8776
Szczegóły |
Tytuł |
8776 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8776 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8776 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8776 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MARIA BUYNO-ARCTOWA
KOCIA MAMA
I JEJ PRZYGODY
ilustrowa�a
ANNA STYLO-GINTER
INSTYTUT WYDAWNICZY �NASZA KSI�GARNIA"
� Text copyright by I. W. �Nasza Ksi�garnia", Warszawa 1957
� IUustrations copyright by Anna Stylo-Ginter, 1984
liEJSKft BIBLIOTEKA PUBLICZIU
im. H. Sienkiewicza
05-800 w Pruszkowie, ul. K. fucKotka 8
(el. 58 88 91
Filia Ir 2 Wypo�yczalnia dla dzieci
Koci dw�r si� powi�ksza
Dzieci pani Eolskiej niezmiernie lubi�y zwierz�ta domowe,
lecz najwi�ksz� sympati� otacza�a je o�mioletnia Zochna.
Codziennie rano Zochna wybiega�a na podw�rze, by powiedzie�
�dzie� dobry" swoim licznym ulubie�com, kt�rzy j� doskonale
znali, i zaledwie si� pokaza�a, z wielk� wrzaw� do niej biegli.
Dzi�, jak co dzie�, Zochna przed lekcj� wybieg�a na podw�rze.
Wnet obieg�y j� skrzydlate t�umy ptactwa; bia�e i siwe go��bie sia-
d�y jej na ramionach, a niekt�re i na jasnej g��wce, wo�aj�c bez-
ustannie: grgrgrochu, grgrgrochu - i zagl�daj�c ciekawie do fartu-
szka dziewczynki, w kt�rym mie�ci�y si� znakomite dla nich smako-
�yki: okr�glutki groch, pszenica, okruchy chleba, bu�ki.
Za go��biami zjawi�y si� kury i kurcz�ta najrozmaitszej wielko�ci,
r�nych gatunk�w i barw, biegn�c ku swojej pani z rozpostartymi
skrzyd�ami.
By�y tam czubate kokoszki, bieluchne ulubienice Zochny, szare
i pstrokate kury, ledwie wypierzone kurcz�tka z g�adkimi �ebkami,
takie jeszcze �mieszne, jakby obskubane, no i najwi�ksza figura,
pan ptasiego dworu - kogut!
By� on tak �mia�y i tak natarczywie dopomina� si� o swoj� porcj�,
i� Zochna musia�a go poskramia� uderzaj�c po �licznych, r�no-
barwnych skrzyd�ach i wo�aj�c:
� A sio! A sio! Ty zuchwalcze! B�d� cierpliwy! Przecie� zawsze
o tobie pami�tam!
Mi�dzy kury wciska�y si� perlice i indyczki, staraj�ce si� chwyta�
najsmaczniejsze k�ski i nawo�uj�ce do og�lnego sto�u wielkiego
indyka, kt�ry chodzi� z napuszon� min�, jakby si� chlubi� swymi
pi�knymi, czerwonymi koralami.
By� to jedyny, lecz stanowczy przeciwnik Zochny. Podczas gdy
wszyscy mieszka�cy podw�rza t�umnie otaczali swoj� opiekunk�,
indyk trzyma� si� zawsze z daleka i nawet raz � rzecz nies�ychana
- gdy spotka� Zochn� sam� w ogrodzie, odwa�y� si� rzuci� na ni�
z g�o�nym gulgotaniem, prawdopodobnie w jak najgorszych za-
miarach. Dopiero Bufon, pies podw�rzowy, kt�ry na szcz�cie by�
spuszczony z �a�cucha, przybieg� na ratunek swojej panience, szcze-
kaj�c g�o�no na zuchwa�ego napastnika.
Zochna nie lubi�a indyka, lecz nie dokucza�a mu, karz�c go jedynie
tym, �e nie przywo�ywa�a go do rannej uczty.
Za to serdeczn� jej przychylno�ci� i troskliw� opiek� cieszy�y
si� kaczki, kt�rych by�a spora gromadka, a kt�re z powodu swego
niezgrabnego chodu by�y zawsze krzywdzone przez ruchliwsze
i zr�czniejsze towarzyszki. Szcz�ciem, kaczki dawa�y sobie rad�
dziobi�c kury na lewo i na prawo i chwytaj�c zr�cznie rzucane ziarno.
Zochna nie rozpoczyna�a nigdy uczty, dop�ki nie ukaza�o si� bia�e
stadko, tocz�ce si� ku niej z mo�liw� szybko�ci� i ha�a�liwym kwa-
kaniem.
I teraz bystrym spojrzeniem obrzuci�a przybysz�w.
- Naturalnie, nie ma go! Dziadek, Dziadek! - zawo�a�a d�wi�-
cznym g�osikiem.
Wnet na to wo�anie wytoczy� si� z k�ta podw�rza wielki, siwy
kaczor ze �licznymi, szafirowymi pi�rkami na skrzyd�ach.
� A, ty leniuchu! � zgromi�a go Zochna. � Zawsze si� sp�niasz;
zobaczysz, �e nie dostaniesz �niadania!
Lecz Dziadek nic sobie z �ajania nie robi�, jakby wiedzia�, �e by�
najpierwszym spomi�dzy ulubie�c�w Zochny; kiwa� z zapa�em
g�ow�, pokwakuj�c przy tym tak zabawnie, �e dziewczynka zacz�a
si� �mia� i, rozbrojona, wyci�gn�a do� r�k� z du�ym kawa�kiem
chleba.
Widz�c, �e wszyscy biesiadnicy si� stawili, Zochna siad�a na
kamieniu i rzuca�a ca�e gar�cie ziarna przeznaczonego dla wszystkich,
wybra�c�w za� karmi�a oddzielnymi k�skami.
Z pocz�tku uczty panowa� �ad jaki taki, ale po kilku chwilach
wkrad� si� najstraszniejszy nieporz�dek: skrzydlata gromada wydzie-
ra�a sobie wi�ksze k�ski, bi�a si� niemi�osiernie, a grono zuchwalc�w,
z kogutem na czele, wyrywa�o Zochnie z r�k i wprost z fartuszka
kawa�ki przeznaczone dla innych.
Zochna gniewa�a si�, krzycza�a, rozp�dza�a napastnik�w, ale
�mia�a si� przy tym tak serdecznie, �e chwilami �zy stawa�y jej
w oczach.
Jednak �miech jej nagle zamilk�, gdy� rozleg� si� g�os panny Klary:
- Zochno, ju� dziewi�ta. Prosz� na lekcj�!
�Ach, ju� dziewi�ta, a ja mia�am sobie powt�rzy� wiersze polskie
i s��wka niemieckie! Co to b�dzie?" - my�la�a przera�ona dziew-
czynka zrywaj�c si� i strzepuj�c resztki ziarna pomi�dzy skrzy-
dlate t�umy.
�Trzeba pr�dko biec do pokoju, mo�e mi si� uda jeszcze po-
wt�rzy� te s��wka" - my�la�a dalej i nie zwa�aj�c ju� na swoich ulu-
bie�c�w, pobieg�a w stron� domu.
Na szcz�cie spostrzeg�a bud�, przy kt�rej siedzia� Bufon szcze-
kaj�c rado�nie. Wiedzia� on dobrze, �e go Zochna nie pominie,
i czeka� cierpliwie swojej kolei.
- Dobrze, �e mi si� przypomnia�e�! - zawo�a�a dziewczynka. -
Nale�y ci si� przysmaczek. - I poszperawszy w kieszeni, wyj�a
owini�te w papier sk�rki od w�dliny. - Masz, piesku, masz, poczci-
wy - m�wi�a podaj�c przyniesione k�ski i g�adz�c jego kosmaty
�eb.
Bufon po�kn�� w jednej niemal chwili ca�� porcj� i zacz�� z wielkim
zadowoleniem kr�ci� ogonem, jakby na podzi�kowanie; skaka� przy
tym, chwytaj�c �apami sukienk� dziewczynki, skowycza� i szcze-
rzy� du�e, ostre z�by.
Zochna zacz�a targa� go za uszy, m�wi�c z u�miechem:
- Zabawy ci si� zachcia�o! Poczekaj, piesku, poczekaj. Nadejdzie
wiecz�r, to ci� wezm� z sob� do ogrodu, a mo�e i na Zielonk�! Tam
dopiero sobie pobiegamy! Teraz nie mam czasu, musz� si� uczy�!
Jakby na potwierdzenie tych s��w od strony domu da�o si� zn�w
s�ysze� wo�anie:
- Zosiu, czy idziesz na lekcj�?
- Id�, id�, prosz� pani! � zawo�a�a dziewczynka, a jednocze�nie
wzrok jej pad� na otwarte drzwi stajni.
- Co to? Siwek i Kasztanek pr�nuj�? Nie w polu? A mia�y�cie
zwozi� siano? Aha, dopominacie si� o wasze �niadanie! Mam co�
i dla was - m�wi�a wyci�gaj�c z kieszeni kilka kawa�k�w cukru.
