9724

Szczegóły
Tytuł 9724
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9724 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9724 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9724 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

L. SPRAGUE DE CAMP LIN CARTER CONAN SZERMIERZ PRZE�O�Y� CEZARY FR�C TYTU� ORYGINA�U: CONAN THE SWORDSMAN LEGIONY �MIERCI Conan, urodzony w pos�pnych i pochmurnych g�rach Cymmerii, jeszcze przed uko�czeniem pi�tnastego roku �ycia zdoby� zas�u�on� s�aw� wojownika, a opowie�ci o jego wyczynach rozbrzmiewa�y wok� ognisk Rady. W tym�e roku cymmeria�skie plemiona przerwa�y odwieczne wa�nie i po��czy�y si�y, by odeprze� aqui�o�skich naje�d�c�w, kt�rzy zbudowali nadgraniczn� twierdz� Venarium i zacz�li kolonizowa� po�udniowe obszary Cymmerii. ��dne krwi hordy g�rali sp�yn�y z p�nocnych wzg�rz, wzi�y szturmem twierdz� i wyp�dzi�y Aquilo�czyk�w za dawn� granic�. Conan by� jednym z wyj�cych, op�tanych bitewnym sza�em wojownik�w. W�wczas, pod Venarium, by� ledwo wyrostkiem i cho� jego budowa daleko odbiega�a od pot�nej postury, jak� mia� si� szczyci� w p�niejszych latach, ju� mierzy� sobie sze�� st�p i wa�y� sto osiemdziesi�t funt�w. By� czujny i zwinny jak urodzony cz�owiek lasu oraz twardy jak mieszkaniec g�r. Po ojcu kowalu odziedziczy� si��, kt�ra wraz ze zr�czno�ci� w pos�ugiwaniu si� no�em, toporem i mieczem czyni�a ze� strasznego przeciwnika. Po spl�drowaniu aquilo�skiej twierdzy Conan wraca do swego plemienia. Gnany m�odzie�czymi t�sknotami i ciekawo�ci� �wiata, lecz kr�powany rodow� tradycj�, wpl�tuje si� w plemienn� wa�� i w ko�cu bez �alu opuszcza rodzinn� wiosk�. Przy��cza si� do bandy Aesir�w i bierze udzia� w najazdach na Vanir�w i Hyperborejczyk�w. Niekt�re z hyperborejskich cytadel znajduj� si� w r�kach budz�cych powszechn� groz� czarownik�w. W�a�nie na jedn� z tych warowni ruszaj� Aesirowie. 1. KREW NA �NIEGU Jele� zatrzyma� si� na brzegu strumienia i podni�s� �eb, wdychaj�c mro�ne powietrze. Krople wody skapuj�ce z jego oszronionego pyska wygl�da�y niczym kryszta�owe paciorki. S�o�ce b�yszcza�o na kasztanowej sk�rze i migota�o w rosochach rozga��zionego poro�a. Cichy d�wi�k, kt�ry zaniepokoi� zwierz�, nie powt�rzy� si�, wi�c jele� schyli� �eb, by napi� si� wody szemrz�cej w�r�d po�amanego lodu. Po drugiej stronie strumienia brzeg pokryty by� g�adk� warstw� �wie�ego �niegu. Pod ciemnymi ga��ziami sosen ros�y g�ste, bezlistne zaro�la. Z mrocznego lasu dobiega� jedynie plusk kropel topniej�cego �niegu. Mi�dzy czubkami drzew wida� by�o szare jak o��w niebo. Z g�szczu wylecia� rzucony z zab�jcz� precyzj� oszczep. D�ugie drzewce utkwi�o za �opatk� jelenia. Zwierz� podskoczy�o, zachwia�o si�, kaszln�o krwi� i upad�o. Przez chwil� le�a�o na boku, kopi�c �nieg i szamoc�c si� w daremnej pr�bie powstania. Potem �lepia jelenia zeszkli�y si�, g�owa opad�a bezwiednie, a kopyta znieruchomia�y. Krew, zmieszana z pian�, skapywa�a ze szcz�ki, plami�c szkar�atem dziewiczy �nieg. Dwaj m�czy�ni, kt�rzy wy�onili si� spomi�dzy drzew, badawczo rozejrzeli si� po za�nie�onej okolicy. Masywniejszy i starszy, najwyra�niej przyw�dca, by� olbrzymem o zwalistych barkach i d�ugich, pot�nie umi�nionych r�kach. Musku�y ogromnej klatki piersiowej i ramion p�cznia�y pod futrzan� opo�cz� i bluz� z szorstkiej we�ny. Pr�cz tego mia� na sobie szeroki pas ze z�ot� sprz�czk� oraz kaptur z wilczego futra, kt�ry przys�ania� mu twarz. Gdy zrzuci� go, by si� rozejrze�, w s�o�cu zaja�nia�y z�ociste, lekko upstrzone siwizn� w�osy. Szerokie policzki i toporn� szcz�k� porasta�a kr�tka, byle jak przyci�ta broda tej samej barwy. Kolor w�os�w, jasna karnacja, rumiane policzki oraz �mia�e, niebieskie oczy wskazywa�y, �e jest Aesirem. Towarzysz�cy mu m�odzieniec r�ni� si� od niego pod wieloma wzgl�dami. By� zadziwiaj�co wysoki i krzepki jak na sw�j wiek Mia� proste, g�ste, czarne w�osy przyci�te nad czo�em, a sk�ra jego pos�pnego oblicza by�a albo naturalnie �niada, albo g��boko opalona. Oczy, ukryte pod g�stymi czarnymi brwiami, by�y b��kitne jak te u towarzysz�cego mu olbrzyma. Jednak podczas gdy w oczach z�otow�osego wojownika b�yszcza�a rado�� z polowania, oczy m�odzie�ca jarzy�y si� niczym �lepia dzikiego i g�odnego drapie�nika. W przeciwie�stwie do starszego towarzysza, m�odzieniec nie nosi� brody, chocia� kwadratow� szcz�k� ocienia� ciemny, kilkudniowy zarost. Brodacz nazywa� si� Njal i by� jarlem, czyli wodzem Aesir�w, a zarazem hersztem znanej i ciesz�cej si� z�� s�aw� bandy grasuj�cej na granicy mi�dzy Asgardem a Hyperborej�. M�odzieniec imieniem Conan by� zbiegiem z urwistych, pochmurnych g�r Cymmerii. M�czy�ni zeszli ni�ej i przebrn�li przez lodowaty strumie� do miejsca, w kt�rym na skrwawionym �niegu le�a� ich �up. Jele� wa�y� prawie tyle samo co oni, a rozga��zione rogi sprawia�y, �e by� zbyt niepor�czny, by zanie�� go do obozu. Dlatego te� Njal schyli� si� i za pomoc� d�ugiego no�a szybko rozci�� mu brzuch, wypatroszy�, zdar� sk�r� i oddzieli� �opatki, comber i �ebra od reszty. M�odzieniec w tym czasie bacznie obserwowa� okolic�. � Wykop d�, ch�opcze, i to g��boki � burkn�� na koniec w�dz. M�odzieniec zdj�� z plec�w top�r o d�ugim stylisku i zacz�� r�ba� zamarzni�ty stok. Nim Njal sko�czy� �wiartowa� mi�so, Conan wyry� d� dostatecznie du�y, by ukry� w nim zb�dne resztki. Podczas gdy brodacz p�uka� skrwawione po�cie dziczyzny w strumieniu, m�odzieniec zagrzeba� �eb, jelita oraz szkar�atny �nieg i ubi� poruszon� ziemi�. Potem rozwi�za� futrzan� szub� i zami�t� ni� �nieg, zacieraj�c �lady swych poczyna�. Njal zawin�� mi�so w �wie�o zdart� sk�r� i zwi�za� ca�o�� sznurem, kt�ry zabra� specjalnie w tym celu. Conan �ci�� m�ode drzewko, ogo�oci� je z ga��zi i skr�ci�. Njal przywi�za� worek na �rodku dr�ga, kt�rego ko�ce obaj zarzucili sobie na ramiona. Ci�gn�c za sob� p�aszcz Conana, by zatrze� odciski st�p, wspi�li si� na zbocze i wr�cili do lasu. Rosn�ce na hyperborejskim pograniczu sosny by�y wysokie, grube i ciemne. W miejscach, gdzie wiatro�omy pozwala�y spojrze� w dal, roztacza� si� widok na ci�gn�ce si� w niesko�czono�� pag�rki poro�ni�te o�nie�onymi sosnami. W mrocznych ost�pach wy�y wilki, a w g�rze unosi�y si� bezszelestnie