8123
Szczegóły |
Tytuł |
8123 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8123 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8123 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8123 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Martin Scott
Thraxas na Wyspach Elf�w
Przek�ad Anna Czajkowska
Tytu� orygina�u THRAXAS AND THE ELVISH ISLES
Wersja angielska 2000
Wersja polska 2001
1
P�noc ju� dawno min�a, powietrze w tawernie jest ci�kie od dymu thazis. St�
przede mn�j�czy pod ci�arem pieni�dzy zgromadzonych w banku. Co tydzie� Pod
M�ciwym
Toporem rozgrywana jest partia raka, rzadko jednak si� zdarza, aby w jednym
rozdaniu pula
by�a tak wysoka. Zosta�o nas tylko sze�ciu. Kapitan Rallee, kt�ry wychodzi
nast�pny, d�ugo
wpatruje si� w swoje karty.
- Uwa�am, �e Thraxas blefuje - oznajmia wreszcie i popycha ku �rodkowi sto�u
swoje
pi��dziesi�t guran�w.
Obok kapitana siedzi stary Grax, sprzedawca wina. Grax to szczwana sztuka.
Kiedy�
pokona� genera�a Akariusza, kt�ry uwa�any jest powszechnie za najlepszego gracza
w
turajskiej armii. Nie�atwo jest przejrze� zamiary Graxa. Widz�c, z jak�
pewno�ci� siebie
przesuwa pieni�dze na �rodek sto�u, mo�na by pomy�le�, �e dosta� �wietne karty.
Aleja nie
jestem pewien. Wydaje mi si�, �e wcale tak nie jest.
Na zewn�trz ulice s� ciemne i ciche. Frontowe drzwi tawerny zamkni�to na klucz.
�wiat�o z kominka i pochodni na �cianach ta�czy na twarzach kilkunastu widz�w. W
milczeniu s�cz� drinki; im te� udzieli�o si� napi�cie, bowiem partia zbli�a si�
do punktu
kulminacyjnego.
- Pasuj� - oznajmia Raweniusz. Jest synem bogatego senatora, m�odzie�cem z
dobrej
dzielnicy, kt�ry do��cza do nas niemal co tydzie�. Du�o przegra� dzisiejszej
nocy i na jego
twarzy maluje si� rozczarowanie, ale wr�ci tu za tydzie� z nast�pnym workiem
pieni�dzy.
Gurd, w�a�ciciel tawerny, jeszcze nie odpad� z gry. Wychodzi nast�pny. Od �aru
buchaj�cego z kominka jego czo�o poby�o si� potem. Odizuca z twaizy pasma siwych
w�os�w
i wpatruje si� w karty, kt�re niemal nikn� w jego olbrzymich d�oniach. Gurd to
barbarzy�ca z
p�nocy. W m�odo�ci walczyli�my razem na ca�ym �wiecie jako najemnicy. Razem
grali�my
te� w raka. Gurd to sprytny gracz. Jest przekonany, �e wie ju� o mojej technice
wszystko, co
mo�na wiedzie�. Myli si�.
- Wchodz� - mruczy, przesuwaj�c pieni�dze muskularn� r�k�. Kapitan Rallee unosi
dzbanek i poci�ga �yk piwa. Dwaj jego podw�adni, stra�nicy, nadal w mundurach i
z
mieczami u boku, siedz� obok, z zainteresowaniem �ledz�c gr�. Tanrose, kucharka
z tawerny,
porzuci�a swoje miejsce przy barze i podesz�a bli�ej, aby obserwowa� graczy.
Ostatni wychodzi Kasax, szef lokalnego oddzia�u Bractwa, pot�nego gangu, kt�ry
rz�dzi w po�udniowej cz�ci Turai. Niecz�sto si� zdarza, aby kapitan Rallee
zasiada� z szefem
Bractwa przy tym samym stole. W przeciwie�stwie do wi�kszo�ci turajskich
urz�dnik�w
kapitan jest zbyt uczciwy, aby utrzymywa� stosunki towarzyskie z
przedstawicielami �wiata
przest�pczego. Jednak Rallee uwielbia gra� w raka, robi wi�c wyj�tek dla naszych
cotygodniowych spotka�.
Niezwyk�e jest te� to, �e Kasax zasiada przy jednym stole ze mn�. Szefowie
Bractwa
nie lubi� prywatnych detektyw�w. Kasax nieraz ju� grozi�, �e ka�e mnie zabi�.
Jego goryl,
Karlox, wielki jak w�, kt�ry siedzi teraz przy jego boku, niczego wi�cej nie
pragnie, jak
tylko wypatroszy� mnie swoim mieczem. B�dzie musia� poczeka�. Przy tym stole
nigdy nie
u�ywa si� przemocy i dlatego w�a�nie przyci�ga on do Dwunastu M�rz klientel� tak
r�norodn� jak bogaci kupcy winni i synowie senator�w, kt�rzy zazwyczaj raczej
starannie
unikaj� tej cz�ci miasta. Kasax obrzuca nas gniewnym spojrzeniem i skubie
kolczyk w uchu.
Mo�e to oznaka napi�cia. A mo�e nie. Kasaxa trudno przejrze�. W milczeniu
czekamy na
jego ruch. Oczekiwanie trwa d�u�sz� chwil�.
- Wchodz� - mruczy wreszcie. -1 przebijam.
M�wi�c to, wyci�ga r�k�, a Karlox wk�ada mu w d�o� p�kat� sakiewk�. Kasax
otwiera j� i szybko przelicza pieni�dze.
- Twoje pi��dziesi�t guran�w i jeszcze dwie�cie.
S�ycha� podekscytowane szepty widz�w. Dwie�cie guran�w! Uczciwemu
obywatelowi zarobienie takiej sumy zajmuje du�o czasu. Mnie r�wnie�, chocia� nie
jestem
przesadnie uczciwy.
Pojawia si� Makri z tac� drink�w. Raweniusz przygl�da si� jej z
zainteresowaniem.
Makri warto si� przyjrze�, je�li jest si� m�odym m�czyzn� i ma do�� energii na
takie rzeczy.
To nie byle jaki widok: mocna, pi�kna, a na dodatek prawdopodobnie jedyna osoba
w tych
stronach, w kt�rej �y�ach p�ynie krew Ork�w, Elf�w i Ludzi. W pracy nosi sk�pe
bikini z
kolczugi, wy��cznie po to, aby zbiera� napiwki; a poniewa� Makri ma wspania��
figur� (o
takich kobietach m�czy�ni marz�, kiedy s� daleko od domu, a w domu by� mo�e
jeszcze
bardziej), napiwk�w jej nie brakuje.
Moje karty le�� na stole przede mn�. Nie zadaj� sobie trudu, aby zn�w w nie
zerkn��.
Na wyzwanie rzucone przez Kasaxa nie reaguj� ani zbyt wolno, ani zbyt szybko. Na
og�
dwie�cie guran�w w jednym rozdaniu to troch� za du�o jak na moje mo�liwo�ci,
jednak w
zesz�ym miesi�cu wyszed�em z wy�cigu ku czci Turasa z okr�g�� sumk� dzi�ki
bardzo
przemy�lnie postawionym zak�adom. Zosta�a mi jeszcze niemal cala wygrana, wi�c
mog�
wej��. Bior� piwo z tacy Makri i odsuwam krzes�o o par� centymetr�w, aby zrobi�
nieco
wi�cej miejsca dla swego brzucha. Z kolan podnosz� sakiewk�, wyliczam dwie�cie
guran�w i
popycham je ku �rodkowi sto�u.
Jedynym d�wi�kiem, jaki rozlega si� w tawernie, jest syk ognia. Makri, kt�ra
nale�y
do niewielkiej grupy przyjaci�, jakich mam w tym mie�cie, wlepia we mnie wzrok.
Wyraz jej
twarzy m�wi mi, i� uwa�a mnie za g�upca; jest pewna, �e zaraz rozstan� si� ze
swoimi
pieni�dzmi.
Dla kapitana Rallee stawka jest ju� za wysoka. Sam si� przekona�, do czego
prowadzi
uczciwo��. Aby z nami wsp�zawodniczy�, powinien od czasu do czasu wzi��
�ap�wk�.
Kapitan odk�ada karty z wyrazem niesmaku na twarzy.
Nast�pny jest stary Grax. Pomimo gor�ca nadal ma na sobie ciemnozielony p�aszcz
z
futrzanym ko�nierzem, kt�ry jest oznak� wysokiej pozycji, jak� zajmuje w
Czcigodnym
Stowarzyszeniu Kupc�w. To bogacz - nic dziwnego, gdy we�mie si� pod uwag�, ile
wina
wypijaj� obywatele Turai - jednak karty, kt�re trzyma w r�ku, najwyra�niej nie
zach�caj� go
do zaryzykowania dwustu guran�w.
