biega� po �wie�ym powietrzu, a nie
siedzie� godzinami, o zmierzchu, w ogrodzie i na ganku.
�le, ach, jak bardzo jest �le, gdy "przez nikogo nie
jest si� kochan�". Ojczym nie�mia�o pr�buje przy stole
zabawi� pasierbic�, przywozi prezenty. Na pr�no.
- Dziecko wychowuje si� zbyt samotnie - stwierdza w
rozmowie z pani� Franciszk� prawny opiekun p�sieroty,
Konstanty Niezabytowski. - Lizia powinna znale�� si� w�r�d
innych dziewczynek. Niedawno sam s�ysza�em, jak w dawnym
gabinecie pani pierwszego ma��onka - �wie� panie nad jego
dusz� - rozmawia�a z portretem: "O, ojcze m�j - m�wi�a z
powstrzymywanym �kaniem. - Dzi�, gdy tak cierpi�, g�ow� moj�
na twoim �onie sk�adam. Ocierasz �zy, co mi po licu
sp�ywaj�. I czuj� serca twego uderzenia".
Trzeba jak najszybciej odda� j� na pensj�; najlepiej do
si�str sakramentek w Warszawie.
By� to ju� rok 1852, Eliza mia�a jedena�cie lat;
uwierzmy jednak jej, �e dziesi��.
Pi�� lat u si�str sakramentek
...W klasztornej szkole opr�cz nauki by�o du�o
muzykowania, deklamowania, �piew�w i spacer�w po du�ym
ogrodzie, sk�d mo�na by�o ujrze� Wis��. Gdy �egna�a si� z
babk�, kt�ra j� tu przywioz�a, ton�a we �zach. Teraz po
miesi�cu czuje si� prawie szcz�liwa. Kole�anki prosz� j� o
wiersze. -Zauwa�y�y, �e mam zdolno�ci literackie - cieszy
si� "poetka". Wieczorami we wsp�lnej sypialni, le��c ju� w
��kach o a�urowych por�czach zdobnych w r�owe wst��ki,
r�wie�nice s�uchaj�, piszcz�c ze strachu, opowie�ci o
duchach. Wol� je ni� te autobiograficzne, wierszowane
improwizacje, kt�rymi Eliza lubi te� cz�stowa� wdzi�czne
s�uchaczki:
W pierwszym kwiateczku mojej m�odo�ci
Dom rodzinny opu�ci�a
Odda�am serce Boga mi�o�ci
I w nim odt�d tylko �y�am.
Dziewcz� z Milkowszczyzny przesta�o si� tu czu� brzydkim
kacz�tkiem. Lubiana, chwalona, podziwiana, nie tylko za
pi�kne wypracowania, ale i za pi�kne, cho� nieco wypuk�e
oczy oraz za pi�kne post�pki, sprowadzaj�ce si� do robienia
za kole�anki pisemnych prac. Czu�a si� akceptowan�,
potrzebn�.
U si�str sakramentek pozna�a Mari� Wasi�owsk�,
p�niejsz� romansow� "wieszczk� ludu" - Konopnick�. Po wielu
latach, gdy obie stan� si� ju� s�awne, odnajd� si� na nowo i
zaprzyja�ni�. - Odwiedzajmy si�, piszmy do siebie, sta�my
si� dla siebie powiernicami najg��bszych tajemnic... - Tu
trzeba doda� - gwoli prawdy - �e na og� te tajemnice
dotyczy�y temat�w raczej natury og�lnej: literackiej,
kulturalnej i spo�ecznej ni� intymnej. Szczeg�lnie
Konopnicka ukrywa�a swoje erotyczne emocje, m. In.
Przyczyniaj�c si� do "zmowy milczenia" wok� sprawy
samob�jstwa m�odego Gumplowicza z mi�o�ci do niej -
pi��dziesi�ciopi�cioletniej ju� w�wczas kobiety. Orzeszkowa
za� ze sw� przez ca�e �ycie pensjonarsk� egzaltacj�, nie
wykluczaj�c� jednak g��bokiego b�lu, ze swoj� uzasadnion� na
og� skarg�: "Nie jestem kochan�", powierza�a czasami ow�
"serca intymno��" nie Konopnickiej, lecz kartkom "tajemnego
dzienniczka" zatytu�owanego Dni. Ale nie wybiegajmy tak
bardzo do przodu, gdy - siwow�osa pisarka dr��c� d�oni�
kre�li te swoje "Dni".
Wr��my na pensj�, gdzie ta maj�tna panienka sta�a si�
przedmiotem uwielbienia, oddania "mizernej i bladej"
Jadwi�ki Szyma�skiej, c�rki przekupki. Na pensji zetkn�a
si� bowiem nie tylko z r�wnymi jej statusem dziewcz�tami.
Istnia�a bowiem tutaj - jak napisze po latach we
Wspomnieniach - "pewna liczba ubogich dziewcz�tek,
bezp�atnie przez klasztor wychowywanych". Jadwisia by�a
polem do zaspokojenia pragnie�, aby by� - dla kogo� -
opieku�czym duchem, pomoc�. Matka Elizy zdziwi�aby si�
niemile, uznaj�c za ca�kiem nieodpowiedni� tak� przyjazn�
komityw� z c�rk� przekupki w wyp�owia�ej chu�cie. Ale na
szcz�cie nie pojawi�a si� tutaj, obowi�zki macierzy�skie
spe�niaj�c za pomoc� korespondencji.
