8616

Szczegóły
Tytuł 8616
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8616 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8616 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8616 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ARKADIJ I BORYS STRUGACCY Miliard lat przed ko�cem �wiata R�kopis odnaleziony w zagadkowych okoliczno�ciach (Prze�o�y�a: Irena Lewandowska) ROZDZIA� 1 1. ... do bia�o�ci lipcowy upa� niespotykany przez ostatnie dwie�cie lat zatopi� miasto. Powietrze dr�a�o nad rozpalonymi dachami, wszystkie okna w mie�cie by�y otwarte na o�cie�, w w�t�ym cieniu um�czonych drzew topnia�y z gor�ca spocone staruszki na �aweczkach przed bramami. S�o�ce min�o zenit, uderzy�o w udr�czone grzbiety ksi��ek, roziskrzy�o oszklone p�ki, polerowane drzwi szafy, gor�ce, nieprzytomne b�yski zadr�a�y na tapetach. Nadci�ga�a fatalna pora - bliska by�a godzina, kiedy rozw�cieczone s�o�ce martwo zab�y�nie nad jedenastopi�trowym punktowcem z przeciwka i przestrzeli na wylot ca�e mieszkanie. Malanow zamkn�� okno - oba skrzyd�a - i starannie zasun�� ci�k� ��t� portier�. Potem podci�gn�� k�piel�wki, pocz�apa� boso do kuchni i otworzy� drzwi na balkon. By�o par� minut po drugiej. Na kuchennym stole w�r�d okruch�w chleba widnia�a martwa natura - patelnia z zaschni�tymi resztkami jajecznicy, nie dopita herbata w szklance i obgryziona przylepka z zaciekami roztopionego mas�a, w zlewozmywaku g�ra nie umytych naczy�, pokrytych wiekowym py�em. Skrzypn�a klepka parkietu - nie wiadomo sk�d pojawi� si� og�upia�y z upa�u kot Kalam, spojrza� zielonymi oczami na Malanowa, bezd�wi�cznie otworzy� pysk, a potem zamkn��. Nast�pnie powiewaj�c ogonem pomaszerowa� do swego talerza stoj�cego pod kuchenk�. Na talerzu nie by�o niczego, je�li nie liczy� zasuszonych rybich o�ci. - Chcesz �re� - powiedzia� z niezadowoleniem Malanow. Kalam natychmiast odpowiedzia� w tym sensie, �e owszem, najwy�szy czas. - Przecie� karmi�em ci� rano - powiedzia� Malanow, kucaj�c przed lod�wk�. - Chocia� nie, nie karmi�em... To by�o wczoraj wieczorem... Wyj�� garnuszek Kalama i zajrza� do �rodka - w �rodku by�y jakie� w��kna, troch� galaretki i przyklejona do �cianki rybia p�etwa. A w lod�wce, mo�na powiedzie�, nawet i tego nie by�o. Sta�o puste pude�ko po serku topionym �Jantar", przera�aj�ca butelka z resztkami s�dziwego kefiru oraz flaszka po winie z zimn� herbat�. W pojemniku na jarzyny w�r�d �upin z cebuli kona�a ze staro�ci pomarszczona po��wka kapusty wielko�ci pi�ci, jak r�wnie� zapomniany samotny kartofel. Malanow zajrza� do zamra�alnika - mi�dzy �nie�nymi zaspami zimowa� kawa�eczek s�oniny na talerzyku. To by�o wszystko. Kalam pomrukiwa� i �askota� w�sami go�e kolano. Malanow zatrzasn�� lod�wk� i wsta�. - Trudno - powiedzia� do Kalama - teraz we wszystkich sklepach jest przerwa obiadowa. Mo�na by�o oczywi�cie i�� do Moskiewskiego, tam maj� przerw� od pierwszej do drugiej, ale za to okropne kolejki, i wlec si� w taki upa�... Co za parszywa ca�ka, niech�e j�! No dobrze, powiedzmy, �e to sta�a... niezale�na od omegi. Jasne, �e niezale�na. Z najbardziej podstawowych za�o�e� wynika, �e nie mo�e by� zale�na. Malanow wyobrazi� sobie t� kul� i jak ca�kowanie przebiega po jej ca�ej powierzchni. Nie wiadomo sk�d wyp�yn�� nagle wz�r �ukowskiego. Ni z gruszki, ni z pietruszki. Malanow odp�dzi� od siebie natr�tny wz�r, ale ten znowu si� pojawi�... Mo�e zastosowa� konforemne przekszta�cenie, pomy�la�. Znowu zadzwoni� telefon i wtedy okaza�o si�, �e Malanow ju� z. powrotem jest w pokoju. Zakl��, upad� bokiem na tapczan i si�gn�� po s�uchawk�. - S�ucham! - Witek? - zapyta� energiczny kobiecy g�os. - Pod jaki numer pani dzwoni? - To �Inturist"? - Nie, prywatne mieszkanie... Malanow rzuci� s�uchawk� i czas jaki� le�a� nieruchomo, czuj�c, jak wilgotnieje bok wci�ni�ty w plusz narzuty. ��ta portiera �wieci�a, pok�j wype�nia�o ci�kie ��te �wiat�o. Powietrze mia�o konsystencj� kisielu. Trzeba si� przenie�� do pokoju Bobka i ju�. Gorzej ni� w �a�ni. Malanow spojrza� na swoje biurko zawalone papierami i ksi��kami. Sze�� tom�w samego tylko Smirnowa W�adimira Iwanowicza... A to wszystko, co le�y na pod�odze? Strach pomy�le� o przeprowadzce. Poczekaj, co� mnie przez chwil� ol�ni�o... Do diab�a... Przez tego twojego �Inturista", nieszcz�sna idiotko... A wi�c by�em w kuchni, potem przynios�o mnie do pokoju... Jest! Konforemne przekszta�cenie! Krety�ski pomys�. A zreszt� mo�na sprawdzi�... St�kaj�c wsta� z tapczanu i w�a�nie wtedy zadzwoni� telefon. - Idiota - powiedzia� do aparatu i podni�s� s�uchawk�. - Halo! - Baza? Kto przy telefonie? Baza? Malanow od�o�y� s�uchawk� i wykr�ci� numer biura naprawy. - Biuro naprawy? M�j numer dziewi��dziesi�t trzy trzysta dziewi��dziesi�t osiem zero siedem... Wczoraj do was dzwoni�em. Nie mog� pracowa�, bez przerwy jakie� pomy�ki. - Pana numer? - przerwa� mu w�ciek�y g�os kobiecy. - Dziewi��dziesi�t trzy trzysta dziewi��dziesi�t osiem zero siedem. Ci�gle do mnie dzwoni� zamiast do �Inturistu" albo do zajezdni, albo... - Niech pan od�o�y s�uchawk�. Sprawdzimy. - Bardzo prosz�... - b�agalnie powiedzia� Malanow do przerywanego sygna�u. Nast�pnie pocz�apa� do biurka, usiad� i wzi�� do r�ki d�ugopis. Ta-ak. Gdzie te� ja widzia�em t� ca�k�? Taka przystojna ca�ka, ca�kowicie symetryczna... Gdzie ja j� widzia�em? I to nie tylko sta�a, ale nawet si� zeruje! No dobrze. Zostawimy j� na p�niej. Nie lubi� niczego zostawia� na p�niej, czuj� si�, jakbym mia� dziur� w z�bie... Zacz�� przegl�da� wczorajsze obliczenia i nagle poczu� s�odki ucisk w sercu. Moje gratulacje, jak Boga kocham! Brawo, Malan�w! Brawo! Wreszcie ci co� wysz�o. I do tego nie byle co. To, bracie, nie �klucz do otwierania drzwi z drugiej strony", do tego, bracie, nikt przed tob� nie doszed�! �eby tylko nie zauroczy�... Ta ca�ka... Niech t� ca�k� piek�o poch�onie - jed�my dalej! Dzwonek. Tym razem do drzwi. Kalani zeskoczy� z tapczanu i pobieg� do przedpokoju dumnie wznosz�c ogon. Malanow