8844

Szczegóły
Tytuł 8844
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8844 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8844 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8844 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

wydanie drugie Wydawnictwa Radia i Telewizji Warszawa 1979 Wst�p WITOLD FILLER Opracowanie graficzne CELINA STANISZEWSKA Redaktor techniczny KATARZYNA PASTERNAK Korektor WANDA BOROWSKA WYDAWNICTWA RADIA I TELEWIZJI �WARSZAWA 1979 Wydanie II. Nak�ad 40 000+260 egz. Obj�to�� ark. wyd. 9,60, ark. druk. 13,5/Al. Oddano do sk�adu w sierpniu 1978 r. Podpisano do druku w lutym, druk uko�czono w marcu Ta ksi��ka posiada nie jeden rodow�d. Pierwszy zwa� si� �Jacek i Agatka", �Bolek i Lolek", �Mi� z okienka" i ca�y pozosta�y zwierzostan, co dzieci wysy�a� spa�, aby doro�li mogli sobie w skupieniu pos�ucha� Dziennika Wieczornego. Tyle �e zwierzostan by� tak sympatyczny, i� polubili go r�wnie� doro�li. Mo�e nie do tego stopnia, i�by domagali si� przed�u�enia dobranocek na ca�y czas emisji DTV, ale w ka�dym, b�d� razie polubili bardzo. Trzeba wi�c by�o wymy�li� dla nich, to znaczy dla doros�ych, jakie� specjalne dobranocki. R�wnie m�dre jak dla dzieci, tyle �e nie do snu zach�caj�ce, a raczej do my�lenia. Z tak� w�a�nie inicjatyw� przyszli do redakcyjnych biur przy ulicy Woronicza Joanna Wili�ska iAndrzej Nowicki (Feliks Derecki przy��czy� si� do nich bodaj po dw�ch latach). Tyle o rodowodzie pierwszym. Nast�pny jest stokro� dawniejszy, wi��e si� bowiem z sam� poetyk� bajki, co j� wymy�li� w staro�ytno�ci Ezop, a tak�e z poetyk� powiastki filozoficznej, co j� do wy�yn mistrzowskiej perfekcji podni�s� w erze O�wiecenia Wolter. Bajki traktowa�y zawsze o ludziach, ale ostro�no�� autor�w kaza�a im przebiera� owych ludzi w maski zwierz�ce; powiastki filozoficzne m�wi�y o ludziach ju� jawnie, a ich autorzy bywali nawet tak bezczelni, i� o�mielali si� zalicza� do tej kategorii monarch�w. Co prawda monarch�w z bardzo dalekich b�d� zgo�a fikcyjnych kr�lestw, Ezopowa bajka oraz wolteria�ska powiastka stoj� u ko�yski naszych �Dobranocek dla doros�ych". Podpowiadaj� im ton, sufluj� sytuacje, a przede wszystkim narzucaj� konwencj�. I o niej w�a�nie dwa s�owa: bo z pozoru wszystko we wszystkich bajkach drepcze dooko�a Wojtek. Stale ci g�upawi kr�lowie, senne a kochliwe kr�lewny, podst�pni dworacy, naiwni kochankowie, sprytne s�ugi i zacny ludek. Ale w�a�nie w tej udawanej, ostentacyjnie akcentowanej monotonno�ci tkwi przewrotno�� bajki. I okazuje si� nagle, �e im sytuacja bardziej banalna, tym pointa bardziej no�na; im ton bardziej moralizatorski, tym wymowa takiego kaznodziejstwa sta� si� mo�e bardziej zaskakuj�ca. Umowno�� bajkowej fabu�y wymaga przecie� od Autor�w rze~ czywistej maestrii w operowaniu s�owem, a tak�e wielkiego daru kondensacji. Gdy� nie idzie o magiczne wyczarowywanie cudownych sytuacji, lecz o wydobycie z sytuacji stereotypowych nowego, nieoczekiwanego sensu. Wili�ska, Derecki i Nowicki udowodnili, i� potrafi� to zrobi�. Stworzyli w swoich dobranockach bajkowy mikrokosmos: rozgadany t�umek protagonist�w i kompars�w wype�nia z samozaparciem multum zada�, jakie im zleca akcja bajki. Fabu�a jest prosta i sprawy s� proste, m�wi si� tu o mi�o�ci, lekkomy�lno�ci, g�upocie, chciwo�ci, zazdro�ci i innych grzechach powszednich. Za ka�d� tak� spraw� czai si� atoli tajemnicze �co�", kt�re przywykli�my okre�la� mianem �odniesienia". Co do czego si� odnosi? Ba, tego Autorzy ju� nam nie m�wi�. To musi za ka�dym razem odcyfrowa� sam odbiorca bajki; pole dla gry jego fantazji jest szerokie. Tak szerokie jak �wiat. I tak niesko�czone jak czas. I w tym w�a�nie tkwi si�a bajki. Tak�e tych bajek, co je dla doros�ych na dobranoc zapowiada Jan Kobuszewski. Bo � miejmy odwag� si� przyzna� � wszyscy�my przywykli, i� te bajki serwuje nam w�a�nie Kobuszewski. Wspania�y aktor, o nieprzepartej sile komicznej, o dyskretnej i eleganckiej mimice, o wielkiej inteligencji. Jego komentarze osadzaj� ka�d� bajk� w nowym nurcie my�lenia, co nadaje rytm skojarzeniom odbiorc�w, on dyktuje bieg studyjnym perypetiom. Kobuszewski znakomicie sprawdza si� w tych wszystkich wcieleniach. Jest taktowny, nie-ledwie ojcowski, wie wi�cej, ni� nam m�wi, ale akcentuje sw� wiar� w efektywno�� naszego my�lenia, bawi� go opisywane przeze� sytuacje, ale pami�ta o odwiecznej regule, i� �miech konferansjera z zasady d�awi �miech widz�w, wi�c w�asn� reakcj� skrywa, a do nas mruga, �e sprawa �mieszna i rechota� warto. Jest s�dzi� i komentatorem spor�w, otacza je nawiasem ironii, za� � gdy trzeba � s�odzi m�drym, ciep�ym, wybaczaj�cym przymkni�ciem, oczu. Swym talentem dobrze s�u�y telewizyjnym bajkom. A pomaga mu te� w studiu zesp� nie byle jaki, zgromadzony przez re�ysera, Janusza Rzeszew-skiego � nied�wiedziowaty Kazimierz Wichniarz, jowialny Lech Ordon, Halina Kowalska, Maria Ka-niewska, W�odzimierz Nowak, Tadeusz Pluci�ski. Dzi� spotkacie si� Pa�stwo z �Dobranockami dla doros�ych" bez tego znamienitego po�rednictwa aktorskiego. Och, oczywi�cie jestem pewny, �e przy lekturze nie obejdzie si� bez odwo�a� do telewizyjnych wspomnie�, s� one nazbyt barwne, i�by straci�y sw� moc. Ale pewny te� jestem, �e w trakcie lektury pocznie ona dzia�a� si�� w�asnej magii, zacznie pobudza� do samodzielnej zabawy wyobra�ni� czytelnika. Odniesienia powstawa� wtedy b�d� nowe, coraz bardziej kolorowe, mo�e bliskie jakim� sprawom codziennym? No�no�� tej satyry wydaje mi si� bowiem bezsporna, a szansa rozsmakowania w tych literackich miniaturkach i�cie wielka. I je�li po lekturze spotkacie zn�w na ma�ym ekranie swych znajomych z bajki, b�dziecie ju� patrze� na nich inaczej: bogatsi o doznania bardziej intymne, nowe, wzruszaj�ce i zarazem zabawne. A o to przecie� idzie Autorom i Wydawcy tej ksi��ki... Witold Filler Dawno, dawno temu zmar� w pewnym kraju bezdzietny kr�l, do tronu wi�c pretendowa�o dw�ch jego bratank�w: