5778
Szczegóły |
Tytuł |
5778 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5778 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5778 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5778 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Grzegorz Wi�niewski
W�adca Labiryntu
Nie sk�ami� pisz�c "Nie sugerowa�em si� gierk� Diablo"
Mieli�my chwil� spokoju.
Zagro�enie znikn�o. Naszpikowane strza�ami sukuby dogorywa�y ju�, drgawkami karminowych skrzyde� pr�buj�c
odstraszy� �mier�. Jeden z Lord�w Pancernych gulgota� jeszcze przez przestrzelon� tchawic�, ale si�y nie mia� nawet
tyle, �eby wsta�. W sali Labiryntu powoli zapada�a cisza.
- Dzi�ki, Plecy. - powiedzia�a Draakhis, si�gaj�c do plecaka po flakon leczniczego napoju. Nie zdejmuj�c strza�y z �uku
wychyli�a ca�y karminowy p�yn.
- Nie ma za co - odpowiedzia�em, budz�c si� z drzemki. - Ty nie da�aby� sobie rady beze mnie, a ja bez ciebie.
Odrzuci�a pusty flakon.
- Bez ciebie - stwierdzi�a z wy�szo�ci� - by�oby mi po prostu trudniej. A ty beze mnie nie prze�y�by�.
Spu�ci�em oczy. Czo�em dotkn��em mojej magicznej laski w miejscu, gdzie widnia� �lad po startym runie
identyfikacyjnym. Uda�o si�, nie zauwa�y�a, jak ziewam.
- No, nie martw si� - pocieszy�a mnie. - By�e� ca�kiem niez�y. Twoja Tarcza Many to cudowny czar, rozwin��e� go
�wietnie. Gdyby� tak jeszcze potrafi� rzuca� ogniem...
Podnios�em wzrok.
- B�d� si� stara�. Zobaczysz - zapewni�em j� z u�miechem. Potem rozejrza�em si� po pobojowisku i doda�em: -
Dzielimy �upy?
- Jasne. Chcesz wszystkie napoje uzupe�niaj�ce man�? - zapyta�a ruszaj�c ku doskonale nieruchomym teraz cia�om
potwor�w.
- Jasne - odpowiedzia�em z profesjonalnie udawanym zainteresowaniem.
Przy cia�ach nie znale�li�my niczego ciekawego. Jakie� sztylety, maczugi. Reszta ich rynsztunku by�a zbyt zniszczona,
aby op�aca�o si� cokolwiek zabra�. Dwa le��ce na wierzchu ma�e flakony napoju wzmacniaj�cego man� Dhraakhis
da�a mnie. Natychmiast wywali�em je ukradkiem. Up�ynie jeszcze du�o czasu, nim b�d� ich potrzebowa�.
- Co za uboga ho�ota. - zauwa�y�a rozczarowana Draakhis. Sta�a nad jednym z Lord�w Pancernych, naszpikowanym
strza�ami jak je�. Ty� jego kirysu zdobi�y inkrustowane z�otem, wyra�ne runy g�osz�ce: "Darujcie mi �ycie". Mia�
pecha, bo Draakhis s�abo czyta�a. - Wstydziliby si� w og�le wchodzi� mi w drog�.
Rozumia�em j�. Tutaj, na pi�tnastym poziomie, w korytarzach wy�o�onych kafelkami kolorowego lapis lazuli i
g�rskich kryszta��w, mo�na by�o spodziewa� si� du�ego zag�szczenia skarb�w. Wszystko zale�a�o jednak od
osobistego szcz�cia, a najwyra�niej Draakhis nie mia�a go wiele.
- Przed nami najgorsze - powiedzia�a do mnie, kciukiem sprawdzaj�c stan ci�ciwy �uku. - S�ysza�am opowie�ci o tej
okolicy. Tutaj kr�ci si� ten pot�pieniec Lazarus, dawny arcybiskup. Skuszony pot�g� ciemnej strony... to znaczy,
ciemno�ci. To pot�ny mag. Nie p�jdzie nam tak �atwo, jak z nimi. - Wskaza�a z��tych strza�ami Lord�w Pancernych i
sukuby, wygl�daj�ce jak wielkie, rozdeptane motyle.
