8567
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 8567 |
Rozszerzenie: |
8567 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 8567 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8567 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
8567 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
JOHN MADDOX ROBERTS
CONAN I �OWCY G��W
TYTU� ORYGINA�U CONAN AND MANHUNTERS
PRZEK�AD ARKADIUSZ R�CZKA
1
Wszystkie te wra�enia by�y mu znane: o�lepiaj�cy b�l g�owy, w�ciek�e pragnienie, rozdra�nienie rosn�ce z powodu zgni�ej s�omy uwieraj�cej w plecy, obrzydliwy od�r. Odczuwanie tych niedogodno�ci, chocia� niezbyt przyjemne, cieszy�o go. Wiedzia�, �e jeszcze �yje. Oczywi�cie, istnia�y takie wi�zienia, w kt�rych korzystniej by�oby by� martwym.
Napi�� mi�nie twarzy i gwa�townie poruszy� zlepionymi powiekami, a kiedy je otworzy�, odczu� pewn� ulg�. Wiedzia�, �e w tej prowincji �y� pewien s�dzia. Jego ulubionym rodzajem kary, jak� stosowa� wobec przest�pc�w, by�o skazywanie ich na zaszycie powiek.
Ledwie rozr�nia� szczeg�y rozmazanego obrazu: kamienne �ciany i sufit, poranne �wiat�o w�lizguj�ce si� przez kraty g�sto osadzone w niewielkim oknie wykutym wysoko w �cianie. Mia� wielk� ochot� wspi�� si� tam i odetchn�� �wie�ym powietrzem.
Zmusi�o go do tego pragnienie. Usiad� bardzo powoli i ostro�nie. Ty� g�owy, kt�ry z trudem oderwa� od pod�ogi, mia� oblepiony zaschni�t� krwi�. Na czarnej czuprynie pozosta�a garstka przyklejonej s�omy. Poruszy� si� i wtedy dobieg� go d�wi�k metalu. Spojrza� wi�c w d� na swoje pokryte bliznami r�ce i muskularne ramiona. Jego grube nadgarstki, stworzone do w�adania mieczem, zakute by�y w odrapane, pokryte rdz� �elazo, przymocowane nowymi, l�ni�cymi nitami. Podobne kajdany skuwa�y mu nogi. Szybkim ruchem d�oni dotkn�� umi�nionej szyi i przekona� si�, �e tak�e otacza�a j� obr�cz. Wszystkie kajdany by�y przytwierdzone �a�cuchami do uchwyt�w tkwi�cych g��boko w kamiennych �cianach i pod�odze.
Najwyra�niej musia� si� komu� wyda� niebezpiecznym cz�owiekiem. Nie by�o w tym nic dziwnego, poniewa� on sam, Conan z Cymmerii, nigdy nie spotka� nikogo bardziej niebezpiecznego. Uda�o mu si� wsta�, ale nie m�g� dosi�gn�� okna. Stoj�c, zdo�a� poruszy� si� najwy�ej o krok. Z chwil�, gdy krew zacz�a szybciej kr��y� w �y�ach, odzyska� w pe�ni �wiadomo�� i spr�bowa� przypomnie� sobie, co sprawi�o, �e znalaz� si� w tak krytycznym po�o�eniu.
Z jego pami�ci wynurzy� si� obraz kobiecej twarzy. Minna? Nie, Minata. Nie dalej jak wczoraj przyby� do miasta, aby si� z ni� zobaczy�. Przyjecha� ze wzg�rz le��cych na p�noc od miasta. Owini�ty by� w pustynn� szat� z kapturem. W ca�ym kr�lestwie wyznaczono nagrod� za jego g�ow�. Zamierza� znikn�� st�d ju� kilka miesi�cy temu i uciec na po�udnie do Iranistanu, ale oci�ga� si� z tym zamiarem w�a�nie z powodu Minaty. Nawet teraz, pomimo odczuwanego b�lu i k�opotliwego po�o�enia, porusza�o go wspomnienie jej kruczoczarnych w�os�w, szarych, du�ych oczu i wspaniale rozkwit�ego smuk�ego cia�a.
Uda�o mu si� min�� wej�ciow� bram�. Przekupi� stra�nika, jak to by�o przyj�te w tym kraju. Gdy podr�ny chcia� si� dosta� do miasta po zachodzie s�o�ca, musia� uciec si� do tego fortelu. Szed� w chaotycznym labiryncie tworzonym przez rozliczne budynki Dzielnicy Cudzoziemskiej, potem wszed� na rozchwiane, w�skie schodki i zastuka� do drzwi Zamoryjki nosz�cej imi� Minata. By�a kap�ank� w otoczonej z�� s�aw� �wi�tyni Isztar. Nie dba� o to, czym zajmowa�a si� w dzie�. Noce zachowywa�a dla niego. Drzwi otworzy�y si� i w blasku �wiec pojawi�a si� pi�kna jak zwykle Minata. Cia�o jej ledwie zas�ania�a szata z wendja�skiej gazy. Lecz na jego widok nie ucieszy�a si�. Wchodz�c do pokoju zobaczy� jej oczy szeroko otwarte z przera�enia.
� Conan, ja� � wspomnienia tej nocy urywa�y si� wraz z tymi s�owami. Kimkolwiek by� cz�owiek, kt�ry uderzy� go w ty� g�owy, musia� by� dobrym fachowcem i posiada� du�� si��, gdy� Conan zaraz po uderzeniu straci� przytomno��.
Tak wi�c Minata sprzeda�a go. Gdyby kiedy� m�g� si� uwolni� od tych �a�cuch�w i �cian, wyr�wna�by z ni� rachunki. Przeklina� sw� w�asn� g�upot�. Od pocz�tku wiedzia�, �e nie nale�y wierzy� �adnej kobiecie. A jednak, mimo tej wiedzy, wci�� pope�nia� ten sam b��d, aby p�niej gorzko tego �a�owa�.
� Dozorca! � z jego zaschni�tej krtani wydoby� si� ochryp�y okrzyk. Potrz�sn�� �a�cuchami. Wypr�bowa� ich moc napinaj�c kr�puj�ce go pier�cienie, a� jego ramiona ukaza�y musku�y � si�� jego mi�ni. �a�cuchy, chocia� stare i zardzewia�e, by�y zadziwiaj�co mocne. Nie m�g� si� sam uwolni�.
Jaki� cz�owiek zaszura� nogami w w�skim korytarzu. Zbli�y� si� do zakratowanych drzwi celi.
� Czego chcesz barbarzy�co? � by� to gruby prostak o pstrokatych siwiej�cych w�osach i ustach pe�nych sczernia�ych z�b�w.
� Wody � rykn�� Conan.
� Dlaczego?
� Poniewa� mam pragnienie, ty durniu!
� A co mnie to obchodzi? Nied�ugo umrzesz. Szkoda dla ciebie wody.
Odwr�ci� si� i odszed� pobrz�kuj�c kluczami przymocowanymi do pasa na grubym pier�cieniu. By�o to logiczne. Conan jednak wpad� we w�ciek�o��. Jego z�o�� pot�gowa�a niemoc. Nie m�g� nic zrobi�, absolutnie nic, nawet jednego kroku. Nagle us�ysza� g�os rozlegaj�cy si� w pobli�u.
� Cz�owieku, uspok�j si�. Ten �ajdak wkr�tce przyniesie ci jedzenie i wod�. Teraz jeszcze nie umrzesz. Kr�lewski namiestnik zachowa ci� na specjaln� okazj�.
G�os dobiega� po prawej stronie Conana. Przymru�aj�c oczy m�g� nawet rozr�ni� ma�y, kwadratowy otw�r w �cianie, a w nim twarz i utkwiony w niego wzrok.
� Kim jeste�? � burkn�� Conan.
� Osman z Shangary. Znalaz�em si� tutaj na skutek haniebnej pomy�ki sprawiedliwo�ci.
Ironiczny u�miech przyda� sarkazmu jego s�owom. Pomimo swego kiepskiego stanu Conan odwzajemni� przyjazny gest.
� Za�o�� si�, �e zas�ugujesz na to miejsce o wiele bardziej ni� ja.
� S�dzia te� tak uwa�a� � westchn�� Osman � a wszystko dlatego, �e klejnoty jego �ony jakim� sposobem znalaz�y si� w mojej torbie, kiedy zosta�em aresztowany.
� A dlaczego zosta�e� aresztowany? � zapyta� Conan maj�c nadziej�, �e cho� na chwil� zapomni o swojej niedoli.
� Paru kumpli oskar�y�o mnie o u�ywanie obci��onych ko�ci podczas towarzyskiej partii � jego �renice rozszerzy�y si� na wspomnienie doznanej krzywdy � zaproponowa�em im odszkodowanie w postaci mojego sztyletu, ale pos�ugiwali si� nim tak niezdarnie, �e nadziali si� na ostrze, dotkliwie si� przy tym rani�c. I tak przez fa�szywe pos�dzenie dosz�o do wypadku.