Kapiszon i Waldemar. Wiele by�o spor�w, intryg i zam�tu, zanim na tronie zasiad� wreszcie Waldemar. Nie posiedzia� jednak d�ugo. �ci�le m�wi�c, do pami�tnej bitwy pod Peredyszk�, w kt�rej Kapiszon pobi� go na g�ow�. Wprawdzie pokonany kr�l uszed� ca�o z placu boju i ukry� si� w g�stwinie le�nej, niemniej i tak sytuacja jego by�a nie do pozazdroszczenia. � C� teraz poczn�, nieszcz�sny? � rozpa- cza�. � Wszyscy oddani mi dworzanie opu�cili mnie w potrzebie. Gdzie�, ach, gdzie� znajd� schronienie? Ale, jak wiadomo, nie ma sytuacji bez wyj�cia, trzeba si� tylko dobrze rozejrze�. Uczyni� to Waldemar z pozytywnym skutkiem. � Co to? � ucieszy� si�. � Jakie� �wiate�ko b�yska w g��bi lasu. P�jd� w tamt� stron�. Mo�emy zdradzi� naszym czytelnikom, �e bezdomny w�adca dojrza� o�wietlone okienko chatki, w kt�rej mieszka�a sierotka Marysia. Jej te� nie by�o czego zazdro�ci�. � O, ja nieszcz�sna, sama jedna na �wiecie � skar�y�a si� na sw�j los. � Nie mam nikogo, kto by mi drew nar�ba� czy p�ot naprawi�. Ach, gdyby si� 9 zjawi� jaki� dzielny, krzepki, robotny, no i... niebrzydki m�odzian! I co wy na to? Akurat w chwili, gdy wymawia�a te s�owa, Waldemar zapuka� do jej drzwi. � Na Boga, to� to sam kr�l jegomo�� � roz- pozna�a natychmiast utrudzonego przybysza. � Za- raz wyjm� najbielszy obrus i najcie�sze p��tno po- �cielowe. Pop�yn�y dni. Kr�l jak umia� stara� si� odwdzi�czy� za go�cin�. Cho� pocz�tkowo nie sz�o mu to zbyt g�adko, wkr�tce wprawi� si� i rozsmakowa� w zaj�ciach gospodarskich. A ponadto, jak �atwo si� domy�li�, w tak sprzyjaj�cych warunkach mi�dzy nim a urocz� sierotk� rych�o nawi�za�a si� ni� sympatii. � P�ot ju� naprawi�e�, wym��ci�e� zbo�e i jesz- cze chcesz dzi� gaci� cha�up�? � robi�a mu czu�e wym�wki. � Zm�czysz si�, m�j kr�lu. � Sko�cz ju� z tym kr�lem, kochanie � po- wiedzia�, g�adz�c jej p�owe w�osy stwardnia�� od pracy d�oni�. � M�w mi ty. Marysia sp�on�a rumie�cem. � Waldi � wyszepta�a, tul�c si� do niego. � Powiedz, nie t�sknisz za swoim wspania�ym pa- �acem? � Co mi tam pa�ac! � prychn�� lekcewa�� co. � Czy mo�e by� wi�ksze szcz�cie dla m�czyz- ny ni� dobra dziewczyna z w�asn� chat�? A tymczasem w pa�acu dostojnicy dworscy, niegdy� oddani ludzie Waldemara, kt�rzy przeszli na stron� Kapiszona, gorzko tego �a�owali. � Ten Kapiszon jest nie do wytrzymania! � skar�y� si� marsza�ek. � My�li, �e zjad� wszystkie rozumy. Zdj�� mnie ze stanowiska g��wnodowodz�cego � wt�rowa� mu genera�. � Na moje miejsce te� ma ju� innego kandy- data. Tego ch�ystka, kuzyna dworki Ma�gorzaty. �adnie nas urz�dzi�e�, generale, przechodz�c z woj- skiem na stron� Kapiszona. � �miesz mi to wytyka�, marsza�ku dworu?! A kto mnie do tego nam�wi�? Kto t�umaczy�, �e tak b�dzie lepiej dla nas, a nawet dla ludu? � No ju�, nie wypominajmy sobie � powie- dzia� pojednawczo marsza�ek. � Lepiej pomy�lmy, Jak wykurzy� Kapiszona i sprowadzi� z powrotem Waldemara na tron. � Ale gdzie on jest? Jak go znale��? � Nie doceniasz mnie, generale. Dawno ju� przez swoich ludzi wytropi�em kryj�wk� najja�- niejszego. � To p�d�my nisko mu si� pok�oni�, bo jeszcze nas kto� wyprzedzi. I wkr�tce do ubogiej, lecz ch�dogiej chatki zapuka�o dw�ch wysokich dostojnik�w dworskich. Ju� od progu padli na kolana. � Panie, wybacz nam nasze b��dy! � b�agali. � Iii, ni mo o cym godo�... to jest, chcia�em powiedzie�, wsta�cie, panowie, z kl�czek � popra- wi� si� kr�l, kt�ry zwyk� na co dzie� pos�ugiwa� si� gwar�. � Mary�ka, podgrzej zalewajki, mamy go�ci. Siadajta... to jest, chcia�em powiedzie�, spocz- nijcie, wa�cie, na przyzbie. Co was tu przywiod�o? � Jeste�my zwiastunami dobrej nowiny � rzek� z powag� marsza�ek. � Pozbyli�my si� wresz- cie tego okropnego Kapiszona. Wracaj, panie, na tron, wracaj. � Dzi�kuj�, ale nie skorzystam � przerwa� mu � � 10 11 Waldemar. � Po co mam sobie bra� na g�ow� te wszystkie k�opoty, intrygi? Dajcie mi �wi�ty spok�j. No, przepraszam, p�jd� zada� krowom. � Ale�, kr�lu! � wykrzykn�� genera�. � Wszy- stko ju� przygotowane: uroczysty wjazd, wspania�y bal z udzia�em zaprzyja�nionych g��w koronowa nych. Pomy�l, taka rado��, takie szcz�cie! � Najwi�kszym szcz�ciem dla m�czyzny jest dobra dziewczyna z w�asn� chat� � zacytowa� swo- j� ulubion� maksym� Waldemar. � Mary�ka, gdzie szaflik? Ale Marysia nie odpowiedzia�a mu. Ton�a ca�a w rozmarzeniu. S�owa genera�a zrobi�y na niej wielkie wra�enie. � Bal... a na takim balu pewnie wielkie damy ta�cz� w pi�knych sukniach � szepta�a. � Ty, pani, b�dziesz mia�a najpi�kniejsz� � zapewni� j� skwapliwie marsza�ek. � Wyszywan� pere�kami? � Diamentami, pani. A na g�owie b�dziesz no- si�a male�k�, �liczn� koron�. � Te� z diamentami? � Nie, ze szmaragdami � wtr�ci� swoje ge- nera�. � A gdy zagra muzyka, sam cesarz zaprosi ci� do pierwszego ta�ca. � Ojejku, sam cysorz! � Marysi dech zapar�o z wra�enia. � �egnam was, panowie � powiedzia� znie- cierpliwiony Waldemar. � Jed�ta z Bogiem i nie r�bta sobie nijakich nadziei. Ani mi si� �ni wraca� na tron. Genera� by� niepocieszony. � Fatalna historia! � j�kn��, gdy wsiedli ju�, do karety. � Co my teraz zrobimy? � Jak zwykle nic nie rozumiesz, generale � roze�mia� si� marsza�ek. � Zapewniam ci�, �e wszy- stko jest na najlepszej drodze. I rzeczywi�cie. Ledwie za go��mi zamkn�y si� drzwi, Marysia fukn�a na Waldemara: � Kaza�e� poda� zalewajk�! Takim wielkim panom! Trzeba mi by�o cho� roso�u z kury ugotowa�. � Po co ros�? Nie ma nic lepszego od zalewajki � powiedzia� Waldemar, g�o�no siorbi�c po�ywn� zup�. Dziewczyna a� si� pod boki uj�a. � Po co to, po co tamto! � zaskrzecza�a. � Nie masz �adnych aspiracji. Wstyd� si�! Czy wiesz, �e kwoka zacz�a wysiadywa� kurcz�ta w twojej koronie? Ale ciebie to nic nie obchodzi. Ciebie nigdy nic nie obchodzi�o. Czy pomy�la�e� kiedy, �e inne kobiety to si� bawi�, inne kobiety to si� ubieraj�, a ja ci�gle w tej cha�upie, �wiata i ludzi nie widz�! Nietrudno si� domy�li�, jak wygl�da�y odt�d dni i noce nieszcz�snego Waldemara. Broni� si� jeszcze czas jaki�, a� wreszcie wyczy�ci� koron�, wci�gn�� buty i powiedzia� z rezygnacj�: � Dobrze, ju� dobrze, Marysiu, tylko przesta� gada�. Zaraz w�o�� zbroj� i p�jdziemy na zamek. Tak, szanowni panowie, nie�atwo znale�� dobr� dziewczyn� z w�asn� chat�. Ale jeszcze trudniej tak�, kt�rej chata wystarczy. 