8507

Szczegóły
Tytuł 8507
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8507 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8507 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8507 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Plik pobrany ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl lub http://www.ksiazki.cvx.pl Autor K.S. Rutkowski BIA�A CIEMNO�� Gdy otworzy�em oczy, o�lepi�a mnie jaskrawa biel. Ponownie je zamkn��em. Nie wiedzia�em gdzie by�em. Pami�ta�em wszystko co wydarzy�o si� do chwili, gdy ujrza�em przed sob� na drodze tamten samoch�d p�dz�cy prosto na mnie i gdy u�wiadomi�em sobie, �e nie uda ju� mi si� wykona� �adnego manewru, kt�ry uratuje mnie przed kraks�. A potem nie pami�ta�em ju� nic. Ciemno�� zapad�a mi przed oczami jak kurtyna w teatrze. Urwa� mi si� film jak po nadmiarze w�dki, kiedy to zawsze zapada�em w nie�wiadomo��, wy��cza�em si� w og�le. �adnych wizji, sn�w, niczego... Ca�kowite nie istnienie. Czym by�a ta biel? Mog�a by� �niegiem. Trwa�a przecie� zima. Mo�e zderzenie wyrzuci�o mnie z samochodu i teraz le�a�em gdzie� przy drodze, w jakiej� �nie�nej zaspie, oczekuj�c pomocy. Nie, nie mog�a by� �niegiem, nie czu�em zimna. Ani �adnego b�lu. Fizycznie nie czu�em niczego. M�g� j� przecie� wywo�a� stan mojego umys�u. Mog�a by� nast�pstwem powypadkowego szoku, wstrz�su, jakiego� urazu... Chwilow� utrat� normalnego widzenia... Albo tylko snem o bieli zewsz�d mnie otaczaj�cej. Sam wypadek przecie� m�g� by� r�wnie� tylko snem. Mo�e le�a�em w�a�nie we w�asnym ��ku, obok b�ogo �pi�cej �ony i �ni�em. Mo�e wszystkie wydarzenia tego dnia by�y tylko senn� imaginacj�? Zdecydowa�em si� ponownie otworzy� oczy. Nie by�o to jednak ju� ich beztroskie otworzenie, banalna czynno�� powtarzana wielokrotnie w ci�gu dnia, a w pe�ni przemy�lana decyzja, jakby od niej zale�a�o moje �ycie. Zrobi�em to delikatnie i powoli... Biel ponownie wtargn�a pod moje powieki z dzik� okrutno�ci� zagl�daj�c mi w oczy. By�a otch�ani� w kt�rej ton��em. Istnia�a wsz�dzie, spowija�a mnie jak nieprzenikniona mg�a. Wype�nia�a szczelnie ca�� przestrze�. Przez d�ug� chwil� ch�on��em j� wszystkimi zmys�ami. "Gdzie jestem?", zapyta�em przera�ony, najpierw w my�lach, potem g�o�no. Ale nic mi nie odpowiedzia�o. Nie istnia�y tu �adne inne d�wi�ki, opr�cz tych wydawanych przeze mnie. Usilnie wyt�a�em s�uch pragn�c us�ysze� cokolwiek, niewa�ne co, co� co po�wiadczy�oby, �e �yj� i �e �wiat, kt�ry mnie otacza, �yje r�wnie�. Cokolwiek, co os�abi�oby m�j wzrastaj�cy strach i natchn�o nadziej�. Ale nic takiego nie dochodzi�o do moich uszu z tej bieli. Mia�em j� z ka�dej strony, pod i nad sob�, nie widzia�em przez ni� nawet swojego cia�a. Patrzy�em wzrokiem nieziemskiego �lepca, kt�ry zamiast nieprzeniknionych ciemno�ci ogl�da� nieprzeniknion� bia�o�� wype�niaj�c� ca�y jego umys�. By� mo�e znajdowa�em si� w centrum swych l�k�w,albo w j�drze ob��du. Albo by�em w drodze do w�asnego umys�u, szukaj�c drogi do prawdziwego siebie. Mog�em by� wsz�dzie i nigdzie. Mog�em wci�� jeszcze �y�, lub nie istnie� od dawna. Mog�em w�a�nie w�drowa� do biblijnego raju, a ta biel oczyszcza�a mnie ze wszystkich grzech�w. Biel jest przecie� symbolem