- Lazarus... - mrukn��em. - Trudny orzech do zgryzienia. Ale mo�e trafi nam si� jego akolitka, Red Vex, kt�ra ju�
dawno mi podpad�a. Zajmuje si� podobno ochron� Lazarusa.
- Red Vex. - powt�rzy�a na g�os. - Nie s�ysza�am. To istota materialna?
- P� na p�. W Bestiario Labirinthii napisano, �e to Pomiot Piek�a. Regenerowalny, cz�ciowo odporny na czary. Big
madafaka.
- Bestiario Labirinthii? Mo�e znalaz�e� tam co� na temat Diablo?
- Strony o W�adcy Labiryntu kto� wyrwa� w moim egzemplarzu. - W tym momencie �ga�em jak bardzo du�y pies. - I
nie spotka�em nikogo, kto widzia�by go i prze�y�.
Przyjrza�a mi niepewnie. Przestraszy�a si�?
- Lepiej chod�my i bierzmy si� za niego.
Chwyci�em mocniej lask� i oboje ruszyli�my naprz�d, wzd�u� �ciany. Szli�my ku ostatniemu miejscu, kt�rego jeszcze
nie zbadali�my. Lazarus m�g� si� kry� tylko tam.
Wystarczy�o przej�� kilkadziesi�t krok�w. Gdy dotarli�my do rozleg�ej, wysoko sklepionej sali, pod sufitem nagle
odezwa� si� g��boki g�os:
- Porzu�cie swoje bezsensowne poszukiwania.
Dostrzeg�em w centrum sali graniastos�up o�tarza, ze skurczonym na nim dzieci�cym kszta�tem. To m�wi� Lazarus,
zn�w z�o�y� ofiar�. Akustyka pomieszczenia nag�a�nia�a szelest krwi sp�ywaj�cej kamiennymi rynienkami. Arcybiskup
sta� obok, z no�em ofiarnym w d�oni.
- Sp�nili�cie si�. Syn kr�lewski zosta� ju� z�o�ony w ofierze...
Ten go�� zawsze du�o gada, jakby mia�o to jakie� znaczenie. Zerkn��em na Draakhis. Lazarus nie�le j� zdenerwowa�.
By� wykszta�cony i m�wi�c u�ywa� wielu trudnych s��w, takich jak "unicestwienie", "samokrytyka" i nade wszystko
"konsekwencje".
- Phi, konsekwencje, konsekwencje... - powt�rzy�a z pogard� i pos�a�a mu strza��.
I wtedy si� zacz�o!
Spadli na nas ze wszystkich stron. Silni, zwarci, gotowi. I z doskonale opanowan� magi�. Powietrze zatrzeszcza�o od
rzucanych czar�w. Uczestniczy�em w dziesi�tkach takich rozr�b, wi�c ci�nienie mi specjalnie nie podskoczy�o.
Spokojnie odwr�ci�em si�, staj�c plecami do plec�w Draakhis. Dostrzeg�em bestie biegn�ce w moj� stron� z
grymasami pysk�w, kt�re w ich mniemaniu mia�y mnie przerazi�. Uaktywni�em Tarcz� Many, plecy Draakhis by�y
bezpieczne. W tym czasie ona sia�a ju� spustoszenie ze swojego �uku. By�a bardzo szybka. Strza�a z ko�czana,
naci�gni�cie, trafienie. Strza�a z ko�czana, naci�gni�cie, trafienie. Lordowie Pancerni, ra�eni w szczeliny ich zbroi
p�ytowych, �amali si� jak trzciny pod uderzeniem huraganu. Sukuby przemieszczaj�ce si� szybkim biegiem z miejsca
na miejsce opada�y bezw�adnie na marmurow� pod�og�, gdy w szyjach i sercach wykwita�y im nagle �mierciono�ne
groty. Nie przeszkadza�em Draakhis. Dobrze sobie radzi�a. Czasami pomaga�em jej nawet, Telekinez� przysuwaj�c
przeciwnik�w w pole ra�enia.
