8564

Szczegóły
Tytuł 8564
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8564 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8564 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8564 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Rycerz duch�w i cieni Mercedes Lackey i Ellen Guon T�umaczy�a Katarzyna Krawczyk Tytu� orygina�u Knight of Ghosts and Shadows Data wydania oryginalnego: 1990 Data wydania polskiego: 1998 Wszystkie postaci i zdarzenia wyst�puj�ce w tej ksi��ce s� fikcyjne i jakiekolwiek podobie�stwo do autentycznych os�b i zdarze� jest ca�kowicie przypadkowe. Dla Russella Galena, kt�ry jest klejnotem w�r�d agent�w, dla Christy Marx - prawdziwej per�y w�r�d kobiet oraz dla muzyk�w, tancerzy i aktor�w California Renaissance Faires z �yczeniami wiatru w �agle TOM O�BEDLAM - Samolubny, lekkomy�lny, nieodpowiedzialny - g�os Maureen by� coraz wy�szy; teraz si�gn�� d�wi�ku A nad wysokim C i mogli go us�ysze� wszyscy w Faire. Eryk Banyon skrzywi� si�; mia� nadziej�, �e Maureen dojdzie wkr�tce do sedna sprawy. On w ka�dym razie nie zdo�a� dot�d odgadn��, czym zawini�. �Chryste, by�oby mi�o, gdyby wreszcie raczy�a mnie poinformowa�, jakie przest�pstwo pope�ni�em tym razem.� Maureen przest�pi�a z nogi na nog�, coraz bardziej w�ciek�a brakiem reakcji drugiej strony. - Cholera, Eryk, mam tego do��! Ty, ty, ty - to wszystko, co ci� obchodzi! Dok�d ty chcesz p�j��, co ty chcesz robi�, kiedy ty chcesz i�� do ��ka, ci�gle ty, ty, ty! I teraz to... to... �Chwileczk� - jej oskar�enia zdumia�y go i rozgniewa�y...O czym ona gada? Nigdy jej do niczego nie zmusza�em, je�li nie mia�a ochoty. Zawsze pyta�em j� o zgod�! Na razie jestem tutaj, w Fair - w ko�cu to m�j zaw�d, jestem muzykiem i ona te�, do cholery! O co ta awantura, o kilka koncert�w?� D�ugie, rude w�osy Maureen rozsypa�y si� lu�no i ich kosmyki spada�y jej na twarz, kiedy gniewnie wskazywa�a na zagracone kulisy el�bieta�skiego Faire. Jednym ruchem r�ki niemal ogarnia�a ca�y teatr. - Mam do��! - krzykn�a ca�� si�� swego operowego g�osu. - Mam do�� twojego egoizmu, tej zakurzonej budy i ciebie! - Ale... - powiedzia� s�abo, niezdolny konkurowa� z g�osem, kt�ry m�g�by wype�ni� grecki amfiteatr, nawet gdyby nie wzmacnia� go gniew, jak w tej chwili. - Zabierz sobie ten g�upi koncert i ca�� reszt� i ud�aw si� tym! - wrzasn�a, prawdopodobnie t�uk�c wszystkie szyby w okolicznych barach i kawiarniach. - Odchodz�! Z tymi s�owy zdar�a z siebie kostium, do w�o�enia kt�rego Eryk nam�wi� j� rano, odwr�ci�a si� i odesz�a, czerwona z gniewu na ca�ym ciele - a kr�tkie spodenki i sk�pa bluzka pozwala�y dojrze� ca�kiem du�e jego fragmenty. Niemal wpad�a na jedn� z Cyganek, ob�adowan� nar�czem kostium�w. Eryk spodziewa� si�, �e zbeszta dziewczyn�, ale nawet jej nie zauwa�y�a: przemaszerowa�a obok, zostawiaj�c zapach spalenizny i dymi�ce popio�y tam, gdzie przed chwil� sta� winowajca. Eryk chcia� za ni� pobiec, ale na drodze sta�a Beth i musia�by j� odepchn��, �eby dogoni� Maureen; zak�adaj�c, i� Maureen nie zmiesza�aby go z b�otem przy pe�nej widowni, nawet gdyby j� dogoni�. - O co, u licha, posz�o? - Ciemnow�osa tancerka od�o�y�a stroje do magazynu i spojrza�a z niedowierzaniem na Eryka. - Co to za wariatka, Banyon? M�czyzna westchn�� i podni�s� rzucone przez Maureen rzeczy, otrzepuj�c je z py�u. - To konflikt osobowo�ci - rzek�, dobieraj�c starannie s�owa. - Przypuszczam, �e w po�owie ja zawini�em. Druga po�owa za� to Maureen Taylor. - To twoja dziewczyna? Ludo�erczy sopran we w�asnej osobie? - Moja by�a dziewczyna - odpowiedzia� z gorycz� Eryk. - Przynajmniej w tej chwili. W�a�nie mi to z ca�� jasno�ci� wyt�umaczy�a. Nie podoba jej si� Faire w szczeg�lno�ci i m�j nieustabilizowany styl �ycia w og�le. - Przecie� wszyscy wiedz�, jaki jeste�. - Mo�e wprowadzaj�c si� do mnie, mia�a nadziej�, �e mnie zmieni? Nigdy tego nie powiedzia�a, ale mo�e mia�a nadziej�, �e si� ustabilizuj�, znajd� sta�� prac�. - M�wi�c to, si�gn�� za kurtyn� i rzuci� kostium na stert� ubra�. Odwr�ci� si� na czas, by dojrze� wyraz twarzy Beth. - Nie kr�puj si�, m�w, co chcesz. - Czy s�owa �piramidalny pech� oddaj� w�a�ciwie sens tego, co si� sta�o? - zapyta�a. - Odk�d ci� znam, grywasz na ulicach. Jeste� �wietnym facetem, Banyon, ale nie zdecydowa�abym si� na ciebie, nawet gdyby� zosta� jedyny w ca�ym Eire. Jezu, jeste� prawdziwym w��cz�g� i nie odda�abym ci nigdy mego panie�skiego serduszka, nie wspominaj�c o mych innych panie�skich cz�ciach. - Zr�b przerw� - skrzywi� si� lekko. - Po prostu lubi� swobod�. - No w�a�nie. Ja za� lubi� od czasu do czasu wiedzie�, gdzie podziewa si� m�j m�czyzna. - Jednak jej ironiczne spojrzenie z�agodnia�o. B�ysn�a w nim lito��. Lub przynajmniej odrobina wsp�czucia. Pog�aska�a go po r�ce. - Przykro mi. To rozstanie z pewno�ci� wygl�da�o bardzo dramatycznie. M�wi�am bzdury. Nie chcia�am z ciebie szydzi�. - W porz�dku - odpar�. Dopiero w tej chwili zaczyna� czu� co� poza zmieszaniem i za�enowaniem. Dopiero teraz zaczyna� dociera� do niego pe�en sens tego, co si� sta�o. Maureen odesz�a. Gorzej. Tym razem naprawd� go rzuci�a. Nigdy dot�d nie odesz�a w �rodku k��tni. Zawsze zdo�a� j� uspokoi�, sk�oni� do rozmowy. Teraz jednak nie da�a mu szansy, nie pozwoli�a wtr�ci� cho�by s�owa. Ci�gle nie wiedzia�, co takiego zrobi� - najwidoczniej przekroczy� granice. A zacz�o si� tutaj, w Faire. Tak jak powiedzia� to Beth: posz�o o Faire w szczeg�lno�ci i granie na ulicach w og�le. �Co jest z�ego w byciu w�drownym muzykiem?� - spyta� sam siebie ze z�o�ci�. �W czym to jest gorsze od sta�ego zaj�cia? Raczej umr�, zanim zgodz� si� na co� takiego. �wietnie sobie radz�. Dobrze mi sz�o, zanim przyby�em do Los Angeles, i teraz te� nie narzekam. R�wnie dobrze b�dzie mi w ka�dym innym miejscu, je�li zechc� si� zn�w przenie��. Wiedzia�a, na co si� decyduje. Je�li marzy�a o stabilizacji, mog�a wybra� ksi�gowego.