wielkie, bia�e sowy. Dwaj dobrze uzbrojeni my�liwi nie bali si� miejscowych stworze�. Tylko raz z szacunkiem ust�pili z drogi, gdy przed nimi pojawi� si� nied�wied�. Jak duchy przemykali mi�dzy ponurymi drzewami. Obaj byli urodzonymi lud�mi puszczy, nie czynili wi�c ha�asu i pozostawiali niewiele �lad�w. Nawet suche krzaki nie szele�ci�y, gdy torowali sobie przez nie drog�. Ob�z Aesir�w by� tak dobrze ukryty, �e pierwsz� oznak� jego istnienia okaza� si� dopiero cichy pomruk g�os�w wok� ma�ego ogniska. Podstarza�y stra�nik, kt�rego loki sta�y si� ju� srebrne, wyszed� zza drzewa i przywita� powracaj�cych. Jedno oko wojownika by�o jasne i bystre, w miejscu za� drugiego znajdowa� si� pusty oczod� zakryty sk�rzan� �atk�. By� to Gorm, skald Aesir�w. Na jego zgarbionych plecach, w worku ze sk�ry jelenia spa�a harfa. � S� jakie� wie�ci od Egila? � zapyta� w�dz zdejmuj�c dr�g z ramienia i gestem nakazuj�c jednemu z obecnych, by zabra� worek z mi�sem. � Ani s�owa, jarlu � rzek� ponuro jednooki. � To mi si� nie podoba � poruszy� si� niespokojnie, jak zwierz wyczuwaj�cy niebezpiecze�stwo. Njal wymieni� spojrzenia z milcz�cym Conanem. Dwa dni wcze�niej, w czasie bezksi�ycowej nocy z obozu wymkn�a si� grupa zwiadowc�w, kt�rzy mieli za zadanie dotrze� do wielkiego zamku Haloga i zbada� jego okolic�. Zamek le�a� niedaleko za wzg�rzami, kt�re obrze�a�y horyzont od po�udniowego wschodu. Trzydziestu do�wiadczonych wojownik�w, prowadzonych przez Egila, mia�o przetrze� drog� i zbada� fortyfikacje hyperborejskiej warowni. Conan, nie pytany, zuchwale wypowiedzia� si� przeciwko tym zamiarom. Stwierdzi�, �e tak du�y podzia� si� pod bokiem wroga jest nierozs�dny i zbyt ryzykowny. Njal w odpowiedzi zruga� go wtedy i kaza� mu trzyma� j�zyk za z�bami. Pos�a�cy od Egila powinni byli przyby� wiele godzin temu. Brak wie�ci budzi� obawy w sercu Njala, kt�ry �a�owa� teraz, �e nie pos�ucha� ostrze�enia m�odego Cymmerianina. Porywcze zachowanie Njala i po�piech, z jakim poprowadzi� swoich ludzi przez dzicz do hyperborejskiej granicy, nie by�y bezpodstawne. Dwa tygodnie wcze�niej hyperborejscy �owcy niewolnik�w z czerwonymi znakami rodu Haloga na czarnych p�aszczach uprowadzili jego jedyn� c�rk�, Rann. Jarl, dumaj�c nad nieznanym losem swego dziecka i ludzi wys�anych na zwiad, zdusi� ogarniaj�ce go dr�enie. Czarownicy pos�pnej Hyperborei s�yn�li daleko i szeroko ze swej niesamowitej bieg�o�ci w sztukach tajemnych, okrutna za� kr�lowa Halogi wzbudza�a strach wi�kszy ni� czarna �mier�. Njal walcz�c z ch�odem, kt�ry lodowatymi szponami �ciska� jego serce, odwr�ci� si� do Gorma skalda. � Dopilnuj, by szybko przyrz�dzono mi�siwo � rozkaza�. � Nie mo�emy ryzykowa� dymu otwartego ognia, wi�c niech si� piecze na w�glach. I niech ludzie jedz� szybko. Ruszamy o zmroku. 2. OPRAWCY Wojownicy z Asgardu przez ca�� noc, bezg�o�nie niczym wataha wilk�w, brn�li jeden za drugim przez o�nie�one wzg�rza osnute lepk� mg��. Z pocz�tku na niebie po�yskiwa�y gwiazdy, ale w miar� up�ywu czasu zimne opary zgasi�y ich lekkie, jakby zamro�one migotanie. Kiedy w ko�cu wzeszed� ksi�yc, wilgotna mg�a przy�mi�a jego blask tak, �e wygl�da� na niebie jak per�owa plama. Mimo i� g�sty mrok zasnuwa� t� ja�ow�, bagnist� i s�abo zaludnion� krain�, wojownicy wykorzystywali najmniejsz� nier�wno�� terenu, ka�dy bezlistny krzak oraz ka�d� �at� cienia, by wtopi� si� w otoczenie. Zamek Haloga by� bowiem pot�n� i dobrze strze�on� fortec�. Njal za�, cho� zdesperowany i ��dny zemsty, w g��bi serca wiedzia�, �e jedyn� nadziej� na zwyci�stwo daje tylko atak z zaskoczenia. Ksi�yc i mg�a znikn�y, gdy dotarli do Halogi. Zamek sta� na niewysokim wzniesieniu na skraju p�ytkiej, nieckowatej doliny. Pot�ne mury z czarnego kamienia zwie�czone by�y blankami, a po obu stronach jedynej, ci�kiej bramy wznosi�y si� pot�ne przypory. W wie�ach znajdowa�o si� kilka wysoko osadzonych okien, jednolit� za� p�aszczyzn� megalitycznych mur�w urozmaica�y jedynie w�skie strzelnice. Njal wiedzia�, �e wzi�cie zamczyska szturmem nie b�dzie �atwe. Poza tym niepokoi�o go jeszcze jedno. Gdzie byli ludzie, kt�rych wys�a� na zwiady? Nawet id�cy przodem bystroocy tropiciele nie znale�li ani �ladu. Niedawno spad�y �nieg skutecznie zatar� wszelkie tropy. � Czy mamy wedrze� si� na mury, jarlu? � zapyta� jeden z wojownik�w � banita, kt�ry uciek� do nich z Vanaheimu. � Nie, nadchodzi �wit, niech b�dzie przekl�ty! � warkn�� w�dz. � Musimy czeka� do nocy albo prosi� bog�w, by sprawili, aby te bia�ow�ose diab�y sta�y si� nieostro�ne i podnios�y krat� w bramie. Powiedz ludziom, by spali tam, gdzie kt�ry stoi, i niech nasypi� �niegu na futra, tak by nikt ich nie zobaczy�. Zawiadom Throra �elazn� R�k�, �e jego ludzie pierwsi obejm� wart�. Njal po�o�y� si�, owin�� futrem i zamkn�� oczy. Ale sen d�ugo nie chcia� nadej��. Kiedy wreszcie nadszed�, mroczne, chichocz�ce okropie�stwa przemieni�y go w koszmar. Conan wcale nie spa�. Targa�y nim niespokojne przeczucia, ponadto nadal czu� si� ura�ony, �e Njal zlekcewa�y� jego rad�. Jako wygnaniec z rodzinnego kraju, by� obcy w�r�d aesirskich rozb�jnik�w i wywalczenie swego miejsca w bandzie kosztowa�o go niema�o wysi�ku. Twardzi synowie P�nocy potrafili jednak doceni� jego umiej�tno�� znoszenia niedostatku bez skarg. Z kolei liczne bijatyki nauczy�y ich szacunku dla ci�kich pi�ci Cymmerianina. Mimo m�odego wieku Conan walczy� z zawzi�to�ci� zap�dzonego w k�t dzikiego kota i jedynie kilku ludzi si�� mog�o odci�gn�� go od powalonego przeciwnika. Ale zapalczywemu Cymmerianinowi to nie wystarcza�o. Pragn�� zdoby� uznanie starszych dokonuj�c jakiego� �mia�ego czynu. Conan bacznie przyjrza� si� oknom twierdzy. Umieszczono je zbyt wysoko, by mo�na by�o ich dosi�gn��, a wspi�cie si� po murze bez drabiny wykracza�o poza ludzkie umiej�tno�ci. M�odzieniec w swoim rodzinnym kraju pokona� wiele stromych urwisk, lecz tam przynajmniej m�g� znale�� cho� minimalne oparcie dla palc�w r�k i st�p. Niestety, kamienie sk�adaj�ce si� na mury zamku Haloga by�y dobrze dopasowane i wyg�adzone niczym szk�o, co uniemo�liwia�o wspinaczk� wszystkim stworzeniom wi�kszym od paj�ka. Jednak�e w�skie strzelnice by�y osadzone ni�ej i tym samym wydawa�y si� �atwiej dost�pne. Te