9023
Szczegóły |
Tytuł |
9023 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9023 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9023 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9023 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Dymitr Bilenkin
Marsja�ski przyb�j
Cisza, najmniejszego powiewu, a potem - szmer. Tak zaczyna si� marsja�ski przyb�j. Mo�na godzinami siedzie� u podn�a czerwonych ska�, wpatrywa� si� w bezkresne piaski i s�ucha�, s�ucha�. Szelest jest wsz�dzie i nigdzie. Tak jakby z fioletowego nieba lodowymi grudkami osypywa� si� p�prze�roczysty szron ob�ok�w. Szklany szmer - bardzo trafna nazwa.
Kiedy szmer milknie, po piasku przebiega dr�enie. Ci�ko, powoli powstaje fala. Wpe�za na suche g�azy, zakrywa je i bez po�piechu zatapia. Wtedy g�azy przebijaj� piasek od do�u. Wra�enie jest takie, jak gdyby fal� prze�uwa�a szczerbata szcz�ka. Z p�askich kamieni leniwie spe�zaj� stru�ki piasku. I znowu wznosi si� fala.
A dooko�a - bezruch. W oddali spokojny piasek i czerwone ska�y, niewzruszone jak wieczno��. Tylko tutaj, tylko w tej zatoce, tylko u samego brzegu toczy si� marsja�ski przyb�j.
Znaczy to, �e gdzie� daleko, w przestworzach piaskowych ocean�w rozszala�a si� taka burza, �e jej porywy wstrz�saj� sypkim pod�o�em jak trz�sienie ziemi. I w�a�nie tutaj, w zatoce, kolebania zbiegaj� si� w rezonansie, przybrze�na mikrostruktura zmienia si�, piasek nabiera p�ynno�ci. Prawdopodobnie tak to w�a�nie wygl�da, nikt wszak�e nie zna bli�szych szczeg��w i nie kwapi si� ich pozna� - na Marsie, jak na razie, zbyt wiele jest spraw nie cierpi�cych zw�oki.
Staram si� nie opu�ci� ani jednego przyboju. Siedz�, patrz�, s�ucham i my�l�. Bardzo dobrze my�li mi si�, gdy jestem sam ma sam z owym niepowtarzalnym zjawiskiem. Zaciera si� poczucie czasu, znikaj� granice przestrzeni, nie czuj� nawet w�asnego cia�a, jestem tylko ja i przyb�j, i nic wi�cej.
Teraz brzeg jest pusty. Ale dawniej by�o tu ludno. Pami�tam owo zaskoczenie ziemskich radiotelegrafist�w, gdy poprosili�my ich o przys�anie k�piel�wek. Ba, znalaz� si� nawet �artowni�, kt�ry nie m�g� si� wprost doczeka� chwili, kiedy naci�gnie k�piel�wki na skafander, �eby m�c zanurzy� si� w przyboju. Nowicjusze przylatywali tu k�pa� si�, aby mie� o czym poopowiada� potem na Ziemi; starych mieszka�c�w ci�gn�a tu t�sknota za wod� - prawdziw� wod�, prawdziwym przybojem, prawdziwym morzem. Nikt nie m�g� oprze� si� pokusie.
Owym �artownisiem by� oczywi�cie Wanin. Nie dlatego, �e w og�le z natury by� pomys�owy - raczej odwrotnie. Lecz jak�e skomplikowane, sprzeczne i nieoczekiwane s� nasze post�pki, gdy kieruj� nimi uczucia! Dotyczy to zw�aszcza takich zamkni�tych w sobie natur jak Wanin. I jak�e dziwnie, a nawet dziwacznie wygl�da to wszystko w obliczu marsja�skiego przyboju...