Konie r�a�y rado�nie i delikatnie skuba�y wargami sukienk� i
w�osy Zochny, kt�ra g�adzi�a ich szyje, podaj�c na d�oni kawa�ki
cukru.
Stajnia zn�w troch� czasu zaj�a dziewczynce: ale bo koniki by�y
takie mi�e, �adne i �agodne, a Zochna tak lubi�a karmi� je cukrem i
chlebem.
Nagle zadr�a�a i wybieg�a nie ogl�daj�c si� na zdziwione jej gwa-
�townym ruchem konie: panna Klara wo�a�a po raz trzeci, a z g�osu
dziewczynka �atwo domy�li� si� mog�a, �e nauczycielka by�a ju�
rozgniewana. Zmartwi�o j� to, po pierwsze, ze wzgl�du na nie
powt�rzone wiersze i s��wka, kt�re jako� zupe�nie z pami�ci jej
ulecia�y; po drugie, Zochna nie lubi�a, gdy kto� si� na ni� gniewa�,
a na koniec silny niepok�j ogarn�� j� na my�l o popo�udniowych
projektach.
Mieli mianowicie razem z Adasiem pojecha� drabiniastym wozem
w pole po siano, a panna Klara mog�a j� za kar� zatrzyma� d�u�ej
przy lekcji.
�Ej, chyba tak �le nie b�dzie - pociesza�a si� w duchu dziewczynka
biegn�c jak wicher przez podw�rze � przecie� panna Klara jest
bardzo dobra i nie zechce nam zepsu� zabawy. C� zreszt� wiel-
kiego, �e si� troch� na lekcj� sp�ni�am?"
Jednak pomimo tego dodawania sobie odwagi Zochna wesz�a do
pokoju silnie zarumieniona i zmieszana.
� Przepraszam pani�, ale... � zacz�a j�kaj�c si� i zamilk�a
spuszczaj�c oczy.
Panna Klara patrzy�a na ni� przez chwil� bardzo surowo, wre-
szcie rzek�a:
� Zosiu, spojrzyj na siebie!
Dziewczynka spostrzeg�a ze zdumieniem, �e �wie�y fartuszek
by� ca�y zaplamiony, a falbanka od sukienki oberwana, widocznie
podczas figl�w z Bufonem. Najgorszy jednak widok przedstawia�y
r�ce - ca�e zabrudzonej oblepione cukrem i silnie podrapane.
� Czy dziecko id�ce na lekcj� tak powinno wygl�da�? - m�wi�a
dalej nauczycielka. - Id�, umyj si�, oczy�� i uczesz, inaczej nie si�-
dziesz do nauki. A pami�taj o tym, �e jest wp� do dziesi�tej, wi�c
nie masz ani chwili do stracenia. Postaraj si�, �eby ci� zn�w koty nie
zatrzyma�y.
Zawstydzona Zochna znikn�a szybko za drzwiami. Jak ona mog�a
tak si� zabrudzi� i gdzie? Przecie� kury i kaczki s� takie czyste, a z
Bufonem bawi�a si� zaledwie chwil�. Nie umia�a sobie wyt�umaczy�
tej zagadki; nie m�czy�a si� te� nad ni�, gdy� ostatnie s�owa nauczy-
cielki poch�on�y ca�kowicie jej uwag�. To� na �mier� zapomnia�a
0 swoich kotkach! Biedactwa, dot�d pewnie nie dosta�y �niadania!
Nie namy�laj�c si� Zochna pobieg�a do kuchni, gdzie spodzie-
wa�a si� dosta� dla nich zwyk�� porcj� mleka.
- Juleczko - zacz�a prosi� ci�gn�c kuchark� za fartuch. - Ju-
leczko kochana, prosz� mi da� mleka, tylko pr�dko, pr�dziutko,
bo id� na lekcj�.
- Ej, panienko, nie mam teraz czasu. A bo to panienka nie pi�a
�niadania? - m�wi�a Julka gniewnym tonem, udaj�c, �e si� nie
domy�la, po co Zochna prosi o mleko, lecz jednocze�nie si�gn�a
po dzbanek i nala�a �wie�utkiego mleka do du�ego kubka.
Zochna tymczasem kr�ci�a si� po kuchni i wkr�tce wyci�gn�a
stoj�c� na p�ce spor� miseczk�, w kt�rej le�a�a podrobiona bu�ka.
- Dzi�kuj� mojej dobrej, kochanej Julci! - zawo�a�a rozpromie-
niona, chwytaj�c w jedn� r�k� kubek, a w drug� miseczk� i wybie-
gaj�c z kuchni.
Stan�wszy w najciemniejszym k�cie sieni dziewczynka za-
cz�a nawo�ywa�:
- Milutka, Kizia, Murzynka, kici, kici, kici!
W tej chwili zjawi�y si� ko�o niej dwie kotki, ocieraj�c si� o jej
nogi i mrucz�c rado�nie.
- A gdzie Murzynka? - pyta�a zaniepokojona Zochna, widz�c
tylko Kizi� i Milutk�, i na nowo nawo�ywa� zacz�a: � Murzynka,
Murzynka, kici, kici, kici!
Lecz wo�ana nie zjawi�a si�. Za to na progu stan�a Julka i patrz�c
na pieszcz�c� si� z kotkami Zochn� rzek�a z u�miechem:
- Z panienki to ju� prawdziwa �kocia mama". Zawsze z kotami
1 kurami, a potem od panny Klary bura! A na Murzynk� niech pa-
nienka nie czeka, bo ju� swoje zjad�a i posz�a sobie.
8
�Kocia mama" nie mia�a czasu odpowiedzie�, gdy� przypomnia�y
si� jej s�owa nauczycielki, a z g��bi mieszkania doszed� d�wi�k bij�-
cego zegara.
By�a zreszt� do tej nazwy przyzwyczajona i nie bardzo si� o ni�
gniewa�a; przecie� rzeczywi�cie wszystkie trzy kotki uwa�a�a za
swoje prawdziwe dzieci i stokro� wola�a te �ywe zabawki, jak je
nazywa�a, ni� �liczne lalki, kt�re bezczynnie drzema�y w szafie.
Po umyciu si� i doprowadzeniu do porz�dku swej toalety Zochna
przysz�a do pokoju i zasiad�a przy stoliku obok panny Klary.
Stara�a si� nie patrze� w okno, gdy� wida� by�o przez nie ca�y
rz�d zielonych drzew, na kt�rych czerwieni�y si� du�e, b�yszcz�ce
wi�nie, i cz�� podw�rza, po kt�rym swobodnie przechadza� si�
dr�b.
Przy tym na podw�rzu by� ci�g�y ruch i co chwila zdarza�o si�
co�, co mog�o odci�gn�� uwag�; a Zochna chcia�a by� dzisiaj uwa�n�!
Stara�a si� wi�c by� g�uch� na wszystkie dolatuj�ce j� odg�osy.
Nawet silne trza�niecie z bicza, nieomylny znak, �e Wojtu� przy-
gna� krowy z pola, i g�os Marcina, zaprz�gaj�cego konie do wozu
- nie skusi�y dziewczynki.
Nareszcie zacz�a si� lekcja i sz�a doskonale a� do chwili, gdy
przysz�a kolej na wiersze. Zochna zacz�a wprawdzie do�� �mia�o:
Ju� s�oneczko powsta�o
I przegl�da si� w rzece,
Oj, na ros�, na bia��
Polec� ja, polec�!
ale dalej - ani rusz!
Na pr�no panna Klara podpowiada�a jej po s��wku, chc�c przy-
pomnie� ci�g dalszy; dziewczynka j�ka�a si� i powtarza�a jedno i to
samo, a� wreszcie zamilk�a.
Cierpliwo�� panny Klary wyczerpa�a si�.
� Nie do��, �e si� o ca�� godzin� sp�ni�a�, jeszcze przysz�a� na
lekcj� nie przygotowana; wierszy pewnie nawet nie czyta�a�?
Zochna chcia�a odpowiedzie�, �e wczoraj wieczorem czyta�a je
kilka razy, a nawet wyrecytowa�a na pami�� przed Adasiem, lecz
czu�a, �e podobne usprawiedliwienie by�oby bardzo dziwne wobec
tego, �e dzi� nie potrafi�a powiedzie� ani s�owa. Sta�a wi�c zn�kana,
a przez g��wk� przelatywa�a jej bez ustanku my�l: �Co b�dzie ze
s��wkami niemieckimi!"
Wtem panna Klara rozkaza�a:
�"Podaj s��wka!
Ha, trudno! Przysz�a druga ci�ka chwila.
- Nie nauczy�am si� s��wek, prosz� pani � ze spuszczonymi
oczami szepn�a Zosia.
Panna Klara wsta�a.
- Zostaniesz tu i b�dziesz si� uczy�a wierszy i s��wek. Lecz zapa-
mi�taj sobie, �e je�eli przed obiadem nie b�dziesz umia�a jednych
i drugich, nie pojedziesz w pole. Wiedz, �e nie pomog� �zy - zosta-
niesz w domu!
Z t� gro�b� nauczycielka wysz�a z pokoju.
