5836
Szczegóły |
Tytuł |
5836 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5836 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5836 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5836 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Roger Zelazny
ARGAIL
I po tom tylko zbieg�, by wam da� �wiadectwo
Nie opuszcza�a ich ani na moment - czarna plama dok�adnie nad nimi, w
miejscu, z kt�rego sp�ywa�a niemal o�lepiaj�ca ulewa b�yskawic i grzmot�w,
rycz�cych jak artyleryjski ogie�. Van Berkum zatoczy� si� przy kolejnym
przechyle statku, omal�e nie upuszczaj�c paki. Wok� niego wy�y wichry,
wdzieraj�c si� w ka�d� dziur� przemoczonej odzie�y; woda pluska�a i wirowa�a pod
stopami, wycofuj�c si�, wracaj�c, znowu wycofuj�c. O statek nieustannie
rozbija�y si� ogromne fale. W�r�d omasztowania ta�czy�y dziwne, zielone ognie
�w. Elma.
Nagle us�ysza� krzyk innego marynarza, przedzieraj�cy si� przez sztorm i
grzmoty. Jeszcze jedna przypadkowa ofiara dryfuj�cych demonicznych oprawc�w.
Wysoko w olinowaniu wisia� uwi�ziony trup, obdarty doszcz�tnie ze sk�ry
przez rozgniewane �ywio�y; jego szkielet ja�nia� zielonym blaskiem, a prawe
rami� ko�ysane wiatrem zdawa�o si� macha�, jakby w ge�cie po�egnania, a mo�e
zaproszenia.
Van Berkum przeci�� pok�ad i wszed� do nowej �adowni; karton trzeba by�o
przywi�za� rzemieniami. Ile razy przenosili ju� te kartony, paki, i beczki? Ju�
dawno straci� rachub�. Chyba za ka�dym razem, gdy si� z tym uporali, przychodzi�
nowy, taki sam rozkaz.
Popatrzy� ponad burt�. Gdy tylko by� w tym miejscu, gdy tylko nadarza�a si�
okazja, spogl�da� na odleg�y horyzont, rozmyty w zas�onie deszczu. I �y�
nadziej�.
Tym w�a�nie r�ni� si� od innych. Nie pogr��a� si� w ot�pieniu, jak
pozostali, �y� nadziej� - cho� niewielk� - gdy� mia� plan.
Statkiem wstrz�sn�a pot�na salwa �miechu. Van Berkum zadr�a�. Kapitan
niemal nie opuszcza� ju� kabiny, zabarykadowany z beczk� rumu. M�wiono, �e gra w
karty z Szatanem. Odg�os zabrzmia� w�a�nie tak, jakby to w�a�nie Szatan wygra�
nowe rozdanie.
Pod pozorem inspekcji umocowa� �adunku, Van Berkum odnalaz� jeszcze raz sw�
beczk�, przemieszan� w�r�d innych. M�g� j� odr�ni� po ma�ej plamce niebieskiej
farby. W odr�nieniu od innych by�a pusta i uszczelniona od wewn�trz.
Odwr�ci� si� i ruszy� z powrotem przez pok�ad. Co� wielkiego, o nietoperzych
skrzyd�ach, przemkn�o mu za plecami. Skuli� ramiona i przyspieszy� kroku.
Jeszcze cztery pakunki, za ka�dym razem szybkie spojrzenie w dal. I wtedy -
wtedy...?
Wtedy!
Zobaczy� go. Statek, od strony dziobowej! Rozejrza� si� nerwowo dooko�a. By�
sam. To by�o to. Je�li si� pospieszy. Je�li go nikt nie zobaczy.
Podbieg� do beczki, rozpi�� umocowania, rozejrza� si� raz jeszcze. Nadal
nikogo w pobli�u. Drugi statek najwyra�niej si� przybli�a�. Nie by�o czasu ani
mo�liwo�ci pomiaru kursu, wiatr�w czy pr�d�w. By� tylko hazard i nadzieja.
Musia� podj�� to pierwsze i �ywi� si� tym drugim. Przetoczy� beczk� pod
burt�, podni�s� j� i wyrzuci�. W chwil� p�niej skoczy� jej �ladem.
Woda by�a lodowata, spieniona, mroczna. Pr�d �ci�ga� go w g��bin�.
Rozpaczliwie szarpa� wod� ramionami, staraj�c si� wydosta� na powierzchni�.