Wypadek z Waninem wstrz�sn�� wtedy wszystkimi sw� pozorn� bezsensowno�ci�. Dzi� historia ta obros�a ju� legend�, w kt�rej tragizm splata si� z komizmem, odwaga z lekkomy�lno�ci�. Lecz jak�e to wszystko jest dalekie od prawdy. A my - z naszymi rakietami, sztucznym bia�kiem i energi� j�drow� - jakimi� wci�� jeszcze okazujemy si� dzie�mi, gdy usi�ujemy si� domy�la� i przewidywa� post�pki cz�owieka. Pami�tam nasz pierwszy rekonesans na Marsie. Nie mogli�my niczego ryzykowa�, nie mieli�my prawa ryzykowa� - ka�de niepowodzenie by�oby dla nas ogromnym krokiem do ty�u. Mieli�my przed sob� nieznan� planet�, na kt�rej wszystko mog�o si� zdarzy� i niczego nie spos�b by�o naprz�d przewidzie�. Dlatego te� ca�e nasze post�powanie by�o z g�ry �ci�le okre�lone. �adnego przypadkowego kroku, zawsze i wsz�dzie asekuracja. Program ostro�no�ci! Przestrzegali�my go bezwzgl�dnie. St�d te� na serio dyskutowali�my o tym, czy gdy pierwszy z nas b�dzie mia� zst�pi� na Marsa, to czy obwi�zywa� go link�, czy nie? Co prawda, skoro pod�o�e wytrzyma�o statek, to utrzyma i cz�owieka. Mimo to jednak mo�e nagle... Mo�e co� si� sta�... To nie Ziemia, tylko Mars.
Zachowywali�my maksymaln� ostro�no�� i w�a�nie to pozwoli�o nam unikn�� przer�nych dodatkowych przykro�ci, kt�re i tak spotyka�y nas w nadmiarze. Ekipa liczy�a sze�� os�b. A w�r�d sze�ciu os�b zawsze kto� okazuje si� tch�rzem. Nie w zwyk�ym znaczeniu tego s�owa, bynajmniej. Po prostu zawsze kto� jest bardziej ostro�ny ni� reszta. Bardziej niezdecydowany. Bardziej niepewny. Ani warunki, ani liczba os�b nie maj� tutaj najmniejszego znaczenia. Kiedy przechodzicie przez ruchliw� ulic� we dw�jk�, poobserwujcie siebie i swojego towarzysza - nieodmiennie kt�ry� z was oka�e si� �bardziej�... I niewa�ne, �e zachowania tej osoby w �adnym wypadku nie mo�na nazwa� tch�rzostwem. W zwyk�ym rozumieniu tego s�owa.
Nasz Wanin tak�e nie by� tch�rzem w zwyk�ym znaczeniu tego s�owa. Sk�d�e znowu! Na Ziemi, w normalnych warunkach, okazywa� si� bardziej �mia�y ni� wi�kszo�� ludzi. Lecz na Marsie...
Jego zachowanie formalnie by�o bez zarzutu. Nie rzuca� si� do ucieczki w obliczu niewiadomego, nie popada� w panik� w trudnej sytuacji. Nigdy jednak nie szed� pierwszy tam, gdzie droga nie by�a rozpoznana. Zawsze st�pa� krok w krok za id�cymi na czele. Rozumiecie, co mam na my�li?
I nie m�g� si� zmusi�, aby post�powa� inaczej. Wiedzia� o tym, pr�bowa� to w sobie zwalczy� - ale nie m�g�. Nie podejmuj� si� wyt�umaczy� dlaczego: ludzka psychika to wci�� jeszcze wielka niewiadoma. By� mo�e spowodowa�a to - niezwyk�o�� warunk�w, a mo�e owe nieustanne upominania - �b�d�cie ostro�ni�, �b�d�cie ostro�ni�... Czy wiecie, jak trudno jest i�� po Marsie na czele grupy?! Co b�dzie, je�li nagle rozst�pi si� pod�o�e, albo stanie si� co� takiego, co spowoduje, �e zginiesz? Takie w�a�nie idiotyczne my�li przychodz� cz�owiekowi do g�owy. Wszak Mars to nie Ziemia...
Tak... Nikt nie czyni� Waninowi wyrzut�w, nikt, pr�cz niego samego. A p�niej i my tak�e zacz�li�my sobie pokpiwa� z tej jego superostro�no�ci. By�o to ju� wtedy, gdy Mars przesta� nam si� wydawa� tajemniczy, gdy przyzwyczaili�my si� i raczej odczuli�my sercem, ni� zrozumieli rozumem, �e marsja�ska przyroda nie jest bardziej podst�pna od ziemskiej, a mo�e nawet odwrotnie. Ostatnim, kt�ry to zrozumia�, by� Wanin. A nasze �arciki rani�y go.
