8263

Szczegóły
Tytuł 8263
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8263 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8263 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8263 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Carlos Rasch �LADY NA LODZIE Olbrzymia �awica lodowa rozci�ga�a si� pod czarnym niebem arktycznej nocy. Zdawa� by si� mog�o, �e nawet cisza tutaj zamarz�a i tylko dzwoni s�abiutko w podmuchach polarnego wiatru. Jedynie od czasu do czasu dobiega�o z oddali s�abe jak cisza skrobanie i tarcie, spowodowane morskimi pr�dami skrytymi przed mrozem pod metrow� warstw� spojonych �ci�le blok�w kry. Zimne �wiat�o gwiazd odbija�o si� drobniutkimi �y�ni�ciami na powierzchniach lodowych bry�, przebijaj�cych �nie�n� pokryw� ostrokanciastymi wierzcho�kami. I nagle co� pod lodem zab�ys�o, zabulgota�o � pokrywa lodowa p�k�a z g�o�nym hukiem. Ze szczelin trysn�y fontanny wody i lodowych wi�r�w, wyziewy gor�cej pary unios�y si� nad p�kni�ciem jak ob�oki z cukrowej waty. Na kilka sekund wr�ci�a cisza, lecz nie trwa�a d�ugo � z p�kni�cia w �lad za k��bami pary zacz�� wy�lizgiwa� si� ob�y, wypuk�y kszta�t. A potem zagadkowe �co�" rozprysn�o si� ze straszliwym �oskotem, pot�ny s�up jaskrawego ognia na moment wzni�s� si� do czarnego nieba, rozla� po nim kr�tkotrwa�� �un� i zgas� r�wnie szybko, jak zap�on��, pozostawiaj�c po sobie tylko nieregularn� jam� w krze � w dziurze o niemal�e stumetrowej �rednicy kot�owa�a si� po�yskuj�ca t�usto, ciemna woda... Ciemno�� i cisza arktycznej nocy robi�y po tym widowisku podw�jnie wielkie wra�enie � o ile jaki� cz�owiek zobaczy�by to wszystko w owej chwili. Zobaczy�by zreszt� wi�cej; porozrzucane dooko�a szcz�tki jakiej� konstrukcji, wbite w l�d si�� potwornej eksplozji. W czarno-bia�ej dali spoczywa�o co� w rodzaju elastycznej puszki czy p�prze�roczystego kokonu, kryj�cego w sobie cia�o jakiego� cz�owieka. Nie �y� on jednak. Nie �y� ju� wtedy, kiedy p�kaj�cy l�d cisn�� kokonem o jaki� stercz�cy blok zamarzni�tej wody... Wir w przer�bli uspokaja� si�. Podmuch mrozu wytr�ci� z powietrza na ziemi� resztki pary wodnej, potem zacz�� cienk� warstewk� lodu zasnuwa� czarn� wod�. Znowu niepodzielnie zapanowa�a ciemno�� i tylko na po�udniu � daleko, daleko na horyzoncie � unosi� si� niezmiernie s�aby, widmowy blask, taki jak rzucona na niebo �una wielkiego, oddalonego miasta. B�d� co b�d� wybrze�e najbli�szego kontynentu odleg�e by�o o sto kilometr�w co najmniej. Biegun le�a� o wiele bli�ej... * Komora wiertnicza na dnie morza wibrowa�a pod naciskiem przegrzanych gaz�w, kt�re zbyt w�skimi przewodami wylewa�y si� z g��bi szybu. Cz�owiek przebieg� spojrzeniem po skalach wska�nik�w i u�miechn�� si� zadowolony � po prze��czeniu ogniw laserowych znacznie wzros�a wydajno�� g�owicy, ale � tu m�czyzna zmarszczy� brwi � dop�yw energii elektrycznej do dzia� wiertniczych przez g��wny kabel zasilania wzr�s� nieco ponad maksy- maln� granic�. � No, nic, powinno wytrzyma� jeszcze troch� � pomy�la�. � Ale koniecznie trzeba b�dzie stosowa� przewody o wi�kszej przewodno�ci... Patrzy� teraz z zadowoleniem na swoje obliczenia � zgodnie z nimi udoskonalony system g�owicy wiertarki w�era� si� pionowo w ska�y z podw�jn� pr�dko�ci�. Sugerowa�o to, �e obliczenia by�y prawid�owe, ale in�ynier Edward Poli�ski nadal uwa�a�, �e jeszcze za wcze�nie, by m�wi� o sukcesie. Jego r�ka machinalnie pow�drowa�a do kieszeni na piersi � dopiero po chwili in�ynier przypomnia� sobie, �e szukany po wszystkich zakamarkach ubrania list z dyrekcji swojej firmy zostawi� w mieszkaniu. Informowano go w nim, �e zostanie odwo�any ze swojego dotychczasowego miejsca pracy, aby m�g� obj�� kierownicze stanowisko w Zak�adach Budowy Sprz�tu Laserowego. Wiadomo�� ta zmusi�a go do maksymalnego przyspieszenia swojej pracy nad metod� wierce� plazmowych. l ta sama wiadomo�� spowodowa�a, �e znalaz� si� tutaj � na stanowisku LB-71 w dniu wolnym od pracy. Pragn�� przed odjazdem z Arktyki zostawi� tu co� istotnego � sw�j wynalazek, maj�cy od dzi� s�u�y� wszystkim poszukiwaczom ropy w podmorskich okolicach bieguna. M�czyzna oderwa� wzrok od urz�dze� pomiarowych. Podszed� do stoj�cego nie opodal sto�u, mi�dzy rozrzuconymi na jego blacie brulionami rysunk�w znalaz� czyst� kartk� i ju� po chwili zaton�� w jakich� skomplikowanych obliczeniach. Martwi�y go niekt�re niezgodno�ci oblicze� z praktyk� � mo�e rzeczywi�cie powinien by� ograniczy� g��wne zasilanie, �eby tym �atwiej sterowa� moc� i dzia�aniem ca�ego agregatu wiertniczego? Nag�a cisza sprawi�a, �e z zaskoczeniem poderwa� si� od sto�u, zerkn�� w monitor � wibruj�cy, sycz�cy przep�yw gaz�w z wywierconego szybu od dobrej chwili usta�. Wida� zbyt d�ugo pozosta�y bez nadzoru przeci��one ogniwa g�owicy. Mo�e nadmiar wytopionej magmy spr�y� si� gdzie� w g��bi szybu jak ogromny korek? M�czyzna skoczy� ku pulpitowi rozrz�du, lecz nim jego d�o� dosi�gn�a wy��cznika zasilania g�owicy, z korpusu pompy magmowej wystrzeli�y pot�ne wentyle, uderzy�y z impetem o os�on� komory. Wstrz�s odepchn�� cz�owieka od pulpitu � skoczy� znowu, ale ju� j�kn�y pierwsze sygna�y alarmowe, a potem wybuch�o piek�o! Strumie� lawy i spr�onych gaz�w wyp�ywa� z szybu jak gejzer, tryska� z przera�liwym wyciem w lodowat� wod�, zamienia� j� w skot�owane, �migaj�ce ku lodom na powierzchni p�cherze wrz�cej jeszcze pary. �wiat�o w komorze przygas�o i jednocze�nie wstrz�sy wzmog�y si� tak, �e cz�owiek zrezygnowa� z pr�b podporz�dkowania sobie rozregulowanych urz�dze� � z trudem doczo�ga� si� do �luzy wyj�ciowej, by przez w�ski otw�r wepchn�� si� do kapsu�y ratowniczej. W panice szuka� przycisku uruchamiaj�cego katapult�, kiedy nast�pne pot�ne uderzenie rozwali�o trzeszcz�ce �ciany. Kopulasta konstrukcja zosta�a wyrwana z betonowych kotw w dnie morza i odrzucona strumieniem gaz�w od uj�cia szybu. S�up piekielnego ognia zmieszanego z p�cherzami pary zacz�� wznosi� si� coraz wy�ej, porywaj�c ze sob� ob�e jajko komory � po chwili metrowa warstwa lodu na powierzchni