Mia�em racj�. Grax odk�ada karty. Jego twarz nie zdradza ani gniewu, ani
rozczarowania. Gestem prosi Makri o wino. Ja pij� piwo. Nie jestem cz�owiekiem,
kt�ry musi
zachowywa� zupe�n� trze�wo�� przy karcianym stole. A przynajmniej chc� w to
wierzy�.
Gurd wzdycha g��boko. Ju� dzisiaj przegra�, a dwie�cie guran�w powa�nie
nadszarpn�oby finanse tawerny. Du�o kosztowa�y go remonty po zamieszkach, kt�re
w
zesz�ym roku ogarn�y ca�e miasto, i by� mo�e to wp�ywa na jego decyzj�. Z
niech�ci�
odk�ada karty. Dostrzegam u�miech na twarzy Tanrose, kt�ra nie lubi, kiedy Gurd
przegrywa.
Nasza kucharka podkochuje si� w starym barbarzy�cy - a poza tym to on p�aci jej
pensj�.
Makri wr�cza mi piwo i staje obok mnie. Tutaj, Pod M�ciwym Toporem, wszyscy ju�
si� do niej przyzwyczaili, ale gdzie indziej w mie�cie wygl�d mojej przyjaci�ki
nadal zwraca
uwag�, i nie chodzi tylko o urod� i figur�. Rdzawy odcie� jej sk�ry zdradza
orkijskie
pochodzenie, a w Turai takie osoby s� uwa�ane za przekl�te; to wyrzutki
spo�ecze�stwa,
kt�rych obecno�� jest niepo��dana. Wszyscy tu nienawidz� Ork�w, chocia� obecnie
panuje
mi�dzy nami pok�j. Makri jest Orkiem tylko w jednej czwartej, ale w wielu
wypadkach to
zupe�nie wystarczy, aby mia�a k�opoty.
Przed Kasaxem stoi szklanka wody. Ani jedna kropla alkoholu nie przesz�a przez
jego
wargi od czasu, gdy usiad� za sto�em, czyli od prawie sze�ciu godzin. Jego oczy,
czarne jak
noc, w �wietle pochodni jarz� si� z�o�liw� inteligencj�. Strzela palcami. Goryl
Karlox si�ga za
pazuch� i wyci�ga jeszcze wi�ksz� torb� pieni�dzy.
- Odlicz mi tysi�c - m�wi Kasax niedbale, jakby stawianie tysi�ca guran�w w
jednym
rozdaniu by�o czym�, co zdarza si� codziennie.
Widzowie nie mog� zapanowa� nad zdumieniem; w�r�d pe�nych podniecenia szept�w
wyci�gaj� szyje, aby lepiej widzie�.
Karlox odlicza pieni�dze. Kasax patrzy mi prosto w oczy. Oddaj� mu spojrzenie.
Moja
twarz nawet najmniejszym drgni�ciem nie zdradza uczu�. Nie s�dz�, �eby szef
Bractwa
blefowa�. Ma dobre karty. Mnie to nie przeszkadza, boja te� dosta�em niez�e. Mam
cztery
czarne smoki. W raku cztery czarne smoki s� praktycznie nie do pobicia.
Mocniejsza jest
tylko pe�na kr�lewska rezydencja, ale je�li oka�e si�, �e Kasax skompletowa�
kr�lewsk�
rezydencj� akurat wtedy, gdy ja zdoby�em cztery smoki, zaczn� podejrzewa�, �e
wszystko
odby�o si� niezupe�nie uczciwie. Wtedy b�d� zadawa� pytania... za pomoc� miecza.
Spokojnie poci�gam �yk piwa i przygotowuj� si� do oskubania gangstera. Moja
twarz
jest bez wyrazu, ale w duszy ciesz� si� jak cholera. Walczy�em na ca�ym �wiecie,
widzia�em
Ork�w, Elfy i smoki, pracowa�em w pa�acu cesarskim, by�em te� w rynsztoku.
Rozmawia�em,
pi�em i grywa�em z kr�lami, ksi���tami, czarownikami i �ebrakami, a teraz
zamierzam odej��
od sto�u z najwi�ksz� wygran�, jak� kiedykolwiek widziano w dzielnicy Dwana�cie
M�rz. Na
ten moment czeka�em przez ca�e �ycie.
- - Tysi�c guran�w - mamrocze Karlox i wr�cza pieni�dze swemu szefowi. Kasax
przygotowuje si� do licytacji.
- - Mog� przysi��� na brzegu twojego krzes�a? - pyta mnie Makri, przerywaj�c
milczenie. - Czuj� si� nieco znu�ona. W tym miesi�cu mocno krwawi�.
Ze zdumienia mrugam oczami. - Co?
- Mam miesi�czk�. W tym czasie kobieta cz�sto czuje si� zm�czona.
Na u�amek sekundy w pokoju zapada g��boka, pe�na przera�enia cisza. Zaraz potem
wybucha ogromny zgie�k, bo wszyscy w panice zrywaj� si� z krzese�. Jestem
pewien, �e
�adna kobieta w Turai nigdy jeszcze nie powiedzia�a czego� takiego publicznie. W
naszym
mie�cie menstruacja zajmuje wysok� pozycj� na li�cie temat�w tabu. Na to
zgromadzenie
hazardzist�w i pijak�w s�owa Makri podzia�a�y wi�c jak ognisty oddech smoka.
Kasax
zamiera. Kiedy� podobno zabi� lwa go�ymi r�kami, ale z czym� takim nie potrafi
sobie
poradzi�. Na twarzy siedz�cego obok Gurda maluje si� zgroza, jakiej nie
widzia�em od
chwili, gdy podczas przedzierania si� przez Wzg�rza Macyjskie natkn�li�my si� na
wielkiego,
jadowitego w�a, kt�ry uni�s� nagle g�ow� i ugryz� go w nog�.
Krzes�a padaj� na ziemi�, kiedy go�cie p�dz� do wyj�cia. Miody pontyfik Derlex,
tutejszy kap�an, z wrzaskiem wybiega z tawemy.
- - Otworz� ko�ci�, aby natychmiast przeprowadzi� rytua� oczyszczenia! - wo�a
przez
rami� i znika za drzwiami.
- - Ty wredna dziwko! - krzyczy Karlox, pomagaj�c wsta� swemu szefowi. Kasax
jest
tak wstrz��ni�ty, �e nie potrafi odej�� o w�asnych si�ach. Jego pozostali
podw�adni przed
odej�ciem zbieraj� pieni�dze swego szefa, nie tylko ostatni tysi�c, ale i te,
kt�re przedtem da�
do puli.
- - Nie mo�ecie tego robi�! - wrzeszcz�, zrywaj�c si� na nogi i szukaj�c miecza,
ale
oni ju� maj� w r�kach bro�. Ze sposobu, w jaki kapitan Rallee zapina p�aszcz,
wnosz�, �e nie
zostanie, aby mi pom�c. Gurd, m�j zaufany towarzysz w nieszcz�ciu, znika
w�a�nie w
pokoju na ty�ach. S�ysz�, jak mruczy, �e je�li tego rodzaju sytuacje b�d� si�
powtarza�y,
zamknie tawern� i wr�ci na p�noc.
Jakie� trzydzie�ci sekund po ponurym stwierdzeniu Makri tawerna jest ju�
ca�kowicie
opustosza�a. Wszyscy go�cie uciekli do swoich bezpiecznych dom�w albo prosto do
ko�cio�a,
aby dokona� rytualnego oczyszczenia. Patrz� na Makri. Chc� na ni� nawrzeszcze�,
ale nie
mog� wyda� z siebie d�wi�ku. Jestem zbyt wstrz��ni�ty, �eby krzycze�. Makri
wydaje si�
zaskoczona.
- Co si� sta�o? - pyta.
R�ce mi si� trz�s�. Podniesienie kufla do ust zajmuje mi d�u�sz� chwil�. Piwo
o�ywia
mnie na tyle, �e mog� wyduka� kilka s��w. - Ty... ty... ty...
- - No, Thraxasie, j�kanie si� nie jest w twoim stylu. Co si� dzieje? Czy
powiedzia�am
co� siego?
- - Co� z�ego! - rycz�, bo furia wreszcie przywr�ci�a mi mow�. - Co� z�ego? �Czy
mog� usi���, bo mocno krwawi�? Czy ty zupe�nie oszala�a�? Nie masz wstydu?
- - Nie rozumiem, sk�d to ca�e zamieszanie.
- - Nie wolno wspomina� o... wspomina� o... - jako� nie potrafi� wym�wi� tego
s�owa.
- - Menstruacji? - podpowiada Makri us�u�nie.
- - Przesta� to powtarza�! - krzycz�. - Patrz, co narobi�a�! Mia�em w�a�nie
zgarn��
tysi�c guran�w Kasaxa, a ty go tak przestraszy�a�, �e uciek�!
