8776

Szczegóły
Tytuł 8776
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8776 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8776 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8776 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MARIA BUYNO-ARCTOWA KOCIA MAMA I JEJ PRZYGODY ilustrowa�a ANNA STYLO-GINTER INSTYTUT WYDAWNICZY �NASZA KSI�GARNIA" � Text copyright by I. W. �Nasza Ksi�garnia", Warszawa 1957 � IUustrations copyright by Anna Stylo-Ginter, 1984 liEJSKft BIBLIOTEKA PUBLICZIU im. H. Sienkiewicza 05-800 w Pruszkowie, ul. K. fucKotka 8 (el. 58 88 91 Filia Ir 2 Wypo�yczalnia dla dzieci Koci dw�r si� powi�ksza Dzieci pani Eolskiej niezmiernie lubi�y zwierz�ta domowe, lecz najwi�ksz� sympati� otacza�a je o�mioletnia Zochna. Codziennie rano Zochna wybiega�a na podw�rze, by powiedzie� �dzie� dobry" swoim licznym ulubie�com, kt�rzy j� doskonale znali, i zaledwie si� pokaza�a, z wielk� wrzaw� do niej biegli. Dzi�, jak co dzie�, Zochna przed lekcj� wybieg�a na podw�rze. Wnet obieg�y j� skrzydlate t�umy ptactwa; bia�e i siwe go��bie sia- d�y jej na ramionach, a niekt�re i na jasnej g��wce, wo�aj�c bez- ustannie: grgrgrochu, grgrgrochu - i zagl�daj�c ciekawie do fartu- szka dziewczynki, w kt�rym mie�ci�y si� znakomite dla nich smako- �yki: okr�glutki groch, pszenica, okruchy chleba, bu�ki. Za go��biami zjawi�y si� kury i kurcz�ta najrozmaitszej wielko�ci, r�nych gatunk�w i barw, biegn�c ku swojej pani z rozpostartymi skrzyd�ami. By�y tam czubate kokoszki, bieluchne ulubienice Zochny, szare i pstrokate kury, ledwie wypierzone kurcz�tka z g�adkimi �ebkami, takie jeszcze �mieszne, jakby obskubane, no i najwi�ksza figura, pan ptasiego dworu - kogut! By� on tak �mia�y i tak natarczywie dopomina� si� o swoj� porcj�, i� Zochna musia�a go poskramia� uderzaj�c po �licznych, r�no- barwnych skrzyd�ach i wo�aj�c: � A sio! A sio! Ty zuchwalcze! B�d� cierpliwy! Przecie� zawsze o tobie pami�tam! Mi�dzy kury wciska�y si� perlice i indyczki, staraj�ce si� chwyta� najsmaczniejsze k�ski i nawo�uj�ce do og�lnego sto�u wielkiego indyka, kt�ry chodzi� z napuszon� min�, jakby si� chlubi� swymi pi�knymi, czerwonymi koralami. By� to jedyny, lecz stanowczy przeciwnik Zochny. Podczas gdy wszyscy mieszka�cy podw�rza t�umnie otaczali swoj� opiekunk�, indyk trzyma� si� zawsze z daleka i nawet raz � rzecz nies�ychana - gdy spotka� Zochn� sam� w ogrodzie, odwa�y� si� rzuci� na ni� z g�o�nym gulgotaniem, prawdopodobnie w jak najgorszych za- miarach. Dopiero Bufon, pies podw�rzowy, kt�ry na szcz�cie by� spuszczony z �a�cucha, przybieg� na ratunek swojej panience, szcze- kaj�c g�o�no na zuchwa�ego napastnika. Zochna nie lubi�a indyka, lecz nie dokucza�a mu, karz�c go jedynie tym, �e nie przywo�ywa�a go do rannej uczty. Za to serdeczn� jej przychylno�ci� i troskliw� opiek� cieszy�y si� kaczki, kt�rych by�a spora gromadka, a kt�re z powodu swego niezgrabnego chodu by�y zawsze krzywdzone przez ruchliwsze i zr�czniejsze towarzyszki. Szcz�ciem, kaczki dawa�y sobie rad� dziobi�c kury na lewo i na prawo i chwytaj�c zr�cznie rzucane ziarno. Zochna nie rozpoczyna�a nigdy uczty, dop�ki nie ukaza�o si� bia�e stadko, tocz�ce si� ku niej z mo�liw� szybko�ci� i ha�a�liwym kwa- kaniem. I teraz bystrym spojrzeniem obrzuci�a przybysz�w. - Naturalnie, nie ma go! Dziadek, Dziadek! - zawo�a�a d�wi�- cznym g�osikiem. Wnet na to wo�anie wytoczy� si� z k�ta podw�rza wielki, siwy kaczor ze �licznymi, szafirowymi pi�rkami na skrzyd�ach. � A, ty leniuchu! � zgromi�a go Zochna. � Zawsze si� sp�niasz; zobaczysz, �e nie dostaniesz �niadania! Lecz Dziadek nic sobie z �ajania nie robi�, jakby wiedzia�, �e by� najpierwszym spomi�dzy ulubie�c�w Zochny; kiwa� z zapa�em g�ow�, pokwakuj�c przy tym tak zabawnie, �e dziewczynka zacz�a si� �mia� i, rozbrojona, wyci�gn�a do� r�k� z du�ym kawa�kiem chleba. Widz�c, �e wszyscy biesiadnicy si� stawili, Zochna siad�a na kamieniu i rzuca�a ca�e gar�cie ziarna przeznaczonego dla wszystkich, wybra�c�w za� karmi�a oddzielnymi k�skami. Z pocz�tku uczty panowa� �ad jaki taki, ale po kilku chwilach wkrad� si� najstraszniejszy nieporz�dek: skrzydlata gromada wydzie- ra�a sobie wi�ksze k�ski, bi�a si� niemi�osiernie, a grono zuchwalc�w, z kogutem na czele, wyrywa�o Zochnie z r�k i wprost z fartuszka kawa�ki przeznaczone dla innych. Zochna gniewa�a si�, krzycza�a, rozp�dza�a napastnik�w, ale �mia�a si� przy tym tak serdecznie, �e chwilami �zy stawa�y jej w oczach. Jednak �miech jej nagle zamilk�, gdy� rozleg� si� g�os panny Klary: - Zochno, ju� dziewi�ta. Prosz� na lekcj�! �Ach, ju� dziewi�ta, a ja mia�am sobie powt�rzy� wiersze polskie i s��wka niemieckie! Co to b�dzie?" - my�la�a przera�ona dziew- czynka zrywaj�c si� i strzepuj�c resztki ziarna pomi�dzy skrzy- dlate t�umy. �Trzeba pr�dko biec do pokoju, mo�e mi si� uda jeszcze po- wt�rzy� te s��wka" - my�la�a dalej i nie zwa�aj�c ju� na swoich ulu- bie�c�w, pobieg�a w stron� domu. Na szcz�cie spostrzeg�a bud�, przy kt�rej siedzia� Bufon szcze- kaj�c rado�nie. Wiedzia� on dobrze, �e go Zochna nie pominie, i czeka� cierpliwie swojej kolei. - Dobrze, �e mi si� przypomnia�e�! - zawo�a�a dziewczynka. - Nale�y ci si� przysmaczek. - I poszperawszy w kieszeni, wyj�a owini�te w papier sk�rki od w�dliny. - Masz, piesku, masz, poczci- wy - m�wi�a podaj�c przyniesione k�ski i g�adz�c jego kosmaty �eb. Bufon po�kn�� w jednej niemal chwili ca�� porcj� i zacz�� z wielkim zadowoleniem kr�ci� ogonem, jakby na podzi�kowanie; skaka� przy tym, chwytaj�c �apami sukienk� dziewczynki, skowycza� i szcze- rzy� du�e, ostre z�by. Zochna zacz�a targa� go za uszy, m�wi�c z u�miechem: - Zabawy ci si� zachcia�o! Poczekaj, piesku, poczekaj. Nadejdzie wiecz�r, to ci� wezm� z sob� do ogrodu, a mo�e i na Zielonk�! Tam dopiero sobie pobiegamy! Teraz nie mam czasu, musz� si� uczy�! Jakby na potwierdzenie tych s��w od strony domu da�o si� zn�w s�ysze� wo�anie: - Zosiu, czy idziesz na lekcj�? - Id�, id�, prosz� pani! � zawo�a�a dziewczynka, a jednocze�nie wzrok jej pad� na otwarte drzwi stajni. - Co to? Siwek i Kasztanek pr�nuj�? Nie w polu? A mia�y�cie zwozi� siano? Aha, dopominacie si� o