7298
Szczegóły |
Tytuł |
7298 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7298 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7298 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7298 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
C.S. LEWIS
OPOWIE�CI Z NARNII TOM 5
PODRӯ "W�DROWCA DO �WITU"
Siostrzeniec Czarodzieja
Lew, Czarownica i stara szafa
Ko� i jego ch�opiec
Ksi��� Kaspian
Podr� "W�drowca do �witu"
Srebrne krzes�o
Ostatnia bitwa
C.S. LEWIS
PODRӯ "W�DROWCA DO �WITU"
Ilustrowa�a Pauline Baynes
Prze�o�y� Andrzej Polkowski
Tytu� orygina�u THE VOYAGE OF THE DAWN TREADER
Ok�adk� projektowa� Jacek Pietrzynski
Copyright (c) CS Lewis Pte Ltd 1952
Copyright (c) 1997 for Polish edition by Media Rodzina of Pozna�
Copyright (c) 1997 for Polish translation by Andrzej Polkowski
ISBN 83-85594-45-0
Przek�ad poprawiony
Media Rodzina of Pozna�, ul Pasieka 24, 61-657 Pozna�
tel 820 34 75, fax 820 34 11 e-mail mrodzina@beta nask poznan pl
Sk�ad, �amanie i diapozytywy perfekt s c , Poznan, ul Grodziska 11
Druk ABEDIK-Poznan
GEOFFREYOWI CORBETTOWI
Rozdzia� 1
OBRAZ W SYPIALNI
BY� RAZ PEWIEN CH�OPIEC, kt�ry nazywa� si� Eustachy Klarencjusz Scrubb, i trzeba
powiedzie�, �e raczej na to zas�ugiwa�. Rodzice m�wili na niego "Eustachy Klarencjusz", a
nauczyciele "Scrubb". Trudno mi powiedzie�, jak go nazywali przyjaciele, poniewa� takich nie
mia�. Kiedy zwraca� si� do matki lub ojca, nie m�wi� "matko" lub "ojcze", ale "Haroldzie" i
"Alberto". Byli to ludzie bardzo nowocze�ni i post�powi. Nie jadali mi�sa, nie palili tytoniu i nie
pili alkoholu, nosili te� specjaln�, higieniczn� bielizn�. W ich domu by�o bardzo ma�o mebli, na
��kach niewiele po�cieli, a okna by�y zawsze otwarte.
Eustachy Klarencjusz lubi� zwierz�ta, zw�aszcza �uki, je�li by�y martwe i przybite szpilkami do
kartonu. Lubi� ksi��ki, je�li tylko by�y pe�ne tak zwanych informacji oraz zdj�� nowoczesnych
zbiornik�w na zbo�e albo t�ustych, zagranicznych dzieci ucz�cych si� we wzorcowych szko�ach.
Eustachy Klarencjusz nie lubi� swoich kuzyn�w: Piotra, Zuzanny, Edmunda i �ucji Pevensie,
ucieszy� si� jednak na wie�� o przyje�dzie Edmunda i �ucji. W g��bi serca lubi� bowiem
przewodzi� i pastwi� si� nad innymi, a chocia� by� tylko ma�ym, s�abowitym ch�opcem, kt�ry nie
da�by rady nawet �ucji - nie m�wi�c ju� o Edmundzie - wiedzia�, �e jest wiele sposob�w
dokuczenia ludziom, je�li si� jest w swoim w�asnym domu, a oni s� tylko go��mi.
Edmund i �ucja wcale nie chcieli przyje�d�a� do wuja Harolda i ciotki Alberty. Nie mieli jednak
wyboru. Tego roku ojciec jecha� na szesna�cie tygodni do Ameryki. Zaproszono go tam do
wyg�oszenia cyklu letnich wyk�ad�w. Matka zgodzi�a si� jecha� razem z nim, jako �e od dziesi�ciu
lat nie mia�a prawdziwych wakacji. Piotr przygotowywa� si� do trudnego egzaminu i postanowiono,
�e sp�dzi lato u starego profesora Kirke, w kt�rego domu czw�rka dzieci prze�y�a kiedy� - jeszcze
w czasie wojny - cudowne przygody. Gdyby Profesor mia� wci�� ten wielki, stary dom, na pewno
by zaprosi� do siebie ca�� czw�rk�. Ale tak si� sta�o, �e Profesor nie by� ju� teraz tak zamo�ny i
mieszka� w ma�ym domku, w kt�rym wszyscy by si� nie pomie�cili. Rodzice nie mogli sobie te�
pozwoli� na zabranie ca�ej czw�rki do Ameryki. Pojecha�a tylko Zuzanna, kt�ra by�a ulubienic�
rodzic�w, cho� nie najlepiej si� uczy�a (by�a jednak bardzo dojrza�a jak na sw�j wiek). Matka
uzna�a, �e "Zuzanna bardziej skorzysta z wyjazdu ni� m�odsze dzieci". Edmund i �ucja starali si�
nie zazdro�ci� siostrze, ale perspektywa sp�dzenia wakacji u wujostwa wydawa�a si� im bardzo
ponura. "A dla mnie to b�dzie jeszcze gorsze ni� dla ciebie - m�wi� Edmund do �ucji - bo ty
przynajmniej b�dziesz mia�a sw�j pok�j, a ja b�d� musia� spa� z tym kr�lem wszystkich
parszywc�w, Eustachym".
Wszystko zacz�o si� pewnego popo�udnia. Byli ju� w domu wujostwa i zdo�ali wykra�� kilka
minut tylko dla siebie. Rozmawiali - rzecz jasna - o Narnii, o ich w�asnej, tajemnej krainie.
My�l�, �e wi�kszo�� z nas ma tak� swoj� tajemn� krain�, ale dla wi�kszo�ci z nas istnieje ona tylko
w wyobra�ni. Edmund i �ucja byli pod tym wzgl�dem szcz�liwsi, poniewa� ich tajemna kraina
istnia�a naprawd�. Odwiedzili j� ju� dwukrotnie i nie by�a to wcale zabawa lub sen, lecz
najprawdziwsza rzeczywisto��. Oczywi�cie dostali si� tam dzi�ki Czarom, bo tylko dzi�ki Czarom
mo�na si� dosta� do Narnii. A kiedy Narni� opuszczali, obiecano im, �e pewnego dnia do niej po-
wr�c�. Mo�ecie wi�c sobie wyobrazi�, �e gdy tylko byli sami, rozmawiali o tym wci�� i wci��.
Siedzieli na brzegu ��ka w sypialni �ucji i patrzyli na obraz wisz�cy na przeciwleg�ej �cianie. By�
to jedyny obraz w tym domu, kt�ry im si� podoba�. Natomiast ciotce Albercie nie podoba� si� wcale
(i dlatego powiesi�a go w ma�ym, zwykle nie u�ywanym pokoju na pi�trze), ale poniewa� otrzyma�a
go w prezencie �lubnym od kogo�, komu nie chcia�a zrobi� przykro�ci, nie mog�a go wyrzuci�.
Na obrazie namalowany by� okr�t: �aglowiec p�yn�cy niemal wprost na patrz�cego. Poz�acany
dzi�b mia� kszta�t g�owy smoka z szeroko otwart� paszcz�. Okr�t mia� tylko jeden maszt i jeden
wielki prostok�tny �agiel barwy czystej purpury. Zielone burty zwie�czone by�y na przedzie
z�otymi skrzyd�ami smoka. Dzi�b zawis� w�a�nie nad jedn� z granatowych fa�, kt�rej szczyt
za�amywa� si� i opada� pienist� kaskad� ku patrz�cemu. Wida� by�o, �e okr�t, pochylony lekko na
lew� burt�, p�ynie chy�o naprz�d, gnany silnym wiatrem. (Przy okazji, je�li macie rzeczywi�cie
zamiar przeczyta� t� ksi��k� i je�li jeszcze tego nie wiecie, to zapami�tajcie, �e lewa strona okr�tu
- gdy patrzy si� ku dziobowi - nazywa si� bakburt�, a prawa sterburt�.) Z tej w�a�nie strony -
od bakburty - pada�y na� promienie s�o�ca, a woda mieni�a si� zieleni� i purpur�, z drugiej
natomiast, ocienionej burt� i �aglem, by�a granatowa.
- Sam ju� nie wiem - odezwa� si� Edmund - czy nie jest jeszcze gorzej PATRZY� na okr�t z
Narnii, kiedy nie mo�na si� tam dosta�...
- Nawet samo patrzenie jest lepsze ni� nic - odpowiedzia�a �ucja. - Jest tak bardzo narnijski!
- A wy wci�� si� bawicie w wasz� star� zabaw�? - przerwa� im nagle Eustachy Klarencjusz,
kt�ry pods�uchiwa� pod drzwiami, a teraz wszed� do pokoju, szczerz�c z�by w grymasie, kt�ry mia�
oznacza� u�miech. W zesz�ym roku, kiedy odwiedzi� kuzyn�w, uda�o mu si� pods�ucha�, jak
rozmawiali o Narnii, i odt�d bardzo lubi� kpi� sobie z tego. By� oczywi�cie �wi�cie przekonany, �e
sami to wszystko wymy�lili, a poniewa� by� za g�upi, by te� co� wymy�li�, bardzo go to dra�ni�o.