Razu pewnego niespodziewanie przyjecha�a babka
Kamie�ska. Pachnia�a lawend�. Na jej widok zbudzi�a si� zn�w
t�sknota za rodzinnymi stronami, za drzewami w ogrodzie, za
obrazami na �cianach, za starymi meblami, szufladami
pachn�cymi suszonymi kwiatami, zio�ami... Po po�egnaniu, gdy
zamkn�a si� za babk� furta, wybieg�a do ogrodu,
szlochaj�c... Po wielu godzinach szukania, o p�nym zmroku
znaleziono p�przytomn� Lizi� w najdalszym zak�tku, wtulon�
w g�ste krzewy.
Przele�a�a kilka dni z du�� gor�czk�, a gdy pojawi�a si�
w klasie, pierwszym widokiem by� czerwony kawa�ek sukna
zawieszony na szyi ma�ej Szyma�skiej. - O, Bo�e - pomy�la�a
- wystarczy, aby nie by�o mnie przez tydzie�, abym jej nie
przypilnowa�a, i zaraz - ta kara i ten wstyd! Ten czerwony
j�zor na czerwonych sznurkach! Za to, �e nie rozmawia�a, tak
jak jest wymagane, po francusku i po niemiecku, i do tego na
przerwach m�wi�a swoj� nadwi�la�sk� gwar�.
Podczas pi�cioletniego pobytu u si�str, w murach
klasztornej pensji na Rynku Nowego Miasta, gdzie wychowywa�y
si� panienki w wieku od lat dziesi�ciu do szesnastu, matka
odwiedzi�a c�rk� jeden tylko raz i to w �ci�le okre�lonym
celu:
- Liziu, czy wiesz, �e ju� nied�ugo sko�czysz szesna�cie
lat? Czy pami�tasz pana Piotra Orzeszk�, kt�ry odwiedza� nas
po moim �lubie?... On nieraz dopytywa� si� o ciebie.
Eliza zrazu nie powi�za�a ze sob� tych dw�ch pyta�.
Wezwana wtedy owym wiosennym dniem 1857 roku do
"parloaru", kratk� na dwie po�owy rozdzielonego, zdziwiona
pocz�tkowo, sama zada�a sobie pytanie: Sk�d u boku matki
wzi�� si� kilkuletni ch�opczyk, po krakowsku przyodziany, w
barwnej rogatywce z pawim pi�rkiem nad lewym uchem?...
- To tw�j przyrodni braciszek, Ja� Widacki - obja�ni�a
matka. - Ma ju� kilka latek, ca�kiem podobny, jak widzisz,
do pana Konstantego.
...Ostatnie spojrzenie na klasztor. Przed wyjazdem z
Warszawy "pierwsza elegantka" - Franciszka Widacka, Eliza w
skromnej, zapi�tej pod szyj� sukience i Ja� w krakowskiej
sukmance odwiedzali liczne magazyny m�d. W firmie pana Cara
wzi�to z panny Paw�owskiej miar� na sukni�; jedna z nich
mia�a by� t� �lubn�.
Wysz�a z tej pensji "nie tylko fizycznie, ale i moralnie
dziewic�, co musia�o w p�niejszym �yciu przynie��
nast�pstwa" - napisze po latach.
Tajemniczy, nieco zagadkowy jest ten ko�cowy,
refleksyjny komentarz o nast�pstwach dziewictwa podw�jnej
natury. W zwi�zku z tym nasuwa si� pytanie: Czy w
ma��e�stwie pozosta�a d�ugo t� fizycznie nietkni�t�...
Nieraz zwierza�a si�, �e wtedy nie wiedzia�a nic o
niekt�rych stronach �ycia ma��e�skiego, a "zmys�owa jej
istota g��boko jeszcze spa�a". Mniemam, �e przez wiele
jeszcze nocy po �lubie pan Orzeszko, cho� bardzo
do�wiadczony w mi�osnych podbojach, musia� oswaja� niedawn�
uczenniczk� klasztornej pensji ze swoim - powiedzmy -
cia�em. Sam by� �wiatowcem, na gubernialn� co prawda skal�,
przystojnym, rozchwytywanym w okolicy "kawalerem do
wzi�cia", pocieszycielem nieszcz�liwych w ma��e�stwie
s�siadek. Gdy matka oznajmi�a Elizie, �e pan Piotr poprosi�
o jej r�k� i �e b�dzie jej z nim dobrze, co wtedy czu�a?
Niech powie o tym sama: "Gdyby pod�wczas kawa�ek drewna za
cz�owieka przebrano i powiedziano mi, �e gdy wyjd� za niego,
b�d� pani� siebie, �e on mnie wozi� b�dzie po zabawach,
zgodzi�abym si� wyj�� za drzewo" - oceni�a po latach swe, a
raczej matki, postanowienie.
Po�lubna noc...
Dlaczego pi�kny ziemianin o�eni� si� z niepozornym,
nieopierzonym podlotkiem? Czy�by pani Franciszka pragn�a
mie� w rodzinnym kr�gu, w bliskim zasi�gu, tego znanego w
ca�ej okolicy mi�o�nika koni, organizuj�cego z u�a�sk�
fantazj� towarzyskie rozrywki - karnawa�owe maskarady,
paradne zaprz�gi w kilka koni? I dlatego wybra�a tego
wodzireja i koniarza na zi�cia, cho� t�oczy� si� t�um
m�odzie�c�w, ch�tnych do po�lubienia jedynaczki?... Sama
"herytiera" napisze p�niej z gorzk� kpin�: "prosili o
moj�... pi�kn�, pszenn� i le�n� Milkowszczyzn�".
