8420
Szczegóły |
Tytuł |
8420 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8420 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8420 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8420 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
BOHDAN TOMASZEWSKI
PRZE�YJMY
TO
JESZCZE
RAZ
Widz� Murakoso
(zamiast wst�pu)
Masz, Czytelniku, dopiero 18 lat. Nie by�o Ci� na �wiecie, kiedy Wojtek Fortuna skoczy�
na nartach w Sapporo tak daleko, �e zdoby� z�oty medal olimpijski. Je�li masz 20 lat, to
urodzi�e� si� w tym samym roku, kiedy Wojtek Woyda jako niezr�wnany florecista na
Igrzyskach w Monachium wywalczy� nie jeden, ale a� dwa z�ote medale.
Czy wiecie, m�odzi Czytelnicy, kto to by� Janusz Sid�o, zwany ��okietkiem�? A �Z�ota
Ela�? Kto to by� pan Zbyszek, kt�ry pokona� s�ynnego kr�la nokaut�w, Pappa? Jakiej
narodowo�ci by� Papp? A �Czeska Lokomotywa�, �Czarna Gazela�, �Bia�y Anio��?
Pami�tam dobrze te postacie oraz ich wyczyny. To wszystko ludzie, z kt�rymi mia�em
szcz�cie prze�ywa� ich walki na arenach wielu Olimpiad jako sprawozdawca radia, prasy,
czasem telewizji. To tylko niekt�rzy z dawnych, wielkich olimpijczyk�w.
Oni na ringu, bie�ni lub skoczni, na boisku pi�karskim albo planszy, ja w kabinie
sprawozdawczej, umieszczonej daleko i wysoko, a jednocze�nie razem z nimi � ca�ym
sercem, nie szcz�dz�c gard�a, bo czasem trzeba by�o wo�a� ze wszystkich si�: �Gdzie ta�ma?...
� a zaraz potem �Z�oty! z�oty! z�oty!� � Ale nie wszystkie chwile by�y radosne. Czasami
przegrywali.
Ich zmagania zapewne dobrze jeszcze pami�taj� doro�li Czytelnicy, nie m�wi�c o
starszych. Te kartki mo�e b�d� okazj� powrotu do dawnych prze�y�.
Niechaj do�wiadczeni kibice wybacz�, ale przedstawiam ten zbi�r przede wszystkim z
my�l� o m�odych, kt�rzy znaj� g��wnie sport dzisiejszy � okresu Olimpiad w Calgary, Seulu,
Albertville. Jeszcze wi�kszy poziom. Kolejne nowe rekordy. Osza�amiaj�ce kariery, r�wnie�
finansowe. Wzloty i upadki, spowodowane niekiedy u�yciem sztucznego dopingu.
Jest to inny sport, ale wyr�s� z tego, kt�ry mnie wychowa�. Bez wzgl�du na r�nice i
przekszta�cenia � czasem poddawane krytyce i wzbudzaj�ce niepok�j � sens rywalizacji
sportowej by� i pozostanie ten sam. Przekonujemy si� najmocniej o tym w�a�nie podczas
Olimpiad.
Rozmy�lnie jednak unikam tu ocen i szerszych analiz przemian zachodz�cych w
dzisiejszym sporcie. Temu po�wi�ci�em wiele miejsca w swoich poprzednich ksi��kach. W
tej pragn� przypomnie� przede wszystkim wydarzenia olimpijskie i bliskie mi postacie.
Moje kontakty z Olimpiadami zacz�y si� bardzo wcze�nie. Trzeba si�gn�� a� do
dzieci�stwa. Coraz bardziej odleg�a i delikatna smuga wspomnie�. Wy�ania si� pok�j jadalny.
Letni wiecz�r i twarze starszych braci, kt�rzy �ywo o czym� rozprawiaj�. Byli podnieceni i z
czego� bardzo dumni, a m�wili o Ameryce i bieganiu. W ich nerwowych zdaniach i
wykrzyknikach powtarza�o si� wci�� jedno nazwisko, wtedy najzupe�niej mi obce: �Kusy!�
Kusoci�ski.
Ta rozmowa toczy�a si� 1 sierpnia 1932 roku, nast�pnego dnia po pewnym pami�tnym
zdarzeniu.
Janusz Kusoci�ski zdoby� na Igrzyskach w Los Angeles z�oty medal w biegu na 10
3
kilometr�w.
W cztery lata p�niej by�em ju� zagorza�ym sportowcem. Kopa�em pi�k� w szkolnym
klubie, biega�em na 60 metr�w, co prawda dosy� kiepsko. Lecz rych�o poch�on�� mnie tenis i
nast�pne spotkanie z Olimpiad�, ju� bardziej bezpo�rednie i bez por�wnania bogatsze,
przypad�o na lato 1936 roku. W Milan�wku pod Warszaw� odbywa� si� turniej tenisowy, w
kt�rym bra�em udzia� jako m�odzik warszawskiej �Legii�. Grali�my akurat wa�ny mecz, gdy
kto� przybieg�, wo�aj�c: �W radio idzie transmisja z Berlina. Z naszym Nojim co� niedobrze!�
Przerwali�my rozgrywk� i wszyscy zawodnicy wraz z widzami pobiegli do domku
klubowego, gdzie na werandzie gada�o radio. Odbywa� si� olimpijski bieg na 10 km z
udzia�em g�o�nego w�wczas Polaka J�zefa Noji. Niestety, os�ab� w po�owie dystansu i zacz��
pozostawa� w tyle.
Do dzi� mam w uszach g�os naszego sprawozdawcy. Jak wspaniale malowa� ten dramat!
Gra� nam na nerwach, cierpia� razem z nami, a potem, kiedy sprawa by�a ju� przegrana,
skoncentrowa� uwag� na �wietnej tr�jce Fin�w, kt�rej przeciwstawia� si� tylko ma�y,
czarnow�osy Japo�czyk. Nigdy nie widzia�em Japo�czyka Murakoso na w�asne oczy, ale w
czasie tamtej relacji zobaczy�em go. Widzia�em czarn� czupryn� i ��t� twarz wykrzywion�
wysi�kiem, i sko�ne oczy przes�oni�te mg��, kiedy ko�czy� bieg za tr�jk� Fin�w. To chyba
w�a�nie wtedy zakocha�em si� w Olimpiadzie i zrodzi�o si� marzenie: by� na Olimpiadzie,
prze�ywa� to wszystko razem z nimi � nie tylko z Polakami � z olimpijczykami wszystkich
kraj�w, bez wzgl�du na to, jakie barwy nosz�, czy zwyci�aj�, czy zostaj� pokonani. I mo�e
tak�e opowiada� tak, jak ten niewidzialny pan z radia. Pan Wojciech Trojanowski.
Szcz�liwie si� z�o�y�o, �e po latach uda�o mi si� ogl�da� Igrzyska i opowiada� do
mikrofonu o tym, jak walcz� olimpijczycy.
To by�a cudowna praca. By�em nie tylko widzem czy kibicem w�asnej dru�yny, ale
pracuj�c przy mikrofonie mia�em uczucie, jakbym uczestniczy� w walce zawodnik�w. Sta�em
si� jakby ��cznikiem pomi�dzy stadionem a wieloma lud�mi, oddalonymi nieraz o dziesi�tki
tysi�cy kilometr�w. Czasem mia�em wra�enie, �e jestem �przeka�nikiem� transmisji
biegn�cej w dw�ch przeciwnych kierunkach � ze stadionu i walcz�cych zawodnik�w do
s�uchaczy. W jednym kierunku � fakty i szkic obrazu, a w drugim � uczucia i �yczenia
rodak�w.
D�ugo zastanawia�em si�, czy powr�ci� pi�rem do dawnych wspomnie�. Zadecydowa�a
�yczliwie zach�caj�ca propozycja P.T. Wydawnictwa, kt�re uzna�o, �e dawne moje ksi��ki i
najrozmaitsze inne zapiski dociera�y do r�k Czytelnik�w przed wielu laty. Teraz ci Czytelnicy
maj� dzieci i wnuki, kt�re ju� niewiele albo prawie nic nie wiedz� o minionych epopejach
olimpijskich.
Niech wi�c b�dzie � lecz tylko o Igrzyskach Letnich. I bez nadmiaru wynik�w i zestawie�
statystycznych.
Prze�yjmy to jeszcze raz.
W chwili, kiedy oddaj� ten zbi�r wspomnie� do druku � Olimpiada w Barcelonie jest kart�
nie zapisan�. Jeszcze nie znamy zwyci�zc�w i pokonanych. Jedno jest pewne � Barcelona to
dalszy ci�g w�dr�wki symbolicznego znicza i, mimo ca�ej odmienno�ci dzisiejszego �wiata,
dalszy ci�g nieustannych walk m�odych ludzi o laury, zapocz�tkowanych w Grecji u schy�ku
ubieg�ego stulecia.
