7998

Szczegóły
Tytuł 7998
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7998 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7998 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7998 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Stephen P. Coonts Wolno�� Tytu� orygina�u Liberty Copyright � 2003 by Stephen P. Coonts Copyright � for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd., Pozna� 2004 Redaktor Ma�gorzata Chwa�ek Opracowanie graficzne serii, projekt ok�adki oraz ilustracja Zbigniew Mielnik Fotografia na ok�adce CORBIS/FREE Wydanie I ISBN 83-7301-516-7 Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o. ul. �migrodzka 41/49, 60-171 Pozna� tel. 867-47-08, 867-81-40; fax 867-37-74 e-mail: [email protected] www.rebis.com.pl Druk i oprawa: ABEDIK Pozna� Ksi��ka ta dedykowana jest wszystkim, kt�rzy wierz� w polityczn� i religijn� swobod� - wolno�� -bez wzgl�du na to, gdzie przysz�o im �y�. PODZI�KOWANIA Opowie�� niniejsza powsta�a w ci�gu dwunastu miesi�cy po 11 wrze�nia 2001 roku, kiedy to ataki religijnych fana-tyk�w-samob�jc�w na Nowy Jork i Waszyngton dowiod�y � je�li w og�le trzeba jej dowodzi� � ukrytej s�abo�ci cywilizacji i gospodarki, kt�re zapewniaj� �ywno��, odzienie i dach nad g�ow� sze�ciu miliardom ludzi skazanych na �ycie na tej ma�ej planecie. Wa�n� rol� w tworzeniu intrygi niniejszej powie�ci odegrali redaktor z wydawnictwa St. Martin's Press, niez�omny Charles Spicer, a tak�e �ona autora, Deborah Buell Coonts. Gilbert �Gil" Pascal wielokrotnie s�u�y� sw� wiedz� w kwestiach technicznych i jest pomys�odawc� jednego z najwa�niejszych zwrot�w akcji. Ross Statham udziela� cennych wskaz�wek na temat �wiata komputer�w i Internetu. Opisy Kairu powsta�y dzi�ki pomocy Toma i Kay Harper�w. Doktor Matt Cooper dostarczy� warto�ciowych informacji o skutkach dzia�ania �rodka anestetycznego zwanego ketarnin�. Autor jest im wszystkim bardzo wdzi�czny. Powie�� przedstawia wydarzenia fikcyjne. Jak zawsze wy��czna odpowiedzialno�� za jej tre��, postacie, wydarzenia i dialogi spoczywa na autorze. PROLOG Noc by�a ponura. Na rozleg�ym, trawiastym stepie w �rodkowej Azji nie by�o miast, wiosek ani nawet pojedynczych zelektryfikowanych gospodarstw, kt�rych �wiat�a mog�yby rozproszy� wielk� ciemno��. Siedmiokilometrowa warstwa chmur poch�ania�a �wiat�o ksi�yca i gwiazd bez reszty; do ziemi nie dociera�o ju� nic. Dziuraw�, asfaltow� drog� jecha�y dwa pojazdy: stara furgonetka marki Ford oraz dwuosiowa ci�ar�wka ze szczelnie zamkni�t� bud�. Ich reflektory by�y jedynym �ladem �ycia w bezkresnej nocy. Wzd�u� szosy ci�gn�o si� wysokie ogrodzenie z metalowej siatki, zwie�czone trzema liniami drutu kolczastego. Co pewien czas wozy mija�y ma�e, zardzewia�e tabliczki umocowane do p�otu, opatrzone prawie nieczytelnymi napisami gra�dank�. Kilka godzin po zmroku furgonetka i ci�ar�wka wjecha�y na szczyt �agodnego pag�rka i wtedy ich kierowcy zobaczyli w oddali �wiat�o. Zmniejszywszy dystans, przekonali si�, �e maj� przed sob� nag� �ar�wk� zawieszon� na tyczce obok bramy, jedynej przerwy w ogrodzeniu. Opodal wjazdu sta�a niedu�a budka stra�nika, a przy niej wida� by�o czterech uzbrojonych �o�nierzy. Dwaj siedzieli na trawie; pozostali opierali si� o metalowy szlaban zagradzaj�cy drog�. Furgonetka i ci�ar�wka skr�ci�y z szosy i zatrzyma�y si� przed bram�. Pasa�er pierwszego wozu wyskoczy� z szoferki i ruszy� w stron� stanowiska stra�nika. Powiedzia� co� do jednego z �o�nierzy i po chwili z drewnianej budki wyszed� oficer, kt�ry po�wieci� latark� na twarz kierowcy, a potem obszed� furgonetk� i gestem wskaza� na tylne drzwi. Pasa�er otworzy� je i pozwoli�, by oficer zajrza� do �rodka. Na pod�odze wozu siedzia�o czterech m�czyzn z karabinami szturmowymi. Obok nich le�a�y ciemne torby z p��tna, a tak�e worki, w kt�rych mog�a si� znajdowa� �ywno�� i pojemniki z wod�. Oficer obejrza� jeszcze kabin� i bud� ci�ar�wki, a potem wr�ci� do budki, pozostawiaj�c przybysza w towarzystwie �o�nierzy. Przez okno wida� by�o, jak telefonuje. Jego ludzie stoj�cy przy bramie �ciskali w d�oniach bro�, nie spuszczaj�c z oka ciemnej, brudnej furgonetki pomalowanej w maskuj�ce wzory. Kiedy od�o�y� s�uchawk�, wyszed� z budki i ruchem r�ki da� sygna� podw�adnym. Otworzyli szlaban i gestem pokazali kierowcy furgonetki, �e mo�e jecha�. Pojazdy min�y samotn� budk� wartownika i zatkni�t� na tyczce �ar�wk�. Droga wi�a si� dalej po �agodnym stoku ku grzbietowi wzg�rza i dalej, ku otwartemu stepowi. Pi�tna�cie minut p�niej wozy dotar�y do ogrodzonego, rz�si�cie o�wietlonego obozu. Uzbrojony wartownik otworzy� przed nimi bram�. Wjecha�y, mijaj�c dwa stoj�ce nieruchomo czo�gi. Czo�gi�ci siedz�cy w wie�ach przygl�dali im si� w milczeniu, po czym si�gn�li po mikrofony zwisaj�ce z he�mofon�w i wymienili komentarze. Wartownik poprowadzi� samochody do parterowego budynku o ma�ych oknach, przed kt�rym, po obu stronach drogi, sta�o dwunastu uzbrojonych �o�nierzy w mundurach polowych. W g��wnym pomieszczeniu budynku, przy d�ugim stole, siedzia�y cztery osoby: trzej oficerowie i kobieta w dobrze skrojonym, ciemnym �akiecie, pal�ca papierosa. Na blacie le�a�y trzy karabiny szturmowe. - Jestem Ashruf - powiedzia� po rosyjsku pasa�er furgonetki. Zmierzy� spojrzeniem obecnych, nieco d�u�ej zatrzymuj�c je na mniej wi�cej trzydziestoletniej, smuk�ej kobiecie o d�ugich, czarnych w�osach. - Genera� Pietrow - odezwa� si� jeden z oficer�w, spogl�daj�c na zegarek. - Sp�ni� si� pan. - Nie chcieli�my przekracza� granicy przed zmrokiem � odpar� Ashruf, wskazuj�c gestem ku niebu. � Satelity. - Pod takimi chmurami niczego nie zobacz� - wymamrota� w odpowiedzi genera� Pietrow. Myli� si�, ale o tym nie wiedzia�. By� pulchnym osobnikiem �redniego wzrostu, o g�stych, 10 siwych w�osach. Skin�� g�ow� ku jajowatej bryle stoj�cej w k�cie pokoju na drewnianej palecie. - Jest tam. Chce pan obejrze�? � Mia�y by� cztery. � Mamy ich setki. Kiedy zobaczymy kolor waszych pieni�dzy, b�dziecie mogli wybra� cztery. Ashruf podszed� do bry�y i pochyli� si� nad ni�. By� wysportowanym, do�� wysokim m�czyzn�; nosi� kr�tko przystrzy�on� brod�. Mia� na sobie spodnie, lu�n� koszul� i sanda�y, a na g�owie turban. Cho� w pokoju by�o jasno, wyj�� z kieszeni latark�, by