866

Szczegóły
Tytuł 866
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

866 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 866 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

866 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Krystyna Koli�ska ORZESZKOWA, Z�ote Ptaki I Terrory�ci Wydawnictwo TRIO Warszawa 1996 BIEDNE SERCE MAJ�TNEJ ELIZY Samotno�� z duchami Dwie panny Paw�owskie - Eliza i Klementyna, dwie rodzone siostry, a tak r�ni� si� od siebie; ta pierwsza m�odsza, taka jaka� nik�a, bezbarwna. Zauwa�a si� jedynie jej g�ow�, zbyt du�� w stosunku do w�t�ego korpusu. Nie wzbudza ani zwyczajowych zachwyt�w go�ci, ani dumy pr�nej matki - pani Franciszki. Zainteresowanie m�odsz� c�rk� ogranicza si� jedynie do ci�g�ych poucze�: co wypada, a co nie wypada tak dobrze urodzonej panience. Daremne s� pr�by tej niespe�na w�wczas dziesi�cioletniej brzyduli, zwanej Lizi�, zwr�cenia na siebie uwagi matki. Nikt nawet nie zauwa�a, jak opuszcza salon, jak znikaj� barwne wst��ki nad rurkami angielskich lok�w, jak biegnie do ogrodu, jak zaszywa si� w g�stwinie krzew�w nad sadzawk�. Siedzi nieruchomo, patrz�c w wod�... I widzi: oto wyp�ywa jako srebrzysty �ab�d� o doskona�ym kszta�cie d�ugiej szyi, to zn�w unosi si� jako ta migotliwa t�czowa wa�ka, aby za chwil� przemieni� si� w dobr� wr�k� z czarodziejsk� r�d�k�. W teatrzyku wyobra�ni ustawia siebie i w innych postaciach - zawsze pi�knych, budz�cych podziw, zachwyt. Cz�sto zaprasza tam na scen� tak�e Klemuni�; starszej o trzy lata siostry nie trzeba zdobi� w powaby cia�a, taka jest �adna i zgrabna. I tak uwa�nie s�ucha opowie�ci. - Liziu, napisz kiedy� jak�� nowelk� z �ycia, mama si� ucieszy, pochwali... Pierwszy dzieci�cy utw�r nosi� tytu� Dzwon pogrzebowy. Na karty zeszyciku w burych ok�adkach przywo�a�a l�ni�cy b�ysk bi�uterii, zgubion� z�ot� bransoletk� z brylantami, niedobr� pani�, pos�dzaj�c� o kradzie� niewinn� s�u��c�, wi�zienn� cel�, w kt�rej umiera nieszcz�sna dziewczyna. Z cich� nadziej� na pochwa�y da�a pani Franciszce do przeczytania. Nie by�o pochwa�y, przeciwnie - gniew. - G�upstwa popisa�a�. Nie masz zdolno�ci, nie nabijaj sobie g�owy takim gryzipi�rstwem. Po wielu latach, gdy Eliza (przysz�a Eliza Orzeszkowa) stanie si� s�awn�, matka b�dzie opowiada�, jak to rodz�c m�odsz� c�rk� w maju 1842 roku, us�ysza�a nagle �piew s�owika i przeczu�a nieomylnie, �e to dzieci� jest obdarzone przez bog�w wielkimi talentami. Na razie zachwyty i pochwa�y ze strony czarnookiej i czarnow�osej pani Franciszki Paw�owskiej s� udzia�em starszej c�rki: - Klemunia jest taka �liczna, ca�kiem do mnie podobna, a przy tym i prawdziwie utalentowana. Pi�knie rysuje, maluje, �mia�o dyga przed go��mi. Tak� Klemuni� mo�na pochwali� si� na wizytach, na przyj�ciach, pokazywa� jej wystrzyganki... - Klementyna rzeczywi�cie umia�a udatnie wycina� z kolorowego papieru r�ne historyczne postacie - dostojnych polskich kr�l�w, walecznych hetman�w, a tak�e i dzikich kozackich ataman�w w czerwonych hajdawerach. Artystka w wystrzyganiu kocha�a sw� m�odsz� siostr� i wierzy�a w te bardzo dziwne, nieprawdopodobne historie, opowiadane jej przez przysz�� pisark�. - Ziuniu, ty b�dziesz kiedy� pisa�a ksi��ki - utwierdza�a w Elizie jej skryte marzenia. Co prawda Klementyna nie widywa�a jeszcze noc� - w oknie lub w sypialni pochylonego nad ��kiem -zmar�ego ojca, ale by�a gotowa wierzy�, �e Lizia rozmawia�a z rodzicem, kt�ry nakazywa�, aby strzeg�a skrzy� z r�kopisami jego naukowych prac. - Ukaza� mi si� na strychu, by� ubrany w czarny frak, na szyi mia� bia�y koronkowy �abot. Ciemne w�osy zakrywa�y mu uszy i opada�y na wysoko podniesiony ko�nierz -opowiada�a szeptem Eliza. W istocie nie mog�a pami�ta� wygl�du pana Benedykta, mia�a bowiem zaledwie dwa lata, gdy ojciec odszed� z tego �wiata "z powodu parali�u"... Pozostawi� po sobie dobra duchowe i materialne: cenne obrazy, bogaty ksi�gozbi�r, ogromny maj�tek oraz opini� cz�owieka pracowitego, �wiat�ego prawnika, o wolnomy�licielskim sposobie my�lenia; a przy tym i uczciwego w przeciwie�stwie do rodzonych, k�opotliwych bardzo braci: hulaki, je�li nie oszusta, o imieniu Aleksander, i Jana, kompletnego wykoleje�ca o malarskich uzdolnieniach. To przez nich musia� ze swojej rodzinnej ziemi wo�y�skiej uchodzi� na Litw� i tu szuka� kandydatki na �on�. Eliza, nawet i wtedy, kiedy stanie si� primo voto: Orzeszkow�, secundo: Nahorsk�, nieraz b�dzie ulega�a podobnym zwidom, omamom, s�uchowym halucynacjom. "Z�ote ptaki" - jak zwa�a swoich m�odych platonicznych kochank�w - b�d� dotyka�y czule jej d�oni, szepta�y w ucho wyznania mi�o�ci. Niekt�rzy zaszczyceni bywaniem u zas�u�onej pisarki rzeczywi�cie o�wiadczali, �e kochaj�... duchowo. Ale to wszystko by�o znacznie p�niej; i te "z�ote ptaki", te z�udzenia o mi�osnych wyznaniach, rozmowy w grodzie�skim domu, sugestie, jej aluzyjne skargi, nie cofaj�ce si� i przed poni�eniem... Niekt�re portrety z tego czasu stara�y si� obej�� lito�ciwie z s�dziw� pisark�, ale i tak nie mog�y ukry� tego, co wydobywa�y liczne, czasem amatorskie, fotografie. Surowa rysami, raczej m�ska twarz, dziwna budowa sylwetki! Skulone ramiona podniesione ku szyi; w�a�ciwie szyja nie istnia�a. Ramiona i zaraz - ta g�owa! Ta twarz o nader wydatnym nosie, o nie ol�niewaj�cej, bladej cerze, o cofni�tym podbr�dku, uwydatniaj�cym usta; g��wnie jedn� warg�, kt�ra zbytnio wysuni�ta ku przodowi czyni�a wra�enie zmys�owego natr�ctwa. W sumie - nieodparte wra�enie, jakby poszczeg�lne cz�ci cia�a i g�owy zapo�yczone zosta�y dla okrutnego �artu od bardzo r�ni�cych si� ze sob� os�b. I do tego jeszcze ta fryzura! W�osy zaczesane z czo�a przypominaj� g�ow� cukru, to