4
MELBOURNE
Olimpiada 1956 roku
5
Moja pierwsza Olimpiada wypad�a w bardzo trudnym czasie. By� pami�tny Pa�dziernik
1956 roku. Gor�czka przedolimpijska by�a niczym wobec ogromu napi�cia politycznego,
kt�re nabrzmiewa�o w kraju. W Budapeszcie krwawe powstanie � wjecha�y tam obce czo�gi.
Wielkie i ma�e sprawy �wiata. Sportowcy i sprawozdawcy szykowali si� do Olimpiady.
Pocz�tkowo mia�o jecha� dw�ch reporter�w z radia, p�niej trzech, potem znowu dw�ch.
Moja kandydatura wisia�a na w�osku. Byli tacy, kt�rzy nie chcieli, bym jecha�, znalaz� si�
jednak kto� w Radiokomitecie, kto w debiutanta uwierzy�. Po latach czekania, u schy�ku
poprzedniego roku, kiedy zacz�a si� wyra�na odwil�, cho� panowa�a zgodnie z kalendarzem
zwyczajna zima, sta�em si� wreszcie pracownikiem Polskiego Radia.
Oto fragmenty dawnych zapis�w notowanych co pewien czas jesieni� olimpijsk� 1956
roku.
Wtorek, 6 listopada
Paszport olimpijski oraz ksi��eczk� z piecz�tkami dw�ch choler i jednej czarnej ospy mam
w kieszeni marynarki, odebranej wczoraj od krawca. Nie mamy jeszcze dolar�w.
Okropny dzie�! Dyrektor Komisji Dewizowej zatrzymuje pieni�dze dla nas � dw�ch
sprawozdawc�w Polskiego Radia. Koledzy z prasy maj� czeki od kilku dni. Prezes Polskiego
Radia interweniuje dzi� na wysokim szczeblu. Walizki nasze s� ju� na lotnisku! Do odlotu
tylko trzy godziny. Pieni�dzy nie ma. Na dwie i p� godziny przed startem dochodzi do
rozmowy, w kt�rej podobno bra� udzia� premier. Zdaje si�, �e uratowa� nas w ostatniej chwili.
Jeste�my w hotelu �Warszawa�. Podaj� obiad. Nie mog� nic prze�kn��. �o��dek pusty, w
ustach gorzko od papieros�w.
Jedziemy autokarem na Ok�cie. Lotnisko. Za szyb� okna stoi wielki samolot. W
poczekalni �cisk. Odje�d�aj�cy maj� ko�o siebie najbli�szych. Krzy� wygl�da nie�le. Wyr�s�
z palta. Gdy w drodze powrotnej b�d� wsiada� do samolotu, sko�czy akurat dwana�cie lat.
� Ile ma motor�w, cztery czy sze��? � pyta, gdy mu si� przygl�dam.
Robi si� szaro. Motory ju� graj�.
M�j Bo�e, tak czeka�em na t� chwil�, a teraz jestem smutny. Moja pierwsza Olimpiada!
Dobrze, �e Jurek te� przyszed�.
� Postaraj si� jeszcze �uciepli� to, co m�wisz � radzi. � Pami�taj, �e kabina radiowa na
stadionie to b�dzie tw�j dom.
Siedz� w fotelu ko�o okna. Jest zupe�nie ciemno. Moja tr�jka stoi na betonowej p�ycie tu�
przy balustradzie. Kolega z Polskiej Agencji Prasowej wyciera potniej�c� szyb�. Jest
zdenerwowany: w t�umie odprowadzaj�cych nie mo�e teraz odszuka� swojej dziewczyny.
Warkot czterech motor�w samolotu jest coraz g�o�niejszy. Jeszcze nie tak dawno liczy�em
na palcach dni dziel�ce mnie od chwili odlotu. Teraz, kiedy start jest kwesti� sekund, wiem,
�e ju� wkr�tce zacznie si� niecierpliwe wyczekiwanie powrotu do kraju, kt�ry opuszczam
w�a�nie teraz na blisko dwa miesi�ce. Psiakrew! Jak�e ten �wiat jest pozbawiony humoru! Nie
pozwala cieszy� si� sprawozdawcy sportowemu nawet z pierwszego wyjazdu na Olimpiad�.
Patrz� na siedz�cego obok trenera naszych szermierzy, majora Janosa Keveya, i robi mi si�
6
wstyd, �e jestem jeszcze smutniejszy od tego smutnego W�gra.
Lecieli�my do Melbourne via Amsterdam � Rzym � Chartum � Karaczi � Bangkok �
Manila z jeszcze jednym postojem � tym razem w zupe�nie zagubionym miejscu na globie
ziemskim. Lecieli�my wolno, bo nie by�o jeszcze samolot�w odrzutowych, tylko
turbo�mig�owe. Nie b�d� powraca� w tej ksi��ce do opisu bardzo ciekawej podr�y przez
cztery Kontynenty. �wiat zmala� i wielu rodak�w od pewnego czasu swobodnie w�druje po
�wiecie, nie jest wi�c teraz �adnym ewenementem pobyt np. w Bangkoku. Zatrzymamy si�
wi�c tylko na chwil� w miejscu, gdzie nawet najbardziej przedsi�biorczy nasi tury�cihandlowcy
zapewne nie byli. Po kilku dniach i nocach podr�y tam w�a�nie wypad� ostatni
przystanek przed Australi�.
Sobota, 10 listopada
Tu� przed p�noc� docieramy na ma�� wysepk� Biak, zagubion� na Pacyfiku przy
brzegach Nowej Gwinei. Schodzimy do l�dowania, szukaj�c w ciemno�ciach skrawka
lotniska. Lecimy przez ciemno�� w d�, potem pod pod�og� czujemy zetkni�cie k� z ziemi� i
za chwil� maszyna ko�uje w kierunku �wiat�a, umieszczonego wysoko nad dachem lotniczego
portu.
Wok� ciemno��. Tylko z drugiej strony przez okienko samolotu wida� na p�aszczy�nie
lotniska czerwone i zielone lampki, migoc�ce jak �wi�toja�skie robaczki-olbrzymy.
Szyby samolotu ociekaj� wod�. Przez Biak przechodzi gwa�towna burza r�wnikowa.
Wysokie, tajemnicze drzewa przeginaj� si� jak w dziwnym ta�cu. Wicher jest silny i rzuca w
twarze strumienie deszczu, kt�ry leje si� z nieba. Betonowa p�yta pokryta
dwudziestocentymetrow� warstw� wody. Deszcz podnosi si� z ziemi w postaci pary, dusznej i
nieprzyjemnej. Sk�ra zaczyna sw�dzi�, jest gor�ca i �dyszy� niczym p�uca.
Port lotniczy na Biaku jest ma�y i drewniany. Mimo nocy na tarasie pod dachem siedzi
kilka bia�ych kobiet, obok w tropikalnych ubraniach urz�dnicy holenderskiej linii lotniczej.
Male�ki Biak to pomost ��cz�cy filipi�skie wyspy z Australi�. Nasza maszyna odpocznie
tu par� godzin.
Fotele na tarasie s� podobne do tych w kawiarni w �azienkach. Jasne, plecione, skrzypi�
przy ka�dym poruszeniu.
Papuasi! Niscy, ubrani w brudne szorty. Pe�ni� tu funkcj� baga�owych. Zabieraj� nam z
r�k osobisty baga�. Id� przodem i szczerz� z�by, mamrocz�c przy tym co� do siebie. Nie
spos�b si� z nimi dogada�. Podobno mog� �y� dwadzie�cia lat w�r�d bia�ych, s�ysze� ich
mow�, a nie naucz� si� wi�cej ni� kilku s��w.
Odleg�o�� kilkudziesi�ciu metr�w od portu do budynku, gdzie znajduje si� restauracja i
prysznice, przeje�d�amy autokarem. Wieczorem niebezpiecznie jest tutaj chodzi�. Mo�na
nadepn�� na co�, co gryzie.
Prysznic jest ch�odny i orze�wiaj�cy, ale po pi�ciu minutach cz�owiek znowu nurza si� w
pocie. Strasznie gor�co! Ta wilgo� w powietrzu wprost parzy.
Kt�ra godzina w Warszawie? Czy moi bliscy teraz �pi�, czy jedz� obiad?
Wychodzimy na ma�y tarasik. Silne wy�adowania elektryczne. B�yskawice s� d�ugie i
wtedy wida� ocean oraz w�sk� pla��, oddzielaj�c� lotnisko od bezmiaru w�d. W
ciemno�ciach niewyra�nie rysuj� si� g�ste zaro�la.