By�o powszechnie wiadomo, �e wtedy maj�tek pana Piotra -
Ludwin�w w kobry�skim powiecie - "ton�� w d�ugach i by�by
ju� zaraz, zaraz uton��", gdyby nie to ma��e�stwo. Ale
przysz�a dziedziczka o tym nie wiedzia�a, a aktualna
w�a�cicielka Milkowszczyzny cieszy�a si�, �e stanie si�
te�ciow� prawie r�wnolatka, kt�ry umie tak jak nikt w
okolicy strzec konwenans�w. Nawet to i lepiej, �e Lizia jest
jeszcze taka naiwna, bezwolna i nie zastanawia si�, dlaczego
�eni si�, w�a�nie z ni�, pan Orzeszko. Oczekuje z takim
pensjonarskim zaciekawieniem jego wizyt, cieszy si� jak
dziecko z przed�lubnych podarunk�w. �atwo j� ol�ni� takim
prezentem: szafirami - kolczyk�w, broszy i bransolety,
oprawionymi w z�oto (notabene wyda� na to sze�� tysi�cy
rubli a conto przysz�ego posagu).
Stosownie do drogocennego, jubilerskiego kompletu, tak�e
i pojazd, kt�ry go wozi do �adnego maj�tku - nie�adnej
przysz�ej �ony, musi te� by� wielkopa�ski. Kareta z herbem
Leliwy na drzwiczkach poprzedzana orszakiem s�u��cych,
lokaj�w w wygalowanych liberiach, robi wra�enie na
szesnastolatce. To wszystko pan Piotr czyni jako ten "rycerz
kochaj�cy sw� dam�, wybrank� serca". O takich rycerzach,
"idealnych kochankach", rozmawia�o si� szeptem w klasztornej
sypialni.
...Po �lubnej uroczysto�ci w Grodnie, w bernardy�skim
ko�ciele, po weselnym przyj�ciu, po "cukrowej kolacji z
Warszawy sprowadzonej", po ta�cach do bia�ego rana nadesz�a
ta przys�owiowa - noc po�lubna. Eliza stan�a przy szerokim
�o�u, ca�a w bieli, w mitrach jeszcze, gotowa "do
kole�e�skiej przyja�ni". Pan Piotr zbli�y� si� do ma��onki z
konwencjonalnie czaruj�cym u�miechem. Nie poci�ga�y go
zbytnio te na wp� dziecinne jeszcze kszta�ty, szczup�e
ramionka, nie podnieca� bezbarwny wyraz oczu... Ale s�owo
si� rzek�o... ciel�tko u p�otu...
Spowit� w �lubne zawoje, wzi�� na r�ce niewiele ponad
p�tora metra wzrostu licz�c� "figurk�". S�usznego wzrostu,
silny pan m�ody nie odczu� ci�aru panny m�odej. �nie�na
puszysto�� poduszek, at�as ko�dry - wszystko w dziewiczym
kolorze. Nik�� posta� u�o�y� jak lalk� w�r�d tej
nieskazitelnej bieli. - Jak mi�kko, jak rozkosznie -
szczebioce panna m�oda, przesuwaj�c d�o�mi po po�cieli. - To
prawdziwy puch �ab�dzi! - �ab�d� - u�miech pana m�odego pod
pi�knie przystrzy�onym w�sem. - I ja w roli Zeusa, a to
dziewcz� - Led�. Co si� wykluje z tego naszego zwi�zku?
Pan Orzeszko - przyznaje po latach Eliza Orzeszkowa -
"nie mia� w sobie nic, co by odraz� obudzi� mog�o". I by�
taki uprzejmy, mi�y, a nawet i �artobliwy, na pocz�tku
naszej po�lubnej nocy, naszego po raz pierwszy, tylko we
dwoje, spotkania.
Tote� pierwsze pr�by stopniowego pozbawiania jej r�nych
cz�ci garderoby wzi�a za zabaw�; zabaw� w fanty, tylko o
wiele �mielsz� ni� za panie�skich czas�w. No, ale jest si�
m�atk�, a to - co innego ni� chichotki z kole�ankami. Gdy
owa zabawa zacz�a jednak zmierza� w kierunku zbyt
nieprzyzwoitym, przestraszy�a si� nie na �arty. I zacz�a...
krzycze�, przera�ona, �e Piotr Orzeszko dosta� pomieszania
zmys��w.
..."O niekt�rych stronach �wczesnego �ycia mego m�wi�
nie b�d� - przecina�a wszelkie pr�by rozm�w na ten temat -
mam wrodzony wstr�t do skar�enia si� i do obarczania
zarzutami tych, z kt�rymi przez czas jaki� pod jednym dachem
�y�am". Aluzyjnie oceniaj�c tamte dni ("Nie znalaz�am
szcz�cia ani zadowolenia w tym, w czym by je mn�stwo kobiet
innych znale�� mog�o"), nigdy ju� potem nie wspomina�a o
intymnej stronie pierwszego ma��e�stwa. zamykaj�c problem
przysi�g�: "Milcze� i zawsze milcze� b�d�".