czysto�ci. Albo by� w drodze do innego cia�a rozwijaj�cego si� w�a�nie w �onie jakiej� kobiety. A mo�e w wyniku wypadku zosta�em przerzucony do innego wymiaru, w kt�rym biel by�a istnieniem. �ywym organizmem. A mo�e faktycznie nie by�o �adnego wypadku, tylko go sobie wy�ni�em �pi�c u boku �ony. "Mo�e, my�la�em z nadziej�, za chwil� si� obudz�". Co� jednak m�wi�o mi, �e nie �ni�. Mo�e trze�wo�� umys�u analizuj�cego otoczenie. Mo�e strach, zbyt realny jak na sen kt�ry nieustannie odczuwa�em. Mo�e zdrowy rozs�dek. Nie nale�a�em przecie� do ludzi sk�onnych do fantazjowania, nawet sny miewa�em tylko rzeczywiste. Moje senne koszmary nigdy nie wychodzi�y po za ramy realno�ci, by�y to zwykle mordy dokonywane na mnie lub na moich bliskich, czy jakie� inne niebezpieczne, ekstremalne sytuacje w kt�rych umieszcza�a mnie moja pod�wiadomo�� i w kt�rych nigdy na jawie nie chcia�bym si� znale��. Otaczaj�ca mnie biel, najbielsza z najbielszych, niepowtarzalna, doskona�a, nie mog�a by� wi�c tworem mojej wyobra�ni, bowiem nie by�a ona w stanie wype�ni� mojego umys�u tak wielk� jej ilo�ci�. Nie, nie potrafi�aby stworzy� �ywio�u z �adnego koloru, nawet we �nie. Nie mog�em wi�c �ni�. W pe�ni �wiadomy uczestniczy�em w czym�, co przerasta�o mo�liwo�ci mojego pojmowania i na co nie mia�em �adnego wp�ywu. W czym� co by�o niezbadan� tajemnic�. Co kreowa�o inny �wiat, inny ni� ten, kt�ry zna�em. Spanikowany i do reszty ju� wystraszony swoimi przypuszczeniami, zacz��em gwa�townie posuwa� si� do przodu. Przecie� gdzie� musia� by� jej koniec! Mo�e faktycznie by�a tylko g�st� mg��, po za kt�r� istnia� pe�no barwny �wiat, t�tni�cy �yciem i pe�en rzeczy! Mo�e wystarczy�o tylko przebiec jak�� odleg�o��, �eby w ko�cu wy�oni� si� z tej bia�ej otch�ani! Par�em wi�c do przodu nie wiedz�c jednak czy biegn�, id�, czy tylko wlek� mozolnie. Nie odczuwa�em niczego, co �wiadczy�oby, �e si� przemieszczam, �e zmieniam chocia�by minimalnie swoje po�o�enie. Nie odczuwa�em zm�czenia. Ca�y czas mia�em wra�enie, �e tylko moim my�l� wydaje si�, �e p�dz� do przodu, a moje cia�o (je�li by�o?) tak naprawd� wci�� trwa�o w miejscu w tej martwej pustce. Nie wiem jak d�ugo tak "bieg�em", gdy nagle us�ysza�em G�os. Doszed� mnie zewsz�d, tak jakby wszechobecna biel przem�wi�a do mnie. ONA NIE MA KO�CA kto� powiedzia�, i przez d�ug� chwil� echo tego G�osu roznosi�o si� po tej bia�ej ciemno�ci. G�os ten wydawa� si� by� ponad wszystkim. Nie by� ani pot�ny, ani s�aby, nie nale�a� ani do kobiety, ani do m�czyzny. Zabrzmia� jak g�os z g�o�nik�w na prowincjonalnym dworcu, bezp�ciowo i beznami�tnie. Nie by�em nawet pewny czy rzeczywi�cie dobieg� z zewn�trz, czy by� tylko wytworem mojej psychiki przera�onej jak nigdy dot�d. - Gdzie jestem? - zn�w jednak zapyta�em otaczaj�cej mnie bieli i tym razem nie spodziewaj�c si� wcale us�ysze� odpowied�. W MIEJSCU,W KT�RE WIERZY�E�,�E ISTNIEJE PO �MIERCI - odpar� jednak ten sam G�os. - Nigdy nie wierzy�em, �e co� po niej istnieje! - zaprzeczy�em g�o�no i stanowczo. I TO JEST W�A�NIE NIC. TW�J W�ASNY RAJ. TERAZ WI�C �YJ W NIM I B�D� SZCZʌLIWY. Plik pobrany ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl lub http://www.ksiazki.cvx.pl