� A jak wyja�ni�e� obecno�� klejnot�w?
� C� mog�oby by� prostszego? Z pewno�ci� jaki� ponury czarownik, chc�c mi zaszkodzi�, podrzuci� je, u�ywaj�c swych czarodziejskich sztuczek.
� Czy to by�o wszystko, co by�e� w stanie wymy�li�? � zapyta� Cymmeryjczyk � zas�u�y�e�, �eby wisie� za te n�dzne k�amstwa.
� Chcia�em s�dziom okaza� wsp�czucie � odrzek� na to Osmai� � bo musz� s�ucha� stale tych samych wym�wek. Mia�em nadziej�, �e pozwalaj�c sobie na co� zabawniejszego z�agodz� gniew s�dziego, zw�aszcza kiedy zacz�� podejrzewa�, �e kradzie� klejnot�w jest powi�zana z utrat� cnoty jego �ony.
� Dosy� tego! � rzek� Conan, pr�buj�c po raz ostatni rozerwa� swoje okowy � co mia�e� na my�li m�wi�c, �e mam by� zachowany na szczeg�ln� okazj�?
� Ach, to! Zatem wiedz, �e Torgut Chan przygotowuje wielki festyn, by uczci� po�wi�cenie nowej �wi�tyni Ahrimana. Opr�cz zabaw i uroczysto�ci ma odby� si� masowa egzekucja wi�ni�w, aby nowy rok rozpocz�� z czystym sumieniem i pustymi wi�zieniami. Torgut Chan od miesi�cy oszcz�dza� przest�pc�w i sprowadzi� s�ynnego specjalist� od tortur z Aghrapuru. Ty masz by� gwo�dziem programu.
� Rozumiem. Kiedy ma by� obchodzone to wielkie wydarzenie?
� Za dwa tygodnie. Sam widzisz, �e dozorca musi ci wkr�tce przynie�� wod�. Nie o�mieli si� uczyni� ci krzywdy.
* * *
Sal� o�wietla�y �wiece osadzone w lichtarzach z br�zu, zdobionych ornamentem w kszta�cie w�y, lub kwitn�cych winoro�li. Dw�ch m�czyzn siedzia�o przy niewielkim stole. Przed ka�dym z nich sta� puchar z kutego srebra, a po�rodku sto�u znajdowa� si� dzban wina.
� Nie podoba mi si� ten plan � powiedzia� starszy z nich. By� to t�gi m�czyzna o wyrazistych rysach twarzy ubrany w szaty z najdoskonalszego jedwabiu � to jest zbyt skomplikowane. Wiele zale�y od przypadku.
� Nic nie zale�y od przypadku � odrzek� drugi. Ubrany by� w pancerz z hartowanej stali, a na g�owie mia� spiczasty he�m. Os�ona z posrebrzanej metalowej siatki os�ania�a twarz o ostrych, jastrz�bich rysach. Czarne opadaj�ce w�sy ocienia�y w�skie usta.
� Znam ludzi i znam z�oto. Wiem, co ludzie s� w stanie zrobi�, aby si� wzbogaci�. Prosz� pozw�l mi dzia�a�, a zagarniemy nasz� cz��.
� B�d� k�opoty � waha� si� Torgut Chan � i rozlew krwi.
� Krew jest towarem bez warto�ci � �achn�� si� drugi.
� Je�eli nie wszystko p�jdzie po naszej my�li, �wi�to mo�e si� nie uda�. Chcia�bym, �eby by�a to wyj�tkowa uroczysto��, kt�r� ludzie b�d� d�ugo pami�ta�.
� Tak te� si� stanie � rzek� niecierpliwie m�czyzna w zbroi. Wychyli� kielich, aby si� uspokoi�. Jego palce g�adzi�y r�koje�� z ko�ci s�oniowej d�ugiego, zakrzywionego miecza. Po��k�y ze staro�ci i znaczony naci�ciami uchwyt wskazywa�, �e miecz musia� by� przez d�ugie lata cz�sto u�ywany.
� Pomy�l � ci�gn�� � po chwilowym zamieszaniu, stanowi�cym przerw� w uroczysto�ci, b�dziesz m�g� wielu z nich doprowadzi� na szafot, i skaza� ich wszystkich na wyrafinowan� �mier�. A postara si� o to kat sprowadzony przez ciebie tak wielkim nak�adem koszt�w.
Oczy Torgut Chana zal�ni�y.
� By�by to odpowiedni fina� ca�ej uroczysto�ci.
� Prawda? I nie musz� chyba m�wi�, jak jego wysoko�� b�dzie zadowolony, �e tak zr�cznie upora�e� si� z bezprawiem.
Torgut Chan z wahaniem kiwn�� g�ow�. Po czym uderzy� otwart� d�oni� w st�.
� Niech zatem tak b�dzie. Masz moje pozwolenie. Mo�esz wprowadzi� w �ycie sw�j plan.
M�czyzna gwa�townie podni�s� si� i zasalutowa�, przytykaj�c pi�� do swej opancerzonej piersi. � Natychmiast si� za to zabieram, Ekscelencjo.
� I jeszcze co�! � powiedzia� namiestnik w chwili, gdy jego podw�adny mia� opu�ci� komnat�.
M�czyzna odwr�ci� si�, trzymaj�c d�o� na klamce.
� Ekscelencjo?
� Nie spraw zawodu, bo w przeciwnym razie zap�acisz w�asn� g�ow� � ponure spojrzenie Torgut Chana by�o apatyczne, ale gro�ne, niczym u sytego, rozleniwionego smoka, zawsze mog�cego u�y� swej olbrzymiej si�y i truj�cego oddechu.
Sagobal sk�oni� g�ow�.
� Tak, Ekscelencjo.
Wyszed� zamykaj�c za sob� drzwi. Dopiero wtedy m�g� sobie pozwoli� na to, aby da� wyraz prawdziwym uczuciom. Mijani stra�nicy starali si� nie rzuca� w oczy swojemu dow�dcy.
Sagobal, nawet gdy znajdowa� si� w swoim najlepszym nastroju, potrafi� by� niebezpieczny, a kiedy by� poirytowany stawa� si� bardzo gro�ny.
Oddech wartownika cuchn�cy winem, rdzawa plamka na grocie w��czni, nawet rozwi�zana sznur�wka u but�w by�y dla niego wystarczaj�cym powodem, by wyci�gn�� miecz o r�koje�ci z ko�ci s�oniowej i szybkim ruchem �ci�� g�ow� nieszcz�nika.
Sagobal by� w�ciek�y, �e cz�owiek, kt�remu tak dobrze i wiernie s�u�y�, traktowa� go z pogard�. Tak by�o zawsze, gdy namiestnik by� kuzynem kr�la, albo wp�ywowym dostojnikiem, kt�ry doszed� do w�adzy i intratnego urz�du dzi�ki rodzinnym koneksjom. Nie liczy�y si� �adne zdolno�ci. A Sagobal, �wietny �o�nierz, nigdy nie m�g� sta� si� nikim wi�cej ni� kapitanem prowincjonalnej stra�y. By�o tak dlatego, �e wywodzi� si� ze zwyk�ej rodziny drobnego posiadacza ziemskiego, a swoj� pozycj� zdoby� dzi�ki zdolno�ciom, odwadze i latom ci�kiej, �o�nierskiej s�u�by.
� Nigdy wi�cej, na Seta! Nigdy wi�cej! � my�la� krocz�c do swojej kwatery � nie b�d� s�u�y� kolejnemu grubemu, perfumowanemu dworzaninowi, kt�ry kupi� swoj� pozycj� za z�oto i pochlebstwa!
Dw�ch m�czyzn siedzia�o na �awce przed drzwiami kwatery Sagobala. Gdy go zobaczyli, podnie�li si� i uk�onili.
� Chod�cie ze mn�! � rzek� tonem nie znosz�cym sprzeciwu. Wszed� do �rodka i m�czy�ni pod��yli za nim.
Zdj�� he�m i ostro�nie po�o�y� go na skrzyni s�u��cej do przechowywania broni. Jego czarne w�osy g�adko przylega�y do czaszki. Odwr�ci� si� i przeszy� obydwu m�czyzn wzrokiem. Nie by�o w nich nic szczeg�lnego, nosili ubrania zwyk�ych mieszczan, ale posiadali umiej�tno�ci, kt�rych potrzebowa�.
� Oto, co macie robi� � powiedzia�.
W trzecim dniu swojej niewoli Cymmeryjczyk my�la�, �e oszaleje. Inni wi�niowie przebywali w lochach, ale tylko Osman m�g� go widzie� i s�ysze�. Ten kompan uprzyjemnia� mu ponur� rzeczywisto��. By� niewyczerpan� skarbnic� opowie�ci i nieprzyzwoitych plotek dotycz�cych urz�dnik�w Turanu, ich �on, o kt�rych wiedzia� zbyt du�o. A mog�o to by� niebezpieczne.