najni�sze znajdowa�y si� na wysoko�ci nieco wi�kszej od sumy wzrostu trzech ludzi. Oczywi�cie dla ros�ego wojownika by�y zbyt w�skie, ale czy r�wnie� dla m�odego i wci�� jeszcze szczup�ego Conana? Kiedy nadszed� �wit, w obozie brakowa�o jednego cz�owieka � m�odego cymmeria�skiego banity, Conana. Njal mia� daleko wa�niejsze sprawy na g�owie i st�d ma�o czasu na zastanawianie si� nad losem ponurego m�odzie�ca, kt�rego najwyra�niej oblecia� tch�rz. Gdy �wit rozja�ni� puste niebo i rozproszy� wilgotn� mg��, kt�ra niczym ca�un spowija�a ten przekl�ty kraj, jarl na w�asne oczy zobaczy� pow�d, dla kt�rego nie otrzyma� �adnych wie�ci od ludzi wys�anych na zwiad. Wszyscy wisieli na blankach i jeszcze �yli. Ta�czyli w �miertelnych podrygach na ko�cach trzydziestu lin. Njal wytrzeszczy� oczy, a potem kl��, dop�ki nie zachryp�. W bezsilnej z�o�ci zaciska� pi�ci, a� paznokcie porani�y stwardnia�e d�onie. Chocia� czu� si� chory do g��bi duszy, nie m�g� oderwa� oczu od strasznego widowiska. Wiecznie m�oda kr�lowa Halogi � Vammatar Okrutna, sta�a na murze jasna jak sam poranek. Mia�a d�ugie, prawie bia�e w�osy i kr�g�e piersi, kt�re kusz�co napina�y tkanin� ci�kiej, bia�ej szaty. Na pe�nych, czerwonych ustach kr�lowej igra� leniwy, rozmarzony u�miech. Towarzysz�cy jej ludzie, rodowici Hyperborejczycy, byli chudzi, d�ugonodzy, mieli blade oczy i bezbarwne, jedwabiste w�osy. Oszaleli z gniewu i przera�enia Aesirowie patrzyli, jak ludzie z oddzia�u Egila umieraj� powoli, wbici na haki i krojeni zakrzywionymi no�ami. Skrwawione, poszarpane strz�py ludzkie, kt�re dwa dni wcze�niej by�y silnymi, ros�ymi wojownikami, j�cza�y, wy�y i szamota�y si� daremnie. Wojowie mieli kona� jeszcze przez wiele godzin. Njal patrzy� gryz�c usta. Z ka�d� mijaj�c� godzin� przybywa�y mu lata. Nic nie m�g� zrobi�! By�oby szale�stwem rzuci� na wysokie mury oddzia� wojownik�w uzbrojonych jedynie w bro� r�czn�. Gdyby mia� wielk�, dobrze wyposa�on� armi�, zdoln� do wielomiesi�cznego obl�enia, m�g�by zaatakowa� bram� taranami i pociskami z katapult. M�g�by wykopa� pod murami tunele albo podtoczy� wie�e obl�nicze i z ich szczyt�w wedrze� si� do zamku. M�g�by te� otoczy� szczelnie warowni� i czeka�, a� g��d zwyci�y obro�c�w. Nie maj�c jednak wielkiej armii, jarl potrzebowa� przynajmniej drabin d�ugich na wysoko�� muru oraz �ucznik�w i procarzy, kt�rzy w czasie szturmu trzymaliby obro�c�w w szachu. Przede wszystkim jednak potrzebowa� zaskoczenia. Zaskoczenie, na jakie liczy� Njal, zosta�o bezpowrotnie zaprzepaszczone. Czarownicy s�u��cy Vammatar Okrutnej musieli dzi�ki swym nieziemskim sztukom dostrzec zbli�aj�cych si� Aesir�w. Z�owieszcze legendy okaza�y si� prawd�. Potwierdza�y je szkar�atne dowody wisz�ce na tle czarnych kamieni. W zamku Haloga przez ca�y czas wiedziano, �e Aesirowie tu s� i teraz nawet rozmi�owani w pom�cie bogowie p�nocnych krain nie mogli im pom�c. Raptem z wysokich okien twierdzy buchn�y pi�ropusze czarnego dymu i oprawcy, krzycz�c ze zdumienia, zbiegli z mur�w. Ich czarne szaty �opota�y w powietrzu niczym krucze skrzyd�a. Ospa�y, koci u�miech znikn�� z mi�kkich ust kr�lowej Halogi. W sercu Njala z Asgardu zatli� si� dr��cy p�omyk nadziei. 3. CIE� ZEMSTY Wspinaczka nie by�a ani �atwiejsza, ani trudniejsza, ni� Conan si� spodziewa�. Za pi�tnast� czy szesnast� pr�b� p�tla liny zacisn�a si� wreszcie na �bie wykutego w kamieniu smoka. Kiedy dotar� na poziom strzelnicy, opl�t� sznur nogami i zacz�� ko�ysa� si� niczym dziecko na hu�tawce. Przerzucaj�c ci�ar cia�a z jednej strony na drug�, stopniowo zwi�ksza� wychylenie. Rozhu�tywa� si� coraz bardziej, a� wreszcie przy maksymalnym wychyl� w prawo dosi�gn�� otworu strzelniczego. Z�apa� si� kamieni. Trzymaj�c lin� r�k�, wsun�� do otworu jedn�, a potem drug� nog�. Powoli i ostro�nie przemie�ci� ci�ar cia�a, a� w ko�cu usiad� pewnie na parapecie. Nadal trzyma� lin�, poniewa� pami�ta�, �e je�li j� pu�ci, sznur odsunie si� i zawi�nie poza jego zasi�giem, co uniemo�liwi mu odwr�t. Strzelnica by�a zbyt w�ska, by Conan m�g� prze�lizn�� si� w obecnej pozycji. Jego szczup�e biodra zaklinowa�y si� w otworze, kt�rego boki by�y wyci�te na zewn�trz, by zapewni� obro�com jak najszersze pole ra�enia. Cymmerianin przekr�ci� si� wi�c i bokiem wsun�� w szczelin� biodra i brzuch. Kiedy jednak ramiona i klatka piersiowa dotar�y do najw�szego miejsca strzelnicy, wej�cie uniemo�liwi�a we�niana tunika zwini�ta pod pachami. Conan przez chwil� mia� wra�enie, �e utkn�� na zawsze w kamiennej pu�apce. Pomy�la�, �e je�li stra�nicy znajd� go zaklinowanego w strzelnicy, to wyjdzie na kompletnego g�upca. Gdyby za� nie zosta� odkryty, czeka�aby go powolna �mier� z g�odu i pragnienia, a p�niej jego cia�o sta�oby si� �erem dla kruk�w. W ko�cu otrz�sn�� si� z przygn�biaj�cych my�li i doszed� do wniosku, �e je�li ca�kowicie wypu�ci powietrze z p�uc, to zdo�a si� przecisn��. Odetchn�� g��boko kilka razy, jakby przygotowuj�c si� do nurkowania, zrobi� wydech i z ca�ej si�y wepchn�� si� w szczelin�. Wierzgaj�ce stopy namaca�y tward� powierzchni�, na kt�rej m�g� si� wesprze�. Odwr�ci� g�ow�, przepe�z� na drug� stron� i straciwszy r�wnowag� upad� na drewnian� pod�og�. Oszo�omiony pu�ci� lin�, kt�ra niczym w�� zacz�a umyka� przez otw�r. Z�apa� j� na chwil� przed tym, nim znikn�a bezpowrotnie. Conan rozejrza� si� po ma�ej, okr�g�ej komorze. W mroku dojrza� toporny sto�ek stoj�cy tu dla wygody �ucznika. Przysun�� go bli�ej otworu i przywi�za� do niego lin�, tak by ci�kie drewno s�u�y�o jako kotwica. Potem z westchnieniem przeci�gn�� si� i rozprostowa� zdr�twia�e mi�nie. Stwierdzi�, �e na kamieniach muru musia� zostawi� kilka kawa�k�w w�asnej sk�ry. Po drugiej stronie komory, naprzeciwko strzelnicy, czerni�o si� sklepione wej�cie. Conan wyci�gn�� z pochwy d�ugi n� i zbli�y� si� do� ostro�nie. Za nim znajdowa�y si�, wiod�ce w g�r�, spiralne schody. W oddali, osadzona w �elaznym uchwycie pochodnia rozprasza�a nieco ciemno��. Krok po kroku, przywieraj�c do �cian, Conan przemierza� liczne korytarze. D��y� ku sercu twierdzy, gdzie jak s�dzi�, trzymano je�c�w. S�o�ce wzesz�o ju� dawno, ale przez w�skie strzelnice i okna s�czy�o si� niewiele �wiat�a. Z zewn�trz dochodzi�y st�umione