jak najuwa�niej obejrze� ka�dy centymetr kwadratowy przedmiotu spoczywaj�cego na palecie. Genera� Pietrow zbli�y� si� do Ashrufa i przykucn��. � Jest pan zadowolony? Przybysz spojrza� na niego bez s�owa i podj�� przerwane ogl�dziny. Wreszcie wsta� i wyszed� z budynku. Kiedy wr�ci�, trzyma� w r�ku metalicznie l�ni�c� aluminiow� walizeczk�. Po�o�y� j� na pod�odze obok palety i otworzywszy, poruszy� kilkoma prze��cznikami w jej wn�trzu, po czym wyj�� z kieszeni pod�u�ny czujnik z kablem, kt�ry pod��czy� do gniazda w walizce. Poruszy� czujnikiem nad metalow� bry��, badaj�c wskazania przyrz�du. Po chwili wy��czy� aparat, wyj�� wtyczk� i zamkn�� aluminiow� obudow�. � Jestem zadowolony � stwierdzi�. � To dobrze - odrzek� Pietrow. - Teraz obejrzymy sobie pieni�dze. Prosz� je przynie�� i po�o�y� na stole. Ashruf i trzej jego ludzie wnie�li p��cienne torby podobne do marynarskich work�w i wysypali na blat ich zawarto��: ameryka�sk� walut� w zwitkach po pi��dziesi�t banknot�w studolarowych. Siedz�cy przy stole wybrali na chybi� trafi� pierwsze zwitki i zacz�li liczy�. Ashruf i jego towarzysze stali obok, nie odzywaj�c si�. Kobieta, Anna Modin, otworzy�a jeden ze zwitk�w i roz�o�y�a banknoty przed sob� na stole. Obok postawi�a sk�rzan� torb�, wyj�a z niej ma�y pod�wietlany blat ze szk�em powi�kszaj�cym oraz filtrem spektralnym i zacz�a sprawdza� kolejno wszystkie banknoty. Kiedy sko�czy�a, zebra�a pieni�dze, przeliczy�a, spi�a gumk� i w�o�y�a r�k� g��boko w stert� zwitk�w, by wyci�gn�� kolejny. Otworzy�a go i rozpocz�a wyrywkowe badanie banknot�w. 11 - Wszystkie s� prawdziwe � powiedzia� Ashruf, ale Pietrow nie zareagowa�, zaj�ty liczeniem pieni�dzy. Kiedy Modin od�o�y�a sw�j sprz�t, �o�nierze podzielili stert� got�wki na mniejsze, r�wne kupki i przeliczyli je starannie. - Dwa miliony dolar�w - o�wiadczy� Pietrow. - Wszystkim si� zgadza? Zgadza�o si�. Na znak genera�a oficerowie zabrali si� do wrzucania pieni�dzy z powrotem do p��ciennych toreb. - Zatem � odezwa� si� Pietrow, zwracaj�c si� do Ashrufa -chce pan wzi�� t� czy wybierze pan przypadkowo wszystkie cztery? Ashruf zastanawia� si� przez d�ug� chwil�. - We�miemy t� i jeszcze trzy. - Wa�� mniej wi�cej po sto kilogram�w; wystarczy sze�ciu ludzi do ka�dej. Ashruf skin�� g�ow�. - Pa�skich ludzi - doda� Pietrow. Uzbrojeni Rosjanie obserwowali w milczeniu, jak przybysz i jego towarzysze ustawiaj� si� wok� palety. Na znak Ashrufa d�wign�li j� z ziemi, ostro�nie min�li drzwi i ruszyli w kierunku ci�ar�wki. Sapi�c z wysi�ku unie�li ci�ar na wysoko�� platformy, po�o�yli i przesun�li w g��b budy, do k�ta, gdzie solidnie umocowali j� linami. Ashruf i jego ludzie wsiedli do wozu i ruszyli za ci�ar�wk� pe�n� uzbrojonych �o�nierzy, kt�r� Pietrow poprowadzi� w ciemno��. Przejechali kilka kilometr�w, mijaj�c kolejne wysokie ogrodzenia, a� wreszcie znale�li si� na placu pe�nym d�ugich rz�d�w kopc�w usypanych z piachu. Tu ci�ar�wka Pi�trowa zatrzyma�a si�, a �o�nierze zeskoczyli na ziemi� i pokierowali wozem przybysz�w tak, by zaparkowa� przed wielkimi stalowymi wrotami. Jeden z Rosjan otworzy� kluczem zamek, a dwaj inni pchn�li masywn� bram�, weszli i zapalili wewn�trzne o�wietlenie. W g��bi kopca zgromadzono kilkadziesi�t palet, a do ka�dej z nich przymocowano pasami jajowat� bry��, spi�t� pojedynczym drutem z metalowym pr�tem stercz�cym z ziemi. - Niech pan wybiera - powiedzia� Pietrow. Na niekt�rych bry�ach pomalowanych na bia�o wida� ju� by�o grzybiczy nalot. Ashruf zeskroba� warstewk� ro�lin, 12 ods�aniaj�c korpus urz�dzenia. Kiedy przyjrza� mu si� bli�ej �wiec�c latark�, zauwa�y� na pancerzu plamki rdzy. Ponownie pos�u�y� si� urz�dzeniem w aluminiowej walizce. Sprawdziwszy kolejnych osiem lub dziewi�� obiekt�w, wybra� trzy, na kt�rych �lady korozji by�y najmniej widoczne. � Na waszym miejscu � odezwa� si� genera� Pietrow, gdy Ashruf i jego ludzie od��czali druty uziemiaj�ce - uwa�a�bym z tymi g�owicami, kiedy nie s� uziemione. Detonatory zawieraj� materia� wybuchowy. Wystarczy jedna iskra, a wy wszyscy, sukinsyny turbaniarze, i spora banda waszych kumpli, wybierzecie si� b�yskawicznie na spotkanie z Mahometem, w piekle. Ashruf zignorowa� t� uwag�. Wyda� komend� po arabsku i jego ludzie otoczyli pierwsz� z wybranych palet. Unie�li j� powoli i zanie�li do ci�ar�wki, a gdy zabezpieczyli g�owic� bojow� pasami, powr�cili do magazynu po nast�pn�. Ca�a operacja zaj�a im mniej wi�cej p� godziny. Anna Modin sta�a przy drzwiach parterowego budynku w obozie, gdy obie ci�ar�wki powr�ci�y ze strefy magazyn�w. Ashruf zosta� w szoferce, a jego towarzysze wyskoczyli z budy, starannie zamkn�li jej drzwi i wsiedli do furgonetki. Modin i Pietrow obserwowali w spokoju, jak dwa wozy opuszczaj� ob�z, raz jeszcze mijaj�c nieruchome czo�gi, i kieruj� si� ku bramie g��wnej. - Udany wiecz�r, generale - odezwa�a si� wreszcie Anna Modin. - Dwa miliony dolar�w ameryka�skich. Moje gratulacje. � Zapracowa�a pani na swoje dziesi�� tysi�cy � odpar� �askawie Pietrow, spogl�daj�c na oddalaj�ce si� tylne �wiat�a samochod�w przesuwaj�ce si� wolno po stoku niewysokiego pag�rka, daleko za bram�. - Wypijmy za u�miech losu -zaproponowa�, kiedy znikn�y za szczytem. - Pozna�a go pani? - doda�, maj�c na my�li Ashrufa. - O, tak - odpar�a Anna Modin. - Najcz�ciej wyst�puje jako Frou� al-Zuair. Zdaje si�, �e pochodzi z Egiptu, ale mo�e te� by� Palesty�czykiem albo Saudyjczykiem. Poszukuj� go Izraelczycy i Egipcjanie. O ile sobie przypominam, jego specjalno�ci� s� bomby, ale Egipcjanie chc� go dorwa� przede Wszystkim za to, �e zaszlachtowa� maczet� grup� turyst�w... To znaczy niewiernych. 