� Wystarczy � rzek� Conan wys�uchawszy niecenzuralnej opowie�ci o poprzednim namiestniku i jego niewiernej �onie � musimy znale�� spos�b, �eby si� st�d wydosta�, w przeciwnym razie u�wietnimy ceremoni� po�wi�cenia �wi�tyni. Nie mam na to zbyt wielkiej ochoty.
� Powtarzasz to samo od trzech dni � zauwa�y� Osman � ale twoje �a�cuchy nadal kr�puj� ci� mocno.
� Jeste� takim �r�d�em pomys��w, mia�em nadziej�, �e wpadniesz na jaki� fortel.
� A co z twoj� band�? � zapyta� Osman � czy to mo�liwe, by zapomnieli o tobie i nie chcieli ci� uratowa�?
� Oni! � Conan za�mia� si� chrapliwie � przybyliby tu ch�tnie, aby obejrze� moj� �mier� na szafocie.
� My�la�em, �e w�drowni bandyci s� niczym bracia � powiedzia� Osman z szyderstwem w g�osie.
� Tak samo jak rzezimieszki i mordercy w mie�cie � odrzek� Conan � ceni� mnie, bo umiem �wietnie w�ada� mieczem i je�dzi� konno. Nie t�skni� jednak za tob�, kiedy jeste� daleko.
� Co za okropno��! � rzek� Osman.
Conan siedz�c na pod�odze usi�owa� wymy�li� jaki� podst�p, kt�ry pozwoli�by mu uciec. Ka�dy pomys� by� jednak udaremniony, bo wi�zie� nie m�g� si� porusza�. Kr�tkie i mocne kajdany uniemo�liwia�y mu zbli�enie si� do �cian, okna lub drzwi celi. Dozorca nigdy nie znajdowa� si� dostatecznie blisko, aby mo�na go schwyci�. Bezpiecze�stwo mia� zapewnione dzi�ki swemu niedbalstwu. D�wi�k g�os�w dobiegaj�cych z zewn�trz wyrwa� Conana z zamy�lenia. Wiedzia�, �e okno celi wychodzi na ma�y, brukowany plac. Rano by� miejscem silnie nas�onecznionym, lecz w po�udnie znajdowa� si� w g��bokim cieniu. Korzystali z tego ludzie chc�cy skry� si� przed upalnym s�o�cem. Conan m�g� rozpozna� kszta�t �o�nierskich but�w.
� Nie b�dzie wina � rzek� pierwszy �o�nierz.
� Co to za �wi�to, je�eli nawet nie mo�emy si� napi�?
� Na Seta, b�dziemy mogli, ale dopiero trzeciego dnia, kiedy skarb zostanie zabezpieczony � odrzek� drugi � dopiero wtedy �o�nierze mog� zej�� z warty i wzi�� udzia� w �wi�cie. W razie niepos�usze�stwa czeka winnego �mier�.
� Na Assur�! Je�eli Sagobal obiecywa� �mier�, to na pewno dotrzyma s�owa. Ale powiedz mi co� o tym skarbie. Niczego dot�d o nim nie s�ysza�em.
� Ciszej m�w � powiedzia� drugi �o�nierz � wczoraj sta�em na stra�y tego skarbu i s�ysza�em, co m�wili o nim urz�dnicy. Wszystkie dochody podatkowe ca�ej prowincji maj� by� zgromadzone w krypcie pod now� �wi�tyni�. W innym czasie mog�oby to przyci�gn�� uwag� ulicy, ale gdy tyle woz�w przybywa na uroczysto��, nikt nie b�dzie niczego podejrzewa�. My za� nie dostaniemy nawet kropli wina dop�ki ostatnia moneta nie znajdzie si� w �wi�tyni i Torgut Chan nie zalakuje jej drzwi kr�lewsk� piecz�ci�.
Niebawem obydwaj �o�nierze odeszli i Conan powr�ci� do swoich rozmy�la�.
� S�ysza�e�, Cymmeryjczyku? � sykn�� Osman.
� S�ysza�em, co mi teraz z tego.
Tego rodzaju skarb m�g�by chyba zwabi� twoj� z�odziejsk� band�, prawda? � Osman m�wi� pokr�tnie i dwuznacznie.
� Bez w�tpienia. Co z tego? Niczego by nie wsk�rali, maj�c przeciw sobie ca�y garnizon.
� Ale ty jeste� przecie� przebieg�ym grabie�c� � ci�gn�� Osman prowokuj�co � z pewno�ci� znalaz�by� jaki� spos�b, �eby wykra�� ten skarb.
� Pr�ne gadanie � stwierdzi� Conan � moja banda jest na wzg�rzach, a ja jestem tutaj i prawdopodobnie pozostan� a� do uroczysto�ci, w czasie kt�rej co innego b�d� mia� na g�owie.
� A gdybym by� w stanie ci� st�d wydosta�? � zapyta� Osman.
� Masz jaki� plan? � sykn�� Conan.
� By� mo�e, by� mo�e. Oczywi�cie potrzebowa�bym od ciebie pewnych gwarancji.
� Gwarancji? � powt�rzy� Conan wpadaj�c we w�ciek�o�� � m�w z sensem, cz�owieku!
� To, co powiedzia�em, uwa�am za bardzo sensowne. Chc� mie� sw�j udzia� w skradzionym skarbie.
� Czy ty czasem nie przeceniasz swoich mo�liwo�ci? � powiedzia� Cymmeryjczyk � w ko�cu i ty jeste� tylko wi�niem.
� Nied�ugo. Je�li pomog� ci uciec, zdob�dziesz skarb i oddasz mi po�ow�?
Conan zdecydowa� si� ust�pi�.
� W porz�dku, je�li mnie st�d wyci�gniesz po�owa jest twoja. Powiedz mi teraz, jak zamierzasz to zrobi�.
� Plan jest taki. W przeciwie�stwie do ciebie nie jestem skuty. Mog� bez trudu powali� tego g�upiego dozorc� i zabra� mu klucz. Problem w tym, �e, aby st�d wyj��, trzeba przej�� przez wartowni� na szczycie schod�w. Ta perspektywa troch� mnie powstrzymuje.
� I jakie widzisz wyj�cie z tej sytuacji?
� Jeste� wielkim wojownikiem. Je�eli ci� uwolni�, potrafi�by� utorowa� nam drog� przez wartowni�?
� Tak. Ale zostaje ma�y problem � �a�cuchy � zauwa�y� Cymmeryjczyk pobrz�kuj�c nimi znacz�co.
� To jedyna trudno��. Na p�pi�trze, przed wartowni�, znajduje si� kowad�o, kt�rego u�ywaj� do rozkuwania, a tak�e do przykuwania �a�cuch�w niebezpiecznym wi�niom. Gdybym zni�s� je na d� razem z m�otkiem i d�utem, potrafi�by� chyba odci�� swoj� �elazn� bi�uteri�?
� Na Croma! � zawo�a� Conan, czuj�c wzbieraj�c� nadziej� � je�li naprawd� zniesiesz kowad�o na d� wraz z m�otkiem i d�utem, pozb�d� si� tego �elastwa szybciej ni� zamora�skie nierz�dnice zrzucaj� ubranie! � po chwili doda� podejrzliwie. � Wprawdzie s�abo ci� widz�, ale nie wygl�dasz na bardzo silnego cz�owieka. Dasz rad� znie�� kowad�o po schodach zanim kto� zauwa�y znikni�cie dozorcy?
� No, wiesz � powiedzia� Osman, szczerz�c szeroko z�by � zdaje si�, �e co� wymy�limy, prawda?
Tej nocy Osman zacz�� straszliwie j�cze�. Po godzinie zjawi� si� dozorca, aby to zbada�.
� Co ci dolega? � zapyta�, szuraj�c nogami po przejmuj�co wilgotnej posadzce.
� Tysi�c demon�w wtargn�o do moich trzewi � krzykn�� Osman � czy jedzenie, kt�re mi przynios�e�, by�o zatrute? Przyprowad� medyka, bo inaczej umr�, a ty zajmiesz moje miejsce na szafocie! �ajdaku! � wypowied� zako�czy� kolejnym przeci�g�ym j�kiem.
� Ju� wol� szafot ni� znosi� to wszystko � mrukn�� dozorca. Zbli�y� si� do celi Conana i wzni�s� w g�r� pochodni�. Wi�zie� udawa� �pi�cego. Upewni� si�, �e jego okowy od strony drzwi s� widoczne.
Dozorca zadowolony, �e Cymmeryjczyk pozostawa� przykuty do �cian, podszed� ponownie do celi Osmana. Da�o si� s�ysze� zgrzyt klucza w zamku, szuranie i niski zrz�dliwy g�os, a p�niej odg�os zadawanego uderzenia, przenikliwy krzyk i wreszcie ostatni cios.