morza p�k�a z og�uszaj�cym trzaskiem. Tak zgin�� in�ynier Edward Poli�ski dnia siedemnastego kwietnia tysi�c dziewi��set dziewi��dziesi�tego si�dmego roku... * ��d� patrolowa UMB 104 p�yn�a niezbyt szybko przez sektor KL 9. Ruchliwy promie� �wiat�a z obracaj�cego si� reflektora przesuwa� si� badawczo po lodowej pokrywie nad �odzi�. Drugi � r�wnie jasny strumie� � przebija� si� a� na dno morza, za� trzeci � ko�ysz�cy si� bez przerwy jak wahad�o � prze�wietla� ciemn� wod� do odleg�o�ci dwustu metr�w przed dziobem �odzi. Wszystkie stanowiska obserwacyjne by�y zaj�te, cho� UMB pod��a�a w tej chwili najzupe�niej pustym szlakiem. A jeszcze przed dwoma dniami a� roi�o si� tutaj od keson�w i uwijaj�cych si� wzd�u� i wszerz �odzi i batyskaf�w. jedynie od czasu do czasu widoczne by�y z dala s�upy pot�nych �wiate�. Oznacza�y one co wa�niejsze punkty podmorskiej kolonii: reaktor j�drowy, magazyny kontener�w, stacje pomp, w�owiska ruroci�g�w, poszczeg�lne stanowiska z komorami wiertniczymi i kompleksy kopu� mieszkalnych. Pod�wietlony tymi �unami pancerz arktycznych lod�w robi� wra�enie grubej, opalizuj�cej mlecznym blaskiem warstwy chmur � tylko gdzieniegdzie poszarpane podn�a g�r lodowych psu�y ten �udz�co spokojny obraz. ��d� patrolowa dop�yn�a do granicy sektora LM 10 � s�upy �wiate� sta�y si� cokolwiek rzadsze. Tu zaczyna�y si� zewn�trzne granice pola wiertniczego. ��d� nie osi�gn�a jeszcze p�nocnego punktu zwrotnego Nieft�-1, kiedy hydrofon w kabinie sterowniczej odtworzy� jaki� silny, podwodny zgie�k czy szum, przerywany co chwila mocniejszymi, dalekimi odg�osami. Posterunek nas�uchu zidentyfikowa� je szybko jako typowe d�wi�ki wrzenia erup- cyjnego przy gwa�townym wybuchu gazu ziemnego. Kieruj�c ��d� w tamt� stron� komendant zamierza� w�a�nie o poczynionych obserwacjach zameldowa� swojej centrali, kiedy ju� odezwa�o si� stanowisko dowodzenia. Wydany rozkaz potwierdzi� tylko zamiar komendanta: bezzw�ocznie skierowa� si� ku stanowisku wiercenia laserowego numer siedemdziesi�t jeden i tam przedsi�wzi�� dok�adne badania sytuacji. Bezzw�ocznie to bezzw�ocznie � komendant kaza� obs�udze zwi�kszy� obroty pot�nych �rub do maksimum � ��d� patrolowa pomkn�a jak zwinny rekin w pogoni za ofiar�. Jednocze�nie w jej wn�trzu rozpocz�� si� o�ywiony ruch i krz�tanina przy sprawdzaniu ci�nieniowych urz�dze� ga�niczych i przygotowywaniu ich do pe�nej gotowo�ci do dzia�ania � wszystkie d�wignie uruchamiaj�ce spr�arki przestawiono w pozycj� �Pogotowie po�arowe". Jednocze�nie nas�uchowiec pr�bowa� w�r�d szumu wy�owi� g�os autentycznego hydronamiaru przy wie�y LB-71, lecz �adna pr�ba si� nie powiod�a, wi�c wysy�a� co chwila nowe sygna�y, rejestruj�c jednak w przystawce pami�ciowej kolejne odg�osy wstrz�s�w, dobiegaj�ce z kierunku, w kt�rym ��d� od paru chwil p�dzi�a na z�amanie karku. Po kilkudziesi�ciu sekundach wszystko ucich�o, lecz patrol mkn�� r�wnie szybko, by czym pr�dzej ustali�, co w�a�ciwie sta�o si� na uszkodzonym stanowisku. Zaj�cie by�o tym dziwniejsze, �e by� to przecie� jeden z dw�ch dni w tygodniu wolnych od pracy, wi�c wi�kszo�� stanowisk nie pracowa�a. Czynne by�y jedynie te, w kt�rych wymaga�a tego sytuacja i zaawansowanie wierce�. Bulgot, szmery i huki uspokoi�y si� na dobrych kilka minut przed przybyciem UMB 104 w rejon alarmu. W ca�ym obszarze LB 71 unosi�a si� nieopisana mieszanina p�cherzyk�w pary i gazu, rzadkiego, rozgrzebanego mu�u i poszarpanych szcz�tk�w ryb, kt�rych jaka� wi�ksza �awica musia�a akurat przep�ywa� w pobli�u. Wszystko to razem tak bardzo ogranicza�o widoczno��, �e dopiero po d�ugich kilkudziesi�ciu minutach mo�na by�o zobaczy�, co si� w�a�ciwie sta�o... * Podmorska sie� kablowa przekaza�a tylko kilka kr�tkich, urywanych sygna��w ostrzegawczych. Dy�urny w hali kontroli na polu naftowym ,,Nieft'-1" mrukn�� zatroskany: � Co, u licha? Najpierw to nie doko�czone ostrze�enie, a teraz wcale nie ma sygna�u? � Zacz�� systematycznie sprawdza� poszczeg�lne po��czenia. Automaty pospiesznie wywo�ywanych stanowisk zg�asza�y si� natychmiast. I nagle... Jedno ze stanowisk milcza�o uparcie. Dy�urny zastanowi� si�: � Najpierw ostrze�enie o nadmiernym poborze mocy, teraz LB 71 milczy jak zakl�te... Hydrofony przekaza�y nagie jaki� odleg�y �omot. Dy�urny podbieg� do pulpitu, wystuka� zwinnymi palcami kr�tki kod wywo�awczy i rzuci� w mikrofon: � Uwaga, UMB 104! Uwaga UMB 104! Otrzymali�my sygna� awarii z g��biny Sedova... � piekielne szumy i trzaski by�y jedyn� odpowiedzi�. Powt�rzy� wi�c: � Uwaga, UMB 104! Sygna� awarii z g��biny Sedova! Zmie�cie kurs i p�y�cie tam bezzw�ocznie. Musicie jak najszybciej zbada�, co sta�o si� przy LB 71! Uwaga... � przesta� krzycze�, us�yszawszy nareszcie potwierdzenie odbioru polecenia. Dy�urny zwr�ci� si� teraz w stron� komputera koordynuj�cego wszelkie prace na terenie pola naftowego. Po chwili odczyta� z wyplutych przez komputer kart osobowych, �e na polu naftowym przebywa w tej chwili jedynie siedmiu technik�w, maj�cych wykona� jakie� niewielkie naprawy podzespo��w rozrz�du. Ale �aden z nich � na szcz�cie � nie znajdowa� si� w obr�bie g��biny Sedova. Tam wszystkie stanowiska wiertnicze by�y na razie nieobsadzone. Wi�c �ycie ludzkie nie by�o w niebezpiecze�stwie! A potem zameldowa�o si� lotnisko na powierzchni: � Halo, Nieft'-1! Na p�nocy zauwa�yli�my dziwne �wiat�o. Czerwono-��ty s�up ognia, kt�ry przygas� po chwili. Na razie nic wi�cej stamt�d nie wida�. Ustalili�my, �e przypuszczalne miejsce zderzenia pokrywa si� z rejonem LM 10... � hucz�cy g�os lotnika ucich�. Dy�urny kilka razy g�o�no prze�kn�� �lin� � przeczuwa� ju�, �e musia�o si� sta� co� bardzo z�ego. Najpierw te sygna�y, urwane raptownie, jakby uszkodzeniu uleg�a kablowa sie� ostrzegawcza, potem g�uche odg�osy i trzaski, a teraz jeszcze opis ognistego s�upa. Ani chybi w g��binie Sedova dosz�o do nieprzewidzianej erupcji. Prawdopodobnie musia� to by� niesamowicie silny wybuch gaz�w � co za szcz�cie, �e zdarzy�o si� to w dniu wolnym od pracy. Inaczej na pewno nie obesz�oby