13 - Ma zamo�nych przyjaci� - stwierdzi� Pietrow, kt�ry by� cz�owiekiem praktycznym. - Wy�wiadczy�by pan �wiatu przys�ug� - odpar�a z rozbawieniem Anna - gdyby kaza� ich pan zastrzeli� i zatrzyma� sobie got�wk�. - Wiecz�r by�by r�wnie udany - przytakn�� Pietrow, szczerz�c z�by w u�miechu. - Jednak�e, Anno Michaj�owna, nie pojmuje pani zawi�o�ci mechanizm�w kapitalizmu i mi�dzynarodowego handlu. Zabijanie klient�w �le s�u�y interesom. A przecie� Zuair i jego przyjaciele mog� kiedy� wr�ci�, przywo��c nam jeszcze wi�cej milion�w. - Kiedy� - powt�rzy�a z nadziej� Anna Modin i ruszy�a za genera�em Pietrowem w stron� jego biura. ROZDZIA� 1 Wysoki, szczup�y m�czyzna wyszed� g��wnymi drzwiami gmachu Organizacji Narod�w Zjednoczonych na Manhattanie i zatrzyma� si� na szczycie schod�w, by wyj�� papierosa. Mia� na sobie drogi, ciemny garnitur i granatowy jedwabny krawat, ukryte pod elegancko skrojonym we�nianym p�aszczem. Zapaliwszy, zamkn�� metalow� papiero�nic� i ruszy� schodami w d�. Zdecydowanym krokiem do��czy� do t�umu p�yn�cego chodnikiem, nie zwracaj�c uwagi na przechodni�w, podobnie jak ka�dy z otaczaj�cych go nowojorczyk�w. Skr�ci� na zach�d, w jednokierunkow� Czterdziest� Sz�st� Wschodni� Ulic�, jak zwykle o tej porze ca�kowicie zakorkowan�. Szed� pewnie, ale nie spieszy� si�, mijaj�c kolejno aleje - Drug�, Trzeci�, Lexington i Park - by wreszcie skr�ci� na p�noc, w Madison Avenue. Przy Czterdziestej �smej ponownie skierowa� si� na zach�d. Mijaj�c skrzy�owanie z Pi�t� Alej�, nie obejrza� si� nawet w stron� t�umu na placu przed Centrum Rockefellera. Spokojnie przeszed� obok, zgasi� trzeciego tego dnia papierosa i wszed� do gmachu NBC. Siedem minut p�niej by� ju� na peronie kolei podziemnej pod Centrum Rockefellera. W ostatniej chwili przed zamkni�ciem drzwi wsiad� do poci�gu jad�cego na po�udnie i chwyci� si� por�czy. Sekund� p�niej sk�ad ruszy�. Poci�g mkn�� przez ciemno��, a wysoki m�czyzna beznami�tnie przygl�da� si� twarzom wsp�pasa�er�w, stoj�c swobodnie przy metalowej rurze. Bez widocznego zaintere- 15 sowania obserwowa� wsiadaj�cych i wysiadaj�cych na kolejnych stacjach. Sam wysiad� na Brooklynie, wyszed� na ulic� i zaraz powr�ci� na podziemny dworzec. Po paru minutach jecha� ju� poci�giem tej samej linii F, mkn�cym z powrotem na p�noc, ku Manhattanowi. Tym razem wysiad� przy Grand Street, w dzielnicy zwanej Little Ita�y, i pieszo rozpocz�� w�dr�wk� na po�udnie. Godzin� p�niej min�� wej�cie do przystani Sta-ten Island Ferry i wkroczy� do Battery Parku. Kilkakrotnie zerka� na zegarek. Wreszcie zatrzyma� si�, zapali� papierosa i usiad� na �awce z widokiem na nowojorski port. Pi�tna�cie minut p�niej nawr�ci� w kierunku nabrze�a promowego i ruszy� Broadwayem na p�noc. Trzy przecznice dalej z�apa� taks�wk�. - R�g Siedemdziesi�tej Dziewi�tej i Riverside Drive, prosz�. Strumie� samochod�w pe�zn�cych Broadwayem by� niewiarygodnie g�sty. Kierowca, przybysz z Bliskiego Wschodu, puszcza� wi�zanki popularnych przekle�stw na ka�dym skrzy�owaniu z sygnalizacj� �wietln�. Na p�noc od Times S�uare tempo jazdy wyra�nie wzros�o. Wysiad�szy z taks�wki, wysoki m�czyzna pomaszerowa� w kierunku brzeg�w Hudsonu i po chwili by� ju� na nadrzecznym bulwarze River Walk. Skr�ci� na pomost dla spacerowicz�w, wychodz�cy daleko w nurt rzeki, i wolnym krokiem przeszed� za plecami kilkudziesi�ciu ludzi stoj�cych przy barierce, zwr�conych twarzami na po�udnie. Wielu przyciska�o do oczu aparaty, fotografuj�c panoram� wyspy pozbawion� bli�niaczych wie� World Trade Center. Na ko�cu pomostu sta�o kilka �awek - wszystkie puste, z wyj�tkiem jednej. Czterej ludzie, w tym dwaj umundurowani policjanci, zawracali przechodni�w i turyst�w, nie dopuszczaj�c ich w rejon platformy widokowej, ale wysoki m�czyzna po prostu min�� ich bez s�owa. Na �awce siedzia� osobnik w �rednim wieku, ubrany w d�insy, adidasy, troch� wyblak�� kurtk� narciarsk� i okulary przeciws�oneczne, kt�re szczelnie zas�ania�y jego oczy. Trzymaj�c w d�oni zwini�t� gazet�, przygl�da� si� nadchodz�cemu m�czy�nie. - Dzie� dobry, Jake - powiedzia� wysoki przybysz. - Witaj, Ilin. - Jestem czysty, jak s�dz�? 16 - Co najmniej od stacji metra pod Centrum Rockefellera. Postawny m�czyzna skin�� g�ow�. Nazywa� si� Janos Ilin i by� wysokim rang� oficerem SVR, rosyjskiego wywiadu, biurokratycznego spadkobiercy Pierwszego Dyrektoriatu -s�u�by wywiadowczej KGB za czas�w Zwi�zku Radzieckiego. Cz�owiekiem w d�insach by� kontradmira� Jake Grafton z Marynarki Wojennej Stan�w Zjednoczonych. S�dz�c z aparycji, dobiega� sze��dziesi�tki; mia� kr�tkie, rzedn�ce w�osy zaczesane do ty�u oraz nos jakby o numer za du�y w stosunku do reszty twarzy. Prezentowa� si� do�� zdrowo, a lekka opalenizna �wiadczy�a o tym, �e sporo czasu sp�dza� na �wie�ym powietrzu. - Czysta amatorka, umawia� si� pod go�ym niebem, na widoku � stwierdzi� Jake. To Ilin wybra� miejsce spotkania. Rosjanin rozpromieni� si�. - Czasem najbardziej wyeksponowane miejsca sprawdzaj� si� najlepiej. Stoj�c, rozgl�da� si� po okolicy. Przez pe�n� minut� patrzy� na po�udniowy kraniec Manhattanu, a potem omi�t� wzrokiem lini� brzegow�, twarze ludzi stoj�cych na pomo�cie spacerowym i wreszcie spojrza� na statki i �odzie p�yn�ce Hudsonem w obu kierunkach. - Takie barbarzy�stwo � powiedzia�, wskazuj�c na daleki kraniec wyspy � nigdy nie wydarzy�oby si� w Rosji. Jake Grafton mrukn�� co� niezrozumiale. - Wiem, co my�lisz � ci�gn�� Ilin, spojrzawszy przelotnie na Amerykanina. - �e nigdy nie pozwoliliby�my kilkudziesi�ciu Arabom swobodnie porusza� si� po kraju, robi�c z du�ymi pieni�dzmi, co im si� �ywnie podoba. I oczywi�cie masz racj�. Ale nie to by�oby najwa�niejsze. Bin Laden, Al-Kaida, Islamski D�ihad... Wszyscy ci religijni faszy�ci wiedz�, �e gdyby kiedykolwiek zdecydowali si� na taki numer - Ilin wskaza� d�oni� na po�udnie - w Rosji, polowaliby�my na nich do ko�ca �wiata i wyko�czyliby�my ka�dego schwytanego winowajc�. Totalna eksterminacja. Do samego ko�ca. - Tak samo, jak KGB pozby�o si� Hafizullaha Amina w Kabulu? - spyta� Jake. W 1979 roku �o�nierze si� specjalnych KGB, przebrani w afga�skie mundury, zaatakowali pa�ac prezydencki i zamordowali prezydenta Afganistanu wraz z ca�� rodzin� i �dworem". Wybrany przez Moskw� nast�pca natychmiast poprosi� o pomoc Zwi�zek Radziecki, 17 a tak si� szcz�liwie z�o�y�o, �e Armia Czerwona ju� rozpocz�a inwazj�. - W�a�nie. Ale wy, Amerykanie, nie za�atwiacie spraw w rosyjskim stylu. - Ilin zapali� kolejnego papierosa. - Dzi�ki Bogu. Zabili�cie milion Afga�czyk�w, trac�c ilu? Mo�e ze trzydzie�ci tysi�cy �o�nierzy. - O ile pami�tam, wy wyt�ukli�cie cztery miliony Wietnamczyk�w, trac�c pi��dziesi�t osiem tysi�cy ludzi w tej waszej ma�ej, brudnej wojence. - Mia�em w tym sw�j udzia� - przyzna� z westchnieniem Jake. - Dwaj ludzie �ledzili ci� a� do Centrum Rockefellera. Prawdopodobnie Rosjanie. Zdaje si�, �e kto� ci