krzyki, kt�re powiedzia�y cymmeria�skiemu m�odzie�cowi, czym zaj�ci s� czarownicy na blankach. W korytarzu o�wietlonym przez nieliczne pochodnie Conan natkn�� si� wreszcie na wrog�w. By�o to dw�ch Hyperborejczyk�w strzeg�cych jakiej� celi. Ich wygl�d �wiadczy� dobitnie, �e wszystkie zas�yszane opowie�ci s� prawdziwe. Conan zna� Cymmerian�w, widywa� Gunderlandczyk�w, Aquilo�czyk�w, Aesir�w i Vanir�w, ale nigdy wcze�niej nie widzia� z bliska Hyperborejczyk�w. Ten widok zmrozi� mu krew w �y�ach. Wygl�dali niczym diab�y z wiecznie ciemnego piek�a. Mieli poci�g�e, blade jak ple�� twarze, bezduszne, bursztynowe oczy oraz w�osy przypominaj�ce sp�owia�y len. Ich chude cia�a odziane by�y w czer�, a na piersiach widnia�y czerwone herby Halogi. Conan pomy�la�, �e znaki te s� krwawymi dowodami na to, i� Hyperborejczycy nie maj� serc, kt�re zosta�y wydarte z piersi, pozostawiaj�c po sobie jedynie szkar�atne plamy. Przes�dny m�odzieniec prawie uwierzy� w staro�ytne legendy g�osz�ce, �e s� oni trupami o�ywionymi przez demony. Jednak�e Hyperborejczycy mieli serca, a zranieni krwawili. Mo�na by�o ich r�wnie� zabi�, co odkry�, rzucaj�c si� na nich w w�skim korytarzu. Pierwszy stra�nik pisn�� i upad� pora�ony szybkim i silnym jak uderzenie pioruna atakiem Conana. Krew z przebitej piersi zala�a z�owrogi znak. Drugi stra�nik wytrzeszczy� na Cymmerianina pozbawione wyrazu oczy. Przez chwil� sta� jak wro�ni�ty w ziemi�, po czym si�gn�� po miecz. Nim dotkn�� r�koje�ci, n� Conana, szybki i celny niczym j�zyk �mii, ci�� go po gardle. Poni�ej bladych i cienkich ust stra�nika pojawi� si� bezlitosny, czerwony u�miech. Conan zabra� bro� pokonanych i wci�gn�� cia�a do s�siedniej, pustej celi. Potem przez otw�r w masywnych drzwiach zajrza� do ma�ego pomieszczenia, kt�rego pilnowali obaj Hyperborejczycy. Na �rodku celi, czekaj�c na swe przeznaczenie, sta�a dumnie wyprostowana dziewczyna o jasnej jak mleko sk�rze, czystych, b��kitnych oczach i d�ugich, g�adkich w�osach barwy pszenicy zalanej s�o�cem. Chocia� wysokie piersi unosi�y si� i opada�y niespokojnie, w jej oczach nie by�o strachu. � Kim jeste�? � zapyta�a. � Conan Cymmerianin, cz�onek bandy twego ojca � odpar� spiesznie m�odzieniec w jej j�zyku. � O ile jeste� c�rk� Njala. Dziewczyna hardo podnios�a g�ow�. � Jestem Rann Njalsdatter. � To dobrze � mrukn�� Conan wsuwaj�c w zamek klucz zabrany martwemu stra�nikowi. � Przyszed�em po ciebie. � Sam? � Jej oczy rozszerzy�y si� z niedowierzania. Conan przytakn��. Z�apa� dziewczyn� za r�k� i wyprowadzi� na korytarz. Tu da� jej jeden ze zdobycznych mieczy. Potem wysun�� ostrze przed siebie i ci�gn�c Rann za sob�, ostro�nie ruszy� w powrotn� drog�. Skrada� si� bezg�o�nie i czujnie niczym le�ny drapie�nik. Bez przerwy omiata� wzrokiem �ciany i osadzone w nich drzwi. W migoc�cym blasku pochodni jego oczy p�on�y niby �lepia nieposkromionego drapie�cy. Conan wiedzia�, �e w ka�dej chwili mog� zosta� wykryci, z pewno�ci� bowiem nie wszyscy mieszka�cy zamku byli na blankach wraz z oprawcami. W g��bi pierwotnego serca m�odzieniec wznosi� milcz�ce mod�y do Croma, nie znaj�cego lito�ci boga swej chmurnej ojczyzny. Nie �mia� go prosi� o pomoc. Pragn�� tylko, by Crom nie przeszkodzi� im niezauwa�alnie dotrze� do strzelnicy, w kt�rej znajdowa�a si� lina. M�ody Cymmerianin niczym bezcielesny cie� przemyka� mrocznymi korytarzami, a za nim pod��a�a cicha jak kot Rann. Pochodnie migota�y i strzela�y iskrami w �elaznych uchwytach. Ciemne przerwy mi�dzy rozchwianymi �wiat�ami by�y przepojone czyst� groz�. Nie napotkali nikogo, a jednak Conanem targa� coraz wi�kszy niepok�j. Prawda, �e szcz�cie na razie im dopisywa�o, ale mog�o si� to sko�czy� w ka�dej chwili. Je�eli natkn� si� na dw�ch czy trzech Hyperborejczyk�w, by� mo�e zdo�a pokona� ich z pomoc� Rann. Kobiety Aesir�w nie by�y wypieszczonymi laleczkami. W razie potrzeby potrafi�y dowie��, i� s� zr�cznymi i dzielnymi wojowniczkami. Cz�sto stawa�y rami� przy ramieniu ze swoimi m�czyznami, a kiedy dochodzi�o do bitwy, walczy�y z zaciek�o�ci� rannych tygrysie. Lecz co si� stanie, je�eli napotkaj� sze�ciu czy dwunastu wrog�w? Conan by� m�ody, ale doskonale zdawa� sobie spraw�, �e �aden �miertelnik, niewa�ne jak zr�czny, nie zdo�a pokona� przeciwnik�w atakuj�cych ze wszystkich stron. Ponadto wiedzia�, �e w czasie, gdy oni b�d� broni� si� w tych ciemnych korytarzach, wrzawa postawi na nogi ca�� za�og� zamku. Musia� zrobi� co�, co odwr�ci�oby uwag� mieszka�c�w warowni. Jedna z mijanych pochodni podsun�a mu pewien pomys�. Conan rozejrza� si� bystro. Mury zamku by�y z kamienia, lecz pod�ogi i podtrzymuj�ce je belki wykonano z drewna. Po pos�pnej twarzy Cymmerianina przemkn�� okrutny u�miech. Postanowi� znale�� magazyn smo�y i �uczyw, kt�ry powinien by� gdzie� niedaleko. Przemykaj�c korytarzami zagl�da� do pomieszcze�, do kt�rych drzwi by�y otwarte. Pierwsze by�o puste. W kolejnym sta�y jedynie dwa ��ka. Trzecie okaza�o si� rupieciarni� pe�n� po�amanej i zniszczonej broni oraz innych metalowych przedmiot�w czekaj�cych na napraw�. Drzwi do nast�pnego pokoju by�y lekko uchylone. Mi�dzy nimi a framug� widnia�a w�ska, czarna szczelina. Conan pchn�� je i drzwi otworzy�y si� z cichym poskrzypywaniem. Cymmerianin cofn�� si� spiesznie. W komorze by�o ��ko, na kt�rym spa� jaki� starzec. Obok na sto�ku sta�o kilka flakonik�w. Conan domy�li� si�, �e zawieraj� lekarstwa dla chorego. Zostawi� pochrapuj�cego cz�owieka i ruszy� dalej. Nast�pne pomieszczenie okaza�o si� poszukiwanym magazynem. Gdy Conan zagl�da� do �rodka, do jego uszu dotar� �oskot krok�w i gniewne g�osy. Warkn�� i wykrzywiaj�c drapie�nie usta, niecierpliwie skin�� na Rann. � Do �rodka! � wydysza�. W�lizn�li si� do komory i Conan zamkn�� drzwi. W pomieszczeniu nie by�o okien. Czekali w ca�kowitej ciemno�ci, ws�uchuj�c si� w g�osy zbli�aj�cych si� Hyperborejczyk�w. Wkr�tce k��c�cy si� w swym gard�owym j�zyku m�czy�ni min�li drzwi i ich kroki ucich�y w dali. Kiedy zn�w zapad�a cisza, Conan odetchn�� g��boko. Wznosz�c wysoko hyperborejski miecz, uchyli� leciutko drzwi, a gdy ujrza� jedynie pusty korytarz, otworzy� je na o�cie�. We wpadaj�cym do �rodka �wietle obejrza� zawarto�� komory. Znajdowa� si� tu stos zapasowych pochodni, beczka smo�y, a w rogu pi�trzy�y si� snopy s�omy do wy�cie�ania cel. Conan rozrzuci� s�om�, wyla� na ni� smo�� i rozsypa� �uczywa. Wyskoczy� na korytarz, porwa� najbli�sz� pochodni� i cisn�� j� na �atwopaln� mas�, kt�ra teraz pokrywa�a ca�� pod�og� magazynu. P�omienie �akomie w�ar�y si� w s�om�. Natychmiast buchn�y k��by czarnego, gryz�cego dymu. Conan, zanosz�c si� kaszlem, z�apa� Rann za r�k� i pogna� w d� kr�conych schod�w. Wpadli do komory, przez kt�r� m�ody barbarzy�ca dosta� si� do zamku. Conan nie mia� poj�cia, ile czasu up�ynie, nim Hyperborejczycy odkryj�, �e zamek p�onie, ale by� przekonany, �e po�ar zaprz�tnie ich uwag� na czas, gdy on i dziewczyna b�d� przeciska� si� przez strzelnic� i zsuwa� po linie na bezpieczny, zamarzni�ty grunt. 