pedantycznie od�o�y� d�ugopis. - Jakby si� z �a�cucha pourywali, s�owo honoru - powiedzia�. W przedpokoju Kalam zatacza� niecierpliwe ko�a, pl�ta� si� pod nogami i straszliwie miaucza�. - Ka-lam! - powiedzia� Malanow gro�nie przyt�umionym g�osem. - Psik! Wyno� si�! Otworzy� drzwi. Za drzwiami sta� nikczemnego wzrostu m�czyzna w kusej marynarce nieokre�lonego koloru, spocony i zaro�ni�ty. Nieco odchylony do ty�u, dzier�y� przed sob� ogromny karton. Burcz�c niewyra�nie, ruszy� wprost na Malanowa. - E... a pan... - wymamrota�, cofaj�c si� Malanow. Zaro�ni�ty by� ju� w przedpokoju - spojrza� w prawo do pokoju i bez wahania skr�ci� na lewo do kuchni, zostawiaj�c na linoleum bia�e zakurzone �lady. - Przepraszam... e... - mamrota� Malanow, nast�puj�c mu na pi�ty. Zaro�ni�ty postawi� ju� karton na taborecie i wyci�gn�� z kieszeni jakie� pokwitowania. - Pan z administracji? - Malanow nie wiadomo dlaczego zacz�� podejrzewa�, �e to hydraulik, kt�ry wreszcie przyszed�, �eby naprawi� kran w �azience. - Z �Delikates�w" - ochryple powiedzia� m�czyzna i wr�czy� Malanowowi dwa kwity spi�te szpilk�. - Prosz� si� podpisa� w tym miejscu... - A co to jest? - zapyta� Malanow i jednocze�nie zobaczy�, �e to blankiety zam�wie�. - Dwie butelki koniaku, w�dka... - Niech pan poczeka - powiedzia�. - Moim zdaniem, my niczego nie... Spojrza� na sum� do zap�acenia i opanowa�a go zgroza. Takich pieni�dzy w domu nie by�o. Zreszt� w�a�ciwie z jakiej racji? Ogarni�ta panik� wyobra�nia b�yskawicznie uszeregowa�a przed nim niemi�e konsekwencje wszelkich mo�liwych komplikacji, jak na przyk�ad oburzenie, konieczno�� usprawiedliwiania si�, zapierania, powo�ywania na zdrowy rozs�dek... na pewno trzeba b�dzie gdzie� dzwoni�, by� mo�e nawet jecha�. Ale wtedy w k�cie blankietu zauwa�y� fioletowy stempel �zap�acone", a obok nazwisko zamawiaj�cego: I. Malanowa. Irka!... Ni cholery nie spos�b zrozumie�... - Tu prosz� si� podpisa�, w tym miejscu - burcza� cz�owieczek, postukuj�c �a�obnym paznokciem. - Tu, gdzie zaznaczone... Malanow wzi�� od niego ogryzek o��wka i podpisa� kwit. - Dzi�kuj� - powiedzia�, zwracaj�c o��wek. - Bardzo dzi�kuj�... - powtarza� t�po, przeciskaj�c si� wraz z cz�owieczkiem przez w�ski przedpok�j. Wypada�oby mu co� da�, ale sk�d drobne... -Ogromnie dzi�kuj� i do widzenia!... - zawo�a� do plec�w kusej marynarki, z furi� odpychaj�c nog� Kalama, kt�ry za wszelk� cen� chcia� poliza� cementow� pod�og� na klatce schodowej. Potem Malanow zamkn�� drzwi i przez chwil� sta� nieruchomo w p�mroku. Umys� mia� jakby troch� zm�cony. - Dziwne... - powiedzia� g�o�no i wr�ci� do kuchni. Kalam ju� si� kr�ci� wok� kartonu. Malanow otworzy� pud�o i zobaczy� szyjki butelek, torebki, paczuszki, puszki konserw. Na stole le�a�a kopia kwitu. Tak. Kalka by�a solidnie zu�yta, ale charakter pisma ca�kiem wyra�ny. Ulica Bohater�w... hm... Wszystko si� zgadza. Zamawiaj�cy: I. Malanowa. �adna historia! Spojrza� na sum�. Nie do poj�cia! Odwr�ci� kwit. Po drugiej stronie nie by�o nic ciekawego. Z wyj�tkiem przyschni�tego, zgniecionego komara. Czy ta Irka ostatecznie zwariowa�a, czy co? Mamy pi��set rubli d�ug�w... Chwileczk�... A mo�e ona co� wspomina�a przed wyjazdem? Zacz�� sobie przypomina� dzie� wyjazdu, otwarte walizki, porozrzucane wsz�dzie stosy ubra�, p�naga Irka walczy z �elazkiem... Nie zapominaj o karmieniu Kalama, przyno� mu traw�, wiesz kt�r�, tak� ostr�... pami�taj, zap�a� za mieszkanie... je�li zadzwoni szef, podaj m�j adres. To chyba wszystko. Zdaje si�, �e m�wi�a co� jeszcze, ale wtedy przybieg� Bobek ze swoim karabinem maszynowym... Aha! �eby odnie�� bielizn� do prania... Ni cholery nie rozumiem. Malanow l�kliwie wyj�� z kartonu butelk�. Koniak. Pi�tna�cie rubli, jak w mord� strzeli�! Co to wszystko znaczy, a mo�e to dzisiaj moje urodziny czy co? Kiedy w�a�ciwie Irka wyjecha�a? Czwartek, �roda, wtorek... Zacz�� zagina� palce. Dzisiaj mija dziesi�� dni od jej wyjazdu. To znaczy, �e musia�a z�o�y� zam�wienie jeszcze wcze�niej. Znowu od kogo� po�yczy�a fors� i zam�wi�a. Niespodzianka. Pi��set rubli d�ug�w, a jej niespodzianki w g�owie!... Tylko jedno by�o jasne - do sklepu mo�na nie chodzi�. Ca�a reszta wygl�da�a niezwykle mglisto. Urodziny? Nie. Rocznica �lubu? Chyba te� nie. Na pewno nie. Urodziny Bobka? Zawsze wypada�y w zimie... Przeliczy� szyjki. Dziesi�� sztuk jak w aptece. Na co ona liczy�a? Ja tego przez rok nie wypij�. Wieczerowski te� prawie nie pije, a Walki Weingartena Irka nie lubi... Kalam zamiaucza� strasznym g�osem. Co� tam wyw�szy� w tym pudle... 2. ...�ososia w sosie w�asnym i kawa� szynki z do�o�on� zielonkaw� pi�tk�. Potem zabra� si� do zmywania naczy�. By�o absolutnie jasne, �e wobec tych wspania�o�ci w lod�wce brud w kuchni wygl�da szczeg�lnie fatalnie. W tym czasie telefon dzwoni� dwukrotnie, ale Malanow tylko zaciska� z�by. Nie odbior� i ju�. Niech si� powiesz� razem ze swoimi zajezdniami i gara�ami. Niestety, patelni� r�wnie� trzeba b�dzie umy�, to nieuniknione. Patelnia pos�u�y teraz do znacznie wy�szych cel�w ni� jaka� tam jajecznica... No bo na czym polega istota rzeczy? Je�li ca�ka istotnie r�wna si� zeru, to po prawej strome zostaje tylko pierwsza i druga pochodna... Sens fizyczny nie jest dla mnie zupe�nie jasny, ale tak czy owak te b�ble wygl�daj� bardzo interesuj�co. A co? W�a�nie tak je nazw�, b�ble. Nie, �le, lepiej �kawerny". Kawerny Malanowa. M-kawerny. Hm... Ustawi� na p�kach umyte naczynia i zajrza� do miski Kalama. Jeszcze za gor�ce, paruje. Biedny Kalam. Przyjdzie mu jeszcze chwil� pocierpie�. Przyjdzie Kalamowi jeszcze troch� pocierpie�, p�ki nie ostygnie... Wyciera� w�a�nie r�ce, kiedy go znowu ol�ni�o, zupe�nie jak wczoraj. I tak jak wczoraj w pierwszej chwili nawet nie uwierzy�. - Poczekajcie, poczekajcie - mamrota� gor�czkowo, a nogi ju� go nios�y przez korytarz, po ch�odnym przywieraj�cym do st�p linoleum, w g�sty ��ty upa�, do biurka, do wiecznego pi�ra... Do diab�a, gdzie ono si� podzia�o? Sko�czy� si� atrament. Gdzie� tu