12 W czasach, kt�re �mia�o mo�na nazwa� bajecznymi, bo wtedy to w�a�nie mia�y miejsce wydarze-nia przekazane nam przez znane ju� lub jeszcze nie znane bajki, musia�o by� w lasach i borach niemal tyle chatynek nale��cych do r�nych pustelnik�w, m�drc�w, wr�bit�w, wr�bitek, czarownic i czarodziejek, ile ros�o tam drzew; ca�e, mo�na by powiedzie�, osiedla czy kolonie. Przez taki to w�a�nie las szed� pewnego razu m�ody my�liwy, kt�ry wraca� z �ow�w, nios�c, prze- wieszon� przez ramiona �wie�o upolowan� sarenk�. Szed� i wzdycha� od czasu do czasu, bo wcale nie by� zadowolony ani z siebie, ani ze swej zdobyczy, � Co� tam upolowa�, m�odzie�cze, i czemu� taki smutny? � zagadn�� go siedz�cy przed sw� chatynk� pustelnik, � Ano, upolowa�em t� oto sarenk� i smutny Jestem, bo mi jej �al � odpar� my�liwy. � Tak sobie weso�o biega�a po lesie... � Dlatego w�a�nie ja jestem pustelnikiem ja- roszem, �eby zwierz�tom krzywdy nie czyni�; �ywi� si� jedynie jagodami i korzonkami � powiedzia� pu- stelnik. � Ale przyznam ci si�, �e na my�l o pa- chn�cej pieczonce z twojej sarenki �linka mi do ust nap�ywa � doda�, oblizuj�c si�. � Ch�tnie ci oddam t� sarenk� i zr�b sobie z niej, co chcesz, by�em nie musia� jej d�wiga� i cier- pie� wyrzut�w sumienia. � Nie ku� mnie! Gdybym j� zjad�, zaprzeczy� bym w�asnym idea�om. � Co mam z ni� zrobi�? Jeno �al mi serce �ciska i sam nie m�g�bym prze�kn�� jej ani k�sa. Ach, gdyby tak mo�na by�o przywr�ci� j� do �y- cia! � westchn�� m�ody my�liwy. � To wcale nie jest wykluczone � rzek� pu- stelnik. � Troch� dalej, na lewo od tej dr�ki jest polanka, tam mieszka czarodziejka, kt�ra nie takie cuda potrafi zdzia�a�. Id� do niej, czym pr�dzej znikaj mi z oczu i nie ku� wi�cej sarni� pieczeni�! M�ody my�liwy, kt�rego teraz opanowa�o jedyne pragnienie, aby sarenka znowu by�a �ywa, szybko uda� si� pod wskazany adres. � Czy mog�aby� wr�ci� �ycie tej sarence? � zapyta� czarodziejk�, wchodz�c do jej chatynki. � Mo�e bym mog�a, mo�e bym i nie mog�a � odpar�a zagadkowo czarodziejka. � Zale�y, czy� j� zabi� na �mier�, czy nie na �mier�. Ale po co to w��czy� si� po lasach i strzela� nie wiadomo do kogo, nie wiadomo dlaczego � zrz�dzi�a. � B�agam ci�, zr�b, co w twojej mocy! Przy s�a� mnie do ciebie pustelnik jarosz, kt�ry mieszka tam na prawo. Powiada, �e nie lada cuda umiesz czyni�. � Aaa, to z jego polecenia! � udobrucha�a si� wr�ka. � Poka� no t� sarenk�. My�liwy z�o�y� sarenk� na mchu. Czarodziejka przygl�da�a jej si� uwa�nie przez d�u�sz� chwil�. � Nie, wr�ci� jej �ycia nie mog� � rzek�a wreszcie � bo �ycia nie postrada�a. Kiepski z ciebie 14 15 strzelec! Zadrasn��e� j� tylko strza�� i ze strachu omdla�a. � Ach, jak�e jestem szcz�liwy! � ucieszy� si� m�odzieniec. � Lecz co widz�! � wykrzykn�a czarodziej ka. � Ta sarenka to nie sarenka, ale kr�lewna! W�asnor�cznie j� w sarenk� przemieni�am, aby nie wpad�a w r�ce okrutnego stryja, kt�ry chcia� j� za- bi�, str�caj�c z wie�y! M�wi�c to czarodziejka wykona�a kilka czarodziejskich ruch�w r�kami nad sarenk�, szepta�a przy tym stosowne zakl�cia. Sarenka przeci�gle westchn�a i zacz�a si� przeobra�a� w m�od�, pi�kn� dziewczyn�. Na jej nodze, w okolicach �ydki, widnia�a niewielka rana, z kt�rej s�czy�a si� w�ska smu�ka krwi. � O, �liczna panienko! � wykrzykn�� my�li- wy, padaj�c na kolana. � Wybacz mi, �em ci� po- strzeli� i �em ci� o ma�o nie ofiarowa� pustelnikowi na pieczyste. Pozw�l, niech opatrz� twoj� ran�. I mimo zrozumia�ych, acz niezbyt stanowczych protest�w dziewczyny owin�� jej zranion� nog� w�asn� chustk�. � Dzi�kuj�, ju� mi lepiej, nawet zupe�nie dobrze � wyszepta�a dziewczyna, gdy tylko mog�a doby� z siebie ludzki g�os. � Ale co teraz stanie si� ze mn�? � m�wi�a dalej, bo sobie przypomnia�a jak�e gro�n� dla niej rzeczywisto��. � Teraz, kiedy ju� nie jestem sarenk�, �o�nierze okrutnego stryja, kt�ry zagarn�� tron mojego ojca, �acno znale�� mnie mog�. W tym w�a�nie momencie, jakby na potwierdzenie jej s��w, rozleg� si� d�wi�k rogu i trzask �amanych ga��zi. � Gdzie� ja si� skryj�, nieszcz�sna! � rozpacza�a przera�ona dziewczyna. � Ach, moja dobra czarodziejko! Szybko, szybko zamie� mnie z powrotem w sarenk�, abym w las uj�� mog�a. Czarodziejka zacz�a pospiesznie wykonywa� odpowiednie ruchy r�kami, tylko w odwrotnym ni� przedtem porz�dku. W tym w�a�nie momencie na polank� wbiegli �o�nierze. � To przecie� nasza kr�lewna! � wykrzykn�� pierwszy z nich. � Ale co to si� dzieje? Czemu w sarenk� si� zamienia i w las czmycha? A my w�a�nie musimy j� odnale��, bo ojciec jej na tron powr�ci�, zgn�biwszy okrutnego stryja! � Wracaj, sarenko, wracaj! � wo�a� za ni� my�liwy. � Ju� wszystko w porz�dku! � Strzelaj, strzelaj do niej, m�odzie�cze, tylko uwa�aj, �eby� jej nie ustrzeli� � nakaza�a wr�- ka. � Strzelaj, p�ki nam z oczu nie zniknie! M�ody my�liwy wypu�ci� strza�� i pobieg� w g�szcz za sarenk�. Niebawem wr�cili oboje trzymaj�c si� za r�ce. Bowiem dziewczyna nie zd��y�a si� jeszcze ca�kowicie zamieni� w sarenk�, tyle �e na zawsze ju� pozosta�y jej sarnie oczy i tyle �e r�wnie� drug� nog� mia�a lekko zranion�. I zakocha�a si� w m�odym my�liwym, co nie jest takie dziwne, bo jak�e cz�sto kochamy tych w�a�nie, kt�rzy nas rani�. Ale nie znaczy to, �e p�owa zwierzyna uwielbia my�liwych. 