� Conan! Jestem wolny! � oznajmi� Osman.
� Nie, jeszcze nie jeste�. Na razie tkwisz tu na dole razem ze mn�. Pom� mi si� wydosta� z tych kajdan�w, a wtedy ja ci� uwolni�.
Osman zbli�y� si� do drzwi z p�kiem kluczy i wypr�bowa� je wszystkie zanim dotar� do w�a�ciwego. Drzwi rozchyli�y si� szeroko.
� P�jd� teraz po kowad�o � stwierdzi�.
� Mniej gadaj, wi�cej r�b � doradzi� Conan � po�piesz si�!
Z�odziej znikn�� w okamgnieniu. Conan us�ysza� stukot jego st�p wbiegaj�cych po stopniach. Dotar� do niego ha�a�liwy zgrzyt i odg�os st�kni�cia. Zdawa�o si�, �e wszystko to trwa wieki; st�kanie i szuranie oraz powtarzaj�cy si� cyklicznie �oskot wydawany przez ci�k� stal obijaj�c� si� o kamienie. Cymmeryjczyk niecierpliwi� si�, a� ponownie ujrza� z�odzieja w drzwiach swojej celi. S�ania� si� pod ci�arem kowad�a, kt�re obejmowa� ramionami. Upad� niemal�e do st�p Conana.
Conan pochwyci� kowad�o w swe mocne d�onie i ustawi� je w pozycji pionowej.
� Szybko, cz�owieku, m�ot i d�uto.
� Wydaje ci si�, �e� � zacz�� Osman, �api�c haust powietrza � to kowad�o by�o tak b�ahym ci�arem, �e mog�em przynie�� pozosta�e narz�dzia w drugiej wolnej r�ce? � Conan z�apa� go i przygi�� do ziemi.
� Le� i przynie� je tu zanim skr�c� ci kark! � Osman �wiszcz�c i sapi�c wybieg� chwiejnym krokiem. Par� minut p�niej by� z powrotem, z m�otem o kr�tkim trzonku w jednej d�oni i z przecinakiem w drugiej.
� Mam nadziej�, �e umiesz si� tym pos�u�y�?
� M�j ojciec by� kowalem � odpowiedzia� Conan,. bior�c od Osmana narz�dzia � nauczy�em si� wcze�niej pos�ugiwa� m�otem ni� mieczem.
Kl�cz�c na jednym kolanie, ustawi� stop� na kowadle i opar� d�uto na ogniwie �a�cucha, tu� przy pier�cieniu. Jednym pot�nym ciosem m�ota odr�ba� stawiaj�ce op�r �elazo. W lochu rozleg� si� jakby d�wi�k olbrzymiego dzwonu.
� Us�ysz� to na g�rze � powiedzia� Osman l�kliwie � �piesz si�!
� Czy wygl�dam na kogo�, kto traci czas? � zapyta� Conan i raz jeszcze uderzy� w pier�cie� na wysoko�ci kostki. Pochyli� si� do przodu i �a�cuch na szyi odci�� od obr�czy. Po�o�y� lew� d�o� na kowadle i przy�o�y� d�uto w okolicach nadgarstka.
� Trzymaj d�uto � rozkaza�. Osman chwyci� je gorliwie.
� Nie chybisz i nie uderzysz w moj�� � Conan nie zada� sobie trudu, aby go uspokoi�, grzmotn�� w d�uto, rozrywaj�c �a�cuch. Osman z przekle�stwem upu�ci� narz�dzie i potrz�sn�� piek�c� od b�lu r�k�. Teraz Conan schwyci� m�ot w lew� d�o�.
� Jeszcze raz! � rozkaza�. Osman, wahaj�c si�, podni�s� d�uto.
� Czy umiesz r�wnie� uderza� m�otem za pomoc� lewej r�ki? Na pewno m�g�by� chybi�.
Wtedy us�yszeli g�osy i niespokojn� krz�tanin� na g�rze.
� Mitro, dopom� mi � powiedzia� Osman, �ciskaj�c d�uto z zamkni�tymi powiekami. Pot�ne uderzenie m�ota i ostatni �a�cuch zosta� zerwany. Cymmeryjczyk za�mia� si�, wstaj�c na r�wne nogi.
� Wolny.
� Wolny? � powiedzia� Osman, ze strachu odchodz�c niemal od zmys��w � jeste�my w lochu i w�a�nie nadchodz� stra�nicy.
Conan wzi�� m�ot w jedn� r�k� i d�uto w drug�.
� Wi�c najlepiej zrobimy, je�li st�d p�jdziemy. Po tych s�owach znikn�li w drzwiach celi.
Id�c w g�r�, schod�w natkn�li si� na par� stra�nik�w zdumionych ich widokiem. Najbli�szy stra�nik wymierzy� cios w��czni� w g�ow� Conana, lecz ten odbi� ostrze d�utem. Uderzaj�c m�otem w he�m, roztrzaska� jego czaszk�. Upadaj�cego �o�nierza Conan zepchn�� ze schod�w, drugiego uchwyci� za nogi i wbi� mu d�uto w klatk� piersiow�. St�pione ostrze, przebijaj�c serce, utkwi�o g��boko poni�ej kr�gos�upa.
M�czyzna upad�, a Conan chwytaj�c jego miecz przeskoczy� ponad le��cymi cia�ami i pomkn�� w g�r� ku wartowni.
Na widok Conana trzech chwyci�o za bro�. Jeden z nich zacz�� wo�a� na alarm, ale miecz Cymmeryjczyka uci�� krzyk, rozcinaj�c mu gardziel. Drugi pr�bowa� wymkn�� si� przez drzwi wej�ciowe, lecz Conan rzuci� we� masywnym m�otem i zmia�d�y� mu g�ow� niczym skorupk� od jajka.
Ostatniemu stra�nikowi uda�o si� za�o�y� tarcz� na rami�. Wzni�s� top�r, aby uderzy� przeciwnika, Conan jednak pierwszym ci�ciem odr�ba� tarcz� z kawa�kiem ramienia. Nast�pnym ciosem roz�upa� jego czaszk� na dwoje. Nagle w wartowni zrobi�o si� ca�kiem cicho.
� Pi�ciu ludzi! � powiedzia� Osman z groz� w g�osie � pi�ciu ludzi u�mierconych w czasie starczaj�cym na par� oddech�w.
� By�e� cholernie pomocny! � powiedzia� Conan, dobieraj�c sobie najlepsz� bro�, jak� mo�na by�o znale�� w pokoju. Nie m�g� odszuka� he�m�w ani ubra� odpowiednich rozmiar�w, wi�c musia� zadowoli� si� swoj� przepask� biodrow� oraz kolekcj� rozmaitej broni.
� Tak dobrze sobie radzi�e� � oburzy� si� Osman � w czym mia�em ci pom�c?
� Po pierwsze, potrzebne s� konie! Wyjd� na zewn�trz, szybko znajd� dla nas dwa wierzchowce i przyprowad� je tutaj.
� Mam to sam zrobi�?
� Tak, sam. Sp�jrz na mnie! � twarz p�nagiego barbarzy�skiego olbrzyma by�a podrapana i posiniaczona, w�osy spl�tane.
� Nie m�g�bym zrobi� nawet pi�ciu krok�w, �eby paru mieszczan nie podnios�o alarmu. Nikt nie we�mie tych �elaznych obr�czy za bi�uteri�. Ukradnij nam jakie� konie i szybko si� z tym uwi�.
Niewysoki m�czyzna wybieg� przez drzwi, a Conan czeka�, obawiaj�c si� szcz�ku zbroi wartownik�w, kt�rzy w ka�dej chwili mogli nadbiec, aby pom�ci� zamordowanych kompan�w. Nagle us�ysza� stukot kopyt koni przechodz�cy w galop. Maj�c niezwykle wyostrzony s�uch, wiedzia�, �e tylko jeden wierzchowiec by� dosiadany przez je�d�ca. Par� chwil p�niej Osman zatrzyma� si� przed drzwiami na wspania�ym, bojowym rumaku. Drugiego trzyma� za uzd�. Obydwa nosi�y siod�a kr�lewskiej jazdy.
� Szybko, wsiadaj na konia! � krzykn�� Osman � ich w�a�ciciele byli w gospodzie. W�ciekli si� na mnie. Teraz s� ju� blisko! � jego ponaglenie by�o ca�kiem zbyteczne. Zanim wypowiedzia� trzecie s�owo, Cymmeryjczyk siedzia� ju� w siodle, a jego pi�ty d�ga�y w ko�skie boki. Z okrzykiem rado�ci Osman pogalopowa� za nim.
Prosz� spojrze� na tego, kapitanie � powiedzia� �o�nierz. Kolejne cia�o wyci�gni�to z loch�w i �o�nierze gapili si� na nie.