si� bez ofiar w ludziach. Pytanie tylko, jak do tego dosz�o? Stanowisko! by�o przecie� wy��czone z sieci roboczej. Czy�by jakie� silne zwarcie, kt�re trwa� musia�o u�amek nanosekundy bo inaczej posz�yby bezpieczniki ca�ego sektora, doprowadzi�o do samozap�onu laserowego dzia�a w wydr��onym szybie? Szybko nacisn�� czerwony klawisz � zza �ciany dobieg�o go najpierw wycie syreny alarmowej, a potem cztery przyciszone wybuchy. To cztery �odzie alarmowe wystrzeli�y si� ze swoich stanowisk, by pomkn�� w rejon katastrofy. Dotar�y tam niewiele p�niej, ni� znajduj�ca si� o wiele bli�ej UMB 104. A kiedy ju� widoczno�� poprawi�a si�, za�ogi wszystkich �odzi zobaczy�y jedynie rozdziawiony szeroko lej w morskim dnie, z kt�rego jeszcze wystawa�y resztki konstrukcji podstawy wie�y wiertniczej. Proces erupcji wyt�umi� si� samoczynnie. Ludzie byli zadowoleni, �e nie dosz�o do wytry�ni�cia ropy, co musia�oby doprowadzi� do nies�ychanych ska�e� olbrzymiego akwenu. Po chwili w obszarze leja krz�tali si� nurkowie, maj�cy za zadanie zebra� wszelkie resztki tego, co jeszcze godzin� temu by�o stanowiskiem wiertniczym LB 71, aby specjalnie powo�ana komisja mog�a p�niej ustali� przyczyn� wypadku. Helikoptery, kt�re codziennie odbywa�y loty obserwacyjne nad Arktyk�, celem badania pr�d�w morskich w rejonie pola naftowego, skierowano kilka godzin p�niej na miejsce wypadku, by pozbiera�y z powierzchni lodu pozosta�e ruiny konstrukcji wyrzucone na powierzchni�. Za�ogi �mig�owc�w ko�czy�y ju� swoj� prac�, kiedy kt�ry� z ludzi przypadkowo dostrzeg� jaki� oddalony bardziej ni� inne, niewyra�ny kszta�t. Pocz�tkowo my�la�, �e to jaki� nied�wied� polarny zab��ka� si� na swoje nieszcz�cie w rejon wybuchu. Dopiero kiedy podszed� bli�ej zrozumia�, �e patrzy na potrzaskany kokon ratunkowy. Wezwa� koleg�w i kto� rozpozna� martwego cz�owieka. Ale nadal nikt nie wiedzia�, dlaczego polski in�ynier sam, w niedziel� poszed� na swoje stanowisko pracy. l... dlaczego jego wyjazd do pracy nie zosta� przez komputer zarejestrowany... * Janko Kaprovi� w�o�y� ostatni rysunek do grubej teczki z napisem: �Edward Poli�ski � Metoda wierce� przyspieszonych przy pomocy udoskonalonych g�owic laserowych" i z niezadowoleniem po raz nie wiadomo kt�ry spojrza� na zegarek. Daj�c mu rano t� teczk� Edward powiedzia�, �e wybiera si� na pole naftowe i, �e kiedy wr�ci wieczorem chcia�by przedyskutowa� z Jankiem jeszcze raz swoje rysunki i obliczenia. Chodzi�o mu przede wszystkim o pewien uparty drobiazg, psuj�cy bez przerwy wszelkie pr�by. Lecz teraz by�a ju� prawie p�noc, a przyjaciel jeszcze nie wr�ci�. Kaprovi� wyszed� ze swojego mieszkania, przeszed� wzd�u� drzwi poustawianych w regularny szereg i zadzwoni� do mieszkania Poli�skiego. W g��bi panowa�a g�ucha cisza � mo�e Poli�ski wr�ci� zm�czony i po�o�y� si� spa�, zapomniawszy o um�wionym spotkaniu? Kaprovi� nacisn�� klamk� i wszed� do przedpokoju. Zapali� �wiat�o, zajrza� do pokoju � Edwarda na pewno w domu od dawna nie by�o. Na dywanie le�a�y porozrzucane niedbale szkice konstrukcyjne i wykonane po�piesznie tabele. Kaprovi� podni�s� jeden rysunek, przyjrza� mu si� uwa�nie � tak, to by� w�a�nie ten nie pasuj�cy do niczego szczeg�, ale tym razem opracowany troch� inaczej, Janko zgarn�� rysunki z pod�ogi � skoro Edek da� mu ca�� teczk�, to nie b�dzie si� przecie� piekli� o te rysunki. Zreszt� tak czy tak przyszed�by z nimi do Janka wcze�niej czy p�niej. Pracowali przecie� od pewnego czasu razem w siedmio- osobowym zespole, obs�uguj�cym stanowisko LB 71 i Poli�ski coraz cz�ciej prosi� Kaprovi�a o pomoc przy wykonywaniu rysunk�w technicznych poszczeg�lnych cz�ci projektowanego przez siebie urz�dzenia. Janko wr�ci� do siebie. Po godzinie sprawdzi� jeszcze raz � Poli�skiego nadal nie by�o � i poszed� do kawiarni z nadziej�, �e mo�e tam go odnajdzie. Tamtego nie by�o jednak ani w kawiarni, ani w barze, ani w restauracji � czy�by do tej pory siedzia� przy pracy w g��binie Sedova? Zasiad� w�a�nie przy kieliszku w Darze, kiedy us�ysza� pierwsze pog�oski o katastrofie. Pocz�tkowo nikt me bra� tego powa�nie. S�dzono, �e jest to po prostu jaki� pr�bny alarm, jeden z tych, kt�re przeprowadzano na tyle cz�sto, �eby wszyscy zd��yli si� z nimi oswoi�. Pog�oski jednak przybiera�y wci�� na sile. Janko nie mia� zaufania ,do poczty pantoflowej, wi�c machn�� po prostu na wszystko r�k� i najspokojniej w �wiecie poszed� spa� pewien, �e wszystko si� jutro wyja�ni. jeszcze nie usn�� porz�dnie, a ju� kto� zacz�� do jego drzwi dzwoni� tak natarczywie, jakby wszystko si� dooko�a pali�o. Janko wyskoczy� z ��ka, podbieg� do drzwi, otworzy� � za progiem stali Corinne Alraude i Aleksy Turbojew, cz�onkowie tego samego zespo�u badawczego, do kt�rego nale�eli Janko i Edward. Wyraz ich twarzy przestraszy� go � Corinne mia�a wielkie, przera�one oczy, a Aleksy � brwi zmarszczone w jakim� wielkim zatroskaniu. � Nasza LB eksplodowa�a... Gaz... � wyj�ka�a Corinne. � Dosz�o do samoczynnego wyp�ywu � uzupe�ni� Aleksy. � A... Edward? � zapyta� Janko, zaczynaj�cy przeczuwa�, �e sta�o si� co� niedobrego, cho� nie umia�by powiedzie�, co. � Chod� z nami. Mo�e on wie troch� .wi�cej, ni� my... � pobiegli korytarzem, Janko pogoni� za nimi, dopinaj�c, po�piesznie pi�am�. . . , Drzwi do pokoju Poli�skiego nadal by�y otwarte. l nic nie wskazywa�o, �e Edward m�g� tu by� w mi�dzyczasie. Janko mia� mimo wszystko nadziej�, �e in�ynier opu�ci� ju� dawno stanowisko i �e nie sta�o mu si� nic z�ego. Na wszelki wypadek podbieg� do telefonu i wykr�ci� numer Sekcji Alarmowej. Dowiedzia� si�, �e ekipy nadal badaj� okolice zaj�cia, oraz tego, �e nurkowie nie znale�li niczyjego cia�a. Dowiedzia� si� jednak tak�e i tego, �e Poli�ski nie by� wyznaczony do Sekcji Alarmowej. � Mo�e polecia� na weekend do Moskwy lub W�adywostoku... Albo do Warszawy... � zastanawia�a si� g�o�no Corinne. � A tak, przypominam sobie. Rzeczywi�cie m�wi� co� takiego dwa czy trzy dni temu � sk�ama� Janko. Sk�ama� tylko dlatego, �eby jeszcze bodaj na chwil� odwlec