Jestem siny z gniewu. W mojej duszy kot�uj� si� dziwne uczucia. Mam czterdzie�ci
trzy lata. O ile pami�tam, nie p�aka�em od czasu, gdy jako o�mioletniego ch�opca
ojciec
przy�apa� mnie na buszowaniu w piwnicy z piwem, a potem gania� wzd�u� mur�w
miasta z
mieczem w d�oni. Jednak na my�l o tysi�cu guran�w Kasaxa, kt�re mi si� nale�a�y,
a teraz
znikaj� w czelu�ciach dzielnicy Dwana�cie M�rz, czuj� si� bliski p�aczu.
Zastanawiam si�,
czy nie zaatakowa� Makri. Jako wytrawny szermierz stanowi wprawdzie �miertelne
zagro�enie, ja jednak jestem najlepszym ulicznym zabijak� w mie�cie i s�dz�, �e
m�g�bym j�
powali� nieoczekiwanym kopni�ciem.
- Nawet nie pr�buj - m�wi Makri i cofa si� o krok w stron� baru, gdzie w
godzinach
pracy chowa sw�j miecz.
Ruszam na ni�.
- Zabij� ci�, ty ostrouche dziwad�o! - rycz� i przygotowuj� si� do ataku. Makri
chwyta
miecz, a ja wyci�gam sw�j z pochwy.
Pojawia si� Tanrose i staje mi�dzy nami.
- - Natychmiast przesta�cie! - ��da. - Zaskakujesz mnie, Thraxasie. Jak mo�esz
grozi�
mieczem swojej przyjaci�ce Makri?
- - To ostrouche orkijskie dziwad�o nie jest moj� przyjaci�k�. W�a�nie
straci�em
przez ni� tysi�c guran�w.
- - Jak �miesz nazywa� mnie ostrouchym orkijskim dziwad�em! - wrzeszczy Makri i
rusza w moj� stron� z mieczem w d�oni.
- - Przesta�cie! - krzyczy Tanrose. - Thraxasie, od�� ten miecz albo
przysi�gam, �e
nigdy wi�cej nie upiek� ci placka z dziczyzn�. M�wi� powa�nie. Makri, od��
bro�, bo
zmusz� Gurda, �eby ci kaza� czy�ci� stajni� i zamiata� podw�rce. Zaskoczyli�cie
mnie oboje.
Waham si�. Wstyd przyzna�, ale w jakim� tam stopniu jestem uzale�niony od
plack�w
Tanrose. Bez nich moje �ycie by�oby o wiele ubo�sze.
- - Makri nie wiedzia�a, �e nie powinna czego� takiego m�wi�, wi�c to nie jej
wina. W
ko�cu dorasta�a w orkijskiej stajni gladiator�w.
- - No w�a�nie - m�wi Makri. - My nie mogli�my sobie zawraca� g�owy jakim�
towarzyskim tabu. Zbyt du�o czasu zajmowa�a nam walka. Po prostu owi� si�
r�cznikiem i
posiekaj nast�pnego wroga. Kiedy cztery Trolle z maczugami pr�buj� roztrzaska�
ci g�ow�,
nie zastanawiasz si�, czy miesi�czkujesz, czy nie.
Wi�cej nie wytrzymam. Przysi�gam, �e kiedy Makri to powiedzia�a, na ustach
Tanrose pojawi� si� u�miech. Zaczynam podejrzewa�, �e te baby zm�wi�y si�
przeciwko
mnie. Jestem teraz w�ciek�y jak rozszala�y smok - a mo�e nawet bardziej.
- Makri - m�wi� z godno�ci�. - Po raz pierwszy w �yciu ca�kowicie zgadzam si� z
Karloxem. Jeste� wredn� dziwk� i masz manieTy orkijskiego psa. Nie - nawet
orkijskie psy s�
lepiej wychowane od ciebie. Id� teraz na g�r� do swojego pokoju. Uprzejmie
prosz�, �eby�
nigdy wi�cej si� do mnie nie odzywa�a. W przysz�o�ci za� zachowaj dla siebie
obrzydliwe
rewelacje dotycz�ce twoich proces�w fizjologicznych. Tutaj, w cywilizowanym
�wiecie,
wolimy nie wiedzie�, co si� dzieje mi�dzy nogami orkijskich miesza�c�w, kt�rzy
czasem
uwa�aj� za stosowne nawiedzi� nasze miasto.
Gdzie� w po�owie tego przem�wienia Makri wybucha w�ciek�o�ci� i pr�buje ruszy�
naprz�d, aby zatopi� miecz w moich wn�trzno�ciach, ale na szcz�cie Gurd
wynurzy� si� ju�
z pokoju na ty�ach i otaczaj� pot�nymi ramionami. Kiedy wchodz� na schody,
nadal
poruszaj�c si� z godno�ci�, s�ysz�, jak wrzeszczy, �e nie mo�e si� doczeka�
dnia, kiedy
mieczem przebije mi serce.
- Oczywi�cie je�li miecz zdo�a si� przebi� przez ca�e to sad�o! - dodaje,
zupe�nie
niepotrzebnie nawi�zuj�c do mojej nadwagi.
Zabezpieczam drzwi zakl�ciem zamykaj�cym, bior� butelk� piwa, a potem uk�adam
si� wygodnie na kozetce. Nienawidz� tego cuchn�cego miasta. Zawsze go
nienawidzi�em.
Tutaj cz�owiekowi nic si� nie udaje.
2
Nast�pnego dnia budzi mnie piskliwy g�os ulicznej handlarki, pr�buj�cej sprzeda�
sw�j towar w ostatnim tygodniu jesieni, zanim w mie�cie zapanuje nielito�ciwa
zima. Nie
poprawia to mojego nastroju.
Zima w Turai jest surowa; przenikliwe zimno, wyj�ce wichry, lodowaty deszcz i
do��
�niegu, �eby pogrzeba� bezdomnych �ebrak�w kul�cych si� �a�o�nie na ulicach
dzielnicy
Dwana�cie M�rz. Kiedy by�em starszym detektywem w Pa�acu, nie przejmowa�em si�
zim�.
Prawie jej nie zauwa�a�em; po prostu pozostawa�em w obr�bie pa�acowych mur�w,
gdzie
dzi�ki po��czeniu techniki i magii mieszka�cy nie musz� znosi� �adnych niewyg�d.
Je�li
trzeba by�o przeprowadzi� jakie� dochodzenie, wysy�a�em podw�adnego. Jednak
odk�d m�j
�wczesny szef, Rycjusz, wywali� mnie z tej roboty, moje �ycie zmieni�o si� na
gorsze. Jestem
prywatnym detektywem w niebezpiecznej cz�ci miasta, gdzie pope�nia si� wiele
przest�pstw.
M�g�bym si� tym zaj��, ale brakuje pieni�dzy, kt�rymi mo�na by mi by�o za to
zap�aci�.
Wyl�dowa�em w dw�ch pokojach nad tawern� i wi��� koniec z ko�cem, ryzykuj�c
�ycie w
potyczkach z okrutnymi przest�pcami, kt�rzy z rado�ci� wypatroszyliby cz�owieka
za kilka
guran�w lub ma�� dzia�k� dwa.
Napis na moich drzwiach g�osi: �Magiczny Detektyw�, jest to jednak nieco myl�ce.
Lepiej by�oby napisa�: �Detektyw, kt�ry niegdy� studiowa� magi�, ale obecnie
niewiele
potrafi. I pracuje za p�darmo�.
Wzdycham. To prawda, �e dzi�ki wygranej na wy�cigach przetrwam zim� wygodniej,
ni� m�g�bym si� spodziewa�. Jednak gdybym wczoraj podczas partii raka zgarn�� t�
wielk�
pul�, mia�bym nieco wi�ksz� szans� na wydostanie si� z tej dziury. Mam dosy�
slums�w.
Brakuje mi ju� energii.
Potrzebuj� �niadania, najch�tniej w postaci piwa, ale musia�bym po nie zej�� na
d� i
stawi� czo�o Makri, kt�ra na pewno p�onie ��dz� zemsty. W przesz�o�ci ta kobieta
- terminu
tego u�ywam niezobowi�zuj�co - przestawa�a ze mn� rozmawia� z powodu o wiele
mniej
bolesnych oskar�e�. B�g jeden wie, co zrobi po tym, co powiedzia�em zesz�ego
wieczoru.
Prawdopodobnie rzuci si� na mnie. Niech tam. Jestem tak w�ciek�y, �e ch�tnie sam
bym si�
na ni� rzuci�. Wsuwam miecz do pochwy i przygotowuj� si�, aby pomaszerowa�
prosto na d�
i przypomnie� Makri jej rozliczne zbrodnie, kiedy kto� puka do zewn�trznych
drzwi mego
biura. G�os, kt�ry poznaj�, wykrzykuje moje imi�.
Zdejmuj� z drzwi pomniejsze zakl�cie zamykaj�ce i otwieram je na o�cie�.