zn�w - jakie� wa�ki, koki, w�z�y z lok�w w kszta�cie �semek formuj� na samym czubku g�owy co� w rodzaju ptasiego gniazda. Natomiast na portret czy fotografi� mog�a z powodzeniem pozwoli� sobie, a� do staro�ci, jej matka - pani Franciszka Paw�owska (Korwin Paw�owska, prosz� zapami�ta�, Korwin Paw�owska! - akcentowa�a zawsze wdowa po Benedykcie Paw�owskim). Ta - z domu Kamie�ska - c�rka by�ego porucznika gwardii jego cesarskiej mo�ci przypomina�a urod� nami�tn� W�oszk�. W ogromnych, czarnych oczach czai�y si� grzeszne obietnice, mocno wypuk�e wargi zdawa�y si� by� stworzone tylko do poca�unk�w, nie za szczup�a, rozkoszna kszta�tami kibi� budzi�a u m�czyzn ch�� posiadania. Nic dziwnego, �e rozkocha�a w sobie upatrzonego na drugiego m�a, m�odego kawalera, posiadacza d�br w kobry�skim powiecie. Klementyna i Eliza widywa�y cz�sto Konstantego Widackiego, gdy przyje�d�a� z wizyt�, po przywitaniu si� z dziewczynkami, zamienieniu z nimi kilku s��w, porywa�a "narzeczonego" zaraz "na swoje pokoje". Lubi�y tego spokojnego i bardzo eleganckiego pana, cieszy�y si�, �e gdy pan Konstanty o�eni si� z mam�, to zast�pi im je�li nie ojca, to starszego brata. Pewnej niedzieli do Milkowszczyzny przyjechali na zaproszenie pani Franciszki go�cie z s�siednich maj�tk�w. Okazja, aby pochwali� si� pi�kn�, drogocenn� bransoletk�, brylantowym pier�cionkiem - darem od pana Konstantego. Precjoza jeszcze mocniej rozsiej� blaski w �wietle kandelabr�w, gdy wzniesie wysoko w g�r� r�k� z kolorow� du�� wystrzygank� w palcach: - Klemunia narysowa�a historyczn� scen� za�lubin Jana Zamoyskiego... Prosz� popatrze�, jak udatnie odda�a postacie... Szmer zachwytu, a przy tym i domy�lne u�mieszki. Jaki tam Zamoyski, jaka tam synowica Batorego... To� to, wypisz, wymaluj, sama pani Franciszka, czarnooka, czarnow�osa, w potokach jedwabiu, w �nie�nych koronkach. A ten niby Zamoyski o rozanielonym wyrazie twarzy niepodobny do hetmana, ale ca�kiem do pana Widackiego. - Tak ubrana p�jdzie nasza mama do �lubu, mo�e ju� nied�ugo - rozmarza si� Eliza. Zanim jednak nast�pi �w uroczysty dzie�, dziewczynka prze�yje jeszcze i zapami�ta do p�nej staro�ci pewien patriotyczny epizod, kt�ry - wtedy, kiedy si� zdarzy� - wywo�a� u niej wstydliwe za�enowanie. Ot� pewnego wiosennego przedpo�udnia pani Franciszka wr�ci�a o�ywiona z jakiej� wizyty, przywo��c ze sob� tr�jkolorowe kokardy i trzy sztylety ze stali. Z jej do�� chaotycznych s��w o konieczno�ci poparcia dla wolno�ciowych ruch�w, dla w�gierskiej rewolucji - tej niedawnej, z 1848 roku - dziewczynki zrozumia�y, i� maj� natychmiast ubra� si� w krakowskie stroje i jecha� z matk� do parku. - Panna Kobyli�ska (kt�ra spe�nia�a tutaj tak�e rol� nauczycielki ni�szego stopnia) przyszpili wam do gorsecik�w kokardy i przypnie sztyleciki. Tak ustrojone, z emblematami w�gierskiej rewolucji, ruszy�y do miejskiego parku. Podczas spaceru po g��wnych alejkach nieszcz�sny sztylet pa��ta� si� mi�dzy kolanami o�mioletniej Lizi. Matka z rumie�cem rewolucyjnego uniesienia patrzy�a to przed siebie, to po bokach, jakby usilnie kogo� wypatrywa�a. - Maman - Eliza nie�mia�o �cisn�a d�o� matki - czy nie mo�na by odpi�� tego sztyletu, przeszkadza mi chodzi�, a poza tym - doda�a - sztylet jest do zabijania ludzi, a nie do noszenia przez dziewczynki... - Co ty tam wiesz, Liziu - pani Franciszka lekcewa��co wzruszy�a ramionami. - Takimi sztyletami w�gierscy bohaterowie, rewolucjoni�ci, unicestwiali wroga. Ty, nosz�c go teraz, duchem jakby ��czysz si� z nimi w tej walce. Sp�jrz, jak pi�knie wykonan� ma g�owni�... Eliza wzdrygn�a si�: ostry szpic, krew na ostrzu, du�o krwi, j�ki rannych, ko�skie kopyta mia�d��ce cia�a - kiedy� mia�a taki straszny sen. Zblad�a, zachwia�a si�. - Co ci jest, Liziu? - Nie czekaj�c na odpowied�, poci�gn�a c�rki w boczn� �cie�k�. Ach, gdyby� pojawi� si� jaki� str� porz�dku, kto� z policji, ach, gdyby to by� sam pu�kownik �andarm�w! Na pewno ostro zakaza�by jej tej manifestacji, a mo�e i uczyni�by jeszcze "jakie� grubia�stwo" - to pragnienie wywo�a�o na twarz pani Franciszki jeszcze bardziej jaskrawy rumieniec. Jaki� to by�by temat do opowiada� po salonach. ...W kilka miesi�cy po parkowej paradzie siostry Paw�owskie oczekiwa�o inne prze�ycie - �lub matki z panem Konstantym, notabene krewnym przysz�ego m�a Elizy. Ale kt� wtedy m�g� przypuszcza�, �e ta niepozorna o�miolatka stanie si� za kilka lat pani� Orzeszkow� (pani Eliza odejmie sobie w przysz�o�ci jeden rok i u�ali si�, �e wesz�a do ma��e�skiego �o�a, maj�c lat pi�tna�cie i kilka miesi�cy). Na razie jednak mamy rok 1849 i panna Michalina Kobyli�ska przy pomocy s�u��cej ubiera c�rki "panny m�odej" w bia�e gipiurowe sukienki, w bia�e po�czoszki, bia�e pantofelki, zdobne w kolorowe bukieciki z jedwabnych kwiatk�w. Do tej gipiury musz� zosta� przypi�te "brosze z�ote z drogimi kamuszkami", ofiarowane im przez narzeczonego pani Franciszki. Matka "panny m�odej" - El�bieta z Kaszub�w Kamie�ska, w przeciwie�stwie do c�rki skromna i serdeczna - g�aszcze wnuczki po g��wkach; bardzo ostro�nie, aby nie zwichrowa� lok�w modnej angielskiej fryzury. ...Uroczysto�� �lubna, weselne przyj�cie i go�cie pi�knie wystrojeni - zdawa�o si� to wszystko zadowala� gust pani Franciszki, ju� - Konstantynowej Widackiej. Wszystko correct, wszystko cornme il faut... Dopiero - co za wstyd - ten post�pek Elizy. Tyle lat nauki: co wypada, a co nie, kiedy mo�na si� odezwa� przy doros�ych, a kiedy milcze�. A - tu!... Taka Lizia niby nie�mia�a w wi�kszym towarzystwie, taka milcz�ca, a swoim publicznym odezwaniem si� do pani Sweczyn, bogatej damy z domu Biszping, umia�a wywo�a� skandal. Ujrzawszy bowiem