� Na Mitr�! � powiedzia� jeden z nich � czy to d�uto tkwi w jego piersi? Zosta� d�gni�ty dok�adnie na wysoko�ci mostka. Na Seta! � �o�nierz opar� stop� o cia�o, chwyci� za wystaj�cy trzonek narz�dzia i poci�gn��. D�uto pozosta�o tam, gdzie by�o.
� Na Seta! � rzek� �o�nierz z podziwem � utkwi�o w kr�gos�upie. Czyja d�o� mog�a zada� taki cios?
� Conana, g�upcze! � powiedzia� pierwszy �o�nierz � przyw�dca bandyt�w jest tak silny, jak m�wi� ludzie.
Sagobal zbada� martwe cia�a.
� Pi�� trup�w? � zdziwi� si�.
� Tak, i dozorca � rzek� pierwszy rozm�wca � tamten ma z�amany kark.
Sagobal wskaza� na czterech ludzi.
� Wy czterej obejmujecie tutaj wart�. Reszta niech zabierze te cia�a i sprawi im pogrzeb. Musz� donie�� o tym Torgut Chanowi.
� Nie robimy po�cigu, kapitanie? � zapyta� pierwszy rozm�wca.
� Nie, maj� zbyt du�� przewag�, a my jeste�my wycie�czeni przygotowaniami do uroczysto�ci. Bez w�tpienia zobaczymy ich niebawem.
�o�nierze zaskoczeni wype�niali rozkaz. Dziwi�o ich, �e �atwo wpadaj�cy w gniew kapitan Sagobal potraktowa� incydent z tak filozoficznym spokojem. Wzruszaj�c ramionami, spe�niali swoj� powinno�� jak przysta�o na �o�nierzy, bez zadawania pyta�.
Sagobal uda� si� z�o�y� raport Torgut Chanowi o ucieczce Conana i o rzezi w�r�d wartownik�w.
U�miechn�� si� z satysfakcj�, �e wszystko przebiega zgodnie z planem.
2
� St�d jest ju� blisko � powiedzia� Conan.
� Mam nadziej�, �e si� nie mylisz � odrzek� Osman, krzywi�c si� z b�lu. �atwe �ycie miejskiego �o�nierza sprawi�o, �e nie by� przygotowany do trud�w forsownej jazdy.
Pustynny krajobraz, przez kt�ry jechali, by� ja�owy i suchy. W pejza�u dominowa�y wielkie g�azy. Brak by�o rozfalowanych wydm, a jedyn� ro�linno�� stanowi�y kar�owate zaro�la. �lady wi�y si� mi�dzy g�azami i skalnymi �cianami, jak w labiryncie, i trudno by�o cokolwiek dostrzec w odleg�o�ci wi�kszej ni� par� krok�w. Idealny kraj dla bandyt�w.
Conan rzuci� okiem na stercz�c�, skalist� iglic�.
� W czasie mojej nieobecno�ci trudno tej ho�ocie utrzyma� dyscyplin� � powiedzia�. � Na spiczastej skale powinien kto� czuwa� na czatach. Cz�owiek mo�e tam le�e� na brzuchu jak jaszczurka, i widzie� wszystkie podej�cia.
Po paru minutach wjechali w w�ski w�w�z, tak g��boki, �e czyste niebo zamieni�o si� w b��kitn� wst�g� wci�ni�t� mi�dzy urwiste skalne zbocza. Nagle �cie�ka wprowadzi�a ich do ma�ego kanionu z rw�cym strumieniem po�rodku. Strumie� wpada� do niewielkiego stawu i gin�� z pola widzenia. W powietrzu unosi� si� ostry zapach dymu. Grupa m�czyzn siedzia�a wok� ognia. Skoczyli na r�wne nogi, widz�c dw�ch intruz�w wje�d�aj�cych do kanionu. By�a to banda z�o�ona z r�nych narodowo�ci: Tura�czyk�w, Iranista�czyk�w i z p� tuzina innych pustynnych nacji w�druj�cych po bezdro�ach po�udniowego Kothu i Turanu. Mieli drapie�ny wygl�d, typowy dla banit�w ze wszystkich stron �wiata: pos�pni, poznaczeni bliznami, wielu z nich nosi�o �lady tortur zadanych przez kat�w podczas publicznych egzekucji. Niejednemu wykrzywiono r�k� za z�odziejstwo. Spogl�dali na przyby�ych z niepokojem. A dw�ch m�czyzn, kt�rzy ca�y czas siedzieli ze skrzy�owanymi nogami przy ognisku, patrzy�o na nich z wrogo�ci�.
� Hej, �otrzy � zawo�a� Cymmeryjczyk � kiepsko witacie starego kompana, kt�ry ledwie uszed� �mierci. � Zsiad� z konia i z niezachwian� pewno�ci� siebie zbli�y� si� do ogniska. � Wiem, wiem, tak was zatka�o z rado�ci, �e nie wiecie jak to wyrazi�.
Mierzy� ich przeszywaj�cym wzrokiem, lecz oni unikali jego spojrzenia. Conan odetchn�� z moc�.
� Na Seta � czuj� zapach obiadu! Zbyt d�ugo nie jad�em posi�k�w godnych ludzi! Z wyra�n� but� podszed� do ognia, a inni cofn�li si�, ust�puj�c mu miejsca. Para pulchnych gazeli piek�a si� nad w�glami, wydaj�c smakowity zapach. Dw�ch niezbyt urodziwych m�czyzn rzuca�o na niego pe�ne nienawi�ci spojrzenia. Cymmeryjczyk wyszczerzy� si� do nich w u�miechu. Wyci�gn�� sw�j sztylet i odkroi� spory kawa�ek pieczonego mi�sa.
� Arghun, jak to mi�o znowu zobaczy� twoj� zgorzknia�� twarz. Widz�, �e jak zwykle lizus Kasim jest z tob�. � Jednym szarpni�ciem mocnych, bia�ych z�b�w odgryz� k�s mi�sa, �u� je przez chwil� i po�kn��. � M�g�bym pomy�le�, �e nie cieszycie si� widz�c mnie �ywego.
Jeden z m�czyzn wsta�. Jego broda, barwiona na kolor jaskrawoczerwony, stercza�a rozwidlaj�c si� na ko�cu.
� Sprawy nie wygl�daj� ju� tak jak kiedy�, Conan. Da�e� si� schwyta� jak g�upiec, a kto� taki nie mo�e by� naszym przyw�dc�. � Wskaza� na cz�owieka obok siebie, kt�ry wolno podni�s� si� z ziemi, ani przez chwil� nie spuszczaj�c wzroku z Conana. � Arghun zosta� teraz naszym wodzem. Jest dwakro� lepszy od ciebie, przyb��do z p�nocy!
� Zgadza si� � przytakn�� drugi z nich, barczysty bydlak odziany w splamione krwi� sk�ry, o twarzy poznaczonej bliznami. � Teraz ja tu rz�dz�. Je�li chcesz, mo�esz jecha� z nami, ale jako zwyk�y cz�onek bandy. � Jego szcz�ka wysun�a si� butnie do przodu, a d�o� spocz�a na r�koje�ci zakrzywionego, kr�tkiego miecza.
� Ach tak � powiedzia� Conan, �ciszaj�c z�owr�bnie g�os � korzysta�em jedynie z go�cinno�ci namiestnika, to wszystko. To niczego nie zmienia.
� Skoro tak my�lisz � odrzek� Arghun � ju� jeste� martwy! � si�gn�� po miecz, lecz nie zd��y� wyci�gn�� go z pochwy, Cymmeryjczyk, szybki jak tygrys, przeskoczy� przez ognisko i zag��bi� sztylet w jego pachwinie. Z pasj� obr�ci� w g�r� zakrzywione ostrze i rozpru� jego cia�o a� po mostek. Arghun krzykn�� tylko raz, po czym run�� w poprzek ogniska z wypadaj�cymi na wierzch wn�trzno�ciami.
Kasim, zaszokowany tak brutaln� przemoc�, rzuci� si� do ucieczki, ale nie zrobi� nawet kroku, gdy dopad� go Cymmeryjczyk. Zacisn�� masywne r�ce na jego szyi. Rozleg� si� chrz�st �amanych ko�ci i nagle jego ruda rozwidlona broda zacz�a stercze� ponad plecami. Wyba�uszone oczy w niedowierzaniu spojrza�y po raz ostatni na twarz Conana wykrzywion� w zaciek�ym grymasie.
Conan podni�s� zwiotcza�e cia�o i wrzuci� je do wody. Uderzy�o o tafl� z pot�nym pluskiem. Potem podszed� do nadpalonego cia�a Arghuna i wyrwa� sw�j sztylet z piersi, by po chwili wytrze� ostrze o brudne sk�ry. Odci�� sobie kawa�ek mi�sa.
� Czy wszyscy zadowoleni? � mrukn��, prze�uwaj�c kolejny k�s.
� Mi�o znowu ci� widzie�! � krzykn�� jednooki Tura�czyk zwany Ubo.