konieczno�� wypowiedzenia na g�os swoich strasznych domys��w. Cudem uda�o mu si� zachowa� spok�j, kiedy m�wi�: � Najlepiej id�my spokojnie spa�. Jutro dowiemy si� wszystkiego o tym wybuchu w naszej LB ... Wr�ciwszy do swojego mieszkania mocno zatrzasn�� drzwi i bezsilnie opar� si� o �cian�. Dla niego by�o w tej chwili najzupe�niej jasne, �e Poli�ski na �aden weekend nie polecia�. To, �e nie znaleziono niczyjego cia�a, o niczym przecie� nie �wiadczy�o. Mo�e tylko o jednym � �e w�adze naczelne firmy jeszcze nie kojarzy�y wybuchu gazu z osob� in�yniera Poli�skiego, kt�ry tym razem eksperymentowa� samodzielnie. * Lot na tej wysoko�ci nale�a� do zdecydowanie nudnych � poza grubymi szk�ami niewielkich okien stratolotu wida� by�o jedynie grub� poduszk� brudnobia�ych chmur. Tylko niekiedy przez dziury w tej monotonnej pow�oce przegl�da�o co� podobnego do krajobrazu, co jednak z tej wysoko�ci tak�e nie by�o zbyt ciekawe, bo przypomina�o map� o du�ej skali. Dlatego te� Fred Stegenbach przede wszystkim rozgl�da� si� woko�o � po ludzkich twarzach i komfortowym wn�trzu pojazdu powietrznego, skonstruowanego na specjalne zam�wienie Syberyjskiego Zwi�zku Eksploatacji P�l Naftowych. Zam�wiono ca�� seri� podobnych stratolot�w po to, by odda� je do dyspozycji pracownik�w Zwi�zku, pragn�cych na przyk�ad sp�dza� swoje weekendy w Pary�u, Taszkiencie, Rzymie czy W�adywostoku � w�a�ciwie w dowolnym punkcie kuli ziemskiej. Fred opu�ci� oczy i ponownie zaj�� si� uwa�nym czytaniem dostarczonego mu ju� w Berlinie sprawozdania, kiedy ostatecznie zapad�o postanowienie o dokooptowaniu go do sk�adu komisji, maj�cej za zadanie ustalenie przyczyn katastrofy na polu ropono�nym Nieft'-1. Wprawdzie Stegenbach wola�by pozosta� na swoim miejscu, zamiast w��czy� si� gdzie� a� pod p�nocny biegun tylko dlatego, �e uznano go za jednego z najlepszych niemieckich specjalist�w od techniki laserowej, ale obowi�zek jest obowi�zkiem i wype�ni� go trzeba. Fred mia� tylko cich� nadziej�, �e prace komisji nie potrwaj� d�ugo i znowu b�dzie m�g� wr�ci� do swojego laboratorium. Przeczuwa�, �e jako cz�onek tej komisji b�dzie musia� robi� wiele, zbyt wiele rzeczy w rodzaju nurkowania pod krami w lodowatej wodzie, co zdecydowanie k��ci�o si� z jego ustalonymi od dawna upodobaniami, Lodowata woda, ciemno��, samotno�� � brrr! Bo Fred Stegenbach wcale sobie jeszcze nie wyobra�a� �e tam � na samym morskim dnie � kipi w tej chwili pospieszna, o�ywiona praca. Na razie czyta� tylko sprawozdanie, zawieraj�ce jedynie og�lne informacje o podmorskim polu naftowym Nieft'-1 ... ,,... Ju� w 1966 roku przypuszczano, �e pod dnem Morza P�nocnego spoczywaj� skarby, kt�re przewy�szaj� wszelkie przewidywania naj�mielszych nawet geolog�w." � czyta� Fred. Potem nast�powa� d�ugi opis geologicznego ukszta�towania tego obszaru kuli ziemskiej � Stegenbach przeczyta� go szybko i pobie�nie. Zna� przecie� te fakty doskonale, jako �e jego drug� specjalno�ci� naukow� by�a w�a�nie geologia podmorska. O wiele bardziej zainteresowa�y go do��czone do sprawozdania zdj�cia, obrazuj�ce aktualn� prac� na Nieft'-1. By�y tam pot�ne reaktory rozszczepialne, ruroci�gi i wiertnicze wie�e, potem wygodne i jasne kopu�y mieszkalne � teraz Stegenbach zaczyna� rozumie� fakt, �e ponad pi��dziesi�t tysi�cy m�odych ludzi ze wszystkich kraj�w �wiata pod��y�o na wezwanie do tej � z pozoru nieciekawej i przykrej � pracy pod arktycznym lodem, �e by�a to dla nich najprawdziwsza i najpi�kniejsza �yciowa przygoda. Fred spojrza� na zegarek � do planowego ko�ca lotu brakowa�o zaledwie kilku minut � i w tym w�a�nie momencie stratolot zako�ysa� si� w powietrzu, opu�ci� ku ziemi sw�j ostry, rozcinaj�cy chmury dzi�b. Wyl�dowali o czasie w ostatnich blaskach ma�ego, dalekiego s�o�ca, ust�puj�cego miejsca d�ugiej, podbiegunowej nocy. Fred zwleka� troch� z wyj�ciem � ju� od d�u�szego czasu przygl�da� si� z zainteresowaniem m�odej, �adnej kobiecie, kt�ra przez ca�y okres podr�y wygl�da�a przez okno niemal�e bez przerwy. Z jej profilu Fred domy�li� si�, �e nie patrzy ona na �nie�n� g�ad� tak, jak inni pasa�erowie, kt�rzy widocznie przybywali tu po raz pierwszy i dziwili si� rozleg�ym widokom, lecz jak kto�, kto nareszcie wraca do swojego ukochanego, doskonale znanego domu i wita go rado�nie. Jej u�miech � nie przeznaczony dla nikogo � zdziwi� Stegenbacha. Czy�by rzeczywi�cie mo�na by�o pokocha� t� lodow� pustyni�? A potem Stegenbach zobaczy� miasto... Wyra�nie, jak linie rysunku technicznego rozci�ga�y si� pod nim kontury osady w �rodku polarnego lodu. Trzy balonowe, przechodz�ce jedna w drug� kopu�y zgrupowane wok� wsp�lnego centrum. W ich wn�trzach odznacza�y si� ma�e, zielone kropki i p�aszczyzny � prawdopodobnie by�y to drzewa i rozleg�e po�acie trawnik�w � mi�dzy kt�rymi wznosi�y si� lekkie, przestrzenne bry�y kompleks�w mieszkalnych. Wszystkie trzy kopu�y otoczone by�y olbrzymim, szerokim pasem biegn�cym jak ko�o zakre�lone pot�nym cyrklem. W kt�rym� punkcie tego pasa znajdowa� si� r�wnie� i stratolot, w kt�rym na fotelu przy oknie siedzia� Stegenbach. G�o� stewardesy oznajmi�: �Wy- l�dowali�my na pasie lotniskowym Sipogrodu � centrum mieszkaniowego i dyspozycyjnego Syberyjskiego Zwi�zku Eksploatacji P�l Naftowych i zarazem jednego z najwi�kszych mi�dzynarodowych kombinat�w przemys�owych pa�stw RWPG. Po�o�ony na osiemdziesi�tym drugim stopniu szeroko�ci geograficznej Sipogrod jest zarazem najbardziej na p�noc wysuni�tym, a wi�c po�o�onym najbli�ej bieguna wielkim miastem �wiata. W chwili obecnej na zewn�trz, na wolnym powietrzu panuje temperatura minus trzydzie�ci siedem stopni Celsjusza � dzisiejszy dzie� by� bardzo ciep�y ..." Stegenbach wzi�� z p�ki swoj� podr�n� torb� i poszed� w kierunku tunelu przysuni�tego do wyj�cia ze stratolotu, prowadz�cego wprost do �niegowego autobusu czekaj�cego na pasie na ostatnich podr�nych. Fred znalaz� sobie jakie� wolne miejsce przy oknie, przez kt�re m�g� widzie� wyra�nie kopu�� nad miastem, ale wkr�tce podni�s� si� mielony g�sienicami �nie�ny py� i