Zochna nie zdawa�a si� by� zmartwiona; by�a bardzo zdolna i
wiedzia�a, �e w kwadrans b�dzie ju� wszystko doskonale umia�a.
Usiad�a wi�c przy stoliku, odwr�cona ty�em do okna, podpar�a
g�ow� na �okciach, mocno zatykaj�c r�kami uszy, i z wielk� uwag�
uczy� si� zacz�a.
A trzeba wiedzie�, �e Zochna nie by�a wcale leniwa i skoro si�
zabra�a do pracy, wszystko sz�o jak z p�atka; tylko na nieszcz�cie,
zawsze co� w robocie przeszkodzi�o. Tak si� te� sta�o i teraz. Zaledwie
zd��y�a powt�rzy� kilka razy drug� strofk�, gdy drzwi si� uchyli�y
nie�mia�o i przez szpark� wsun�a si� p�owa g�owa m�odego ch�opaka.
- Panienko - szepta� tajemniczo, wsuwaj�c si� do pokoju Wojtu�,
pastuszek, a zarazem towarzysz wszystkich zabaw i figl�w dzieci.
- Daj mi spok�j, nie mam czasu - szybko odpowiedzia�a Zochna
nie podnosz�c nawet g�owy.
Lecz Wojtu� bynajmniej si� tym nie zrazi�. Po jego rozpromie-
nionych oczach i �miej�cych si� ustach mo�na by�o pozna�, �e przy-
szed� z jak�� Wa�n� nowin�.
- Ale bo, panienko! Ja cosik chc� panience pokaza�.
- Nie teraz, nie teraz, Wojtusiu! Musz� si� uczy�.
- Prosz� panienki, kiej prawd� m�wi�. Panienka nie po�a�uje,
jak p�jdzie ze mn�.
Zochna spojrza�a uwa�nie na stoj�cego przed ni� ch�opca; w
10
g�osie jego by�o co� takiego, co j� bezwiednie zaciekawi�o i w jed-
nej chwili kaza�o zapomnie� o dobrych ch�ciach i postanowie-
niach.
- No c� si� tam sta�o wielkiego? - zapyta�a odsuwaj�c ksi��k�.
Wojtu� u�miechn�� si� triumfuj�co i zbli�aj�c si� jeszcze bardziej
szepn�� co� Zochnie do ucha.
Dziewczynka zerwa�a si� wo�aj�c:
- Doprawdy? Gdzie s�? Poka� pr�dzej!
- Zara, panienko, zara. Niech panienka idzie za mn�.
Zochna nie da�a sobie tego dwa razy powtarza� nagl�c do po-
�piechu.
- Jak je znalaz�e�? � pyta�a.
- Ot, ca�kiem zwyczajnie. Marcin m�wi�, �e deszcz jeno wisi,
a siano dzi� zwie�� trzeba; nie kaza� mi te� po po�udniu kr�w wyga-
nia�, jeno i�� z grabiami w pole. Wlaz�em tedy na g�rk� po troch�
koniczyny, �eby te� zwierz�tka mia�y co gry��, a� tu s�ysz� - cosik
piszczy. �Szczur, nie szczur? Mysz, nie mysz?" - my�l� sobie.
A� tu Murzynka hyc ze snopka. Ja za ni�... no, ale teraz niech
panienka w�azi ostro�nie � ko�czy� Wojtu�, gdy si� znale�li w wo-
zowni.
W jednym rogu sta�a drabinka, oparta o belki; po niej mia�a Zo-
chna wdrapa� si� a� do otworu, kt�ry prowadzi� na g�rk�, gdzie
sk�adano koniczyn�, siano i s�om�. Drabinka chwia�a si� za ka�dym
poruszeniem i Wojtu� musia� j� z ca�ej si�y podpiera�, boj�c si�, by
panienka nie spad�a. Lecz dziewczynka by�a doskonale wy�wiczona
i obeznana z podobnymi drogami, tote� za chwil� by�a ju� na g�rce
i wo�a�a na Wojtusia.
- Chod��e pr�dzej, poka�, gdzie s�!
Jednak pomoc Wojtusia okaza�a si� niepotrzebna, gdy� w tej
chwili ze s�omy podnios�a si� du�a czarna kotka i miaucz�c rado�nie,
przybli�y�a si� do Zochny.
- Moja kochana Murzynko! Moja poczciwa kotuchno, chod�,
poka� mi swoje koci�tka - m�wi�a Zochna pieszczotliwie, g�asz-
cz�c l�ni�ce futerko ulubienicy.
Murzynka mrucza�a rado�nie; wyginaj�c grzbiet w kab��k i ogl�-
daj�c si� za dziewczynk�, pobieg�a naprz�d. Zatrzyma�a si� przed
11
du�� wi�zk� s�omy, w kt�rej zag��bieniu le�a�y trzy male�kie ko-
ciaki. Jeden by� ca�y czarny, drugi szary, a trzeci bia�y z czarn� �atk�.
Zochna by�a zachwycona; ukl�k�a przed kocim gniazdem i patrzy-
�a z rozczuleniem na niezgrabne, �lepe jeszcze koci�ta, kt�re z ci�-
g�ym piskiem tuli�y si� do matki. Murzynka liza�a je kolejno i spo-
gl�da�a od czasu do czasu na sw� pani� wzrokiem pe�nym dumy,
a zarazem b�agania. Zdawa�a si� m�wi�:
�Prawda, jakie te moje pieszczotki �liczne, jakie mi�e, grzeczne?
Tylko boj� si�, �eby mi ich nie wzi�li! Moja dobra, kochana �kocia
mamo�, obronisz mnie, nie pozwolisz zabra� mi dzieci?"
Zochna, jakby rozumia�a koci� mow�, g�aska�a swoj� ulubienic�
m�wi�c uspokajaj�co:
- Nie b�j si�, poczciwa Murzynko. Tu ci� nikt nie zobaczy i nikt
ci koci�t nie zabierze. Gdy troch� podrosn�, uprosz� mamy, �eby
mi pozwoli�a wzi�� je na d�; wtedy b�d� ju� bezpieczne.
Nagle my�l jaka� przebieg�a przez g��wk� Zochny; zwr�ci�a si�
do stoj�cego za ni� Wojtusia:
- Czy Ada� widzia� kotki?
- Nie, panienko.
- A czy ju� sko�czy� lekcj�?
- O, ju� dawno! Panicz siedzi na drzewie i rwie wi�nie, �eby by�o
co je�� w polu, gdy mu si� pi� zachce.
- M�j Wojtusiu, id�, popro� go tutaj.
W kilku susach Wojtu� by� na ziemi i niezad�ugo wr�ci� w towa-
rzystwie Adasia.
Ada� by� tylko o dwa lata starszy od Zochny, lecz o wiele od niej
wy�szy, t�szy i silniejszy. Z wiecznie rozwichrzon�, g�st� czupryn�,
w zaplamionym cz�sto i niedbale w�o�onym ubraniu, mia� min�
sko�czonego zawadiaki, kt�remu jednak z oczu patrzy�a szczera,
serdeczna dobro�. Po tych du�ych, niebieskich oczach, ocienionych
ciemnymi rz�sami, mo�na by�o od razu pozna�, i� jest to brat Zochny.
- Oho! - zawo�a� �miej�c si� g�o�no. - �Kocia mama" ma nowych
wychowa�c�w!... Ile� teraz sztuk liczy dw�r szanownej pani?
Zochna nie zwr�ci�a uwagi na �artobliwy ton brata, lecz ci�gn�c
go za r�kaw m�wi�a rozpromieniona:
- Patrz, jakie male�kie, jakie s�abiutkie, a jakie �liczne!
12
- No, co to, to nie! Niezgrabne i �lepe, brrr... brzydzi�bym si�
wzi�� do r�ki!
- Adasiu, co ty m�wisz!
- A tak, p�niej b�d� mo�e �adne, ale teraz - obrzydliwo��! Masz
te� nad czym tak si� rozp�ywa�!
Dziewczynka by�a widocznie obra�ona i zasmucona; spostrzeg�
to Ada� i zmieni� ton:
- Co my�lisz z nimi zrobi�? Zostawisz je tutaj czy zabierzesz na
d�?
- Chybaby lepiej zabra� - wtr�ci� Wojtu� - bo jak Marcin zoba-
czy, to ju� po nich. Do worka i do wody!...
- A na dole to niby lepiej? Co b�dzie, gdy Sta� przyjedzie?
- mrukn�� Ada�.
13
Wojtu� podrapa� si� za uchem, bardzo zak�opotany.
- Prawda, ca�kiem zahaczy�em! Panicz Sta� nie przepu�ci!...
Przez chwil� milcz�ca tr�jka zamy�li�a si� chc�c znale�� jak�� rad�.
Murzynka patrzy�a na nich niespokojnie, jakby domy�laj�c si�,
�e tu chodzi o los jej dzieci; na koniec Zochna przerwa�a milczenie:
- Najlepiej b�dzie, gdy je tu zostawimy. Marcina uprosz�, �eby
im nic z�ego nie zrobi�; on przecie� nie z w�asnej woli potopi� tamte,
tylko mu kazali. A teraz nikt o nich nie b�dzie wiedzia�, to nikt mu
nie ka�e!