� Przebieg� my�l� czas, kt�ry sp�dzili razem, usi�uj�c znale�� pierwsze oznaki zmiany jej nastawienia. �Zacz�o jej brakowa� poczucia bezpiecze�stwa - to wtedy pierwszy raz zapyta�a, jak d�ugo mam zamiar �y� z przypadkowych koncert�w i jak d�ugo chc� mieszka� z ni� w Los Angeles. Powiedzia�em jej wi�c. Cholera. Czego oczekiwa�a, k�amstwa? W ko�cu pewnie i tak bym wr�ci�. Dlaczego chce mnie uwi�za� w jednym miejscu? Czy wtedy mia�aby co� innego ni� teraz?� Wyjrza� na korytarz. Nie chcia� natkn�� si� na kogo� z widz�w czy wielbicieli. �Nie trzeba mi teraz pr�b o zagranie po raz tysi�czny Zielonych R�kaw�w.� Przez ciemnawy korytarz wyszed� na zakurzon� uliczk� Faire. �Chyba wreszcie zda�a sobie spraw� z tego, �e nie lubi� przymusu, nie po tym, co zrobili mi rodzice. Dosta�em ju� sw�j przydzia�; czu�em si� wtedy jak jagni� tu� przed z�o�eniem w ofierze na o�tarzu Wielkiej Sztuki. G�wno. Nigdy wi�cej. Ciekawe, czy Maureen jedzie prosto do domu, �eby zabra� swoje rzeczy? Czy te� po moim powrocie przejdziemy przez to wszystko jeszcze raz? Do licha, Maureen, wiedzia�a�, jaki jestem, kiedy si� wprowadza�a�! Dlaczego musia�a� zwali� na mnie ca�y ten gn�j akurat teraz?� Beth od�o�y�a nar�cze ubra� i przebra�a si� w d�insy i koszulk� z napisem ��agodne Damy �mierci i Zniszczenia�, ozdobionym r�owym ornamentem. �Biedny Eryk. Kiedy dowie si� o tym administracja, znajdzie si� w nie lada opa�ach.� Naci�gn�a bluzk� i potrz�sn�a g�ow�, by w�osy si� u�o�y�y. �Widzowie nie wiedzieli, czy s�ucha� przedstawienia, czy Mademoiselle Mimi. Przynajmniej nie powtarza b��d�w. Traci po prostu odesz�a. Donna wysz�a za swego psychiatr� i zostawi�a zaproszenie na �lub na stoliku do kawy. A ta wied�ma Kathie doprowadzi�a do tego, �e odszed� z Faire w Teksasie. To nic, �e plotka m�wi inaczej.� Powiesi�a na szyi ma�� okaryn� i wymierzy�a w my�li klapsa r�ce, kt�ra rwa�a si� do fendera. �W �rod� wieczorem mamy du�y koncert, a w poniedzia�ek i we wtorek pr�by. Przesta� my�le� o herezjach! Sama gitara mog�aby ci� zaprowadzi� na stos w czasach purytan�w, i to w tym mie�cie, Kentraine. Elektryczna gitara, o zgrozo!� Wyjrza�a na ulic� i w dali zobaczy�a Eryka ze spuszczon� g�ow� i obwis�ymi ramionami. �Mocno to prze�y�. Przez nast�pne dwadzie�cia cztery godziny czeka nas otch�a� rozpaczy, pesymizmu i beznadziei.� Eryk wolno szed� ulic� Druciarzy, mijaj�c drewniane stragany przystrojone wst��kami i chor�giewkami, zamykane ju� na noc. �Wzg�rze Irlandzkie. Wieczorem powinno tam by� spokojnie. Nikomu nie b�d� przeszkadza� i nikt mi nie b�dzie przeszkadza�. Troch� pogram, zbior� my�li.� Nieliczni go�cie wci�� w��czyli si� uliczkami Faire, delikatnie kierowani w stron� wyj�cia przez ubranych na czerwono stra�nik�w. Wi�kszo�� jednak stanowili tancerze i muzycy Faire, wracaj�cy z przedstawie� oraz aktorzy odnosz�cy rekwizyty do magazynu. Droga wiod�a na wzg�rze, na kt�rym Eryk sp�dza� zwykle czas po koncertach. Jednak teraz dojrza� tam kilkoro znajomych z Faire zebranych wok� sto�u, na kt�rym sta�y zapalone �wiece, widoczne nawet z tej odleg�o�ci. Jaskrawe kostiumy Faire zast�pi�y ciemne ubrania. Sabat Wicca* @[ Kult czarnoksi�stwa. (Wszystkie przypisy pochodz� od t�umaczki.)] toczy� si� w najlepsze; wygl�da�o to ca�kiem powa�nie. �Dzi� jest Beltane*, @[ �wi�to irlandzkie obchodzone w przeddzie� 1 maja.] no tak. Niemal zapomnia�em. �wi�to. Bo�e. Je�li rzeczywi�cie kto� chcia�by powr�ci� do praktyk czarnoksi�skich, to chyba tu jest najlepsze ku temu miejsce. Chcia�em posiedzie� na wzg�rzu, ale oni ju� ustawili si� w kr�gu; nie, nie b�d� im przeszkadza�. Znajd� inny zak�tek.� Poszed� dalej ulic� W�drowc�w, kt�ra odchodzi�a od Druciarzy tu� pod wzg�rzem, tak blisko, �e dos�ysza� g�osy zebranych na wierzcho�ku. - Wielka Bogini, ocal nasze Faire, udaremnij z�e zamiary tych, kt�rzy chc� je zniszczy�. To wszystko, o co b�agamy, Wielka Bogini. Szmer g�os�w cich�, kiedy Eryk szed� ulic� w stron� zagajnika. Ciemne sylwetki rosn�cych w nim d�b�w przes�ania�y ostatnie b�yski s�o�ca. �Jest tak �le, �e modl� si� o pomoc. Nie wiedzia�em, �e a� do tego dosz�o. Chyba znale�li si� w rozpaczliwym po�o�eniu. Shawna i Jej kumple wyznaj� na og� zasad�, �e Bogini pomaga tym, kt�rzy sami sobie pomagaj�. Je�eli mog� ju� tylko si� modli�.� Potrz�sn�� g�ow�, przystan�� i rozejrza� si� wok�, ogarniaj�c wzrokiem znajome kioski i budynki Faire, g�st�, br�zowaw� traw�, stare d�by i g�ruj�ce nad nimi zacienione wzg�rza po�udniowej Kalifornii. �Szkoda. Tylko dlatego, �e jaki� fanatyk tak zwanego post�pu uzna� to miejsce za doskona�e pod centrum handlowe. Chcia�bym, �eby kto� je uratowa�. To najlepsze Faire, jakie dot�d widzia�em - tak �ywotne, pe�ne muzyki i �miechu. Jednak kiedy korporacja wbije sobie co� do kolektywnej pa�y, niewiele mo�na poradzi�. Nie wtedy, kiedy oni maj� wszystkie pieni�dze i �rodki, by zmusi� ka�dego w�a�ciciela do sprzeda�y ziemi. I na pewno widzia�em tu ju� mierniczych.� Przygn�bienie wywo�ane sytuacj� og�ln� dodane do osobistej depresji. �Nie wiem, czy mam ochot� zosta� tu i patrze�, jak zmieniaj� ten zak�tek w kolejnego McDonalda albo co� w tym rodzaju. Mo�e pora wyjecha� z miasta. Maureen z pewno�ci� nie b�dzie to przeszkadza�o.� Eryk westchn�� i szed� dalej, schodz�c z drogi trzem pijanym turystom. Dw�ch m�czyzn w szortach i bawe�nianych koszulkach nios�o po pi�tna�cie papierowych kubk�w po piwie i utrzymywa�o r�wnowag� mimo dodatkowego obci��enia trzecim cz�onkiem grupy, wisz�cym bezw�adnie na ich ramionach. �Nic dziwnego, �e pad�. Musz� mie� straszliw� ilo�� alkoholu we krwi.� Poczu� wsp�czucie dla ochroniarza Faire, usi�uj�cego popycha� k�opotliwych go�ci w stron� wyj�cia. �Nie bawi�oby mnie to.� W przodzie zamajaczy� zagajnik - pod ga��ziami d�b�w kry�a si� ciemno��, mog�ca przerazi� ka�dego, kto nie zna� tej okolicy, dla Eryka jednak przyjazna i go�cinna. W ko�cu grywa� od lat na Le�nej Scenie, a tak�e na ulicach pe�nych turyst�w i cz�onk�w Faire. Eryk zwolni� kroku i poczu� b�l na my�l o buldo�erach, kt�re przyb�d� tu nied�ugo. �Bo�e, ja kocham to miejsce. Tylko tutaj czu�em si� jak w domu. Nawet kiedy chc� uciec od wszystkiego, zostaje mi ten las, ukryty na skraju Faire.