ow� dam�, g�o�no wykrzykn�a: - Co za pi�kna suknia! A te kwiaty w pani w�osach! A te bransolety! Zupe�nie wygl�da, szanowna dobrodziejka, jak kr�lowa w naszym - moim i Klemuni - teatrzyku... - Zapewne kpi�a sobie, wiedz�c, jak mi zale�y na znajomo�ci z tak maj�tn� s�siadk�. Niezno�ne, niewdzi�czne dziecko. Co prawda, ta mocno wydekoltowana suknia z jaskrawoliliowej mory opi�ta na bardzo oty�ej figurze, nadawa�aby si� raczej na karnawa�ow� zabaw� dla m�odej osoby, a nie dla tak "starej zupe�nie". Te bia�e i czerwone r�yczki, maj�ce zdobi� u�o�on� w pretensjonalne anglezy fryzur�, te� wygl�da�y groteskowo, ale �eby tak m�wi� o tym wprost, bez �enady. Gdzie� konwenanse?... - my�la�a w irytacji matka Elizy. Na szcz�cie bogata s�siadka wzi�a za dobr� monet� zachwyty Lizi, lecz - na nieszcz�cie - zacz�a szczebiota� po francusku: - Merci, Elise, merci, mon dziecko. Ach, ten siekany francuski pani Sweczyn! Te makaronizmy, zgroza! Eliza czu�a, jak w gardle zaczyna bulgota� �miech, ale jeszcze pr�bowa�a go opanowa�. - Mon cheri dziecko! Czy je�dzi�a�, mon enfant, kiedy� le bateau a vapeur, kt�ry coula na dno de la riviere?... - To by�o ju� ponad wytrzyma�o�� enfant. Parskaj�c, dusz�c si� od chichotu, wybieg�a k�usem z salonu, goniona spojrzeniami: zdumionym pani Sweczyn, zgorszonym - matki, rozbawionym - Klemuni. Ach, Klemunia! Jedynie ona rozumia�a siostr�, jedynie z ni� Eliza nie czu�a si� samotna i niczyja. Godzinami mog�y rozmawia� o ojcu, wielbi�y go, �e by� "taki uczony" i tyle po sobie zostawi� ksi��ek w r�nych j�zykach. "By�y tam i bezbo�ne, maso�skie"! - m�wi�a czasem, �egnaj�c si�, babcia Kamie�ska. To ona, babka, zawiesi�a po �mierci zi�cia na �cianie jego gabinetu - krzy�! Przedtem widnia�y tam tylko stare sztychy, litografie ukazuj�ce postacie nie ca�kiem zgodne z �wczesnym, patriotycznym wzorcem. Benedykt Paw�owski wyr�nia� si� w�r�d okolicznej szlachty, ubieraj�c si� we francuskim stylu "Louis Philippe" - troch� rokoka, troch� biedermeiera - akcentuj�c uwielbienie dla filozof�w i pisarzy francuskiego O�wiecenia. Tote� Denis Diderot spogl�da� znad sekretery na wyznawc� swoich idei, dzie� z Kubusiem fatalist� i jego panem na czele, a s�siaduj�cy z nim na portretowej miniaturze - Franois Marie Arouet, czyli Voltaire, z kostycznym wyrazem twarzy, ze z�o�liwym u�miechem na w�skich wargach, patronowa� pisarskim pr�bom w�a�ciciela tego gabinetu. C�rkom pana Benedykta w sypialni, na rycinach, towarzyszyli inni bohaterowie. Nad pos�aniami - Rejtan rozdziera� koszul� na piersi, na znak protestu, u progu sejmowej sali, ksi��� Poniatowski ton�� w nurtach Elstery, Jagie��o gromi� Krzy�ak�w, a Sobieski - Turk�w. Wyobra�nia Elizy czerpa�a stamt�d pomys�y do przedstawie� w domowym teatrzyku. Z opowiada� babki i panny Michaliny dowiadywa�a si� te� du�o i o innych wydarzeniach. I potem, razem z siostr�, wywo�ywa�a na scen� duchy - Barbary Radziwi���wny, Zygmunta Augusta. Przy odgrywaniu sceny rozstania przysz�ej kr�lowej Jadwigi z ukochanym Wilhelmem Lizia tak silnie umia�a wcieli� si� w rol� przysz�ej �wi�tej, �e zrozpaczon�, zalewaj�c� si� �zami, trudno by�o uspokoi� drugiej aktorce, a zarazem jedynemu widzowi. Nie minie wiele czasu od tych spektakli, gdy po ci�kiej chorobie, straciwszy w�adz� w nogach, Klementyna odesz�a w za�wiaty. By� to rok 1851. M�odsza siostra, ujrzawszy twarz zmar�ej w migotliwych p�omykach gromnicy, a potem s�ysz�c d�wi�ki �a�obnego marsza "upad�a, krzycz�c, p�acz�c i w�osy rw�c z g�owy". Klementynka Paw�owska zosta�a pochowana na cmentarzu w Grodnie; w tym mie�cie pani Franciszka sp�dza�a zazwyczaj z drugim m�em zimowe miesi�ce. Gdy wr�cili na lato do Milkowszczyzny, zacz�a zjawia� si� Elizie zmar�a siostra; to za dnia, na ganku ocienionym p�kolem w�oskich topoli, stawa�a blada, ubrana tak, jak do trumny, to zn�w w nocy, gdy w starych lipach szumia� wiatr i ko�ysa�y si� ga��zie, Eliza s�ysza�a wyra�nie szept Klemuni i w po�wiacie ksi�yca widzia�a jej posta�. - Lizia miewa halucynacje - raportowa�a matce, g��boko zaniepokojona, panna Michalina - dzi� przy odrabianiu lekcji krzykn�a, �e widzi w stoj�cym obok zwierciadle Klemuni� w bia�ej sukni. - I trzeba wynie�� to lustro! - rozkaza�a pani Widacka. - Lizia musi du�o teraz biega� po �wie�ym powietrzu, a nie siedzie� godzinami, o zmierzchu, w ogrodzie i na ganku. �le, ach, jak bardzo jest �le, gdy "przez nikogo nie jest si� kochan�". Ojczym nie�mia�o pr�buje przy stole zabawi� pasierbic�, przywozi prezenty. Na pr�no. - Dziecko wychowuje si� zbyt samotnie - stwierdza w rozmowie z pani� Franciszk� prawny opiekun p�sieroty, Konstanty Niezabytowski. - Lizia powinna znale�� si� w�r�d innych dziewczynek. Niedawno sam s�ysza�em, jak w dawnym gabinecie pani pierwszego ma��onka - �wie� panie nad jego dusz� - rozmawia�a z portretem: "O, ojcze m�j - m�wi�a z powstrzymywanym �kaniem. - Dzi�, gdy tak cierpi�, g�ow� moj� na twoim �onie sk�adam. Ocierasz �zy, co mi po licu sp�ywaj�. I czuj� serca twego uderzenia". Trzeba jak najszybciej odda� j� na pensj�; najlepiej do si�str sakramentek w Warszawie. By� to ju� rok 1852, Eliza mia�a jedena�cie lat; uwierzmy jednak jej, �e dziesi��. Pi�� lat u si�str sakramentek ...W klasztornej szkole opr�cz nauki by�o du�o muzykowania, deklamowania, �piew�w i spacer�w po du�ym ogrodzie, sk�d mo�na by�o ujrze� Wis��. Gdy �egna�a si� z babk�, kt�ra j� tu przywioz�a, ton�a we �zach. Teraz po miesi�cu czuje si� prawie szcz�liwa. Kole�anki prosz� j� o wiersze. -Zauwa�y�y, �e mam zdolno�ci literackie - cieszy si� "poetka". Wieczorami we wsp�lnej sypialni, le��c ju� w ��kach o a�urowych por�czach zdobnych w r�owe wst��ki, r�wie�nice s�uchaj�, piszcz�c