Nast�pne dni po tej niefortunnej nocy - a dzia�o si� to
w Grodnie - przynios�y Elizie badawcze, strofuj�ce jakby
spojrzenia matki i upominaj�ce s�owa: Obowi�zkiem �ony jest
podda� si� we wszystkim woli m�a. Pan Piotr jest m�dry,
�wiatowy, dobrze wychowany - zupe�nie correct, z rodziny o
dobrej krwi... - Dobrej krwi - pomy�la�a Eliza -czy matka ma
na my�li Orzeszk�, czyjego ukochane konie? On zawsze tak o
nich m�wi: dobrej krwi...
Po kilku tygodniach pobytu w Grodnie m�� zawi�z� �on� do
wspania�ego jeszcze wygl�dem i wystrojem, cho� bardzo
zad�u�onego - Ludwinowa. Ma��e�stwo z Eliz� odd�u�y�o
maj�tek i sprawi�o, �e w�a�ciciel zacz�� �y� po �lubie na
jeszcze bardziej okaza�ej stopie ni� za szumnych
kawalerskich czas�w.
...Niepo��dany erotycznie zwi�zek da si� z czasem
przemieni� "w stosunek kole�e�ski i przyjacielski".
Zwierz�ca nami�tno�� zostanie okie�znana, bez trudu
specjalnego po�wi�cenia ze strony pana Piotra, bo cho� by�
m�czyzn� zmys�owym, cielesno�� �ony poci�ga�a go w bardzo
umiarkowanym stopniu. Co prawda odebra� jej w ko�cu
"dziewictwo fizyczne", ale ona trwaj�c nadal w "duchowym
panie�stwie", potrzebowa�a partnera nie do mi�osnych gier,
ale jako towarzysza przeja�d�ek konnych. - Pragniesz, jak
m�wisz, mego szcz�cia - �wiergota�a - to zabawiaj mnie,
rozweselaj, dom nasz uczy� miejscem wytwornych przyj��,
zabaw, spotka�... - Po kilku zaledwie miesi�cach ma��e�stwa,
bez mi�o�ci i bez po��dania, uzna�a, �e jedynym wyj�ciem
jest tak zwane "bia�e ma��e�stwo", a jedyn� recept� na
bytowanie - taki w�a�nie rozrywkowy modus vivendi. Jak�e
odleg�e wydaj� si� teraz dziewcz�ce rojenia o po�lubieniu
bardzo biednego i bardzo szlachetnego m�odzie�ca. Dochodzi
do wniosku, �e bez ��kowych zbytk�w - �y� mo�na, lecz bez
zbytkownych ��ek, wykwintu - trudno. Zapraszaj�c go�ci do
Ludwinowa mo�na ol�ni� ich wspania�ymi meblami, obrazami,
popiersiami z br�zu, srebrami zastawy sto�owej, per�ami
podtrzymuj�cymi fryzur� "niepowtarzaln� i osobist�".
Coraz przyjemniej jest przegl�da� si� w staro�wieckich
lustrach i widzie� tam coraz bardziej pewny siebie u�miech
bogatej herytiery, �ony przystojnego ziemianina. Dotychczas
nie wiedzia�a, �e mog� g�aska� w�asn� mi�o�� - i te stroje,
i s�u�ba, i "�licznie urz�dzony dom ludwinowski", te siedem
koni do karety z forysiem na przodzie, a "pi�� do kocza, po
krakowsku", te szybkie jazdy, "przelatywanie" trzydziestu
mil w jedn� dob�.
I tak min�y dwa lata, gdy by�a - jak wspomni - "samym
�miechem, sam� pustot�, sam� pr�no�ci�". Pewnej jesieni w
czasie Zaduszek sprzyjaj�cych zadumie poczu�a czczo�� i
bezsens takiego - na d�u�ej - trybu �ycia. Nie bez wp�ywu na
przemian� by� sen, albo i "halucynacja wzrokowa i s�uchowa",
bo oto pojawi�a si� Klemunia i patrzy�a z wyrzutem,
trzymaj�c w r�ku ksi��ki, te same, kt�re czyta�a jej
wieczorami: �ycie wielkich Polak�w Niemcewicza, Jana z
Czarnolasu pani Ta�skiej. Z ust jej p�yn�� wyra�ny szept: -
Liziu, siostrzyczko! Pami�tasz? Wr��!...
Bywania, pokazywania si� w nowych strojach, to wszystko,
co dotychczas j� porywa�o, zagarnia�o, traci�o smak, staj�c
si� coraz bardziej uci��liwym obowi�zkiem. Orzeszko nie
przejmowa� si� na razie nowym, zaskakuj�cym zachowaniem �ony
- zamykaniem si� w pokoju z lekturami, spacerami w stron�
wsi, opowie�ciami o bosych dzieciach, perorami na temat
uw�aszczenia w�o�cian. - Mo�na to sobie prosto wyt�umaczy� -
my�la� - ot, babskie fanaberie, rozegzaltowanie i tyle!
Jeszcze niedawno m�wi�a, �e uwielbia to �ycie na szerok�
skal�. Niemo�liwe, aby to rozbawione kobieci�tko, nagle,
niespodziewanie, przesta�o si� tym wszystkim pyszni�. Nie
interesuje jej ju� kupno nowych, wspania�ych uprz�y dla
koni ani samych koni. Trzeba uzbroi� si� w cierpliwo��, a
wszystko wejdzie zn�w w utarte koleiny.