� Nagle przysz�o mu do g�owy, �e m�g�by pogra� tutaj, skoro wzg�rze jest zaj�te. M�g�by si� tu ukry� z dala od wszystkich i wszystkiego i gra�, gra�, p�ki nie b�dzie ju� nic my�la� ani czu�. �Do cholery, Maureen, by�o nam razem �wietnie! Jak mog�a� tak mnie zostawi�?� Doszed� do rz�du drewnianych siedze� wok� Le�nej Sceny. Gra�a na niej jaka� grupa. Eryk u�miechn�� si� smutno, s�ysz�c znajom� melodi�. Odegna� z�y los. �O tak, chcia�bym.� Wspomnienie k��tni i jej nast�pstw uderzy�o go jak obuchem. Poczu� si� zagubiony i pusty wewn�trz, jakby straci� co� wi�cej ni� Maureen; jakby straci� drog� i ju� nigdy nie mia� jej odnale��. Ogarn�a go rozpacz, tak g��boka, �e niemal oczekiwa� pojawienia si� wok� czarnej mg�y jak w filmach rysunkowych. �Bo�e, nie wiem, dok�d id�, nie wiem, co robi�, nic nie ma sensu.� Wszyscy graj�cy muzyk� celtyck� byli na scenie, niekt�rzy nadal w kostiumach Faire, inni ju� w d�insach i swetrach. Jego przyjaciele. Linda i Aaron, zn�caj�cy si� nad skrzypcami; Ross i rudobrody Ian wybijaj�cy rytm na irlandzkich b�bnach wojennych; Judy obok swych cymba��w, uderzaj�ca tak szybko, �e oko nie nad��a�o za ruchem m�oteczk�w; Jay, siedz�cy obok. Czw�rka go�ci z p�nocy: dwie skrzypaczki, jedna o kr�tkich, kr�conych w�osach, druga blondynka, za nimi powa�na ciemnow�osa kobieta wybijaj�ca rytm na b�benku i jasnow�osy brodacz z buzuki. Razem grali lepiej ni� jakikolwiek profesjonalny zesp�, kt�ry Eryk s�ysza� w ci�gu sze�ciu lat zarabiania na ulicach. Ich muzyka przyci�ga�a z magnetyczn� si��. Eryk ju� si�ga� po flet, ale powstrzyma� si�. �Nie dzisiaj� - pomy�la�. �Nie potrafi� udawa�, �e nic si� nie sta�o, nie potrafi� udawa� rado�ci. Zgadn� od razu. Us�ysz� to w mojej muzyce. Nie, dobrze si� bawi�, nie b�d� im przeszkadza�.� - Hej, Eryk, ty zwariowany grajku, chod� do nas! - zawo�a�a Judy. M�czyzna zmusi� si� do u�miechu i pokr�ci� g�ow�. - Nie dzisiaj, kochanie. Jestem ju� um�wiony - odpowiedzia�, przekrzykuj�c muzyk�. - Mo�e p�niej. Judy roze�mia�a si� i powiedzia�a co�, czego nie dos�ysza�, prawdopodobnie co� niezbyt przyzwoitego, s�dz�c z wyrazu jej twarzy. Eryk trzyma� usta rozci�gni�te w sztucznym u�miechu i w po�piechu min�� przyjaci� z nadziej�, �e �aden z nich nie pobiegnie za nim. - Eryk! - Us�ysza� z ty�u g�os Beth. �Jasna cholera. Nie chc� z nikim rozmawia�, a ju� na pewno nie ze �wiadkiem k��tni.� Beth us�ysza�a j�k Eryka; zatrzyma� si� jednak i odwr�ci� do niej. - Beth, nie jestem w nastroju - zacz��, lecz w tej chwili ona wepchn�a mu w r�k� butelk�. - Napij si� - rozkaza�a. - S�ysza�am tylko zako�czenie, lecz chyba tego potrzebujesz. Poza tym mo�emy tu posta� i porozmawia�, je�li chcesz. Pewnie po tym zamieszaniu b�d� musia�a zaj�� si� plotkami, bo ju� kr���. �Poza tym chc� wiedzie�, jak do tego dosz�o. Zwykle nie doprowadzasz kobiet do pasji, Banyon� - pomy�la�a. �Mo�e niewiele my�lisz, zanim co� zrobisz, ale nie starasz si� nikogo dra�ni�. I wed�ug mnie, nie skrzywdzi�by� �wiadomie nawet muchy.� Beth pami�ta�a Kathie; to, jak tamta wykorzysta�a Eryka, by wkr�ci� si� do teksaskiego Faire, potem do profesjonalnego zespo�u - potem za� porzuci�a go jak zepsut� zabawk�. �Na sw�j w�asny dziwaczny spos�b jeste� najbardziej �agodnym m�czyzn�, jakiego znam. I umiesz wybacza�. Przebaczy�e� Kathie, ja nigdy bym si� na to nie zdoby�a. Dot�d tego nie zrobi�am, a przecie� nie mnie ona skrzywdzi�a.� - W�a�ciwie wola�bym o tym nie m�wi� - powiedzia� z wahaniem Eryk, odsuwaj�c z twarzy si�gaj�ce do ramion, br�zowe w�osy. �Bo�e, jak ktokolwiek mo�e by� tak przystojny? Wygl�da jak Sophia Loren w wieku szesnastu lat... no, w�a�ciwie jej m�ski odpowiednik. Bardzo �adnie. Uspok�j si�, dziewczyno. On jest tak samo nieodpowiedzialny, jak pi�kny. W tym stanie nie przyda si� na nic ani sobie, ani tobie.� - Czy chcesz do�y� rana? - rzek�a, k�ad�c r�ce na biodrach. - S�uchaj, mo�e uda mi si� sprostowa� chocia� te najz�o�liwsze plotki. J�zyki ju� posz�y w ruch, a to, co m�wi�, wcale nie brzmi pochlebnie dla ciebie. Poza tym dot�d nigdy nie wzbrania�e� si� rozmawia� ze mn�, prawda? Eryk spojrza� na ni� z tak� bezbronno�ci�, �e mia�a prawie ochot� obj�� go i ofiarowa� najlepsz� pociech� dla z�amanego serca. Prawie najlepsz�. M�wi�a dalej, staraj�c si� utrzyma� my�li na w�a�ciwym torze. - Mo�e pomog� ci zrozumie�, dlaczego tak si� sta�o, i tym s� i mym zapobiec dalszym takim scenom, zw�aszcza przy pe�nej widowni, w czasie popo�udniowego koncertu. Jego oczy poszerzy�y si�. - My�lisz, �e widzowie nas s�yszeli? - Do ostatniego rz�du, przyjacielu. - Cholera. Administracja urwie mi jutro g�ow�. - Otworzy� butelk� i napi� si�. Podni�s� brwi i poci�gn�� jeszcze raz. �Przynajmniej docenia moj� whisky.� - Dzi�ki - powiedzia�, odzyskawszy oddech. - To naprawd� pomaga. Glenfiddich uleczy prawie ka�d� chorob�, nawet z�amane serce. Napi� si� jeszcze. Beth czeka�a, a� zamknie butelk�. - W porz�dku - rzek�a. - Ty i signorina Tosca wydawali�cie si� ca�kiem szcz�liwi jeszcze w po�udnie. Co si� sta�o potem? Przest�pi� z nogi na nog� i zrobi� zak�opotan� min�. �Zbyt sprytny, by mu to wysz�o na zdrowie. Oto Eryk Banyon. Jego s�odka twarzyczka przyci�ga zbyt wiele kobiet s�dz�cych po pozorach. My�l�, �e �atwo nim kierowa�. Nie patrz� dalej w to, co kryje si� na dnie tych pi�knych oczu. On im daje, wydawa�oby si�, wszystko - owszem, wszystko, z wyj�tkiem siebie samego, tej cz�ci siebie, kt�rej nie pozwala nikomu zobaczy� ani dotkn��.� - Zacz�a si� denerwowa�. Chcia�a wiedzie�, jak d�ugo zamierzam tu zosta�. Powiedzia�em, �e ca�y weekend. Wtedy spyta�a, gdzie jest motel. Nie ma tu nic takiego, jak wiesz, wi�c zaoferowa�em jej camping. �No tak, ch�opcze, cieplarniana ro�linka po raz pierwszy zetkn�a si� z rzeczywisto�ci�.