4. PO�CIG Jarl Njal rycza� jak ranny �ubr i zatacza� si� ze �miechu, �ciskaj�c w ramionach zalan� �zami c�rk�. Lecz cho� prawie oszala� z rado�ci, znalaz� chwil�, by spojrze� na Conana i obdarzy� m�odzie�ca przyjacielskim kuksa�cem, kt�ry wi�kszo�� m�czyzn zwali�by z n�g. Gdy pod os�on� o�nie�onych sosen �pieszyli do Asgardu, Cymmerianin w sk�pych s�owach opisa� swoj� przygod�. Ale s�owa nie by�y potrzebne. Za nimi w niebo bi� czarny s�up dymu, a trzask zawalaj�cych si� strop�w i huk p�kaj�cych �cian ni�s� si� po wzg�rzach niczym odleg�y grzmot. Hyperborejczycy bez w�tpienia mieli szans� uratowa� cz�� swojej fortecy, chocia� wielu z nich musia�o ju� sczezn�� w po�odze. Njal, nie trac�c czasu, rozkaza� rusza� w drog�. W�dz Aesir�w wiedzia�, �e dop�ki nie postawi� nogi we w�asnym kraju, musi liczy� si� z zemst� Hyperborejczyk�w. Nie w�tpi�, �e b�d� �cigani, ale jak na razie mieszka�cy Halogi zaj�ci byli czym innym. Aesirowie oddalali si� w po�piechu, nie dbaj�c o zachowanie ostro�no�ci. Przed zapadni�ciem nocy zostawili warowni� o wiele mil za sob�. Wiecznie pi�kna kr�lowa Vammatar obserwowa�a ich odej�cie z blank�w zamczyska Haloga. W jaspisowych oczach w�adczyni po�yskiwa�a nienawi��, a potem jej usta wykrzywi� z�y u�miech. W tej monotonnej krainie bagien i pag�rk�w niewiele by�o zieleni, a i t� przykrywa�a teraz warstwa �niegu. Gdy s�o�ce zni�y�o si� nad lini� horyzontu, z nieruchomych bagnisk unios�y si� wilgotne zwoje d�awi�cej mg�y i zmrozi�y serca uciekinier�w. Wok� panowa�a martwa cisza. W drodze napotkali jedynie paru hyperborejskich ch�op�w, kt�rzy uciekli na widok zbrojnych. Od czasu do czasu jeden czy drugi wojownik przyk�ada� ucho do ziemi, ale nie by�o s�ycha� t�tentu kopyt. Aesirowie �pieszyli si�, �lizgaj�c i potykaj�c na zamarzni�tym gruncie. Nim jednak dzie� ostatecznie roztopi� si� w mroku, Conan zerkn�� w ty� i krzykn��: � Kto� idzie za nami! Aesirowie zatrzymali si� i spojrzeli we wskazanym przez niego kierunku. Z pocz�tku widzieli jedynie bezkresn�, falist� r�wnin�, kt�rej kra�ce gin�y we mgle. Potem jeden z woj�w, najwidoczniej obdarzony lepszym ni� inni wzrokiem, zawo�a�: � Ma racj�! �ciga nas wielu pieszych. S� mo�e p� mili z ty�u. � Dalej! � warkn�� Njal. � Nie rozbijemy obozu tej nocy. Banda brn�a dalej, podczas gdy nienasycona mg�a poch�on�a zachodz�ce s�o�ce. Przez d�ugi czas w�drowali w ciemno�ci, a� wreszcie ksi�yc przebi� si� przez spowijaj�c� ich biel i w jego nie�mia�ym blasku dostrzegli za sob� �at� dr��cego cienia. �cigaj�cy byli o wiele bli�ej ni� poprzednio. Njal, cz�owiek o �elaznych mi�niach, maszerowa� niestrudzenie z wyczerpan� c�rk� w ramionach. Nie chcia� nikomu innemu powierzy� tak drogiego mu brzemienia. Conan, cho� jak zawsze pe�en werwy m�odo�ci, czu� b�l we wszystkich ko�czynach i w ka�dym �ci�gnie, gdy pod��a� za olbrzymim jarlem. Inni bez s�owa skargi utrzymywali wyczerpuj�ce tempo. Najgorsze by�o to, �e �cigaj�cy ich prze�ladowcy wcale nie wygl�dali na zm�czonych. Prawd� m�wi�c zgraja z Halogi nie zwalnia�a, a wr�cz przeciwnie; zaczyna�a ich dogania�. Njal kl�� chrapliwie i pop�dza� swoich ludzi, ale bez wzgl�du na starania, stopniowo tracili przewag�. Jarl wiedzia�, �e wkr�tce b�d� musieli zatrzyma� si� i zaj�� pozycje obronne. W przeciwnym razie padn� z wyczerpania. Mieli niewielki wyb�r: albo walczy�, albo da� si� wyci��. Za ka�dym razem, gdy wspinali si� na jakie� wzg�rze, widzieli milcz�cych ludzi, dwakro� przewy�szaj�cych ich liczb�, i za ka�dym razem bli�ej ni� poprzednio. Prze�ladowcy wygl�dali jako� dziwnie, lecz ani Njal, ani Gorm, ani nikt inny nie potrafi� dok�adnie okre�li�, co ich niepokoi. Kiedy prze�ladowcy podeszli bli�ej, okaza�o si�, �e nie wszyscy s� Hyperborejczykami, kt�rzy byli wy�si i szczuplejsi od ludzi P�nocy. Wielu spo�r�d id�cych z ty�u mia�o pot�ne ramiona i masywn� budow� oraz rogate he�my Aesir�w i Vanir�w. Inn� dziwn� rzecz� by�o to, w jaki spos�b si� poruszali. Njal zadr�a� pod wp�ywem lodowatego dotyku upiornego przeczucia� Njal wypatrzy� pag�rek wy�szy od wi�kszo�ci okolicznych wzniesie� i jego zm�czone oczy rozja�ni�y si�. Szczyt ten by� dobrym miejscem do obrony, chocia� jarl �a�owa�, �e wzg�rze nie jest wy�sze i bardziej strome. Ale nie mieli wyboru, nieprzyjaciel prawie depta� im po pi�tach, musieli wi�c zatrzyma� si� i to jak najszybciej. Njal postawi� dziewczyn� na ziemi i rykn�� chrapliwie: � Ludzie! Szybko na g�r�! Tam zajmiemy pozycje. Aesirowie wdarli si� na okryte �niegiem zbocza i stan�li na szczycie zadowoleni, �e nie musz� ju� kontynuowa� mozolnej w�dr�wki. Poniewa� za� wszyscy byli prawdziwymi wojownikami, perspektywa krwawej bitwy podnios�a ich na duchu. Thror �elazna R�ka i Gorm rozdali sk�rzane buk�aki z winem. Wojownicy odpoczywali, sprawdzaj�c ostro�� mieczy i naci�gaj�c �uki. Pozdejmowali z plec�w d�ugie tarcze z plecionej �oziny i sk�ry, i stan�li z nimi tworz�c mur otaczaj�cy szczyt wzg�rza. Na koniec jednooki Gorm wydoby� harf� i zacz�� silnym, melodyjnym g�osem �piewa� starodawn� pie�� bitewn�: Nasze ostrza wyku�o w p�omieniach, kt�re skacz� w g��binach piek�a. I hartowali�my je w lodowatych nurtach rzek, tam, gdzie na dnie �pi� ko�ci martwych m��w. Pokonanych przez naszych ojc�w. Odpoczynek by� kr�tki. Z mroku i mg�y wy�oni�a si� gromada z�owieszczych postaci, kt�re ruszy�y w g�r� zbocza rytmicznym, monotonnym krokiem ludzi chodz�cych we �nie lub marionetek poci�ganych za sznurki. Nie zatrzymali si� nawet na chwil�, gdy naparli na kr�g tarcz. Naga stal b�ysn�a w nik�ej, ksi�ycowej po�wiacie, kiedy Aesirowie wznie�li wysoko miecze, topory i wojenne m�oty, i spu�cili je z wizgiem na nacieraj�cych, rozr�buj�c cia�a i mia�d��c ko�ci. Njal wyrycza� aesirski okrzyk wojenny i wzi�� pot�ny zamach. Raptem znieruchomia�, zamruga� z niedowierzaniem i serce zamar�o mu w piersiach. Przeciwnikiem by� nie kto inny, jak sam Egil, kt�ry tego ranka zmar� w m�kach na ko�cu liny zwieszonej z mur�w Halogi. Blady ksi�yc wyra�nie o�wietla� znajom� twarz. Jarl Njal zw�tpi�, czy prze�yje t� upiorn� walk�. 