- Vas-ar-Methet! Co robisz w mie�cie? W�a� do �rodka! Vas-ar-Methet wkracza do
pokoju, zrzuca zielony p�aszcz na pod�og� i obejmuje mnie po przyjacielsku.
Oddaj� mu
u�cisk r�wnie przyja�nie. Nie widzieli�my si� od pi�tnastu lat, ale cz�owiek nie
zapomina
Elfa, kt�ry niegdy� ocali� mu �ycie podczas wojny z Orkami.
Ja r�wnie� ocali�em mu �ycie. Potem na sp�k� uratowali�my Gurda. Ostatnia wojna
z
Orkami by�a bardzo krwawa. Niejeden raz czyje� �ycie wymaga�o ocalenia.
Tak jak wszystkie Elfy Vas-ar-Methet jest wysoki, jasnow�osy, z�otooki, jednak
nawet
w�r�d swoich szlachetnych wsp�plemie�c�w wyr�nia si� jako kto� wybitny. Jest
medykiem
o wielkich umiej�tno�ciach, bardzo szanowanym w swoim kraju.
- We� piwo. A mo�e wola�by� klee?
Klee to tutejszy bimber, p�dzony w g�rach. Elfy zazwyczaj nie lubi� mocnych
trunk�w, pami�tam jednak, �e Vas, po wielu miesi�cach wsp�lnej walki, nie
gardzi� odrobin�
czego� mocniejszego dla poprawienia kr��enia.
- Widz�, �e si� nie zmieni�e� - m�wi Vas ze �miechem.
Vas zawsze �atwo si� �mia�. Ch�tniej ni� przeci�tny Elf okazuje swoje emocje.
Jest o
kilka lat starszy ode mnie, ale jak to bywa z Elfami, trudno okre�li� jego wiek.
Je�li ma ju� z
pi��dziesi�t lat - a prawdopodobnie ma - nie�atwo to odgadn��.
Elf wyci�ga ma�y pakiet z fa�d�w zielonej tuniki.
- S�dz�, �e si� z nich ucieszysz.
- Li�cie lesadal Dzi�ki! W�a�nie sko�czy�em ostatni.
Naprawd� jestem wdzi�czny. Li�cie lesada rosn� tylko na Wyspach Elf�w i w Turai
trudno je zdoby�. U�ywa si� ich jako lekarstwo na wiele dolegliwo�ci; wspaniale
oczyszczaj�
organizm. Ja lecz� nimi kaca i mog� osobi�cie potwierdzi�, �e nie ma lepszego
�rodka.
Wspomnienie o tym, jak zdoby�em poprzedni zapas li�ci lesada, sprawia, �e
marszcz�
brwi.
- S�ysza�e� o tych dw�ch Elfach, kt�re spotka�em w zesz�ym roku? - pytam.
Vas-ar-Methet kiwa g�ow�. Elfy zjawi�y si� u moich dizwi, podaj�c si� za jego
przyjaci�, i wynaj�y mnie pod fa�szywym pretekstem, abym dla nich pracowa�.
Jak si�
okaza�o, by�y to Elfy o sk�onno�ciach przest�pczych, co jest rzadkie, ale jednak
si� zdarza.
Wykorzystywa�y mnie dla swoich niecnych cel�w, w rezultacie czego straci�y
�ycie, chocia�
nie z mojej r�ki. Od tego czasu troch� si� martwi�em, czy rzeczywi�cie nie byli
to przyjaciele
Vasa.
Zapewnia mnie, �e nie.
- Ani przyjaciele, ani krewni. Po jakim� czasie poznali�my na Wyspach ca�� t�
histori�. Wykorzystali moje imi� i imi� mojego pana, aby pos�u�y� si� tob�,
Thraxasie. To ja
powinienem ci� przeprosi�.
U�miechamy si� do siebie. Wal� go po przyjacielsku w plecy, otwieram butelk�
klee i
zach�cam, aby mi opowiedzia� o ostatnich pi�tnastu latach.
- - Jak tam na Wyspach Elf�w? To nadal raj na ziemi?
- - Jest mniej wi�cej tak samo jak wtedy, gdy nas odwiedza�e�, Thraxasie. Z
wyj�tkiem... - marszczy czo�o i przerywa.
Moja detektywistyczna intuicja wkracza do akcji. Wskutek podniecenia wywo�anego
ponownym spotkaniem z Vasem na chwil� si� wy��czy�a, ale teraz, gdy patrz� na
jego
zmartwion� twarz, dostrzegam, �e co� jest nie tak.
- - Czy odwiedzi�e� mnie jako detektywa, Vas? Potrzebujesz mojej pomocy?
- - Obawiam si�, �e tak. Wybacz mi nieuprzejmo��, ale musz� szybko przedstawi�
swoj� pro�b�, chocia� znacznie ch�tniej porozmawia�bym z tob� przez jaki� czas o
dawnych
dziejach. Czy Gurd jeszcze �yje?
- - Czy jeszcze �yje? Oczywi�cie, �e tak. To on jest w�a�cicielem tej noty.
Jestem jego
lokatorem.
Vas wybucha �miechem na my�l o tym, �e Gurd zmieni� si� w biznesmena. A kiedy
Vas-ar-Methet si� �mieje, naprawd� daje upust swojej rado�ci. Jak na Elfa jest
bardzo
niepow�ci�gliwy. To nie jest kto�, kto tylko przesiaduje w nocy na drzewie i
obserwuje
gwiazdy. Zawsze go lubi�em.
- - Sk�d ten po�piech?
- - Jestem tutaj jako cz�onek orszaku pana Kalitha-ar-Yila. Przyp�yn�li�my
dzisiaj
rano, wcze�niej, ni� si� spodziewali�my. Panu Kalithowi bardzo zale�y na szybkim
zako�czeniu podr�y, poniewa� przewiduje, �e w drodze powrotnej b�dziemy mie�
z��
pogod�.
S�ysza�em, �e pan Kalith-ar-Yil mia� przyby� do Turai. To w�adca Avuli, jednej z
Wysp Elf�w na po�udniu, przyjaciel i sprzymierzeniec naszego miasta. Niekt�rzy
turajscy
urz�dnicy wybieraj� si� z wizyt� jako go�cie Elf�w na avulanski festiwal. O ile
dobrze
pami�tam, odbywa si� on raz na pi�� lat. Zaproszenie przes�ano przez pana
Lisitha-ar-Moha,
r�wnie� naszego sprzymierze�ca, kt�ry niedawno odwiedzi� Turai. Lisith-ar-Moh to
w�adca
Ven, wyspy w pobli�u Avuli.
- - S�ysza�em, �e wy�wiadczy�e� jak�� przys�ug� panu Lisithowi - m�wi Vas.
- - Owszem. Dzi�ki mojej pomocy wielki wy�cig rydwan�w w og�le si� odby�,
chocia� wymaga�o to r�wnie� udzielenia pomocy zawodnikowi Ork�w, bez czego
spokojnie
m�g�bym si� oby�. Lepiej nie wyrabia� sobie reputacji pomocnika Ork�w.
Przybyli�cie wi�c,
aby zabra� ksi�cia na avulanski festiwal?
- - Owszem. A poniewa� przyjechali�my wcze�niej, ni� si� spodziewano, a pan
Kalith
chce dzisiaj wyp�yn��, w Pa�acu powsta�a panika. Ja sam mam du�o do zrobienia i
nie mog�
tu d�ugo zabawi�.
- - Opowiedz mi wi�c o tym k�opocie, Vas. Powspominamy innym razem.
Elfy bywaj� gadatliwe. S�ucha�em pana Lisitha, kiedy przekazywa� zaproszenie na
avulanski festiwal, i m�wi�c szczerze, troch� mi si� to s�uchanie d�u�y�o. W
Turai wszyscy
lubimy Elfy i cieszymy si�, �e zaprosi�y naszego m�odego ksi�cia na wysp� Avule,
ale to nie
znaczy, �e chcemy wys�uchiwa� nieko�cz�cych si� przem�wie� na ten temat. Na
szcz�cie
Vas jest bardziej bezpo�redni ni� �w elfijski mo�now�adca.
- Dwa miesi�ce temu ogie� uszkodzi� nasze drzewo Hesuni.
Szeroko otwieram oczy ze zdumienia. Ka�da z Wysp Elf�w zamieszkana jest przez
jeden klan, a ka�dy klan ma swoje drzewo Hesuni. M�wi si�, �e zapisuje ono
histori� klanu.
Pod pewnymi wzgl�dami to ich dusza. Nigdy nie s�ysza�em, �eby kt�re� si�
zapali�o.
- Nigdy praedtem nic takiego si� nie zdarzy�o. Drzewo nie sp�on�o ca�kowicie,
ale
uleg�o powa�nym zniszczeniom. Uratowali je Opiekunowie drzewa, minie jednak
wiele
czasu, zanim zn�w dojdzie do siebie. Nie podano tego do wiadomo�ci publicznej.