- Nikt ci� tu nie prosi� - powiedzia� szorstko Edmund.
- Pr�buj� w�a�nie u�o�y� limeryk - rzek� Eustachy. - Co� w tym rodzaju:
Pewne dzieci bawi�ce si� w Narni� Coraz wi�kszy i wi�kszy bzik ogarnia�...
- Po pierwsze, NARNI� i OGARNIA� nie rymuje si� - zauwa�y�a �ucja.
- To jest asonans - odrzek� Eustachy.
- Nie pytaj go, co to b�aze�skie ple-ple znaczy - powiedzia� Edmund. - Wy�azi ze sk�ry, �eby
tylko go o to zapyta�. Nic nie m�w, mo�e sobie p�jdzie.
Po takim przyj�ciu prawie ka�dy ch�opiec albo by sobie poszed�, albo pr�bowa� w jaki� spos�b si�
odci��. Ale Eustachy nie zrobi� ani jednego, ani drugiego. Pochodzi� troch� po pokoju, szczerz�c
wci�� z�by, a po jakim� czasie zn�w si� odezwa�:
- Podoba si� wam ten obraz?
- Na lito�� bosk�, �usiu, nie odpowiadaj, bo zacznie m�wi� o Sztuce i tak dalej - wtr�ci� szybko
Edmund, lecz �ucja, kt�ra by�a bardzo prostolinijna, odpowiedzia�a:
- Tak, mnie si� podoba. Bardzo mi si� podoba.
- Straszny kicz - powiedzia� Eustachy.
- Jak st�d wyjdziesz, nie b�dziesz musia� na niego patrzy� - rzek� Edmund.
- A dlaczego ci si� podoba? - zapyta� Eustachy �ucj�.
- Przede wszystkim dlatego, �e okr�t wygl�da tak, jakby rzeczywi�cie p�yn��. A woda wygl�da,
jakby rzeczywi�cie by�a mokra. A fale - jakby naprawd� wznosi�y si� i opada�y.
Naturalnie Eustachy mia� na to mn�stwo odpowiedzi, ale nie powiedzia� nic, gdy� w�a�nie w tym
momencie spojrza� na fale i zauwa�y�, �e rzeczywi�cie wygl�daj� tak, jakby si� naprawd� wznosi�y
i opada�y. Tylko raz w �yciu p�yn�� statkiem (i to zaledwie na wysp� Wight) i cierpia� w�wczas
okropnie z powodu choroby morskiej. Kiedy si� przygl�da� falom na obrazie, zrobi�o mu si�
niedobrze. Odwr�ci� si� (nieco zielony na twarzy), potem spr�bowa� spojrze� raz jeszcze. I wtedy
nie tylko on, ale r�wnie� Edmund i �ucja zacz�li wpatrywa� si� w obraz z szeroko otwartymi
ustami.
W to, co zobaczyli, trudno uwierzy�, kiedy si� o tym czyta, ale prawie tak samo trudno by�o w to
uwierzy�, kiedy si� to widzia�o. Obraz o�y�. Nie przypomina�o to wcale kina: kolory by�y zbyt
prawdziwe i czyste, czu�o si� te�, �e wszystko to dzieje si� na zewn�trz. Dzi�b okr�tu opad� ci�ko
w wod�, a potem wzni�s� si�, wzbijaj�c w powietrze mas� pienistych bryzg�w. Fala przebieg�a
wzd�u� burt i d�wign�a ruf� tak wysoko, �e po raz pierwszy ukaza� si� na chwil� pok�ad, a potem
znik�, gdy dzi�b napotka� nast�pn� fal�. W tej samej chwili le��cy obok Edmunda zeszyt zafurkota�,
uni�s� si�, poszybowa� w powietrzu i pacn�� w �cian�. �ucja poczu�a, �e w�osy zawirowa�y jej
wok� twarzy, jakby nagle powia� silny wiatr. I to by� wiatr - wiatr wiej�cy ku nim z obrazu. I
nagle z wiatrem przyp�yn�y do nich d�wi�ki: chlust przewalaj�cych si� fal, �omotanie wody w boki
okr�tu, trzeszczenie burt, a ponad tym wszystkim pot�ny, nieustaj�cy ryk wiatru i wody. Lecz
dopiero zapach - mocny, s�ony zapach - przekona� �ucj�, �e to nie sen.
- Przesta�cie! - rozleg� si� skrzekliwy, pe�en strachu i z�o�ci g�os Eustachego. - To jakie�
wasze g�upie sztuczki! Przesta�cie! Bo powiem wszystko Albercie... Aauuuuu!...
Edmund i �ucja byli bardziej oswojeni z dziwnymi przygodami, ale dok�adnie w tej samej chwili,
gdy Eustachy krzykn�� "Aauuuuu!", i oni wrzasn�li "Aauuuuu!", bo oto wielki, zimny i s�ony
ba�wan chlusn�� nagle z ram obrazu, pozbawiaj�c ich tchu. Byli przemoczeni do suchej nitki.
- Rozwal� to paskudztwo! - zawo�a� Eustachy. W tej samej chwili zacz�o si� dzia� wiele rzeczy
naraz. Eustachy ruszy� w kierunku obrazu, a Edmund, kt�ry wiedzia� co� nieco� o Czarach, skoczy�
za nim krzycz�c, aby nie by� g�upi i mia� si� na baczno�ci. �ucja z�apa�a go za r�k� z drugiej strony
i zosta�a poci�gni�ta do przodu. Jednocze�nie albo obraz nagle ur�s�, albo te� oni stali si� mniejsi,
do�� �e kiedy Eustachy podskoczy�, pr�buj�c zerwa� go ze �ciany, znalaz� si� na ramie; przed nim
nie by�o szyby, lecz prawdziwe morze, a wiatr i fale uderza�y w�ciekle w ram�, jakby to by�a
przybrze�na ska�a. Eustachy zupe�nie straci� g�ow� i z�apa� si� kurczowo kuzyn�w, kt�rzy
wskoczyli na ram� obok niego. Rozleg�y si� krzyki i zacz�a si� lekka szamotanina. I w�a�nie
wtedy, gdy wszystkim si� zdawa�o, �e z�apali ju� r�wnowag�, wyr�s� przed nimi wielki, granatowy
ba�wan, zwali� ich z n�g i poci�gn�� prosto w morze. Rozpaczliwy krzyk Eustachego zamar� nagle,
kiedy woda dosta�a mu si� do ust.
�ucja dzi�kowa�a Bogu, �e w ostatnim letnim semestrze zrobi�a znaczne post�py w p�ywaniu. Co
prawda, lepiej by sobie radzi�a, gdyby porusza�a r�kami troch� wolniej, a tak�e gdyby woda nie
okaza�a si� tak przera�liwie zimna, ale i tak utrzymywa�a si� jako� na powierzchni. Szybko zrzuci�a
buty, jak powinien zrobi� ka�dy, kto wpadnie w ubraniu do g��bokiej wody. Pami�ta�a nawet o tym,
aby mie� zamkni�te usta i otwarte oczy. Znajdowali si� wci�� blisko okr�tu, zobaczy�a pi�trz�c� si�
nad ni� zielon� burt� i ludzi na pok�adzie pokazuj�cych j� sobie palcami. A potem, jak mo�na si�
by�o spodziewa�, Eustachy w panice uchwyci� si� jej kurczowo i woda przykry�a im g�owy.
Kiedy si� wynurzyli, �ucja zobaczy�a bia�� posta� skacz�c� z pok�adu do morza. Edmund by� teraz
blisko nich i - przebieraj�c szybko nogami w wodzie - zdo�a� pochwyci� r�ce wyj�cego dziko
Eustachego. A potem kto� inny, czyja twarz by�a jej dziwnie znajoma, podtrzyma� j� z drugiej
strony. Na pok�adzie zabrzmia�y okrzyki, wiele g��w pojawi�o si� nad balustrad�, rzucono liny.
Edmund i �w obcy p�ywak opasali j� lin�. Nast�pi�a d�uga chwila wyczekiwania, podczas kt�rej
twarz jej posinia�a i z�by zacz�y szcz�ka� z zimna, a� wreszcie uchwycono dogodny moment i
wyci�gni�to j� na g�r�. Kiedy ju� stan�a na pok�adzie, dr��ca i ociekaj�ca wod�, okaza�o si�, �e
mimo wysi�k�w marynarzy mia�a porz�dnie st�uczone kolano. W chwil� potem pojawi� si� nad
burt� Edmund, a po nim wyci�gni�to nieszcz�snego Eustachego. Na ko�cu wdrapa� si� na pok�ad
z�otow�osy ch�opiec, zaledwie kilka lat od niej starszy.