5. �CZ�OWIEK NIE MO�E UMRZE� DWA RAZY!� Twarz, kt�ra z kamienn� oboj�tno�ci� wpatrywa�a si� w oczy Njala, z pewno�ci� nale�a�a do jego starego towarzysza. Bia�a blizna w poprzek czo�a by�a pami�tk� po ranie, jak� Egil odni�s� pi�� lat wcze�niej w czasie najazdu Vanir�w. Ale b��kitne oczy Egila nie pozna�y swego jarla. By�y zimne i puste jak niebo w bezgwiezdn�, mglist� noc. Njal zerkn�� raz jeszcze i zobaczy� poszarpane cia�o na obna�onych piersiach Egila, gdzie kilka godzin wcze�niej tkwi� hak rozdzieraj�cy powoli serce. U�wiadomi� sobie, �e bez wzgl�du na to, jak pot�ny cios zada, rana nigdy nie zbroczy krwi�, a trup starego przyjaciela nie poczuje gorzkiego poca�unku stali. Za martwym Aesirem, po stoku pi�� si� na wp� zw�glony Hyperborejczyk. Jego twarz by�a wyszczerzon�, przera�aj�c� mask�. Njal pomy�la�, �e to mieszkaniec Halogi, kt�ry znalaz� �mier� w po�arze rozp�tanym przez przebieg�ego Conana. � Wybacz, bracie � wyszepta� jarl pokonuj�c op�r zesztywnia�ych warg. Wzniesiony top�r opad� na chodz�cego trupa Egila. Rozszczepione cia�o potoczy�o si� w d� zbocza bezw�adnie jak popsuta lalka, ale jego miejsce natychmiast zaj�y szczerz�ce z�by zw�oki Hyperborejczyka. W�dz Aesir�w walczy� bez wiary w zwyci�stwo. Je�eli wr�g by� w stanie wezwa� z piek�a ka�dego zmar�ego, czy� walka mog�a zako�czy� si� jego kl�sk�? Nad szeregami obro�c�w wznosi�y si� chrapliwe okrzyki zdumienia i trwogi. Aesir�w opu�ci�a nadzieja, kiedy spostrzegli, �e przysz�o im walczy� z chodz�cymi trupami swych towarzyszy, kt�rzy zgin�li pod no�ami okrutnych Hyperborejczyk�w. Ale w upiornych szeregach znajdowali si� r�wnie� inni. U boku mieszka�c�w Halogi, kt�rzy znale�li �mier� w p�omieniach, maszerowa�y trupy ju� dawno pogrzebane. Ich gnij�ce cia�a toczy�y wij�ce si� t�uste robaki. Niesamowity oddzia� hurmem, bez broni, rzuci� si� na Aesir�w. Smr�d przyprawia� o md�o�ci, a wszystkich poza najdzielniejszymi ogarn�o przera�enie. Nawet stary Gorm poczu�, �e na jego sercu zaciskaj� si� lodowate szpony strachu. Bitewna pie�� za�ama�a si� i ucich�a. � Niechaj bogowie nas wspomog�! � zawo�a�. � Jak�� mo�emy mie� nadziej�, skoro wznosimy nasz� stal przeciw chodz�cym trupom? Cz�owiek nie mo�e umrze� dwa razy! Szyk Aesir�w zachwia� si�, gdy upiorni przeciwnicy kolejno powalali wojownik�w i wgniatali ich w lepki od krwi �nieg. Napastnicy walczyli go�ymi r�kami, rozdzieraj�c �ywych lodowatymi palcami. Conan sta� w drugim szeregu. Kiedy walcz�cy przed nim wojownik run�� na ziemi�, Cymmerianin rycz�c pot�nie niby p�nocny wicher, skoczy� w prz�d, by zape�ni� luk� w rozerwanym szeregu. Zamachn�� si� hyperborejskim mieczem i ci�� w kark szkielet, kt�ry wyciska� �ycie z le��cego u jego st�p Aesira. Odr�bana od kr�gos�upa czaszka potoczy�a si� w d� zbocza. Wtedy przera�enie �ci�o Conanowi krew w �y�ach, a pierwotny strach zje�y� mu w�osy. Bezg�owy korpus podni�s� si� i z�apa� m�odzie�ca ko�cistymi d�o�mi. Conan pokona� ogarniaj�ce go odr�twienie i kopniakiem wybi� dziur� w �ebrach, kt�re wygl�da�y spod strz�p�w gnij�cej sk�ry. Bezg�owy trup zatoczy� si�, lecz po chwili zn�w skoczy� z wygi�tymi drapie�nie palcami. Conan z�apa� obur�cz r�koje�� miecza i w�o�y� wszystkie si�y w pot�ny cios. Miecz przedar� si� przez pozbawion� cia�a pier�, po czym przer�ba� na p� kr�gos�up. Rozci�ty na dwoje trup pad� i tym razem nie powsta�. Przez chwil� Conan nie mia� przeciwnika. Dysz�c ci�ko, ruchem g�owy odrzuci� w ty� zlepione potem w�osy. Spojrza� na walcz�cych. Njal z cia�em w wielu miejscach oderwanym od ko�ci pad� wreszcie, zabieraj�c ze sob� co najmniej tuzin wrog�w. Stary Gorm z wilczym wyciem zaj�� jego miejsce i z ostateczn� desperacj� r�ba� ci�kim toporem. Ale szereg ju� p�k�. Bitwa dobiega�a ko�ca. � Nie zabija� wszystkich! � zabrzmia� niesiony lodowatym wiatrem bezlitosny g�os. � Zabra� tylu, ilu mo�na, do niewoli! Conan zdo�a� przebi� wzrokiem ciemno��. U st�p wzg�rza, na grzbiecie wysokiego, czarnego ogiera siedzia�a kr�lowa Vammatar w powiewaj�cych, �nie�nobia�ych szatach. Conan, dr��c na ca�ym ciele, zrozumia�, �e chodz�ce trupy pos�uchaj� jej rozkazu. Nagle u jego boku pojawi�a si� Rann. Jej twarz by�a mokra od �ez, ale w b��kitnych oczach nie by�o �ladu trwogi. Zd��y�a zobaczy� �mier� ojca i Gorma, nim gwa�towny atak kolejnego upiornego przeciwnika nie pchn�� jej ku m�odemu Cymmerianinowi. Z�apa�a porzucony miecz i przygotowa�a si�, by umrze� w walce. Wtedy, niczym dar od samego Croma, w zrozpaczonym umy�le Conana narodzi� si� pewien pomys�. Bitwa by�a ju� przegrana. To, �e on i pozostali przy �yciu Aesirowie zostan� sp�tani i pognani w niewol�, by�o r�wnie pewne jak to, �e po nocy nastanie dzie�. Jednak�e nie wszystko by� stracone. Conan zawirowa�, podni�s� dziewczyn� i zarzuci� j� sobie na rami�. Potem r�bi�c na prawo i lewo run�� p�dem w d� zas�anego zw�okami stoku, do st�p wzg�rza, tam gdzie na kruczoczarnym rumaku siedzia�a u�miechni�ta z�owieszczo kr�lowa. Wszystko wok� spowija�a ciemno�� przetykana wiruj�cymi zwojami g�stej mg�y, wi�c w�adczyni upior�w, zapatrzona na szczyt wzniesienia, nie zauwa�y�a biegn�cego bezszelestnie Cymmerianina. Ani dziewczyny, kt�r� ten postawi� w�a�nie na stratowanym �niegu. �elazne palce zamkn�y si� na ramieniu i udzie Vammatar i �ci�gn�y j� z konia, wrzeszcz�c� i sin� z furii. Conan rzuci� kr�low� na ziemi�, po czym podni�s� Rann i usadowi� protestuj�c� dziewczyn� w zwolnionym siodle. Nim sam zd��y� wskoczy� na wierzgaj�ce zwierz�, kilka �yj�cych trup�w, pos�usznych w�ciek�ym rozkazom swej pani, z�apa�o go od ty�u i przywar�o niczym pijawki do jego lewego