wasze �niadanie! Mam co� i dla was - m�wi�a wyci�gaj�c z kieszeni kilka kawa�k�w cukru. Konie r�a�y rado�nie i delikatnie skuba�y wargami sukienk� i w�osy Zochny, kt�ra g�adzi�a ich szyje, podaj�c na d�oni kawa�ki cukru. Stajnia zn�w troch� czasu zaj�a dziewczynce: ale bo koniki by�y takie mi�e, �adne i �agodne, a Zochna tak lubi�a karmi� je cukrem i chlebem. Nagle zadr�a�a i wybieg�a nie ogl�daj�c si� na zdziwione jej gwa- �townym ruchem konie: panna Klara wo�a�a po raz trzeci, a z g�osu dziewczynka �atwo domy�li� si� mog�a, �e nauczycielka by�a ju� rozgniewana. Zmartwi�o j� to, po pierwsze, ze wzgl�du na nie powt�rzone wiersze i s��wka, kt�re jako� zupe�nie z pami�ci jej ulecia�y; po drugie, Zochna nie lubi�a, gdy kto� si� na ni� gniewa�, a na koniec silny niepok�j ogarn�� j� na my�l o popo�udniowych projektach. Mieli mianowicie razem z Adasiem pojecha� drabiniastym wozem w pole po siano, a panna Klara mog�a j� za kar� zatrzyma� d�u�ej przy lekcji. �Ej, chyba tak �le nie b�dzie - pociesza�a si� w duchu dziewczynka biegn�c jak wicher przez podw�rze � przecie� panna Klara jest bardzo dobra i nie zechce nam zepsu� zabawy. C� zreszt� wiel- kiego, �e si� troch� na lekcj� sp�ni�am?" Jednak pomimo tego dodawania sobie odwagi Zochna wesz�a do pokoju silnie zarumieniona i zmieszana. � Przepraszam pani�, ale... � zacz�a j�kaj�c si� i zamilk�a spuszczaj�c oczy. Panna Klara patrzy�a na ni� przez chwil� bardzo surowo, wre- szcie rzek�a: � Zosiu, spojrzyj na siebie! Dziewczynka spostrzeg�a ze zdumieniem, �e �wie�y fartuszek by� ca�y zaplamiony, a falbanka od sukienki oberwana, widocznie podczas figl�w z Bufonem. Najgorszy jednak widok przedstawia�y r�ce - ca�e zabrudzonej oblepione cukrem i silnie podrapane. � Czy dziecko id�ce na lekcj� tak powinno wygl�da�? - m�wi�a dalej nauczycielka. - Id�, umyj si�, oczy�� i uczesz, inaczej nie si�- dziesz do nauki. A pami�taj o tym, �e jest wp� do dziesi�tej, wi�c nie masz ani chwili do stracenia. Postaraj si�, �eby ci� zn�w koty nie zatrzyma�y. Zawstydzona Zochna znikn�a szybko za drzwiami. Jak ona mog�a tak si� zabrudzi� i gdzie? Przecie� kury i kaczki s� takie czyste, a z Bufonem bawi�a si� zaledwie chwil�. Nie umia�a sobie wyt�umaczy� tej zagadki; nie m�czy�a si� te� nad ni�, gdy� ostatnie s�owa nauczy- cielki poch�on�y ca�kowicie jej uwag�. To� na �mier� zapomnia�a 0 swoich kotkach! Biedactwa, dot�d pewnie nie dosta�y �niadania! Nie namy�laj�c si� Zochna pobieg�a do kuchni, gdzie spodzie- wa�a si� dosta� dla nich zwyk�� porcj� mleka. - Juleczko - zacz�a prosi� ci�gn�c kuchark� za fartuch. - Ju- leczko kochana, prosz� mi da� mleka, tylko pr�dko, pr�dziutko, bo id� na lekcj�. - Ej, panienko, nie mam teraz czasu. A bo to panienka nie pi�a �niadania? - m�wi�a Julka gniewnym tonem, udaj�c, �e si� nie domy�la, po co Zochna prosi o mleko, lecz jednocze�nie si�gn�a po dzbanek i nala�a �wie�utkiego mleka do du�ego kubka. Zochna tymczasem kr�ci�a si� po kuchni i wkr�tce wyci�gn�a stoj�c� na p�ce spor� miseczk�, w kt�rej le�a�a podrobiona bu�ka. - Dzi�kuj� mojej dobrej, kochanej Julci! - zawo�a�a rozpromie- niona, chwytaj�c w jedn� r�k� kubek, a w drug� miseczk� i wybie- gaj�c z kuchni. Stan�wszy w najciemniejszym k�cie sieni dziewczynka za- cz�a nawo�ywa�: - Milutka, Kizia, Murzynka, kici, kici, kici! W tej chwili zjawi�y si� ko�o niej dwie kotki, ocieraj�c si� o jej nogi i mrucz�c rado�nie. - A gdzie Murzynka? - pyta�a zaniepokojona Zochna, widz�c tylko Kizi� i Milutk�, i na nowo nawo�ywa� zacz�a: � Murzynka, Murzynka, kici, kici, kici! Lecz wo�ana nie zjawi�a si�. Za to na progu stan�a Julka i patrz�c na pieszcz�c� si� z kotkami Zochn� rzek�a z u�miechem: - Z panienki to ju� prawdziwa �kocia mama". Zawsze z kotami 1 kurami, a potem od panny Klary bura! A na Murzynk� niech pa- nienka nie czeka, bo ju� swoje zjad�a i posz�a sobie. 8 �Kocia mama" nie mia�a czasu odpowiedzie�, gdy� przypomnia�y si� jej s�owa nauczycielki, a z g��bi mieszkania doszed� d�wi�k bij�- cego zegara. By�a zreszt� do tej nazwy przyzwyczajona i nie bardzo si� o ni� gniewa�a; przecie� rzeczywi�cie wszystkie trzy kotki uwa�a�a za swoje prawdziwe dzieci i stokro� wola�a te �ywe zabawki, jak je nazywa�a, ni� �liczne lalki, kt�re bezczynnie drzema�y w szafie. Po umyciu si� i doprowadzeniu do porz�dku swej toalety Zochna przysz�a do pokoju i zasiad�a przy stoliku obok panny Klary. Stara�a si� nie patrze� w okno, gdy� wida� by�o przez nie ca�y rz�d zielonych drzew, na kt�rych czerwieni�y si� du�e, b�yszcz�ce wi�nie, i cz�� podw�rza, po kt�rym swobodnie przechadza� si� dr�b. Przy tym na podw�rzu by� ci�g�y ruch i co chwila zdarza�o si� co�, co mog�o odci�gn�� uwag�; a Zochna chcia�a by� dzisiaj uwa�n�! Stara�a si� wi�c by� g�uch� na wszystkie dolatuj�ce j� odg�osy. Nawet silne trza�niecie z bicza, nieomylny znak, �e Wojtu� przy- gna� krowy z pola, i g�os Marcina, zaprz�gaj�cego konie do wozu - nie skusi�y dziewczynki. Nareszcie zacz�a si� lekcja i sz�a doskonale a� do chwili, gdy przysz�a kolej na wiersze. Zochna zacz�a wprawdzie do�� �mia�o: Ju� s�oneczko powsta�o I przegl�da si� w rzece, Oj, na ros�, na bia�� Polec� ja, polec�! ale dalej - ani rusz! Na pr�no panna Klara podpowiada�a jej po s��wku, chc�c przy- pomnie� ci�g dalszy; dziewczynka j�ka�a si� i powtarza�a jedno i to samo, a� wreszcie zamilk�a. Cierpliwo�� panny Klary wyczerpa�a si�. � Nie do��, �e si� o ca�� godzin� sp�ni�a�, jeszcze przysz�a� na lekcj� nie przygotowana; wierszy pewnie nawet nie czyta�a�? Zochna chcia�a odpowiedzie�, �e wczoraj wieczorem czyta�a je kilka razy, a nawet wyrecytowa�a na pami�� przed Adasiem, lecz czu�a, �e podobne usprawiedliwienie by�oby bardzo dziwne wobec tego, �e dzi� nie potrafi�a powiedzie� ani s�owa. Sta�a wi�c zn�kana, a przez g��wk� przelatywa�a jej bez ustanku my�l: �Co b�dzie ze s��wkami niemieckimi!" Wtem panna Klara rozkaza�a: �"Podaj s��wka! Ha, trudno! Przysz�a druga ci�ka chwila. - Nie nauczy�am si� s��wek, prosz� pani � ze spuszczonymi oczami szepn�a Zosia. Panna Klara wsta�a. - Zostaniesz tu i b�dziesz si� uczy�a wierszy i s��wek. Lecz zapa- mi�taj sobie, �e je�eli przed obiadem nie