Zab�ocki robi par� krok�w w t� stron�, ale Kevey natychmiast go zatrzymuje.
� Nie id�, �Kajtek�. Tam s� w�e.
7
Zab�ocki wraca. �miejemy si�, ale nikt nie schodzi z drewnianego tarasu. Ulewa przybiera
na sile. Raz po raz b�yskawice o�wietlaj� wysp�, kt�ra, kiedy jest ciemno, wydaje si� zupe�nie
nierealna.
W godzin� p�niej wzbijamy si� zn�w w g�r�, pod czarne niebo, w�r�d burzy i wiatru, a
Biak zalany deszczem zostaje pod nami. Zn�w przesuwamy zegarki o trzy godziny.
Po raz czwarty od Amsterdamu zmieni�a si� za�oga samolotu. Kapitanem jest teraz ros�y
Kanadyjczyk o twarzy buldoga. W czasie wojny bombardowa� Niemcy na maszynach RAF-u.
� Good evening... Dobry wiecz�r... Biak � Sydney � dziesi�� godzin lotu. � S�yszymy
nazwiska za�ogi i steward�w oraz �yczenia dobrej podr�y i szcz�liwego l�dowania. Na
�cianie pal� si�, jak zwykle w czasie startu, czerwone litery: No smoking... Fasten seat belt...
Nie pali�... Zapi�� pasy.
Idziemy ostro w g�r�. No smoking wkr�tce ga�nie. Drugi napis jeszcze si� pali. Tego dot�d
nie by�o. Lecimy w t� stron� nieba, gdzie najwi�cej b�yskawic. Maszyn� silnie rzuca.
� Fasten seat belt... Prosimy nie rozpina� pas�w � s�ycha� zn�w g�os kapitana � pogoda
jest z�a. Prosimy nie chodzi� po pok�adzie. Przed nami burza. Postaramy si� przej�� po jej
lewym skrzydle. Dobranoc.
A wi�c nareszcie przygoda! Odczuwam mi�y niepok�j. W d�, w g�r� � w d� i w g�r�.
Czasem mocno szarpie maszyn� w bok, ale pasy trzymaj� mocno. Za oknami zupe�nie czarno.
Motory graj� twardziej. Wida�, �e nasz �Super� troch� si� wysila.
Jeden z nas pochyli� si� nad torebk�. Pozielenia� na twarzy, a mo�e tylko nik�e �wiat�o
rzuca taki nieprzyjemny blask. Dajemy mu wody do picia, skronie nacieramy kolo�sk� wod�.
Fasten seat belt � �arzy si� bez przerwy na �cianie.
Kto� chce pi�, ale stewardesa nie przychodzi na dzwonek. Po raz pierwszy trzeba na ni�
czeka�. Zjawia si� dopiero po kilku minutach. Rozkaz kapitana. Nikomu nie wolno bez
koniecznej potrzeby spacerowa� po korytarzu.
� Czy pan �le si� czuje?
� Nie, dzi�kuj�. Tylko pi� mi si� chce.
Kto� ukradkiem �yka proszek. Hu�ta coraz mocniej.
Lecimy nad Pacyfikiem.
Przed ka�dym z nas w oparciu fotela znajduje si� gumowa kamizelka ratunkowa, kt�r� w
wypadku wodowania trzeba nadmucha�. Z�o�ona w celofanowej torbie wygl�da jak
nieprzemakalny p�aszcz.
� Umiesz p�ywa�? � pyta Pawlas Paw�owskiego.
� Umiem, i co z tego?
Udaj� przed sob�, �e si� nie boj�. Otulam si� pledem, postanawiam zasn��.
Hu�tanie jest mocne i coraz bardziej miarowe. Burza ko�ysze do snu.
Wtorek, 13 listopada
Mimo zm�czenia drog�, nie mo�na by�o zasn��. W samolocie przeszkadza� szum
motor�w, a teraz, gdy brak warkotu, nocna cisza w hotelu jako� dra�ni.
Pok�j mamy mi�y, przyjemny, na �smym pi�trze, okna wychodz� na dachy s�siednich
dom�w, nawet w nocy jasnych od �wiate� okolicznych reklam i neon�w. Hotel �Victoria�
znajduje si� w sercu �r�dmie�cia, przy Little Collingstreet, w�skiej, ruchliwej uliczce, id�cej
troch� pod g�r�, od rana do nocy zaparkowanej autami. Naprzeciw hotelu wielki gara�,
kt�rego istnienia nie mo�na si� domy�li�, gdy stoi si� na ulicy. Dopiero patrz�c na ten dom z
�smego pi�tra, wida� dziesi�tki samochod�w ustawionych jeden obok drugiego na p�askim
dachu, dok�d auta wje�d�aj� wind�.
8
Pierwszego dnia za�atwiamy wiele spraw. Najpierw wizyta w centrum radiowym, kt�re
rozlokowano we wn�trzach g��wnego stadionu. Zaczyna si� korow�d spotka� i rozm�w z
obcymi lud�mi, kt�ry trwa� b�dzie do rozpocz�cia Olimpiady. Gubimy si� w labiryncie biur,
studi�w, korytarzy, przej�� i bar�w. Myl� si� twarze i nazwiska dyrektor�w, in�ynier�w i
technik�w australijskiej radiofonii.
Na razie zapami�ta�em pana Nortona. Niski, o chudej, nerwowej twarzy, nosi �wietn�
angielsk� marynark� z tweedu. Jest najlepiej ubrany spo�r�d urz�dnik�w ABC (australijskie
radio). Ma pod opiek� grup� sprawozdawc�w, w kt�rej si� znajdujemy.
Po pierwszej konferencji pan Norton zaprasza na whisky z wod� sodow�. Potem idziemy
na stadion.
Schodzimy p� pi�tra ni�ej. Na wprost schod�w szerokie przej�cia i d�ugie rz�dy �awek.
M�czyzna w czystym kombinezonie maluje na oparciach cyfry. Jeste�my w sektorze L-17.
Do�� mroczno, bo dach zas�ania niebo. Ni�ej rz�dy �awek niczym stopnie schodz� w d�.
Dalej bia�a banda, pas zielonej trawy, bie�nia i boisko.
Stadion w Melbourne pod nami. Zupe�nie pusty. Ka�de nasze s�owo odbija si� echem pod
dachem.
Geografia wioski taka sama jak na mapie. Polska s�siaduje z Niemcami i Zwi�zkiem
Radzieckim. Przez szeroko�� ulicy mamy W�gr�w. Czesi tak�e pod bokiem. Australijczycy
s� w pobli�u Japonii i Malaj�w. Francuzi maj� za s�siad�w W�ochy, Szwajcari� i Belgi�.
Restauracji, czyli po polsku sto��wek � jest wiele. W jednej nie pomie�ciliby si� wszyscy
olimpijczycy. Du�e, drewniane hale, gdzie naje�� si� mo�na do syta najwspanialszymi
smako�ykami. Sterty owoc�w, p�miski najlepszych zak�sek, ca�e baterie sok�w, limoniad,
orze�wiaj�cych p�yn�w. W sto��wce, gdzie jadaj� Polacy, kucharz m�wi po polsku i umie
gotowa� dobr� polsk� zup�.
Wychodz� z olimpijskiej sto��wki, wydostaj� si� z tych szerokich uliczek, pe�nych
kwiat�w i trawnik�w, mijam ma�e domki mieszkalne i stoj� teraz na skraju boiska
treningowego. Ten widok, kt�ry mam przed oczami, przyprawi ka�dego, kto kocha
lekkoatletyk�, o palpitacj� serca. Serce bije szybko, gdy widzi si� najwi�ksze s�awy
lekkoatletyki �wiatowej zgromadzone na jednym niewielkim boisku.
Tu, z prawej strony, drepcze w miejscu spocony do ostatnich granic olbrzymi miotacz
ameryka�ski O�Brien. Mimo pot�nej wagi jest smuk�y i �adnie zbudowany. Ubrany w
wi�niowy jedwabny dres, robi przysiady i nawet nie po�le jednego u�miechu kilkunastu
fotoreporterom, kt�rzy nie odst�puj� go na krok.
Na bie�ni w odleg�o�ci 50 metr�w od O�Briena trenuje dw�ch biegaczy. Jeden jest niski i
kr�py, z jasn� czupryn� potargan� na wietrze. Drugi � wysoki i ciemny, o poci�g�ej twarzy.
Ma d�ugi krok i nazywa si� Gordon Pirie. Jest rekordzist� �wiata na d�ugich dystansach.
Partnerem jest W�odzimierz Kuc � jego najwi�kszy rywal. Biegn� razem i milcz�. Przed
chwil�, gdy przystan�li, �mieli si� i o czym� rozmawiali.