� Tak, wszyscy mieli�my nadziej�, �e do nas wr�cisz Conanie � powiedzia� inny z bandyt�w, a reszta przyzna�a mu racj�.
Jeden z nich, wygl�daj�cy na cz�owieka pustyni, brodzi� przez chwil� w stawie, po czym wydoby� cia�o nieszcz�snego Kasima.
� Wstyd� si�, Conanie � wykrzykn�� z oburzeniem w g�osie � skala�e� wod� pitn�, co jest wielkim �wi�tokradztwem. M�wi�c to, wy��� skraj swojej szaty w br�zowo�czarne pasy.
� Z pewno�ci� Kasim jej nie os�odzi�, Autio � stwierdzi� Conan. � Ten cz�owiek jednak sprowokowa� mnie i straci�em panowanie nad sob�. Ludzie, oto m�j przyjaciel, Osman. Dzi�ki niemu wydosta�em si� z loch�w, a to oznacza, �e jest teraz jednym z nas.
Banda wita�a go. Osman podszed� do Conana.
� Po tamtej akcji widzia�em, na co ci� sta�. Zdziwiony jestem, �e przeciwstawili si� tobie, wiedz�c kim jeste�.
� Huh! � parskn�� Conan, rozgryzaj�c �eberko. Rozejrza� si� wok�, po czym rzek� cicho: � Te psy! Oni maj� bydl�ce m�zgi. Ka�dego dnia trzeba im uzmys�awia� swoj� przewag�. Wkr�tce zapomn� o dzisiejszym wydarzeniu i kt�ry� z nich zn�w b�dzie my�la� o odebraniu mi dow�dztwa. Wtedy znowu trzeba b�dzie zrobi� to samo. Tak jak widzia�e� najlepiej upora� si� z nimi szybko i sprawnie, zanim bunt zrobi si� zara�liwy.
� Rozumiem � powiedzia� Osman. Odkroi� sobie kawa�ek mi�sa i �uj�c rozkoszowa� si� doskona�ym smakiem pieczeni.
� I co teraz?
� U�o�ymy plan � powiedzia� Conan � a ty b�dziesz pomaga�.
� Jasne � zapewni� Osman � chcia�bym ci dalej s�u�y� tak, jak dot�d. B�d� twoj� praw� r�k� � u�miechn�� si� przymilnie.
Cymmeryjczyk, utkwi� w nim spojrzenie przerywaj�c ogryzanie �eberka.
� Ja ju� mam praw� r�k� � zwr�ci� uwag� Osmanowi.
* * *
Zadowolony Sagobal dogl�da� przygotowa�. Jego �o�nierze byli dobrze wy�wiczeni, a ludzie, po kt�rych pos�a�, wkr�tce mieli nadjecha�. Wszed� do nowej �wi�tyni Ahrimana. Wykuta brama wej�ciowa przypomina�a g�ow� olbrzymiego demona. Rozwarta paszcza by�a wej�ciem. �elazne szpice opuszczonej kraty tworzy�y seri� groteskowych k��w osadzonych w g�rnej szcz�ce demona. Budowl� wybudowano niedawno, a mimo to jej wn�trze wywo�ywa�o przygn�biaj�ce wra�enie. �wiat�o dociera�o jedynie przez ma�e, okr�g�e okienka umieszczone wysoko w bocznej nawie. Szyby w oknach ze szkar�atnego szk�a rozprasza�y czerwone promienie i nape�nia�y �wi�tyni� krwistymi smugami. Od wej�cia a� do o�tarza ci�gn�y si� dwa szeregi kolumn podpieraj�cych dach. Mia�y one kszta�t nagich, zakutych w �a�cuchy kobiet, przygniecionych ci�arem niesionym na ramionach. Ich pi�kne twarze by�y udr�czone i skurczone w b�lu.
Sagobal przechodz�c mi�dzy nimi dotar� do o�tarza. Zbudowano go na kszta�t olbrzymiego gniazda wij�cych si� w�y wyrze�bionych z niezwyk�� precyzj�, w stylu du�o starszym ni� ten, w jakim wykuto filary w kszta�cie kobiecych cia�. W rzeczywisto�ci o�tarz wywodzi� si� z bardzo g��bokiej staro�ytno�ci i nawet najbardziej uczeni ludzie w mie�cie nie mogli ustali� jego pochodzenia.
Sagobal, cho� by� twardym i niewzruszonym m�czyzn�, na widok tego przera�aj�cego o�tarza poczu� dreszcz.
Przez ca�e wieki na miejscu �wi�tyni by�a kupa gruz�w. Znajdowa�a si� ona na placu miejskim, otoczona wspania�ymi budynkami, a nikt nie wpad� na pomys�, aby j� uprz�tn�� i wybudowa� zamiast niej co� nowego. Kr��y�a po mie�cie mroczna, stara legenda, �e ktokolwiek odwa�y�by si� to zrobi�, poni�s�by straszn� kar� za swoje zuchwalstwo.
Nagle, dwa lata temu, pojawi� si� w mie�cie pewien tajemniczy cz�owiek. Przybycie jego zbieg�o si� z obj�ciem przez Torgut Chana urz�du kr�lewskiego namiestnika. Cz�owiek �w nosi� imi� Tragthan i pewnego dnia przyby� na dw�r namiestnika, prosz�c o audiencj�. Oznajmi�, �e jest kap�anem staro�ytnego obrz�dku Ahrimana i przyby�, aby odbudowa� ich porzucon� �wi�tyni�.
Torgut Chan by� oboj�tny do czasu, gdy Traghtan o�wiadczy�, i� bracia ch�tnie pokryj� wszelkie koszty. Stwierdzi� w�wczas, �e nie mia�by nic przeciwko temu przedsi�wzi�ciu, ale nale�y wzi�� pod uwag� formalno�ci prawne. A te �atwiej by�oby przebrn��, gdyby kap�an ofiarowa� pewn� sum� na odbudow� okr�gowego skarbca.
P�niej na prywatnej audiencji Tragthan powiedzia� Torgut Chanowi, �e g��boka krypta po�o�ona pod �wi�tyni� s�u�y�aby doskonale jako skarbiec. A sama �wi�tynia mog�aby by� solidn� budowl� odporn� na wszelkie ataki. Takie rozwi�zanie by�oby dla Torgut Chana bardzo korzystne. M�g�by teraz schowa� do kieszeni kr�lewskie pieni�dze przeznaczone na budow� skarbca oraz te pochodz�ce ze zbi�rek. Torgut Chan wys�a� tak�e do kr�la list. Pisa� w nim, �e pieni�dze zosta�y darowane na budow� nowej �wi�tyni, tym samym odbudowa kr�lewskiego skarbca zosta�a zabezpieczona.
O tym wszystkim wiedzia� Sagobal, kt�ry teraz przygl�da� si� odra�aj�cemu o�tarzowi. Miejsce kultu zosta�o odkryte, kiedy usuni�to rumowisko kamieni. Gdy si� to dokona�o, pomimo strachu przed kap�anem i namiestnikiem, robotnicy uciekli i odm�wili powrotu. A� w ko�cu do uko�czenia prac nad odkrytym salonem u�yto wi�ni�w. O�tarz ukryto po�r�d ci�kich tkanin, tak aby pracuj�cy, robotnicy nie musieli na niego patrze�. Jak zapewnia� Tragthan, wielka krypta le�a�a pod posadzk� �wi�tyni nienaruszona przez stulecia. Nowa �wi�tynia powstawa�a w niezwyk�ym tempie. A dzia�o si� tak dzi�ki kap�anowi, kt�ry zdawa� si� mie� niewyczerpane fundusze i zatrudnia� najlepszych rzemie�lnik�w, artyst�w. Niekt�rzy z nich patrzyli z niesmakiem na rysunki i plany przeznaczone do kopiowania. Opowiadali, �e pergamin ze szkicami zrobiony by� z ludzkiej sk�ry. Rekompensata jednak, kt�r� hojnie szafowa� Tragthan, zawsze uspokaja�a ich wra�liwo��.
Sagobal przechadza� si� z wolna wok� z�owieszczego o�tarza. Wyda�o mu si�, �e �wiat�o p�yn�ce ze wszystkich okien w nieprawdopodobny spos�b skupia si� w�a�nie w tym miejscu. Zastanawia� si�, dlaczego tak si� dzieje? Czy�by kap�an umie�ci� na dachu lustra ustawione pod r�nym k�tem? Wola� uwierzy� w tak proste rozwi�zanie.
Wyj�tkow� groz� budzi�a jedna z w�owych g��w. O�wietlona przez czerwone �wiat�o, wygl�da�a tak, jakby by�a zrobiona z odmiennej substancji. W przeciwie�stwie do innych w�y ta g�owa by�a na wp� ludzka. Sagobal chcia� j� dotkn�� i wyci�gn�� d�o�.