nie ufa. - Touche - odpar� Janos Ilin, uk�adaj�c usta w co� na kszta�t u�miechu. - Mo�esz mi ich opisa�? Jake si�gn�� do wewn�trznej kieszeni kurtki i wyj�� dwa zdj�cia. Poda� je Rosjaninowi, kt�ry zerkn�� na nie kolejno i odda�. - Znam ich. Dzi�kuj�, �e przyszed�e�. - Dlaczego akurat ja? - spyta� Jake Grafton, wk�adaj�c fotografie na powr�t do kieszeni. Poprzedniego dnia Ilin zadzwoni� do mieszkania Grafto-n�w w Roslyn, w Wirginii, prosz�c o numer s�u�bowego telefonu Jake'a. Callie, kt�ra zna�a go osobi�cie � rok wcze�niej jej m�� wsp�pracowa� z Ilinem przy pewnej sprawie � poda�a numer bez wahania. Rosjanin zadzwoni� z budki telefonicznej w Nowym Jorku do siedziby Po��czonego Zespo�u Antyterrorystycznego FBI i CIA z siedzib� w kwaterze g��wnej CIA w Langley. Kiedy uzyska� po��czenie z Graftonem, poprosi� o spotkanie w Nowym Jorku nast�pnego dnia i ustali� miejsce. Jake postara� si�, by agenci mieli Ilina na oku i upewnili si�, czy nie jest �ledzony. Gdyby by�, kontradmira� nie pojawi�by si� na pomo�cie. - S�ysza�em, �e zosta�e� g��wnym oficerem ��cznikowym przy wsp�lnym zespole FBI i CIA do spraw zwalczania terroryzmu. A poniewa� ci� znam... - Nie s�dz�, �eby to stanowisko by�o obj�te tajemnic�, ale te� nie przypominam sobie, �eby pisano w gazetach o moim nowym zaj�ciu. Po twarzy Ilina przemkn�� cie� u�miechu. - Uznajmy fakt, �e o tym wiem, za moje referencje - odpar�. � I zostawmy ten temat na chwil�. 18 Jake zdj�� okulary, z�o�y� je starannie i wsun�� do kieszeni koszuli. Zlustrowa� twarz Rosjanina twardym spojrzeniem szarych oczu. - Co porabiasz w Nowym Jorku? - spyta�. - Kierujesz kretem w naszych s�u�bach? - Po prostu przyszed�em na spotkanie z tob�. - Centrala ci� przys�a�a? -Nie. Ilin podszed� do po�udniowej barierki i opar� si� o ni� �okciami. Po chwili do��czy� do niego Jake Grafton. Nad rzek� przelecia� policyjny helikopter, a od strony lotnisk Newark i Teterboro dobieg� daleki odg�os silnik�w odrzutowych; na niebie wida� by�o jeszcze �lady smug kondensacyjnych. Ilin przygl�da� si� im przez chwil�, ko�cz�c papierosa. Wreszcie rzuci� niedopa�ek do wody. - Islamskich terroryst�w mo�na generalnie podzieli� na trzy grupy - zacz�� tak swobodnym tonem, jakby rozmawiali o pogodzie. - Piechot� s� ci, kt�rych rekrutuje si� spo�r�d mieszka�c�w oboz�w dla uchod�c�w i biedniejszych wiosek arabskiego �wiata. S� m�odzi, niewykszta�ceni, zwykle niepi�mienni i nie wiedz� praktycznie nic o zachodnim �wiecie. Z nich formuje si� brygady szturmowe i grupy samob�jc�w, kt�re morduj� Izraelczyk�w i turyst�w odwiedzaj�cych Bliski Wsch�d. M�wi� wy��cznie po arabsku. Potrafi� dobrze wtopi� si� w lokaln� spo�eczno��, ale s� praktycznie niezdolni do dzia�ania poza w�asnym krajem. W�a�nie takich jak oni bin Laden i jemu podobni szkol� na islamskich wojownik�w w obozach w Afganistanie, Libii i Iraku. Grafton skin�� g�ow�. - Do drugiej kategorii nale�� Arabowie lepiej wykszta�ceni, zazwyczaj pi�mienni; niekt�rzy maj� nawet pewne umiej�tno�ci techniczne. Fundamentali�ci rekrutuj� ich, apeluj�c do uczu� religijnych, przekonuj�c do w�asnej, skrzywionej wizji islamu. Jako �e wielu spo�r�d kandydat�w do tej grupy ma za sob� do�wiadczenie w �yciu poza �wiatem arabskim, z regu�y potrafi� znale�� si� bez trudu w zachodnim spo�ecze�stwie. S� naprawd� niebezpieczni. Tacy jak oni porwali liniowe samoloty i rozbili je o World Trade Center i Pentagon. Nawiasem m�wi�c, maszyna, kt�ra trafi�a w Pentagon, mia�a zniszczy� Bia�y Dom, a ta, kt�ra spad�a na ziemi� w Pensylwanii, mia�a roznie�� Kapitol. 19 � Uhm - mrukn�� Jake. Oczywi�cie wiedzia� o tym doskonale, ale Ilin zada� sobie wiele trudu, by zorganizowa� to spotkanie, wi�c zamierza� pozwoli� mu powiedzie� wszystko, co mia� do powiedzenia. � Terroryst�w nale��cych do trzeciej grupy nazwa�bym genera�ami. Bin Laden, jego najbli�si wsp�pracownicy, finansi�ci, bankierzy, doradcy techniczni i tak dalej. Oni r�wnie� s� muzu�manami. Z jakiego� powodu terroryzm odpowiada ich etnicznej i religijnej wizji �wiata. - Ilin umilk� i rozejrza� si� bezwiednie. - Istnieje jednak tak�e czwarta kategoria. Niewielu spo�r�d nale��cych do niej ludzi to Arabowie, r�wnie ma�o jest w�r�d nich muzu�man�w. Dla nich w terroryzmie liczy si� wy��cznie zysk. Niekt�rzy, z niepoj�tych powod�w, rozkoszuj� si� b�lem, kt�ry wywo�uj� akty terroru. S� wrogami Ameryki, wrogami zachodniej cywilizacji. Przyszed�em tu dzi� w�a�nie po to, �eby opowiedzie� ci o kilku z nich. � Czy w tej czwartej grupie � odezwa� si� z namys�em Jake � s� mo�e jacy� Rosjanie? � Rosjanie, Niemcy, Francuzi, Egipcjanie, Japo�czycy, Chi�czycy, Hindusi... Do wyboru, do koloru. Ameryka jest pot�g� tego �wiata i nie brakuje ludzi, kt�rzy maj� do niej uzasadnione lub irracjonalne pretensje. � Nienawi�� to pot�ne uczucie � mrukn�� Grafton. � Jednym z wielu wrog�w Stan�w Zjednoczonych jest rosyjski genera� nazwiskiem Pietrow. Wprawdzie nie nienawidzi Ameryki, za to bardzo kocha pieni�dze. Kilka tygodni temu sprzeda� cztery g�owice bojowe za dwa miliony dolar�w. � Komu? � Ludziom, kt�rzy nazywaj� siebie Mieczem Islamu. Pietrow dowodzi baz� wojskow� w rejonie Rubcowska. Cz�owiekiem, kt�ry kierowa� zespo�em odbieraj�cym bro�, by� Frou� al-Zuair, od wielu lat siej�cy zam�t na Bliskim Wschodzie. Jest odpowiedzialny za rze� turyst�w w Egipcie; wymkn�� si� potem z ob�awy i uciek� do Iraku. Kim s� jego przyjaciele i gdzie rezyduj�, nie wiem. Je�li chodzi o �cis�o��, nie powinienem te� wiedzie� nic o Pietrowie i Zuairze, ani tym bardziej o g�owicach. � Ale wiesz? � Co nieco. � Czy to prawda? A mo�e tylko fikcja, kt�r� masz nam wm�wi�? 