Patrz� na skoczni�. Jest daleko. Kr�ci si� tam kilkana�cie sylwetek w r�nokolorowych
dresach.
Tak, to Wa�ny i Janiszewski. Wymierzaj� rozbieg, a Wa�ny wzi�� teraz pod r�k� koleg� z
Kenii, kt�ry jest tak ciemny, jakby przed chwil� wyszed� spod prysznica z czarn� farb�. Kto�
na rozbiegu... Idzie ostro. Tyczka wynosi go wysoko w g�r�. Chyba cztery pi��dziesi�t. Ma
�wietne �wahad�o�... Oczywi�cie Gutowski z USA. Bob Gutowski, ten sam, kt�ry przed
dwoma miesi�cami skaka� w Bukareszcie w �wiat�ach reflektor�w.
Pi�� metr�w dalej truchta po trawie zgrabny Murzyn, ameryka�ski dziesi�cioboista
Johnson. Jest wysoki, mocno umi�niony i szalenie milcz�cy. Dzi� rano widzia�em go w
recreation room, w kt�rym sp�dza wolne chwile nad szachownic�. Za partnera ma
przewa�nie czarnego sprintera, Lemona Kinga, lub przystojn� W�oszk�, Leone.
Oszczepnik radziecki Cybulenko schodzi ju� z boiska. Rzuci� oko�o 78 metr�w. Jest
9
wysoki, �ysawy i ma�o opalony.
Wchodz� na mokr� i �lisk� traw� boiska. Zbyt cz�sto pada deszcz w Melbourne. Dzi�
znowu nie jest za ciep�o. Sportowcy opatuleni w dresy i swetry. Tylko w chwili rzutu lub
skoku zrzucaj� z siebie prawie wszystko i wtedy �atwiej pozna� po emblemacie, kt�ry kraj
reprezentuj�.
Po lewej stronie drzewa jakich� park�w i ogrod�w, po prawej dachy wioski olimpijskiej.
Za p�otem ukry�o si� trzech ma�ych ch�opc�w w zielonych marynarkach, w r�kach maj�
notesy i o��wki. Od godziny czatuj� na Piriego i Kuca. Par� minut temu mign�a gdzie�
sylwetka Krzyszkowiaka. Biega� przesz�o godzin� i prosi�, �eby mu nie przeszkadza� w
treningu. Potem przysz�a Ela Du�ska-Krzesi�ska i zawo�a�a na obiad.
Na treningowym boisku coraz pu�ciej. Dzisiejszy trening jest ostry, ale do�� kr�tki. Patrz�
na eleganck� sylwetk� norweskiego �redniodystansowca Boysena, kt�ry biegnie rami� w
rami� z ros�ym Amerykaninem Courtneyem i Irlandczykiem Delaneyem. Delaney ma d�ugi,
spiczasty nos i �mieszn� twarz, jakby pozbawion� woli. Wielka tr�jka! Biegn� zupe�nie
wolno, krok za krokiem � teraz zbli�aj� si� do bramy prowadz�cej mi�dzy domki. I oni
sko�czyli trening. Courtney i Boysen! Kt�ry z nich zdob�dzie z�oty medal na 800 metr�w?
Pi�tek, 16 listopada
Przed dwunast� zrywa nas ze snu telefon portiera. Taks�wka ju� czeka na dole. Wsiadamy
z koleg� i jedziemy do studia, by asystowa� przy przekazaniu do kraju naszej pierwszej
olimpijskiej audycji.
Na ta�mie zgrane poszczeg�lne cz�ony: jaki� wst�p, reporta� z olimpijskiej wioski i gar��
informacji na zako�czenie.
Nasza ta�ma jest kr�tka, ale dla nas bardzo wa�na. Na niej sprawdzimy, jak b�dzie
wygl�da�a praca na linii Melbourne � Warszawa. Mamy trem�.
Jeste�my w studio. Ta�ma le�y w magnetofonie. Przed nami na stole du�y mikrofon, przez
kt�ry mamy porozumie� si� dzi� z Warszaw�.
Min�y 23 minuty, a my zachrypli�my od bezustannych okrzyk�w:
�Tu Melbourne!... Tu Melbourne!... Halo! Warszawa! S�yszycie nas? S�yszycie nas?...�
Nie ma �adnej odpowiedzi.
Na �cianie studia cyka miarowo zegar. Jest cicho, przestali�my wo�a�. Za szyb� drzemie
australijski technik � uosobienie bezradno�ci i rezygnacji.
Psiakrew! Melbourne nie ma dot�d ��czno�ci z Londynem, kt�ry ma pomaga� w
przekazywaniu naszych reporta�y do Polski.
Nadchodzi czas rozpocz�cia polskiej audycji na falach radia australijskiego. Z Warszaw�
nadal nie ma ��czno�ci. Czy polscy technicy z�api� Melbourne na falach kr�tkich?
Ju� trzeba puszcza� ta�m� w ruch. S�yszymy sygna�, idzie zapowied� spikera w j�zyku
angielskim. A potem rozlega si� nasz g�os: �Halo, halo! Tu mikrofony Polskiego Radia w
Melbourne...�
Bezsilna z�o�� ogarnia na my�l, �e audycj� t� s�ysz� tylko... Australijczycy.
Angielska zapowied� ko�cowa i sygna�. Koniec. W�a�ciwie mo�na wsta� i wraca� do
hotelu. A wi�c pierwsza pr�ba nieudana. Nie ma si� co �udzi�, Warszawa nas nie us�ysza�a.
Za szyb� studia technik zn�w zapad� w drzemk�. In�ynier, kt�ry pomaga nam, wsp�czuje i
ma smutny wyraz twarzy.
Siedzimy i czekamy, nie wiadomo na co.
Nagle z g�o�nika w radio rozlega si� mocny, wyra�ny g�os kolegi Pyszkowskiego z
Warszawy:
10
� Halo, Melbourne! Halo, Melbourne! Tu Warszawa. Odebrali�my was. Na wszelki
wypadek puszczajcie szybko po raz drugi ta�m�. Nie by�o za dobrze. Mo�e teraz b�dzie
lepiej...
� Hura!
Ta pierwsza pr�ba kosztowa�a sporo nerw�w. Na ulicy � �wit, pada deszcz, ale jest troch�
cieplej.
Sobota, 17 listopada
Dzi� pozna�em Wojciecha Trojanowskiego. Znakomity polski sprawozdawca radiowy,
kt�ry przed wojn� zdoby� wielk� s�aw� � obecnie reporter �Wolnej Europy� � przyszed� do
naszej wioski po nowiny. Sta� przed domkiem kierownictwa i rozmawia� z lekkoatletami.
Ostatni raz widzia�em go w 1939 roku na trybunie centralnego kortu �Legii�. Niezbyt zmieni�
si� przez te lata. Zachowa� �wietn� figur� i czaruj�cy u�miech, na nosie stercz� s�ynne rogowe
okulary. Zaproszono go do �rodka. By�a mowa o niedyspozycji Chromika i szansach Janusza
Sid�y w pojedynku z Danielsenem.
Czwartek, 22 listopada
� My name is Bastin. Max Bastin. Jestem przydzielony do polskiej ekipy
sprawozdawc�w...
Szczup�y, �redniego wzrostu trzydziestoparoletni m�czyzna u�cisn�� nam d�onie i usiad�
obok skrzynki magnetofonu. Technik z radia australijskiego, z kt�rym b�d� od dzi�
codziennie pracowa�, zak�ada s�uchawki na uszy, w��cza odbi�r na stadion i sprawdza, czy
szmer t�umu nie jest za g�o�ny. Widz� z jego twarzy, �e nie po raz pierwszy sprawdza t�o
akustyczne. Wczoraj jeszcze raz prosili�my pana Nortona, �eby odg�osy stadionu nie by�y
zbyt silne. Radio Warszawa k�adzie na to nacisk. Spodziewaj� si� zak��ce� w odbiorze i chc�
mo�liwie jak najwyra�niej s�ysze� g�osy swoich sprawozdawc�w. Technik Max Bastin wie
ju� o tym. Sprawdza mikrofon, m�wi kilka zda� po angielsku. Wymow� ma do�� trudn�. Od
czasu do czasu obrzuca nas dyskretnym spojrzeniem. Pewnie my�li: jacy s� ci polscy
reporterzy? Jak si� b�dzie wsp�lnie pracowa�?
M�wi� mu, �e z dzisiejszej ceremonii otwarcia b�d� robi� reporta�. Do moich obowi�zk�w
nale�� relacje z lekkoatletyki, boksu, szermierki i pi�ki no�nej. M�j kolega jest kierownikiem
i specjalizuje si� w p�ywaniu.