ramienia. Z nadludzkim wysi�kiem, nim przewr�ci�y go cuchn�ce potwory, Conan zdo�a� trzasn�� p�azem zad ogiera. � Jed�, dziewczyno, jed�! � wrzasn��. � Do Asgardu i wolno�ci! Czarny rumak zadar� kopyta, zar�a� i pomkn�� jak strza�a przez mglist�, o�nie�on� r�wnin�. Rann przywar�a do karku ogiera. Przycisn�a zalany �zami policzek do jego ciep�ej sk�ry, a jej d�ugie, jasne w�osy spl�ta�y si� z powiewaj�c� krucz� grzyw�. Gdy rumak przemyka� u st�p wzniesienia, Rann obejrza�a si� i zobaczy�a, jak dzielny m�odzieniec, kt�ry dwakro� uratowa� jej �ycie, ulega przewadze �ywych trup�w. Kr�lowa Vammatar, kt�rej bia�a szata by�a teraz powalana b�otem, sta�a w mro�nym, ksi�ycowym �wietle z szata�skim grymasem na ustach. Potem zbocze wzg�rza i wznosz�ca si� mg�a lito�ciwie przys�oni�y scen� pogromu. Dziewczyna nie ogl�daj�c si� pop�dzi�a na zach�d. Dwudziestu ocala�ych Aesir�w brn�o na wsch�d w bladym �wietle ksi�yca. Ich nadgarstki zwi�zane by�y na plecach rzemieniami z surowej sk�ry. Chodz�cy zmarli � ci, kt�rzy nie zostali w bitwie por�bani na kawa�ki, pilnowali je�c�w. Na czele upiornej procesji maszerowa�a dziwna para: Conan i kr�lowa Vammatar. W�adczyni, kt�rej pi�kne rysy wykrzywia�a furia, raz za razem ci�a biczem cymmeria�skiego m�odzie�ca. Czerwone pr�gi g�sto poznaczy�y ju� jego twarz i cia�o. Conan wiedzia�, �e nikt dot�d nie wr�ci� z niewoli w tym przekl�tym kraju, jednak�e szed� wyprostowany, a g�ow� trzyma� wysoko. M�g� zabi� kr�low� zamiast tylko zrzuci� j� z konia, ale w jego rodzinnym kraju wpojono mu zasady rycerskiego zachowania w stosunku do kobiet i m�odzieniec nie potrafi� zapomnie� tych nauk. Teraz czeka� na chwil�, kiedy dane mu b�dzie zerwa� wi�zy i uciec. Gdy wschodnie mg�y rozproszy�o nadej�cie �witu, Rann Njalsdatter dotar�a do granicy Asgardu. Ci�ko jej by�o na sercu, ale wspomnia�a ostatni� strof� pie�ni, kt�r� Gorm �piewa� pod zamglonym ksi�ycem: Mo�esz nas �ci��, mo�emy si� wykrwawi� i umrze�. Ale jeste�my lud�mi P�nocy! Mo�esz sp�ta� �a�cuchami nasze cia�a, mo�esz o�lepi� nasze oczy. Mo�esz �ama� nasze ko�ci �elaznym dr�giem, ale nasze serca pozostan� dumne i wolne! Porywaj�ce s�owa pie�ni podnios�y j� na duchu. Dziewczyna wyprostowa�a plecy i wznosz�c dumnie jasn� g�ow�, ruszy�a w blasku dnia do domu. 6. STALOWY HAK* Ocala�� z po�ogi sal� tronow� w twierdzy Vammatar Okrutnej zamieniono w izb� tortur. Z jednej z d�bowych krokwi podtrzymuj�cych wysokie, mroczne sklepienie opuszczono szorstk�, konopn� lin�. Na jej ko�cu, w migocz�cym �wietle oliwnych lamp po�yskiwa� zimno stalowy hak. Wygi�ty, spiczasty kie� ko�ysa� si� leniwie nad niskim, drewnianym podestem. Mebel ten na rozkaz kr�lowej wykonali w po�piechu zamkowi cie�le porzucaj�c inne, pilniejsze prace. Po bokach podestu sta�y tr�jnogi z p�on�cym olejem. Ich jaskrawe �wiat�o sprawia�o, �e ko�ysz�cy si� hak nie rzuca� cienia. Dziesi�� krok�w przed zaimprowizowanym szafotem wznosi� si� spowity szkar�atnym jedwabiem tron Vammatar Okrutnej. W�a�nie przed chwil�, w skrytym w g��bokim cieniu wej�ciu do sali tronowej pojawi�a si� sama w�adczyni Halogi. Jak zwykle odziana by�a w ol�niewaj�co bia�� szat�. Niczym zjawa przep�yn�a przez komnat� i podesz�a do tronu. Towarzyszy�o jej czterech Hyperborejczyk�w w czarnych p�aszczach z kapturami naci�gni�tymi na g�owy. Podtrzymuj�c ramiona swej pani pomogli jej zasi��� na tronie, po czym szybko wycofali si� w mrok pod �cianami sali, gdzie nie dociera�o �wiat�o tr�jnog�w stoj�cych przy szafocie. Kr�lowa przeci�gn�a si� leniwie i w tym momencie diamenty, rubiny i szmaragdy zdobi�ce jej szyj�, czo�o, p�atki uszu i palce zab�ys�y wszystkimi barwami t�czy. Min�� dzie� od rozgromienia aesirskiej bandy i Vammatar mia�a do�� czasu, by wzi�� k�piel, wypocz�� i starannie obmy�li� wszystkie szczeg�y zemsty na cymmerianskim m�odziku, kt�ry upokorzy� j� i pozbawi� najcenniejszego �upu, czyli c�rki wodza Aesir�w. Vammatar Okrutna potrafi�a doceni� prawdziw� odwag�. Zawsze najwi�ksz� przyjemno�� sprawia�o jej patrzenie, jak m�ny wojownik zamienia si� z wolna w skowycz�cy k��b rozedrganego, krwawego mi�sa, kt�ry na koniec �ebrze ju� tylko o to, aby go dobito. Im dzielniejszego je�ca zdo�a�a z�ama�, tym wi�ksz� sprawia�o jej to rozkosz. W drodze powrotnej do Halogi, Vammatar raz po raz ch�osta�a swego je�ca. W�a�nie wtedy zorientowa�a si�, �e m�ody Cymmerianin jest m�czyzn�, kt�ry by� mo�e oka�e si� �r�d�em ekstazy, jakiej od bardzo dawna nie da� jej �aden torturowany jeniec. Zam�czony na murach Egil i dwudziestu dziewi�ciu pozosta�ych Aesir�w nie sprawili, �e krew zacz�a �ywiej kr��y� w ciele wiecznie m�odej kr�lowej. Po hardym Cymmerianinie Vammatar oczekiwa�a du�o wi�cej. Musia�a tylko dobrze obmy�li� ca�� ka�� Ju� teraz, kiedy jedynie napawa�a si� oczekiwaniem, fala rozkosznego ciep�a op�yn�a jej biodra i piersi. Czas nadszed�! W�adczyni Halogi unios�a ozdobione licznymi pier�cieniami d�onie i klasn�a mocno, trzykrotnie. Odpowiedzia� jej szcz�k �elaza w g��bi korytarza prowadz�cego do sali tronowej. Chwil� p�niej otworzy�y si� g��wne drzwi i do �rodka w asy�cie dwunastu bia�ow�osych oprawc�w wszed� skuty �a�cuchami Conan. Upiorna audiencja rozpocz�a si�! Dzikie spojrzenie Cymmerianina natychmiast obieg�o ca�� sal�, a w jego rozjarzonych b��kitem oczach pojawi� si� b�ysk straszliwego zrozumienia. Do tej pory nie wiedzia�, dlaczego nie zap�dzono go do pracy przy odbudowie zniszczonej cz�ci zamku, tak jak zrobiono to z pozosta�ymi je�cami. Zamkni�to go w osobnej celi, przyniesiono dobre jedzenie, a potem zakuto w kajdany. Na nic zda�a si� jego rozpaczliwa obrona i przetr�cony w�ciek�ym kopniakiem kark jednego ze stra�nik�w. Pozostali unieruchomili m�odego barbarzy�c�, a p�niej skr�powali �elazem jego nadgarstki i kostki. R�ce skuto mu z przodu i po��czono z okowami na nogach �a�cuchem tak kr�tkim, �e Cymmerianin, by i��, musia� si� garbi�. Zdaniem poddanych Vammatar wyklucza�o to jak�kolwiek mo�liwo�� walki. I teraz Conan zrozumia�, czemu s�u�y�y te wszystkie zabiegi. Mimo ca�kowitej beznadziejno�ci po�o�enia wykona� b�yskawiczny p�obr�t i niczym rozszala�y byk uderzy� g�ow� w bok jednego z eskortuj�cych go m�czyzn. Trzasn�y �amane �ebra i Hyperborejczyk