le�a� o��wek... A jednocze�nie na drugim, a w�a�ciwie na pierwszym, najwa�niejszym planie: funkcja Hartwiga... z prawej strony nie zostaje nic... Kawerny, okazuje si�, s� symetryczne wzgl�dem osi... A ca�ka wcale si� nie zeruje! To znaczy do takiego stopnia nie jest zerem ta moja ca�ka, �e otrzymujemy wielko�� w istotny spos�b dodatni�... Niebywa�e! Jak mog�em tego od razu nie zauwa�y�? Nie martw si�, Malanow, nie ty jeden nie zauwa�y�e�. Cz�onek Akademii te� nie zauwa�y�... W ��tej, lekko zakrzywionej przestrzeni powoli obraca�y si�, jak gigantyczne b�ble, kawerny symetryczne wzgl�dem osi, materia op�ywa�a je, pr�bowa�a przenikn�� w g��b, nie mog�a, na granicy osi�ga�a prawie niewyobra�aln� g�sto�� i kawerny zaczyna�y �wieci�... Jeden B�g wie, co si� tam wyprawia�o... Nie szkodzi, to si� wyja�ni p�niej... Wyja�nimy zagadk� w��knistej struktury - to po pierwsze. �uki Rogozi�skiego - to po drugie! A potem mg�awice planetarne. Co to by�o wed�ug waszej teorii, anio�eczki moje? Rozszerzaj�ce si�, zrzucone pow�oki? Macie swoje pow�oki! Wszystko dok�adnie na odwr�t! Znowu zabrz�cza� przekl�ty telefon. Malanow zarycza� z w�ciek�o�ci nie przestaj�c pisa�. Wy��czy� go do wszystkich diab��w. Z boku powinna by� taka d�wigienka... Rzuci� si� na tapczan i zerwa� s�uchawk�. - S�ucham! - Dimka? - Tak... Kto m�wi? - Nie poznajesz, draniu? - to by� Weingarten. - A to ty, Walka... Czego chcesz? Weingarten chwil� milcza�. - Dlaczego nie odbierasz telefon�w? - zapyta�. - Pracuj� - odpowiedzia� Malanow w�ciekle. By� bardzo niemi�y. Chcia� natychmiast wr�ci� do biurka i zobaczy�, co b�dzie dalej z tymi kawernami. - Pracujesz... - Weingarten zasapa�. - Budujesz sobie cok� pod pomnik... - A ty czego? Chcia�e� wpa�� do mnie? - Wpa��? Nie, nie �eby tak zaraz wpada�... Malanow rozw�cieczy� si� ostatecznie. - Wi�c czego ty chcesz w ko�cu? - S�uchaj no, stary... A nad czym ty teraz siedzisz? - Pracuj�! S�ysza�e�?! - Nie o to... Chcia�em ci� zapyta� - nad czym teraz pracujesz? Malanow os�upia�. Zna� Walk� Weingartena dwadzie�cia pi�� lat i nigdy w �yciu Weingarten nie interesowa� si� prac� Malanowa, od swojego przyj�cia na �wiat Weingarten interesowa� si� wy��cznie Weingartenem oraz jeszcze dwoma tajemniczymi przedmiotami - dwudziestokopiejk�wk� z 1934 roku i tak zwan� �konsulsk� p�rubl�wk�", kt�ra w�a�ciwie nie by�a �adn� p�rubl�wk�, tylko jakim� tam niezwyk�ym znaczkiem pocztowym... Nie ma co robi�, bydlak, pomy�la� Malanow. Gadu�a... Mo�e mu chata potrzebna, �e si� tak kryguje? I w tym momencie przypomnia� sobie Awerczenk�. - Nad czym pracuj�? - zapyta� z jadowit� satysfakcj�. - Prosz� ci� bardzo, mog� opowiedzie� ci ze szczeg�ami. Dla ciebie jako dla biologa b�dzie to wyj�tkowo interesuj�ce. Wczoraj rano ruszy�em wreszcie z martwego punktu. Okazuje si�, �e przy najbardziej og�lnych za�o�eniach dotycz�cych potencjalnej funkcji, moje r�wnania ruchu poza ca�k� energii i ca�kami p�du maj� jeszcze jedn� ca�k�, a wi�c co� w rodzaju uog�lnienia ograniczonego zagadnienia trzech cia�. Je�li r�wnania ruchu zapisa� w formie wektorowej i zastosowa� przekszta�cenie Hartwiga, to ca�kowanie obj�to�ci mo�na przeprowadzi� do ko�ca i ca�y problem sprowadza si� do r�wna� ca�kowo-r�niczkowych typu Ko�mogorowa-Fellera... Ku jego. ogromnemu zdumieniu Weingarten nie przerwa�. Przez moment Malanowowi wydawa�o si� nawet, �e po��czenie zosta�o przerwane. - S�uchasz mnie? - zapyta�. - Tak, tak, s�ucham bardzo uwa�nie. - A mo�e mnie nawet rozumiesz? - Powoli sobie przyswajam - rze�ko powiedzia� Weingarten i w tym momencie Malanow po raz pierwszy pomy�la�, jaki on ma dziwny g�os. Nawet si� wystraszy�. - Walka, czy co� si� sta�o? - Gdzie? - zapyta� Weingarten, znowu po male�kiej przerwie. - Gdzie!... z tob� oczywi�cie! Przecie� s�ysz�, �e jeste� jaki� nie taki... Ty co, nie mo�esz swobodnie m�wi�? - Ale gdzie tam, stary. Nie ma sprawy. Dobra. Upa� mnie zm�czy�. Znasz kawa� o dw�ch kogutach? - Nie znam. No? Weingarten opowiedzia� kawa� o dw�ch kogutach - bardzo g�upi, ale dosy� �mieszny. Jaki� taki kawa� zupe�nie nie w stylu Weingartena. Malanow oczywi�cie s�ucha� i w odpowiednim momencie zachichota�, ale niejasne wra�enie, �e z Weingartenem nie wszystko jest porz�dku, ten kawa� tylko umocni�. Pewnie znowu pok��ci� si� ze �wietlan�, pomy�la� niepewnie. Znowu mu uszkodzili ektoderm�. I wtedy Weingarten zapyta�: - S�uchaj, Dimka... Sniegowoj - to nazwisko nic ci nie m�wi? - Sniegowoj? Arnold Paw�owicz? Mam takiego s�siada, mieszka naprzeciwko, na tym samym pi�trze... A bo co? Weingarten przez jaki� czas milcza�. Nawet sapa� przesta�. W s�uchawce s�ycha� by�o tylko ciche pobrz�kiwanie - na pewno podrzuca� w d�oni kolekcj� swoich dziesi�ciokopiejk�wek. Wreszcie powiedzia�: - A co on robi, ten tw�j Sniegowoj? - Zdaje si�, �e jest fizykiem. Pracuje w jakim� ogromnie tajnym instytucie. �ci�le tajnym. A ty sk�d go znasz? - A ja go w og�le nie znam - z niepoj�t� irytacj� odpar� Weingarten i w tym momencie zad�wi�cza� dzwonek do drzwi. - M�wi�em, �e z �a�cucha si� pourywali! - powiedzia� Malanow. - Poczekaj chwilk�, Walka. Kto� si� dobija do drzwi. Weingarten co� powiedzia� albo, zdaje si�, nawet krzykn��, ale Malanow rzuci� s�uchawk� na tapczan i wybieg� do przedpokoju. Kalam oczywi�cie zapl�ta� mu si� pod nogami i omal go nie wywr�ci�. Otworzywszy drzwi, natychmiast zrobi� krok do ty�u. W progu sta�a dziewczyna w bia�ym bezr�kawniku mini, bardzo opalona, z wyp�owia�ymi na s�o�cu kr�tkimi w�osami. �liczna. Nieznajoma. (Malanow natychmiast uprzytomni� sobie, �e jest w samych k�piel�wkach, a brzuch mu b�yszczy od potu). U jej st�p sta�a walizka, a bia�y prochowiec przerzuci�a przez lew� r�k�. - Dymitr Aleksiejewicz? - zapyta�a nie�mia�o. - Ta-ak... - powiedzia� Malanow. Krewna? Kuzynka Zina z Omska? - Zechce mi pan wybaczy�... Pewnie zjawi�am si� nie w por�... Tu jest list. Wyci�gn�a r�k� z kopert�. Malanow w milczeniu wzi�� t� kopert� i wyci�gn�� z niej kartk� papieru. Najgorsze uczucia wobec wszystkich