� - Czuj� nadci�gaj�c� burz� - zauwa�y�a Beth ostro�nie, gdy� Eryk chyba nadal czeka� na jej opini�. - Taak... - Napi� si� ponownie; jego oczy przybra�y zwyk�y wyraz czujno�ci. - Potem, kiedy za kulisami sprawdza�em program, pyta�a, jak d�ugo to potrwa. Powiedzia�em jej. Wspomnia�em tak�e, �e zastanawiam si� nad przeniesieniem do p�nocnego Faire na jesieni, mo�e nad przeprowadzk� do San Francisco, je�li dobrze mi p�jdzie na ulicy. Nie zd��y�em ju� doko�czy�, �e wr�c� przed �wi�tem Dzi�kczynienia, gdy� w�a�nie w tej chwili wybuch�a. Beth potrz�sn�a g�ow� i wzi�a do r�ki butelk�. - Eryk, ty kochany g�upcze. - Poci�gn�a �yk. - Gdybym zamierza�a was sk��ci�, nie zdo�a�abym wymy�li� nic lepszego. Dotar�e� do ka�dego jej wra�liwego punktu. �Jeden z nich sam chyba dojrzysz, pi�knisiu. Najpierw rozbudzasz w niej nadzieje na sta�y, a przynajmniej d�ugi zwi�zek, potem zaczynasz znika� i wracasz nieoczekiwanie, w ko�cu planujesz przenie�� si� gdzie indziej - bez niej. Banyon, jeste� nie do pobicia.� - Nie rozumiem, dlaczego - odpar� szczerze zdziwiony. - Wiedzia�a, �e zarabiam graniem na ulicy, w ko�cu tak si� poznali�my! Obok siedziby YMCA*. @[* YMCA (Young Men Christian Association) - Stowarzyszenie Chrze�cija�skiej M�odzie�y M�skiej.] Siedzia�em na chodniku, a ona wraca�a z pr�by. Od pierwszej minuty wiedzia�a, kim jestem. - Pozw�l, niech Madame Zaratustra odczyta przesz�o�� - przerwa�a Beth, na�laduj�c tajemniczy spos�b m�wienia Cyganki. - Powiedz prawd�: czy w ci�gu kilku ostatnich tygodni nie czyni�a aluzji do tego, by� poszed� na przes�uchanie do powa�nego zespo�u? - No c�. - Oczy Eryka spojrza�y jeszcze bardziej czujnie. - Czy w�a�ciwie nie zaaran�owa�a kilku spotka�? Jak z t� orkiestr� kameraln�, o kt�rej wspomina�a mi niedawno? - No c�. - Nie patrzy� na ni�. - Czy� nie poszed�e� na te przes�uchania? Czy� nie proponowano ci pracy? �Poszed�e� po linii najmniejszego oporu, �otrze. Unika�e� konfrontacji i w ko�cu doprowadzi�e� j� do ostateczno�ci.� - No c�, tak. Ale nie przyj��em �adnej pracy! - I wiesz, jak to wygl�da�o? Nie na brak zainteresowania, wr�cz przeciwnie. Jakby� czeka� na co� lepszego! - Beth w rozpaczy przeci�gn�a d�oni� po w�osach. - Pos�uchaj, idioto, ka�dy obdarzony cho� minimalnym s�uchem wie od razu, jak jeste� dobry. Madame Butterfly z pewno�ci� ma s�uch. Wyobrazi�a sobie, �e widz�c, jak �wietnie posz�y ci przes�uchania, wybierzesz mo�liwie najlepsz� prac� - a potem ustabilizujesz si� i zostaniesz z ni�. - Przesta�, Beth, ja nigdy... to znaczy, to ona si� wprowadzi�a, ona to wszystko zacz�a. To nie moja wina, do licha! Wiesz, �e nie! Powiedz, Beth. W ko�cu opad� z si�, skuli� si� i westchn��. - Cholera. Pozwoli�em jej my�le�, �e szukam czego� sta�ego, �eby rozpocz�� bogobojne �ycie, tak? �W�a�nie, Sherlocku.� - To chyba do�� dok�adnie streszcza sytuacj�. Eryk spojrza� w d�, na piaszczyst� �cie�k�; kiedy podni�s� wzrok, widoczny w nim pop�och wzbudzi� wreszcie w Beth nieco wsp�czucia. Mo�e nawet nie tylko wsp�czucia. �Stop, dziewczyno. Nie pozw�l si� omota� tej �adnej buzi i du�ym br�zowym oczom. On wyznaje zasad�: kochaj i rzucaj. Pan Niesta�y. Nie lubi zobowi�za�. Jednak chyba tak�e nie lubi, kiedy odchodzi od niego kto� taki jak Maureen. Stanowili niez�y duet.� Westchn�a. - Wierz� ci. Chcia�abym tylko, by� chwil� pomy�la�, zanim dojdzie do takich scen jak dzisiaj. Nigdy nie robisz niczego po�owicznie, prawda? Potrz�sn�a g�ow�; Banyon zn�w spojrza� pod nogi. - No dobrze, wiem ju�, co si� sta�o, mog� spr�bowa� ocali� resztki twojej reputacji. Spr�buj� te� szepn�� za tob� s��wko w administracji i przekona� Caitlin, �e nie da�o si� tego unikn�� i nie ty ponosisz za to win�. - Odwraca�a si� ju�, by odej��, ale co� jej si� przypomnia�o. - A przy okazji... - Co? - odpar� bez zainteresowania. �Jeszcze troch�, ch�opczyku, a zaci�gn� ci� do ��ka tylko po to, by podnie�� w tobie poczucie w�asnej warto�ci. Wy��cznie w celach terapeutycznych. Jasne, Beth, a ja mam domek na pla�y w Nevadzie.� - Mamy koncert na Van Nuys; zatrzymamy dla ciebie ciep�y k�cik na scenie. Przyjd�, je�li zechcesz. Mi�o b�dzie zn�w ci� widzie�. Razem z twoj� piszcza�k�. Spr�bowa� si� u�miechn��, ale wypad�o to �a�o�nie. - Dzi�ki, Beth. W�a�ciwie mog� przyj��. Spiral Dance jest o wiele za dobry na tak� knajp�; dlaczego ci�gle tam wracacie? - Mamy swoje powody. - �Kt�rych nie zdradz� nikomu z zewn�trz, nawet tobie, przyjacielu. Zreszt� i tak by� nie uwierzy�.� - Ach, tak. Beth poda�a mu butelk� i posz�a z powrotem w stron� Le�nej Sceny. Jednak oddalaj�c si� i si�gaj�c po okaryn�, po�wi�ci�a ostatni� lito�ciw� my�l samotnej postaci wsi�kaj�cej w mrok. �On naprawd� nic z tego nie rozumie. Stara si�, ale nie mo�e. Banyon, Banyon, kiedy ty wreszcie doro�niesz?� Beth do��czy�a delikatny d�wi�k okaryny do improwizacji na temat Kesh Jig, zanim jeszcze dosz�a do sceny. Eryk odprowadza� j� wzrokiem, p�ki nie dotar�a do celu. Westchn��. �No tak, ona ma racj�. Ale co mia�em robi�? Nie umiem k�ama�. Nie umiem. I nie ch� si� zmienia�.� Beth spojrza�a na niego ze sceny, jakby pytaj�c, czy nie chce si� jednak przy��czy� do przyjaci�. Westchn�� zn�w i odwr�ci� si�. �Nie. Nie dzisiaj. Teraz chc� by� sam.� Wszed� g��biej w las, tam gdzie ga��zie d�b�w splata�y si� nisko nad ziemi�. �Daleko od wszystkich. Na skraj lasu i dalej dziesi�� mil za kraniec �wiata.� Wi�kszo�� ludzi nie zapuszcza�a si� a� tak daleko. �Kurz, drzewa i ja. Na razie wystarczy.� Wreszcie, w ma�ej k�pie d�b�w u st�p wzg�rza, Eryk po�o�y� sw�j instrument na kamieniu. Usiad� obok na ziemi, otworzy� pud�o i wyj�� srebrzyste cz�ci fletu, po czym starannie je po��czy�, jakby w ten spos�b mia� nadziej� z�o�y� w ca�o�� swoje �ycie. Przez chwil� siedzia� tak, ogrzewaj�c palcami ch�odny metal. Nie po raz pierwszy zerwa� z kobiet�, ale to rozstanie z pewno�ci� nale�a�o do najgorszych. Maureen by�a sympatyczna. Nie dominowa�a, zawsze stara�a si� by� przy nim, tak jak i on przy niej. Tylko teraz ju� jej nie b�dzie. Dot�d nie zdawa� sobie sprawy, �e to oznacza samotno��. Nie przywyk� do samotno�ci. �Bo�e, to boli, tak boli. Nie wierz�, �e naprawd� odesz�a. Byli�my tak blisko. Maureen, Maureen, tak mi przykro. Nie chcia�em ci� zrani�. Nie chcia�em tego.