Dwie drogi w jednym domu
"Wielki koniarz" spojrza� na �on�, siedz�c� przed domem,
w wyplatanym fotelu, z Histori� cywilizacji w Anglii - w
r�ku. - Te� mi lektura - wzruszy� lekcewa��co ramionami. -
Akurat dla osiemnastoletniej turkawki. Jeszcze jedno nowe
dziwactwo. Znudz� si� jej wkr�tce te wszystkie uczone
rozprawy, kontemplacje...
Nie spe�ni�y si� przewidywania Orzeszki. W ludwinowskiej
pani domu zrodzi�a si� nie tylko ch�� zmiany stylu �ycia,
ale i zaskakuj�ca odwaga; pozwoli jej ona ju� nied�ugo
walczy� o prawo do mi�o�ci wbrew przyj�tym w�wczas
obyczajowym konwenansom. Po "�nie bezmy�lno�ci" budz� si�
nowe pragnienia, duchowe potrzeby. I na tej - formalnie
wsp�lnej drodze �ycia - ma��onkowie coraz bardziej staj� si�
sobie dalecy i obcy. Ju� za p�no, aby wype�ni� brak
obop�lnej mi�o�ci "przywi�zaniem wzajemnym", uszanowaniem
cudzych upodoba�; czasami w ma��e�stwach z rozs�dku tak
bywa, lecz nie u pa�stwa Orzeszk�w.
Dlatego te� pan Piotr nudzi� si� �miertelnie,
ostentacyjnie ziewa�, gdy ma��onka w swoim nowym wcieleniu
zaczyna�a opowiada� mu, ju� nie o kwiatkach i strojnych
szatkach, ju� nie o konieczno�ci bardziej okaza�ej liberii
dla forysi�w czy dla wyjazdowych koni, nabijanej z�ocistymi
blaszkami uprz�y, ale o ch�opach i ich ci�kim mozole, o
kobietach wiejskich d�wigaj�cych w koszach bielizn� do
strumieni, o dzieciach zostawionych w chacie bez opieki.
- Co za pensjonarski sentymentalizm! - m�wi�
pogardliwie. - Co za czu�ostkowo��! Wierz mi, nieodpowiednie
to s� dla ciebie sprawy. - Pr�bowa� wy�mia� jej ch��
"zbli�enia si� do tych ciemnych, pochylonych, z ci�ko�ci�
za sochami post�puj�cych postaci", porozmawiania z lud�mi
"na tych zagonach we mgle". - Powiadasz, Liziu, �e patrz�c
na wie�niak�w, na bose dzieci taki �al ci� ogarnia, �e od
p�aczu wstrzyma� si� nie mo�esz... Ani chybi wp�yw lektur z
ojcowskiej biblioteki, ten jaki� Rousseau. Urz�dzasz mi tu
nowy teatrzyk. Sama nie wiesz, czego chcesz; to p�aczesz, to
si� gniewasz, to mnie przepraszasz, to zn�w wybuchasz
skargami, pretensj�... Raz masz mi za z�e, �e za cz�sto
je�d�� na polowania, to zn�w nie podoba ci si�, �e za du�o
przesiaduj� w domu. Zapraszaj cz�ciej, je�li chcesz,
s�siadki z okolicznych dwor�w, przyjaci� z Grodna. Zajmij
si� batikowaniem, muzyk�, �piewem...
W ko�cu zaprzestali i tych dialog�w. Eliza zaczyna�a
wyrasta� coraz widoczniej nie tylko ze swoich wyprawowych
sukien, dra�ni�y j� b�ahe dyskusje, rozmowy o ko�skich
ogonach i grzywach. Szuka�a towarzystwa oczytanych ludzi -
Rusieckich, �uk�w z Popiny, Glindzicz�w, zrazu przys�uchuj�c
si� tylko dysputom, rozmowom o literaturze, historii,
konieczno�ci "usamowolnienia w�o�cian", a potem coraz
�mielej bior�c w nich udzia�, wyg�aszaj�c s�dy cz�ciowo
w�asne, cz�ciowo zapo�yczone z zach�annie czytanych
ksi��ek, prenumerowanych pism krajowych i zagranicznych.
Na razie by�o to czytanie "bez �adu i sk�adu, bez wyboru
i systemu". Pani� Eliz� widywa�o si� teraz podczas spacer�w
po ogrodzie z ksi��k� w r�ku. Ocienione starymi lipami aleje
prowadzi�y a� do stawu, a� do kapliczki, w kt�rej co
niedziela odprawia� msz� przyjezdny ksi�dz. Obok, w altanie,
pr�bowa�a kre�li� pierwsze "strofy proz�".
I wtedy to - po trzech ju� latach ma��e�stwa - pojawi�
si� w Ludwinowie, zarekomendowany i przywieziony tu przez
m�odszego brata m�a, Florentego Orzeszk�, student medycyny.
Nazywa� si� Zygmunt �wi�cicki. Pierwszy wiecz�r up�yn�� na
gor�cych dysputach w licznym gronie.
Przystojny, inteligentny m�odzieniec zwr�ci� uwag�
Elizy, ale nie na tyle, aby po wyje�dzie go�cia t�skni�a i
bez przerwy my�la�a: Co te� on porabia? Czy my�li? Kiedy
przyjedzie zn�w do Ludwinowa?