Wreszcie zobaczy� b�ysk �wiat�a. Ba�wany miota�y nim w r�nych kierunkach,
wiele razy wyrzuca�y w g�r� i zn�w spycha�y pod wod�. Jednak za ka�dym razem
wyp�ywa�.
By� ju� prawie sk�onny si� podda�, gdy nagle morze uspokoi�o si�. Odg�osy
sztormu ucich�y. Niebo przeja�nia�o. Bij�c r�koma wod�, dostrzeg� znikaj�cy w
oddali statek, z kt�rego w�a�nie wyskoczy�, unosz�cy ze sob� swe prywatne
piek�o. A bli�ej, po lewej stronie, wystawa�a z wody beczka z niebiesk� plam�.
Rzuci� si� w jej kierunku.
Zdo�a� dotrze� i schwyci� si� jej. M�g� nawet cz�ciowo wynurzy� si� z wody.
Przywar� do beczki ca�ym cia�em i ci�ko dysza�. Chwyci�y go dreszcze. Cho�
morze uspokoi�o si�, woda by�a nadal bardzo zimna. Gdy poczu� si� odrobin�
silniejszy, uni�s� g�ow� i rozejrza� si� a� po horyzont.
Tam!
Statek, kt�ry wtedy zobaczy�, by� teraz jeszcze bli�ej. Uni�s� r�k� i
pomacha�. Zerwa� z siebie koszul� i podni�s� j� jak najwy�ej, trzepocz�c� na
wietrze jak sztandar.
Trzyma� j� tak, a� nie zdr�twia�o mu rami�. Gdy spojrza� raz jeszcze, statek
przybli�y� si� jeszcze bardziej, jednak nic nie wskazywa�o, by kto� go zauwa�y�.
Na podstawie wzgl�dnych kurs�w statku i beczki, stwierdzi�, �e za kilka minut
mog� si� zr�wna�. Prze�o�y� koszul� do drugiej r�ki i zacz�� ni� zn�w macha�.
Gdy spojrza� ponownie, dostrzeg�, �e statek zmienia kurs i kieruje si�
wprost na niego. Gdyby mia� wi�cej si� lub gdyby nie wyssano z niego wszystkich
uczu�, na pewno za�ka�by ze szcz�cia. Prawie natychmiast zda� sobie spraw� z
potwornego zm�czenia i przemo�nego zimna. Oczy pali�y go od s�onej wody, a
jednak najch�tniej teraz by je zamkn��. Nie m�g� spu�ci� wzroku ze zdr�twia�ych
d�oni w obawie, �e palce rozlu�ni� chwyt i puszcz� beczk�.
- Szybciej! - westchn��. - Szybciej...
By� prawie nieprzytomny, gdy wci�gano go do szalupy i owini�to w koce.
Zasn��, nim dobili do burty.
Przespa� reszt� dnia i ca�� noc, budz�c si� tylko na �yk gor�cego grogu i
barszczu. Gdy spr�bowa� si� odezwa�, nikt go nie zrozumia�.
Dopiero nast�pnego popo�udnia przyprowadzono marynarza znaj�cego
holenderski. Opowiedzia� mu ca�� sw� histori�, od chwili podpisania kontraktu a�
do skoku w morsk� otch�a�.
- To niewiarygodne! - zdumia� si� marynarz, przerywaj�c na chwil� d�ugie
t�umaczenie dla oficer�w. - Wi�c ten miotany sztormem statek-widmo, kt�ry
wczoraj widzieli�my, to naprawd� "Lataj�cy Holender"! Wi�c on istnieje naprawd�
- a ty, ty jeste� jedynym cz�owiekiem, kt�ry zdo�a� z niego zbiec!
Van Berkum u�miechn�� si� s�abo, opr�ni� i odstawi� dzban wci�� trz�s�c�
si� r�k�.
Marynarz poklepa� go po ramieniu.
- Odpoczywaj teraz w spokoju, przyjacielu. Wreszcie jeste� bezpieczny -
powiedzia� - i wolny od statku demon�w. Jeste� na pok�adzie okr�tu s�awnego z
bezpiecznej �eglugi, w towarzystwie wspania�ych oficer�w i za�ogi - a w dodatku
zaledwie o kilka dni od macierzystego portu. Odzyskuj si�y i usu� ze swych my�li
wspomnienia minionych nieszcz��. Witaj na pok�adzie "Marii Celestyny".