ze strachu, opowie�ci o duchach. Wol� je ni� te autobiograficzne, wierszowane improwizacje, kt�rymi Eliza lubi te� cz�stowa� wdzi�czne s�uchaczki: W pierwszym kwiateczku mojej m�odo�ci Dom rodzinny opu�ci�a Odda�am serce Boga mi�o�ci I w nim odt�d tylko �y�am. Dziewcz� z Milkowszczyzny przesta�o si� tu czu� brzydkim kacz�tkiem. Lubiana, chwalona, podziwiana, nie tylko za pi�kne wypracowania, ale i za pi�kne, cho� nieco wypuk�e oczy oraz za pi�kne post�pki, sprowadzaj�ce si� do robienia za kole�anki pisemnych prac. Czu�a si� akceptowan�, potrzebn�. U si�str sakramentek pozna�a Mari� Wasi�owsk�, p�niejsz� romansow� "wieszczk� ludu" - Konopnick�. Po wielu latach, gdy obie stan� si� ju� s�awne, odnajd� si� na nowo i zaprzyja�ni�. - Odwiedzajmy si�, piszmy do siebie, sta�my si� dla siebie powiernicami najg��bszych tajemnic... - Tu trzeba doda� - gwoli prawdy - �e na og� te tajemnice dotyczy�y temat�w raczej natury og�lnej: literackiej, kulturalnej i spo�ecznej ni� intymnej. Szczeg�lnie Konopnicka ukrywa�a swoje erotyczne emocje, m. In. Przyczyniaj�c si� do "zmowy milczenia" wok� sprawy samob�jstwa m�odego Gumplowicza z mi�o�ci do niej - pi��dziesi�ciopi�cioletniej ju� w�wczas kobiety. Orzeszkowa za� ze sw� przez ca�e �ycie pensjonarsk� egzaltacj�, nie wykluczaj�c� jednak g��bokiego b�lu, ze swoj� uzasadnion� na og� skarg�: "Nie jestem kochan�", powierza�a czasami ow� "serca intymno��" nie Konopnickiej, lecz kartkom "tajemnego dzienniczka" zatytu�owanego Dni. Ale nie wybiegajmy tak bardzo do przodu, gdy - siwow�osa pisarka dr��c� d�oni� kre�li te swoje "Dni". Wr��my na pensj�, gdzie ta maj�tna panienka sta�a si� przedmiotem uwielbienia, oddania "mizernej i bladej" Jadwi�ki Szyma�skiej, c�rki przekupki. Na pensji zetkn�a si� bowiem nie tylko z r�wnymi jej statusem dziewcz�tami. Istnia�a bowiem tutaj - jak napisze po latach we Wspomnieniach - "pewna liczba ubogich dziewcz�tek, bezp�atnie przez klasztor wychowywanych". Jadwisia by�a polem do zaspokojenia pragnie�, aby by� - dla kogo� - opieku�czym duchem, pomoc�. Matka Elizy zdziwi�aby si� niemile, uznaj�c za ca�kiem nieodpowiedni� tak� przyjazn� komityw� z c�rk� przekupki w wyp�owia�ej chu�cie. Ale na szcz�cie nie pojawi�a si� tutaj, obowi�zki macierzy�skie spe�niaj�c za pomoc� korespondencji. Razu pewnego niespodziewanie przyjecha�a babka Kamie�ska. Pachnia�a lawend�. Na jej widok zbudzi�a si� zn�w t�sknota za rodzinnymi stronami, za drzewami w ogrodzie, za obrazami na �cianach, za starymi meblami, szufladami pachn�cymi suszonymi kwiatami, zio�ami... Po po�egnaniu, gdy zamkn�a si� za babk� furta, wybieg�a do ogrodu, szlochaj�c... Po wielu godzinach szukania, o p�nym zmroku znaleziono p�przytomn� Lizi� w najdalszym zak�tku, wtulon� w g�ste krzewy. Przele�a�a kilka dni z du�� gor�czk�, a gdy pojawi�a si� w klasie, pierwszym widokiem by� czerwony kawa�ek sukna zawieszony na szyi ma�ej Szyma�skiej. - O, Bo�e - pomy�la�a - wystarczy, aby nie by�o mnie przez tydzie�, abym jej nie przypilnowa�a, i zaraz - ta kara i ten wstyd! Ten czerwony j�zor na czerwonych sznurkach! Za to, �e nie rozmawia�a, tak jak jest wymagane, po francusku i po niemiecku, i do tego na przerwach m�wi�a swoj� nadwi�la�sk� gwar�. Podczas pi�cioletniego pobytu u si�str, w murach klasztornej pensji na Rynku Nowego Miasta, gdzie wychowywa�y si� panienki w wieku od lat dziesi�ciu do szesnastu, matka odwiedzi�a c�rk� jeden tylko raz i to w �ci�le okre�lonym celu: - Liziu, czy wiesz, �e ju� nied�ugo sko�czysz szesna�cie lat? Czy pami�tasz pana Piotra Orzeszk�, kt�ry odwiedza� nas po moim �lubie?... On nieraz dopytywa� si� o ciebie. Eliza zrazu nie powi�za�a ze sob� tych dw�ch pyta�. Wezwana wtedy owym wiosennym dniem 1857 roku do "parloaru", kratk� na dwie po�owy rozdzielonego, zdziwiona pocz�tkowo, sama zada�a sobie pytanie: Sk�d u boku matki wzi�� si� kilkuletni ch�opczyk, po krakowsku przyodziany, w barwnej rogatywce z pawim pi�rkiem nad lewym uchem?... - To tw�j przyrodni braciszek, Ja� Widacki - obja�ni�a matka. - Ma ju� kilka latek, ca�kiem podobny, jak widzisz, do pana Konstantego. ...Ostatnie spojrzenie na klasztor. Przed wyjazdem z Warszawy "pierwsza elegantka" - Franciszka Widacka, Eliza w skromnej, zapi�tej pod szyj� sukience i Ja� w krakowskiej sukmance odwiedzali liczne magazyny m�d. W firmie pana Cara wzi�to z panny Paw�owskiej miar� na sukni�; jedna z nich mia�a by� t� �lubn�. Wysz�a z tej pensji "nie tylko fizycznie, ale i moralnie dziewic�, co musia�o w p�niejszym �yciu przynie�� nast�pstwa" - napisze po latach. Tajemniczy, nieco zagadkowy jest ten ko�cowy, refleksyjny komentarz o nast�pstwach dziewictwa podw�jnej natury. W zwi�zku z tym nasuwa si� pytanie: Czy w ma��e�stwie pozosta�a d�ugo t� fizycznie nietkni�t�... Nieraz zwierza�a si�, �e wtedy nie wiedzia�a nic o niekt�rych stronach �ycia ma��e�skiego, a "zmys�owa jej istota g��boko jeszcze spa�a". Mniemam, �e przez wiele jeszcze nocy po �lubie pan Orzeszko, cho� bardzo do�wiadczony w mi�osnych podbojach, musia� oswaja� niedawn� uczenniczk� klasztornej pensji ze swoim - powiedzmy - cia�em. Sam by� �wiatowcem, na gubernialn� co prawda skal�, przystojnym, rozchwytywanym w okolicy "kawalerem do wzi�cia", pocieszycielem nieszcz�liwych w ma��e�stwie s�siadek. Gdy matka oznajmi�a Elizie, �e pan Piotr poprosi� o jej r�k� i �e b�dzie jej z nim dobrze, co wtedy czu�a? Niech powie o tym sama: "Gdyby pod�wczas kawa�ek drewna za cz�owieka przebrano i powiedziano mi, �e gdy wyjd� za niego, b�d� pani� siebie, �e on mnie wozi� b�dzie po zabawach, zgodzi�abym si� wyj�� za drzewo" - oceni�a po latach swe, a raczej matki, postanowienie. Po�lubna