Czy ponosimy za to win�? Gdy ogl�dam si� za siebie, my�l�, �e jest to oczywi�cie mo�liwe. No a tak z r�k� na sercu? Jeste�my lud�mi weso�ymi. Bez poczucia humoru nie spos�b wyobrazi� sobie naszej pracy - cz�owiek spali�by si� od zbyt silnego napi�cia. A �art - potwierdza to ca�e moje do�wiadczenie - to jak klapa bezpiecze�stwa. Po�miejesz si� i zaraz robi ci si� l�ej na sercu.
Przypominam sobie teraz po kolei wszystkie nasze docinki: nie, na pewno nie mia�y w sobie nic obra�liwego. Kiedy dok�adnie w tym samym stylu pokpiwali�my z siebie nawzajem, chichotali wszyscy - i �obra�aj�cy�, i �obra�any�. �mia� si� tak�e Wanin, kiedy mu si� dostawa�o. �mia� si� bardzo naturalnie, lecz dopiero teraz wiem, �e jego �miech nie p�yn�� prosto z serca... Gdzie� w pod�wiadomo�ci na pewno d�wi�cza�o mu: �tch�rz�.
I w�a�nie w tym okresie, kiedy my pozbyli�my si� ju� nie�mia�o�ci, a Wanin jeszcze nie, nast�pi�o odkrycie marsja�skiego przyboju. A odkry� go - o dziwo - Wanin.
By�o to tak.
Zbli�ali�my si� do tych oto czerwonych ska� od strony piask�w. Szklany szelest poprzedzaj�cy przyb�j s�yszalny jest tylko w ich pobli�u, lecz nim podeszli�my do nich, umilk�, tote� byli�my zupe�nie nie przygotowani na to, co si� mia�o sta�.
Wanin, jak to zwykle on, szed� z ty�u, st�paj�c krok w krok po �ladach (zazwyczaj stara� si� trzyma� �rodka; tak by�o jeszcze wtedy, gdy poruszali�my si� tylko g�siego, teraz jednak szli�my ciasna gromada i Waninowi chc�c nie chc�c przysz�o trzyma� si� ty��w).
Wydostali�my si� na brzeg, Waninowi za� pozosta�o jeszcze kilka krok�w, gdy nagle piasek zako�ysa� si�. Sta�o si� to tak nieoczekiwanie, �e Wanin upad�. Chcia� si� podnie��, lecz nogi uton�y mu w piasku. Zdo�a� si� powstrzyma� i nie krzykn��, lecz widzieli�my, jak twarz mu poblad�a. Podczas gdy gor�czkowo rozpl�tywali�my lin�, gdy rzucali�my mu j�, przyb�j kilka razy zanurzy� Wanina w piasek i Wanin zrozumia�, �e nie ma w tym nic strasznego. Piasku w obr�bie przyboju w �adnym razie nie mo�na nazwa� grz�skim. Niemal wsz�dzie da si� stan�� i namaca� twarde dno. Przyczyna prawdopodobnie le�y w tym, �e ko�o ska� jest bardzo p�ytko i piasek w g��bi nie mo�e sta� si� sypki.
Wanin szybko zorientowa� si�, o co tu chodzi (jeszcze jeden dow�d, �e tch�rzem w zwyk�ym rozumieniu wcale nie by�). Nie da� si� wyci�gn��, lecz wylaz� sam, trzymaj�c si� liny ot tak, po prostu na wszelki wypadek.
A kiedy i my zrozumieli�my, �e nic tragicznego w tej sytuacji nie by�o, nie mogli�my powstrzyma� si� od �miechu na wspomnienie niezgrabnych ruch�w Wanina i jego zmieszanej fizjonomii. Jak wy by�cie przyj�li ten �miech? Prawdopodobnie w ko�cu sami zacz�liby�cie z siebie �artowa�. Tymczasem Wanin �kurni�. Wyda�o mu si�, �e ocenili�my jego zachowanie jako tch�rzliwe. Nie mia� ku temu �adnych podstaw, bo ka�dy z nas - jestem tego pewny - przestraszy�by si�, gdyby pod�o�e nagle zacz�o ucieka� mu spod nos. Lecz Wanin - jak ju� m�wi�em - bole�nie prze�ywa� swoj� jak sadzi� �niepe�nowarto�ciowo��. I wtedy na serio poczu� si� ci�ko obra�ony. Uzna�, �e nasze �arty s� w najwy�szym stopniu niesprawiedliwe, bo po pierwsze - zachowa� si� dzielnie, a po drugie - przyb�j to jego odkrycie. Bezspornie jego! (Temu, kto trzyma si� �rodka, zwykle bywa �atwiej, lecz i sukces przychodzi znacznie rzadziej.) Tymczasem spotyka go �miech.