Wiem, �e
pan Kalith poinformowa� o tym wydarzeniu wasz� rodzin� kr�lewsk�, woleliby�my
jednak,
aby wasz lud nie pozna� prawdziwego stanu rzeczy.
Zapalam pa�eczk� thazis. Vas marszczy brwi.
- Narkotyki szkodz�, Thraxasie.
Wzruszam ramionami. Thazis to bardzo s�aby narkotyk, uspokaja nerwy, nic wi�cej.
W por�wnaniu z dwa, t� plag�, kt�ra ostatnio ogarn�a miasto, jego wp�yw jest
�aden. Odk�d
dwa zacz�o dociera� do nas z po�udnia, Turai wykona�o kilka wielkich krok�w na
drodze
wiod�cej do piek�a, pot�pienia i ruiny Przest�pczo�� rozros�a si� na wszystkich
frontach; dla
kogo� w moim zawodzie to pewnie dobrze.
- - Opowiedz mi o tym drzewie.
- - Kto� zaatakowa� je siekier�, a potem podpali�. Zosta�o uratowane dzi�ki
wielkim
wysi�kom naszego plemienia.
Przerywa, aby poci�gn�� �yk Idee.
- �adne plemi� Elf�w nigdy nie do�wiadczy�o takiej agresji. Trzy tysi�ce lat
temu
drzewo Hesuni klanu Uratha zgin�o od uderzenia pioruna i nieszcz�cia do
dzisiaj
prze�laduj� ich lud. By�a to jednak sprawka si� nadprzyrodzonych. Napa�� na
drzewo to
wydarzenie bez precedensu. Bywa�e� u nas, Thraxasie. Zapewne masz jakie� poj�cie
o tym,
co drzewo Hesuni znaczy dla klanu.
Kiwam g�ow�. Wiem na tyle du�o, aby zdawa� sobie spraw�, jak niemo�liwa wydaje
si� my�l, �eby jaki� Elf m�g� skrzywdzi� drzewo Hesuni.
- - Szczeg�lnie niefortunny jest zbieg okoliczno�ci, �e atak mia� miejsce
nied�ugo
pized festiwalem. Wiele Elf�w z s�siednich wysp odwiedzi Avule i to wydarzenie
rzuci cie�
na nasze uroczysto�ci.
- - Kto by� za to odpowiedzialny? Czy r�ka orkijskiego czarnoksi�stwa si�ga tak
daleko na po�udnie?
Oczy Vasa pokrywaj� si� mg��.
- O t� zbrodni� oskar�ono moj� c�rk�.
Po twarzy Vasa-ar-Metheta nieoczekiwanie sp�ywa �za.
Codziennie widuj� na ulicach zbyt wiele nieszcz��, aby przesadnie si� nimi
przejmowa�, jednak widok starego towarzysza broni we �zach porusza mnie do
g��bi.
Vas wyja�nia, �e jego c�rka przebywa obecnie w wi�zieniu na wyspie, oskar�ona o
potworn� i bezprecedensow� zbrodni�.
- Przysi�gam, �e jest niewinna, Thraxasie. Moja c�rka nie jest zdolna do
pope�nienia
tak okropnego czynu. Potrzebuj� kogo�, kto m�g�by jej pom�c, ale na naszej
wyspie nikt nie
zajmuje si� tym, co ty. Nikt z nas nie ma �adnego do�wiadczenia w prowadzeniu
�ledztwa...
nie pope�niamy przest�pstw, kt�re wymaga�yby dochodzenia... a� do niedawna.
Ko�cz� klee i uderzam pi�ci� w st�, aby mu doda� otuchy.
- Nie martw si�, Vas. Ja to wyja�ni�. Kiedy wyp�ywamy?
W sytuacjach kryzysowych mo�na na mnie polega�. Thraxas zawsze po�pieszy na
ratunek. Poza tym w ten spos�b uciekn� przed okropn� turajsk� zim�, i bardzo
dobrze.
- Wyp�ywamy z wieczornym odp�ywem. Nied�ugo zaczn� si� zimowe sztormy i jak
najszybciej musimy si� oddali� od waszych wybrze�y.
Na my�l o zimowych sztormach zaczynam si� zastanawia�, czy aby nie post�pi�em
zbyt pochopnie. Mam do�wiadczenie w �eglowaniu i niestraszna mi kolejna d�uga
podr�,
jednak nie cieszy mnie wizja przedzierania si� przez lodowate zimowe wichry,
nawet na
statku kierowanym do�wiadczonymi r�kami pana Kalitha i jego elfijskiej za�ogi.
Vas podnosi
mnie na duchu: Avula to najbli�sza z Wysp Elf�w, podr� na po�udnie zajmie trzy
lub cztery
tygodnie, miniemy wi�c najniebezpieczniejsze wody, zanim morze naprawd� si�
wzburzy.
- - Trudno mi nawet wyrazi� moj� wdzi�czno��, Thraxasie. To nie byle co, tak
rzuci�
wszystko w jednej chwili i wyruszy� w dalek� podr�, nawet gdy o pomoc prosi
stary
przyjaciel.
- - Nie ma o czym m�wi�, Vas. Jestem ci co� winien. Poza tym kto by chcia�
siedzie�
zim� w Turai? By�e� tu kiedy� w zimie? To piek�o. W zesz�ym roku musia�em
sp�dzi� trzy
tygodnie przy przystani, aby udowodni� jakie� oszustwo przewo�nik�w. Zmarz�em
bardziej
ni� zamro�ony chochlik i na ka�dym kroku potyka�em si� o trupy jakich� �ebrak�w.
Poza tym
mam obecnie pewne k�opoty w �yciu osobistym, od kt�rych ch�tnie bym uciek�.
- - W �yciu osobistym? A jakiego...
Od strony wewn�trznych drzwi dobiega pot�ny trzask. Chroni je nadal zakl�cie
zamykaj�ce, ale to pomniejsze magiczne zabezpieczenie nie powstrzyma d�ugo tak
zdeterminowanego ataku.
- Zagniewana kobieta - mrucz�. - Je�li mo�na j� tak nazwa�. Chwytam miecz i
wykrzykuj� kilka s��w w staro�ytnym j�zyku, kt�re likwiduj� zakl�cie. Drzwi si�
otwieraj� i
Makri dos�ownie wlatuje do �rodka. W jednej r�ce ma top�r, a drug� stara si�
op�dzi� od
Gurda. Prawie ju� do mnie dotar�a, kiedy Gurdowi udaje si� wreszcie opasa� j�
ramionami i
zatrzyma�.
- Pu�� mnie, do cholery! - ryczy Makri. - M�w sobie, co chcesz, a ja i tak go
zabij�!
Gurd nie puszcza, wykorzystuj�c fakt, �e jest od niej ci�szy. Makri wyrywa si�
z
w�ciek�o�ci�. Normalnie w takiej sytuacji wyci�gn�aby sztylet ukryty gdzie� pod
ubraniem i
d�gn�a faceta, kt�ry okaza� si� na tyle niem�dry, �eby pr�bowa� j� zatrzyma�.
Znalaz�a si�
jednak w niewygodnym po�o�eniu, bo nie chce zabi� Gurda. Jest przecie� jej
pracodawc� i
zawsze traktowa� j� ca�kiem dobrze.
Vas podni�s� si� zdumiony na widok Makri i Gurda zmagaj�cych si� pod drzwiami.
Jak ka�dy Elf potrafi wyczu� orkijsk�krew, a Elfy nienawidz� Ork�w jeszcze
baniziej ni�
ludzie. Ale oczywi�cie wyczuwa w niej r�wnie� i Elfa. Makri zawsze wprawia Elfy
w
zak�opotanie. Dla niej za� spotkania z nimi s� niepokoj�ce na tyle, �e na widok
dystyngowanej postaci medyka przestaje si� wyrywa� i mierzy go zimnym
spojrzeniem.
- - Kim, u diab�a, jeste�? - pyta p�ynnie po elfijsku.
- - Przyjacielem Thraxasa - odpowiada Vas.
- - No to lepiej si� z nim po�egnaj - warczy Makri. - Bo w�a�nie zamierzam
wys�a� go
do piek�a. Nikt, kto nazywa mnie ostrouch� orkijsk� suk�, nie ma prawa prze�y�.
Vas podchodzi do Makri, k�ania si� uprzejmie, a potem patrzy jej prosto w oczy.
- Rzadko mi si� zdarza�o s�ysze�, aby kto�, kto nie urodzi� si� na Wyspach,
u�ywa�
naszego j�zyka z takim wdzi�kiem - m�wi. - Pi�knie si� nim pos�ugujesz.
Makri nie daje si� udobrucha� i odpowiada orkijskim przekle�stwem. Krzywi� si�.