- Ka... Ka... Kaspian! - wyj�ka�a �ucja, gdy tylko z�apa�a oddech. Bo by� to Kaspian, m�ody
kr�l, kt�remu podczas swych ostatnich odwiedzin w Narnii pomogli odzyska� tron. Teraz pozna� go
i Edmund. U�cisn�li sobie d�onie i poklepali si� po plecach, wielce uradowani.
- A kim jest wasz przyjaciel? - zapyta� Kaspian, patrz�c na Eustachego z mi�ym u�miechem. Ale
Eustachy p�aka� i to o wiele �a�o�niej, ni� mia�by prawo p�aka� ch�opiec w jego wieku, kt�remu w
ko�cu nie sta�o si� nic gorszego od przemokni�cia do suchej nitki. W�r�d szloch�w s�ycha� by�o od
czasu do czasu urywane zdania:
- Ja chc� st�d i��... ja chc� wraca�... wcale mi si� to NIE PODOBA.
- Chcesz st�d i��? - zapyta� Kaspian. - Ale dok�d?
Eustachy podbieg� do burty, jakby si� spodziewa� zobaczy� ram� obrazu wisz�c� nad wzburzonym
oceanem, a mo�e i kawa�ek sypialni �ucji. Ale zobaczy� tylko granatowe fale zwie�czone
pienistymi grzywami i b��kitne niebo stykaj�ce si� z morzem na widnokr�gu. Mo�e i trudno wini�
go za to, �e si� za�ama�. Natychmiast zrobi�o mu si� niedobrze.
- Hej, Rynelfie! - zawo�a� Kaspian do jednego z marynarzy. - Przynie� korzennego wina dla
ich kr�lewskich mo�ci. Musicie si� czym� rozgrza� po tej k�pieli.
Nazwa� Edmunda i �ucj� "ich kr�lewskimi mo�ciami", poniewa� byli kiedy� - wraz z Piotrem i
Zuzann� - kr�lami i kr�lowymi Narnii, dawno temu, jeszcze przed jego czasami. Narnijski czas
p�ynie zupe�nie inaczej ni� nasz. Je�li si� sp�dzi w Narnii nawet sto lat, powraca si� do naszego
�wiata o tej samej godzinie, w kt�rej si� go opu�ci�o. Je�li natomiast wr�ci si� do Narnii po
tygodniu sp�dzonym tutaj, mo�e si�
zdarzy�, �e min�o ju� tysi�c narnijskic�i lat, albo jeden dzie�, albo te� czas w og�le nie ruszy� z
miejsca. Nigdy si� tego nie wie, dop�ki si� nie znajdzie w Narnii. Kiedy ostatnim razem Piotr,
Zuzanna, Edmund i �ucja wr�cili do Narnii, dla jej mieszka�c�w by�o to co� takiego, jakby kr�l
Artur wr�ci� do dzisiejszej Anglii (a s� tacy, co twierdz�, �e wr�ci; je�li chodzi o mnie, to powiem
tylko: im pr�dzej, tym lepiej).
Wr�ci� Rynelf, nios�c dymi�cy dzban wina z korzeniami i cztery srebrne kubki. Tego im w�a�nie
by�o trzeba. Kiedy wys�czyli po kubku gor�cego p�ynu, poczuli od razu ciep�o w ca�ym ciele. Tylko
Eustachy krzywi� si�, krztusi� i plu�, i znowu by� chory, i od nowa zaczyna� p�aka�, i prosi�, aby mu
dostarczono Witaminizowanej Od�ywki na Nerwy firmy Plumptree i �eby mu j� rozpuszczono w
destylowanej wodzie, i w og�le, �eby go wysadzono na l�d w najbli�szym porcie.
- Weso�ego pasa�era nam sprowadzi�e�, bracie, nie ma co - szepn�� Kaspian do Edmunda,
chichocz�c, ale nim zd��y� powiedzie� co� wi�cej, Eustachy znowu wybuchn��:
- Och! C� TO znowu, na mi�o�� bosk�! Zabierzcie to, zabierzcie to szkaradztwo!
Tym razem usprawiedliwia� go troch� fakt, �e m�g� by� nieco zaskoczony. Z nadbud�wki na rufie
wysz�o co� rzeczywi�cie dziwnego i powoli si� do nich zbli�a�o. Mo�na by to nazwa� - i
odpowiada�oby to prawdzie - mysz�. Ale by�a to mysz stoj�ca na tylnych �apach i maj�ca ponad
p� metra wysoko�ci.
Wok� g�owy mia�a w�sk�, z�ot� przepask� z d�ugim, szkar�atnym pi�rem. (Futerko myszy by�o
ciemne, prawie czarne, wi�c efekt by� wspania�y.) Pazury lewej �apy spoczywa�y na r�koje�ci
rapiera, prawie tak d�ugiego jak jej ogon. Podziw budzi� spos�b, w jaki utrzymywa�a r�wnowag� na
ko�ysz�cym si� pok�adzie, zachowuj�c przy tym dostojno�� kroku i dworsko�� manier. �ucja i
Edmund rozpoznali t� dziwn� istot� natychmiast: by� to Ryczypisk, w�dz myszy, najwaleczniejszy
rycerz po�r�d wszystkich m�wi�cych zwierz�t Narnii. Okry� si� on wielk� s�aw� w drugiej bitwie
pod Berun�. �ucja mia�a straszn� ochot� (a mia�a j� zawsze, kiedy go spotyka�a) pochwyci�
Ryczypiska w ramiona i mocno do siebie przytuli�. Wiedzia�a jednak, �e to niemo�liwe; poczu�by
si� g��boko ura�ony. Przykl�k�a wi�c, aby z nim porozmawia�.
Ryczypisk wystawi� lew� nog�, cofn�� praw�, wykona� g��boki uk�on, uca�owa� jej r�k�,
wyprostowa� si�, podkr�ci� w�sa i powiedzia� przenikliwym, piskliwym g�osem:
- Pokorny s�uga waszej kr�lewskiej mo�ci. I kr�la Edmunda, a jak�e. - Tu sk�oni� si� ponownie.
- Obecno�� waszych wysoko�ci by�a jedyn� rzecz�, jakiej nam brakowa�o w tej wspania�ej
przygodzie.
- Och, zabierzcie to st�d - j�kn�� znowu Eustachy. - Nienawidz� myszy. I nie znosz� tresowa-
nych zwierz�t. S� g�upie, wulgarne i... i sentymentalne.
- Czy mam rozumie� - powiedzia� Ryczypisk do �ucji, obrzuciwszy uprzednio Eustachego
d�ugim spojrzeniem - �e ta wyj�tkowo nieuprzejma osoba jest pod opiek� waszej kr�lewskiej
mo�ci? Bo je�li nie...
W tym momencie �ucja i Edmund jednocze�nie kichn�li.
- C� za g�upiec ze mnie, �eby was trzyma� tutaj w mokrych ubraniach - rzek� Kaspian. -
Prosz� na d�, zaraz je zmienimy. Naturalnie oddaj� ci swoj� kajut�, �ucjo, ale obawiam si�, �e nie
mamy na pok�adzie damskich stroj�w. B�dziesz musia�a wybra� sobie co� z moich rzeczy.
Ryczypisku, prowad� i b�d� dobrym kompanem.
- Je�li w gr� wchodzi wygoda damy - powiedzia� Ryczypisk - nawet sprawa honoru musi ust�-
pi�, przynajmniej na jaki� czas - i spojrza� twardo na Eustachego. Ale Kaspian szybko popchn��
go do przodu i po chwili �ucja znalaz�a, si� w pomieszczeniu rufowym. By�o tu cudownie: trzy
prostok�tne okna, za kt�rymi wida� by�o niebiesk�, pofalowan� wod�, niskie, wy�cie�ane �awy z
trzech stron sto�u, ko�ysz�ca si� pod sufitem srebrna lampa (po misterno�ci wykonania pozna�a
robot� kar��w) i z�ota p�askorze�ba nad drzwiami przedstawiaj�ca Wielkiego Lwa Aslana. �ucja
zd��y�a tylko rzuci� okiem na to wszystko, bo Kaspian otworzy� ju� drzwi po prawej stronie i po-
wiedzia�:
- To b�dzie twoja kajuta. Wezm� tylko co� suchego dla siebie - m�wi�c to szpera� w jednej ze
skrytek w �cianie - i zostawiam ci�, �eby� mog�a si� przebra�. Mokre rzeczy wyrzu� za drzwi,
ka�� je zabra� do kuchni, aby wysch�y.