b�dziesz umia�a jednych i drugich, nie pojedziesz w pole. Wiedz, �e nie pomog� �zy - zosta- niesz w domu! Z t� gro�b� nauczycielka wysz�a z pokoju. Zochna nie zdawa�a si� by� zmartwiona; by�a bardzo zdolna i wiedzia�a, �e w kwadrans b�dzie ju� wszystko doskonale umia�a. Usiad�a wi�c przy stoliku, odwr�cona ty�em do okna, podpar�a g�ow� na �okciach, mocno zatykaj�c r�kami uszy, i z wielk� uwag� uczy� si� zacz�a. A trzeba wiedzie�, �e Zochna nie by�a wcale leniwa i skoro si� zabra�a do pracy, wszystko sz�o jak z p�atka; tylko na nieszcz�cie, zawsze co� w robocie przeszkodzi�o. Tak si� te� sta�o i teraz. Zaledwie zd��y�a powt�rzy� kilka razy drug� strofk�, gdy drzwi si� uchyli�y nie�mia�o i przez szpark� wsun�a si� p�owa g�owa m�odego ch�opaka. - Panienko - szepta� tajemniczo, wsuwaj�c si� do pokoju Wojtu�, pastuszek, a zarazem towarzysz wszystkich zabaw i figl�w dzieci. - Daj mi spok�j, nie mam czasu - szybko odpowiedzia�a Zochna nie podnosz�c nawet g�owy. Lecz Wojtu� bynajmniej si� tym nie zrazi�. Po jego rozpromie- nionych oczach i �miej�cych si� ustach mo�na by�o pozna�, �e przy- szed� z jak�� Wa�n� nowin�. - Ale bo, panienko! Ja cosik chc� panience pokaza�. - Nie teraz, nie teraz, Wojtusiu! Musz� si� uczy�. - Prosz� panienki, kiej prawd� m�wi�. Panienka nie po�a�uje, jak p�jdzie ze mn�. Zochna spojrza�a uwa�nie na stoj�cego przed ni� ch�opca; w 10 g�osie jego by�o co� takiego, co j� bezwiednie zaciekawi�o i w jed- nej chwili kaza�o zapomnie� o dobrych ch�ciach i postanowie- niach. - No c� si� tam sta�o wielkiego? - zapyta�a odsuwaj�c ksi��k�. Wojtu� u�miechn�� si� triumfuj�co i zbli�aj�c si� jeszcze bardziej szepn�� co� Zochnie do ucha. Dziewczynka zerwa�a si� wo�aj�c: - Doprawdy? Gdzie s�? Poka� pr�dzej! - Zara, panienko, zara. Niech panienka idzie za mn�. Zochna nie da�a sobie tego dwa razy powtarza� nagl�c do po- �piechu. - Jak je znalaz�e�? � pyta�a. - Ot, ca�kiem zwyczajnie. Marcin m�wi�, �e deszcz jeno wisi, a siano dzi� zwie�� trzeba; nie kaza� mi te� po po�udniu kr�w wyga- nia�, jeno i�� z grabiami w pole. Wlaz�em tedy na g�rk� po troch� koniczyny, �eby te� zwierz�tka mia�y co gry��, a� tu s�ysz� - cosik piszczy. �Szczur, nie szczur? Mysz, nie mysz?" - my�l� sobie. A� tu Murzynka hyc ze snopka. Ja za ni�... no, ale teraz niech panienka w�azi ostro�nie � ko�czy� Wojtu�, gdy si� znale�li w wo- zowni. W jednym rogu sta�a drabinka, oparta o belki; po niej mia�a Zo- chna wdrapa� si� a� do otworu, kt�ry prowadzi� na g�rk�, gdzie sk�adano koniczyn�, siano i s�om�. Drabinka chwia�a si� za ka�dym poruszeniem i Wojtu� musia� j� z ca�ej si�y podpiera�, boj�c si�, by panienka nie spad�a. Lecz dziewczynka by�a doskonale wy�wiczona i obeznana z podobnymi drogami, tote� za chwil� by�a ju� na g�rce i wo�a�a na Wojtusia. - Chod��e pr�dzej, poka�, gdzie s�! Jednak pomoc Wojtusia okaza�a si� niepotrzebna, gdy� w tej chwili ze s�omy podnios�a si� du�a czarna kotka i miaucz�c rado�nie, przybli�y�a si� do Zochny. - Moja kochana Murzynko! Moja poczciwa kotuchno, chod�, poka� mi swoje koci�tka - m�wi�a Zochna pieszczotliwie, g�asz- cz�c l�ni�ce futerko ulubienicy. Murzynka mrucza�a rado�nie; wyginaj�c grzbiet w kab��k i ogl�- daj�c si� za dziewczynk�, pobieg�a naprz�d. Zatrzyma�a si� przed 11 du�� wi�zk� s�omy, w kt�rej zag��bieniu le�a�y trzy male�kie ko- ciaki. Jeden by� ca�y czarny, drugi szary, a trzeci bia�y z czarn� �atk�. Zochna by�a zachwycona; ukl�k�a przed kocim gniazdem i patrzy- �a z rozczuleniem na niezgrabne, �lepe jeszcze koci�ta, kt�re z ci�- g�ym piskiem tuli�y si� do matki. Murzynka liza�a je kolejno i spo- gl�da�a od czasu do czasu na sw� pani� wzrokiem pe�nym dumy, a zarazem b�agania. Zdawa�a si� m�wi�: �Prawda, jakie te moje pieszczotki �liczne, jakie mi�e, grzeczne? Tylko boj� si�, �eby mi ich nie wzi�li! Moja dobra, kochana �kocia mamo�, obronisz mnie, nie pozwolisz zabra� mi dzieci?" Zochna, jakby rozumia�a koci� mow�, g�aska�a swoj� ulubienic� m�wi�c uspokajaj�co: - Nie b�j si�, poczciwa Murzynko. Tu ci� nikt nie zobaczy i nikt ci koci�t nie zabierze. Gdy troch� podrosn�, uprosz� mamy, �eby mi pozwoli�a wzi�� je na d�; wtedy b�d� ju� bezpieczne. Nagle my�l jaka� przebieg�a przez g��wk� Zochny; zwr�ci�a si� do stoj�cego za ni� Wojtusia: - Czy Ada� widzia� kotki? - Nie, panienko. - A czy ju� sko�czy� lekcj�? - O, ju� dawno! Panicz siedzi na drzewie i rwie wi�nie, �eby by�o co je�� w polu, gdy mu si� pi� zachce. - M�j Wojtusiu, id�, popro� go tutaj. W kilku susach Wojtu� by� na ziemi i niezad�ugo wr�ci� w towa- rzystwie Adasia. Ada� by� tylko o dwa lata starszy od Zochny, lecz o wiele od niej wy�szy, t�szy i silniejszy. Z wiecznie rozwichrzon�, g�st� czupryn�, w zaplamionym cz�sto i niedbale w�o�onym ubraniu, mia� min� sko�czonego zawadiaki, kt�remu jednak z oczu patrzy�a szczera, serdeczna dobro�. Po tych du�ych, niebieskich oczach, ocienionych ciemnymi rz�sami, mo�na by�o od razu pozna�, i� jest to brat Zochny. - Oho! - zawo�a� �miej�c si� g�o�no. - �Kocia mama" ma nowych wychowa�c�w!... Ile� teraz sztuk liczy dw�r szanownej pani? Zochna nie zwr�ci�a uwagi na �artobliwy ton brata, lecz ci�gn�c go za r�kaw m�wi�a rozpromieniona: - Patrz, jakie male�kie, jakie s�abiutkie, a jakie �liczne! 12 - No, co to, to nie! Niezgrabne i �lepe, brrr... brzydzi�bym si� wzi�� do r�ki! - Adasiu, co ty m�wisz! - A tak, p�niej b�d� mo�e �adne, ale teraz - obrzydliwo��! Masz te� nad czym tak si� rozp�ywa�! Dziewczynka by�a widocznie obra�ona i zasmucona; spostrzeg� to Ada� i zmieni� ton: - Co my�lisz z nimi zrobi�? Zostawisz je tutaj czy zabierzesz na d�? - Chybaby lepiej zabra� - wtr�ci� Wojtu� - bo jak Marcin zoba- czy, to ju� po nich. Do worka i do wody!... - A na dole to niby lepiej? Co b�dzie, gdy Sta� przyjedzie? - mrukn�� Ada�. 