- Dy� prawda - szepn�� Wojtu� przekonany.
- A wi�c mo�ecie zosta� tutaj - zwr�ci� si� Ada� do kociej rodzi-
ny. � Tylko zachowujcie si� cicho, �eby was kto nie zobaczy�! A teraz
marsz na d�, bo zaraz zawo�aj� na obiad, b�d� nas szukali, no i taje-
mnica si� wyda.
Zaledwie Zochna zd��y�a zej�� z drabiny, gdy si� rozleg�o wo�anie:
- Dzieci, dzieci, na obiad!
- A niech�e te koty! � zawo�a� Ada� gniewnie. - Wisien ledwie tro-
ch� zerwa�em, a s�o�ce piecze! W polu nigdzie wody nie ma, b�dzie
si� nam pi� chcia�o!
,Kocia mama" na pokucie
Dzieci zasiad�y do obiadu w najlepszych humorach. Tylko nau-
czycielka spogl�da�a na Zochn� wzrokiem pytaj�cym, co dziewczyn-
k� ci�gle miesza�o.
Opr�cz Zochny i Adasia siedzia�a przy stole najm�odsza ich sio-
strzyczka, Wandzia. By�a to sze�cioletnia dziewczynka o bardzo
okr�g�ej twarzyczce i �miej�cych si�, ciemnych oczach.
Wandzia znana by�a z tego, �e mia�a zawsze znakomity humor i
jeszcze lepszy apetyt, kt�ry prawdopodobnie wp�yn�� na to, �e by�a
pulchniutka jak �wie�y, dobrze wyro�ni�ty p�czek; tote� obok jej
w�a�ciwego imienia nazywano j� cz�sto bary�k� lub p�czkiem.
Jako najm�odsza, rzadko bra�a udzia� w zabawach starszego rodze-
�stwa, zazwyczaj nader burzliwych, i nie dzieli�a ich rozrywek.
Dzi� jednak ca�y dom wyrusza� w pole, by pomaga� w grabie-
niu siana, i ona mia�a u�y� tej przyjemno�ci; tote� by�a tak rozpro-
mieniona i tak poch�oni�ta my�l� o oczekuj�cej j� zabawie, i� -
opr�niwszy talerz - zapomnia�a poprosi� o ponowne nape�nie-
nie go.
� Co to, Wandzia dzi� bez apetytu? - zapyta�a �miej�c si� mama.
Dziewczynka oprzytomnia�a i zaraz skwapliwie wyci�gn�a ta-
lerz prosz�c o drug� porcj�.
� Tylko �piesz si�, Wandziu, bo Marcin ju� wyprowadza konie.
Wandzia zacz�a je�� z tak� gorliwo�ci�, i� o ma�o nie udusi�a si�
k�ad�c do buzi du�y kartofel.
� Dzieci! Popro�cie pann� Klar�, �eby wam pozwoli�a jecha�
z Marcinem, a jemu musicie przyrzec, �e nie b�dziecie ludziom prze-
szkadza�y w robocie i zachowacie si� grzecznie - rzek�a mama sk�a-
daj�c serwet�.
15
Dzieci hurmem zwr�ci�y si� do nauczycielki. Tylko Zochna nagle
zmiesza�a si� i zarumieni�a. Poch�oni�ta my�l� o kotkach, zapomnia�a
zupe�nie o gro�bie panny Klary. Ta za�, wstaj�c od sto�u, rzek�a
spokojnie:
- Owszem! Ada� i Wandzia mog� jecha�, co za� do Zochny, to
pewnie jest przygotowana na to, �e, jak zapowiedzia�am, zostanie
w domu, p�ki nie odrobi lekcji.
Dzieci z przera�eniem spojrza�y na pann� Klar�, a Zochna ze
�zami w oczach prosi� zacz�a:
- Niech si� pani nie gniewa. Ja si� naucz� i wierszy, i s��wek i wy-
dam dzi� wieczorem, teraz, teraz... zupe�nie zapomnia�am.
- Wczoraj zapomnia�a� przyj�� w por� na lekcj�, bo musia�a�
karmi� koty; dzi� sp�ni�a� si� o godzin�, bo karmi�a� kury i kaczki;
teraz, gdy ci� zostawi�am za kar� w pokoju, wysz�a� samowolnie,
nie nauczywszy si� i nie wydawszy lekcji.
- Tak�e do kot�w - zacz�� Ada� gniewnie.
Lecz Zochna przerwa�a mu spiesznie, ci�gn�c go za r�kaw i pa-
trz�c b�agalnie w oczy; gdyby wyda� tajemnic�, biedne dzieci Mu-
rzynki zosta�yby niechybnie potopione.
Panna Klara, nie zwr�ciwszy uwagi na s�owa Adasia, m�wi�a dalej:
- Spodziewa�a� si� zapewne tego, co ci� czeka. Id� teraz do po-
koju i zabierz si� do nauki. Masz do przygotowania wiersze polskie
i s��wka niemieckie.
Z tymi s�owy wysz�a, a dzieci sta�y bezradnie na �rodku pokoju,
z zas�pionymi buziami.
Przez czas jaki� milcza�y, wreszcie Ada� zawo�a� ze z�o�ci�:
- Masz twoje koty, masz! Du�o ci z nich przyjdzie teraz, kiedy
b�dziesz sama siedzia�a w domu! A tak� �liczn� zabaw� wymy�li�em!
- zako�czy� z �alem.
Zochna zwiesi�a g��wk� i westchn�a ci�ko.
- Wiesz co? - m�wi� zn�w Ada�. - Mo�e by�my z Wandzi� po-
szli do panny Klary i poprosili... przecie� ten jeden raz mo�e ci
przebaczy!
- Nie! - szepn�a ponuro Zochna.- Wiem, �e nic nie pomo�e.
Musz� zosta� w domu - i otar�szy szybko �zy, nap�ywaj�ce do oczu,
wybieg�a z pokoju.
16
Ada� zacisn�� gniewnie pi�ci i wyci�gaj�c je w kierunku pokoju
nauczycielki, zawo�a� z p�aczem:
- Obrzydliwa, niezno�na panna Klara!
Wandzia za�, szczerze zmartwiona, za�ama�a pulchne r�czki sze-
pcz�c ze smutkiem :
- Biedna, biedna �kocia mama"!
Lecz na dalsze �ale nie by�o ju� czasu, gdy� rozleg�o si� trzaskanie
z bicza, znak, �e konie ju� zaprz�one i �e Marcin nagli do po�piechu,
bo czasu dzi� bardzo sk�po, a duszne, rozpalone powietrze nie wr�y
nic dobrego.
Na pr�no Ada� i Wandzia prosili, aby mama wstawi�a si� za ich
siostrzyczk�, na pr�no b�agali nauczycielk� o przebaczenie - panna
Klara nie zmieni�a postanowienia.
'ii U A'
f/\
II. !
Zochna zosta�a sama, samiute�ka! Przez okno widzia�a, jak po
kolei wszyscy sadowili si� na w�z: Wandzi� wzi�a na kolana Julka,
pomimo �e dziewczynka utrzymywa�a, i� mo�e sama siedzie� i nie
spadnie. Ada� wyprosi� od Marcina lejce i wszyscy ruszyli ze �mie-
chem, weseli, szcz�liwi.
Biedna, osamotniona pokutnica podpar�a g��wk� na r�ce, a gorz-
kie �zy sp�ywa� pocz�y na le��c� przed ni� ksi��k�. By�a tak roz�a-
lona, �e nie widzia�a tego.
Nagle odezwa�y si� w serduszku Zochny g�osy buntu.
...Nikt o niej nie pomy�la�, nikt nie przyszed� ze s�owem pociechy,
nikt nie utuli� jej �alu... nawet mama!
...Panna Klara by�a dla niej za surowa, nie powinna by�a kara� jej
tak okrutnie. Przecie� �atwo mog�a zrozumie�, �e Zochna nie zro-
bi�a tego ze z�ej woli, lecz przez zapomnienie. A zapomnie� mo�e
ka�dy, nawet mama, nawet panna Klara...
Zaraz jednak przysz�o na my�l dziewczynce, kt�ra, na szcz�cie,
nie mia�a tego brzydkiego zwyczajo, aby win� zwala� na innych, �e
wszyscy w domu czasem bywaj� tylko roztargnieni, a ona co chwila
niemal zapomina o swoich obowi�zkach; a jest ju� przecie� du��
dziewczynk�! Panna Klara przestrzega�a j� nieraz i do�� cz�sto
roztargnienie jej darowywa�a. Widocznie wina jej by�a dzisiaj wi�-
ksza ni� dot�d, skoro panna Klara u�y�a a� takiej surowej kary!
�Prawda - m�wi�a dziewczynka do siebie - przecie� i dzisiaj od
rana przypomina�a mi, wo�a�a na mnie kilkakrotnie. Jednak gdyby
panna Klara by�a dobra, to nie zostawi�aby mnie samej w smutnym,
zamkni�tym pokoju, gdy wszyscy u�ywaj� tam, na ��ce, przyjemno-
�ci zbierania siana".