�ucja poczu�a si� tak swojsko, jakby mieszka�a w kajucie Kaspiana od kilku tygodni. Leniwe ko�y-
sanie okr�tu nie przeszkadza�o jej ani troch�, bo przecie� w dawnych czasach, gdy by�a kr�low� w
Narnii, nieraz odbywa�a dalekie morskie podr�e. Kajuta Kaspiana by�a niewielka, ale bardzo
czysta i jasna, z biegn�cymi dooko�a kolorowymi kasetonami wymalowanymi w ptaki, zwierz�ta,
szkar�atne smoki i winoro�le. Ubrania Kaspiana okaza�y si� na ni� za du�e, ale w ko�cu co� dla
siebie znalaz�a. Zw�aszcza jego trzewiki, sanda�y i d�ugie �eglarskie buty by�y beznadziejnie
wielkie, lecz stwierdzi�a, �e na statku mo�e przecie� chodzi� boso. Ju� ubrana popatrzy�a przez
okno na uciekaj�c� wartko wod� i odetchn�a g��boko. Pomy�la�a, �e znowu rozpocz�y si� dla nich
cudowne czasy.
Rozdzia� 2
NA POK�ADZIE "W�DROWCA DO �WITU"
NO, WRESZCIE JESTE�, �UCJO - powiedzia� Kaspian.
- Czekali�my tylko na ciebie. Oto m�j kapitan, lord Drinian.
Ciemnow�osy m�czyzna przykl�k� na jedno kolano i uca�owa� jej d�o�. Pr�cz niego i Kaspiana w
pomieszczeniu rufowym by� Ryczypisk i Edmund.
- A gdzie jest Eustachy? - zapyta�a �ucja.
- W ��ku - odrzek� Edmund. - I nie s�dz�, �eby mo�na by�o co� dla niego zrobi�. Kiedy si�
pr�buje by� dla niego mi�ym, jest jeszcze gorzej.
- A my tymczasem - powiedzia� Kaspian - musimy porozmawia�.
- �wi�ta racja - zgodzi� si� Edmund. - Przede wszystkim na temat czasu. Wed�ug naszego
czasu min�� rok, odk�d rozstali�my si� tu� przed twoj� koronacj�. Ile czasu up�yn�o w Narnii?
- Dok�adnie trzy lata - odrzek� Kaspian.
- Wszystko idzie dobrze? - zapyta� Edmund.
- Nie s�dzisz chyba, �e opu�ci�bym swoje kr�lestwo i wyruszy� na morze, gdyby by�y jakie�
k�opoty
- odpowiedzia� kr�l. - Nie mo�e by� lepiej. Nie ma ju� �adnych niesnasek mi�dzy Telmarami,
kar�ami, m�wi�cymi zwierz�tami, faunami i ca�� reszt�. By�o troch� trudno�ci z tymi
niespokojnymi olbrzymami na granicy, ale ostatniego lata dali�my im tak� nauczk�, �e teraz p�ac�
nam danin�. A wyruszaj�c w morze, pozostawi�em jako swego regenta wspania�� posta�, kar�a
Zuchona. Pami�tacie go?
- Kochany Zuchon - powiedzia�a �ucja. - Jasne, �e go pami�tam. Nie mog�e� dokona�
lepszego wyboru.
- Wierny jak borsuk, pani, i m�ny jak... jak mysz - rzek� Drinian. Chcia� powiedzie� "jak lew",
ale w por� zauwa�y� utkwione w sobie oczy Ryczypiska.
- A dok�d w�a�ciwie teraz zmierzamy? - zapyta� Edmund.
- To d�u�sza historia - powiedzia� Kaspian. - Pami�tacie mo�e, �e kiedy by�em dzieckiem, m�j
wuj, uzurpator Mira�, pozby� si� siedmiu przyjaci� mojego ojca (kt�rzy mogli stan�� po mojej
stronie), wysy�aj�c ich na zbadanie nieznanych M�rz Wschodnich poza Samotnymi Wyspami.
- Tak, pami�tam - wtr�ci�a �ucja. - I �aden z nich nigdy ju� nie wr�ci�.
- Tak w�a�nie by�o. A wi�c, w dniu mojej koronacji, za aprobat� Aslana, z�o�y�em przysi�g�, �e
kiedy zaprowadz� pok�j w Narnii, wyrusz� na trwaj�c� rok i jeden dzie� wypraw� poza Samotne
Wyspy, by odnale�� przyjaci� mojego ojca lub pom�ci� ich �mier�, je�li to b�dzie mo�liwe. Oto
imiona tych szlachetnych baron�w: Revilian, Bern, Argoz, Mavramorn, Oktezjan, Restimar i... och,
ten ostatni, kt�rego imi� tak trudno zapami�ta�...
- Baron Rup, panie - wtr�ci� Drinian.
- Rup, Rup, oczywi�cie - powiedzia� Kaspian. - Oto m�j g��wny cel wyprawy. Ale Ryczypisk
�ywi jeszcze inne, bardziej �mia�e nadzieje.
Wszystkie oczy zwr�ci�y si� na waleczn� mysz.
- Tak �mia�e jak duch, kt�ry mnie o�ywia - rzek� Ryczypisk - cho� by� mo�e tak ma�e jak m�j
wzrost. Ot�, dlaczego nie mieliby�my dotrze� do samego wschodniego kra�ca �wiata? I co
mo�emy tam zobaczy�? Je�li chodzi o mnie, to mam nadziej�, �e znajdziemy tam krain� Aslana.
Wielki Lew zawsze przybywa ze wschodu, zza morza.
- No wiecie, to jest my�l! - powiedzia� Edmund zmienionym z wra�enia g�osem.
- Ale czy s�dzisz - spyta�a �ucja - �e kraina Aslana jest taka... to znaczy... takiego rodzaju, �e
w og�le mo�na do niej DOP�YN��?
- Nie wiem, pani - odrzek� Ryczypisk. - Ale racz pos�ucha�. Kiedy by�em jeszcze w ko�ysce,
le�na boginka, driada, wypowiedzia�a nade mn� takie s�owa:
Gdzie si� niebo z wod� spotka, gdzie si� fala robi s�odka, Ryczypisku, bez w�tpienia spe�nisz
wszystkie swe pragnienia; tam jest Ostateczny Wsch�d.
Nie wiem, co ten wiersz oznacza, ale czar tych s��w urzek� mnie na ca�e �ycie.
Przez chwil� wszyscy milczeli, a� w ko�cu �ucja zapyta�a:
- A gdzie jeste�my teraz, Kaspianie?
- O tym powie ci lepiej kapitan - odrzek� Kaspian, a Drinian wydoby� map� i roz�o�y� j� na stole.
- Oto nasze po�o�enie - powiedzia�, wskazuj�c palcem. - M�wi�c �ci�lej, takie by�o dzi� w po-
�udnie. Po opuszczeniu Ker-Paravelu mieli�my niez�y wiatr i po�eglowali�my na p�noc, do Galmy,
dok�d dop�yn�li�my nast�pnego dnia. Tam stali�my w porcie przez tydzie�, poniewa� ksi��� Galmy
urz�dzi� wielki turniej na cze�� jego kr�lewskiej mo�ci. Kr�l powali� na ziemi� wielu rycerzy...
- I sam niejeden raz spad� z konia, Drinianie
- przerwa� mu Kaspian. - �lady tego mo�na ogl�da� do dzisiaj.
- ... Kr�l powali� na ziemi� wielu rycerzy - powt�rzy� Drinian, szczerz�c z�by - i wydawa�o si�
nam, �e ksi��� by�by bardzo rad, gdyby jego kr�lewska mo�� po�lubi� jego c�rk�, ale nic z tego nie
wysz�o...
- Mia�a zeza i piegi - wtr�ci� Kaspian.
- Biedaczka! - westchn�a �ucja.
- Po opuszczeniu Galmy - ci�gn�� Drinian
- wpadli�my w sztil trwaj�cy dwa dni, tak �e musieli�my w ko�cu u�y� wiose�, a potem znowu
z�apali�my wiatr i po czterech dniach dop�yn�li�my do Terebintu. Ale kr�l Terebintu wys�a� nam
ostrze�enie, aby�my nie wp�ywali do portu, bo w mie�cie panuje zaraza. Okr��yli�my przyl�dek i
rzucili�my kotwic� w ma�ej zatoczce, by nabra� �wie�ej wody. Musieli�my tam czeka� trzy dni,
zanim z�apali�my po�udniowo-wschodni wiatr i po�eglowali�my ku Siedmiu Wyspom. Trzeciego
dnia zaatakowa� nas piracki okr�t (terebincki, s�dz�c po takielunku), lecz po kr�tkiej wymianie
strza��w z �uk�w odp�yn��, widz�c, �e jeste�my dobrze uzbrojeni...
- A powinni�my go �ciga�, zdoby� aborda�em, a potem powiesi� tych wszystkich szubrawc�w -
wtr�ci� Ryczypisk.
- ... A po pi�ciu dniach zobaczyli�my Muil, kt�ra jest, jak wiecie, najdalej na zach�d wysuni�t�
jedn� z Siedmiu Wysp. Potem powios�owali�my przez cie�niny i przed zachodem s�o�ca
wp�yn�li�my do Redhaven na wyspie Brenn, gdzie przyj�to nas bardzo go�cinnie. Tam
uzupe�nili�my prowiant i wod�. Sze�� dni temu wyp�yn�li�my w morze, maj�c przez ca�y czas
sprzyjaj�cy wiatr. Bior�c pod uwag� dobr� szybko��, mam nadziej� zobaczy� Samotne Wyspy
pojutrze. Tak wi�c jeste�my ju� na morzu blisko trzydzie�ci dni i przebyli�my ponad czterysta lig,
czyli tysi�c dwie�cie mil morskich*.