13 Wojtu� podrapa� si� za uchem, bardzo zak�opotany. - Prawda, ca�kiem zahaczy�em! Panicz Sta� nie przepu�ci!... Przez chwil� milcz�ca tr�jka zamy�li�a si� chc�c znale�� jak�� rad�. Murzynka patrzy�a na nich niespokojnie, jakby domy�laj�c si�, �e tu chodzi o los jej dzieci; na koniec Zochna przerwa�a milczenie: - Najlepiej b�dzie, gdy je tu zostawimy. Marcina uprosz�, �eby im nic z�ego nie zrobi�; on przecie� nie z w�asnej woli potopi� tamte, tylko mu kazali. A teraz nikt o nich nie b�dzie wiedzia�, to nikt mu nie ka�e! - Dy� prawda - szepn�� Wojtu� przekonany. - A wi�c mo�ecie zosta� tutaj - zwr�ci� si� Ada� do kociej rodzi- ny. � Tylko zachowujcie si� cicho, �eby was kto nie zobaczy�! A teraz marsz na d�, bo zaraz zawo�aj� na obiad, b�d� nas szukali, no i taje- mnica si� wyda. Zaledwie Zochna zd��y�a zej�� z drabiny, gdy si� rozleg�o wo�anie: - Dzieci, dzieci, na obiad! - A niech�e te koty! � zawo�a� Ada� gniewnie. - Wisien ledwie tro- ch� zerwa�em, a s�o�ce piecze! W polu nigdzie wody nie ma, b�dzie si� nam pi� chcia�o! ,Kocia mama" na pokucie Dzieci zasiad�y do obiadu w najlepszych humorach. Tylko nau- czycielka spogl�da�a na Zochn� wzrokiem pytaj�cym, co dziewczyn- k� ci�gle miesza�o. Opr�cz Zochny i Adasia siedzia�a przy stole najm�odsza ich sio- strzyczka, Wandzia. By�a to sze�cioletnia dziewczynka o bardzo okr�g�ej twarzyczce i �miej�cych si�, ciemnych oczach. Wandzia znana by�a z tego, �e mia�a zawsze znakomity humor i jeszcze lepszy apetyt, kt�ry prawdopodobnie wp�yn�� na to, �e by�a pulchniutka jak �wie�y, dobrze wyro�ni�ty p�czek; tote� obok jej w�a�ciwego imienia nazywano j� cz�sto bary�k� lub p�czkiem. Jako najm�odsza, rzadko bra�a udzia� w zabawach starszego rodze- �stwa, zazwyczaj nader burzliwych, i nie dzieli�a ich rozrywek. Dzi� jednak ca�y dom wyrusza� w pole, by pomaga� w grabie- niu siana, i ona mia�a u�y� tej przyjemno�ci; tote� by�a tak rozpro- mieniona i tak poch�oni�ta my�l� o oczekuj�cej j� zabawie, i� - opr�niwszy talerz - zapomnia�a poprosi� o ponowne nape�nie- nie go. � Co to, Wandzia dzi� bez apetytu? - zapyta�a �miej�c si� mama. Dziewczynka oprzytomnia�a i zaraz skwapliwie wyci�gn�a ta- lerz prosz�c o drug� porcj�. � Tylko �piesz si�, Wandziu, bo Marcin ju� wyprowadza konie. Wandzia zacz�a je�� z tak� gorliwo�ci�, i� o ma�o nie udusi�a si� k�ad�c do buzi du�y kartofel. � Dzieci! Popro�cie pann� Klar�, �eby wam pozwoli�a jecha� z Marcinem, a jemu musicie przyrzec, �e nie b�dziecie ludziom prze- szkadza�y w robocie i zachowacie si� grzecznie - rzek�a mama sk�a- daj�c serwet�. 15 Dzieci hurmem zwr�ci�y si� do nauczycielki. Tylko Zochna nagle zmiesza�a si� i zarumieni�a. Poch�oni�ta my�l� o kotkach, zapomnia�a zupe�nie o gro�bie panny Klary. Ta za�, wstaj�c od sto�u, rzek�a spokojnie: - Owszem! Ada� i Wandzia mog� jecha�, co za� do Zochny, to pewnie jest przygotowana na to, �e, jak zapowiedzia�am, zostanie w domu, p�ki nie odrobi lekcji. Dzieci z przera�eniem spojrza�y na pann� Klar�, a Zochna ze �zami w oczach prosi� zacz�a: - Niech si� pani nie gniewa. Ja si� naucz� i wierszy, i s��wek i wy- dam dzi� wieczorem, teraz, teraz... zupe�nie zapomnia�am. - Wczoraj zapomnia�a� przyj�� w por� na lekcj�, bo musia�a� karmi� koty; dzi� sp�ni�a� si� o godzin�, bo karmi�a� kury i kaczki; teraz, gdy ci� zostawi�am za kar� w pokoju, wysz�a� samowolnie, nie nauczywszy si� i nie wydawszy lekcji. - Tak�e do kot�w - zacz�� Ada� gniewnie. Lecz Zochna przerwa�a mu spiesznie, ci�gn�c go za r�kaw i pa- trz�c b�agalnie w oczy; gdyby wyda� tajemnic�, biedne dzieci Mu- rzynki zosta�yby niechybnie potopione. Panna Klara, nie zwr�ciwszy uwagi na s�owa Adasia, m�wi�a dalej: - Spodziewa�a� si� zapewne tego, co ci� czeka. Id� teraz do po- koju i zabierz si� do nauki. Masz do przygotowania wiersze polskie i s��wka niemieckie. Z tymi s�owy wysz�a, a dzieci sta�y bezradnie na �rodku pokoju, z zas�pionymi buziami. Przez czas jaki� milcza�y, wreszcie Ada� zawo�a� ze z�o�ci�: - Masz twoje koty, masz! Du�o ci z nich przyjdzie teraz, kiedy b�dziesz sama siedzia�a w domu! A tak� �liczn� zabaw� wymy�li�em! - zako�czy� z �alem. Zochna zwiesi�a g��wk� i westchn�a ci�ko. - Wiesz co? - m�wi� zn�w Ada�. - Mo�e by�my z Wandzi� po- szli do panny Klary i poprosili... przecie� ten jeden raz mo�e ci przebaczy! - Nie! - szepn�a ponuro Zochna.- Wiem, �e nic nie pomo�e. Musz� zosta� w domu - i otar�szy szybko �zy, nap�ywaj�ce do oczu, wybieg�a z pokoju. 16 Ada� zacisn�� gniewnie pi�ci i wyci�gaj�c je w kierunku pokoju nauczycielki, zawo�a� z p�aczem: - Obrzydliwa, niezno�na panna Klara! Wandzia za�, szczerze zmartwiona, za�ama�a pulchne r�czki sze- pcz�c ze smutkiem : - Biedna, biedna �kocia mama"! Lecz na dalsze �ale nie by�o ju� czasu, gdy� rozleg�o si� trzaskanie z bicza, znak, �e konie ju� zaprz�one i �e Marcin nagli do po�piechu, bo czasu dzi� bardzo sk�po, a duszne, rozpalone powietrze nie wr�y nic dobrego. Na pr�no Ada� i Wandzia prosili, aby mama wstawi�a si� za ich siostrzyczk�, na pr�no b�agali nauczycielk� o przebaczenie - panna Klara nie zmieni�a postanowienia. 'ii U A' f/\ II. ! Zochna zosta�a sama, samiute�ka! Przez okno widzia�a, jak po kolei wszyscy sadowili si� na w�z: Wandzi� wzi�a na kolana Julka, pomimo �e dziewczynka utrzymywa�a, i� mo�e sama siedzie� i nie spadnie. Ada� wyprosi� od Marcina lejce i wszyscy ruszyli ze �mie- chem, weseli, szcz�liwi. Biedna, osamotniona pokutnica podpar�a g��wk� na r�ce, a gorz- kie �zy sp�ywa� pocz�y na le��c� przed ni� ksi��k�. By�a tak roz�a- lona, �e nie widzia�a tego. Nagle odezwa�y si� w serduszku Zochny g�osy buntu. ...Nikt o niej nie pomy�la�, nikt nie przyszed� ze s�owem pociechy, nikt nie utuli� jej �alu... nawet mama! ...Panna Klara by�a dla niej za surowa, nie powinna by�a kara� jej tak okrutnie. Przecie� �atwo mog�a zrozumie�, �e Zochna nie zro- bi�a tego ze z�ej woli, lecz przez zapomnienie. A zapomnie� mo�e ka�dy, nawet mama, nawet panna Klara... Zaraz jednak przysz�o na my�l dziewczynce, kt�ra, na szcz�cie, nie mia�a tego brzydkiego zwyczajo, aby win� zwala� na innych, �e wszyscy w domu czasem bywaj� tylko roztargnieni, a ona co chwila niemal zapomina o swoich obowi�zkach; a jest ju� przecie� du�� dziewczynk�! Panna Klara przestrzega�a j� nieraz i do�� cz�sto roztargnienie jej darowywa�a. Widocznie wina jej by�a dzisiaj wi�- ksza ni� dot�d, skoro panna Klara u�y�a a� takiej surowej kary! �Prawda - m�wi�a dziewczynka do siebie - przecie� i dzisiaj od rana przypomina�a mi, wo�a�a na mnie kilkakrotnie. Jednak gdyby panna Klara by�a dobra, to nie zostawi�aby mnie samej w smutnym, zamkni�tym pokoju, gdy wszyscy u�ywaj� tam, na ��ce, przyjemno- �ci zbierania siana". Jakby si� teraz �wietnie bawi�a i jakby pomaga�a Marcinowi razem z innymi dzie�mi! A Zochna przygotowa�a ju� swoje grabie, mniej- sze wprawdzie ni� grabie Julki, Antosi, Wojtusia, ale w ka�dym razie wi�ksze ni� grabki Wandzi - i zupe�nie zdatne do grabienia siana! - Ach! - westchn�a Zochna.