I Wanin �arliwie zacz�� udowadnia� to, czego nie mo�na by�o udowodni� - �e wcale, ale to wcale si� nie przestraszy�, a je�li nie wstawa� to tylko dlatego, �e chcia� lepiej zbada� zjawisko.
- A poza tym, powiem wam, cho� i tak tego nie zrozumiecie, �e k�piel w przyboju jest bardzo mi�a - oznajmi�.
Nie uwierzono mu.
W�wczas Wanin, nim zdo�ali�my go powstrzyma� (nikt si� tego nie spodziewa�!), rzuci� si� w przyb�j, leg� pod fal�, a jego twarz przybra�a wyraz najwy�szej rozkoszy.
- M�odzie�cze! - wrzasn�� kapitan, tupi�c nog�. - Natychmiast z powrotem!
Wylaz�, u�miechaj�c si� od ucha do ucha: udowodni�!
Przez chwil� oburzali�my si� jego post�pkiem, lecz i nas to zainteresowa�o. A gdyby tak spr�bowa�?
Z pe�n� asekuracj�, z zachowaniem wszelkich �rodk�w ostro�no�ci dw�ch z nas wesz�o w przyb�j. I czy uwierzycie - to rzeczywi�cie by�o przyjemne! Zdawa�o si� nam, �e le�ymy nieruchomo, a ko�ysz� si� ska�y, horyzont i niebo z nielicznymi gwiazdami w zenicie. Miarowe, usypiaj�ce kolebania i jednocze�nie uczucie powolnego lotu, nie wiadomo gdzie - w g�r� czy mo�e w d�. Wra�enie jedyne w swoim rodzaju!
A potem nieodmiennie pe�znie ku tobie fala, pogr��asz si�, i to wygl�da strasznie, zaczynasz si� szamota�, aby utrzyma� si� na powierzchni, walczysz z zapa�em, chocia� z g�ry wiadomo, �e nic z�ego ci si� nie stanie.
Aby zrozumie�, co to jest marsja�ski przyb�j, trzeba samemu tego do�wiadczy�. Trudno to opisa�, a to z tej prostej przyczyny, �e na Ziemi nic podobnego nie ma. Trzeba samemu prze�y� ten lot donik�d, owo powolne pogr��anie si� w piasku, �eby pozna� magnetyczn� si�� przyboju.
Tak wi�c wraz z tym odkryciem Wanin sta� si� bohaterem. Nie wystarcza�a mu jednak nasza wdzi�czno��. Chcia� si� jeszcze raz i jeszcze raz upewni� w swej warto�ci, obali� to, co tak wyolbrzymi�a jego wyobra�nia. Na Marsa przybywali wci�� nowi ludzie, zawo�ono ich do przyboju, a pokazywa� go - ma si� rozumie� - Wanin, jego odkrywca i badacz. Zreszt�, prawd� powiedziawszy, t� niewielk� ilo�� wiadomo�ci, jakie mamy o naturze przyboju, zawdzi�czamy wy��cznie Waninowi. Dla niego wszak�e znacznie wa�niejsze by�o co� innego - wra�enie.
I wra�enie to by�o wspania�e! Wyobra�cie sobie grup� nowicjuszy, jeszcze zal�knionych i niepewnych, spodziewaj�cych si� B�g wie jakich cud�w. I wraz z nimi Wanina - do�wiadczonego, spokojnego tubylca, kt�ry wszystko wie i dla kt�rego wszystko to fraszka. Odprowadzany zachwyconymi spojrzeniami, nagle opuszcza si� z brzegu, wychodz�c na spotkanie gro�nej, tajemniczej fali, k�adzie si� na niej, p�ynie. A potem nast�powa� jego koronny numer: Wanin dawa� si� zasypa�. Ma�o komu udawa�o si� powstrzyma� mimowolny okrzyk przestrachu, kiedy piasek ca�kowicie zakrywa� cz�owieka. Wanin znika�, a nad mogi�� poch�oni�tej ofiary toczy�y si� fale - ch�odne, niespieszne, oboj�tne. Cisza, spok�j, bezd�wi�czny ruch piasku, nad ponur� r�wnin� kopu�a fioletowego nieba. Mijaj� minuty, a Wanina nie ma i nie ma - zgin��, uton��.