� Nie dotykaj o�tarza Ahrimana! � Sagobal gwa�townie si� odwr�ci�. Wyci�gn�� do po�owy kling�. Po chwili z trzaskiem wepchn�� miecz do pochwy.
Szczyci� si� swoim wyostrzonym s�uchem, lecz ksi�dz stan�� za nim bezszelestnie.
� Podziwiam tw�j o�tarz � powiedzia� bez zbytniej pokory.
� Wybacz mi moj� obcesowo��, ale jest to jedna z najbardziej czcigodnych i �wi�tych relikwii mego kultu. Mo�e by� dotykana wy��cznie przez po�wi�cone d�onie. � Ksi�dz by� wysoki, ubrany w rdzawo zabarwion� szat�. W g��bi kaptura z trudem mo�na by�o dostrzec ko�cist� twarz i dziwnie �wiec�ce oczy.
� Chcia�bym raz jeszcze obejrze� krypt� � powiedzia� Sagobal. � Ju� niewiele zosta�o do pierwszego dnia festynu.
� Je�li zechcesz p�j�� ze mn�� � Kap�an wyj�� klucz ze swej szaty. Poprowadzi� Sagobala do niewielkich schodk�w biegn�cych poni�ej poziomu, na kt�rym umieszczony by� z�owieszczy o�tarz. W dole schod�w znajdowa�a si� para ci�kich drzwi z br�zu, bogato zdobionych scenami z mitycznej sagi Ahrimana � Boga Ciemno�ci, i jego nie ko�cz�cych si� zmaga� z Ormuzdem � Bogiem �wiat�a. Przy drzwiach p�on�y �wiece w lichtarzach i Sagobal wzi�� jedn�. Tragthan przekr�ci� zamek i otworzy� drzwi na o�cie�. Poni�ej owego portalu z br�zu rozci�ga�y si� kolejne schody, podobnie jak ca�y pasa�, wykute przed wiekami w twardym kamieniu. Na �cianach i suficie pe�no by�o nieregularnych �lad�w pracy robotnik�w. Sagobal wiedzia�, �e u�yto wyj�tkowo twardego kamienia, a zielonkawe plamy, pozostawione na nier�wnych wy��obieniach, �wiadczy�y, i� narz�dzia musia�y by� wykonane z miedzi. Pracownicy ci musieli wykaza� nieludzki spok�j wobec up�ywaj�cego czasu. Wybudowanie przej�cia i krypty trwa�o ca�e wieki. Nawet ludzie z �elaznymi narz�dziami potrzebowaliby paru dziesi�tk�w lat.
Drugie zej�cie prowadzi�o do rozbrzmiewaj�cej echem komnaty wyciosanej w tym samym kamieniu. Sala by�a tak obszerna, �e �wiat�o pojedynczej �wiecy nie mog�o rozproszy� ciemno�ci. Sagobal posuwa� si� wzd�u� �cian. Pokrywa�y je geometryczne desenie wyko�czone precyzyjniej ni� �ciany w pasa�u. Wij�ce si� wzory przedstawia�y obsceniczne sceny, od kt�rych Sagobal musia� odwr�ci� wzrok.
Nagle u�wiadomi� sobie, �e chocia� skr�ci� wi�cej ni� cztery razy, nie powr�ci� jeszcze do miejsca swego startu. To by�o niemo�liwe. Doszed� do wniosku, �e musia�y zmyli� go zagadkowe wzory na �cianach i zapewne znajduje si� w miejscu, z kt�rego wyruszy�. Nad niezrozumia�ymi zjawiskami lepiej nie zastanawia� si�.
� Mo�e by� � powiedzia�. � Przej�cie i schody s� jedynym sposobem wyj�cia. Krypta wydaje si� wystarczaj�co obszerna.
� Ale jest to spos�b przydatny tylko dla zwyk�ego cz�owieka � powiedzia� tajemniczo kap�an. Dop�ki pozostanie tutaj z�oto, nic si� nie zmieni, a ludzie b�d� si� trzyma� od krypty z dala.
� Ta pos�pno�� przygn�bia mnie � Sagobal rzek� szorstkim tonem.
Pi�li si� w g�r� i Sagobal wola� nie patrze� na grubo ciosane �ciany. Wszystko w tym miejscu ska�one by�o wywodz�cym si� ze staro�ytno�ci z�em, nawet nowa budowla na g�rze.
� Czy w nadchodz�cych uroczysto�ciach maj� by� jakie�� zak��cenia � zapyta� kap�an.
� Co masz na my�li? � rzek� Sagobal.
� Chodzi mi o to, �e moje Bractwo zaoferowa�o wykorzystanie krypty Ahrimana na skarb namiestnika. Je�li za� ma by� u�yte do jakich� niecnych cel�w � powiedzia� znacz�co � mog�oby to nie by� szcz�liwe posuni�cie.
� Dlaczego nie � zapyta� zniecierpliwiony Sagobal. � Czy tw�j b�g nie jest bogiem z�a i ciemno�ci? Czy� nie raduje si� rozlewem krwi?
� Tak jest w istocie. Jego kap�ani jednak�e nie przepadaj� za niespodziankami.
� Je�eli wszystko tak �atwo ci� zaskakuje Tragthanie, powiniene� znale�� sobie �agodniejszego boga, aby mu s�u�y�. �ycz� ci mi�ego dnia.
Wy�onili si� z krypty i Sagobal kroczy� energicznie mi�dzy kariatydami ku smugom �wiat�a w�lizguj�cego si� przez bram�.
� Zobaczymy si� znowu podczas festynu � rzek� kap�an ponurym g�osem.
Sagobal odczu� wyra�n� ulg�, gdy wyszed� ze �wi�tyni i przeklina� dzie�, w kt�rym Torgut Chan zgodzi� si� na jej odbudow�. O�lepiaj�ce �wiat�o s�oneczne przeszywa�o plac, oczyszczaj�c go z pradawnego, nieludzkiego z�a, promieniuj�cego ze �wi�tyni. Sagobal g��boko odetchn�� �wie�ym powietrzem i wpatrywa� si� w zat�oczony plac pe�en �piesz�cych si� ludzi. Opr�cz zwyk�ego ulicznego t�umu, sk�adaj�cego si� z w�drownych handlarzy i podr�nych, mo�na by�o zobaczy� prowizoryczne stragany sprzedawc�w przyby�ych na nadchodz�ce uroczysto�ci.
Pojawili si� te� przer�ni kuglarze zarabiaj�cy na naiwnych gapiach, oszustach, dziwkach i rzezimieszkach. W tym odleg�ym zak�tku Turanu m�wiono tuzinem j�zyk�w Hyrkanii, Wendii, Iranistanu, niezliczonych szejkanat�w i ksi�stw pobliskiej pustyni. Liczne karawany, jad�ce pustyni� z Kothu, Puntu i Zembabwei, przeje�d�a�y przez Shahpur, omijaj�c po�udniowy kraniec Villayetu, aby przedosta� si� dalej przez prze��cze po�udniowego pasma g�rskiego.
Nagle Sagobal jakby wyczu� z�o emanuj�ce od cz�owieka, nie od bog�w, kap�an�w ani mag�w. Dlatego bli�sze jemu, dow�dcy stra�y.
Poprzez �uk triumfalny Sprzyjaj�cej Fortuny, gdzie ulica Semaria�ska dochodzi�a do placu, wjecha�a konno grupa ludzi. Nie czynili �adnej wrzawy, ich konie sz�y wolnym k�usem. Wszyscy odst�pili, aby da� im przej�cie. Pomi�dzy nimi musia� by� cz�owiek, na kt�rego czeka� Sagobal. G�adz�c upier�cienionymi palcami d�ugie w�sy, zszed� po schodach �wi�tyni, aby wyj�� im na spotkanie.
Sagobal by� jedn� z bardziej znanych postaci w mie�cie. Wzbudza� strach. Szed� ze stra��, a ludzie rozst�powali si� przed nim, jak ryby umykaj�ce przed dziobem okr�tu.
Je�dziec prowadz�cy grup� dostrzeg� go i wzni�s� d�o�, nakazuj�c pozosta�ym, aby si� zatrzymali. Dow�dca stra�y przyjrza� si� ca�ej grupie je�d�c�w stoj�cej za m�czyzn�. Sprawiali wra�enie ludzi zaprawionych w bojach. Kapitan stra�y zatrzyma� si� przed przyw�dc� i przez d�ug� chwil� milcza�. Cz�owiek, przed kt�rym stan��, uwa�any by� za besti�. Mia� niebieskie oczy i pokryt� bliznami twarz. Spod kraw�dzi stalowego he�mu wy�ania�y si� siwiej�ce blond w�osy i zwiesza�y do wysoko�ci szerokich bark�w. Nie nosi� tuniki ani koszuli, lecz mia� ods�oni�t� pier� � pot�ny, pokryty bliznami tors. Jego przedrami� by�o owini�te sk�rzanym paskiem, z wierzchu obite �elazem. Wierzch ka�dej d�oni pokrywa�y �elazne p�ytki z kolcami. Pas z grubej sk�ry, szeroki na pi�� cali, nabijany by� gwo�dziami i podtrzymywa� ci�ki n� w obszytej futrem pochwie oraz zakrzywiony miecz o szerokiej klindze.