- A co b�dzie za Samotnymi Wyspami? - zapyta�a �ucja.
- Tego nikt nie wie, wasza wysoko�� - odrzek� Drinian. - Mo�e powiedz� nam co� na ten temat
mieszka�cy Wysp.
* Liga morska - 5,56 kilometra =3 mile morskie Mila morska - 1,852 kilometra - przyp t�um
- Za naszych czas�w nie potrafili nic powiedzie� - wtr�ci� Edmund.
- A wi�c - rzek� Ryczypisk - nasza przygoda zacznie si� naprawd� dopiero za Samotnymi
Wyspami.
Kaspian zaproponowa�, �e przed kolacj� poka�e im statek, ale �ucja poczu�a wyrzuty sumienia i
powiedzia�a:
- Musz� p�j�� i zobaczy�, jak si� miewa Eustachy. Dobrze wiecie, �e choroba morska to rzecz
okropna. Gdybym tylko mia�a sw�j cudowny lek, wyleczy�abym go od razu.
- Przecie� go masz! - zawo�a� Kaspian. - Zupe�nie o tym zapomnia�em. Po waszym odej�ciu z
Narnii uzna�em, �e jest cz�ci� skarbu kr�lewskiego, wi�c wybieraj�c si� w podr�, zabra�em go ze
sob�. Je�li tylko uwa�asz, �e mo�na go marnowa� na co� takiego jak morska choroba...
- Wystarczy tylko kropelka - powiedzia�a �ucja.
Kaspian otworzy� jedn� ze skrytek w �awie i wyj�� z niej przepi�kny diamentowy flakonik, kt�ry
�ucja tak dobrze pami�ta�a.
- A wi�c przyjmij z powrotem to, co do ciebie nale�y, kr�lowo - rzek� Kaspian. Potem wyszli z
kajuty na zalany s�o�cem pok�ad.
W pok�adzie, po obu stronach masztu - od dziobu i od rufy - znajdowa�y si� dwa luki. Oba by�y
otwarte, jak zwykle w czasie dobrej pogody, aby wpu�ci� do wn�trza �wiat�o i �wie�e powietrze.
Kaspian poprowadzi� ich do jednego z luk�w. Zeszli po drabinie i znale�li si� w obszernym
pomieszczeniu z �awkami dla wio�larzy, kt�re bieg�y rz�dami wzd�u� obu burt. Przez okr�g�e
otwory na wios�a s�czy�o si� dzienne �wiat�o, na suficie migota�y s�oneczne plamki. Naturalnie
okr�t Kaspiana nie by� t� okropn� rzecz�, jak� jest galera, na kt�rej wio�larzami s� niewolnicy.
Wiose� u�ywano tylko podczas sztilu, czyli ciszy morskiej, albo do manewrowania przy brzegu, i
w�wczas wszyscy (pr�cz Ryczypiska, kt�ry mia� za kr�tkie nogi) wios�owali kolejno. Wzd�u� burt
pozostawiono wolne miejsce, aby wio�larze mieli gdzie oprze� nogi, ale ca�y �rodek zajmowa�o
obszerne, si�gaj�ce a� do st�pki zag��bienie, wype�nione najr�niejszym prowiantem: workami
m�ki, beczkami wody i piwa, bary�kami wieprzowiny, garncami miodu, buk�akami wina, jab�kami,
orzechami, serami, sucharami, rzep�, po�ciami bekonu. Z sufitu - to znaczy ze spodniej strony
pok�adu - zwiesza�y si� szynki i wie�ce cebuli. Wisia�y tu te� hamaki, w kt�rych wypoczywali
marynarze oczekuj�cy na swoj� wacht�.
Kaspian poprowadzi� ich w stron� rufy, krocz�c po �awkach wio�larskich (w ka�dym razie dla
niego by�y to kroki, bo �ucja wykonywa�a co� po�redniego mi�dzy krokami a susami, a Ryczypisk
musia� posuwa� si� do przodu d�ugimi skokami). W ten spos�b dotarli do �ciany dzia�owej na
wysoko�ci ruf�wki. Kaspian otworzy� niewielkie drzwiczki i wprowadzi� ich do pomieszczenia
wype�niaj�cego ster�wk� pod kajut� rufow�. By�o tu nisko, a �ciany zbiega�y si� ku sobie przy
pod�odze. Ma�ych, okr�g�ych okienek z grubego szk�a nigdy si� nie otwiera�o z tej prostej
przyczyny, �e by�y ju� pod lini� wody. Kiedy okr�t wspina� si� i opada� na falach, okienka robi�y
si� to z�ote - od s�o�ca, to ciemnozielone - od morskiej wody.
- To b�dzie nasza kajuta, Edmundzie - powiedzia� Kaspian. - My�l�, �e zostawimy koj� twemu
kuzynowi, a sobie rozwiesimy hamaki.
- Zaklinam wasz� kr�lewsk� mo��... - zacz�� Drinian, ale Kaspian szybko mu przerwa�: - Nie,
nie kapitanie, ju� to ustalili�my. Ty i Rins - Rins by� zast�pc� kapitana, czyli matem - kierujecie
statkiem i b�dziecie mie� mn�stwo spraw wieczorami, kiedy my b�dziemy sobie �piewa� pie�ni i
opowiada� stare opowie�ci. Musicie mie� rufow� kajut� nad nami.
Kr�lowi Edmundowi i mnie b�dzie tu bardzo wygodnie. Ale jak si� miewa nasz go��?
Eustachy, bardzo zielony na twarzy, j�kn�� i zapyta�, czy s� jakie� oznaki �wiadcz�ce o tym, �e
sztorm si� ko�czy.
- O jakim sztormie m�wisz? - zapyta� zdumiony Kaspian, a Drinian wybuchn�� �miechem.
- Sztorm! - zagrzmia�. - M�j m�ody panie, trudno sobie wymarzy� lepsz� pogod�!
- Kto to taki? - zapyta� Eustachy ze z�o�ci�. - Ka�cie mu st�d i��. G�owa mi p�ka od jego
wrzasku.
- Przynios�am co�, co sprawi, �e zaraz poczujesz si� lepiej - powiedzia�a �ucja.
- Och, id�cie sobie wszyscy i zostawcie mnie w spokoju - warkn�� Eustachy.
�ucja ju� otworzy�a sw�j flakonik i ca�a kajuta nape�ni�a si� cudownym zapachem. W ko�cu uda�o
si� go nam�wi�, aby prze�kn�� kropl�, i chocia� oznajmi�, �e to jakie� paskudztwo, po chwili
powr�ci�y mu rumie�ce. Musia� poczu� si� lepiej, bo zamiast dalej narzeka� na burz� i swoj�
g�ow�, zacz�� si� domaga� wysadzenia na l�d, dodaj�c, �e w pierwszym napotkanym porcie "z�o�y
przeciwko nim doniesienie" na r�ce brytyjskiego konsula. Ryczypisk zapyta�, co to jest
"doniesienie" i jak si� je sk�ada (my�l�c, �e to jaka� nie znana mu forma wyzwania na pojedynek),
na co Eustachy tylko mrukn�� z pogard�: "�eby czego� takiego nie wiedzie�". W ko�cu przekonali
go z trudem, �e w�a�nie p�yn� ile wiatru w �aglach do najbli�szego znanego im l�du i �e odes�anie
go teraz do Cambridge (gdzie mieszka wuj Harold) jest r�wnie trudne, jak wys�anie na Ksi�yc. Nie
przestaj�c si� d�sa�, w�o�y� wreszcie suche ubranie, kt�re mu przyniesiono, i wyszed� za nimi na
pok�ad.
Kaspian pokaza� im teraz ca�y okr�t, cho� w rzeczy samej widzieli ju� jego wi�ksz� cz��. Weszli
na pok�ad dziobowy i zobaczyli "cz�owieka na oku", czyli marynarza stoj�cego na ma�ej p�eczce
we wn�trzu poz�acanej szyi smoka i obserwuj�cego morze przez jego otwart� paszcz�. Pod
pok�adem dziob�wki by�a okr�towa kuchnia i kajuty dla �eglarskiej starszyzny: bosmana, cie�li i
dow�dcy �ucznik�w. Pewnie wydaje wam si� dziwne umieszczenie kuchni na dziobie, bo sobie
wyobra�acie, �e dym z jej komina leci na ca�y pok�ad. Ale tak by�oby tylko na parowcu,
ustawianym zwykle pod wiatr. Na �aglowcu wiatr zawsze wieje od rufy; dym oraz przykre zapachy
z kuchni s� natychmiast zdmuchiwane na zewn�trz.