bia�ymi jak mleko ob�okami przys�oni� ca�� panoram� � tylko chwilami przez t� zas�on� mo�na by�o zobaczy� rosn�c� z sekundy na sekund� wypuk��, przezroczyst� os�on� osady. * Przygn�biony Fred powoli szed� wzd�u� drogi � by� zm�czony po kolejnym, trzecim ju� posiedzeniu komisji badawczej. Teraz pragn�� przede wszystkim odpr�y� si� troch�, wybra� si� wi�c na daleki spacer ulicami tego imponuj�cego, podbiegunowego miasta zaplanowanego przez doskona�ych architekt�w tak, �e w�a�ciwie z ka�dego jego punktu rozci�ga� si� rozleg�y widok na ca�� okolic�. Nie by�o tu w�a�ciwie dr�g typowo miejskich, krytych czarnym asfaltem czy te� r�wnie przykrym dla oka szarym betonem. By�y po prostu szerokie, wysypane mia�kim piaskiem aleje mi�dzy trawnikami, kwietnikami i k�pami drzew, ci�gn�ce si� pod zakre�lonymi �mia�o estakadami, opartymi na wysmuk�ych kolumnach rozrzuconych co pi��dziesi�t czy nawet sze��dziesi�t metr�w � ca�a miejska komunikacja albo odbywa�a si� w podziemiach, albo po tych w�a�nie estakadach, nic wi�c nie m�ci�o krajobrazu tego bajkowego parku. Je�eli nie patrzy�o si� w g�r�, to nawet betonowe kolumny mo�na by�o omy�kowo wzi�� po prostu za pnie ogromnych, wybuja�ych w niebo sekwoi. A jednak Fred nie m�g� w tej chwili podziwia� krajobrazu � zbyt by� poch�oni�ty rozwojem prac swojej komisji. Dotychczasowe badania wykaza�y, i� urz�dzenia techniczne stanowiska wiercenia laserowego LB 71 w g��binie Sedova by�y do chwili katastrofy w najzupe�niejszym porz�dku. A w ka�dym razie by�y najzupe�niej sprawne do chwili przekroczenia progu komory wiertniczej przez in�yniera Edwarda Poli�skiego ... Aczkolwiek z�o�a le�a�y w tym miejscu znacznie p�ycej pod powierzchni� dna morskiego, ni� pocz�tkowo s�dzili geolodzy, nie spos�b by�o obwinia� Syberyjski Zwi�zek o niedopatrzenie czy niedbalstwo, kt�re spowodowa�o w ko�cowym efekcie �mier� in�yniera. Natomiast zachowanie zmar�ego tu� przed katastrof� � niewyja�nione przyczyny, dla kt�rych bez �adnego porozumienia z dyrekcj� kombinatu samowolnie uruchomi� stanowisko wiertnicze, jego tajemnicze pr�by przeprowadzane poza harmonogramem oficjalnych bada�, jak r�wnie� i to, �e uda� si� na miejsce pracy, wbrew obowi�zuj�cym przepisom nie zg�aszaj�c tego faktu automatycznemu rachmistrzowi po��czonemu bezpo�rednio z komputerem koordynacyjnym � sprawi�y, �e najci�sze podejrzenia skierowa�y si� w�a�nie na jego osob�. Podejrzewano go o jak najgorsze zamiary wzgl�dem kombinatu i gdyby �y�, czeka�oby go d�ugie i m�cz�ce t�umaczenie ze swojego post�powania. Syberyjski Zwi�zek Eksploatacji P�l Naftowych uwa�any by� powszechnie za wzorowy przyk�ad mi�dzynarodowej wsp�pracy ekonomicznej, za� bogactwa z�� by�y tak wielkie, �e ka�dy europejski kraj m�g� uczestniczy� w ich wyko- rzystywaniu. Jaka� wi�c grupa zawistnik�w mog�a pragn�� przerwania tej zyskownej dla wszystkich inwestor�w wsp�pracy? l dlaczego w�a�nie Poli�ski � cz�owiek obdarzony przez firm� zaufaniem posuni�tym a� do ofiarowania mu jednego z najwy�szych kierowniczych stanowisk � pozwoli� si� wci�gn�� do tego typu szkodliwej dzia�alno�ci? By�o to podejrzenie rzeczywi�cie okropne. Dywersja na terenie kombinatu mog�a w ka�dej chwili doprowadzi� do wzajemnej nieufno�ci, oskar�e� i rozbicia harmonijnej dotychczas wsp�pracy. W alejach pojawia�o si� coraz wi�cej przechodni�w � m�czyzn i kobiet poubieranych lekko, jak w strefie �r�dziemnomorskiej w pe�ni gor�cego lata, a starczy�o przecie� tylko popatrze� troch� dalej � za obr�b przezroczystej kopu�y ... Fred spojrza� i a� zatrz�s� si� mimowolnie � tak olbrzymi kontrast by� mi�dzy wn�trzem a otoczeniem kopu�y. Stegenbach zacz�� si� zastanawia�, ile te� stopni r�nicy mog�o tutaj wchodzi� w rachub�. Nie zna� wprawdzie szczeg�owych pomiar�w, ale nawet kiedy uwzgl�dnia� najbardziej zani�one przeci�tne, wychodzi�o mu, �e by�oby to co najmniej sze��dziesi�t stopni. A� strach by�o pomy�le�, co sta�oby si�, gdyby kto� pod�o�y� �adunek wybuchowy o du�ej mocy zaledwie w jednym czy dw�ch miejscach na obr�bie kopu�y. Mro�ne, arktyczne powietrze wdar�oby si� do �rodka, momentalnie �ci�oby kwiaty i drzewa, zbi�o z n�g przera�onych, zaskoczonych ludzi. Momentalny, sze��dziesi�ciostopniowy skok temperatury to co�, co mo�e m�g�by wytrzyma� organizm jednego na tysi�c, specjalnie zahartowanego cz�owieka. A pozostali? A ta dziewczyna ze stratolotu, kt�ra wita�a Sipogrod z tak� rado�ci�? l dopiero teraz tak naprawd� Fred Stegenbach u�wiadomi� sobie, jak nies�ychanie wa�n� rzecz� jest maksymalnie szybkie ustalenie prawdziwych przyczyn katastrofy w wie�y wiertniczej ... Fred mija� w�a�nie grup� ludzi, w�r�d kt�rych musieli by� jacy� zagorzali gracze w tenisa i hokeja, nie�li bowiem na ramionach kije i rakiety. � Tenis? Zgoda ... � pomy�la� Fred. � Ale hokej? Sk�d oni pod tym s�o�cem wezm� l�d? Dopiero po sekundzie zreflektowa� si�, spojrzawszy ponownie przez �cian� kopu�y. Czego jak czego, ale lodu w pobli�u na pewno nie brakowa�o. M�odzi ludzie zbli�ali si� rozmawiaj�ce czym� z o�ywieniem, lecz kiedy zbli�yli si� jeszcze bardziej, najpierw przycichli, potem za� umilkli ca�kowicie � wida� rozpoznawali Freda jako cz�onka Komisji Badawczej. Stegenbach domy�la� si�, o czym mogli rozprawia�, dyskutuj�c tak zaciekle � w ca�ym Sipogrodzie w ci�gu ostatnich paru dni nie rozmawiano w�a�ciwie o niczym innym pr�cz zagadkowej �mierci in�yniera Poli�skiego. S�dzono powszechnie, �e sprawa powinna zosta� wyja�niona w par� dni. Zreszt� bardzo podobnie my�la� niedawno temu Fred Stegenbach. Tymczasem przejrzenie wszystkich list�w, osobistych notatek i prywatnego dziennika in�yniera jak dot�d da�y tylko bardzo nieliczne punkty oparcia dla wszelkich docieka� i nies�ychanie og�lnikowo mo�na by�o po ich przeczytaniu formu�owa� jakiekolwiek hipotezy, maj�ce na celu wyja�nienie tajemniczej, samotnej wyprawy Poli�skiego do g��biny Sedova i jego dalszego post�powania. Trudno by�o nawet szczeg�owo ustali� przebieg hipotetycznych zdarze� w wie�y wiertniczej LB 71, tak bardzo zosta�a ona