Sam p�ynnie m�wi� po elfijsku, a od przybycia Makri r�wnie� m�j orkijski
znacznie si�
poprawi�. Nie mog� uwierzy�, �e w�a�nie powiedzia�a co� takiego dobrze
wychowanemu
Elfowi. Mam nadziej�, �e jej nie zrozumia�. Ju� i tak wystarczy, �e w og�le
odezwa�a si� do
niego w j�zyku Ork�w. W obecno�ci Elfa to wr�cz niewyobra�alna nieuprzejmo��.
Vas robi co�, czego si� najmniej spodziewa�em - przechyla g�ow� i wybucha
�miechem.
- Po orkijsku r�wnie� m�wisz bardzo dobrze. Pozna�em ten j�zyk podczas wojny.
Powiedz mi, kim jeste�, m�oda damo, mieszkaj�ca w tawernie w Dwunastu Morzach i
znaj�ca
trzy j�zyki?
- - Cztery - oznajmia Makri. - Ucz� si� r�wnie� kr�lewskiego j�zyka Elf�w.
- - Naprawd�? To nies�ychane. Musisz by� osob� o niezwyk�ej inteligencji.
Makri przesta�a ju� si� wyrywa�. Jest w kropce, poniewa� ten kulturalny Elf
pochwali�
jej inteligencj�. Makri zbiera tyle komplement�w na temat swojej urody, figury i
niesamowitych w�os�w, �e prawie ich ju� nie dostrzega, chyba �e towarzyszy im
niez�y
napiwek. G��wnym powodem, dla kt�rego mieszka w Turai, jest mo�liwo��
ucz�szczania do
Kolegium Gildii. Ma ambicje zostania intelektualistk�, nie mo�e wi�c pozosta�
oboj�tna,
kiedy Elf chwali jej inteligencj�.
- - No c�, przeczyta�am du�o zwoj�w w bibliotece...
- - Czyta�a� opowie�� o kr�lowej Leeuven?
- - Tak - odpowiada Makri. - Bardzo mi si� podoba�a. Vas jest uradowany.
- Nasz najwspanialszy poemat epicki. Tak pi�kny, �e nigdy nie przet�umaczono go
z
kr�lewskiego j�zyka, aby nie zniszczy� jego urody. Wiesz, �e pochodzi z Avuli,
mojej
rodzinnej wyspy? To jedno z tych osi�gni��, kt�rymi szczyci si� moje plemi�.
Naprawd� si�
ciesz�, �e ci� pozna�em.
Zn�w si� jej k�ania. Makri oddaje uk�on. Gurd j� puszcza. Makri marszczy brwi,
zdaj�c sobie spraw�, �e teraz nie mo�e ju� waln�� mnie toporem, bo zniszczy�oby
to dobre
wra�enie, jakie wywar�a na Elfie.
- - Uspokoi�a� si�? - pyta Gurd.
- - Nie - mruczy Makri. - Ale zostawi� to na p�niej.
Tanrose wo�a co� o dostawcy, kt�ry przywi�z� �wie�� dziczyzn�, i Gurd �pieszy na
d�. Makri ma w�a�nie odwr�ci� si� i wyj��, kiedy Vas j� zatrzymuje.
- Jestem rad, �e ci� pozna�em. Wyp�ywam z wieczornym odp�ywem i by� mo�e nigdy
ci� ju� nie zobacz�, ale Elfy z mojej Wyspy uciesz� si�, gdy im powiem, �e jest
w Turai
osoba, kt�ra szanuje nasz� opowie�� o kr�lowej Leeuven.
Ju� przedtem wydawa�o mi si� osobliwe, �e Makri potrafi zdobywa� sobie sympati�
najr�niejszych os�b. Za ka�dym razem, kiedy spotyka jakiego� dobrze wychowanego
czy
wysoko postawionego cz�onka spo�ecze�stwa, osob�, kt�ra powinna - i nie bez
racji - uzna�
j�za barbarzy�sk� ignorantk� niegodn� uwagi, Makri w ko�cu udaje si� zrobi�
dobre
wra�enie. Cyceriusz, wicekonsul, prawie jad� jej z r�ki, kiedy ostatnio dla
niego pracowa�em.
A teraz m�j przyjaciel Vas, Elf ciesz�cy si� znakomit� opini�, kt�ry
najprawdopodobniej
nigdy przedtem nie zamieni� s�owa z istot� maj�c� w �y�ach cho�by kropelk�
orkijskiej krwi,
ucina sobie z ni� pogaw�dk�, kiedy naprawd� powinni�my rozmawia� o sprawie.
Jeszcze
chwila, i zaczn� razem recytowa� poezj�!
Fakt, �e Makri i Vas si� zaprzyja�nili, nie oznacza jednak, �e i ja mam ochot�
sp�dza�
czas z t� kobiet�. Nadal jestem diabelnie w�ciek�y z powodu pieni�dzy, kt�re
przez ni�
straci�em.
- - Ile zosta�o nam czasu do wyp�yni�cia? - wtr�cam si� do rozmowy.
- - Oko�o o�miu godzin.
- - A gdzie jedziesz? - pyta Makri, zainteresowana.
- - Na Avul� - odpowiadam. - Bardzo daleko od ciebie. Vas, musz� poczyni� pewne
przygotowania. Wychodz�, �eby kupi� par� rzeczy. W trakcie podr�y b�dziemy
mieli
mn�stwo czasu, aby� mi poda� wszystkie szczeg�y.
- Ja te� chc� jecha� - oznajmia Makri. Parskam �miechem.
- - Nie ma mowy. Jak m�wi pewne dobrze znane powiedzonko, b�dziesz tam r�wnie
mile widziana, jak Ork na weselu Elf�w.
- - Jedziesz na avulanski festiwal, tak? - pyta Makri. - Czyta�am o nim. Trzy
sceniczne
adaptacje opowie�ci o kr�lowej Leeuven, zawody ch�r�w, konkursy taneczne i
poetyckie.
Te� chc� pojecha�.
- - Ale nie mo�esz - m�wi�. - Avulanski festiwal nie jest otwarty dla
wszystkich.
Wst�p tylko dla Elf�w, no i kilku honorowych go�ci. Takich jak ja, na przyk�ad.
Do
zobaczenia na pok�adzie, Vas. Je�li chcesz tu zosta� i dyskutowa� o poezji z t�
barmank�,
musz� ci� ostrzec, �e nie ca�kiem si� jeszcze przyzwyczai�a do �ycia w
cywilizowanym
�wiecie.
Oddalam si� z godno�ci�. Gdy schodz� po schodach, dostrzegam, �e powietrze si�
och�odzi�o. Zd��ymy jeszcze zmarzn��, zanim dotrzemy do cieplejszych w�d na
po�udniu. Na
podr� potrzebuj� ciep�ego, wodoodpornego p�aszcza i mo�e nowej pary but�w. A
tak�e
piwa. Jak wr�c�, ka�� Gurdowi za�adowa� beczk� na w�z. Elfy maj� �wietne wina,
nie
zdziwi� si� jednak, je�li na pok�adzie statku nie b�dzie w og�le piwa, a takiego
ryzyka
podejmowa� nie zamierzam.
Po kilku godzinach jestem got�w do podr�y. Podje�d�am wozem do przystani, �eby
za�adowa� moje rzeczy na statek. Turajscy �o�nierze stoj�cy na stra�y patrz�
podejrzliwie na
ma�y worek z prowiantem i wielk� beczk� piwa, ale poniewa� Elfy mnie oczekuj�,
pozwalaj�
mi przejecha�. Elfijska za�oga uwa�a, �e jako go�� Vasa-ar-Metheta nale��
zapewne do
oficjalnej turajskiej delegacji, kt�ra wybiera si� na festiwal, a ja nie
wyprowadzam ich z
b��du.
Festiwal odbywa si� co pi�� lat i, o ile wiem, ogl�daj� go przede wszystkim Elfy
z
trzech s�siaduj�cych wysp: Avuli, Ven i Corinthal. Wyspy Po�udniowe zamieszkuje
kilka
wielkich elfijskich plemion i wszystkie Elfy z tych trzech wysp, chocia� tworz�
oddzielne
pa�stwa, nale�� do jednego plemienia Ossuni. Nie jestem pewien, czy przyb�d� te�
Elfy z
dalej po�o�onych krain, ale na pewno pojawi� si� tam ludzie. Zaproszenie naszej
delegacji
uwa�a si� w Turai za wielki honor i znak trwa�ej przyja�ni mi�dzy naszymi
narodami.
Turai potrzebuje tej przyja�ni. W ci�gu ostatnich pi��dziesi�ciu lat znacznie
stracili�my na znaczeniu, g��wnie z powodu spor�w wewn�trz Ligi Miast-PaAstw,
kt�ra jest
teraz politycznie prawie bezradna. Kiedy Liga by�a silna, Turai mog�o przemawia�
mocnym
g�osem. Teraz jeste�my s�abi. Pomimo tego nadal zajmujemy wysok� pozycj� w�r�d
narod�w
uwa�anych za przyjaci� Elf�w. Elfy ocali�y nas podczas ostatniej wielkiej wojny
z Orkami i
je�li nacje Ork�w kiedykolwiek ponownie si� zjednocz� i rusz� na zach�d przez
pustyni� - co
jest ca�kiem prawdopodobne - zn�w b�dziemy polega� na ich pomocy. St�d wielka
waga tego
zaproszenia. Ksi��� Dees-Akan nie ograniczy si� do roli obserwatora festiwalu,
ale b�dzie
r�wnie� cementowa� nasze zwi�zki dyplomatyczne.