� Ty chyba zwiesz si� Sagobal.
� Tak powinienem si� zwa� � przyzna� wci�� patrz�c na m�czyzn�.
� Jestem Berytus z Akwiloni. Przys�a�e� po mnie. � G�os jego brzmia� jak huk.
� Tak, pos�a�em. Twoi ludzie mog� zaprowadzi� swoje wierzchowce do gwardyjskiej stajni. Jeden z moich stra�nik�w poka�e im drog�. Potem niech si� tu z powrotem stawi�. Co do ciebie, p�jdziesz teraz do mojej kwatery.
Berytus zsiad� z konia i poda� lejce Koryntianowi, wi�kszemu ni� on sam. Twarz jego by�a mocno zaro�ni�ta g�st� brod�, mia� ma�e ciemne oczy, a czarne, d�ugie, g�ste w�osy si�ga�y mu niemal do �okci. Burkn�� co� do reszty i wszyscy usiedli w oczekiwaniu na dalsze rozkazy.
Sagobal szed� do kwatery g��wnej w wojskowym skrzydle namiestnikowskiego pa�acu. Poinstruowa� stra�nika, aby zaprowadzi� ludzi Berytusa do stajni i znalaz� im miejsce na nocleg w kr�lewskich koszarach. Drugiemu za� poleci�, aby przyni�s� im po�ywienie. M�czy�ni wype�niali b�yskawicznie i bez szemrania rozkazy.
W pokoju Sagobal zdj�� sw�j he�m i wskaza� Berytusowi krzes�o naprzeciw siebie, Akwilo�czyk rozsiad� si� wygodnie. Sagobal nala� im obydwu wina do puchar�w z kutego srebra i ciekawie przygl�da� si� przybyszowi, kt�ry podobny by� do wojownika walcz�cego na arenie. Opr�cz szerokiego pasa nosi� buty obszyte u g�ry futrem i kamizelk� z jeleniej sk�ry. Wida� by�o jego blizny, kt�rymi si� che�pi�.
� Wojskowy zarz�dca Sultanapuru pisa�, �e dobrze �wiadczy�e� mu us�ugi � zacz�� Sagobal.
� Tak � Berytus przechyli� si� w ty� i zahaczy� kciuki o brzeg pasa. � By�a to banda zwariowanych buntownik�w ukrywaj�cych si� na wzg�rzach na p�noc st�d. Lokalizacja wszystkich kryj�wek i ustalenie, kt�ry ch�op by� im pomocny, zaj�y mi trzy miesi�ce. Kiedy ju� ich namierzyli�my, musieli�my �ci�gn�� winnych z powrotem na niziny. Najpierw spalili�my wie�niak�w, kt�rzy im pomagali. Potem zniszczyli�my kryj�wki z zapasami, zar�wno sk�ady rebeliant�w, jak i ch�opskich pomocnik�w. Kiedy dopadli nas, sp�dzili�my ich w d�. A tam ju� ludzie rz�dcy rozprawili si� z nimi. Rz�dca powywiesza� wszystkich bandyt�w.
� Zdajesz si� rozumie� swoj� prac� � zawyrokowa� komendant.
� Znam si� na r�nej robocie. By�em wojownikiem walcz�cym na arenie. �apa�em niewolnik�w w Argos i Shem i sta�em si� przyw�dc� grupy �apaczy zbieg�ych niewolnik�w. By�o to bardzo intratne zaj�cie. Przyw�dcom p�acili du�o wi�cej za powr�t wy�wiczonego niewolnika ni� za pochwyconego barbarzy�c�. Teraz s�u�ymy lokalnym zarz�dcom i urz�dnikom, poluj�c na bandyt�w i buntownik�w, kt�rych trudno jest z�apa� regularnym oddzia�om.
� Tego w�a�nie mi trzeba. Aha, oto i nasz posi�ek. � Gdy jedli, Sagobal zachowywa� milczenie. Kiedy Akwilo�czyk sko�czy� obgryza� ostatnie �eberko, przem�wi�.
� Ostatnio mia�em sporo k�opot�w z pewn� band�, kt�ra sta�a si� dla mnie prawdziw� plag�. Od lat panuj� na okolicznych wzg�rzach, przewa�nie poluj�c na karawany, ale niedawno zacz�li uderza� na okoliczne miejscowo�ci. Kradn� hordy zamo�nym kupcom, przyw�aszczaj�c sobie kr�lewskie bogactwa i wp�aty. Zauwa�, �e nie by�y to przypadkowe ataki, lecz �wietnie zaplanowane uderzenia.
� Nowy przyw�dca? � zapyta� Berytus.
� Zgadza si�. Gzy zetkn��e� si� kiedy� z niejakim Conanem z Cymmerii?
Na okrutnej twarzy Berytusa pojawi�o si� zdumienie.
� Tak, znam go ze s�yszenia. Jest z�odziejem i najemnikiem. S�ysza�em opowie�ci o nim w wielu miejscach, ale nigdy na tak dalekim wschodzie. Co go tutaj przywiod�o?
� Kt� mo�e wiedzie�, co kieruje krokami takiego cz�owieka? Jakiekolwiek by by�y przyczyny, przyw�drowa� tutaj, staj�c si� dla mnie prawdziw� plag�. Raz wpad� w pu�apk� i bezzw�ocznie kaza�bym go powiesi�, gdyby m�j w�adca, kr�lewski namiestnik nie postanowi� uczyni� z jego �mierci gwo�dzia programu w swych nadchodz�cych uroczysto�ciach. Bestia zosta�a zamkni�ta w lochach. Wydosta� si� z nich zabijaj�c pi�ciu stra�nik�w, jednego po drugim.
Berytus odpowiedzia� na to mrukliwym tonem.
� Tak, trzymanie go w wi�zieniu by�o bardzo ryzykowne, znam wielu jemu podobnych. Powinno si� ich zabija� przy pierwszej sposobno�ci.
� Zdaj� sobie z tego spraw�. W ka�dym razie ch�tnie dobra�bym si� do sk�ry tej bandzie. Moi ludzie �wietnie si� do tego nadaj� i gdyby to byli zwykli bandyci, moje oddzia�y poradzi�yby sobie z �atwo�ci�. Z tym Cymmeryjczykiem jednak rzecz ma si� inaczej. I w�a�nie, �eby si� z nim upora� pos�a�em po ciebie. Je�eli wszystko p�jdzie zgodnie z planem, dasz sobie z nim rad� w par� minut. B�dzie to praca niebezpieczna, lecz kr�tka, bez marnowania miesi�cy na �ciganie ich po wzg�rzach.
� Z mojego do�wiadczenia wynika, �e nie wszystko przebiega zawsze zgodnie z planem � powiedzia� Berytus.
� W takiej sytuacji � rzek� Sagobal ponurym g�osem � b�dziesz mia� przed sob� czasoch�onne i trudne zadanie. Mo�e nawet zaczniesz �a�owa�, �e w og�le si� go podj��e�.
Na ma�ym dziedzi�cu przylegaj�cym do kwatery Sagobala ustawili si� do przegl�du ludzie Berytusa. Wygl�d ich by� zaprzeczeniem regularnego, �o�nierskiego oddzia�u, kt�ry zgromadzi� si� nieopodal w tym samym celu. Nieokrzesani, z rozczochranymi w�osami, m�wili wieloma j�zykami i nale�eli do r�nych ras.
Na ko�cu szeregu sta� kr�py Kothyjczyk i Berytus zaprowadzi� Sagobala najpierw ku niemu.
� To jest Urdos z Koth. Jest moim zast�pc�. Niewiele si� odzywa, ale jego czyny m�wi� za siebie.
Olbrzym zasalutowa� ci�kim toporem, kt�ry w masywnej �apie stawa� si� lekki niczym r�d�ka wr�ki. Kolejny m�czyzna podobnie wygl�da�. W d�oni trzyma� zakrzywiony, grubo ciosany �uk.
� Barca Shemita � powiedzia� Berytus � mistrz w strzelaniu z �uku.
Za Barc� sta� niepozorny m�czyzna o smag�ej cerze i drobnych rysach twarzy. W�osy schowane mia� pod zat�uszczonym turbanem. Jedyn� jego broni� by�a cienka w��cznia.
� Ambula z Puntu odczyta �lady zostawione cho�by przez ducha na nagiej skale. � Ambula u�miechn�� si�, ods�aniaj�c ��te pie�ki z�b�w.
� Hyrkanijczyk Bahdur � rzek� Berytus, staj�c przed siedz�cym ze skrzy�owanymi nogami m�czyzn� o ��tej karnacji, kt�ry trzyma� �uk i strza�y zatkn