"Pragn�am kocha� - ujawni - ale jeszcze nie wiedzia�am,
kogo. Pragn�am te� pracowa�, nie wiedz�c jeszcze nad czym i
jak, i dlaczego?... A mo�e by tak spr�bowa� uczy� te dwie
przyj�te do domu dziewczynki ze zubo�a�ej szlacheckiej
rodziny? A mo�e za�o�y� w jednym z du�ych pokoi szk�k�
wiejsk� dla ch�opskich dzieci?"...
Te "fantazje spo�eczno-o�wiatowe" mocno irytowa�y m�a,
czyni�c go tym samym jeszcze bardziej obcym Elizie. W ko�cu
powiedzia�a sobie, nie kryj�c si� z tym i przed rodzin�: -
Jestem z nim nieszcz�liwa, nie jestem kochana i sama go nie
kocham. Opuszcz� Ludwin�w, odjad� do swojej Milkowszczyzny.
...Powstanie 63 roku op�ni to nies�ychanie �mia�e jak
na tamtejsze obyczaje postanowienie. Legenda - nie
pozbawiona w szczeg�ach wiarygodno�ci - przeka�e nam
�wczesny obraz Ludwinowa jako dworu, gdzie "legionik
kobiecy" pod wodz� pani Elizy skubie szarpie, szyje
konfederatki, wozi meldunki do powsta�c�w, do chat le�nik�w.
Legenda wydob�dzie te� z tamtych dni �niad� twarz
czarnow�osego dow�dcy polskiej partyzantki - Romualda
Traugutta, kt�ry ukrywa si� czasami w ludwinowskim dworze,
walczy w lasach horeckich, a po przegranej bitwie daje si�
wie�� Orzeszkowej w wytwornej karecie w stron� Kr�lestwa.
Droga, naturalnie - w p�niejszych wspomnieniach Elizy -
pe�na jest zasadzek, przyg�d, �andarm�w. �ona pana Orzeszki
nie traci jednak g�owy, chytrze wywodzi ich w pole, a samego
wodza bezpiecznie dostarcza do granicy.
M�� jedzie sam na t� Syberi�
Jak�e� mog�a wtedy nasza bohaterka my�le� o rozwodzie z
panem Orzeszko? M��, acz bardzo niech�tny jej powsta�czej
gor�czce dzia�a�, l�kliwy, nie nadaj�cy si� na spiskowca i
romantycznego bohatera walk, uleg� pro�bom ma��onki i nie
zamyka� dworskich bram przed "buntowszczykami", udziela� im
nocleg�w. Gdy przysz�a kl�ska, gdy dogas�o powstanie,
Orzeszkowa nie mia�a sumienia porzuci� m�a, tym bardziej �e
zaczyna�a wok� niego g�stnie� chmura podejrze� o... udzia�
w spisku. I on to - o ironio losu - tak bardzo ostro�ny i
strachliwy, boj�cy si� nawet rozmawia� z powsta�cami, zosta�
zes�any, w marcu 65 roku, jako "politycznie podejrzany i
niebezpieczny dla kraju" do permskiej gubernii, do
miejscowo�ci Osa. Pani Eliza, zgodnie z patriotycznym
nakazem towarzyszenia m�om w w�dr�wce zes�a�czej,
o�wiadczy�a: - Ja te� pod��� za nim, ale troch� p�niej, w
maju.
Ale przyszed� maj, jeden i drugi, a ona nie rusza�a si�
ze dworu, obwarowuj�c ostateczn� decyzj�, nie pozbawionym
egoistycznej nutki - argumentem:
- Nie pojad� na t� mro�n� i �nie�n� Syberi�, bo nie mog�
zniszczy� siebie, �yj�c na wygnaniu. Chc� mieszka� i
pracowa� tylko w kraju i dla kraju, w�r�d bliskich
przyjaci�, bez przymusu, bez ciasnego gorsetu konwenans�w.
(Wszystkie zes�ania w g��b Rosji okre�lano w�wczas jedn�,
gro�n� nazw�: Syberia.)
Zaskoczenie, zgorszenie, g�osy pot�pienia; im wi�ksza
jednak natarczywo�� pyta� w rodzaju: - Dlaczego tak
uczyni�a�, zacna pani Elizo? To si� nie godzi... - tym
silniej burzy si� w niej gniew, aby w ko�cu wybuchn�� w
dobitnej odpowiedzi: - A dlatego, �e go nie kocha�am... I
prosz� nie zawraca� mi tym wi�cej g�owy.
Nies�ychane to rzeczy! Pod��a� na zes�anie za m�ami,
kochanymi czy nie kochanymi, to� to patriotyczny i moralny
obowi�zek! Udaj� si� tam nie tylko �ony, ale i narzeczone,
c�rki, ba, nawet i wierni s�udzy, jak uczyni� to kucharz
pana Billewicza. A tutaj takie s�owa z ust Elizy Orzeszkowej
i jeszcze to ironiczne, z wyra�n� kpin�, o�wiadczenie: -
Wyznaj� z pokor�, i� ma�o cierpi� z powodu zburzonego
gniazda...
Na tak� bezczeln� szczero�� mog�a si� jednak zdoby�
dwudziestoczteroletnia, nie kochana i nie kochaj�ca kobieta.