Bastin m�wi uprzejmie, �e bardzo lubi sport p�ywacki, i pyta, czy chc� trzyma� mikrofon
w r�ku, czy m�wi� do ustawionego na pulpicie.
� My�l�, �e najlepiej b�dzie w�o�y� go w metalowe szelki.
Sprawdzamy szelki, dwa metalowe zagi�te pr�ty, kt�re wk�ada si� na ramiona.
Sprawozdawca ma przed ustami mikrofon i nie potrzebuje �ciska� go w r�ku. Szelki s�
praktyczne: przy ka�dym ruchu g�owy mikrofon w�druje za ustami i nie ma obawy, �e m�wi
si� w powietrze.
O trzy pi�tra ni�ej, w odleg�o�ci 100 metr�w, rozci�ga si� boisko i stadion, ton�cy w
s�o�cu i uroczystej gali. Pogoda jest prze�liczna. Na niebie ani chmurki. Australijscy
meteorologowie mieli racj�, kiedy uparcie twierdzili, �e 22 listopada zgodnie z tutejsz�
tradycj� pogoda b�dzie wspania�a. Przyroda przygotowa�a godn� opraw� dla opening
ceremony.
100 stanowisk radiowych, reporterzy ze wszystkich stron �wiata. W�r�d nich � my. Na
11
boisko wchodz� orkiestry. Za nami, w najbli�szym rz�dzie, siedz� przedstawiciele radia z
Bukaresztu, Indochin, Malaj�w i Nigerii; nieco dalej Erthel ze wschodniego Berlina. W tym
samym rz�dzie po prawej stronie rozsiad� si� starszawy Fin, jak wszyscy z technikiem u boku.
Par� miejsc dalej Wojciech Trojanowski, a obok Kanadyjczyk w per�owym krawacie; po
lewej stronie � Hindus w wi�niowym turbanie, elegancka t�umaczka reportera z Rio, dwaj
murzy�scy komentatorzy, chudy reporter z Irlandii i wymuskany sprawozdawca z Rzymu.
Wszyscy sprawdzaj� mikrofony, pal�, �miej� si�, rozmawiaj�; w tym wieloj�zycznym gwarze
panuje wielkie podniecenie.
Orkiestry australijskiego RAF-u i marynarki, te same, kt�re wczoraj tak pracowicie
trenowa�y, przesuwaj� si� tam i z powrotem po olbrzymim kwadracie boiska. Defiluj� w takt
marsz�w i wykonuj� efektowne ewolucje. �o�nierze ubrani s� w bia�e kaski, czerwone fraki i
granatowe spodnie z szerokim lampasem. R�nobarwny czworobok przesuwa si� po jasnej
zieleni murawy. S�ycha� d�wi�ki tr�b i b�bn�w, a czasem ponad wszystko wznosi si� wysoki
g�os piszcza�ek. Nisko, niziutko, za nie ko�cz�cym si� morzem g��w ludzkich, stoi podium,
na kt�rym b�dzie sk�adana olimpijska przysi�ga. Z naszego miejsca podium wydaje si� nie
wi�ksze ni� dziecinny klocek.
Na trybunach stutysi�czny t�um wygl�da jak mozaika. Przewa�aj� kolory jasne. Kobiety
przystroi�y si� dzi� jak na uroczyste �wi�to. Szerokie suknie na sztywnych halkach, g��bokie
dekolty, olbrzymie kapelusze panama. Zbiorowa rewia mody � nastr�j bardzo pogodny.
Na kilka minut przed w��czeniem mikrofonu dostaj� telegram z domu: �S�yszalno��
pierwszej audycji niez�a. Trzymaj si�. Good luck. Ewa�.
O godzinie 16.00 na stadion wje�d�a wielki otwarty rolls-roys, a w nim ksi��� Filip �
ma��onek angielskiej kr�lowej � ubrany w mundur marynarza, w kt�rym mu bardzo do
twarzy. Witaj� go przeci�g�e mocne brawa. Pi�kny Filip jest tu bardzo popularny. Do dzi�
kr��� po Melbourne legendy o jego w��cz�gach po portowych barach. W m�odzie�czych
latach s�u�y� w marynarce i cz�sto przybija� do brzeg�w Australii, a gdy odp�ywa�, zostawia�
niejedno z�amane serce. W Melbourne m�wi si�, �e Filip jest demokratycznym ksi�ciem.
Go�cia przed wej�ciem do lo�y wita premier Australii, Menzies, oraz przedstawiciele
Mi�dzynarodowego Komitetu Olimpijskiego z Avery Brundage�em na czele.
Po hymnie brytyjskim rozpoczyna si� defilada. Wzruszenie ogarnia stadion, gdy zgodnie z
tradycj� na czele maszeruj� Grecy. Szczeg�lnie gor�co witani s� W�grzy i Polacy.
Najg�o�niej ci, kt�rzy maszeruj� na ko�cu � Australijczycy. Polsk� flag� niesie ros�y Tadeusz
Rut... Amerykanie i Rosjanie ubrani s� podobnie i id� blisko siebie... Maj� bia�e marynarki i
czapki oraz granatowe spodnie. Dziewcz�ta z USA nios� zgrabne czerwone torebki. Przed
nimi maszeruj� granatowi Belgowie, jasnob��kitni Kanadyjczycy, zielone Bermudy,
Szwajcarzy, Czesi, czerwono-biali Du�czycy, seledynowa Etiopia, znakomicie prezentuj�ca
si� Francja, gor�co witani Anglicy, kt�rzy ods�onili g�owy przed ma��onkiem swojej
kr�lowej. Hindusi, oczywi�cie, w turbanach, garstka sportowc�w z Libanu, Luksemburga i
Kenii.
Na ko�cu defilady przesuwa si� ciemnozielony prostok�t sportowc�w Australii.
Dziewcz�ta maj� bia�e plisowane sp�dniczki, a na g�owach zgrabne czapeczki. Ch�opcy w
zielonych marynarkach, krawatach z kangurem i �nie�nobia�ych spodniach.
4500 sportowc�w z 68 kraj�w ustawia si� frontem do trybuny honorowej. Trzeba wyj��
lornetk�, aby im si� przyjrze�. Po�rodku prawego skrzyd�a stoj� Polacy.
Nasze zawodniczki prezentuj� si� chyba lepiej ni� ich koledzy. Jasnobe�owe modnie
wci�te kostiumy s� bardzo eleganckie. Mundury m�czyzn s� ma�o barwne, troch� nikn� w
kolorowym t�umie. Kilka ekip ubra�o si� podobnie. Nie�atwo jest znale�� oryginalny str�j na
defilad�. Nie ma Krzyszkowiaka, kt�ry nie chce si� m�czy� przed jutrzejszym startem.
Defilada zwykle trwa d�ugo i jest bardzo wyczerpuj�ca.
Przed kilkudziesi�ciu laty lord Burghley, w�wczas s�ynny p�otkarz, a dzi� cz�onek
12
Mi�dzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, zazwyczaj bra� udzia� w defiladzie. Raz nie
poszed�, lecz gdy dojrza� z trybuny najwi�kszego rywala w�r�d maszeruj�cych, bez chwili
wahania w��czy� si� w szereg. Nie chcia� si� oszcz�dza� i mie� wi�ksze szanse w walce, kt�ra
ich czeka�a nazajutrz.
O godzinie 16.25 rozbrzmiewaj� fanfary olimpijskie i wielka flaga z pi�cioma ko�ami
p�ynie na maszt. W g�r� wzbija si� chmura bia�ych go��bi. Dudni dwadzie�cia jeden salw
armatnich. Na stadion wbiega Ron Clarke.
Australijczyk w bia�ym stroju jest ostatnim biegaczem sztafety, kt�ra przynios�a na pi�ty
kontynent znicz. Ron niedawno wspomaga� Landy�ego w ataku na nowy rekord �wiata.
Prowadzi� bieg i przewr�ci� si� na wira�u. Landy zatrzyma� si� i pom�g� wsta� koledze; nie
uzyska� wyniku rekordowego, ale zdoby� co� trwalszego � prawdziw� przyja�� Rona.
Ron okr��a boisko, a w chwil� p�niej pojawia si� na koronie stadionu, gdzie zapala
olimpijski znicz.
Poczty sztandarowe gromadz� si� wok� podium, sk�d Landy w imieniu uczestnik�w
Igrzysk sk�ada przysi�g�. Pochylaj� si� sztandary.
�... Przysi�gamy, �e b�dziemy bra� udzia� w Igrzyskach Olimpijskich przestrzegaj�c zasad
szlachetnego wsp�zawodnictwa z regulaminem sportowym. Dla chwa�y w�asnego kraju i
s�awy sportu...�
Tak ko�czy si� podnios�a ceremonia otwarcia XVI Olimpiady. Jeden z polskich koleg�w
powiedzia�, �e uroczysto�� otwarcia Igrzysk w Helsinkach wypad�a bardziej okazale. Mo�e,
nie by�em tam � ale to, co widzia�em w Main Stadium w Melbourne, pozostanie mi w
pami�ci. Podobno pierwsza Olimpiada zawsze jest najpi�kniejsza.