Wybucha�a panika. My za� - je�li kt�ry� z nas by� przy tym obecny - starali�my si� nie psu� mu efektu i robili�my zatroskane miny. Tym wi�ksze by�o wszystkich zdumienie, kiedy Wanin nagle wstawa� spod piasku.
To tak�e by�a jego sztuczka. W�a�nie on wykry�, �e nawet dwumetrowa pokrywa piasku nie przeszkadza powsta� z mogi�y cz�owiekowi ubranemu w skafander wyposa�ony w hydrowspomagacze. Umo�liwia to po prostu panuj�ca tu mniejsza si�a ci��enia ni� na Ziemi... Zreszt� piasek nie m�g� wci�gn�� cz�owieka zbyt g��boko; Wanin sprawdzi� to dok�adnie i przekona� si�, �e pod piaskiem mo�na przebywa� godzinami, p�ki nie wyczerpie si� tlen w butli. Nowicjusze nie mieli jednak o tym zielonego poj�cia.
W g��bi duszy byli�my nawet dumni z �efektu Wanina� i z niecierpliwo�ci� oczekiwali�my ka�dego kolejnego przedstawienia. Co prawda, kapitan zrz�dzi� i radzi� Waninowi sko�czy� z tymi g�upstwami, wynika�o to jednak nie st�d, i� przewidywa�, �e mo�e si� sta� co� z�ego, lecz z zami�owania do porz�dku. Wanin, oczywi�cie, nic sobie z tego nie robi� - to by� jego przyb�j, pokazowe k�piele stanowi�y jego chlub� i ani w g�owie mu by�o rozstawa� si� z laurami. Podobnie jak niekiedy zas�u�ony naukowiec szczyci si� nie tyle swymi wspania�ymi osi�gni�ciami, co umiej�tno�ci� robienia pi�knej st�jki na g�owie. I zrozum tu natur� ludzk�. Zreszt� sam kapitan tak�e nie odmawia� sobie przyjemno�ci wyk�pania si�...
W rezultacie wylecia�a nam z g�owy jedna prosta prawda, �e cz�owiek, kt�ry wie, �e �le p�ywa, ma niewielkie szans� na utoniecie, poniewa� jest ostro�ny. Niewielkie jest tak�e ryzyko dla dobrego p�ywaka. Najcz�ciej za� gin� - i to g�upio gin� - ludzie, kt�rym si� wydaje, �e ju� nauczyli si� dobrze p�ywa�, podczas gdy w rzeczywisto�ci wcale tak nie jest.
I oto z biegiem czasu nad naszymi g�owami zawis�a ciemna chmura. Dot�d wszystko sz�o pomy�lnie, i to nas o�mieli�o. Ale Mars nie zosta� jeszcze opanowany, to tylko nam tak si� wydawa�o. Nie znaczy to, �e zacz�li�my go ca�kowicie lekcewa�y�. Ale �y� w nieustannym oczekiwaniu, �e mo�e sta� si� co� z�ego, stale zachowywa� pe�n� ostro�no��, kiedy wszystko jest w porz�dku, wsz�dzie cisza i spok�j - to po prostu nie do pomy�lenia. Przy sposobno�ci mo�ecie sprawdzi� to na sobie.
Dzie� otrze�wienia, jak zwykle, przyszed� nieoczekiwanie. Na Marsa przylecia�a nowa grupa. W�r�d nowicjuszy by�y dwie dziewczyny. Zawieziono ich, aby obejrzeli przyb�j. Wanin zaciera� r�ce z rado�ci. Czego to on nie wyczynia�! Przeszed� samego siebie. Raz po raz rozlega�y si� achy i ochy dziewcz�t wpatruj�cych si� w niego z zachwytem, kt�ry - Wanin nie mia� co do tego �adnych w�tpliwo�ci - po numerze koronnym powinien przej�� w uwielbienie.