krewnych na �wiecie, a szczeg�lnie wobec tej Ziny... czy mo�e Zoi? pos�pnie kipia�y w jego duszy. Zreszt� to, jak si� okaza�o, wcale nie by�a odleg�a Zina. Irka wielkimi literami, najwyra�niej w po�piechu, pisa�a krzywymi linijkami: �Dimka! To jest Lidka Ponomariowa, moja najlepsza szkolna przyjaci�ka. Opow. ci o niej. B�d� dla niej mi�y, przyjecha�a nie na d�ugo. Zachowuj si� grzecznie. U nas wszystko w porz. Lidka opowie. Ca�uj� I.". Malanow wyda� z siebie niedos�yszalny dla �wiata j�k, zamkn�� i otworzy� oczy. Jednak�e jego wargi automatycznie rozci�ga�y si� w przyjacielskim u�miechu. - Bardzo mi mi�o... - oznajmi� �yczliwie, nonszalanckim tonem. - Prosz�, niech pani wejdzie... Przepraszam za m�j str�j. Upa�! Jednak�e widocznie nie wszystko by�o w porz�dku z jego go�cinno�ci�, poniewa� na twarzy �licznej Lidy pojawi�o si� zmieszanie i nie wiadomo dlaczego spojrza�a na puste, zalane s�o�cem schody, jakby nagle ogarn�y j� w�tpliwo�ci, czy na pewno trafi�a pod w�a�ciwy adres. - Mo�e wezm� walizk�... - spiesznie powiedzia� Malanow. -Prosz� do �rodka, niech si� pani nie kr�puje... Prochowiec powiesimy tutaj... To jest nasz wi�kszy pok�j, ja tu pracuj�, a tu dziecinny... B�dzie pani w nim wygodnie... Pewnie chce pani wzi�� prysznic? W tym momencie z tapczanu dobieg�o antypatyczne kwakanie. - Pardon! - zawo�a� Malanow. - Niech si� pani rozgo�ci, ja zaraz... Z�apa� s�uchawk� i us�ysza�, jak Weingarten monotonnie, jakim� nieswoim g�osem, powtarza: - Dimka... Dimka... Odezwij si�, Dimka... - Halo! - powiedzia� Malanow. - S�uchaj, Walka... - Dimka! - wrzasn�� Weingarten. - To ty? Malanow a� si� przerazi�. - Czego si� wydzierasz? Nie gniewaj si�, ale kto� do mnie przyjecha�... P�niej do ciebie zadzwoni�. - Kto? Kto do ciebie przyjecha�? - strasznym g�osem zapyta� Weingarten. Malanow poczu�, �e robi mu si� zimno. Walka oszala�. Co za pechowy dzie�... - Walka - powiedzia� bardzo spokojnie. - Co z tob�? Po prostu jaka� dziewczyna przyjecha�a. Przyjaci�ka Irki... - S-sukinsyn! - powiedzia� nagle Weingarten i od�o�y� s�uchawk�... Rozdzia� 2 3. ...zmieni�a sw�j minibezr�kawnik na minisp�dniczk� i minibluzeczk�. Trzeba przyzna�, �e dziewczyna by�a w wysokim stopniu przebojowa - Malanow nabra� przekonania, �e Lida pryncypialnie nie uznawa�a stanik�w. Na diab�a jej staniki, wszystko mia�a w pierwszorz�dnym gatunku bez �adnych stanik�w. O �kawernach Malanowa" jako� zupe�nie zapomnia�. Zreszt� wszystko przebiega�o bardzo przyzwoicie, jak w najlepszych domach. Siedzieli, plotkowali, pili herbat�, pocili si�. On ju� by� Dim�, ona dla niego Lidk�. Po trzeciej szklance Dima opowiedzia� kawa� o dw�ch kogutach - akurat okaza� si� a propos -a Lidka �mia�a si� do �ez i macha�a go�� r�k�. Malanow przypomnia� sobie (w zwi�zku z kogutami), �e trzeba zadzwoni� do Weingartena, ale nie zadzwoni�, a zamiast tego powiedzia� do Lidki: - Cudownie si� pani opali�a! - A pan jest bia�y jak robak - powiedzia�a Lidka. - Praca, wci�� praca! Har�wka! - A u nas na obozie... I Lidka szczeg�owo, ale bardzo uroczo opowiedzia�a, jak wygl�da na ich obozie problem opalania si�. Ma�anow zrewan�owa� si� opowie�ci�, jak koledzy pracuj� przy Wielkiej Antenie. Co to takiego Wielka Antena? Prosz� bardzo. Opowiedzia�, co to takiego Wielka Antena i po co ona komu. Lidka wyci�gn�a swoje d�ugie nogi, skrzy�owa�a je i po�o�y�a na krzese�ku Bobka. Nogi by�y g�adkie jak lustro. Malanow mia� nawet wra�enie, �e w tych nogach co� si� odbija. �eby otrze�wie�, wsta� i zdj�� z kuchenki kipi�cy czajnik. Przy tej okazji sparzy� sobie palce i niejasno przypomnia� sobie histori� pewnego mnicha, kt�ry wsadzi� ko�czyn� w ogie�, czy te� we wrz�tek, �eby przep�dzi� pokus� powsta�� na skutek bezpo�redniej blisko�ci pi�knej kobiety - taki to by� zaci�ty facet. - Mo�e jeszcze szklaneczk�? - zapyta�. Lidka nie odpowiedzia�a, wi�c Malanow odwr�ci� g�ow�. Dziewczyna patrzy�a na niego szeroko otwartymi, jasnymi oczami i na jej l�ni�cej od opalenizny twarzy malowa�o si� ca�kowicie zaskakuj�ce uczucie - ni to zmieszania, ni to przera�enia - a� usta otworzy�a. - Herbaty? - niepewnie zapyta� Malanow, chybocz�c czajnikiem. Lidka drgn�a, szybciutko zamruga�a powiekami i przesun�a d�oni� po czole. - S�ucham? - Pytam, czy nala� pani jeszcze herbaty? - Nie, dzi�kuj�... - roze�mia�a si� jak gdyby nigdy nic. - Obawiam si�, �e p�kn�. Musz� dba� o figur�. - Oczywi�cie! - o�wiadczy� Malanow ze wzmo�on� galanteri�. - O tak� figur� koniecznie nale�y dba�. By� mo�e nawet warto j� ubezpieczy�... Lidka u�miechn�a si� na sekund�, odwr�ci�a g�ow� i przez rami� spojrza�a na podw�rze. Szyj� mia�a d�ug�, g�adk�, mo�e tylko troszk� zbyt chud�. W Malanowie zrodzi�o si� podejrzenie, �e jest to szyja stworzona do poca�unk�w. Podobnie jak ramiona. Nie m�wi�c ju� o reszcie. Kirke, pomy�la�. Zreszt�, od razu doda�, ja kocham swoj� Irk� i nie zdradz� jej nigdy w �yciu. - To bardzo dziwne - powiedzia�a Kirke. - Mam uczucie, jakbym to wszystko ju� kiedy� widzia�a - i t� kuchni�, i to podw�rze... tylko �e na podw�rzu ros�o wielkie drzewo... Czy panu zdarzy�o si� kiedy� co� podobnego? - Oczywi�cie - odpar� Malanow. - Moim zdaniem to si� wszystkim zdarza. Gdzie� czyta�em, �e to si� nazywa fa�szywa pami��... - Mo�liwe - powiedzia�a Lidka z pow�tpiewaniem. Malanow, staraj�c si� nie siorba�, ostro�nie popija� herbat�. W niewymuszonej pogaw�dce pojawi�a si� jaka� niezr�czno��. Jakby co� zabuksowa�o. - A mo�e my�my si� ju� gdzie� widzieli? - zapyta�a nagle Lidka. - Gdzie? Zapami�ta�bym pani�. - Mo�e przypadkowo... gdzie� na ulicy... na pota�c�wce. - Jakie tam pota�c�wki? - zdumia� si� Malanow. - Ju� zapomnia�em, jak to wygl�da. Zapad�a cisza, i to taka, �e Malanowowi palce u n�g �cierp�y ze zdenerwowania. To by� ten wyj�tkowo obrzydliwy stan ducha, kiedy nie wiadomo, gdzie oczy podzia�, a w g�owie jak kamienie w beczce przewalaj� si� krety�skie zdania maj�ce da� pocz�tek b�yskotliwej konwersacji: �A nasz Kalam siada na sedesie...". Albo: �W tym roku