W sk�ad turajskiej delegacji wchodzi m�odszy ksi���, drugi w kolejce do tronu,
wicekonsul Cyceriusz, drugi najwa�niejszy urz�dnik w mie�cie, kilku pomniejszych
dygnitarzy, kilku czarownik�w, rozmaici kr�lewscy ochroniarze i s�u��cy - razem
oko�o
dwudziestu os�b. Dlatego w�a�nie Elfy wys�a�y taki du�y statek. To birema,
maj�ca przy
ka�dej burcie dwa rz�dy wiose�, chocia� ma�o prawdopodobne, �eby by�y one cz�sto
w
u�yciu. Elfy nie lubi� wios�owa�, chyba �e jest to konieczne, i zapewne maj�
zamiar przez
wi�ksz� cz�� podr�y p�yn�� z wiatrem.
Prawo nie pozwala, aby najwy�szy rang� urz�dnik Turai, konsul, opuszcza� miasto
w
okresie urz�dowania, dlatego w�a�nie w roli reprezentanta naszego rz�du wyst�pi
jego
zast�pca, Cyceriusz. Pracowa�em dla niego przy kilku okazjach i osi�gn��em
rezultaty, kt�re
uzna� za satysfakcjonuj�ce, nie mog� jednak twierdzi�, �e jeste�my przyjaci�mi.
Wiem, i�
nie zapomnia� o tym, jak to pewnego razu wniesiono mnie do pa�acu pijanego i
�piewaj�cego
piosenki, i �e mi tego nie wybaczy�. Z pewno�ci� nie b�dzie zadowolony z mojego
towarzystwa.
Zapewne Elfy zaprosi�y te� innych ludzi. Turai to nie jedyne miasto, kt�rego
mieszka�cy walczyli u boku Lisitha-ar-Moha i Kalitha-ar-Yila. Na Avuli zbior�
si� znacz�cy
politycy z innych nadmorskich kraj�w. Mo�e uda mi si� zdoby� jakie� zlecenie.
Kiedy nios� swoj� torb� po trapie, dostrzegam Laniusza �owc� S�o�ca wchodz�cego
zwinnie na pok�ad. Za nim pod��a czeladnik nios�cy ci�ki baga�. Laniusz jest
otulony w
t�czowy p�aszcz; to znak, �e nale�y do Gildii Mag�w. Zna�em go w czasach, gdy
pracowa�em
w Pa�acu jako szef detektyw�w. Pami�tam go jako sympatycznego m�odego cz�owieka.
Niedawno awansowa� na wy�sze stanowisko w Ochronie Pa�acowej, poniewa� kilku
naszych
bardziej do�wiadczonych czarownik�w uleg�o nieszcz�liwym wypadkom, �miertelnym
w
skutkach.
Laniusz wita mnie, kiedy docieram na pok�ad.
- - Nie spodziewa�em si� zobaczy� ci� tutaj, Thraxasie. Wr�ci�e� do �ask w
Pa�acu?
- - Niestety nie. Nadal w��cz� si� po ulicach jako wolny strzelec. Nie nale�� do
oficjalnej delegacji, jestem tutaj po prostu jako go�� Elf�w.
Gratuluj� m�odemu czarownikowi awansu.
- - Daleko zaszed�e�. Kiedy ci� widzia�em ostatnim razem, nadal by�e� ch�opcem
na
posy�ki u Hazjusza Wspania�ego.
- - Zacz��em robi� karier� dzi�ki temu, �e czarownicy co� ostatnio cz�sto
zwalniali
posady - przyznaje. - Obecnie jestem szefem czarownik�w w Ochronie Pa�acowej.
Dosta�em
to stanowisko, kiedy Miriusz Je�d��cy na Or�ach da� si� zabi�. By�oby �wietnie,
gdyby nie
Rycjusz.
Laniusz krzywi si�. Ja r�wnie�. Rycjusz, szef Ochrony Pa�acowej, nie jest
popularny
w�r�d swoich pracownik�w. To on by� odpowiedzialny za moj� dymisj� i za ka�dym
razem,
kiedy nasze �cie�ki si� skrzy�uj�, oznacza to dla mnie k�opoty.
- Rycjusz chyba nie wchodzi w sk�ad delegacji, co?
- - Na szcz�cie nie. Cyceriusz nie udzieli� mu pozwolenia na wyjazd. Nie
udajesz si�
chyba na Avule do pracy? - Laniusz nagle staje si� podejrzliwy.
- - Do pracy? Oczywi�cie, �e nie. W tamtych stronach nie ma zapotrzebowania na
us�ugi detektywa. Wizyta b�dzie mia�a charakter czysto towarzyski.
Chocia� Laniusz to m�j stary znajomy, nie mam zwyczaju dzieli� si� sekretami
mego
zawodu z pa�acowymi urz�dnikami. Zastanawiam si�, jak pot�nym jest obecnie
czarownikiem. Ostatnio, gdy spotykani m�odego czarownika robi�cego karier�,
ogarnia mnie
przygn�bienie na my�l o tym, do jakiego stopnia zmniejszy�a si� moja moc.
Przyznaj�, nigdy
nie by�em najpot�niejszym magiem w okolicy, potrafi�em jednak zrobi� kilka
niez�ych
sztuczek. Teraz mam szcz�cie, je�li uda mi si� u�pi� przeciwnika albo chwilowo
o�lepi� go
b�yskiem �wiat�a, a nawet te proste czary mnie m�cz�. Od dawna ju� nie jestem w
stanie nosi�
w pami�ci wi�cej ni� jednego zakl�cia. Pot�ny czarownik potrafi zapami�ta� trzy
czy czteiy.
Wzdycham. Za du�o picia i balowania. Mia�em te� jednak pecha. Nigdy nie dano mi
szansy, na jak� zas�ugiwa�em. Cz�owiek, kt�ry lojalnie walczy� w obronie swego
miasta, nie
powinien by� zmuszany do n�dznego bytowania w Dwunastu Morzach, nawet je�li
utraci�
swe czarodziejskie umiej�tno�ci.
Na pok�adzie pojawia si� Harmon P�-Elf, nast�pny wa�ny czarownik. Wita mnie
skinieniem g�owy, a potem obaj z Laniuszem odchodz�, zastanawiaj�c si� na g�os,
czy w
drodze b�d� musieli magicznie uspokaja� ocean. W os�oni�tym porcie Dwunastu M�rz
statek
�agodnie ko�ysze si� na wodzie, ale na otwartym morzu ju� teraz jest du�a fala.
Bywa, �e
zimowe sztormy zaczynaj� si� wcze�niej, �ywi� jednak nadziej�, �e na statku
Elf�w, gdzie
jest pod r�k� kilku dodatkowych czarownik�w, b�d� ca�kiem bezpieczny.
Szukam Vasa-ar-Metheta, zachowuj�c ostro�no��, aby nie wpa�� na �adnego
turajskiego urz�dnika, kt�ry m�g�by nie by� zachwycony moj� obecno�ci� na
pok�adzie. Vas
zarezerwowa� dla mnie male�k� kabin�, wi�c wrzucam tam swoje rzeczy, �ci�gam
buty,
wypijam troch� piwa i czekam, a� wyp�yniemy. Pojawia si� Vas,. informuj� go, �e
nieoczekiwana wyprawa na Wyspy Elf�w to w�a�nie to, czego potrzebuje cz�owiek,
kt�ry
przez swoj� przyjaci�k� idiotk� straci� podczas gry w karty tysi�c guran�w.
Tymczasem Vasowi moja przyjaci�ka idiotka wyra�nie zaimponowa�a.
- - Po twoim odej�ciu opowiedzia�a mi o nauce w Kolegium Gildii. Nie mog�
uwierzy�, �e kobieta maj�ca w �y�ach krew Ork�w mo�e by� tak cywilizowana i
inteligentna.
- - Co to znaczy �cywilizowana�? Kiedy j� pierwszy raz zobaczy�e�, chcia�a
w�a�nie
wbi� top�r w moj� g�ow�!
- - No c�, Thraxasie, ci�ko j� zniewa�y�e�. Opowiedzia�a mi te� o tej partii
raka.
- Czy�by? A czy opowiedzia�a ci o skandalu, jaki wywo�a�a, �wiadomie obra�aj�c
moralno�� publiczn�? Vas parska �miechem.
- Opowiedzia�a. Potrafi� zrozumie�, dlaczego jej s�owa spowodowa�y takie
zamieszanie. R�wnie� w�r�d Elf�w ten temat jest calanith.