Pokazano im tak�e platform� bitewn�, czyli marsa, i kiedy si� tam wdrapali, a� dech im zapar�o, tak
daleki i male�ki zdawa� si� pok�ad z tej wysoko�ci. Wydawa�o si�, �e nie ma �adnej szczeg�lnej
przyczyny, by trafi� akurat w pok�ad, a nie w morze, gdyby si� nagle spad�o. Potem weszli na
pok�ad rufowy, gdzie Rins i jeden z marynarzy trzymali wacht� przy wielkim rumplu, za kt�rym
podnosi� si� poz�acany ogon smoka z w�sk� �aweczk� biegn�c� po wewn�trznej stronie bok�w.
Okr�t nosi� nazw� "W�drowiec do �witu". Niewiele mia� wsp�lnego z naszymi wsp�czesnymi
statkami, ale r�ni� si� te� od narnijskich kog, karak i galeon�w z czas�w, gdy �ucja i Edmund byli
w Narnii monarchami, a Piotr Wielkim Kr�lem, poniewa� p�niej, za panowania przodk�w
Kaspiana, zaniechano w og�le �eglugi i budowy statk�w. Kiedy uzurpator Mira� wpad� na pomys�
wys�ania w morze siedmiu baron�w, trzeba by�o zakupi� okr�t w Galmie i tam naj�� za�og�.
Kaspian zacz�� jednak znowu uczy� Narnijczyk�w �eglarskiej sztuki, a "W�drowiec do �witu"
uchodzi� za najlepszy okr�t, jaki dot�d zbudowa�. By� tak ma�y, �e od masztu do dziobu niewiele
ju� pozostawa�o miejsca mi�dzy �rodkowym lukiem, �odzi� okr�tow� i zagrod� dla kur (�ucja
zaj�a si� ich karmieniem). Ale by� pi�kny jak m�oda dama - tak m�wili o nim �eglarze - mia�
�wietn� lini�, czyste kolory, misternie wyko�czone reje, liny i �agle. Eustachemu nic si� oczywi�cie
nie podoba�o i bez przerwy opowiada� o transatlantykach, motor�wkach, samolotach i �odziach
podwodnych ("Tak jakby ON co� o nich wiedzia�" - mrucza� Edmund), ale pozosta�a dw�jka by�a
"W�drowcem do �witu" zachwycona. Kiedy wr�cili do ster�wki na kolacj� i popatrzyli na s�o�ce,
p�on�ce nisko na zalanym szkar�atem zachodnim niebie, kiedy poczuli smak soli na wargach i dr�e-
nie statku, kiedy pomy�leli o nieznanych l�dach na wschodniej kraw�dzi �wiata - �ucja poczu�a
si� zbyt szcz�liwa, by mo�na to by�o wyrazi�.
Co my�la� Eustachy, najlepiej opowiedzie� jego w�asnymi s�owami. Kiedy nast�pnego ranka dostali
z powrotem swoje wysuszone ubrania, od razu wyci�gn�� z kieszeni ma�y, czarny notes z o��wkiem
i zacz�� prowadzi� dziennik. Notes ten zawsze mia� przy sobie i zapisywa� w nim wszystkie stopnie,
jakie otrzymywa�, bo chocia� �aden przedmiot w szkole nie interesowa� go sam dla siebie, mia�
bzika na punkcie stopni i cz�sto zaczepia� innych, m�wi�c: "Dosta�em czw�rk�. A co ty dosta�e�?"
Ale poniewa� nic nie wskazywa�o na to, �e na pok�adzie "W�drowca do �witu" b�dzie dostawa�
jakie� stopnie, zacz�� prowadzi� dziennik. Oto jego pierwszy zapis:
7 sierpnia. Ju� od dwudziestu czterech godzin jestem na tej piekielnej �ajbie, je�eli to nie sen. Przez
ca�y czas szaleje potworny sztorm (dzi�ki Bogu, nie mam morskiej choroby). Olbrzymie fale
wlewaj� si� na pok�ad od dziobu i ju� wiele razy widzia�em, jak przykry�y ca�y statek. Wszyscy
udaj�, �e tego nie zauwa�aj�. Albo to poza, albo te� sprawdza si� to, co m�wi� Haro�d: tch�rze
zawsze zamykaj� oczy na Fakty. To szale�stwo wyprawia� si� na morze w tak marnej �upinie.
Niewiele wi�ksza od lodzi ratunkowej. No i oczywi�cie absolutnie prymitywna wewn�trz. Nie ma
sali klubowej z prawdziwego zdarzenia, nie ma radia, �azienek, le�ak�w na pok�adzie. Wczoraj
wieczorem pokazano nam ca�y statek i robi�o mi si� niedobrze, gdy Kaspian pyszni� si� t� swoj�
dziecinn� ��dk�, jakby to by�a "Queen Elizabeth". Pr�bowa�em mu opowiedzie�, jak wygl�da
prawdziwy statek, ale jest na to za t�py. E. i �. OCZYWI�CIE mnie nie poparli. Przypuszczam, �e
taki dzieciak jak �. nie zdaje sobie sprawy z niebezpiecze�stwa, a E. podlizuje si� K., jak zreszt�
wszyscy na pok�adzie. Nazywaj� go kr�lem. Powiedzia�em mu, �e jestem republikaninem, a on
spyta�, co to znaczy! Sprawia wra�enie, jakby w og�le nie mia� o niczym poj�cia. Musz� zaznaczy�,
�e umieszczono mnie w najgorszej kajucie, w�a�ciwie w czym� w rodzaju lochu. �ucja dosta�a ca�y
pok�j na g�rze tylko dla siebie, zupe�nie niez�y w por�wnaniu z reszt�. K. m�wi, �e to dlatego, �e
jest dziewczynk�. Pr�bowa�em mu wyt�umaczy�, �e - jak zawsze m�wi Alberta - tego rodzaju
post�powanie w rzeczywisto�ci poni�a dziewczynki, ale i na to by� za t�py. M�g�by jednak zwr�ci�
uwag� na to, �e rozchoruj� si�, je�li b�d� mnie d�u�ej trzyma� w tej dziurze. E. m�wi, �e nie
powinni�my narzeka�, bo sam K. dzieli j� z nami, oddawszy swoj� kabin� L. Tak jakby to jeszcze
bardziej nie pogarsza�o sprawy: jest przecie� cia�niej! O ma�y w�os zapomnia�bym napisa�, �e jest
tu takie co� w rodzaju myszy. Zachowuje si� wobec ka�dego tak bezczelnie, �e trudno to sobie w
og�le wyobrazi�. Inni mog� jej na to pozwala�, je�li tylko maj� ochot�, ale je�li chodzi o mnie, to
ukr�c� jej ten �liczny ogon, jak ze mn� zacznie. Jedzenie jest okropne.
Do pierwszego powa�nego starcia mi�dzy Eustachym a Ryczypiskiem dosz�o wcze�niej, ni� mo�na
si� by�o spodziewa�. Nast�pnego dnia, gdy wszyscy pozostali siedzieli ju� przy stole, czekaj�c na
obiad (na morzu zawsze ma si� ogromny apetyt), Eustachy wpad� do kajuty, trzymaj�c si� za r�k� i
wrzeszcz�c:
- Ten ma�y dzikus o ma�o mnie nie zabi�! - ��dam stanowczo, aby trzymano go pod stra��! Mog�
wszcz�� post�powanie przeciw tobie, Kaspianie. Mog� ci kaza� zniszczy� to szkaradztwo.
W tej samej chwili pojawi� si� Ryczypisk. W r�ku trzyma� rapier, w�sy mia� dziko nastroszone, ale
nie zapomnia� o dobrych manierach.
- Prosz� wszystkich obecnych o wybaczenie, a szczeg�lnie jej kr�lewsk� mo�� - tu sk�oni� si�
przed �ucj�. - Gdybym tylko wiedzia�, �e w�a�nie tu poszuka schronienia, poczeka�bym na
bardziej stosowny czas, by mu da� nauczk�.
- Co si� sta�o, do licha? - zapyta� Edmund.