Pi�tek, 23 listopada
Pierwszy dzie� zawod�w. Rozpocz�o si� panowanie lekkoatletyki. Dyskobolki,
skoczkowie, cz�ciowo sprinterzy i d�ugodystansowcy odkryli swe karty. Do obiadu ca�e
Melbourne �y�o tragedi� Bengta Nielsona, kt�ry przepad� w eliminacjach skoku wzwy�.
Pierwsza tragedia olimpijska. Kiedy sympatyczny Szwed wyla� ostatni� �z� w szatni, na
bie�ni byli ju� sprinterzy. Do miejsca, sk�d startuj�, jest bardzo daleko, ale lornetka pozwala
dok�adnie widzie� ich twarze. Najbardziej opanowany jest Ira Murchison, �kieszonkowy
sprinter�: 157 centymetr�w wzrostu i 65 kilogram�w mi�ni. Polak Foik jest znacznie wy�szy
i bardziej nerwowy.
Foik ma gorszy start od rywali, lecz od trzydziestego metra ci�gnie �wietnie i dotrzymuje
kroku najlepszym szybkobiegaczom �wiata.
Robi� reporta�e z ka�dej kolejnej serii. �wietne biegi Foika bardzo mi pomagaj�.
Na �rodku boiska walcz� dyskobolki. Niebrzydka studentka z Pragi, Fikotova, jest
popo�udniow� sensacj� Olimpiady. Osi�ga 53,69 metra, zostawia za sob� miotaczki
radzieckie i u�miechni�ta staje na najwy�szym podium, by wys�ucha� hymnu. Pierwszy hymn
na cze�� zwyci�zcy XVI Igrzysk.
Stadion uciszy� si� zupe�nie, bo na start wyszli uczestnicy biegu na 10 kilometr�w.
Kuc by� kotem, a Pirie � mysz�. Tak okre�li� ten pojedynek Roger Bannister, kt�ry przed
kilku laty jako pierwszy cz�owiek na �wiecie przebieg� mil� poni�ej czterech minut. Bannister
jest lekarzem, a w Melbourne bawi si� w dziennikarza, zreszt� �wietnie si� bawi; jego
komentarze s� bardzo ciekawe. Moim zdaniem jednak, okre�lenia �kot� i �mysz� nie pasuj�
do r�wnej walki, kt�ra toczy�a si� przez 8 kilometr�w. Prosz� popatrze� na mi�dzyczasy
wszystkich 25 okr��e�. Pierwsze okr��enie � 61,04 sekundy. Drugie � 68,06. Trzecie � 68,08
i nast�pne: 68,4 � 64,8 � 71,8 � 68,8 � 68,6 � 67,6 � 67,9 � 67,6 � 70,0 � 71,7 � 71,8 � 66,6 �
13
73,0 � 68,6 � 72,7 � 71,6 � 73,1 � 69,6 � 67,4 � 69,2 � 70,0 � wreszcie ostatnie okr��enie 66,6
sekundy. Wahania tempa przypomina�y szarpanie. R�nice czasu pomi�dzy s�siednimi
okr��eniami dochodzi�y niekiedy do 6 sekund, a nawet wi�cej. Pierwsza i ostatnia runda by�y
najszybsze. Pierwsz� przeby� Kuc maj�c tu� za sob� rywali, ostatni� bieg� ju� samotnie,
dubluj�c po drodze wym�czonych zawodnik�w.
Najwolniejsze by�o okr��enie dwudzieste: 73,1. W�wczas Kuc zwolni� i czeka�, by na
prowadzenie wyszed� Anglik. Zmieni� jednak szybko Piriego, gdy� Gordon zacz�� rozmy�lnie
wpada� w tempo ��wia. Mia� jeszcze ostatni� iskierk� nadziei. A nu� Rosjanin da si�
zwie��? Anglik rozumia�, �e mo�e wygra� tylko na finiszu.
To nie by�a igraszka kota z myszk�, lecz morderczy wysi�ek. Kuc da� z siebie wszystko.
Pirie na dw�ch ostatnich kilometrach zwolni�. Gdyby tego nie uczyni� � pad�by na bie�ni, jak
kiedy� Belg Reiff w s�awnym pojedynku z Zatopkiem.
By� to p�godzinny dramat z epilogiem szcz�liwym dla Rosjanina; gdy przerwa� ta�m�,
stopery wykazywa�y 28:45,6 minuty. Pirie by� dopiero �smy.
Na walk� Kuc � Pirie patrzy�o sto tysi�cy par oczu. Pozostali zawodnicy byli tylko t�em.
Krzyszkowiak trzyma� si� dzielnie i przybieg� czwarty. Ten skromny, nie�mia�y zawodnik
zbytnio trzyma� si� ko�ca drugiej grupy i a� trzykrotnie odpada� od Kovacsa i Lawrance�a.
Goni� ich potem wraz ze s�abn�cym Anglikiem Norrisem i te po�cigi kosztowa�y go sporo si�.
Kovacs i Lawrence zdobyli medale, bo postawili wszystko na jedn� kart�. Ambitny
Krzyszkowiak pobieg� bardziej defensywnie. Niew�tpliwie w przysz�o�ci b�dzie go sta� na
poprawienie �wietnego wyniku, kt�ry uzyska� � 29;00,0 minuty � lepszego od rekordu Polski
Chromika.
Sytuacja na bie�ni by�a, nawiasem m�wi�c, tak pogmatwana, i� w ko�cowej partii biegu
wielu sprawozdawc�w po prostu wy��czy�o mikrofony. Nie�atwo by�o zorientowa� si�, gdzie
znalaz� si� Pirie, na kt�rym miejscu biegnie Lawrence, a na kt�rym Norris. Nawet pomyli�a
si� komisja s�dziowska. Najpierw poda�a, �e na czwartym miejscu uplasowa� si� Niemiec
Pobradnik, dopiero po paru godzinach sprostowano, �e Niemiec przebieg� o jedno okr��enie
za ma�o. W�wczas czwarte miejsce przyznano Polakowi.
Wydaje mi si�, �e do biegu zg�oszono zbyt wielu zawodnik�w o wybitnie nier�wnej klasie.
Na bie�ni panowa� t�ok; s�abszych cz�sto dublowano, komisja s�dziowska pracowa�a w
szalenie trudnych warunkach. D�ugo nie og�aszano wynik�w i kolejno�ci zawodnik�w na
mecie � trzeba by�o podawa� je na w�asn� odpowiedzialno��.
W pewnym momencie, by�o to mniej wi�cej w po�owie dystansu, s�ysza�em za plecami,
jak sprawozdawca rumu�ski najspokojniej m�wi� co� o Chromiku. Nie wiedzia� biedak, �e
Polak w og�le nie bierze udzia�u w biegu.
Czwarte miejsce Krzyszkowiaka jest cennym sukcesem. Pr�cz Kuca wyprzedzili go tylko
W�gier Kovacs i Australijczyk Lawrance.
Pod koniec biegu spad�a nam ta�ma z magnetofonu. Zgubili�my jedno okr��enie. Ta
przygoda zbli�y�a nas z Maxem: pierwszy bruderszaft na australijskiej ziemi.
P�nym wieczorem, ju� w studio, kolega przekazuje z hali ci�arowc�w radosn� wie�� o
br�zowym medalu Zieli�skiego. Wielka rado�� naszej ekipy w Heidelbergu. A wi�c mamy
pierwszego medalist�! Chyba nie b�dzie ostatni.
Sobota, 24 listopada
Jeszcze raz przekona�em si�, �e najlepiej robi� reporta� ze sprint�w z kabiny umieszczonej
wysoko. Odleg�o�� od tor�w daje z�udzenie, �e zawodnicy biegn� wolniej.
Foik zrobi� wszystko, co m�g�, i doszed� a� do p�fina�u. Najlepszy sprinter, jakiego dot�d
14
mieli�my.
Fina� setki m�czyzn by� zaci�ty, ale wyniki rozczarowa�y. Ca�a sz�stka: Morrow, Baker,
Australijczyk Hogan, Murchison, Niemiec Germar i reprezentant Trinidadu-Tobago Agostini
� zosta�a u�amek sekundy w do�kach. Wszyscy jak ognia bali si� falstartu. Bobby Morrow,
zdobywca z�otego medalu (187 wzrostu, 77 kilogram�w wagi, d�ugo�� kroku mniej wi�cej jak
Ovsena � 2,13 metra), powiedzia� po dekoracji:
�Pokonywali�my silny wiatr. Prosz� odliczy� od naszych czas�w przynajmniej 0,2
sekundy�.