st�kaj�c zwali� si� na posadzk�. Jedenastu pozosta�ych rzuci�o si� na skutego Cymmerianina. �cianami sali tronowej wstrz�sn�� ponury, barbarzy�ski okrzyk bojowy. Natychmiast po nim nast�pi� przenikliwy charkot stra�nika, w kt�rego gardle utkwi�y k�y rozszala�ego drapie�cy. Hyperborejczycy szybko oderwali Conana od ofiary, ale w jego z�bach pozosta�a wi�ksza cz�� jej krtani. Za moment kolano Cymmerianina wbi�o si� z ca�� si�� w krocze kolejnego oprawcy. Kr�lowa Vammatar Okrutna, patrz�c na to, powoli obliza�a j�zykiem usta. Jej oczy zab�ys�y z wolna, jakby wzesz�y w nich gwiazdy po�wi�cone demonom � astrologiczne symbole najczystszego z�a. Wreszcie dziewi�ciu pozosta�ych Hyperborejczyk�w przycisn�o Conana twarz� do posadzki. Teraz m�g� on ju� tylko warcze� g�ucho, gard�owo jak skr�powany ry�. Jego nieujarzmion� wol� kr�powa�y �a�cuchy oraz osiemna�cie r�k. Nie zdo�a� uczyni� �adnego ruchu, kiedy wleczono go po pod�odze, wci�gano na naje�ony drzazgami podest z nie heblowanych desek i stawiano przed wisz�cym na linie hakiem. Ch�odne �elazo dotkn�o piersi Cymmerianina. Conan spr�y� si� do jeszcze jednego, desperackiego zrywu, gdy wtem spojrzenia jego i Vammatar spotka�y si�. W oczach kr�lowej zab�ys�a drwina. M�ody barbarzy�ca ze �wistem wypu�ci� powietrze, rozlu�ni� mi�nie i uni�s� dumnie g�ow�. Je�li nieugi�t� wol� Croma by�o wezwa� go przed swe skryte w mroku oblicze, to on � Conan, got�w by� pokaza� tej hyperborejskiej wied�mie, jak umiera cymmeria�ski wojownik. Nawet nie drgn��, gdy Vammatar nieznacznie skin�a g�ow� i czub haka przebi� jego sk�r�. �elazo prowadzone pewn� r�k� oprawcy wesz�o pod �ebra prawego boku tu� nad w�trob�. Po chwili po�owa haka znikn�a w ciele m�odego barbarzy�cy. Hyperborejczycy odst�pili. Na pode�cie pozosta� tylko Conan. Sta� nieruchomo jak pos�g i tylko stru�ka krwi, sp�ywaj�ca leniwie po jego nagim boku i wsi�kaj�ca w przepask� biodrow�, �wiadczy�a, �e hak nie tkwi w doskonale ukszta�towanym marmurze, lecz w �ywym ciele. Vammatar skin�a g�ow� po raz drugi. Oprawcy chwycili podest i wyszarpn�li go spod n�g Cymmerianina. M�odzieniec zawis� na haku. Potworny b�l eksplodowa� w umy�le Conana, porazi� piersi, zd�awi� oddech. �wiat zawirowa� w koszmarnym ta�cu. Fala pulsuj�cego szkar�atu unicestwi�a wszelkie my�li. M�ody barbarzy�ca poczu�, jak hak rozdziera jego cia�o a wraz z nim ca�e jego jestestwo. Patrzy� z g�ry na swoje stopy wisz�ce �okie� nad pod�og� i nie pojmowa� tego widoku. Nie s�ysza� miarowego skrzypienia liny i szcz�ku kajdan. Ca�� si�� woli zaciska� tylko z�by. Hyperborejczycy wynie�li z sali tronowej podest i le��ce przy wej�ciu cia�a. Zamkn�li ze sob� drzwi. W wielkiej komnacie pozosta� tylko ko�ysz�cy si� na haku Conan, siedz�ca na szkar�atnym tronie Vammatar Okrutna w bieli oraz sze�� tr�jnog�w z p�on�cym olejem, o�wietlaj�cych t� scen� niespokojnym blaskiem. Kr�lowa Halogi wspar�a prawy �okie� na por�czy tronu, po�o�y�a podbr�dek na d�oni i pogr��y�a si� w kontemplacji. 7. KRYSZTA� OWY O�TARZ YMIRA Wraz z nadej�ciem zmierzchu czarne my�li zn�w ogarn�y Rann Njalsdatter. S�owa dumnej pie�ni, kt�r� nuci�a, by nie upa�� na duchu, zbyt cz�sto powtarzane straci�y moc. Teraz my�la�a tylko o tym, �e nie ma dok�d wraca�. Njal by� banit�, kt�rego zwyczajowe prawo Asgardu po trzykro� skaza�o na �mier�. Nie mia�a braci, a wszyscy dalsi krewni rok temu, na plemiennym wiecu, uroczy�cie wyrzekli si� jej ojca i jego potomstwa. Rosn�cy w �wi�tym gaju d�b symbolizuj�cy r�d Njala �ci�to, por�bano i rzucono w ogie�. Gdyby wr�ci�a, traktowano by j� jak niewolnic�, a mo�e nawet sprzedano do Vanaheimu. Nic gorszego nie mog�o spotka� aesirskiej kobiety. Jej ojciec drwi� sobie z prawa i zwyk� mawia�, �e prawo to miecze jego i jego rozb�jnik�w. Teraz jednak zabrak�o jednego i drugiego. By� mo�e Rann zda�aby si� na �ask� krewnych, gdyby nie to, �e by�a jednak c�rk� jarla, a w uszach wci�� d�wi�cza�y jej s�owa Conana: �Jed� do wolno�ci!� Traktowa�a je jako ostatni� wol� wojownika, kt�ry zgin�� w jej obronie. By�a pewna, �e Cymmerianin nie �yje, tak samo jak ojciec, stary Gorm, Egil i tylu innych. Gdyby by�a m�czyzn�, mog�aby zaplanowa� zemst�. Jednak by si� zem�ci�, potrzebowa�a pomocy. Nie mog�a liczy� na krewnych ani na to, �e uda si� jej zebra� w�asn� band�. Potrafi�a walczy�, ale nie by�a do�� s�awn� wojowniczk�, by pokryci bliznami zb�je zgodzili si� s�ucha� jej rozkaz�w. Pogr��ona w takich oto my�lach, bliska rozpaczy Rann b��dzi�a w zimnej puszczy Asgardu. Nawet nie kierowa�a zdobycznym ogierem, kt�ry szed� po prostu przed siebie. Mija�a godzina za godzin�, a c�rka Njala pomimo ch�odu i g�odu, z nisko opuszczon� g�ow� siedzia�a bez ruchu na krocz�cym niespiesznie wierzchowcu. Stopniowo my�li Rann skupi�y si� wok� zemsty. Pragn�a, by Vammatar Okrutn� spotka� po tysi�ckro� zas�u�ony, ponury koniec. I to nie kiedy� w przysz�o�ci, lecz natychmiast! Nierealno�� tego pragnienia budzi�a rozpacz. Tym wi�ksz�, �e dzi� o �wicie Rann zda�a sobie spraw�, �e od pierwszego wejrzenia pokocha�a dzikiego Cymmerianina. Przysz�o jej zatem op�akiwa� nie tyko ojca, ale i �mier� mi�o�ci, kt�ra zgin�a, zanim zd��y�a wype�ni� �arem jej dziewcz�ce serce. Dlatego tym bardziej nienawidzi�a Vammatar! Nagle Rann pomy�la�a, �e by�aby gotowa odda� �ycie, byle tylko wiecznie pi�kna w�adczyni Halogi znalaz�a si� w piekle� W tym momencie jej wierzchowiec zar�a� cicho i stan��. Rann podnios�a wzrok. Chwil� p�niej szeroko otworzy�a oczy. Znajdowa�a si� w gaju, w kt�rym ros�y wy��cznie bia�e brzozy. Kilkana�cie krok�w przed ni� le�a� szeroki, p�aski, wysoki na dwa �okcie blok g�rskiego kryszta�u. Naturalne kraw�dzie minera�u nosi�y �lady prymitywnej obr�bki. Zachodz�ce s�o�ce wype�nia�o jego wn�trze purpurow� po�wiat�. Rann wstrzyma�a oddech, a jej serce zabi�o gwa�townie. Oto mia�a przed sob� kryszta�owy o�tarz Ymira, o kt�rym wspominali niekiedy starzy, czcigodni kap�ani. C�rka Njala szybko zsiad�a z konia, przykl�k�a i praw� d�oni� dotkn�a �wi�tej ziemi tego miejsca, by odda� jej cze��. Krew dudni�a gwa�townie w skroniach Rann, kt�ra z trudem mog�a zebra� my�li. Wszystkie dotychczasowe uczucia pomiesza�y si� zupe�nie. Oto dano jej straszny znak! Kryszta�owego o