W trzydzie�ci lat p�niej bowiem okre�li sw� decyzj� jako
b��d etyczny, kt�rego ju� naprawi� nie spos�b, bowiem m��
zmar� - niestety - na Sybirze, wkr�tce po zes�aniu. Autorce
Bene nati nie wypada�o ju� wtedy innej wystawi� sobie oceny.
Nie zmyli�o to jednak nielicznych co prawda, starych "�ubr�w
literackich", z kt�rych jeden, a raczej jedna, niejaka pani
Kie�pszyna "zaopiniowa�a"j� nieortograficznie jako "kl�p�",
wyniuchawszy przy tym, �e w istocie pan Orzeszko wr�ci� z
permskiej guberni po kilku latach zes�ania, zamieszka� w
Warszawie i tam w zapomnieniu opu�ci� ziemski pad�. Na
dow�d, i� m�wi prawd�, pokazywa�a sfatygowany ci�g�ym
wyci�ganiem z szuflady numer Kuriera Warszawskiego z roku
1874 z nekrologiem, �e �p. Piotr Orzeszko zmar� w nocy z 25
na 26 sierpnia, �e �a�obne nabo�e�stwo odb�dzie si� w
ko�ciele przy ulicy Leszno i �e "na wyprowadzenie zw�ok,
pogr��one w smutku siostry" zapraszaj� krewnych, przyjaci�
i znajomych. A od �ony -nic! 1 jak tu nie nazwa� jej "kl�p�,
szkodnic�" - gor�czkowa�a si� pani Kie�pszyna.
...Z biegiem lat, gdy siwizna mocno przypr�szy kopulast�
fryzur� pani Elizy, pisarka zacznie coraz �ci�lej
kontrolowa� swoje wypowiedzi, interpretowa� zdarzenia wed�ug
og�lnie obowi�zuj�cych norm. Naka�e te� sobie t�umi�
strzeliste, mi�osne wyznania, pe�ne uniesienia apostrofy;
kierowa�a je w my�li na og� do tych, kt�rzy z racji wieku
mogliby by� jej synami, je�li nie wnukami.
Sytuacja patriotycznej matrony, wychowawczyni m�odzie�y,
ofiarnej spo�ecznicy sprawia, i� zamieraj� na ustach s�owa:
"kocham", "cierpi�", "p�acz�", "p�on�", "t�skni�", i rodz�
si� inne zast�pcze wyznania, wsp�brzmi�ce z og�lnym tonem
melodii na temat "mi�o�ci ojczyzny", "cierpienia narodu",
"p�aczu ludu", "t�sknoty za r�wno�ci� i za wolno�ci�"...
O takiej mi�o�ci wobec kraju mo�na g�o�no m�wi�, innej,
osobistej, g��boko ukrytej, towarzyszy l�k przed
�mieszno�ci�, bo "rozdartego serca wstydzimy si� wi�cej
jeszcze ni� podartej sukni". Dwie spi�trzone przeciw sobie
fale; m�cz�ce s� te zmagania, wieczna hu�tawka. Niezmiennie
m�ode jest serce starszej pani, cho� zmienia� si� b�d�
obiekty westchnie�, przyczyny cierpie�. Czy�by w
p�niejszych latach tak bardzo ba�a si� towarzyskiego
pot�pienia, zgorszonych min, zdziwionych wejrze�?...
Przypuszcza� nale�y, �e by� to raczej parali�uj�cy l�k przed
odepchni�ciem, przed kpin� otoczenia, a tak�e i - wybrank�w
serca.
Ach, to serce, tak bardzo umie kocha�; czy to
�artobliwego m�odzie�ca w zgrabnym wojskowym mundurze, czy
bladego filozofa o z�o�liwym wejrzeniu zza okularowych
szkie�, czy opalonego dziedzica, "pana i w�adc� z
Florianowa". Bije tak mocno na ich widok, jakby mia�o
dopiero lat szesna�cie, dwadzie�cia, gdy w rzeczywisto�ci
ko�acze si� w piersi pi��dziesi�cioletniej,
sze�dziesi�cioletniej, siedemdziesi�cioletniej....
�wiecznikowej damie o autorytecie moralnym, wyroczni w wielu
powa�nych sprawach, nie wypada ods�ania� prawdziwych uczu�.
Wiekowa matrona i jej pensjonarskie serce - co za
niezgodno��, niezno�na konieczno�� przyoblekania twarzy w
matczyn� trosk�. Czasem pyta niepewnie: "Czy jestem
kochana?" i wkr�tce sama znajduje odpowied�: "Nie, nie
jestem kochana!"... To moje przeznaczenie, b�l i
upokorzenie.
Jedyne lekarstwo, jedyna obrona godno�ci - to tw�rczo��.
A wi�c pisa� trzeba du�o: powie�ci, artyku��w, wymienia�
uwagi na tematy literackie, wydawnicze, �wiatopogl�dowe
(bardziej zreszt� heretyckie w listach do przyjaci� ni� w
publicznych wyst�pieniach), dzia�a� spo�ecznie, ludziom
pomaga�, o ojczy�nie m�wi�, lecz milcze� "o dziejach serca".
Ale to wszystko przyjdzie p�niej, gdy znana ju� b�dzie jako
autorka Meira Ezofowicza, Marty, Chama, nadnieme�skiej
epopei o Bohatyrowiczach.