� Jego palce przesuwa�y si� po kluczach fletu, uk�adaj�c si� w akordy zapami�tane tak dobrze, �e powtarzane ju� bezwiednie, przywo�uj�ce wspomnienia muzyki, �miechu, wieczor�w sp�dzanych z przyjaci�mi, wsp�lnego picia i grania. �Bo�e, to boli.� Podni�s� instrument do ust, wzi�� g��boki oddech i powoli, z wahaniem, zagra� pierwsz� nut�. D�wi�k zawis� w powietrzu, zaraz jednak pop�yn�� nast�pny, r�wnie dr��cy i niepewny. Kolejne zyskiwa�y si��, brzmia�y coraz g�o�niej i pewniej, a� u�o�y�y si� w star� irlandzk� melodi� Brian Boru. Powsta�a ona niemal tysi�c lat przed urodzeniem Eryka; u�o�y� j� kto�, kto cierpia�, t�skni� za czym�, co si� sko�czy�o - a mo�e za czym�, co nigdy nie mog�o si� sta�? Muzyka zdawa�a si� nie�� w sobie ca�y b�l, jaki Eryk w tej chwili czu�. Ostatnia nuta rozp�yn�a si� w ciemno�ci. �Cholera. Czy zawsze tak si� ko�czy - samotnym graniem smutnych melodii? Staraniem, by wyrazi� to, co tkwi wewn�trz, bo s�owami nie potrafi� tego przekaza�? Zwykle l�duj� w miejscu podobnym do tego, sam, bez nikogo w pobli�u. Chryste. Czy tak si� sko�czy moje �ycie? Po co to wszystko? Kiedy znajd� kogo�, kto mnie wys�ucha, a nie b�dzie s�ysza� tylko to, co chce us�ysze�?� Jego palce mechanicznie przesuwa�y si� po instrumencie, wygrywaj�c pierwsze nuty Sheebeg Sheemore. �Tak, stary O�Carolan to by� dopiero bard. �lepy szaleniec w�druj�cy drogami Irlandii, uk�adaj�cy melodie dla przyjaci�. Takie jak ta. Co za opowie��, nie trzeba nawet zna� tre�ci, by domy�li� si�, o co chodzi. Elfy z Eire, dwie walcz�ce grupy Faerie - r�d przeciw rodowi, mo�e nawet byli mi�dzy nimi dawni kochankowie, kt�rych mi�o�� zamieni�a si� w nienawi��. Jaka� to �adna melodia, nie jak Ch�opcy z Ballysadare, gdzie mo�na niemal widzie� zwa�y szkockich trup�w. Pewnie elfy nie przepadaj� za rozrywaniem swych przeciwnik�w na kawa�ki, w przeciwie�stwie do nas, ludzi. W przeciwie�stwie do Maureen. Tak, to pi�kna pie��, cho� Faerie nie istnieje.� Czu�, �e muzyka zmienia si� w miar�, jak przestawa� my�le�, skupiaj�c si� na przelaniu w ni� ca�ego siebie; jakby kto� zaw�adn�� jego umys�em, jakby co� p�yn�o przez niego i wtapia�o si� w melodi�. Jakby jego dusza przem�wi�a czystym g�osem. Takiego uczucia Eryk do�wiadczy� tylko raz, dawno temu, kiedy gra�, kiedy wszystko sz�o dobrze, kiedy jego �ycie by�o jedno�ci�. I czu� to teraz, graj�c O�Carolana: ka�da nuta czysta jak kryszta�, ka�dy akord doskona�y, jednak nie by�a to doskona�o�� mechaniczna, ale pe�na �ycia - muzyka p�yn�a prosto z serca, odzwierciedla�a uczucia, nie zimn� kalkulacj�. Otoczy�a go nag�a cisza, jakby ca�y las s�ucha�, jakby sama noc wstrzyma�a oddech. Nawet ptak nie za�piewa�. Wydawa�o si�, �e wszystko ucich�o, �eby s�ucha� i obserwowa�. Konary drzew nachyla�y si� coraz ni�ej, same pnie wydawa�y si� przysuwa� do graj�cego. Eryk zamkn�� oczy, ignoruj�c otoczenie. �To z�udzenie. D�by nie mog� si� porusza�. Zbyt du�o whisky, ch�opcze.� Gra� dalej, dodaj�c akordy i wariacje, kt�re zawsze chcia� wypr�bowa�, ale nigdy si� nie o�mieli�. Potem si�gn�� po ostatnie nuty, najni�sze, na samym ko�cu skali - i gra� dalej. Ca�y jego �al i smutek rozbrzmiewa�y w muzyce, a on nie m�g� przesta�. Teraz by�a to inna melodia, jego w�asna, dzika i nieujarzmiona, pe�na si�y. Ros�a i pot�nia�a, a� do ostatniej nuty, kt�ra wype�ni�a ca�� przestrze� wok�, a potem - cisza. Absolutna. �wiat czeka� na to, co mia�o si� zdarzy�, na otwarcie drzwi, na tego, kto nimi wejdzie. Eryk wzi�� g��boki oddech. Mi�dzy drzewami cich�o echo ostatnich d�wi�k�w. Muzyk czu� bicie swego serca; jego palce kurczowo �ciska�y flet. �Bo�e, czy to by�em ja? Mo�e kobiety powinny cz�ciej �ama� mi serce, je�li wtedy potrafi� tak gra�!� Nagle usiad� wyprostowany. Przez chwil� wydawa�o mu si�, �e co� us�ysza�, �piewn� odpowied� z lasu - nie by�o to echo jego muzyki. Wtem wiatr zn�w zacz�� wia�, podnosz�c wok� tumany py�u i suchych li�ci. Eryk zamruga� piek�cymi oczami, wydawa�o mu si�, �e w�r�d cieni ujrza� mrugaj�ce zielone �wiat�o. Zielone �wiat�o? Dreszcz przebieg� mu po plecach, dreszcz oczekiwania i zdziwienia - wtedy wtr�ci� si� zdrowy rozs�dek, sprowadzaj�c go na ziemi�. �Pewnie kto� z Faire bawi si� w Jedi z latarkami i straszy grzechotniki. Czy nie wiedz�, �e nikomu nie wolno wchodzi� mi�dzy wzg�rza? Gdzie ich rodzice?� Spojrza� na flet, kt�ry wci�� �ciska� w r�ce. �Szkoda, �e nie mog�em tego nagra�. Pewnie ju� nigdy tak nie zagram.� Wsta� i otrzepa� spodnie. �W�a�ciwie mog� ju� i��. W namiocie mam butelk� irlandzkiej, nadszed� czas, �eby j� otworzy�. Najwy�szy czas.� Po omacku, niepewnie dotar� na skraj zagajnika i obejrza� si�. Mi�dzy drzewami migota�o zielone �wiat�o, �wie�e i jasne jak li�cie wiosn�. Rozjarzy�o si� na chwil� w miejscu, w kt�rym niedawno siedzia� Eryk, po czym zgas�o. Pojawi�o si� ponownie po sekundzie, na p� schowane za drzewem, wreszcie znik�o. �Dzieciaki. Czy bawi� si� w ratowanie wszech�wiata? Pewnie s� zbyt m�odzi, by wiedzie�, �e to niemo�liwe.� Odwr�ci� si� i poszed� w stron� campingu. Uda�o mu si� nie spotka� nikogo, gdy� starannie zaplanowa� drog�; wymaga�o to jednak�e kluczenia i obchodzenia, wi�c dotar� do pola namiotowego zm�czony i z obola�ymi stopami. Dopiero teraz czu� skutki d�ugiego, ci�kiego dnia. Godzin� p�niej le�a� ju�, zawini�ty w �piw�r, w swym wyp�owia�ym niebieskim namiocie, kt�ry widzia� ju� zbyt wiele Faire. W ciemno�ci si�gn�� po butelk�. �Je�li zapal� �wiat�o, dowiedz� si�, �e tu jestem. Nie, nie dzisiaj. Nie dzisiaj.