16 1 Dobranoc dla doros�ych W ma�ej chatce pod lasem �y�a niegdy� sierotka Marysia ze swoj� opiekunk�, poczciw� Tekl�. Sierotka by�a wprawdzie uboga, ale za to urody mog�y jej pozazdro�ci� hrabianki i ksi�niczki. Tote� pieszo i konno, a nawet posz�stnymi karocami przybywali do chatki Uczni adoratorzy, w�r�d kt�rych nie brakowa�o magnackich syn�w i dzielnych rycerzy. Ale wszyscy oni przeliczali si� w swoich rachubach i niejeden dosta� zas�u�on� odpraw�. Tak te� si� sta�o z kasztelanicem Bogumi�em, cho� s�awny by� na ca�� okolic� z podboj�w mi�osnych. � Precz st�d i �ebym tu wa�pana wi�cej nie widzia�a! � pokaza�a mu drzwi. � Ale�, panno Marychno, c� ja takiego uczy- ni�em?! Przecie chcia�em jeno... � Ju� ja wiem, co wa�� chcia�. Precz, po- wiadam! I niefortunny adorator odszed� jak niepyszny. � Olaboga, serde�ko! � za�ama�a r�ce Tekla, kt�ra s�ysz�c podniesiony g�os pupilki co tchu przy- bieg�a z podw�rca. � Dlaczego wyrzuci�a� panicza Bogumi�a? Taki postawny kawaler i ze znakomite- go rodu! � Bo co on sobie wyobra�a? � wybuchn�a dziewczyna. � �e jak sierotka, to ju� mo�na tak bez ceremonii? �Daj mi dow�d mi�o�ci", powiada. Wprz�dy niech serce moje zdob�dzie, nieokrzesany gbur! A wszystko dlatego, �e ani ojca, ani brata nie mam, aby czci mojej bronili � rozszlocha�a si�. Opiekunka pog�aska�a j� czule po jasnej g��wce. � Nie p�acz, kochaneczko, trafisz jeszcze na takiego, kt�ry do twego serduszka drog� znajdzie. Id� lepiej do lasu, patrz, jak s�onko pi�knie �wieci. Pos�uchasz �piewu ptasz�t, szumu drzew, nazbierasz kwiatk�w do wazonu. I mia�a racj� poczciwa Tekla. A �e �zy u m�odych �adnych dziewcz�t szybko obsychaj�, sierotka Marysia wkr�tce zapomnia�a o przykrym zaj�ciu ze zbyt obcesowym adoratorem i nuc�c weso�o piosenk�, zbiera�a le�ne dzwonki. Nagle spostrzeg�a siedz�cego pod drzewem cz�owieka. � Ojej, tu kto� jest! A ja sama w tej le�nej g�uszy � przestraszy�a si�, ale zaraz odetchn�a z ulg�. � Ee, to tylko jaki� staruszek. Dzie� dobry panu � dygn�a. Nieznajomy wsta� i uchyli� kapelusza. � Witaj, �liczna panienko. Poczekaj, zatrzymaj si� chwil�, niech naciesz� oczy twoim widokiem, gdy� dawno nie spotka�em tak uroczego zjawiska. �wie�a� jak poranek, wdzi�czna� jak r�yczka, gi�t- ka� jak trzcina. � Pi�knie m�wisz, panie, mi�o ci� s�ucha�. Ach, czemu� to moi r�wie�nicy nie potrafi� u�ywa� tak dwornych s��w � westchn�a. � �al mi doprawdy, �e nie jeste� dorodnym m�odzie�cem, kt�rego mo- g�abym pokocha�, a jeno starcem bezsilnym. � Nie jestem starcem, pi�kna panienko � rzek�. � To tylko z�y czarownik Czas narzuci� mi � � 18 19 t� przykr� posta�. Ale serce mam m�ode i krew gor�c�. Marysia zastanowi�a si�. � A nie mo�na by ci� jako� odczarowa�? � Mo�na, mo�na � i to tylko od ciebie zale�y. � Ode mnie? Jak�e to? Starzec z�o�y� r�ce jak do modlitwy, � Bo widzisz, je�li m�odziutka pi�kna dziew- czyna wiosenn� por� z�o�y poca�unek na moich ustach, natychmiast odzyskam m�odo��, si�� i urod� � Na ustach? � wzdrygn�a si�. � A w po- liczek nie mo�na? � W policzek? Jak dobrego wujaszka? O, nie, to musi by� prawdziwy poca�unek. No, poca�uj mnie, poca�uj, moja �liczna! � Bo ja wiem, kiedy mi tak jako�... � wa- ha�a si�. � Poca�uj, nie po�a�ujesz! Dam ci sznur korali, dam ci szczeroz�oty pier�cie� i safianowe trzewiczki. Sierotce zab�ys�y oczy. � Safianowe trzewiczki? No, dobrze, niech b�dzie. A gdy r�ane usta dzieweczki dotkn�y ust starca, sta� si� cud i ze starczej sk�ry wyskoczy� dziarski m�odzieniec. � Och, och, jakie� wspania�y! � zawo�a�a. � Czy to naprawd� ty, by�y starcze? � Jam to. � Nie do wiary! Posta� masz jak m�ody d�b- czak, w�osy jak krucze skrzyd�a, oczy jak p�on�ce �agwie. Czuj�, �e ju� ci� pokocha�am. I pad�a mu w ramiona, po czym �yli d�ugo i szcz�liwie. Oczywi�cie, nie mo�emy gwarantowa�, �e tak to si� w�a�nie odby�o, gdy�, b�d� co b�d�, jest to przecie� bajka. W kt�r� jednak�e zawsze sk�onni s� uwierzy� panowie w pewnym wieku. To, �e w�r�d kr�l�w zdarza�y si� wybitne jednostki, jest prawd� do�� powszechnie znan�. W naszym opowiadaniu b�dziemy mieli w�a�nie do czynienia z kr�lem, pod kt�rego rz�dami kraj rozkwit� nad podziw, d�wign�o si� rolnictwo, rozwin�� handel i rzemios�o, powsta�o wi�c du�o nowych, jak by�my to dzi� okre�lili, stanowisk pracy. Poci�gn�o to za sob� pewne nieuniknione konsekwencje, z czym nie mog�a si� pogodzi� c�rka kr�la, Liliana. � Znowu dzi� nie przyniesiono mi do ��ka czekolady z piank�! � skar�y�a si� pewnego ranka rodzicom. � Co ten Pafnucy sobie my�li! � Nie gniewaj si� na niego, c�reczko � per- swadowa� dobrotliwie ojciec. � Nasz wierny lokaj cierpi na b�l w ko�ciach, staruszek ju� przecie� z niego. � W�a�nie, do niczego si� nie nadaje! Czemu, tatku, nie przyjmiesz m�odszego lokaja? � M�odszego? A gdzie takiego znale��? � wtr�ci�a kr�lowa. � M�odzi nie garn� si� teraz do s�u�by, nawet w pa�acu kr�lewskim. Wol� inne zaj�cia. � I trudno im si� dziwi� � pokiwa� g�ow� kr�l, kt�ry polerowa� w�a�nie szmatk� koron�. � No co, �adnie sobie wyczy�ci�em? � pochwali� si�, ukazuj�c rezultat swoich zabieg�w. � Niby drobiazg, ale jaka to �mudna robota! � Ja te� mam ca�e palce pok�ute od ig�y � rzek�a kr�lowa. � Przyszy�am ci wst��ki do giez�a, c�reczko, bo ju� patrze� nie mog�am na to za- niedbanie. � Czy to moja wina, �e nie mam pokoj�wki? � od�a usta kr�lewna. � Pokoj�wki � westchn�a jej matka. � �e- by�my chocia� kuchcika dostali. Powiem ci, m�u, �e bardzo si� martwi�, co to b�dzie, kiedy ksi��� Artur w konkury do naszej jedynaczki zjedzie. � W�a�nie! � podchwyci�a Liliana. � Co to b�dzie?! Wstyd przed ksi�ciem, �e w pa�acu kr�- lewskim s�u�by brak. Kr�l by� znacznie mniejszym snobem ni� jego c�reczka. � Wstydu w tym �adnego nie ma � rzek�. � Tylko �e mog�oby to naszego go�cia kr�powa�, gdy by si� o tym dowiedzia�. Ju� wiem: powiemy mu, �e nas skrzaty obs�uguj�. Warto tu podkre�li�, �e kr�lowi bardzo zale�a�o na owym go�ciu, kt�rego �yczy� sobie mie� za zi�cia. Bowiem ksi��� Artur by� nie tylko pot�nym w�adc�, ale i wielce roztropnym m�odzie�cem. Tote� gdy zjecha� w konkury, rodzice Liliany przyjmowali go najlepiej jak mogli, nie bacz�c na trudno�ci obiektywne. Trzeba przyzna�, �e go�� umia� doceni� rozkosze sto�u. � Wspania�y ten pasztet z truflami! � zachwy- ca� si�. � Delicje! I powiadasz, pani, �e to