w og�le nie ma w sklepach pomidor�w...". Albo: �Mo�e jeszcze szklaneczk� herbaty?". Albo powiedzmy: �No i jak si� pani podoba nasze przepi�kne miasto?". Malanow zaindagowa� niezno�nie fa�szywym g�osem: - Jak pani zamierza sp�dzi� czas w naszym przepi�knym mie�cie? Lidka nie odpowiedzia�a. W milczeniu wytrzeszczy�a na niego swoje okr�g�e, jakby niepomiernie zdziwione oczy. Potem spu�ci�a powieki, zmarszczy�a czo�o. Zagryz�a warg�. Malanow zawsze uwa�a� si� za fatalnego psychologa, z zasady nie orientowa� si� w uczuciach otaczaj�cych go ludzi. Ale teraz z absolutn� jasno�ci� zrozumia�, �e odpowied� na jego nieskomplikowane pytanie absolutnie przekracza mo�liwo�ci �licznej Lidki. - S�ucham? - wymamrota�a wreszcie. - N-no oczywi�cie... Jak�e inaczej! - nagle jakby sobie przypomnia�a. - Oczywi�cie Ermita�... impresjoni�ci... Newski... A w og�le to nigdy nie widzia�am bia�ych nocy... - Turystyczny plan minimum - powiedzia� Malanow po�piesznie, �eby jej pom�c. Nie m�g� patrze�, jak cz�owiek zmusza si� do k�amstwa. - Jednak nalej� pani herbaty... - zaproponowa�. I znowu Lidka roze�mia�a si� jak gdyby nigdy nic. - Dima - powiedzia�a uroczo odymaj�c wargi. - Czemu pan mi dokucza t� swoj� herbat�? Je�li chce pan wiedzie�, ja nigdy nie pijam herbaty... A jeszcze w taki upa�! - Mo�e kaw�? - zaproponowa� z gotowo�ci� Malanow. Lidka kategorycznie zaprotestowa�a przeciwko kawie. W upa�y, a jeszcze do tego na noc, w �adnym wypadku nie nale�y pi� kawy. Malanow opowiedzia� jej, �e na Kubie ratuj� si� wy��cznie kaw�, a tam s� przecie� upa�y po prostu tropikalne. Wyja�ni� jej, jakie jest dzia�anie kofeiny na wegetatywny system nerwowy. Przy okazji opowiedzia�, �e na Kubie spod minisp�dniczki powinny wygl�da� majteczki, a je�li... 4. ...nast�pnie nala� jeszcze po kieliszku. Powsta�a propozycja, �eby wypi� na ty. Bez poca�unk�w. Jakie mog� by� poca�unki w kulturalnym towarzystwie? Najwa�niejsze - to duchowe pokrewie�stwo. Wypili na ty, porozmawiali o duchowym pokrewie�stwie, o nowych metodach w po�o�nictwie, jak r�wnie� o r�nicach mi�dzy m�stwem, �mia�o�ci� i odwag�. Riesling sko�czy� si�. Malanow wystawi� pust� butelk� na balkon i poszed� do barku po cabernet. Zapad�a decyzja, �eby cabernet pi� z ulubionych kieliszk�w Irki, z dymnego szk�a, kt�re uprzednio nale�a�o nape�ni� lodem. Jako akompaniament rozmowy o kobieco�ci, kt�ra rozpocz�a si� pod wp�ywem rozmowy o m�stwie, lodowate czerwone wino pasowa�o po prostu znakomicie. Ciekawe, jaki osio� ustali�, �e czerwonego wina nie nale�y ozi�bia�. Przedyskutowali ten problem. Prawda, �e lodowate czerwone wino jest po prostu wy�mienite? Tak, to nie ulega w�tpliwo�ci. Wypada te� stwierdzi�, �e lodowate czerwone wino szczeg�lnie przysparza urody dziewczynom, kt�re je pij�. Robi� si� w jaki� spos�b podobne do wied�m? Konkretnie w jaki? W jaki�. Cudowne okre�lenie - w jaki� spos�b. W jaki� spos�b przypomina pan �wini�. Uwielbiam takie sformu�owania. A propos wied�m... Czym, twoim zdaniem, jest ma��e�stwo? Prawdziwe ma��e�stwo. Kulturalne. Ma��e�stwo - to pakt. Malanow ponownie nape�ni� kielichy i rozwin�� t� my�l. Pod tym wzgl�dem, �e m�� i �ona to przede wszystkim przyjaciele, dla kt�rych najwa�niejsza jest ich przyja��. Pakt o przyja�ni, rozumiesz?... �eby jego argumenty by�y bardziej przekonywaj�ce, trzyma� Lidk� za go�e kolano. We� na przyk�ad Irk� i mnie. Znasz przecie� Irk�... Kto� zadzwoni� do drzwi. - Kogo tam jeszcze diabli nios�? - zdziwi� si� Malanow, patrz�c na zegarek. - Zdaje mi si�, �e nikogo w domu nie brakuje. Dochodzi�a dziesi�ta. Powtarzaj�c: �Mam wra�enie, �e w domu nikogo nie brakuje..." poszed�, �eby otworzy�, i w przedpokoju oczywi�cie nadepn�� na Kalama. Kalam wrzasn��. - �eby ci� diabli wzi�li, przekl�ty bydlaku! - powiedzia� Malanow do kota i otworzy� drzwi. Okaza�o si�, �e to raczy� przyby� s�siad, �ci�le tajny Arnold Paw�owicz. - Nie za p�no? - zahucza� gdzie� spod sufitu. Ch�op wielki jak g�ra. Siwow�osy szat. - Arnold Paw�owicz! - zawo�a� Malanow z entuzjazmem. - Jakie mo�e by� �za p�no" mi�dzy przyjaci�mi? Pr-osz�! �niegowej nawet si� przez moment zawaha� na widok tego entuzjazmu, ale Malanow z�apa� go za r�kaw i wci�gn�� do przedpokoju. - �wietnie si� z�o�y�o... - m�wi� ci�gn�c �niegowo ja na holu. - Pozna pan pi�kn� kobiet�! - obiecywa�, steruj�c �niegowojem do kuchni. Lidka, to jest Arnold Paw�owicz! - zawiadomi�. - Ja zaraz, tylko przynios� jeszcze jeden kieliszek. I butelk�... M�wi�c szczerze, w g�owie mu ju� nieco szumia�o. A nawet nie troch�, tylko zupe�nie solidnie. Nie powinien wi�cej pi�, zna� siebie. Ale tak strasznie chcia�, �eby wszystko by�o fajnie, weso�o, �eby wszyscy wszystkich kochali. Niech si� polubi� nawzajem, my�la� z rozczuleniem, chwiej�c si� przed otwartym barkiem i wlepiaj�c oczy w ��tawy p�mrok. Jemu jest przecie� wszystko jedno, staremu kawalerowi. A ja mam swoj� Irk�!... Pogrozi� palcem w przestrze� i si�gn�� do barku. Bogu dzi�ki, niczego nie pot�uk�. Ale kiedy przyni�s� butelk� egri bikavera i czysty kieliszek, nastr�j w kuchni nie spodoba� mu si�. Go�cie w milczeniu palili, nie patrz�c na siebie. I nie wiadomo dlaczego ich twarze wyda�y si� Malanowowi z�owieszcze - z�owieszczo pi�kna, wyzywaj�ca twarz Lidki i z�owieszczo bezwzgl�dna, pokryta liszajem starych oparze� twarz Sniegowoja. - Czemu umilk�y d�wi�ki wesela? - rze�ko zapyta� Malanow. -Wszystko na �wiecie to marno��! Jedno tylko ma warto�� na �wiecie - przyja�� mi�dzyludzka! Nie pami�tam, kto to powiedzia�... - otworzy� butelk�. - Korzystajmy z tej przyja�ni... e... weselmy si�... Wino pop�yn�o strumieniem r�wnie� na st�. �niegowoj podskoczy�, ratuj�c bia�e spodnie. Jednak by� nienormalnie ogromny. W naszych czasach miniaturyzacji dla takich ludzi nie powinno by� miejsca. Rozmy�laj�c na ten temat Malanow jako tako upora� si� z wytarciem sto�u i �niegowej znowu usiad� na taborecie. Taboret zaskrzypia�. Jak na razie rado�� mi�dzyludzkiej przyja�ni wyra�a�a si� w nieartyku�owanych d�wi�kach. Ech, te