20 - S�dz�, �e prawda, chocia� absolutnej pewno�ci nie mam. I powtarzam ci zupe�nie szczerze, �e Centrala nie wie o mojej rozmowie z tob�. - Sk�d o tym wszystkim wiesz? - spyta� Grafton, staj�c rami� przy ramieniu z Ilinem. - Tego nie mog� powiedzie�. Musi ci wystarczy� moje zapewnienie, �e uwa�am to �r�d�o za wiarygodne. Wiele s�ysza�em o Pietrowie i wiem, �e jest zdolny do czego� takiego. Przekazuj� t� informacj� rz�dowi Stan�w Zjednoczonych, �eby zadzia�a� wedle w�asnego uznania. Prawda jest jednak taka, �e wi�kszo�� z licz�cych si� polityk�w w moim kraju nie wie o tej sprawie, a nawet gdyby wiedzieli, nigdy by si� do tego nie przyznali. Nie mog� sobie pozwoli� na zatarg ze Stanami Zjednoczonymi. - Chcesz powiedzie�, �e w praktyce nie mo�emy wykorzysta� twoich informacji? - Nie powinni�cie naciska� Moskwy, bo oni po prostu wszystkiego si� wypr�. Nie pozw�l te�, �eby moje w�adze pozna�y �r�d�o przecieku. Je�eli dowiedz� si�, �e to ja przekaza�em informacje, b�d� trupem. - Zrobi�, co b�d� m�g�. - Teraz mo�emy wr�ci� do twojego pytania o to, sk�d wiem, �e zosta�e� oddelegowany do zespo�u do spraw terroryzmu. Ot� mamy kreta w CIA. - Jezu - mrukn�� Jake, kr�c�c g�ow�. - Nazywa si� Richard Doyle. Nie powiniene� dopu�ci�, by zobaczy� jakiekolwiek dokumenty zwi�zane z t� spraw�, w kt�rych b�dzie figurowa�o moje nazwisko. - A je�li go aresztujemy? - To wasza sprawa. Oby tylko si� nie dowiedzia�, kto go wyda�. - Mo�liwe, �e wykorzystamy go jeszcze, �eby was dezinformowa�. Jest na to jakie� szpiegowskie okre�lenie, ale akurat wylecia�o mi z g�owy. - Richard Doyle jest zdrajc� - powiedzia� cicho Janos Ilin. � Podpisa� wyrok �mierci na siebie w chwili, gdy przed Pi�tnastu laty zgodzi� si� szpiegowa� na rzecz komunist�w. Od tamtej pory ka�dy dzie� �ycia mo�e uwa�a� za podarunek �d losu. - Przed pi�tnastu laty? - powt�rzy� z przera�eniem Jake. Ilin wyj�� cienk�, metalow� papiero�nic� i si�gn�� po ko- 21 lejnego papierosa. Przez chwil� obraca� go w palcach. Jake zauwa�y�, �e r�ce Rosjanina ani troch� nie dr��. - Pi�tna�cie lat... a teraz nagle koniec. - Niestety, pan Doyle zostanie po�wi�cony na o�tarzu wi�kszej sprawy. - Kto podj�� tak� decyzj�? - Ja � odpar� beznami�tnie Ilin. � Cz�owiek musi bra� odpowiedzialno�� za �wiat, w kt�rym �yje. Je�eli tego nie uczyni, kto� zrobi to za niego. Kto� taki jak bin Laden, Lenin, Stalin, Hitler, Mao... Morderczy fanatycy zawsze s� gotowi oczy�ci� nas z wszelkich s�abo�ci. - Rosjanin wzruszy� ramionami. - Tak si� sk�ada, �e moim zdaniem naszej planecie bardziej do twarzy jest z cywilizacj� ni� bez niej. Stara, poczciwa Ziemia nie potrzebuje sze�ciu miliard�w g�oduj�cych. - A ty? Czy ty te� jeste� zdrajc�? - Nazywaj mnie, jak chcesz � odpar� Ilin z u�miechem dzikiej rado�ci. - Ja po prostu nie chc� przeczyta� w gazecie o czterech bombach atomowych o mocy dwustu kiloton ka�da, kt�rych eksplozja zadaje druzgoc�cy cios jedynemu supermo-carstwu tego �wiata. Rosja potrzebuje paru przyjaci�. - Gdzie mo�e by� ta bro�? - Nie mam poj�cia. W jakimkolwiek zak�tku planety -odpar� Ilin, leniwie zaci�gaj�c si� dymem. Samoloty przelatywa�y nad nimi w r�nych kierunkach, a p�nozimowy wiatr przynosi� z zachodu wo� rzeki. - Jakiego typu informacje SVR dostaje od Doyle'a? - Ciekawe pytanie - stwierdzi� Ilin, wyra�nie zadowolony. - Nie mam wgl�du do ca�ego materia�u, ale s�ysza�em co nieco i sporo wydedukowa�em. Doyle jest dobrym �r�d�em. Niemal zbyt dobrym. Mam wra�enie, �e Centrala zastanawia si� czasem, czy nie jest podw�jnym agentem, ale jak dot�d jego informacje si� sprawdzaj�. Powiem ci tylko, �e dotycz� zaskakuj�co licznych zagadnie�. - My�lisz, �e dostaje dane od kogo� z rz�du? - Jest zdumiewaj�co dobrze poinformowany. - Nie domy�lasz si� dzi�ki komu? - Wyobra�am sobie, �e ma kogo� w FBI. W kontrwywiadzie. - Podasz mi przyk�adowe meldunki? -Nie. - Miecz Islamu - mrukn�� Jake w zamy�leniu. - S�y- 22 sza�em o nich. Wiedzieli�my, �e s� zamieszam w akcj� pod kryptonimem �Manhattan Project"*, ale za�o�yli�my, �e chodzi�o o to - doda�, wskazuj�c na wyszczerbion� panoram� miasta na po�udniu. - Bardzo niebezpieczne za�o�enie - oceni� Rosjanin. -Cztery taktyczne g�owice nuklearne do pocisk�w dalekiego zasi�gu przeznaczonych do zwalczania cel�w morskich, nazywane �zab�jcami flot". Ka�da mniej wi�cej dwadzie�cia razy silniejsza od tych, kt�rych u�yli�cie nad Hiroszim� i Nagasaki. �atwe do transportowania. Wystarczy�oby zatrudni� paru dobrych technik�w, �eby sta�y si� �wietnymi bombami przeno�nymi. - Por�czna bro�. - Owszem. Je�li si� nie myl�, ka�da z g�owic wa�y mniej wi�cej sto kilogram�w i jest niewiele wi�ksza od pi�ki. Jak zauwa�y� przed laty pewien m�drala, terrory�ci mogliby przebra� j� za paczk� kokainy i bez problemu wwie�� do Stan�w przez lotnisko w Miami. - Co jeszcze wiesz? - Nie przypuszczam, �eby celem ataku by�a Ameryka. Oczywi�cie to w�a�nie ona jest wielkim Szatanem i tak dalej, ale prawdziwym celem jest ca�a zachodnia cywilizacja. � Janos Ilin klasn�� i roztar� d�onie. - Najbardziej nara�ona na atak religijnych fanatyk�w jest sie� po��cze� lotniczych, komputerowych, telefonicznych i mi�dzybankowych, umo�liwiaj�ca prawdziwie swobodny przep�yw kapita�u. Ich celem jest przede wszystkim zniszczenie tego �wieckiego przybytku, kt�ry w istocie karmi i ubiera miliardy ludzi. Pragn� wprowadzi� chaos i udowodni� wy�szo�� swojej sprawy. W nowej erze ciemno�ci, kt�ra wtedy nast�pi, b�d� mogli zbudowa� swoje �wi�te imperium. Pomy�l tylko, Jake: miliardy zacofanych, g�oduj�cych ludzi b�d� pi�� razy dziennie bi� pok�ony w stron� Mekki. - Oni jeszcze nie wygrali i nie wygraj� - odparowa� Grafton. - Je�eli uda im si� doprowadzi� do �wi�tej wojny, w kt�rej po jednej stronie stanie nasza cywilizacja, a po przeciwnej islam, islam przegra. - Z twojego punktu widzenia mo�e si� wydawa�, �e to 1* Tak� sam� nazw� nosi� program budowy pierwszej ameryka�skiej bomby atomowej - przyp. t�um. 23 zupe�nie bezpieczna przepowiednia - odpar� Ilin. - Fanatycy chc� znie�� dominacj� bogatych pa�stw, w�r�d kt�rych prym wiod� Stany Zjednoczone. Uwa�aj�, �e walka zradykalizuje muzu�ma�skie masy i zniszczy �wieckie w�adze w krajach arabskich, kt�re pr�buj� wprowadza� kulturow� dwoisto��. Celem terroryst�w jest odtworzenie wspania�ej przesz�o�ci, zbudowanie zjednoczonego islamskiego pa�stwa, w kt�rym odst�pstwa nie b�d� tolerowane i kt�rego obywatele b�d� pos�uszni ich wizji bo�ego prawa. Uwa�aj�, �e zwyci꿹, poniewa� B�g jest po ich stronie. - Ta�cz�cy derwisze � mrukn�� Grafton. - Wielu muzu�man�w uwa�a�o, �e bin Laden to Mahdi, islamski mesjasz. On sam z pewno�ci� przypisywa� sobie t� rol�. Tak czy inaczej... muzu�ma�ski �wiat prze�ywa ci�kie chwile, a nas znowu czeka �wi�ta wojna. - Terrory�ci czasem wygrywaj�, czasem przegrywaj� -powiedzia� z namys�em Jake. - A ludzie rzeczywi�cie daj� si� sterroryzowa�. Ilin odwr�ci� si� i