wszystko skrzaty uwarzy�y? S�ysza�em o tych stworach, ale nigdy ich nie widzia�em. Uka�ecie mi je, wasze wy- soko�cie? 22 23 Kr�l roz�o�y� bezradnie r�ce. � Nieba bym ci, drogi go�ciu, przychyli�, ale tej pro�by spe�ni� nie mog�. Skrzaty bardzo nie lubi�, kiedy si� je podgl�da. � We� lepiej, c�reczko, ksi�cia Artura na prze- chadzk� po ogrodzie � zaproponowa�a kr�lowa. � Krzaki r� w�a�nie kwieciem si� pokry�y. Szybko mija� m�odemu ksi�ciu pobyt na go�cinnym dworze. Czas wype�niony mia� po brzegi nieustannymi rozrywkami i oczywi�cie adoracj� pi�knej kr�lewny, w czym rodzice starali si� jak najmniej mu przeszkadza�. W przeddzie� odjazdu ksi�-cia m�oda para d�u�ej ni� zwykle zabawi�a w ogrodzie pa�acowym. Ksi�yc, gwiazdy, zapach kwiat�w stwarza�y wyj�tkowo sprzyjaj�c� atmosfer� do zwierze�. � Odjedziesz, ksi���, i zapomnisz o mnie! � westchn�a Liliana. � Pu�ci�aby� mnie, pani, samego w tak dalek� drog�? � Artur znacz�co uj�� j� za r�k�. � Nie rozumiem, panie, co chcesz przez to po- wiedzie�... � rzek�a z naiwno�ci� cenion� w owych czasach. � A zreszt�, czas ju� na spoczynek, bo mama b�dzie si� gniewa�a. Pa! pa! � wyswobodzi�a d�o� z jego u�cisku i znik�a w drzwiach pa�acu. Ksi�ciu nie chcia�o si� jeszcze spa�. B�d� co b�d�, mia� do podj�cia wa�n� decyzj� �yciow�. Przechadzaj�c si� po ogrodzie, rozmy�la� nad swoim maria�em, gdy nagle spostrzeg� �wiate�ko w oknie izby kuchennej. �Wida� skrzaty sprz�taj� jeszcze po wieczerzy � pomy�la�. � A gdybym si� podkrad� i podejrza�? Wielce jestem ich ciekaw". Na palcach zbli�y� si� do drzwi, kuchni i uchyli� je dyskretnie. A oto widok, jaki przedstawi� si� jego zdumionym oczom: w fartuchach na�o�onych na kr�lewskie szaty kr�l i kr�lowa zmywali naczynia i ustawiali je w kredensie. � Wi�c to s� te skrzaty! � zawo�a� weso�o ksi��� Artur. Kr�lowi ze zdenerwowania p�misek wypad� z r�ki. � Widzisz, drogi go�ciu � t�umaczy� za�eno- wany � mamy z �on� tak� s�abostk�. Cesarz Gwi- don hoduje tulipany, kr�l Hubert grywa na b�bnie, a my lubimy sobie w wolnych chwilach pozmywa�, � Rozumiem, panie, rozumiem � pokiwa� g�o- w� ksi���. � W moim pa�acu te� s�u�by brak i na- wet si� tym specjalnie nie martwi�, bo to dow�d, �e kraj si� rozwija. Kr�l rozpromieni� si�. � Zawsze wiedzia�em, �e rozs�dny z ciebie m�odzian! � rzek�. � I dlatego bardzo pragn��bym ci� za... � Powiedz, ksi���, podoba ci si� nasza jedy- naczka? � postawi�a kropk� nad �i" kr�lowa. � Ogromnie! �liczna z niej dziewczyna. � Ar- tur wzi�� �cierk� i zacz�� wyciera� talerze. � Ale wybaczcie, wasze wysoko�ci�, mnie jest potrzebna �ona nie tylko pi�kna. Tymczasem kr�lewna Liliana we wszystkim pozwala skrzatom si� wyr�cza�. Starszy pan spojrza� mu g��boko w oczy. � A jednak we� j�, ksi���, za �on�. Nie po�a- �ujesz. Zobaczysz, ona si� ca�kiem zmieni, gdy tylko dom rodzinny opu�ci. 24 25 I tak si� sta�o, co nas wcale nie dziwi. Bo nasze wsp�czesne kr�lewny te� szklanki po czekoladzie z piank� w domu nie umyj�, a niech no tylko znajd� si� za granic�, garnk�w i pod��g do szorowania nastarczy� im nie mo�na. Dawno, dawno temu, zwyczajem owych czas�w pewien ksi���, kt�ry nie m�g� sobie poradzi� z c�rk� jedynaczk�, zamkn�� j� w wie�y, co i teraz poniekt�rzy ojcowie uczyniliby ch�tnie, jeno �e o wie�e w typowym budownictwie raczej trudno. �ci�lej rzecz bior�c, ksi��� uwi�zi� c�rk� po to, aby przerwa� jej romans z rycerzem Hugonem, kt�rego z r�nych powod�w nie uwa�a� za odpowiedniego kandydata na zi�cia. Ksi�niczki Rozalindy strzeg�y dniem i noc� dwie okropne wied�my � Abrakadabra i Maszkarona. Kt�rego� dnia Rozalinda, jak zwykle, pop�akiwa�a cichutko nad swoim losem. � P�acz ci nic nie pomo�e � zaskrzecza�a wied�ma Abrakadabra. � Nie trzeba by�o wbrew woli rodzica wdawa� si� w amory z tym wartog�o- wem Hugonem. � Co ty mo�esz wiedzie� o mi�o�ci, wstr�tna wied�mo! � rozgniewa�a si� ksi�niczka. � Nie z�o�� si� po pr�nicy � dorzuci�a Masz karona i zastrzyg�a uchem, bo w�a�nie zapuka� lo- kajczyk, kt�ry przyni�s� obiad. Na widok obficie zastawionej tacy wied�mom a� oczy zab�ys�y. 27 � Co to dzisiaj mamy na obiadek? � zapyta�a niecierpliwie Abrakadabra, prze�ykaj�c �lin�. � Kaczk� w maderowym sosie, nadziewane prosi�, ciasto z marcepanem, lody podgrzewane � wyrecytowa� lokajczyk, � S�yszysz, Rozalindko, jakie pyszno�ci przy s�a� ci tw�j dobry ojciec? � Abrakadabra o ma�o nie wsadzi�a nosa do talerza. � Mo�ecie sobie wszystko same zje��, ani k�sa do ust nie wezm�. Maszkarona mrugn�a porozumiewawczo do swojej siostrzycy. � Trudno! Nie dozwolimy przecie, Abrakada- bro, �eby si� tyle znakomitego jad�a mia�o zmarno- wa�. I obie wied�my �apczywie zabra�y si� do jedzenia. Rozalinda odwr�ci�a g�ow�, aby nie patrze�, jak rozrywaj� palcami mi�so... Nagle rozleg� si� d�wi�k lutni. � Ach, to gra m�j ukochany Hugon, daj�c w ten spos�b zna�, �e ci�gle mnie jeszcze kocha � rozpromieni�a si� ksi�niczka i chcia�a podbiec do okna, ale wied�ma zagrodzi�a jej drog�. � Co robisz?! Ksi��� pan surowo tego zakaza�. � Nawet nie wolno mi podej�� do okna! � w oczach Rozalindy zn�w pojawi�y si� �zy. � To co mam robi�? Umr� tu chyba z nud�w! � Masz przecie� ko�owrotek, mo�esz sobie prz���. Oto zaj�cie godne cnej dziewicy � zaskrze- cza�y wied�my. � Prz���... powiadacie, prz���... � zastanowi�a si� Rozalinda. Min�� czas jaki�, ksi�niczka jakby si� uspokoi�a, jakby o Hugonie zapomnia�a, natomiast ca�e dni pracowicie prz�d�a. Wied�my bardzo by�y z tego rade, bo mog�y ju� bez �adnych przeszk�d opycha� si� smako�ykami i wylegiwa� do woli. Tote� z�agodnia�y, a nawet z nadmiaru wolnego czasu zacz�y dba� o swoj� powierzchowno��. � Gdybym jeszcze troch� przyty�a i utrefi�a w�osy � m�wi�a Abrakadabra, przegl�daj�c si� w lusterku � to by�abym wcale, wcale... � Mam do�� tych okropnych pazur�w! � za- wt�rowa�a jej Maszkarona. � Skr�c� je, posmaruj� czerwon� barwiczk� i nikt nie pozna, �e jestem wied�m�. Pewnego dnia zn�w rozleg� si� d�wi�k lutni. � To ten biedny rycerz muzykuje pod oknem, pomachaj mu swoj� bia�� r�czk�, Rozalindko � przyzwoli�a Abrakadabra. � Przecie� mam surowo zakazane zbli�a� si� do okna. � Et, tam! Zakaz zakazem, ale b�d�my lud�mi. Rozalinda, niby to oci�gaj�c si�, podesz�a do okna. Dawno czeka�a na t� chwil�. I nawet stosowny li�cik dla ukochanego mia�a ju� przygotowany. Dyskretnym ruchem wyj�a go zza dekoltu i wyrzuci�a przez okno. � Ach, mi�o��, mi�o�� � rozmarzy�a si� Masz karona, kt�ra oczywi�cie niczego nie spostrzeg�a. A li�cik zawiera� wa�n� informacj� dla Hugona, �e sznur, kt�ry Rozalinda splot�a z uprzedzonych przez siebie nici, jest ju� gotowy. Teraz niecierpliwie czeka�a, aby wied�my uda�y si� na nocny spoczynek. A gdy wreszcie leg�y na pos�aniach, po d�u�szej chwili zapyta�a dla wszelkiej pewno�ci: � Czy �pisz ju�, wied�mo Abrakadabro? Odpowiedzia�o jej chrapanie. 