nieszcz�sne inteligenckie zahamowania. Dwoje wspania�ych ludzi nie umie natychmiast, niezw�ocznie, otworzy� swoich serc, zaprzyja�ni� si� od pierwszego wejrzenia. Malanow wsta� i trzymaj�c kielich na wysoko�ci uszu obszernie rozwin�� ten temat na g�os. Nie pomog�o. Wypili. Te� nie pomog�o. Lidka ze znudzeniem patrzy�a w okno. Sniegowoj pochylony obraca� w swych ogromnych br�zowych palcach kieliszek. Malanow po raz pierwszy zauwa�y�, �e Arnold Paw�owicz r�ce ma tak�e poparzone - do samych �okci, a nawet wy�ej. To mu nasun�o pytanie: - No i kiedy pan teraz zniknie? Sniegowoj wzdrygn�� si�, spojrza� na Malanowa, a nast�pnie wci�gn�� g�ow� w ramiona i zgarbi� si�. Malanowowi wyda�o si� nawet, �e zamierza wsta� i wyj��, i wtedy dotar�o do niego, �e pytanie zabrzmia�o, delikatnie m�wi�c, dwuznacznie. - S�siedzie! - wrzasn��, wznosz�c r�ce ku sufitowi. - Bo�e, chcia�em zupe�nie co innego powiedzie�! Lidka! Czy ty rozumiesz, �e przed tob� siedzi absolutnie tajemniczy i zagadkowy cz�owiek? Od czasu do czasu po prostu znika. Przychodzi, zostawia u nas klucz od mieszkania i rozp�ywa si� w powietrzu! Nie ma go miesi�c, nie ma dwa miesi�ce. Nagle dzwonek do drzwi. Wr�ci�... -Malanow poczu�, �e powiedzia� o wiele za du�o, �e starczy, �e najwy�szy czas zboczy� z tematu. - W og�le, s�siedzie, �wietnie pan wie, �e bardzo pana lubi� i zawsze ch�tnie widz� u siebie w domu. Wi�c nie mo�e by� nawet mowy o tym, �eby pan znikn�� przed drug� w nocy... - No oczywi�cie, Dymitrze Aleksiejewiczu... - zahucza� Snie-gowoj i poklepa� Malanowa po ramieniu. - Oczywi�cie, m�j drogi, oczywi�cie... - A to jest Lidka - powiedzia� Malanow, wystawiaj�c palec w stron� Lidki. - Najlepsza przyjaci�ka szkolna mojej �ony. Z Odessy. �niegowej z widocznym wysi�kiem odwr�ci� si� do Lidki i zapyta�: - Na d�ugo pani przyjecha�a do Leningradu? Co� odpowiedzia�a, nawet dosy� �yczliwie, �niegowej znowu o co� zapyta�, zdaje si� o bia�e noce... S�owem, w ko�cu jednak zacz�a si� nawi�zywa� ni� mi�dzyludzkiej przyja�ni i Malanow m�g� odetchn��. Nie-e, ch�opcy, jednak nie mog� pi�. Ale wstyd! Papla nieszcz�sna. Nie s�ysz�c i nie rozumiej�c ani jednego s�owa, patrzy� na straszn�, spalon�, piekielnym ogniem twarz Sniegowoja i gryz� si� okropnie. Kiedy m�ka sta�a si� nie do zniesienia, powolutku wsta� i trzymaj�c si� �ciany, dotar� do �azienki i tam si� zamkn��. Przez czas jaki� siedzia� w pos�pnej rozpaczy na brzegu wanny, nast�pnie odkr�ci� zimn� wod� na ca�y regulator i post�kuj�c wsadzi� g�ow� pod kran. Kiedy wr�ci�, �wie�y, z mokrym ko�nierzykiem, �niegowej z wysi�kiem opowiada� kawa� o dw�ch kogutach. Lidka �mia�a si� perli�cie z g�ow� odrzucon� do ty�u, pokazuj�c szyj� stworzon� do poca�unk�w. Malanow stwierdzi� to z zadowoleniem, chocia� na og� nie lubi� ludzi doprowadzaj�cych uprzejmo�� do rangi sztuki. Zreszt� luksus mi�dzyludzkiej przyja�ni, jak i wszelki luksus, wymaga� pewnych okre�lonych koszt�w. Poczeka�, a� Lidka przestanie si� �mia�, przej�� opadaj�cy sztandar i wypu�ci� seri� kawa��w o tematyce astronomicznej, kt�rych nikt z obecnych nie m�g� zna�. Kiedy zapas si� wyczerpa�, Lidka zabawi�a towarzystwo dowcipami pla�owymi. Dowcipy by�y, m�wi�c uczciwie, dosy� �rednie, do tego Lidka nie umia�a ich opowiada�, za to umia�a si� �mia�, a z�bki mia�a bia�e jak cukier. Nast�pnie rozmowa jako� zesz�a na przewidywanie przysz�o�ci. Lidka wyzna�a, �e Cyganka przepowiedzia�a jej trzech m��w i bezdzietno��. Co by�my robili bez Cyganek? - wymamrota� Malanow i pochwali� si�, �e jemu osobi�cie Cyganka wywr�y�a wielkie odkrycie z dziedziny oddzia�ywania gwiazd z dyfuzyjn� materi� w Galaktyce. Ponownie goln�li sobie po kielichu lodowatej �byczej krwi" i wtedy Sniegowoj nagle uraczy� ich dziwn� histori�. Ot� kiedy� mu przepowiedziano, �e umrze w wieku osiemdziesi�ciu trzech lat w Grenlandii. W Grenlandzkiej Republice Socjalistycznej... - niezw�ocznie zadowcipkowa� Malanow, ale Sniegowoj spokojnie zaprzeczy�: �Nie, po prostu w Grenlandii...". W t� przepowiedni�, on, Sniegowoj, wierzy fatalistycznie, i ta wiara irytuje wszystkich jego znajomych. Kiedy� - by�o to w czasie wojny, chocia� nie na froncie - jeden z jego znajomych, naturalnie na bani, czyli jak wtedy m�wiono, na du�ym cyku, tak si� zirytowa�, �e wyci�gn�� TT, przystawi� luf� do g�owy Sniegowoja, powiedzia�: �Zaraz to sprawdzimy!" i poci�gn�� za cyngiel... - I? - zapyta�a Lidka. - Trup na miejscu - oznajmi� Malanow. - Pistolet si� zaci�� - powiedzia� Sniegowoj. - Dziwnych ma pan znajomych - powiedzia�a Lidka z przek�sem. Trafi�a w dziesi�tk�. W og�le Arnold Paw�owicz opowiada� o sobie rzadko, za to smacznie. I je�li s�dzi� wed�ug tych opowie�ci, to istotnie mia� nader dziwnych znajomych. Czas jaki� Malanow gor�co dyskutowa� z Lidk�, w jaki spos�b Arnold Paw�owicz mo�e trafi� do Grenlandii. Malanow sk�ania� si� ku katastrofie samolotowej, Lidka upiera�a si� przy wycieczce krajoznawczej. Sam Arnold Paw�owicz, rozci�gaj�c w u�miechu liliowe wargi, milcza� i pali� papierosa za papierosem. Potem Malanow oprzytomnia� i zamierza� znowu nala� do kieliszk�w, ale okaza�o si�, �e kolejna butelka znowu by�a pusta. Chcia� pobiec po nast�pn�, jednak�e Arnold Paw�owicz zatrzyma� go. Musia� ju� i��, przecie� wpad� tylko na chwil�. Lidka za�, przeciwnie, gotowa by�a kontynuowa�. W og�le by�a trze�wa jak kryszta�, tylko policzki jej nieco por�owia�y. - Nie, moi drodzy - powiedzia� �niegowej. - Musz� ju� zmyka�. - Wsta� ci�ko i zape�ni� sob� ca�� kuchni�. - Id�, Dymitrze Aleksiejewiczu, mo�e mnie pan odprowadzi do drzwi? Dobranoc pani. Ciesz� si�, �e pani� pozna�em. Weszli do przedpokoju. Malanow uparcie stara� si� go nam�wi� na jeszcze jedn� butelk�, ale �niegowej tylko kr�ci� siwogrzyw� g�ow� i mrucza� odmownie. W drzwiach nagle g�o�no oznajmi�: - No tak! Dobrze, �e sobie przypomnia�em! Przecie� obieca�em panu ksi��k�... Chod�my, to j� panu dam... �Jak� znowu ksi��k�?" - chcia� zapyta� Malanow, ale Sniegowoj przy�o�y� do warg gruby palec i