zniszczona, zdewastowana najpierw wybuchem, p�niej za� uderzeniem o skamienia�y l�d. Wprawdzie wi�ksza cz�� komisji sk�ania�a si� ku zdaniu, �e Poli�ski opanowany by� przez ide� jakiego� zagadkowego wynalazku, ale nawet ta cz�� podzieli�a si� na dwie grupy przeciwne, z kt�rych jedna utrzymywa�a, �e Poli�ski usi�owa� dokona� jakiego� po�ytecznego usprawnienia, druga za� ... Stegenbach usi�owa� mimo tych kontrowersji, pozosta�: maksymalnie obiektywnym, cho� istotnie bardziej przemawia�a do niego wersja o dobrych ch�ciach Poli�skiego, a jego po�piech i nieostro�no�� wola�by z�o�y� przede wszystkim na karb tego odwo�ania na inne stanowisko, kt�re in�ynier tak bardzo nie w por� otrzyma�. Fred spojrza� na trzymany w r�ce plan miasta i postanowi� kontynuowa� zwiedzanie. Solarium i Alej� Nansena obejrza� przedwczoraj, teraz przycisn�� palcem punkt oznaczony w indeksie jako �Pomnik dryfu". Na plastykowej p�ytce o�y�y nagle ma�e �wiate�ka, rozbieg�y si� we wszystkie strony, zawirowa�y, �eby u�o�y� si� wreszcie w szczeg�ow� map� okolicy miasta, w kt�rej w�a�nie znajdowa� si� Fred. Jedna z miniaturowych alejek na p�ytce pulsowa�a czerwonymi rozb�yskami. Stegenbach doszed� do najbli�szego skrzy�owania dr�g, obr�ci� si� dooko�a swojej osi, zerkaj�c uwa�nie na p�ytk�. W pewnym momencie �wiate�ko przygas�o i zmieni�o kolor na zielony. Tym razem pulsowa�o ju� o wiele spokojniej i s�abiej na znak, �e Fred obr�ci� si� we w�a�ciw� stron� i idzie ku poszukiwanemu punktowi. Stegenbach nie zastanawia� si�, na jakiej w�a�ciwie zasadzie dzia�a trzymana przez niego w d�oni mapa, cho� by�oby to niezaprzeczalnie ciekawe, jego my�li nadal by�y zaprz�tni�te bez reszty domniema- nymi motywami dzia�ania zmar�ego in�yniera. W�a�nie obiektywnie bior�c dywersant stara�by si� przede wszystkim dokona� maksymalnej ilo�ci zniszcze� cho�by poprzez uszkodzenie ochronnej kopu�y, nie za� zadowoli� si� wysadzeniem jednej wie�y wiertniczej. l stara�by si� to zrobi� tak, �eby samemu nie ponie�� �adnej szkody. Tak wi�c � cho� mo�e brzmia�o to paradoksalnie � �mier� Poli�skiego przemawia�a na jego obron�... Ponadto Stegenbach � jako specjalista od techniki laserowej � podczas badania resztek agregat�w i uk�ad�w ocala�ych z katastrofy stwierdzi�, �e nie wszystkie zmiany i zniekszta�cenia daj� si� wyt�umaczy� skutkami eksplozji. Zrekonstruowane wed�ug pozosta�ych szcz�tk�w aparatury dzia�a�y niby zgodnie z za�o�eniami technicznymi projektant�w i pierwotnych wykonawc�w, ale mimo Wszystko Fred wyczuwa� jak�� minimaln� r�nic� mi�dzy nimi a oryginalnymi cz�ciami z fabryki. Gdyby ocala�y wi�ksze podzespo�y, uda�oby si� mo�e zrekonstruowa� bodaj ze dwie istotniejsze cz�ci u�ywanej przez Poli�skiego aparatury, i wtedy Stegenbach m�g�by poprze� swoje zdanie namacalnymi dowodami. W tej za� sytuacji nie mia� nawet podstaw, �eby forsowa� swoj� w�asn� hipotez� � zarejestrowany przez automaty nadmierny przep�yw pr�du w kablu zasilania LB 71 by� faktem, przemawiaj�cym niestety dwojako. Tak samo mocno za hipotez� uszkodzenia, jak dokonania w uk�adzie �wiadomych zmian. Podobnie zreszt� by�o z owym prywatnym dziennikiem in�yniera, kt�ry z pocz�tku wydawa� si� by� g��wnym kluczem do rozwi�zania ca�ej zagadki. Zapisy by�y do�� przypadkowe i bardzo lakoniczne. Lecz mimo to Stegenbach znalaz� w nim wzmiank�, kt�ra obudzi�a jego zainteresowanie. Notatka � jak na zwi�z�ego w s�owach in�yniera stosunkowo obszerna � nosi�a dat� sprzed kilku zaledwie tygodni i brzmia�a: �Poszed�em dzi� na spacer w okolice pomnika dryfu posiedzie� troch� na cokole. W�a�ciwie nawet nie wiem, dlaczego jest to moje ulubione miejsce. Mo�e dlatego, �e tam mi si� najlepiej my�li? Mia�em nadziej�, �e rozwi�zanie �przyjdzie" mi samo. Nie wiem, ile siedzia�em, ale chyba nie straci�em tego czasu � wymy�li�em co� takiego, co powinno wreszcie doprowadzi� ca�� spraw� do ko�ca. Wstyd si� przyzna�, ale przecie� i tak nikt tego pr�cz mnie nie przeczyta � zachowa�em si� jak pi�cioletni dzieciak, wydrapuj�cy gwo�dziem na karoseriach pojazd�w wszystko, co mu tylko przyjdzie na my�l. Fred Stegenbach daleki by� jednak w tej chwili od pot�piania moralnej postawy wszystkich in�ynier�w niszcz�cych pomniki w parkach. Nawet wr�cz przeciwnie � cieszy�by si� bardzo, gdyby w�a�nie to zniszczenie dokonane przez Poli�skiego zachowa�o si� w jak najlepszym stanie. Mog�o to wprawdzie by� na przyk�ad proste stwierdzenie, �e zorza polarna jest pi�kna, ale mog�o r�wnie� ... Fred dziwi� si�, �e nikt w tylekro� przegl�danym dzienniku do tej pory nie zwr�ci� na te s�owa uwagi, cho� w pierwszej chwili i on sam pomin�� je przy pobie�nym czytaniu. Mo�e dlatego, �e notatka opatrzona t� dat� by�a stosunkowo odleg�a w czasie od momentu katastrofy? W ka�dym razie by�oby to naprawd� bardzo wa�ne, gdyby uda�o si� wreszcie odnale�� obliczenia Poli�skiego, albo cho� t� domnieman� formu�� na cokole pomnika. Mo�na by�oby wtedy odtworzy� jej zwi�zek z wyczutymi przez Stegenbacha zmianami dokonanymi w promienniku, albo cho� udowodni� jej bezsensowno�� i ustali� ostatecznie, �e in�ynier pad� ofiar� w�asnej tragicznej omy�ki. � A je�eli kto� szuka� ju� tego przede mn�? � pomy�la� Stegenbach. � l nic nie znalaz�? Bo to chyba przecie� niemo�liwe, �eby nikt nie przeczyta� tego dziennika dok�adnie... W ka�dym razie doszed� do wniosku, �e nie warto rezygnowa� w po�owie drogi. Je�eli nawet nic ciekawego nie znajdzie, to przynajmniej troch� odpocznie. Kiedy wreszcie do pomnika doszed�, najpierw ogl�da� go ze wszystkich stron d�ugo i powoli, jak najzwyklejszy przechodzie�. Nie tylko dlatego, �e tak bardzo chcia� odnale�� na nim to �zniszczenie" dokonane przez Poli�skiego i chcia� zrobi� to jak najpr�dzej boj�c si� jednocze�nie, �e kiedy tam podejdzie, nic nie znajdzie, ale i dlatego, �e pomnik mu si� po prostu spodoba�. Pr�bowa� nawet przypomnie� sobie, co swojego czasu czyta� przy jakiej� okazji o badaczach, kt�rym ten pomnik wystawiono. By� mo�e pomog�y mu w tym �mia�e, czyste linie poprowadzone r�k� doskona�ego rze�biarza