28 29 - Czy �pisz ju�, wied�mo Maszkarono? Odpowied� by�a taka sama. Pewna, i� obie �pi� mocno, spokojnie otworzy�a okno, jeden koniec sznura przywi�za�a do �elaznej kraty, a drugi wyrzuci�a na zewn�trz. � Pa, pa, poczciwe leniuchy � po�egna�a je, stoj�c na parapecie, a potem zsun�a si� po sznurze prosto w ramiona ukochanego. Nie posiadali si� oboje ze szcz�cia. Co ko� wyskoczy pop�dzili na zamek Hugona, gdzie wyprawili huczne weselisko. Po czym �yli d�ugo, ale... nie bardzo szcz�liwie. Coraz cz�ciej dochodzi�o mi�dzy nimi do sprzeczek, i to nawet przy posi�kach. � Ojej, znowu baranina � krzywi�a si� Roza- linda. � Nie do tego by�am przyzwyczajona na dworze mego ojca ksi�cia. Kiedy siedzia�am zamkni�ta w wie�y, lokaj przynosi� mi na z�otej tacy nadziewane prosi�, kaczk� w sosie maderowym... � ...ciasto nadziewane, lody podgrzewane. Znam to ju� na pami��. Trzeba by�o siedzie� w tej wie�y, skoro by�o ci tak dobrze, zamiast spada� mi na kark � rozz�o�ci� si� Hugon. � Na kark! A wtedy to m�wi�e�: �Zda mi si�, jakoby anielica sp�yn�a do mnie z niebios"! � Tak mi si� wtedy zdawa�o � ziewn�� ma�- �onek. Zaj�ci k��tni� nie spostrzegli, kiedy do komnaty wsun�y si� dwie wied�my z tobo�kami na plecach. � Chyba udzielicie nam go�ciny i wsparcia, go- ��beczki � zap�aka�y. � Ksi��� wygna� nas precz i jeszcze psami poszczu� kaza�. � Co to za staruchy? � zdziwi� si� Hugon. � To te wied�my, kt�re mia�y mnie pilno- wa� � wyja�ni�a Rozalinda. � Ale nie upilnowa�y. � W�a�nie � powiedzia�a z gorycz� ksi�nicz- ka. � Gdyby nie wasze lenistwo, �y�abym do dzi� dostatnio na dworze mego ojca ksi�cia, zamiast dr�e� z zimna i przymiera� g�odem w tej ruderze, kt�r� m�j pan ma��onek zamkiem rycerskim zwie. � A ja by�bym wolnym jak ptak, szcz�liwym rycerzem! � zawo�a� Hugon. � Wyno�cie si� z me- go domu, niedorajdy! � Precz! Precz! � zawt�rowa�a wyj�tkowo zgodnie Rozalinda. �eby nie by�o nieporozumie�: naprawd� nie jeste�my za osadzaniem niepos�usznych dziewcz�t w wie�ach. Natomiast jeste�my za rzetelnym wype�nianiem obowi�zk�w na wszystkich stanowiskach pracy. Dzia�o si� to dawno, dawno temu, za g�rami, za lasami, a w ka�dym razie do�� daleko st�d, w zimowy mro�ny wiecz�r gdzie� tam boczn� drog� szed� strudzony w�drowiec. Ch��d przenika� go do szpiku ko�ci, marzy� wi�c, aby si� znale�� w ciep�ej izbie, przespa� na wygodnym �o�u, zje�� co� posilnego. Niestety, nie mia� centa przy duszy. � Ach, gdybym jakim� cudem m�g� wreszcie powr�ci� do w�asnego skromnego domu, kt�ry lek- komy�lnie opu�ci�em � wzdycha�. � Ale dom m�j daleko, gdy� jestem cudzoziemcem. Nagle us�ysza� �a�osne skomlenie. � Jaki� biedny piesek tak�e skar�y si� na sw�j los. Nic dziwnego, taka psia pogoda! Gdzie jeste�, nieboraku? � cmokn�� zach�caj�co. Z zaro�li wype�zn�� ma�y, ��ty kundelek, sama sk�ra i ko�ci. � Nie b�j si�, nie zrobi� ci krzywdy � prze- mawia� do niego �agodnie m�odzieniec. � G�odny pewnie jeste�, co? Ja te�, ale podziel� si� z tob� tym oto ostatnim kawa�kiem kabanosa. A gdy doby� z zawini�tka sw�j jedyny skarb i podsun�� go pod psi pysk, nagle pociemnia�o, rozleg� si� huk i przed w�drowcem, zamiast wychudzonego psa, stan�� bogato odziany i dobrze od�ywiony panicz. � Dzi�ki ci, ach, dzi�ki, m�j dobroczy�co! � zawo�a�. � Sam nie wiesz, ile ci zawdzi�czam. � Kim�e jeste�, sk�d si� tu wzi��e�, wielmo�ny panie? � pyta� zdumiony i zaskoczony w�drowiec. Nieznajomy uj�� go pod rami�. � Wszystko ci wyja�ni�. Wprz�dy jednak po- spieszmy do mego domu, bo zaiste pogoda dzi� okropna. Nie dom to by�, lecz pa�ac prawdziwy, gdzie czeka� ju� na nich obficie zastawiony st�. A gdy najedli si� do syta, siedli przy kominku i panicz zacz�� opowiada�: � Historia moja jest smutna. Jako magnacki syn otoczony przepychem, a wi�c nadmiernie pewny siebie, zadrwi�em raz z pewnego starego czarownika, kt�ry przez zemst� zamieni� mnie w psa. � W tego w�a�nie ��tego kundelka, kt�rego spotka�em w lesie? � domy�li� si� go��. � W�a�nie. A uczyniwszy to, powiedzia�: �Tak d�ugo, zarozumia�y m�odzie�cze, b�dziesz bezdom- nym psem, a� spotkasz cz�owieka, kt�ry, cho� sam g�odny, podzieli si� z tob� ostatnim k�sem po�ywie- nia". Wiele lat musia�em znosi� okrutn� poniewier- k� � tu g�os opowiadaj�cego za�ama� si� � bowiem ludzie na og� nie s� zbyt lito�ciwi dla zwierz�t. I do- piero ty odczarowa�e� mnie, dziel�c si� ostatnim ka- wa�kiem tego... jak to si� nazywa? � ...kabanosa � podpowiedzia� cudzoziemiec. � Sowicie ci� za to wynagrodz�. Powiedz tylko, czego pragniesz, ka�de twe �yczenie zostanie spe�- nione! Mo�e chcesz mie� wysokie stanowisko w do- brach mego ojca? Mo�e chcesz poj�� moj� siostr� za �on�? � Ja chc� do domu, do mego w�asnego domu � � � 3. Dobranoc dla doros�ych 33 odrzek� w�drowiec. � A nie mam za co wr�ci�. Na twarzy panicza odmalowa�y si� sprzeczne uczucia. � Smuci mnie twoja decyzja � rzek� � ale szanuj� przywi�zanie do stron ojczystych. Natych- miast ka�� zaprz�c najszybsze rumaki do najl�ej szego powozu, aby� jak najpr�dzej dotar� do domu. Pozwolisz r�wnie�, �e za��cz� hojne dary dla ciebie, twoich krewnych i znajomych. Jak