- Musia�am zawini�, skoro i mama przyzna�a s�uszno�� pannie Klarze; tak, tak, zas�u�y�am na kar�! I �zy coraz rz�sistsze spad�y na ksi��k�, tworz�c na niej du�e plamy. Nagle dziewczynka drgn�a i pobieg�a do okna, gdy� zdawa�o jej 18 iH> !T si�, �e s�yszy przy furtce jakie� szybkie kroki, mo�e kto� wr�ci� z wycieczki, �eby j� zabra� z sob�!... Prawdopodobnie Ada� z mam� wyprosili dla niej przebaczenie. Z bij�cym sercem Zochna wychyli�a si� przez okno i s�ucha�a - ale woko�o by�o cicho, spokojnie, tylko od czasu do czasu lekki powiew wiatru szemra� w li�ciach drzew. Zawiedziona, ze wzrastaj�c� uraz� do wszystkich, dziewczynka usiad�a na swoim miejscu, aby za chwil� zn�w si� zerwa�, pobiec do okna i nas�uchiwa�. Tak up�yn�a niesko�czenie d�uga godzina. Wprawdzie na podw�rko wjecha� w�z pe�en siana, lecz by�y to konie s�siada, kt�re widocznie Marcin naj�� do pomocy, obawiaj�c si�, �e nie zwiezie wszystkiego przed deszczem. Ludzie ci z po�pie- 19 chem z�o�yli siano do stodo�y i odjechali. By� z nimi i Wojtu�, lecz tak by� zaj�ty, �e nie spojrza� nawet w stron� okna, przy kt�rym sta�a zap�akana Zochna. �Czy� wszyscy o mnie zapomnieli? Czy� Ada� nie m�g� przyjecha� po mnie albo przynajmniej przez Wojtusia powiedzie�, �e mu beze mnie smutno, �e si� sami nie mog� bawi�? Ale gdzie tam! Im dobrze, przyjemnie, wi�c nawet o mnie nie pomy�l�" � rozpacza�a biedaczka czuj�c si� z ka�d� chwil� bardziej nieszcz�liw�, wi�cej osamotnio- n� i opuszczon�. G�owa jej ci��y�a z wielkiego upa�u, a zm�czone wylanymi �zami oczy przymyka�y si� bezwiednie. Opar�a g��wk� na r�kach, kt�re coraz bardziej osuwa� si� zacz�y, a� wreszcie spocz�y w wygodnej pozycji na stoliku. Powoli gorzkie my�li pierzcha�y i Zochnie pocz�y majaczy� si� postacie Adasia, Wandzi, panny Klary, mamy, Wojtusia, kociak�w le��cych w s�omie, Bufona wygrzewaj�cego si� na s�o�cu, kur, ka- czek, koni... Dziewczynka zasypia�a. Nagle, tu� przy jej g�owie, rozleg�o si� ciche mruczenie i jakie� mi�kkie futerko zacz�o si� ociera� o z�o�one na stole r�ce. - Milutka, moja dobra, kochana Milutka! - zawo�a�a z �yw� rado- �ci� biedna pokutnica, budz�c si� od razu i przyciskaj�c do siebie du��, bia�� kotk�, kt�ra mrucz�c uk�ada�a si� na stoliku.� Ty� o mnie nie zapomnia�a, ty jedna tylko przysz�a� mnie pocieszy� - m�- wi�a dalej wzruszona dziewczynka. - Ale nie, nie tylko ty, bo i Kizia jest tutaj! - zawo�a�a widz�c wsuwaj�cego si� przez uchylone okno drugiego kota, bia�ego w czarne �atki. Kizia wskoczy�a Zochnie na kolana, a dziewczynka g�aska�a ulu- bienic� i zdawa�a si� zapomina� o swoich nieszcz�ciach. U�o�y�a si� wygodniej, opieraj�c buzi� o puszyste futerko Milutki, i m�wi�a pieszczotliwie: - Moje drogie, dobre koci�ta, jak ja was kocham, jak mi z wami dobrze! A panna Klara m�wi, �e jeste�cie fa�szywe, �e si� nie przy- wi�zujecie do ludzi, tylko do miejsca. Nie, to nieprawda; jeste�cie poczciwe stworzenia, kochacie mnie i wcale si� nie wstydz�, �e mnie nazywaj� �koci� mam�". 20 Koty odpowiada�y miarowym mruczeniem, kt�re usposabia�o Zochn� do snu. Po chwili powieki dziewczynki przymkn�y si� znowu i ca�a tr�jka zadrzema�a. A tymczasem na dworze zachodzi�y wielkie zmiany: powietrze stawa�o si� coraz duszniejsze, gor�tsze, drzewa i krzaki, nie poru- szane najl�ejszym wietrzykiem, sta�y nieruchome, jakby czego� ocze- kiwa�y; niebo z jednej strony zacz�o si� zaci�ga� brudnoszar� chmu- r�, od czasu do czasu dawa� si� s�ysze� ponury �oskot, jakby tam wy- soko, w chmurach, kto� przesypywa� wielkie, ci�kie kamienie. �pi�ca dziewczynka poruszy�a si� niespokojnie, zdawa�o si� jej, �e zn�w zajecha� w�z z sianem i �e s�yszy ludzkie g�osy. Chcia�a pod- nie�� g�ow�, lecz ta ci��y�a jej jak o��w i odmawia�a pos�usze�stwa, r�wnie jak powieki, kt�rych Zochna odemkn�� nie mog�a. G�osy jednak dochodzi�y j� wyra�nie, a dziewczynka s�ucha�a z rosn�cym niepokojem. � Z�o�ymy siano na g�rce pod szop�, bo w stodole nie b�dzie miej- sca - m�wi� stary Marcin. Wojtu� zacz�� gor�co protestowa�, a� zwr�ci�o to uwag� Antosi. � Ej, mo�e znowu chowacie tam koty? � zapyta�a podejrzliwie. Wojtu� mrukn�� co� niewyra�nie, a po chwili rozleg�o si� wo�anie: � Rychtyk! Jest tu Murzynka, a przy niej trzy �lepe kociaki. � Ano, trza to b�dzie potopi�, zanim panienka si� dowie, bo p�niej b�dzie p�acz i lament. � Im pr�dzej, tym lepiej. Mo�e by Marcin wzi�� je zaraz? - na- mawia�a Antosia. S�owa te us�ysza�a Zochna i poczu�a mr�z przebiegaj�cy jej po ko�ciach; chcia�a si� zerwa�, krzykn��, biec na pomoc, lecz jaka� dziwna niemoc przykuwa�a j� do miejsca. Na szcz�cie Marcin rzek� niecierpliwie: � A ju�ci! Teraz si� bawi� z kociakami, kiej burza jeno wisi. Wie- czorem b�dzie dosy� czasu! Zochna odetchn�a: do wieczora jeszcze daleko, b�dzie wi�c mo- �na obmy�li� jaki� ratunek. Wojtu� z Adasiem dopomog�... Nagle silny huk wstrz�sn�� ca�ym domem; koty zerwa�y si� i pa- trzy�y przestraszone. Dziewczynka z trudem podnios�a g�ow�; niebo by�o prawie czarne, na podw�rzu pusto i cicho, jakby wszystko skamienia�o. Po og�uszaj�cym trzasku nasta�a taka cisza, �e Zochna s�ysza�a najwyra�niej bicie w�asnego serca. Wtem zdawa�o jej si�, �e od strony szopy rozleg�o si� �a�osne miauczenie; dziewczynce przysz�a na my�l pods�uchana rozmowa. - Trzeba ratowa� dzieci Murzynki! - zawo�a�a g�o�no i podbie- g�a do okna otwieraj�c je szeroko. By�a to jedyna droga, kt�r� wyj�� mog�a, gdy� drzwi od sieni by�y zamkni�te. Przez okno wpad� gwa�towny wiatr3 kt�ry zdmuchn�� le��ce na stoliku kartki i nape�ni� ca�y pok�j niemi�ym szmerem i �wistem. �Mo�e mi si� to wszystko �ni�o! Mo�e Marcin nic nie wie o ko- ciakach?" - zacz�a sobie t�umaczy� dziewczynka patrz�c z przera- �eniem na