Domy�lacie si�, oczywi�cie, co zdarzy�o si� potem. Wanin da� si� zasypa�. Min�o dziesi�� minut, p� godziny... a on si� nie pojawia�! Zacz�li�my si� troch� denerwowa�, lecz nie podejmowali�my �adnych krok�w. G�upota? Niezupe�nie. Wanin zanurza� si� w przyb�j u dziesi�tki razy, zanurzali�my si� i my. Powietrza mia� na kilka godzin. Na brzegu sta�y dziewcz�ta... By�o wi�c dla nas jasne, �e tym razem Wanin b�dzie przeci�ga� czas ponad zwyk�� norm�. Na jakich wyjdziemy durni�w, je�li poleziemy go wyci�ga�, a on tymczasem wyskoczy z chichotem jak diabe� z pude�ka? Tak wi�c czas mija�. Przekl�ty strach przed �mieszno�ci�! W ko�cu wle�li�my jednak do przyboju, aby zobaczy�, o co tutaj chodzi, a pozosta�ym na brzegu wyja�nili�my, �e nam te� zachcia�o si� wyk�pa�. Zrozumia�e, �e postawiwszy si� w tak niedorzecznej sytuacji, mogli�my szuka� Wanina w falach tylko ukradkiem. Nie potrzebuj� wam chyba m�wi�, �e go nie znale�li�my.
Wtedy ju� trzeba by�o odrzuci� fa�szywy wstyd. Czy zdarzy�o si� wam kiedy� kopa� w b�otnistym ile? Je�li tak, to macie pewne wyobra�enie o tym, jak czuli�my si�.
Wanina odnale�li�my dopiero wtedy, gdy przyb�j si� sko�czy� i piasek znowu sta� si� spoisty. Tymczasem jednak Wanin ju� si� udusi�. Zaci�gn�o go pod ska�� i nie m�g� si� wydosta�, gdy� uniemo�liwia� mu to ruch fal.
Niedorzeczny przypadek, kt�ry r�wnie dobrze m�g� spowodowa� �mier� ka�dego z nas? Niedorzeczny - zgoda. Lecz w tym, �e pierwsz� ofiar� Marsa by� Wanin, widz� pewn� prawid�owo��. Na dnie przyboju przypadek czyha� na ka�dego z nas, lecz szans na to, by wpa�� w t� pu�apk�, Wanin mia� niepor�wnanie wi�cej: �mielej i cz�ciej ni� my wszyscy razem wzi�ci w�azi� w przyb�j. Szuka� w nim potwierdzenia w�asnej warto�ci. Laz�, poniewa� nowicjusze widzieli w tym odwag�. By�a to jednak fa�szywa odwaga, opiera�a si� bowiem na przekonaniu, �e nie ni� �adnego niebezpiecze�stwa. - A odwaga i z�udzenie - to dwie rzeczy wzajemnie si� wykluczaj�ce, oto dlaczego w�a�nie wszystko sko�czy�o si� tak niedorzecznie i g�upio.
Gdyby komu� moje wyja�nienie tego, co si� sta�o, wyda�o si� mylne, nie b�d� si� spiera�. Przedstawi�em fakty, a cz�sto bywa, �e splot okoliczno�ci, jakie popycha�a nas do takiego czy innego czynu, mo�e by� interpretowany w ca�kiem odmienny spos�b.
Nie w tym rzecz. Patrz� na przyb�j, na przetaczanie si� ci�kich ba�wan�w, oboj�tnych i nieczu�ych, i my�l�. Teraz nikt ju� nie k�pie si� w przyboju. Ale b�d� si� k�pa�, kiedy Mars zostanie zagospodarowany - to nieuniknione. Kiedy wszystko dojdzie do normy, wszystko b�dzie ju� wiadome, a na ka�dym skrawku tej planety wyznaczona zostanie dok�adna granica pomi�dzy tym, co bezpieczne, a tym, co niebezpieczne, mi�dzy �mia�o�ci� a tch�rzostwem, mi�dzy brawur� a odwag�. Tak b�dzie. Lecz kto wie, czy i w przysz�o�ci nie b�dzie do tego potrzebny Wanin?
Przet�umaczy�a Aleksandra Orman