powiedzia�, tak zrobi�. Wkr�tce w�drowiec, bogato wyposa�ony, powr�ci� na �ono rodziny, gdzie powitano go okrzykami zdziwienia i zachwytu: � Ale pow�z! � Co za wspania�y sygnet! � A jakie ci�my! � Sk�d ty to wszystko masz?! W�drowiec opowiedzia�, oczywi�cie, szczeg�owo, co mu si� przydarzy�o. Potem t� interesuj�c� histori� przekazywano w jego kraju z pokolenia na pokolenie. I dlatego po dzie� dzisiejszy ktokolwiek wyruszy stamt�d za granic�, zabiera ze sob� przede wszystkim par� kilo kabanos�w. B�dzie to historia pewnej dobranej pary ma��e�skiej. Istnieje wprawdzie francuskie powiedzonko, �e jedyne naprawd� dobrane pary to pary but�w i r�kawiczek, ale jak si� zaraz oka�e, zdarzaj� si� chlubne wyj�tki. Ot� dawno temu w pewnym kraju sprawowa�a rz�dy m�oda i pi�kna kr�lowa, o nie�atwym jednak�e charakterze. Jedynym cz�owiekiem, kt�rego darzy�a pe�nym zaufaniem, by� jej wuj, a zarazem opiekun i powiernik, stary ksi��� Archibald. Ale i jemu nie zawsze udawa�o si� zadowoli� kapry�n� i wymagaj�c� siostrzenic�, zw�aszcza od czasu, gdy straci�a kolejnego m�a i samotno�� zacz�a jej si� dawa� we znaki. � Zr�b co� wreszcie, wujaszku � nalega�a. � Tak d�u�ej by� nie mo�e, okropnie si� nudz�. � Droga Karolinko, to jest wasza kr�lewska wysoko��, nie szcz�dz� przecie� trudu i zabieg�w � sumitowa� si� opiekun. � Do wszystkich nie�ona- tych cesarzy, kr�l�w, ba, nawet su�tan�w wys�a�em ju� umy�lnych z twoimi konterfektami. � Ale jako� nikt nie zje�d�a w konkury! � tupn�a ze z�o�ci�. � Mo�e konterfekty by�y nie- zbyt pochlebne? Natychmiast ka�� nadwornego ma- larza wtr�ci� do lochu! � 35 � Spokojnie, moja siostrzenico � mitygowa� j� ksi���. � Jeste� tak pi�kna, �e portret, cho�by troch� podobny, ka�dego zachwyci. Nie to jest wi�c przyczyn� opiesza�o�ci konkurent�w. Po prostu, naj- ja�niejsza, zbyt obcesowo poczyna�a� sobie z po- przednimi ma��onkami. W b��kitnych oczach kr�lowej odmalowa�o si� zdumienie. � A co ja takiego zrobi�am? � zawo�a�a. � Sam wiesz, �e Ryszard Burgundzki by� naprawd� niezno�ny w po�yciu. Zbroj� rozrzuca� po ca�ej kom- nacie, paznokci nie czy�ci�. � No, dobrze, ale �eby za to �cina� mu g�ow�! Nie�adnie, Karolinko, nie�adnie � pogrozi� jej pal- cem wujaszek. � A co ci, na przyk�ad, zawini� ten biedny, poczciwy Frycek? Ciche to by�o, pos�uszne... � Chrapa� � skrzywi�a si� kr�lowa. � Ca�e noce oka nie mog�am przez niego zmru�y�. � Ale �eby go za to wbija� na pal! To ju� chyba przesada, moja duszko � westchn�� starszy pan. � Albo ten uroczy Filip Mediola�ski, sam wdzi�k i kultura. A jak �licznie �piewa� i ta�czy�. My�la�em, �e tym razem b�dziesz wreszcie zado- wolona. � Co z tego, �e uroczy, kiedy dziewkarz � fukn�a. � Za dworkami si� nieustannie ogl�da�. Z takiego to tylko pasy drze�! � Co te�, niestety, uczyni�a�, moja droga. Nie lepiej by�o si� rozwie��? � Rozwie��?! � oburzy�a si� Karolina. � Przenigdy! Nie mog� dawa� z�ego przyk�adu swoim poddanym. A w og�le przesta� ju� wydziwia�, wu- jaszku, tylko poszukaj mi nowego m�a i ju�. Ksi��� Archibald znowu podj�� starania. Robi� co m�g�, aby spe�ni� �yczenie siostrzenicy, do kt�rej, mimo jej s�abostek, by� szczerze przywi�zany. Niestety, wszystkie zabiegi pali�y na panewce. A gdy kt�rego� dnia czyni�a mu z tego powodu gorzkie wyrzuty, zdenerwowa� si� i powiedzia�, nie owijaj�c w bawe�n�: � Gdyby� by�a zwyk�� arystokratk�, to przy twojej urodzie i maj�tku nie op�dziliby�my si� od konkurent�w. Ale gdzie znale�� �mia�ka, kt�ry odwa�y si� o�eni� z Karolin� XIII, zwan�, i to nie bez powodu, Krwaw�? Ku jego zdumieniu kr�lowa rozpromieni�a si�. � Zwyk�� arystokratk�, powiadasz? A wiesz, wuju, �e to jest my�l. Przenios� si� do jednej z moich licznych posiad�o�ci, wyjd� za m�� incognito i dopie- ro po nocy po�lubnej wyjawi� m�owi, kim jestem. S�usznie przewidzia� ksi��� Archibald, �e pi�knej Karolinie nie zabraknie konkurent�w. Wielu ubiega�o si� o jej wzgl�dy, nikt jednak nie czyni� tego tak umiej�tnie, jak pewien niezbyt ju� m�ody, ale postawny zalotnik. Jemu te� odda�a sw� r�k�. Wkr�tce odby� si� ich cichy, niemniej wystawny �lub. A gdy po nocy po�lubnej pili jeszcze w dezabilu porann� czekolad� i chrupali �wie�e bu�eczki, m�oda ma��onka rzek�a z lekkim dr�eniem w g�osie: � S�uchaj, kotku, musz� ci co� wyzna�. Tylko daj mi s�owo, �e ci� to nie zrazi. � Ale�, g�uptasku, z g�ry ci wszystko wyba- czam! � zapewni� j� gor�co ma��onek. � Ot�... � �mia�o, �mia�o, m�j skarbie! � Ale pami�taj, da�e� s�owo. Ot� nie jestem zwyk�� arystokratk�, tylko... kr�low� Karolin� XIII. � � 36 37 � Zwan� sk�din�d Krwaw�! A to heca, ha, ha, ha! � Co w tym widzisz �miesznego? � obruszy�a si� kr�lowa. � Bo, moje z�otko � rzek� z trudem hamuj�c rozbawienie � i ja ci musz� wyzna�, �e nie jestem zwyk�ym arystokrat�. Karolina poderwa�a si� tak gwa�townie, �e upu�ci�a fili�ank� z czekolad�. � Wi�c kim�e jeste�, m�j m�u? � Kr�lem, oczywi�cie � uspokoi� j�. � Henrykiem VIII. Naszym czytelnikom mo�e si� wyda� dziwne, dlaczego ta �ona Henryka VIII nie figurowa�a w s�ynnym serialu telewizyjnym. No c�, limit dewizowy. Ze wzgl�d�w oszcz�dno�ciowych polska telewizja zmuszona by�a zakupi� o jedn� �on� mniej. Czy lepiej by� bogatym, czy biednym? � oto problem gn�bi�cy zar�wno jednych, jak i drugich z wy�ej wymienionych. Ostatnie s�owo w tej materii nie zosta�o jeszcze powiedziane i my ze swej strony nie mamy zamiaru tego rozstrzyga�, chcieliby�my tylko rzuci� snop �wiat�a na t� pal�c� kwesti� za pomoc� wprost z �ycia wzi�tego przyk�adu. Ot� mniej wi�cej sto kilkadziesi�t lat temu �y� sobie pewien bogaty cz�owiek, chocia� powiedzenie ��y� sobie" jest mo�e nieco zbyt optymistyczne, bo wtedy, kiedy nasza opowie�� si� zaczyna, le�a� na �o�u �mierci, do kt�rego wezwa� swojego najwierniejszego przyjaciela. � Czuj� zbli�aj�cy si� koniec � poinformowa� go. � Czy widzisz ten w�r z�ota? � Tak, widz� � odpar� ze �zami w oczach przyjaciel umieraj�cego. � Gdy mnie ju� nie stanie, ten w�r