opar� plecami o barierk�. - Przez wszystkie lata pracy w wywiadzie nie widzia�em tajnej operacji zakrojonej na tak� skal�, jak atak z jedenastego wrze�nia. By� niesamowity. � Rosjanin westchn�� ci�ko. � Co� takiego by�o mo�liwe tylko dlatego, �e wy, Amerykanie, jeste�cie tacy ufni, tak ma�o podejrzliwi. - Ju� nie - odpar� ponuro Jake Grafton. - Twoi rodacy do�wiadczyli kosztownej lekcji - stwierdzi� Ilin. - Logika nakazuje spodziewa� si� w przysz�o�ci atak�w mniej spektakularnych, z udzia�em jednego, czasem dw�ch sprawc�w. Mo�e b�dzie to trucizna w miejskich wodoci�gach, mo�e zatruta �ywno��... Takie akcje pozwoli�yby terrorystom zmaksymalizowa� szans� powodzenia, zminimalizowa� ryzyko i wytworzy� prawdziwy terror. A tu okazuje si�, �e kto� s�ono zap�aci� genera�owi Pietrowowi za bro� j�drow�. Rzucony niedopa�ek polecia� �ukiem ku ciemnej toni. - Martwi mnie to gadanie o sprawiedliwo�ci, kt�re �ledz� w gazetach � odezwa� si� Ilin po chwili milczenia. � Ta wojna wykracza poza s�dy i prawnik�w z ich sofistyk� i legalizmem. Wasi wrogowie zwyci꿹, je�eli zrobicie dla nich miejsce w salach s�dowych. Je�li tego nie rozumiecie, to ju� przegrali�cie. - Agent wyci�gn�� r�k�. Jake u�cisn�� j� mocno. - Powodzenia, przyjacielu. 24 � Dzi�ki, �e przyszed�e�, Ilin. Rosjanin skin�� g�ow�, raz jeszcze spojrza� na rzek� i odszed�. Jake obserwowa� go, gdy r�wnym krokiem przemierza� pomost i znika� w alejce za rz�dem nagich drzew. Jeden z najbli�ej stoj�cych w�dkarzy zwin�� �y�k� i z�o�y� w�dk�. Kiedy schowa� ca�y sw�j sprz�t w torbach, podszed� do Jake'a, kt�ry sta� nieruchomo, zapatrzony w nurt Hudsonu. � Co mia� do powiedzenia, panie admirale? W�dkarz, komandor porucznik Ropuch Tarkington, od lat s�u�y� pod rozkazami Graftona, ostatnio jako jego osobisty asystent. By� o kilkana�cie centymetr�w ni�szy od szefa, a jego przystojn� twarz o regularnych rysach zdobi�y zmarszczki zdradzaj�ce sk�onno�� do �miechu. � Powiedzia�, �e par� tygodni temu pewien rosyjski genera� sprzeda� cztery g�owice j�drowe grupie znanej jako Miecz Islamu. � � Wierzy mu pan? � C�, to, co m�wi�, brzmia�o sensownie. Jego zdaniem SVR nie wie, �e przekaza� nam t� informacj�. Uwa�a j� za sw�j dar dla cywilizacji, kt�ry ofiarowuje z dobroci serca. � Gdzie mo�e by� ta bro�? � Powiedzia�, �e nie wie. Ropuch zacisn�� usta, a po chwili gwizdn�� z cicha. � Cztery g�owice! I jak zwykle my wpakowali�my si� w sam �rodek tego ba�aganu. � A� chce si� p�aka�, co? ROZDZIA� 2 Jake wr�ci� do Waszyngtonu tego samego popo�udnia i natychmiast pojecha� do kwatery g��wnej Centralnej Agencji Wywiadowczej w Langley. Jego szefem by� w tej chwili go�� znany jako Coke Twilley - osobnik pot�nie zbudowany, �ysiej�cy i, jak przypuszcza� Grafton, zwi�zany z CIA od chwili, gdy sko�czy� studia. Twilley wspomnia� raz, �e ko�czy� Yale, a w latach pi��dziesi�tych i sze��dziesi�tych Agencja intensywnie rekrutowa�a agent�w spo�r�d absolwent�w presti�owych uczelni zaliczanych do Ivy League. Nosi� na palcu prawej d�oni pami�tkowy pier�cie�, zapewne symbol przynale�no�ci do grupy w college'u. Twilley wygl�da� i zachowywa� si� jak profesor uniwersytetu. Niecz�sto zdarza�o mu si� okazywa� rozbawienie; zazwyczaj jedynym uczuciem maluj�cym si� na jego twarzy by�o g��bokie znudzenie. Wydawa�o si�, �e w swym zawodowym �yciu lubi� tylko jedno: intelektualne gry w �daj i zabierz" z osobami dorastaj�cymi do jego poziomu, a takich nie spotyka� zbyt cz�sto na bagnistym terenie szpiegostwa i polityki. Jedyn� ludzk� cech�, jak� przejawia� Coke Twilley, by�o uzale�nienie od coca-coli, tej tradycyjnej, s�odzonej, kt�r� s�czy� praktycznie przez ca�y dzie� � st�d zreszt� wzi�o si� jego przezwisko. Co �w nap�j wyczynia� z poziomem cukru w jego krwi, wiedzia� wy��cznie lekarz. Asystentem Twilleya, w randze szefa wydzia�u, by� niejaki Khanh Tran, zwany powszechnie Sonnym. By� to chudy jak szczapa Wietnamczyk, kt�ry od si�dmego roku �ycia mieszka� w Stanach Zjednoczonych. Jako dziecko nie zna� ani jednego 26 s�owa po angielsku, a i teraz w jego wymowie s�ycha� by�o �ladowy obcy akcent. By� absolwentem Cal Po�y, ale ca�e doros�e �ycie po�wi�ci� pracy dla CIA. Tego popo�udnia Coke Twilley i Sonny Tran s�uchali raportu Jake'a, nie odzywaj�c si� ani s�owem. Admira� opowiedzia� 0 wszystkim ze szczeg�ami. Dopiero kiedy sko�czy�, szef zada� mu pytanie: - Ma pan jakie� sugestie co do sposobu weryfikacji tej historyjki? - Us�ysze� j� z innego �r�d�a - odpar� cierpko Jake. - Jak pan s�dzi, gdzie w tej chwili znajduje si� ta bro�? � indagowa� Twilley, bawi�c si� drogim wiecznym pi�rem; zapewne gwiazdkowym lub urodzinowym prezentem sprzed lat. Jak zwykle wygl�da� na cokolwiek znudzonego, zreszt� mo�e nawet by� znudzony. - Nie mam poj�cia, podobnie jak Ilin. - Richard Doyle? Znam go od lat. On mia�by by� rosyjskim szpiegiem? Pan w to wierzy? - Moim zdaniem to oskar�enie, kt�re warto zweryfikowa�. Je�eli nie jest prawdziwe, nic si� nie stanie. Je�eli jest... -Jake zawiesi� g�os. P - Nigdy nie lubi�em Ruskich - o�wiadczy� Twilley, cokolwiek bez zwi�zku. Poci�gn�� �yk coli z fili�anki do kawy i rozpar�szy si� wygodnie na mi�kkim obrotowym fotelu, zapl�t� palce na wydatnym brzuchu. Mia� zwyczaj gapi� si� na ludzi jak sowa. W tej chwili wbija� w�a�nie wzrok w Jake'a, jak zwykle mrugaj�c powiekami tak rzadko, �e niekt�rzy podejrzewali, i� w og�le tego nie robi. - Prezent od SVR. Ta ho�ota z KGB... - Twilley parskn�� pogardliwie. � Najgorsze szumowiny �wiata. Zbiry Stalina. Wymordowali trzydzie�ci milion�w swoich rodak�w! Za�o�� si� o w�asn� emerytur�, �e od lat sprzedaj� bro� terrorystom 1 zgarniaj� kas� do prywatnych kieszeni. A teraz martwi� si�, �e bandyci odpal� bomb� i jakie� g�wno sypnie si� w ich stron�, wi�c przy�a�� do nas i szepcz� na ucho, zwalaj�c win� na jakiego� zasmarkanego genera�a, kt�ry gnije w bazie na ko�cu �wiata. Ta banda sprzeda�aby nawet w�giel diab�u! - Mia� pan ju� do czynienia z Ilinem, admirale. Zapewne zna go pan lepiej ni� ktokolwiek z naszych ludzi - wtr�ci� g�adko Sonny Tran. - Czy chcia�by pan, �eby pan Twilley Przekaza� prze�o�onym jeszcze jakie� sugestie? 