tak, �e nasuwa�y na my�l i heroizm i tragedi� jednocze�nie, bo tylko tam, gdzie dziej� si� rzeczywiste dramaty, ludzie, z pozoru nawet niewytrzymali i s�abi, okazuj� si� prawdziwymi bohaterami. To, co kiedy� przeczyta� jako jeszcze jedn� wiadomo��, zwyczajn� ciekawostk� sprzed lat, teraz o�y�o nagle. Zobaczy� kilku ludzi, kt�rzy pod jego powiekami jak w jakim� ma�ym pokoiku siedzieli, dyskutuj�c nad czym� zawzi�cie. To tam w�a�nie rodzi�y si� pierwsze plany ich wielkiej wyprawy po nieznane ludziom naukowe fakty. Zobaczy� ich po sekundzie ponownie � brudnych, zaro�ni�tych, z zaognionymi, przekrwionymi bia�kami oczu � jak na wielkiej, dryfuj�cej krze lodowej pochylaj� si� z zatroskanymi twarzami nad szczelin�, zwiastuj�c� szybkie roz�amanie si� nios�cej ich bry�y. Inne, otulone w futra, niewyra�ne w zadymce postacie wywleka�y mozolnie skrzynie i cenne przyrz�dy z namiotu zagro�onego tym, �e p�kni�cie mo�e w ka�dej chwili skierowa� si� wprost pod jego pod�og�. A nie opodal, nie bacz�c na rosn�ce niebezpiecze�stwo, dwaj inni badacze wypuszczali w�a�nie radiologiczny balon na uwi�zi, bo w�a�nie nadesz�a pora codziennych pomiar�w. Jeszcze inni kl�czeli w tej chwili przy wyr�banej w krze przer�bli, obserwuj�c wskazania echosondy, notuj�cej na d�ugim wykresie kszta�t morskiego dna. l ta w�a�nie scena zamar�a w bezruchu, zakrzep�a, kiedy Stegenbach otworzy� oczy, patrz�c na wyciosane z jednego g�azu dwie ludzkie sylwetki, zrywaj�ce si� z przykl�ku i w po�owie ruchu zamarzni�te ... Postawiono im ten pomnik w�a�nie tu dlatego, �e to ludzie tacy sami jak oni przyczynili si� do odkrycia pola ropono�nego za kr�giem polarnym. Nie opodal sta� jeszcze jeden pomnik: posta� cz�owieka na g�rze lodowej, rzucaj�cego w polarne niebo wielkie, sztuczne s�o�ce. Innym razem Fred i tamtej rze�bie po�wi�ci�by troch� uwagi, ale w chwili obecnej interesowa� go cok� pod badaczami dryfu � kilkana�cie p�askich, granitowych bry� u�o�onych na kszta�t olbrzymiej kry, wystaj�cej nieco ponad powierzchni� trawnika. Stegenbach rozpocz�� swoje poszukiwania kucaj�c co chwila, by dok�adniej obejrze� po- wierzchni� bry�y. Po p� godzinie tego schylania si� i prostowania bez przerwy spostrzeg�, �e zbada� ju� prawie jedn� trzeci� obwodu kamiennej kry. Przysiad� na chwil� na brzegu coko�u i w tym momencie dostrzeg� id�cego w stron� pomnika Walerego Obrigowa � dyrektora socjalnego Zwi�zku. M�czy�ni podali sobie r�ce na przywitanie, potem Obrigow przysiad� obok Stegenbacha. Gaw�dzili przez d�u�sz� chwil� o niczym, tak jak to zazwyczaj w podobnych wypadkach bywa, lecz Obrigow nie na darmo zosta� przecie� dyrektorem do spraw pracowniczych, wi�c te� bardzo szybko zauwa�y�, �e siedz�cy obok niego cz�owiek nad czym� bardzo usilnie si� zastanawia i niecierpliwi. Powiedzia� wi�c nagle, wykorzystuj�c d�u�sz� chwil� przerwy w rozmowie: � A wie pan, nadal jako� nie mog� uwierzy� w to, �e Poli�ski mia�by by� czyimkolwiek agentem. To mi po prostu do niego nie pasuje. Ten jego dziennik ... Czy znalaz� w nim pan co� ciekawego? Bo ja chyba tak. � Jeszcze nie wiem, czy to, co wyczyta�em, oka�e si� ciekawe, czy nie ... � mrukn�� zamy�lony Fred. � Odnosz� wra�enie, �e przyszed� pan tutaj w okre�lonym celu. Ja te� ... A mo�e spr�bowaliby�my razem? � Oczywi�cie. Tak b�dzie o wiele szybciej ... Stegenbach wskaza� Obrigowowi miejsce, od kt�rego zacz��, i po chwili obaj m�czy�ni podj�li dalsze poszukiwania. Nie min�o nawet pi�tna�cie minut, kiedy Fred na ziarnistej powierzchni prze�omu bry�y dostrzeg� co�, co wygl�da�o jak na wp� zatarte znaki. Poczu�, �e serce podskoczy�o mu do gard�a gwa�townie. Przyjrza� si� szeregowi niewyra�nych liter i liczb, przesun�� po nich opuszkami palc�w � wygl�da�o, �e kto� stosunkowo niedawno wydrapa� ten napis na granicie ko�cem scyzoryka czy gwo�dzia. Przywo�a� ku sobie Obrigowa, potem wyci�gn�� notes i starannie, znak po znaku, przerysowa� napis do swojego notatnika. Stoj�cy obok Obrigow spyta�: � Czy to w�a�nie jest wynik rozmy�la� Poli�skiego? � Nie wiem, ale s�dz�, �e tak, bo kto inny m�g�by ...? � A czy to w jaki� spos�b oczy�ci go od podejrze�? Wie pan, mnie na tym osobi�cie zale�y. Ceni�em go bardzo ... � Tego me wiem, dyrektorze. Sam fakt, �e nie jest to na przyk�ad pogr�ka pod czyim� adresem, lecz w�a�nie matematyczno-fizyczna formu�a ustala na razie jedno � �e Poli�ski istotnie zajmowa� si� jakimi� eksperymentami. Ale czemu te jego badania mia�yby s�u�y�, po prostu nie wiem, bo zapisane s� tu jedynie symbole literowe, kt�re mog� mie� nies�ychanie wiele znacze� i liczby, co do kt�rych nie wiadomo, jakimi jednostkami nale�a�oby je mierzy�. � Czy widzi pan jakie� wyj�cie? � A czy pan nadal s�dzi, �e eksperymenty Poli�skiego mia�y prowadzi� do usprawnienia pracy przy wierceniach? � Tak � zdecydowanie powiedzia� Obrigow. � Wi�c chyba jest mo�liwo�� ... � Stegenbach przerwa� na chwil�, potem po zastanowieniu si� podj��: � Oczywi�cie mo�liwo�� ta w gruncie rzeczy daje dosy� nik�e szans� rozwi�zania sprawy jednoznacznie, wi�c nie mog� panu nic konkretnego obieca� ... � Wa�ne, �e w og�le s� jakiekolwiek szans�! je�eli m�g�bym panu dopom�c ... � Pa�ska pomoc bardzo mi si� przyda. Po prostu powinienem chyba przez par� dni popracowa� w zespole, w kt�rym uprzednio by� Poli�ski. Skoro poznam lepiej jego prac�, mo�e �atwiej mi b�dzie rozszyfrowa� ten zapis. � Ale� oczywi�cie! Rzecz jest do zrobienia nawet jutro rano! Niech pan przyjdzie do mojego gabinetu, a reszt� sam za�atwi� � obieca� wyra�nie ucieszony Obrigow. * Cz�owiek z niezadowoleniem zmarszczy� brwi � jego ubranie, jak wszystkie zreszt� ubrania polarne pracownik�w Zwi�zku, by�o czarne, bo zwi�ksza�o to zdecydowanie szans� odnalezienia kogo� zaginionego, je�eli ju� dosz�oby do takiego wypadku. Czarny ubi�r wyra�nie odcina� si� od jasnego t�a lodowych po�aci, tymczasem cz�owiek najwyra�niej pragn�� za wszelk� cen� pozosta� nie zauwa�onym przez nikogo. Dlatego te� omin�� sze- rokim �ukiem ludzi, krz�taj�cych si� w �wietle reflektor�w u podn�a