� Zacisn�� r�ce na szkle i zacz�� pi�. P� godziny p�niej zasypia� - czy te� zapada� w stan nie�wiadomo�ci - z ponad po�ow� butelki Bushmills kr���c� w �y�ach. Poniewa� jako jedyny nie uczestniczy� w wieczornych spotkaniach towarzyskich, tylko on zauwa�y� dziwne zjawisko na wzg�rzu: jaskrawe zielone �wiat�a migotaj�ce pomi�dzy drzewami, kt�re zostawi�, by sko�czy�y pie��, kt�r� on zacz��. Pewnie wzi��by to za skutki wypitego alkoholu, gdyby nie to, �e widzia� je ju� przedtem, zanim zacz�� pi�. �wiate�ko nadal migota�o, kiedy zamyka� oczy i ostatkiem si� zdo�a� zada� sobie pytanie, czy b�dzie tak p�on�o do �witu. ECHA Z LASU - Cholera! Za pi�tna�cie dziewi�ta! Gdzie moje skarpetki?! - Nie zd���! Biegnij sam! Eryk Banyon obudzi� si� w zwyk�ym porannym ha�asie Faire. Wo�ania i rozmowy przeplata�y si� ze szcz�kiem naczy� i garnk�w. Do panuj�cego wok� ha�asu do��czy�o si� t�tnienie w g�owie. Eryk niech�tnie otworzy� oczy, po czym zaraz je zamkn��, o�lepiony �wiat�em s�o�ca. �Bo�e, umieram. Bo�e, prosz�, pozw�l mi umrze�. Chyba za du�o wypi�em. To znaczy, na pewno za du�o wypi�em. Je�li mam umrze�, to lepiej szybko.� Nie otwieraj�c oczu, wyci�gn�� r�k�; po omacku poszuka� butelki, a kiedy jego palce trafi�y na ch�odne szk�o, wstrz�sn�� ni� lekko. �A jednak nie wypi�em za du�o. Co� jeszcze zosta�o.� Otworzy� oczy na tyle, by poci�gn�� porz�dny �yk z na p� pustej butelki. �Hmm. Dobra irlandzka whisky. Za�o�� si�, �e tylko z tego powodu Irlandczycy nie stworzyli imperium.� Napi� si� jeszcze raz i westchn��. �Chyba jednak b�d� �y�. Co znaczy, �e trzeba wstawa�.� Otworzy� oczy i wyczo�ga� si� ze �piwora. Odnalaz� swe sp�owia�e br�zowe spodnie, kt�re poprzedniej nocy rzuci� pod �cian� namiotu i przetrz�sn�� plecak. �wie�a koszula Faire, niegdy� bia�a, teraz szarobr�zowa, zast�pi�a t�, w kt�rej spa�. Ubra� si� i podrapa� po g�owie, usi�uj�c sobie przypomnie�, co powinien zrobi� dalej. �Stopy. Po pierwsze: odnale�� je. Po drugie: odnale�� to, co si� na nie wk�ada.� Czyste skarpetki wydoby� z dna plecaka; wreszcie w�o�y� buty. Po chwili paniki ze stosu kostium�w i rekwizyt�w w k�cie namiotu wyci�gn�� pasek. Zapi�� go, wzi�� portfel, grzebie�, napi� si� i wreszcie by� gotowy zn�w stawi� czo�o �wiatu. �No, mo�e nie tak ca�kiem, ale spr�buj�.� Bior�c g��boki oddech, rozsun�� zamek namiotu i wyszed� na zewn�trz. Tak jak oczekiwa�, ranek by� pi�kny, niebo bezchmurne, a niemal wszyscy w zasi�gu wzroku mieli na sobie kostiumy Faire. Eryk poszed� niepewnie w stron� wielkiej cysterny na wod� na skraju campingu i zebra� ca�� sw� odwag�. �No to...� Pochyli� si�, wsun�� g�ow� pod kran i odkr�ci� go. Woda, zimna jak serce te�ciowej, uderzy�a go w g�ow� niczym obuchem i zmrozi�a a� po ko�ce palc�w u st�p. Kiedy ponownie si� wyprostowa�, trz�s� si� z zimna. �Du�o lepiej, jak s�dz�.� Wykorzysta� metalowy bok cysterny jako lustro i zacz�� si� czesa�, na pr�no usi�uj�c doprowadzi� br�zow� czupryn� do przyzwoitego wygl�du. �Kt�rego� dnia je zgol�, na Boga. W ko�cu u Yula Brynnera nie wygl�da�o to �le, prawda?� - Dzie� dobry, Eryk! - zawo�a�a do niego jedna z tancerek stoj�ca po przeciwnej stronie umywalki. �Niekt�rzy ludzie o tej porze s� ju� zbyt przytomni.� - Cze�� - odpar�. �Brigid, to imi�, kt�rego u�ywa w Faire, o ile dobrze pami�tam. Nie przypominam sobie jej codziennego imienia.� Rzuci� jej d�ugie, pe�ne aprobaty spojrzenie, kiedy odwr�ci�a si�, ko�ysz�c biodrami. �Widowiskowa. Nawet bardzo. Pi�kna z przodu, pi�kna z ty�u, wspania�e nogi tancerki. C�, teraz, kiedy zn�w jestem wolny... O nie, Maureen, to ty powinna� mnie tak uwodzi�.� Z ponur� aprobat� patrzy�, jak ciemnow�osa tancerka idzie w stron� g��wnego wej�cia, po czym wr�ci� do namiotu po flet. �Poza tym Brigid to ranny ptaszek. Nigdy nie m�g�bym �y� z kim�, kto o dziewi�tej rano jest a� tak szcz�liwy.� Wsun�� pude�ko z instrumentem do swej torby (prezent od Kathie, z teksaskiego Faire, dwie dziewczyny przed Maureen) i skierowa� si� w d� zbocza, do g��wnej bramy. �Po tym irlandzkim �niadaniu powinienem zje�� prawdziwe, zanim padn� na nos.� Eryk z wpraw� przemyka� si� po�r�d g�stniej�cego t�umu, nios�c kubek kawy i kilka lepkich bu�ek cynamonowych. W pobli�u kt�rej� z ma�ych scen znalaz� wolne miejsce i usiad�, by zje�� �niadanie. Na scenie byli aktorzy komedii dell�arte w jaskrawych maskach tradycyjnych postaci w�oskiego teatru. - Izabello, czy� nie wiesz, �e �amiesz me serce? - Zaraz ci z�ami� nie tylko serce, Arlekinie! Eryk �mia� si� razem z innymi widzami, kiedy Izabella goni�a Arlekina, wymachuj�c w�ciekle wa�kiem do ciasta. Tylko �e jej w�osy by�y d�ugie i rude, a g�os troch� zbyt przenikliwy. Prawie operowy. Bu�ka utkn�a Brykowi w gardle. Wsta� gwa�townie i odszed� w chwili, kiedy Arlekin �arliwie dowodzi� swej niewinno�ci rozw�cieczonej Izabelli. Przeszed� przez Faire ze wzrokiem utkwionym w za�mieconej drodze. Sklepikarze ju� ubijali interesy z turystami, sprzedaj�c im r�cznie wyrabian� bi�uteri�, sk�rzane sakiewki i wymy�lne kostiumy. Inni zwabiali klient�w krzykiem. - Zimne mleko i gor�ce ciasto z owocami! Nogi indycze! �eberka! �Nie mam w�a�ciwie dok�d i��, przynajmniej do wp� do dwunastej. Chryste. Absolutnie nic do roboty Tylko rozmy�la�. Je�li mam zn�w pogr��a� si� w melancholii, r�wnie dobrze mog� gra�.