27 - Chcia�bym - odpar� Jake Grafton. - Ilin wskaza� nam punkt, od kt�rego mo�emy zacz��: Miecz Islamu. Bez wzgl�du na to, dlaczego przekaza� nam informacj�, musimy wszcz�� �ledztwo. Niezrobienie tego by�oby wr�cz groteskowym przejawem nieodpowiedzialno�ci. - B�dziemy dzia�a�, admirale - zapewni� go Tran. - Oczywi�cie nie musz� te� wspomina�, �e trzeba rozpocz�� dochodzenie w sprawie oskar�e� pod adresem Doyle'a. - Wi�c po co pan wspomina? � odparowa� Twilley. - Bo chc�, �eby w raporcie z tego spotkania podkre�lono, jak bardzo nalegam na wszcz�cie �ledztwa. Cho�by na wypadek, gdyby rewelacje Ilina mia�y utkn�� gdzie� w biurokratycznej machinie. Twarz Twilleya zamieni�a si� w mask�. - Pa�skie komentarze mnie obra�aj�, Grafton. Pan sugeruje, �e Agencja jest ostoj� niekompetentnych g�upc�w lub przest�pc�w. - Nie spos�b wygra� wszystkich bitew - odpar� filozoficznie Jake - ale cholernie wa�ne jest to, �eby�my wygrali ca�� wojn�. Mo�e pan rozumie� t� uwag� tak, jak si� panu podoba. To nie by� najlepszy dzie� Jake'a Graftona, a spotkanie z Cokiem Twilleyem nikomu nie poprawi�oby humoru. Admira� wsta� i wyszed� z gabinetu szefa, starannie zamykaj�c za sob� drzwi. Gdy wieczorem dotar� do swego mieszkania w Roslyn, zasta� �on�, Callie, oraz c�rk�, Amy, przy serwowaniu kolacji go�ciom. �ona Ropucha Tarkingtona, Rita Moravia, z trzyletnim synkiem na kolanach, siedzia�a obok Jacka Yocke'a, dziennikarza gazety �Washington Post", kt�rego Graftonowie znali od lat. Yocke przyszed� z wysok�, mniej wi�cej trzydziestoletni� kobiet� w eleganckim �akiecie. Kiedy reporter przedstawi� mu Gret� Fairchild, Jake ruszy� do kuchni za Callie, kt�r� poca�owa� na powitanie. - Jak posz�o w Nowym Jorku? - spyta�a szeptem. - Tak sobie. - Co u niego? - Bez zmian chyba. Nadal strasznie kopci. - Mam nadziej�, �e nie masz nic przeciwko towarzystwu. Nie wiedzia�am, kiedy wr�cisz, a Yocke i Tarkingtonowie byli 28 zaproszeni od tygodni... Rita m�wi�a, �e Ropuch powinien przyj�� lada chwila. - Absolutnie nic przeciwko � odpar� Jake, ca�uj�c �on� po raz drugi. - T�skni�em za tob�, moja pani. - B�d� ostro�ny - powiedzia�a, przygl�daj�c si�, jak Jake zdejmuje sweter i rzuca go na krzes�o. - Fairchild jest prawniczk�, bystr� i jak na m�j gust odrobin� zbyt apodyktyczn�. - Boisz si�, �e mnie pozwie? - Boj� si�, �e wdasz si� w k��tni�. Wygl�dasz tak, jakby� mia� ochot� �u� gwo�dzie i plu� pinezkami. Jake odetchn�� g��boko i u�miechn�� si� od ucha do ucha. * - Teraz lepiej? - spyta�, nie przestaj�c si� u�miecha�. - Lepiej. Id�, usi�d� sobie, a ja przynios� ci wina. Ropusz�tko zeskoczy�o z kolan matki i podbieg�o do Jake'a w chwili, gdy muska� policzek Amy. - Wujku Hake, wujku Hake, zrobi�em dzisiaj kup�! - Mamusia by�a dumna - oznajmi�a Rita, nie przejmuj�c si� �miechem doros�ych. - Oby tak dalej, synku, a zostawisz po sobie �lad na tym �wiecie. - Ale� z ciebie du�y ch�opak � rzek� Jake, bior�c dziecko na r�ce i ca�uj�c na powitanie. Usiad�szy na swoim zwyk�ym miejscu, u szczytu sto�u, posadzi� malca na kolanach. Yocke by� m�czyzn� ros�ym i patykowatym. Szczerzy� z�by do Jake'a, s�uchaj�c opowie�ci trzylatka o toaletowej przygodzie dnia. Kiedy temat zosta� wyczerpany, zagadn�� admira�a. - Nie wiedzia�em, �e w marynarce dosz�o do takiego rozlu�nienia obyczaj�w. D�insy? Co� podobnego. - Pr�bujemy by� na czasie - odpar� beztrosko Grafton, rozpoczynaj�c lu�n� rozmow�. Dowiedzia� si�, �e Greta Fairchild specjalizuje si� w prawie administracyjnym i od pi�ciu lat pracuje w waszyngto�skiej firmie. Pochodzi z Kalifornii i spotyka si� Yocke'em od roku z przerwami. - Czy teraz, kiedy stacjonujecie w Waszyngtonie, masz chocia� troch� wi�cej wolnego czasu? - spyta�a Callie, zwracaj�c si� do Rity. - Tylko w weekendy. No, ale jako� zrobi�am licencj� cywilnego instruktora pilota�u. Tommy Carmellini oczywi�cie zg�osi� si� na pierwszego ucznia. Nie�atwo znale�� na to czas, ale uda�o mi si� da� mu ju� cztery lekcje. 29 - Nadal ci� przera�a? - Ju� nie tak bardzo. Robi post�py i chyba podoba mu si� to zaj�cie. Po lekcjach idzie na piwo z Ropuchem i opowiada mu o wszystkim. Ropuch zjawi� si� kwadrans po Jake'u, nios�c wysokie krzese�ko dla dziecka. U�cisn�� r�ce obecnym, a potem porwa� Amy w ramiona, przechyli� w romantycznym poca�unku i rzuci� na krzes�o obok �ony. C�rka Graftona szybko odzyska�a r�wnowag� i oddech. - Uwielbiam, kiedy Tarkingtonowie przychodz� na kolacj� - powiedzia�a. - Nie by�o ci� dwa dni � wycedzi�a lodowato Rita � i ju� zapominasz, �e to mnie nale�y si� romantyczne traktowanie. Jak mam to rozumie�? - Wsta�, skarbie. Gor�cy doping go�ci i gospodarzy towarzyszy� d�ugiemu, filmowemu poca�unkowi, kt�rym Ropuch uraczy� �on�. Kiedy wreszcie si� roz��czyli, policzki Rity by�y wyra�nie zarumienione. - No i? - spyta� gro�nie Ropuch. - Nadal jeste�my par�? - Niech ci b�dzie, Ropuchu. Siadaj i zachowuj si�. Stary, poczciwy Ropuch, pomy�la� Jake. Rozweseli ka�de towarzystwo. Mrugn�� porozumiewawczo do Callie znad kieliszka z winem. - Czy ja te� powinnam si� spodziewa� takich wzgl�d�w? -spyta�a Fairchild. Jack Yocke po�o�y� r�k� na jej d�oni. - Jestem pewien, �e je�li �adnie poprosisz, Ropuch znajdzie co� dla ciebie w pok�adach wrodzonego czaru � odpar�. Fairchild i pozostali roze�miali si� g�o�no. Tarkington �ci�gn�� syna z kolan szefa i posadzi� na dzieci�cym krzese�ku. Po kolacji Rita upar�a si�, �e pomo�e Callie w doprowadzaniu naczy� do porz�dku, a Ropuch wda� si� w rozmow� z Amy na temat college'u - c�rka Graftona studiowa�a w George-town � Jake za� poprowadzi� Yocke'a do salonu. Greta Fairchild dotrzyma�a im towarzystwa. - Jakie� post�py w wojnie z terroryzmem? - spyta� Yocke. To, �e Graffcon pracowa� w zespole do spraw zwalczania terroryzmu, nie by�o tajemnic�, w przeciwie�stwie do problem�w, kt�rymi zajmowa� si� na co dzie�. Yocke zna� admira�a 30 od lat i wiedzia�, �e nie us�yszy od niego �adnych zastrze�onych informacji; Jake nie nadawa� si� nawet na �anonimowe �r�d�o". W j�zyku dziennikarzy m�wi�o si� o takich ludziach, �e nale�� do g��bokiego t�a. Jake odpowiedzia� na pytanie zwyk�ym wzruszeniem ramion. Yocke zerkn�� na Gret�, kt�ra otwarcie spojrza�a mu w oczy. Nie nale�a�a do kobiet, kt�re bez szemrania daj� si� zamkn�� w kuchni. Yocke da� za wygran� - usadowi� si� wygodnie w fotelu i za�o�y� nog� na nog�. Przez chwil� rozmawiali o polityce. Greta �mia�o wyra�a�a