poci�gn�� Malanowa do swojego mieszkania. Ten gruby palec na wargach tak wstrz�sn�� Malanowem, �e poszed� za Sniegowojem jak dziecko. W milczeniu, ci�gle jeszcze trzymaj�c Malanowa za �okie�, �niegowej namaca� woln� r�k� klucz w kieszeni i otworzy� drzwi. W ca�ym mieszkaniu by�o widno - �wiat�o pali�o si� w przedpokoju, w obu pokojach, w kuchni i nawet w �azience. Pachnia�o zastarza�ym dymem z papieros�w i potr�jn� wod� kolo�sk�, a Malanowowi nagle przysz�o do g�owy, �e w ci�gu tych pi�ciu lat chyba jeszcze nigdy tu nie by�. W pokoju, do kt�rego �niegowej go wprowadzi�, by�o czysto posprz�tane i pali�y si� wszystkie �wiat�a - potr�jny �yrandol pod sufitem, stoj�ca lampa w k�cie przy wersalce i nawet ma�a lampka na stole. Na oparciu krzes�a wisia� p�aszcz ze srebrnymi dystynkcjami pu�kownika z ca�� kolekcj� baretek i odznak� laureata. Okazuje si�, �e nasz Arnold Paw�owicz jest ni mniej, ni wi�cej tylko pu�kownikiem... Tak, tak! - Jak� ksi��k�? - zapyta� wreszcie Malanow. - Dowoln� - powiedzia� niecierpliwie �niegowoj. Niech pan we�mie chocia�by t� i trzyma w r�ku, �eby nie zapomnie�... I mo�e jednak usi�dziemy na chwil�. W kompletnym os�upieniu Malanow wzi�� ze sto�u gruby tom, wsadzi� pod pach� i siad� pod lamp� na wersalce. Arnold Paw�owicz usiad� obok i natychmiast zapali�. Na Malanowa nie patrzy�. - A wi�c tak... - zahucza�. - A wi�c tak... Przede wszystkim, co to za kobieta? - Lidka? Przecie� panu powiedzia�em. Przyjaci�ka �ony. A bo co? - Pan j� dobrze zna? - N-nie... Dzi� j� zobaczy�em pierwszy raz w �yciu. Przyjecha�a z listem... - Malanow zaci�� si� i zapyta� ze zgroz�: - A czy pan my�li, �e ona... �niegowej przerwa� mu: - Um�wmy si�, �e to ja zadaj� pytania. Czasu jest ma�o. Nad czym pan teraz pracuje? Malanow od razu przypomnia� sobie Weingartena i znowu poczu� nieprzyjemny ch��d. Odpowiedzia� z krzywym u�mieszkiem: - Jako� dzisiaj dziwnie wszystkich interesuje moja praca... - A kogo jeszcze interesuje? - szybko zapyta� �niegowej. -J�? Malanow potrz�sn�� g�ow�. - Nie... Weingartena... To m�j przyjaciel. - Weingarten... - �niegowej zas�pi� si�. - Weingarten... - Ale� sk�d! - powiedzia� Malanow. - Znam go bardzo dobrze, razem chodzili�my do szko�y i przyja�nimy si� jeszcze od tamtych czas�w. - Nazwisko Gubar nic panu nie m�wi? - Gubar? Nie... Ale co si� sta�o? �niegowej zdusi� niedopa�ek w popielniczce i zapali� nowego papierosa. - Kto jeszcze pyta� o pa�sk� prac�? - Nikt wi�cej... - A wi�c nad czym pan pracuje? Malanowa nagle ogarn�a z�o��. Zawsze si� z�o�ci�, kiedy go co� przera�a�o. - Niech pan pos�ucha - powiedzia�. - Ja nie rozumiem... - Ja r�wnie�! - powiedzia� �niegowej. - I bardzo chcia�bym zrozumie�! Prosz� odpowiada�! Chwileczk�. Pa�ska praca jest obj�ta tajemnic� pa�stwow�? - Jaka znowu u diab�a tajemnica? - z rozdra�nieniem powiedzia� Malanow. - Zwyczajna astrofizyka i dynamika gwiezdna. Oddzia�ywanie gwiazd i materii dyfuzyjnej. Nie ma tu �adnej tajemnicy, po prostu nie lubi� opowiada� o swojej pracy, dop�ki jej nie zako�cz�. - Gwiazdy i materia dyfuzyjna... - wolno powt�rzy� Sniegowoj i wzruszy� ramionami. - Gdzie rzeka, a gdzie las... Na pewno nie jest obj�ta tajemnic�? Nawet cz�ciowo? - Nawet w najmniejszym stopniu! - I na pewno nie zna pan Gubara? - I Gubara te� nie znam. �niegowej w milczeniu dymi�, ogromny, zgarbiony, straszny. Potem powiedzia�: - No c�, jak nie, to nie. Na tym mo�emy sko�czy� nasz� rozmow�. Przepraszam najgor�cej. � Ale ja wcale nie chc� jej ko�czy� - powiedzia� Malanow k��tliwie. - Jednak chcia�bym zrozumie�... - Nie mam prawa - odpar� Sniegowoj, jakby no�em uci��. Oczywi�cie Malanow nie da�by tak �atwo za wygran�. Ale nagle zauwa�y� co� takiego, �e z miejsca ugryz� si� w j�zyk. Lewa kiesze� monstrualnej pi�amy Sniegowoja by�a dziwnie wypchana, a z tej kieszeni wyra�nie i niedwuznacznie stercza�a kolba pistoletu. Jakiego� bardzo du�ego pistoletu. Z gatunku gangsterskich kolt�w na filmach. I ten kolt jako� z miejsca zniech�ci� Malanowa do zadawania pyta�. B�yskawicznie sta�o si� dla niego jasne, �e to wszystko nie jego interes i �e nie on tu zadaje pytania. A Sniegowoj wsta� i powiedzia�: - A wi�c prosz� pos�ucha�. Ja jutro znowu... ROZDZIA� 3 5. ...pole�a� chwil� na plecach, bez po�piechu przychodz�c do siebie. Pod oknem na ca�ego grzmia�y ju� przyczepy ci�ar�wek, a w mieszkaniu by�o cicho. Z wczorajszego dnia pozosta� tylko lekki szum w g�owie, metaliczny posmak w ustach i jaka� nieprzyjemna zadra w duszy czy te� mo�e w sercu, zreszt� B�g jeden wie gdzie. Zacz�� medytowa� nad t� drzazg�, ale wtedy ostro�nie zadzwoni� dzwonek u drzwi. A, to pewnie Paw�owicz z kluczami, domy�li� si� i po�piesznie wyskoczy� z ��ka. Id�c przez przedpok�j, machinalnie zauwa�y�, �e kuchnia jest starannie posprz�tana, a drzwi do pokoju Bobka zamkni�te i od wewn�trz zas�oni�te makatk�. Lidka �pi. Wsta�a, zmy�a naczynia, a potem znowu chrapn�a. Kiedy walczy� z zamkiem, dzwonek znowu delikatnie zabrz�cza�. - Zaraz, zaraz ... - schrypni�tym, zaspanym g�osem powiedzia� Malanow. - Chwileczk�, Arnoldzie Paw�owiczu... Ale to wcale nie by� Arnold Paw�owicz. Szuraj�c podeszwami po gumowej wycieraczce, w progu sta� absolutnie nie znany m�ody cz�owiek. W d�insach, w czarnej koszuli z podwini�tymi r�kawami i w olbrzymich ciemnych okularach. Malanow jeszcze zd��y� zauwa�y�, �e w g��bi klatki schodowej majaczy dw�ch identycznych, w przeciws�onecznych okularach, ale natychmiast o nich zapomnia�, poniewa� pierwszy powiedzia� nagle �Jestem z prokuratury" i pokaza� Malanowowi jak�� legitymacj�. Otwart�. �Ca�a przyjemno�� po mojej stronie!" - przelecia�o przez g�ow� Malanowa. Tego nale�a�o oczekiwa�. Czu� si� zdecydowanie nieswojo. Sta� w k�piel�wkach i t�po patrzy� w otwart� legitymacj�. Widzia� zdj�cie, jakie� podpisy i piecz�tki, ale jego zdezorganizowane zmys�y zarejestrowa�y tylko jedno: �Ministerstwo Sprawiedliwo�ci". Wersalikami. - Tak... - wyszepta�. - Naturalnie. Prosz� wej��. A o co chodzi? - Dzie� dobry - powiedzia� m�ody