kopu�y Sipogrodu. Przemyka� si� wi�c ostro�nie od jednego lodowego z�omu do drugiego tak d�ugo, a� ostatecznie przekroczy� nie tylko zasi�g reflektor�w, ale i granice �uny, padaj�cej od jasno o�wietlonych ulic i budynk�w miasta. Potem wyprostowa� si� i pomaszerowa� wprost w g�stniej�c� ciemno��. Przez d�ugie dwie godziny przedziera� si� przez �nie�n� zadymk�, kt�ra rozpocz�a si� nied�ugo po przekroczeniu przez niego granicy kombinatu. M�czy� si� coraz bardziej, narty coraz cz�ciej zahacza�y o chropowat�, wyboist� powierzchni� lodowca, a� wreszcie przykl�kn�� na moment, zwolni� spr�yny wi�za�, przerzuci� deski i kijki przez rami�. Wydawa�o mu si�, �e powinien ju� osi�gn�� sw�j cel � lodow� barier�, popularnie nazywan� �Tr�baczami". Usi�owa� to sprawdzi� i dopiero wtedy zorientowa� si�, �e wyruszaj�c zapomnia� o zabraniu kompasu. Rozejrza� si�, opanowuj�c rosn�ce zdenerwowanie � dooko�a by�a jedynie d�uga, arktyczna noc, lodowaty wicher i k��by male�kich grudek zamarzni�tego �niegu, smagaj�ce jego twarz z zaciek�o�ci� moskit�w. A przecie�, zgodnie z prognoz� by�a to noc wyj�tkowo ciep�a i spokojna... M�czyzna ruszy� dalej, usi�uj�c trzyma� si� wytyczonego uprzednio kierunku. Szed� ju� o wiele wolniej, ni� na pocz�tku � coraz wi�ksz� trudno�� sprawia�o mu stawianie oporu porywistemu wiatrowi, coraz cz�ciej poprawia� wrzynaj�ce mu si� w ramiona pasy niewielkiego, p�askiego plecaka. l kiedy wydawa�o mu si�, �e ju� dawno min�� w�a�ciwe miejsce, us�ysza� z daleka s�abe d�wi�ki. Trzymaj�c si� tego odg�osu jak ratunkowej liny szed�, zmuszaj�c si� do maksymalnego wysi�ku. Mniej wi�cej po kwadransie d�wi�ki sta�y si� o wiele mocniejsze. By�y podobne do przeci�g�ego szczekania, do pot�pie�czego wycia, kiedy wiatr si� wzmaga�, i do ch�ru tr�b, graj�cych ka�da na swoj� nut�, kiedy podmuchy s�ab�y na d�u�sz� chwil�. Od tych d�wi�k�w w�a�nie wzi�a si� nazwa lodowej, podziurawionej jak sito bariery, stoj�cej uparcie od dobrych kilku dziesi�tk�w lat, mimo �e dooko�a wali�y si� i rozpryskiwa�y g�ry lodowe o wiele od �Tr�baczy" pot�niejsze i z pozoru trwalsze. To zreszt� by�a jedna z przyczyn, dla kt�rych cz�owiek obra� sobie w�a�nie to, a nie inne miejsce. Po nast�pnych pi�ciu minutach znalaz� si� nareszcie u podn�a wysokiej na dwadzie�cia metr�w �ciany pe�nej dziur wyp�ukanych przez wody roztop�w, oraz p�kni�� i szczelin wybitych tu przez gwa�towne huragany i sztormy. M�czyzna bywa� tu parokrotnie za dnia razem z wycieczkami, bardzo ch�tnie udaj�cymi si� w stron� tej osobliwo�ci. Tyle tylko, �e wtedy by�a �adna pogoda, �wieci�o � blade bo blade � s�o�ce. I... wtedy nie by� sam. A teraz noc i przekl�ty, porywisty wicher wygwizduj�cy w dziurach op�ta�cze melodie, wywrzaskuj�cy przeci�g�e, niezrozumia�e przekle�stwa pod adresem mizernego cz�owieczka, kt�ry odwa�y� si� pokaza� tutaj w tak� noc. M�czyzna poczu�, jak po sk�rze wzd�u� kr�gos�upa przebiegaj� mu lodowate ciarki. Ruszy� si� wreszcie, przecisn�� przez jak�� wi�ksz� dziur� na drug� stron� �ciany tam, gdzie wiatr dochodzi� ju� o wiele s�abszy, z ulg� zrzuci� plecak. Rozpakowa� go szybko i ogrzawszy twarz i d�onie w pobli�u p�omienia z niewielkiej gazowej butli turystycznej prze�kn�� szybko par� k�s�w zabranego ze sob� jedzenia. Popi� gor�c� kaw� z termosu, kt�ra w tej tempera- turze, je�li nie wypi�o si� jej duszkiem, styg�a niemal momentalnie. A potem z samego dna plecaka wyci�gn�� ma�y, wodoszczelny pojemnik podobny do kr�tkiej, grubej rury zasklepionej na obydwu ko�cach. Po�o�y� go obok siebie w zag��bieniu tak, �eby jaki� niespodziewany podmuch wiatru nie porwa� mu go spod st�p, a potem zacz�� ry� d�ugim no�em skamienia�� �cian�. Kiedy uda�o mu si� nareszcie wygrzeba� odpowiednio g��bok� i szerok� jam�, wepchn�� do niej pojemnik, zakrywszy go znalezionym w pobli�u kawa�kiem lodu pasuj�cym rozmiarami na tyle, by da�o si� go mocno wepchn�� do dziury. Potem wyprostowa� si� zadowolony i po raz pierwszy od tygodnia u�miechn��. Po raz pierwszy dok�adnie od tej chwili, w kt�rej us�ysza� o �mierci in�yniera Poli�skiego... Ju� na drugi dzie� po katastrofie w g��binie Sedova po ca�ym Sipogrodzie zacz�y kr��y� niesamowite pog�oski, �e nie by� to zwyczajny wypadek przy pracy. Kto� mia� go podobno spowodowa�, by zaw�adn�� opracowanym przez in�yniera wynalazkiem. Tym bardziej, �e wszystkie piany i obliczenia Poli�skiego zagin�y bezpowrotnie. Te same plany, kt�re spoczywa�y w tej chwili ukryte w hermetycznym pojemniku pod stra�� �Tr�baczy"... M�czyzna obtopi� zwi�kszonym do maksimum p�omieniem maszynki gazowej kraw�dzie jamy i zatykaj�cej j� bry�y lodu, potem szybko spakowa� plecak i ruszy� w powrotn� drog� do miasta. Zadymka s�ab�a z ka�d� chwil�, tumany rozpylonego �niegu stawa�y si� coraz rzadsze, a ponadto z dali pada� s�aby odblask �uny nad Sipogrodem, wi�c m�czyzna szed� tym razem o wiele pewniej i szybciej tak, �e ju� po up�ywie p�torej godziny wszed� na wyg�adzon� powierzchni� pasa startowego dooko�a kopu�y... * Bia��, damsk� torebk� zawieszon� na oparciu krzes�a po drugiej stronie sto�u dostrzeg� dopiero wtedy, kiedy ju� usiad�. Zastanawia� si�, czy w�a�cicielka zapomnia�a zabra� j� odchodz�c, czy te� zostawi�a na moment i zaraz wr�ci, kiedy do stolika podesz�a m�oda kobieta. Fred rozpozna� j� momentalnie � by�a to ta sama dziewczyna, kt�ra z okna stratolotu z tak� rado�ci� spogl�da�a na kopu�� Sipogrodu. Poderwa� si� z krzes�a mrucz�c jakie� niezr�czne usprawiedliwienia, ale dziewczyna u�miechn�a si� do niego jak do starego znajomego i poprosi�a, �eby sobie nie przeszkadza�. � Ciesz� si�, kiedy spotykam niedawnego towarzysza podr�y � powiedzia�a � kt�ry okazuje si� jednym z nas, Polarskim... � Jak, jak, prosz�? Polarskim? � Tak si� nazywamy... � Nie bardzo rozumiem. Kto to jest Polarski? � Ka�dy. Pan, ja, pozostali koledzy... � A czy �Polarscy" chodz� po mie�cie w specjalnych uniformach? � pytanie Freda zbi�o dziewczyn� na moment z tropu, ale szybko odpowiedzia�a: � Noo, raczej nie... � Wi�c nie rozumiem � za�mia� si� Stegenba