Po lekkoatletyce pojecha�em do West Melbourne Stadium, gdzie od wczoraj tocz� walki
pi�ciarze. Pierwsze wra�enia z hali bokserskiej s� raczej nieprzyjemne. Inna atmosfera ni� na
lekkoatletyce, nawet nastr�j w�r�d sprawozdawc�w jest inny. Nie ma tych mi�ych rozm�w i
wymiany �yczliwych u�miech�w. Ka�dy wpada, nagrywa, a potem p�dzi z ta�m� na drugi
koniec miasta do studia.
Pietrzykowski upora� si� w trudnej walce z Rosjaninem Karpowem. Mistrzowskiej formy
nie wykaza�: boj� si� o wynik pojedynku z Pappem.
Poniedzia�ek, 26 listopada
Dzisiejszej nocy Warszawa kiepsko odebra�a nasz� niedzieln� audycj�. S�yszalno��, jak
dotychczas, nie by�a najgorsza.
� Wszystkiemu winne plamy na S�o�cu � t�umaczy pan Norton z australijskiego radia.
Po dzisiejszych zawodach lekkoatletycznych ka�dy z Polak�w czuje si� zm�czony jak po
ci�kiej pracy. Za du�o by�o mocnych wra�e�.
Na ten dzie� od kilku lat czeka�y miliony ludzi w Polsce. Startowa� Sid�o w finale
oszczepu. Liczyli�my na z�oty medal.
Wiatr by� g��wnym bohaterem trzeciego dnia Igrzysk i nic sobie nie robi� z gniewnych
twarzy najlepszych oszczepnik�w �wiata. Igra� beztrosko, przeszkadza� wszystkim,
niezno�ny, kapry�ny wiatr, kt�ry przesta� wia� wtedy, kiedy mu si� spodoba�o.
Dopiero w trzeciej kolejce Janusz Sid�o wyszed� na prowadzenie. Wyrzuci� oszczep mocno
i grot wbi� si� w ziemi� prawie na osiemdziesi�tym metrze. Polak mia� przewag� a� czterech
metr�w nad najgro�niejszymi rywalami.
Przez ca�y sezon najbardziej obawiali�my si� Danielsena. Przed po�udniem Norweg z
trudem dosta� si� do fina�u; rzuca� sztywno i blisko. Najgro�niejszy by� Cybulenko, kt�ry w
czwartej kolejce rzuci� 79,50.
Wierzyli�my w Janusza. Max tak�e m�wi�, �e Polak ju� nie odda prowadzenia. Widzia�em,
jak australijski technik trzykrotnie sprawdza�, czy nasz magnetofon rejestruje odg�osy boiska,
sk�d za godzin� mia�y pop�yn�� d�wi�ki hymnu na cze�� zwyci�zcy oszczepu.
Niewiele os�b patrzy�o na Norwega, gdy stan�� na rozbiegu do czwartego rzutu. W�a�nie
ko�czy� si� jaki� interesuj�cy przedbieg sprinter�w. Dopiero gdy oszczep wylecia� w
powietrze, �ci�gn�� na siebie oczy widz�w. Ludzie z zapartym tchem �ledzili jego lot.
Oszczep Danielsena szybowa� nad boiskiem p�ask� parabol�. W miar�, jak lecia�, mija�
miejsca, w kt�rych przedtem pada�y oszczepy przeciwnik�w, w miar�, jak szybowa� ponad
chor�giewkami oznaczaj�cymi rekordy olimpijskie i �wiata � na trybunach narasta� ogromny
krzyk, kt�ry wreszcie przeszed� w nieopisan� wrzaw�. Oszczep Danielsena wyl�dowa� o dwa
metry dalej ni� chor�giewka oznaczaj�ca rekord �wiata Janusza Sid�y.
Flagi na masztach bezw�adnie zwisa�y w d�. Danielsen ta�czy� ze szcz�cia.
Janusz Sid�o bieg� przez boisko, by przyjrze� si� miejscu, gdzie wbi� si� grot oszczepu
Norwega. A potem podszed� do rywala i uca�owa� go z u�miechem. By� to u�miech
15
pokonanego. Najsmutniejszymi lud�mi na trybunach byli Polacy.
Max Bastin r�wnie� by� zmartwiony. Dopytywa� si�, czy mamy jeszcze jakiego�
zawodnika klasy Sid�y.
� Drugiego Sid�y nie mamy. Jest Du�ska-Krzesi�ska � skacze w dal.
Wyst�py Zimnego i Chromika na 5 kilometr�w sko�czy�y si� smutno. Chromik bieg� w
trzeciej serii z Chattawayem, Australijczykiem Thomasem, Czerniawskim i W�grem Szabo.
Pi�ciu zawodnik�w z ka�dej serii kwalifikowa�o si� do fina�u. Mo�na by�o postawi� g�r�
z�ota i przyj�� zak�ad, �e Polak b�dzie w pierwszej pi�tce. Niestety. Chromik bieg� ci�ko na
ko�cu grupy i przyszed� dopiero si�dmy w bardzo s�abym czasie. Prawem kontrastu
przypomnia� si� jego wielki bieg z Iharosem w czasie warszawskiego festiwalu.
Zimny wycofa� si� w pierwszym przedbiegu po dziewi�ciu okr��eniach. Dozna� powa�nej
kontuzji nogi. Przez 600 metr�w kula�, jakby mia� kr�tsz� nog�. Ten przedbieg wygra� Pirie.
W nast�pnej serii Kuca wyprzedzi� Australijczyk Lawrence. Na Kucu i Pirie zna� by�o
zm�czenie po starcie na 10 kilometr�w.
Wielki fina�, jak m�wi� Australijczycy great final � odby� si� na 800 metr�w. Najwi�ksi
mistrzowie �redniego dystansu rozgrywali przedbieg nie na tempo, lecz na finisz. Ale w finale
wszyscy ruszyli ostro ze startu. Na pierwszym wira�u strasznie si� przepychali. Po chwili
Sowell wyszed� przed Courtneya i poprowadzi� w mocnym tempie, lecz mimo to nie zgubi�
rywali. To Sowellowi zawdzi�czaj� zwyci�zcy, �e czas fina�u by� tak znakomity.
Lekkomy�lny Murzyn ju� po 250 metrach rozpocz�� finisz. Ostatnie 300 metr�w wszyscy
biegli sprintem, na finiszu � �aw�. Wyrzut na ta�m� decydowa� o pierwsze�stwie. Zwyci�zca,
Courtney, omal nie zemdla� po biegu. Zatacza� si� po boisku, a potem po�o�y� si� na trawie.
Do szatni odprowadzili go koledzy.
Norweg Boysen i Anglik Johnson, kt�rzy zaj�li trzecie i drugie miejsce, m�wili, �e
Courtney po biegu by� p�przytomny i pyta� ich, kto zwyci�y�. Ameryka�ski trener,
nagabywany przez dziennikarzy, o�wiadczy�, �e zwyci�zca 800 metr�w by� tak zm�czony, �e
nie m�g� m�wi� i przez 25 minut nie zdawa� sobie sprawy, �e wygra� bieg. Z tego powodu
dekoracja medalist�w odby�a si� o dwie godziny p�niej ni� zwykle.
Sprawozdawca w�gierskiego radia, Sepessi, nie nada� dot�d do Budapesztu �adnego
reporta�u. Ma technika i magnetofon, lecz nie ma po��czenia z krajem. Sepessi chodzi jak
struty.
O drugiej w nocy wracam do hotelu. Na korytarzu przed drzwiami stoi jak zawsze wielki
dzbanek mleka. Mleko w Australii jest �wietne i od biedy mo�e zast�pi� kolacj�. Od
dziesi�tej wieczorem wszystkie restauracje w Melbourne s� ju� zamkni�te. O tej porze w
barze dla dziennikarzy mo�na dosta� tylko alkohol.
Wtorek, 27 listopada
Zawodniczki wysz�y na boisko opatulone w koce. Pierwsza sz�a White, ameryka�ska
Murzynka, niska, przysadzista i szeroka w ramionach. Niemka Fisch tak�e niezgrabna, za to
Francuzka, Lambert, drobna, o figurze czternastoletniej dziewczynki. Gdy sz�y, najwi�ksz�
uwag� zwraca�a Krzesi�ska, smuk�a i zgrabna w obcis�ym, p�sowym dresie...
� Ile skoczy�a?
� 6 metr�w 35 centymetr�w. Jest w tej chwili pierwsza i chyba nie powt�rzy si� taka
historia jak z Sid��...