zawieruch�. Po chwili jednak stan�� jej przed oczami los dzieci Milutki, kt�re Marcin niedawno bez lito�ci w�o�y� do worka i rzuci� do wody; przy- pomnia�o jej si� rozpaczliwe miauczenie kotki, kt�ra zdawa�a si� skar�y� swojej pani na okrucie�stwo - i Zochna nie waha�a si� d�u�ej. Zr�cznie wyskoczy�a przez okno i borykaj�c si� z wiatrem, kt�ry targa� jej w�osami, sukienk� i zasypywa� piaskiem oczy, pobieg�a do szopy. Drabinka sta�a na swoim miejscu, tak jak j� zostawi� Wojtu�, nikt wi�c nie pr�bowa� wchodzi� na g�rk�. Zochna zn�w poczu�a ch�tk� powr�cenia do domu i zostawienia koci�t w dawnym schronisku. Gdzie je zreszt� ukryje bez pomocy Wojtusia? Ju� chcia�a t� sam� drog� wr�ci� do pokoju, gdy w otworze szopy ukaza�a si� czarna g�owa Murzynki, kt�ra miaucza�a rado�nie, jakby zaprasza�a swoj� pani� do wej�cia. Dziewczynka u�miechn�a si� do swojej faworytki i pocz�a zwin- nie wdrapywa� si� po drabince, kt�ra za ka�dym poruszeniem chwia�a si� ostrzegawczo. Lecz Zochna, przyzwyczajona do najroz- maitszych niebezpiecznych dr�g, a przy tym bardzo zr�czna, nie zwa�aj�c na to wspina�a si� coraz wy�ej; ju� r�k� si�ga�a ku belce chc�c si� na niej oprze�, gdy nagle drabinka zachwia�a si� silniej i osun�a si� spod n�g dziewczynki. Zochna straci�a r�wnowag� i z okrzykiem przera�enia spad�a na d�. 33 Kocia mama" zgin�a Wraz z pierwszymi wielkimi kroplami deszczu, kt�re zacz�y spada� na ziemi� - podczas og�uszaj�cego huku piorun�w, przy ci�- g�ych b�yskawicach, rozdzieraj�cych niebo w r�nych kierunkach o�lepiaj�cymi zygzakami � wpad� na podw�rze w�z nape�niony sia- nem, z kt�rego wygl�da�y g�owy Adasia i Wandzi. Marcin z wielkim po�piechem pom�g� dzieciom wysi��� z wozu i zabra� si� gor�czkowo wraz z Wojtusiem i Antosi� do zrzucania siana. Ada� nie �mia� prosi�, by go wzi�to do pomocy, bo Marcin by� gniewny i zas�piony. Z cichym westchnieniem ch�opiec spojrza� ku stodole i wzi�wszy Wandzi� za r�k�, wszed� do mieszkania. W progu sta�a panna Klara, kt�ra, wbrew oczekiwaniom dzieci, nie pojecha�a w pole, a obecnie by�a bardzo rozgniewana. Spojrza- wszy na wchodz�cych zapyta�a: - A gdzie jest Zochna? Ada� zmarszczy� brwi i mrukn�� gniewnie, nie mog�c zapanowa� nad niech�ci� do nauczycielki za zepsucie zabawy: - Przecie� j� pani zamkn�a w pokoju, wi�c tam musi by�! - Jak to? Nie by�a z wami w polu? - Nie - odpowiedzia� zdziwiony Ada� - wszak jej pani nie po- zwoli�a i by�o nam bardzo nieprzyjemnie z tego powodu. Panna Klara zdawa�a si� by� silnie zmieszana. Z niepokojem zwr�- ci�a si� do wchodz�cej mamy m�wi�c: - Czy pani nie wie, co si� sta�o z Zochn�? Wesz�am do jej pokoju z chwil�, gdy si� rozleg�y pierwsze grzmoty, i zasta�am ksi��ki i zeszyty w najwi�kszym nie�adzie, okno szeroko otwarte i opr�cz Kizi, drzemi�cej na krze�le - nikogo; s�dzi�am, �e Zochna zapo- 24 mniawszy zakazu pojecha�a z Marcinem, gdy drugi raz wraca�; tymczasem dzieci m�wi�, �e jej nie by�o z nimi... Mama spojrza�a uwa�nie Adasiowi w oczy, lecz dostrzeg�a w nich tylko zdziwienie i �ywe zaniepokojenie. Ch�opiec m�wi� prawd�: Zochny nie by�o z nimi. Obydwie panie bardzo niespokojne wysz�y z pokoju wo�aj�c i wypytuj�c s�u�b�; lecz nikt nie widzia� dziewczynki. Panna Klara, zarzuciwszy chustk� na ramiona, pomimo ulewnego deszczu pobieg�a na koniec ogrodu, s�dz�c, �e mo�e Zochna siedzi w swojej ulubionej altance i tam chce przeczeka� burz�. Lecz dziew- czynki nie by�o! Zewsz�d rozleg�y si� g�o�ne nawo�ywania; wszyscy porzuciwszy swe zaj�cia, nie zwa�aj�c na deszcz, b�yskawice i pioruny - biegali i szukali; Julka odmawia�a litani� do �w. Antoniego, patrona zgu- bionych rzeczy; Antosia, nie wiedzie� kt�ry raz, wpada�a do dziecin- nego pokoju i zagl�da�a pod ��ka, jakby dziewczynka tam si� ukry� mog�a; Wandzia, kt�r� si� nikt nie zajmowa�, siedzia�a w k�cie p�a- cz�c g�o�no. Lecz najwi�cej przej�ty by� Ada�. Z pocz�tku boczy� si� na pann� Klar�, powtarzaj�c uporczywie, �e to przez ni� Zochna zgin�a - lecz widz�c jej zblad�a, zn�kan� twarz, widz�c, jak zmoczona; zab�ocona, zzi�bni�ta biega�a pod strumieniami deszczu, a przy tym czuj�c w g��bi ducha, �e nauczycielka, jakkolwiek by�a surowa, jednak mia�a s�uszno��, pozby� si� zupe�nie niech�ci i wsp�lnie z ni� szuka� gorli- wie. Wreszcie wszystkie k�ty by�y obszukane, a Zochny jak nie by�o, tak nie by�o. Zrobi�o si� zupe�nie ciemno, deszcz pada� bezustannie; wszyscy, zmartwieni, powoli zaczynali traci� nadziej�, �e Zochn� odnajd�. Nikt nie mia� poj�cia, co si� z ni� sta�o, gdzie si� podzia�a. Marcin i kilku ludzi z s�siedztwa wzi�wszy latarnie rozeszli si� w r�nych kierunkach, nawo�uj�c, wypytuj�c i szukaj�c. Mama i panna Klara co chwila zbli�a�y si� do okna, wybiega�y na podw�rze, nie mog�c usiedzie� spokojnie. Za ka�dym najl�ejszym szmerem wszyscy z bij�cym sercem patrzyli na drzwi, spodziewaj�c si�, �e wys�ani ludzie wracaj� ze znalezion� Z�chn�. Ale czas up�ywa�, a �adnej pocieszaj�cej wiadomo�ci nie by�o. 25 Wandzia, przytulona do Adasia, p�aka�a ci�gle, a i on, chocia� ju� du�y ch�opiec, prawie m�czyzna - jak m�wi� - nie m�g� powstrzy- ma� �ez cisn�cych si� do oczu. Robi� sobie ostre wym�wki, �e nie zosta� z Zochn� w domu albo przynajmniej, �e pierwszym wozem nie wr�ci�. Przypomnia� sobie, jak cz�sto siostrzyczka wyprasza�a dla niego przebaczenie lub zupe�nie niezas�u�enie dzieli�a z nim kar� - i by�o mu coraz ci�ej, coraz smutniej. - Mamo! - rzek� wreszcie.