noc... Dlaczego pi�kny ziemianin o�eni� si� z niepozornym, nieopierzonym podlotkiem? Czy�by pani Franciszka pragn�a mie� w rodzinnym kr�gu, w bliskim zasi�gu, tego znanego w ca�ej okolicy mi�o�nika koni, organizuj�cego z u�a�sk� fantazj� towarzyskie rozrywki - karnawa�owe maskarady, paradne zaprz�gi w kilka koni? I dlatego wybra�a tego wodzireja i koniarza na zi�cia, cho� t�oczy� si� t�um m�odzie�c�w, ch�tnych do po�lubienia jedynaczki?... Sama "herytiera" napisze p�niej z gorzk� kpin�: "prosili o moj�... pi�kn�, pszenn� i le�n� Milkowszczyzn�". By�o powszechnie wiadomo, �e wtedy maj�tek pana Piotra - Ludwin�w w kobry�skim powiecie - "ton�� w d�ugach i by�by ju� zaraz, zaraz uton��", gdyby nie to ma��e�stwo. Ale przysz�a dziedziczka o tym nie wiedzia�a, a aktualna w�a�cicielka Milkowszczyzny cieszy�a si�, �e stanie si� te�ciow� prawie r�wnolatka, kt�ry umie tak jak nikt w okolicy strzec konwenans�w. Nawet to i lepiej, �e Lizia jest jeszcze taka naiwna, bezwolna i nie zastanawia si�, dlaczego �eni si�, w�a�nie z ni�, pan Orzeszko. Oczekuje z takim pensjonarskim zaciekawieniem jego wizyt, cieszy si� jak dziecko z przed�lubnych podarunk�w. �atwo j� ol�ni� takim prezentem: szafirami - kolczyk�w, broszy i bransolety, oprawionymi w z�oto (notabene wyda� na to sze�� tysi�cy rubli a conto przysz�ego posagu). Stosownie do drogocennego, jubilerskiego kompletu, tak�e i pojazd, kt�ry go wozi do �adnego maj�tku - nie�adnej przysz�ej �ony, musi te� by� wielkopa�ski. Kareta z herbem Leliwy na drzwiczkach poprzedzana orszakiem s�u��cych, lokaj�w w wygalowanych liberiach, robi wra�enie na szesnastolatce. To wszystko pan Piotr czyni jako ten "rycerz kochaj�cy sw� dam�, wybrank� serca". O takich rycerzach, "idealnych kochankach", rozmawia�o si� szeptem w klasztornej sypialni. ...Po �lubnej uroczysto�ci w Grodnie, w bernardy�skim ko�ciele, po weselnym przyj�ciu, po "cukrowej kolacji z Warszawy sprowadzonej", po ta�cach do bia�ego rana nadesz�a ta przys�owiowa - noc po�lubna. Eliza stan�a przy szerokim �o�u, ca�a w bieli, w mitrach jeszcze, gotowa "do kole�e�skiej przyja�ni". Pan Piotr zbli�y� si� do ma��onki z konwencjonalnie czaruj�cym u�miechem. Nie poci�ga�y go zbytnio te na wp� dziecinne jeszcze kszta�ty, szczup�e ramionka, nie podnieca� bezbarwny wyraz oczu... Ale s�owo si� rzek�o... ciel�tko u p�otu... Spowit� w �lubne zawoje, wzi�� na r�ce niewiele ponad p�tora metra wzrostu licz�c� "figurk�". S�usznego wzrostu, silny pan m�ody nie odczu� ci�aru panny m�odej. �nie�na puszysto�� poduszek, at�as ko�dry - wszystko w dziewiczym kolorze. Nik�� posta� u�o�y� jak lalk� w�r�d tej nieskazitelnej bieli. - Jak mi�kko, jak rozkosznie - szczebioce panna m�oda, przesuwaj�c d�o�mi po po�cieli. - To prawdziwy puch �ab�dzi! - �ab�d� - u�miech pana m�odego pod pi�knie przystrzy�onym w�sem. - I ja w roli Zeusa, a to dziewcz� - Led�. Co si� wykluje z tego naszego zwi�zku? Pan Orzeszko - przyznaje po latach Eliza Orzeszkowa - "nie mia� w sobie nic, co by odraz� obudzi� mog�o". I by� taki uprzejmy, mi�y, a nawet i �artobliwy, na pocz�tku naszej po�lubnej nocy, naszego po raz pierwszy, tylko we dwoje, spotkania. Tote� pierwsze pr�by stopniowego pozbawiania jej r�nych cz�ci garderoby wzi�a za zabaw�; zabaw� w fanty, tylko o wiele �mielsz� ni� za panie�skich czas�w. No, ale jest si� m�atk�, a to - co innego ni� chichotki z kole�ankami. Gdy owa zabawa zacz�a jednak zmierza� w kierunku zbyt nieprzyzwoitym, przestraszy�a si� nie na �arty. I zacz�a... krzycze�, przera�ona, �e Piotr Orzeszko dosta� pomieszania zmys��w. ..."O niekt�rych stronach �wczesnego �ycia mego m�wi� nie b�d� - przecina�a wszelkie pr�by rozm�w na ten temat - mam wrodzony wstr�t do skar�enia si� i do obarczania zarzutami tych, z kt�rymi przez czas jaki� pod jednym dachem �y�am". Aluzyjnie oceniaj�c tamte dni ("Nie znalaz�am szcz�cia ani zadowolenia w tym, w czym by je mn�stwo kobiet innych znale�� mog�o"), nigdy ju� potem nie wspomina�a o intymnej stronie pierwszego ma��e�stwa. zamykaj�c problem przysi�g�: "Milcze� i zawsze milcze� b�d�". Nast�pne dni po tej niefortunnej nocy - a dzia�o si� to w Grodnie - przynios�y Elizie badawcze, strofuj�ce jakby spojrzenia matki i upominaj�ce s�owa: Obowi�zkiem �ony jest podda� si� we wszystkim woli m�a. Pan Piotr jest m�dry, �wiatowy, dobrze wychowany - zupe�nie correct, z rodziny o dobrej krwi... - Dobrej krwi - pomy�la�a Eliza -czy matka ma na my�li Orzeszk�, czyjego ukochane konie? On zawsze tak o nich m�wi: dobrej krwi... Po kilku tygodniach pobytu w Grodnie m�� zawi�z� �on� do wspania�ego jeszcze wygl�dem i wystrojem, cho� bardzo zad�u�onego - Ludwinowa. Ma��e�stwo z Eliz� odd�u�y�o maj�tek i sprawi�o, �e w�a�ciciel zacz�� �y� po �lubie na jeszcze bardziej okaza�ej stopie ni� za szumnych kawalerskich czas�w. ...Niepo��dany erotycznie zwi�zek da si� z czasem przemieni� "w stosunek kole�e�ski i przyjacielski". Zwierz�ca nami�tno�� zostanie okie�znana, bez trudu specjalnego po�wi�cenia ze strony pana Piotra, bo cho� by� m�czyzn� zmys�owym, cielesno�� �ony poci�ga�a go w bardzo umiarkowanym stopniu. Co prawda odebra� jej w ko�cu "dziewictwo fizyczne", ale ona trwaj�c nadal w "duchowym panie�stwie", potrzebowa�a partnera nie do mi�osnych gier, ale jako towarzysza przeja�d�ek konnych. - Pragniesz, jak m�wisz, mego szcz�cia - �wiergota�a - to zabawiaj mnie, rozweselaj, dom nasz uczy� miejscem wytwornych przyj��, zabaw, spotka�... - Po kilku zaledwie miesi�cach ma��e�stwa, bez mi�o�ci i bez po��dania, uzna�a, �e jedynym wyj�ciem jest tak zwane "bia�e ma��e�stwo", a jedyn� recept� na bytowanie - taki w�a�nie rozrywkowy modus vivendi. Jak�e odleg�e wydaj� si� teraz