A oto, co si� naprawd� wydarzy�o. Ryczypisk, kt�remu zawsze si� wydawa�o, �e okr�t nie p�ynie
dostatecznie szybko, lubi� siadywa� na samym dziobie, tu� za g�ow� smoka, patrz�c w stron�
wschodniego horyzontu i swoim nieco skrzekliwym g�osem �piewaj�c cicho s�owa, jakie kiedy�
wypowiedzia�a nad
nim driada. Cho�by okr�tem nie wiem jak ko�ysa�o, nigdy si� niczego nie trzyma�, zachowuj�c
doskona�� r�wnowag� prawdopodobnie dzi�ki swemu d�ugiemu ogonowi, kt�ry zwisa� na pok�ad
mi�dzy s�upkami balustrady. Ca�a za�oga przyzwyczai�a si� ju� do tego, a marynarze trzymaj�cy
wacht� na oku bardzo ten zwyczaj polubili, bo mieli z kim porozmawia�. Nigdy si� nie wyja�ni�o,
w jakim celu Eustachy - zataczaj�c si�, potykaj�c i czo�gaj�c, bo nie nauczy� si� jeszcze
marynarskiego kroku - dosta� si� a� na pok�ad dziobowy. By� mo�e mia� nadziej� zobaczy� jaki�
l�d, a mo�e chcia� zw�dzi� co� z kuchni przez okno. Tak czy owak, jak tylko zobaczy� d�ugi ogon
zwisaj�cy z balustrady - mo�e to i by� widok kusz�cy - pomy�la�, �e by�oby wspaniale z�apa� za
ten ogon, wywin�� biedn� mysz� m�ynka raz czy dwa, a potem uciec i p�ka� ze �miechu. Z
pocz�tku wszystko sz�o jak z p�atka. Mysz nie by�a ci�sza od du�ego kota. Eustachy wyci�gn�� j�
za ogon zza balustrady i uradowany patrzy�, jak g�upio - wed�ug niego - wygl�da z roz�o�onymi
na wszystkie strony �apami i otwartym pyszczkiem. Na jego nieszcz�cie Ryczypisk, kt�ry nieraz
bywa� w gorszych opa�ach, nigdy nie traci� cho�by na chwil� ani g�owy, ani swoich umiej�tno�ci.
Nie�atwo wyci�gn�� rapier z pochwy, kiedy si� jest okr�canym w powietrzu za ogon, ale Ryczypisk
to potrafi�. Eustachy poczu� dwa bolesne uk�ucia w r�k� i natychmiast pu�ci� ogon myszy. W
nast�pnej chwili Ryczypisk odbi� si� od pok�adu jak pi�ka i ju� sta� na tylnych �apach, patrz�c na
niego gro�nie, a koniec d�ugiego, b�yszcz�cego i ostrego przedmiotu przypominaj�cego szpikulec
drga� niebezpiecznie o cal od brzucha Eustachego. (Narnijskie myszy nie przestrzegaj� zakazu
cios�w poni�ej pasa, bo trudno by im by�o w og�le si�gn�� wy�ej.)
- Przesta� - wybe�kota� Eustachy. - Id� sobie. Zabierz to. To niebezpieczne. Przesta�, m�wi�.
Powiem Kaspianowi. Ka�� ci� zwi�za�. Ka�� ci za�o�y� kaganiec.
- Dlaczego nie si�gasz po sw�j miecz, pod�y tch�rzu! - zapiszcza� Ryczypisk. - Dob�d� miecza
i walcz albo ci� wyp�azuj� na czarno i niebiesko!
- Nie mam broni - odpowiedzia� Eustachy. - Jestem pacyfist�. Nie wierz�, by walka mia�a jaki�
sens.
- Czy mam rozumie� - wycedzi� Ryczypisk, opuszczaj�c na chwil� rapier - �e nie zamierzasz
udzieli� mi satysfakcji?
- Nie wiem, o co ci chodzi - odrzek� Eustachy, ogl�daj�c swoj� zranion� r�k�. - Je�eli nie
znasz si� na �artach, to w og�le nie mam zamiaru zawraca� sobie g�owy twoj� osob�.
- A wi�c masz! - zawo�a� Ryczypisk. - A to... aby ci� nauczy� dobrych manier! ... i szacunku
wobec rycerza!... i dla myszy!... i dla ogona myszy!...
I za ka�dym s�owem uderza� go p�azem rapiera, kt�ry by� z hartowanej przez kar��w stali, cienki i
gi�tki jak brzozowa witka. Eustachy chodzi� do szko�y, w kt�rej - rzecz jasna - nie stosowano
kary cielesnej, wi�c to prze�ycie by�o dla niego ca�kowit� nowo�ci�. I oto dlaczego, chocia� nie
nauczy� si� jeszcze marynarskiego kroku, w ci�gu nieca�ej minuty zd��y� zbiec z pok�adu
dziobowego, pokona� ca�� d�ugo�� g��wnego pok�adu i wpa�� do kajuty rufowej, przez ca�� drog�
zawzi�cie �cigany przez Ryczypiska. Mia� przy tym wra�enie, �e rapier jest roz�arzony do czer-
wono�ci.
Nie by�o wi�kszych trudno�ci w za�agodzeniu ca�ej sprawy, gdy tylko Eustachy przekona� si�, �e
wszyscy potraktowali pomys� pojedynku zupe�nie powa�nie, i gdy us�ysza�, �e Kaspian chce mu
po�yczy� sw�j miecz, a Drinian i Edmund rozprawiaj� ju� nad tym, jak zmniejszy� wyra�n�
przewag� wzrostu Eustachego. Nad�sany przeprosi� w ko�cu Ryczypiska i poszed� z �ucj� przemy�
i zabanda�owa� r�k�. Potem uciek� do swojej koi, pami�taj�c o tym, by po�o�y� si� nie na plecach,
lecz na boku.
Rozdzia� 3
SAMOTNE WYSPY
- Ziemia na horyzoncie! - zawo�a� cz�owiek na oku.
�ucja, kt�ra w�a�nie rozmawia�a z Rinsem na pok�adzie rufowym, szybko zesz�a po drabinie i, pod-
�piewuj�c rado�nie, pobieg�a na dzi�b. Po drodze przy��czy� si� do niej Edmund, a kiedy wspi�li si�
na pok�ad dziobowy, zastali ju� tam Kaspiana, Driniana i Ryczypiska. By� ch�odny ranek, niebo nie
nabra�o jeszcze barwy, a na bardzo ciemnym morzu bieli�y si� tu i �wdzie grzywy fal. I oto przed
nimi, nieco na prawo, widnia�a najbli�sza z Samotnych Wysp, Felimata, jak niskie, zielone wzg�rze
po�r�d morza. Poza ni� majaczy�y szare zbocza siostrzanej wyspy Dorn.
- Nasza stara Felimata! Nasz stary Dorn! - zawo�a�a �ucja, klaszcz�c w d�onie. - Och,
Edmundzie, ile� to czasu up�yn�o od chwili, gdy widzieli�my j� po raz ostatni!
- Nigdy nie mog�em dociec, jak to si� sta�o, �e te wyspy nale�� do narnijskiej Korony -
powiedzia� Kaspian. - Czy to Wielki Kr�l Piotr je podbi�?
- Och, nie - odrzek� Edmund. - Nale�a�y do Narnii jeszcze przed naszym przybyciem, za
czas�w Bia�ej Czarownicy.
(Nawiasem m�wi�c, sam nie wiem, jak dosz�o do tego, �e te odleg�e wyspy sta�y si� cz�ci�
narnijskiej Korony; je�li si� kiedy� dowiem, a opowie�� oka�e si� ciekawa, mo�e opisz� to w innej
ksi��ce.)
- Czy mamy tu przybi� do brzegu, panie? - zapyta� Drinian.
- Nie s�dz�, aby by�o warto - powiedzia� Edmund. - Za naszych czas�w Felimata by�a prawie
bezludna i nic nie wskazuje na to, �e co� si� zmieni�o. Ludzie mieszkaj� g��wnie na Dornie oraz na
Awrze - to trzecia wyspa, jeszcze jej nie wida�. Na Felimacie s� tylko pasterze strzeg�cy wielkich
stad owiec.
- A wi�c trzeba b�dzie okr��y� przyl�dek - powiedzia� Drinian - i wyl�dowa� na Dornie. A to
oznacza, �e musimy u�y� wiose�.
- Szkoda, �e omijamy Felimat� - odezwa�a si� �ucja. - Bardzo bym chcia�a znowu po niej
pochodzi�, w�r�d tej cudownej trawy i koniczyny. I by�o tam tak samotnie... mam na my�li ten mi�y
rodzaj samotno�ci.
- I ja bym ch�tnie rozprostowa� nogi - powiedzia� Kaspian. - Co� wam powiem. Dlaczego nie
mieliby�my wzi�� �odzi, przybi� do brzegu i odes�a� j� z powrotem, a potem przej�� przez wysp� i
wr�ci� na pok�ad "W�drowca do �witu" �odzi�, kt�r� by nam Drinian przys�a� po op�yni�ciu
przyl�dka?
Gdyby Kaspian mia� ju� to do�wiadczenie, jakie zdoby� p�niej, nigdy by nie uczyni� tej
propozycji, ale w tym momencie wszystkim wydawa�a si� ona wspania�a.
- Och, zr�bmy tak! - zawo�a�a �ucja.
- Pop�yniesz z nami? - zapyta� Kaspian Eustachego, kt�ty pojawi� si� na pok�adzie z zabanda�o-
wan� r�k�.
- Zrobi� wszystko, byle tylko zej�� z tej przekl�tej �ajby - odpowiedzia� Eustachy.
- Przekl�tej? Co masz na my�li? - zapyta� Drinian.
- W cywilizowanym kraju, z jakiego pochodz�
- odpar� Eustachy - statki s� tak du�e, �e kiedy si� przebywa w �rodku, trudno w og�le
zauwa�y�, �e si� jest na morzu.