� Zdj�� torb� z ramienia i wyj�� z niej instrument. Po��czy� cz�ci fletu i z powrotem przesun�� torb� na jej sta�e miejsce na plecach. Przechodnie patrzyli na niego ze zdziwieniem. Muzyk w kostiumie nie by� w Faire niczym szczeg�lnym, ale flecista stanowi� rzadko��. R�wnie niezwykle brzmia�y melodie, kt�re wybra�, nie pasuj�ce do schematu �weso�ej starej Anglii�, podtrzymywanego przez wszystkich innych. Eryk sko�czy� Coleraine - ��mieszne, a� trudno uwierzy�, �e irlandzka giga mo�e by� tak smutna� - i rozpocz�� kolejn�, jeszcze smutniejsz� melodi�. Tak si� w niej zagubi�, �e nie zauwa�y� dw�ch tancerek, kt�re przysun�y si� do niego i sz�y obok. Dopiero kiedy chwyci�y go pod r�ce, krzykn��: - Zaraz, zaczekajcie... - Nie pr�buj si� stawia�, panie Eryku - odezwa�a si� jedna z nich z szata�skim u�mieszkiem. - Wys�ano nas, by�my ci� schwyta�y. - Ale... - �adnych sprzeciw�w, i tak nas nie przekonasz! - Ale... Jedna z nich ostro�nie wyj�a flet z jego r�k i w�o�y�a do torby, zanim poprowadzi�y go zat�oczonymi uliczkami. Nagle Eryk zda� sobie spraw�, dok�d go prowadz� i otworzy� szeroko oczy. - Nie do studni! - zawo�a�, pr�buj�c si� wyrwa�. Kobiety jednak trzyma�y go mocno i je�li nie chcia� rozpocz�� prawdziwej walki, nie mia� szans na ucieczk�. - Oto on, Alteo! Silnie zbudowana kobieta o ciemnych w�osach, schowanych pod p�ask� czapk�, zmierzy�a go do�wiadczonym okiem. - Rzeczywi�cie wygl�da na najbardziej zaniedbanego w�r�d minstreli. Nie mo�emy na to pozwoli�. Zanim przeka�emy go dalej, musimy go wyk�pa�... �Tylko nie k�piel! Nie w tej zamulonej studni!� Altea chwyci�a go mocno za ucho i pchn�a w stron� cembrowiny, ku uciesze gapi�w. - Porachuj� si� z tob�, Susie - wyszepta� Eryk zbyt cicho, by dos�yszeli go widzowie. - Na razie jednak mam wreszcie szans� umy� ci uszy - odszepn�a, z trudno�ci� utrzymuj�c powag� na twarzy. - To ci� nauczy dbania o czysto��. Po czym umoczon� w studni szmatk� dok�adnie wyszorowa�a mu twarz. Wreszcie og�osi�a, �e jest ju� czysty i mo�e pokaza� si� ludziom. - Teraz, dziewcz�ta - rzek�a - zabierzcie go na kolejny przystanek. �Przystanek? Co to za gra?� Eryk pozwoli� si� poprowadzi� zakurzon� drog� w stron� sceny, na kt�rej trwa�a niedzielna msza. Ojciec Bob, w koloratce na el�bieta�skim kostiumie, pob�ogos�awi� go z namaszczeniem. - Panie, kt�ry opiekujesz si� dzie�mi i prostaczkami, strze� tego pie�niarza. Dzi�ki Ci, Panie. Eryk wpatrywa� si� w ojca Boba jeszcze chwil� po odej�ciu. Ksi�dz usi�owa� nie wybuchn�� �miechem. �Dzieje si� tu co� bardzo dziwnego.� Stra�niczki - Eryk dopiero teraz sobie u�wiadomi�, �e nawet nie zna� ich imion - poci�gn�y go �cie�k� w d�, w stron� Mostu Poca�unk�w. �Chwileczk�.� Zanim zdo�a� zareagowa�, znale�li si� w po�owie mostu, pod ustrojonym girlandami i wst��kami �ukiem. Tam kobiety stan�y, ci�gle trzymaj�c Eryka uwi�zionego mi�dzy nimi - i po kolei poca�owa�y go. Po pierwszej chwili zaskoczenia Eryk sta� si� przychylny. �To z pewno�ci� niecodzienne do�wiadczenie.� Potem zn�w chwyci�y go za r�ce i powlok�y dalej, przez most do karczmy �Pod U�miechni�tym B�aznem�. Tam za� sta�a Beth z innymi muzykami. �Ach, - teraz wszystko zaczyna nabiera� sensu.� Stra�niczki doprowadzi�y Eryka do drzwi i dygn�y przed Beth. - Oto on, pani, czysty i pob�ogos�awiony, a tak�e ogrzany. - Dzi�kuje wam, moje drogie - odpowiedzia�a Beth, nie spuszczaj�c wzroku z Eryka. - Naprawd� doceniam wasze starania. Wzi�a Eryka pod r�k� i zaprowadzi�a go do �rodka. - Dostan� ci�, Beth - wyszepta� on. Pu�ci�a go i wesz�a na st�, czystym g�osem prosz�c o cisz�. - Panie i panowie, mamy mi�dzy nami ch�opaka o z�amanym sercu, kt�ry sp�dzi� ostatni� noc zupe�nie samotnie, tylko w towarzystwie butelki, a jak wszyscy wiemy, to raczej ch�odna i �a�osna pociecha, w przeciwie�stwie do apetycznej blondynki! Eryk obla� si� rumie�cem, na zewn�trz za� rozleg�y si� �miechy i wiwaty. Beth u�miechn�a si�. - On chyba potrzebuje pomocy. Co wi�c zrobimy dla tego biedaka, pytam was? - Odda� go Niemkom! - Sprzeda� Cyganom! - Niech nam zagra do ta�ca! Beth odwr�ci�a si� do Eryka i przem�wi�a nieco ciszej: - Co wybierasz, panie? - Spojrza�a na niego z g�ry. - Prawdopodobnie od Cygan�w nie dostaliby�my za ciebie zbyt wiele, wi�c albo dziewczynki, albo granie. Albo weso�e melodyjki, albo oddamy ci� na po�arcie Niemkom. - Wykrzywi�a twarz w szata�skim grymasie. - Na twoim miejscu wybra�abym muzyk�. Karen Wolfsdottir ostrzy na ciebie z�by od pocz�tku sezonu. Eryk ju� wyci�ga� flet. Na pocz�tek zagra� Odegna� z�y los, jedyn� weso�� melodi�, jaka przysz�a mu na my�l. Cz�onkowie Faire, siedz�cy przy drewnianych sto�ach, zacz�li klaska� i stuka� do rytmu kuflami o blaty. Po chwili Eryk dojrza� lana i Linde ze skrzypcami i b�bnem, przeciskaj�cych si� w jego stron�. �Bethie starannie to zaplanowa�a. W porz�dku, w takim razie zr�bmy to dobrze!� Nie przerywaj�c grania, wskoczy� na st�. Podczas gdy Ian wybija� rytm, a Linda ci�gn�a melodi�, Eryk zacz�� ta�czy� w�r�d gor�cego aplauzu widz�w. Beth, siedz�ca na bramie gospody, klaska�a i �mia�a si�. Nagle Eryk zeskoczy� na s�om� obok dw�ch chichocz�cych tancerek, kt�re go tu przyprowadzi�y. Przesta� gra�, chwyci� starsz� z nich, o d�ugich z�otorudych w�osach i zielonych oczach - i poca�owa�, po czym pu�ci�. Kobieta upad�a na s�om�, �miej�c si� ci�gle. Eryk zdj�� czapk� przed swymi by�ymi stra�niczkami. - Dzi�ki wam za to, �e mnie tu przyprowadzi�y�cie. A teraz, pi�kne panie, b�agam was, zata�czcie dla nas! Dziewcz�ta spojrza�y na siebie niepewnie. - Dalej, dziewcz�ta, poka�cie nam, co potraficie! - zawo�a�a Beth z bramy. Pokaza�y wi�c. Eryk klaska� i krzycza� razem z innymi, kiedy rudow�osa tancerka pomaga�a kole�ance wej�� na st�. Tam ustawi�y si� w pozycji do stepowania, z jedn� stop� uniesion� i z��czonymi ramionami. Linda i Ian czekali na sygna�. - Athol Highlander�s! - wrzasn�� Eryk i pierwszy zacz�� szkock� gig�. Moment p�niej do��czy�a Linda. Nigdy dot�d nie s�ysza�, by tak pi�knie gra�a. Potem �an uderzy� w ram� b�benka i przeszed� do wybijania rytmu. Kobiety ta�czy�y na stole, a ich podskokom i piruetom towarzyszy�y okrzyki i wiwaty widowni. Przy ostatnich nutach zeskoczy�y na ziemi�, zaskakuj�c Eryka, kt�ry zgubi� ostatni� nut�. Za�mia�y si�, a on potrz�sa� z niedowierzaniem g�ow�. Potem by�o jeszcze lepiej. Po kilku ta�cach i melodiach (mi�dzy nimi by�a spro�na el�bieta�ska piosenka, kt�ra brzmia�a zupe�nie przyzwoicie �piewana solo, lecz przy wykonaniu na kilka g�os�w s�owa tworzy�y najbardziej niewiarygodne zdania), Eryk usiad� przy stole i popijaj�c najlepsze piwo w gospodzie, przygl�da� si� tancerce zaczynaj�cej wolny szkocki taniec. Usiad�a przy nim Beth i poci�gn�a �yk z jego kufla. - Czy �ycie lepiej ci� teraz traktuje, Banyon? Westchn�� i odebra� jej naczynie. - Ci�gle uwa�am, �e pomys� z umyciem mnie w studni przez Susie to g�upi �art. - Zgadzam si�, lecz nie mog�am wpu�ci� ci� tutaj z brudnymi uszami. - Pochyli�a si� i poci�gn�a go za ucho. - Rozumiesz, dlaczego? - Noo, tak. - Ciesz� si�. - Wsta�a, ujmuj�c go za r�k�. - Chyba narobili�my dosy� zamieszania jak na jeden poranek. Chcesz si� przenie�� w inne miejsce? Eryk spojrza� na najwi�kszy st�, na kt�rym ku uciesze widz�w obie tancerki pr�bowa�y uczy� dw�ch Hiszpan�w stepowania. - Dobry pomys�. Beth poprowadzi�a tylnym wyj�ciem i �cie�k� w stron� Mostu Poca�unk�w. �O nie, tylko nie to.