cz�owiek nad wyraz grzecznie. - Dymitr Malanow to pan? -Tak. - Chcia�em zada� kilka pyta�, je�li pan �askaw. - Prosz� bardzo, prosz�... - powiedzia� Malanow. - Przepraszam za ba�agan... dopiero co wsta�em... Mo�e lepiej p�jdziemy do kuchni?... Chocia� nie, tam jest teraz s�o�ce... Dobrze, niech b�dzie tutaj, zaraz posprz�tam. M�ody cz�owiek wszed� do du�ego pokoju, taktownie stan�� na �rodku, rozejrza� si� bez skr�powania, a Malanow byle jak zebra� po�ciel, w�o�y� koszul�, wci�gn�� d�insy, dopad� okna, otworzy� je i odsun�� zas�ony. - Prosz� usi��� tu, w tym fotelu... A mo�e b�dzie panu wygodniej za biurkiem? Co si� w�a�ciwie sta�o? Ostro�nie, wymijaj�c le��ce na pod�odze kartki papieru, m�ody cz�owiek podszed� do fotela, usiad� i po�o�y� na kolanach swoj� papierow� teczk�. - Poprosz� dow�d osobisty - powiedzia�. Malanow przekopa� szuflad�, znalaz� dow�d i okaza�. - Kto tu jeszcze mieszka? - zapyta� go��, studiuj�c dow�d. - �ona... syn... Tylko �e teraz ich nie ma. S� w Odessie... na urlopie... u te�ciowej... Przyby�y po�o�y� dow�d na swojej teczce i zdj�� ciemne okulary. Zwyczajny, nieco prostacki z wygl�du m�ody cz�owiek. Z �adnej tam prokuratury, ju� raczej subiekt sklepowy. Albo, powiedzmy, monter telewizyjny z zak�adu naprawczego. - Pozwoli pan, �e si� przedstawi� - powiedzia�. - Jestem Igor Pietrowicz Zykow, prokurator. - Bardzo mi mi�o - powiedzia� Malanow. W tym momencie przysz�o mu do g�owy, �e przecie�, do diab�a, nie jest �adnym przest�pc� kryminalnym, �e przecie�, do diab�a, jest samodzielnym pracownikiem naukowym i ma tytu� kandydata nauk. A nie jakim� tam p�takiem, je�li ju� o tym mowa. Za�o�y� nog� na nog�, usiad� wygodniej i powiedzia� sucho: - S�ucham pana. Igor Pietrowicz uni�s� obur�cz swoj� teczk�, tak�e za�o�y� nog� na nog�, od�o�y� teczk� na kolano, zapyta�: - Czy zna pan Arnolda Paw�owicza Sniegowoja? To pytanie nie zaskoczy�o Malanowa. Nie wiadomo dlaczego, dla niego samego nie by�o jasne dlaczego - oczekiwa�, �e wypytywa� go b�d� albo o Weingartena, albo o Arnolda Paw�owicza. Dlatego r�wnie sucho odpowiedzia�: - Tak. Znam pu�kownika Sniegowoja. - A sk�d pan wie, �e on jest pu�kownikiem? - niezw�ocznie zainteresowa� si� Igor Pietrowicz. - No, jak by to panu wyja�ni�... - odpar� wymijaj�co Malanow. - B�d� co b�d� znamy si� dosy� dawno... - Jak dawno? - N-no... my�l�, �e z pi�� lat... od czasu, kiedy si� tu sprowadzili�my... - A w jakich okoliczno�ciach zawarli�cie znajomo��? Malanow zacz�� sobie przypomina�. Rzeczywi�cie, w jakich okoliczno�ciach? Do diab�a... Kiedy po raz pierwszy przyni�s� klucz czy co?... Nie, wtedy ju� si� znali�my... - Hm... - powiedzia� Malanow, zdj�� nog� z nogi i podrapa� si� w kark. -Wie pan: nie pami�tani. Pami�tam tylko... Winda si� zepsu�a, a Irena - to moja �ona - wraca�a ze sklepu z synem i z zakupami... Arnold Paw�owicz wzi�� od niej siatk� i dziecko... �ona zaprosi�a go do nas... Zdaje si�, �e tego samego dnia wieczorem przyszed�... - By� w mundurze? - Nie - odpowiedzia� z przekonaniem Malanow. - Tak... A wi�c wtedy zacz�a si� wasza przyja��? - No, mo�e to przesada. Przychodzi czasami do nas... przynosi ksi��ki, od nas po�ycza... czasami pijemy razem herbat�... a kiedy jedzie na delegacj�, zostawia u nas klucze... - Po co? - Jak to po co? - zdziwi� si� Malanow. - Ma�o co... A rzeczywi�cie - po co? Jako� mi to nigdy nie przysz�o do g�owy. Zapewne tak, na wszelki wypadek... - Zapewne po prostu na wszelki wypadek - powiedzia� Malanow. - Na przyk�ad, mo�e jaki� krewny przyjecha�... albo co� w tym rodzaju... - Kto� przyje�d�a�? - Ale� nie... Je�li dobrze pami�tam - nie przyje�d�a�. W ka�dym razie przy mnie. By� mo�e �ona co� b�dzie wiedzia�a na ten temat... Igor Pietrowicz z zadum� pokiwa� g�ow� i nast�pnie zapyta�: - A czy kiedykolwiek rozmawia� z nim pan o nauce, o pracy? Znowu o pracy. - O czyjej pracy? - ponuro zapyta� Malanow. - Oczywi�cie, o jego. Przecie� on, zdaje si�, by� fizykiem? - Nie mam poj�cia. Chyba raczej ju� konstruktorem rakiet. Jeszcze nie zako�czy� zdania, kiedy mu mr�z przeszed� po sk�rze. Jak to by�? Dlaczego by�? Nie przyni�s� klucza... O Bo�e, co si� tam sta�o? By� ju� got�w wrzasn�� na ca�e gard�o: �W jakim to sensie by�?", ale w tym momencie Igor Pietrowicz kompletnie zbi� go z panta�yku. B�yskawicznym gestem florecisty wyrzuci� d�o� w kierunku Malanowa i sprzed nosa porwa� mu jaki� brudnopis. - A to sk�d u pana? - zapyta� ostro i jego spokojna twarz nagle drapie�nie schud�a. - Sk�d to pan ma? - Przep... przepraszam - powiedzia� Malanow wstaj�c. - Niech pan siedzi! - krzykn�� Igor Pietrowicz. Jego niebieskie oczka biega�y po twarzy Malanowa. - Jak te dane trafi�y do pana na biurko? - Jakie dane? - wyszepta� Malanow. - Jakie dane, do cholery? - zarycza�. - To s� moje obliczenia! - To nie s� pa�skie obliczenia - zimno zaprzeczy� Igor Pietrowicz, r�wnie� podnosz�c g�os. -Ten wykres, na przyk�ad - sk�d go pan ma? Pokaza� z daleka kartk� i postuka� paznokciem po krzywej g�sto�ci. - Z g�owy! - powiedzia� z furi� Malanow. - Z tej w�a�nie! -uderzy� si� pi�ci� w ciemi�. -To jest zale�no�� g�sto�ci od odleg�o�ci gwiazdy! - To jest krzywa wzrostu przest�pczo�ci w naszym rejonie w ci�gu ostatniego kwarta�u! - stwierdzi� Igor Pietrowicz. Malanow oniemia�. A Igor Pietrowicz, pogardliwie wydymaj�c wargi, kontynuowa�: - Nawet skopiowa� przyzwoicie pan nie potrafi�... Przecie� ona biegnie nie tak, tylko tak... - Z tymi s�owy Igor Pietrowicz wzi�� o��wek Malanowa, zerwa� si� na nogi, po�o�y� kartk� na biurku i zacz��, mocno przyciskaj�c o��wek, rysowa� nad krzyw� g�sto�ci jak�� �aman� lini�, pomrukuj�c przy tym: - O tak... A tutaj nie tak, tylko tak... - zako�czy�, z�ama� grafit, odrzuci� o��wek, z powrotem usiad�, spojrza� na Malanowa z lito�ci� i powiedzia�: - Ech, Malanow, Malanow, rutynowany przest�pca, cz�owiek z takimi kwalifikacjami, a post�puje jak niedo�wiadczony frajer... Skamienia�y Malanow przeni�s� wzrok z wykresu na twarz Igora Pietrowicza i z powrotem