Raz tylko nie wytrzyma�em. Zza kolumny opodal o�tarza wynurzy�a si� Red Vex. Pozna�em j� natychmiast po
unikalnej �unie fosforyzuj�cej twarzy. Przyjrza�a si� sytuacji i zrezygnowa�a z w��czania si� do rozr�by. Chcia�a zwia�,
a ja nie mia�em zamiaru jej na to pozwoli�. Zerkn��em k�tem oka, czy Draakhis nie patrzy i waln��em w Red Vex trzy
Ogniste Kule, jedna za drug�. Wesz�y jak w mas�o, a sukuba nie zd��y�a nawet zauwa�y� co j� upiek�o. Z
zamieraj�cym, pot�pie�czym wyciem osun�a si� na pod�og�. W tym czasie Draakhis wyka�cza�a ju� ostatnich,
zataczaj�cych si� od ran Kabalist�w. Zerkn��em w stron� Lazarusa. Le�a� pokotem razem ze swoj� obstaw�. Draakhis
nie pozwoli�a mu nawet ponownie doj�� do s�owa.
Spojrza�em na ni�. Wygl�da�a na wyko�czon�. Prawie dos�ownie. Wypu�ci�a z zesztywnia�ych palc�w �uk i zabra�a si�
za opr�nianie plecaka z flakon�w leczniczego napoju. Wypi�a trzy, nim si� wreszcie odezwa�a.
- Ci�ko by�o... - wykrztusi�a. - Za wielu ich. Chyba jeste�my blisko.
Kiwn��em g�ow�. Wskaza�a g�ow� ku prawie spopielonemu cia�u Red Vex, kt�re zaczyna�o strasznie �mierdzie�.
- A tamtej co si� sta�o?
- Nie zd��y�em zauwa�y�. - u�miechn��em si� szeroko. - Grunt, �e nie �yje, prawda?
Mia�em min� r�wnie niewinn�, co banda niemowlak�w, wi�c prze�ama�em jej nieufno��. Spojrza�a w prawo, ku
czerwonemu �wiat�u pentagramu Wr�t, pulsuj�cemu w�r�d zmasakrowanych cia�. Wsta�a.
- Gotowy? - zapyta�a. Kiwn��em g�ow�.
Podeszli�my do pentagramu. Wida� by�o przez niego fluktuacje many. Wygl�da� jak bajorko krwi, w kt�rym tapla si�
jaka� gruba ryba. I z pewno�ci� tapla�a si�. Gdzie� tam. W dole.
- To ju� tyle czasu, Plecy. - Draakhis, jak to kobieta, lubi�a od czasu do czasu uderzy� w melodramatyzm. - Tyle czasu
razem przemierzamy Labirynt. Te wszystkie potworno�ci, przeciwnicy... niezliczone poziomy... - C�, umia�a liczy�
tylko do czternastu. - Chc�, �eby� wiedzia�, �e ja zawsze...
Bla, bla bla, bla... i tak dalej. Czasami naprawd� mnie wnerwia. Jak wtedy, gdy po zaszlachtowaniu tego biednego
mato�ka Leorica paln�a mow� o zdj�ciu kl�twy, odnalezieniu spokoju przez um�czon� dusz� i takich tam. Widzia�em,
jak Leoric �semkami k�ad� pokotem oderwanych od p�uga pogromc�w labiryntu. A ona takie mowy. Powinna zosta�
adwokatem.
Na szcz�cie zas�b s��w szybko si� jej sko�czy�.
- Tak, to naprawd� wzruszaj�ce - st�umi�em ziewni�cie. - Chod�my.
Zanurzyli�my si� w �wiat�o pentagramu. To dziwne uczucie, co�, jakby� wpada� do studni, lecia� ni� kawa�ek, potem
zatrzymywa� i wraca� ta sam� drog�. Ja w swoim �yciu portalami przeby�em odleg�o��, kt�r� ko� przebieg�by w
siedemset lat. Ale dla Draakhis by�o to wci�� nowe do�wiadczenie. Gdy wy�aniali�my si� z jakiego� portalu, zawsze
wrzeszcza�a ile si�. Ze wzgl�du na �wietn� akustyk� Labiryntu by�o to do�� k�opotliwe.
Teraz by�o tak samo. Najpierw pojawi�em si� ja, a po mnie wrzeszcz�ca Draakhis. Mieli�my tym razem szcz�cie, bo
przypl�ta�o si� tylko czterech Lord�w Pancernych. Draakhis za�atwi�a ich na s�uch, jak tylko ci durnie si� poruszyli.
Robili straszny ha�as.
Potem mogli�my ju� rozejrze� si� wok�. Podziemna sala by�a ogromna i ciemna. Diablo lubi� przestrze�. I dobr�
akustyk�. Natychmiast us�ysza�em g�uche t�pni�cia jego krok�w.