dziewcz�ce rojenia o po�lubieniu bardzo biednego i bardzo szlachetnego m�odzie�ca. Dochodzi do wniosku, �e bez ��kowych zbytk�w - �y� mo�na, lecz bez zbytkownych ��ek, wykwintu - trudno. Zapraszaj�c go�ci do Ludwinowa mo�na ol�ni� ich wspania�ymi meblami, obrazami, popiersiami z br�zu, srebrami zastawy sto�owej, per�ami podtrzymuj�cymi fryzur� "niepowtarzaln� i osobist�". Coraz przyjemniej jest przegl�da� si� w staro�wieckich lustrach i widzie� tam coraz bardziej pewny siebie u�miech bogatej herytiery, �ony przystojnego ziemianina. Dotychczas nie wiedzia�a, �e mog� g�aska� w�asn� mi�o�� - i te stroje, i s�u�ba, i "�licznie urz�dzony dom ludwinowski", te siedem koni do karety z forysiem na przodzie, a "pi�� do kocza, po krakowsku", te szybkie jazdy, "przelatywanie" trzydziestu mil w jedn� dob�. I tak min�y dwa lata, gdy by�a - jak wspomni - "samym �miechem, sam� pustot�, sam� pr�no�ci�". Pewnej jesieni w czasie Zaduszek sprzyjaj�cych zadumie poczu�a czczo�� i bezsens takiego - na d�u�ej - trybu �ycia. Nie bez wp�ywu na przemian� by� sen, albo i "halucynacja wzrokowa i s�uchowa", bo oto pojawi�a si� Klemunia i patrzy�a z wyrzutem, trzymaj�c w r�ku ksi��ki, te same, kt�re czyta�a jej wieczorami: �ycie wielkich Polak�w Niemcewicza, Jana z Czarnolasu pani Ta�skiej. Z ust jej p�yn�� wyra�ny szept: - Liziu, siostrzyczko! Pami�tasz? Wr��!... Bywania, pokazywania si� w nowych strojach, to wszystko, co dotychczas j� porywa�o, zagarnia�o, traci�o smak, staj�c si� coraz bardziej uci��liwym obowi�zkiem. Orzeszko nie przejmowa� si� na razie nowym, zaskakuj�cym zachowaniem �ony - zamykaniem si� w pokoju z lekturami, spacerami w stron� wsi, opowie�ciami o bosych dzieciach, perorami na temat uw�aszczenia w�o�cian. - Mo�na to sobie prosto wyt�umaczy� - my�la� - ot, babskie fanaberie, rozegzaltowanie i tyle! Jeszcze niedawno m�wi�a, �e uwielbia to �ycie na szerok� skal�. Niemo�liwe, aby to rozbawione kobieci�tko, nagle, niespodziewanie, przesta�o si� tym wszystkim pyszni�. Nie interesuje jej ju� kupno nowych, wspania�ych uprz�y dla koni ani samych koni. Trzeba uzbroi� si� w cierpliwo��, a wszystko wejdzie zn�w w utarte koleiny. Dwie drogi w jednym domu "Wielki koniarz" spojrza� na �on�, siedz�c� przed domem, w wyplatanym fotelu, z Histori� cywilizacji w Anglii - w r�ku. - Te� mi lektura - wzruszy� lekcewa��co ramionami. - Akurat dla osiemnastoletniej turkawki. Jeszcze jedno nowe dziwactwo. Znudz� si� jej wkr�tce te wszystkie uczone rozprawy, kontemplacje... Nie spe�ni�y si� przewidywania Orzeszki. W ludwinowskiej pani domu zrodzi�a si� nie tylko ch�� zmiany stylu �ycia, ale i zaskakuj�ca odwaga; pozwoli jej ona ju� nied�ugo walczy� o prawo do mi�o�ci wbrew przyj�tym w�wczas obyczajowym konwenansom. Po "�nie bezmy�lno�ci" budz� si� nowe pragnienia, duchowe potrzeby. I na tej - formalnie wsp�lnej drodze �ycia - ma��onkowie coraz bardziej staj� si� sobie dalecy i obcy. Ju� za p�no, aby wype�ni� brak obop�lnej mi�o�ci "przywi�zaniem wzajemnym", uszanowaniem cudzych upodoba�; czasami w ma��e�stwach z rozs�dku tak bywa, lecz nie u pa�stwa Orzeszk�w. Dlatego te� pan Piotr nudzi� si� �miertelnie, ostentacyjnie ziewa�, gdy ma��onka w swoim nowym wcieleniu zaczyna�a opowiada� mu, ju� nie o kwiatkach i strojnych szatkach, ju� nie o konieczno�ci bardziej okaza�ej liberii dla forysi�w czy dla wyjazdowych koni, nabijanej z�ocistymi blaszkami uprz�y, ale o ch�opach i ich ci�kim mozole, o kobietach wiejskich d�wigaj�cych w koszach bielizn� do strumieni, o dzieciach zostawionych w chacie bez opieki. - Co za pensjonarski sentymentalizm! - m�wi� pogardliwie. - Co za czu�ostkowo��! Wierz mi, nieodpowiednie to s� dla ciebie sprawy. - Pr�bowa� wy�mia� jej ch�� "zbli�enia si� do tych ciemnych, pochylonych, z ci�ko�ci� za sochami post�puj�cych postaci", porozmawiania z lud�mi "na tych zagonach we mgle". - Powiadasz, Liziu, �e patrz�c na wie�niak�w, na bose dzieci taki �al ci� ogarnia, �e od p�aczu wstrzyma� si� nie mo�esz... Ani chybi wp�yw lektur z ojcowskiej biblioteki, ten jaki� Rousseau. Urz�dzasz mi tu nowy teatrzyk. Sama nie wiesz, czego chcesz; to p�aczesz, to si� gniewasz, to mnie przepraszasz, to zn�w wybuchasz skargami, pretensj�... Raz masz mi za z�e, �e za cz�sto je�d�� na polowania, to zn�w nie podoba ci si�, �e za du�o przesiaduj� w domu. Zapraszaj cz�ciej, je�li chcesz, s�siadki z okolicznych dwor�w, przyjaci� z Grodna. Zajmij si� batikowaniem, muzyk�, �piewem... W ko�cu zaprzestali i tych dialog�w. Eliza zaczyna�a wyrasta� coraz widoczniej nie tylko ze swoich wyprawowych sukien, dra�ni�y j� b�ahe dyskusje, rozmowy o ko�skich ogonach i grzywach. Szuka�a towarzystwa oczytanych ludzi - Rusieckich, �uk�w z Popiny, Glindzicz�w, zrazu przys�uchuj�c si� tylko dysputom, rozmowom o literaturze, historii, konieczno�ci "usamowolnienia w�o�cian", a potem coraz �mielej bior�c w nich udzia�, wyg�aszaj�c s�dy cz�ciowo w�asne, cz�ciowo zapo�yczone z zach�annie czytanych ksi��ek, prenumerowanych pism krajowych i zagranicznych. Na razie by�o to czytanie "bez �adu i sk�adu, bez wyboru i systemu". Pani� Eliz� widywa�o si� teraz podczas spacer�w po ogrodzie z ksi��k� w r�ku. Ocienione starymi lipami aleje prowadzi�y a� do stawu, a� do kapliczki, w kt�rej co niedziela odprawia� msz� przyjezdny ksi�dz. Obok, w altanie, pr�bowa�a kre�li� pierwsze "strofy proz�". I wtedy to - po trzech ju� latach ma��e�stwa - pojawi� si� w Ludwinowie, zarekomendowany i przywieziony tu przez m�odszego brata m�a, Florentego Orzeszk�, student medycyny. Nazywa� si� Zygmunt �wi�cicki. Pierwszy wiecz�r up�yn�� na gor�cych dysputach w licznym gronie. Przystojny, inteligentny m�odzieniec zwr�ci� uwag� Elizy, ale nie na tyle, aby po wyje�dzie go�cia t�skni�a i bez przerwy my�la�a: Co te� on porabia? Czy my�li? Kiedy przyjedzie zn�w do Ludwinowa? "Pragn�am kocha� - ujawni - ale jeszcze nie wiedzia�am, kogo. Pragn�am te� pracowa�, nie wiedz�c jeszcze nad czym i jak, i dlaczego?... A mo�e by tak spr�bowa� uczy� te dwie przyj�te do domu dziewczynki ze zubo�a�ej szlacheckiej rodziny? A mo�e za�o�y� w jednym z du�ych pokoi szk�k� wiejsk� dla ch�opskich dzieci?"