Jakby si� teraz �wietnie bawi�a i jakby pomaga�a Marcinowi razem
z innymi dzie�mi! A Zochna przygotowa�a ju� swoje grabie, mniej-
sze wprawdzie ni� grabie Julki, Antosi, Wojtusia, ale w ka�dym
razie wi�ksze ni� grabki Wandzi - i zupe�nie zdatne do grabienia
siana!
- Ach! - westchn�a Zochna.- Musia�am zawini�, skoro i mama
przyzna�a s�uszno�� pannie Klarze; tak, tak, zas�u�y�am na kar�!
I �zy coraz rz�sistsze spad�y na ksi��k�, tworz�c na niej du�e plamy.
Nagle dziewczynka drgn�a i pobieg�a do okna, gdy� zdawa�o jej
18
iH>
!T
si�, �e s�yszy przy furtce jakie� szybkie kroki, mo�e kto� wr�ci� z
wycieczki, �eby j� zabra� z sob�!... Prawdopodobnie Ada� z mam�
wyprosili dla niej przebaczenie.
Z bij�cym sercem Zochna wychyli�a si� przez okno i s�ucha�a - ale
woko�o by�o cicho, spokojnie, tylko od czasu do czasu lekki powiew
wiatru szemra� w li�ciach drzew.
Zawiedziona, ze wzrastaj�c� uraz� do wszystkich, dziewczynka
usiad�a na swoim miejscu, aby za chwil� zn�w si� zerwa�, pobiec do
okna i nas�uchiwa�.
Tak up�yn�a niesko�czenie d�uga godzina.
Wprawdzie na podw�rko wjecha� w�z pe�en siana, lecz by�y to
konie s�siada, kt�re widocznie Marcin naj�� do pomocy, obawiaj�c
si�, �e nie zwiezie wszystkiego przed deszczem. Ludzie ci z po�pie-
19
chem z�o�yli siano do stodo�y i odjechali. By� z nimi i Wojtu�, lecz
tak by� zaj�ty, �e nie spojrza� nawet w stron� okna, przy kt�rym sta�a
zap�akana Zochna.
�Czy� wszyscy o mnie zapomnieli? Czy� Ada� nie m�g� przyjecha�
po mnie albo przynajmniej przez Wojtusia powiedzie�, �e mu beze
mnie smutno, �e si� sami nie mog� bawi�? Ale gdzie tam! Im dobrze,
przyjemnie, wi�c nawet o mnie nie pomy�l�" � rozpacza�a biedaczka
czuj�c si� z ka�d� chwil� bardziej nieszcz�liw�, wi�cej osamotnio-
n� i opuszczon�.
G�owa jej ci��y�a z wielkiego upa�u, a zm�czone wylanymi �zami
oczy przymyka�y si� bezwiednie. Opar�a g��wk� na r�kach, kt�re
coraz bardziej osuwa� si� zacz�y, a� wreszcie spocz�y w wygodnej
pozycji na stoliku.
Powoli gorzkie my�li pierzcha�y i Zochnie pocz�y majaczy� si�
postacie Adasia, Wandzi, panny Klary, mamy, Wojtusia, kociak�w
le��cych w s�omie, Bufona wygrzewaj�cego si� na s�o�cu, kur, ka-
czek, koni...
Dziewczynka zasypia�a.
Nagle, tu� przy jej g�owie, rozleg�o si� ciche mruczenie i jakie�
mi�kkie futerko zacz�o si� ociera� o z�o�one na stole r�ce.
- Milutka, moja dobra, kochana Milutka! - zawo�a�a z �yw� rado-
�ci� biedna pokutnica, budz�c si� od razu i przyciskaj�c do siebie
du��, bia�� kotk�, kt�ra mrucz�c uk�ada�a si� na stoliku.� Ty� o
mnie nie zapomnia�a, ty jedna tylko przysz�a� mnie pocieszy� - m�-
wi�a dalej wzruszona dziewczynka. - Ale nie, nie tylko ty, bo i Kizia
jest tutaj! - zawo�a�a widz�c wsuwaj�cego si� przez uchylone okno
drugiego kota, bia�ego w czarne �atki.
Kizia wskoczy�a Zochnie na kolana, a dziewczynka g�aska�a ulu-
bienic� i zdawa�a si� zapomina� o swoich nieszcz�ciach. U�o�y�a
si� wygodniej, opieraj�c buzi� o puszyste futerko Milutki, i m�wi�a
pieszczotliwie:
- Moje drogie, dobre koci�ta, jak ja was kocham, jak mi z wami
dobrze! A panna Klara m�wi, �e jeste�cie fa�szywe, �e si� nie przy-
wi�zujecie do ludzi, tylko do miejsca. Nie, to nieprawda; jeste�cie
poczciwe stworzenia, kochacie mnie i wcale si� nie wstydz�, �e mnie
nazywaj� �koci� mam�".
20
Koty odpowiada�y miarowym mruczeniem, kt�re usposabia�o
Zochn� do snu. Po chwili powieki dziewczynki przymkn�y si�
znowu i ca�a tr�jka zadrzema�a.
A tymczasem na dworze zachodzi�y wielkie zmiany: powietrze
stawa�o si� coraz duszniejsze, gor�tsze, drzewa i krzaki, nie poru-
szane najl�ejszym wietrzykiem, sta�y nieruchome, jakby czego� ocze-
kiwa�y; niebo z jednej strony zacz�o si� zaci�ga� brudnoszar� chmu-
r�, od czasu do czasu dawa� si� s�ysze� ponury �oskot, jakby tam wy-
soko, w chmurach, kto� przesypywa� wielkie, ci�kie kamienie.
�pi�ca dziewczynka poruszy�a si� niespokojnie, zdawa�o si� jej,
�e zn�w zajecha� w�z z sianem i �e s�yszy ludzkie g�osy. Chcia�a pod-
nie�� g�ow�, lecz ta ci��y�a jej jak o��w i odmawia�a pos�usze�stwa,
r�wnie jak powieki, kt�rych Zochna odemkn�� nie mog�a. G�osy
jednak dochodzi�y j� wyra�nie, a dziewczynka s�ucha�a z rosn�cym
niepokojem.
� Z�o�ymy siano na g�rce pod szop�, bo w stodole nie b�dzie miej-
sca - m�wi� stary Marcin.
Wojtu� zacz�� gor�co protestowa�, a� zwr�ci�o to uwag� Antosi.
� Ej, mo�e znowu chowacie tam koty? � zapyta�a podejrzliwie.
Wojtu� mrukn�� co� niewyra�nie, a po chwili rozleg�o si� wo�anie:
� Rychtyk! Jest tu Murzynka, a przy niej trzy �lepe kociaki.
� Ano, trza to b�dzie potopi�, zanim panienka si� dowie, bo
p�niej b�dzie p�acz i lament.
� Im pr�dzej, tym lepiej. Mo�e by Marcin wzi�� je zaraz? - na-
mawia�a Antosia.
S�owa te us�ysza�a Zochna i poczu�a mr�z przebiegaj�cy jej po
ko�ciach; chcia�a si� zerwa�, krzykn��, biec na pomoc, lecz jaka�
dziwna niemoc przykuwa�a j� do miejsca. Na szcz�cie Marcin rzek�
niecierpliwie:
� A ju�ci! Teraz si� bawi� z kociakami, kiej burza jeno wisi. Wie-
czorem b�dzie dosy� czasu!
Zochna odetchn�a: do wieczora jeszcze daleko, b�dzie wi�c mo-
�na obmy�li� jaki� ratunek. Wojtu� z Adasiem dopomog�...
Nagle silny huk wstrz�sn�� ca�ym domem; koty zerwa�y si� i pa-
trzy�y przestraszone. Dziewczynka z trudem podnios�a g�ow�; niebo
by�o prawie czarne, na podw�rzu pusto i cicho, jakby wszystko
skamienia�o. Po og�uszaj�cym trzasku nasta�a taka cisza, �e Zochna
s�ysza�a najwyra�niej bicie w�asnego serca.
Wtem zdawa�o jej si�, �e od strony szopy rozleg�o si� �a�osne
miauczenie; dziewczynce przysz�a na my�l pods�uchana rozmowa.
- Trzeba ratowa� dzieci Murzynki! - zawo�a�a g�o�no i podbie-
g�a do okna otwieraj�c je szeroko. By�a to jedyna droga, kt�r� wyj��
mog�a, gdy� drzwi od sieni by�y zamkni�te.
Przez okno wpad� gwa�towny wiatr3 kt�ry zdmuchn�� le��ce na
stoliku kartki i nape�ni� ca�y pok�j niemi�ym szmerem i �wistem.
�Mo�e mi si� to wszystko �ni�o! Mo�e Marcin nic nie wie o ko-
ciakach?" - zacz�a sobie t�umaczy� dziewczynka patrz�c z przera-
�eniem na zawieruch�.