- Nadchodzi, s�yszysz? - zn�w st�umi�em ziewni�cie.
Posadzka dr�a�a, gdy w ciemno�ci co� ogromnego i potwornego kroczy�o w nasz� stron�.
- Nie p�jdzie nam �atwo, on nie idzie sam. Os�aniaj mi ty�y - wycedzi�a, mocniej ujmuj�c rze�biony �uk. Liczy�em, �e
to powie. Zawsze to m�wi�.
Zrobi�em krok, staj�c za jej plecami. Przed ni� pojawi�a si� czerwona po�wiata, a w wysoko sklepionej sali rozleg� si�
ryk potwora. Draakhis zacz�a strzela�. By�a naprawd� niez�a, lepsza, ni� s�dzi�em. Mimo pod�ej widoczno�ci trafia�a
raz za razem, s�ycha� by�o, jak jej strza�y dziurawi� tward� �usk� Diablo. Gdy ukaza� si� wreszcie w kr�gu �wiat�a
rzucanym przez zbroj� Draakhis, ledwie szed�. D�ugie groty �uczniczki zmasakrowa�y mu pier� i cz�� potwornego w
zamierzeniu pyska. Ledwie zipa�.
Jak zwykle, burkn��em z niezadowoleniem.
Obr�ci�em lask� i ko�cem uderzy�em Draakhis w plecy.
D�ugo b��dzi�em po labiryncie, nim natrafi�em na ten artefakt. Zreszt� lepsze by�oby stwierdzenie, �e spotkali�my si�,
ja i Magiczna Laska Skamienienia, gdy� przedmiot ten raczej poszukiwa� odpowiedniego w�adcy, ni� po prostu le�a�.
Nigdy dot�d mnie nie zawi�d� i tak te� by�o tym razem.
Draakhis skamienia�a ze strza�� przyci�gni�t� do ucha, a jej oczy z rozpacz� i zaskoczeniem wbi�y si� w
podchodz�cego potwora. By�a zbyt s�aba, aby prze�ama� zakl�cie.
Mimo odniesionych obra�e� Diablo za�atwi� si� z ni� szybko. Potem rzuci� si� na mnie, ale uaktywni�em moj� Tarcz�
Many i spokojnie zabra�em si� do przeszukiwania cia�a �uczniczki. Na z�oto nawet nie spojrza�em, zreszt� by�o tego
marne sto tysi�cy. Podnios�em tylko to, co najbardziej mnie interesowa�o. Jej pier�cie�. Moi informatorzy nie zawiedli,
ona naprawd� go mia�a.
W sumie nie musia�em czeka� tak d�ugo, ani wybiera� takich okoliczno�ci. Jej los zawsze by� w moich r�kach i
mog�em si� jej pozby� ju� w momencie naszego spotkania.
Ale ja te� bywam melodramatyczny. Dzisiaj nawet bardziej ni� zwykle.
Co� sapa�o i mozoli�o si� tu� za mn�. To Diablo nadal pracowa� zawzi�cie pazurami usi�uj�c mnie dosta�, ale Tarcza
Many redukowa�a jego wysi�ki do czego� ledwie zauwa�alnego. Przyjrza�em mu si�. Postrach labiryntu, wcielona
groza. Wygl�da� raczej �miesznie ni� gro�nie. A mnie �mieszy� podw�jnie. M�g�bym zmie�� go b�yskawicznie z
powierzchni ziemi na kilka r�nych sposob�w. M�g�bym zabi� kilku takich jak on na raz. Ale po co? W jakim celu?
Ja sw�j ju� znalaz�em. Min�o wiele czasu od chwili, gdy przekona�em si�, �e Diablo to jedynie maskotka Labiryntu,
atrakcja lokalnego zoo. Prawdziwy w�adca Labiryntu nie istnieje.
Poprawka - prawdziwy w�adca Labiryntu jeszcze nie istnieje.
Ja nim b�d�.
Kr�tkim wy�adowaniem �wi�tego Pocisku dobi�em Diablo. Potem wywo�a�em Miejski Portal. Pewnie nied�ugo w
mie�cie pojawi si� grupa nowych poszukiwaczy.
Kto wie, mo�e b�d� potrzebowali kogo�, kto os�oni im plecy...?