- Pozw�l mi i�� szuka�, ja tu nie mog� usiedzie� bezczynnie... mo�e natrafi� na �lad Zochny. - Moje dziecko, wszak szuka�e� i ty, gdy by�o ja�niej. Ale teraz, w tych ciemno�ciach, pr�ne by�yby twoje trudy. Zreszt� lada chwila nadejdzie kt�ry� z wys�anych ludzi i przyprowadzi Zochn�; przecie� nie mog�a zgin�� ! - Ach, mamo, ja si� tak o ni� boj�! - zaj�cza� Ada� kryj�c twarz w d�onie. - �eby ta �kocia mama" ju� wr�ci�a! Tak mi smutno, tak stra- sznie bez niej! - p�aka�a Wandzia. Mama milcz�c przycisn�a dzieci do siebie, a w jej oczach, pe�nych niepokoju, b�ysn�y �zy. Nagle za oknem rozleg�o si� �a�osne, natarczywe miauczenie. G�os jednej z wychowanek Zochny poruszy� wszystkich. Gdy panna Klara otworzy�a okno, natychmiast wskoczy�a na nie mokra, wychud�a Murzynka i pocz�a si� po nim kr�ci� miaucz�c przeci�gle. - Murzynka, kici, kici! � zacz�a wo�a� Wandzia. Lecz kotka jakby nie s�ysza�a wo�ania, zeskakiwa�a i wskakiwa�a bezustannie na okno, kr�ci�a si� niespokojnie, ani przez chwil� nie przestaj�c miaucze�. - Ale� ona najwyra�niej nas wo�a! - krzykn�� Ada� i jednym susem dosta� si� przez okno na podw�rze. - Ada� ma s�uszno��, p�jd� i ja za nim! - zawo�a�a panna Klara. I wzi�wszy Wojtusia, z zapalon� latarni� wysz�a z pokoju. Mu- rzynka bieg�a naprz�d, ogl�daj�c si� co chwila, miauczeniem wska- zuj�c drog�. W ten spos�b doprowadzi�a ich do szopy. - Olaboga! - zawo�a� nagle Wojtu�. - Ca�kiem zahaczy�em, �e panienka pewnikiem do kociak�w posz�a! Murzynka znalaz�szy si� w rogu szopy stan�a i zacz�a miaucze� jeszcze �a�o�niej. 26 Wtem Wojtu� potkn�� si� o przewr�con� drabink� i zacz�� �wie- ci� uwa�niej; serce Adasia drgn�o gwa�townie jakim� trwo�nym przeczuciem. - Ach! Ona tu le�y! - zawo�a�. W niepewnym �wietle panna Klara spostrzeg�a biel�c� si�, jasn� plam� i r�wnie� z lekkim okrzykiem pochyli�a si� poznaj�c le��c� na ziemi Zochn�. Mimo wielkiego przera�enia nie straci�a przytomno�ci ani przez chwil�, lecz niezw�ocznie z pomoc� Wojtusia ostro�nie podnios�a dziewczynk� z ziemi. Tymczasem zrozpaczony Ada� ociera� krew s�cz�c� si� z czo�a siostry i nachylaj�c si� nad ni�, szepta� b�agalnie: - Zochno, odezwij si�! Zochno, Zochno, przecie� ty� si� nie zabi�a! Moja droga, moja kochana, odezwij si�! Tak si� boj�, tak si� boj� o ciebie... Lecz zamkni�te powieki dziewczynki ani drgn�y; g�owa jej zwi- sa�a bezw�adnie z ramienia nauczycielki, a marmurowo blada twarz wydawa�a si� martwa. - O m�j Bo�e! Ona nie �yje, zabi�a si�! - krzykn�� Ada� chwyta- j�c r�kami sw� bujn� czupryn� i wybuchaj�c spazmatycznym p�a- czem. - Uspok�j si�, Adasiu! To tylko silne zemdlenie. Patrz, serce bije, a r�ce ma zupe�nie ciep�e. Uspok�j si�, bo twoja rozpacz jeszcze bardziej przerazi mam�. Ot, pobiegnij lepiej naprz�d i przygotuj mam�; opowiedz jej, co si� sta�o, zanim sama zobaczy, a ja tymcza- sem z Wojtusiem przenios� Zochn�. Ch�opiec us�ucha�. Blady, z rozwichrzon� czupryn�, wpad� do pokoju i t�umi�c �kanie zawo�a�: - Pr�dzej przygotujcie ��ko! Zochna spad�a z drabinki i zemdla�a. Ale to nic! - doda� spiesznie, widz�c, �e mama zachwia�a si� nagle i pad�a bezsilnie na krzes�o. Zanim Ada� zdo�a� odpowiedzie� na pytania, jakimi go jednocze- �nie obrzuci�y s�u��ca i ma�a Wandzia, smutny poch�d ju� si� poka- za� we drzwiach. Na widok bladej, pokrwawionej dziewczynki, kt�r� wnosi�a na r�kach panna Klara, wszyscy krzykn�li przera�liwie. Tylko mama, 28 jakby jej nagle wr�ci�y si�y, zerwa�a si� z krzes�a, podbieg�a do Zochny, kt�r� nauczycielka uk�ada�a wygodnie na szez�ongu, przy- �o�y�a r�k� do serca c�reczki, a poczuwszy jego bicie, zacz�a szybko i stanowczo wydawa� rozkazy: - Niech kto� pojedzie po doktora - mo�e ty, Adasiu. Antosia niech przygotuje ��ko Zochny. Panno Klaro, prosz� mi przynie�� p��cien- ne banda�e z komody - i pr�dzej zimnej wody! Gdy za p� godziny doktor, sprowadzony przez Adasia, wcho- dzi� do dziecinnego pokoju, Zochna le�a�a w ��eczku z g��wk� owi�zan�, bardzo jeszcze blada, lecz przytomna, i s�abym u�miechem przywita�a Adasia, kt�ry rzuci� si� na kolana przed jej ��kiem i m�wi� bez�adnie w uniesieniu radosnym: - O, jak to dobrze, �e� ju� otworzy�a oczy! Zochno, co bym ja zrobi�, gdyby� ty si� zabi�a! Taka by�a� blada, a ja tak si� strasznie ba�em! - No, ale teraz nie masz si� ju� czego obawia� - rzek� doktor. - Twoja mateczka najlepiej udzieli�a jej pomocy. Widz�, �e ja nie- wiele mam tu do czynienia. No, pu�� mnie bli�ej. Przekonamy si�, co si� tam sta�o. 4 Obejrzawszy starannie zranione czo�o, zbit� r�k� i kolano, doktor rzek� weso�o: - Wszystko b�dzie dobrze! Tylko panienka musi pole�e� kilka dni w ��ku, na to nie ma rady. No i trzeba bardzo pilnie przyk�ada� kompresy na kolano. A teraz do widzenia! I �adnych gaw�d na dzi- siaj, trzeba spa�. Zochna by�a rzeczywi�cie bardzo zm�czona i senna. Tote� mama po wyj�ciu doktora kaza�a wszystkim opu�ci� pok�j, a sama, serde- cznie uca�owawszy c�reczk�, u�o�y�a j� do snu. Ale Zochna nie mog�a spa�, otworzy�a oczy i szepn�a nie�mia�o: - Mamusiu! - Co, dziecko? - Czy panna Klara gniewa�a si� na mnie za to, �e wysz�am z po- koju? - Jutro sama si� o to zapytasz; panna Klara jest bardzo dobra i pewno nie b�dzie si� gniewa�a, gdy zobaczy, �e �a�ujesz tego, co� zrobi�a. Zochna chwil� le�a�a spokojnie i zdawa�a si� zasypia�, gdy na- gle znowu szepn�a: - Mamusiu! - Czego chcesz, kochanie? - �eby tu Julka przysz�a... - Po co ci Julka? - A bo - szepn�a dziewczynka - a bo ... - zacz�a zn�w i zatrzy- ma�a si�. - Bo co, dziecinko? - pyta�a zach�caj�co mama. - Bo kotki pewnie nie dosta�y kolacji, a Murzynka taka g�odna i ma malutkie koci�tka. Mama u�miechn�a si� do c�reczki. - Dobrze, dobrze, ja sama dam im mleka. Tylko �pij spokojnie, ty �kocia mamo"! Zochna ratuje dzieci Murzynki Nazajutrz dzie� by� pochmurny, d�d�ysty i ciemny, tote� ca�y dom d�u�ej ni� zwykle pogr��ony by� we �nie. Jedna tylko Zochna obudzi�a si�, gdy jeszcze w pokoju by�o prawie ciemno, i pomimo ch�ci zasn�� ju� nie mog�a. G�owa j� bola�a, a st�uczone kolano spuch�o i dolega�o coraz bardziej. Lecz Zochna le�a�a cichutko, boj�c si� zbudzi� �pi�ce w tym sa- mym pokoju rodze�stwo. Z niecierpliwo�ci� liczy�a bij�ce godziny i nas�uchiwa�a, rych�oli zacznie si� ruch w kuchni i na podw�rzu. Wybi�a czwarta, wp� do pi�tej, pi�ta, wreszcie wp� do sz�stej, a nikt nie zaczyna� krz�taniny; nawet dr�b, zamkni�ty w kurniku, siedzia� cicho i nie dopomina� si�, by go wypuszczono na wolno��. Na koniec po wybiciu sz�stej rozleg� si� skrzyp drzwi i wnet potem da�y si� s�ysze� oci�a�e g�osy kur, kaczek, indyczek, leniwe beczenie ciel�t i odpowiadaj�cy im ryk kr�w, a wszystko zdawa�o si� wyra�a� wielkie niezadowolenie z powodu niepogody. Mo�e jedna tylko Zochna by�a zadowolona, �e pierwszy dzie� jej niewoli w ��ku przejdzie podczas deszczu i zimna. B�dzie jej o wiele przyjemniej le�e�, gdy� przede wszystkim s�o�ce nie b�dzie kusi�o do wybiegni�cia