- Po co wobec tego w og�le wyp�ywa� w morze?
- zdziwi� si� Kaspian. - Kapitanie, ka� spu�ci� ��d�. Kr�l, Ryczypisk, �ucja, Edmund i Eustachy
zeszli do �odzi, kt�ra przewioz�a ich na brzeg Felimaty. Marynarze powios�owali z powrotem, a oni
stan�li na piaszczystej pla�y i popatrzyli na "W�drowca do �witu" stoj�cego w oddali na kotwicy. Z
tej odleg�o�ci wydawa� si� zaskakuj�co ma�y.
�ucja by�a wci�� boso (bo, jak pami�tacie, zrzuci�a swoje buty, gdy wpad�a do morza), ale wcale
si� tym nie przejmowa�a, skoro czeka� j� spacer po puszystej murawie. Cudownie by�o znale�� si�
znowu na l�dzie i wdycha� zapach ziemi i trawy, cho� pocz�tkowo grunt zdawa� si� ko�ysa� pod
nogami, jak to zwykle bywa, gdy si� zejdzie ze statku po d�ugiej podr�y. Na wyspie by�o o wiele
cieplej ni� na pok�adzie i �ucja z rado�ci� brodzi�a po rozgrzanym piasku pla�y. Wysoko w g�rze
�piewa� skowronek.
Ruszyli w g��b wyspy, wspinaj�c si� na zbocze do�� stromego, cho� niezbyt wysokiego wzg�rza.
Na szczycie spojrzeli jeszcze raz za siebie, gdzie na ciemnej wodzie "W�drowiec do �witu" ja�nia�
jak wielki, b�yszcz�cy owad, sun�c powoli na wios�ach ku p�nocnemu zachodowi. A potem
przeszli przez grzbiet wzg�rza i wkr�tce stracili okr�t z oczu.
Teraz ujrzeli wysp� Dorn, oddzielon� od Felimaty szerokim na mil� kana�em, a za ni�, po lewej
stronie, wysp� Awr�. Wida� te� by�o doskonale bielej�cy na Dornie port Narrowhaven.
- Hej, a co to takiego? - powiedzia� nagle Edmund.
W zielonej dolinie, w kt�r� wchodzili, zobaczyli sze�ciu lub siedmiu uzbrojonych, gro�nie
wygl�daj�cych ludzi siedz�cych pod drzewem.
- My�l�, �e lepiej b�dzie nie m�wi� im, kim jeste�my - powiedzia� Kaspian.
- Ale dlaczego, wasza kr�lewska mo��? - zapyta� Ryczypisk, kt�ry zgodzi� si�, by �ucja nios�a
go na barana.
- Przysz�o mi do g�owy - odrzek� Kaspian - �e ju� od dawna mogli nie mie� kontaktu z Narni�.
Bardzo mo�liwe, �e nie uznaj� naszej w�adzy. A je�li tak, to nie by�oby zbyt bezpiecznie ujawnia�
si� przed czasem.
- Mamy przecie� miecze, panie - powiedzia� Ryczypisk.
- Tak, Ryczypisku, nie zapomnia�em o tym - odpar� Kaspian - ale je�eli mieliby�my podbija�
te wyspy na nowo, to wola�bym tu powr�ci� z nieco wi�ksz� armi�.
Byli ju� blisko obozuj�cych pod drzewem ludzi.
Jeden z nich - wysoki, czarnow�osy m�czyzna - zawo�a� na ich widok:
- Mile witamy, obcy przybysze!
- I my was witamy - odpar� Kaspian. - Czy na Samotnych Wyspach jest jeszcze gubernator?
- A jest, jest, jako �ywo - odpowiedzia� m�czyzna. - Gubernator Gumpas. Jego samowystar-
czalno�� przebywa w Narrowhaven. Ale usi�d�cie i napijcie si� z nami.
Kaspian podzi�kowa� uprzejmie i - chocia� ani jemu, ani reszcie nie bardzo przypad�a do gustu ta
nowa znajomo�� - wszyscy usiedli pod drzewem. Nie zd��yli jednak nawet podnie�� do ust
ofiarowanych im kubk�w, gdy czarnow�osy m�czyzna da� znak swoim towarzyszom i w mgnieniu
oka ca�a pi�tka zosta�a pochwycona przez silne r�ce. Pr�bowali si� broni�, ale szybko ulegli
przewadze napastnik�w. Po chwili ka�dy sta� ju� rozbrojony, z r�kami zwi�zanymi na plecach.
:46�
Tylko Ryczypisk miota� si� jeszcze rozpaczliwie w u�cisku swego przeciwnika, gryz�c go z furi�.
- Ostro�nie z tym zwierzakiem, Teks - powiedzia� przyw�dca bandy - nie zr�b mu krzywdy.
G�ow� daj�, �e dostaniemy za niego wi�cej ni� za ca�� reszt�.
- Tch�rz! N�dzny tch�rz! - zaskrzecza� Ryczypisk. - Oddaj mi rapier i pu�� moje r�ce, je�li
tylko starcza ci odwagi!
- Fiu-fiu-fiu - zagwizda� �owca niewolnik�w (bo, jak si� chyba domy�lacie, tym w�a�nie by�
czarnow�osy przyw�dca bandy). - To� to cudo m�wi! Nigdy jeszcze czego� takiego nie trafi�em.
Niech mnie diabli porw�, je�li nie wezm� za niego co najmniej dwustu krescent�w*.
* Kalorme�ski krescent, kt�ry jest g��wn� monet� w tych okolicach, ma warto�� oko�o jednej trzeciej angielskiego
funta (przyp. autora)
- A wi�c wiemy ju�, kim jeste� - powiedzia� Kaspian. - �owca ludzi i handlarz �ywym
towarem! Mam nadziej�, �e jeste� z tego dumny.
- No, no, no - odezwa� si� handlarz. - Nie zaczynaj mi tu prawi� kaza�. Im bardziej b�dziecie
pos�uszni, tym mniej b�dzie to was kosztowa�. Nie robi� tego dla przyjemno�ci. Zarabiam na �ycie,
jak ka�dy.
- Dok�d chcesz nas zabra�? - zapyta�a �ucja, wymawiaj�c ka�de s�owo z pewnym trudem.
- Do Narrowhaven. Akurat jutro mamy dzie� targowy.
- Czy jest tu gdzie� konsul brytyjski? - zapyta� Eustachy.
- Kto taki?
Ale na d�ugo przedtem, zanim Eustachy zm�czy� si� pr�bami wyja�nienia, o co mu chodzi,
przyw�dca bandy uci�� kr�tko:
- Dobra, dobra. Mam ju� dosy� tego gl�dzenia. Ta mysz to wielka gratka, ale ten tutaj zagada�by
na �mier� nawet os�a. No, braciszkowie, zabieramy si� st�d.
Przywi�zano ich do d�ugiej liny i ca�y orszak ruszy] ku wybrze�u. Tylko Ryczypisk nie szed� na
w�asnych
nogach, ni�s� go jeden z porywaczy. Nie m�g� ju� gry��, bo zwi�zano mu pysk, ale m�g� jeszcze
m�wi� i rzeczywi�cie mia� wiele do powiedzenia. �ucja dziwi�a si�, �e jakikolwiek cz�owiek mo�e
znie�� te wszystkie obelgi, kt�re mysz wyrzuca�a z siebie przez ca�y czas pod adresem handlarza
niewolnik�w. Ale on nic sobie z tego nie robi�, a nawet wtr�ca� co jaki� czas, gdy Ryczypisk
przerywa� dla nabrania oddechu: "No, dalej, powiedz co� jeszcze!" albo: "Psiajucha, trudno w to
uwierzy�, ale m�wi tak, jakby wiedzia�, co m�wi", albo: "Czy to jedno z was tak j� wytresowa�o?"
Te uwagi tak rozw�cieczy�y Ryczypiska, �e w ko�cu zach�ysn�� si� zbyt wielk� liczb� s��w, kt�re
chcia� wyrzuci� z siebie jednocze�nie, wi�c tylko kr�tko zabulgota� i ucich�. Doszli w ko�cu do
ma�ej wioski nad cie�nin� dziel�c� Felimat� od Dornu. Na piasku le�a�a d�uga ��d�, a w pewnej
odleg�o�ci od brzegu ko�ysa� si� jaki� brudny, prymitywnie wygl�daj�cy statek.
- A teraz, droga m�odzie�y - powiedzia� handlarz - tylko bez awantur, a nie b�dzie powod�w
do p�aczu. Wszyscy do �odzi.
W tym momencie z jednego z dom�w (wygl�daj�cego na gospod�) wyszed� jaki� postawny,
brodaty m�czyzna i powiedzia�:
- Hej, Glino, widz�, �e masz �wie�y towar? Handlarz, kt�ry najwidoczniej nazywa� si� Glino,
sk�oni� si� nisko i powiedzia� przymilnym g�osem:
- A tak, wasza wysoko��, jest tego troch�.
- Ile chcesz z