Po chwili jednak stan�� jej przed oczami los dzieci Milutki, kt�re
Marcin niedawno bez lito�ci w�o�y� do worka i rzuci� do wody; przy-
pomnia�o jej si� rozpaczliwe miauczenie kotki, kt�ra zdawa�a si�
skar�y� swojej pani na okrucie�stwo - i Zochna nie waha�a si� d�u�ej.
Zr�cznie wyskoczy�a przez okno i borykaj�c si� z wiatrem, kt�ry
targa� jej w�osami, sukienk� i zasypywa� piaskiem oczy, pobieg�a do
szopy.
Drabinka sta�a na swoim miejscu, tak jak j� zostawi� Wojtu�, nikt
wi�c nie pr�bowa� wchodzi� na g�rk�. Zochna zn�w poczu�a ch�tk�
powr�cenia do domu i zostawienia koci�t w dawnym schronisku.
Gdzie je zreszt� ukryje bez pomocy Wojtusia?
Ju� chcia�a t� sam� drog� wr�ci� do pokoju, gdy w otworze szopy
ukaza�a si� czarna g�owa Murzynki, kt�ra miaucza�a rado�nie, jakby
zaprasza�a swoj� pani� do wej�cia.
Dziewczynka u�miechn�a si� do swojej faworytki i pocz�a zwin-
nie wdrapywa� si� po drabince, kt�ra za ka�dym poruszeniem
chwia�a si� ostrzegawczo. Lecz Zochna, przyzwyczajona do najroz-
maitszych niebezpiecznych dr�g, a przy tym bardzo zr�czna, nie
zwa�aj�c na to wspina�a si� coraz wy�ej; ju� r�k� si�ga�a ku belce
chc�c si� na niej oprze�, gdy nagle drabinka zachwia�a si� silniej i
osun�a si� spod n�g dziewczynki.
Zochna straci�a r�wnowag� i z okrzykiem przera�enia spad�a na d�.
33
Kocia mama" zgin�a
Wraz z pierwszymi wielkimi kroplami deszczu, kt�re zacz�y
spada� na ziemi� - podczas og�uszaj�cego huku piorun�w, przy ci�-
g�ych b�yskawicach, rozdzieraj�cych niebo w r�nych kierunkach
o�lepiaj�cymi zygzakami � wpad� na podw�rze w�z nape�niony sia-
nem, z kt�rego wygl�da�y g�owy Adasia i Wandzi.
Marcin z wielkim po�piechem pom�g� dzieciom wysi��� z wozu
i zabra� si� gor�czkowo wraz z Wojtusiem i Antosi� do zrzucania siana.
Ada� nie �mia� prosi�, by go wzi�to do pomocy, bo Marcin by�
gniewny i zas�piony.
Z cichym westchnieniem ch�opiec spojrza� ku stodole i wzi�wszy
Wandzi� za r�k�, wszed� do mieszkania.
W progu sta�a panna Klara, kt�ra, wbrew oczekiwaniom dzieci,
nie pojecha�a w pole, a obecnie by�a bardzo rozgniewana. Spojrza-
wszy na wchodz�cych zapyta�a:
- A gdzie jest Zochna?
Ada� zmarszczy� brwi i mrukn�� gniewnie, nie mog�c zapanowa�
nad niech�ci� do nauczycielki za zepsucie zabawy:
- Przecie� j� pani zamkn�a w pokoju, wi�c tam musi by�!
- Jak to? Nie by�a z wami w polu?
- Nie - odpowiedzia� zdziwiony Ada� - wszak jej pani nie po-
zwoli�a i by�o nam bardzo nieprzyjemnie z tego powodu.
Panna Klara zdawa�a si� by� silnie zmieszana. Z niepokojem zwr�-
ci�a si� do wchodz�cej mamy m�wi�c:
- Czy pani nie wie, co si� sta�o z Zochn�? Wesz�am do jej pokoju
z chwil�, gdy si� rozleg�y pierwsze grzmoty, i zasta�am ksi��ki i
zeszyty w najwi�kszym nie�adzie, okno szeroko otwarte i opr�cz
Kizi, drzemi�cej na krze�le - nikogo; s�dzi�am, �e Zochna zapo-
24
mniawszy zakazu pojecha�a z Marcinem, gdy drugi raz wraca�;
tymczasem dzieci m�wi�, �e jej nie by�o z nimi...
Mama spojrza�a uwa�nie Adasiowi w oczy, lecz dostrzeg�a w nich
tylko zdziwienie i �ywe zaniepokojenie. Ch�opiec m�wi� prawd�:
Zochny nie by�o z nimi.
Obydwie panie bardzo niespokojne wysz�y z pokoju wo�aj�c i
wypytuj�c s�u�b�; lecz nikt nie widzia� dziewczynki.
Panna Klara, zarzuciwszy chustk� na ramiona, pomimo ulewnego
deszczu pobieg�a na koniec ogrodu, s�dz�c, �e mo�e Zochna siedzi
w swojej ulubionej altance i tam chce przeczeka� burz�. Lecz dziew-
czynki nie by�o!
Zewsz�d rozleg�y si� g�o�ne nawo�ywania; wszyscy porzuciwszy
swe zaj�cia, nie zwa�aj�c na deszcz, b�yskawice i pioruny - biegali
i szukali; Julka odmawia�a litani� do �w. Antoniego, patrona zgu-
bionych rzeczy; Antosia, nie wiedzie� kt�ry raz, wpada�a do dziecin-
nego pokoju i zagl�da�a pod ��ka, jakby dziewczynka tam si� ukry�
mog�a; Wandzia, kt�r� si� nikt nie zajmowa�, siedzia�a w k�cie p�a-
cz�c g�o�no.
Lecz najwi�cej przej�ty by� Ada�. Z pocz�tku boczy� si� na pann�
Klar�, powtarzaj�c uporczywie, �e to przez ni� Zochna zgin�a - lecz
widz�c jej zblad�a, zn�kan� twarz, widz�c, jak zmoczona; zab�ocona,
zzi�bni�ta biega�a pod strumieniami deszczu, a przy tym czuj�c w
g��bi ducha, �e nauczycielka, jakkolwiek by�a surowa, jednak mia�a
s�uszno��, pozby� si� zupe�nie niech�ci i wsp�lnie z ni� szuka� gorli-
wie.
Wreszcie wszystkie k�ty by�y obszukane, a Zochny jak nie by�o,
tak nie by�o. Zrobi�o si� zupe�nie ciemno, deszcz pada� bezustannie;
wszyscy, zmartwieni, powoli zaczynali traci� nadziej�, �e Zochn�
odnajd�. Nikt nie mia� poj�cia, co si� z ni� sta�o, gdzie si� podzia�a.
Marcin i kilku ludzi z s�siedztwa wzi�wszy latarnie rozeszli si�
w r�nych kierunkach, nawo�uj�c, wypytuj�c i szukaj�c.
Mama i panna Klara co chwila zbli�a�y si� do okna, wybiega�y na
podw�rze, nie mog�c usiedzie� spokojnie. Za ka�dym najl�ejszym
szmerem wszyscy z bij�cym sercem patrzyli na drzwi, spodziewaj�c
si�, �e wys�ani ludzie wracaj� ze znalezion� Z�chn�. Ale czas up�ywa�,
a �adnej pocieszaj�cej wiadomo�ci nie by�o.
25
Wandzia, przytulona do Adasia, p�aka�a ci�gle, a i on, chocia� ju�
du�y ch�opiec, prawie m�czyzna - jak m�wi� - nie m�g� powstrzy-
ma� �ez cisn�cych si� do oczu. Robi� sobie ostre wym�wki, �e nie
zosta� z Zochn� w domu albo przynajmniej, �e pierwszym wozem
nie wr�ci�. Przypomnia� sobie, jak cz�sto siostrzyczka wyprasza�a
dla niego przebaczenie lub zupe�nie niezas�u�enie dzieli�a z nim
kar� - i by�o mu coraz ci�ej, coraz smutniej.
- Mamo! - rzek� wreszcie.- Pozw�l mi i�� szuka�, ja tu nie mog�
usiedzie� bezczynnie... mo�e natrafi� na �lad Zochny.
- Moje dziecko, wszak szuka�e� i ty, gdy by�o ja�niej. Ale teraz,
w tych ciemno�ciach, pr�ne by�yby twoje trudy. Zreszt� lada
chwila nadejdzie kt�ry� z wys�anych ludzi i przyprowadzi Zochn�;
przecie� nie mog�a zgin�� !
- Ach, mamo, ja si� tak o ni� boj�! - zaj�cza� Ada� kryj�c twarz
w d�onie.
- �eby ta �kocia mama" ju� wr�ci�a! Tak mi smutno, tak stra-
sznie bez niej! - p�aka�a Wandzia.
Mama milcz�c przycisn�a dzieci do siebie, a w jej oczach, pe�nych
niepokoju, b�ysn�y �zy.
Nagle za oknem rozleg�o si� �a�osne, natarczywe miauczenie.
G�os jednej z wychowanek Zochny poruszy� wszystkich. Gdy
panna Klara otworzy�a okno, natychmiast wskoczy�a na nie mokra,
wychud�a Murzynka i pocz�a si� po nim kr�ci� miaucz�c przeci�gle.