swoje pogl�dy, a admira� s�ucha� z zainteresowaniem. Wreszcie zwr�ci� si� do Yocke'a: - Wi�c co, twoim zdaniem, jest nie tak z CIA? - Stworzono j� po drugiej wojnie �wiatowej po to, �eby mia�a oko na Rosjan. Jej zadaniem by�o zapobie�enie wybuchowi trzeciej wojny �wiatowej; ca�a reszta jej dzia�alno�ci mia�a drugorz�dne znaczenie. - Jednak ludzie Agencji przegapili upadek komunizmu i rozpad Zwi�zku Radzieckiego � zauwa�y� Grafton. � A przecie� by�y to najwa�niejsze wydarzenia polityczne w Rosji od czasu rewolucji w tysi�c dziewi��set siedemnastym. Absolutnie nikt w CIA nie bra� pod uwag� mo�liwo�ci upadku systemu. I nagle bum, sta�o si�, a politycy w Waszyngtonie mogli si� tylko przygl�da� wydarzeniom z szeroko otwartymi ustami. Dlaczego? - Powiem ci tylko, �e wed�ug moich �r�de�... - Oraz twoich w�asnych opinii - wtr�ci�a Greta Fairchild. - Naturalnie - przytakn�� Yocke, nie gubi�c rytmu. - KGB radzi�o sobie doskonale z wy�apywaniem Rosjan, kt�rzy szpiegowali na rzecz Stan�w Zjednoczonych. Niema�y udzia� mieli w tym ameryka�scy zdrajcy, kt�rzy wydawali naszych agent�w za pieni�dze. Dodaj do tego naturaln� niech�� libera��w do dzia�a� wywiadowczych... wszak d�entelmeni nie czytaj� cudzej korespondencji; to przecie� kulturalny imperializm... i w ten spos�b uzyskasz pe�ny obraz instytucji, kt�rej szefom si� zdawa�o, �e wszystkie potrzebne informacje otrzymaj� dzi�ki obrazkom z rozpoznania lotniczego i satelitarnego. Moim zdaniem, Agencja nigdy nie mia�a wystarczaj�co dobrych �r�de� w Moskwie, na wysokim szczeblu, by w por� dostrzec prawdziwy obraz sytuacji. - Jedenasty wrze�nia te� przegapili � mrukn�� Jake. 31 � Z tego co wiem, analitycy z CIA uwa�ali, �e bomba pod�o�ona w piwnicach World Trade Center w tysi�c dziewi��set dziewi��dziesi�tym trzecim nie by�a jednorazowym wybrykiem terroryst�w. Niestety, administracja Clintona nie chcia�a o tym s�ysze�. Potem by� incydent z USS Cole... Tak czy inaczej, struktura Agencji s�u�y temu, by ostrzec nas w por�, �e Rosja szykuje trzeci� wojn� �wiatow�, a nie temu, by podpowiada� nam, kto w meczetach i na bazarach islamskiego �wiata planuje barbarzy�skie akty terroru. � S�dzisz, �e da si� j� zreformowa�? � spyta�a Greta. � Na pewno. Zreorganizowa� i wyznaczy� nowe cele. Mimo to nie wydaje mi si�, by kiedykolwiek dzia�a�a tak dobrze jak dawne KGB. Z czasem Amerykanie, a zw�aszcza politycy, strac� zainteresowanie wojn� z terroryzmem... cholera, wystarczy przejrze� gazety... a przecie� to oni s� klientami, kt�rym s�u�y Agencja. Szczerze m�wi�c, politycy nie maj� specjalnej ochoty p�aci� agentom za wyszukiwanie z�ych wiadomo�ci i nie bardzo lubi� s�ucha�, kiedy zostan� odnalezione. � Jack, jeste� okropnym cynikiem � stwierdzi�a Greta, mrugaj�c do gospodarza. - A co z FBI? Dziewi�tnastu sabo-ta�yst�w-samob�jc�w dzia�a�o spokojnie w kraju, a nikt nie mia� o tym poj�cia. J. Edgar Hoover pewnie kopie wieko trumny ze z�o�ci. � Za�o�� si�, �e tak � mrukn�� Jake. Rozmowa toczy�a si� ju� nowym torem, kiedy Amy stan�a w drzwiach i obwie�ci�a: � Ciasto i lody! Richard Doyle mieszka�, jak przysta�o na przedstawiciela klasy �redniej, w �redniej wielko�ci domu z trzema sypialniami, dwiema �azienkami oraz jednym dwustanowiskowym gara�em, gdzie� na bezkresnych przedmie�ciach, jakich wiele w Wirginii. Na s�siednich dzia�kach sta�y bardzo podobne domostwa, tworz�c kr�t� lini� zabudowy wzd�u� wysadzanej drzewami, trzypasmowej alei. Ca�a dzielnica pe�na by�a podobnych ulic o niezliczonych zakr�tach, usianych garbami powstrzymuj�cymi przed rozwijaniem nadmiernej pr�dko�ci -s�owem by�a to okolica typowa dla podmiejskiego pejza�u na zach�d od Potomacu. Doyle'owie mieli w ogrodzie basen wzniesiony ponad po- 32 ziom ziemi. Zam�wili go przed laty z my�l� o dzieciach, kt�re by�y wtedy ma�e. Teraz jednak nastolatki wola�y odwiedza� wi�kszy, komunalny basen, by spotyka� si� z r�wie�nikami, tote� ten ogrodowy od �adnych paru sezon�w �wieci� pustk�. Martha Doyle zajmowa�a si� sprzeda�� nieruchomo�ci. Jej biuro, nale��ce do og�lnokrajowej sieci, mie�ci�o si� w lokalnym pasa�u handlowym. Je�dzi�a nowym, bia�ym lexusem; zazwyczaj wozi�a nim klient�w, kt�rzy pragn�li obejrze� lokale z oferty. Wydatki, jakie ponosi�a na utrzymanie wozu, pozwala�y uzyska� co roku ca�kiem przyjemny odpis podatkowy. W�r�d ludzi poszukuj�cych domu wielu by�o pracownik�w instytucji rz�dowych, takich jak jej m��, a tak�e przedstawicieli firm konsultingowych i z sektora obronnego, kt�re cz�sto sprzedawa�y swe us�ugi i towary za pa�stwowe pieni�dze. Niekt�rzy pracowali w firmach z dzia�u nowych technologii, mieszcz�cych si� na zach�d od obwodnicy. Tak czy owak, Martha Doyle mieszka�a w doskona�ym miejscu, je�li chodzi o obracanie nieruchomo�ciami. Niewielu ludzi posiada�o tu dom d�u�ej ni� trzy, cztery lata, a ci�g�e zmiany nap�dza�y koniunktur� jak nigdzie indziej. Martha nale�a�a do klubu mi�o�nik�w s�uasha i kilku r�nych lokalnych organizacji spo�ecznych. Do��czy�a do nich, gdy zrozumia�a, �e nawi�zywane w ten spos�b kontakty powa�nie wyd�u�aj� list� potencjalnych klient�w. Doyle'owie nale�eli te� do ko�cio�a. Uczestniczyli we mszach kilka razy w miesi�cu i przy okazji wa�niejszych �wi�t. Tego, czy motywacj� dla ich zainteresowania religi� jest lista pani Doyle, czy mo�e prawdziwa potrzeba serca, nie wiedzia� nikt. Richard Doyle pracowa� dla CIA, ale �aden z jego s�siad�w, nawet pastor, nie mia� o tym bladego poj�cia. �ona oczywi�cie wiedzia�a, ale nigdy nikomu o tym nie wspomina�a. Oboje odpowiadali na pytania nowo poznanych os�b og�lnikowym �dla rz�du" i nie kontynuowali tematu. Je�eli trafi� si� kto� wyj�tkowo dociekliwy, wyja�niali, �e Richard jest pracownikiem administracji og�lnej, powszechnie nielubianego urz�du, kt�ry zajmowa� kilka poka�nych pa�stwowych biurowc�w. W zasadzie niewiele odr�nia�o Doyle'�w od dziesi�tk�w tysi�cy ludzi mieszkaj�cych w podobnych domach i podobnych dzielnicach tego regionu, poza jednym szokuj�cym faktem: Richard Doyle by� szpiegiem. 33 �aden z jego przyjaci� i s�siad�w nie zna� tej niezwyk�ej tajemnicy, nie zna�a jej nawet jego �ona. Od pi�tnastu lat przekazywa� sekrety Agencji wys�annikom KGB, a ostatnio SVR. P�acono mu za t� zdrad�, ale nie para� si� szpiegostwem dla pieni