Sp�ni�em si� na pocz�tek fina�owych skok�w kobiet, gdy� musia�em w tym czasie zrobi�
reporta� w bokserskiej hali z walki Drogosz � Jengibarian. Tym razem Polaka pokona�
bokser, a nie s�dziowie. Jengibarian by� �wietny.
16
Pierwsze informacje o skokach czerpi� z pierwszej r�ki, od jednego z reporter�w, kt�ry
siedzi w tym samym rz�dzie.
Zn�w zimny dzie�. Po niebie przesuwaj� si� chmury pop�dzane wiatrem. W finale mamy
a� trzy Polki.
Reprezentantka ZSRR Dwaliszwili i Niemka Fisch powi�kszaj� rozbieg. Poprawiaj�
wyniki na 6,07 i 5,89. Marysia Kusion�wna jest dziewi�ta, a Minnicka dwunasta. Ela
Krzesi�ska pali czwarty skok. W pi�tym przewraca si� troch� do ty�u. Jaka szkoda.
Ela jest spokojna, my dr�ymy z emocji.
Ostatnia seria i na rozbiegu staje Amerykanka White. Pochyla si� nisko, niemal�e
przyjmuje pozycj� startow�. Rusza do przodu, biegnie ci�ko, ale pot�ne nogi odbijaj� si�
mocno od deski � 6,09! White wychodzi przed Dwaliszwili. Niemka Fisch spada na czwart�
pozycj�. Na pierwszej nadal Polka.
Ostatni skok rekordzistki �wiata. Bierze najd�u�szy rozbieg. Ostatnia szansa na
poprawienie rekordu. Ju� mknie... Zbli�a si� do belki... Wyskok w g�r� i pada na piasek.
Skok kr�tszy, ale nagrodzony oklaskami. Stadion bije brawo; bo wie, �e ju� nikt jej nie
zagrozi.
Konkurs skok�w zako�czony.
� Do Eli mam za daleko, wi�c ty przyjmij gratulacje. Max m�wi to nie przez kurtuazj�.
Jest uszcz�liwiony, �e tym razem nam si� uda�o i trzeba b�dzie zagra� Jeszcze Polska nie
zgin�a.
� Ja jestem got�w, mog� gra�, dlaczego nie zaczynaj�? Krzesi�ska siedzi na �awce i czesze
si�. Marysia Kusion�wna i Minnicka skacz� na trawie z rado�ci. Obok nich zemocjonowana
Murzynka White, kt�ra przed chwil� wy�ciska�a Polk�. Najspokojniejsza z tej ca�ej grupy jest
w�a�nie ta, kt�ra najmocniej prze�ywa�a popo�udnie. Megafony zapraszaj� zawodniczki na
podium zwyci�zc�w, wok� kt�rego utworzy� si� ju� g�sty wianuszek fotoreporter�w.
Max w��cza aparatur� na odbi�r stadionu i podnosi si� z miejsca. Ca�y stadion stoi na
baczno��. Graj� nasz hymn. Mazurek D�browskiego brzmi w Australii jako� inaczej.
�roda, 28 listopada
P�n� noc� przegl�dam w hotelu wydania gazet. Na pierwszych kolumnach
czteroszpaltowe zdj�cia Kuca zajmuj� p� wysoko�ci strony. Biegacz w momencie
przerywania ta�my. Ten radziecki marynarz, kanciasty, o pospolitych rysach, na zdj�ciu ma
uduchowiony wyraz twarzy. Na fotografii zastyg� grymas wielkiego szcz�cia i ostatecznego
wyczerpania.
Na starcie ustawi�o si� kilkunastu zawodnik�w. Przez chwil� boli serce, �e nie ma w�r�d
nich Chromika i Zimnego. Zimny by� przedwczoraj w szpitalu, chodzi o kulach... Co my�li
teraz Chromik, czy jest na trybunie?...
Starter podnosi pistolet. Kuc zaj�� dogodn� pozycj� przy samej bandzie, Pirie w �rodku,
wysoki � g�ruje w tej kolorowej grupie. Strza�. Ruszyli do walki.
Rosjanin ostrym sprintem od razu wychodzi na prowadzenie. Nikt go nie zdo�a�
zablokowa�. Biegnie na czele... S� ju� na wira�u, za nim trzej Anglicy, kt�rych prowadzi
Gordon Pirie.
Kuc, metr za nim Anglik. Taki sam widok ogl�dali�my kilka dni temu...
Kuc stosuje ostre zrywy, zwalnia na wira�u, przy wyj�ciu na prost� znowu wzmacnia
tempo, ale tr�jka angielska jest nieczu�a na te szarpni�cia. Wytrzymuje atak.
W tyle tasuj� si� s�absi. Ci�gle kto� inny wychodzi na prowadzenie. Nikt na nich nie
patrzy.
17
Czas pierwszego kilometra: 2 minuty 40 sekund. Pirie zupe�nie nie zm�czony, jego rodak,
Ibbotson, tak�e lekko biegnie, za to wida�, �e rudy Anglik Chattaway si� wysila. Spad� na
czwart� pozycj�, dochodz� go dalsi.
Dwa kilometry: 5 minut 26 sekund... Kuc... Pirie... Anglicy Ibbotson i Chattaway � w
takiej kolejno�ci przemierzaj� bie�ni�. W odleg�o�ci niespe�na 10 metr�w biegn�
Australijczyk Thomas oraz W�grzy Szabo i Tabori.
Zn�w ostry sprint Kuca. Rosjanin wykrzywi� z wysi�ku twarz, g�ow� wcisn�� w ramiona,
krok ma niezbyt d�ugi. Kuc i Pirie. Ra��cy kontrast. Rosjanin biegnie brzydko. Styl Anglika
jest o wiele �adniejszy i pod wzgl�dem techniki nienaganny. Chattaway zostaje w tyle, za to
Ibbotson trzyma si� �wietnie, przyspiesza i wychodzi na drug� pozycj�, luzuj�c Piriego.
Rosjanin ogl�da si�, jakby sprawdza�, ilu rywali ma jeszcze na karku. Ju� tylko dw�ch, lecz
bardzo gro�nych. Lekko�� biegu Anglik�w jest niepokoj�ca. Maj� ten sam rytm krok�w. Pirie
wychodzi przed Ibbotsona. Nie traci do Kuca ani centymetra, s� jakby przylepieni.
Tempo nadal bardzo du�e. Czas trzech kilometr�w: 8 minut 11 sekund. W�gier Tabori jest
dopiero si�dmy, Chattawaya nie wida� nawet w pierwszej dziesi�tce.
Gwar na trybunie ro�nie. Dziewi�� atak�w Kuca nie da�o mu ani metra przewagi. Nadzieje
Anglik�w staj� si� coraz bardziej realne.
� Pirie ma �wietny finisz... Pirie ma �wietny finisz... � powtarza do mikrofonu reporter
angielskiego radia.
Zerkam na stoper. Czas czterech kilometr�w: 10 minut 57 sekund. Do ko�ca jeszcze dwa i
p� okr��enia. Na czwart� pozycj� wysun�� si� W�gier Szabo, maj�c tu� za sob� ma�ego
Australijczyka Thomasa. Tabori przetrwa� kryzys i goni t� dw�jk�. Chattaway zostaje coraz
bardziej w tyle.
Zn�w atak Kuca. Rosjanin bierze wira� na pe�nej szybko�ci. Zwalnia przed wyj�ciem na
prost�, nabiera tchu, a potem znowu wyd�u�a krok i rozpoczyna nowy zryw. Ibbotson s�abnie,
lecz Pirie trzyma si�. Zaledwie dwa metry dziel� go od Kuca. Anglik wyci�ga nogi. Profil
jego sylwetki nie jest ju� tak stylowy. Kieruj� na Anglika lornetk�. Pirie ma rozpacz w
twarzy. Jest u kresu si�. Zosta� sam na sam z przeciwnikiem, kt�ry morderczym tempem
pozbawi� go asysty rodak�w. Pirie nie rezygnuje z walki. Ostatnim wysi�kiem rzuca si� w
po�cig za Kucem. Zmniejsza odleg�o�� o metr, by w nast�pnych sekundach straci� dwa. Obaj
szarpi� do przodu, ale szarpni�cia Kuca s� pot�niejsze.
Gordon Pirie o 5 metr�w w tyle... Ju� o 8... Kuc wzmacnia tempo. Jeszcze raz zwyci�a
Piriego, uprzedzaj�c atak Anglika na finiszu. Ostatnie kilkaset metr�w przebywa w
og�uszaj�cej wrzawie. Finisz Kuca jest dobry. W poprzednich startach nigdy nie
demonstrowa� takiej szybko�ci.
Przerywa ta�m� z r�k� podniesion� w g�r�, jakby pozd