Calanith mo�na przet�umaczy� jako �tabu�. Dla Elf�w z plemienia Ossuni wiele
spraw jest calanith.
- Nieraz stawia�o mnie to w niezr�cznej sytuacji podczas kuracji. Ta m�oda
kobieta
najoczywi�ciej nie zdawa�a sobie jednak sprawy, �e urazi wasze uczucia. Uwa�am,
�e
powiniene� j� zrozumie�. Gdyby� jej w�wczas tak okrutnie nie zniewa�y�,
najprawdopodobniej przeprosi�aby ci� za to, �e narazi�a ci� na strat�.
Parskam pogardliwie. Makri wola�aby pewnie skoczy� z najwy�szego muru miasta,
ni� mnie przeprosi�. Taka w�a�nie jest - uparta. To bardzo brzydka cecha, kt�rej
powinna si�
wyzby�. Ale Elfy zawsze wol� dostrzega� we wszystkim tylko dobre strony.
- Spr�bowa�by� pomieszka� z ni� w tawernie. Zobaczy�by� wtedy, jak ch�tna jest
do
przeprosin. A poza tym co po przeprosinach cz�owiekowi, kt�remu w�a�nie uciek�o
sprzed
nosa tysi�c guran�w? M�wi� ci, Methecie, desperacko chc� si� wyrwa� z dzielnicy
Dwana�cie M�rz. Je�li wkr�tce nie zbior� do�� got�wki na will� w Thamlinie,
pop�yn� na
po�udnie i poprosz� o miejsce na twoim drzewie. Czy na twojej wyspie mam szans�
na
partyjk� raka!
Chocia� zmartwiony, Vas musi si� u�miechn��. Potrz�sa g�ow�.
- - Elfy z zasady nie czuj� poci�gu do kart. Gramy jednak w manta. Pami�tam, �e
lubi�e� t� gr�.
- - Nadal lubi� - informuj� go. - Jestem lokalnym mistrzem. Na planszy do
niarita
sprawiam si� jak sam diabe�.
Niarit to skomplikowana gra planszowa, w kt�rej �cieraj� si� dwie armie
sk�adaj�ce
si� z hoplit�w, trolli i kawalerii, a tak�e wielu figur pomocniczych -
harfiarzy, czarownik�w,
roznosicieli zarazy i tym podobnych. Celem gry jest pokonanie armii przeciwnika
i zdobycie
jego zamku. Zabra�em ze sob�moj�plansz�, aby czym� zape�ni� bezczynne godziny
podczas
d�ugiej podr�y. Kiedy chodzi o gr� w niarita, jestem sprytny jak simnijski lis
- niepokonany
mistrz Dwunastu M�rz. Odk�d nauczy�em Makri gra�, nigdy nie uda�o jej si� mnie
pokona�
pomimo ca�ej tej jej os�awionej inteligencji. Doprowadza j� to do sza�u. Jednak
czy mi si� uda
rozegra� w podr�y partyjk� raka lub niarita, czy te� nie, przynajmniej Makri
nie b�dzie
mog�a mi jej zepsu�, a to du�y plus.
- - Je�li kiedykolwiek narazisz si� panu Kalithowi - radzi Vas-ar-Methet -
spr�buj
wyzwa� go na niaritowy pojedynek. Jest najlepszym graczem na Avuli i nie potrafi
sobie
odm�wi� partyjki.
- - Dobrze wiedzie�. Przyda�oby mi si� troch� praktyki.
Otwieram kolejne piwo. Zabra�em tyle butelek, ile tylko mog�em unie��, i ca��
beczu�k�. Otworz� j�, kiedy butelki si� sko�cz�. Nadal nie znam wszystkich
szczeg��w
sprawy, kt�r� mam bada�. W zasadzie wiem tylko, i� Elith, c�rka Vasa, siedzi w
wi�zieniu
pod zarzutem, �e usi�owa�a unicestwi� drzewo Hesuni. Mam w�a�nie poprosi� Vasa,
aby mi
powiedzia� co� wi�cej, ale zanim zd��y�em go zapyta�, zostaje wezwany do swego
pana. Vas
jest nie tylko g��wnym medykiem pana Kalitha, ale r�wnie� jego zaufanym doradc�;
mam
przed sob� zapracowanego Elfa. No c�, zapewne wydarzy si� wiele okazji, aby
pozna�
wszystkie fakty. Wierz� g��boko, �e poradz� sobie z t� spraw�. Kiedy w gr�
wchodzi
dochodzenie, jestem mistrzem i nikt nie mo�e temu zaprzeczy�.
Pan Kalith nalega, aby wyp�yn�� z nast�pnym odp�ywem; za�oga gor�czkowo czyni
ostatnie przygotowania. Uk�adam si� z powrotem na pryczy. Nastr�j mi si�
poprawi�. Nie
sp�dz� zimy w Turai. Nie b�d� si� przedziera� przez zamarzni�te ulice do
piekarni Minariksy
po kilka plack�w, kt�re maj� mnie utrzyma� przy �yciu. Nie b�d� szuka� po
za�nie�onych
ulicach niewyp�acalnych d�u�nik�w, rabusi�w, morderc�w i r�nych innych
degenerat�w.
Nie b�d� si� zmaga� z gangami narkotykowymi zajmuj�cymi nowe terytoria. Nie b�d�
�y�
w�r�d brudu, smrodu i og�lnej beznadziejno�ci. Po prostu przyjemna wizyta na
Wyspach
Elf�w, gdzie niew�tpliwie wyka�� niewinno�� c�riri Vasa i nie uroni� przy tym
ani kropli
potu, a reszt� czasu sp�dz�, le��c pod drzewem w ciep�ym s�o�cu, s�cz�c piwo,
s�uchaj�c
elfijskich ch�r�w i wymieniaj�c si� opowie�ciami wojennymi z niekt�rymi bardziej
do�wiadczonymi Elfami. Ju� si� nie mog� doczeka�.
Statek podnosi kotwic� i zaczyna si� wysuwa� z przystani. Postanowi�em, �e b�d�
siedzia� cicho, dop�ki nie znajdziemy si� na morzu, z obawy, aby wicekonsul
Cyceriusz lub
inny urz�dnik nie zacz�� narzeka� na moj� obecno�� tutaj i nie pr�bowa� mnie
odes�a� z
powrotem. Niespodziewanie jednak na pok�adzie wszczyna si� zamieszanie. Nie
potrafi�
czego� takiego ignorowa� - za bardzo jestem w�cibski. Zawsze mia�em ten problem.
Z
po�piechem wychodz� z kabiny i po schodkach dostaj� si� na pok�ad. Ca�a za�oga
zebra�a si�
wzd�u� jednej burty statku. Elfy rozmawiaj�z podnieceniem i wskazuj� palcami co�
na molo.
Wykorzystuj� swoj� tusz�, aby si� przepchn��. Widok, kt�ry uderza moje oczy,
powoduje, �e szeroko otwierani usta. Wzd�u� doku biegnie Makri, z mieczem w
jednej r�ce, a
torb� w drugiej. �cigaj� oko�o trzydziestu uzbrojonych m�czyzn. Zostawi�a ich
daleko w
tyle, ale zaczyna jej brakowa� miejsca. Doganiaj� j� na ko�cu mola; za ni� jest
teraz ju� tylko
morze. Nawet z tej odleg�o�ci rozpoznaj� �cigaj�cych. To cz�onkowie lokalnego
oddzia�u
Bractwa. Jestem zdumiony. Nie by�o mnie zaledwie pi�� minut, a Makri ju�
rozpocz�a wojn�
z najniebezpieczniejszym gangiem w okolicy.
Makri dociera do ko�ca mola i obraca si�, aby stawi� czo�o napastnikom;
jednocze�nie
wyci�ga z pochwy drugi miecz. Pierwsi dwaj bandyci, kt�rzy do niej dotarli,
padaj� pod
ciosami, ale pozostali rozdzielaj� si� i otaczaj� j�, a potem zbli�aj� si� z
broni� w r�ku. Patrz�
na to bezradnie. Elfy wok� mnie wydaj� okrzyki �alu na widok samotnej kobiety
zmagaj�cej
si� z przewa�aj�cymi si�ami wroga, ale nie jeste�my w stanie jej pom�c. Nawet
gdyby pan
Kalith zawr�ci� statek, kiedy dotrzemy do mola, b�dzie ju� za p�no.
- Skacz! - krzycz� do Makri.
Nie rozumiem, dlaczego nie skacze do morza. Przynajmniej mia�aby jak�� szans�
ucieczki. Zamiast tego staje do beznadziejnej walki. Chocia� jest doskona�ym
szermierzem,
nie mo�e wygra� z tak� liczb� do�wiadczonych wojownik�w nacieraj�cych ze
wszystkich
stron. Stos cia� ro�nie u jej st�p, ale ju� wkr�tce kt�re� z wielu ostrzy musi