- Murzynka, kici, kici! � zacz�a wo�a� Wandzia. Lecz kotka jakby
nie s�ysza�a wo�ania, zeskakiwa�a i wskakiwa�a bezustannie na okno,
kr�ci�a si� niespokojnie, ani przez chwil� nie przestaj�c miaucze�.
- Ale� ona najwyra�niej nas wo�a! - krzykn�� Ada� i jednym susem
dosta� si� przez okno na podw�rze.
- Ada� ma s�uszno��, p�jd� i ja za nim! - zawo�a�a panna Klara.
I wzi�wszy Wojtusia, z zapalon� latarni� wysz�a z pokoju. Mu-
rzynka bieg�a naprz�d, ogl�daj�c si� co chwila, miauczeniem wska-
zuj�c drog�. W ten spos�b doprowadzi�a ich do szopy.
- Olaboga! - zawo�a� nagle Wojtu�. - Ca�kiem zahaczy�em, �e
panienka pewnikiem do kociak�w posz�a!
Murzynka znalaz�szy si� w rogu szopy stan�a i zacz�a miaucze�
jeszcze �a�o�niej.
26
Wtem Wojtu� potkn�� si� o przewr�con� drabink� i zacz�� �wie-
ci� uwa�niej; serce Adasia drgn�o gwa�townie jakim� trwo�nym
przeczuciem.
- Ach! Ona tu le�y! - zawo�a�.
W niepewnym �wietle panna Klara spostrzeg�a biel�c� si�, jasn�
plam� i r�wnie� z lekkim okrzykiem pochyli�a si� poznaj�c le��c�
na ziemi Zochn�.
Mimo wielkiego przera�enia nie straci�a przytomno�ci ani przez
chwil�, lecz niezw�ocznie z pomoc� Wojtusia ostro�nie podnios�a
dziewczynk� z ziemi.
Tymczasem zrozpaczony Ada� ociera� krew s�cz�c� si� z czo�a
siostry i nachylaj�c si� nad ni�, szepta� b�agalnie:
- Zochno, odezwij si�! Zochno, Zochno, przecie� ty� si� nie
zabi�a! Moja droga, moja kochana, odezwij si�! Tak si� boj�, tak si�
boj� o ciebie...
Lecz zamkni�te powieki dziewczynki ani drgn�y; g�owa jej zwi-
sa�a bezw�adnie z ramienia nauczycielki, a marmurowo blada twarz
wydawa�a si� martwa.
- O m�j Bo�e! Ona nie �yje, zabi�a si�! - krzykn�� Ada� chwyta-
j�c r�kami sw� bujn� czupryn� i wybuchaj�c spazmatycznym p�a-
czem.
- Uspok�j si�, Adasiu! To tylko silne zemdlenie. Patrz, serce
bije, a r�ce ma zupe�nie ciep�e. Uspok�j si�, bo twoja rozpacz jeszcze
bardziej przerazi mam�. Ot, pobiegnij lepiej naprz�d i przygotuj
mam�; opowiedz jej, co si� sta�o, zanim sama zobaczy, a ja tymcza-
sem z Wojtusiem przenios� Zochn�.
Ch�opiec us�ucha�. Blady, z rozwichrzon� czupryn�, wpad� do
pokoju i t�umi�c �kanie zawo�a�:
- Pr�dzej przygotujcie ��ko! Zochna spad�a z drabinki i zemdla�a.
Ale to nic! - doda� spiesznie, widz�c, �e mama zachwia�a si� nagle
i pad�a bezsilnie na krzes�o.
Zanim Ada� zdo�a� odpowiedzie� na pytania, jakimi go jednocze-
�nie obrzuci�y s�u��ca i ma�a Wandzia, smutny poch�d ju� si� poka-
za� we drzwiach.
Na widok bladej, pokrwawionej dziewczynki, kt�r� wnosi�a na
r�kach panna Klara, wszyscy krzykn�li przera�liwie. Tylko mama,
28
jakby jej nagle wr�ci�y si�y, zerwa�a si� z krzes�a, podbieg�a do
Zochny, kt�r� nauczycielka uk�ada�a wygodnie na szez�ongu, przy-
�o�y�a r�k� do serca c�reczki, a poczuwszy jego bicie, zacz�a szybko
i stanowczo wydawa� rozkazy:
- Niech kto� pojedzie po doktora - mo�e ty, Adasiu. Antosia niech
przygotuje ��ko Zochny. Panno Klaro, prosz� mi przynie�� p��cien-
ne banda�e z komody - i pr�dzej zimnej wody!
Gdy za p� godziny doktor, sprowadzony przez Adasia, wcho-
dzi� do dziecinnego pokoju, Zochna le�a�a w ��eczku z g��wk�
owi�zan�, bardzo jeszcze blada, lecz przytomna, i s�abym u�miechem
przywita�a Adasia, kt�ry rzuci� si� na kolana przed jej ��kiem
i m�wi� bez�adnie w uniesieniu radosnym:
- O, jak to dobrze, �e� ju� otworzy�a oczy! Zochno, co bym ja
zrobi�, gdyby� ty si� zabi�a! Taka by�a� blada, a ja tak si� strasznie
ba�em!
- No, ale teraz nie masz si� ju� czego obawia� - rzek� doktor.
- Twoja mateczka najlepiej udzieli�a jej pomocy. Widz�, �e ja nie-
wiele mam tu do czynienia. No, pu�� mnie bli�ej. Przekonamy si�,
co si� tam sta�o.
4
Obejrzawszy starannie zranione czo�o, zbit� r�k� i kolano, doktor
rzek� weso�o:
- Wszystko b�dzie dobrze! Tylko panienka musi pole�e� kilka
dni w ��ku, na to nie ma rady. No i trzeba bardzo pilnie przyk�ada�
kompresy na kolano. A teraz do widzenia! I �adnych gaw�d na dzi-
siaj, trzeba spa�.
Zochna by�a rzeczywi�cie bardzo zm�czona i senna. Tote� mama
po wyj�ciu doktora kaza�a wszystkim opu�ci� pok�j, a sama, serde-
cznie uca�owawszy c�reczk�, u�o�y�a j� do snu.
Ale Zochna nie mog�a spa�, otworzy�a oczy i szepn�a nie�mia�o:
- Mamusiu!
- Co, dziecko?
- Czy panna Klara gniewa�a si� na mnie za to, �e wysz�am z po-
koju?
- Jutro sama si� o to zapytasz; panna Klara jest bardzo dobra i
pewno nie b�dzie si� gniewa�a, gdy zobaczy, �e �a�ujesz tego, co�
zrobi�a.
Zochna chwil� le�a�a spokojnie i zdawa�a si� zasypia�, gdy na-
gle znowu szepn�a:
- Mamusiu!
- Czego chcesz, kochanie?
- �eby tu Julka przysz�a...
- Po co ci Julka?
- A bo - szepn�a dziewczynka - a bo ... - zacz�a zn�w i zatrzy-
ma�a si�.
- Bo co, dziecinko? - pyta�a zach�caj�co mama.
- Bo kotki pewnie nie dosta�y kolacji, a Murzynka taka g�odna i ma
malutkie koci�tka.
Mama u�miechn�a si� do c�reczki.
- Dobrze, dobrze, ja sama dam im mleka. Tylko �pij spokojnie,
ty �kocia mamo"!
Zochna ratuje dzieci Murzynki
Nazajutrz dzie� by� pochmurny, d�d�ysty i ciemny, tote� ca�y
dom d�u�ej ni� zwykle pogr��ony by� we �nie. Jedna tylko Zochna
obudzi�a si�, gdy jeszcze w pokoju by�o prawie ciemno, i pomimo
ch�ci zasn�� ju� nie mog�a. G�owa j� bola�a, a st�uczone kolano
spuch�o i dolega�o coraz bardziej.
Lecz Zochna le�a�a cichutko, boj�c si� zbudzi� �pi�ce w tym sa-
mym pokoju rodze�stwo. Z niecierpliwo�ci� liczy�a bij�ce godziny
i nas�uchiwa�a, rych�oli zacznie si� ruch w kuchni i na podw�rzu.
Wybi�a czwarta, wp� do pi�tej, pi�ta, wreszcie wp� do sz�stej,
a nikt nie zaczyna� krz�taniny; nawet dr�b, zamkni�ty w kurniku,
siedzia� cicho i nie dopomina� si�, by go wypuszczono na wolno��.
Na koniec po wybiciu sz�stej rozleg� si� skrzyp drzwi i wnet
potem da�y si� s�ysze� oci�a�e g�osy kur, kaczek, indyczek, leniwe
beczenie ciel�t i odpowiadaj�cy im ryk kr�w, a wszystko zdawa�o si�
wyra�a� wielkie niezadowolenie z powodu niepogody.