... Te "fantazje spo�eczno-o�wiatowe" mocno irytowa�y m�a, czyni�c go tym samym jeszcze bardziej obcym Elizie. W ko�cu powiedzia�a sobie, nie kryj�c si� z tym i przed rodzin�: - Jestem z nim nieszcz�liwa, nie jestem kochana i sama go nie kocham. Opuszcz� Ludwin�w, odjad� do swojej Milkowszczyzny. ...Powstanie 63 roku op�ni to nies�ychanie �mia�e jak na tamtejsze obyczaje postanowienie. Legenda - nie pozbawiona w szczeg�ach wiarygodno�ci - przeka�e nam �wczesny obraz Ludwinowa jako dworu, gdzie "legionik kobiecy" pod wodz� pani Elizy skubie szarpie, szyje konfederatki, wozi meldunki do powsta�c�w, do chat le�nik�w. Legenda wydob�dzie te� z tamtych dni �niad� twarz czarnow�osego dow�dcy polskiej partyzantki - Romualda Traugutta, kt�ry ukrywa si� czasami w ludwinowskim dworze, walczy w lasach horeckich, a po przegranej bitwie daje si� wie�� Orzeszkowej w wytwornej karecie w stron� Kr�lestwa. Droga, naturalnie - w p�niejszych wspomnieniach Elizy - pe�na jest zasadzek, przyg�d, �andarm�w. �ona pana Orzeszki nie traci jednak g�owy, chytrze wywodzi ich w pole, a samego wodza bezpiecznie dostarcza do granicy. M�� jedzie sam na t� Syberi� Jak�e� mog�a wtedy nasza bohaterka my�le� o rozwodzie z panem Orzeszko? M��, acz bardzo niech�tny jej powsta�czej gor�czce dzia�a�, l�kliwy, nie nadaj�cy si� na spiskowca i romantycznego bohatera walk, uleg� pro�bom ma��onki i nie zamyka� dworskich bram przed "buntowszczykami", udziela� im nocleg�w. Gdy przysz�a kl�ska, gdy dogas�o powstanie, Orzeszkowa nie mia�a sumienia porzuci� m�a, tym bardziej �e zaczyna�a wok� niego g�stnie� chmura podejrze� o... udzia� w spisku. I on to - o ironio losu - tak bardzo ostro�ny i strachliwy, boj�cy si� nawet rozmawia� z powsta�cami, zosta� zes�any, w marcu 65 roku, jako "politycznie podejrzany i niebezpieczny dla kraju" do permskiej gubernii, do miejscowo�ci Osa. Pani Eliza, zgodnie z patriotycznym nakazem towarzyszenia m�om w w�dr�wce zes�a�czej, o�wiadczy�a: - Ja te� pod��� za nim, ale troch� p�niej, w maju. Ale przyszed� maj, jeden i drugi, a ona nie rusza�a si� ze dworu, obwarowuj�c ostateczn� decyzj�, nie pozbawionym egoistycznej nutki - argumentem: - Nie pojad� na t� mro�n� i �nie�n� Syberi�, bo nie mog� zniszczy� siebie, �yj�c na wygnaniu. Chc� mieszka� i pracowa� tylko w kraju i dla kraju, w�r�d bliskich przyjaci�, bez przymusu, bez ciasnego gorsetu konwenans�w. (Wszystkie zes�ania w g��b Rosji okre�lano w�wczas jedn�, gro�n� nazw�: Syberia.) Zaskoczenie, zgorszenie, g�osy pot�pienia; im wi�ksza jednak natarczywo�� pyta� w rodzaju: - Dlaczego tak uczyni�a�, zacna pani Elizo? To si� nie godzi... - tym silniej burzy si� w niej gniew, aby w ko�cu wybuchn�� w dobitnej odpowiedzi: - A dlatego, �e go nie kocha�am... I prosz� nie zawraca� mi tym wi�cej g�owy. Nies�ychane to rzeczy! Pod��a� na zes�anie za m�ami, kochanymi czy nie kochanymi, to� to patriotyczny i moralny obowi�zek! Udaj� si� tam nie tylko �ony, ale i narzeczone, c�rki, ba, nawet i wierni s�udzy, jak uczyni� to kucharz pana Billewicza. A tutaj takie s�owa z ust Elizy Orzeszkowej i jeszcze to ironiczne, z wyra�n� kpin�, o�wiadczenie: - Wyznaj� z pokor�, i� ma�o cierpi� z powodu zburzonego gniazda... Na tak� bezczeln� szczero�� mog�a si� jednak zdoby� dwudziestoczteroletnia, nie kochana i nie kochaj�ca kobieta. W trzydzie�ci lat p�niej bowiem okre�li sw� decyzj� jako b��d etyczny, kt�rego ju� naprawi� nie spos�b, bowiem m�� zmar� - niestety - na Sybirze, wkr�tce po zes�aniu. Autorce Bene nati nie wypada�o ju� wtedy innej wystawi� sobie oceny. Nie zmyli�o to jednak nielicznych co prawda, starych "�ubr�w literackich", z kt�rych jeden, a raczej jedna, niejaka pani Kie�pszyna "zaopiniowa�a"j� nieortograficznie jako "kl�p�", wyniuchawszy przy tym, �e w istocie pan Orzeszko wr�ci� z permskiej guberni po kilku latach zes�ania, zamieszka� w Warszawie i tam w zapomnieniu opu�ci� ziemski pad�. Na dow�d, i� m�wi prawd�, pokazywa�a sfatygowany ci�g�ym wyci�ganiem z szuflady numer Kuriera Warszawskiego z roku 1874 z nekrologiem, �e �p. Piotr Orzeszko zmar� w nocy z 25 na 26 sierpnia, �e �a�obne nabo�e�stwo odb�dzie si� w ko�ciele przy ulicy Leszno i �e "na wyprowadzenie zw�ok, pogr��one w smutku siostry" zapraszaj� krewnych, przyjaci� i znajomych. A od �ony -nic! 1 jak tu nie nazwa� jej "kl�p�, szkodnic�" - gor�czkowa�a si� pani Kie�pszyna. ...Z biegiem lat, gdy siwizna mocno przypr�szy kopulast� fryzur� pani Elizy, pisarka zacznie coraz �ci�lej kontrolowa� swoje wypowiedzi, interpretowa� zdarzenia wed�ug og�lnie obowi�zuj�cych norm. Naka�e te� sobie t�umi� strzeliste, mi�osne wyznania, pe�ne uniesienia apostrofy; kierowa�a je w my�li na og� do tych, kt�rzy z racji wieku mogliby by� jej synami, je�li nie wnukami. Sytuacja patriotycznej matrony, wychowawczyni m�odzie�y, ofiarnej spo�ecznicy sprawia, i� zamieraj� na ustach s�owa: "kocham", "cierpi�", "p�acz�", "p�on�", "t�skni�", i rodz� si� inne zast�pcze wyznania, wsp�brzmi�ce z og�lnym tonem melodii na temat "mi�o�ci ojczyzny", "cierpienia narodu", "p�aczu ludu", "t�sknoty za r�wno�ci� i za wolno�ci�"... O takiej mi�o�ci wobec kraju mo�na g�o�no m�wi�, innej, osobistej, g��boko