� Wci�gn�a go na most, na kt�rym sta�o ju� kilka par. - Na z�amane serce istnieje tylko jedno lekarstwo, Banyon, i ja postanowi�am ci go dostarczy�. Nie traktuj tego jednak zbyt osobi�cie. To tylko terapia. - Bethie... Poca�owa�a go. D�ug� chwil� p�niej Eryk zn�w zdo�a� wydoby� z siebie g�os. - Bethie... - Hmm? - Przytuli�a si� mocniej. - Wiesz, mam po�ow� doskona�ego mieszkania czekaj�c� na lokatora, a gdyby to by�a kobieta... Beth zesztywnia�a w jego ramionach. - Nawet o tym nie my�l, Banyon. By� mo�e kt�rego� dnia znajdziesz kogo� dla siebie, ale to nie b�d� ja. Nie zrozum mnie �le, naprawd� ci� lubi�, ale nie komplikujmy tego, dobrze? - W porz�dku. - Poca�owa� j� w koniec nosa; zachichota�a. Przesun�� usta ni�ej, wzd�u� jej szyi. - Oferta jest ci�gle aktualna, je�li zmienisz zdanie. Fascynuj�c� podr� w d� jej ramienia przerwa� przepraszaj�cy g�os z ty�u. - Hm, szanowna pani, zaczyna si� koncert na g��wnej scenie i Carl zastanawia si�, czy masz zamiar dzisiaj do nas do��czy�. - O, do licha. - Beth wysun�a si� z obj�� Eryka i szybko wyg�adzi�a kostium. - C�, obowi�zek wzywa, panie Banyon. Poszukam ci� po przedstawieniu. Eryk z �alem patrzy� za Beth, odchodz�c� z kole�ank�. �Nigdy nie mog� jej zatrzyma� na d�u�ej ni� kilka minut. To wszystko, na co si� zgadza ze mn�. Pewnie niekt�rym by to odpowiada�o: dobra przyjaci�ka i partnerka do ��ka. Doskona�e zestawienie, prawda?� Odszed� i zacz�� b��ka� si� bez celu. Po pewnym czasie zda� sobie spraw�, �e doszed� do �cie�ki nad gospod� �Pod U�miechni�tym B�aznem�. Po porannym zamieszaniu nie pozosta� ju� �lad, panowa� tu zwyk�y spok�j. Kilku aktor�w rozmawia�o przy piwie, a nieco dalej jakie� kobiety jad�y obiad. Eryk znalaz� sobie zaciszny k�t niedaleko wej�cia, usiad� i ponownie wyj�� flet. Czule dotkn�� kluczy; ch�odny metal rozgrzewa� si� od ciep�a r�k. �Witaj, stary przyjacielu. Zn�w tylko ty i ja.� Pami�ta�, jak na pocz�tku sprzecza� si� z kierownictwem o gr� na metalowym flecie w sezonowym Faire. �Nie wiem, co bym zrobi�, gdyby si� nie zgodzili. Nie zagra�bym na niczym innym. Chyba o tym wiedzieli i dlatego zdecydowali si� raczej mnie zatrzyma� bez wzgl�du na niezgodno�� z tradycj�, ni� da� mi odej��.� Zagra� kilka nut, my�l�c o rudow�osej tancerce i jej �miechu, kiedy j� poca�owa�. �M�g�bym u�o�y� dla tej �licznotki melodi�, co� do ta�ca dla nich obu.� U�miechn�� si�, czuj�c, �e w jego g�owie i palcach zaczyna si� kszta�towa� muzyka, lekka melodyjka przypominaj�ca sceny z Faire: roze�miane dziewcz�ta, zwinne stopy poruszaj�ce si� szybko w takt szkockich ta�c�w, ch�odne piwo w gor�ce letnie popo�udnie. Po chwili jednak dobry humor go opu�ci�, a w przestrze� pop�yn�a muzyka bardziej powa�na. Ska�y Moheru, to b�dzie dobre. I Dziecko na g�rze, trudne i smutne.� Nie zdaj�c sobie z tego sprawy, Eryk przyci�gn�� do bramy t�umek gapi�w. Teraz spojrza� w g�r�. Ujrza� zas�uchane twarze. �Nie rozumiej�� - pomy�la�, u�miechaj�c si� smutno do siebie. Gra� dalej. Po chwili zn�w podni�s� wzrok. Co� w t�umie obcych twarzy wydawa�o si� znajome. �Tak, ten ko�cisty facet, wysoki blondyn w p�aszczu... chwileczk� - jego p�aszcz - to m�j p�aszcz!� Skoczy� na r�wne nogi i run�� przez drzwi w stron� nieznajomego. M�ody m�czyzna rzuci� okiem na wykrzywion� z w�ciek�o�ci twarz Eryka i pomkn�� przed siebie. Postawna starsza kobieta krzykn�a, kiedy Eryk potr�ci� j�, si�gaj�c po brzeg d�ugiego p�aszcza. Reszta go�ci pierzch�a z drogi, Eryk za� pobieg� za domniemanym z�odziejem, mijaj�c zaskoczon� kobiet� pior�c� przy studni i roztr�caj�c kolorow� grup� m�czyzn ta�cz�cych na ulicy. Rozleg�y si� gniewne krzyki. Z�odziej przemkn�� miedzy straganami; zawieszone na nich ozdoby zako�ysa�y si�. Eryk bieg� zaraz za nim, wymachuj�c fletem niby broni�. - St�j, st�j, parszywy draniu! Z�odziej! Z�odziej! Uciekaj�cy m�czyzna unikn�� zderzenia ze sprzedawc� owoc�w i jednym rozpaczliwym susem przekoczy� Most Poca�unk�w. Eryk bieg� za nim. Ca�uj�ce si� na mo�cie pary odskoczy�y w ty�. Nagle Eryk zauwa�y� maszeruj�cy ulic� oddzia� szkocki z pikami. Stan��, nie chc�c nara�a� si� na spotkanie z ostrzami ani ze Szkotami; z�odziej jednak bieg� dalej. Prosto na maszeruj�cych w��cznik�w. Eryk patrzy� z niedowierzaniem, jak zr�czny z�odziej, zdawa�oby si� bez wysi�ku, przemyka pomi�dzy �o�nierzami. Ju� znalaz� si� po drugiej stronie - i �aden z �o�nierzy nawet nie pomyli� kroku. Kilku widz�w zaklaska�o, bior�c to za dalsz� cz�� przedstawienia. Eryk wr�s� w ziemi�. �To niemo�liwe, co on zrobi�.� Po czym wzi�� g��boki oddech i pobieg� prosto pomi�dzy �o�nierzy; po trzech sekundach za� znalaz� si� na ziemi, mi�dzy rozrzuconymi w��czniami. Z g�ry patrzy�o na niego kilku zirytowanych Szkot�w. Po chwili podszed� sam dow�dca i popatrzy� na niego. - Eryk, ch�opcze, tym razem wpl�ta�e� si� w niez�� kaba�� - odezwa� si� smutno. - Wybacz, szefie - wymamrota� Eryk, bez powodzenia usi�uj�c si� podnie��. Bola�a go kostka. Nie m�wi�c ju� o dumie. Po wczorajszym dniu niewiele zosta�o z jego godno�ci. Dow�dca przykucn�� obok. - Przy okazji - powiedzia� bez �ladu szkockiego akcentu - Caitlin chcia�a ci� widzie�. Chodzi o wczorajsze przedstawienie