na podw�rze i do ogrodu, a nast�pnie Wan- dzia i Ada� zaraz po sko�czeniu lekcji b�d� przy niej siedzieli i stara- li si� zabawi� j� i rozerwa�, a w pogodny dzie� nie wytrzymaliby i pobiegliby bez niej do ogrodu. Ta my�l os�adza�a jej gorzki nakaz doktora i troch� rozwesela�a zas�pione czo�o. Ale wnet zjawi�a si� nowa troska, i to bardzo niepokoj�ca: co si� stanie z Murzynk� i z jej dzie�mi? Po wczorajszej przygodzie wszyscy dowiedzieli si� lub domy- ci �lili miejsca ich schronienia, a �e prawdopodobnie kociakom przy- pisywali ca�� win� za nieszcz�liwe zdarzenie, wi�c lito�ci dla nich nie b�dzie. Zochna przypomnia�a sobie zas�yszane, jak przez sen, s�owa Julki: - Trzeba te koty raz wyt�pi�, bo przez nie zawsze tylko �zy, p�acze, gniewy, a teraz ledwie �e nie nieszcz�cie. Trza ci te� by�o opowia- da� panience o kociakach? A Wojtu� odrzek� g�osem �a�osnym: - Oj, �ebym ja wiedzia�, �e przez nich nieszcz�cie b�dzie, sam bym je potopi�!... Czy� wobec tych s��w mo�na si� spodziewa� poparcia Wojtusia? A bez niego i bez Adasia c� Zochna poradzi� mo�e? Ada� te� pewnie zupe�nie jest zniech�cony do wychowa�c�w swej siostry, kt�re wczoraj sta�y si� powodem tylu nieprzyjemno�ci. Gdy dziewczynka le�a�a tak pogr��ona w smutnych rozmy�la- niach, nagle uchylone drzwi lekko skrzypn�y i ukaza�a si� w nich Murzynka, trzymaj�ca ma�e koci� w pyszczku. Zochna krzykn�a z przera�enia i zdziwienia, a kotka w kilku susach wskoczy�a na ��ko i z�o�y�a na ko�drze mokre koci�tko, dr��ce i pisz- cz�ce. Dziewczynka spojrza�a z trwog� na �pi�ce rodze�stwo, a p�niej na drzwi wiod�ce do pokoju nauczycielki; lecz po chwili uspokoi�a si� - Wandzia i Ada� spali nie poruszaj�c si�, w s�siednich pokojach nie by�o s�ycha� najmniejszego szelestu. Tymczasem Murzynka patrzy�a na Zochn� b�agalnymi, smut- nymi oczami i cichutko, lecz bardzo �a�o�nie miaucza�a. Dziewczynka zdawa�a si� rozumie� koci j�zyk; pog�aska�a ulubienic� i przykrywaj�c dr��ce koci�, m�wi�a uspokajaj�co: - Nie b�j si�, biedaczko, ukryj� twoje dzieci, nic im si� nie stanie; id�, przynie� reszt�. Kotka wygi�a grzbiet w pa��k, zamrucza�a weso�o i wybieg�a, z lekka kulej�c na tyln� nog�, zranion� podczas pami�tnej b�jki z psem s�siada. Dla dziewczynki zacz�y si� m�cz�ce chwile; trapi�a j� obawa, �e za chwil� mo�e si� obudzi� kt�re z dzieci lub, co gorsze, panna Klara wejdzie do pokoju i �atwo b�dzie mog�a spostrzec schowanego kocia- 32 ka; a nast�pnie ba�a si�, �eby kto nie zauwa�y� skradaj�cej si� ze swym dzieckiem Murzynki, nie sp�oszy� jej i nie odebra� pozosta�ych dwoj- ga koci�t. Pociesza�a si� wprawdzie, �e jest dopiero wp� do si�dmej, a panna Klara budzi ich zwykle troch� p�niej, i �e Murzynka jest nad- zwyczaj zr�czna i sprytna; lecz pomimo to wzmaga� si� jej nie- pok�j, czy si� wszystko uda pomy�lnie. Nareszcie kotka przybieg�a z drugim dzieckiem. Zochna odetchn�- �a swobodniej; zaraz jednak g��wka jej zawzi�cie pracowa� zacz�a nad pytaniem, co w dalszym ci�gu robi� z tymi koci�tami. W ��ku zosta� nie mog�y, bo przecie� mama i panna Klara zaraz by je zoba- czy�y i kaza�y wyrzuci�; a wi�c gdzie je ukry�? Zochna przypomnia�a sobie, �e wczoraj widzia�a w kuchni pod sto�em okr�g�y koszyk wys�any s�om�, w kt�rym kura - zwana Czuba- tk� z powodu �licznego bia�ego czubka - wysiadywa�a jajka. Koszyk ten by�by wybornym schronieniem dla kociej rodziny; lecz jak go dosta� ? Dziewczynka biedzi�a si� t� my�l�, nie mog�c si� na nic zdecy- dowa�. Podczas tego Murzynka wr�ci�a z trzecim i ostatnim swym dzie- ckiem. Trzeba by�o co� postanowi�, bo za chwil� mog�o by� za p�- no. Zochna spr�bowa�a wsta�, lecz kolano zabola�o j� tak mocno, �e omal nie krzykn�a z b�lu. A jednak musia�a p�j�� po koszyk, i to zaraz, nie zwlekaj�c ani chwili. Lecz przypomnia� jej si� wyra�nie zakaz doktora, aby przez kilka dni nie rusza�a si� z ��ka. No, ale to przecie� tylko ten jeden, jedyny raz. Zochna wsta�a powoli; chwytaj�c si� otaczaj�cych przedmiot�w i silnie kulej�c dotar�a wreszcie do drzwi. Murzynka, zdziwiona i zaniepokojona, sz�a obok, patrz�c swej pani badawczo w oczy. Trzeba by�o przej�� ma�y korytarzyk, a p�niej prosto do kuchni. By�a to najwa�niejsza chwila. A nu� tam kto b�dzie i zobaczy Zo- chn�? Na szcz�cie Julka by�a w oborze, a Antosia sprz�ta�a pokoje po drugiej stronie korytarza, wszystko wi�c posz�o jak z p�atka. Zo- chna schwyci�a koszyk i zapominaj�c o b�lu, szybko wraca�a do po- koju; nast�pnie u�o�y�a koci�ta i wsun�a koszyk g��boko pod ��ko, 33 a sama zm�czona, lecz bardzo z siebie zadowolona, po�o�y�a si� i zakry�a ko�dr�. ^ Prawie jednocze�nie rozleg� si� g�os nauczycielki: - Dzieci, czy�cie ju� wsta�y? Ju� po si�dmej! Wandzia usiad�a na ��ku, przetar�a t�ustymi r�czkami zaspane oczki, popatrzy�a woko�o i po�o�y�a si� na powr�t; wiedzia�a, �e wo�anie stosuje si� g��wnie do starszego rodze�stwa, ona za� korzy- staj�c z przywileju beniaminka sypia�a d�u�ej. Ada� nie ruszy� si� nawet. Dopiero po kilkakrotnym wo�aniu, zachmurzony, gniewny, zacz�� zabiera� si� do wstawania. Gdy by� ju� zupe�nie ubrany i wychodzi� na �niadanie, Zochna przywo�a�a go do siebie i zacz�a mu co� szepta� do ucha. Lecz Ada� zawo�a� stanowczo: - Ej, daj mi pok�j; ju� mam dosy� twoich kot�w! Dziewczynka przyci�gn�a go do siebie i zn�w o co� bardzo go- 34 raco prosi� zacz�a, a� wreszcie ch�opiec machn�� r�k� i rzek� z rezy- gnacj�: - No, dobrze, ju� dobrze! Jako� to si� zrobi! - Tylko zaraz, m�j drogi, m�j z�oty! - Naturalnie, jeszcze przed lekcj�, p�ki Wojtu� jest w domu; wiesz, on dzi� rano nie wygania� kr�w w pole, bo zimno i deszcz pada. - Jak to dobrze! - zawo�a�a Zochna klaszcz�c w r�ce. � On na pewno co� wymy�li. Ada� wyd�� pogardliwie wargi i mrukn��: - Chyba nic lepszego ode mnie nie znajdzie. - To ty ju� co� masz? Powiedz, m�j drogi! - Nie, nie teraz, p�niej sama zobaczysz. Zreszt� musz� i�� na �niadanie. A o swoje kociska mo�esz by� spokojna! Rzeczywi�cie, Ada� do sp�ki z Wojtusiem poty si� kr�cili i wyczekiwali, a� wynale�li chwilk�, gdy im si� uda�o niepostrze- �enie wynie�� z pokoju koszyk z kociakami. Co z nim zrobili, o tym Zochna nie wiedzia�a, lecz by�a zupe�nie spokojna; dzieci