ukrytej, towarzyszy l�k przed �mieszno�ci�, bo "rozdartego serca wstydzimy si� wi�cej jeszcze ni� podartej sukni". Dwie spi�trzone przeciw sobie fale; m�cz�ce s� te zmagania, wieczna hu�tawka. Niezmiennie m�ode jest serce starszej pani, cho� zmienia� si� b�d� obiekty westchnie�, przyczyny cierpie�. Czy�by w p�niejszych latach tak bardzo ba�a si� towarzyskiego pot�pienia, zgorszonych min, zdziwionych wejrze�?... Przypuszcza� nale�y, �e by� to raczej parali�uj�cy l�k przed odepchni�ciem, przed kpin� otoczenia, a tak�e i - wybrank�w serca. Ach, to serce, tak bardzo umie kocha�; czy to �artobliwego m�odzie�ca w zgrabnym wojskowym mundurze, czy bladego filozofa o z�o�liwym wejrzeniu zza okularowych szkie�, czy opalonego dziedzica, "pana i w�adc� z Florianowa". Bije tak mocno na ich widok, jakby mia�o dopiero lat szesna�cie, dwadzie�cia, gdy w rzeczywisto�ci ko�acze si� w piersi pi��dziesi�cioletniej, sze�dziesi�cioletniej, siedemdziesi�cioletniej.... �wiecznikowej damie o autorytecie moralnym, wyroczni w wielu powa�nych sprawach, nie wypada ods�ania� prawdziwych uczu�. Wiekowa matrona i jej pensjonarskie serce - co za niezgodno��, niezno�na konieczno�� przyoblekania twarzy w matczyn� trosk�. Czasem pyta niepewnie: "Czy jestem kochana?" i wkr�tce sama znajduje odpowied�: "Nie, nie jestem kochana!"... To moje przeznaczenie, b�l i upokorzenie. Jedyne lekarstwo, jedyna obrona godno�ci - to tw�rczo��. A wi�c pisa� trzeba du�o: powie�ci, artyku��w, wymienia� uwagi na tematy literackie, wydawnicze, �wiatopogl�dowe (bardziej zreszt� heretyckie w listach do przyjaci� ni� w publicznych wyst�pieniach), dzia�a� spo�ecznie, ludziom pomaga�, o ojczy�nie m�wi�, lecz milcze� "o dziejach serca". Ale to wszystko przyjdzie p�niej, gdy znana ju� b�dzie jako autorka Meira Ezofowicza, Marty, Chama, nadnieme�skiej epopei o Bohatyrowiczach. Wr��my wi�c do tej wcze�niejszej sytuacji, gdy skazaniec Orzeszko jedzie na zes�anie, a Orzeszkowa zostaje sama, przenosz�c si� do Milkowszczyzny, jako �e Ludwin�w, obci��ony kontrybucj�, "kupi�" jaki� sowietnik. Jest m�oda. Nie ma nawet dwudziestu pi�ciu lat, gdy zamieszka zn�w w rodzinnym dworze i zacznie - na razie - �y� jak kamedu�, w towarzystwie panny s�u��cej jedynie. Z pocz�tku czuje si� prawie szcz�liwa, w ka�dym razie szcz�liwsza ni� dawniej. Przez lata jej nieobecno�ci czas nadwer�y� �ciany dworu, porozpada�y si� g��bokie fotele, wyp�owia�y obicia roz�o�ystych kanap, kluczyki od zamk�w bibliotek i ozdoby z br�zu pokry�y si� rdz� i pokry�o si� kurzem popiersie Woltera, o�wieceniowego filozofa, kt�ry s�a� carycy Katarzynie p�omienne s�owa uwielbienia, podziwu dla rozumu "Seramidy P�nocy". Po roku samotno�� zaczyna ci��y�, przera�aj� j�ki s�w w starych lipach i jakie� dziwne szepty w szumie topoli. Gdzie uciec, co dalej robi�? A mo�e pojecha� do Warszawy? Tam czeka, zaanonsowana w jednym z warszawskich pism, praca telegrafistki. Wyjazd do stolicy przynosi rozczarowanie: odmow� - Polki nie mog� pracowa� w tym zawodzie. Trzeba wraca� do domu, otworzy� bibliotek� ojca i czyta�, czyta�, czyta� - Tacyta, Szujskiego, Plutarcha, Naruszewicza, przetrawia� wolnomy�licielskie idee Henryka Tomasza Buckle'a, upaja� si� jego burzycielstwem, zuchwalstwem my�li. Potem pe�na skruchy b�dzie spowiada� si� z tej ateistycznej lektury w konfesjonale, odprawia� zadan� pokut�, to jest - chodzi� na nieszpory i na rezurekcje do pobliskiej fary. Pojawia si� pierwszy "z�oty ptak" I wtedy to, w ten pokutny czas pojawia si� cz�owiek z krwi i ko�ci - Zygmunt �wi�cicki. Przyjecha� tu na Milkowszczyzn� ju� jako doktor. Przypomnia� sw� pierwsz� sprzed kilku lat wizyt� w Ludwinowie w 1860 roku, zabawi� kilka dni, zburzy� spok�j samotniczki. Potem zacznie przyje�d�a� coraz cz�ciej i na d�u�ej. Na pocz�tku czuli si� sob� onie�mieleni. Wsp�lnemu g�o�nemu czytaniu, spacerom po parkowych alejkach towarzyszy�y przelotne u�ciski d�oni, spojrzenia, za kt�rymi czai�a si� jednak gotowo�� ofiarowania czego� wi�cej, ni� dozwala�o "moralne dziewictwo". Kiedy� siedzieli do p�nej nocy w dawnym gabinecie ojca. Ze starego portretu spogl�da� pan Benedykt. Czarne bokobrody, czarny surdut, bia�y halsztuk, w lewej r�ce karta pergaminu, prawa d�o� swobodnie oparta o por�cz ozdobnego fotela. Tak, to ten sam fotel, na kt�rym siedzi teraz c�rka. Majowy zmierzch, czu�a uwaga s�uchacza o�miela do wynurze�, do "spowiedzi z �ycia". M�wi�c - zast�pczo - o ojcu i bliskich, w istocie Eliza pragnie przemyci� ca�� o SOble "psychodram�". - Ojciec m�j, Benedykt, by� wolnomy�licielem - powiada tedy - jak si� to wtedy nazywa�o - wolterianinem. Wiem tak�e, �e pomi�dzy 1825 a 1840 rokiem nale�a� do jednej z l� wolnomularskich na Litwie istniej�cych. (W tej grodzie�skiej lo�y "Przyjaci� Ludzko�ci" - Benedykt Paw�owski ju� w 1818 roku by� zapisany jako czeladnik, aby po roku zosta� jej mistrzem.) Te przekonania dzieli� z nim brat, malarz amator, kt�ry z powodu choroby nerwowej ani o�eni� si�, ani w artystycznej pracy do powa�nych wynik�w doj�� nie m�g�. My�l� - ci�gn�a Eliza, widz�c wielkie zainteresowanie w oczach s�uchacza - �e "te buntownicze zadatki my�lenia odziedziczy�am po ojcu", a t� troch� tw�rczej zdolno�ci, kt�r� posiadam, zawdzi�czam stryjowi. Po nim te� mam niepok�j serca i nerwy; one s� jak te w�osy wiatrem szarpane... Obrazowe por�wnanie - zauwa�y� wtedy m�ody doktor i mimo woli spojrza� na jej w�osy misternie na �rodku g�owy u�o�one p�kolem w drobne loczki. - Oryginalne por�wnanie i oryginalna fryzura - rzek� p�g�osem, jakby do siebie, a potem, jakby nie�mia�o, wyci�gn�� d�o� w stron� ciemnych splot�w. - Niech ich dotknie, niech pog�aszcze! - zawo�a�a w g��bi duszy z