Mo�e jedna tylko Zochna by�a zadowolona, �e pierwszy dzie� jej
niewoli w ��ku przejdzie podczas deszczu i zimna. B�dzie jej o
wiele przyjemniej le�e�, gdy� przede wszystkim s�o�ce nie b�dzie
kusi�o do wybiegni�cia na podw�rze i do ogrodu, a nast�pnie Wan-
dzia i Ada� zaraz po sko�czeniu lekcji b�d� przy niej siedzieli i stara-
li si� zabawi� j� i rozerwa�, a w pogodny dzie� nie wytrzymaliby
i pobiegliby bez niej do ogrodu.
Ta my�l os�adza�a jej gorzki nakaz doktora i troch� rozwesela�a
zas�pione czo�o.
Ale wnet zjawi�a si� nowa troska, i to bardzo niepokoj�ca: co si�
stanie z Murzynk� i z jej dzie�mi?
Po wczorajszej przygodzie wszyscy dowiedzieli si� lub domy-
ci
�lili miejsca ich schronienia, a �e prawdopodobnie kociakom przy-
pisywali ca�� win� za nieszcz�liwe zdarzenie, wi�c lito�ci dla nich
nie b�dzie.
Zochna przypomnia�a sobie zas�yszane, jak przez sen, s�owa Julki:
- Trzeba te koty raz wyt�pi�, bo przez nie zawsze tylko �zy, p�acze,
gniewy, a teraz ledwie �e nie nieszcz�cie. Trza ci te� by�o opowia-
da� panience o kociakach?
A Wojtu� odrzek� g�osem �a�osnym:
- Oj, �ebym ja wiedzia�, �e przez nich nieszcz�cie b�dzie, sam
bym je potopi�!...
Czy� wobec tych s��w mo�na si� spodziewa� poparcia Wojtusia?
A bez niego i bez Adasia c� Zochna poradzi� mo�e? Ada� te�
pewnie zupe�nie jest zniech�cony do wychowa�c�w swej siostry,
kt�re wczoraj sta�y si� powodem tylu nieprzyjemno�ci.
Gdy dziewczynka le�a�a tak pogr��ona w smutnych rozmy�la-
niach, nagle uchylone drzwi lekko skrzypn�y i ukaza�a si� w nich
Murzynka, trzymaj�ca ma�e koci� w pyszczku.
Zochna krzykn�a z przera�enia i zdziwienia, a kotka w kilku susach
wskoczy�a na ��ko i z�o�y�a na ko�drze mokre koci�tko, dr��ce i pisz-
cz�ce.
Dziewczynka spojrza�a z trwog� na �pi�ce rodze�stwo, a p�niej
na drzwi wiod�ce do pokoju nauczycielki; lecz po chwili uspokoi�a
si� - Wandzia i Ada� spali nie poruszaj�c si�, w s�siednich pokojach
nie by�o s�ycha� najmniejszego szelestu.
Tymczasem Murzynka patrzy�a na Zochn� b�agalnymi, smut-
nymi oczami i cichutko, lecz bardzo �a�o�nie miaucza�a. Dziewczynka
zdawa�a si� rozumie� koci j�zyk; pog�aska�a ulubienic� i przykrywaj�c
dr��ce koci�, m�wi�a uspokajaj�co:
- Nie b�j si�, biedaczko, ukryj� twoje dzieci, nic im si� nie stanie;
id�, przynie� reszt�.
Kotka wygi�a grzbiet w pa��k, zamrucza�a weso�o i wybieg�a,
z lekka kulej�c na tyln� nog�, zranion� podczas pami�tnej b�jki z
psem s�siada.
Dla dziewczynki zacz�y si� m�cz�ce chwile; trapi�a j� obawa, �e
za chwil� mo�e si� obudzi� kt�re z dzieci lub, co gorsze, panna Klara
wejdzie do pokoju i �atwo b�dzie mog�a spostrzec schowanego kocia-
32
ka; a nast�pnie ba�a si�, �eby kto nie zauwa�y� skradaj�cej si� ze swym
dzieckiem Murzynki, nie sp�oszy� jej i nie odebra� pozosta�ych dwoj-
ga koci�t.
Pociesza�a si� wprawdzie, �e jest dopiero wp� do si�dmej, a panna
Klara budzi ich zwykle troch� p�niej, i �e Murzynka jest nad-
zwyczaj zr�czna i sprytna; lecz pomimo to wzmaga� si� jej nie-
pok�j, czy si� wszystko uda pomy�lnie.
Nareszcie kotka przybieg�a z drugim dzieckiem. Zochna odetchn�-
�a swobodniej; zaraz jednak g��wka jej zawzi�cie pracowa� zacz�a
nad pytaniem, co w dalszym ci�gu robi� z tymi koci�tami. W ��ku
zosta� nie mog�y, bo przecie� mama i panna Klara zaraz by je zoba-
czy�y i kaza�y wyrzuci�; a wi�c gdzie je ukry�?
Zochna przypomnia�a sobie, �e wczoraj widzia�a w kuchni pod
sto�em okr�g�y koszyk wys�any s�om�, w kt�rym kura - zwana Czuba-
tk� z powodu �licznego bia�ego czubka - wysiadywa�a jajka. Koszyk
ten by�by wybornym schronieniem dla kociej rodziny; lecz jak go
dosta� ?
Dziewczynka biedzi�a si� t� my�l�, nie mog�c si� na nic zdecy-
dowa�.
Podczas tego Murzynka wr�ci�a z trzecim i ostatnim swym dzie-
ckiem. Trzeba by�o co� postanowi�, bo za chwil� mog�o by� za p�-
no. Zochna spr�bowa�a wsta�, lecz kolano zabola�o j� tak mocno,
�e omal nie krzykn�a z b�lu. A jednak musia�a p�j�� po koszyk, i to
zaraz, nie zwlekaj�c ani chwili.
Lecz przypomnia� jej si� wyra�nie zakaz doktora, aby przez
kilka dni nie rusza�a si� z ��ka. No, ale to przecie� tylko ten jeden,
jedyny raz.
Zochna wsta�a powoli; chwytaj�c si� otaczaj�cych przedmiot�w
i silnie kulej�c dotar�a wreszcie do drzwi. Murzynka, zdziwiona
i zaniepokojona, sz�a obok, patrz�c swej pani badawczo w oczy.
Trzeba by�o przej�� ma�y korytarzyk, a p�niej prosto do kuchni.
By�a to najwa�niejsza chwila. A nu� tam kto b�dzie i zobaczy Zo-
chn�? Na szcz�cie Julka by�a w oborze, a Antosia sprz�ta�a pokoje
po drugiej stronie korytarza, wszystko wi�c posz�o jak z p�atka. Zo-
chna schwyci�a koszyk i zapominaj�c o b�lu, szybko wraca�a do po-
koju; nast�pnie u�o�y�a koci�ta i wsun�a koszyk g��boko pod ��ko,
33
a sama zm�czona, lecz bardzo z siebie zadowolona, po�o�y�a si� i
zakry�a ko�dr�. ^
Prawie jednocze�nie rozleg� si� g�os nauczycielki:
- Dzieci, czy�cie ju� wsta�y? Ju� po si�dmej!
Wandzia usiad�a na ��ku, przetar�a t�ustymi r�czkami zaspane
oczki, popatrzy�a woko�o i po�o�y�a si� na powr�t; wiedzia�a, �e
wo�anie stosuje si� g��wnie do starszego rodze�stwa, ona za� korzy-
staj�c z przywileju beniaminka sypia�a d�u�ej.
Ada� nie ruszy� si� nawet. Dopiero po kilkakrotnym wo�aniu,
zachmurzony, gniewny, zacz�� zabiera� si� do wstawania.
Gdy by� ju� zupe�nie ubrany i wychodzi� na �niadanie, Zochna
przywo�a�a go do siebie i zacz�a mu co� szepta� do ucha.
Lecz Ada� zawo�a� stanowczo:
- Ej, daj mi pok�j; ju� mam dosy� twoich kot�w!
Dziewczynka przyci�gn�a go do siebie i zn�w o co� bardzo go-
34
raco prosi� zacz�a, a� wreszcie ch�opiec machn�� r�k� i rzek� z rezy-
gnacj�:
- No, dobrze, ju� dobrze! Jako� to si� zrobi!
- Tylko zaraz, m�j drogi, m�j z�oty!
- Naturalnie, jeszcze przed lekcj�, p�ki Wojtu� jest w domu;
wiesz, on dzi� rano nie wygania� kr�w w pole, bo zimno i deszcz pada.
- Jak to dobrze! - zawo�a�a Zochna klaszcz�c w r�ce. � On na
pewno co� wymy�li.
Ada� wyd�� pogardliwie wargi i mrukn��:
- Chyba nic lepszego ode mnie nie znajdzie.
- To ty ju� co� masz? Powiedz, m�j drogi!
- Nie, nie teraz, p�niej sama zobaczysz. Zreszt� musz� i�� na
�niadanie. A o swoje kociska mo�esz by� spokojna!
Rzeczywi�cie, Ada� do sp�ki z Wojtusiem poty si� kr�cili i
wyczekiwali, a� wynale�li chwilk�, gdy im si� uda�o niepostrze-
�enie wynie�� z pokoju koszyk z kociakami.
Co z nim zrobili, o tym Zochna nie wiedzia�a, lecz by�a zupe�nie
spokojna; dzieci