Wr��my wi�c do tej wcze�niejszej sytuacji, gdy skazaniec
Orzeszko jedzie na zes�anie, a Orzeszkowa zostaje sama,
przenosz�c si� do Milkowszczyzny, jako �e Ludwin�w,
obci��ony kontrybucj�, "kupi�" jaki� sowietnik. Jest m�oda.
Nie ma nawet dwudziestu pi�ciu lat, gdy zamieszka zn�w w
rodzinnym dworze i zacznie - na razie - �y� jak kamedu�, w
towarzystwie panny s�u��cej jedynie. Z pocz�tku czuje si�
prawie szcz�liwa, w ka�dym razie szcz�liwsza ni� dawniej.
Przez lata jej nieobecno�ci czas nadwer�y� �ciany dworu,
porozpada�y si� g��bokie fotele, wyp�owia�y obicia
roz�o�ystych kanap, kluczyki od zamk�w bibliotek i ozdoby z
br�zu pokry�y si� rdz� i pokry�o si� kurzem popiersie
Woltera, o�wieceniowego filozofa, kt�ry s�a� carycy
Katarzynie p�omienne s�owa uwielbienia, podziwu dla rozumu
"Seramidy P�nocy". Po roku samotno�� zaczyna ci��y�,
przera�aj� j�ki s�w w starych lipach i jakie� dziwne szepty
w szumie topoli. Gdzie uciec, co dalej robi�? A mo�e
pojecha� do Warszawy? Tam czeka, zaanonsowana w jednym z
warszawskich pism, praca telegrafistki. Wyjazd do stolicy
przynosi rozczarowanie: odmow� - Polki nie mog� pracowa� w
tym zawodzie.
Trzeba wraca� do domu, otworzy� bibliotek� ojca i
czyta�, czyta�, czyta� - Tacyta, Szujskiego, Plutarcha,
Naruszewicza, przetrawia� wolnomy�licielskie idee Henryka
Tomasza Buckle'a, upaja� si� jego burzycielstwem,
zuchwalstwem my�li. Potem pe�na skruchy b�dzie spowiada� si�
z tej ateistycznej lektury w konfesjonale, odprawia� zadan�
pokut�, to jest - chodzi� na nieszpory i na rezurekcje do
pobliskiej fary.
Pojawia si� pierwszy "z�oty ptak"
I wtedy to, w ten pokutny czas pojawia si� cz�owiek z
krwi i ko�ci - Zygmunt �wi�cicki. Przyjecha� tu na
Milkowszczyzn� ju� jako doktor. Przypomnia� sw� pierwsz�
sprzed kilku lat wizyt� w Ludwinowie w 1860 roku, zabawi�
kilka dni, zburzy� spok�j samotniczki.
Potem zacznie przyje�d�a� coraz cz�ciej i na d�u�ej. Na
pocz�tku czuli si� sob� onie�mieleni. Wsp�lnemu g�o�nemu
czytaniu, spacerom po parkowych alejkach towarzyszy�y
przelotne u�ciski d�oni, spojrzenia, za kt�rymi czai�a si�
jednak gotowo�� ofiarowania czego� wi�cej, ni� dozwala�o
"moralne dziewictwo". Kiedy� siedzieli do p�nej nocy w
dawnym gabinecie ojca. Ze starego portretu spogl�da� pan
Benedykt. Czarne bokobrody, czarny surdut, bia�y halsztuk, w
lewej r�ce karta pergaminu, prawa d�o� swobodnie oparta o
por�cz ozdobnego fotela. Tak, to ten sam fotel, na kt�rym
siedzi teraz c�rka.
Majowy zmierzch, czu�a uwaga s�uchacza o�miela do
wynurze�, do "spowiedzi z �ycia". M�wi�c - zast�pczo - o
ojcu i bliskich, w istocie Eliza pragnie przemyci� ca�� o
SOble "psychodram�".
- Ojciec m�j, Benedykt, by� wolnomy�licielem - powiada
tedy - jak si� to wtedy nazywa�o - wolterianinem. Wiem
tak�e, �e pomi�dzy 1825 a 1840 rokiem nale�a� do jednej z
l� wolnomularskich na Litwie istniej�cych. (W tej
grodzie�skiej lo�y "Przyjaci� Ludzko�ci" - Benedykt
Paw�owski ju� w 1818 roku by� zapisany jako czeladnik, aby
po roku zosta� jej mistrzem.) Te przekonania dzieli� z nim
brat, malarz amator, kt�ry z powodu choroby nerwowej ani
o�eni� si�, ani w artystycznej pracy do powa�nych wynik�w
doj�� nie m�g�. My�l� - ci�gn�a Eliza, widz�c wielkie
zainteresowanie w oczach s�uchacza - �e "te buntownicze
zadatki my�lenia odziedziczy�am po ojcu", a t� troch�
tw�rczej zdolno�ci, kt�r� posiadam, zawdzi�czam stryjowi. Po
nim te� mam niepok�j serca i nerwy; one s� jak te w�osy
wiatrem szarpane...
Obrazowe por�wnanie - zauwa�y� wtedy m�ody doktor i mimo
woli spojrza� na jej w�osy misternie na �rodku g�owy u�o�one
p�kolem w drobne loczki.
- Oryginalne por�wnanie i oryginalna fryzura - rzek�
p�g�osem, jakby do siebie, a potem, jakby nie�mia�o,
wyci�gn�� d�o� w stron� ciemnych splot�w.
- Niech ich dotknie, niech pog�aszcze! - zawo�a�a w
g��bi duszy z