przejdzie na w�asno�� mojej c�rki, przysz�ej sierotki, kt�ra, niestety, zagubi�a si� gdzie� zaraz po urodzeniu. Odszukaj j� i wr�cz jej ten nale�ny spadek. � M�wi�c to bogacz wyzion�� ducha, a jego wierny przyjaciel odszed� cicho, d�wigaj�c na plecach ci�ki, pe�en z�ota w�r. � 39 Min�o wiele lat. Niestety, sierotka tak si� gdzie� zapodzia�a, �e przyjaciel ojca nigdzie odnale�� jej nie m�g�. A kiedy sta� si� tak stary, �e sam z kolei poczu� zbli�aj�cy si� koniec, wezwa� swego jedynego syna. � Synu m�j jedyny � powiedzia�. � Oto le�� na �o�u �mierci. Czy widzisz ten w�r z�ota? � Widz� � odpar� syn, ocieraj�c zalane �za mi oczy. � Nale�y on do c�rki mego zmar�ego przyja- ciela, biednej sierotki, kt�ra gdzie� si� zapodzia�a zaraz po przyj�ciu na �wiat. Odnajd� j� i wr�cz jej ten w�r. A teraz �egnaj, �egnaj na zawsze � zd��y� jeszcze doda� wierny przyjaciel bogacza. Jego syn natychmiast zabra� si� do dzie�a. Je�dzi� z worem z�ota po ca�ym �wiecie, puka�, stuka�, szuka�, a co jak� sierotk� odnalaz�, okazywa�a si� nie t�. By� ju� w Pary�u, Londynie i Wiedniu, ba, nawet w Nowym Jorku i Rio de Janeiro, a� w ko�cu dowl�k� si� zrezygnowany do Monte Carlo, gdzie, aby nieco wypocz��, zdj�� w�r z ramion i przysiad� na �aweczce w s�ynnym tamtejszym parku. Tam w�a�nie spotka� go szkolny niegdy� kolega, kt�ry ju� za m�odych swych lat uchodzi� w oczach cia�a pedagogicznego za, jak si� wtedy mawia�o, letkiewicza. � Jak si� masz, m�j drogi! Gdzie�e� tak d�u- go bywa�? � wypytywa� go �w letkiewicz. � Lecz co widz�? � wykrzykn�� zdumiony, wskazuj�c oparty o �awk� w�r pe�en z�ota. � Czy�by� sta� si� krezusem? � Niestety, mylisz si�. Ten w�r nie do mnie nale�y � wyja�ni� co pr�dzej syn przyjaciela bo gacza i opowiedzia� szkolnemu koledze o swoich poszukiwaniach zagubionej sierotki. � Ca�y sw�j maj�tek straci�em na podr�e przedsi�brane w tym celu i jestem teraz bez grosza! � �al mi ciebie, przyjacielu � rzek� po chwili wzruszony jego opowie�ci� szkolny kolega. � Ale jeszcze bardziej �al mi z�ota, kt�re tak bezu�ytecznie si� marnuje � doda�, g��boko si� zamy�li� i zaraz wykrzykn�� z typowym dla letkiewicz�w optymizmem: � Wspania�a my�l mi przysz�a do g�owy! Wszak jeste�my w Monte Carlo! Postaw ten w�r z�ota, ca�� t� sieroc� dol�, na kt�r�� z cyfr w kasynie gry, a kiedy wygrasz krocie, oddasz sierocie, co sierocego, a sobie we�miesz czyst� wygran� tytu�em zwrotu koszt�w! � To� to znakomita my�l! Dzi�kuj� ci, drogi, szkolny kolego, uratowa�e� mnie od niechybnej zgu- by. B�d� pewny, �e ci� sowicie wynagrodz�. Biedny syn przyjaciela bogacza! Zupe�nie wylecia�o mu z g�owy, �e niekiedy kto� w ruletk� przegrywa. Niestety! To w�a�nie jemu si� przytrafi�o. Uda� si� przeto w kierunku Ska�y Samob�jc�w, z kt�rej zwykli rzuca� si� w odm�ty Morza �r�dziemnego ci, kt�rzy przegrali ca�y sw�j lub cudzy maj�tek i nic ju� im wi�cej do zrobienia nie pozosta�o. Gdy zd��a� parkowymi alejkami do swego smutnego celu, nagle napotka� dziewczyn� niezwyk�ej urody, kt�ra nuci�a weso�� piosenk�. � Przepraszam pani� � zagadn�� j�. � Czy nie wie pani, jaka jest najkr�tsza droga do Ska�y Samob�jc�w? � Ska�a Samob�jc�w znajduje si� w przeciw- nym, ni� ja id�, kierunku � odpar�a dziewczyna. � Zd��am bowiem do Altany Wygranych Szcz�- liwc�w. 40 41 � Czy�by powiod�o si� pani w grze? � Istotnie. Wygra�am krocie, stawiaj�c na dzie- wi�tk�, lecz w por� gry zaniecha�am, poprzestaj�c na ma�ym. Te par� wygranych milion�w starczy na moje skromne potrzeby. � A ja w�a�nie krocie przegra�em � rzek� ze smutkiem syn przyjaciela bogacza. � Lecz nie martwi mnie to, �e straci�em ca�e wory z�ota, kt�re ju�, ju�, a by�yby moje. Martwi mnie, �em przegra� ten jeden jedyny w�r nale��cy do biednej sierotki, c�rki zmar�ego przyjaciela mego ojca, kt�ra gdzie� si� zaraz po urodzeniu zagubi�a. Szuka�em jej ca�e moje �ycie, alem nigdzie znale�� nie m�g�. � Jam ci jest t� sierotk� w�a�nie! � wykrzyk- n�a dziewczyna. � To m�j przegra�e� maj�tek, moj� sieroc� dol�! A ca�e �ycie marzy�am, �e mnie odnajdziesz, z�otem obsypiesz, za �on� pojmiesz! Ach, jak�e by�am w moich marzeniach szcz�liwa! Na c� mi wygrane miliony, na co z�oto i brylanty, skoro ten, kt�rego kocha�am sieroc� mi�o�ci�, okaza� si� zwyk�ym przeniewierc�. Ach, nie, pieni�dze szcz�cia nie daj�! � Ale� daj�, najdro�sza! Wszak kocham ci� i ty mnie, a maj�tek, kt�ry wygra�a�, starczy nam z ok�adem na szcz�liwe �ycie we dwoje � pr�bo- wa� ratowa� sytuacj� nieszcz�liwy syn przyjaciela bogacza. Wszystko na pr�no. Sierotka nie da�a si� udobrucha�. Odwr�ci�a si� i znikn�a w ciemnych czelu�ciach parku kasyna gry i nikt jej wi�cej nie odnalaz�. A nieszcz�sny syn przyjaciela jej ojca bogacza uda� si� w dalsz� drog� do Ska�y Samob�jc�w. Nie wiemy jednak, czy z niej skoczy� w odm�ty morza, jak i nadal nie wiemy, czy pieni�dze daj� szcz�cie, czy nie. Tak wi�c przytoczona przez nas opowie�� nie rozstrzygn�a tej kwestii, kt�ra nadal pozostaje pal�ca. 42 Rzecz dzia�a si� dawno, dawno temu w pewnym pa�stwie rz�dzonym przez kr�la, kt�ry mia� wi�cej k�opot�w ni� w�os�w na g�owie. A o k�opotach tych zwyk� by� sobie przypomina� na og� przy jedzeniu, bo cho� to nie�adnie obmawia� bli�nich, z kr�la by� �asuch, jakich ma�o. W�a�nie pewnego poranka zasiad� do �niadania, po kt�rym du�o sobie obiecywa�, i nagle a� klasn�� w r�ce. � To ju� przechodzi wszelkie poj�cie, marsza�- ku! Zn�w podano mi czerstwe bu�eczki i kaw� bez �mietanki! � Wybacz, panie � sumitowa� si� marsza- �ek. � Ale piekarze na czas pieca nie rozpalili. I do stawcy �mietanki nie dowie�li, bo dzier�awcy zale- gaj� z dostawami. � No w�a�nie: piekarze nie rozpalaj�, dostawcy nie dostarczaj�, dzier�awcy zalegaj�... � zrz�dzi� monarcha. � I jeszcze tw�j kr�lewski kuzyn, Ku�midron Okrutny, wypady zb�jeckie na granic� czyni, a fun- dusz�w na zaci�g �o�nierza brak � dola� oliwy do ognia marsza�ek. Kr�l z�apa� si� za g�ow�. � I c�rk� moj�, jedynaczk�, czas by za m�� wyda�, a tu ani p